Tumgik
#metalowe nogi
meble-online · 2 years
Text
Prostota i wygodność – Krzesło JOY od Wisła Furniture
Krzesła są jednym z najważniejszych elementów wyposażenia domu. Ich wybór ma ogromny wpływ na komfort codziennego życia, a także estetykę pomieszczenia. Wszyscy, którzy szukają krzeseł o niebanalnym designie i wygodnym siedzisku, powinni zwrócić uwagę na model JOY z czarną podstawą. To nowoczesne, dość proste krzesło, które świetnie pasuje do każdego wnętrza. Metalowe nogi w kolorze czarnym nadają mu niepowtarzalnego charakteru, a siedzisko z welurowej tapicerki zapewnia wygodę użytkowania. JOY to klasyka, która pasuje zarówno do salonu czy jadalni, jak i do kawiarni czy restauracji. Jest dostępny w wielu wersjach kolorystycznych, więc każdy znajdzie odpowiedni wariant, który będzie pasował do jego wnętrza. JOY to produkt stworzony przez firmę Wisła Furniture, która od lat dostarcza najwyższej jakości meble i oświetlenie. Firma jest marką należącą do koncernu MCH Jankowice SA, który działa na rynku meblarskim od 1966 roku. Przez lata Wisła Furniture zdobyła uznanie na całym świecie za wyjątkowo zaprojektowane i wykonane meble. Wybierając produkty tej marki, można mieć pewność, że będą one służyły przez wiele lat i będą się dobrze prezentowały w wybranym wnętrzu. Wisła Furniture jest także znana z tego, że czerpie inspiracje z różnych kultur, by stworzyć bogatą ofertę produktów. Dzięki temu można odnaleźć produkty, które wyrażają szczególne zainteresowania lub temperament. Krzesło JOY jest doskonałym przykładem takiego wyjątkowego projektu.
1 note · View note
mebleioswietlenie · 2 years
Text
Designerski fotel marki Amelius – funkcjonalny i trwały mebel dla Twojego wnętrza
Designerski fotel marki Amelius jest idealnym wyborem do każdego mieszkania. Atrakcyjny wygląd sprawia, że pasuje do każdego stylu, a jego komfortowe siedzisko z pewnością zapewni wygodę w każdym wnętrzu. Niezależnie od tego, czy wybierzesz wersję z drewnianymi, czy metalowymi nogami, to mebel będzie balansował pomiędzy elegancją i stylami skandynawskimi. Ten designerski fotel to dzieło marki Amelius. Firma wywodzi się z Brisbane w Australii, gdzie została założona w 2008 roku, przez zespół projektantów, który wykorzystał swoje umiejętności tworzenia mebli, aby stworzyć ekskluzywny i nowoczesny design. Od tamtego momentu firma używa najnowocześniejszych materiałów do wykonywania mebli, które są funkcjonalne, wygodne i trwałe. Amelius wkłada wiele wysiłku w tworzenie swoich produktów i stara się dostarczać jak najlepsze możliwe rozwiązania. W celu poprawy jakości i komfortu, producent korzysta z nowoczesnych materiałów, takich jak skóra syntetyczna, tworzywa sztuczne i różnego rodzaju drewna. Wszystkie meble są starannie wykonane z zastosowaniem najwyższych standardów jakości i wykończone w trwałych i wytrzymałych materiałach. Dodatkowo, Amelius oferuje swoim klientom szeroki wybór oświetlenia. Firma oferuje nowoczesne i designerskie lampy, które są tak samo piękne, jak ich meble. Wytrzymałe i wysoce wydajne oświetlenie sprawi, że pomieszczenie zyska na przytulności i wyglądzie. Oświetlenie Amelius jest doskonałym sposobem na uzyskanie jasnego i stylowego światła, które stworzy przytulną atmosferę. Kolekcja mebli i oświetlenia marki Amelius to fantastyczny wybór dla wszystkich poszukujących pięknego i przytulnego wnętrza. Z połączenia designerskiego designu i wysokiej jakości materiałów, firma oferuje trwałe i funkcjonalne produkty, które będą wyglądać świetnie przez długie lata. Wszystkie produkty są zaprojektowane z myślą o wygodzie i najwyższym standardzie jakości, dzięki czemu można być pewnym, że każda zakupiona rzecz zostanie z Tobą na lata.
0 notes
dekoratornia · 2 years
Text
Meble i oświetlenie - must have w nowoczesnym wnętrzu: Actona - loftowy stół Seaford 160x80cm
Meble i oświetlenie – absolutne must have w nowoczesnym wnętrzu Meble i oświetlenie to bez wątpienia dwa najważniejsze elementy wyposażenia Twojego domu. Kiedy wraz z całą rodziną planujesz aranżację mieszkania, warto zastanowić się nad wyborem idealnych mebli, które nie tylko będą pasować do wyglądu pomieszczenia, ale również będą praktyczne w codziennym użytkowaniu. Ważnym elementem wyposażenia każdego domu jest również odpowiednie oświetlenie. To ono odpowiada za nastrój i klimat wnętrza, dlatego warto zastanowić się nad wyborem takich lamp, które wpiszą się w styl Twojego wystroju. Jeżeli szukasz ponadczasowego stołu do jadalni, jednym z najlepszych wyborów okaże się stół marki ACTONA – loftowy stół prostokątny Seaford 160x80cm. Jest to czarno-drewniany stół w rozmiarze 160x74x80 cm, stworzony z płyty melaminowej w kolorze wild oak, z metalowymi czarnymi nogami w matowym wykończeniu. Ten model doskonale wkomponuje się w nowoczesne, jak i uniwersalne wnętrza. Głównym celem marki ACTONA jest łączenie estetycznego designu z wysoką jakością tworzonych produktów. Marka ta powstała w Danii, a zyskała fanów na całym świecie dzięki meblom, które są wykonane z dbałością o każdy szczegół. Zastosowane w produktach ACTONA materiały są trwałe i łatwe w utrzymaniu czystości. Ponadto producent zapewnia 5 lat gwarancji na ich produkty. Przy zakupie produktu, możesz być pewien, że będziesz cieszyć się nim przez wiele lat.
0 notes
twojewnetrza · 2 years
Text
Oświetlenie, które doda każdemu wnętrzu klimat - Good Home Lighting i regał Seaford 2
Wiele osób zadaje sobie pytanie - jak uzyskać odpowiedni klimat w mieszkaniu? Można go uzyskać wybierając odpowiednie meble oraz oświetlenie. Regał Seaford 2 jest doskonałym przykładem, jak za pomocą prostych elementów można stworzyć piękny styl w swoim domu. Ten oryginalny regał wsparta jest na czarnych, metalowych nogach i przepięknie wygląda w połączeniu z półkami wykonanymi z płyty MDF i okleiną imitującą drewno. Uzupełnieniem klimatycznego wystroju wnętrza jest odpowiednie oświetlenie. Właściwie dobrane lampy i żarówki będą w stanie wyeksponować piękno Regału Seaford 2 i nadać wnętrzu odpowiedni klimat. W zależność od aranżacji i gustu można wybrać lampy stojące, kinkiety lub reflektory. Wybierając produkty z oferty producenta Good Home Lighting zyskujemy pewność, że będą one trwałe, bezpieczne i wytrzymałe. Good Home Lighting to firma produkująca oświetlenie i akcesoria oświetleniowe. Została założona w 2006 roku i od tamtej pory produkty marki Good Home Lighting są dostępne w ponad 40 krajach na całym świecie. Firma stawia na jakość, a jej produkty cechują się starannym wykonaniem i kunsztownym detalem. Szeroka gama produktów marki Good Home Lighting obejmuje oświetlenie wnętrz, oświetlenie ogrodowe, oświetlenie dekoracyjne, lampy naprawcze i części zamienne. Każdy produkt jest starannie zaprojektowany, aby zapewnić trwałość i naturalny efekt. Dzięki różnorodności produktów oraz połączeniu nowoczesnego i klasycznego designu, marka Good Home Lighting wyróżnia się na tle innych producentów. Firma oferuje także różne opcje zamawiania produktów, od sprzedaży detalicznej do hurtowej. Oferuje również szybką wysyłkę produktów i niskie koszty dostawy, co sprawia, że marka Good Home Lighting jest popularna na całym świecie, szczególnie wśród wymagających klientów. Regał Seaford 2 jest doskonałym przykładem, jak za pomocą prostych elementów można stworzyć piękny styl w swoim domu. Jego czarne, metalowe nogi zostały zestawione z półkami z płyty MDF i okleiną imitującą drewno, co tworzy oryginalny i elegancki design. Aby uzyskać wyjątkowy efekt, należy połączyć go z odpowiednim oświetleniem. Firma Good Home Lighting jest odpowiednim partnerem do tego celu, ponieważ oferuje szeroki wybór lamp i żarówek, aby uzyskać pożądany efekt. Przy wyborze oświetlenia od Good Home Lighting możemy mieć pewność, że będzie ono trwałe, bezpieczne i wytrzymałe.
0 notes
ostolarstwie · 2 years
Text
Elegancka komoda Victoria - meble marki VICTORIA, tworzone z naturalnych materiałów
. Kiedy urządzamy dom, meble i oświetlenie odgrywają kluczową rolę. W tym celu powstała kolekcja mebli Victoria, która wprowadzi do wnętrza ciekawy akcent. Kolekcja składa się z szafek, komód, toaletek i lustrzanych konsolek. Każdy mebel został zaprojektowany z dbałością o szczegóły, dzięki czemu stanowić będzie wyjątkową ozdobę wnętrza. Komoda Victoria to kolejny mebel z tej kolekcji. Wyróżnia się swoją wysokością oraz wąską bryłą. Posiada pięć szuflad, które przechowają wszystkie potrzebne drobiazgi. Uchwyty do szuflad są czarne i wykonane z metalu. Blat komody jest wykonany z MDF-u, który imituje słoje drewna. Mebel posiada wygięte cztery nogi, co dodatkowo nadaje mu przytulnego charakteru. Idealnie sprawdzi się w pomieszczeniach w stylu „shabby chic”. Komoda Victoria to produkt marki VICTORIA. Firma została założona przez rodzinę Pabianickich w 1994 roku. Od samego początku realizowała jeden cel – dostarczać swoim klientom najwyższej jakości meble oraz wyrafinowane oświetlenie. Firma VICTORIA posiada szeroką ofertę skierowaną do klientów, którzy cenią sobie piękne i trwałe produkty, tworzone z naturalnych materiałów. Każdy produkt, w tym komoda Victoria, jest produkowany w oparciu o wymagające standardy jakości. Współpracuje z firmami, które dokładnie przestrzegają wszelkich wymagań i procedur, aby zagwarantować najwyższą jakość produktów i usług. Dzięki swojej ofercie i wysokiej jakości produkty firma Victoria jest popularna wśród klientów z całej Europy.
0 notes
meble-do-salonu · 2 years
Text
sztuka. Temat mebli i oświetlenia jest wyjątkowo szeroki, a wiele produktów jest dostępnych na rynku. Jedną z najlepszych opcji, jeśli chodzi o wybór mebli i oświetlenia, jest firma Arne Jacobsen - producent znany z tworzenia designerskich produktów połączonych z wysoką jakością. Słynny fotel Egg marki Arne Jacobsen to nowoczesny fotel, który zyskał popularność wśród architektów, którzy wykorzystują go w swoich aranżacjach wnętrz. Fotel o oryginalnej formie inspirowany jest jednym z najbardziej znanych projektów na świecie. Powstał on w 1958 roku i był jednym z pierwszych projektów marki Arne Jacobsen dla hotelu Radisson SAS w Kopenhadze. Fotel egg wykonany jest z tworzywa syntetycznego - syntetycznego kaszmiru - który jest w 100% wolny od przetarć. Składa się on z połączenia wełny i poliestru w stosunku 20:80, dzięki czemu jest gładki i miękki w dotyku. Siedzenie i oparcie mają ergonomiczny kształt, a wszystkie elementy fotela - chromowane metalowe przyciski po bokach oraz nogi - wykończone są w sposób elegancki i dopracowany. Fotel jest obrotowy, a dzięki funkcji kołyski, służy także do relaksacji. Wymiary opakowania to 103 cm x 85 cm x 65 cm i w kartonie może się zmieścić jedna sztuka fotela jajo. Jeśli chodzi o producenta mebli i oświetlenia Arne Jacobsen, to jest on znanym duńskim projektantem z lat 80. XX wieku. Jego designerski styl zainspirował wielu architektów i ludzi z branży wnętrzarskiej. Jak podkreśla sam projektant, szczególny nacisk kładł on na funkcjonalność, trwałość, prostotę oraz estetykę produktu. Głównym celem Arne Jacobsen było tworzenie produktów, które są wyrafinowane i funkcjonalne, ale nadal stanowią uzupełnienie ogólnego wnętrza. Arne Jacobsen opracował także koncepcję skandynawskiego stylu, który zawiera elementy minimalizmu, zwrócone ku naturze, zapewniając ludziom przyjemne i komfortowe wnętrza. Obecnie firma Arne Jacobsen współpracuje z wieloma renomowanymi projektantami, producentami mebli, oświetlenia i dywanów. Sprzedaje swoje produkty na całym świecie i jest ceniona za jakość materiałów, z których są wykonane, a także za styl i profesjonalizm.
0 notes
dom-i-ogrod · 2 years
Text
Odmień swój dom dzięki designerskim fotelom by-Tom
Fotele to meble, na których spędzamy większość czasu w naszych domach. Są one siedziskiem, w którym możemy wygodnie odpocząć, czytać, oglądać telewizję i relaksować się. Często są one również elementem dekoracyjnym, ponieważ styl i kolor tapicerki dodają wnętrzu specyficznego charakteru. Właśnie dlatego powstał nasz innowacyjny fotel by-Tom, który idealnie wpasuje się w każde wnętrze. Fotel by-Tom jest produktem firmy By-Tom Design Studio, która została założona w 2016 roku przez Bartka i Janka Tomczaków. Firma specjalizuje się w tworzeniu designerskich i oryginalnych mebli i oświetlenia. Projektują niezwykłe meble i lampy, które współpracują z każdym stylem wnętrza, dodając wyjątkowego charakteru. Mebel jest wykonany z wysokiej jakości materiałów, takich jak skóra naturalna, sztuczna skóra i tapicerka, dzięki czemu jest trwały i wytrzymały. Dodatkowo, kształt i kolor fotela można dostosować do konkretnych potrzeb klientów. Fotel by-Tom jest wyposażony w wygodne i przyjemne oparcie i siedzisko, które zapewniają optymalny komfort siedzenia. Dodatkowo, designerskie nogi metalowe dodają lekkości i delikatności całej konstrukcji. Wygodne fotele można również wyposażyć w podnóżki, mocowane zarówno z boku, jak i z przodu fotela. Dzięki temu fotel staje się idealnym miejscem do wypoczynku i relaksu. Wszystkie dostępne modele foteli są dostępne w różnych kolorach i wersjach stylistycznych. Możesz wybrać model odpowiedni dla swojego wnętrza - fotele retro, fotele uszaki czy wygodne fotele z podnóżkiem. Jeśli szukasz najlepszych mebli i oświetlenia w najwyższej jakości, to marka By-Tom Design Studio jest idealnym wyborem. Możesz odwiedzić nasz showroom w Katowicach, aby zobaczyć nasze produkty. Sięgnij po designerskie meble i oświetlenie By-Tom Design Studio i odmieni wystrój Twojego domu dzięki wyjątkowemu miejscu do relaksu, takiego jak fotel by-Tom.
0 notes
Text
Stół Wilma - doskonałe połączenie trwałości i nowoczesnego designu z oferty firmy VOX
Wszystkim amatorom mebli i oświetlenia mamy dziś do zaoferowania coś naprawdę wyjątkowego. Przedstawiamy Wam stół Wilma, czyli doskonałe połączenie trwałego, wytrzymałego drewna i metalowej podstawy. Wykonany z litego dębu, blat został oklejony okleiną imitującą dokładnie tego dębu. Z kolei metalowe, matowe nogi w kolorze czarnym malowane proszkowo, nadają całości nowoczesnego charakteru. Świetnym rozwiązaniem jest wykorzystanie go w każdym wnętrzu, zarówno tym hotelowym, gastronomicznym, jak i prywatnym. Waga stołu to raptem 14,9 kg, a maksymalna ilość sztuk w kartonie wynosi 1. Naszym celem jest dostarczenie Wam produktów w najwyższej jakości, dlatego współpracujemy tylko ze sprawdzonymi producentami. Przedstawiamy Wam firmę VOX, która powstała w 1992 roku i od tego czasu zebrała już całą masę pozytywnych opinii. Specjalizuje się ona w produkcji mebli i oświetlenia, dzięki któremu możecie mieć pewność, że każdy z Was znajdzie coś dla siebie. Oferuje ona wszystkie elementy wyposażenia wnętrz od lamp, krzeseł, stolików, sof aż po łóżka i dodatki. Każde z ich artykułów, w tym również stół Wilma, charakteryzuje się najwyższą jakością wykonania i trwałością. Firma dba również o to, by oferować produkty w przystępnych cenach, dzięki którym ich meble i oświetlenie są dostępne dla każdego. Jeśli szukacie czegoś, co pozwoli Wam udoskonalić swoje wnętrza, zachęcamy do zapoznania się z ofertą firmy VOX. Stół Wilma to tylko jeden z wielu produktów, jakie możecie u nich znaleźć. Więcej szczegółów i informacji na temat oferowanych produktów oraz możliwości skontaktowania się z firmą znajdziecie na ich stronie internetowej. Nie zwlekajcie, odwiedźcie ją i przekonajcie się sami, że to właśnie oni są w stanie zaspokoić Wasze oczekiwania.
0 notes
linkemon · 3 years
Text
Kyōtani Kentarō x Reader
Tumblr media
Oikawa chce koniecznie wygrać mecz i nie cofnie się przed niczym. W tym celu jest nawet gotowy zabawić się w swatkę...
Praca znajduje się też na Wattpadzie (pod tym samym nickiem). Beta: Dusigrosz
Dodatkowe informacje: 1. Kyōken — przezwisko nadane Kyōtaniemu w anime przez Oikawę, oznacza wściekłego psa.
— [Reader]-chaaan! — Z końca korytarza dobiegł donośny, przesłodzony głos. — Tutaj jesteś.
��� Dzień dobry, Oikawa-senpai.
Dziewczyna była szczerze zdziwiona. Król szkoły zazwyczaj znajdował się w otoczeniu swojego fanklubu. Tym razem przybył sam. W dodatku nie znali się zbyt dobrze. Trzecioklasiści rzadko miewali do czynienia z niższymi klasami poza zajęciami w klubach.
— Musisz przyjść na nasz mecz — wypalił.
To sprawiło, że zdziwiła się jeszcze bardziej. Nie wiedziała, jak wyjść z sytuacji. W teorii starszym rocznikom nie wypadało odmawiać. Słyszała o wyczynach flirciarza i nie miała najmniejszej ochoty pakować się między jego fanki. Każde podejrzenie oznaczało zazdrosne spojrzenia. Mogło się też wiązać z późniejszymi nieprzyjemnościami.
— Ale ja nie lubię siatkówki — chrząknęła nerwowo.
— Przecież już raz byłaś na naszym... AŁAAA — zawył Oikawa.
[Reader] rozpoznała osobę, która uderzyła go w głowę. Był to jego kolega z drużyny — Iwaizumi.
— Znowu męczysz kouhaiów, Shittykawa? — Pociągnął go za ucho.
— To nie tak, Iwa-chan — załkał jak na zawołanie.
Dziewczyna zastanawiała się, jak można tak szybko przywołać łzy. Nie wątpiła, że kapitan Aobajohsai jest w tej kwestii mistrzem.
— Ja tylko chciałem, żeby Kyōken-chan dobrze zagrał... — chlipnął.
— Przepraszam za niego. — Hajime skłonił się, zmuszając do tego samego przyjaciela.
— Nic się nie stało — odparła.
Czuła się niezręcznie. W końcu nie na co dzień przepraszało ją aż dwóch starszaków naraz.
— Bylibyśmy wdzięczni, gdybyś mimo wszystko przyszła na trening.
— Skąd to zaproszenie? — Zaczęła się nerwowo bawić palcami.
Uczniowie kierowali się już na swoje lekcje. Nie mogła się spóźnić na kaligrafię. Yamahama-sensei traktowała swoje zajęcia bardzo poważnie i nie znosiła żadnego rodzaju odstępstw.
— Będę z tobą szczery — zaczął Iwaizumi, odprawiając Oikawę w stronę ich klasy. — Kyōtani-kouhai wydaje się być spokojniejszy, kiedy jesteś na trybunach. Z jego wybuchową osobowością możemy mieć poważne problemy w następnym meczu. Pomóż nam. — Ukłonił się kolejny raz. — Możesz zabrać kogoś ze sobą, jeśli chcesz, tylko proszę, przyjdź.
[Reader] dziwnie było przyjąć do wiadomości, że chłopak mógłby być wybuchowy. Co prawda chodzili do innych klas, ale gdy się spotykali, zawsze wydawał jej się raczej spokojny.
— W porządku. — Pokiwała głową. — Jeśli to ma mu... to znaczy wam pomóc wygrać, to zgoda.
— Wielkie dzięki. Zaczynamy o szesnastej na sali! — Chłopak zniknął za rogiem.
***
Stos pudeł wypełnionych książkami zasłaniał [Reader] cały szkolny korytarz. Nieuniknione było zderzenie się z kimś prędzej czy później.
— Uważaj, jak chodzi... — Kyōtani zatrzymał się wpół zdania.
Chłopak normalnie nakrzyczałby na każdego, kto na niego wpadł. Nieważne, czy był to trzecioroczniak, czy nauczyciel (choć w tym drugim wypadku zazwyczaj kończył sprzątając klasę za karę).
Tym razem jednak sytuacja wymagała pohamowania się. Na podłodze, wśród stosu podręczników, leżała [Reader]. Chodzili do przeciwległych klas, ale Kentarō przyglądał się jej już od jakiegoś czasu. Jak dotąd nie nadarzyła się żadna okazja, żeby z nią porozmawiać. Przed pierwszym krokiem powstrzymywała go informacja zasłyszana kiedyś przez przypadek w przerwie śniadaniowej — podobno dziewczynie podobali się spokojni i grzeczni uczniowie. Nie miał jak sprawdzić, czy to prawda, ale postanowił, że nie chce niczego zepsuć. Zwłaszcza że zdawał sobie sprawę ze swojego raczej trudnego charakteru.
Bez słowa wyciągnął rękę. Została przyjęta z wdzięcznością, w akompaniamencie przeprosin i ukłonów.
— Nic się nie stało. — Podrapał się na karku.
Przedstawił się po czym zaproponował pomoc w niesieniu pudeł.
— Kyōtani-kun, nie musisz nieść wszystkiego. Mogę wziąć kilka od ciebie.
— Co taka wątła dziewczyna może unieść?
Wiedział, że prędzej czy później nie będzie mógł się powstrzymać. Jego charakter zawsze w końcu wychodził na wierzch. Miał ochotę strzelić sobie w twarz za to, że się zapomniał.
Ku jego zdziwieniu, [Reader] roześmiała się.
— Masz rację. Słyszałam, że grasz w siatkówkę. Z takimi mięśniami równie dobrze możesz to wszystko dźwigać.
Poczuł, jak gorąco wstępuje mu na policzki, i zasłonił się kartonem. Miał nadzieję, że nic nie było widać.
— Lubisz siatkówkę?
— Nie. Szczerze mówiąc, to nie za bardzo przepadam za sportem, ale moja przyjaciółka jest fanką szkolnej drużyny. Chodzi na każdy mecz, w którym gra Oikawa-senpai.
— Możecie kiedyś przyjść na nasz trening. Zazwyczaj gramy po piętnastej.
— Serio? Byłoby super.
— To tutaj — powiedział, żałując, że klasa nie znajdowała się na drugim końcu szkoły.
— Dzięki za pomoc! I do zobaczenia jutro.
***
— Spóźnię się... no dalej...— Dziewczyna bezskutecznie wciskała guziki automatu.
Połknął już sporo jenów a metalowe sprężyny ani drgnęły.
Drugoklasistka nie chciała zostać głodna. Miała przed sobą trudny test. Burczący brzuch w niczym by jej nie pomógł.
— Odsuń się — usłyszała za sobą.
Kentarō zamachnął się i z całej siły kopnął maszynę. Wyleciała z niej równowartość wszystkich wrzuconych przez [Reader] pieniędzy.
Chłopak odwrócił się, oczekując reakcji. Przeraził go widok dziewczyny stojącej z szeroko otwartymi oczami. Obawiał się, że zaraz zbeszta go za niszczenie sprzętu. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
— Wow! Zupełnie jak na filmach. — Zachwycona wyjęła batoniki i gazowane napoje. — Weź puszkę w ramach podziękowania.
— Dzięki, ale to nic takiego. — Odchrząknął. — Zawsze się zacina. Jakbyś miała jeszcze kiedyś problem, to uderz mocno. Albo... możesz zajrzeć do mojej klasy i przyjdę ci pomóc.
— Będę pamiętać... Kyōtani-kun, nie idziesz w złą stronę? — Uniosła brew.
Chłopak dopiero po pytaniu zdał sobie sprawę, że nogi niosą go z daleka od sali, do której zmierzał.
— Tak się składa, że też idę w tym kierunku...
***
— Co ty dzisiaj taki spokojny? — spytał Yahaba, ćwicząc odbiór.
— Bo [Reader]-san jest na trybunach — odpowiedział ktoś z drużyny.
— Zawsze jestem spokojny! — Kentarō uderzył w piłkę z taką siłą, że dało się słyszeć głośny plask o rękę.
Czuł palący dłoń ból. Przyzwyczaił się do wyładowywania złości na boisku. Siatkówka świetnie nadawała się do tego celu.
— Tak, tak... Ale lepiej, żeby ci ten gniew przeszedł, bo twoja dziewczyna patrzy — zaśmiał się rozgrywający.
— Nie jest moją dziewczyną! — Zaserwował w stronę Shigeru.
Zamierzał zetrzeć mu z twarzy uśmieszek. W ostatniej chwili jednak przypomniał sobie, że powinien się zachowywać i zmniejszył nacisk.
Zazgrzytał zębami.
Nadszedł początek meczu. Nie czuł się najlepiej ze świadomością bycia ograniczonym. Zabrzmiał gwizdek oznajmiający, że pora, by zaserwował.
Ku zdziwieniu chłopaka, między krzykiem kibiców usłyszał głośne:
— Kyōtani-kun, rozwal ich wszystkich!
To [Reader] darła się bardzo głośno, machając w jego stronę.
Uśmiechnął się.
— Taki mam zamiar! — odpowiedział, wyskakując wysoko w górę.
— As serwisowy dla drużyny Aobajōsai!
***
— To ty wymyśliłeś, że [Reader] lubi — Hajime nakreślił cudzysłów w powietrzu — grzecznych chłopaków?
— Iwa-chan, jestem kapitanem tej drużyny. Mówiłem, że wygramy ten mecz, nieważne co. — Oikawa puścił koledze oko, po czym wrócił do rozgrzewki.
— Czasem się zastanawiam, czy jesteś aż tak genialny, czy aż tak głupi...
7 notes · View notes
akreacja · 3 years
Text
07; pieśń o awersji
Tumblr media
07; pieśń o awersji
Wyjaśnienia słów parę: przedstawienie godne podziwu.
...
2014 - minął rok od debiutu BTS.
Klasa wrzała od głosów zrzędzących, zmęczonych, wygłodzonychnastolatków.
Osamotniony tkwiłem w ostatnim rzędzie ławek, tuż obok okna. Lewą dłonią mechanicznie wkładałem do swoich ust duże kawałki jedzenia.
Danie to nie należało do wykwintnych, trochę ryżu i mięsa, które odmówiłem sobie podczas wczorajszej kolacji i z ciężkim sercem spakowałem do szklanego pojemnika.
W dormie trainee nie było nikogo, kto gotowałby świeże śniadania, ba, nikt nie miał na to czasu o poranku. Ceniła się wtedy każda minuta poświęcona na odpoczynek po wielogodzinnych próbach i nikt nie składał w ofierze swojego samopoczucia za darmo. Jedzenie mniejszych ilości wieczorami stopniowo przeradzało się z ostateczności w zwyczaj, aż w końcu zakwitnęła we mnie sztuka ignorowania ssącego uczucia żołądka. Musiałem jednak coś przekąsić z rana.
Swego czasu, niedoświadczony i świeżo przeprowadzony do Seulu zapomniałem o ‘śniadaniu’, a następnie zemdlałem z braku witamin w organizmie. Jeden z bardziej stresujących momentów mojego życia - wizja przerwy od ćwiczeń dyktowanej przez lekarza, a następnie wyrzucenie z wytwórni, bo nie pojawiał się u mnie progres, wciąż mąciła mym umysłem, kiedy podejmowałem tę ważną decyzję o zapadnięciu zmierzchu.
Prawą dłonią wściekle pisałem kolejne słowa zadania podyktowanego mniej niż dziesięć minut temu.
Miałem nadzieje skończyć całą pracę jeszcze w szkole, żeby nie ślęczeć nad nimi w ciemnościach. Szczęście spadło na mnie tamtego dnia - dwie ostatnie lekcje zostały odwołane. Dysponowałem więc możliwością spokojnego powrotu do budynku Big Hitu i oddania się wszelakim przygotowaniom. Pewnością było, że nawet z dodatkowymi godzinami w rękawie, w napiętym grafiku nie byłoby chwili na odrabianie pracy domowej. Trenerzy, widząc moją pochyloną sylwetkę nad książkami, wynajdywali nagle dodatkowe zajęcia. Byłbym zmuszony do pracy w późnych godzinach wieczornych, kiedy ani ciało, ani umysł nie działałyby prawidłowo.
Dodatkowo ta pustka odczuwalna mimo pełnych pomieszczeń naszego dormu. Niektórzy zostali posypani dodatkową szczyptą szczęścia podczas narodzin i znajdowali znajomych, którzy dzierżyli ciężar wzajemnych problemów, do czasu aż któryś z nich nie został wyrzucony. Większość jednak wolała skupić się na własnych celach i nie rozpraszać się błahostkami. Ile godzin spędziłem na zaszywaniu się w kanciapach ciemnych korytarzy wytwórni, nie chcąc wracać do tych pełnych, zimnych łóżek, w których leżały dusze równie suche i egoistyczne, wiem tylko ja sam.
A w klasie zgrane paczki przyjaciół narzekały na trudne lekcje, bezlitośnie plotkowały o kimkolwiek, kto padł ofiarą ich spojrzenia i cieszyły z chwili wolnego czasu, popijając lemoniadę arbuzową i americano na wynos przez metalowe rurki. Zewsząd dało się usłyszeć oburzone okrzyki popychających się nawzajem dzieciaków, narcystyczne pochwały rzucane między sportowcami i niezrozumiałe dla mnie równania matematyczne płynące falami od uczniów pomagających sobie nawzajem. Niektórzy spacerowali, niektórzy spali, niektórzy przeglądali media społecznościowe. Moje nozdrza zapełniał drażniący zapach jedzenia, potu i duszących, słodkich perfum.
Podczas kiedy inni oczyszczali swoje umysły od nadmiaru nowej wiedzy, ja zmuszałem pulsującą tępym bólem dłoń do wykonania jeszcze kilku ruchów, by skończyć zdanie. Odłożyłem długopis i ciągle wędrując pałeczkami od moich ust do pojemnika, machałem dłonią piszącą w powietrzu. Nie pozwoliłem sobie jednak na dłuższą przerwę i ignorując palenie w nadgarstku pisałem dalej.
Wiedziałem, że szum jadącego pociągu będzie akompaniował mi w uszach podczas robienia zadania zleconego na następnej lekcji, ale nie zraziło mnie to do pracy. Czekał mnie wówczas ważny dzień.
Zanim poznał mnie z nimi sam CEO Big Hitu, sam kilka razy przelotnie wpadłem na BTS w labiryncie korytarzy i pomieszczeń wytwórni.
Jedyna zadebiutowana grupa BigHitu - mimo, że nie mieli jeszcze wielu fanów, w budynku każdy ich znał. Każdy zazdrościł, że udało im się osiągnąć własne cele, że udało im się zadebiutować. Nie miało znaczenia w jakim pomieszczeniu byś się znalazł, zewsząd usłyszałbyś lekceważące wymysły na ich temat. Nikt nie utrzymywał z nimi głębszej relacji - byli tajemnicą, legendą dla niedoświadczonych dzieciaków jak ja. Nie tylko wytwórnia trzymała nas osobno i dbała o brak rozproszeń z obu strony, ale po debiciue sława przyspieszała, analogicznie więc i treningi musiały zmienić swoją, i tak już absurdalną, częstotliwość.
Seokjina poznałem, kiedy zdesperowany wrzucałem monety do automatu z przekąskami.
Był to czas, kiedy uniżając się przed szatanem wepchnąłem w siebie całą kolację, a cały następny ranek odpokutowałem poprzez nieznośne nudności z głodu. Docierając do budynku tkwiłem na skraju świadomości, a wizja treningu tańca w takim stanie nie miała ciepłego miejsca w moim sercu. Wydając swoje skromne oszczędności kupiłem małą paczkę czipsów ziemniaczanych. Wiedziałem oczywiście, że nie pomogą one w zaspokojeniu głodu, ale musiały przytrzymać mnie przy zdrowych zmysłach do obiadu.
Wpatrywałem się tęsknie, może trochę dramatycznie, w ostanie miedziaki w mojej dłoni, kiedy zbliżył się do mnie Jin. Rozpoczął ze mną rozmowę, dla niego najpewniej przyjazną, a dla mnie niezręczną. Nie mogłem zapanować nad sporadycznymi łaknieniami wpełzającymi jak zdradziecka żmija między moje słowa i nerwowego podrygiwania rąk. Starszy nie zaprzestał swojej gadaniny, podczas gdy najpierw ja, a potem on skorzystał z automatu. Podczas żegnania się, wcisnął mi w dłoń garść monet. Zanim zdążyłem zaprotestować, ten już chował się za rogiem.
Yoongi wleciał pewnego dnia do studia, w którym pracowałem w ramach zajęć komponowania. Z jego oczu biło szaleństwo artysty w chwili natchnienia. Zażądał, żebym oddał mu na chwilę komputer, a ja pod naporem silnych oczu Sunbaenima, z których biła jednocześnie prośba i brak akceptacji dla mojej potencjalnej odmowy, posłusznie ustąpiłem krzesła. Suga nie tracił czasu i mamrocząc coś pod nosem zaczął błyskawicznie klikać na komputerze.
Nie chciałem wyjść na niegrzecznego, więc aby przypadkiem nie podglądać co robi starszy, z szacunkiem obróciłem się do niego plecami i z wielkim zainteresowaniem przyglądałem się półkom wiszącym na ścianie. Minęło kilka minut, a moje nogi zaczęły dudnić bólem od stania - w pomieszczeniu nie było innych krzeseł - kiedy raper odsunął się od biurka, poklepał mnie po głowie i rzucając szybkie ‘Dziękuję!’, wyleciał tym razem z pokoju.
Namjoona zauważyłem, kiedy przyszedł do naszego pokoju treningowego porozmawiać z nauczycielem rapowania.
Każdy z nas musiał być wykształcony we wszystkich możliwych dyscyplinach. Nie ważne było czy miało się do czegoś predyspozycje, czy nie, wytwórnia wychodziła z założenia, że każda umiejętność może kiedyś być przydatna. Powszechnym na świecie przecież było, że w niektórych sferach ma się mniejsze kwalifikacje, jednak trenerzy z każdego przedmiotu byli tak samo surowi.
Rap nie był moją mocną stroną - szybkie wymawianie sylab sprawiało, że plątał mi się język. Nie wiedziałem, jak poradziłbym sobie przy wolniejszych dźwiękach, ponieważ wytwórnia nie pozwalała na takie produkcję. Stawiała na styl hip-hopowy, szybki i dynamiczny. Nie było w nim miejsca na statyczne, spokojne melodie. Na każdej lekcji robiłem z siebie pośmiewisko potykając się o słowa, a następnie kuląc się pod naporem agresywnych wypowiedzi nauczyciela.
Namjoon poznał mnie właśnie w takim upokarzającym momencie. Profesor natychmiast wyprostował się ze swojej górującej nade mną postawy i zaprzestał swojego wywodu. Ruszył z prawdziwym raperem na bok i rozpoczął z nim cichą rozmowę. Zalała mnie ulga, że uniknąłem zniżenia mojego poczucia wartości do poziomu rowu mariańskiego. Beztroska nie trwała długo, bo prędko zauważyłem prześmiewające spojrzenia innych nastolatków. Z głową przeciążoną wstydem, odszedłem samotnie do swojego kąta po butelkę wody, a kiedy obróciłem się na powrót w stronę rapera, ten spojrzał na mnie znad ramienia nauczyciela i uśmiechnął się do mnie, puszczając przy tym oczko.
Hoseok tylko jeden, jedyny raz przyszedł wesprzeć nas podczas treningu tańca.
Wytwórnia sama nie zorganizowałaby takiego spotkania, od razu wiedziałem, że raper wprosił się bez zaproszenia i zgody. Tłumaczył się, że miał chwilę wolnego czasu, ale nie chciał jej marnować, więc przyszedł popilnować świeżaków.
Pod czujnym okiem starszego, któremu nie umykał nawet najmniejszy szczegół, denerwowałem się bardziej niż zwykle. Tu się potknąłem, tu nie zdążyłem dobiec na swoją pozycje, tu zapomniałem choreografii w połowie ruchu. Na plecach czułem palące z irytacji spojrzenia reszty trainees, kiedy przeze mnie musieliśmy od nowa zapętlać muzykę. Później zostałbym zaciągnięty między jakieś korytarze przez pewną grupę, ale wtedy powoli przestawałem topić się w morzu zawstydzenia. Hoseok nie skarcił mnie ani razu. Zawsze szczycąc mnie delikatnym uśmiechem i jeszcze delikatniejszym dotykiem, podawał mi pomocną dłoń i ustawiał w dobrej pozycji.
Na Taehyunga wpadłem podczas przechadzki okrężnymi tunelami firmy.
Parę minut wcześniej doznałem ostrych słów, które jak sztylety wbijały się w moje serce i pozostawiały blizny. Nie miałem siły ani odwagi spojrzeć komukolwiek w oczy, kiedy moje własne wypełnione były palącymi łzami grożącymi upadkiem. Kiedy po zakończeniu zajęć, reszta rozeszła się prosto na inne ćwiczenia, ja przygryzając policzek od środka, wykorzystałem tą chwilę na uspokajające błądzenie.
Najpierw usłyszałem, zanim poczułem. Do uszu wpierw dobiegł dźwięk nieznajomych, spiesznych kroków, a po chwili ciało wybiegające zza zakrętu uderzało w moje ciało. Razem upadliśmy na ziemie. Ostatnia kropla goryczy została przelana i nie potrafiąc dłużej zapanować nad emocjami, żałośnie zatrząsnąłem ramionami. Następnym faktem, który zarejestrowałem były czyjeś duże dłonie rozpaczliwie wycierające moje łzy i przyciągające mnie do czyjejś klatki piersiowej. Pragnąc tak długo nieodczuwanego ciepła, wtuliłem się w nieznajomego. Dopiero kiedy targające całym ciałem szlochy zmieniły się w płytkie pociąganie nosem, dosłyszałem przy uchu czułe szeptanie. Taehyung pokierował mnie do łazienki, pomógł przywrócić twarz do akceptowalnego stanu, nalał kubek wody. Wybiegł z przeprosinami i obietnicami rozmowy wciąż tkwiącymi na ustach.
Jungkook zjawił się za mną niczym duch.
Skutkiem nieprzespanych nocy, pewnego wieczoru wymyśliłem skryty plan pójścia do sklepu.
Po bezustannych treningach, skrupulatnie wybierałem pośpieszny powrót do dormitorium i odpoczynek, ale w ciągu tamtych miesięcy sen stawał się luksusem, którego nie przychodziło mi doznać. Nie wyczekując za bardzo kolejnych godzin przewracania się z boku na bok, po opuszczeniu wytwórni zamiast skręcić standardowo w lewo, skręciłem w prawo, w kierunku wciąż świecących szyldów sklepów.
Przed debiutem nie miało się przypisanego managera, który dbałby o nasze bezpieczne podróże. W dziczy miastowej trzeba było radzić sobie samemu.
Kiedy przeglądałem wzrokiem kolorowe etykiety rozmaitych smaków gorzkich czekolad, czyiś sklepowy koszyk zderzył się z moim udem. Razem z właścicielem zaczęliśmy się wzajemnie przepraszać, lecz pojedyncze spojrzenie w twarz obcego zatrzymało mnie w słowach. W oczach Jungkooka mignął cień rozpoznania, złapał mnie za ramię i błagalnie poprosił o przemilczenie tej kwestii. Po uspokojeniu pomógł wybrać mi najlepsze przekąski i po wymianie przysięgi o milczeniu, poklepał mnie odrobinę niezręcznie po plecach.
W końcu był tylko o rok starszy, a tak o wiele więcej przeżył.
Jimin za to… Z pewnością nie był sobą, którego przyszło mi poznać w niedalekiej przyszłości. Słodziutki chłopak sprzed kamery, podczas naszego spotkania przemienił się w ogara piekielnego.
Cotygodniowe ważenie przed wszystkimi praktykantami nakładało na każdego niesamowite pokłady stresu. BTS jako debiutanci mogli doświadczać tego w komforcie swojej grupy. Reszta trainees musiała zmagać się z wiedzą, że ich wyniki zostałyby wywieszone na przeróżnych tablicach w wytwórni.
Pokój z wagą w środku i lekarką, którą mimo jej dobrotliwego usposobienia, nikt nie darzył sympatią, zawsze okalany był ponurą otoczką płaczu, strachu i krzyku. Nie było to miejsce na czułe pocieszanie i delikatne zachęcanie do działania lepiej - pomieszczenie to było synonimem ciętego bata w dłoni dyktatora.
Tamtego dnia przygryzając policzki do krwi i z bijącym sercem czekałem w kolejce na swoje własne wejście wstydu. Rutyna, która mimo naszego cichego sprzeciwu, kreowała się z tygodnia na tydzień została zrujnowana przez wejście Jimina do sali. Już padało moje nazwisko, już miałem się chwiejnie ruszyć do przodu, kiedy piosenkarz poprosił o szybkie załatwienie sprawy.
Tłumaczył, że podczas przeglądu zespołu miał niespodziewane dogrywki do ich nowej piosenki, więc nie mógł być na nim obecny.
Wciągnął w płuca haust ciężkiego powietrza. Lekarka bezlitosnym tonem przeczytała liczbę, która dla nas nie znaczyła nic, ale zakorzeniła się w mózgu starszego niczym chwast na polu stokrotek. Karcącym tonem dodała jednak, że przytył dwa kilogramy, że powinien się postarać bardziej, bo wiele chłopców czeka na jego miejsce w zespole. Piosenkarz cały poczerwieniał na twarzy, jego brwi zmarszczyły się, a usta zamiast trwać w jego typowym szamańskim uśmieszku, teraz układały odstraszający grymas.
Zaraz po nim przyszła moja kolej. Lekarka zmieniła swoje podejście i gratulującym tonem oznajmiła, że straciłem kolejne dwa kilogramy. Uśmiech na jej twarzy nie niósł ulgi, przynosił groźbę. Siedzący na podłodze piosenkarz, wciąż ubierający swoje ciężkie buty, ściągnięte do badania, posłał mi ostre spojrzenie. Kiedy schyliłem się po własne obuwie, nasze oczy się spotkały, ale zanim zdążyłem w jakikolwiek sposób okazać otuchę, starszy wstał gwałtownie. Nie zwracając uwagi na to, że miał tylko jednego buta na stopie, brwi uniósł kpiąco, a usta przedstawiały cierpkość, którą odczuwał. Odwrócił się na gołej pięcie i wymaszerował za drzwi.
Szansa na jakąkolwiek rozmowę z chłopakami była zaszczytem, na który nie zasługiwałem. Nie było to dużo, nie trwało to długo, ale wystarczało, aby unieść w górę skalę moich marzeń. Jeszcze bardziej utwierdziło to moje postanowienia. Wspominanie o nieśmiałym uśmiechu Jungkooka lub ciepłych dłoni Taehyunga, przywoływały na moją twarz głupi uśmiech, a policzki okrywały się różem. Mimo wszystko nie sądziłem, że ponownie przyjdzie nam natknąć się na siebie nawzajem. Usatysfakcjonowany byłem tym co zostało mi zesłane i nie śmiałem prosić o więcej.
Jednak jakiś czas później spotkałem się z nimi wszystkimi za pośrednictwem CEO. Najwyraźniej zostałem wybrany, aby dołączyć do oficjalnego składu zespołu. Bang uzasadniał to próbą zdobycia w ten sposób nowych fanów, ale nie zwracałem już wtedy uwagi.
W głowie panował niepowstrzymany chaos, miłe wspomnienia okryły się grzmiącą burzą. Dlaczego to ja zostałem wybrany? Bang doskonale zdawał sobie sprawę, że rapuje gorzej niż łoś, a w tańcu nadal zdarza mi się potykać niczym nowo narodzony jelonek. Bez wątpienia, w przeciągu paru sekund dałoby się wybrać kogoś bardziej pasującego do tej roli.
Co pomyśleliby o tym wszyscy fani? Czy nagle odwróciliby się od chłopaków? Czy pociągnąłbym ich w dół? Scenariusze możliwego disbandu przez moje wejście wyraźnie rozgrywały się w mojej wyobraźni.
Jednak najważniejsze były reakcje chłopaków. Większość przynajmniej zdawała się mnie tolerować. Lecz wspólne życie, a przelotne złapanie kontaktu na korytarzu był zupełnie odmiennymi sytuacjami.
Przecież oni nawet nie wiedzieli kim byłem. Pewnie zdobyli już jakieś podstawowe informacje, ale nic, poza tym. Ja także ich nie znałem. Moje obeznanie o nich kończyło się wraz z podstawową wiedzą fana i tego, co wbrew mojej woli przeleciało przez moje uszy w salach wytwórni.
Czy gdyby dowiedzieli się o mojej osobie więcej, zaakceptowaliby mnie? Przygarnęli pod swoje skrzydła? W końcu ich przywiązanie, jak zimny, listopadowy wiatr, wprost uderzało człowieka, kiedy widział ich razem. Jak mogłem po prostu wejść w sam środek tych pięknych, czystych relacji i wszystko zepsuć?
Wkrótce mogłem pozwolić sobie na odpoczynek, ale jeszcze nie wtedy. Wtedy dalej kontynuowałem rytmiczne stukanie długopisem o papier. Nauczyciel wszedł do klasy. Została godzina.
W uszach wybrzmiewało moje własne arytmiczne bicie serca. Wielkie, wygłaszające słuchawki na mojej głowie tylko potęgowały poczucie zamknięcia i samotności. Na skroniach zaczęła pojawiać się mżawka potu, z ust wydostał drżący oddech. Po starannie dobranej i wyprasowanej koszulce pozostał już tylko mokry, wygnieciony ślad.
Przede mną stał nieznajomy mikrofon, na włosach osiadły nieznajome słuchawki, w nieznajomym pokoju. Wszystko było nieznajome, nie było przy mnie żadnego czynnika, który byłby przyjazny, znajomy, pocieszający. Stałem jak królik w pułapce w odciętym pokoju, w kompletnej ciszy, czując się bardziej odizolowany niż kiedykolwiek.
Reszta zespołu stała razem po drugiej stronie szyby w różnym stanie rozluźnienia.
Lider Namjoon, który nigdy nie miał chwili na relaks, w stronę jednego z towarzyszących nam producentów, wskazywał na kartce z tekstem jakieś poprawki.
Seokjin matczyną, opiekuńczą dłonią poprawiał wzburzone włosy roztańczonego Hoseoka. Na jego twarzy gościł słodki uśmiech, a kiedy wspominał o dbaniu o zdrowie, jego karcący głos ociekał miodem.
Yoongi wzdychając wyganiał jednego ze starszych mężczyzn z fotela, na którym siedział. Ze skoncentrowanymi oczyma sam zasiadł i zaczął pośpiesznie klikać, podczas gdy niezadowolony producent zaglądał mu przez ramię.
Hoseok próbował odgonić natrętnego Seokjina, ale jego walka nie była zadziorna. Na jego buzi malował się wdzięczny uśmiech, a popchnięcia nie niosły w sobie żadnej siły.
Jungkook i Taehyung siedzieli razem na kanapie. Ramię V czule okrążało szyję Kooka, a ten, unikając kontaktu wzrokowego, bawił się swoimi palcami. Tae musiał próbować rozluźnić atmosferę, bo sam w śmiechu odrzucił swoją głowę w tył, a wargi JK rozchyliły się nieśmiało ukazując dwa przednie zęby.
W całym tym zgiełku tylko jedna osoba kierowała na mnie uwagę. Jimin stał niezłomnie samotnie, z sukcesem ignorując zaczepki innych. Plecy oparł o ścianę, a ręce skrzyżował na piersiach. Brwi uniesione, usta wydęte, język wepchnięty w policzek - po raz kolejny przestawiał ten sam obraz w mojej obecności. Od czasu mojego nadejścia nie spuścił ze mnie uwagi. Kamery jego oczu rejestrowały każdy mój ruch i zapisywały w sprawnym umyśle wszystkie moje niedociągnięcia.
Cały tamtejszy dzień odbiegał od rutyny. Z powodu stresu obudziłem się o wiele za wcześnie, ledwie dobijając czterech godzin snu. Nie chcąc nikomu przeszkadzać, wziąłem ze sobą książki i zacząłem zapisywać kartki papieru zaległym esejem z historii. Podczas gdy reszta zaczęła niepośpiesznie wymykać się z objęć snów, ja zaczynałem szykować się do wyjścia. Kiedy reszta zaczęła podjadać liche śniadania, ja już stawiałem kroki za progiem domu.
Nie poinformowałem innych trainees o moim spotkaniu z BTS, nie było takiej potrzeby. Wywołanie zazdrości i konfliktów między młodziakami nie było moim celem.
W szkole sprzecznie ze sobą, nie potrafiłem się skupić. Myśli dryfowały, a dłoń zatrzymywała w swoich ruchach. Jeżeli nauczyciele zauważyli, nie skomentowali tego. Uznali zapewne, że pozwolą mi ten jedyny raz na swawolę, bo nigdy wcześniej nie sprawiałem podobnych problemów. Na lunch zjadłem baton proteinowy, który znalazłem pod poszewką mojej łóżkowej poduszki.
Wykładowcy w BigHicie nie byli tak wyrozumiali. Za każde potknięcie, za każde zająknięcie, czekały mnie salwy ganiących zdań. Usłyszałem ich wiele tego dnia. W oczach niektórych trainees zaczęła płonąć satysfakcja z moich porażek.
Zanim przeszedłem przez drzwi do studia, z nerwów podskakując w miejscu, machałem dłońmi w marnej próbie uspokojenia buzujących emocji. Pogrubiło to tylko warstwę potu na mojej skórze. Stojąc przed wejściem z ręką na klamce, odliczyłem do dziesięciu i zanim mogłem znaleźć okazję na zmianę zdania, otwarłem je.
Rozmowy, które wcześniej dobiegały ze środka, teraz ucichły.
Wystarczył jeden krok w głąb pomieszczenia, żeby znalazło się przede mną czyjeś ciało. Namjoon biorąc na swoje barki rolę przywódcy, powitał mnie z szacunkiem, nie ukazując możliwych negatywnych emocji płynących z mojej obecności.
— Cześć Yong. Jak miło, że do nas dołączyłeś. Wszyscy jesteśmy bardzo podekscytowani.
Na jego twarzy widniał uspokajający uśmiech, a zaraz po wymianie głębokich ukłonów, jego ciężka dłoń znalazła się na moim ramieniu. Zwracając się tym razem w stronę grupy w pomieszczeniu, znów się pochyliłem.
— M-Mam nadzieję na owocną współpracę. Proszę, zajmijcie się mną! — wyćwiczone przeze mnie przed lustrem słowa, które swoją perfekcyjną wymową miały podnieść moją odwagę, rozchwiały się.
Moje potknięcie nie zraziło jednak reszty. Wręcz przeciwnie.
Dłoń rapera na moim ramieniu ścisnęła się pokrzepiająco, zza dzwonienia w uszach usłyszałem czyjeś gruchanie.
Gdybym podniósł wtedy oczy, które nadal były utkwione w moich butach, zauważyłbym, że dla reszty wcale nie oznaczało to mojej niekompetencji.
Jin spoglądał na mnie przyjaznymi oczyma, szerokie ramiona napięły się, wstrzymując jego ciało od ruszenia w moją stronę.
Gdyby ktoś nie znał Yoongiego wystarczająco dobrze, pomyślałby, że ten rzucał w moją stronę chłodne grzmoty, a jego skrzyżowane ramiona to oznaka braku otwartości. Reszta jednak rozpoznała jak, pewne linie jego twarzy rozluźniały się podczas spoglądania w moim kierunku. Jego barki nie były więc barierą, a raczej tamą, powstrzymującą jego opiekuńcze emocje przed wylaniem się na świat.
Namjoon delikatnie próbował pokierować mnie do pionu, a Hoseok kiwał się na piętach w geście podekscytowania.
Jungkook stał niepewnie za wszystkimi, ale stojący obok Taehyung szeptał do niego za pewnie pokrzepiające słowa.
— Jesteś… Hyung…
Podniesiony na duchu Kookie, niezdarnie wypchnął swoją pierś do przodu i wyprostował się, aby wydawać się wyższym. Dla jego przyjaciół to, jak prędko wziął do serca rolę Hyunga i opiekuna nad nowym dzieciakiem, było rozczulające.
Jimin nawet się nie przywitał. Z burzliwą aurą stał jak najdalej ode mnie. Kiedy naszła jego pora do wzięcia głosu, ostentacyjnie ruszył do producentów i zaczął wypytywać o jakieś głupoty. Piosenkarz uparcie ignorował niezadowolone spojrzenia reszty, a oni nie mogli w czasie pracy skorygować jego zachowania.
Podskoczyłem, kiedy usłyszałem ciche pstryknięcie. Ręką sięgnąłem w stronę rozsuniętych słuchawek, ale dobiegł mnie dźwięk śmiechu. Nie śmiechu szczerego, zafascynowanego, nie, nie. Był to śmiech pogardliwy, bezczelny i arogancki. Mięciutkie mochi w moim towarzystwie przemieniało się w coś nie do strawienia.
Nasunąłem duże poduszki na uszy. Nie chciałem słuchać Jimina, nie chciałem widzieć jego kpiącego wzroku, nie chciałem czuć jego zuchwalstwa. Najbardziej jednak nie chciałem pozwolić sobie na rozproszenie i ukazanie jeszcze większej puli słabości. W końcu konkurowałem o swoje miejsce z innymi trainees. Wreszcie wyciągałem dłoń w kierunku moich marzeń i nie mogłem stracić tej szansy.
Po debiucie zostawało się wrzuconym do klatki pełnej głodnych lwów. Z każdej strony atakowała opinia fanów, publiki, krytyków i innych ważnych person w branży. Nie można było pozwolić, aby czyjeś słowa wpłynęły na twoje przetrwanie.
— Yong, możemy zaczynać? — zapytał mnie przez mikrofon jeden z producentów.
Reszta chłopaków skupiła się na mnie. W zapomnienie popadły ważne rozmowy, urocze przekomarzania i matczyne narzekania. Świat zamilkł, a cała sala wyczekiwała mojej odpowiedzi.
— Pewnie…
Rozbrzmiała muzyka. Była to nowa piosenka chłopaków, zwyczajna linia melodyczna. Tekst był napisany, ktoś z wytwórni podarował mi go parę dni temu i kazał wyuczyć się go śpiewać do melodii. Mimo to, reszta specjalnie nie nagrała jeszcze własnych głosów, bo to spotkanie miało finalnie zadecydować, czy mój głos i styl ich dopełniał.
Chłopcy wysyłali w moim kierunku pokrzepiające spojrzenia. Żadna para oczu nie odwracała się ode mnie, a cała ta atencja zaczęła rozgrzewać moje ciało jeszcze bardziej. W ich wzorku kryło się jednak coś więcej niż tylko wsparcie - była to także powaga, nadzieja i wyczekiwanie. Wyczekiwanie na pierwsze wsłuchanie w mój głos, powaga, aby nie przegapić żadnej tonacji, i nadzieja, że mimo wszystko będę przydatny dla grupy.
Spojrzenie Jimina oczywiście nie miało w sobie ani odrobiny ciepła. Niosło za sobą prośbę o porażkę. O ukazanie, że incydent z warzeniem nie znaczył o jego upadku, że nadal był tym słodkim chłopcem, który uwielbiała być rozpieszczany.
Basy zaczęły uderzać w znajomym rytmie. Przez te parę dni słyszałem ich tak wiele razy, że potrafiłbym zanucić tę melodię w trakcie snu. A mimo to, rozproszony głodnym zwycięstwa wzrokiem starszego i onieśmielony ciepłymi spojrzeniami reszty, nie zacząłem, jak to miałem w zwyczaju, liczyć do wejścia wokalu.
Wszystko runęło po przyswojeniu tej wiedzy.
Wybity z tropu zacząłem panikować i z rozwartymi, jak ryba na powietrzu wargami zacząłem rozglądać się nerwowo. Jakby coś w tym ciasnym, pustym pokoju miało naprowadzić mnie na właściwy rytm.
Zdekoncentrowany, nawet nie dosłyszałem tej subtelnej zmiany w wysokości melodii ani różniącego się od reszty uderzenia basu. Piosenka się zaczęła, a ja nie zacząłem śpiewać.
— Ymm… Uh…
Miałem wrażenie jakby puste dźwięki powoli zajmowały wszystkie moje zmysły. Uszy bolały od głośnej muzyki, a umysł nie potrafił skupić się na niczym, poza porażką.
Przegrałem. Zawiodłem. Nie dowiodłem swojej wartości. Gdzieś z tyłu głowy dokuczała myśl, że to już koniec. Nie dostałbym przepustki do BTS. Przez mijające lata kisiłbym się w oziębłym dormie z resztą trainees i przyglądał, jak jeden po drugim rozsypują się jak domki z kart. Nikt nie zostałby w moim życiu na dłużej, żyłbym od twarzy do twarzy, od treningu do treningu, od sprawdzianu do sprawdzianu.
— Okej, Yong, zaczniemy jeszcze raz. — powiedział jeden z producentów.
Muzyka ucichła, a wraz z jej odejściem, wrócił mój trzeźwy umysł. Przez ogłuszający szum przedostały się głosy chłopaków. Cyniczny śmiech Jimina mieszał się z pokrzepiającymi, zmartwionymi komplementami reszty, tworząc niezrozumiałą dla mnie masę głosek.
— Nie wstydź się Yong! — krzyknął Hoseok.
Chim zarechotał na jego słowa. Dla niego ta sytuacja najpewniej była idealna. Pozbył się konkurencji w grupie. Cały ten upokarzający dla niego incydent powoli wypłynąłby ze wszystkich umysłów. On dalej piąłby się po drabinie sławy, walcząc ze swoimi demonami w towarzystwie kochanych osób, podczas gdy ja dalej pociłbym się na myśl o wróceniu na lekcje rapu.
Tylko, że wtedy coś we mnie pstryknęło.
Słuchanie Jimina po raz pierwszy nie przyniosło lęku i obawy. Po raz pierwszy to nie jego głos najgłośniej obijał się wokół mojej czaszki. Po raz pierwszy wpuściłem do siebie słodkie słówka reszty chłopaków, pozwoliłem na ukojenie mojej duszy.
Wraz z tą świadomością pojawił się we mnie ogień.
Nie był to jednak ogień zażenowania, który odczuwałem przez cały ten czas. Był to ogień determinacji. Serce i umysł wypełniły się pocieszeniem, a moje niespokojne miętolenie koszulki i ogólne machanie rękami ustąpiło. Zastąpiły je ściśnięte dłonie za plecami i usta. Oczy zmrużyły się w oczekiwaniu, kiedy posłałem przez szybę kciuka w górę i odchrząknąłem, żeby przegonić z gardła bulę nadchodzącego płaczu.
Piosenka znów zaczęła lecieć. Tym razem zacząłem odliczać w idealnym momencie, tak jak podczas tych wszystkich prób w samotności.
Raz, dwa, trzy, cztery. Raz, dwa, trzy, cztery…
Mój głos w końcu wybrzmiał. Jakby tylko czekając na wydostanie się z moich strun głosowych, zaryczał donośnie od pierwszego słowa. Niedosłownie.
Najważniejszym podczas śpiewania było wykrzesanie z siebie sto procent, od samego początku. Jeżeli pierwsze wyrazy byłyby za słabe, źle wypowiedziane, runęłaby cała piosenka. Tego uczyli nas w początkowych dniach po dołączeniu do wytwórni. Żeby wepchnąć nasze wcześniej skryte emocje w te pierwsze parę wersów.
A we mnie było wiele wzburzonego napięcia
Dalej było już tylko łatwiej. Podniesiony na duchu dobrym startem, dałem się pochłonąć muzyce. Zanim się zorientowałem, w uszach wszystkich wybrzmiewały ostatnie słowa wyśpiewane bez podkładu muzycznego.
W końcu zamilkłem. Zamknąłem usta i orzeźwiłem wysuszone gardło śliną.
Na zewnątrz rozbrzmiały oklaski. Kochani chłopcy wstali i nawet dla tak marnego przedstawienia jak moje kierowali owacje na stojąco.
Producenci zadowoleni posyłali podniesione kciuki, Seokjin bił brawo uśmiechając się uroczo. Yoongi poważnie kiwał głową, chociaż kąciki jego warg uniosły się nieznacznie. Namjoon utrzymując fasadę profesjonalizmu tylko klaskał wraz z innymi, a Hoseok podekscytowany podskakiwał i wykrzykiwał różne pochwały. Jungkook, jak zwykle nieśmiały, nie miał zamiaru robić nic śmiałego, ale widząc ucieszonego moim sukcesem Taehyunga i Hobiego, sam pozwolił sobie dołączyć do ich małego, wesołego grona. Jimin został na swoim miejscu przy ścianie, jednak zamiast posyłać mi nienawistnych spojrzeń i irytujących uśmieszków, teraz zawzięcie wypalał dziury w swoich trampkach.
Nagle onieśmielony wyszedłem z pokoiku nagraniowego. Nie miałem nawet chwili na przyswojenie wstydu, bo od razu zaatakowany zostałem masą przytuleń od J-Hope’a i Tae. Nawet Kookie po kilku chwilach delikatnie i nieśmiało objął mnie swoimi ramionami. Seokjin wcisnął się między cały ten bałagan i dumnie głaskał mnie po głowie.
— To co, może w ramach świętowania jakaś kolacja? — zapytał Namjoon.
Pomieszczenie wypełniły pełne zgody głosy. Producenci zadowoleni z mojego występu i zauroczeni zachowaniem chłopaków, puścili nas wolno po wypowiedzeniu paru słów o moim głosie. Uwolniony z objęć natrętnych chłopaków, siedziałem samotnie na kanapie, ale nawet wtedy czyjaś obecność zawsze była mi towarzyszką. Poprzednia profesjonalna fasada i wstrzemięźliwość zniknęła, pozostała tylko szczerość.
W końcu wyszliśmy z budynku. Większość ruszyła przodem, przekrzykując się w zaklepywaniu miejsc w samochodzie, ale Yoongi uparcie trzymał się za mną. Kiedy zatrzymywałem się, żeby przepuścić kogoś na korytarzu czy wymienić szybkie pozdrowienia, ten zamiast gonić chłopaków, zatrzymywał się razem ze mną.
Kiedy otworzyłem drzwi, powitał mnie powiew październikowego, chłodnego powietrza. Od razu poczułem jak zimno otacza moje ciało, owijając się niczym zamrożony sweter wokół uszu i odsłoniętych dłoniach. Otuliłem się znoszoną, niebieską kurtką, którą przywiozłem ze sobą z domu.
Mimo to wieczór był przyjemny. Serce nadal palił ogień determinacji, a umysł zaćmiony był zadowoleniem. Włosy i ramiona czuły pokrzepiającą wagę dłoni reszty, a oczy poszukiwały ich najmniejszego uśmiechu. Słońce już prawie skryło się za horyzontem, ale niebo nadal pomalowane było pomarańczowymi pozostałościami zachodu. Lampy na ulicy oświetlały drogę zmarzniętym nastolatkom, pijanym starcom, zabieganym matkom.
Dobrze było mieć świadomość, że nie musiałem wracać samotnie do domu ciemnymi uliczkami, bo w aucie, podstawionym przed budynkiem, czekało na mnie pięć przyjaznych twarzy. Że w akademiku pełnym młodych ludzi, nie czułbym się samotny, bo zamiast być pogrążonym w nauce, wysłuchiwałbym głośnego śmiechu Seokjina. Że zamiast położyć się w zimnym łóżku, pod drzwi odprowadziliby mnie dbający o mnie Hyungowie, a ja po raz pierwszy od przybycia do stolicy zasnąłbym z ciepłem rozpływającym się wzdłuż mojego ciała.
Jimin stał obok wejścia i wpatrywał się w swój telefon. Nie wiedziałem, dlaczego zdecydował się zatrzymać, ale czekały mnie ciepłe uściski Taehyunga i nagrzany van, więc nie zamierzałem dłużej stać na zimnym powietrzu. Ruszyłem do przodu.
— Chyba nie było tak źle. — uśmiechnąłem się w stronę starszego.
Nie zamierzałem być niemiły, ale głowa nadal buzowała adrenaliną, a poczucie niesprawiedliwości tliło się z każdym spojrzeniem na piosenkarza. Leżąc później w łóżku postanowiłem o rozpoczęciu żmudnych starań o serce starszego, ale wtedy pozwoliłem sobie triumfować.
Podniecenie przelało się przez moje ciało, kiedy starszy podniósł wzrok, ale zamiast odesłać kąśliwy komentarz albo chociaż krzywe spojrzenie, chłopak jakby zamarł, wpatrując się we mnie nieodczytywalnie.
Maszerujący za mną Yoongi krztusił swój śmiech kaszlnięciem.
...
4651 słów
Uff, to była niezła przejażdżka uczuć.
Nie martwcie się, już koniec bałamucenia z kolejnością rozdziałów, następny będzie już pełnoprawny, nowy.
Alex
2 notes · View notes
the-purest-wolf · 4 years
Text
Czasami serce ma dwa kształty [Athos/Porthos/Aramis] - Musketeers
Dobra, nie wiem czy to kontynuować, czy nie. W każdym razie muszkieterowie nie dają mi spokoju i po prostu pragnę trochę ludzkiego kontaktu w czasach koronawirusa, przytulania, głaskania, buziaków. Ogólnie chciało mi się jakiś puchatych bzdur.
Także nie przedłużając, Athos i Aramis to od lat niewoleni, koci zmiennokształtni czekający na kupca. Jednak jak odnajdą się w świecie, który obserwowali jedynie zza krat?
---
Klatka była wąska i wysoka. Chłód metalowego dna przeszywał do szpiku kości, przyprawiając o dreszcze rozgrzane ciała.
Athosa trawiła gorączka, jednak nie o siebie się martwił, lecz o młodszego mężczyznę przytulonego do jego boku.
Aramis.
Młody kocur trafił do jego klatki sześć lat temu.
Mały i niezgrabny nastolatek o kasztanowych, kręconych włosach oraz czarnych, ufnych oczach w kształcie migdałów. Aramis jako pierwszy zaczął narzekać na nieznośny ukrop panujący w małej klatce.
W środku zimy.
Młody mężczyzna odziany jedynie w przydługą koszulę, początkowo próbował uciec od ciepła przyjaciela. Teraz jednak szatyn, leżał wtulony w bok Athosa skamląc.
Środek zimy nie był najlepszym okresem dla handlowców, zwłaszcza żywym towarem - pomyślał rozglądając się wokół. Zwykle ruchliwy rynek wypełniony był straganami z zamrożonym mięsem, ubraniami, czy inwentarzem. Oprócz dwóch kocurów, na placu stało jeszcze dziewięć klatek .
Za kratami znajdowały się kobiety i mężczyźni, gdzieniegdzie widać było pióra, ogony czy rogi. Ich właściciel handlował towarem "ekskluzywnym". Znaczyło to tyle, że mężczyzna rozstawiał sidła na magiczne stworzenia, które potem sprzedawał nadętym bufonom.
Niestety Athos, także dał się złapać. Chociaż nie wie czy to dobre określenie.
Brunet zapijał smutki w karczmie "pod Jeleniem" jak co noc, w końcu znalazł się w stanie upojenia, które jasno dawało znać, iż pora zabrać się do domu.
Następnego dnia obudził się w dwumetrowej klatce z ciężką, metalową obrożą na bladej szyi, wpatrując się w twarz blondwłosego mężczyzny kucającego przed nim.
Rochefort.
Jak się okazało, właściciel karczmy popadł w długi, jednak widząc Athosa dzień w dzień pojawiającego się o tej samej porze, wpadł na pomysł. Wskazał kocura miejscowemu kłusownikowi pracującego dla Rocheforta. Blondyn w przeszłości zajmował się sprzedażą niewolników, dlatego łatwo było przerzucić się na handel elfami, harpiami, czy zmiennokształtnymi, które były bardziej pożądane, niźli zwykły człowiek.
Tak właśnie stracił wolność.
Przez własną głupotę.
Zdenerwowany strzepnął uchem, patrząc z pogardą na nielicznych przechodniów.
Nikt nie był zainteresowany kupnem starego, zaniedbanego kocura o czarnych jak noc lokach ze stalą w jasnych oczach.
Uwolnieniem go z tej klatki.
Któregoś razu zdołał sięgnąć noża do wyprawiania skór, zostawionego przez jednego z handlarzy mięsiwem. Niezwykle ostra broń o lekko zakrzywionym ostrzu i ładnej, skórzanej rękojeści.
Niestety Rochefort szybko odebrał mu nóż, nim zdążył uciec z tego przeklętego życia.
Athos naprawdę chciałby wiedzieć, o czym myślał szalony mężczyzna.
Dlaczego blondyn trzymał go od tylu lat w tej przeklętej klatce? Niczym trofeum.
Z zamyślenia wyrwały go trzy pary stóp, które nagle ukazały się przed jego oczami. Szczupła, lecz wysoka kobieta o włosach pocałowanych przez ogień patrzyła wyniośle na Jacquesa - mięśniaka o kaprawych oczkach.To on był odpowiedzialny za karmienie ich.
Athos pamięta czasy, kiedy zmuszano go do zlizywania jedzenia z dna klatki. Potem jednak przyszedł Aramis o sarnich oczach, prosząc o każdy kęs.
Obok kobiety stało dwóch mężczyzn o ciemnej karnacji, siła kryła się w ich szerokich ciałach, jednak nie wyglądali oni karykaturalnie jak Jacques.
Cała trójka miała na sobie ciemnoszare, grube płaszcze.
Aramis u jego boku zaskomlał, wtulając się w Athosa.
Oboje zamarzali.
Blade, wręcz błękitne wargi zdobiły twarze kocurów.
Jednak mimo choroby trawiącej jego ciało, Athos nie był słaby. Nie pozwoli nikomu ich rozdzielić.
Wiedział, że to jego wina. Ilekroć ktoś zainteresował się kupnem młodego, zgrabnego kota, pojawiał się on. Z gniewem w jasnych oczach stawał w obronie Aramisa, ponieważ wiedział kim byłby dla nich szatyn.
Widział ledwo skrywane pożądanie w oczach potencjalnych nabywców.
Nie pozwoli, by ktokolwiek wyrządził krzywdę Aramisowi.
- Otwórz klatkę Monsieur - oznajmił mężczyzna z blizną przecinającą lewe oko.
Przed trójką przybyszy było wielu. Odstraszył wszystkich,  z tymi, także sobie poradzi - pomyślał hardo wpatrując się w każdego z osobna.
- Oczywiście! - rozradowany Rochefort sięgnął do kieszeni beżowego płaszcza, wyciągając pęk, żeliwnych kluczy.
Zamarzał, psia krew - pomyślał ze złością wpatrując się w przeklętego blondyna, gdy tulił do siebie drżącego Aramisa.
- Który państwa zainteresował? - spytał kupiec grzebiąc przy zamku klatki.
Właśnie, zaśmiał się wewnętrznie Athos. Kogo chcecie ze sobą zabrać?
- Oboje - odchrząknął mężczyzna z blizną, rzucając Rochefortowi pokaźną sakwę złota. - Zabieramy oba kocury - oznajmił ciemnoskóry, krzyżując spojrzenie z oszołomionym Athosem.
O.
Aramis przy jego boku drżał z zimna, jednak gorące czoło młodego kota, lepkie od potu, znajdowało się przyciśnięte do zimnej szyi Athosa, którą zdobiła ciemna, metalowa obręcz.
Oboje?
Strach ścisnął mu serce. Ta klatka była jego światem od dziesięciu lat, a teraz miał zostać sprzedany? Tak długo na to czekał, na... okazję. W końcu mogliby uciec, jednak nigdzie nie zajdą w tym stanie. Nie z Aramisem, którego od kilku dni trawiła gorączka.
Zimny metal gryzł w gołe nogi, kontrastując z ciepłym czołem opartym o jego szyję.
Nie wiedzieć kiedy, klatka została otworzona. Ścisnął kurczowo Aramisa wbijając zmarznięte palce w lodowate ciało przyjaciela, zakrytego jedynie cienką koszulą.
Ciemnoskóry mężczyzna bez blizny klęknął w otwartej klatce. Nieznajomy miał krótkie, czarne włosy, pociągłą twarz o kanciastej szczęce, płaski, szeroki nos oraz wąskie oczy w kolorze Brandy, które patrzyły na Aramisa z niepokojem.
- Hej, kolego - wyszeptał mężczyzna uśmiechając się do Athosa. Nieznajomy odpiął wełniany płaszcz po czym spojrzał z pytaniem w oczach na niego. - Czy mogę porwać Twojego przyjaciela?
Athos widział w jasnych oczach jedynie zmartwienie i ciepło, jednak nie chciał puścić Aramisa, byli razem od sześciu lat. On... nie mógł zdjąć rąk z młodego kocura.
Spojrzał niezadowolony na nieznajomego pieszcząc kasztanowe kosmyki pod brodą spoglądając z nieufnością na dwójkę ludzi za nim.
Kto ich kupił? Cała trójka miała zostać ich właścicielami?
- Porthos du Vallon - oznajmił nagle mężczyzna z blizną podchodząc do klatki, by móc oprzeć się o metalowe szczeble. Wyglądał podobnie do faceta przed Athosem. Ta sama pociągła twarz, wąskie oczy o ciepłej, złotej barwie przywodzącej na myśl whisky oraz nie za duży, płaski, lecz szpiczasty nos. Czarne, kręcone kosmyki Porthosa przykryte były skórzanym kapeluszem z bażancim piórem. - A ten facet bez manier to mój brat, Charon - oznajmił mężczyzna kiwając głową na uśmiechniętego nieznajomego przed nim, który wyciągał ręce z płaszczem ku drżącemu Aramisowi.
Athos popatrzył na braci... ich nowych właścicieli po czym kiwnął głową przyznając zgodę na kradzież młodego kocura. Puścił zimne ciało przyjaciela składając pocałunek na kasztanowych kosmykach, pozwalając silnym dłonią Charona, opatulić wełnianym płaszczem, Aramisa.
-...thos - zapiszczał młody kocur otwierając ciężkie od snu, czekoladowe oczy. Aramis spojrzał szklistym wzrokiem na bruneta wiercąc się w uścisku Charona. - Thos! - zaskomlał szatyn wyciągając do niego dłoń.
Jak mógł puścić swojego przyjaciela, kiedy był w takim stanie? Athos znalazł w sobie siłę, by podpełznąć do kocura, przyłożył wargi do lepkiego od potu czoła składając na nim pocałunek.
- Cicho Arrramis... - wymruczał pieszcząc delikatnie bok głowy przyjaciela, gdy ten przymknął oczy odpływając z powrotem w objęcia Morfeusza. Kocur szybko został zapakowany w płaszcz i wyniesiony  z klatki przez zadowolonego Charona, który stanął obok rudowłosej kobiety bawiącej się sztyletem.
Ostrze wirowało między bladymi kostkami dziewczyny, błyszcząc w świetle dnia.
Nagle świat stał się czarny.
W pierwszej chwili Athos zaczął się szamotać, jednak dotarło do niego, że to tylko kaptur, wełnianego płaszcza du Vallona na jego głowie. Po raz pierwszy czuł ciepło; zastanowił się zdejmując materiał znad oczu.
Huh.
- Thos? - spytał jego nowy właściciel wyciągając ku niemu silną dłoń o zadbanych, lecz spracowanych palcach.
Zaintrygowany chwycił zaoferowaną rękę mężczyzny, który podciągnął go do góry, łapiąc delikatnie w talii, kiedy zachwiał się.
Dawno nie używał nóg. Owszem, mógł stać w klatce, jednak rzadko, kiedy pozwalano mu chodzić poza nią.
- Athos i Aramis, sir - wychrypiał opatulając się ciepłym płaszczem, pachnącym ziemią, lasem i cytrusami. Du Vallon zmarszczył brwi chcąc odpowiedzieć, jednak w słowo wszedł mu Rochefort. Blondyn potrząsnął wypchaną sakiewką podchodząc do nich z Jacquesem spoglądającym znad ramienia szefa.
- Dziewięćdziesiąt livrów? - prychnął z niesmakiem Rochefort kierując ręce ku Athosowi, którego przepełnił strach. Nie chciał wracać do klatki!
Jednak ręce kupca nigdy nie dotarły, ponieważ znalazły się w uścisku du Vallona. Athos nadal był wspierany przez mężczyznę, który delikatnie trzymał go w talii, jednak druga dłoń  oplotła się wokół nadgarstków kupca.
- Dziesięć livrów, Rochefort - warknął mężczyzna ściskając boleśnie ręce blondyna. - Tyle dostaniesz jeżeli zaraz się od nas nie odsuniesz - wychrypiał du Vallon niskim głosem przywodzącym na myśl zakrwawione ciała.
Dziewięćdziesiąt livrów.
Co?
Athos cieszył się, że du Vallon nie postanowił go puścić, inaczej niechybnie padłby tu i teraz. Nigdy w ciągu ostatnich dziesięciu lat nie słyszał takiej sumy, a blondyn śmiał jeszcze narzekać?
- Jak zwykle, nie da się z tobą nic wytargować, Porthos - zachichotał Rochefort szybko zabierając dłonie.
Ledwo skrywana ulga zdawała się przepełniać ciało kocura, gdy patrzył jak ręce blondyna znikają w fałdach materiału. Wciąż pamiętał ich dotyk na swojej skórze.
Wzdrygnął się czując falę zażenowania rozchodzącą się po jego ciele.
- Czy możesz odwołać swoją siostrę? - mruknął zirytowany kupiec, chowając sakiewkę pełną pieniędzy.
Dopiero teraz Athos zauważył rudowłosą kobietę trzymającą ostrze na gardle Jacquesa. Z długich kosmyków pocałowanych przez ogień wychylała się para nastroszonych, lisich uszu. Kobieta warczała nisko spoglądając z groźbą w oczy blondyna, przyciskając ostrze do krtani umięśnionego mężczyzny.
- Oi, czyżby kitsune przygarnęła kocięta? - zaśmiał się Rochefort spoglądając z kpiną w zielone oczy kobiety.
Nim ktokolwiek zdążył się spostrzec Jacques leżał nieprzytomny na zmarzniętej ziemi, natomiast blondyn stał przed Athosem ze strachem w oczach, kiedy to czubek ostrza dzierżonego przez lisicę znajdował się zdecydowanie zbyt blisko spojówki Rocheforta.
Zastanawiał się, czy kobieta planuje wbić sztylet w głowę kupca? A może rzeczywiście wydłubie mu oko jak to sugerował kąt ostrza...
- Jeżeli jeszcze raz spróbujesz dotknąć Athosa - wysyczała lisica wbijając długie, czerwone pazury w ramię blondyna - wyrwę Ci wszystkie paznokcie, a następnie połamię palce, jeden po drugim, staw po stawie, aż będziesz błagał bym je odcięła, Rochefort - zakończyła rudowłosa tnąc szybko, cienką skórę na kości policzkowej kupca.
- Pchła - zganił du Vallon lisicę, patrząc z zadowoleniem na uciekającego w popłochu  blondyna. Athos czuł ciepło ogarniające nos, policzki i uszy, wiedział, że nie ma to nic wspólnego z gorącem ciała obok niego, bądź ugrzanym przez Porthosa płaszczem, ukrywającym całą jego postać.
Ta nieznana mu kobieta.
Kitsune.
Broniła go zacieklej, niż własna rodzina. Momentalnie serce Athosa wypełnił ból na myśl o Thomasie i Annie.
Pchła schowała ostrze między fałdami płaszcza kierując się ku Charonowi trzymającemu Aramisa w ramionach.
Uszy lisicy zniknęły.
Huh.
- Dasz radę iść, Athos? - spytał zmartwiony du Vallon spoglądając na niego z troską w bursztynowych oczach. Czuł ciepło ręki mężczyzny trzymającego go w talii. Zapach lasu i cytrusów uspokajał zmęczone ciało, a gorączka trawiąca jego ciało zaspokajała się zimną, mokrą ziemią pod stopami. Było mu za ciepło, a jednocześnie czuł się zmarznięty, jednak na swój sposób był zaspokojony. Athos zastanawiał się, czy musieli iść gdzieś daleko...
-  Powóz znajduje się na końcu rynku - oznajmił du Vallon wyrywając bruneta z zamyślenia. Jeżeli mężczyzna nie pozwoli mu upaść, Athos powinien dotrzeć do pojazdu o własnych siłach. Przynajmniej taką miał nadzieję...
- Tak - wychrypiał ruszając przed siebie, by spotkać się z Charonem i Pchłą. Aramis leżał bezwładnie w ramionach brata du Vallona mrucząc co jakiś czas, w końcu odczuwając upragnione ciepło. Kasztanowe kosmyki kręciły się od potu, klejąc do mokrej twarzy kocura. W świetle zimnego poranka widać było białą parę wydobywającą się z spękanych ust szatyna.
- Mademoiselle - zwrócił się do kobiety naznaczonej ogniem, która spojrzała na niego zaskoczona odrywając dłoń od rumianego policzka Aramisa. Athos zignorował szerokie uśmiechy zdobiące ciemne twarze mężczyzn, przyjmując z ulgą płytszy oddech młodego kocura. Cokolwiek zrobiła lisica, Aramis wyglądał lepiej. - Dziękuję - wyszeptał patrząc w soczyście zielone oczy kobiety.
- Wracamy do domu chłopcy - prychnęła Pchła idąc ramię w ramię z Athosem i Charonem, nie odrywając wzroku od ich otoczenia nawet na chwilę.
  ---
  Dotarli do czarnego powozu pilnowanego przez chłopaka o długich, białych włosach związanych błękitną wstążką. Woźnica na tle dwóch karych koni fryzyjskich wyglądał niezwykle blado, dopiero po chwili Athos uświadomił sobie, że to albinos.
Chłopak o różowej cerze, fioletowych oczach okalanych śnieżnobiałymi rzęsami i promiennym uśmiechu, ubrany w ciemny płaszcz podbiegł do nich szczerząc zęby w świetle dnia.
- Messieurs! Mademoiselle! - zakrzyknął chłopak ledwo hamując przed nimi z otwartymi ustami wpatrując się w dwa kocury. - O! Nowi - oznajmił albinos sięgając po jego dłoń. - Nazywam się Thomas. Thomas Blanco Moreno!
Athos zamarł wpatrując się z przerażeniem w chłopaka widząc przed oczami ciemnowłosego, szczupłego nastolatka, o tak samo promiennym uśmiechu. Jednak kocur szybko zreflektował się ściskając bladą dłoń Thomasa.
- Athos - wychrypiał mając nadzieję, że jego głos nie brzmi tak słabo jak myślał.
- Thom, jak tam dziewczyny? - spytał du Vallon popychając go ku powozowi wyczuwając dyskomfort bruneta. Mężczyzna otworzył drzwi zapraszając kocura do środka, jednak Athos nie miał zamiaru ruszyć gdziekolwiek bez przyjaciela. Charon jakby wyczuwając jego zmartwienia stanął tuż obok niego z naręczem młodego kocura.
Athos wspiął się do powozu, czując jak ciepła dłoń Porthosa opuszcza jego talię.
W chwili, gdy kocur usiadł na obitym białą tkaniną siedzeniu, w drzwiach pojawił Charon. Brat du Vallona wkroczył ostrożnie po stopniu, manewrując ciałem nieprzytomnego kocura tak, by w końcu ułożyć go ostrożnie koło Athosa z głową szatyna na jego kolanach.
W tle słychać było radosną paplaninę Thomasa na temat dwóch karych klaczy - Lorrainé i Desirée.
- Pojadę z przodu - oznajmił Charon uspokajając skołatane nerwy kocura.
Athos naprawdę nie chciał myśleć, co by zrobił gdyby cała piątka miała się jakoś pomieścić w środku powozu na dwóch siedzeniach.
Zmartwiony wpatrywał się w ciepłe ciało przyjaciela leżącego na jego kolanach. Aramis nadal był gorący w dotyku. Szatyn drżał co chwila próbując zwinąć się bliżej ciała Athosa, co i rusz skamląc z niezadowolenia. Nienawidził patrzeć jak Aramis cierpi, westchnął przeczesując wilgotne od potu loki kocura.
- Trzymaj - Athos poderwał głowę nie wyczuwając zbliżającej się Pchły. Lisica wyciągnęła ku niemu manierkę, myśląc, że brunet ją weźmie. Jednak nie ważne jak Athosowi bardzo chciało się pić, nie mógł zmusić się do wzięcia karafki. Brunet starał się zignorować panikę rozchodzącą się po jego zmęczonym ciele, jednak Pchła wybawiła go z opresji, pociągając solidny łyk z świeżo odkorkowanej manierki. - Woda - oznajmiła kobieta wyciągając karafkę ku drżącej dłoni kocura.
Ahos zacisnął palce na wytartej przez dłonie skórze, po czym powąchał ostrożnie ciecz, nie wyczuwając nic poza mchem i ziemią, przywodząc na myśl świeżo stopiony śnieg. Przechylił, manierkę upijając łyk wody, a następnie połknął rozkoszując się chłodem na spieczonym gardle.
- Twój przyjaciel, także powinien się napić - zasugerowała Pchła spoglądając z zmartwieniem na szybkie, lecz płytkie wdechy szatyna. - Nie chciałabym, żeby się odwodnił - mruknęła przykładając dłoń do gołej łydki kota.
Athos kiwnął głową otwierając usta Aramisa.
Przechylił delikatnie manierkę jedną ręką, podczas, gdy drugą trzymał szatyna za brodę. Athos patrzył jak woda wpada do ust kocura masując gardło przyjaciela, by ciecz popłynęła dalej.
W tym samym czasie lisica zaciągała płaszcz Charona, chcąc jak najlepiej opatulić drżącego Aramisa.
Kocur zatkał manierkę, wciąż pieszcząc kasztanowe loki przyjaciela, omijając wrażliwe, brązowe uszy pokryte gęstym futrem.
Nagle na rumianych policzkach Aramisa znalazła się para bladych, oliwkowych dłoni. Pchła głaskała lepką skórę młodego kota, który z chwili na chwilę zdawał się głębiej i spokojniej oddychać. Lisica oderwała się od twarzy Aramisa zachęcając Athosa do wypicia jeszcze kilku łyków wody ze skórzanej manierki.
- Prześpij się - zaproponowała Pchła sięgając ku gorącym policzkom bruneta. Athos poczuł chłód dłoni rudowłosej kobiety, a nieprzyjemny gorąc, który zdawał się odpływać z nagle ciężkiej głowy był błogim wybawieniem. Pchła odgarnęła czarne, wilgotne kosmyki z jego czoła, po czym zaciągnęła szczelnie brzegi płaszcza du Vallona. - Przed nami długa droga - wyszeptała lisica siadając na przeciwko dwóch sennych kocurów, a kiedy do ognistej kobiety dołączył Porthos, kołysząc powozem, Athos czuł się uspokojony. W jakiś sposób z tymi nieznajomymi czuł się bezpieczniej, niż kiedykolwiek w swoim życiu.
Zaufał im.
Ostatnim co usłyszał był trzask zamykanych drzwi od powozu oraz stukot końskich kopyt o bruk.
Zapach ognia, lasu i cytrusów wypełniał zmysły Athosa szepcząc o bezpieczeństwie.
6 notes · View notes
meble-online · 2 years
Text
Krzesło Zebra - twórca innowacyjnych mebli i oświetlenia firmy Vondom
. Połączenie mebli i oświetlenia jest bardzo istotne w aranżacji wnętrz. Krzesło Zebra to świetny wybór, jeśli szukasz produktu, który skomponuje się zarówno z nowoczesnymi lampami, jak i z klasycznymi. Posiada ono metalowe, chromowane nogi, zaś siedzisko wykonano z polipropylenu, co zapewnia wygodę. Dodatkowo można je łatwo sztaplować, co daje możliwość natychmiastowego powiększenia miejsca do siedzenia. Krzesło to świetnie nadaje się do restauracji, lobby hotelowego lub do użytku domowego. Krzesło Zebra to produkt wytwarzany przez firmę Vondom, która specjalizuje się w tworzeniu wyjątkowych mebli i oświetlenia. Od momentu powstania w 1975 roku Vondom zasłynął z produkcji mebli z najnowocześniejszych materiałów i z innowacyjnymi technikami produkcji. Firma ma za sobą współprace z wieloma wybitnymi projektantami, którzy wpłynęli na kształt jej portfolio. Obecnie firma Vondom posiada swoje oddziały w ponad 60 krajach na całym świecie, m.in. w Australii, Brazylii, Kanadzie, Francji, Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych, Rosji, Turcji i Wielkiej Brytanii. Ich produkty można znaleźć w najlepszych lokalach na świecie, takich jak restauracje, hotele, kluby, sklepy i domy. Produkty firmy Vondom są wysokiej jakości i charakteryzują się nowoczesnym i wyjątkowym designem. Przede wszystkim ich produkty są przyjazne środowisku, dzięki czemu można z nich korzystać bez obaw o jego degradację.
1 note · View note
mebleioswietlenie · 2 years
Text
Krzesło Camile - Łączy design z komfortem i luksusem
Wysokość siedziska: 44 cm Wysokość całkowita: 79 cm Krzesło Camile to idealny wybór, jeśli poszukujecie mebla, który połączy nowoczesny design z komfortem użytkowania. Jest to produkt marki Claudio Salocchi, która istnieje od ponad 30 lat i zaopatruje dystrybutorów w meble tapicerowane oraz oświetlenie. Od lat tworzą projekty, które łączą w sobie funkcjonalność, elegancję i najwyższą jakość materiałów. Wszystkie produkty są wykonane z najwyższej jakości materiałów takich jak tkaniny, skóra, szkło i metal. Doświadczenie i wiedza jaką posiadają tworząc swoje produkty dało im wyjątkową przewagę nad innymi producentami. Dzięki temu wszystkie tworzone przez nich produkty są niezwykle wytrzymałe i przyciągające wzrok, tak jak Krzesło Camile. Ten model krzesła jest doskonałym wyborem jeśli szukasz mebla, który zapewni Ci poczucie luksusu w Twoim domu. Okrągłe siedzisko i wyprofilowane oparcie zapewnią Ci komfort siedzenia przez dłuższy czas, a welurowa tkanina zapewni Ci wygodę. Miękkie siedzisko wypełnione gąbką i obite welurem doda wnętrzu szyku i elegancji. Metalowe nogi malowane proszkowo nadadzą meblowi stabilności oraz lekkości. Dzięki nowoczesnemu designowi i komfortowi użytkowania Krzesło Camile sprawdzi się w każdym salonie, jadalni oraz biurze. Będzie subtelnie kontrastować z wystrojem wnętrza i zapewni Ci poczucie luksusu. Claudio Salocchi tworząc swoje produkty łączy w sobie funkcjonalność, elegancję i najwyższą jakość materiałów. Produkty sygnowane przez tą markę są wytrzymałe i gwarantują wyjątkowość w każdym wnętrzu. Jeśli szukasz mebla, który połączy design z komfortem użytkowania to Krzesło Camile jest idealną propozycją.
0 notes
dekoratornia · 2 years
Text
Designerskie krzesło P016W Duo marki Kupfer – połączenie funkcjonalności i elegancji
Zestawienie mebli i oświetlenia to nieodłączny element aranżacji każdego wnętrza, które odpowiednio dobrane pozwala wyeksponować jego wyjątkowość. Podobnie jest w przypadku krzesła P016W Duo, które jest dziełem marki Kupfer. Kupfer to firma z ponad 30-letnim doświadczeniem w projektowaniu i produkcji mebli i oświetlenia, które umożliwiają tworzenie przestrzeni wyrażających wyjątkowy styl. Kupfer słynie ze swoich artystycznych kreacji, tworząc meble i oświetlenie, które są jednocześnie funkcjonalne i eleganckie. Projekty marki są inspirowane sztuką, architekturą, a nawet modą, łącząc w sobie najlepsze cechy nowoczesnego wzornictwa. Krzesło P016W Duo marki Kupfer doskonale wpisuje się w styl nowoczesnych, a zarazem minimalistycznych wnętrz. To, co wyróżnia to krzesło to połączenie tapicerowanego siedziska z kontrastowymi kolorami z oryginalną metalowo - bukową podstawą. Charakterystyczny kształt i kolorystyka siedziska doskonale współgrają z efektownymi detalami, takimi jak wygięte nogi i konstrukcja oparcia. Krzesło P016W Duo marki Kupfer jest precyzyjnie wykończone, stosując autorskie techniki obróbki i cięcia metalu. Dzięki zastosowaniu bardzo trwałego buku, krzesło jest lekkie, a jednocześnie wytrzymałe. Konsumenci mogą wybrać spośród kilku różnych wersji kolorystycznych i zdecydować się na jedną z dwóch różnych podstaw. Krzesło P016W Duo marki Kupfer to oryginalny, designerski dodatek, który przykuwa uwagę wszystkich wchodzących do domu i pozostanie trwałym elementem wystroju wnętrza przez wiele lat. Jego minimalistyczny i prosty design doskonale uzupełnia przestrzenie kawiarniane, restauracyjne oraz domowe.
0 notes
gallus-anonymus · 5 years
Text
Twój ciężki oddech
Ciężkie ciało
Ciężki życiorys
Przygniatają mnie do sztywnego materaca
Sprawiają, że sprężyny w nim jęczą
Metalowe nogi się uginają
Ja też jęczę i uginam się
A miało być tak miękko
6 notes · View notes
tumeble · 2 years
Text
Krzesło obrotowe Vito
Jadalnia > Krzesła > Krzesła z tworzywa i metalowe Wprowadzi powiew świeżości i nowoczesnego designu w każdym wnętrzu. Siedzisko z polipropylenu oraz tapicerowana poduszka zapewnią wygodę, zaś czarne obrotowe nogi nadadzą elegancji i oryginalności. Doskonale sprawdzi się w jadalni, salonie czy kuchni, przestrzeniach użyteczności publicznej - w kawiarniach, restauracjach. Forma kubełka zapewnia komfort użytkowania oraz przykuwa uwagę. Krzesło jest obrotowe, dzięki temu można je stosować również w biurach. Cena 579.00 PLN meble online tu-meble.pl. Meble. Meble pokojowe: witryny. Salon: sofy. Sypialnia: szafy. Przedpokój: szafki na buty. Kuchnia i jadalnia: zestawy stołowe. Taras i ogród: krzesła ogrodowe. Akcesoria: oświetlenie. Hotel i bar: stoły drewniane. Krzesła i fotele: fotele gabinetowe. Krzesła i fotele: krzesła rehabilitacyjne. Dziecko. Pufy: worki Sako. Łóżka: podwójne. Krzesła obrotowe. Krzesełka. Biurka. Stoliki. Regały. Pojemniki do przechowywania. Biuro. Fotele i krzesła biurowe: krzesła obrotowe. Biurka: MDF. Kontenerki. Regały. Szafy. Stoły konferencyjne. Stacje dokujące. Meble-Stelmach: stoły. Firma Handlowa "ERGO" Marzena Stelmach ul. Antoniego "Orkisza" Radzika 8 23-400 Biłgoraj tel. 698 444 928
0 notes