Tumgik
#otwartość
martiove · 1 year
Text
Należy, więc otworzyć umysł. Spięty, czyni nas przewrażliwionymi na wszystko, z czym się stykamy, i zupełnie nieprzewidywalnymi.
Sangje Njenpa Rinpocze, Zasady ćwiczenia umysłu, s. 26
11 notes · View notes
bhaves · 2 years
Text
A human being after acquiring the refuge of a true master or Guru must worship the true God for eternal peace and happiness.
Saint Rampal Ji Maharaj is the only true Guru in this world who guarantees peace happiness and salvation.
https://www.jagatgururampalji.org/gyan_ganga_english.pdf
Tumblr media
5 notes · View notes
rozkosz-v · 19 days
Text
5 wrzesień
W prawdziwym związku nie ma tajemnic i wstydu. Jest otwartość, szczerość, bliskość, bo to wzmacnia naszą miłość.
rozkosz-v
72 notes · View notes
delicja-0 · 3 months
Text
Dobra, moze i zyskalam ane, mysli s i wg ale przt okazji tez większą otwartość i nie boje sie gadac z ludzmi z neta na voice chatcie a nawet sprawia mi to ogromna przyjemność (wcześniej to sralam sie na sama myśl o takim czyms)
29 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 months
Text
Retrospekcja lub bycie dorosłą... A! I odkrycia nowych oznak ADHD :D
22 lipca 2024
Czasami - jak dziś - muszę sobie przypomnieć, że pisanie pomaga. Mi pomaga ułożyć myśli.
Chyba jestem w jakimś okresie catharsis: robiąc teraz, po 30stce, studia wracam do doświadczenia bycia studentką sprzed lat, gdy byłam ledwo 20-stolatką.
Z jednej strony po prostu pracuję i na takim najpłytszym poziomie odkrywam, że kurcze, naprawdę to lubię, że to nie jest tak straszne i przytłaczające tak bardzo jak pamiętałam. Że spokój w życiu osobistym zupełnie zmienia to doświadczenie, jego odbiór. Że wiedza jaką mam o sobie samej zupełnie inaczej pomaga zadbać o komfort nauki i zdobywania wiedzy.
A na głębszym poziomie teraz, gdy już mogę odetchnąć, bo chociaż wciąż jest problem z wpisami do indeksu to jednak mam teraz lżejszą głowę, oddałam wszystko co oddać miałam, zaliczyłam co było do zaliczenia, ewentualne braki chcę uzupełniać by dostać 5 z tych ostatnich 3 przedmiotów z których wpisu nie mam (z dwóch wiem, że dostanę 5, z trzeciego to nie wiem nic i nie wiadomo czy nie skończy się u rektora... Nie miałam ochoty o tym pisać w zeszłym tygodniu, ale DZIAŁO się, byłam tak mocno w to zaangażowana i zarazem tym przejęta, że nie mogłam się uspokoić na tyle by to spisać tak dla siebie, do pamiętnika, wszystko opisywałam w mailach do dziekanatu i wygadałam się w rozmowie z chłopakiem, który ma taką samą sytuację jak ja w związku z zaliczeniem tego przedmiotu... A teraz trochę żałuję, bo jak piszę tu, do pamiętnika, to ta rozkminka więcej spokoju mi daje).
Wrażenie mam pogłębione względem swojemu wpisowi sprzed tygodnia: jestem starsza, doroślejsza i też uczę się z kolejną generacją (studiuję w dużej mierze z Gen-Z), która bardzo jest uważna na emocje, na granice drugiego człowieka, na szacunek względem nich. Wśród tych młodych ludzi czuję się bardziej "u siebie" w kwestii tworzenia relacji społecznych i zarazem wiem, że do nich, moich osób z roku, też nie pasuję: jestem klockiem z innego zestawu, od innego producenta xD. Bo chociaż Gen-Z ogarnięte mają relacje i granice, to nie mają ogarniętych masę innych rzeczy (to nie zarzut z mojej strony, ani jakieś lekceważące patrzenie z góry - po prostu widzę, że to młodzi ludzie, którzy jeszcze popełnią masę błędów i nauczą się masy fajnych rzeczy o sobie i innych, żeby za 10 lat podobnie jak ja mieć świadomość, że są dojrzalsi, po prostu). Więc siłą rzeczy - znowu odstaję, znowu nie pasuję do grupy. I chociaż wiem - i to daję otuchy - że to bolesne uczucie niedopasowania, a przez to samotności, to też wynik ADHD, konsekwencja budowy mojego mózgu, faktu, że nie ogarniam płytszych relacji, bo dla mnie przyjaźń to zaufanie i pokazanie swoich brzydkich i bolesnych stron, a bez gotowości na tą otwartość po prostu nazwę relację "byciem znajomymi" - dla mnie między przyjaźnią, a koleżeństwem jest olbrzymi różnica, dla niektórych nie do ogarnięcia jak duża i jak dużą wagę przykładam do rozróżnienia tych nazw dla relacji.
W ostatnim półroczu (a teraz, gdy właśnie zrobiło się miejsce na oddech, bo już nie myślę gorączkowo o konieczności oddania prac zaliczeniowych) coraz mocniej dotyka mnie świadomość, że przez swoją traumę u progu dorosłości, przez lawinę wydarzeń następujących krótko po sobie, z których każde mogło być urazem do pracy na psychoterapii przez lata (i było), musiałam zamarznąć.
"Zamarznąć" w sensie metaforycznym oczywiście. Musiałam wysiąść z pociągu zwanego życiem - tak to sobie wyobrażałam zawsze, że życie to pociąg, który pędzi, jest w nim tłoczno, każdy mówi o swoich planach na życie, czuję ścisk, czuję ciśnienie, czuję psesję by też mówić o swoich planowanych stacjach przesiadkowych, osiągnieciach, a zarazem walczę o życie, a bodźców jest tak dużo, że jestem bliska krzyczenia z paniki, aż spontanicznie wysiadam na stacji, takiej ja ta ze Spirited Away:
Tumblr media
Cicho. Bezludno. Spokojnie. Tylko szum wody i żadnej drogi, którą trzebaby podążać, żadnych oczekiwań czy presji. Po prostu możliwość wyjścia na tą bezludną przestrzeń i uwalniająca perspektywa braku potrzeby planów. Wystarczy być. Chociażby tam siedzieć tylko i cieszyć się brakiem hałasu, ludzi, ścisku... przy jednoczesnym poczuciu FOMO: że wszyscy pojechali dalej, beze mnie, że jestem sama i nie mam nikogo i nikt nie zauważy braku mnie.
OMG. Ile ja poczucia winy w sobie miałam - że nie daję rady jak wszyscy.
OMG, ile ja spraw wtedy "dawałam radę" dźwignąć, których ani moi rówieśnicy nie musieli wtedy, ani większość ludzi na świecie nie musi dźwigać. Przynajmniej nie w pojedynkę i nie jednocześnie... Ale tego nie dostrzegałam wtedy - wtedy miałam do samej siebie (i ofc do świata) żal, że nie daję rady, a inni ludzie ewidentnie dają radę! "Co jest ze mną nie tak!?" I tym tropem dochodziłam do szukania problemu w sobie: że faktycznie jestem do niczego, że jestem gorsza, że mniej zdolna, że nie dość mądra (a to była cecha, którą w sobie zawsze ceniłam - urody pewna nie byłam, ale uważałam, że mądra jestem, w tym, że masy rzeczy nie wiem i chcę się ich nauczyć), zła - fundamentalnie zła i skazana na to by po prostu za karę, "w pokucie" za to bycie złą osobą, po prostu mieć takie życie (dziękuję kulturo oparta na wartościach katolickich, super).
A teraz, w 2024 roku, WYRAŹNIE widzę i wiem, wyciągam wnioski z przeczytanych badań, z tego co wiem o sobie dzięki terapii, z tego jak teraz żyję, że... wysiadłam z tego pociągu i zastygłam w czasie by przeżyć. Że inną opcją było niewysiadanie z tego pociągu w którym od hałasu i presji PĘKAŁAM od środka, a to prowadziłoby do tego, że dziś by mnie tutaj nie było. Prawdopodobnie. Ale myślę, że tak by się to skończyło - ba! W tamtym okresie miałam próbę pożegnania się z życiem. I tak zbyt długo jechałam tym pociągiem, którego atmosfera mi nie sprzyjała. Zbyt długo narażałam się na ból i dyskomfort - powinnam była wysiąść wcześniej. Teraz to wiem, dzisiaj to wiem. Ech. Tak mi miło i tak kojąco wyobrazić sobie ten pociąg i stację, którą kiedyś sobie wyobrażałam, ale tym razem zmienić tą fabułę: tym razem, jako 35 letnia kobieta wyciągnąć dłonie do tej 21-24 latki, która siedzi sama, która nie ma pojęcia, tak siadomie, że uratowała sobie życie ostatkiem sił, a która zamiast być z siebie dumna, albo pozwolić sobie na słabość i na odpoczynek w ciszy, to czuje wewnętrzną złość i przełyka łzy goryczy wyrzucając sobie, że jest inna, gorsza, że nie potrafi znowu być "jak wszyscy", że chociaż chciała nadążyć to nie potrafi. Chciałabym usiąść obok niej, przykryć ją kocem i posiedzieć w ciszy, żeby nie czuła się tak samotna.
To niesamowite jak dużo dała mi i wciąż daje terapia. Jestem niewypowiedzianie wdzięczna Ani za tą jedną sesję, w której użyła innej techniki terapii niż zazwyczaj - gdy po omówieniu wspomnienia, problemu, kazała mi zamknąć oczy i świadomie poczuć siebie, tą z tamtego dnia, tą z gabinetu terapeutycznego, a potem w wyobraźni miałam się znaleźć w tym miejscu o którym tamtego dnia rozmawiałyśmy na sesji. I miałam zobaczyć tamtą siebie - tą, która wtedy cierpiała, i ją przytulić. I dać jej to, co mam w kieszeni, by nigdy nie czuła się sama. Byłam przerażona widząc to dziecko (bo wtedy omawialiśmy okres mojej komunii - we wspomnieniu znalazłam się na podwórkach za moim domem rodzinnym, w majowe popołudnie, kiedy wydarzyło się coś paskudnego ze strony mojej kuzynki - a gdy zobaczyłam siebie samą, NAGLE, tą 9-10 letnią mnie,na trawniku w tej czarno-białej sukience na ramiączkach w kwiatki, której nie lubiłam, a która była najbardziej 90' ciuchem ever), ale potem po prostu się rozczuliłam - myślałam, że nie lubiłam tego dziecka! A tym czasem, tamtego dnia, jakby przeniesiona wehikułem czasu do przeszłości, widząc samą siebie, wiedząc co się dzieje w głowie tej dziewczynki się totalnie rozczuliłam, przygarnęłam tego maluch i przytuliłam tak, jak wiedziałam, że tego dnia nikt jej nie przytuli. A ona przytuliła mnie. OFC na kozetce u psychoterautki się poryczałam ze wzruszenia - wiem, że to banalne i symboliczne nawiązywanie więzi z sobą, leczenie wewnętrznego dziecka, że to tylko taka gra wyobraźni, a jednak to była najbardziej prawdziwa podróż, której potrzebowałam bardziej niż sądziłam. I jak w mojej kieszeni pojawił się przedmiot - jak to mówiła psycholożka - to od razu wiedziałam co to jest. I oczywiście od razu podałam ten przedmiot dziewczynce, powiedziałam jej, żeby się nie martwiła, bo teraz ja zatroszczę się o jej bezpieczeństwo i zdrowie, a jeżeli będzie potrzebowała się ze mną skontaktować to... i podałam jej przedmiot z kieszeni. Gdy moja terapeutka pozwoliła mi wyjść z tego transu, tego ćwiczenia wyobraźni "zamknij oczy i podążaj za moim głosem", to poryczana jak bóbr i szczęśliwa, spokojna, krzyknęłam radośnie "dałam jej telefon!". Tak się cieszyłam, że ona może od tego momentu do mnie zadzwonić! A moja Ania wtedy się śmiała mówiąc "wiem, tak myślałam, że to będzie telefon, to całkiem oczywiste było". Ech.
No, piękne doświadczenie to było i zarazem niezwykłe. Od tamtego czasu lubię sobie przypominać, że te dziewczynki i dziewczyny i kobiety z przeszłości to JA. I że ta ja-z-teraz mogę do nich dostrzec i im pomóc.
Traktuję to jak ćwiczenie wyobraźni i jednocześnie narzędzie terapeutyczne: ja-z-teraz mam przestrzeń i możliwości unieść to co przygniotło mnie-z-kiedyś, więc mogę zajrzeć tam, gdzie ja-z-kiedyś w tamtym czasie nie potrafiła lub bała się zaglądać.
Piszę o tym, aby lepiej uchwycić to o czym mówię, kiedy dopada mnie raz po raz refleksja na temat okresu studiowania i w ogóle bycia studentką.
Teraz czuję się kochana, zadbana, bezpieczna. Owszem, są problemy, ale nie takie, których nie mogę rozwiązać lub chociażby pojąć ich struktury, oszacować gdzie szukać pomocy w ich rozwiązaniu.
Tak, budzi mnie czasem strach, gdy myślę o tym, że nie mam mieszkania i raczej mieszkania mieć nie będę - marzenie o swoim kawałku przestrzeni z każdym rokiem robi się coraz bardziej odległe. Ale teraz przestaję to widzieć jako swoją życiową porażkę: ja nie miałam nigdy możliwości i szans by mieć mieszkanie. Nie miałam wiedzy i świadomości, nie miałam wsparcia, ani bezpieczeństwa. A obecne problemy to pogłębiające się problemy systemowe - to nie moja wina. Chcę coś z tym zrobić, ale najpierw muszę zadbać o swoje bezpieczeństwo finansowe, a aby to zrobić muszę zadbać o edukację i utrzymanie work-life-balance. A to trudniejsze niż brzmi.
Dzięki mojemu chłopakowi/narzeczonemu (mam z tym problem - to fajne, że jest narzeczonym, ale czy narzeczony już nie jest chłopakiem? Dla niego to big deal, a dla mnie synonimy. Ze względu na niego staram się pilnować by nazywać go "narzeczonym", ale i tak czasem wymsknie mi się czasem per "chłopak" i zawsze słyszę w żarcie, że go degraduję. xD A jeżeli narzeczony nie jest chłopakiem to mam rozumieć, że to nazewnictwo jest tożsame z levelem postaci? Zaczynasz jako akolita, potem jesteś giermkiem, a potem możesz zostać krzyżowcem lub mnichem? W ten sam sposób mamy chłopaka/dziewczynę, narzeczonego/narzeczoną i męża/żonę? Bo w sumie teoretycznie w obydwu przypadkach powinno chodzić o zdobyty exp xD) czuję bezpieczeństwo. Przewidywalność - nie mylić z nudą! - w związku to coś pięknego! Coś fantastycznego! Dzięki temu mam tyle przestrzeni na rokminy i na projekty twórcze.
No i właśnie...
Dzięki życiu jakie tworzę z moim narzeczonym, którego nie mogłby być, gdybym nie trafiła na terapię, nie zdiagnozowała w międzyczasie ADHD, nie przeżyła tylu trudności w rodzinie, bez tego co jest teraz w życiu prywatnym i w partnerstwie nie byłoby przestrzeni na zaczęcie tych studiów.
A bez tych studiów nie przerabiałabym tego co przerabiam teraz.
A przerabiam BARDZO WYRAŹNE dostrzeganie tego, że nigdy nie chodziło o to, że byłam zbyt zła, zbyt głupia, zbyt mało zaradna. Że różne zawalane przeze mnie rzeczy to faktycznie był wynik mieszanki młodego wieku, pierwszych błędów, nieleczonej depresji, ADHD i NADMIARU obowiązków. Te wszystkie czynniki, plus brak fundamentalnego bezpieczeństwa (finansowego, emocjonalnego) to było jak.... ech, to było tak, jakbym próbowała (i moli bliscy próbowali) wydestylować moich kilka cech: zaradność-ponad-wiek, kreatywność, mądrość wynikającą z ciekawości. I zupełnie przy tym zasłaniali sobie wszystko co niewygodne: jeżeli jestem mądra i ciekawa, mogę z zapałem gadać godzinami o tym czego się nauczyłam ucząc się do sprawdzianu, ale do domu z tego sprawdzianu przynoszę 2 to ewidentnie oznacza, że kłamię, że się uczyłam i zawodzę oczekiwania, więc muszę uczyć się więcej - zamiast szukać innego rozwiązania tej sytuacji i to w przyczynach o których zresztą mówiłam: że gdy mam odpowiadać stresuję się tak bardzo, że mam pustkę w głowie (a potem piszę sprawdziany za siebie i nienauczone koleżanki - ja dostaję 2, a one 5 i nikt w tym nie widzi problemu oprócz mnie, nauczyciele nie wierzą, że mój brak regularności w nauce może owocować pracą na 5, o co jestem call outowana na lekacjach - "skąd to przepisałaś?" słyszę od polonistki, która oceniała pracę, którą bardzo fajnie mi się pisało, bo to był w zasadzie fanfic do "Dziadów cz. II" i miałam z tego fun... Każe mi wymieniać na forum milczącej klasy jakie książki prywatnie czytam, bo ona nie wierzy, że mogłam sama z siebie czytać Mickiewicza, mam pustkę w głowie, ale wymieniam... Czuję się zawstydzona i wyszydzona, celem tej sytuacji było "obnarzenie" faktu, że zdaniem polonistki nie czytam wcale, bo popełniam błędy ortograficzne i fleksyjne, których ona nie uznaje za objawy dysortografii... Gdy wymieniam co ostatnio czytałam pani psor zaczyna się śmiać kpiąco, a razem z nią niektóre osoby z klasy - bo czytałam, zgodnie z prawdą, "Park Jurajski III", co być może brzmi niedorzecznie, jakbym udawała, że film jest książką, ale dostałam serio taką książkę w prezencie na urodziny od mojej koleżanki z ławki... całe szczęście ona się nie śmieje, ale też nie staje w mojej obronie potwierdzając, że tą książkę sama mi dała... Przychodzę do domu i opowiadam o tym mamie, która wcześniej sprawdzała tą moją pracę, której autorstwo zostało wzięte w wątpliwość, która wie, że nie da sie mnie odlepić od książek... i mama robi co może: ta akcja sprowokowała mamę by wybrać się ze mną do poradni po opinię. Polonistka nie chciała dać mi skierowania, bo upierała się, że akurat moje błędy wynikają z lenistwa... skierowała inne osoby z klasy, oni wrócili z negatywną opinią, a ja przyniosłam papier z opinią pozytywną... )
Tumblr media
Ech...@pantokratorka mówiła mi, że teraz w szkole takie akcje jak ta z polonistką by nie przeszły.
Jakby nie było: byłoby łatwiej żyć wiedząc to, co wiem dzisiaj. Że błędy popełniam i będę popełniać, nie ważne jak będę się starała. Po prostu mój mózg nie uznaje takich "błahostek" jak ortografia za istotne i już. I zarazem ten sam atypowy mózg ma silne poczucie sprawiedliwości tj. skówka może być skuwką, ale też skófkom lub skufką i zupełnie tego nie dostrzegę jeszcze przez tydzień (no jak chcesz zrozumieć co napisałam to zrozumiesz, nie? - tak myśli mój mózg, close enough) o tyle wystawienie 5 osobie, która ściągała i 5 osobie, która nie ściągała jest dla mnie jak obraza, naruszenie norm społecznych i nie mogę tego przeżyć. ADHD.
Kolejna rzecz? I to taka o której nie wiedziałam, że jest big deal - po prostu myślałam, że raczej WSZYSCY, WIĘKSZOŚĆ SPOŁECZEŃSTWA ma jak ja w tej kwestii i odchyłem od normy jest właśnie inne podejście. Otóż czytałam ostatnio wątek rozmowy o tym, że osoby z ADHD i na spectrum autyzmu mają "problem z szanowaniem autorytetów" - samo wyrażenie dla mnie brzmi, jak jakiś klasistowsko-konfucjański zarzut ideologiczny. Co to znaczy? Ja faktycznie: nie uważam, żeby moim "autorytetem" miał być np: człowiek będący rasistą lub seksistą, nawet jeżeli ma bogaty dorobek akademicki lub inne cechy, które mogły by go stawiać na piedestale. Ale szanuję autorytety. Swoje, zgodne z moimi poglądami i wartościami. Co więcej jestem przeciwna tej dawnej idei, że z marszu na wyjątkowy szacunek zasługują ludzie starsi wiekiem, wobec których ten szacunek miałaby wyrażać poprzez służalczość. To mnie bardzo wkurza i jestem gorącą przeciwniczką takiego podejścia.
Niemniej moim zdaniem na szacunek ZASŁUGUJE każdy człowiek. Nie ważne czy jest autorytetem czy nie.
I dlatego mam problem z frazą, że objawem ADHD oraz spectrum autyzmu jest "problem z szanowaniem autorytetów". Bo to brzmi, jakbyśmy byli jakimiś rebeliantami, którzy nie szanują nikogo, sex, drugs and rock'n'roll. A tu właśnie chodzi o to, że mamy problem, gdy ktokolwiek NIE SZANUJE innych ludzi lub oczekuje okazywania tego szacunku tylko wobec wybranych ludzi.
Ha!
I co się okazało? Że to właśnie ADHD&Autysm thing: nie tyle jest to "problem z szanowaniem autorytetów" - tak to jest postrzegane przez niektórych neurotypowych. Mózgi atypowych nie uznają idei tego, że mieliby istnieć równi i równiejsi: wszyscy jesteśmy wartościowi, a idea traktowania kogoś "lepiej" tylko dlatego, że wg. społeczeństwa jest autorytetem w swojej dziedzinie jest dla nas o tyle zaskakująca, co nosząca znamiona niesprawidliwości: bo człowiek bardziej lub mniej uprzywilejowanych, o większych czy mniejszych możliwościach po prostu podjął inną decyzje lub szereg decyzji, ma wiedzę czy inne cechy, które mu/jej dodają autorytetu, co oczywiście doceniamy i czego nie negujemy. Po prostu fundamentalnie nie zgadzamy się z pomysłem, że takiej osobie miałby się należeć "większy" szacunek lub podziw niż innym ludziom. Ot co. Takie decyzje moga być też dyktowane naszymi subiektywnymi wartościami (tj. tym co cenimy w innych ludziach, w życiu), ale nie ogarniamy hierarchi "szacunku wobec ludzi" dla samego szacunku, gdy ktoś po prostu wyraża się o innych ludziać z brakiem szacunku. Mam nadzieję, że to dobrze ujęłam.
Mega ciekawe, że to kolejny raz cecha ADHD i że wcale nie jest to domyślny sposób postrzegania świata większości ludzkości (atypowych jest 40% na świecie) - nie wiedziałam, że ludzie mają inaczej. Tj. wiedziałam, ale bardziej kojarzyłam to z ideą konfucjonizmu lub patriarchatu na zachodzie. A tu się okazuje, że to myślenie dla 60% ludzkości jest po prostu "domyślne", w "ustawieniach fabrycznych", a dla mnie samej jest oznaką braku postępowości i opresji.
---
W zeszłym tygodniu byłam na spotkaniu. Takim w sprawie możliwości rozwoju. Byłam jedyną osobą fizyczną na spotkaniu zorganizowanym dla zaciekawionych programem wsparcia osób w moim województwie. Reszta osób to reprezentanci organizacji pozarządowych: stowarzyszeń, fundacji i innych inicjatyw obywatelskich, a także urzędów, uczelni wyższych, szkół, instytucji szkolących, obiektów kultury, muzeów.
Poszłam tam w myśl "nie wiem, ale się dowiem" - miało być wprowadzenie do tematu wsparcia, nakreślenie jakie są możliwości, co zrobić by dofinansowanie dostać. Chciałam się po prostu dowiedzieć czy mam szanse na coś w ogóle. Podczas przerwy kawowej dałam znać swojej przyszłej wspólniczce xD - więc na drugiej części spotkania już byłyśmy we dwie, jako jedyne przedstawicielki osób fizycznych na sali wykładowej. Wtedy już przeszliśmy do praktycznych ćwiczeń z tworzenia projektów. Jakieś 2h pracy.
Bawiłam się świetnie. Dużo się dowiedziałam.
Ale zaskoczyło mnie to, jako feedback dostałam. Otóż zdaniem uczestników szkolenia, a więc doświadczonych organizatorów wielkich festiwali, artystów, aktorów... ich zdaniem byłam najbardziej kreatywną osobą na sali i upierali się, że daleko zajdę. Serio. Mi tam pikawa niemal wyskakiwała z piersi, bo czułam się jak... osoba, która nie miała latami nic oprócz przekonania, że jest mądra i zaradna, ale która w życiu akademiskim miała porażkę za porażką. A teraz wykładowcy z ASP mi mówią, że są w szoku, że nie jestem absolwentką ASP, albo, że nie pracuję kreatywnie.
I po przetrawieniu tego całego ogroma ciepła i komplementów (ale też merytorycznej krytyki) WIDZĘ, że mając te dwadzieściakilka lat, mając depresję, będąc obciążona wręcz lawinowo traumatycznymi doświadczeniami, tak się spaliłam, sparzyłam, tak straciłam wiarę w to, że moja sztuka jest wystarczająca, że sama ją opuściłam - bo to było ZBYT MOJE i ZBYT BLISKIE, ZBYT UKOCHANE by znowu się na tym polu zawieść (a w tamtym czasie się wciąż i wciąż zawodziłam), by złamać sobie serce ten najgłębszej i najszczęśliwszej części mnie, jaką było tworzenie: malarstwo, fotografia, media. To było chronione miejsce "nie ruszaj, nie patrz tutaj, nie uderzaj w to, bo zbyt dużo dla mnie znaczy bym mogła przyjąć zniszczenie i tego kawałka siebie, nawet tu nie patrz, bo boję się, że jak tobie tą część pokażę to niespodziewanie w nią uderzysz, a to jestem tak bardzo JA, że po prostu się załamię". Wolałam odejść od tego dla bezpieczeństwa. Zresztą, musiałam najleprw posklejać swoją zgruchotaną psychikę by móc w ogóle mieć przestrzeń na coś twórczego.
Trwało to dekadę.
A teraz wracam i widzę, i słyszę, że to nie było tak, że sobie wymyśliłam, że jestem dobra. Ja jestem dobra. Bardzo. I to widać.
Po tym spotkaniu po 1 - prowadząca na zakończenie nagrodziła mnie brawami, jako najbardziej kreatywną osobę na warsztatach. Dostałam owacje.
Po 2 - na sali była przedstawicielka mojej uczelni. Gdy pracowaliśmy grupowo sama doszła do wniosku, na forum grupy, że ona jest dobra w drobiazgowych rzeczach, w zapewnianiu zajebistej papierologii, ale jest słaba w kreatywnym myśleniu - przez co widzi, że jej uni traci kasę, bo ona nie ma pomysłu jak można by o coś zawnioskować. Wtedy rzuciłam, że polecam się (jeszcze na długo przed tymi feedbackami i oklaskami - po prostu spontanicznie się odezwałam), że studiuję u niej na uczelni i obecnie szukam pracy. To był trochę spontan, trochę żart, trochę wykorzystana przeze mnie okazja do autoreklamy w gronie osób, które pracują tak, jakbym ja chciała pracować. Dlatego totalnie mnie przyprawiło o atak serca, gdy po zakończonym spotkaniu ta pani podeszła do mnie, przeprowadziła na szybko rozmowę kwalifikacyjną, poprosiła o mój e-mail, o telefon, obiecała, że porozmawia z rektorem i się do mnie odezwie z propozycją pracy.
Po 3 - potem podeszły do mnie jeszcze dwie panie. Wychodząc z budynku dostałam zapewnienie chęci współpracy, gdy już założę działalność, a także... propozycję pracy-marzenia. Wnętrzarstwo. I zarazem nowe media. I zarazem sztudia audiowizualna. I zarazem wszystko miałoby być wystawiane w jednym z najpiękniejszych zabytków w Polsce. Myślałam, że zacznę piszczeć ze szczęścia, bo MARZĘ o takiej pracy! MARZĘ! Nie wiem czy to wypali. Nie wiem. Ale znaczy dla mnie to TYLE, że po zajęciach po prostu do mnie podeszła osoba reprezentująca ten obiekt kultury i złożyła tę propozycję nie mają pojęcia w zasadzie, że ja wiem jak w architekturę, bo na tym spotkaniu nawet się nie zająknęłam na ten temat. No po prostu... SZOK. Serio, razem z tą "zleceniodawczynią" (bardzo entuzjastyczna osoba, bardzo spontaniczna) niemal zaczęłyśmy skakać na korytarzu ze szczęścia, że znalazłyśmy właściwe osoby. Od razu kresliłyśmy w wyobraźni co zrobić i gdzie zrobić! Tak bardzo chcę to robić, że nie zważałam na cenę. Dzięki borowi za moją przyszłą-wspólniczkę, która rzeczowo ochłodziła moje zapędy i od razu przeszła do konkretów: kiedy? Za ile? Jaka powierzchnia? Ile mebli? Jaki materiał? Jaki styl? No i zaczęły się negocjacje :D Nie mogę się doczekać aż ta pani zadzwoni. <3
I wracałam do domu myśląc o tym, jakie to niesamowite - gdyby nie to, że zaczęłam studia bym w ŻYCIU nie poszła na to spotkanie, myśląc, że żadna ze mnie artystka i że nie należę po prostu do tej grupy, nie mam uprawnień, praw, wiedzy, pomysłów, kapitału kulturowego.
Tym czasem ja się inkupowałam jakby całe życie, by być na tych studiach i by pracować tak, jak pracują osoby, które były ze mną na spotkaniu.
Wzrusz.
Nie wiedziałam.
Nie wiedziałam, że to mam. To znaczy wiedziałam tak na poziomie świadomym, że potrafię i jestem spoko jako osoba dowożąca organizację rzeczy, że jestem odważna, że mam wiedzę, ale gdzieś w środku czułam, że nie spełniłam społecznych norm, reguł, rytuałów przejścia by móc tam należeć. By móc uczestniczyć w takich spotkaniach lub pracować w ten sposób. Wiem, że to tylko papierek i tylko symbol. Ale studia i wykładowcy mnie upewnili, że to co mam, ta wiedza, jest wystarczająca by móc chcieć się starać o taką pracę.
Ech.
Jeszcze raz: dumna z siebie jestem w opór. I wzruszona.
Ale bardzo takie spotkania mnie męczą
---
Mój tata miał urodziny. Oznacza to, że kolejny weekend spotkałam się z moimi krewnymi i jeszcze przez tydzień trawiłam tę sytuację z babcią... Ech... Opiszę to później bo to też wpływa na to, jak teraz postrzegam ten moment w życiu
9 notes · View notes
negato-v · 3 months
Text
Jak odczuwacie swoje stosunki z własnym ciałem, głową, sercem? Jakie jest w stosunku do siebie, do świata?
Wstępem,
zrozumienie osobistych relacji z ciałem, głową i sercem może być kluczowe dla samoświadomości własnych struktur osobowości.
Te trzy aspekty - ciało, głowa i serce - odgrywają różne, ale równie ważne role w życiu.
Omówię każde z nich jako dane wzorce, oraz perspektywę własnego doświadczenia ciała, głowy i serca.
Relacje z Ciałem
1. Ciało otwarte i przepuszczalne
Ciało jest wrażliwe na wszelkie bodźce zewnętrzne
Łatwo reaguje na zewnętrzne impulsy fizyczne, nadużywanie własnego ciała
Może nie odczuwać wyraźnych granic między sobą a otoczeniem
2. Ciało izolowane od środowiska zewnętrznego
Ciało jest mało reaktywne na zewnętrzne bodźce
Silne poczucie własnych fizycznych granic
Reaguje głównie na wewnętrzne ciało i impulsy
3. Ciało zamknięte i niechętne zewnętrznemu środowisku
Ciało aktywnie odrzuca zewnętrzne bodźce
Wysoki poziom napięcia i obronności fizycznej
Silne odczuwanie granic, które chronią przed zewnętrznymi impulsami
Relacje z Głową
1. Głowa otwarta i przepuszczalna
Głowa łatwo absorbuje nowe informacje i orientacje
Myśli są elastyczne i adaptacyjne
Automatyczna otwartość na zmieniające się opinie i perspektywy
2. Głowa izolowana od środowiska zewnętrznego
Głowa skupia się głównie na wewnętrznych przemyśleniach
Minimalna interakcja z zewnętrznymi orientacjami, nadużywanie własnej głowy
Może sprawiać wrażenie odcięcia od rzeczywistości zewnętrznej
3. Głowa zamknięta i niechętna zewnętrznemu środowisku
Głowa aktywnie odtrąca niechciane zewnętrzne informacje
Silne przekonania i opór wobec wewnętrznej orientacji kosztem zewnętrznego środowiska
Krytykująca niechciane idee, doświadczenia
Relacje z Sercem
1. Tożsamość otwarta i przepuszczalna
Serce jest otwarte na zewnętrzne poczucie tożsamości
Brak sztywnej wartości siebie, silna zależność wartości od otoczenia
Elastyczność w tożsamości (wiele archetypów siebie)
2. Tożsamość izolowana od środowiska zewnętrznego
Serce jest mało reaktywne na własną tożsamość zewnętrzną
Silne poczucie wewnętrznej tożsamości, nadużywanie własnego serca
Skupienie na oferowaniu izolowanej wewnętrznej tożsamości środowisku zewnętrznemu
3. Tożsamość zamknięta i niechętna zewnętrznemu środowisku
Serce aktywnie dezaprobuje zewnętrzną tożsamość
Silna obronność własnej tożsamości przeciw otoczeniu, własne stworzenie oryginalnego archetypu tożsamości
Utrzymywanie wewnętrznego dystansu w związku z poczuciem własnej tożsamości
Krótki przykład opisu
Ciało - Poczucie Granic i Impulsów Ja
Ciało jest pierwszą linią kontaktu z otoczeniem. Jest miejscem, gdzie odczuwa się fizyczne granice i impulsy, które definiują egzystencję.
W moim przypadku ciało jest otwarte na każdy impuls, jest przepuszczalne, co oznacza, że jest dostępne na sugestie związane z ruchem czy reakcją na otoczenie. Jest ono jakby "nijakie dla siebie", co oznacza, że nie czuje siebie w sposób wyraźny.
Jest to interesujące w kontekście nałożenia dodatkowo mechanizmu 4F, który może jeszcze bardziej umacniać te motywy w ciele, czyniąc je bardziej podatnym na zewnętrzne bodźce i mniej świadomym własnych granic.
Głowa - Orientacja
U mnie głowa, w przeciwieństwie do ciała, jest jak kontener, który izoluje świat zewnętrzny. Orientacja głowy jest tak skupiona na wewnętrznych procesach myślowych, że wiele apsektów na zewnątrz przestaje istnieć w kontekście orientacji. Oznacza to, że głowa może być tak skupiona na wewnętrznych przemyśleniach i analizach, że traci kontakt z otoczeniem, tworząc wrażenie izolacji i separacji od zewnętrznych orientacji.
Serce - Tożsamość
Serce reprezentuje tożsamość i emocjonalne powiązania z czymś. Moje doświadczenie serca jest takie, że ma ono pewien kontakt z otoczeniem, ale jest jednocześnie również zamknięte. Tożsamość jest mocno zdefiniowana i mało zależna od zewnętrznych tożsamości (np. "powiesz mi jak cenisz we mnie x, powiem jak mało mnie to interesuje"). Oznacza to, że serce może być świadome emocjonalnych bodźców, zewnętrznej wartości, ale jednocześnie pozostaje zamknięte i niezależne, chroniąc w ten sposób naszą tożsamość przed wpływami zewnętrznymi.
5 notes · View notes
tiredpoet7 · 9 months
Text
🎀 14.12
1550 kcal, 10.000 kroków, 68 minut ćwiczeń
dziś trochę pożarłam, przyznaję. lekcje zaczynałam o 10, pojechałam więc do szkoły koleżanki i poznałam jej przyjaciółkę...raczej mnie nie lubi. z opowieści tej pierwszej koleżanki coś tam trochę wywnioskowałam, że bywa dość zazdrosna, robi się wtedy wredna i takie właśnie odnoszę wrażenie po tym jak się zachowywała.
no nic, pojechałam do szkoły, została mi godzinka do zajęć w czasie której skończyłam w pierścieniu ognia. nie wiem za co zabrać się teraz — ballade ptaków i węży (reread) czy grzeczna dziewczynka musi zginąć? chyba wolę co�� lżejszego więc 2 pozycja, ale zdecyduję jutro.
odwołali mi jutro połowę lekcji więc zdecydowałam się nie iść do szkoły. zwiększyłam sobie limity na weekend aby nie zjebać. dziś dużo podjadałam, 1/3 tych kalorii jest z wafli ryżowych xD zapchałam się nimi aby nie ruszyć na nic tłustego czy ogółem niezdrowego, bo mam zbyt śliczną cerę aktualnie aby tak to niszczyć. nadrobiłam ćwiczeniami, interwał, cardio taneczne, pilates, wszystko na raz.
po powrocie gadałam chwilę z byłą przyjaciółką (a może przyjaciółką? sama nie wiem) i ta chwila przeciągnęła się na dwie godziny. prawie odpuściłam świąteczny odcinek któregoś z serialu, ale ostatecznie się przekonałam i poprawiło mi humor. padło na victorious :>
Tumblr media
dzień 14 — describe your style.
shame shame shame 🔔🔔
nie znajdziecie człowieka o bardziej prostym i nie kreatywnym stylu. ja nawet nie chcę tego zmieniać specjalnie. teraz dążymy do tego żeby się wyróżniać (w ogóle zauważyliście trend na kokardki we włosach?? nie mam tik toka więc nie wiem czy stało się to popularne, ale przysięgam codziennie mijam tuzin dziewczyn w warkoczach związanych wstążką zamiast gumek xd) co moim zdaniem jest cudowne, wzrasta otwartość na osoby o odmiennych stylach. tylko z drugiej strony ciśniemy ludzi za noszenie skinny jeansów. w każdym razie kocham moje szare bluzy.
11 notes · View notes
konfabulacj-e · 3 months
Note
Co najbardziej lubisz w swoim wyglądzie, a co w charakterze?☺️
W wyglądzie to zdecydowanie usta i dupę, a z charakteru to poczucie humoru, otwartość, empatię i ogólnie taką przyjazną aurę 😊
Dziękuję za pytanie i miłego wieczoru! 💋
3 notes · View notes
pgasiorek · 2 months
Text
Między nieuświadomiona a uświadomioną (nie)kompetencją
Tumblr media
Jakieś dwa lata temu zacząłem prowadzić podobny do tego blog. W zupełnie innym miejscu, jeszcze bardziej niż tumblr niszowym. Zanim całkiem go zaniedbałem, opublikowałem tam kilka tekstów, z których dwa już nawet tu zamieściłem… Wszystkie one miały wspólny tytuł „Między nieuświadomioną a uświadomioną (nie)kompetencją”. Tak we wpisie z 22 października 2022 to wyjaśniałem:
„Podoba mi się ten tytuł i będzie chyba dobrym nagłówkiem nie tylko do tego tekstu. Pasuje, gdyż oddaje dobrze moje przekonanie, że cały czas balansuję gdzieś między świadomością tego, co potrafię a nieświadomością własnych ograniczeń. Niewykluczone oczywiście, że jestem dla siebie zbyt surowy i być może zbliżam się już niekiedy do całkiem świadomej kompetencji, niemniej jednak wolę być ostrożny w ocenie własnych umiejętności terapeutycznych. Te mają bowiem to do siebie, że bardzo łatwo je przecenić wierząc, że znalazło się jakiś w miarę uniwersalny klucz otwierający drzwi do najpierw trafnej diagnozy, a następnie dobrze dopasowanej formy terapii. Wiem już jednak, że wcale nie jest to takie proste i ryzyko – a może w pierwszej kolejności pokusa – szybkiego zaszufladkowania pacjenta bywa bardzo silna. Zwłaszcza, że w terapii uzależnień naprawdę często sporo jest od razu jasne. F10.2 Zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania spowodowane używaniem alkoholu (następstwa szkodliwego używania substancji), zatem: Terapia poznawczo-behawioralna. Indywidualna i grupowa. Zachować trzeźwość, unikać wyzwalaczy. Następny proszę.
Oczywiście kpię sobie teraz trochę i upraszczam, ale faktycznie wielokrotnie zdarza się tak, że przychodzą do nas pacjenci mający już dawno za sobą następstwa „tylko” szkodliwego używania substancji psychoaktywnej. Słychać to, widać i niejednokrotnie także czuć… Pomimo to należy zawsze być czujnym i unikać pokusy wrzucania ludzi do jednego worka, gdyż potrafi to nie tylko ograniczyć nie tyle nawet zdolność postawienia właściwej diagnozy* (co swoją drogą faktycznie w sporej części przypadków wcale nie jest takie trudne...), co bardziej gotowość empatycznego pochylenia się nad pacjentem już na samym początku, czyli wtedy, gdy na pewno bardzo - a może nawet najbardziej - jest mu to potrzebne. Tutaj właśnie niezbędna jest świadomość, że prawdziwym wyznacznikiem kompetencji terapeutycznych jest nie tyle wiedza, co wspomniana empatia i ciągła otwartość na budowanie więzi terapeutycznej.”
*Formalne prawo do stawiania diagnoz (w tym także uzależnienia) ma w Polsce wyłącznie lekarz. Niemniej jednak specjalista psychoterapii uzależnień posiada odpowiednie kompetencje, by rozeznać, czy zgłaszający się do niego pacjent spełnia kryteria uzależnienia.
2 notes · View notes
mikoo00 · 1 year
Text
Pomimo konfilku i całej gowno burzy i tak jestem gdzieś tam zadowolony bo mój główny cel został osiagniety
Nie spodziewałem się jednak tego ze mnie chce wywalić
1. moje odczucia co do terapeutki okazały się słuszne
2.wiedziałem że ona będzie się wykłucac przerywać i nie da wypowiedzieć się w pełni grupie ale grupa mnie wysłucha czesc nie osadzała mnie o kłamstwo oczywiście byli na mnie źli ale docenili otwartość i szczerość Zapytałem się co oni uważają przyznałem się do błędu Na przerwie też pewne rzeczy im wytłumaczyłem Niestety nie wiem jak reszta bo nie mieli jak się odezwać Ale cześć osób wiem że wysłuchała i wierzy ze do mnie dotarło co mówili i ze sie dostosuje do kontraktu co jest oczywiście moim zamiarem zakomunikowałem to
3 otrzymałem od niektórych wsparcie oraz zrozumieli mnie
4 nie wkurzali się na mnie jak terapeutka o to że płacze
5 utwierdziłem się w tym ze ja trzeźwieje bo nie miałem żadnych myśli by wrócić do picia i pierdolne tym wszystkich Co jest dla mnie dużym sukcesem a na tym polega trzeźwienie Umiesz asertywnie rozwiązywać konflikty i rozładowywać emocje 🤓 oraz przyznać się do błędu
Pytania na początku zadałem bo jakbym powiedział co się wydarzyło ona by powiedziała że mają mi dać informacje zwrotne ja w momencie gdybym się zaczol tłumaczyć ona by mi przerywała i nie dawała dojść do słowa i by już na początku była gowno burza jak zawsze
Więc zrobiłem na odwrót tłumacząc się zadając pytania i słuchając co mają do powiedzenia i wyciągnołem ile mogłem od grupy zanim ta się odpaliła
Tak jest na meetingach jest temat mówi się o swoich doświadczeniach i potem ktoś kto ma problem wyciąga dla siebie lekcje bez oceniania bez wkurwu
Wkurzało ja pewnie to ze jestem spokojny Nie dlatego byłem "spokojny"( czulem się tak obsrany jak dawno nie bylem) że oczekiwałem od grupy że się ze mną zgodzą lol Wiedziałem że ci co mogliby mieć odmienne zdanie od niej nie będą mówić i tak
Także no wyszło jak wyszło nasłuchałem się sporo głupot
Moja mama nawet powiedziała że jest u mnie duża zmiana a przeciez to ona mnie widzi na codzień i ma ogólny ogląd w przeciwieństwie do terapeutki
Łeb mnie napierdala
Moze nie powinienem był zadawać tych pytań na początku Ale chciałem konkretów by nie przedłużać Wszystko by poszło sprawnie gdyby terapeutka umiała zapanować nad emocjami
Tamta druga co miałem potrafiła się przyznawać do błędów i nie wkurwiła się gdy jej wytłumaczyłem że suchy kac to coś innego Ta by wkurwi dostała od razu
9 notes · View notes
magazynkulinarny · 5 months
Text
Macie tu coś do jedzenia?
Tumblr media Tumblr media
Jest taki fragment w Ewangelii św. Łukasza, który niezwykle mnie rozczula. "Macie tu coś do jedzenia?" - pyta Jezus uczniów już po Swojej śmierci i Zmartwychwstaniu.
Chwilę wcześniej staje przed nimi, a oni nie wiedzą: duch to czy człowiek, bać się czy cieszyć, wierzyć w to, co widzą, czy nie? Chrystus na dowód, że żyje, że jest z krwi i kości pokazuje im swoje rany na dłoniach i stopach.
W odpowiedzi na pytanie umiłowanego Nauczyciela podali Mu kawałek pieczonej ryby. Jezus wziął i zjadł przy nich... (Łk 24, 36-43)
Ujmuje mnie ukazanie piękna człowieczeństwa Syna Bożego po nieprawdopodobnej kaźni. Jezus odradza się w każdym aspekcie Swojej ludzkiej natury, również tak przyziemnym, jak odczuwanie głodu i potrzeba jego zaspokojenia. Nie przeistacza się w nadczłowieka, który nie potrzebuje jeść, pić, czy spać, albo żywi się jakąś kosmiczną energią, czy mocą Ojca.
Jest taki, jak my. Chce się pożywić i najzwyczajniej pod słońcem o to prosi: "Macie tu coś do jedzenia?". Okazuje tym samym zaufanie, niezwykłą otwartość i swoistą bezbronność. Podobnie jak dziecko, gdy mówi do matki: "Chcę jeść". Wie, że zostanie nakarmione.
Bóg, który powstał z martwych, przezwyciężył ludzki grzech i śmierć, ponownie zdaje się na ludzi. Nawet po tym, gdy Go porzucili i zaparli się ze strachu o swoje przetrwanie, nie wyczarowuje sobie suto zastawionego stoliczka, nie odwiedza karczmy, nie piecze na ognisku ryb, nie staje się samowystarczalny. Chce wrócić do swoich i być przez nich ugoszczony. Jak dawniej.
Jak piękna musiała być Jego twarz, gdy odrywał kawałki mięsa, wyłuskiwał z niego ości i jadł tą rybę, jaka szczęśliwa i błoga... Może nawet przymknął z zadowoleniem oczy?
Lubię przywoływać w wyobraźni tą scenę, zwłaszcza gdy przygotowuję na obiad białą rybę.
Składniki:
2 kawałki dorsza po 200 g 2 ząbki czosnku 1/2 cebuli skórka otarta z cytryny 2-3 łyżki soku z cytryny przyprawy: szczypta szafranu, 1/2 łyżeczki kurkumy, 1/3 łyżeczki curry gałązka naci pietruszki gałązka kopru 1/4 szklanki oliwy z oliwek e.v. pół szklanki śmietany kremówki sól i czarny pieprz do smaku
Wykonanie:
Kawałki ryby osuszyć ręcznikami papierowymi. Skropić sokiem z cytryny, oprószyć solą, pieprzem i odstawić.
Cebulę i czosnek obrać. Cebulę pokroić w drobniutką kosteczkę, czosnek zmiażdżyć płaską stroną noża i maksymalnie rozdrobnić. Koper i nać drobno posiekać. Cytrynę sparzyć, wyszorować i otrzeć zeń skórkę.
W moździerzu utrzeć razem czosnek i skórkę z cytryny, wlać oliwę, 2 łyżki soku z cytryny, wsypać szafran, kurkumę, curry i wymieszać.
Na patelni rozgrzać chlust oliwy z oliwek. Obsmażyć z obu stron (nie przeciągnąć) i odłożyć na talerz.
Na tej samej patelni podsmażyć cebulę, a gdy nabierze złotego koloru wlać oliwę z przyprawami. Chwilę smażyć razem, wlać kremówkę i trochę zredukować. Gdy nieco zgęstnieje osolić i popieprzyć do smaku. Spróbować i dodać czego trzeba: soku z cytryny lub innych przypraw.
Delikatnie włożyć rybę na patelnię i jeszcze chwilę polewać ją sosem, aż dojdzie.
Podawać na wcześniej przygotowanym kuskusie.
...
Możliwe, że Jezus nigdy nie jadł dorsza. Z dużym prawdopodobieństwem nie jadał też ryb morskich, bo były zbyt drogie. Owszem, handlarze przywozili wiele gatunków z fenickiego Tyru (obecnie Sur w Libanie), zachodnio-galilejskiego portu Akka (leżał obok Hajfy), Egiptu, a nawet z Hiszpanii i sprzedawali m.in. przed Bramą Rybną w Jerozolimie. Jednak były to produkty dla zamożniejszych. Mistrz z Nazaretu żywił się rybami z Jeziora Genezaret, czy przecinającej go rzeki Jordan. W Jego menu znaleźć się mogły: leszcz, jeden z podgatunków brzany, klenia i jelca. Z małych rybek poławiano smaczne sardynkopodobne „uklejki” tworzące spore ławice tarłowe (Alburnus sellal). Zaś królową Jeziora Tyberiadzkiego była i jest tilapia złota.
źródło
4 notes · View notes
skrzywdzona · 1 year
Text
Na życie nakłada się śmierć, na otwartość zamknięcie, na rozkosz ból.
9 notes · View notes
samotna-nieznana · 1 year
Text
Ciężko jest rozmawiać na poważne tematy
Ciężko jest odpowiedzieć coś mądrego
Za bardzo przejmujemy się opinią innych
W rozmowie ważna jest otwartość, poznanie się
Znalezienie wspólnego języka
Poznanie zdania rozmówcy
Otwarcia się na inne zdania, poglądy
Ocenianie zostawcie sobie
Rozmowa jest nauką
Nauką o człowieku
Pięknie jest być rozumianym
-samotna-nieznana
16 notes · View notes
upajanie · 8 months
Note
Jakich swoich 5 cech uwazasz za najlepsze
Lojalność, otwartość, poczucie humoru, wrażliwość, empatie
2 notes · View notes
plomyk5 · 9 months
Text
Niby kolejny rok, a trafił mnie grom goryczy, smutku. Jestem w związku a nie potrafie się w nim odnaleźć. Szukam wciąż sensu istnienia tego. Niby jest duża otwartość, a czuje się w emocjonalnej pułapce. A i tak ranię słowami, które wychodzą same z ust, wiedząc, że nie mają one sensu. Usilnie szukam obecności na którą nie zasługuje.
3 notes · View notes
weebmishu · 9 months
Text
Ukrainki szukające Miłości w Polsce: Most Kulturowy i Romantyczne Przygody
Tumblr media
W ostatnich latach zauważalny jest wzrost zainteresowania Ukrainek poszukiwaniem miłości w Polsce. To zjawisko, które wydaje się być efektem wielu czynników, takich jak wspólna historia, zbliżone wartości oraz rozwinięte relacje między krajami. W tym artykule przyjrzymy się temu trendowi (samotne ukrainki), zastanowimy się nad przyczynami oraz przedstawimy, jakie korzyści i wyzwania mogą się pojawić w związku z Ukrainką szukającą partnera w Polsce.
Wzrost Popularności Relacji Między Polakami a Ukrainkami
Rozwinięte stosunki polityczne i gospodarcze między Polską a Ukrainą stworzyły dogodne warunki dla nawiązywania relacji między obywatelami obu krajów. Wzrost popularności turystyki, wymiana kulturowa oraz coraz częstsze kontakty zawodowe przyczyniły się do lepszego zrozumienia się obu narodów. Sprawdz facebook.
Wspólne Wartości i Podobieństwa Kulturowe
Ukrainki szukające miłości w Polsce często zwracają uwagę na podobieństwa kulturowe i wspólne wartości. Bliskość językowa, zbliżone tradycje rodzinne oraz podobne spojrzenie na życie mogą tworzyć solidne podstawy dla udanych związków.
Wyzwania i Korzyści w Związku na Dystansie Kulturowym
Jednakże, choć związki między Polakami a Ukrainkami mogą przynosić wiele radości i harmonii, towarzyszą im również pewne wyzwania. Różnice kulturowe, zwyczaje czy różnice w stylu życia mogą wymagać wzajemnego zrozumienia i elastyczności.
Jak Skutecznie Nawiązać Relację?
Najważniejszym aspektem skutecznej relacji między Polakiem a Ukrainką jest otwartość na nowe doświadczenia, gotowość do nauki o kulturze partnera i akceptacja różnic. Komunikacja, szacunek i budowanie zaufania są kluczowe dla sukcesu takiego związku.
Podsumowanie
Ukrainki szukające miłości w Polsce są często zafascynowane bogatą historią, pięknem kraju oraz jego gościnnością. To, co zaczyna się od zainteresowania, może przerodzić się w trwałą i pełną miłości relację, jeśli obie strony podejdą do tego z otwartym sercem i gotowością do budowania wspólnej przyszłości. Dlatego warto być otwartym na nowe możliwości i pozwolić miłości rozkwitnąć, nawet na styku różnych kultur.
Sponsor: dekodery vin opinie.
2 notes · View notes