Tumgik
#rozdział 18
dziedziczkapecha · 6 months
Text
Tumblr media
Wspominałam na story, gdzie było pytanie, czy książka ma jakieś ciężkie tematy - wspomniałam wtedy o utraconej pewności siebie odnośnie swojego wyglądu, które dopadnie główną bohaterkę. Pomyślałam, że podzielę się z Wami chociaż krótką częścią tego.
No i zgodnie z wcześniejszym ustaleniem - są dwa zdjęcia. Jedno bez numerka rozdziału, a drugie z. Zostają one również w tagach, więc kto nie chce wiedzieć, to proszę nie patrzeć 😉
*po zamianach redakcyjnych - rozdział 18
0 notes
dawkacynizmu · 3 months
Text
mam 16 lat i w styczniu zaczęłam pisać ksiązkę, tak jakoś wyszło że jest lipiec, ja mam 500 napisanych stron i stoję przed ostatnim rozdziałem.
to jest tak cudowne doświadczenie, opierał się na nim dosłownie cały dotychczasowy rok. pamiętam jak pisałam pierwszy rozdział w styczniu akiedy rozbolały mnie oczy zabrałam się za kilkugodzinne porządki w szafie, pamiętam rozdział szósty który pisałam na historii w szkole bo nauczyciel po prostu nie przyszedł i mieliśmy wolną godzinę, rozdział 18 podczas którego pisania zlapało mnie działanie dulcobisu czyli dosłownie się posrałam pisząc go, rozdział 12 który miał rekordową liczbę 7000 słów i który napisałam NA RAZ. zaczęłam rano, moja mama dokądś pojechała i około 15 weszła mi do pokoju powiedzieć że wróciła, cały ten czas pisałam. mam dużo podziwu że udało mi się utrzymać postanowienia 1 tydzień = jeden rozdział, nie przedłużyłam tego nawet jak mi ojciec zmarł xd największy pokaz dyscypliny z mojej strony i jednocześnie rzecz z której jestem chyba najbardziej w życiu dumna, choć nikt o tym nie wie bo żadnym znajomym się nie chwaliłam, piszę to wam dając upust swojemu samozadowoleniu
9 notes · View notes
ikagamii · 1 year
Text
18 Czerwca 2023
Limit: 900 kcal
Zjedzone: 900 kcal
Spalone: 515 kcal
Bilans: 385 kcal
Dziś musiałam wstać wcześnie, bo jechałam z siostrą i mamą w góry i na spacer kolo jeziora, więc spaliłam dużo kcal, zjadłam batonika, 8 kostek czekolady, jabłko i bubble tea. Miałam jechać na lody i albo 2 gałki lodów albo bubble tea, a że bałam się że 2 gałki lodów miały by za dużo kcal to wzięłam bubble tea, moja siostra i mama wzięły lody. To bubble tea było niedobre i drogie, wogole nie czułam smaku zielonej herbaty, smakowało jak rozwodniony syrop, kulek poskąpili i można było tylko jeden smak, a w restauracji gdzie jest taniej bubble tea można więcej i jest smaczniejsze. Ale z tego co mówiła moja mama te lody też nie były zbyt dobre więc wiele nie straciłam. Później głównie trochę posprzątałam, powiedziałam na telefonie słuchając podcastu i coś kolorując, poczytałam rozdział książki, oglądnełam kawałek "aż do kości" ale oglądałam nie dawno więc mi się znudziło i teraz oglądam jakieś odc lakarnuma, błagam ja już nie chce żeby on co odcinek szkołę wrzucal 😭
A i jeszcze cebuli we krwi się nie pozbędę więc muszę jeszcze dowalić temu bubble tea, było mi po nim nie dobrze ಡ⁠ ͜⁠ ⁠ʖ⁠ ⁠ಡ poprostu skandal!
Tumblr media
10 notes · View notes
wspomnienia12 · 1 year
Text
Tumblr media
Cześć mam 18 lat...
I doświadczyłam bolesnego rodzaju miłości..
-Miłość nieodwzajemniona-
Jest to jedna z najbardziej raniących uczuć...
Przeżyłam ją i dalej przeżywam choć okropnie boli .
To właśnie przez nią podjęłam wiele decyzji które prowadzą do zmiany mojego dotychczasowego życia i całej mnie wewnętrznej i zewnętrznej.
Jedną z takich decyzji jest przeprowadzenie się do innego miasta, , mam nadzieje że pomoże mi to zapomnieć o bólu jakiego doświadczyłam podczas relacji z nim i zacząć nowy rozdział w którym nie będzie moje serce ranione.
Trzymajcie kciuki za mnie.😉
2 notes · View notes
beata-andrzejczuk · 3 months
Text
Pokolenie Milenium - będzie malutkie opóźnienie :( 18 plus
New Adult. Powieść. Tu macie fragment. Będzie malutkie opóźnienie w związku z moim wyjazdem, ale do połowy lipca powieść na pewno się ukaże. Na LEGIMI! Jako e-book
,,
Rozdział 17
Klaudia miała dość tego, co się ostatnimi czasy działo. Porażka z Moniką, rozstanie z Szymonem, groźby od Magdy. Do tego niepokój i strach. Wzięła iPhone’a do ręki. Odblokowała go szybko. Weszła na Tindera chyba po to, by odsunąć wszystkie złe myśli jak najdalej od siebie. Wyświetliła prywatne wiadomości. Pierwsza była od Anki:
Anka:
Ello
I tyle. I co w ogóle odpowiedzieć na coś takiego? Po raz kolejny tego dnia poczuła się, no może nie jak w przedszkolu, ale na pewno jak w podstawówce. Wyświetliła drugą wiadomość od jakiejś Roxi.
Roxi:
Hej
Wyświetliła kolejną:
Kaśka:
Co tam Rzekotka?
Pomyślała, że to już sukces, aż trzy słowa łącznie z jej ksywą.
Podała starannie swoje zainteresowania, ustawiła, by wyświetlały jej się wyłącznie dziewczyny. Napisała, że lubi długie spacery, przejażdżki rowerowe, bo chciałaby z kimś spacerować i jeździć na rowerze. Nie sama. Kiedyś uciekała od ludzi, ale teraz potrzebowała chociaż jednej, bliskiej osoby, która by z nią spacerowała, pojechała z nią nad Jezioro Zegrzyńskie, czy też poszła do kina.
Sprawdziła czy podała kino w sferze zainteresowań. Tak. Podała. Kolejna wiadomość była od jakiejś Zagubionej w myślach.
Zagubionawmyślach
Jesteś taka sexi. Rozgrzewasz mnie do czerwoności.
Zaczęła się zastanawiać, czy z tą aplikacją randkową to był dobry pomysł. Zrezygnowana wyświetliła kolejną wiadomość. Weszła w profil. Wyświetlił jej się jako niezweryfikowany, a takich postanowiła unikać. Była załamana. Czy naprawdę miała do czynienia z samymi pustakami? No, ok rozumiała, że najpierw są parowania, daje się serduszka, ale żeby do kogoś w pierwszej wiadomości pisać: ello, hej albo ,,jesteś sexi” tego zupełnie nie ogarniała.
Kolejna była od Majeczki.
Majeczka:
Hej, jestem Majka. Chciałabym popisać a jeszcze lepiej pogadać. Wyświetliłaś mi się w bliskiej odległości. Mieszkam na Żoliborzu koło przychodni. Nie wiem, czy kojarzysz? SPZZLO na Szajnochy. Wyświetliła mi się twoja lokalizacja.
Weszła w profil Majeczki. Z wyglądu dziewczyna była diametralnie różna od Moniki. Ani gruba, ani chuda. Ciemne włosy sięgające do połowy szyi, proste. Okulary. Normalna. Taka trochę dresiara, ale jedyna, która napisała coś sensownego.
Odpowiedziała na tę wiadomość.
Rzekotka.
Hej, dzieli nas Wisła. Mieszkam na Pradze Północ na Jagiellońskiej. Pracujesz? Studiujesz? Co robisz w życiu?
Majeczka:
Pracuję jako pakowacz, ale tak naprawdę to ustawiam maszyny. Mam szansę być operatorem maszyn. Będę robić kurs w tym kierunku. Kończę liceum dla dorosłych. Kiedyś zawaliłam, czas to nadrobić. A ty?
Rzekotka:
Na stacji paliw. Studiuję zaocznie na WSB w Warszawie. Jestem na pierwszym roku magisterki.
Majeczka:
Mój szacun. Kim będziesz po magisterce?
Rzekotka:
Chciałabym bym być kadrową. To dobra kasa i dobry zawód. Jestem na kierunku: Zarządzanie. Chciałabym robić specjalizację: ,,Kadry i płace”
Majeczka:
Zrobiłaś licencjat, zdecydowałaś się na magisterkę, to chyba sobie spoko radzisz?
Rzekotka:
Tak, choć licencjat robiłam na ,,Turystyce i Rekreacji” a specjalizację na „Zarządzaniu gastronomią i dietetyce”.
Majeczka:
Przeszkadza ci to, że jestem pakowaczem? Lubię to co robię.
Klaudia zawahała się przez chwilę. Nie przeszkadzało jej to w ogóle. Ludzie mają różną historię. Zdziwiła ją bezpośredniość Majeczki.
Rzekotka:
Dla mnie liczy się człowiek, nie to, jaką pracę wykonuje.
Majeczka:
Nie zadeklarowałaś, że szukasz związku na poważnie. Jak to rozumieć?
Rzekotka:
Sama nie wiem. Rozstałam się z chłopakiem, dostałam kosza od dziewczyny, w której się zakochałam. To wszystko jest bardzo świeże. Dlatego chyba nie jestem na tym etapie, by szukać związku na stałe.
Majeczka:
Czyli jesteś w trakcie poszukiwań? Nie wiesz do końca czego chcesz?
Rzekotka:
Miłości?
Majeczka:
Spoko, rozumiem. Jak każdy mam swoją przeszłość, wzloty i upadki. Jestem jednak zdeklarowaną lesbijką. Faceci mnie totalnie nie kręcą. Mogę się jedynie z nimi kumplować. Przeszkadza ci to?
Rzekotka:
Nie. Sama zakochałam się w dziewczynie.
Majeczka:
A ten facet? Kochałaś go?
Rzekotka:
Na początku wydawało mi się, że tak. Z boku wyglądało to jeszcze gorzej. Moja przyjaciółka Natalia i on też, twierdzą, że o niczym innym nie gadałam jak o przyszłości z nim.
Majeczka:
Dopóki się nie zakochałaś w tej lasce, tak? To było jak się z nim rozstałaś?
Rzekotka:
To było w czasie jak z nim byłam. I, dlatego chciałam, żeby ten związek się skończył. Nie walczyłam o niego, ale wiem, że nawet gdybym walczyła i tak by nic z tego nie było. Szymon irytował mnie na maxa.
Majeczka:
A seks? Był ok z tym Szymonem?
Rzekotka:
Tak.
Klaudia nie zamierzała ją wtajemniczać w fakt, że nigdy pomiędzy nią a Szymonem nie doszło do stosunku. Było wszystko. Była miłość oralna, były palcówki. Była stymulacja penisa za pomocą ust oraz dłoni, ale nigdy nie doszło do stosunku. To co mogła powiedzieć Natalii, nigdy nie powiedziałaby dopiero co poznanej dziewczynie ze świata wirtualnego, choć rozmawiało jej się z Majeczką naprawdę dobrze. Czuła szczerość, otwartość i zrozumienie z drugiej strony monitora, ze słów, które czytała. Prawdę mówiąc z nikim nigdy, nie licząc Natki, tak dobrze jej się nie rozmawiało.
Majeczka:
Wspomniałaś o przyjaciółce. Długo się przyjaźnicie?
Rzekotka:
Od szkoły podstawowej.
Majeczka:
A w niej nigdy nie byłaś zakochana? Nie pociągała cię fizycznie?
Rzekotka:
W Natalii? Hahahaha. Nie. Całe życie kochałam ją jak siostrę. I nic więcej.
Majeczka:
Sorki, że tak wypytuję, ale poszłaś do łóżka z dziewczyną?
Rzekotka:
Nie. Po raz pierwszy zakochałam się w dziewczynie będąc właśnie z Szymonem, ale jak wiesz dostałam kosza.
Majeczka:
Czas najwyższy spróbować. Z facetem już byłaś, z kobietą nie. Może to da ci odpowiedź na pytania, których szukasz.
Rzekotka:
Pewnie masz rację, ale tak jak napisałam wcześniej. Na razie wszystkie rany są zbyt świeże. Ja zbyt poraniona. Chyba na tym etapie potrzebuję po prostu bratniej duszy.
Majeczka:
A Natalia? Skoro się tyle lat przyjaźnicie to jest przecież bratnią duszą.
Rzekotka:
Oczywiście, że jest, ale czasem potrzeba innego, świeżego spojrzenia na jakieś sprawy, a nie tylko oczami jednej osoby.
Majeczka:
Fakt, zgadzam się z tobą. I rozumiem.
Rzekotka:
A twoje związki? Długo trwały? Co poszło nie tak? Jeśli oczywiście mogę wiedzieć. Jeśli nie, nie było pytania.
Majeczka:
Jasne, że możesz wiedzieć. Byłam w wieloletnim związku z dziewczyną. Kilka lat to trwało. Ona znęcała się nade mną psychicznie. Była chorobliwie zazdrosna. Odpierdalalo jej, jeśli tylko z inną laską pogadałam pięć minut. O wszystko jej odpierdalało. Sprawdzała moje wiadomości, zmuszała mnie, bym odblokowała telefon i jej wyświetlała wszystkie wiadomości, nie pozwalała mi wychodzić z domu. Początkowo poddałam się temu. Robiłam, co chciała, ale to stawało się nie do zniesienia. Nie wytrzymałam. Odeszłam. Po tym związku byłam wrakiem człowieka.
Rzekotka:
Przykro mi, że tak się wszystko potoczyło. Musiało ci być naprawdę bardzo ciężko.
Majeczka:
Było. Takie życie. Mam nadzieję, że utrzymamy ten kontakt, bez względu na to, jak się nasze losy potoczą? Wspólny wypad na browara, to w końcu nie żaden poważny związek.
Rzekotka:
Też mam taką nadzieję. Jasne, browar jak najbardziej.
Mówiła prawdę. Chciała kontaktu z Majeczką, ale nie pragnęła akurat teraz nowego związku. Dla niej chyba było za szybko. Z drugiej strony może byłby to lekiem na rozwalone w drobne kawałki serce? Nie wiedziała. Tak naprawdę nic nie wiedziała. Miała mętlik w głowie. Nie wiedziała nawet, dlaczego zainstalowała tę aplikację na iPhone’a. Przecież miała świadomość, że to portal randkowy parujący pary. Chciała sobie coś udowodnić? Potrzebowała atencji? Może naprawdę powinna wybrać się do psychologa albo na terapię. Tylko po co? Co jej psycholog pomoże? Sprawi, żeby Monika ją pokochała? Zbuduje za nią udany związek? Zada jej sto pytań, by sama na nie znalazła odpowiedzi? No, przecież szuka. I nie znalazła do tej pory żadnej.
Rozmawiały z Majeczką jeszcze jakiś czas i Klaudia podała jej swojego Messengera. Uprzedziła Majeczkę przy okazji, że przez kilka dni jej nie będzie i raczej nie będzie w tym czasie odpowiadała na wiadomości.
Rzekotka:
Lena a dokładnie moja ciotka nie znosi, gdy w jej obecności siedzę na telefonie. Wkurza się na maksa i pyta, czy z nią spędzam czas, czy z telefonem.
Majeczka:
Spoko, rozumiem.
Pożegnały się. Wstała z łóżka i poszła do kuchni. Wiedziała, gdzie mama trzyma słodycze i że słowa nie powie, że zniknęły jakieś. Zresztą postanowiła odchudzać się od początku przyszłego miesiąca. Wzięła jakieś ciasteczka i batona nadziewanego masą orzechową.
,,Ostatnie dni wyżerki” – pomyślała.
Wyjazd z Natalką do Wrocławia do Leny trzymał ją teraz jako tako przy życiu.
Rozdział 18
Kuba odwiózł Natalię na Dworzec Gdański.
 - Jest już Klaudia! – zawołał machając w jej stronę ręką.
Podeszli do kobiety.
 - Siema. – Kuba pierwszy przytulił Klaudię.
 - Witaj kochana! – Natalia objęła ją mocno, chwilę później.
 - Dziewczyny, jaki numer wagonu? – dopytywał. – Które miejsca?
Natalia podała mu z głowy. Miała dobrą pamięć do cyfr.
Pobiegł w kierunku początku składu pociągu.
 - To ten! – wołał. – Nie miałbym chwili spokoju, gdybym was nie zapakował, jak trzeba.  Wsiadajcie.
Weszły do środka. Jakub za nimi targając podręczne walizki na kółkach.
Odnalazły swoje miejsca.
 - Wszystko macie? – spytał niespokojny. – Macie się porządnie zachowywać we Wrocławiu. – Pogroził palcem.
 - Obiecujemy. – Natalia uśmiechnęła się do niego. – Zmykaj do pracy. Karolina się będzie niecierpliwić.
 - Jest poinformowana, że muszę zapakować do pociągu swoją dziewczynę i jej przyjaciółkę – oznajmił.
 - Wysiadaj Kuba, bo pociąg zaraz ruszy. – Denerwowała się Klaudia.
 - Trudno, zabiorę się z wami. – Zażartował. – Natalia mówiła, że spoko jest ta wasza Lenka i jej mąż, to nie każą mi spać pod drzwiami. – Roześmiał się. – Będę tęsknił – zwrócił się do Natalii. Nachylił się nad nią i pocałował namiętnie. – I będę czekał.
 - Kuba, ja nie wyjeżdżam na miesiąc. Wysiadaj z pociągu. – Natka udawała, że się złości.
 - Już tęsknię. – Pocałował ją raz jeszcze. – Siema, dziewczyny – rzucił w ich stronę i opuścił pociąg. Stał jednak na peronie i machał im dłonią.
 - I pomyśleć, że to glina. I to kryminalny – szepnęła Klaudia. – Jest bardzo opiekuńczy. No i chciałabym, żeby ktoś tak za mną tęsknił – dodała rozmarzona.
 - Będzie tęsknił, jak będzie miał czas. – Roześmiała się Natalia. – A jak znam życie, tego będzie miał mało – dodała. -  Jest dziesiąta trzy. – Spojrzała na smartwatcha. – Odjechał punktualnie.
 - Ty pewnie zmęczona jesteś? Po nocce. Będziesz chciała się przespać? – spytała Klaudia.
 - Tak, ale najpierw opowiadaj co z Szymonem? Zdecydowałaś się na rozstanie, a on? Jak zareagował?
 - Właściwie normalnie. – Wzruszyła ramionami. – Nie rozpaczał z tego powodu ani nie chciał podcinać sobie żył, jeśli o to ci chodzi.
 - Miałaś już z nim zmianę? – spytała.
 - Jeszcze nie. Będę miała po powrocie z Wrocławia. I to nockę.
 - Uuuuu! No, ale skoro nie robił dymu o to rozstanie, to może będzie ok – stwierdziła.
 - Póki nie zmieni pracy, a myślę, że na razie nie zmieni, to nie mam wyjścia muszę z nim pracować. – Westchnęła. – Nie on tu jednak jest największym problemem. Mam większy. Ale może prześpij się, później ci powiem… - Zawahała się.
 - Mowy nie ma. – Zaprotestowała. – Do Wrocławia mamy cztery godziny. Gadaj!
 - Wyznałam miłość dziewczynie… – powiedziała i zamilkła.
 - Spoko, nie mam z tym problemu. Jesteś bi? – spytała.
 - Sama nie wiem… - Ponownie przerwała.
 - Zakochałam się w niej będąc z Szymonem.
 - Zdarza się. Co to za laska?
 - Monika z pracy.
 - Byłaś już w łóżku z dziewczyną? – Zadała jej to samo pytanie, co Majeczka. – Bo wiesz, jakby co ja jestem stuprocentowo heteroseksualna pomimo różnych eksperymentów łącznie ze swingersami. – Przytuliła się policzkiem do jej ramienia.
 - Wiem, Natalia. Ciebie kocham jak siostrę. Nie musisz się bać, nie zranisz mnie w tym sensie. – Roześmiała się. – I nie, nie byłam jeszcze w łóżku z dziewczyną – odpowiedziała. – Wiesz ja w Monice zakochałam się platonicznie, wiem, że brzmi to irracjonalne, ale tak jest. – Wzięła głęboki oddech.
 - Opowiadaj! – Poleciła Natalia. – Od początku.
 - Ona mi imponowała. Tym jak żyje, co w życiu robi poza pracą, że jest taka wygadana, przebojowa, że sama wędruje po górach, zdobywa szczyty, że sama potrafi jechać na koncert ulubionego zespołu – mówiła wpatrując się w przestrzeń za oknem rozmarzonym wzrokiem. – Chciałam być taka jak ona. Małpowałam sporo jej zachowań. Nawet w góry sama pojechałam. Oczywiście nie w Tatry. – Roześmiała się. -  I nie mów mi, że to infantylne. Wiem o tym. Powinnam zawsze być sobą, a nie starać się być kimś innym, ale ona wydawała mi się doskonała. Na samym początku, gdy rozpoczęłam pracę na stacji opiekowała się mną. Zagadywała, proponowała, że odwiezie mnie do domu, gdy byłam bez auta. Z czasem zauważyłam, że dla każdej nowej osoby jest miła i taka jak dla mnie na początku. Byłam o to nawet zazdrosna. – Uśmiechnęła się smutno. – Najważniejsze dla mnie jednak było, żeby mieć z nią jak najwięcej zmian, żeby być jak najbliżej niej, żeby z nią rozmawiać. To się chyba nazywa miłość platoniczna, nie? – spytała.
 - Tak. – Ruchem głowy potwierdziła Natalia. – Nie czułaś ani razu pożądania? No, nie wiem na widok jej cycków? Tyłka? Nie wyobrażałaś sobie, jakby było z nią w łóżku? – Zaciekawiła się.
 - No, właśnie nie. W ogóle o tym nie myślałam.
 - Spoko, każdy może mieć w końcu inaczej. No, ok, wyznałaś jej swoje uczucia i co?
 - Dostałam kosza. Powiedziała w sposób bardzo miły, że nie może mi nic zaoferować. No, że nie mogę na nic liczyć. – Westchnęła.
 - Ogarniam, że jest ci bardzo smutno, ale takie jest życie. Może kobitki jej nie kręcą? – Zastanawiała się Natalia.
 - Ona jest w związku z kobietą. Początkowo nie byłam pewna. Teraz jestem.
 - Czyli jest lesbą? – spytała Natalia i zaraz się zreflektowała. – Sorry, jest lesbijką, tak? Skąd ta pewność?
 - U nas w pracy od dawna wszyscy to podejrzewali, ale nikt nie miał pewności – odpowiedziała Klaudia. – Nikt też o to nie spytał. Mamy geja w pracy, ale on otwarcie o tym mówi. Opowiada o problemach ze swoim chłopakiem, o rocznicach, o tym gdzie się wybierają albo jak zamierzają spędzić czas. Monika nigdy. Wszyscy wiedzieli, że ma przyjaciółkę i nigdy o niej inaczej nie powiedziała jak ,,moja psiapsióła”.
 - To skąd pewność, że to jej laska?
 - Grozi mi. Stąd pewność.
 - Kto ci grozi?! – Natalia aż podskoczyła. – Monika?
 - Nie. Jej przyjaciółka, Magda. Od momentu jak Monice wyznałam miłość.
 - W coś ty się znów Klaudia wpakowała? – Natalia przytuliła Klaudię do siebie. – Najpierw zero związków uczuciowych, permanentnie powtarzałaś, że nie chcesz mieć żadnego chłopaka, że do niczego facet ci w życiu nie jest potrzebny, że wolisz być sama – wyliczała. – A teraz Szymon, Monika i na dokładkę ta cała Magda z groźbami. Dzwoniła do ciebie? Skąd miała numer?
 - Przesłała mi wiadomość przez Instagrama. Tę zaraz po wyznaniu Monice moich uczuć. Spójrz. – Odblokowała telefon, weszła w aplikację i odszukała wiadomość. Pokazała ją Natalii.
Magda:
Źle ulokowałaś uczucia. Dostałaś grzeczną odmowę, to teraz odpierdol się od Moniki. Jeśli nie zrozumiesz, przyjadę i obiję ci ryja.
 - Miła kobieta – stwierdziła Natalia sarkastycznie. – Przecież to jakaś chamska sucz! – dodała.
 - Tu masz drugą. Z początku chyba mnie chamska, ale później też o tym, że przyjedzie i obije mi ryja. – Klaudia pokazała Natalii treść drugiej wiadomości.
 - Ale, dlaczego druga? – Zdziwiła się Natka. – Coś zrobiłaś? Odpowiedziałaś jej na tę pierwszą? O co jej chodzi?
 - Odpowiedziałam tylko tyle, że nie wiem o co jej chodzi. Druga przyszła po tym jak napisałam do Moniki, co wydarzyło się na zmianie z Agnieszką – odpowiedziała. – No, ale to dotyczyło pracy. To co już mi nic nie wolno do Moniki napisać?
 - Jasne, że wolno! – skonstatowała Natalia. – Jeśli Monika by ci powiedziała, że nie chce z tobą kontaktów poza pracą, to co innego.
 - Ale to dotyczyło pracy. – Sprostowała Klaudia.
 - Daj spokój. – Machnęła ręką. – Dotyczyło pracy twojej i Agnieszki. Nie miało nic wspólnego z Moniką. Po prostu chciałaś mieć z nią kontakt. Obie to wiemy.
 - No, tak – przyznała.
 - Słuchaj, to co Magda wyprawia, to są groźby karalne. Na to jest paragraf. Chcesz to pogadam z Kubą.
 - Nie, daj spokój. – Zaprotestowała Klaudia. – On ma ważniejsze sprawy na głowie niż jakąś dziwkę, która mi wygraża.
 - Zdziwiłabyś się, ale niektóre z tych morderstw są z takich właśnie powodów – powiedziała poważnie.
 - Z jakich?
 - Na przykład zazdrość. – Wzruszyła ramionami Natalia. – Nieodwzajemniona miłość, zemsta, no i kasa – dodała.
 - No to równie dobrze może mnie Klaudia zamordować z zazdrości o Monikę albo ja Monikę z powodu nieodwzajemnionego uczucia. – Roześmiała się.
 - Śmiej się śmiej, a to motywy stare jak świat.
 - A jak tam Kuby śledztwo? – Zmieniła temat.
 - Wiedzą, że zamordowana babeczka miała kochanka. Tylko kochanka muszą przycisnąć do muru, bo się wypiera – odpowiedziała lakonicznie.
 - Nie mają dowodów?
 - Mają zebrane nielegalnie – szepnęła jej do ucha. – A to tak jakby w ogóle nie mieli, bo nie mogą ich wykorzystać. Nic więcej nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Sama wiesz, że Kuba nie mówi o swojej pracy. Jeśli już to ogólnikowo i lakonicznie. W tej powiedział trochę więcej, bo jest o niej głośno w mediach. I nie zmieniaj tematu. Jeśli ta Magda będzie ci nadal groziła, chcę o tym wiedzieć. Kuba zamieni z nią kilka słów. – Uśmiechnęła się. – Nieoficjalnie. Obiecujesz?
 - Tak.
 - Swoją drogą masz teraz przerąbane w pracy. – Westchnęła. – No, może nie do końca przerąbane, ale chyba będziesz się czuła dyskomfortowo. Z jednej strony czeka cię zmiana z Szymonem, którego zostawiłaś, z drugiej z Moniką, od której dostałaś kosza.
 - Monika jest w porządku. Nie była chamska. W grzeczny sposób mi odmówiła. Teraz trzyma dystans. Zawsze, gdy do niej pisałam, rozgadywała się, wypytywała i w ogóle. Teraz odpowiedziała lakonicznie. – Wyjaśniła Klaudia.
 - Wiem, że nie to akurat chciałabyś teraz usłyszeć, ale w sumie to o niej dobrze świadczy. Jest w związku z całą tą Magdą i nie chce by Magda była zazdrosna. Jest lojalna wobec partnerki.
 - To akurat prawda, co nie zmienia faktu, że Magda i tak jest zazdrosna.
 - I, dlatego jeszcze jedna taka wiadomość od tej suki, to Kuba sobie z nią pogada. Nie usuwaj tych wiadomości. Dobrze?
 - Nie skasuję, a ty prześpij się w końcu. – Poleciła Klaudia.
 - Powiesz o tym Lenie? Zawsze o wszystkim jej mówiłaś. No, nie chciałabym cię wsypać, jeśli to jakaś tajemnica.
 - Powiem, choć Lena nie będzie zachwycona. Ona nie akceptuje związków homoseksualnych, ale powiem, bo i tak będzie za mną stała murem. Taka już jest.
 - Aleś teraz dowaliła! – Zezłościła się Natka. – Znam Lenę od podstawówki, odkąd twój tato nas do niej zabrał. – Lena nigdy nie powiedziała, że nie akceptuje takich związków. Powiedziała, że ich nie rozumie i że nie musi ich rozumieć.
 - A to nie to samo? – Zdziwiła się Klaudia.
 - A każdy musi rozumieć? Nie bądź dziecko. Świat nie jest czarno-biały. Lena ich nie rozumie, a nawet twierdzi, że jej zdaniem są nienaturalne, że te same hormony, że to nie ma prawa się udać na dłuższą metę, ale powiedziała, że nikomu z butami do łóżka wchodzić nie zamierza. I, że co ludzie robią w łóżku to totalnie nie jej sprawa. To nie jest brak akceptacji. To co najwyżej brak zachwytu i bezwarunkowego poparcia. To nie to samo. – Tłumaczyła Natalia. – Ja też z transparentem chodzić nie zamierzam, jaką to jestem zwolenniczką homoseksualnych osób. Jestem zwyczajnie neutralna. I podobnie jak Lena nie zamierzam z buciorami ładować się do czyjegoś łózka, ale na pewno obchodzi mnie, czy moja przyjaciółka jest w swoim związku szczęśliwa, czy nie, bez względu na to, czy to związek z kobietą, czy też mężczyzną….
 - No, dobrze, już dobrze! – Przerwała Klaudia. – Nie wkręcaj się tak, bo do samego Wrocławia nie przestaniesz gadać. – Roześmiała się. – Spać.
Natalia rozłożyła fotel do pozycji półleżącej. Na uszy założyła słuchawki i włączyła muzykę na iPhone’a. Zamknęła oczy. Klaudia nakryła ją swoją miękką bluzą. Sama ustawiła na stoliku laptopa i włączyła go. Serfowała trochę bez celu po internecie.
0 notes
foreverunfound · 6 months
Photo
Tumblr media
Spalona - część 1 (on Wattpad) https://www.wattpad.com/story/293243049-spalona-cz%C4%99%C5%9B%C4%87-1?utm_source=web&utm_medium=tumblr&utm_content=share_myworks&wp_uname=thegirlfromstarsxox W moje 18 urodziny omal nie umarłam za sprawą Niebiańskiego Ognia. Obudziłam się w szpitalu, nie pamiętając nic. W moim świecie anioły i demony są realne, kroczą wokół nas, a moim przeznaczeniem jest pilnowanie dopełniania przez nie "Porozumienia" - paktu mówiącego o zakazie łamania wolnej woli śmiertelników. Nie jest to jednak łatwe, nie wszystkie istoty są zadowolone z mojej roli w ich świecie. Jeszcze trudniej robi się, gdy jesteś zmuszona grać z Aniołami w grę, której nie do końca rozumiesz. Kłamstwa, intrygi, miłość i zdrady to rzeczy powszechne w tym świecie, w którym muszę się odnaleźć, próbując odzyskać wspomnienia. [Nowy rozdział co tydzień]
Hej! Zazwyczaj piszę po angielsku i to nie do końca trzyma się tematyki mojego bloga, ale od jakiegoś czasu pracuję nad małym projektem pisarskim, jeśli można to tak nazwać. Książka w klimacie paranormalnego romansu, będę wdzięczna za jakikolwiek feedback :D
0 notes
holytwst · 7 months
Text
Tumblr media
Heartslabyul
Tumblr media
Rozdział 1-1
Rozdział 1-2
Rozdział 1-3
Rozdział 1-4
Rozdział 1-5
Rozdział 1-6
Rozdział 1-7
Rozdział 1-8
Rozdział 1-9
Rozdział 1-10
Rozdział 1-11
Rozdział 1-12
Rozdział 1-13
Rozdział 1-14
Rozdział 1-15
Rozdział 1-16
Rozdział 1-17
Rozdział 1-18
Rozdział 1-19
Rozdział 1-20
Rozdział 1-21
Rozdział 1-22
Rozdział 1-23
Rozdział 1-24
Rozdział 1-25
Rozdział 1-26
Rozdział 1-27
Rozdział 1-28
Tumblr media
1 note · View note
arlequin-ann · 10 months
Text
Rozdział #1 Dzieciństwo
Od najmłodszych lat pamiętam głównie czas spędzany z moim bratem - który wspominam bardzo dobrze. Kiedy on miał 18-19 lat i wychodził ze znajomym brał mnie ze sobą, kiedy spędzał czas w domu, ja spędzałam go z nim. To nie tak, że rodzice się mną opiekowali, po prostu mama pracowała, a tata jak to tata, po prostu był. Ale o tym później. Gdy brat poszedł do wojska rzeczywistość troszkę się zmieniła, więcej czasu spędzałam wtedy z mamą jak tylko mogła to zmieniała sobie zmianę w pracy lub w miarę możliwości, gdy musiała iść do pracy, albo zabierała mnie ze sobą do pracy na targu, albo prosiła kogoś żeby mógł się mną zająć. Kiedy mama zapisała mnie do przedszkola wstawałam z nią około 5 rano, szykowałyśmy się, jadłyśmy śniadanie i ruszałyśmy w krótką drogę do przedszkola, mieszkaliśmy blisko, bo mniej niż 10 minut drogi pieszo zarówno od pracy mojej mamy jak i przedszkola, które znajdowało się zaraz obok.
Dziennie czekałam pod przedszkolem na panie woźne, które otworzą wejście. Mama pracowała na przeciw, więc gdy zostawiała mnie na chwilę przed szóstą, zawsze miała mnie na oku - w tych czasach to by nie przeszło. Ale wtedy całkowicie inaczej się żyło. Pracownice przedszkola zawsze witały mnie z uśmiechem na ustach i prowadziły do szatni gdzie pomagały się przebrać.
Pamiętam, że przy praktycznie każdej ,,imprezie" w przedszkolu moja mama pracowała, więc na widowni przy występach nie było nikogo do kogo mogłabym się uśmiechnąć. A to dla dziecka bardzo ważne i smutne kiedy nie ma wsparcia. Może raz czy dwa zdarzyło się, że mamie udało się wyrwać lub przyjechali dziadkowie. Najbardziej w głowie chyba odznaczył się dzień matki, gdy wszystkie dzieci zapraszały swoje mamy, mojej niestety nie było. Za aktywność z rodzicem Panie przedszkolanki uznały namalowanie swojej mamy na papierze dużego formatu, gdzie posturę trzeba było odrysować od sylwetki. Mi pomogła Pani przedszkolanka, która położyła się na moim arkuszu papieru gdzie mogłam ją odrysować, a później pomogła mi dodać do odrysowanej postaci cechy wyglądu mojej mamy. Nawet teraz, po 20 latach pisząc to ściska mi gardło, a co dopiero będąc dzieciakiem, musiało mi być okropnie przykro, rozglądając się jak inne dzieci współpracują ze swoimi mamami i szczerze się do nich cieszą, a ja nie mogłam popatrzeć na moją mamę żeby przelać jej wygląd na papier, jak na swoje możliwości, tylko musiałam rysować jej cechy z pamięci. Z perspektywy lat i sprawiedliwości świata dochodzę do wniosku, że było to cholernie niesprawiedliwe w stosunku co do dziecka, ale jak wnioskuje z całego mojego życia dużo było w moim życiu sytuacji, które takie były.
Uważam, że najważniejszymi osobami mojego dzieciństwa były mama, babcia i brat. Tata mimo tego, że był w domu to prawie wcale nie wywiązywał się ze swoich ojcowskich obowiązków, oczywiście czasem odebrał mnie z przedszkola lub opiekował się mną, ale to można było policzyć na palcach jednej ręki. Tata był alkoholikiem. A co za tym idzie, nałóg zawładnął nim doszczędnie, no chyba że miał chwilę przerwy w piciu. Wtedy próbował odkupić swoje winy w stosunku do mnie czy do mamy, ale to było za mało żeby nadrobić to co zaprzepaścił w okresie kiedy pił. Wszystko było na barkach mamy, do momentu wyprowadzki brata to on jeszcze pomagał mamie finansowo i życiowo, chociaż wiadomo tak jak ja był jej dzieckiem, które nie powinno się tym martwić, ale stanął na wysokości zadania mogłabym nawet powiedzieć i ojca, który stara się zapewnić równowagę w naszym życiu.
Od małego pamiętam dom pełen awantur, smutku, krzyku, stresu i nerwowej atmosfery. Mama nie miała sił, tata pił i kradł, wynosił, żeby tylko pić. A mała ja wszystkiemu się przyglądałam, wszystkiego słuchałam i bałam się, że w końcu coś się stanie. Pamiętam sytuację, gdy pewnego wieczoru lub nocy, nie pamiętam już, obudziła mnie głośna wymiana zdań pomiędzy moim bratem, mamą i tatą. Gdy mała ja, wyszłam z sypialni, w której spałam zobaczyłam mamę siedzącą na plecach mojego brata, który wygraża się tacie, że za to wszystko co robi wyniesie go razem z drzwiami. Nie znam kontekstu całej tej sytuacji, ale w pamięć zapadły mi słowa mojej mamy. - Przestańcie, bo Ania się obudziła. - Widocznie te słowa pomogły załagodzić całą tą sytuację i brat wyszedł z domu, tata tylko spuścił głowę, a mama pogłaskała mnie po głowie i zaprowadziła spowrotem do łóżka. Nigdy nie zapomnę tego jak stoję w korytarzu przed kuchnią, czuję te napięcie, wiszącą w powietrzu złość i zrezygnowanie, ale też strach przed krzykami i tym, że coś złego się zaraz wydarzy. Kto wie, może gdybym nie wstała w tym momencie to nie wiadomo co mogłoby się stać.
Kiedy zaczęłam chodzić do podstawówki sytuacja moich rodziców się nie zmieniła, mama pracowała i wyniszczona nałogiem mojego taty starała się wiązać koniec z końcem. A tata wciąż pogłębiał swój nałóg i było tylko gorzej. Z racji, że mama urodziła mnie jak miała 40 lat, to gdy zapisała mnie do szkoły nie była w wieku mam moich rówieśników. Nie było to dla mnie powodem do wstydu, ale wpływało to na moje postrzeganie świata. Zawsze obracałam się w towarzystwie dorosłych, myślałam w sposób mniej beztroski, wiedziałam więcej i nigdy nie czułam się na swój wiek, mimo tak młodego wieku. Musiałam dużo szybciej dorosnąć. Jak wiadomo w pierwszej klasie podstawówki, był obowiązek, że musiałam być odprowadzona przez kogoś dorosłego i przy powrocie obowiązywało to samo, więc odprowadzała mnie zazwyczaj mama, a odbierali mnie na zmianę mama, tata, sąsiadka lub brat z bratową. Zawsze pod koniec lekcji wyczekiwałam na znajomą twarz pełna stresu jak wrócę do domu. Po okresie obowiązkowego odprowadzania i odbierania zaczęłam chodzić do szkoły sama i tak samo z niej wracałam. Moje poranki wyglądały następująco, pobudka razem z mamą, gdy pracowała, około piątej rano, śniadanie robiłam sobie sama, zazwyczaj były to płatki z mlekiem, w tym czasie mama robiła mi kanapki. Po śniadaniu mama szykowała mi ubrania do szkoły i wieszała klucz do domu na szyi i przypominała, że mnie kocha, i że mam po jej wyjściu do pracy zamknąć drzwi, umyć miseczkę po sniadaniu, ubrać się zabrać plecak i wyjść do szkoły zamykając drzwi z mieszkania dokładnie sprawdzając czy to zrobiłam.
I tak wyglądało moje dzieciństwo, aż do jedenastego roku życia.
Kiedy na komunię dostałam swojego pierwszego laptopa zaczęłam uciekać w swój świat, gry, youtube i internet. Zaczynało to być na porządku dziennym w każdym domu, ale ja uciekałam w to rozładowując stres związany z moim życiem. Rano szkoła, a po szkole siadałam przed komputerem i zagłuszałam swoje myśli skupiając się na czymś innym.
Kiedy nadszedł 22 października 2013 roku, spędzałam swój dzień tak jak zwykle. Szkoła i ucieczka w swój świat. Moja mama w tym czasie była już po jednym raku piersi, po którym jedną straciła, przeszła przez chemioterapię i zmagała się ze swoją głową. Pamiętam jak chodziła w chustach, miała łysą głowę i kupiła perukę. Cierpiała, a ja oglądałam to z boku i wspierałam ją mimo tego, że jak na 11 letnie dziecko nie rozumiałam do końca przez co przechodzi. Wracając do opisu dnia, który miał być taki jak zwykle. Wieczorem siedząc przed komputerem ktoś zapukał do naszych drzwi, okazało się, że to sąsiad mieszkający pod nami. Drzwi otworzyłam ja i sąsiad kazał mi zawołać mamę, bo jest u niego mój tata, z którym pił, a ten zasnął i nie może go dobudzić. Mama kazała mi iść do siebie, a ona zeszła z sąsiadem do jego mieszkania. Później wszystko było bardzo chaotyczne. Widziałam karetkę pod blokiem, w naszym mieszkaniu pojawił się mój brat, a mama wróciła do mieszkania całkowicie zdruzgocona. Okazało się, że tata umarł. Nie umiem opisać co działo się w mojej głowie w tamtym momencie, ale na początku nie rozumiałam co się stało. Kiedy doszło do mnie, że tata nie wróci już do domu zaczęłam płakać, bo mimo że nie uczestniczył on bardzo czynnie w moim życiu to kochałam go.
Liść za liściem. Ból za bólem. Niezrozumiałe dla mnie emocje, ciągle przewijające się przez moją głowę. Właściwie tutaj skończyło się moje dzieciństwo.
0 notes
nawodnienie · 11 months
Text
Moja droga
Rozdział 4
Wróciliśmy do domu, bardzo chciałam przedłużyć nasze wyjście ale mimo wszystko w domu nie było już tak źle, głód psychiczny mi przeszedł, a mama wyszła na zakupy więc mogłam zacząć krótki trening (mieszkam tylko z mamą a sklep jest pod domem, nie zdążyła bym zrobić długiego)
Ćwiczę, ćwiczę, w sumie po 2 5-minutowych treningach mi się odechciało, spaliłam 120kcal, zawsze coś, do tego dzisiejsze kroki i bilans będzie na minusie, jest dobrze, przetrwać do momentu w którym położę się spać i można powiedzieć że dzień zaliczony
-19:30-
To nie moja pora na spanie, ale boje się że (jak to zazwyczaj jest) zaraz złapie mnie wieczorny głód więc kładę się spać, zażyłam dulcobis dobranoc
-12:00-
Wstałam o 9, ale leżałam w łóżku przeglądając tumbrla żeby tylko nie przyszło mi na myśl zrobić sobie śniadania, słyszę że mamy nie ma w domu więc szybko idę do toalety, po czym rozbieram się i staje na wagę, pokazała -0.2 kg od ostatniego ważenia, zawsze to jakiś postęp więc ze spokojem decyduje się jednak zrobić śniadanie
-
Robię szpinak z jogurtem naturalnym i solą, małą porcje, wyszło około 70kcal, ale po dłuższym namyśle zrozumiałam że nawet nie jestem głodna ?chyba? Nie wiem, nie umiem tego określić, ale nie mam apetytu więc zostawiam sobie posiłek na obiad
-13:20-
Jednak zjadłam, ale cóż, 70kalorii zawsze można spalić, mamy nadal nie ma co dziwne, bo w weekend zawsze siedzi w domu, dzwonię pytając gdzie jest a ona odpowiada tylko
-,,będę późno"
Szczerze tylko to mnie obchodziło
Robię mini-trening 40 kalorii spalone, później chwilę chodzę po domu żeby krokami dobić do 70 i wyjść na zero
-15:00-
Mama wróciła wcześniej, powiedziała że to dla tego że kurator nagle napisał jej że przyjdzie z wizytą
Zaniepokojona ostatnią sytuacją u psychiatry czekam na nieszczęsnego kuratora
-16:29-
Przyszedł. Zaraz zwariuje
(k-kurator M-mama j-ja)
K- dzień dobry
M- dzień dobry
J- dzień dobry proszę pana
M- proszę wejść
K- dziękuje
M- może kawy?
K- podziękuję, mamy poważny temat do omówienia
*zamarłam*
K- proszę nie zrozumieć mnie źle, wiem że Kira ma trudne doświadczenia z szpitalami, jednak niestety jako Kurator sądowy jestem zmuszony podjąć decyzję o skierowaniu Kiry do ośrodka
*myślałam że wyjdę z siebie, myślałam jak temu zapobiec*
K- coś się stało?, mam się dobrze, nie rozumiem pana decyzji
M- kiruś... Daj panu powiedzieć
K- a więc, po rozmowie z psychiatrą Kiry doszliśmy do wniosku że waga Kiry niepokojąco spada, jej BMI zeszło z 17,5 do 16,2 w zaledwie tydzień, podejrzewany że pani córka choruję na anoreksje
M- niemożliwe, Kira zawsze je wszystko ze smakiem, prosi mnie o pieniądze na dodatkowe przekąski, a poza tym nie zauważyłam żeby córka znacząco schudła
K- proszę pani, proszę zrozumieć że muszę złożyć wniosek o wysłanie Kiry do ośrodka, dowiedziawszy się takich informacji od psychiatry zlekceważenie sytuacji było by z mojej strony łamaniem prawa
M- rozumiem... Przepraszam
-18:00-
Do psychiatryka?! Ja?!
Nie możliwe nie chcę tam wracać, poza tym jeśli teraz tam pójdę nie będę wiedziała ile jem, będą mnie zmuszali do jedzenia i stracę kontakt z wieloma osobami
To jest nie możliwe...
0 notes
wolcichyczas · 1 year
Text
28.09.23
1 Jana 4:1-6 
(1) Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat. (2) Po tym poznawajcie Ducha Bożego: Wszelki duch, który wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, z Boga jest. (3) Wszelki zaś duch, który nie wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, nie jest z Boga. Jest to duch antychrysta, o którym słyszeliście, że ma przyjść, i teraz już jest na świecie. (4) Wy z Boga jesteście, dzieci, i wy ich zwyciężyliście, gdyż Ten, który jest w was, większy jest, aniżeli ten, który jest na świecie. (5) Oni są ze świata; dlatego mówią, jak świat mówi, i świat ich słucha. (6) My jesteśmy z Boga; kto zna Boga, słucha nas, kto nie jest z Boga, nie słucha nas. Po tym poznajemy ducha prawdy i ducha fałszu.
Rozdział 4 zawiera następne aspekty społeczności: społeczność i Duch Święty. Rozdział można podzielić na trzy główne wątki. Wersety 1-6 pokazują nam jak badać duchy, wersety 7-12 ważność Ducha Świętego, a wersety 13-21 pracę Ducha Świętego. W związku z tym, że odniósł się do Ducha Świętego już wcześniej, w wersecie 24, Jan zapewnia swoim odbiorcom sposób na rozróżnienie dzieła Ducha Świętego od jakiegokolwiek innego ducha, demona lub człowieka. Pierwszy jest test treści: czego ten duch uczy? Nie jest to test sprawdzający czy ktoś jest opętany, ale czy ktoś jest fałszywym nauczycielem, których jest wielu (w.1). Dlatego też , każde nauczanie musi być ocenione według standardów Słowa Bożego. Jeśli ktokolwiek zaprzecza wcieleniu się Syna Bożego, to nie są prowadzeni przez Ducha Bożego, ale przez ducha antychrysta. Ponownie powtarza to co napisał wcześniej  (2:18-23). Drugi test jakiegokolwiek ducha to zgodność. Możemy dużo powiedzieć o nauczycielu po tym jakich naśladowców przyciągają. Tak samo jak ludzie znający wiele języków przyciągną z tłumu ludzi mówiących tymi samymi językami, tak fałszywi nauczyciele przyciągną tych, którzy żyją w błędzie. Ten świat jest kontrolowany przez złego i słuchają go tak, jak słuchał go Kain. Ta sama zasada stosuje się do Bożych ludzi, którzy słyszą i odpowiadają na tych, których On posłał (Ew. Jana 10:26-28
Krok Życiowy
Wielu wierzących pragnie intelektualnej wiarygodności w oczach świata. Chociaż to jest możliwe w niektórych dziedzinach, tego rodzaju wiarygodność jest podejrzana przy przekazywaniu Słowa Bożego. Głoszenie ewangelii oraz nauczanie słowa Bożego nigdy nie będzie oklaskiwane przez ten świat. Jezus powiedział, że powinniśmy mieć się na baczności kiedy wszyscy będą o nas dobrze mówić (Ew. Łuk 6.26). Chociaż nasz sposób przedstawiania nie powinien obrażać, nasze przesłanie bez wątpienia urazi wielu.
0 notes
kawaiiyouththeorist · 2 years
Text
Które wybrać baterie do naszej kuchni? - Sprawdzamy
Tumblr media
Jak wybrać akumulatory kuchenne?
Z czujności na fakt, że na rynku osiągalnych jest wiele akumulatorów kuchennych różnego rodzaju, wybór tej spełniającej wszystkie nasze wyczekiwania, a zarazem pasującej do stylu, w jakim urządzone zostało wnętrze, jest trudne. Końcową decyzje warto powziąć na podstawie poniższych kryteriów:
SPOSÓB MONTAŻU. Wyróżniamy wówczas:
- baterie naścienne – ze względu na fakt, że warunkiem ich poprawnego działania jest bezpośrednie podłączenie do aplikacji wodnej, coraz w mniejszym stopniu osób decyduje się na takie rozwiązanie. Wymaga ono albowiem, aby końcówki rur zostały precyzyjnie rozmieszczone już podczas wybudowania i wiąże się z podjęciem pewnych działań montażowych wciąż na etapie przedwykończeniowym.
- baterie stojące – cechują się prostym instalacją i nie sprawiającym trudności podłączeniem służące do instalacji wodnej, zatem cieszą się dużą popularnością. Doskonale pasują zarówno do kuchni typowych, jak i współczesnych. Instaluje się je na obrzeżu zlewozmywaka lub rzadziej po specjalnie przygotowanym otworze w blacie, mieszczącym się przy zlewie.
WYGODA UŻYTKOWANIA. Aczkolwiek parametr ten determinowany jest przez dużo czynników, jednak przy znaczącym stopniu wpływa na niego ilość uchwytów, w jakie został wyposażony dany model baterii. Rozdział jest następujący:
- baterie jednouchwytowe – pozwalają w prędki sposób regulować ciepło oraz strumień upływającej z kranu wody. Dodatkowo, dzięki ich zastosowaniu możemy obniżyć zużycie wody nieomal dwukrotnie w stosunku z bateriami dwuuchwytowymi. Kolejnym atutem rozwiązania tego rodzaju jest owo, iż taki kran możemy z łatwością obsługiwać jedną ręką lub nadgarstkiem, jeśli nasza profesjonalna dłoń jest brudna.
- baterie dwuuchwytowe – uzbraja się po dwa odrębne pokrętła, osobno do nawadniania zimnej i ciepłej, przez co ustawienie jej optymalnej w danym momencie temperatury absorbuje trochę czasu, skutkując niepotrzebne zużycie h2o. Pokrętła te służą również do regulacji intensywności strumienia wodnego. Bateria dwukurkowa sprawdzi się jednak świetnie w kuchni urządzonej w stylu tradycyjnym lub retro.
WYLEWKA. Istotny jest głównie jej kształt, jaki powinien być dopasowany do rodzaju zlewozmywaka i jego kształtu. Wówczas woda zostanie padać w swoim centralnej części. Wybierając odpowiedni model akumulatorów, należy wziąć pod uwagę głównie lokacja zlewu.
Zasada jest prosta. Im potężniejsza odległość jest pomiędzy dnem zlewozmywaka zaś wylewką, tym swobodniej napełnimy wodą duże naczynia. To znaczy jednak również to, że woda będzie w wyższym stopniu chlapać. Do zazwyczaj wybieranych opcji należy:
- bateria służące do kuchni z wylewką klasyczną – nie ma wysokiego korpusu. Może okazać się zatem stosowana w dotkliwych zlewach – 19-20 centymetrowych.
- ogniwo do kuchni spośród wylewką w kształcie litery f – uważana jest za najlepszą baterię swej klasie. Sprawdzi się więc, jeśli jesteśmy właścicielami zlewu o płytkiej komorze (12-15 cm głębokości). Takie wyjście sprawi, że pozostaniemy mogli umyć chociażby wysokie garnki.
- bateria do kuchni z wylewką U-kształtną – podobnie jak wylewka typu f sprawdzi się w płytkich zlewach, jednak powinno się pamiętać o tym, że wylewka w układzie litery U pochyla się na zlewem. Może zatem przy pewnym stopniu ograniczać pole manewru. Rozwiązanie to lepiej montować w zlewach na temat głębokości 16-18 cm.
- bateria służące do kuchni z wyciąganą wylewką – to niezwykle praktyczne rozwiązanie, przypominające swym wyglądem rączkę prysznicową. Umożliwia ponieważ korzystanie z h2o także poza zlewozmywakiem, dając możliwość napełnienia garnka na przykład na blacie niedaleko zlewu. Jej długość sięgać może poniekąd około 150 cm. To rozwiązanie przede wszystkim polecane do domów i mieszkań, gdzie nie ma innego zlewu, gdzie można by było wygodnie wypełnić wysokie naczynia wodą, np. wiadro.
- bateria do kuchni z wylewką obrotową – sprawdzi się świetnie, jeśli mamy zlew dwukomorowy, dzięki z jakiego powodu będziemy mogli tą kobietą swobodnie obracać oraz dostosowywać do obecnych potrzeb.
MATERIAŁ. Oddziałuje na trwałość kurka. Jego odporność na uszkodzenia mechaniczne, środki chemiczne służące aż do czyszczenia oraz niesprzyjające działanie wilgoci. Fundamentalne modele to:
- bateria chromowana – przeważnie wybierana opcja. Do niej cechą charakterystyczną jest wysoki połysk, toteż pięknie wygląda po kuchni.
- baterie dekoracyjne – w firm tej mieszczą się krany satynowe, pozłacane, co więcej patynowe. Katalogów cechą charakterystyczną wydaje się modny design. Będą jednak zdecydowanie bardziej kosztowne niż baterie chromowane i pasują aż do wnętrz o określonej estetyce, na model kuchni urządzonych przy stylu retro.
- bateria granitowa – zazwyczaj nie jest zrobiona z tego surowca, a jedynie wspomina wyglądem jego budowę. Pasuje do współczesnych wnętrz minimalistycznych i industrialnych, zwłaszcza o ile w kuchni panuje czarny marmur i stal, a zlewozmywak wykonany jest oczywiście z granitu.
- bateria ceramiczna – cechuje się wysoką trwałością i odpornością na uszkodzenia. Z tych aspektów jest ona droższa od baterii chromowanej oraz granitowej.
POBOCZNE FUNKCJE. Bateria może zostać wyposażona w dodatkowe funkcje, takie jak termostat, specjalistyczne oświetlenie, filtr wody pitnej czy też dozownik przeznaczony w detergenty. Są owo jednak zazwyczaj drogie dodatki, które niekoniecznie są nam konieczne. Jeśli zatem dysponujemy ograniczone możliwości pieniężne i szukamy praktycznego rozwiązania, warto odstąpić z takich udogodnień.
Jaka wysokość akumulatorów kuchennej?
Wybierając baterię kuchenną, powinniśmy zwrócić uwagę także na jej wysokość. Typowe modele sięgają 12-30 cm i najczęściej to, jaki dokładnie rozmiar wybierzemy uzależnione jest od tegoż, jak głęboki mamy zlewozmywak. Dostępne istnieją również baterie, których wysokość wynosi nawet 50 cm. Kierowane są one jednakże do płytkich zlewozmywaków i montuje się je raczej przy pomieszczeniach gospodarczych, zaś nie w kuchniach. Jeśli jednak chcemy wysokiej baterii, warto wybrać taką spośród wyciąganą wylewką. Do niej wąż sięga albowiem 120-150 cm. Bez problemu zatem napełnimy wodą wiadro stojące niedaleko zlewu.
Jaka bateria w kuchni?
Selekcjonując baterię do potraw, powinniśmy kierować się nie tylko aspektami praktycznymi, ale także estetycznymi. Decydujący wpływ na wygląd baterii ma oczywiście materiał, z jakiego jest wykonana. Duże istota ma również do niej kolor. Obecnie producenci oferują armaturę w niestandardowych odcieniach, za sprawą tego nasza kuchnia może zyskać atrakcyjny wygląd. Na tle rozmaitych produktów szczególnie odróżnia się:
- ogniwo do kuchni srebrna – to najczęściej występująca opcja. Swój odcień zawdzięcza materiałowi, wraz z którego została zrobiona – chromowi o wysokim połysku. Pasuje zarówno do wnętrz typowych, oraz nowoczesnych. Ogromna gama produktów owego typu sprawia, że z pewnością znajdziemy odpowiadające naszym preferencjom i potrzebom wzory.
- bateria aż do kuchni czarna – najlepiej komponuje się ze zlewozmywakiem w tymże samym kolorze. Stanowi ciekawy element ozdobny, który ozdobi każdą kuchnię.
- bateria do kuchni w kolorze mosiądzu, starego złota, miedzi – wydaje się być szczególnie polecana we wnętrzach urządzonych w stylu retro. Po nowoczesnych kuchniach prędzej nie sprawdzi się, chyba że zależy mnie na uzyskaniu efektownego miszmasz.
- abateria do kuchni przy intensywnym odcieniu – niebiański, zielony, czerwony, oranż, co więcej fioletowy – to kolory akumulatorów, które zyskują raz za razem większą popularność. Znakomicie pasują do wnętrz nowoczesnych, gdyż ożywiają przestrzeń wokół własnej osoby.
Jaka bateria do nowoczesnej kuchni?
Przy przypadku wnętrz innowacyjnych niezwykle ważna wydaje się być estetyka. Warto dlatego wybrać baterię o modnym designie. Jeżeli zdecydujemy się w model, który wyróżnia się intensywnym odcieniem, należy zadbać na temat to, aby miał on klasyczną odmianę i proste uporządkowanie. Z kolei, gdy decydujemy się dzięki niestandardowy, nieco fantazyjny kształt baterii jak i również jej awangardowe design, warto wybierać odcienie neutralne, takie jak srebrny, biały bądź też czarny.
Akumulatory i krany aż do kuchni nowoczesnej muszą wyposażone także po szereg udogodnień. Do wyboru mamy m. in.:
- akumulatory bezdotykowe – uruchamiają się automatycznie w czasie, gdy wykryją kompleks, odpowiednio dozując siła strumienia i jego temperaturę. Ich głównym atutem jest niskie zużycie wody, jaka nie leje się bez potrzeby. Będą szczególnie przydatne, gdy mamy ubrudzone ręce. Nie wymagają ponieważ obsługi dłońmi. Mają możliwość jednak nie zbadać się w kuchni – napełnienie garnka wodą wymaga ponieważ, abyśmy cały okres stali przy zlewie. Warto jednak rozumieć, iż taka opcja jest dostępna na rynku.
- akumulatory termostatyczne – modele takie wyposażone są po dwa pokrętła. W pierwszej kolejności służy do ustawiania temperatury, za pomocą drugiego zaś regulujemy intensywność strumienia. Zajęciem automatycznego układu wbudowanego w baterię wydaje się pilnowanie ustawionej za pośrednictwem nas temperatury, bez względu na ciśnienia wody. Oprócz tego, modele tego rodzaju zazwyczaj są wyposażone w mechanizm zapobiegawczy, który sprawia, iż temperatura wody nie zaakceptować może być lepsza niż 38 rzędów Celsjusza. Dzięki czemu mamy możliwość uniknąć oparzeń, co jest szczególnie istotne, gdy mamy pociechy.
- baterie spośród podgrzewaczem – takie rozstrzygnięcie sprawia, że jesteśmy wstanie podgrzać wodę do temperatury wrzątku bez użycia czajnika czy też garnka. Taka opcja nie wyłącznie ułatwia przygotowywanie posiłków, ale również czyni, że koszty zużycia energii i nawadniania są mniejsze. Na dodatek, specjalny mechanizm szczędzi użytkowników przed oparzeniem.
- baterie spośród filtrem wody – dzięki niej możemy pić wodę prosto z kranu. Wyposażona wydaje się być bowiem w odpowiedni wkład węglowy jak i również filtr. Elementy ów usuwają wszelkie skażenia, które woda przyswaja, przepływając przez rury.
Jaka najlepsza ogniwo do kuchni?
Podsumowując, bateria znajdująca się w kuchni musi być dopasowana przede wszystkim do głębokości zlewozmywaka, nad jakim się znajduje. Względy praktyczne nie muszą jednak być wyłącznym kryterium wyboru. Ogromne znaczenie ma również dopasowanie do stylu, w jakim urządzona jest dana sztuka kulinarna.
Dobre baterie kuchenne:
- są zaopatrzone w perlator, nakładkę na wylewkę, pozwalająca zachować wodę. Napowietrza mężczyzna wodę, dzięki z jakiego powodu zużywa się jej mniej,
- mogą mieć gwarancję – zazwyczaj od 2 do 15 lat, w wypadku niektórych armatur może ona sięgać 25, a nawet 100 lat,
- w czasie pracy generują niewielki hałas lub posiadają funkcję tłumienia zgiełku,
- występują po nich mechanizmy zapobiegające osadzaniu się kamienia na głowicach, za sprawą czemu cechują się długą żywotnością,
- mają możliwość podłączenia dodatkowego urządzenia – zmywarki. sklepinstalacyjny24.pl/technika-sanitarna/zestawy-podtynkowe/akcesoria/
Bateria do kuchni – jakiej firmy?
W branży odnaleźć możemy krany różnych producentów. Odróżniają się one między sobą poniżej wieloma względami. Inny design, wykończenie oraz dostępne funkcje sprawiają, że mamy rozległy wybór. Na atencję zasługują zwłaszcza wyroby nowoczesne, umożliwiające dla przykładu filtrowanie wody, na przykład na przykład ogniwo do kuchni Franke czy też Grohe.
0 notes
virginia92 · 5 years
Text
Things We Lost in The Fire II - rozdział osiemnasty
Tumblr media
Od Autora: To już przedostatni rozdział :) 
Wydawało się, że czas stanął w miejscu, gdy znajdowali się w swoich ramionach. Nagle zegar zatrzymał się, a może po prostu oni przestali się w niego wpatrywać. Teraz chcieli, by wszystko zwolniło, ponieważ obecna chwila była tą idealną i upragnioną. Louis potrafił tylko wpatrywać się w Harry’ego, który karmił dzieci i traktował je z taką delikatnością, jakiej oczekiwał po nim od dnia narodzin chłopców. Styles był idealnym rodzicem, szatyn nigdy, nawet w najtrudniejszych momentach nie zaczął w to wątpić. Jeżeli ktoś posiadał instynkt ojcowski, to właśnie Harry. Gdyby mógł, przestałby mrugać, byleby tylko nie przegapić jakiegoś ważnego momentu. Całe szczęście miał przy sobie telefon i dokumentował wszystkie momenty krok po kroku. Wiedział, że brunet miał rację, mówiąc, że stracili tak wiele czasu i ważnych momentów, ale niestety nie cofną już tego, co się wydarzyło. Nadal czekało ich tyle niezwykłych chwil i teraz, gdy nareszcie wybaczyli sobie przeszłość i błędy, które popełnili, mogli być prawdziwie wolni i szczęśliwi. Gdyby mógł zadecydować, zatrzymałby ich w tej bańce spokoju i radości, ale życie toczyło się za drzwiami tego pokoju i czas pędził nieubłaganie do przodu. Jeden rzut oka na zegar uświadomił mu, ile godzin minęło i jak późno jest. Nic więc dziwnego, że nawet niezmordowany Kieran przysypiał w ramionach Harry’ego, a drobniejszy i spokojniejszy od swojego brata Tristan, spał już smacznie otoczony poduszkami obok loczka.
– Czuję się, jakbym całe życie czekał na tę chwilę, wiesz? Na trzymanie ich, kołysanie do snu, bycie obok – wyszeptał drżącym głosem brunet, wpatrując się w maleńkiego chłopca, ufnie zasypiającego w jego ramionach.
– To niesamowite prawda? Nagle dokładnie wiesz, co robić, czego potrzebują, co jest dla nich dobre, tak jakby to była twoja życiowa rola, ta najważniejsza. Chociaż przyznam szczerze, że na początku byłem przerażony, bałem się, że coś im zrobię, a pierwsza kąpiel była koszmarem. Nie poradziłbym sobie bez pomocy twojej mamy. Zresztą nie ogarnąłbym tego bez Nialla, Gemmy, Liama, oni wszyscy są naszymi bohaterami – uśmiechał się, mówiąc te słowa. Taka była prawda, nie miał zamiaru udawać niezwyciężonego, zbyt dobrze pamiętał swój płacz w nocy, gdy chłopcy płakali, a on w żaden sposób nie potrafił ich uspokoić. Rodzicielstwo to nie była najłatwiejsza sprawa, ale z pomocą bliskich osób podołał zadaniu.
– Przepraszam – Harry nie odważył się powiedzieć tego głośniej, wydawało się, ze skurczył się w sobie ze wstydu i smutku, który zaczął odczuwać po słowach Louisa.
– Nie musisz przepraszać Hazz, nie dlatego to powiedziałem. Ustaliliśmy już, że nie wracamy do tego, co było prawda? Po prostu chcę, żebyś wiedział, jak bardzo jestem wdzięczny twojej rodzinie, która była niezastąpiona w ciągu tych pierwszych tygodni – podszedł do chłopaka i ostrożnie przeczesał dłonią jego odrastające włosy, które zaczęły się kręcić i przypominać loczki z pierwszych lat ich znajomości. – Połóżmy ich do łóżeczka dobrze? Myślę, że powinniśmy coś zjeść i odpocząć – ostrożnie podniósł Tristana i położył go na materacu, licząc na to, że chłopiec nie obudzi się i nie zacznie płakać. Odetchnął z ulgą, gdy malec mruknął coś pod nosem i szczęśliwie spał dalej. Po chwili dołączył do niego brat, a ich drobne ciała zostały okryte.
– Nie chcę ich zostawiać – mruknął Harry, wpatrując się w nich nieprzerwanie.
– Skarbie musimy coś zjeść, jest już późno. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń, czas na odpoczynek. Oni będą teraz spać przez kilka godzin, jeżeli się nam poszczęści. Uwierz mi, jeszcze będziesz miał dość nocnych pobudek – zapewnił go z uśmiechem, ale zamarł widząc smutek na twarzy Stylesa. – Co się stało? Powiedziałem coś nie tak?
– Słyszałem, jak wstawałeś każdej nocy, ich płacz był … był tak głośny. Nie potrafiłem zasnąć, dopóki się nie uspokoili i tyle razy … tyle razy chciałem do was pójść, ale nie mogłem się przemóc – wydusił, mówiąc każde słowo z trudem i bólem na twarzy.
– Nie przejmuj się tym, poradziliśmy sobie i będziemy starali się być jak najlepszymi rodzicami jasne? A teraz chodź – chwycił go za dłoń i pociągnął w stronę schodów.
Liczył, że zostali w domu sami, ale odgłosy rozmowy dobiegające z salonu zwiastowały coś zupełnie innego. Nie był z tego powodu zadowolony. Zamarł i zatrzymał się w miejscu, gdy tylko przekroczyli próg kuchni. W pomieszczeniu znajdowali się ich najbliżsi. Kochał ich, ale teraz marzył tylko o chwili ciszy i spokoju, a groźna mina Anne zapowiadała coś nieprzyjemnego.
– Harry – kobieta podeszła do syna i objęła go mocno. Widać było, jak cieszy się z widoku chłopaka, który się uśmiecha, ale coś w jej postawie mówiło Louisowi, że zaraz wydarzy się coś nieprzyjemnego. – Tak bardzo za tobą tęskniliśmy – wyszeptała, a po chwili odepchnęła syna, patrząc na niego ze złością. – Nawet sobie nie wyobrażasz, co my tu wszyscy przeżywaliśmy. Zachowałeś się nieodpowiedzialnie i egoistycznie i chyba nigdy nie myślałam, że zrobisz coś takiego. Nie myśl, że nie zmuszę cię do wyjaśnienia wszystkiego, nie tak cię wychowałam Harry.
– Anne – Louis wtrącił się, gdy kobieta po raz kolejny otwierała usta, by zacząć obrzucać syna wyrzutami. – Daj spokój.
– Nie przerywaj mi Louis, nie myśl, że zapomniałam, ile masz za uszami, więc lepiej mnie nie prowokuj – warknęła w jego stronę, obrzucając go ostrym spojrzeniem.
– Mamo – zaczął cicho Harry, kuląc się w sobie ze wstydu. – Nie krzycz na niego.
– Jesteś ostatnią osobą, która może mnie pouczać Harry. Byliśmy przerażeni i załamani, nie wiedzieliśmy, co się dzieje, a dzieci ciągle płakały i potrzebowały twojej uwagi. Powinieneś z nami porozmawiać. Cokolwiek się działo, jakkolwiek się czułeś, mogłeś nam powiedzieć i razem byśmy sobie poradzili. Nie porzuca się swojej rodziny.
– Anne przestań – szatyn po raz kolejny postanowił zabrać głos. Nie mógł patrzeć na skulonego chłopaka, który przecież jeszcze chwilę temu był szczęśliwy. Nie rozumiał, dlaczego nikt się nie odezwał, dlaczego tylko on bronił Stylesa, dlaczego Gemma wpatrywała się w brata bez słowa i zachowywała się, jakby popierała swoją matkę, dlaczego Niall milczał, przecież to on był obrońca zielonookiego. – To nie jest czas na takie wrzaski, daj mu teraz spokój.
– Nie rozkazuj mi – Anne podeszła do syna i po raz kolejny zgarnęła go w swoje ramiona. – Kochamy cię Harry, jesteś moim synkiem i nigdy nie przestanę cię kochać, ale przeraziłeś nas i potwornie wkurzyłeś, więc ta rozmowa będzie kontynuowana, chociaż może nie teraz. Twój obrońca ma rację, tak bardzo się cieszę, że jesteś z nami kochanie, tęskniliśmy za tobą – wyszeptała, przytulając go mocno.
– Czy każdy Styles jest rozchwiany emocjonalnie? – pytanie Nialla wywołało szereg zupełnie różnych reakcji. Gemma uderzyła go w głowę, Anne prychnęła, a Harry roześmiał się cicho, wywołując tym uśmiech na twarzy Louisa. – Tylko zapytałem – wzruszył ramionami, obejmując żartobliwie Gemmę, która chciała go odepchnąć, ale po chwili skapitulowała.
– Nie rób nam tego więcej głupolu – powiedziała dziewczyna, przyglądając się bratu, który ufnie wtulał się w matkę, cały czas obserwując Tomlinsona.
– Nie mam tego w planach – zażartował w odpowiedzi, a Anne jeszcze bardziej wzmocniła swój uścisk. – Mamo myślę, że mnie dusisz.
– Czy możemy coś zjeść? Nie jadłem przez pół dnia, umieram z głodu – Lou postanowił przerwać tę czułą rodzinną sesję przytulania i wrzeszczenia na siebie na zmianę. – Chcę coś zjeść, póki maluchy śpią.
– Stary, teraz to Harry będzie wstawał do nich przez całe noce, nareszcie się wyśpisz – Niall odsunął się od Gemmy i pomaszerował za Lou prosto do kuchni. – To musi napawać cię radością.
– Cóż stary, a ty nie będziesz miał już pretekstu do spotkań z Gemmą, to musi napawać się smutkiem – zironizował z uśmieszkiem na twarzy. Zadowolony zaobserwował zaskoczenie na twarzy Horana.
– Cóż jakoś sobie poradzę, w końcu jesteśmy rodzicami chrzestnymi – wzruszył ramionami, najwyraźniej będąc dumnym ze swojej odpowiedzi. Biedny zapomniał, że to Louis ma zawsze ostatnie zdanie.
– Tylko nie wczuwajcie się za bardzo w to rodzicielstwo, jak na razie rodzinie Styles wystarczy dzieci – zdążył się odsunąć, nim pięść Nialla zderzyła się z jego ramieniem.
– Nie wygaduj takich bzdur przy Gemmie – wyszeptał zarumieniony chłopak. – Ogarnij się Tomlinson.
– Ona jeszcze nic nie wie? – grzebał w lodówce w poszukiwaniu czegoś smacznego, był przekonany, że zostało coś z wczorajszego obiadu, który zamówił.
– Małe kroczki Louis, małe kroczki, więc się nie wtrącaj i absolutnie nie mów nic Harry’emu. Wiesz, że on nie jest za grosz subtelny – zagroził Niall, obserwując czujnie szatyna, który skrzywił się, słysząc te słowa.
– Cóż jakby ci to powiedzieć? – postarał się o przepraszającą minę i skruszony wyraz twarzy – Harry już wie – po tych słowach zapomniał o jedzeniu i ruszył biegiem do salonu. Cieszył się, że kuchenna wyspa oddzielała go od Horana. Przed jego złością mogły go uchronić tylko dzieci w ramionach.
***
Harry leżał, wpatrując się w sufit. Było już późno, wygonili wszystkich do domów, a kiedy w końcu zapanowała upragniona cisza, postanowili położyć się spać. Ten dzień obfitował w emocje i byli wykończeni. Nie marzył o niczym innym, jak spokojny, odżywczy sen, który uspokoi go i pozwoli uwierzyć, że od teraz wszystko będzie w porządku. Louis pozwolił mu zająć swoją sypialnię, tę w której znajdowało się łóżeczko chłopców. Harry nie potrafił powiedzieć, jak bardzo był mu wdzięczny za tę propozycję. Nie poprosiłby o możliwość zostania na noc z Kieranem i Tristanem, ale bardzo tego chciał. Teraz, kiedy wreszcie mógł odsapnąć, jego oczy uparcie pozostawały otwarte, a sen nie nadchodził. Zbyt wiele myśli kłębiło się w jego głowie, rozmyślał o swojej mamie, która nakrzyczała na niego i była pełna żalu, nie dziwił się jej wcale. Sam był na siebie wściekły, ale rozmowy z Lou i rodziną pomogły mu trochę. Czuł się lepiej i zaczynał wierzyć, że nie zostanie sam, a Louis naprawdę coś do niego czuję, nie jest tylko zastępstwem za Eleanor i nie chodzi tu tylko o dzieci.
Słyszał ciche oddechy chłopców i ten dźwięk uspokajał go i wyciszał. Nie wiedział, jak mógł przeżyć tyle dni i tygodni bez nich. Był idiotą, nikt nie musiał mu tego mówić, był świadomy swojej głupoty. Obrócił się na prawy bok, wpatrując się w łóżeczko stojące nieopodal. To było słodkie, że maluszki spały razem. Z tego co mówił Louis, ku zaskoczeniu wszystkich dzieci działały na siebie uspokajająco i pragnęły swojej bliskości i obecności. Jednak szatyn mówił, że już niedługo trzeba będzie przynieść z piwnicy dwa łóżeczka, które kupili i pozwolić chłopcom spać oddzielnie. To wszystko było szalone, a myśl o prawdziwym rodzicielstwie trochę go przerażała. Nie chciał być beznadziejnym ojcem, ale czuł, że przy Louisie wypadnie dość słabo. Nie miał żadnej wprawy i umiejętności.
Jeden z chłopców jakby wyczuwając jego obawy zaczął kręcić się w łóżeczku, po czym rozpłakał się głośno, sprawiając, że Harry poderwał się nerwowo ze swojego miejsca. Pospiesznie podszedł bliżej i zauważył, że Kieran wymachuje swoimi małymi rączkami, a jego buzia wykrzywia się w niezadowoleniu. To był pierwszy raz, gdy był całkowicie sam z dziećmi i musiał zareagować. Czuł, że panikuje i nie ma pojęcia, co robić. Ostrożnie uniósł chłopca i ułożył sobie w ramionach, kołysząc go powoli. Niestety nic nie pomagało i czuł, że za chwilę rozpłacze się i sam będzie szlochał jak małe dziecko. Jedyne co przychodziło mu do głowy to Louis, Louis będzie wiedział, co zrobić. Zerknął na Tristana i gdy tylko zobaczył, że ten śpi spokojnie i ignoruje płacz brata, postanowił pójść do swojej sypialni, którą teraz zajmował szatyn. Nie pukał do drzwi, po prostu otworzył je i szybko wszedł do środka. Kiedy tylko przekroczył próg, Lou obudził się, tak jakby cały czas czuwał w gotowości do pomocy i działania.
– Co się stało? – wymamrotał śpiąco mężczyzna, patrząc to na niego to na dziecko, które nadal płakało.
– On nagle zaczął płakać i nie mam pojęcia, co robić Lou. Jestem beznadziejnym ojcem, potrafiłem obchodzić się z obcymi niemowlakami, a nie wiem, jak zadbać o swoje dziecko – mówił ze złością i rozpaczą, które mieszały się, tworząc całkowity chaos.
– Nie wygaduj głupot – szatyn wstał i kontrolnie zerknął na Kierana, który wrzeszczał w niebogłosy. – Dobra kolego, dlaczego jesteś taki niezadowolony, skoro trzyma cię twój tatuś? – powiedział spokojnie, uśmiechając się do chłopca, który nadal wyglądał, jakby chciał uderzyć swoich ojców i zmusić ich do działania.
– Nie dam rady Lou, jestem najgorszym ojcem na świecie – wydukał, nawet nie powstrzymując łez, które spływały po policzkach.
– Bzdura – Louis prychnął, cały czas się uśmiechając. – Jesteś świetny, musisz tylko przyzwyczaić się do dzieci, a szczególnie do Kierana, który jest małym terrorystą i uwielbia stresować ludzi, prawda mały? – zagruchał do chłopca, który kwilił cicho, wymęczony płaczem. – A teraz chodźmy przebrać tego łobuza, później nakarmimy go i zobaczysz, że zaśnie szybciej, niż mógłbyś się spodziewać.
Pół godziny później okazało się, że Louis miał rację, Kieran spał zadowolony, a Harry wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. Chłopiec wydawał się spokojny i szczęśliwy, nie brakowało mu niczego. Jego brat przez ten czas nie obudził się nawet na moment, ale akurat to nie cieszyło szatyna, który stwierdził, że pewnie Tristan zrobi im pobudkę w ciągu najbliższej godziny.
– Przepraszam, że cię obudziłem – wyszeptał, siadając na łóżku z markotną miną.
– Daj spokój Hazz, nie przepraszaj za coś takiego. To normalne, że troszkę spanikowałeś, jestem pewien, że gdyby obudził się Tris, to poradziłbyś sobie świetnie. Zresztą wprawisz się, zobaczysz, potrzebujesz tylko trochę czasu. To całkowicie normalne – Louis musnął ustami jego czoło i chciał odsunąć się, wyjść z pokoju i zasnąć chociaż na pół godziny, nim będzie musiał ponownie wstać, ale zatrzymały go ramiona Harry’ego oplatające go w pasie. – Co się dzieje? – nie był przyzwyczajony do czułości ze strony loczka. Tęsknił za tym, ale wiedział, że na wszystko przyjdzie czas. Cieszył się z tego, co miał.
– Możesz ze mną zostać? Zostać z nami? Nie chcę być sam – wymamrotał, unikając wzroku szarych tęczówek, które w przytłumionym świetle lampki nocnej utraciły cały swój błękit. – Jeżeli nie chcesz, to nie ma sprawy.
– Zostanę z przyjemnością – powiedział szybko, uśmiechając się jak szaleniec. – Mam zająć fotel, czy … – urwał, zerkając na swoje łóżko, teraz zajmowane przez bruneta, który odchylił kołdrę w zapraszającym geście. Zajął miejsce obok loczka, układając się wygodniej na tak znajomym materacu.
– Nie zasnę teraz – wymamrotał Styles, obracając się w stronę Louisa. – Czy możemy porozmawiać?
– Pewnie – uśmiechnął się zachęcająco do chłopaka i odważył się spleść ich dłonie leżące pomiędzy nimi na kołdrze.
– Nie mogę znieść tego, ile mnie minęło, przegapiłem tyle ważnych momentów, które już nigdy nie wrócą – wcale nie chodziło o to, że nie może spać, po prostu musiał w końcu powiedzieć to wszystko, co dusiło go w piersiach i nie pozwalało normalnie funkcjonować. Bał się, że nie nadrobi tego straconego czasu, nigdy nie zrekompensuje dzieciom tego, że je porzucił.
– Nie mów tak, nie chcę, żebyś tak myślał – szatyn zacieśnił uścisk na dłoni młodszego. – To prawda, że nie było cię, gdy chłopcy uśmiechnęli się po raz pierwszy, zwymiotowali na Nialla, albo gdy Gemma przebierała po raz pierwszy Tristana, a on ją obsiusiał, ale będą jeszcze setki takich momentów, wiesz? – patrzył w załzawione tęczówki Harry’ego, spajającego z jego ust każde pojedyncze słowo, które mogło choć w maleńkim stopniu przybliżyć go do tamtych zabawnych i słodkich wspomnień.
– Tristan załatwił swoje potrzeby, gdy Gemms go przebierała? – zachichotał cicho, nie chcąc obudzić śpiących maluszków.
– Dokładnie tak, żałuję, że nie mogłem nagrać reakcji twojej siostry, piszczała jak szalona, a Niall tarzał się po podłodze ze śmiechu – wyjaśnił z uśmiechem. – Cóż to były szalone chwile, ale jestem pewien, że czeka nas jeszcze cała masa wariactw. Znasz nas, nigdy nie byliśmy do końca normalni prawda? A Niall i Gemma są całkowicie … całkowicie pokręceni – użyłby innych określeń, ale to był ich przyjaciel i siostra faceta, w którym był zakochany, wolał uważać na słowa.  
–A Liam i Lottie? Jak oni sobie radzą? – dopytał z zainteresowaniem Harry. Naprawdę ciekawiło go to wszystko. Żył obok nich przez tygodnie i choć starał się obserwować wszystko,  co działo się w domu, to jednak często wychodził, nie mogąc znieść płaczu dzieci i spojrzenia Louisa, w którym zaklęte były wszystkie smutki tego świata.
– Wiesz, jaki jest Liam, stara się być idealnym ojcem chrzestnym dla Kierana, ale to nie jest łatwa sprawa, gdy wszyscy jesteśmy przekonani, że wyrośnie z niego niezły rozrabiaka. Coś czuję, że źle dobraliśmy chrzestnych. A Lottie nie odwiedza nas ostatnio zbyt często. To wszystko przez moją matkę, ale nie rozmawiajmy teraz o niej. To temat na inny dzień.
– Nie chcę, żebyś ignorował swoją rodzinę – poprosił po chwili ciszy, w której analizował wszystko, co usłyszał od szatyna.
– Nie będę, po prostu mama musi ogarnąć kilka rzeczy w swojej głowie i kiedy to zrobi, mam zamiar z nią szczerze porozmawiać – taka była prawda, nie chciał trzymać urazy, kochał ich wszystkich, chciał, by jego dzieci znały swoją babcię. – Ale nie rozmawiajmy o tym.
– Zgoda, więc chcesz mi powiedzieć, że Niall i Gemma się umawiają? – nastrój zmienił się w ciągu kilku sekund, gdy tylko zaczęli rozmawiać o tej dwójce.
– Cóż mój drogi, jeszcze nie, sprawy są trochę bardziej skomplikowane. Niall mówi coś o małych krokach, cokolwiek to znaczy, ale …
– Czym my jesteśmy Lou? – brunet przerwał mu w pół zdania, a jego oczy powiększyły się komicznie, jakby tym pytaniem zaskoczył samego siebie i teraz bał się usłyszeć odpowiedź.
– Co masz na myśli? – czoło szatyna zmarszczyło się, gdy w konsternacji przyglądał się młodszemu chłopakowi.
– Jesteśmy parą czy … czy czymś zupełnie innym? – czekał na odpowiedź z sercem bijącym w szaleńczym tempie.
Nie wiedział nawet, czego ma się spodziewać, a Louis milczał. Czuł na sobie jego wzrok, ale ta cisza stawała się coraz bardziej przerażająca, zwiastowała coś złego. Nie myślał, że tak będzie, był naiwny. Chciał się odsunąć, ale w jednej chwili wydarzyło się tak wiele. Louis zawisnął nad nim, opierając się na jednym ramieniu, pogłaskał jego twarz wierzchem dłoni i nie zastanawiając się zbyt długo, połączył ich usta w pocałunku tak czułym i delikatnym, jak nigdy wcześniej. Ich usta dotykały się, a dłonie szatyna błądziły po twarzy Harry’ego, który wzdychał i oddawał każdy najmniejszy gest Tomlinsona. Nie wiedział, co to oznacza, ale pragnął, by ta chwila nigdy się nie kończyła.  
– Tak bardzo cię kocham – wyszeptał Louis prosto w jego rozchylone wargi. – Tęskniłem za tobą każdego dnia.
– Też cię kocham, od pierwszego dnia, gdy tylko cię zobaczyłem, wiedziałem, że to będziesz właśnie ty, że będziesz moją miłością – wiedział, że nigdy wcześniej nie mówił tego szatynowi, ale to była prawda. To co czuł w stosunku do niego, zaczęło się dużo wcześniej niż ktokolwiek sądził. – Kocham cię i przepraszam, że tak cię zawiodłem.
– Nigdy mnie nie zawiodłeś skarbie, to ja zrobiłem to zbyt wiele razy i nie wiem, dlaczego postanowiłeś dać mi szansę, ale nie pozwolę ci odejść. Ty i chłopcy jesteście całym moim życiem – pocałował go po raz kolejny, napawając się tym obezwładniającym uczuciem szczęścia. Nareszcie nie musiał bać się odrzucenia, Harry go kochał, odwzajemniał jego uczucia.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – brunet odsunął od siebie Louisa, który skrzywił się niezadowolony. Teraz kiedy w końcu mógł, chciał tylko być obok Stylesa. – Czym jesteśmy Lou?
– Chciałbym, żebyś był moim mężem – powiedział bez ogródek. To co cały czas czaiło się w jego myślach. Harry wybuchnął cichym chichotem, który po chwili zamarł mu na ustach.
– Mówisz poważnie? Boże, ty mówisz poważnie – spanikowany podciągnął się i usiadł, odpychając lekko starszego, który zajął miejsce naprzeciw niego. – Nigdy nie byliśmy nawet parą – wytknął z małym uśmiechem błąkającym się po twarzy.
– Zaczęliśmy wszystko od zupełnie innej strony, wiesz mamy dzieci, więc może zostańmy małżeństwem, a później parą? – zaproponował Louis z błyszczącym spojrzeniem, w którym kryło się tyle radości i miłości do tego chłopaka siedzącego tak blisko niego, do osoby, która pokochała go i zatrzymała to uczucie w sobie nawet wtedy, gdy był najgorszym śmieciem na caluteńkim świecie.
– To oświadczyny? – zażartował, chcąc odsunąć od siebie uczucie nadziei i głupiutkiego szczęścia.
– Jeżeli się zgodzisz, to tak.
– Tak.
Nie wiedział, co właściwie się działo, to było szalone, ale od pierwszego dnia, gdy spotkali się w łazience, gdy byli dopiero o krok od wielkiej sławy, od świata, który miał ich zniszczyć, odebrać im samych siebie, przynieść tyle bólu i cierpienia, od tamtego pamiętnego dnia, gdy wypowiedzieli do siebie te dwa krótkie i pozornie nic nieznaczące słowa, wiedział, że ten chłopiec, a teraz już mężczyzna odmieni jego świat, stanie się całym światem i sprawi, że przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zamkną się w tym jasnym spojrzeniu niosącym ból, miłość i nadzieję. Harry wiedział, że w życiu tak wiele nie zależy od nas, pewne decyzje były podejmowane za kulisami, niektórzy ludzie posiadali władzę, o której inni mogli tylko pomarzyć, a zdrowie, szczęście i kochający ludzie mogli odejść niespodziewanie każdego dnia, więc jeżeli mógł podjąć jedną, jedyną decyzję zupełnie sam, nie zważając na los, przeznaczenie czy rozum, miał zamiar to zrobić. Jeżeli mógł wybrać, by to Louis Tomlinson był jego radością, smutkiem, nadzieją i rozpaczą, to właśnie to robił. Czasami wybór osoby, która złamie nam serce jest tym najważniejszym i on wybierał Louisa teraz i zawsze. Od tamtego przypadkowego dnia na zawsze.
14 notes · View notes
lobobathory · 8 years
Quote
Mam na myśli to, że dobrze pojechaliście jej na ambicji w pierwszym mailu, jasne, jest wkurzona, że Thor ją olał, kiedy był tu ostatnio i chcę mu wygarnąć, ale to nie zadziała na dłuższą metę. W sensie, jako motywacja. Nie jest trudno zakochać się w wysokim, szarmanckim przystojniaku, kiedy, dosłownie, spada ci z nieba z ramiona i ratuje z opresji, potem jeszcze dowiadujesz się, że jest księciem, a potem, że bogiem, potomkiem Merlina, czterech założycieli, jednorożca i pufka pigmejskiego, jasne, to zwala z nóg. Ale w którymś momencie dochodzisz do wniosku, że jedno spotkanie, nieważne jak piorunujące, to jednak nie związek. I endorfiny przestają działać
Nieparzysta liczba doskonała, Lobo Bathory & Negatywa
1 note · View note
butterfly-for-an · 2 years
Text
POST ZBIORCZY
Systematycznie aktualizowany, ostatnia aktualizacja: 22/06/18
Znajdziecie tutaj: moje sprawdzone porady i triki w trakcie głodówek/niskich limitów, oszukiwania | diety | lista safe food | listę rzeczy, których trzeba unikać w trakcie diety | odpowiedzi na pytania
ROZDZIAŁ 1: TRIKI
Są to moje sprawdzone sposoby, które u mnie się sprawdzają, niektóre mogą u was nie działać — zaznaczone symbolem ♦
W trakcie niskiego limitu pij dużo wody z dodatkiem soku z cytryny. Może być to święto wyciskany lub kupiony, rzecz w tym, że kwasowość, nadany smak wodzie pozwoli zatuszować głód i oszuka mózg. ♦
Optyczne zmniejszanie posiłków — nakładanie mniejszej ilości jedzenia na mały talerz. Oszukacie optycznie mózg, że jecie większy posiłek.
Lepszym sposobem na głód są mentosy/cukierki miętowe niż gumy, z faktu, że guma zawsze traci smak po dłuższym okresie czasu, staje się twarda i żując ją stajemy się głodni. ♦
Kiedy ciągnie nas do słodyczy, wbrew pozorom wzięcie jednego kawałka/ciastka/cukierka nie załatwi sprawy i sprawi, że po chwili skończymy, zjadając całą paczkę. Lepiej kategorycznie odmówić sobie niż wziąć jeden, bo skończy się napadem.
Fotografuj kaloryczne jedzenie, gdy je jesz, paragony z kupionego jedzenia, paczki. Zdjęcia mogą się przydać do oszustwa najbliższych.
Jeśli jesteś w cichym pomieszczeniu, rozmawiasz z kimś na osobności i czujesz, że zaraz zacznie ci burczeć w brzuchu to napełnij brzuch powietrzem — weź jak najgłębszy oddech nosem i skieruj powietrze do brzucha, przetrzymaj chwilę. Oszustwo mózgu ♦
Przygotuj na chwile kryzysu zamrożone kostki soku/innego słodkiego napoju. Kiedy będzie o krok od napadu weź kilka kostek i ssij. Oszukasz mózg, a w dodatku zyskasz mało kalorii, bo organizm spali dodatkowe, chcąc ogrzać to, co zjedliśmy.
Staraj się wybierać rzeczy w sklepie, które mają małą wartość energetyczną na 100 gramów. O wiele prościej będzie ci to liczyć oraz będziesz mógł zjeść więcej, przyjmując mało kalorii.
Unikaj brania od kogoś gryza jego jedzenia, wypicia łyka soku, ukrojenia ciasta bez zważenia go. Wszystko to ma kalorie, a ty nie jesteś w stanie policzyć ich dokładnie.
Jeśli jesteś na uroczystości lub sytuacja wymaga zjedzenia więcej, bez możliwości obliczenia ile się zjadło — w miarę możliwości nie stawiaj oporu, a zmniejsz jedynie limity na kolejne dni, by wyrównać poziom kaloryczny. Kłótnie przy stole by przysporzyły podejrzeń innym.
Rozdzielaj posiłek na małe części i jedz je co jakiś, dłuższy czas. W ten sposób zjesz tyle samo kalorii, ale w dłuższym czasie i twój mózg zostanie oszukany, bo dostanie informację, jakbyś jadł kolejny posiłek.
Nie waż całego owoca, całego warzywa! Zawsze krój w paski/kostkę, wycinaj pestki, obieraj i dopiero wtedy połóż na wagę.
Jeśli kupujesz coś ze znajomymi/bliskimi i chcesz sprawdzić kalorie, zawsze możesz to zrobić bez problemu, a jeśli ktoś spyta to możesz się wykręcić, że sprawdzasz cukier, bo lekarz ostatnio kazał ci go pilnować. Nikt nie sprawdzi na co patrzyłeś.
ROZDZIAŁ 2: DIETY
Diety niżej są mojego autorstwa oraz na różnym poziomie trudności. ⚠️ Pamiętaj, że nie wybieraj dla siebie drastycznej diety, kiedy twój organizm nie jest na to gotowy, bo skończy się to napadami ⚠️
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
ROZDZIAŁ 3: SAFE FOOD
W chwilach kryzysu lub małego limitu kalorycznego lepiej złapać za jedzenie, które ma mało kalorii niż wystawić się na napad. Ten zbiór produktów pomoże wam wybrać coś odpowiedniego na taki okres:
Ogórek
Jabłko
Pomidor
Truskawki
Śliwki
Arbuz
Pomidorki koktajlowe
Lody kaktus | ~70 kcal/sztuka
Wafle ryżowe | ~25 kcal/sztuka
Warzywa na patelnię | ~270 kcal/opakowanie
Kisiel
Skyr
Cottage cheese
Mrożone wersje produktów świeżych
Bio zamienniki produktów
Jogurty naturalne
ROZDZIAŁ 4: FEAR FOOD
Opisane produkty/posiłki są zakazane (określone kolorem czerwonym), dozwolone w ostateczności (określone kolorem pomarańczowym). Wszystkie rzeczy z listy są do waszego wyboru i nie narzucają wam niczego, są tylko sugestią. To wasz wybór co eliminujecie z diety.
Słodycze
Fast foody
Ciasta
Ryż
Makaron
Mleko
Sól
Tosty
Zupki błyskawiczne
Słodkie pieczywo — pączki, donuty
Awokado
Mięso
Jajka
Ser żółty
Pieczywo
Alkohol
Soki (wykluczając dni, które opierają się na sokach/diety sokowe)
Zupy bardzo kaloryczne — np rosół
Naleśniki
Jajka
Banany
ROZDZIAŁ 5: PYTANIA I ODPOWIEDZI
Co jeśli nie mogę policzyć dokładnie kalorii, bo jem coś gotowego/przygotowanego przez inną osobę?
→ Staraj się wziąć mniej, a później zmniejsz limity na kolejne dni, żeby zachować równowagę.
Czy mogę jeść mocno przyprawione rzeczy?
→ W gruncie rzeczy możesz, ale kolejnego dnia możesz również liczyć się z opuchniętą twarzą i zatrzymaną wodą w organizmie.
Lepsze produkty mrożone czy świeże?
→ Mrożone. Mają mniej kalorii i składników odżywczych od świeżych wersji, dlatego można zjeść ich więcej, a dodatkowo zyskamy, bo organizm będzie musiał to podgrzać i spali co nie co.
Co jeśli zostanę złapany na klamstwie, że jem?
→ Uśpij czujność na chwilę, jedząc przy wszystkich, proponując zamówienie pizzy, mówiąc że idziesz na jedzenie ze znajomymi. Dopóki sytuacja nie ucichnie graj na zwłokę.
Tumblr media Tumblr media
360 notes · View notes
lovely-bumblebee · 2 years
Text
Birds in Gilded Cages - Rozdział 16
Tumblr media
Tytuł i link do oryginału: Birds in Gilded Cages
Autor: Graveyardwitch
Zgoda: jak najbardziej obecna
Pairing: Larry Stylinson
Rating: +18 (!!!)
Tłumaczenie: Agreed
Opis:
W Londynie znajduje się hotel, gdzie piękni, młodzi mężczyźni i kobiety trzymani są jak ptaki w złotej klatce, jak więźniowie, których obowiązkiem jest spełnianie twych najskrytszych, najmroczniejszych pragnień…  
Będąc uprowadzonym jako nastolatek, Harry Styles został zmuszony przez diabolicznego Pana Cowella do uprawiania prostytucji wśród kręgów najwyższej elity. Louis Tomlinson ma w przyszłości przejąć korporację swojego ojca oraz odziedziczyć wielomilionową fortunę…. mimo to jest głęboko nieszczęśliwy i zaręczony z kobietą, której nie kocha. Kiedy poznają się na przyjęciu, między nimi zaczyna iskrzyć - rozpoczynają pasjonujący, niebezpieczny związek… Ale czy to może być prawdziwa miłość, jeśli jeden z nich dostaje zapłatę? I czy Louisowi kiedykolwiek uda się uratować Harry'ego z hotelu Klatka Dla Ptaków?
Ostrzeżenie: historia opowiada o prostytucji, więc będzie zawierała TONĘ seksu. One Direction nie należy do mnie, itd., itp. Shippuję Larry'ego, ale nie obchodzi mnie, czy jest prawdziwy, po prostu lubię czytać i pisać fanfiction.
Za nagłówek dziękuję serdecznie niezastąpionej Ani!
Uwaga od Tłumaczki: rozdział nie został zbetowany, mogą pojawiać się błędy. Do powrotu po latach do tego tłumaczenia zmotywowała mnie czarownicasol :)
***
Noc była czarna jak smoła, gdy Gemma jechała wolno samochodem, a jedynym słyszalnym dźwiękiem było skrzypienie wycieraczek o szybę. Wyglądała przez zalane deszczem okna, próbując powstrzymać lodowatą panikę, która pulsowała w jej żyłach. Gdzie on się podziewał?!
Wtem światła reflektorów padły na postać na poboczu drogi, kulącą się przed deszczem. Gemma odetchnęła z ulgą i zjechała na bok, wychyliwszy się nad siedzeniem pasażera, żeby otworzyć drzwi.
- Wsiadaj, zmokła kuro!
- Hejka, Gem! – Szesnastoletni Harry wskoczył do auta. Jego pucołowate policzki były zaróżowione od zimna, czekoladowe loki upchnął pod szarą czapką. Chłopiec był wprost uroczy. – Już myślałem, że nie przyjedziesz.
- Nie oddałabym cię nikomu.
Harry uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach, które Gemma od zawsze sekretnie kochała, a potem zaczął majstrować przy włączniku ogrzewania. Patrzyła na chłopaka z czułością, świadoma tego, jak bardzo go uwielbia. Był idealny.
- Jak poszła próba zespołu?
- Świetnie. Will prawie już potrafi zagrać solówkę do ,, Teenage dirtbag”, więc niedługo będziemy mogli wystąpić.
- Cieszę się. Zapnij pas.
- I wyprostuj plecy!
- Oj spadaj – trzepnęła go lekko w tył głowy, słysząc jego śmiech. Uruchomiwszy silnik samochodu, wyjechali na ciemną ulicę. Prowadząc, Gemma zerkała na Harry’ego, który przysypiał na sąsiednim fotelu z wydętymi wargami. Jego szkolny mundurek był przesiąknięty deszczem. Znalazła go. Tym razem odebrała go po próbie, więc był bezpieczny. Wszystko miało być dobrze.
Wjechała na podjazd przed ich domem i lekko potrząsnęła ramieniem chłopaka.
- Harry, jesteśmy na miejscu.
Otworzył turkusowe oczy; takiego koloru tęczówek nie widziała u żadnej innej osoby. Były przepiękne.
- Och, dobrze – Harry usiadł i ziewnął. Potem pochylił się, żeby dać jej buziaka w policzek. – Kocham cię, Gem.
Typowy Harry… bywał irytujący do granic możliwości, a jednocześnie przesłodki. Gemma obserwowała, jak wysiada z samochodu, zanim sama nie poszła w jego ślady.
- Pospiesz się, jesteśmy już spóźnieni – ponagliła.
Chłopak zarzucił sobie plecak na ramię i odwrócił się do siostry, rzucając jej bezczelny uśmieszek… A potem rozpłynął się w powietrzu.
Nie! Nie tak miało być! Tym razem zrobiła wszystko poprawnie, odebrała go! PRZECIEŻ GO NIE ZOSTAWIŁA!
Sparaliżowana lękiem podbiegła do drzwi pasażera, gorączkowo szukając chłopaka, a serce w jej piersi biło tak mocno, jakby w miało wyskoczyć na zewnątrz.
- NIE! Proszę nie, nie róbcie mi tego drugi raz! Harry! Harry, gdzie jesteś?! Harry!
Jej krzyk był desperacki, dochodził z głębi trzewi… Jednak nie doczekała się odpowiedzi, nie było śladu po Harrym… Został tylko jego plecak z urwanym paskiem porzucony na ziemi. Gemma porwała go, obracając się i krzycząc w ciemność:
- HARRY!
Drgnęła, budząc się ze łzami płynącymi po policzkach. Nie mogła złapać oddechu, leżała ze wzrokiem wbitym w sufit. Minęły cztery lata, a wciąż prawie każdej nocy śnił jej się ten sam koszmar… Znajomi na uniwersytecie dziwili się, że ma takie problemy ze snem. Gemma skopała z siebie pościel, która zawinęła się wokół jej nóg i podniosła się łóżka. Stanęła przed drzwiami, za którymi czas się zatrzymał. Przez chwilę rozważała, czy wejść do środka, jednak ból po stracie był zbyt duży. Wiedziała, że ich matka czasami tam zagląda… kładzie się na jego niepościelonym łóżku, zaciągając się zapachem poduszek, gdzie wciąż był wyczuwalny jego zapach, muska palcami ubrania w szafie, próbując sobie przypomnieć, kiedy miał je na sobie po raz ostatni – jak w nich wyglądał, co robił… Gemma nie potrafiła z nią o tym rozmawiać.  
Zeszła schodami na dół do kuchni i napełniła czajnik wodą, stawiając go na gazie, a potem wyjęła kubki z szafki. Poruszała się na autopilocie, wrzucając do każdego torebkę z herbatą i dolewając mleka… Aż nagle zamarła.
Znowu to zrobiła.
Na blacie kuchennym stały cztery kubki. Jeden dla niej, drugi dla matki, trzeci zarezerwowany dla ojczyma, a czwarty… dla kogoś, kto mógł nigdy nie wrócić do domu. Widzicie, w tym tkwił problem. Kiedy wyjeżdżała na studia, mogła udawać, ze wszystko było tylko złym snem, że Harry jest w domu z mamą i Robinem, chodzi do szkoły, gra w piłkę nożną i śpiewa w tym głupim zespole, który założyli z kolegami… Potem wracała w rodzinne strony i Harry’ego nie było, a wtedy żałoba miażdżyła ją z siłą rozpędzonego pociągu. Gorsza od urojeń była wyłącznie niewiedza, ponieważ człowiek, który nie wie na pewno może wciąż mieć nadzieję, że Harry odnajdzie się cały i zdrowy, że któregoś dnia pojawi się w progu – jeśli nie dzisiaj, to jutro albo pojutrze, albo jeszcze dzień później… Tego rodzaju nadzieja mogła doprowadzić do szaleństwa.
Nie chciała, aby matka zauważyła czwarty kubek, więc porwała go i wylała zawartość do zlewu w tej samej chwili, w której rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyła je szarpnięciem i wybałuszyła oczy na widok mężczyzny o piaskowych włosach i nerwowym uśmiechu.
- Niespodzianka!
- Chris! C-co tu robisz? Jest ósma rano w sobotę, jak w ogóle…
- Mieszkam w sąsiednim hrabstwie, zapomniałaś? I tęskniłem. Dlatego poprosiłem Sarah o twój adres. Chciałem ci zrobić niespodziankę.
Pochylił się, żeby ją pocałować, jednak Gemma uchyliła się szybko.
- Mówiłam, że chcę spędzić czas z rodziną… - zaczęła.
- Gemma? Z kim rozmawiasz? – Za plecami Gemmy stanęła matka ubrana w szlafrok. Kiedyś była piękną kobietą, jednak smutek nieodwracalnie zmienił jej rysy. Wyglądała starzej, a jej oczy straciły dawny blask i zaszły mgłą; niegdyś gładkie czoło i okolice ust poorały zmarszczki, ciemne włosy zwisały brudne i przetłuszczone… Dzięki lekom zaczęła przynajmniej sypiać.
- Ach, to mój chłopak ze studiów, Chris… Chris, a to jest moja mama Anne.
- O, jak cudownie! Gemma nie wspominała, że ma chłopaka! – Matka zepchnęła ją z drogi. – Wejdź do środka, no wchodź!
- Nie, Chris… Nie trzeba… Mamo…
Matka zignorowała jej słowa, wciągając chłopaka do środka. Ojczym Gemmy, Robin, pojawił się na schodach w piżamie.
- Co tu się dzieje? Kto to?
Matka posłała mu maniakalny uśmiech.
- Rob, poznaj chłopaka Gemmy! Znają się ze studiów i przyjechał w odwiedziny!
Robin i Gemma wymienili zaniepokojone spojrzenia. ,,Pomóż” – powiedziała bezgłośnie do ojczyma, który zbiegł po schodach.
- Kochana, może damy im chwilę dla siebie…?  
Ale Anne zdążyła już go popchnąć do salonu.
- Siadaj, siadaj! Gemma, kochanie, nie bądź niegrzeczna i przynieś herbatę!
Chris wydawał się zaniepokojony jej dziwnym zachowaniem, ale może jeśli usiądzie, dadzą radę odciągnąć kobietę… Gemma nabrała głęboko powietrza do płuc, chcąc się uspokoić.
- Dobrze… pójdę nastawić wodę w czajniku,
Ruszyła do wyjścia, rzucając Robinowi znaczące spojrzenie. 
- Spróbuj ją uspokoić – szepnęła, na co mężczyzna skinął głową.
Wtedy usłyszeli wrzask.
- NIE SIADAJ TAM, TO JEGO MIEJSCE! NIE TWOJE!
Gemma obróciła się na pięcie, a w tym samym momencie Chris poderwał się z fotela w rogu, na oparciu którego wciąż wisiała kurtka Harry’ego. Obok leżały rozrzucone trampki, dokładnie tak, jak je zostawił chłopak…
- P-przepraszam, ja…
- NIE SIADAJ W TYM MIEJSCU! NIKT NIE MOŻE TAM USIĄŚĆ!
Robin pośpiesznie złapał Annie za przedramię, zamykając w objęciach wyrywającą się kobietę.
- To JEGO krzesło! Nie można nic zmieniać! Musi być tak, jak teraz, gdy wróci! On wszystko popsuł, Robin!
- Cichutko – Robin ujął jej twarz w ogromne dłonie, żeby ją uspokoić. – Ciii, Annie, już dobrze. Uspokój się.
Chris obserwował z wyraźnym przerażeniem scenę, która się przed nim rozgrywała.
- B-bardzo przepraszam, nie chciałem… - zająknął się, a wtedy Gemma przemaszerowała przez pokój, żeby złapać go za rękę.
- Chodź, Chris. Spadajmy stąd.
Poprowadziła go na korytarz, po drodze zrywając płaszcz z wieszaka i zarzucając go na swoją piżamę. Potem wyszli na dwór.
- Gemma, czy z twoja mamą wszystko w porządku? Gemma!
- Jesteś samochodem?
- Tak, stoi tam – Chris wskazał niedużego Forda Fiestę w kolorze czerwonym, który stał zaparkowany na chodniku po drugiej stronie ulicy. – Gemmo, odpowiedz.
Zatrzymała się, odwracając do niego z westchnięciem.
- Odpowiem, tylko… najpierw mnie stąd zabierz, dobrze?
Na to przytaknął.
Po drodze nie było chwili, w której mijane miejsca w niedużym miasteczku nie przywodziłyby wspomnień o jej bracie, dlatego kazała Christowi zatrzymać się nad rzeką nieopodal mostu kolejowego. Na jednym z filarów tego mostu wciąż wyryte było imię Harry’ego. Gemma zapadła się głębiej w oparcie siedzenia.
- Masz fajkę?
- No. – Przeszukał kieszenie, żeby podać dziewczynie paczkę papierosów i zapalniczkę. Zapaliła jednego, otwierając okno, przez które wypuściła dym na lodowate powietrze poranka. Siedzieli w milczeniu przez kilka minut.
- To dlatego nigdy nie zapraszałaś mnie do domu – westchnął w końcu Chris. – Twoja mama jest chora.
- Ma chorobę dwubiegunową – przytaknęła. – Załamała się kilka lat temu.
- Och. Bardzo mi przykro. Szkoda, że mi nie powiedziałaś.
Odwróciła się do niego. Chris i te jego wielkie, niebieskie oczy i miły uśmiech. Chris, który był uprzejmy, zabawny, słodki… Który budził ją pocałunkami i śmiesznie tańczył, żeby ją rozbawić… Ten, który kiedyś przejechał cały szmat drogi do Kornwalii w sobotę, aby mogła popluskać się w morzu… Był jej ostoją w ciemności, gdzie nie czuła żalu i bólu, jedną z nielicznych osób, które nie znały prawdy i chciała, aby tak pozostało… Ale wiedziała, że to niemożliwe. Ponownie zaciągnęła się papierosem.
- Okłamałam cię. – Chris wpatrywał się w Gemmę wielkimi oczami. – Nie jestem jedynaczką… nie do końca. Miałam kiedyś brata… miał na imię Harry.
- Ile miał lat?
- Szesnaście.
- Jak umarł?
- On nie… znaczy, nie wiem…
- Nie wiesz, jak umarł twój brat? – Chris patrzył ze zdziwieniem.
- Nie, nie wiem CZY umarł. – Dokończyła papierosa i wyrzuciła peta przez okno, a potem opatuliła się mocniej płaszczem, zagryzając usta. – Widzisz… on zaginął.
- Zaginął? Masz na myśli…?
- Szesnastego lutego dwa tysiące dziesiątego roku Harry wyszedł z domu swojego kolegi po próbie zespołu… i nigdy nie wrócił. Ja… - Zawahała się na ułamek sekundy, rozważając wyznanie mu prawdy; najgłębszego, najmroczniejszego, najtragiczniejszego sekretu, jaki ukrywała… Ale co jeżeli przestanie ją kochać? A Gemma potrzebowała jego miłości, jako odskoczni od bólu. – Sąsiad zauważył go stojącego przed sklepem, pisał do kogoś w telefonie jakieś dziesięć minut po wyjściu od Willa. A potem zniknął. Odbyły się poszukiwania na szeroką skalę, cała wieś przyszła z pomocą. Koleżanka mamy pracuje w telewizji, więc zaangażowano media: pojawiały się reportaże, konferencje prasowe i wiele innych. Znaleźliśmy jego szkolny plecak w żywopłocie przy drodze, ale ani śladu Harry’ego. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek zapomniała o dniu, w którym policja przyszła nam powiedzieć, że przeszukają rzekę, bo może ktoś wyrzucił do niej ciało.
- Och, Gemmo. – Chciał złapać ją za rękę, a Gemma nie zaprotestowała.
- Ale w rzece nic nie znaleźli, żadnego ciała. Jakby rozpłynął się w powietrzy. Tamtego dnia odwiozłam go do szkoły i wtedy widzieliśmy się po raz ostatni. Sprawa jest w toku, nie zamknęli poszukiwań. Kiedyś często przychodzili z nowymi tropami, ale żaden do niczego nie doprowadził. Teraz już nie przychodzą.
- Jaki on był?
Niespodziewanie Gemma zalała się łzami.
- Harry był idealny, aż doprowadzał mnie tym do szału… Dobry we wszystkim, czego spróbował. Łatwo nawiązywał przyjaźnie i był naprawdę popularny w szkole. Wszyscy go uwielbiali. Powinnam go była nienawidzić, ale nie potrafiłam. Kochałam go na zabój. Oczywiście kłóciliśmy się czasami… ale był moim młodszym bratem. Zazwyczaj dogadywaliśmy się bez problemu, był moim najlepszym przyjacielem i tak bardzo za nim tęsknię. Na samo jego wspomnienie nie mogę oddychać, więc wolę nie myśleć o nim w ogóle…
- Może wciąż żyć, tego nie wiesz.
- To samo twierdzi moja matka i planuje jego powrót: co poda do herbaty, co mu powie, jak będzie się zachowywać. Chce, żebyśmy udawali, że nigdy nie zaginął. Nie przyjmuje do siebie myśli, że Harry mógłby nigdy nie wrócić do domu.
- Cóż… a jakie jest twoje zdanie?
- Mam nadzieję, że umarł.
- Co? – Chris wypuścił jej rękę, zszokowany.
- W-wiem jak to brzmi, jakbym była potworem. – Potarła twarz – Ale posłuchaj. Harry był szczęśliwy, miał wielu przyjaciół, osiągał świetne wyniki na egzaminach… Nie było powodu, dla którego chciałby uciec z domu. A kiedy zniknął, znaleźliśmy wiele śladów… Mama i Robin nie mogli sobie z tym poradzić. Urwany pasek plecaka, jakby ktoś siłą zerwał mu go z ramienia. Telefon leżał rozgnieciony na chodniku. Krew. Niewiele, kilka kropel, ale należała do niego. Były ślady walki… Na skraju trawy w błocie odbite podeszwy trampek w rozmiarze 11… takie nosił Harry. I ślady męskich butów roboczych.
- Został porwany.
Gemma przytaknęła.
- Zaczęłam szukać informacji. Większość dzieci w wieku od pięciu do siedemnastu lat zostaje porwana w celach seksualnych… Harry, jak na swoje szesnaście lat, był dosyć niepozorny i naiwny. Po prostu nie mogę znieść myśli, że coś takiego mogło go spotkać, że jest tam gdzieś i przechodzi przez to sam. To zabrzmi strasznie, ale wciąż mam nadzieję, że z kimś się pokłócił i doszło do tragedii, albo ktoś go potrącił samochodem, spanikował i ukrył ciało… A jeśli porwali go, żeby zrobić mu krzywdę, to mam nadzieję, że szybko było po wszystkim, nawet jeśli faktycznie został zabity dla wyciszenia sprawy. Większość pedofilów krzywdzi i zabija swoje ofiary w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin… Wolę, żeby był martwy, niż musiał znosić takie coś bez końca. – Nie zdawała sobie sprawy, że płacze, dopóki Chris nie otarł jej łez rękawem. Bez słowa przygarnął Gemmę do siebie, a dziewczyny szlochała w jego sweter, dopóki nie miała już siły dalej płakać.
- To jak… zobaczymy się za dwa tygodnie.
- Pewnie… Przepraszam. Jak już wspominałam, potrzebuję spędzić czas z rodziną. – Chris skinął głową i pocałowali się na pożegnanie, zanim nie odprowadził jej do drzwi domu. Otworzył im Robin, wciąż w piżamie. – Co z mamą?
- Nie za dobrze – westchnął.
- Gdzie ona jest? – zapytała Gemma, strząsając z siebie płaszcz.
- A jak ci się wydaje?
Skinęła, na krótko przytulając Robina. – Jasne. Kocham cię. – A potem weszła na piętro, gdzie znajdował się pokój Harry’ego.
Matka leżała na łóżku przykryta kołdrą, z twarzą wciśniętą w poduszkę. Słychać było, jak mocno zaciąga się zapachem. Podniosła wzrok, kiedy Gemma weszła do pokoju; po policzkach płynęły jej strugi łez.
- Już prawie go nie czuję. Niedługo zniknie.
- Och mamo. – Gemma przecięła pokój i wspięła się na łóżko, otaczając matkę ramionami i głaszcząc ją po włosach. – Nie zniknie. Nie stąd. – Musnęła opuszkami palców skroń kobiety.
Kiedy leżały, Gemma wodziła wzrokiem po przedmiotach należących do młodszego brata – było tam kilka plakatów The Rolling Stones, fotografie przyklejone do ściany, stosy płyt CD, tenisówki, brudne ubrania… Książki, długopisy i notatki z ostatniego sprawdzianu wciąż zaściełały biurko, a obok stała niedokończona herbata w kubku, teraz pokryta warstwą pleśni. Wspomnienia życia chwilowo zatrzymanego… lub przerwanego na zawsze.
- On żyje, wiem to na pewno… czuję go, wciąż go czuję. Jego pocałunki w policzek każdego wieczora. Matka wie, kiedy umrze jej dziecko, a on nie umarł. Ale gdzie jest? Dokąd poszło moje maleństwo? – Annie brzmiała na zagubioną, zdziwioną i bezradną.
- Nie wiem, mamo – Gemma pocałowała ją w policzek, żałując, że nie ma innej odpowiedz. – Po prostu nie wiem.
~*~
Komendant Główny Policji Stuart Carlin niecierpliwie czekał, aż młodsza inspektor postawi kawę na stoliku przed nimi.
- Coś jeszcze, proszę pana? – zapytała, odgarniając krótkie blond włosy z twarzy, a Komendant pomyślał, że choć nie należała do najbystrzejszych, to zdecydowanie była niebrzydka. Trzeba by było nad nią popracować…
- Nie, to wszystko, inspektor Morrow – odprowadził ją wzorkiem do wyjścia, a potem obrócił się do młodego mężczyzny, który siedział naprzeciwko niego w pokoju przesłuchań.
A więc to był ten słynny Louis Tomlinson, przyszły spadkobierca miliardowej fortuny swojego tatusia. Przyglądał się młodzieńcowi o perfekcyjnie ułożonych włosach i wyprasowanych ubraniach, stwierdzając gorzko, że jego markowe spodnie prawdopodobnie kosztowały więcej, niż sam zarabiał w miesiąc. Oczywiście chłopak miał kartotekę, jak wszyscy rozpuszczeni gówniarze z bogatych domów, jednak nic poważnego. Ot posiadanie przy sobie trawki i bójki po pijaku… nic, co można by było wykorzystać przeciwko niemu. Z pewnością nie wiedział, w co się wpakował, w przeciwnym wypadku nie wszedłby na komisariat z taką bezczelną pewnością siebie, żądając rozmowy z Komendantem Głównym. Zapewne ukończył jedną z państwowych szkół, do których można się wkupić, co oznaczało, że prawdopodobnie był tępy jak szpadel. Komendant postanowił zacząć od ataku. Wychylił się nad stołem, machając chłopakowi przed nosem telefonem komórkowym.
- Myślisz, że to zabawne?
- Co? – tamten nie zrozumiał.
- TO! Przychodzisz tu z jakąś wyssaną z palca historyjką o uprowadzeniu, prostytutkach, handlu ludźmi i jakimś wymyślonym sutenerem…
- Nie jest wymyślony! Podałem jego nazwisko! – Louis rzucił mu wściekłe spojrzenie.  
- Tja, Simon Cowell… a więc mam dla ciebie nowinę, cukiereczku… Ktoś taki nie istnieje! Tak samo jak ta cała ,,Klatka dla Ptaków”. Nie ma żadnego śladu, że ktoś o tym nazwisku mieszka w Londynie, tak samo jak pod adresem nie ma tego wymyślonego miejsca. Wierz mi, gdyby istniało w Chelsea, wiedzielibyśmy o tym.
- To jakiś żart? – Irytacja chłopaka przerodziła się w zdziwienie. – Nie, zaczekaj… może to nie jego prawdziwe nazwisko, ale… - Louis zmarszczył brwi. I dobrze. Komendant Constable Carlin go zagiął.
- A co z tym dzieciakiem, z którym niby rozmawiałeś? Tym Harrym Stylesem? Skąd wziąłeś to imię, z jakiejś strony internetowej? Jesteś zboczeńcem, który interesuje się takimi sprawami i robi sobie dobrze do wiadomości o zaginionych dzieciach? Może to przestało ci już wystarczać, więc wymyśliłeś tę porąbana historię, żeby zaspokoić chore fantazje?!
- Nie! Jezu Chryste…
- Ten dzieciak ma rodzinę, wiesz? Może do nich zadzwonię? Powiem, że się odnalazł żywy w Londynie, narobię im nadziei? Poczułbyś się źle… czy może zrobiłoby ci to dobrze?
- Nie! Co do chuja? – Louis był całkowicie wyprowadzony z równowagi i zdezorientowany, jego policzki zrobiły się czerwone. Och, robi się coraz zabawniej…
- Uważaj na język, mały, albo każę cię zakuć za obrazę policjanta! To jakiś chory żart? A może dziwny sposób na zwrócenie na siebie uwagi, bo tatuś nie kocha cię wystarczająco? Hę? ODPOWIESZ?
- To… to nie jest żart, ja nie kłamię! – Louis zerwał się na nogi, przewracając krzesło na podłogę. Uderzył ręką w plastikowy stół. – Przesłuchaj moje nagranie!
I oto nadeszła ta chwila. Komendant rzucił telefon na blat.
- Nie ma żadnego nagrania.
Cisza. Chłopak wpatrywał się w urządzenie, a następnie podniósł przerażony wzrok na policjanta.
- Przecież to sprawdziłem, wszystko się nagrało! – Porwał telefon, gorączkowo stukając w ekran. – Sprawdzałem, na pewno! Było tu… - Nagle zrobił się biały jak ściana. Przeniósł spojrzenie z wyświetlacza na mężczyznę, potem z powrotem na telefon, a jego niebieskie oczy rozszerzyły się z niedowierzania i niezrozumienia sytuacji. – Wiem, że to nagranie tu było, musiało zostać usunięte…
Komendant ponownie wychylił się ponad stołem, tym razem zbliżając do siebie ich twarze. Kiedy przemówił, upewnił się, że mówi niskim, groźnym głosem:
- Co właściwie sugerujesz? Że starszy oficer prawa manipulowałby dowodami? Że usunąłbym dowód w sprawie? JAK ŚMIESZ!
- NIE! – Louis gwałtownie potrząsnął głową. – Nic takiego nie mówię… Słuchaj, nie kłamię… Znam Harry’ego od miesięcy i powiedział mi…
- Znasz dzieciaka, którego nikt nie widział w ciągu ostatnich czterech lat, widziałeś mężczyznę, który nie istnieje oraz byłeś w miejscu, które prawdopodobnie powstało w twojej własnej głowie. NIE MASZ ŻADNYCH DOWODÓW! – Ostatnie zdanie wywołało pożądany efekt. Louis Tomlinson stanął z otwartą buzią, niezdolny nic powiedzieć, bo uświadomił sobie, że policjant ma rację.
- Ale… Ale nie musicie chociaż sporządzić protokołu? – wymamrotał z nadzieją.
Komendant wyprostował się, mierząc go autorytatywnym spojrzeniem.
- Panie Tomlinson, dam panu radę: proszę wracać do domu. Teraz, zanim każę pana aresztować za marnowanie czasu policji.
Przez kilka chwil tylko na siebie patrzyli, potem chłopak wstał, zabierając swój telefon.
- To jeszcze nie koniec. Wrócę tu z dowodami, a wtedy będziecie musieli coś zrobić.
- Jestem tego pewny. – Komendant upewnił się, że chłopak dotrze do wyjścia, obserwując jak wsiada do Porsche, za które najprawdopodobniej zapłacił jego tatuś. Następnie wrócił do środka, mamrocząc pod nosem ,,arogancki bydlak”. Wtedy zauważył, że nowa policjantka przygląda mu się w zamyśleniu zza swojego biurka.
- Na co się patrzysz, Morrow?
- O co chodziło, sierżancie?
- To tylko jakiś świr. Pamiętaj, chcę mieć te raporty do godziny jedenastej.
- Oczywiście – kobieta posłusznie spuściła głowę.
Wmaszerował do swojego biura i zamknął za sobą drzwi, wyciągając jednorazowy telefon komórkowy z kieszeni i wpatrując się niego. To głupie, naprawdę – pomyślał. Nie interesował się chłopcami, ale widywał tego całego Harry’ego na przyjęciach, wiedział, że jest popularny i zarabiał dla Cowella dużo pieniędzy. I że był bardzo młody. Cowell prawdopodobnie kazałby go za to zabić. Ale jeśli nikomu nic nie powie, a Tomlinson uda się na inny posterunek policji opłacany przez Cowella, sam straciłby sporą część miesięcznego wynagrodzenia. Był winny bukmacherowi zbyt dużo, aby sobie na to pozwolić, poza tym, to nagranie sprawiłoby, że biznes Cowella upadnie… Być może mógłby spędzić noc z jedną z jego kobiet w ramach podziękowania. Wybrał odpowiedni numer.
- Cześć, z tej strony Carlin ze Scotland Yardu. Z przykrością przekazuję złe wieści, ale jeden z twoich chłopaków puścił parę z ust.
~*~
Louis zaparkował samochód i wyjął telefon, przyglądając mu się z bijącym sercem. Nie chodziło o samo nagranie, były tu też zdjęcia, muzyka, filmy, które teraz zniknęły… Telefon został wyczyszczony ze wszystkiego, tylko w jaki sposób? Ten gliniarz go zabrał tylko na kilka minut… Czy tyle mogło wystarczyć? A jeśli tak, dlaczego to zrobił? Nie miał powodu. Louis był zmuszony znowu zapłacić za zobaczenie Harry’ego, nakłonić go do rozmowy i tym razem nagrać go na czymś porządnym… może użyje dyktafonu?
Odpalił samochód i włączył się do ruchu, czekając na zmianę świateł, kiedy nagle drzwi od strony pasażera odtworzyły się i do środka wsiadła jakaś kobieta.
- Hej, co…
- Proszę na mnie nie patrzeć, panie Tomlinson, niech się pan zachowuje całkowicie naturalnie, jakby właśnie pan po mnie przyjechał. – Coś w jej tonie kazało mu posłuchać. Światło się zmieniło, więc wrzucił bieg i ruszył prosto, nie spuszczając wzroku z drogi, ale w jego głowie wirowało. Co tu się właśnie wydarzyło? Czy to najuprzejmiejsza kradzież auta w dziejach ludzkości? Przełknął ślinę.
- Kim jesteś?
- Nazywam się Catherine Morrison, jestem detektywem ze Specjalnych Służb Operacyjnych.
- Co? Słuchaj, nic złego nie zrobiłem! Przyszedłem na posterunek ZGŁOSIĆ przestępstwo.
Zachichotała.
- Wiem o tym, panie Tomlinson… Ale przeczuwam, że ma pan ważne informacje dla toczącego się aktualnie śledztwa.
Louis zerknął na nią, wydawała się znajoma… Chwileczkę…
- Ej, a nie ty przyniosłaś kawę?
- Proszę nie odrywać wzroku od drogi, właśnie przejechał pan na czerwonym.
- Och, przepraszam, niech mnie pani nie aresztuje. Więc… Dokąd nas wiozę?
- Czy w twoim domu jest bezpiecznie?
- Tak sądzę.
- Więc tam.
Resztę trasy pokonali w ciszy, a myśli Louisa wirowały. Zaparkowali w garażu, gdzie kobieta obróciła się w jego kierunku.
- Nie kłamię - pokazała mu swój identyfikator, który wyglądał na prawdziwy.
- Uch, okej.
Poprowadził ją do kuchni, gdzie w końcu na nią spojrzał. Była drobną, smukłą kobietą, ale coś w jej wyglądzie uległo zmianie. Na posterunku wydawała się potulna, teraz biła od niej taka pewność siebie, że Louis czuł respekt.
- Herbaty? Kawy? -  zaproponował nie wiedząc, co powiedzieć.
- Herbaty, ale bez mleka.
- Jasne. Usiądź.
Usiadła przy stole, a chłopak poszedł nastawić wodę. Pięć minut później postawił przed nią kubek parującej cieczy i usiadł naprzeciwko, a serce waliło mu w piersi.
- Wpadłem w kłopoty?
- Nie, panie Tomlinson – odpowiedziała, pociągając łyk herbaty. – Ale to, co zamierzam panu powiedzieć, jest ściśle poufnie. Jeśli komuś pan coś powie, życie wielu osób będzie zagrożone. Rozumie pan?
- Może mi pani zaufać – przytaknął, czując się trochę tak, jakby wniknął do filmu szpiegowskiego.
- Mam nadzieję. Należę do zespołu prowadzącego śledztwo w sprawie elitarnego kręgu handlarzy ludźmi na terenie Londynu, na czele którego stoi mężczyzna znany jako Simon Cowell. Mamy powody by wierzyć, że porywają młode osoby na terenie całego kraju i zmuszają je do prostytucji, a następnie udostępniają je członkom Parlamentu i nie tylko. Wierzymy, że doszło do poważnej zmowy między siatką przestępczą, politykami oraz samą policją, aby sprawa nie wszyła na jaw. Zgłoszenia nie zostają zapisane, raporty giną, ślady są niszczone…
- Tak jak moje nagranie. – Pochylił się do niej, zaintrygowany. – Czyli mówi pani, że działa pod przykrywką?
- Dokładnie. – Pogrzebała w torebce i wyjęła z niej dyktafon oraz teczkę, która po wewnętrznej stronie miała przypiętą fotografię. – Czy to z tym chłopakiem rozmawiałeś? Mówił, że nazywa się Harry?
Louis przyjrzał się zdjęciu, temu samemu, które widniało na stronie internetowej poświęconej zaginionym osobom. Przytaknął.
- Tak, ale nie znałem jego nazwiska. Nie mogą ich używać.
- Dziękuję, to bardzo interesujące.
- Dlaczego?
- Bo to oznacza, że posługują się dziećmi. – Westchnęła, upijając kolejny łyk swojej herbaty. – Harry’ego porwali, gdy miał szesnaście lat.
- Harry powiedział, że normalnie biorą siedemnastolatków, ale chcieli sprawdzić, czy młodsze dzieciaki nie będą bardziej posłuszne.
- I udało się?
Louis wzruszył ramionami.
- Ciężko powiedzieć, Harry ma dość skrzywioną psychikę… Robi, co mu każą, bo się ich boi.
Detektyw bez słowa włączyła dyktafon i wyjęła z torebki długopis i notes, który otworzyła. Wygładziła czystą kartkę ręką.
- Więc co jeszcze powiedział ci Harry?
W milczeniu słuchała jego opowieści, notując w zeszycie, a ich napoje powoli zrobiły się zimne. Opowiedział o wszystkim, co usłyszał od Harry’ego – o jego żartach, że sypia z połową Izby Lordów, okaleczaniu, co widział na przyjęciu kilka dni wcześniej. Mówił tak długo, aż jego gardło się zdarło. Przewertował wspomnienia, aby na pewno niczego nie pominąć.
- To chyba wszystko – oznajmił wreszcie.
- Dobrze, dziękuję. Te informacje będą szalenie pomocne. – Kobieta odchyliła się na krześle, wertując notatki.
- Co teraz będzie? Uratujecie go?
- Niestety potrzebujemy więcej dowodów, niż pańskie oświadczenie – westchnęła. – A na ten moment wszyscy świadkowie uginają się pod groźbami i zastraszaniem, rezygnując z zeznań.
- Ja nie zrezygnuję, będę zeznawał, jeśli zajdzie taka potrzeba. – Rzucił jej zdeterminowane spojrzenie, a ona kiwnęła głową.
- Cieszy mnie to. Od jakiegoś czasu toczy się śledztwo w sprawie komendanta Carlina, naszym zdaniem korzysta on z prostytutek i przyjmuje łapówki od Cowella, aby go kryć. Jeśli powie Cowellowi o twoich zeznaniach, wtedy na pewno nie będziesz mógł się zobaczyć z Harrym, co stanowi problem, bo uniemożliwia zdobycie zeznań kluczowego świadka.  
Serce Louisa zacisnęło się żałośnie, wypełniając się przerażeniem. Wyrzuty sumienia uderzyły go w brzuch niczym pięść. Uniósł drżącą rękę do czoła.
- O cholera! Jeśli Cowell dowie się, że Harry opowiedział mi swoją historię, zabije go!
- Harry Styles przynosi Cowellowi największe zyski – kobieta pokręciła głową. – Ten chłopak jest dla niego wart dosłownie miliony funtów, nie ma mowy o morderstwie.
- Ale pani nie rozumie, tamci ludzie… są potworami. Zemszczą się na nim!
- Cowell nie zrobi niczego, co zmniejszyłoby dochody z usług Harry’ego. A my go dopadniemy, to ci mogę obiecać, Louis. Potrzebujemy jedynie adresu. – Wpisała coś w telefon i wstała, sięgając do kieszeni, skąd wyjęła wizytówkę. – Zaraz podjedzie po mnie samochód. Słuchaj, jeśli o czymś usłyszysz, proszę skontaktuj się ze mną, pora dnia i nocy nie ma znaczenia. To działa w obie strony. Mam twój numer, będziesz na bieżąco informowany.
Po tym wyszła, a Louis dopadł do zlewu, aby opróżnić do niego zawartość swojego żołądka, gdy zrozumiał, jak wielki popełnił błąd.
~*~
- AŁAAAAA!
Cowell zaciągnął się po raz ostatni papierosem i obrócił nonszalancko w kierunku, z którego dochodził krzyk.
- Okej, na razie wystarczy. Podnieś go.
Pan Jack wycelował ostatnie kopnięcie w bok Harry’ego, po czym podciągnął jego nagie ciało do pionu.
- STAŃ PROSTO, NIEWOLNIKU.
Pan Cowell stał w miejscu, wyciągając z szuflady biurka ząbkowany nóż myśliwski. Zbliżył się do Harry’ego, który wisiał bezwładnie w uścisku Jacka, z jego ust, nosa i głębokiego rozcięcia nad lewym okiem sączyła się krew, spływając szkarłatnym strumieniem po podbródku na dywan.
- Harry, Harry, Harry… I co ja mam z tobą zrobić?
- N-nic nie… proszę, Sir… - mówił niewyraźnie z powodu spuchniętych warg.
- Skończ już, Harry, przecież wiesz, że nienawidzę kłamstw. Tylko źli chłopcy kłamią. Hmm… zabić cię, czy nie? Jesteś podstępnym, kłamliwym Judaszem, który nie potrafi trzymać języka za zębami… Jednakże – sięgnął ręką między jego nogi, boleśnie wykręcając penisa i jądra, uśmiechając się na dźwięk krzyku – dzięki temu zarabiasz dla mnie dużo pieniędzy. Ciężka, bardzo ciężka decyzja… -  Złapał Harry’ego za szczękę, mocno wciskając palce w poranione policzki, czym zmusił go do otwarcia buzi i wysunięcia języka. – Może po prostu utnę ci język?  - Podniósł nóż, a ostrze błysnęło w świetle lampy. Cowell uśmiechnął się, gdy Harry pisnął z przerażenia, desperacko próbując się uwolnić. – Ale dziwka bez języka pozbawiona jest pewnych atutów. – Wypuścił jego szczękę i przycisnął ostrą krawędź noża do szyi. – Niemniej, Harry, starzejesz się… Niedługo skończysz dwadzieścia jeden lat. Większość moich najbogatszych klientów już cię posiadła, może wkrótce się tobą znudzą. Zastanawiam się, czy nie osiągnąłeś już szczytu swojej wartości, może będzie lepiej, jeśli pozbędę się ciebie właśnie teraz? – Docisnął nóż, którego ostre ząbki przecięły skórę… Harry sapnął, jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu i z bólu…
Rozległ się dźwięk wody uderzającej o ziemię. Cowell zerknął w dół, gdzie równomierny strumień bursztynowego moczu spadał na dywan.
- TY BRUDNA, ŻAŁOSNA KREATURO! – Jack walnął Harry’ego w twarz, rozbryzgując wodospad krwi na tapecie. – POWINIENEM WYSMAROWAĆ CI TYM TWARZ, JAK PSU! – Złapał go za obrożę, gotowy zmusić go na klęczki i zrobić dokładnie to, co powiedział.
- Dość. Dziękuję ci, Jack, ale to nie będzie konieczne. – W oczach drugiego mężczyzny Cowell ujrzał rozczarowanie, ale miał to gdzieś. Dla niego liczyło się wyłącznie wzbudzenie strachu. Odsunął nóż i usiadł za biurkiem, stykając ze sobą opuszki palców dłoni i przyglądając się dokładnie Harry’emu. Obie wargi miał rozcięte, oczy podbite, a to rozcięcie nad lewym będzie wymagało szwa lub dwóch… Ale nos prawdopodobnie nie był złamany, co stanowiło dobry znak. Twarz, klatka piersiowa i ramiona chłopaka pokrywały sińce i nacięcia, ale wszystko zagoi się z biegiem czasu. Sposób, w jaki stał skulony, pomimo uścisku Jacka, sugerował połamane żebra, co z kolei mogło być problematyczne, ale nie wykluczy go na długo. – Później zadecyduję, jaką karę dostanie Harry. Tu i teraz bardziej nagląca jest kwestia Louisa Tomlinsona.
- Zabiję go – odpowiedział Jack, niewzruszony.
- Byłoby wspaniale, ale chłopak jest ważny, jego ojciec posiada fortunę. Mark Tomlinson wie, jak działa nasz świat. Jeśli Louis zniknie, będzie w stanie zapłacić wystarczająco, żeby nas zniszczyć.
- Czy mógłbym coś zasugerować, Sir?
- Tak?
Pan Jack wkręcił palce w zlepione krwią loki Harry’ego, szarpnięciem odchylając mu głowę i uśmiechając się radośnie na dźwięk jego zbolałego sapnięcie.
- Dlaczego nie użyjemy Harry’ego jako przynęty?
Zaintrygowany, Cowell zmrużył oczy:
- Nie rozumiem.
- Moim zdaniem pan Tomlinson przywiązał się uczuciowo do tego niewolnika.
- Zakochał się? – Brwi Cowella wystrzeliły w górę.
- Jestem tego pewny. Widziałem wielokrotnie jak na niego patrzył, a sposób, w jaki się komunikują mówi sam za siebie. Znam się na ludziach i jestem pewny, że zrobiłby wszystko, aby ochronić tę dziwkę, którą… kocha.
Cowell spojrzał na Harry’ego, który próbował wyswobodzić się z uścisku Jacka, a łzy wymieszane z krwią wypływały z jego oczu.
- A czy nasz Brudny Harry odwzajemnia uczucie?
Jack wzruszył ramionami, jakby niewiele go ta kwestia obchodziła.
- Prawdopodobnie. Na pewno lubi się z nim spotykać. Tak czy siak, nie widzę związku.
- Bo go nie ma. – Pan Cowell uśmiechnął się. – Po prostu mnie to bawi. Dobrze, umyj Harry’ego odrobinę, nie chcę żeby zakrwawił cały samochód. Myślę, że nadeszła pora, aby złożyć Louisowi Tomlinsonowi krótką wizytę. – Znowu wstał, przecinając pokój, żeby położyć rękę na ramieniu wyższego mężczyzny. – Jeśli jego droga siostra Gemma nadal przebywa w Cheshire, moglibyśmy zdobyć kolejną ładną dziewczynę… Ale wiesz co, Jack? Cielesne kary to twoja broszka. Po zakończeniu wizyty wykorzystaj noc na ukaranie go w najodpowiedniejszy sposób.
Pan Jack wyszczerzył zęby w zadowoleniu. A kiedy ponownie rozległ się dźwięk świadczący o tym, że Harry się zmoczył, Cowell odwzajemnił uśmiech.
~*~
Nie mogąc spać, Louis godzinami szwendał się po nocnych ulicach Primrose Hill, wypalając papierosa za papierosem w próbie stłumienia paniki, która pulsowała w jego żyłach. Szedł tak długo, aż jego nogi zaczęły boleć, a buty otarły do krwi pięty. Zaszedł do całodobowego sklepu monopolowego po butelkę whisky, żeby upić się po powrocie do domu. Wrócił po swoich własnych śladach, pociągając z butelki, a kiedy zatrzymał się przed drzwiami w poszukiwaniu klucza, otworzyły się zanim dotknął klamki.
Zachwiał się, cofając o krok, patrząc ze zdziwieniem na ramę drzwi. Farba była odrapana, drewno popękane… tak jakby ktoś je wyrwał lub wyważył kopnięciem. Myśląc szybko, Louis wylał resztę alkoholu i ostrożnie zakradł się do środka, podnosząc pustą butelkę nad głowę, gotowy użyć jej jako broni.
Korytarz ginął w ciemnościach, ale ze szczeliny w drzwiach do salonu sączyło się światło wraz z dymem papierosowym. Stąpając w tamtym kierunku, Louis powoli otworzył drzwi.
- Ach, Louis! Zastanawialiśmy się, kiedy wrócisz! – Simon Cowell rozsiadł się na fotelu stojącym frontem do drzwi, w palcach trzymał tlącego się papierosa. Uśmiechał się lekko. Obok stał ten przypominający wampira dozorca Jack. Po ich prawej, na sofie, leżała skulona postać z rękami skutymi na plecach i z kapturem szarej bluzy zaciągniętym na głowę, tak że nie dało się dostrzec twarzy. – Masz piękny dom… a może należy do twojego ojca? – Mężczyzna upuścił papierosa na podłogę, gasząc go podeszwą buta na dywanie. Potem sięgnął do kieszeni płaszcza, z której wyjął spluwę i wycelował nią w pierś Louisa. – A teraz odłóż butelkę i dołącz do nas. Musimy porozmawiać.
- O czym? -  Louis ostrożnie odstawił butelkę, nie chcąc pokazać po sobie strachu.
- O nim. - Pan Cowell powstał i podszedł do zwiniętej na kanapie osoby, która wzdrygnęła się pod jego dotykiem. Zerwał szary kaptur, a Louis cofnął się, zszokowany, na widok znajomej twarzy.
- Harry – sapnął z przerażeniem.
Jasnym było, że Harry został dotkliwie pobity. Ciemnofioletowe sińce pokrywały jego spuchnięte policzki. Wokół dziurek w nosie i przy głębokiej, rozwartej ranie na skroni miał zaschniętą krew. Spośród podbitych oczu tylko jedno było otwarte. Dolną połowę twarzy zakrywał dziwny knebel wykonany z czarnej skóry, zawiązany ciasno za głową. Szyję Harry’ego okalała gruba, czarna skórzana obroża, do której przymocowany został łańcuch, teraz zwisający od frontu i boku chłopaka.
Harry wykonał ruch i Louis zauważył, że kajdanki, którymi spętano mu ręce za plecami, zacisnęły się na tyle mocno, że metal przeciął delikatną skórę na przegubach i krew zaczęła ściekać po palcach na sofę.
- Ummm! – rozbrzmiało stłumione błaganie o pomoc. Po policzku Louisa spłynęła pojedyncza łza. Rzucił się do Harry’ego, żeby mu pomóc, ale został zablokowany przez Cowella, który ponownie wycelował w niego z pistoletu.
- Nawet o tym nie myśl. – Usiadł na sofie, owijając sobie łańcuch wokół pięści i pociągając Harry’ego do przodu. Zignorował zdławione pojękiwania i przyłożył lufę pistoletu do jego głowy. – Widzisz tę dziwkę? Należy do mnie. Jest moją własnością, tak jak wiele innych podobnych do niego. Jestem człowiekiem interesu i zbudowałem prosperującą firmę od zera, która obecnie warta jest miliony. Dzisiaj zagroziłeś mojej firmie… Usiądź. – Pistoletem wskazał Louisowi miejsce, a ten powoli opuścił się na fotel, niezdolny do oderwania wzroku od Harry’ego, który kulił się przed mężczyzną, drżąc z przerażenia. – Relacja między sutenerem a jego dziwkami jest skomplikowana. Owszem, zatrudniam Harry’ego, to prawda… ale nie tylko. Jestem jego właścicielem i strażnikiem… Posiadam całkowitą kontrolę nad jego życiem. To ja decyduję kiedy je, kiedy śpi, kiedy i jak zostaje ukarany, kiedy pracuje, z kim się pieprzy… i ostatecznie kiedy umrze. Dla moich dziwek jestem w zasadzie bogiem.
- Porwałeś go! – Louis skrzywił się. – Nie masz nad nim żadnej władzy!
- Moja obroża wokół jego szyi mówi co innego – uśmiechnął się Cowell w odpowiedzi. – A teraz tak, słyszałem, że w stosunku do naszego Brudnego Harry’ego zacząłeś… jakby to ująć? Zacząłeś żywić ciepłe uczucia. Dlatego mam dla ciebie propozycję. Nie kłap językiem o mojej firmie i trzymaj się z daleka od policji, a ja nie strzelę w jego śliczną główkę.
- Nie… nie zrobiłbyś tego. Nikt nie zarabia dla ciebie tyle, co on. – Louis przełknął, czując suchość w gardle.
Pan Cowell wzruszył ramionami.
- Dziwki są jednorazowe, każdą da się zastąpić. Będę cię miał na oku. Tak długo, jak będziesz się pilnował, Harry zachowa życie… Po jakimś czasie może nawet pozwolę ci go znowu użyć, oczywiście na terenie Klatki. Ale jeśli wywiniesz jakiś numer… - Przeładował broń, czego odgłos zabrzmiał przerażająco  w panującej ciszy. Potem przyłożył pistolet do skroni Harry’ego. – Paff! – Obaj Louis i Harry drgnęli. – Jack, weźmiesz go ode mnie?
- Tak, Sir. – Jack przemaszerował przez pokój, żeby wziąć od Cowella łańcuch, gdy tamten wstawał, zmuszając Harry’ego na poderwania się na nogi. Na oczach Louisa, Jack pstryknął palcami. – Na kolana, niewolniku!
Harry natychmiast uklęknął, spuszczając głowę i wzrok na ziemię, gdy obaj mężczyźni górowali nad nim. Widok ten był wielce niepokojący i łamiący serce. Cowell uchwycił wzrok Louisa.
 - Jego życie znajduje się w twoich rękach, Louisie, to duża odpowiedzialność. Więc jaka jest twoja decyzja?
Harry, JEGO Harry, trząsł się, wykrwawiając, w bólu, zakuty w łańcuchy… W jego głowę wycelowany był pistolet. Louis miał ochotę załkać, błagać ich o przestanie i zostawienie go w spokoju… ale musiał trzymać fason. Przełknął ślinę.
- Zgoda, ale pod jednym warunkiem.
- Nie jesteś na pozycji, na której można o cokolwiek prosić. – Mimo to Cowell słuchał.
- Żądam regularnych wiadomości, połączeń telefonicznych, zdjęć… Wszystkiego, co będzie świadczyło, że Harry wciąż żyje. Gdy tylko przestaną przychodzić, idę na policję i powiadomię media. Powiem o wszystkim.
Ku jemu zaskoczeniu, starszy mężczyzna skinął głową.
- Dobrze.
- Chcę też chwili na osobności. Teraz. Żeby się pożegnać.
Przez chwilę Cowell wyglądał, jakby miał odmówić, w końcu jednak pokiwał na zgodę.
- Jack?
Jack wcisnął Louisowi łańcuch do ręki, a potem opuścili pokój. Louis odprowadził ich wzrokiem, po czym opadł na kolana obok Harry’ego, gorączkowo próbując wyjąć z jego ust knebel.
- Ugh, jak się zdejmuje to chujostwo?! – odkrył malutką złotą kłódkę, która uniemożliwiała zdjęcie uprzęży. – Cholera, co za gnoje bez serca! Och Harry. – Ujął w dłonie jego posiniaczoną twarz, ocierając łzy kciukami, a potem wziął go w objęcia i przytulił, gdy niemy szloch wstrząsnął ciałem chłopaka. – Och Harry, będzie dobrze, wszystko będzie dobrze, wyciągnę cię z tego! Obiecuję, że to zrobię! Jeszcze nie wiem jak, ale pomogę ci!
- Dobra, starczy tego. – Głos Cowella. Niespodziewanie Pan Jack pojawił się za nim, sięgając po Harry’ego, aby wyrwać go z objęć Louisa.
- Nie! Nie! – Ale był zbyt silny. Louis usiadł na piętach, patrząc z przerażaniem, jak opuszczają pokój, ciągnąc Harry’ego za sobą jak psa na smyczy. Kiedy dotarli do drzwi, Harry obrócił głowę i rzucił mu najbardziej wykręcające wnętrzności spojrzenie pełne czystej, bezradnej desperacji… Potem zniknął, wracając do swojego więzienia i niewolnictwa.
Zostawiony samemu sobie Louis padł na czworaka, z trudem łapiąc powietrze, jakby tonął. Przypomniał sobie o tamtej kobiecie z policji, której wizytówkę wciąż miał w kieszeni, a potem pomyślał o siniakach na twarzy Harry’ego i skórzanej obroży… Jak chłopak drżał z pistoletem przystawionym do głowy. Słowa Cowella odbiły się echem w jego pamięci: Dziwki są jednorazowe, każdą da się zastąpić.
Nie miał pojęcia, co zrobić.
9 notes · View notes
agathamagpie · 2 years
Link
WESOŁYCH ŚWIĄT
2 notes · View notes