Tumgik
#sztukapisana
Text
Zbyt cicho wyszeptana obietnica, niedosłyszana wśród tłumu i zagubiona, rozwiana na kilka części, nie do poznania i nie do odnalezienia. Wiedza o jej istnieniu spędza mi z oczu sen, lecz jestem pewien, że już nie poznam świadomie, tego co pozostawione zostało na pastwę przypadkowej kontynuacji podwójnej egzystencji. 30 stopni wewnątrz i szklanka wody, niedopita. Spacer pod liną, tą na której wiesza się życie, by zaćwierkało po raz ostatni. Powieki choć opadają, otwierane są na nowo, by jeszcze chwilę, w świetle zachodzącego słońca, zastanowić się nad możliwością zrobienia czegoś więcej, niż tylko leżenia, no i myślenia... Pot pojawia się z niczego, temperatura daje się we znaki, a tydzień przemija. Był taki jeden, którego już nie ma, a co kiedyś z podobnym do siebie (w kwestii dwóch albo coś takiego) mieli wygrać świata loterię i rozbić bank. Tak się zdawało, że nadejdzie w końcu czas pojednania, po długiej separacji i czekała Ziemia, otwierając możliwych pomysłów drogi, jednakże czekając, trzeba mieć świadomość, iż odpowiedniego czasu nie ma, a jest tylko ten uznany, zaczarowany w ideał. Pozwalając na przewijanie, omija się szanse i omija się wszystko, a później przychodzi płacz - ten zewnętrzny, czy też wewnątrz tylko widoczny. I jak most, łączący przeszłość ze wspomnieniami, tak jest i miejsce łączące te wszystkie wspomnienia, impulsywnie przeradzające się w histerię, w ból i otępienie spowite niedowierzaniem. Mimo przejrzystości sytuacji, te wszystkie chwile z zakamarków pamięci, wciąż emanują mocą, są tak pięknie bolesne, a pod ich naciskiem wypływa krew, z dłoni przebitej kolcami, wciąż zaciśniętej mimo cierni okalających skórę, bo słodycz tkwi w tym co znane, aż za bardzo by to porzucić i za mało spożyte, by odejść przedwcześnie od stołu.
6 notes · View notes
Text
Wzrok nie nadąża za przesuwanym obrazem, wszystko zlepia się w jedną, długą linię, okraszoną świetlistymi blaskami. Prędkość jest adekwatna do non-stop wciśniętego pedału gazu. Pęd, o jakim chciałby pomarzyć każdy koneser sportowych aut. I dwie osoby obok siebie, czujące siłę, gdy tak pędzą przed siebie. A czy rozbiją się? Nie jest to ważne, póki prędkość trwa, póki światła odbijają się, jedne od drugich, póki uczucie ekstazy rozsadza ciało i podtrzymuje adrenaliny smak. Głęboki bass, szept do ucha i dym, ulatniający się przez uchylone okno, wszystko to przyspieszone razy kilka. Wyobraź sobie scenę, w której nie kontaktujesz, kiedy nie chcesz skupiać się na niczym konkretnym, gdzie podróż donikąd, trwa w nieprzerwane. Smak wykraczania poza bariery, zero strachu, kończy się miasto i zaczyna się droga pośród lasu. Wszędzie pusto, a pośród ciemności, gdy zabrakło latarni, dają o sobie znać kolorowe radia migotliwe blaski. Ta piosenka utrwali się w Twojej głowie, o ile przeżyjesz kolejne kilometry. Lepiej umrzeć z ekstazą na twarzy, niż całe życie gonić za szczęściem i umrzeć przedwcześnie - czy tak właśnie myślisz? Co by było, gdyby na zakręcie pojawił się inny samochód? Trauma na całe życie, czy ból po stracie osoby siedzącej w czasie wypadku obok ciebie? Dlaczego ciągle wracasz po więcej, jeśli to cię tak zabija? Być może tym razem wszyscy zginą, nie wiedząc o tym, będą się błąkać do końca świata duchowego, na owej autostradzie, wciąć przeżywając upojny wyścig z samym sobą. Czy kiedykolwiek marzyło ci się aby przyspieszyć do granic i być jak ci, których wszyscy obserwują? To właśnie nowoczesne czasy, nastałe niespodziewanie. Ludzie tracą osobowości, na rzecz liderów, ukierunkowujących właściwy styl życia, tudzież bytu. Ubodzy w rozrywkę, chcieliby naśladować gwiazdy, te, które tam wysoko w rankingu, odwalają swoją codzienną robotę, wypełniając grafik i zgarniając za to kasę. Wszyscy podążają za nimi, chcą być nimi, zapominając co to znaczy po prostu żyć. Gdyby tak skasować wirtualną tożsamość, nie uczestniczyć w internetowych posiedzeniach ameb umysłowych i płynąć swoim rytmem, czy coś by się zmieniło? Czy bylibyśmy bardziej odporni na codzienne niebezpieczeństwa wywołane ludzką nieporadnością w tłumie? Czy może zazdrościlibyśmy każdemu sąsiadowi, iż on ma to i wygląda tak, a my nie i znów koło kręciłoby się w kółko? Czy potrafisz zarejestrować granicę, kiedy zawsze zatracasz siebie i próbujesz stać się kimś innym? Czy możesz wymienić swoje własne cele, nie mające nic wspólnego z celami twego idola? Jeśli nie, upij kolejny łyk wina, tak jak ja to teraz robię.Wino kończy się, tak jak możliwości ratunku, w miarę upływu czasu. Wszystko się kiedyś skończy, ale nim to nastąpi, minie jeszcze trochę czasu, tak więc (aby nie zaczynać wypowiedzi po przecinku od samego “więc”) trzeba mieć wulgarnie wyjebane na wszelkie zewnętrzne ataki na własną osobę, czystą kwintesencję siebie samego. Otóż tak i tak właśnie. Chciałem już to zakończyć, aczkolwiek jakiś bit dobry, tudzież całkiem niezły włączył się jako kolejna piosenka w na yt. Teraz stoję na sali, takiej trochę retro - wiesz, i w blasku świateł, tej kuli na górze, odbijającej światło, wyginam swoje ciało, wykonuję szaleńcze ruchy, acz całkowicie naturalne, czuję się wolny i tańczę w rytm tejże piosenki. Dlatego, bez lęku, nie mogę teraz zakończyć owego posta. Podchodzę do baru i pojawia się tam barman, a może barmanka? Nie miejcie mi tego za złe, jeśli to będzie barmanka, wy możecie pozostać przy barmanie. Puszcza do mnie oko, wszak nawet nie zdążyłem nic powiedzieć i stawia przede mną kolejną kolejkę jakiegoś alkoholu, ale co to kurka wodna jest?! Bez pytania opróżniam kieliszek i maszeruję ponownie w stronę parkietu. Zamykam oczy, przez powieki czuję to zmieniające się światło, czuję się wspaniale, gdyż nie muszę się martwić, że ktoś mnie zaczepi, że komuś się coś nie spodoba, że cokolwiek się zdarzy, bo ja cały czas mam nad wszystkim kontrolę. Nie chcę tego kończyć, nie chcę stąd wychodzić, tylko unosić swoje ciało i poruszać się w rytmie owej muzyki, która z głośników dobywa się nieprzerwanie, tak odpowiednio do moich oczekiwań i otwiera przede mną kolejne bramy. Nie chcę czuć ostatniej kropli wina, poprzez mój przełyk przenikającej, gdyż wtedy oznacza to powolny powrót do rzeczywistości. Póki co, nadal tu jestem, mimo, że już kilka razy chciałem zakończyć ową zabawę. Niektóre wspomnienia z młodości zaczynają mną targać, np. “wtedy” albo w innym czasie. Mógłbym nie kończyć tej historii, lecz słownie trzeba ją w końcu kiedyś zastopować. Niech stanie się to teraz, lecz tak na niby...
7 notes · View notes
Text
Niewyraźny kształt, w zaciemnionym miejscu - to jestem ja, nie mogąc określić swojej tożsamości, błąkam się wśród krętych korytarzy życia, ciosany ostrymi językami innych ludzi. Napotykam twarze pełne zazdrości i w gotowości do ataku, odbierania: szczęścia, majątku, życia. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zgniata mi palce, trzymające się kurczowo progresywnej skały, abym spadł z powrotem w przepaść. Wtedy mam ochotę chwycić taką osobę za nogę i pociągnąć ją za sobą, za to, że zadała mi ból, niczym nie zawiniony. Próbuję się opanowywać, mówiąc sobie, że nie jestem taki sam. Zastanawiam się, kiedy nadejdzie ten dzień, który odwróci wyłożone karty, nagradzając i każąc adekwatnie. Przemoc rodzi przemoc, dlatego nie czuję się dobrze, mszcząc się i oddając cios. Męczy mnie ciągła walka, męczy mnie zazdrość innych, kiedy nie mogą znieść, że ja odnajduję siebie. Próbują zmienić mnie w takich samych jak oni i za każdym razem, gdy stracę cierpliwość - śmieją się, triumfując. Teraz siedzę, pochłonięty mrokiem. Siedziałem tak już nie raz. Rozmyślam o nich. Przypominam sobie moment, w którym eksplodowałem. Wtedy upadłem. Następnie, sądząc, iż to stan agonii... prawie umarłem. Prawie. Ponownie podniosłem się, ponownie spróbuję. Zacisnę pięści i pójdę do przodu, bo znam odpowiedź na pytanie: Czy ktoś inny niż ja, ma prawo odbierać mi chwile życia?
7 notes · View notes
Text
   Wracasz czasami do tych dni i myśli, gdy wiatr wiał wolniej a deszcz omijał Twą głowę. Można było siedzieć nad pustym niebem bez strachu, że spadnie Ci na głowę meteoryt dużej wagi. Te lżejsze wcale nie były takie groźne, póki nieocknięty umysł zrozumiał, że wcale nie jest taki twardy.
   Ucieczka, gdzieś daleko, gdzie słońce świeci równie mocno, co natężenie myśli, powracających bez ustępliwej śmiałości. Wyjechać tam, gdzie szum fal zagłusza widok ludzi - tych konkretnych i tych wokół. Wolność samotna, wypchana po brzegi rozkosznym obezwładnieniem świadomości. Napój wyskokowy, przelewa się w świetle słońca i dym unoszący przeszłość w blasku księżyca. Zapach nocnej ciszy, zakłócanej mieszkańcami ciemności. Opalenizna, pokój hotelowy, brak obowiązków. Niebezpieczeństwo w postaci nowych ludzi...
  Widywałem ją już kilka razy, w towarzystwie koleżanki. Przelotnym spojrzeniem wymienialiśmy uwagi na temat własnych upodobań, które znajdywaliśmy we własnych ciałach. Fizyczność, stawiana często na pierwszym miejscu. Bo co innego, jeśli brak zamiany słów? Każdy zna te sytuacje, kiedy przypadkowe spojrzenie wyraża cały świat, świat poszukiwany krytycznie. Występuje w nim przesłanie, tęsknota i łaknienie. Nadzieja w błysku oka, następnie krótkie podniecenie, gasnące powoli, przetrzymywanie uczucia w myślach - zastanowienie i zestawienie równoległych światów, gdzie los pociągnął dwie osoby w nieco innym kierunku. W tym przypadku zauroczenie będzie trwać góra kilka kilka chwil, aż do momentu zawładnięcia świadomości kolejnym impulsem, czyhającym na drodze życia. Kolejny łyk, spojrzeń kilka, sen. Replay. Problem z wyborem najprostszych rzeczy, jak więc wybrać coś poważniejszego? Stop, pauza. Nie ma nic poważniejszego, ani mniej ważnego. Tak naprawdę jest to zależne od świata, gdzie rozgrywa się akcja. Każdy sam może ustalić ważność konkretnych elementów w swoim życiu. Reszta to tylko manipulacja społeczeństwem społeczeństwa. Jednak samotność doskwiera, doskwiera wtedy, gdy wszystkiego już było za wiele i gdy nie doznało się wystarczająco - w obu przypadkach. Nie ma złotego środka, jest tylko brak zbędnych myśli, rozstrzygania bez końca, co się powinno, a czego nie; co jest złe, a jak pozostać z czystym sumieniem. Nie zabijaj, zabij by przeżyć. Kalejdoskop światów i ich zasad, czas, postęp i zacofanie świadomości w cywilizacji zdaje się być o wiele większe niż wtedy, gdy ludźmi kierowały instynkty.
   Wychodzę, zamykam drzwi, mówię “cześć” i idę zatopiony zbędnym tonem myśli. Wychodzę, robię co miałem w zamiarze i tyle. Zastanawiam się. Wszystko wiruje, gdy na to pozwalam. Czasami chcę być słaby, innym razem wolę poczuć się jak ktoś inny, jak mój odpowiednik ze świata obok. Czy ja jestem tą najgorszą wersją? A może... wcale nie jest najgorzej? Być może to jest świat pośrodku i ktoś tam walczy z o wiele potężniejszymi demonami. Ja. Czy powinienem czegoś się nauczyć od siebie samego? Walki? Nieustępliwej wytrwałości? Z drugiej strony, w kolejnym świecie być może już nie żyję. Odbiegając od tematu, podoba mi się za granicą. Ludzie poprzez multikulti, nie zwracają na nikogo uwagi. Albo mi się tak zdaje, gdyż większości nie rozumiem, zatem nie dociera do mnie to, co mogliby o mnie pomyśleć w tymże tłumie indywiduum. Lubię sztuk rzeczy kilka, równocześnie nienawidząc niczego. Kupuję, nie potrzebując, zawładnięty przyszłością. Może to przeszłość tak sprawia, bo wcześniej tego nie miałem. Odzywa się pragnienie i zazdrość.
   Wszedłem z powrotem, nie zamykając drzwi. Poczułem jak oddycham - jeszcze zbyt lekko. Sam już nie wiem kiedy przestałem, lub kiedy zacznę. Dobra, pójdę tam...
   Plaża, piasek nagrzany od słońca, czują go moje stopy. Wokół pusto. Jest dzień, słońce w rozkwicie. Przezroczysta woda. Idę w tym kierunku, odczuwam jej dotyk. Kładę się na plecach i zamykam oczy. Podobno używając myśli, można przyciągnąć ludzi, zdarzenia. Zrobiłbym to, gdyby nie ten cień, który przysłania mi widok na słońce, przez zamknięte oczy. Musiałem je otworzyć, by ujrzeć noc. Zasnąłem. Piasek zdążył wystygnąć, czuję jego chłód. Zakończenie bez otwarcia, a gdzieś tam w tym świecie jest osoba myśląca podobnie do mnie.
1 note · View note