Tumgik
#weekend z książką
annamboland · 1 month
Text
Weekend pod kotem
Weekend spędziłam pod kotem, dosłownie. Całe (no prawie) sobotę i niedzielę byłam kocim posłaniem, a dzięki temu przeczytałam cztery książki. Dwie kolejne części Jeżycjady („Noelkę” i „Pulpecję”) i dwie książki Magdaleny Witkiewicz. W sobotę przeczytałam na nowo „Czereśnie zawsze muszą być dwie”, a w niedzielę nową część osadzoną w tym samym świecie, czyli „Ulotny zapach czereśni”. Muszę…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
lekkotakworld · 9 months
Text
Poniedziałek, 18.09.23
Zjedzone: 1000 kcal
Spalone: 350 kcal (4200 kroków, w tym 51 min aerobiku)
Płyny: kawa, 3x herbata, 1,0 l wody
Waga rano: 69,00 kg ⬆️🤡
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Nie wiem czego ja się spodziewałam na wadze po tym weekendzie. Ale cóż, rano się podłamałam. Nagle poczułam się jakbym była strasznie gruba, oblana tłuszczem. Wypiłam rumianek, obrałam najluźniejsze ubrania i poszłam do pracy. Trochę mi przeszło. Ale depresyjny mood się utrzymywał cały czas.
Tumblr media
Dziś jak to w poniedziałek, pojechałam z mamą na aerobik. Potrzebowałam się wyszaleć. Takie miałam biegowe plany na weekend a uja z tego wyszło. Widocznie potrzebowałam tych dwóch dni bez wychodzenia z domu, spędzonych w łóżku z książką. I zdecydowanie potrzebuje takich dni więcej. Początek roku akademickiego będzie ciężki, chyba wrócą spacerki i wieczorne popłakiwanie.
12 notes · View notes
bookscoffeeandi · 4 months
Text
Tumblr media
Z jaką książką spędzacie ten weekend?
Dzięki uprzejmości Wydawnictwo GlowBook mam przyjemność przedpremierowego zapoznania się z książką „Chłód kwietniowego słońca” autorstwa Elísabet Jökulsdóttir.
Poniżej zostawiam wam opis wydawcy, może zachęci kogoś z was do sięgnięcia po tę książkę.
• opis wydawcy
Refleksyjna opowieść o miłości i poszukiwaniu sensu życia, nagrodzona w 2020 r. Islandzką Nagrodą Literacką. Historia młodej Védís – samotnej matki, która przeżywa traumę po nagłej śmierci ojca – z tłem dzieciństwa naznaczonego problemem alkoholizmu w rodzinie. Smutek Védís po stracie ojca jest zabarwiony gniewem i tęsknotą, z którymi nie potrafi sobie poradzić ani dać im wyrazu. Powieść, która przenosi nas w niepowtarzalne realia Reykjavíku lat 80.
2 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Przygotowania przed urlopem 2 - konsekwencje covidu
W poniedziałek, 4 dni temu odbierałam od przyjaciół paczkę, którą znowu oni odebrali na moją prośbę w weekend z paczkomatu przez spóźnieniu się pociągu PKP. Skorzystałam z okazji - odniosłam im pożyczone książki, nutellę (za fatygę) i kilka par butów dla ziomeczki (ten sam numer nosimy), aby sobie przejrzała i zaadaptowała co chce wziąć, bo resztę mam zamiar sprzedać na vinted - to były WE LWIEJ CZĘŚCI czerwone buty dla osób o wąskiej stopie, różne modele na różną pogodę. Ziomeczka wzięła tylko jedną parę: żółte ażurowe baleriny - śliczne, ale zahaczają mi o paznokcie plecionką, podważają je i powodują zwyczajnie ból przy chodzeniu. Z eco-skóry i dla stopy wygodne, szerokie, ale nigdy nie wiadomo, kiedy znowu podważą paznokieć, więc oddaję (a to też związane jest z tym, jak anatomicznie są osadzone paznokcie w moich palcach u stóp - rosną “w górę” w stosunku do podłoża, a nie “w dół” gładko z krągłością palców, po prostu nie mam stopy do tych butów, niech komuś innemu nosi się dobrze). 
Weszłam do ich klatki i z nawyku wezwałam windę. Ale coś mnie tknęło - że po co? No po co? Lepiej dbać o swoją sprawność, lepiej w takich zwykłych czynnościach pozwolić swojemu ciału skorzystać z okazji do treningu, nabrać siły po tych miesiącach chorób. Przez ostatnie tygodnie wychodziłam rano do parku “biegać” z audiobookiem na uszach, ale nie byłam w stanie - zbyt trudno mi się oddychało, więc ograniczałam się do chodzenia. To tez dobra forma aktywności fizycznej. Więc w poniedziałek będąc w dobrym nastroju, z tą torbą z samym dobrem podjęłam się wspinaczki schodami w bloku. Myślałam, że mam wejść na 2 piętro... szybko do mnie dotarło, że pomerdały mi się klatki, że sądząc po numerach wchodzę jednak na 5 piętro xD, ale nie zraziło mnie to. Nawet jakiś deszczyk rywalizacji z samą sobą się włączył, jakaś ekscytacja, bo dawno jednorazowo takiej ilości schodów nie pokonałam. Weszłam. Zasapana. Zmęczona. Wymieniłam torbę na paczkę ze swoją książką i schodziłam na poziom 0 czując, że zaraz albo wypluję płuca (przy schodzeniu, TAK, przy schodzeniu po schodach), albo moje nogi zwiędną - one się trzęsły od tego wzmożonego wysiłku. 
Covid jest dewastujący dla organizmu.
Nie sądziłam, że AŻ TAK.
Nie jestem już typem, który “ćwiczy, bo musi, chociaż tego nie lubi” - lubię ćwiczyć. Odkrywanie do czego jest zdolne moje ciało i jak jest fajnie być sprawną jest dla mnie super-ważne. LUBIĘ biegać, lubię być silna i sprawna! :D Lubię to, że wysiłek fizyczny jest częścią mojej toaletki codziennej - takiej higieny łączącej dbanie o ciało i umysł. I WIEM, że jestem silna. Ale tak moje ciało tak słabe jak okazało się być słabe w poniedziałek nie było od ponad dwóch lat... :(
Po tej wspinaczce na 5 piętro miałam zakwasy, aż do wczoraj!
Dlatego dzisiaj już wyszłam z celem: biegam. Po prostu - biegam! 
I biegałam przez 1h - w interwałach, łagodnie, nie forsując się zbytnio. Ale biegałam więcej niż chodziłam. I moje ciało skrzypiało z bólu w różnych miejscach - i to mnie martwi. 
Skończyło się tak, że od rana weszły tabsy na odporność, herbata rozgrzewająca, tabsy na odbudowanie połączeń nerwowych, rozgnieciony czosnek i super-ciepłe skarpetki. I gorąca kąpiel i sparowanie skóry olejkami. 
Covid dewastuje organizm. :(
Albo: te wszystkie infekcje, które mam od maja zwieńczone Covidem są dla mnie dewastujące i teraz bardzo odczuwam tego skutki uboczne i muszę jeszcze bardziej zadbać o moje ciałko. 
No i kolejny aspekt - po miesiącu diety płynnej i jedzenia kalorycznego żarełka, którym po prostu udawało mi się nie-wymiotować (np: drożdżówka czy hamburger z maczka) przytyłam. Norma - zawsze z okazji gorszego stanu włącza mi się zaburzenie odżywiania, pewnie w tym przypadku jeszcze podkręcone po prostu chęcią organizmu do zmagazynowania “paliwa” do życia na czas kolejnych przygód jelitowych. Czasem to zauważę w porę i się powstrzymam, a czasem niestety nie - poddaję się kompulsywnemu objadaniu się. Widzę, że się zaokrągliłam - zawsze bardziej to widać jeżeli nie włączam aktywności fizycznej. 
I ku własnemu zdziwieniu - nie boję się, że przytyję tyle ile zgubiłam rok temu. Że będzie efekt jojo. Jestem przekonana, że gdy moje zdrowie się unormuję i wejdą ćwiczenia to wrócę do równowagi również w sferze wagi ciała. 
I nawet nie martwię się tym, co mnie martwiła lata temu, kiedy jechałam na wakacje: że będzie widać moje boczki i wszystkie niedoskonałości. Terapia i wizyty w saunie dały taaaaaaką perspektywę, że jedyne nad czym zastanawiałam to - czy brać do Chorwacji kostium kupiony w zeszłym roku z mniejszą miseczką czy ten sprzed 3 lat - z większą miseczką. :D Fajne to! A pisze o tym, bo łapiąc się na tym swoim planowaniu pakowańska do plecaka na wyjazd do mnie dotarło, że w kontekście rozważań o piance do kąpieli w morzu i kostiumach kąpielowych (chyba wezmę dwa) czegoś brakuje. A brakuje właśnie tego poczucia wstydu i złości na własne ciało - że z moim ciałem jest coś nie tak, że powinno być wstydliwie schowane, bo się nie mieści w ciuchy, w które sie mieściło w zeszłym roku. A teraz mam wzrusz ramionami i radość, że teraz mam w szafie ładne ciuchy na każdą okazję - czy na XS czy na S, a nawet awaryjne na M i L jak trzeba. To tylko rozmiar. Po tylu latach dysocjacji i złości, autoagresji wymierzanej w swoje ciało dojść do tego, by powiedzieć tkwiącej w mojej głowie ja-ze-starymi-przekonanami zaalarmowanej wewnątrz mnie-teraz, że jej obawy i złość są okay, ale w sumie teraz nie czuję strachu - akceptuję, że moje ciało jest jakie jest i to jest w porządeczku. Nie mam wymarzonej formy, nie mam wymarzonego BMI obecnie, ani dobrze zaplanowanego w kcal menu, którego konsekwencje dają zdrowe rezultaty w prezencji sylwetki, bo... byłam chora. I przede wszystkim musiałam zadbać o zdrowie, a dopiero teraz, kiedy czuję się już lepiej mogę zacząć dbać o odporność i szlifowanie sylwetki. Z łagodnością. I to okay, że właśnie taka jaka jestem jadę na wymarzone wakacje! Nie jest tak, jakbym chciała - ale odpuszczam i nie biczuję się za to, nie pływam w poczuciu winy, wszystko jest po prostu: okay. 
Nauczyłam się odpuszczać chyba najbardziej właśnie na polu oczekiwań wobec swojego ciała - na innych polach dopiero się uczę odpuszczania. :D
4 notes · View notes
miastaslow · 2 years
Text
O „W CIEMNEJ DOLINIE” ROBERTA KOLKERA DYSKUTOWALIŚMY W KIELCACH
W ostatni weekend na spotkaniu kieleckiego Klubu z Kawą nad Książką dyskutowaliśmy o zeszłorocznym reportażu wydawnictwa Czarne – „W ciemnej dolinie” Roberta Kolkera. To ważny głos w dyskusji o schizofrenii; bohaterami jest rodzina Galvinów, czyli rodzice wraz z dwunastką swoich dzieci: sześcioma zdrowymi i sześcioma borykającymi się ze schizofrenią i zaburzeniami afektywnymi dwubiegunowymi. Jako że książka opisuje losy osób urodzonych w latach czterdziestych i nieco późniejszych, pozwala obserwować to, jak zmieniał się odbiór osób chorych, jak postępowały badania nad tą chorobą, jakie środki i podejścia stosowano w terapii.
Tumblr media
Reportaż wywołał burzliwą dyskusję, szczególnie przyglądaliśmy się matce, która pomimo braku czasu dla dzieci, mimo ostrzeżeń lekarzy, decydowała się rodzić kolejne dzieci. Czy Mimi była dobrą matką, czy niezdrową egoistką? Czy powinna była poprzestać na mniejszej ilości pociech? Kiedy nastąpił ten punkt krytyczny w ich rodzinie, że decyzje o kolejnych ciążach zakrawały już na brak zdrowego rozsądku, a może nawet szaleństwo?
Wszystkich zachęcamy do sięgnięcia po tę wyjątkowo dobrze opracowaną lekturę – pomimo ogromnej ilości materiałów bibliograficznych, Kolkerowi udało się nie wpaść w pułapkę tworzenia pozycji naukowej, stara się tworzyć interesującą fabułę, a opisy badań nad kolejnymi farmaceutykami czyta się równie dobrze, jak obrazki z życia Galvinów.
Kasia Leśniak
0 notes
bracecamera9 · 2 years
Text
Iłża - Przygoda Z Treścią
Oczekuję na zdjęcia. Już w nagrodę możesz iść się pobawić. Już w nagrodę możesz iść się pobawić i napić się wody. Dzisiaj proponuję pobawić się w ogrodnika. Podobała Ci się gra w ogrodnika? Współpracujemy z pasjonatami nie tylko języka, lecz i wszelkich aktualności i nowości z informacji branże. Nazywane jest również sztuką pustyni, bowiem jego jakość przedstawia się z pradawnych kształtów i dekoracji na piasku. Tylko proszę tam u góry, wstawcie się za mną wszyscy, gdyby to dopiero zdała także osiągała wakacje! Obecnie w naszym świata wybór ten swój jest dopiero z jakiś 50 stanowisk. Dlaczego? Jak dbasz dlaczego oznaczamy te zwierzęta zwierzętami egzotycznymi? Dzisiaj proponuję zabawę ze zwierzętami egzotycznymi. Przerwa na ruch, napicie się lub na zabawę. Rzeżucha jest silna i cierpka w smaku oraz zapachu, jest ogromny przyrząd do dań. To malarstwo kropkowe, dziedzictwo australijskich Aborygenów stanowi rzecz, która mnie zafascynowała. 4. Każdego dnia zraszaj rzeżuchę wodą. Pamiętaj, żeby codziennie podlewać rzeżuchę.
Będziemy mieć rzeżuchę. Potrzebujesz: wodę, nasiona rzeżuchy, watę, miskę lub talerzyk. Daję Ci chwila ćwiczeń, do jakich chcesz: liczmanów(np. Potrzebujesz: białą kartkę, patyczki kosmetyczne, farbki (gdy nie masz farbek spróbuj zabarwić wodę krepą albo barwnikiem spożywczym) pomocne są przynajmniej trzy kolory. Cel: Doskonalimy umiejętność czytania ze zrozumieniem, wyszukujemy w kontekście potrzebne informacje. Do czytania ćw. 20, pierwsza zwrotka. Zbyt często wspomina się o uczestnictwie jak o sposobie robienia czegoś. Oba typy mieszkań nie są znane z początku specyficznej budowy tej znani Sudetów (strome zbocza i sprzedaż mała wysokość). Czy wiesz, że pierwszy utwór mały Fryderyk skomponował mając 7 lat? 1. Czy wiesz, że? Czy wiesz, że najpiękniejszy pomnik Fryderyka Chopina idzie w Warszawie. Czy wiesz, że wszystek świat zna utwory tego kompozytora? The subject: Dyscypliny sportowe - praca ze słownictwem. 3. Książka z książką. Teraz przygotuj swoje liczmany i pobaw się w cały sposób. Przygotuj teraz stronę i flamaster lub ołówek. Wydaje fortunę, męczy się w weekend dwiema z poziomu pobudkami o szóstej rano także przez szesnaście godzin pompuje przeponą w środowisku innych desperatek. Przyszła współpraca FPAKE i UKA ma doprowadzać do wzajemnego uznawania certyfikatów jakości kształcenia świadczonych przez tę organizację. Widać, iż jest różnica pomiędzy opisanym tu zjawiskiem a prymitywną magią sympatyczną, opisaną przez J. G. Frazera.
Tumblr media
Jak widać, dokładny mechanizm tej dolegliwości jest związany od typie struktury, jakiej dotyka. I właściwie na marginesie, jest natomiast „dobrym katolikiem”, jak sam wyznaje w „Pudełku czekoladek”, prawda? Ale jak ktoś wyliczył te częstotliwości, iż to wszystko tak ładnie pasuje? Jak wiecie ruch jest znacznie istotny. sprawdzian spróbuj powtórzyć ruch palcem po stole, po plecach mamy. Teraz palcem poprowadź spacer po ekranie monitora. Cały ruch giełdowy, to zupełnie elektroniczne akcje i ich przedmiot w informatycznych systemach księgowych, zaś sami maklerzy do bliskiej książki potrzebują komputera i łącza z Internetem. Przypis: zapis ten wychodzi z 2012 r. Wytnij, rozsypy sylaby na stole, przeczytaj je. Że jesteś drogę to wydrukuj sylaby albo poproś dorosłego by powiedział ci na karteczkach. Pamiętaj, żeby codziennie ćwiczyć. 8. Podsumowanie: Jakie zwierzęta żyją w Afryce? Chciałabym by przypomniał sobie jakie zwierzęta pozostają w Afryce. Chciałabym by przypomniał sobie jakie znasz działania matematyczne. 1. Pewnie ciekawi cię jak zapisujemy literkę f i F. Zanim Ci opowiem przypomnijmy sobie kilka zasad.
Napij się z jeziora jak żyrafa. Teraz popatrz gdy po kolei rysować literki. Najlepszym podejściem jest zastosowanie zarówno podchwytu, kiedy i nachwytu w ramach jednej osoby treningowej. 2. Zeszyt ćwiczeń, str.69, zad. 2. Podręcznik, zad. 2 i 3 str.107. Oczekuję na zdjęcia Twoich prac. Fotografia natury nie jest zainteresowanie łatwym, więc w pewnej większości zdjęcia zwierząt grane na tej cesze zostały spowodowane z rożnego rodzaju kilka czy dużo typowych oraz zaawansowanych technicznie ukryć, w codziennym slangu fotografów przyrody nazywane są one czatowniami. W takich wypadkach nauka od razu przyznaje, iż stanowi wtedy stanowisko heurystyczne i że efekty mogą stanowić różne, a na chyba nie przedstawiają one niezbędnej wersji naukowej. First Step to wyjątkowa ze względu na czas, atmosferę i inne rozwiązanie do wszystkiego wychowanka placówka. Witam, zaczynamy biologię i powtorzymy oraz uzupełnimy danych o korzeniu. Napisz działanie matematyczne do ostatniego zajęcia oraz dokończ zdanie „Ala i Ola mają razem …
1 note · View note
nigrum--somina · 3 years
Text
Czasem pójdę spac o 19 a czasem do 4 rano nie zmróżę oka. Raz spędzę cały dzień oglądając tik toka i głupie nic nie wnoszące do mojego życia fimiki na yt a raz spędzę całodzień przed książkami inwestując w siebie i swoją przyszłość. Czasem dostanę jedynkę bo nie chciało mi się uczyć a raz 5 bo się nauczyłam. W jeden weekend spędzę z grupką znajomych tworząc cringowe i śmieszne wspomnienia a w następnym będę delektować się swoim towarzystwem i dobrą książką. I jestem cholernie szczęśliwą osobą bo nawet podczas złego czasu potrafię znaleźć moment by docenić życie. Jestem jebanym nastolatkiem pośród wyidealizowanego świata gdzie oczekuje się odemnie idealności ale Jebie to jak i was wszystkich. Bo jestem tylko i aż głupim nastolatkie chcącym przeżyć życie z głupim uśmiechem na ustach.
18 notes · View notes
mkapdecor · 2 years
Photo
Tumblr media
Tchnienie wiosny w ten szary i ponury poniedziałek. Dziś zrobiłam sobie dzień lenistwa. Nie robiłam praktycznie nic... spałam do południa, oglądałam Netflixa, buszowałam po internecie, grałam na konsoli. A wieczorem mam zamiar spędzić pod kocem z książką i herbatą. Potrzebowałam takiego totalnego nic nierobienia, żeby zresetować emocje, które mnie przygniotły w ten weekend. Macie tak czasem? Jak sobie z tym radzicie? Co jest Waszym resetem? #reset #lenistwo #slodkielenistwo #poniedziałek #floral_coffee_tea #kwiatoweinspiracje🌸 @blankapeonia #kwiatoweinspiracje #kawa #kawazeswetra #wyzwanie_kawazeswetra @kawa.zeswetra #zaplatanakawa @zaplatana.kawa #kobiecyponiedzialek #poniedziałkowe_kadry @anna_mylife_myworld #flatlaygoalschallenge @flatlaygoals #flatlaystyle #flatlay #wiosna #kwiaty #flatlaypolska #coffee #coffeetime #mkapdecor #otwock #Warszawa #luty #matkapolka #matkawariatka (w: Otwock) https://www.instagram.com/p/CZrzNveMQ6d/?utm_medium=tumblr
0 notes
wszib · 3 years
Photo
Tumblr media Tumblr media
Jak sobie radzić z jesienną chandrą?
Jesień to pora roku, która dla wielu jest dołująca ze względu na wiele czynników. Po pierwsze to właśnie jesienią mamy doczynienia z pierwszymi, chłodnymi dniami, kiedy przejściowa kurtka czy też płaszcz musza zastąpić lekką bluzę, którą narzucaliśmy na siebie w porze letniej. Dodatkowo jesienią odczuwalny staje się znacznie krótszy dzień. Zmiana pogody, obniżona temperatura, zimno to wpływa na nasze samopoczucie, wywołując spadek nastroju. Jak sobie radzić z jesienną chandrą?
Sposoby na jesienny, kiepski humor
Nikt jednak nie powiedział, że długie, jesienne wieczory nie moga być przyjemne! Jak sobie radzić z jesienną chandrą? Po pierwsze latem, z pewnością wielu z Nas było bardziej aktywnych. Wycieczki rowerowe, spotkania ze znajomymi po pracy czy w weekend. To nie musi się kończyć! Aktywności na świezym powietrzu możemy zamienić na wizytę na basenie czy też wieczór gier w gronie bliskich. Jesień to także czas na relaks! Znajdź zatem czas na ulubione zajęcia, ugotowanie pysznego dania zamiast zamawianie go z restauracji, domowe Spa z koleżankami, chwila dla siebie z książką.
0 notes
sistersasbooks · 3 years
Photo
Tumblr media
Kochani witamy po świętach 😁🐣 Zostało wam jeszcze jedzenia, czy wszystko już zjedzone ?Nam zostało, więc powrzucamy wam trochę zdjęć świątecznych jeszcze 😄 Dzisiaj przychodzimy z książką „Weekend” od Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Książka, którą zaraz wam po krótce przybliżymy bardzo, ale to bardzo nam się podobała. Jako fanki książek kryminalnych jesteśmy bardzo zadowolone. Katie to była aktorka, która w młodości grała Shelby Spade. Teraz jako dorosła kobieta prowadzi hulaszczy tryb życia, imprezuje, dużo pije i utrzymuje się z pieniędzy, które niegdyś zarabiała na aktorstwie. Nie może sobie poradzić z życiem. Pewnego dnia postanawia się udać razem ze swoją przyszłą bratową do ustronia, miejsca, które ma oczyścić jej duszę i rozum. Katie jest sceptycznie nastawiona do Ellie, przyszłej żony jej brata, jak i do samego pomysłu wyjazdu na weekend do SPA, dlatego decyduje się na zaproszenie swoich dawnych przyjaciółek ze szkoły, by nie zostać sama z szwagierką. Książkę porównałybyśmy do sieci pajęczej. Tajemnice plecie Katie, od której zaczyna się wszystko, jest takim łącznikiem, natomiast wyjazdu do SPA jest początkiem sieci. Pojedyncze pasma nici to właśnie te tajemnice, który posiada każdy uczestnik wycieczki. Są tak długie i sklejone, że łączą się w jedną wielką sieć. A ofiarami są właśnie cztery przyjaciółki, jak i inne osoby, które po drodze miały z nimi styczność. Historia przeznaczona jest zdecydowanie dla fanów powieści kryminalnych, jak i thrillerów. Powiedziałybyśmy nawet, że każdy kto przeczytałby tą opowieść, byłby wniebowzięty. Jest to niewątpliwie przygoda, przez którą czytelnik przebrnie usatysfakcjonowany. Jest to z pewnością książka przyjemna w czytaniu, nie ma w niej trudnych słów, wszystko jest dokładnie wyjaśnione, podczas czytania słowa same płyną. Uwielbiamy takie książki, gdyż możemy się przy nich zrelaksować. Akcja ukazuje nam zaledwie weekend, więc biegnie dosyć szybko, lecz wszystkie informacje mamy podane na tacy. Fabuła jest trochę skomplikowana, gdyż każda osoba, która znajduje się w Sanktuarium ma swoją przeszłość, swoje tajemnice, co poszerza wszystkie jej aspekty. Część dalsza w komentarzu :) https://www.instagram.com/p/CNVB1-5p0Uo/?igshid=14frorui4lbo1
0 notes
annamboland · 5 months
Text
Weekend pełen spokoju
Spokojny weekend z książkami i kotem na kolanach. Tak sobie postanowiłam w czwartek i tak się dzieje. Czyli nie dzieje się zbyt wiele. Wczorajszy dzień spędziłam w większości na kanapie, pod kocem i kotem. Dzisiaj przeniosę się na fotel, bo tak jest lepiej dla moich pleców. Nasza kanapa nie jest stworzona do długiego siedzenia. Na szczęście jest fotel i do tego z opcją rozkładaną, więc można…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
madaboutyoumatt · 4 years
Text
Matt
- Zrobiłeś zdjęcie?
- Masz zdjęcie?
W tym samym czasie Matt i Cam spojrzeli piorunującym spojrzeniem na Jeffa, który mógłby przysiąść, że wcale nie powiedział, że widział przed chwilą lądujące ufo a jednak dokładnie tak się czuł. Właściwie sytuacja trochę na to zakrawała, bo żadne z nich nie widziało Josha z tak małym dzieckiem na rękach. Chociaż to byłoby kłamstwem, bo może z raz czy dwa trzymał Mię kiedy Matt potrzebował pomocy z siostrą jak był sam w domu, ale to było w czasie kiedy szatyn od niego stronił, więc nie było też czymś co zapisał sobie jakoś na twardym dysku.
- Cześć Mała. – potarmosił Eve kiedy schylał się do partnera aby go pocałować i to w usta. – Jestem bardzo z ciebie dumny. Mówiłem, że nie będzie tak ciężko. – uśmiechnął się w taki sposób, że było widać, że coś w nim się zmieniło. Tak podziałała rozmowa z koleżanką. Oczywiście w jego życiu na pierwszym miejscu był grafik i na odwrót, ale czasami człowiek musiał się wygadać komuś z kim nie sypia w jednym łóżku.
Kiedy zaczęli rozmawiać Eve trochę się kręciła między ich kolanami, ale nie oddalała się zbyt daleko. Było widać, że ich pilnuje jakby faktycznie bała się, że ją zostawią. Albo że mogłoby się im coś stać. Było to rozczulające, ale Evans trochę się tym martwił na przyszłość, bo jak ją puszczą do nowego przedszkola albo szkoły?
Kiedy Brand wyniósł córkę do drugiego pokoju aby mogła spokojnie pospać, nagle jakby wróciły stare czasy. A mówiąc stare mieli na myśli te sprzed roku. Brakowało im tylko dobrego wina. Mówili o przeprowadzce, pokazali domy i w jakich są okolicach. Camile już zaplanowała im, że przynajmniej raz w miesiąc będą sobie na weekend podrzucać dzieci, jak Tony wyrośnie z cycka. Było pytanie jak sobie radzi Ellie i co ich rodzice powiedzieli na spotkanie z wnuczką. Mieli dużo do obgadania i mógłby tak bardzo długo, ale niestety dzieci dały znać, że to już koniec spotkania.
- Naprawdę nie mogę się doczekać kiedy już tutaj będziecie wszyscy razem na stałe. – ucałowała Matta w policzek a potem nachyliła się do Eve. – Musisz jeszcze do mnie przyjechać jak będzie trochę spokojniej. Pomalujemy sobie paznokcie i uczeszemy się jakoś fajnie. – mrugnęła do dziewczynki porozumiewawczo.
Wieczorem to on zajmował się dziewczynką, więc wykąpani trafili do jej łóżka na bajkę. Kiedy czytał już kolejną stronę Josh poszedł do łazienki aby się wykąpać. Kiedy wyszedł zastał tą dwójkę przytuloną do siebie z leżącą książką na Małego brzuchu. Oboje spokojnie spali, bo dla obojga był to dzień pełen wrażeń.
0 notes
bookscoffeeandi · 8 months
Text
Tumblr media
Z jaką książką planujecie spędzić weekend?
Ja w końcu zabieram się za „Gerdę”, trzeci tom trylogii pomorskiej pana Krzysztof Zajas . Co tu dużo mówić, stęskniłam się za duetem Krzycki/Bałyś i piórem autora. Dwie poprzednie części trzymały w napięciu od początku do końca i mam nadzieję, że tak samo będzie z „Gerdą”.
Znacie Krzysztof Zajas i jego twórczość? Jak wrażenia po lekturze książek tego autora? Jeśli nie znacie - serdecznie polecam!
0 notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Przemyślenia po weekendzie
Jestem w momencie w życiu w którym uczę się odpuszczać kontrolę chyba? 
Lubię mieć kontrolę, rozumieć, móc reagować na fakty... ale na wiele nowych sytuacji nie mam wpływu.
Trudno mi to przyjąć do wiadomości, ale jak już odpuszczę przychodzi ulga.
Ostatnio bardzo dużo i bardzo szybko się w moim życiu dzieje - MOŻE nic dziwnego, że moje ciało powiedziało w maju “NIE, siedź na dupie i odpocznij sobie, wyleż, zadbaj o siebie, uziemi się, poczuj się bezpiecznie w nowym miejscu i sytuacji, a jak nie chcesz - to Cię do tego zmuszę”. I mnie zmusiło. 
Więcej wsłuchania w ciało - ciało jest mądre i nie raz, nie dwa mnie o tym uczyło, kiedy z całą arogancją uważałam, że “ja” to tylko umysł. 
Za dużo przez ostatnie miesiące było tego, co “powinnam zrobić”, a za mało troski i rozpieszczania swojego ciała - bardziej byłam na nie zła, jak na pojazd, który się zepsuł w trakcie trwania wyścigu, który bardzo chciałam ukończyć miejscem na podium. A ono ma swoje potrzeby po prostu, to nie RZECZ, to fascynująca część mnie. Potrzebuje więcej troski.
Uważam, że muszę to podkreślić, jak silnie jestem świadoma tego, że fascynuje mnie do czego ciało jest zdolne! :D W środę dostałam okres - bolesny potwornie! Taki podlany stresem, spiętymi mięśniami i falami wzbierającego bólu, które trzęsły moimi tkankami, jak erupcja wulkanu. Byłam senna, mój organizm domagał się odpoczynku, leżenia - w środę leżałam, ale już w czwartek i piątek i w sobotę nie mogłam leżeć, miałam zobowiązania. Bolało nadal, bardzo. I sama nie wiem dlaczego w piątek nie odczuwałam wcale bólu, a podpaska i tampony były ledwie zwilżone krwią. A w niedzielę, na pół godziny po wyjeździe teściów mój organizm zwolnił tę wstrzymaną blokadę i po prostu popłynęła ze mnie rzeka krwi. Już nie tak boleśnie, jak w pierwszy dzień, ale równie obficie. I położyło mnie to-to w łóżku na cały dzień i w końcu w totalnym poczuciu luzu odpoczęłam... :D W końcu mogłam się zając sobą i swoimi sprawami, w tym moją kobiecością. Niesamowite. Byłam tym zachwycona - że faktycznie trudny okres w miesiącu przełożył się (przez ilość kortyzolu we krwi i przez wszystkie procesy zależne od umysłu pewnie) i stał się możliwy do przeżycia w komfortowych warunkach o kilka dób później...
Chyba zaczynam pisać o swoich wrażeniach zaczynając od konkluzji xD - bo do takich wniosków doszłam po tym intensywnym weekendzie.
Ostatni tydzień był dla mnie ZBYT INTENSYWNY.
I to JEST FAKT.
Dopiero teraz, na spokojnie, po porannym bieganiu w parku (nie forsowałam się - przebiegłam raptem 2,88km, trochę jeździłam na rowerze, bardziej zależało mi na tym, by nadchodzący tydzień rozpocząć od dbania o ciało, o dostarczenie sobie zapachów parku, zieleni, od letniego światła przebijającego przez rozłożyste korony szumiących drzew, od śpiewu ptaków i piachu pod stopami. Biegłam z fajną książką na uszach. Rozpoczęłam ten weekend fajnie) mogę dokonać jakiegoś sensownego rozliczenia siebie i podsumowania.
Dobrze mi w tym miejscu w którym jestem - po prostu muszę znaleźć równowagę między czasem solo, a czasem w tandemie lub w większym zestawie ludzi.
Traktowałam też przyjazd teściów jako Big Deal. Chciałam, aby wszystko było na tip-top i oczywiście nie było. xD I trochę mnie to frustrowało. I bardzo trudno mi to było odpuścić. Bardzo. Za każdym razem, kiedy coś wydarzało inaczej niżbym chciała odczuwałam to jako osobisty powód do wstydu - ale też jednocześnie odczuwałam, że to jest już nie-do-naprawienia, bo mleko się rozlało, stało się, nic się z tym nie da już zrobić by to odkręcić (i też mnie samą śmieszyła skala tego, co uważałam za swoją “porażkę” - bo z jednej strony czułam boleśnie, że położyłam temat jako gospodyni, czułam wstyd i zażenowanie przyprawiające mnie o ciary, a z drugiej strony jakiś głos we mnie śmiał się ze mnie samej “Vill, do jasnej cholery, dorosła kobieta sama sobie podwinęła rolety w pokoju w którym spała, kiedy chciała i tego potrzebowała, weźże stuknij się w czoło! Nikt nie oczekiwał, że będziesz domowym skrzatem niesłyszalne wypełniającym niewypowiedziane życzenia gości w tym domu!” xD - no i trochę racja, trochę niedorzeczne, ale może NIKT POZA MNĄ tego nie oczekiwał  i taka jest smutna prawda xD sama sobie postawiłam poprzeczkę niedorzecznie wysoko i dlatego byłam taka spięta). Ale chyba tak ogólnie, tak całościowo między nami było ok. Chyba teściom było fajnie również przez ten weekend. Bo ja się świetnie bawiłam, naprawdę świetnie. 
Trochę mnie zaskakuje jak mi łatwo (przynajmniej na ten moment, na ile tę rodzinę znam i na ile dali się poznać) wpasować się w tą rodzinę. Jak to bardzo “moje typy”. Nie wiem czy wyrażam się dostatecznie jasno - kocham moją rodzinę, moją zbieraninę bardzo osobliwych indywidualności, silnych charakterów, poszukiwaczy, podróżników, osób otwartych na inne kultury, historie i jednocześnie bardzo okopanych w swoich wieżach, liderów i wodzirejów z których każdy chce mieć trochę widowni by zabłysnąć - ale przy takiej plejadzie, jaką jest moja rodzina trzeba się tym blaskiem świateł i sceną, i dowództwem, i uważnością dzielić. Tym czasem u mojego chłopaka w rodzinie bardziej ważne jest, aby wszyscy zostali zaangażowani w robienie czegoś wspólnie, aby każdy był równie ważny. Podoba mi się to. Bardzo.
Oficjalnie jestem z teściami po bruderschaft na “ty”, ale wciąż mi się zdarza wymsknąć “Pani” i “Pan”. Trochę to potrwa. 
W piątek byliśmy na mieście - planowaliśmy iść do galerii, ale nie było biletów już na pokaz o tych godzinach, więc spełniliśmy marzenie teścia: chciał zobaczyć “tę studencką wyspę na której można pić piwo i policja za to nie wlepia mandatu”, tam pogadaliśmy sobie i jakoś na spontanie skończyliśmy na klubach - najpierw w tym miejscu w którym pół roku wylądowaliśmy z przyjacielem mojego chłopaka i Reżyserką. Muzyka była taka-se. Niezbyt do tańca. Mój chłopak mnie zabrał na parkiet, potem wrócił po swoją mamę. Teściu twardo odmawiał tańczenia... a ja poleciałam na dół, do innego klubu obadać muzę. Było lepiej. Wyszliśmy tam, ale zatrzymano nas na wejściu - bo Pani na bramce twierdziła, że sportowe buty teścia to “obuwie kąpielowe” O,o - beka z tego była przez następne dwa dni, bo to są buty do biegania, za niemałe hajsy, a mu je zdisowała Pani na bramce xD. Uznaliśmy więc z O. że w takim razie idziemy do miejsca, które nas nie zawodzi - do “tęczowego klubu”, gdzie podziały nie istnieją. Mówiłam o tym teściowi w drodze - a on się śmiał. Myślał, że żartuję. Ale NIE. xD Na miejscu, jak sam w końcu poszedł tańcować (bo wreszcie tańczył z nami) pośród dymu, laserów i tęczowej społeczności był zachwycony! Że tak można, że nikt nikogo nie wytyka palcami, że jest tak fajnie. xD
I naprawdę było fajnie - tyle, że wszyscy wypiliśmy za dużo alkoholu. Wróciliśmy do domu o w pół do trzeciej xD Ja byłam szczęśliwa - od tygodni za takim wieczorem tęskniłam! Potrzebowałam się wyskakać, potańczyć - ba! Do teraz mam zakwasy na mięśniach ud! A mój zegarek oznajmił mi, że w sobotę 2.03 między 1, a 2 w nocy wykonałam tak silny trening, jakiego nie popełniłam od kwietnia xD Więc tego... Intensywnie było. 
Teściowa kolejnego dnia mi powiedziała, że fajniej jej było w sobotę, bo w piątek ten dym to jednak nie były okoliczności, które sprawiają jej przyjemność. No cóż. Ale chyba klub jej się podobał, bo powiedziała, że następnym razem chcą przyjechać na show naszych drag queen. Okay. :D Załatwione.
W sobotę wstaliśmy późno, bo godzinę później niż planowaliśmy. Miałam kaca giganta, a moja teściowa cały dzień polowała na pączki (zjadła ich z 5, a mnie uderzyła świadomość, że to taka szczupła babeczka - to jest niesamowite jak inaczej można jeść i myśleć o jedzeniu mając inną genetykę niż ja xD). Teściu prędko zapił klina. W ogóle obydwoje prosili o kawę i o piwo. Mój O. bardziej był zmęczony niewyspaniem i zakwasami po tym intensywnym treningu w środku nocy xD  Zaskakuje mnie jak dużo alkoholu mogą pić ludzie - odwykłam od tego. Unikam alkoholu.
Poszliśmy zwiedzić przepiękną nekropolię, ostrów, poszliśmy na obiad, na pączki xD, a potem na koncert jazzowy, a wieczorem na planszówki - jak dla mnie wrażeń było ZA DUŻO jak na jeden dzień. Intensywność tej wycieczki spokojnie mogłabym rozłożyć na dwa dni. Byłam wykończona i przebodźcowana. 
Dlatego dziwiło mnie, jak w niedzielę przy śniadaniu teściowie i mój O. robili nawiązania do gry planszowej w którą graliśmy - mój mózg to zdarzenie jakby wyparł, pamiętam to przez mgłę. Gra była fajna, bardzo, nawet chcemy w nią zainwestować (polecam: Dylemat Wagonika) na przyszłość, ale mój mózg nie był w stanie już angażować się tak w grę jak umysły pozostałych - może to mieć dużo wspólnego z tym, że w przeciwieństwie do reszty piłam wodę, lemoniadę i coś co się nazywało “zestaw ratunkowy” (pani za barem nalała nam 3 piwa, dwie kawy - dla teściów, a mnie trzepało z obrzydzenia na myśl o kawie, więc byłam bliska zamówienia klina po prostu, a babeczka mi rzuciła, że wie co mi potrzeba i że ma doświadczenie w leczeniu kolegów i koleżanek z kaca - dostałam więc elektrolity, masę mięty, borówki, ogórka, żurawinę i dużo soku z cytryny: na pobudzenie to nie podziałało, ale faktycznie jelita poczuły się o niebo lepiej). Anyway - gra była fajna i cieszę się, że wszyscy byli w nią tak bardzo zaangażowani, że tak dużo rozmów i dylematów etycznych to wymagało. Nie potrafiłam się w to wpić, bo stres i zmęczenie mnie wykończyło, ale obserwowanie zadowolonej reszty dało mi masę satysfakcji. 
Byliśmy też na przepysznym obiedzie - w hindusko-nepalskim stylu. Po prostu niebo w gębie - zjedzenie sosu szpinakowo-imbirowego to było to, czego potrzebowałam. Teściu zamówił jakąś jagnięcinę w tłustym sosie - mi to-to nie spakowało, chociaż według reszty było najlepsze. Po prostu po zjedzeniu tłustego czuję się chora, a nic nie przebije smaku imbiru połączonego z pieczonym czosnkiem w gęstym sosie - po tym czułam się zdrowa. Ideał smakowy do tego. Podany z ryżem z ryżowaru. Palce lizać. Moim zdaniem miałam najlepsze papu ever. 
W tym tygodniu planujemy tam wrócić z siostrą mojego chłopaka - ma obronę za chwilkę. 
Głębiej. Wchodząc w tą niższą warstwę, pod te wrażenia z atrakcji turystycznych i współudziału w grach zespołowych... Mam pewną niepewność. Mam takie rozedrganie. Być może karmione tą chęcią kontroli i (nowoodkrytego) szalonego perfekcjonizmu, z którego mój własny umysł śmiał się na bieżąco podczas tej wizyty...
1
To był mój pierwszy raz, kiedy gościłam u siebie więcej niż jedną osobę. Boom! W zasadzie kiedyś gościłam więcej osób, ale to były “moje ziomy”, a nie dorośli ludzie...
To był też mój pierwszy raz w życiu, kiedy wynajmując CAŁE MIESZKANIE z partnerem zapraszam w gości jego rodzinę - z moim ex w naszych mieszkaniach nie gościliśmy jego mamy i siostry, jedynie moich rodziców. Na nasze zaproszenie jego mama odpowiedziała prędko reorganizując wszystko tak, że mieliśmy przyjechać z szamką do niej. I w sumie to było okay WTEDY. A teraz... to dla mnie big deal. Musiałam ogarnąć śniadania, kolacje, kolejki do prysznica, kawusie, podlewanie kwiatków, rozkładanie łóżek itp - normalne rzeczy, ale to był PIERWSZY RAZ, więc byłam bardzo przejęta. 
Chcę, żeby rodzice mojego chłopaka mnie lubili... I boje się, że nie polubią (chociaż O. twierdzi, że obydwoje bardzo mnie lubią).
Tata mojego chłopaka emocjonalnie jest podobny do mnie. Albo bardziej do syna? Chodzi mi o to, że łatwo mi go odczytać, zrozumieć. To serduszko na dłoni, jowialność i ciekawość świata. Osoba, która nie jest i chyba nigdy nie będzie “stara” duchem. Facet głodny przygód, życia, smaków i czerpiący radość z małych rzeczy. Ale gdzieś w środku w nim jest też smutek, rany, zgorzknienie, rozczarowania - którego jest świadomy, z którymi radzi sobie najlepiej jak potrafi i przed którymi raczej nie ucieka. A jak ucieka to też mi tą ucieczkę łatwo jest zrozumieć i rozpoznać. Znam te schematy. 
Tym czasem mama mojego chłopaka jest dla mnie w pewien sposób bliska, znajoma. Jest czujną i bardzo mądrą, silną mamą - określa siebie przede wszystkim jako mamę, to jej najważniejsza rola w życiu i to czuć, widać, słychać. Ma masę sukcesów zawodowych, sukcesów rodzinnych, jest świadoma własnych zalet i wad. Bardzo przypomina mi moją mamę sprzed wylewu - jest na osobliwy sposób znajoma. Łatwo mi w jej obecności “poczuć się jak w domu” - publicznie okazuje miłość swoim dzieciom, a dzieci jej. Widzę w tym schemacie tą moją mamunię, która odeszła i po trochę tę, która obecnie jest. Znam ten ciepły i nieskrępowany rodzaj troski i uważności, który sama wyniosłam z domu. Dlatego czasem łatwo mi zapomnieć, że nie dla mnie jest ta jej bezwarunkowa akceptacja, że nie dla mnie są skierowane jej zrozumienie i łagodność - tylko dla jej syna. Myślę, że mnie lubi. Ale jest przy mnie czujna, bo troszczy się o swoje dziecko. Czuję, że czasem między nami jest taka wręcz przyjacielka sympatia, jakbyśmy obydwie wpadły w rozluźnienie i mówiły jak dwie koleżanki, a po chwili znowu mam uczucie muru, niedostępności, ochrony czegoś “jej” - ma do tego prawo i to jest okay. Z jakiegoś powodu to robi i szanuję to. Mi nie wyrządza krzywdy - jest to okay. Po prostu zaczynam się zastanawiać co powoduje te momenty dystansu? Czy to moja wina czy to po prostu mechnizm obronny wobec obcej osoby się włącza? No nie wiem... boję się wtedy (w takich momentach nagłego ochłodzenia relacji), że mnie nie lubi, albo, że coś zrobiłam... Niby wiem, że nie musi mnie lubić, ale jednak chcę by się dobrze czuła jako moja gościni. I jako kochana mama mojego chłopaka. Może to ja tą swoją perfekcyjnością wywołałam taką reakcję? A może to jeszcze coś innego? Nie wiem i póki co się w to niewpieprzam, bo na palcach jednej ręki możemy poleczyć ile razy miałyśmy okazję pobyć we wspólnym towarzystwie. Daję temu czas.
Z tego co mówiła - na pewno wiem, że może ją chwilami martwić ją różnica wieku, jaka nas (mnie i jej syna) dzieli. 
Ech. Rozmawiałyśmy w piątek, lekko wstawione, rozbawione, idąc przez miasto, zeszło na rozpływanie się na temat piesków, lekko, zabawnie. Mówiła mi o tym czego jej szczeniaczek się nauczył. Mi się przypomniała anegdota o mojej mamie i jej wyznaniu, że chce zostać “bapsią” - i pod wpływem chwili opowiedziałam jej to. Powinnam była się ugryźć w język - tak myślę o tym z perspektywy. Tym czasem wyciagnęłam cięęęęężki kaliber w rozmowie z teściową. W drodze do klubu, na pasach, w zgiełku ulicy. Fuck! I zaczęłyśmy rozmowę o potomstwie: że ona marzy o tym, by zostać babcią i ma nadzieję, że my kiedyś ją tą babcia uczynimy. ALE to ma być nasza decyzja i ona uważa, że zrobi sobie z nas wrogów jeżeli będzie na to naciskać. Więc będzie milczeć... ale CHCE. Spięłam się cała, ale jej wyznałam zgodnie z prawdą, że póki co mam to w głowie tak poukładane by wybrać bezdzietność, ale nie zamykać się na ewentualne inne prawdopodobieństwa. I chyba było okay... Ale potem opowiedziałam o wszystkim mojemu chłopakowi, przeprosiłam go za podniesienie takiego tamtu przy jego mamie itp - powiedział, że on totalnie nie widzi tu żadnego problemu. Każda z nas powiedziała czego chce i tyle. Cieszę się i mam nadzieję, że z tego w przyszłości nie będzie kwasu.
3
Do tego rodzice mojego partnera pochwalili się nam szczęśliwi, że kilka tygodni temu wyszli w jakiś weekend z córką i psiaczkiem na spacer, na lody, a po drodze spotkali bardzo serdecznie uśmiechającego się młodego człowieka, który się z nimi bardzo grzecznie przywitał. Też szedł z psiulkiem na smyczy oraz towarzyszyła mu dziewczyna, która również się uśmiechnęła, przywitała i poszła dalej wraz z chłopakiem dalej. Sytuacja zaskoczyła rodziców O., bo obydwoje nie wiedzieli, kto im właśnie się ukłonił z taką serdecznością jakby ich bardzo dobrze znał. Dopiero rozbawiona córka wyjaśniła im, że to przyjaciel ich syna, który po ukończeniu szkoły wyjechał za granicę, tam wyrósł, zmężniał, drastycznie zmienił fryzurę i stalówkę, a teraz nawet przeprowadził się wraz dziewczyną do miasta w którym studiują ich własne dzieci. TEN kolega, który związał się z Reżyserką. Fuck. Mnie spięło. A rodzice O. szczęśliwi, pytają syna jak często się widuje z przyjacielem, czy to nie jest fantastyczne, że on mieszka tak blisko itp. Dla mnie ta sytuacja była jak wyrzut na sumieniu... Czułam sie winna i umniejszałam sobie: że moje uczucia są nieważne, że jestem egoistką, bo z powodu moich przykrych doświadczeń z Reżyserką mój O. nie widuje się z kumplem  itp, a potem byłam zła, że umniejszam sobie i swoim granicom! Kurwa! No trudno mi było przez tą chwilę... i jeszcze czułam się winna, że jego rodzice są tacy szczęśliwi, bo przynajmniej jeden z przyjaciół ich syna znowu jest w zasięgu spotkań - a nie jest... przeze mnie. Dla mnie. Z powodu mnie. Z powodu NAS. Jak zwał, tak zwał... Zresztą, jakby chciał to może przecież z typem się spotkać, sam tu zawalił...
Mam trochę problem z tym, że właśnie przez to, że teściowa przede wszystkim jest matką może próbować jakichś dziwnych rzeczy wobec mnie... Na przykład teraz podczas wyjazdu teściu mi się chwalił, że ma super żonę, która jedzie na szkolenie finansowane przez pracodawcę za granicę, w egzotyczne miejsce. On przeszczęśliwy, że żona została doceniona, że ma takie fajne koleżanki-wspólniczki. To był bardzo miłe z jego strony! :D A wtedy mój chłopak wypala “to jest ten wyjazd na który proponowałaś mi współuczestnictwo?” - a ja zdziwienie. Ze co? Okazało się, że kilka dni temu mama proponowała mu współuczestnictwo w tym wyjeździe, bo będzie miała z koleżankami do dyspozycji całe piętro apartamentu. Po prosu mogą zaprosić osoby towarzyszące, które po prostu będą musiały zadbać we własnym zakresie o wyżywienie, ale nocleg jest! Dziewczyny będą musiały uczestniczyć w lekcjach i warsztatach, a osoby towarzyszące w tym czasie mogą sobie robić co chcą. Na co mój chłopak odparł od razu, wyjaśniająco, że nie powtarzał mi tego nawet, bo “my” zbieramy teraz kasę do wydania podczas naszych wakacji w Chorwacji. Że chociaż brzmi to kusząco, to niestety “my” nie możemy sobie teraz na taki wydatek pozwolić, ani “my” nie możemy wykorzystać już więcej dni urlopowych dlatego od razu odmówił mamie, bo “my” nie możemy. I była tu jakaś taka... niezręczność? Mama mówiła mu “ciebie”, a on cały czas odwoływał się do “nas”. Mnie też skręciło jakąś niezręcznością - bo mama może zabrać męża lub córkę, a jednak woli syna. Córce nawet nie proponowała... Syn wybiera swoją partnerkę (i tak powinno być w zdrowym związku) czym powoduje niezręczność u swojej mamy. Nie było dla mnie jasne czy “ciebie” oznaczało tylko jego czy jego ze mną? Mój chłopak mówił tak, jakby chodziło o naszą dwójkę plus jego mamę, a jego mama tak, jakby w grę wchodził tylko wyjazd we dwoje: ona i jej syn. W tym czasie teściowa nawet nie chciała tematu kontynuować, uciekała spojrzeniem w talerz. Dziwna sytuacja. Ja z jednej strony byłam zwyczajnie zaskoczona, bo o temacie dowiedziałam się w tamtej chwili, przy stole. Z jednej strony zaskoczona byłam, a z drugiej - czułam wdzięczność do partnera, że wybrał “nas”, a z trzeciej: trochę szkoda, że on nie pojedzie, że tak fajnego, egzotycznego miejsca nie zobaczy (i jakaś część mnie nawoływała jedź sam chłopie, jedź i zwiedzaj jak masz szansę, gdybym taką miała to bym jechała, jedź! Fajnie spędź czas ze swoją mamą!); a z czwartej - trochę jakaś taka przykrość, że chociaż on mnie bierze pod uwagę, to jego mama mnie nie bierze pod uwagę... Trochę takie uczucie wykluczenia i trochę zrozumienia i niezgody na tę sytuacje.
Dziwnie mi z tym było i nie wiem co o tym myśleć.
Najlepsze co mogłam wtedy zrobić to odpuścić - to nie zależało ode mnie na żadnym etapie, a mój partner był lojalny, zachował się zgodnie z naszymi wspólnymi ustaleniami. 
5
Ciężki temat, bo KASA. Ech. Mama mojego chłopaka zarabia troszkę więcej niż ja. Troszeczkę. Teraz jej syn zarabia w zasadzie tyle co ona. I ja wiem, że nie ma co się przyrównywać, że ludziom się różnie układają życiorysy. Ale tak bardzo różne są nasze doświadczenia...
Obecnie tata mojego chłopaka zarabia bardzo dużo jak na moje standardy - jak na ich standardy to po prostu średnia pensja. Nie brakuje im na życie po prostu.
Ale żyją na poziomie na jaki ja sobie nigdy nie mogłam pozwolić... i dlatego czuję się trochę jak... biedak po prostu. 
Zrobiłam naprawdę fajne śniadanie, kolację, stawiałam drinki, opłaciłam rezerwację i część zamówień w pubie z planszówkami... ale oni jednak stawiali nam obiad, wejście do muzeum i większość drinków (gdybym ja płaciła za te piwa to bym poszła z torbami).
To jest frustrujące - ja liczę każdy grosz. Oni nie muszą.
Czuję to tak, to okay, że ich syn, młody i po studiach tak musi żyć, a że osoba w moim wieku powinna już mieć więcej.
:(
Nie wiem jak oni to oceniają i czy to dla nich ważne. Nie wiem. Jakiś kompleks niższości tu u mnie wychodzi. I też mnie to nie powinno obchodzić, ani nie mogę na to wpłynąć by zaspokajać ich ewentualne potrzeby “idealnej synowej” (tym bardziej, że nie wiem czy takie maja) - mogę jedynie zaspokajać własne, potrzeby i ambicje. To dobra i zdrowa motywacja. 
A jednak tak trudno po prostu... Zrobiłam wszystko co mogłam jako gospodyni, a zdaje się to wszystko być niewystarczające...
No nie wiem...
-----
Jeszcze taka śmieszna rzecz miała miejsce: zatrzymaliśmy się w knajpce. Zachciało się nam siusiu. Wstałam od stołu w ogródku piwnym, przeszłam do lokalu, skierowano mnie do wc w piwnicy. Idąc przez główną sale zwróciłam uwagę na dziewczynę w długich, rozpuszczonych włosach, białym T-shirtcie i przepięknej makowo-czerwonej spódnicy midi w jakieś drobne wzorki. Pięknie wyglądała. Okazało się, że też idzie do wc. Wyszła do innej kabiny, a jak ja już też skorzystałam akurat myła ręce przy zlewie obok. Wychodząc powiedziałam jej zgodnie z prawdą, że przepięknie wygląda, że zwróciłam na nią uwagę jeszcze na górze i że spódnicy zazdraszam serdecznie. A laska wzruszona westchnęła “ALE NAPRAWDĘ!?” i bardzo energicznie, z całą masą emocji zaczęła mi wyjaśniać, że ona właśnie myślała jako żałosne, że ona, laska lat 45 siedzi w jakimś młodzieżowym T-shircie z grupą kolegów z pracy i pije piwo! Że te okoliczności są jakieś chore! Że nie tak powinno wyglądać życie 45 letniej laski. Że udaje młódkę, którą nie jest! To jest jakieś takie nieodpowiednie, że ona przecież jest stara! xD No to nie zgodziłam się z nią - wieku nie oszukasz, ciało się starzeje, doświadczenia kształtują, ale to co masz w głowie i jaki masz apetyt na życie i jeżeli czerpiesz z życia radość pozwala moim zdaniem żyć poza wiekiem. W zgodzie ze sobą, ale z daleka od konwenansów. Na co laska się rozryczała, przestawiła się mi przełykając łzy (a ja stałam oniemiała), ze wzruszenia nie rozumiałam połowy tego co do mnie bełkotała i łkając rzuciła mi się na szyję “bo musi mnie wyściskać!” i “właśnie to potrzebowałam usłyszeć!” hahaha xD sytuacja tym dziwniejsza, że był piątek, godzina może 18-19, jeszcze widno, a rozmowa dosłownie pijacka xD. Było tu masę zaskoczenia, emocji i serdeczności w gruncie rzeczy. I dziewczyna mnie pyta “a ile ty masz lat?” mówię jej ile mam lat i że miło ją było poznać, ale lecę na górę, bo jestem tu na spotkaniu z moim partnerem i teściami. Puściła mnie z objęć, dopytała jeszcze co mi się podobało w jej sukience (aka bardzo grzecznie i w ogóle tego nie kryjąc wyprosiła kolejne komplementy xD) i pożegnała się, ale gdy byłam na progu wejścia do łazienki krzyknęła moje imię, mój wiek i kiedy miała znowu moją uwagę na sobie rzuciła pointę wskazując mnie palcem “Słuchaj, ty też wyglądasz rześko jak na starą babę!” xD xD xD No myślałam, że się poskładam ze śmiechu xD Ja tu z szacunkiem, a ona mi walnęła, że jestem “stara baba” xD
Wróciłam na górę już na schodach mijając się z mamą O. - dopiero na powierzchni dopytała mnie z czego się śmiałam. Wyjaśniłam, wszyscy się śmialiśmy do rozpuku, a ona na to, że kurcze, widziała tą dziewczynę w ubikacji i też mogłaby jej coś opowiedzieć o byciu “starą babą” itp. - bo jest od panny starsza ledwie o 4 lata, a stara się wcale nie czuje. 
Ech...
Fajnie było.
------------
Studia.
I tu mam coś co mnie z moim chłopakiem łączy... Nasze doświadczenia ze studiów. Mama mojego O. opowiadała jak to coś tam, ktoś tam robił całą grupą ze studiów. Potem opowiadała nam, jak córka jej przyjaciółki spełniła swoje marzenie edukacyjne dostając się do szkoły aktorskiej i chociaż wykładowcy są okropni, to grupa/rok daje sobie takie wsparcie i są dla siebie wzajemnie tak wspaniali, że dziewczyna odczuwa te studia jako najcudowniejsze doświadczenie życia. Potem rozmawialiśmy o siostrze O. i jej grupie ze studiów - teraz ma zakończenie, licencjat, więc cała grupa chce to uczcić. 
Ja po prostu kiwam głową i przyjemuje to do wiadomości, do akceptacji.
A mój O. westchnął i na głos się zadumał “Jestem bardzo ciekawy jakie to jest doświadczenie mieć taką grupę zgranych, zżytych znajomych, którzy chcą wspólnie doświadczać studiowania...”
Na co jego mama pogłaskała go po głowie i powiedziała “Nie doświadczyłeś takich studiów, prawda?”
No i na to on “nie, nie doświadczyłem”.
Te studia to przede wszystkim samotność - większość semestru 3,4,5 i 6 spędził na zdalnych. Przez część tego czasu mieszkał z dziewczyną, ale ona prędko wyjechała i w zasadzie nie odzywała się, zerwała z nim też zdalnie, więc bardzo cierpiał. Na swoich studiach zaprzyjaźnił się tylko z chłopakiem, który w zasadzie juz po pierwszym roku wziął dziekankę, więc nigdy nie chodzili na zajęcia razem... Nie złapał z nikim kontaktu na tyle by się umówić na piwo chociażby. Wszyscy byli jakby introwertykami (dla mojego ekstrawertyka to mógł być kontakt). 
Jego studenckie doświadczenia i bardzo chybione przyjaźnie są związane ze spotkaniami integracyjnymi roku jego ex dziewczyny - tam poznał fajnego chłopaka (z którym kontakt się urwał), a z nim polazł innego dnia pogadać przy piwie w pubie w którym poznał baaaardzo toksyczną parę (z którą kontakt całe szczęście też się mu urwał), która po pewnym czasie próbowała go wyswatać z Reżyserką (eeee... no jak wyżej). Przez Reżyserkę poznał mnie... cała grupa z którą wystawialiśmy tamto przedstawienie też jakoś nie utrzymuje kontaktu - z jedną dziewczyną chciałam się spotkać, ale ma swoje problemy i odwołała. Z inną trudno się spotkać, bo weszła w związek z jakimś włóczykijem i od kiedy jest ciepło są wciąż na jakiejś kajakowej wyprawie po świecie (super), z trzecią żadne z nas nie miało kontaktu zbyt dobrego, a ostatni członek grupy, Kaskader zniknął (być może z miasta, nie wiem, ostatnie co mówił, to jakieś niejasne plany zostania artystą ulicznym w innych miastach Europy - ale on to jedna wielka niewiadoma, więc równie dobrze mógł wrócić do rodzinnego miasta).
Ech... jest u mojego partnera obecny taki zawód, rozgoryczenie i rozczarowanie tym czasem studiów. Był bardzo samotny...
I znam to i rozumiem - bo u mnie było tak samo... Samotność. 
Duża samotność i trudność w dogadaniu się - miałam inne problemy niż rówieśnicy. Niby się działo dużo, a trudno było nawiązać więź...
Dlatego tym bardziej myślę o tym, aby spróbować doświadczyć studiów jeszcze raz - nie dam się teraz okrzyczeć jakiemuś skurwielowi wykładowcy, bo ma typ wodomózgowie spowodowane upałem. Więcej wyciągnę z nauki. Uwielbiam się uczyć. Chce tego. 
Mój chłopak chce iść na konkretną magisterkę - jego rodzice go cisną, alby poszedł na cokolwiek, aby miał magistra. A on chce iść na te konkretne studia - i ja go w tym wspieram. On wie dokładnie czego chce. Nawet jeżeli się potem tym rozczaruje - WIE. Więc niech idzie. Ja chcę artystycznych studiów - CHCĘ i też chcę na nie iść. 
I czuję, że mam w moim facecie wsparcie....
----
Anyway - wyciągam z tego weekendu jeszcze wnioski takie, że po alkoholu jestem pochorowana. Że pączki kocham, ale po nich tyję jak szalona. Że kocham mojego O. - bardzo cieszę się, że poznałam go teraz właśnie takiego, w tym momencie życia... 
6 notes · View notes
Photo
Tumblr media
Czy wyobrażacie sobie w dzisiejszych czasach życie bez telefonu? Kiedy to telefon stał się nawet linijką u mnie w ostatni weekend. (Jakby co ja pamiętam jeszcze stacjonarne z tarczą). I wszystko fajnie - ale osobiście przerażają mnie statystyki czasu spędzonego przed ekranem. Ciekawa jestem Waszych danych ale u mnie kręci się to w granicach 4-5 godzin 😱😱😱😱. I jak to bywa z czasem - jak miałabym powiedzieć co ja przez te 5 godzin robię - to nie potrafię. Dużo czasu spędzam na YT, słucham podcastów. Wiem, że to fajne i mądre materiały - Ale i tak coś trzeba z tym zrobić - bo życie jest zbyt piękne by przeżywać go w telefonie. Ciekawa jestem jak Wy macie. 🧚‍♂️🧚‍♂️🧚‍♂️Tymczasem - skoro się z nim nie rozstaję - i jest dla mnie telewizorem, gazetą, książką, radiem, skrzynką narzędziową to ważne by dobrze wyglądał. Osobiście rozkochałam się w obudowach @idealofsweden . Na hasło: Lessthanperfect15 otrzymujecie 15% zniżki. Wciąż trwają wyprzedaże nawet do 70% więc kto pierwszy ten lepszy😀 . #idealofsweden #phonecases #kodrabatowy #kody #telefony #caseiphone #czasprzedekranem #pytanie #ad #bloger #blogerka #vloger #discountcode #wobiektywie #funkcjonalność #zarządzanie #zarządzanieczasem #timemanagement #strataczasu #czasdlasiebie #czas #wolnyczas (w: Warsaw, Poland) https://www.instagram.com/p/CCWC7aQJJUZ/?igshid=1dod8dncsgn46
0 notes
realprinceds · 4 years
Photo
Tumblr media
Na moim drugim kanale YouTube @czytamy_razem_ksiazki opublikowałam film o #tajemnicazauschwitz To naprawdę rewelacyjna książka, której akcja co prawda dzieje się w Auschwitz i innych obozach koncentracyjnych ale to tylko mniejsca, a liczą się ludzie i relacje między nimi. To historia o kobiecie i jej dzieciach, na których życiu piętnem odcisnęły się wojna oraz specyficzny charakter męża z razem ojca rodzinę. Jeżeli lubicie pogadanki psychologiczne w moim wykonaniu z książką przy okazji to zapraszam was na kanał Czytamy Razem Książki Autorka : #ninamajewskabrown 🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷 #realprinceds #vlogerka LINK W BIO 🎬🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷 Nowy film na moim kanale możesz zobaczyć klikając w aktywny link bio albo skopiuj ten: https://youtu.be/augQIyTWyWk 🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷🔷 #kobieta #dziewczyna  #polskavlogerka  #plvlog  #książki #recenzje #czytambolubie #bookstagrampl  #kochamczytać  #niedziela #weekend #lubimyczytać  #książka  #biblioteczka  #czytaniejestfajne #zostańwdomu #auschwitzbirkenau #oglądamy #wydawnictwobellona (w: Warsaw, Poland) https://www.instagram.com/p/CABJC8TpS_d/?igshid=cdz7iov9u91e
0 notes