Tumgik
#Brązowa skóra
twojewnetrza · 2 years
Text
Elegancki fotel Cazar od firmy ACTONA – idealny do hotelu, restauracji czy domu!
Firma ACTONA to jedna z najbardziej znanych i cenionych na rynku meblarskim marek. Wszystkie jej produkty łączą w sobie jakość, wytrzymałość, wygoda i piękny design. Przykładem takiego produktu jest fotel Cazar zaprojektowany z myślą o wygodzie i stylowym wyglądzie. Fotel Cazar to połączenie brązowej skóry ekologicznej i chromowanego metalu, które tworzą jednolitą całość. Profilowane siedzisko i lekko postarzana eko skóra zapewniają wygodę, a chromowane wykończenie dodaje mu delikatności. Nogi w kształcie płozy dopełniają całości. Dzięki temu fotel Cazar idealnie sprawdzi się w hotelowym holu, poczekalni lub salonie. Ważnymi parametrami produktu są: maksymalne obciążenie 120 kg, wymiary kartonu: 70cm x 41cm x 59,5 cm, waga produktu 15,3 kg, wysokość siedziska: 40 cm, szerokość siedziska: 69 cm oraz głębokość siedziska 50 cm. Firma ACTONA jest producentem o długiej tradycji. Przeszło 25 lat na rynku meblarskim pozwoliła jej na pozyskanie olbrzymiej wiedzy oraz doświadczenia w projektowaniu i wykonawstwie mebli. Wszystkie produkty jej marki łączą w sobie funkcjonalność, wytrzymałość i nowoczesny design. Dzięki temu produkty marki ACTONA mogą sprawdzać się nie tylko w pomieszczeniach domowych, ale również w hotelach, restauracjach, firmach i obiektach publicznych. W ofercie firmy można znaleźć zarówno klasyczne meble, jak i nowoczesne przedmioty, które pasują do różnych wnętrz i stylów. Firma bardzo ceni sobie jakość i bezpieczeństwo swoich produktów, dlatego wszystkie produkty są certyfikowane i przechodzą rygorystyczne kontrole jakości. Firma ACTONA to uznany producent mebli i oświetlenia słynący z wytrzymałych i trwałych produktów. Jej fotel Cazar cechuje się brązową skórą ekologiczną i chromowanym metalem, wygodnym profilowanym siedziskiem i nogami w kształcie płozy. Ten stylowy fotel nada każdemu wnętrzu elegancji i charakteru. Jego wytrzymałość i trwałość gwarantują wysoki poziom bezpieczeństwa. Fotel Cazar prezentuje się niezwykle elegancko, dzięki czemu doskonale sprawdzi się w sali hotelowej, restauracyjnej czy domowej poczekalni.
0 notes
nadwislanskiswit · 11 months
Text
„jakieś wspomnienie, jakieś dzieciństwo, bieg przed siebie po krzywym chodniku w dzień tak słoneczny i gorący, że skóra momentalnie robiła się brązowa”
Nowy Żulczyk anno domini 2023
0 notes
smimon · 5 years
Photo
Tumblr media
W pierwszej iteracji ryjkaczy Podkop kończył jako zdeformowana pokraka po tym, jak wbrew naturze próbował posiąść moce. Tym razem... mam wobec niego inne plany.
Jak już wspominałam, złole są moimi ulubionymi postaciami ze świata ryjkaczy, stąd te bazgroły poza kolejką! Obecny dizajn Podkopa chyba jeszcze nie do końca się ustalił, więc będę go rysować, aż nabiorę wprawy, a wtedy będę go rysować jeszcze więcej, tylko ładnie lol. Parę lat temu zmieniłam mu rysy twarzy, do tego ma brązowy kolor jak reszta ryjkaczy od niedawna, i przez te grube szkła jego oczy powinny być malutkie, tylko nie jestem pewna, jak bardzo malutkie... Trzeba będzie poćwiczyć.
Przedwczoraj zorientowałam się, że ryjkacze są dognose’ami, zupełnie jak sąsiad Jones, Lizoos i Fantomen z komiksów Disneya! Ale czy mogło być inaczej?
5 notes · View notes
Text
Tumblr media
„ Spaceruj po swoim tęczowym raju
Truskawkowa szminka - stan umysłu
Tak bardzo gubię się w twoich oczach
Uwierzyłabyś w to?
Nie musisz mówić, że mnie kochasz
Nie musisz mówić nic
Nie musisz mówić, że jesteś moja
Kochanie
Poszedłbym za tobą w ogień
Po prostu pozwól mi cię uwielbiać
Och, kochanie,
Poszedłbym za tobą w ogień
Po prostu pozwól mi cię uwielbiać
Jakby to była jedyna rzecz, jaką kiedykolwiek zrobię
Jakby to była jedyna rzecz, jaką kiedykolwiek zrobię
Twój cud pod letnim niebem
Brązowa skóra i cytryna z lodem
Uwierzyłabyś w to?
Nie musisz mówić, że mnie kochasz
Chcę ci tylko coś powiedzieć
Ostatnio jesteś w moich myślach
6 notes · View notes
xerrey · 5 years
Photo
Tumblr media
•  Animal: dog - pies, cat - kot, fish - ryba, bird - ptak, cow - krowa, pig - świnia, mouse - mysz, horse - koń, animal - zwierzę
 • Transportation: train - pociąg, plane - samolot, car - samochód, truck -  ciężarówka, bicycle - rower, bus - autobus, boat - łódź, łódka, ship - statek, tire - opona, gasoline - benzyna, engine - silnik,  ticket - bilet, transportation - transport,  tram/streetcar - tramwaj
• Location: city - miasto, house - dom, apartment - apartament, flat - mieszkanie, street/road - ulica, airport - lotnisko, train station - stacja kolejowa, bridge - most, hotel - hotel, restaurant - restauracja, farm - farma, court, school - szkoła, office - biuro, room - pokój, town - miasteczko, university - uniwersytet, club - klub, bar - bar, park - park, camp - obóz, store/shop - sklep, theater - teatr, library - biblioteka, hospital - szpital, church - kościół, market - supermarket, country (USA, France, etc.) - państwo, building - budynek, ground - ziemia, space (outer space) - przestrzeń kosmiczna, kosmos, bank - bank, location - położenie, police - policja, army - armia
 • Clothing: hat - czapka, dress - sukienka, suit - garnitur, skirt - spódnica, shirt - koszula, T-shirt - t-shirt, koszulka, pants - majtki, trousers - spodnie, shoes - buty, pocket - kieszeń, coat - płaszcz, stain - plama, clothing - ubrania
  • Color: red - czerwony/czerwona, green - zielony/zielona, blue - niebieski/niebieska, yellow - żółty/żółta, brown - brązowy/brązowa, pink - różowy/różowa, orange - pomarańczowy/pomarańczowa, black - czarny/czarna, white - biały/biała, gray - szary.szara, color - kolor
  • People: son - syn, daughter - córka, mother - matka, father - ojciec, parent (= mother/father) - rodzic, baby - niemowlę, man - mężczyzna, woman - kobieta, brother - brat, sister - siostra, family - rodzina, grandfather - dziadek, grandmother - babcia, husband - mąż, wife - żona, king - król, queen - królowa, president - prezydent, neighbor - sąsiad/sąsiadka, boy - chłopiec/chłopak, girl - dziewczynka/dziewczyna, child (= boy/girl) - dziecko, adult (= man/woman) - dorosły, human (≠ animal) - człowiek, friend - przyjaciel/przyjaciółka, victim - ofiara, player - zawodnik/zawodniczka, fan - fan/fanka, crowd - tłum, person - osoba
 • Job: Teacher - nauczyciel/nauczycielka, student - uczeń/uczennica, lawyer - prawnik/prawniczka, doctor - lekarz/lekarka, patient - pacjent/pacjentka, waiter - kelner/kelnerka, secretary - sekretarz/sekretarka, priest - ksiądz, policeman/policewoman - policjant/policjantka, soldier - żółnierz/żółnierka, artist - artysta/artystka, author - pisarz/pisarka, manager - menadżer/menadżerka, reporter - reporter/reporterka, actor - aktor/aktorka, job - praca
  • Society: religion - religia, heaven - niebo, hell - piekło, death - śmierć, medicine - medycyna, money - pieniądze, bill - rachunek, marriage - małżeństwo, wedding - ślub, team - zespół, race (ethnicity) - rasa (etniczność), sex (the act) - seks, sex (gender) - płeć, murder - morderstwo, prison - więzienie, technology - technologia, energy - energia, war - wojna, peace - pokój, attack - atak, napaść, election - wybory, magazine - magazyn, newspaper - gazeta, poison - trucizna, gun - broń, sport - sport, race (sport) - wyscig, exercise - ćwiczenia, ball - piłka, game - gra, mecz, price - cena, contract - umowa/kontrakt, drug - lekarstwo, narkotyk, sign - znak, science - nauka,
 • Art: band - zespół, song - piosenka, instrument (musical) - instrument, music - muzyka, movie - film, art - sztuka
  • Beverages: coffee - kawa, tea - herbata, wine - wino, beer - piwo, juice - sok, water - woda, milk - mleko, beverage - napój
  • Food: egg - jajko, cheese - ser, bread - chleb, soup - zupa, cake - ciasto, chicken - kurczak, pork - wieprzowina, beef - wołowina, apple - jabłko, banana - banan, orange - pomarańcz, lemon - cytryna, corn - kukurydza, rice - ryż, oil - olej, seed - ziarno, knife - nóż, spoon - łyżka, fork - widelec, plate - talerz, cup - filiżanka, mug - kubek, breakfast - śniadanie, lunch - lunch, dinner - kolacja,  sugar - cukier, salt - sól, bottle - butelka, food - jedzenie
 • Home: table - stół, chair - krzesło, bed - łóżko, dream - marzenie, window - okno, door - drzwi, bedroom - sypialnia, kitchen - kuchnia, bathroom - łazienka, pencil - ołówek, pen - długopis, photograph - zdjęcie/fotografia, soap - mydło, book - książka, page - strona, key - klucz, paint - farba, letter - list, note - notatka, wall - ściana, paper - papier, floor - podłoga, ceiling - sufit, roof - dach, pool - basen, lock - zamek, telephone - telefon, garden - ogród, needle - igła, bag - torba, box - pudełko, gift - prezent, card - karta, ring - pierścionek, tool - narzędzie
 • Electronics: clock - zegar, lamp - lampa, fan - wentylator, cell phone - telefon komórkowy, komórka, network - sieć, computer - komputer, program (computer) - program komputerowy, laptop - laptop, screen - ekran, camera - aparat fotograficzny, kamera, television - telewizja, radio - radio, tablet - tablet
  • Body: head - głowa, neck - szyja, face - twarz, beard - broda, hair - włosy, eye - oko, mouth - usta, lip - warga, nose - nos, tooth - ząb, ear - ucho, tear (drop) - łza, tongue - język, back - plecak, toe - palec, finger - palec, foot - stopa, hand - ręka, leg - noga, arm - ramię, shoulder - bark, heart - serce, blood - krew, brain - mózg, knee - kolano, sweat - pot, disease - choroba, bone - kość, voice - głos, skin - skóra, body - ciało, wrist - nadgarstek
 • Nature: sea - morze, ocean - ocean, river - rzeka, mountain - góra, rain - deszcz, snow - śnieg, tree - drzewo, sun - słońce, moon - księżyc, world - świat, Earth - Ziemia, forest - las, sky - niebo, plant - roślina, wind - wiatr, soil/earth - gleba/ziemia, flower - kwiat, valley - dolina, root - korzeń, lake - jezioro, star - gwiazda, grass - trawa, leaf - liść, air - powietrze, sand - piasek, beach - plaża, wave - fala, fire - ogień, ice - lód, island - wyspa, hill - wzgórze, heat - ciepło, nature - natura
  • Materials: glass - szkło, metal - metal, plastic - plastik, wood - drewno, stone - kamień, diamond - diament, clay - glina, dust - kurz, gold - złoto, copper - miedź, silver - srebro, material - materiał
  • Math/Measurements: meter - metr, centimeter - centrymetr,  kilogram - kilogram, inch - cal, foot - stopa, pound - funt, half - pół, circle - koło, square - kwadrat, temperature - temperatura,  weight - waga, edge - próg, corner - kąt
  • Misc Nouns: map - mapa, dot - kropka, consonant - spółgłoska, vowel - samogłoska, light - światło, sound - dźwięk, yes - tak, no - nie, piece - kawałek, pain - bół, injury - rana, hole - dziura, image - obraz, pattern - schemat/wzór, noun - rzeczownik, verb - czasownik, adjective - przymiotnik
  • Directions: top - góra, bottom - dół, side - bok/strona, front - przód, back - tył, outside na zewnątrz, inside wewnątrz, up - w góre, down - w dół, left - lewa/lewy, right - prawa/prawy, straight - na wprost, north - północ, south - południe, east - wschód, west - zachód, direction - kierunek
 • Seasons: Summer - lato, Spring - wiosna, Winter - ziemia, Fall - jesień, season - pora roku
  • Numbers: 0 - zero, 1 - jeden, 2 - dwa, 3 - trzy, 4 - cztery, 5 - pięć, 6 - sześć, 7 - siedem, 8 - osiem, 9 - dziewięć, 10 - dziesięć, 11 - jedenaście, 12 - dwanaście, 13 - trzynaście, 14 - czternaście, 15 - piętnaście, 16 - szesnaście, 17 - siedemnaście, 18 - osiemnaście, 19 - dziewiętnaście, 20 - dwadzieścia, 21 - dwadzieścia jeden, 22 - dwadzieścia dwa, 30 - trzydzieści, 31 - trzydzieści jeden , 32 trzydzieści dwa, 40 - czterdzieści, 41 - czterdzieści jeden, 42 - czterdzieści dwa, 50 - pięćdziesiąt, 51 - pięćdziesiąt jeden, 52 pięćdziesiąt dwa, 60 sześćdziesiąt, 61 - sześćdziesiąt jeden, 62 - sześćdziesiąt dwa, 70 - siedemdziesiąt, 71 - siedemdziesiąt jeden, 72 - siedemdziesiąt dwa, 80 osiemdziesiąt, 81 - osiemdziesiąt jeden, 82 - osiemdziesiąt dwa, 90 - dziewięćdziesiąt, 91 - dziewięćdziesiąt jeden, 92 - dziewięćdziesiąt dwa, 100 - sto, 101 - sto jeden,, 102 sto dwa, 110 sto dziesięć, 111 sto jedenaście, 1000 - tysiąc, 1001 tysiąc jeden, 10000 - dziesięć tysięcy, 100000 - sto tysięcy, million - milion, billion - miliard, 1st,- pierwszy  2nd,- drugi 3rd,trzeci 4th,czwarty 5th,- piąty number - numer
 • Months: January - Styczeń, February - Luty, March - Marzec, April - Kwiecień, May - Maj, June - Czerwiec, July - Lipiec, August - Sierpień, September - Wrzesień, October - Październik, November - Listopad, December - Grudzień
  • Days of the week: Monday - Poniedziałek, Tuesday - Wtorek, Wednesday - Środa, Thursday - Czwartek, Friday - Piątek, Saturday - Sobota, Sunday - Niedziela, week - tydzień,
  • Time: year - rok, month - miesiąc, week - tydzień, day - dzień, hour - godzina, minute - minuta, second - sekunda , morning - poranek/rano, afternoon - popołudnie, evening - wieczór, night - noc, time - czas, midnight - północ, midday - południe
  • Verbs: work - pracować, play - grać, walk - spacerować/chodzić, run - biegać, drive - jechać (samochodem), fly - latać, swim - pływać, go - iść, stop - zatrzymywać, follow - śledzić, podążać za kimś/za czymś, think - myśleć, speak - mówić, say - powiedzieć, eat - jeść, drink - pić, kill - zabić, die - umierać, smile - uśmiechać się, laugh - śmiać się, cry - płakać, buy - kupować, pay - płacić, sell - sprzedawać, shoot(a gun) - strzelać (z pistoletu), learn - uczyć się, jump - skakać, smell - wąhać, hear (a sound) - słyszeć, listen (music) - słuchać, taste - próbować/smakować, touch - dotykać, see (a bird) - widzieć, watch (TV) - oglądać, kiss - całować, burn - palić, melt - roztapiać, dig - kopać, explode - wybuchnąć/eksplodować, sit - siedzieć, stand - stać, love - kochać, pass by - mijać, cut - ciąć, fight - bić się/walczyć, lie down - leżeć, dance - tańczyć, sleep - spać, wake up - budzić się, sing - śpiewać, count - liczyć, marry - żenić się/wychodzić za mąż/brać ślub, pray - modlić się, win - wygrywać/wygrać, lose - przegrywać/przegrać, mix/stir - mieszać, bend - schylać się/schylić się, wash - myć, cook - gotować, open - otwierać, close - zamykać, write - pisać, call - dzwonić, turn - obrócić/obracać się, build - budować, teach - uczyć, nauczać, grow - rosnąć, draw - rysować, feed - karmić, catch - łapać/złapać, throw - rzucać/rzucić, clean - czyścić, find - znajdować, fall - upadać, push - pchać/popychać, pull - ciągnąć, carry - nieść, break - zbić/rozbijać, wear - ubierać, hang - wisieć, shake - potrząsać/wstrząsać, sign - podpisywać, beat - bić, lift - podnosić,
 • Adjectives: long - długi/długa/długie, short (vs long) - krótki/krótka/krótkie, tall - wysoki/wysoka/wysokie, short (vs tall) - niski/niska/niskie, wide - szeroki/szeroka/szerokie, narrow - wąski/wąska/wąskie, big/large - duży/duża/duże, small/little - mały/mała/małe, slow - wolny/wolna/wolne, fast - szybki/szybka/szybkie, hot - gorący/gorąca/gorące, cold - zimny/zimna/zimne, warm - ciepły/ciepła/ciepłe, cool - fajny/fajna/fajne, new - nowy/nowa/nowe, old (new) - stary/stara/stare, young - młody/młoda/młode, old (young) - stary/stara/stare, good - dobry/dobra/dobre, bad - zły/zła/złe, wet - mokry/mokra/mokre, dry - suchy/sucha/suche, sick - chory/chora/chore, healthy - zdrowy/zdrowa/zdrowe, loud - głośny/głośna/głośne, quiet - cichy/cicha/ciche, happy - szczęśliwy/szczęśliwa/szczęśliwe, sad - smutny/smutna/smutne, beautiful - piękny/piękna/piękne, ugly - brzydki/brzydka/brzydkie, deaf - głuchy/głucha/głuche, blind - ślepy/ślepa/ślepe, nice - miły/miła/miłe, mean - wredny/wredna/wredne, rich - bogaty/bogata/bogate, poor - biedny/biedna/biedne, thick - gruby/gruba/grube, thin - chudy/chuda/chude, expensive - drogi/droga/drogie, cheap - tani/tania/tanie, flat - płaski/płaska/płaskie, curved - krzywy/krzywa/krzywe, male - męski/męska/męskie, female - damski/damska/damskie, tight ciasny/ciasna/ciasne or obcisły/obcisła/obcisłe, loose - luźny/luźna/luźni, high - wysoki/wysoka/wysokie, low - niski/niska/niskie, soft - miękki/miękka/miękkie or delikatny/delikatna/delikatne, hard - twardy/twarda/twarde or trudny/trudna/trudne, deep - głęboki/głęboka/głębokie, shallow - płytki/płytka/płytkie, clean - czysty/czysta/czyste, dirty - brudny/brudna/brudne, strong - silny/silna/silne, weak - słaby/słaba/słabe, dead - martwy/martwa/martwe, alive - żywy/żywa/żywe, heavy - ciężki/ciężka/ciężkie, light (vs heavy) - lekki/lekka/lekkie, dark - ciemny/ciemna/ciemne, light (dark) - jasny/jasna/jasne, famous - sławny/sławna/sławne
  • Pronouns: I - ja, you (singular) - ty, he - on, she - ona, it - ono/to, we - my, you (plural, as in “y’all”) - wy, they. - oni, one
22 notes · View notes
517goldknight · 3 years
Text
Neobiontomania: Zerdaren
Tumblr media
Profil w komputerze:
Typ: Ziemny
Charakter: Neutralny
Rozmiar: Ok. 50 cm długości bez ogona, ogon długi na 25 cm, wysokość w kłębie 27,3 cm
Ludzkie pochodzenie: Nie
Rozumny: Nie
Typ ciała: Fenek
Systematyka: Psowate (rodzaj Vulpes)
Zdolności: Szybkie kopanie, inteligencja, czułe zmysły, tworzenie burz piaskowych, wytrzymałość, odporność na niektóre trucizny
Naturalna broń: Zęby i pazury
Wygląd:
Na pierwszy rzut oka bardzo podobny do zwykłego fenka pustynnego, ale nieco większy i mocniej zbudowany. Sierść jasna, niezbyt gęsta (zwierzę to bowiem żyje głównie na pustyniach, gdzie za dnia może być wyjątkowo gorąco), piaskowobrązowa, o żółtawym odcieniu, na brzuchu i wewnątrz uszu bladożółta, na końcu ogona brązowa plama. Nos czarny. Oczy zazwyczaj: brązowe, żółte, szare, czarne lub pomarańczowe, a nawet i niebieskie (ale raczej ciemnoniebieskie, gdyż są wtedy mniej podatne na oślepiające światło słoneczne) - ten ostatni kolor uważany jest za oznakę wysokiej inteligencji i wierności.
Zachowanie:
Są raczej łagodne i spokojne, chociaż potrafią dosyć zaciekle bronić swojego terytorium przed intruzami, ale odpowiedni Neobonciarz nie powinien mieć większych problemów z oswojeniem ich. Kiedy już przywiąże się do swojego pana, będzie go prawdopodobnie wiernie i zapalczywie bronić (oczywiście, odwaga odwadze i wierność wierności nierówne, ale jednak). Często żyją samotnie, ale jeśli już założą rodzinę, to raczej się jej trzymają i dzielnie jej bronią. Skupiska składające się z więcej niż jednej rodziny to raczej rzadkość.
Środowisko:
Pustynie, zwłaszcza piaszczyste.
Zdolności:
Są inteligentne, a ponadto potrafią bardzo szybko kopać w podłożu, a zwłaszcza w piasku. Mają ostre zęby - pazury są zaś raczej tępe, ale przydatne podczas kopania. Silnie wyczulone zmysły, zwłaszcza słuch (co zawdzięczają swoim długim uszom), węch (jako członkowie rodziny psowatych), wzrok i dotyk (przydatne podczas poruszania się w ciemnych korytarzach). Mają dodatkową, przezroczystą, lecz lekko przyciemnioną parę powiek, która chroni ich oczy przed słońcem i piaskiem. Potrafią tworzyć niewielkie burze piaskowe, zazwyczaj wypluwając je lub emitując je ze swoich ogonów - mogą się one sprawdzić głównie jako zasłony dymne, ale również jako chmary małych, twardych, ostrych pocisków. Potrafią przetrwać w dość wysokiej temperaturze (chociaż raczej nie mogą się równać z lwią częścią Neobiontów Ognia), a także obyć się przez długi czas bez pożywienia i/lub wody. Ich skóra i kości są stosunkowo bardzo wytrzymałe (najpewniej wiąże się to z przynależnością do typu Ziemnego), a one same są odporne na wiele trucizn.
Słabości:
Jako zwierzęta pustynne, są przystosowane do życia w raczej ciepłym klimacie, więc nie przepadają za zimnem (co prawda w nocy na pustyni bywa wręcz lodowato, ale wtedy to raczej śpią). Ich mikry wzrost też może być dla nich problemem, zwłaszcza w walce z jakimiś dużymi przeciwnikami.
Pokarm:
Zasadniczo mięsożerne (co wynika głównie stąd, że na pustyni trudno o karmę roślinną) - ich dieta to przede wszystkim ptaki, gryzonie, niewielkie gady i bezkręgowce. Jeśli już spożywają jakieś rośliny, zazwyczaj są to łodygi i/lub owoce kaktusów, które wpierw zazwyczaj "obierają" z kolców swoimi pazurami i ogonami.
Etymologia
Od "(Vulpes) zerda" ("fenek" po łacinie) i "arena" (czyli po np. łacinie, hiszpańsku i włosku "piasek").
Znane przykłady
Zenek (Zerdaren Grega)
Translation:
Profile on the computer:
Type: Earth
Alignmet: Neutral
Size: Approx. 50 cm long without the tail, the tail is 25 cm long, and the height at the withers is 27.3 cm
Human Origin: No.
Sapient: No.
Body type: Fennec
Taxonomy: Canidae (genus Vulpes)
Abilities: Quick kicking, intelligence, sensitive senses, creating sandstorms, endurance, resistance to certain poisons
Natural Weapons: Teeth and Claws
Look:
At first glance, very similar to the common desert fennec fox, but slightly larger and stronger. The coat is light, not very dense (the animal lives mainly in deserts, where it can be extremely hot during the day), sand-brown, with a yellowish shade, pale yellow on the abdomen and inside the ears, with a brown spot at the end of the tail. Black nose. Eyes usually: brown, yellow, gray, black or orange, and even blue (but rather dark blue, as they are then less susceptible to blinding sunlight) - the latter color is considered a sign of high intelligence and fidelity.
Behavior:
They are rather gentle and calm, although they can quite fiercely defend their territory against intruders, but the right Neobiontist should not have any problems with taming them. Once he becomes attached to his master, he will probably defend him faithfully and fiercely (of course, courage, courage and fidelity unequal, but still). They often live alone, but when they start a family, they rather stick to it and defend it bravely. Clusters of more than one family are rather rare.
Environment:
Deserts, especially sandy ones.
Abilities:
They are intelligent and can dig very quickly in the ground, especially in the sand. They have sharp teeth - claws are rather blunt but useful for digging. Strongly sensitive senses, especially hearing (which they owe to their long ears), smell (as members of the canine family), sight and sensing seismic vibrations (useful when navigating in dark corridors). They have an extra, transparent but slightly tinted pair of eyelids that protects their eyes from the sun and sand. They can create small sandstorms, usually spitting them out or emitting them from their tails - they can work mainly as smoke screens, but also as swarms of small, hard, sharp projectiles. They can survive in fairly high temperatures (although they are hardly comparable to the majority of Fire Neobionts), and can live without food and / or water for a long time. Their skin and bones are relatively durable (most likely due to belonging to the Earth type), and they themselves are resistant to many poisons.
Weaknesses:
As desert animals, they are adapted to living in a rather warm climate, so they do not like cold (admittedly, it can be icy at night in the desert, but then they sleep rather). Their small height can also be a problem for them, especially when fighting some big opponents.
Food:
Basically carnivorous (which is mainly due to the fact that it is difficult to find plant food in the desert) - their diet consists mainly of birds, rodents, small reptiles and invertebrates. If they already eat any plants, they are usually the stems and / or fruits of cacti, which they first "peel" of the spines with their claws and tails.
Etymology
From "(Vulpes) zerda" ("fennec fox" in Latin) and "arena" ("sand" in e.g. Spanish, Latin and Italian).
Known examples
Zeno (Greg's Zerdaren)
Traduko:
Profilo en la komputilo:
Tipo: Tera
Karaktero: Neŭtrala
Grandeco: Ĉirkaŭ. 50 cm longa sen la vosto, 25 cm longa vosto, 27,3 cm alta ĉe la postkolo
Homa Origino: Ne.
Racia: Ne.
Korpospeco: Feneko
Taksonomio: Hundedoj (genro Vulpes)
Povoj: Rapida fosado, inteligenteco, sentemaj sentpovoj, kreado de sabloventegoj, eltenemo, rezisto al iuj venenoj
Naturaj Armiloj: Dentoj kaj Ungegoj
Aspekto:
Unuavide, tre simila al la kutima feneko, sed iomete pli granda kaj pli forta. La felo estas malobskura, ne tre densa (la besto loĝas ĉefe en dezertoj, kie ĝi povas esti tre varma tage), sablobruna, kun flaveca nuanco, palflava sur la abdomeno kaj ene de la oreloj, kaj bruna makulo ĉe la fino de la vosto. Nigra nazo. Okuloj kutime: brunaj, flavaj, grizaj, nigraj aŭ oranĝaj, kaj eĉ bluaj (sed iom malhelbluaj, ĉar ili tiam malpli inklinas al blindiga sunlumo) - ĉi-lasta koloro estas konsiderata signo de alta inteligenteco kaj fideleco.
Konduto:
Ili estas iom mildaj kaj trankvilaj, kvankam ili povas sufiĉe furioze defendi sian teritorion kontraŭ entrudiĝintoj, sed la ĝusta Neobiontisto ne havu problemojn pri dresado de ili. Post kiam li ligiĝos al sia mastro, li verŝajne defendos lin fidele kaj furioze (kompreneble, kuraĝo al la kuraĝo kaj fideleco al la fideleco neegalaj, sed tamen). Ili ofte vivas sole, sed kiam ili komencas familion, ili prefere aliĝas al ĝi kaj defendas ĝin kuraĝe. Aretoj de pli ol unu familio estas sufiĉe maloftaj.
Medio:
Dezertoj, precipe sablaj.
Kapabloj:
Ili estas inteligentaj kaj povas fosi tre rapide en la tero, precipe en la sablo. Ili havas akrajn dentojn - ungegoj estas iom malakraj sed utilaj por fosi. Forte sentemaj sencoj, precipe aŭdpovo (kiun ili ŝuldas al siaj longaj oreloj), flarpovo (kiel membroj de la hundeda familio), vidpovo kaj tuŝpovo (utilaj dum navigado en malhelaj koridoroj). Ili havas ekstran, travideblan sed iomete nuancitan paron de palpebroj, kiu protektas iliajn okulojn de la suno kaj sablo. Ili povas krei malgrandajn sabloventegojn, kutime elkraĉante ilin aŭ eligante ilin de siaj vostoj - ili povas funkcii ĉefe kiel fumvualoj, sed ankaŭ kiel svarmoj de malgrandaj, malmolaj, akraj ĵetaĵoj. Ili povas pluvivi en sufiĉe altaj temperaturoj (kvankam ili apenaŭ kompareblas al la plej granda parto de Fajraj Neobiontoj), kaj povas vivi sen manĝo kaj / aŭ akvo dum longa tempo. Ilia haŭto kaj ostoj estas relative fortikaj (plej probable pro aparteno al la tipo Tera), kaj ili mem rezistas al multaj venenoj.
Malfortoj:
Estante dezertaj bestoj, ili estas adaptintaj al loĝado en prefere varma klimato, do ili ne ŝatas malvarmon (estas vere, ke nokte en la dezerto ĝi povas esti eĉ glacie, sed tiam ili kutime dormas). Ilia malgranda alteco ankaŭ povas esti problemo por ili, precipe kiam oni batalas kontraŭ iuj grandaj kontraŭuloj.
Manĝaĵo:
Esence viandmanĝantaj (kio ĉefe kaŭzas, ke estas malfacile trovi plantomanĝon en la dezerto) - ilia dieto konsistas ĉefe el birdoj, ronĝuloj, malgrandaj reptilioj kaj senvertebruloj. Se ili jam manĝas iujn plantojn, ili kutime estas la tigoj kaj / aŭ fruktoj de kaktoj, kiujn ili unue "senŝeligas" de la pikiloj per siaj ungoj kaj vostoj.
Etimologio
De "(Vulpes) zerda" ("feneko" latine) kaj "arena" ("sablo" en ekzemple hispana, latina and itala).
Konataj ekzemploj
Zenĉjo (Zerdaren de Greg)
0 notes
impxtion · 4 years
Text
TASK FROM  ━━  A ;  TRUTH: powiedz nam o najgorszym doświadczeniu podczas ustalania wątku, DARE: napisz one-shota, który będzie miał minimum 550 słów oraz słowa: miód, masc, slady, krew, truskawki.
           DARE  ♡  STRAWBERRY HIGH, words: 695
Będziesz idealny. Jedyne zdanie, które wisiało w obolałej głowie Furtera od kilku miesięcy, teraz w końcu doczekało się wypowiedzenia. Czule muskało popękane wargi, uwalniając ciężar oczekiwań, ekscytacji i dreszczu, aby już więcej nie obijać się o płuca i nie drażnić. Taka ulga. Tyle dumy. Był jeszcze lepszy, niż w jego głowie. Frank nie potrafił wyjść z podziwu kiedy patrzył na rezultaty swojego dzieła, jednak nie czuł się ostatnio najlepiej, nie tylko dlatego, że był przeziębiony. Presja, wynikająca z własnych dokonań oraz to, jak bardzo mu zależało, z dnia na dzień odbijały kolejne SLADY po igle na opalonym ramieniu, tworząc szlaczek brzydkich, fioletowo-zielonych plam. Później będą żółte, a potem znikną na dobre, robiąc miejsce dla kolejnych i kolejnych, uświadamiając jak bardzo mężczyzna uzależnił się od heroiny, tymczasem on sam nic sobie z tego nie robił. Słodka ulga, płynąca z narkotyku była dla Transylwańczyka zbyt dużą pokusą, aby podjąć próbę jakiejkolwiek walki, poza tym wcale nie chciał o nic walczyć. Dźwięczne westchnięcie, przepełnione spełnieniem wyleciało spomiędzy warg, gdy Frank wreszcie był gotów na podciągnięcie brokatowej rękawiczki aż po łokieć, chociaż i tak nie zakrywała ona plastra oraz SLADÓW. Tych SLADÓW, rozproszonych na skórze niczym polne kwiaty. Następnie odłożył niewielką strzykawkę na stolik, tuż obok skrawka materiału, którym na czas dawkowania narkotyku obwiązywał sobie ramię. Papieros został podniesiony ze stolika, po czym zatopił filtr w czerwonej szmince, a pan domu przygryzł jego końcówkę zębami, zaciągnął się i odłożył fajkę z powrotem, zostawiając na blacie kupkę popiołu oraz lekko przypalony punkcik. Nigdy nie używał papierośnicy. Transylwańczyk oddychał głęboko, jednak nie czuł nawet dymu, sprowokowany przez katar oraz MASC kamforową, którą miał pod nosem i która mieszała się z jego podkładem, tworząc brzydkie, szarawe grudki, co dodatkowo pobudzało ogarnięty chorobą umysł do narzekań. Mimo wszystko Furter nie powinien narzekać - przecież mu się udało, przecież osiągnął sukces, a jego małe dzieło kroczy gdzieś po sypialni w swoich złotych butach, ale to w dalszym ciągu było za mało dla zachłanności, która krążyła mężczyźnie w żyłach razem z KRWIA. No i ta choroba. Smród kamfory pod nosem uderzał Frankowi do głowy. Fajka, której smaku nie czuł, ostatki heroiny w organizmie, zamkowa cisza, ból głowy, wspomnienia, wspomnienia, wspomnienia. Chwilę później pan domu zerwał się z fotela i wywrócił go w taki sposób, że ten opadł nóżkami do góry, wywołując przytłumiony huk. To fotel tak huknął? Nie. Huk był gdzieś indziej, gdzieś na górze. Gdy zamroczony narkotykiem umysł zdał sobie z tego sprawę, mężczyzna był już w połowie drogi do sypialni, a po otwarciu drzwi, nie czuł już niczego innego, poza wściekłością. Na środku pokoju siedział Rocky, skulony, przerażony, bujający się w przód i w tył, przywodząc na myśl nieporadne dziecko. Nad nim Riff Raff z czerwonym SLADEM na dłoni. Z dłonią mocną, promieniującą ciepłem oraz popełnionym przed chwilą uczynkiem. Rocky trzymał się za polik. Riff Raff stał obok, niczym kat. Rocky płakał. Gdzieś za nimi, przy przeciwległej ścianie, leżał przewrócony świecznik, zupełnie jakby nawet on w pewnym momencie nie wytrzymał zdarzenia i zemdlał, rozlewając miękki wosk na dywan. Pod wpływem emocji, doktor chwycił pierwszą lepszą rzecz, którą miał pod ręką - miskę ze stoliczka, pełną TRUSKAWEK - po czym cisnął nią w kierunku służącego, trafiając prosto w jego łuk brwiowy. Riff Raff nie zdążył zrobić uniku, jednak nie usatysfakcjonowało to pana domu na tyle, aby dał mu spokój. Chwilę później Furter rzucił się na garbatego, rozbryzgując garść owoców na jego głowie, na twarzy, klatce piersiowej, wszędzie gdzie tylko dał radę. TRUSKAWKOWE flaki latały w powietrzu, do złudzenia przypominając KREW. A kiedy było już po wszystkim, mężczyzna odwrócił się w stronę swojego małego dzieła, przyciągając go do piersi i choć oddychał w przyspieszonym tempie, charczał i sapał, a jego nozdrza ruszały się jak szalone, nie ośmielił się puścić chłopaka, głaszcząc go po głowie oraz plecach. Rocky był dużo wyższy, dlatego dobrze, że siedział. Zapach TRUSKAWEK wnikał w przepełnione narkotykiem ciało, atakując czułe zmysły, był kwaśny oraz słodki zarazem, mdlił. Ale to nie było ważne, bo w danym momencie istniała tylko rozgrzana skóra chłopaka, tak idealna i brązowa niczym MIÓD. TRUSKAWKOWE SLADY mieszały się z tym kolorem, ponownie przypominając KREW, jednak tym razem Frank był gotów zatopić w nich swój spragniony język.
0 notes
alchemypolska · 4 years
Photo
Tumblr media
Naturalny olejek do opalania brązujący Artesania Art.☀️ to olejek który pełni dwie funkcje, można go używać do opalania w składzie znajdziesz 100% naturalnym olej z awokado i marchewki = (20 SPF) Ale nie tylko spełnia on role ochronne, to olejek który dodatkowo odżywia i nawilża skórę, bogaty w naturalne witaminy i minerały, uzupełnia barierę lipidową skóry, reguluje gospodarkę wodną tak żeby skóra miała podczas opalania odpowiednią wilgotność i jej nie traciła, to oznacza że jest olejkiem zatrzymującym procesy starzenia się skóry podczas opalania. Użyte składniki jak olej z nasion dzikiej marchewki to filtr słoneczny 38-40 SPF. Olejek ten skutecznie łagodzi nawet poparzenia słoneczne, nawilża, dotlenia i regeneruje skórę. Olejek do opalania Artesania jest olejkiem bardzo wydajny, po jego zastosowaniu skóra staję się piękna ożywiona, brązowa. Polecany jest również do stosowana po opalaniu jako after shave efekt utrwalenia opalenizny lekko brązujący i łagodzący ewentualne przegrzanie skóry. Olejek wyprodukowany w Hiszpanii Teraz ten kosmetyk możesz mieć 20% taniej.‼️ Wystarczy że wpiszesz kod promocyjny w sklepie Alchemia Urody #tarczaalchemy Zamów już dziś a gwarantujemy że otrzymasz go przed weekendem Majowym 2020. Jeśli szukasz kosmetyku do opalania z dobrym składem to właśnie go znalazłaś.#opalanie #olejekdoopalania #naturalnyolejekdociała #sol #eko #spf #uv #weekend #weekendtime #relax #relaxtime #relaks #relaksik (w: Warsaw, Poland) https://www.instagram.com/p/B_hKj7IlLsp/?igshid=1r2ktkmuofy7h
0 notes
ergomeblepl · 4 years
Text
Sofa BA3 3 osobowa, brązowa skóra naturalna
Dom i ogród > Salon > Fotele i sofy > Trzyosobowe
Tumblr media
Jest to zaprojektowana w 1929 roku sofa, która powstał na zamówienie, i stanęła w niemieckim pawilonie na wystawie w Barcelonie.,Charakterystycznie powyginana w kształt litery "X" chromowana podstawa oraz pikowana w kwadraty skóra naturalna to najbardziej charakterystyczne cechy tego produktu. Cała kolekcja Barcelona to fotel z podnóżkiem, sofy, ławki, leżanka i stolik.,Sofa wykonana jest ze skóry naturalnej.,Prezentowany produkt jest inspirowany projektem Barcelona.,. Cena 6999.00 PLN www.ergomeble.pl. Dom i ogród. Salon: fotele i sofy. Meble pokojowe: witryny. Sypialnia: szafy. Kuchnia i jadalnia: krzesła. Przedpokój: skrzynie otwierane. Taras i ogród: stoliki ogrodowe. Akcesoria: regały łazienkowe. Pufy: worki sako. Krzesła obrotowe.Łóżka: podwójne. pojemniki do przechowywania. Fotele i krzesła biurowe: krzesła obrotowe. Biurka: stoliki pod laptopy. Kontenerki. Regały. Szafy. Stoły konferencyjne. Stacje dokujące. Krzesła: drewniane. Stoły: okleina naturalna. ławy. Krzesła rehabilitacyjne. Firma Handlowa "ERGO" Marzena Stelmach ul. Antoniego "Orkisza" Radzika 8 23-400 Biłgoraj tel. 84 688 02 90
0 notes
kikapolska-blog1 · 6 years
Link
0 notes
nieprzygoda00 · 8 years
Text
KOLEJNY ROZDZIAŁ BO CZEMU NIE
  Zapiąłem ostatni guzik białej koszuli i przejechałem ręką po włosach, które najwyraźniej nie dojdą nigdy do ładu. Założyłem drogi zegarek, aby dodać swojemu wyglądu trochę elegancji i westchnąłem głęboko.
-Co się gapisz, frajerze? -warknąłem do odbicia w lustrze, po czym wywróciłem oczami tak mocno, że aż mnie zabolało.
 Zostało mi 30 min do wyjścia. Chwyciłem podstawowe rzeczy: telefon, portfel, fajki i klucze, a następnie wyszedłem z mieszkania. Podczas drogi modliłem się, aby niczego nie spieprzyć. Kupiłem po drodze półwytrawne wino i dodatkową paczkę fajek. W razie, gdybym jednak spieprzył.
 Postanowiłem sobie za cel roku wybaczenie rodzicom i polepszenie relacji między nami. Wszystko będzie dobrze, dopóki nie puszczą mi nerwy. A tak mogło być w momencie, kiedy zobaczę mojego brata.
Westchnąłem kolejny raz i zapukałem w drzwi. Otworzył mi (niestety) uradowany Daniel, który nawijał, jak to dobrze mnie widzieć i uściskał. Skamieniałem i przeszedł mnie dreszcz wymieszany z odruchem wymiotnym. Mój Boże, jak ja nienawidziłem tego człowieka... Przywitałem swoich rodziców, którzy spojrzeli na mnie lekko zaniepokojeni i ucieszeni. Zjedliśmy paskudną kolację, którą przygotowała jego narzeczona i rozmawialiśmy. Bardziej oni rozmawiali pomiędzy sobą, a ja przytakiwałem. Wypytywali mnie o różne rzeczy, tj. praca, pieniądze, kobiety i jak sobie radzę. Trwało to jakieś 1,5 godziny. Braciszek był bezlitosny. Jechał po mnie równo. Niby w żarcie, ale oboje wiedzieliśmy, że to na poważnie.
-Kuba, mógłbyś popilnować Erneścika? -podał mi swojego syna Daniel. A ja myślałem, że oszaleje. I oszalałem. Kurwa! Zrobił to z premedytacją... Nie wytrzymałem.
-Zabierz ode mnie tego bachora, bo nie ręczę za siebie -warknąłem.
Usłyszałem jak cała rodzina wstrzymuje oddech, a mój brat uśmiecha się w głębi duszy, sam do siebie triumfalnie. I wtedy wiedziałem, że przejebałem po całości.
-Wstyd mi, że jesteś moim bratem! -prawie plunął mi w twarz. -Wszystkich dookoła zawodzisz...Nawet własnych rodziców. Naprawdę mieli dobre serce wychowując cię, zamiast oddać. Spieprzyłeś tak cudowną rodzinną uroczystość! Nie wiem, jak masz czelność nosić nazwisko tej rodziny!
  No zaraz będzie miał pizdę pod okiem. Ale nie słuchałem już tego. Patrzyłem się na niego jak na debila, którym był.
-Mamo -zwróciłem się do niej spokojnie. -Czy wy widzicie, kogo wychowaliście? Bezwzględnego egoistę, który stara się być tym "lepszym"! Nawet nic nie zrobicie podczas, gdy ten idiota chce zrobić ze mnie psychopatę w waszych oczach! Spuściliście wzrok i co? I tyle? Myślałem, że chcecie odbudować coś... Zjebaliście mi dzieciństwo, skupiając się na wychowaniu tego materialisty, kiedy to ja was potrzebowałem najbardziej. Zawiedliście mnie po całości! A już szczególnie wtedy, kiedy stanęliście w jego obronie, jak spłodził owego bachora tamtej szmacie!
Usłyszałem jak Daniel poruszył się niespokojnie i krzyknął na mnie bardzo wyraźnie.
-Mój własny brat przeleciał moją kobietę, zrobił jej dzieciaka, które wmawiała przez kilka miesięcy, że jest moje! A wy stanęliście za nim murem...Jak ja mam wam zaufać...?
-Bo ciebie nie da się pokochać! Myślałeś kiedyś o tym? Oto powód zdrady Ani i brak zainteresowania rodziców twoją osobą!
  I chyba wtedy coś we mnie pękło. Uniosłem brwi, wzruszyłem ramionami i wyszedłem zostawiając ich z zimnym "Dobrze wiedzieć.". Pieprzyć postanowienia noworoczne. Zapaliłem silnik auta i odjechałem w stronę Palladium. Pękała mi głowa. Nigdy w życiu nie byłem tak roztrzęsiony. Jestem ateistą, ale nich mi Bóg pomoże... Było ok. 18:30. Na telefonie miałem 6 nieodebranych połączeń od Haresa i 3 od Łukasza. Cholera. Zapomniałem im powiedzieć, że nie przyjdę na próbę.
    Ujrzałem tłum, który kręcił się pod gigantyczną sceną. Przebiegłem cicho na backestage i uspokoiłem chłopaków.
-Jestem, jestem! Przepraszam, ale miałem ważną sprawę do załatwienia -uśmiechnąłem się przepraszająco i zapaliłem szluga.
-Ja cię kiedyś zatłukę, Kawalec..-syknął Hares i zniknął gdzieś. Za kulisami było mnóstwo osób. Kręcili się tu ludzi ze znajomych zespołów, kobiety z dziećmi reszty członków zespołu oraz ludzie, których widziałem pierwszy raz na oczy. Ach, Warszawa...
"...ciebie nie da się pokochać!" -huczało mi w głowie doprowadzając moją psychikę do załamania. Poszedłem do łazienki. Może inaczej. Wpadłem do łazienki. Przemyłem twarz lodowatą wodą i oddychałem. Po prostu głęboko oddychałem. Nagle usłyszałem jak ktoś wychodzi z toalety. Ogarnąłem swój wyraz twarzy i ujrzałem swojego przyjaciela, który był równie zaskoczony moim widokiem, co ja jego.
-O stary! -jęknął Latawiec. -Gdzieś ty był? Odchodziliśmy od zmysłów.
-M-miałem jedną rzecz do załatwienia -mruknąłem obojętnie.
-Wszystko w porządku? -spytał i położył mi dłoń na ramieniu.
-Tak -odparłem stanowczo. -Dźwięczy mi w głowie jedno zdanie i nie mogę się go pozbyć.
-Coś do nowej piosenki? -wyszczerzył się Łukasz. -Chcesz się podzielić?
-Jeśli piosenka ma mieć tytuł "ciebie nie da się pokochać" to owszem -syknąłem.
Mój przyjaciel znieruchomiał nagle i wybałuszył oczy.
-Czekaj, czekaj -przetarł oczy. -Która zdzira ci to powiedziała?
-Daniel.
  I musiałem mu opowiedzieć co się stało.
-Zabiję sukinsyna...-warknął podsumowując.
-A weź. Nie warto. Możesz się zarazić jakimś syfem czy coś. Chodź do ludzi...
Roztrzepałem jeszcze bardziej włosy, rozpiąłem dwa guziki koszuli i podwinąłem rękawy. Poparzyłem się na swoją twarz w lustrze. Skrzywiłem się i obróciłem głowę, wciąż przyglądając się odbiciu.
"...ciebie nie da się pokochać!"
-Pierdolenie -mruknąłem do siebie z wściekłością i wyszedłem z łazienki.
Do wejścia na scenę zostało nam jakieś 10/15 minut. Trudno, wejdziemy z opóźnieniem. Kiwnąłem głową kilku ludziom na znak przywitania, a po chwili ujrzałem malutką dziewczynkę o blond włosach, która leciała w moją stronę.  Uśmiechnąłem się szeroko na widok chrześniaczki i szybko uniosłem ją do góry. Dziewczynka przytuliła się do mnie i zaczęła nawijać jak nakręcona. No w ojca to ona nie poszła...
-Nadia, gdzie zgubiłaś tatę? -spytałem ją i posadziłem sobie na plecach.
-Siedzi z takim dziwnym panem przy stole.
-Jakim panem?
-No takim dziwnym.
Dogadaj się z dziećmi....
-A mogłabyś go opisać? -westchnąłem.
-No z białą brodą i takim dziwnym, czarnym kapeluszem -odparła.
Zamarłem. Jak Latawiec usiądzie z Grabażem to nie odejdzie, a powinniśmy wejść za kilka minut. Odstawiłem chrześniaczkę Beci, która siedziała z pozostałymi kobietami za kulisami i poleciałem po Latawca, który (dzięki Bogu) kręcił się z Jarkiem przed wyjściem na scenę. Kamień spadł mi z serca.
 Wyszliśmy na scenę i zaczęliśmy koncert. Nie lubiłem takich dużych klubów. Wolałem coś nieco bardziej kameralnego, gdzie było czuć tą "więź z ludźmi i słuchaczami. Ale nie mogę narzekać....
  Po koncercie spotkaliśmy się jak zwykle z publicznością. Podpisałem tyle płyt, telefonów, koszulek, ciał, biletów czy plakatów, że zaczynały drętwieć mi palce. Trochę też wypiłem, ale czułem się bardzo dobrze. Zupełnie jakby alkohol nie ruszał mnie. Po chwili podeszła do mnie kobieta. Nie, czekaj. Prędzej dziewczyna. Bardzo ładna z nieziemską figurą i ciemną karnacją. Zagadała do mnie, ale widocznie dobry takt nie był jej mocną stroną.
-Więęęęęęc, co masz ochotę robić? -spytała z maślanymi oczyma. Takie piękne opakowanie, a zawartość wręcz odstraszała.
-Mam ochotę pić, a potem iść z tobą do mnie -uśmiechnąłem się łobuzersko.
   Gdy przekroczyła próg mojego mieszkania dosłownie rzuciła się na mnie. Podążaliśmy do sypialni, pozbywając się części garderoby. Nagle telefon zadzwonił, a ja odskoczyłem jak oparzony. Na wyświetlaczu pojawiło się imię drogiego kumpla perkusisty. Wywróciłem oczami i odkleiłem się od dziewczyny.
-Zrób sobie grę wstępną, jestem zabiegany trochę, ale zaraz dołączę -rzuciłem i wyszedłem z sypialni.
-Że coś ty powiedział?! -usłyszałem oburzony krzyk.
-Żartowałem! Zaraz przyjdę -krzyknąłem z drugiego końca mieszkania. -Jarek o co chodzi?
Nie doczekałem się odpowiedzi. Jedynie szumy, szmery i niewyraźne odgłosy. Następnie stały tekst mojego kumpla, tj. "Stary czy ty wiesz jak ja cię kocham?"
Pokręciłem głową i rozłączyłem się. Następnie wróciłem do niecierpliwej niewiasty i dokończyłem to, co zacząłem. Więcej grzechów nie pamiętam.
  Odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się mocno. Dziewczyna koło mnie głęboko oddychała i uśmiechała się sama do siebie. Mimo wszystko, nie czułem żadnej dumy lub czegoś szczególnego. Zaspokoiłem swoje potrzeby i tyle. Nie wiadomo dlaczego, zacząłem porównywać ją do Melanii. Skóra owej dziewczyny była taka jakaś inna. Pokrywała ja brązowa gęsia skórka i nie posiadała żadnych zmiękczeń. Zero tkanki tłuszczowej, sama skóra, mięśnie i kości. Nic przyjemnego. Jej skóra była taka jakaś elastyczna, cienka i lepka. Nie wiem jak to opisać, ale nie spodobało mi się to zbytnio. W przeciwieństwie do Meli, której skórę mógłbym porównać do śniegu: była biała i puszysta. Do końca życia będę wspominał jej miękką skórę na policzkach na twarzy. Szczególnie kiedy się uśmiechała.
-To było coś....-wyrwała mnie z zamyślenia brunetka. -Zamówimy coś do jedzenia?
-Pizzę? -mruknąłem i sięgnąłem po telefon.
-Hmm... może coś bardziej romantycznego? -migdaliła się.
-Możemy zjeść pizzę w deszczu -żachnąłem się.
-Cudownie...
Następnego dnia wstałem ok. 13. Otworzyłem jedno oko, następnie drugie, a stanowiło to nie lada wyczyn. Całe szczęście, obok mnie nikogo nie było. O kurwa.. Zerwałem się z łóżka i skoczyłem do spodni leżących na dywanie. Wygrzebałem portfel z kieszeni i przeliczyłem pieniądze. I 400 zł poszło się jebać...Taniej wyszłoby mi zamówienie dziwki. Ale to nie w moim guście. Niech sobie chodzi na te solaria, musi dbać o ciało skoro mózg przegrał walkę. Ważna nowa zasada: nigdy w życiu nie wypłacaj pieniędzy przed żadnym koncertem ani imprezą...Przenigdy.
Poszedłem pod poranny prysznic i odkręciłem zimną wodę dla obudzenia się i poprawienia krążenia. To podobno pomaga, gdzieś czytałem. Ale co ja tam wiem. Następnie po porannej toalecie, poszedłem wycenić straty związane z wczorajszym balowaniem. E no nie było źle. Stłukłem wazon i na podłodze było parę drobiazgów. Posprzątałem wszystko w zaskakującym tempie i usiadłem przy stole służącym za miejsce pracy. Sprawdziłem skrzynkę, wiadomości, pogodę... Cholera, znowu będzie padać. Zrobiłem sobie kawę z expresu, która swoim niemiłosiernie głośnym odgłosem, rozbudziła mnie do granic możliwości. Włączyłem winyl zespołu Iron&Wine i odpaliłem szluga, rozkoszując się spokojną grą gitary akustycznej i przyjemnym głosem wokalisty.
  Po chwili dostałem weny twórczej i jak struś pędziwiatr pognałem do stolika "tworów". Nabazgrałem nieczytelnie parę wersetów i zaciągnąłem się uśmiechnięty do siebie.
Otarłem się o Ciebie
Obdarłem Cię z bielizny
Oparłaś się o kuchnię
Oddałem swoją duszę
Oblałaś się rumieńcem
Oddałaś się ze wstydem
Odkryłem, że to kłamstwo
Obrałaś mnie ze skóry
Obdrapałaś mnie ze złudzeń
Obtarłaś moje serce
Ograłaś mnie
Odeszłaś
Patrzyłem się w tekst, po czym zwinąłem kartkę w kulkę. Bardziej to pasowało do tomiku nieopublikowanych fraszek Szymborskiej niż piosenki do nowej płyty. Strasznie zgłodniałem, ale w lodówce gościło tylko światło. Westchnąłem i wyłączyłem winyl. Założyłem kurtkę, czarne trapery i wziąłem portfel razem z telefonem.
  Jako że byłem jeszcze trochę skacowany, postanowiłem iść do zwykłego sklepu niedaleko mojego mieszkania.  Który okazał się zamknięty...Super. Więc mimo woli, musiałem zrobić te dodatkowe 2 km, aby dojść do supermarketu.
Spakowałem do papierowej torebki "świeże" pieczywo, dżem, twaróg i parę innych śniadaniowych drobiazgów. Zaraz, zaraz...śniadaniowych? Bardziej obiadowych. Więc zdecydowałem się na składniki, które mogłem zjeść na ciepło. W sklepie nie było zbyt dużego wyboru, więc wziąłem 3 piersi kurczaka oraz dużą paczkę mrożonych frytek. Dorzuciłem gdzieś ser, czosnek, śmietanę i parę innych przypraw. Czytałem skład mleka sojowego, gdy ktoś na mnie wpadł. Już miałem zjechać ową osobę, ale odwróciłem się i...Zazwyczaj mam problemy z Bogiem, ale dzisiaj dzieją się cuda.
Stała przede mną brunetka. Miała włosy związane w roztrzepany ogon i białą twarz. Uśmiechała się do mnie pełnymi ustami w kolorze brązu zmieszanym z różem i pomarańczą. Nie wiem, jak to nazwać. Na bladej twarzy widniał brzoskwiniowy rumieniec i zakreślone kości policzkowe.  Największą uwagę przykuwały oczy. Powieki były w kolorze nieco jaśniejszym niż usta, które stanowiły ozdobę dla tęczówek. Najpiękniejsze niebieskie oczy, jakie były na całej kuli ziemskiej. I do tego te rzęsy...
-Mela...-uśmiechnąłem się szeroko. -Co ty tutaj robisz?
-Mnie również miło cię widzieć -parsknęła śmiechem. Przy tej kobiecie nie dało rady posiadanie "złego dnia". Ona od razu sprawiała, że był lepszy. -Nadrabiam zaległości w zwiedzaniu stolicy. Dokładniej, byłam odwieźć rodziców na lotnisko i postanowiłam spędzić tu parę dni. Tylko szlag trafił moją rezerwację. Wyjątkowo źle zaczął się ten dzień.
-Ooo rodzice zrobili sobie urlop. Należy im się- przytaknąłem, nie mogąc wyjść z podziwu.
-Tak, wyjechali na dwa tygodnie do wujka, do Oslo- odgarnęła kosmyk włosów. -Och! Miałam ochotę na podróż przez okoliczne kluby, a zdaje się, że jesteś w tym specjalistą. A ja postanowiłam ci zaufać
-Osobiście odradzam -uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Uwielbiałem patrzeć jak wybucha cichym śmiechem.
-Dobrze, a więc może oprowadziłbyś mnie po miejscach godnych uwagi?
 Ten dzień nie mógł być lepszy. Serce waliło mi jak oszalałe, a gdybym mógł, tańczyłbym z radości. Najwidoczniej wciąż kochałem tą kobietę. Czyżby Bóg szykował słońce przed burzą?
-Z największą chęcią -odparłem. -Wspominałaś coś o hotelu. Jak chcesz możesz pomieszkać u mnie. Udostępnię ci kanapę. A uwierz jest dużo wygodniejsza niż łóżko. Nie rozumiem tego paradoksu.
   Popatrzyła się na mnie niepewnie i zagryzła wargę. Przez nią pójdę do piekła...
-Zastanowię się jeszcze nad tym -odparła. -Więc o której się widzimy i gdzie?
-Na starym mieście są w sumie najlepsze kluby. Proponuję przy Hard Rocku o 20.
-No i świetnie. Do zobaczenia! -uśmiechnęła się szeroko i ucałowała mnie w policzek. A ja straciłem głowę. Odprowadziłem ją wzrokiem i wróciłem do kontynuowania zakupów.
  Była 19:30. Byłem już wykąpany, ogolony i wypachniony różnymi różnościami. Założyłem koszulę z czarnego dżinsu i zwykłe spodnie. Następnie zamówiłem taksówkę na starówkę. Nie miałem zamiaru robić dzisiaj za kierowcę, nie byłby to dobry pomysł.
Dosłownie kilka minut przed 20 byłem w centrum starówki. Napisałem wiadomość do Meli informującą o mojej lokalizacji i niedługo po tym spotkaliśmy się. Weszliśmy na początku do klubu "Twierdza", który Meli się spodobał na tyle, że spędziliśmy tam ponad 3 godziny.
-Fajne to miasto, ale nie mogłabym tu mieszkać -stwierdziła uśmiechnięta niebieskooka, siedząca naprzeciwko mnie.
-Nieeee- westchnąłem. -Miasto jest w porządku. Tylko ludzie jacyś dziwni. Są lekko irytujący.
Mela uniosła brew i przyjrzała mi się, oczekując szczegółów.
-No dobra... Są wkurwiający! Nikt tutaj ci nie powie: "Idę odpocząć". O nie! Tutaj każdy mówię "Idę wychillować". Każdy się chwali przesadzonym akcentem angielskim i zachowuje się jak oczytany, nowoczesny hipster. A zwykle nikt nie wie kim jest S.King.
-Faktycznie -kiwnęła głową. -Pseudo mądrzy. Tak odchodząc od tematu, gościu świetnie gra. Nie lubię tego rodzaju muzyki, ale przyjemne dla ucha.
-Ano też zwróciłem uwagę -łypnąłem okiem na zarośniętego młodego chłopaka. -Poczekaj moment.
 Odszedłem od stołu w momencie i podreptałem do chłopaka, który zrobił sobie przerwę w graniu.
-Ej! Jak się nazywasz?- zaczepiłem go.
-Eeeee, Filip- odpowiedział zmieszany.
-Słuchaj, Filip- wyciągnąłem swoją wizytówkę. -Jak chcesz się na poważnie zająć muzyką zadzwoń do mnie jutro po południu. Trzymaj się!
   I wróciłem do stołu.
-Nie wiedziałam, że jesteś producentem. -uśmiechnęła się i pociągnęła łyk kolorowego drinka. Mój Boże... Nie mogłem się na nią napatrzeć.
-Dużo rzeczy o mnie nie wiesz, pani Sulewska. Dodatkowo prowadzę firmę z Jareczkiem oraz bratem Latawca, która zajmuje się wynajmem jachtów i żaglówek. Ale to bardziej sezonowa robota, trochę papierkowa, ale nie mam co narzekać. -uśmiechnąłem się skromnie. -To gdzie chcesz teraz iść?
  Do mojego mieszkania wróciliśmy ok. 2 w nocy. Obskoczyliśmy w sumie 3 kluby. Doszło do tego, że wypiłem dwie szklanki whisky z lodem i colą, śpiewałem karaoke (wina Melanii, która jest dosyć uparta) i nawet tańczyłem. Cud.
 Siedzieliśmy w moim salonie na kanapie. Mela degustowała nalewkę mojej roboty, a ja pokazywałem jej dobrą muzykę. Przewinęły się zespoły takie jak: Nothing but Thieves, Toto, Kodaline itd.
-Mój Boże, przecież to Keaton Henson -westchnęła dziewczyna z zachwytem. -Mam jego wszystkie płyty. Mistrz nad mistrzami. Chociaż my mamy swoją "Miłosną" także jaki kraj, taki Henson.
-Co mamy? -prychnąłem śmiechem i wyłączyłem kolumny. Siedzieliśmy dosyć blisko siebie. Nie chciałem dać dupy i miałem zamiar w końcu wyznać parę słów. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze ułamek sekundy...
-"Miłosną". Nie mów, że tego nie znasz! -uniosła głos i usiadła do mnie bokiem, skacząc na kanapie. Jeszcze bliżej mnie...-Mama zawsze śpiewała mi do snu, dlatego taki sentyment.
-Nie wiem czy znam....Zaśpiewaj mi. -uśmiechnąłem się.
-Nie chcesz tego. -pokręciła głową nieprzekonana.
-Chcę.
-Och... No dobrze. -przełknęła ślinę.
"Wcześnie przyszedłeś miły
Za szybko
Jeszcze nie zdążyłam się calutka naprawić
Jeszcze nie potrafię sobą
Tutaj być
Bo jeszcze kilka razy muszę się wywalić" -
popatrzyła się na mnie wyczekująco i trochę zawstydzona.
-Nie przerywaj -odparłem zauroczony jej głosem. Jej oczami. Jej mimiką i zachowanie. Zauroczony NIĄ.
"A Ty na mnie czekaj
Cierpliwy bądź
I łap mnie
I chroń mnie jak rzeka
Bądź mi lekiem
I trwaj przy mnie"
   Nagle znalazła się niebezpiecznie blisko mnie. Siedziała wciąż bokiem do mnie i jechała ręką po moim ramieniu. Zamknęła oczy. Czułem jej przyjemny zapach i oddech. Po chwili stykaliśmy się nosami. I pocałowałem ją. Najpierw powoli, ale ona też nie była bez winy. Przerodziło się to w coś zrozpaczonego i namiętnego. Położyła dłoń na mojej żuchwie, a drugą na karku. Przeszedł mnie dreszcz, który ona najwidoczniej wyczuła. Oderwaliśmy się niechętnie od siebie, stykając się czołami i nosem.
-W porządku? -spytała, gładząc palcami mój policzek.
-T-tak -odparłem szybko. -Nie na co dzień całuje kobiety, które są dla mnie ważne.
Zobaczyłem kątem oka jak się uśmiecha. Wciąż mnie dotykała. Jezu, jakie cudowne uczucie. Dawno nikt nie obdarzył mnie taką czułością. Te dziewczyny na jedną noc się nie liczą. One chciały tylko seksu i pieniędzy. Nie było mowy o żadnym dotyku znaczącym coś więcej niż grę wstępną. Także nowość dla mnie swojego rodzaju.
-Coś cię gryzie? -zamruczała mi do ucha i położyła głowę na moim ramieniu.
-Nic, co powinno cię martwić -uśmiechnąłem się sam do siebie. -Bo widzisz, Mel. To trochę dziwne uczucie. Jestem hm...Jakby to powiedzieć...Odseparowany od czułości, dotyku itd. Dotychczas miałem kobiety jednej nocy, które były no cóż...dosyć zimne. Dlatego dziwnie reaguje na dotyk, to dla mnie zupełna nowość. Ostatnio się dowiedziałem, że nie da się mnie pokochać... I cholera! Uwierzyłem w to. Nawet sam nie wiem czemu...
-Cóż za bzdur stek! -oburzyła się, czym pozytywnie mnie zaskoczyła. -Ktoś bez serca mógł ci to powiedzieć. Poza tym, zdaje się, że ja cię pokochała. Także no myliła się droga osoba.
Serce zabiło mi mocniej. Poczułem coś w rodzaju hm...ulgi? Było to w każdym razie pozytywne uczucie. I ja też ją kochałem. Jak widać, nad życie.
-Tak się składa, że ja też -mruknąłem jakby sam do siebie. -Ech, Mel....Ja już mam po prostu dosyć bycia samym. Jestem zmęczony samotnością! Odliczam tylko dni do tras, obozów, nagrywań, bo mogę być z ludźmi. Tutaj nawet nie ma kto podać mi zasranej herbaty! To mnie wykańcza, a tak bardzo chcę prowadzić normalne życie.
  Reszty wieczora nie pamiętam aż tak. Może za dużo wypiłem. Pamiętam, że położyłem się spać, ale przed tym, dałem Meli swoją koszulkę. Pamiętam jeszcze jej kojący dotyk, który usypiał mnie i uspokajał. I jej głos, który mówił "Ja przy tobie zostanę. Idź spać, kochanie, jesteś wyczerpany."
0 notes
Text
Impassivity // sekai
gatunek: angst
Położyłem się do łóżka, gdy było jeszcze dosyć jasno. Chmury, co prawda, przysłoniły widok purpury nieba, a księżyc opatulił się kołdrą tych obłoków, ale nadal dokładnie widziałem zarys swoich dłoni, ułożonych na pościeli. Godzinę później, gdy otworzyłem oczy było już ciemno, a ja zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę tylko udawałem sen. W moich lśniących oczach pojawił się strach, ale nie było nikogo, kto mógłby go ugasić, choć jak rozgrzany płomień przechodził wzdłuż całego mojego ciała, by osiąść na niespokojnej duszy. Wstałem z łóżka i po omacku sięgnąłem do włącznika małej lampki nocnej, stojącej na moim biurku. Po małej i skromnie urządzonej sypialni rozlało się ciepłe światło żarówki. Własnie wtedy, za swoim uchem, usłyszałem donośne, acz niskie bzyczenie. Stwierdziłem, że nie mam doczynienia z komarzycą, a to one gryzą, więc postanowiłem zignorować dżentelmena, który złożył mi niespodziewaną wizytę. Upewniając się, że na nim nie usiądę, spocząłem na łóżku, wpatrując się w białe ściany swojego pokoju. Pokoju, który był świadkiem powolnego odbierania mi duszy. Pokoju, w którym tak naprawdę wszystko się rozpoczęło, wraz z jego osiemnastymi urodzinami. Westchnąłem, widząc jak czarny, ogromny komar, latał ospale i nieco ociężale przy moich książkach, ustawionych zgrabnie, na starych regałach. On pewnie nie miał takich zmartwień, których nie potrafił wykrzyczeć w cieniu nocy, przez gardło, które ściskało się przez ból. Mógł oddychać spokojne, a bicie jego malutkiego serca nie było bolesne. Uniosłem lewą rękę, na której nadgarstku, wykaligrafowanym pismem wydziergane były w skórze litery, składające się w imię i nazwisko człowieka, który był moją drugą połówką.
W tym świecie nie było żalu. W tym świecie nie istniała droga wyboru, bo Bóg postawił wszystko na jedną kartę i był w tym niesamowicie dokładny. Liczba ludzi, która się rodzi, każdego roku jest parzysta. Nas jest do pary, a tylko Bogu jakby brakowało istoty do miłości. A może on kochał nas wszystkich na tyle mocno, że zdołał całą swą wieczność poświęcić na spisywanie księgi przeznaczenia? Wiadomo było jedno - każdy z ludzi, miał swoją miłość. Każdy, dostawał jej imię na nadgarstku w dniu swoich osiemnastych urodzin. Dla mnie nie było nowością, że to Do Kyungsoo dostał połowę mojej duszy.
2013, wrzesień
Początek jesieni postawił nas przed faktem dokonanym już na początku miesiąca. Pierwszego dnia spadł deszcz, zrobiło się nieco chłodniej, a niebo okryła wieczna warstwa chmur. Brakowało tylko złotych liści spadających z drzew, ale i na to nie trzeba było długo czekać. Sehun uważał, że jesień to najpiękniejsza pora roku i ciesząc się niezmiernie z takiej kolei rzeczy, szedł do szkoły jakby prowadzony na skrzydłach szczęścia. Ja marszczyłem tylko nos zniesmaczony i zastanawiałem się, jak wiele czasu ze swoich marnych wakacji straciłem na lenistwo. Idąc do szkoły myśli się zwykle o tym, jak wiele kreatywnych rzeczy można robić w domu. No, chyba, że jest się niewyspanym i marzy się o wróceniu do ciepłego, niewymagającego od nas niczego, łóżka.
- Jongin, gdzie jesteś? - zapytał mnie Chanyeol, gdy usiadł obok mnie w ławce na matmie. Spojrzałem na niego krzywo, rozumiejąc, że złapał mnie na myśleniu o niebieskich migdałach. Uśmiechnąłem się leniwie, przecierając zmęczone oczy. Bolały.
- W domu, bawiłem się z Kikim - odparłem, a on zaśmiał się głośno. Gdyby szczęście było człowiekiem, wcieliłoby się w młodego Park Chanyeola. Stukałem ołówkiem w ławkę przez całe czterdzieści pięć minut, zaczynając rozumieć, że nie wyniosę nic nowego z lekcji o liczbach, które i tak niewiele mnie interesowały. Liczby to tylko cyfry, złączone w większe sumy. Nic nie znaczą. Nic nie mają. Nic nie tworzą. A przynajmniej moja głowa nie tworzyła nic konstruktywnego z sum wielu, wielu równań.
Na przerwie, podszedł do nas Baekhyun. Brązowowłosy, niski chłopak, który zawsze sprawiał wrażenie zamkniętego w sobie. Jakby żył we własnym świecie, do którego nikogo nie wpuszczał, chyba, że było się Oh Sehunem. Wiecznie rysował coś w swoim zeszycie, lub pisał teksty piosenek czy wiersze. Wiedziałem to jednak od młodego, który bardzo za nim przepadał. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że Sese wprost zakochał się w Byunie od pierwszego wejrzenia, jeszcze w podstawówce. Patrzyłem z uśmiechem jak na policzkach Sehuna pojawia się rumieniec przez kurdupla, który szedł w moją stronę, nieco odważniej niż zwykle.
- Ekhem... - odchrząknął głośno, gdy stanął przy mnie, podczas gdy ja wkładałem książki do swojej szafki. Spojrzałem na niego kątem oka i mrugnąłem do niego.
- Co tam, Baek?
- Kyungsoo kazał mi przekazać, że jesteś jego przeznaczeniem.
- Słucham?
- Słyszałeś.
I uciekł. Jak gdyby nigdy nic.
Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą losów na loterię: to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć. Najgorsze jest to, że żaden z nas nigdy tak naprawdę tego nie zrobił. Byliśmy zbyt obojętni. Może gdyby dodano do nas resztkę kwasu siarkowego, przestalibyśmy być ciągłą reakcją zobojętniania, której tak zawzięcie uczył mnie pan od chemii przez ostatnie trzy lata liceum. Do mojego spotkania z Kyungsoo doszło dopiero po kilku dniach, które ciągnęły się dla mnie w nieskończoność. Wciąż o nim myślałem, a gdy przechodził obok mnie na korytarzu, czułem jakby nasze dusze dotykały siebie nawzajem, choć pewnie tylko mi się wydawało.
Zatrzymał się przed łazienkami, kiedy ja szedłem do innej klasy. Spojrzał na mnie swoimi lśniącymi oczami, w którym odbijała się tylko moja twarz. Podszedłem, bo tak naprawdę nie miałem nic do stracenia. Mogłem jedynie patrzeć, jak chłopak uśmiecha się lekko, gdy w naszych uszach zabrzmiał dzwonek na kolejną lekcję. Obydwoje to zignorowaliśmy. Obydwoje stwierdziliśmy, ze mamy sobie coś do powiedzenia, więc weszliśmy do szkolnej toalety z myślą, iż tam będzie ciszej. I nikt nas nie usłyszy, choć żaden z nas nie powiedział przez pierwsze minuty nawet jednego słowa. Było dobrze, bo ogarnęła nas cisza, a nie wymuszone milczenie, które wyrywa twoje serce na strzępy gdy do niego dochodzi. Ująłem jego lewą rękę w swoją i uniosłem ją lekko, by zobaczyć swoje imię, napisane złotymi literami na nadgarstku. Gdy Kyungsoo uśmiechnął się i charakterystycznie przechylił głowę w prawo, pomyślałem, że szkolna toaleta to najbardziej romantyczne miejsce na świecie.
- Zamierzamy coś z tym zrobić? - zapytałem cicho, bo w szkole już zaczęły się lekcje, a mój głos odbił się od białych kafelek na ścianach, głuchym echem, które zniknęło po chwili. Chłopak wzruszył ramionami, a ja zmarszczyłem brwi, gdy powiedział coś, czego nie chciałem usłyszeć.
- Nie wiem. Myślałem, że moim przeznaczeniem, będzie dziewczyna - wyznał szczerze i przełknął ślinę. Był zdenerwowany podobnie jak ja, ale w tamtym momencie z jego twarzy zniknął uśmiech. Nie pojawił się zamiast niego grymas, tylko zwykła obojętność. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, że obojętność powinna zaistnieć jako jeden z grzechów głównych, bo mierzy bez litości swoje siły na zamiary, wobec każdego z ludzi.
- To znaczy, że nie chcesz nawet mnie poznać? - spytałem, a on spojrzał mi w oczy. Miałem wrażenie, że chce wzruszyć ramionami, ale nie zrobił tego.
- Nie, spróbujmy, Jongin-ah - powiedział prawie szeptem, gdy zabierał swoją dłoń z dala od mojego dotyku. Mimo to, uśmiechnąłem się lekko. Tylko po to, żeby on zrobił to samo. Gdy jego oczy spotkały się z moimi ustami, odwzajemnił mój uśmiech choć był bardzo, bardzo smutny. Jakby wymuszony.
- Odprowadzę cię do domu - powiedziałem i wyszedłem z toalety pierwszy. On chwilę się wahał, ale w końcu poszedł za mną, poprawiając swoją torbę na ramieniu. Gdy wyszliśmy ze szkoły, olewając resztę bezużytecznych lekcji, poprowadził mnie on parkiem w stronę swojego mieszkania. Ciemne chmury wciąż okrywały niebo i żałowałem, że nie ma choć odrobiny słońca. Drzewa kłaniały się ziemi do stóp przez wiatr, który szalał bezwstydnie po ulicach miasta, jakby jego głównym celem było irytowanie ludzi samym swoim istnieniem.
Z tego spaceru nie wyniosłem niczego nowego. Kyungsoo nie starał się podtrzymywać rozmowy, więc i ja wkrótce się poddałem. Między nami trwała jedna z tych napiętych i nerwowych rodzajów ciszy, bo każdy z nas oczekiwał czegoś innego od drugiej osoby. Mimo to cieszyłem się, bo nadal nie było to milczenie. Patrzyłem jak otwiera bramę wielkim kluczem, który wyjął ze swojej torby i gdy już miał wchodzić, złapałem go za nadgarstek. Jego skóra była delikatna, a mój mocny uścisk pozostawił na niej zapewne różowawy ślad. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, unosząc brwi.
- Zawsze taki jesteś, czy postanowiłeś się tak zachowywać, bo ci nie odpowiadam?
- Aż tak łatwo mnie przejrzeć? - odpowiedział pytaniem i uśmiechnął się cwaniacko. Chciał wyrwać swój nadgarstek, ale byłem silniejszy.
- Raczej to ja dobrze czytam z ludzkich twarzy - wyznałem. Soo zacmokał i zmrużył oczy, skupiając się na moich. Kolejny raz.
- Czego chcesz, Jongin? Czego ode mnie oczekujesz?
- Niczego namacalnego - szepnąłem, zbliżając swoją twarz do jego. Nie odsunął się nawet o milimetr. - Daj mi trochę czasu i choć cień szansy.
Tym razem dałem mu wyrwać dłoń.
- Nie wiem, czy mam dla ciebie dostatecznie dużo czasu - stwierdził i bez pożegnania, zamknął za sobą bramę, która z trzaskiem oznajmiła mi, że to już koniec naszego spotkania.
Nie zdołałem zdystansować swoich czynów i myśli w stosunku do niego na czas. Spojrzałem jeszcze na jego plecy, choć metalowe, czarne pręty nie pozwalały mi na dobry widok. Jego brązowa kurtka była wygnieciona nieco bardziej, niż moja własna. Westchnąłem, i odwróciwszy się na pięcie wyruszyłem w stronę swojego domu, mając nadzieję, ze pozbędę się chłopaka ze swoich myśli.
- Jongin, to ja - powiedział Sehun przez drzwi, a ja udawałem, że wcale go nie słyszę. Walnął w klamkę, a po chwili usłyszałem jak syczy pod nosem jakieś przekleństwo. Uśmiechnąłem się lekko. - Stary, no otwórz... Nie udawaj, że cię niema, bo wiem, że jesteś.
W tamtym momencie nie lubiłem gnoja. Przysięgam, że gdybym mógł, wyrwałbym mu wszystkie włosy z tej ślicznej główki. Irytował mnie, bo zaburzał samotną egzystencję w idealnym nieładzie mojego mieszkania.
- Mam piwo - usłyszałem. Podrapałem się po karku. Czasem w końcu, ten młodzik na coś się przydawał. Niechętnie wstałem z kanapy i przeszedłem przez salon, pełen bibelotów mojej matki, z zamiarem otworzenia mu drzwi. Gdy zobaczyłem go w wejściu, czarnowłosy nie wyglądał najlepiej. Chyba już miał w swojej krwi nieco alkoholu, bo uśmiechał się do mnie jeszcze bardziej głupkowato, niż zazwyczaj. Podał mi zgrzewkę piwa i wręcz wepchnął się do środka, kiedy walnął mnie ramieniem. Spojrzałem na niego kątem oka i zamknąłem ciemne, drewniane drzwi.
- Nigdy mnie nie oszukasz, Jongin - stwierdził Sehun, kładąc mi dłoń na ramieniu. Jego policzki były zaróżowione. - Wiem, kiedy jesteś w domu, a kiedy nie.
Czknął. Dla niego przygoda z alkoholem powinna zakończyć się właśnie w tym miejscu, ale mimo to, zaprowadziłem go na kanapę do salonu. Włączyliśmy jakiś beznadziejny film akcji i zaczęliśmy otwierać puszki z piwem. Chciałem się upić na tyle, żeby mieć to wszystko w dupie, dokładnie tak, jak Kyungsoo.
- Wiesz co jest śmieszne? - spytał Sehun, który gadał jak najęty. Uniósł rękę nad głowę, jakby się zgłaszał do odpowiedzi na własne pytanie. Gdy kiwnąłem głową, odpowiedział: - Że Baekhyun nigdy mnie nie zauważył.
- Skąd ta pewność? - spytałem, upijając łyk z kolejnej puszki. Oh zaśmiał się smutno. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Bo dostał imię i przyleciał, by powiedzieć mi pierwszemu - powiedział i rzucił poduszką w mój telewizor. - Chanyeol ma pierdolone szczęście we wszystkim, a ja jestem tylko cholernym, najlepszym przyjacielem Byuna.
Zmarszczyłem brwi, kiedy on na dobre rozpoczął swój monolog. Dziwiłem się tylko, że nie plącze mu się język.
- Nic nie wiem, jestem najmłodszy w rodzinie, najmłodszy w naszej paczce. Wiecznie ostatni, zawsze zagubiony, ale Baekhyun od kiedy pamiętam zawsze trzymał mnie za rękę. Lubię być bezpieczny. Lubię czuć, że wszystko ma we wszechświecie swoje miejsce i pokochałem możliwość, że moim miejscem będzie to przy Baeku. Jestem cholernym głupcem.
Postanowiłem więcej nie pić. Objąłem chłopaka ramionami, widząc jak jego drżą. Po policzkach poleciały mu ciepłe łzy, na które zaczął przeklinać. Starałem się go uciszyć, kładąc głowę przy jego szyi. Składałem na niej ciepłe pocałunki, jakbym mógł nimi ukoić ból, ale wiedziałem, że dla tego dzieciaka Baek był wszystkim. Wtedy posmakowałem jego ust. Po raz pierwszy poczułem na wargach ślinę drugiego człowieka i pomyślałem, że to naprawdę przyjemne, mimo tego, że obydwoje cuchnęliśmy już od alkoholu. Sehun nie zareagował źle. Po prostu objął moją twarz dłońmi, po czym wtulił się w mój tors i poczułem, że wszystko jest nie tak jak trzeba. Bóg się pobawił, źle rozdając karty naszej gry.
- Dziękuję, Jongin.
- Nigdy nie wybaczyłem jej tego, że zniszczyła moją ulubioną przytulankę, wiesz? Byłem strasznym materialistą.
Kolejny raz odprowadzałem Kyungsoo do domu, a on jak zwykle nie odzywał się do mnie nawet słowem. Westchnąłem, rozpoczynając kolejny słowny monolog, choć miałem wrażenie, że tylko wiatr mnie słucha, bo pchał w moje plecy, jakby miał dosyć tej głupawej opowieści.
- Wtedy odkupiła mi tego misia - dokończyłem. Soo spojrzał na mnie.
- I co jest z tym misiem teraz? - zapytał, a ja uśmiechnąłem się lekko. To pierwszy raz, kiedy o cokolwiek zapytał.
- Siedzi i pilnuje jej imienia na kamiennej płycie.
Kyungsoo zmarszczył brwi.
- To znaczy?
- Zmarła miesiąc po tym, jak mi go podarowała.
Wtedy zamilkł i gdy już miał wchodzić na posesję przez furtkę, złapał mnie za dłoń. Spojrzałem na niego lekko zdziwiony.
- Przyjdź po mnie jutro wieczorem. Pójdziemy ją odwiedzić.
Nie chciałem iść na cmentarz, ale było to jedyne wyjście, bym spotkał się znowu z Kyungsoo. Ubrałem się grubiej, bo wiedziałem, że będzie zimno. Gdy tylko wyszedłem, poczułem chłodny wiatr, który postanowił towarzyszyć mi już chyba do końca życia. Spojrzałem w niebo, zamykając drzwi od domu, które boleśnie przypominały mi mój pocałunek z Sehunem kilka dni wcześniej. Było pełne chmur, które zapowiadały jesienny, bardzo zimny deszcz. Sprawdziłem jeszcze, czy mam kaptur i ruszyłem w stronę domu chłopaka. Myślałem o jego farbowanych na brąz włosach i dużych oczach, które patrzyły na świat, jakby był mało istotny. Jego ramiona zawsze były lekko przygarbione, przez co wydawał się jeszcze niższy, niż był w rzeczywistości. Soo był bardzo charakterystyczną postacią właśnie przez to, że chciał wtopić się w tłum, co mu się udawało. Skrywał w sobie pewien mrok, którego aura wyczuwalna jest przez innych jedynie w nocy. Jedynie, gdy słońce dawało blask w innym miejscu na świecie.
Nie minęło dużo czasu, jak zobaczyłem jego dom. Był dość mały, z jednym piętrem. Okno na górze było otwarte, a na parapecie stały doniczki z kwiatami. Poczułem się jak zakochany, idący na randkę, choć tak naprawdę cmentarz to nienajlepsze miejsce. W naszym przypadku nie istnieją najlepsze miejsca i najromantyczniejsze wyznania. W naszym przypadku nic nie było takie, jakie powinno być. Oparłem się o jeden z prętów i spojrzałem na domofon, by wcisnąć pierwszy z guzików. Przywitało mnie jednak jedynie szybkie anulowanie sygnału i szczęk zamka w drzwiach wejściowych.
- Przyszedłeś - powiedział, otwierając furtkę. Nie zaszczyciłem go spojrzeniem.
- Zaskoczony?
- Szczerze mówiąc, to nie - stwierdził i zatrzasnął za sobą drzwiczki, które mechanicznie trzasnęły. Dokładnie tak samo, jak dzisiejszego popołudnia. Uśmiechnąłem się i dopiero wtedy na niego spojrzałem. Miał na sobie tę samą kurtkę co zawsze. Jej rękawy były na niego nieco za długie.
- Zawsze nosisz za duże kurtki? - zapytałem, a chłopak pokręcił głową.
- Jestem niski, ale barczysty - zauważył. - Moje ręce są zbyt krótkie, ale i tak muszę nosić ubrania o rozmiar za duże przez ramiona.
Pokiwałem głową, stając prosto.
- Idziemy tam, w lewo - wskazałem uliczkę za swoimi plecami, kciukiem. Kyungsoo złapał mnie za rękę, zadziwiając mnie tym, i pociągnął w stronę o której mówiłem.
- To idziemy.
Znów pochłonęła nas cisza. Tym razem był to mój ulubiony rodzaj ciszy. Taki, który wcale nie zmusza cię do wymyślenia tematu do rozmowy. Daje ci spokojną wolę wyboru. Jeżeli chcesz, to możesz powiedzieć cokolwiek, a to czego nie chcesz mówić, zostawiasz dla siebie bez wyrzutów sumienia. Szliśmy po szarym chodniku i wyglądaliśmy samotnie, mimo tego, że mieliśmy siebie. Usta Kyungsoo były ciemniejsze niż zazwyczaj, a zauważyłem to, bo tak naprawdę co chwilę na niego zerkałem. Chyba udawał, że nie widzi mojego wzroku i w duchu mu za to dziękowałem. Dopiero po kilku minutach, zacząłem analizować jego dłoń na swojej własnej. Ręka Kyungsoo była zimna, bardzo sucha, ale w dotyku całkiem przyjemna. Miałem wrażenie, że pasowała idealnie do mojej. Ogrzewałem ją własnym ciepłem, choć miałem wrażenie że jej zimno pochodziło z serca Soo, a nie z przestrzeni, która go otaczała. To była jego naturalna temperatura i trudno mi było powiedzieć, czy cieszę się z tego, czy raczej mnie to przeraża.
- Zawsze jesteś taki zimny? - zapytałem w końcu, ale bardzo cicho. Jakbym bał się zburzyć ciszę, choć i tak to zrobiłem.
- A ty, zawsze jesteś taki ciepły?
- Lubisz odpowiadać pytaniem na pytanie - zauważyłem, a on uniósł brwi.
- Skąd wiesz?
- Zauważyłem, bo często zadaję ci pytania, choć na żadne nie dostaję konkretnej odpowiedzi.
- Na pytanie dotyczące kurtki, dostałeś odpowiedź.
Prychnąłem, ale po chwili i tak zacząłem się śmiać. Kyungsoo nie zrozumiał mojego poczucia humoru, ale w kącikach jego ust grał już uśmiech.
- Faktycznie, na to odpowiedziałeś pierwszorzędnie.
Chłopak pogładził kciukiem wierzch mojej dłoni, spoglądając na mnie kątem oka i pociągnął mnie w lewo. Dobrze wiedział już, gdzie idziemy.
- Nie wiedziałem, że twoja rodzina to ateiści - wyznał. Wzruszyłem ramionami.
- Ja jestem chrześcijaninem - powiedziałem. - Moja rodzina przeszła na ateizm, po śmierci Lei.
- Dlaczego? - spytał, a ja zauważyłem, że oboje szeptaliśmy.
- Nie chcą wierzyć w Boga, który jest okrutny. A przecież nikt nigdy nie mówił, że Bóg jest sprawiedliwy.
- Wszyscy to mówią - zauważył Kyungsoo, a ja uśmiechnąłem się lekko.
- Bóg jest sprawiedliwy według własnych zasad, których człowiek nie potrafi zrozumieć. Łatwo jest wierzyć, ale jeszcze łatwiej jest przestać. Ufam, że on znalazł dla mojej siostry dobre miejsce.
Chłopak westchnął, gdy wchodziliśmy na cmentarz. Prowadziłem go kolejnymi alejkami, przemierzając ludzkie życia, jak swój własny czas. Stojąc przy trumnie, wszyscy widzimy tylko to, co dobre, lub to, co zobaczyć chcemy. Nad grobami ludzi zdajesz sobie sprawę, jak niewiele czasu ci zostało. Nagle nawet sekunda staje się zbyt szybka, choć przed chwilą trwała, a ty nie zdawałeś sobie sprawy, że właśnie przeminęła. Złapałem go za rękę, przechodząc między grobami i zatrzymałem się przy jednym z najmniejszych nagrobków. Był cały biały, i choć tak bardzo chciałem, rodzice nie pozwolili mi zostawić na nim krzyża. Na samym środku leżał za to mój miś, który niegdyś mi podarowała. Było cicho nawet wtedy, gdy koło nas zaszeleściły liście wierzby, która wybrała sobie właśnie to miejsce na rozwój. To jedna z tych rodzajów ciszy, która krzyczy, że istnieje. Która krzyczy i której nie da się zabić nawet najcichszym z szeptów świata.
- To będzie bardzo niesmaczne, jeżeli się pomodlimy? - zapytałem, choć wielokrotnie robiłem tu znak krzyża. Kyungsoo wzruszył ramionami.
- Twoja siostra była piękna - stwierdził, patrząc na jej zdjęcie, które trwało na tablicy, zaraz przy nazwisku. Uśmiechnąłem się lekko.
- Po kimś mam ten urok - zauważyłem, a on wbił lekko swój łokieć w mój brzuch. Mimo to, na jego twarzy po raz pierwszy zobaczyłem lekki uśmiech.
- Nie bądź głupi, jesteśmy na cmentarzu.
- Jestem pewien, że siostra woli mnie oglądać szczęśliwego.
- A jesteś szczęśliwy? - zapytał po chwili. Przełknąłem ślinę, patrząc na jej imię, które lśniło na nagrobku. Przypominało, że jej już nie ma, choć była i trwała przez wiele sekund. Było ich jednak zbyt mało, by stała teraz obok mnie.
- Chcesz, żebym skłamał?
- Wolałbym, żebyś zawsze mówił mi prawdę.
- Więc powiem ci, że jestem po prostu pusty. A ty?
Kyungsoo spojrzał na mnie i oblizał usta. Jego wargi były bardzo spierzchnięte.
- Ja nie jestem szczęśliwy, Jongin. Bo nigdy też nie byłem prawdziwie smutny.
Obojętny. Taki właśnie był Soo, i takim go zapamiętałem. Zagryzłem wargę, aż poczułem ból. Wziąłem do ust powietrze, by wypuścić je po chwili wraz z tym, które przetrzymywałem w płucach przez kilka, martwych już, sekund.
- Ucieknijmy.
Wiecie co było zabawne? Że my naprawdę to zrobiliśmy. Ja poszedłem do siebie, on do siebie i zaczęliśmy się pakować. Zabrałem trochę pieniędzy ze szkatułki mamy i schowałem je głęboko w torbie, by mieć pewność, że się nie zgubią. Zabrałem ze sobą wszystko, bez czego nie mógłbym przeżyć. Zastanawiałem się chwilę, jak wyjść z domu, ale postanowiłem nic nikomu nie mówić. Napisałem na małej karteczce, by się o mnie nie martwili i przyłożyłem do niej usta, jakby przypieczętowując w ten sposób swoje słowa. Położyłem karteczkę na biurku tak, by rano ją znaleźli, po czym otworzyłem okno i wyszedłem. Nie czułem wyrzutów sumienia, bo wiedziałem, że i tak niedługo wrócę.
Potrzebowałem wyjazdu już od dawna, bo przechodząc między ulicami tego miasta, czułem jak uchodzi ze mnie życie. Ciągle to samo, w złym tego słowa znaczeniu. Monotonia jest najgorszym, co może się zdarzyć człowiekowi i nadal jestem tego zdania. Nawet teraz, gdy jestem samotny.
Po drodze na peron, wpadłem jeszcze do sklepu po coś do jedzenia. To było szalone i nieprzemyślane. Żaden z nas nie wiedział, do czego to ma doprowadzić, ale nie zamierzaliśmy myśleć. Wystarczyło tylko to zrobić, prawda? Kyungsoo był na miejscu prędzej niż ja. Podszedłem do niego szybko, a on obdarzył mnie spojrzeniem.
- Już myślałem, że się wycofasz.
- Nigdy się nie cofam.
- Bardzo dobrze.
Wybraliśmy najtańsze bilety jakie mięli i poszliśmy na odpowiedni peron, śmiejąc się z niczego konkretnego. Może z tego, co zamierzaliśmy zrobić, a może dlatego, że oboje wtedy zwariowaliśmy. Kyungsoo złapał się mojego ramienia.
- Daj mi swój telefon - poprosił. Uniosłem brwi.
- Słucham?
- No daj, nie pytaj o nic - warknął, przez co od razu zrobiłem to, co mi kazał. Wział sprzęt do ręki i wyłączył go. To samo zrobił z własnym i schował oba telefony do swojej torby.
- Kiedy jesteś ze mną, nie ma telefonów - powiedział i pocałował mnie, ciągnąc w stronę pociągu, który miał zaraz odjechać. Jego usta były szorstkie i pełne goryczy, tym samym pocałunek był o wiele lepszy, niż ten od Sehuna. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, wchodząc do jednego z zupełnie pustych przedziałów. Chcieliśmy być sami. Usiedliśmy na przeciwko siebie. Chłopak wciąż miał na twarzy nieprzenikniony uśmiech, którym obdarzył mnie po raz pierwszy.
- Co powiedziałeś rodzicom? - zapytałem.
- A ty?
- Nic, wyszedłem przez okno - powiedziałem i parsknąłem śmiechem. Kyungsoo wzruszył ramionami, gdy spojrzałem na niego pytająco.
- Też nic. Po prostu wyszedłem.
- Po prostu?
- Często wychodzę o takich porach.
O nic więcej nie zapytałem. Zamknąłem oczy i oparłem głowę o oparcie fotela. Zaśmiałem się do siebie i spojrzałem za okno. Pociąg nie zdążył się jeszcze na dobre rozpędzić, więc wstałem i otworzyłem okno na oścież i spojrzałem na pola, które zaczęły rozciągać się aż do widocznego dla mnie horyzontu. Kungsoo uśmiechnął się w momencie, gdy zaczął padać deszcz. Wtedy pokochałem chmury i jesienną, depresyjną pogodę. Miała w sobie magię i pasowała do chłopaka, jak do nikogo innego. Znów zamknąłem oczy, czując cholernie zimny wiatr na swoich policzkach i dziękowałem bogu za życie. Dziękowałem bogu za to, że mam go obok siebie, mimo tego, że bolało mnie serce. Być może właśnie dlatego coraz bardziej go uwielbiałem. Właśnie z powodu tego wiecznego zaślepienia, które zmusza nas do uganiania się za kimś, kto sprawia nam ból.
- O czym myślisz? - zapytał, gdy ja stałem tak przy oknie już kolejną minutę, mordując kolejne sekundy.
- O tobie - odparłem, a on oblizał usta, jakby był to jakiś jego nawyk.
- I co wymyśliłeś?
- Nic konkretnego - stwierdziłem i wzruszyłem ramionami, siadając na miejscu tuż przed nim. - Ale daj mi trochę czasu.
Kyungsoo uśmiechnął się kolejny raz, a jego uśmiech został moim nowym słońcem.
Wysiedliśmy o wiele za wcześnie, niż oczekiwałem. Już po sześciu godzinach Soo powiedział, że ma dość i woli nawet iść, niż siedzieć znów w pociągu i patrzeć się w moje oczy. Stwierdził, że już zna je na pamięć.
- To ile mam rzęs na górnej powiece w lewym oku? - zapytałem, gdy pociąg odjechał nam leniwie spod peronu. Kyungsoo bez zająknięcia, powiedział:
- Dokładnie sto dziewięćdziesiąt trzy.
Uniosłem brwi.
- Żartujesz, prawda?
Soo wzruszył ramionami i ruszył do wyjścia.
- Skoro mi nie wierzysz, możesz zacząć liczyć.
Pomylił się o pięć rzęs, lub może wypadły mi one gdzieś po drodze, zapomniane przeze mnie, ale nie przez chłopaka. Nie wiedzieliśmy dokładnie gdzie jesteśmy, ale najważniejsze, że była to jakaś mała wioska pod Seulem. Szukaliśmy motelu, czy czegokolwiek, gdzie moglibyśmy się zatrzymać. Niestety, było tam pusto, więc zaczęliśmy iść przed siebie. Staraliśmy znaleźć jakieś schronienie, bo było już dawno po północy i obydwoje chcieliśmy się przespać. Cienie pod oczami chłopaka zmobilizowały mnie do wzięcia sprawy w swoje ręce i podszedłem do pierwszego domku, który minęliśmy. Był dość duży, chroniony przez ogromnego psa, który jednak po kilku moich słodkich słowach, zachowywał się jak szczeniaczek. Czym prędzej zapukałem do drzwi, lecz po chwili już w nie waliłem.
- Przepraszam, jest tam ktoś?!
- No jestem, jestem. Już się tak nie wydzieraj - powiedziała młoda dziewczyna, owijając się szlafrokiem i otwierając przede mną drzwi. Uśmiechnąłem się najpiękniej jak umiałem, a koło mnie nagle pojawił się Kyungsoo.
- Dobry wieczór... - zacząłem, a ona mi przerwała.
- Jest już raczej noc, chłopcy - zauważyła, ale zdawała się czekać, na nasze wyjaśnienia.
- Potrzebujemy jakiegoś noclegu. Wie pani, gdzie moglibyśmy się zatrzymać?
Dziewczyna westchnęła. Jej brązowe włosy zakołysały się na zimnym wietrze, przez co jeszcze bardziej opatuliła się swoim różowym szlafrokiem. Kyungsoo złapał mnie za rękę.
- Jak pójdziecie prosto, to po dziesięciu minutach zobaczycie stary, opuszczony magazyn. Na drugim piętrze jest kominek. Co prawda są tam powybijane okna i kilka szczurów, ale myślę, że przeżyjecie. Stamtąd niedaleko jest monopolowy, więc poradzicie sobie. Jak coś by się działo, przybiegnijcie do mnie, a coś wymyślę - powiedziała i pomachała nam, oznajmiając, że to wszystko, co ma nam do powiedzenia. Zamknęła za sobą drzwi, a Kyungsoo zaśmiał się ze zmęczenia.
- Jesteśmy żałośni - zauważył.
- W chuj.
Magazyn był ogromny, ale również zniszczony i brudny. Kyungsoo miał na szczęście ze sobą dwa koce, więc rozłożyliśmy jeden, a pod drugim się skryliśmy. Zapałkami podpaliłem kominek, w którym było już drewno. Do snu ukołysał nas trzask drewna i ogień, który igrał na naszych twarzach. Nawet nie wiedziałem, kiedy zasnąłem. Otworzyłem oczy, kiedy było już około południa. Nie wiedziałem dokładnie, bo nie miałem żadnego zegarka, a mój telefon nadal bezpiecznie spoczywał na dnie torby Kyungsoo. Spojrzałem na niego. Leżał po drugiej stronie koca i drżał lekko, bo ogień w ogromnym kominku już wygasał. Wstałem, przecierając oczy i wrzuciłem tam jeszcze kilka zapalonych zapałek, aż w końcu na nowo zagrały tam jęzory ognia. Usiadłem po turecku, by żar przyjemnie palił moje ciało.
- Dzień dobry - usłyszałem za plecami lekko zachrypnięty głos. Uśmiechnąłem się do siebie i odchrząknąłem.
- Dzień dobry.
Usłyszałem, jak chłopak zaszeleścił kocami i wstał. Jego kroki zostawiały po sobie głuchy odgłos, który odbijał się po ogromnym pomieszczeniu, które teraz widać było o wiele lepiej. Po mojej lewej stronie były okna. Tak, jak powiedziała dziewczyna - były powybijane, a ich ramy pomalowane zostały na czarny kolor. Były ogromne, bo zajmowały właściwie całą powierzchnię, która powinna być ścianą. Spojrzałem na nie, gdy Kyungsoo chodził po jednym z parapetów i gładził dłonią brudne szyby, wpatrując się w widok przed nim. Nie widziałem dobrze jego twarzy, ale sylwetka, jakby czarnym tuszem, odbijała się na tle jasnego nieba.
- Z drugiej strony jest rzeka - powiedział chłopak i spojrzał na mnie. Zadrżałem. - Moglibyśmy się tam umyć.
- Zwariowałeś? - zapytałem. - Dostaniemy zapalenia płuc. Jest dziesięć stopni.
Kyungsoo wzruszył ramionami.
- Jeżeli weźmiemy koce i od razu się nimi okryjemy, wracając tutaj, to nic nam się zaraz nie stanie.
Miał rację.
- Pójdziemy wieczorem - zadecydował i wyjął ze swojej torby jakieś kanapki. - Masz ze sobą jedzenie?
Kiwnąłem głową i wyjąłem z plecaka paczkę krakersów, kilka jabłek i pięć kanapek, które udało mi się kupić przed wyjazdem. Przesunęliśmy koce trochę bliżej kominka i usiedliśmy, zaczynając jeść. Kyungsoo oparł swoją głowę o moje ramię. Było spokojnie i cicho, więc niczego więcej nie potrzebowałem. Starałem się oddychać powoli zakurzonym powietrzem magazynu, bo już na zawsze ten zapach miał mi przypominać o zmarnowanych chwilach.
- Ile mamy czasu? - zapytałem, ciesząc się, że chłopak kończąc swoją kanapkę, otoczył mój pas swoimi ramionami, przytulając się. Objąłem go ramieniem.
- Ten dzień i jutrzejszy.
- Tylko?
- Później i tak muszę wracać - stwierdził, wzdychając. - mam dużo rzeczy do załatwienia.
- Na przykład jakich?
- Na przykład muszę się jeszcze pokłócić z rodzicami - stwierdził, a ja zaśmiałem się.
- I to jest takie ważne?
- To jest najważniejsze - stwierdził i udał lekko obrażonego przez moje zachowanie. - Jongin...?
- Tak?
Między nami pojawiła się chwila ciszy, podczas której on uniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Nasze nosy stykały się lekko, więc przybliżyłem się bardziej, tak by muskać ustami jego.
- Byłeś kiedyś zakochany? - zapytał powoli, a jego wargi zahaczyły o moje kilka razy. Zamruczałem, zanim odpowiedziałem.
- Nie wiem.
- Ja też - wyznał, a ja go pocałowałem w najsłodszy ze sposobów. Tylko dlatego, że chciałem czuć go obok siebie. Było dobrze. Było mi tak cholernie dobrze.
Cały dzień chodziliśmy wokół magazynu, a gdy robiło nam się zimno, wracaliśmy do kominka, by się ogrzać. Znaleźliśmy też stos drewna na opał przy parkingu, na przeciwko magazynu, więc wzięliśmy trochę na wypadek, gdyby zabrakło. Dużo mówiliśmy, choć żaden z nas nie miał ochoty na rozmowę. Całowałem go tamtego dnia co pięć minut, bo podobał mi się jego dotyk. Zwierzałem mu się z bólu i monotonii, który otoczył mnie w Seulu, a on wyznał, że męczy go podobne uczucie. Siedzieliśmy na jednym w ogromnych kamieni, które stały sobie przy jednym z wielu pól. Kyungsoo krzyczał jakieś niestworzone rzeczy, a nawet to, że zwariował. Tak po prostu, bo w promieniu kilku kilometrów, nie było tu żywej duszy. No, chyba że liczyć starszą panią z monopolowego, która hojnie obdarowała nas drożdżówkami z serem, gdy przechodziliśmy obok.
- Wiesz, ty też zwariowałeś - powiedział nagle i uszczypnął mnie w policzek, śmiejąc się jak dziecko. Złapałem go za rękę.
- Dlaczego? - zapytałem, a on usiadł obok mnie, na kamieniu.
- Bo uciekłeś ze mną.
Uśmiechnąłem się, odkrywając jego lewy nadgarstek z rękawa kurtki. Po raz drugi zobaczyłem swoje imię, które mienią się złotym blaskiem. Kyungsoo spojrzał na swoją dłoń, po czym skierował swój wzrok na mnie. Jego wyraz twarzy był nie do odgadnięcia, choć oczy skrywały ciepły blask.
- Wierzysz w przeznaczenie? Naprawdę wierzysz, że mógłbym być twoją drugą połówką?
Uśmiechnąłem się i uniosłem jego nadgarstek do swoich ust, by złożyć na nim ciepły pocałunek, patrząc mu jednocześnie w oczy. Wtedy po raz pierwszy się zarumienił.
- Nie - odpowiedziałem i nie skłamałem. Nie wierzyłem, ja to wiedziałem. Pocałowałem go kolejny raz, choć było już zimno, a nasze usta zwilżyły siebie nawzajem, przez co jego wargi stały się jeszcze bardziej wysuszone.
Wieczorem, gdy już zrobiło się ciemno, poszliśmy się umyć. Weszliśmy do rzeki po kolana, choć była tak lodowata, że chłód przechodził przez skórę do kości. Nie ma nic gorszego od tego uczucia. Od zawsze wolałem gorąco od zimna. Jezioro przypominało mi lustro, w którym leniwie odbijało się moje wadliwe ciało. Ciało, które przez całe życie będzie się zmieniało i stawało coraz starsze, biedniejsze. Ciało jest tylko skorupą duszy, która zwykle tym jest piękniejsza, im brzydsza atrakcyjność. I trudno mi było powiedzieć, czy uznawałem siebie za przystojnego, ale patrząc w lustro widziałem, że nie jestem najbrzydszy. Tym samym tak bardzo siebie nienawidziłem, gdyż moja dusza ociekała pychą. I zazdrościłem tym, którzy nie widzą, bo oceniają świat przez pryzmat prawdziwości i nie są głodni piękna, od którego oczy są tak uzależnione.
Zanurzałem się dalej w wodzie, bo chciałem się trochę od niego oddalić. Spoglądanie na niego, zupełnie nagiego w ciężkim świetle słońca, które przysłonięte chmurami, ledwo dawało jakąkolwiek jasność, było dla mnie torturą. Widziałem mimo wszystko kontur jego ciała, każdy włosek i słyszałem jego lekki oddech. Blada klatka piersiowa Kyungsoo unosiła się i opadała w rytm bicia jego serca i nie chciałem tego widzieć.
- Jesteś całkiem wysportowany - powiedział, patrząc na mnie. Czułem jego palący wzrok na swoich plecach i pośladkach. Uśmiechnąłem się do siebie, oblewając swoje ramiona lodowatą wodą.
- A ty wcale - odparłem, na co on się zaśmiał.
- Nigdy nie byłem fanem sportu - wyznał, a jego głos zadrżał. Usłyszałem po chwili szum wody i jeden wielki plusk, co oznaczało, że sam się trochę obmył z największego potu. Po chwili stanął za mną i położył dłoń na moich plecach. Dokładnie pośrodku. Jego mała ręka była cieplejsza niż chłód nocy. Zawiał wiatr i rozwiał całkowicie moją nikłą pewność siebie
- Wracamy? Jest okropnie zimno.
- Będziemy mięli zapalenie płuc, zobaczysz - powiedziałem tylko i odwróciłem się przodem do niego, kolejny raz łącząc nasze wargi. Prędko zakończyłem pocałunek i odszedłem w stronę brzegu. Zimno nie było moim sprzymierzeńcem. Kyungsoo także. Kyungsoo na zawsze był już moim wrogiem, którego za nic w świecie nie chciałem stracić.
Wróciliśmy do magazynu, gdzie już skwierczał ogień w kominku, a my otuleni kocami, ubrani jedynie w bokserki, siedzieliśmy naprzeciw i jedliśmy kanapki z torby Kyunga. Otworzyliśmy też wódkę, którą kupiliśmy w monopolowym u tej samej, starszej pani, która oznajmiła, że jesteśmy najszczęśliwszą zakochaną parą, którą gościło to miejsce. Uśmiechnąłem się wtedy do niej słabo, myśląc, że tak naprawdę jesteśmy nieszczęśliwi. Musieliśmy uciec od własnego życia, by poznać siebie. A poznaliśmy siebie tylko po to, żeby wkrótce od siebie odejść. Wiedziałem o tym, tutaj nie było żadnej złudnej nadziei. Ja wiedziałem, że Kyungsoo odejdzie i nie było w tym niczego złego.
Nawet wtedy, gdy upiliśmy się bez sensu alkoholem, a Kyungsoo wylądował na moich kolanach, wiedzieliśmy, że to się skończy. Całowaliśmy się tak, jakby świat zaginął już wczoraj, ale dał nam jeszcze dodatkową chwilę na ludzkie przyjemności. Dziękowałem wtedy za kolejny dzień, choć miał być on tak samo szary, jak każdy z mojej przeszłości. I nic nie dawało większej pociechy, niż jego ciężar na moich kolanach.
- Kocham cię - szepnąłem, choć wiedziałem, że kłamię.
- A ja ciebie nie - odparł szczerze i oboje się zaśmialiśmy. - Nigdy nie oszukuj, Jongin.
- Potrzebuję cię - wyznałem więc, po chwili ciszy, w której patrzyliśmy sobie w oczy. Otoczył moją szyję ramionami, kładąc czoło na moim.
- Ja ciebie też - szepnął cicho, by w końcu mnie pocałować. Dotyk był czuły, choć przypominał tym samym, gorączkowym rytmem, całowanie Sehuna. Jak widać, po alkoholu całowanie jest mniej przyjemne.
- Nie chcę wracać.
- Przepraszam - powiedział. - Ja będę musiał.
- Ale dlaczego...
Położył mi palec na ustach, oblizując lubieżnie własne usta. Pomyślałem, że jego dusza musi być bardzo brzydka.
- Zobaczysz.
Postanowiłem chować swoje uczucia w ciemnicy własnej duszy, gdzie w końcu gniły bezpowrotnie.
Następnego dnia wszystko było rozmazane. Następny dzień, pamiętam jak przez mgłę, która ogarniała mnie zawsze, wraz z nieodwracalnym bólem głowy. Kyungsoo obudził mnie słodkim pocałunkiem w policzek, który sprawił, że miałem ochotę nigdy nie wychodzić zza koca. Było mi ciepło, nie czułem żadnego bólu, nie miałem na barkach ciężaru obowiązków i czułem się wolny. Ludzie lubią wolność. To uczucie jest uzależniające na dłuższą metę. Miałem wtedy wrażenie, że za wolność oddałbym wszystko co mam, bo tak naprawdę jest jedynym, czego potrzebowałem. Tego dnia stałem się obojętny w stosunku do wszystkiego i wszystkich, a moją definicją wolności stał się ten magazyn, ciepłe koce, ogrzewające moje nagie ciało i Kyungsoo. Chłopak, który postanowił zatrzymać mnie przez chwilę w czasie, jakby ten przestał istnieć.
- Dzień dobry, śpiochu - szepnął mi do ucha i objął mnie od tyłu. Jego ciepły oddech otoczył mój kark, aż zadrżałem z przyjemności.
- Sen jest cudowny... - odparłem, a Kyung zaśmiał się cicho.
- Jest raczej złodziejem. Zabiera nam cenny czas.
- Czas to gówno. Czas nie istnieje, jest tylko iluzją - powiedziałem, jakbym faktycznie w to wierzył.
- Naprawdę? - zapytał, jakby chciał w to uwierzyć.
- Czas nas ogranicza.
- Więc jest to boskie ograniczenie - zauważył i westchnął. - Wieczność musi być okrutna.
- Nie chciałbyś być nieśmiertelny? - zapytałem, odwracając się w jego stronę. Chłopak oblizał usta, a ja miałem ochotę go pocałować. Jego słowa były słodkie i pełne dystansu, jak zwykle. Cały był zdystansowany, choć jego dotyk błagał o czułość.
- Nieśmiertelność byłaby na dłuższą metę przekleństwem. Umieramy, gdy życie nam się nudzi. Może na co dzień o tym nie myślimy, ale balibyśmy się żyć wiecznie. Śmierć jest dla każdego z nas wspaniałą, acz nieco przygnębiającą, alternatywą - stwierdził. - Gdybyś wiedział, że będziesz żył wiecznie, zawsze starałbyś się nienagannie zachowywać. Nigdy byś ze mną nie uciekł. Jednak wiesz, że za pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat umrzesz. Mimo swojej wiary masz nadzieję, że nie spotkasz w niebie ludzi, których już znasz.
- Chciałbym tam spotkać ciebie.
Soo uśmiechnął się lekko i gładząc mój policzek szepnął, że kłamię. Ale ja nie kłamałem, bo miałem nadzieję, że gdy umrę oboje zdołamy napisać własne równanie reakcji naszych ciał. Niezobojętniałe uczucia byłyby niezwykle słodkie, choć chyba faktycznie wolę je takie, jakie są teraz - niezwykle ulotne i w jednym momencie, stające się wspomnieniem.
- Wybacz, Jongin, ale ze mną spotkałbyś się tylko w piekle.
Znowu się upiliśmy, bo mogliśmy. Bo mimo tego, że dopiero co się ubrałem, to przez porę znów zrobiło się ciemno. Było niezwykle depresyjnie. Nawet gdybym wstał z samego rana, byłoby ciemno. Przez warstwę beznadziejnych chmur, wszystko było takie szare, a pobliskie drzewa straciły już co najmniej połowę liści. Kyungsoo nadal chodził po parapetach okien, przyglądając się widokom błogiego horyzontu, którego końca mogliśmy wyglądać w nieskończoność. Nie było tu wieżowców, które przysłoniłyby nam widok świata. To było piękne, bo oddychaliśmy świeżym powietrzem w zakurzonym miejscu, a mimo to wydawało nam się, że jest tu czyściej, niż u nas w domach. Złapałem Kyungsoo kilkakrotnie, na obserwowaniu mojej twarzy. Powiedział wtedy, że jestem piękny, ale przez to bardzo upiorny.
- Upiorny?
- Nie sądziłem, że poznam tak idealnego człowieka.
- Nie jestem idealny - powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy, a on uśmiechnął się tajemniczo, siadając na parapecie jednego z wielkich okien.
- Jesteś ideałem, jeśli inna osoba widzi w tobie perfekcję.
Prychnąłem.
- Ciekawe na jak długo zostanę perfekcyjny...
- Gdy się zestarzejesz, nie będziesz perfekcyjny - przerwał mi nagle moją krótką refleksję. - Wtedy będziesz dojrzały. Kogo obchodzi idealne wino, kiedy każdy rozkoszuje się smakiem jedynie tego dojrzałego?
- Im starszy człowiek, tym lepszy? - zapytałem, a on zagryzł wargę.
- Może nie lepszy, to jedynie właściwość wina - zauważył. - Im człowiek starszy, tym bogatszy w doświadczenia i mądrzejszy. A mózg jest drugim najseksowniejszym organem.
Zaśmiałem się głośno, siadając bliżej kominka. Wpatrzony w niego jak w obrazek, połknąłem kolejny łyk zbyt gorzkiego piwa. Nie smakowało mi. Miało zbyt ciemny kolor, a jego malinowy posmak wcale nie był tak malinowy, jak być powinien. Mimo to piłem, tylko dlatego, że twarz Kyungsoo była tak cholernie hipnotyzująca. Nawet nie pomyślałem wtedy o tym, jak bardzo męczyłem się, pijąc to gówno.
- Co zamierzasz? - zapytałem cicho, ale usłyszał.
- W sensie?
- W sensie, kiedy już wrócisz.
Kyungsoo westchnął, nim odpowiedział, że pragnie zacząć pracę w kawiarni ojca i stać się w końcu finansowo niezależną osobą.
- Chciałbym też założyć rodzinę - powiedział, odchylając głowę do tyłu. - zawsze chciałem mieć dzieci.
- Wybacz, że trochę pokrzyżowałem ci plany - prawie warknąłem, ale on zaśmiał się chicho tylko.
- Nie wierzę w te głupie imiona. Można powiedzieć, że mało jest rzeczy na świecie, w które wierzę.
- Jesteś obojętny.
- Wiem - wzruszył ramionami. - Dobrze mi tak.
- Tak jest łatwiej? Gdy żyjesz, nie oczekując niczego więcej niż tylko trwania? - zapytałem. Jego smutne oczy w końcu odnalazły moje w tym wirze emocji, w którym sami się zaplątaliśmy. Z resztą na własne życzenie. A może mi się wydawało? Może to jedynie ja plątałem się w sznurkach uczuć, których on nie czuł.
- Życie nigdy nie jest łatwe - stwierdził. - A jest jeszcze bardziej bolesne, gdy odłączasz od siebie emocje, które powinny skłaniać cię do pragnień trwania. Nawet nie wiesz ile trwa we mnie myśli samobójczych - uśmiechnął się słabo. - Ale nie martw się o mnie, Jongin. Ja nie chcę umrzeć. Życie jeszcze mnie nie znudziło, a dusza trzyma się całkiem nieźle wewnątrz mnie.
- Och, więc wierzysz w duszę?
- A kto nie wierzy? Dusza jest odbiciem świadomości i twierdzą wspomnień. A człowiek nie jest niczym więcej, jak tylko tym, plus zbiorem hormonów.
Chciałem coś powiedzieć. Coś równie mądrego, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Zastanawiałem się więc, czy to przez alkohol, czy może to on tak zapętlił moje myśli, że nie mogę się pozbierać? Do moich oczu napłynęły łzy, tylko dlatego, że on włożył do swojej torby bluzkę, w której chodził poprzedniego dnia.
- Nie lubię pożegnań - wyznał, podchodząc do mnie. Uniosłem głowę, by na niego patrzeć.
- Więc się nie żegnaj...
- Mama nauczyła mnie dobrych manier - powiedział i sięgnął ręką do mojego policzka. Wtuliłem twarz w jego dłoń i poczułem ciepło, którego było mi za mało.
- Powiedz chociaż 'do zobaczenia' - poprosiłem, a on ukląkł przy mnie i wyszeptał:
- Wybacz mi, Kim Jongin, ale muszę powiedzieć ci, żegnaj.
Przyłożył czoło do mojego, a ja przyciągnąłem jego głowę do czułego pocałunku, którego echo rozbrzmiało w cichej monotonii starego magazynu.
Całowaliśmy się do późnych godzin nocnych. Piliśmy, kłamliwie wyznawaliśmy sobie miłość i śmialiśmy się z suchych, nieudanych żartów. Kyungsoo siedział mi na kolanach kilka razy, ale w końcu ułożył sobie głowę na moich kolanach i mruczał jak kotek, gdy przeczesywałem palcami jego włosy, oparty plecami o zimną ścianę. Tylko ona trzymała mnie przy życiu.
Rozdział może tworzyć jedna strona, a nawet pół. Taką połową strony mojego rozdziału, była właśnie ta jedna, jedyna noc. Przez chmury, nie widzieliśmy gwiazd. To nie one miały przypominać mi chłopaka, gdy spędziałem samotne noce w ciepłym pokoju, tylko zimno i okropnie gorzkie, malinowe piwo.
Nie wiedziałem, że tak szybko zniknie, bo sen skradł mi ostatnie momenty jego towarzystwa, i gdy obudziłem się następnego dnia, już go nie było. Zostało za to ciepło jego ciała po lewej stronie koców, które mi zostawił. Nie zapisał żadnej kartki, nawet pieprzonego numeru telefonu. Zaraz przy mojej dłoni, na podłodze, leżała za to moja komórka i kilka banknotów. Widocznie na wypadek, gdyby zabrakło mi własnej kasy na bilet do domu. Zastanawiałem się, dlaczego nie wróciliśmy razem. Przecież nic by się nie stało, gdybyśmy spędzili w pociągu kolejne godziny razem.
- Dziękuję, że powiedziała nam pani, gdzie mogliśmy się zatrzymać - powiedziałem do dziewczyny, uznając, że niegrzecznie byłoby odjechać bez pożegnania. Uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Nie ma sprawy, kochanie. Jak będziesz kiedyś tutaj, to zajrzyj do mnie. Nie powiem, jestem trochę samotna - wyznała, choć w jej oczach igrały iskierki szczęścia. Niektórym służyła samotność. Odwzajemniłem jej uśmiech.
- Oczywiście, do zobaczenia!
Odwróciłem się na pięcie, błagając, bym nie został nigdy sam.
Bojąc się cienia własnego oddechu, zatrzymałem powietrze w płucach. Wszedłem do zatłoczonego pociągu i stojąc między przedziałami, starałem się przetrwać smutną, samotną podróż. Patrzyłem na ciemny ekran swojego telefonu i bałem się go z powrotem włączyć. Bałem się powrotu do rzeczywistości, barku kontroli nad czasem, brakiem wolności, którą sobie bezprawnie przywłaszczyłem. Mimo to, przycisnąłem przycisk, by po chwili zalała mnie fala powiadomień o nieodebranych połączeniach i nieodczytanych wiadomościach. Nic z tego mnie jednak nie interesowało. Gdy po kilku godzinach, zauważyłem znajome miejsce, od razu wyskoczyłem z pociągu, ciesząc się jednak, że znów jestem w Seulu. W miejscu, które mimo swojej monotonii, ma jednak kilka zalet. A jedną z nich, był dla mnie fakt, że mieszkał tu Kyungsoo.
Nie myślałem poprawnie. Coś się wtedy ze mną stało, że zamiast wrócić spokojnie do domu, nadal brudny po podróży, pobiegłem w stronę domu Kyungsoo. Jednak na furtce był zawieszony wielki plakat z napisem: "na sprzedaż". Wtedy zrozumiałem, co miał na myśli Soo, mówiąc, że ma jeszcze kilka spraw do załatwienia.
W domu czekał mnie już tylko opierdol za ucieczkę, ale jakoś wcale się tym nie przejmowałem. To nie było najgorsze, co mogło się stać.
2016, wrzesień
Nigdy tak do końca nie pogodziłem się z wyprowadzką chłopaka. Zawsze, gdzieś w podświadomości, miałem wrażenie, że wkrótce Soo mnie wróci. Jednak jestem już po liceum, w trakcie dobrych studiów. Mam własne mieszkanie, które dzielę ze swoim chłopakiem i jestem tak samo obojętny, jak on. Czasami tylko płaczę w poduszkę, myśląc, jak bardzo żałuję, że go nie przypilnowałem. W moim żuciu nie było jednak miejsca na prawdziwą miłość. Mimo tego, że bardzo chciałem. Mimo tego, że bardzo Sehuna kochałem, na swój własny sposób.
- Jongiś, idę do pracy - powiedział Oh, składając na moim policzku lekki pocałunek. Uśmiechnąłem się do niego, wiedząc, że jesteśmy razem szczęśliwi. Nawet, jeżeli na nadgarstkach nie trwały nasze imiona. Nigdy nie mówiliśmy głośno, że jesteśmy substytutami naszych prawdziwych kochanków. Oboje byliśmy nieszczęśliwi i tylko to nas połączyło. Przyjaźń została, a romantyzm wkradł się w naszą relację, po tym jak oboje straciliśmy miłość.
- Uważaj na siebie - powiedziałem, a on bardzo dobrze wiedział, że to było moje wyznanie miłości.
- Obiecuję, że będę ostrożny.
O, a to było jego zapewnienie, że on też mnie nie opuści. Bałem się samotności. Każdy się jej boi, nawet gdy się nie przyznaje.
Sehun pół roku temu wrócił z wyprawy do Chin. Nigdy nie opowiedział mi, co się tam zdarzyło. Nigdy też, nawet nie próbował. Słyszałem tylko, jak nocami wychodził na balkon i patrzył w niebo. Nie wiedziałem, co takiego w nim widział, ale zazdrościłem mu tego wspomnienia. Ja, patrząc w niebo, widziałem wieczne chmury. A one wcale nie były optymistyczne.
To wcale nie jest tak, że nie widziałem kolorów. Że wszystko stało się dla mnie szare. Ja po prostu chciałem stać się taki jak Kyungsoo. Obojętność stała się moim nowym najlepszym przyjacielem, którego pokochałem. Jedyne, czego pragnąłem, to towarzystwa. Reszta, była mi obojętna.
0 notes
kikapolska-blog1 · 6 years
Link
0 notes