Tumgik
#płaskorzeźby
arekmiodek · 1 year
Text
Göbekli Tepe w Türkiye to stanowisko archeologiczne w południowo-wschodniej Turcji, kryjące pozostałości prehistorycznego sanktuarium. Obiekt zawiera kamienne słupy w kształcie litery T połączone ze sobą kamiennymi ścianami, są to najstarsze znane konstrukcje megalityczne. Na słupach znajdują się przedstawienia zwierząt jak i symbole abstrakcyjne. Całość tworzy koliste lub owalne struktury (Arkadiusz Miodek)
2 notes · View notes
Photo
Tumblr media Tumblr media
Czarny Potok Kościół św. Marcina Biskupa foto z 1 sierpnia 2018
Mur wokół kościoła z kapliczkami Siedmiu Boleści Matki Bożej - na zdjęciu scena Odnalezienia Jezusa w Świątyni. Drewniane płaskorzeźby wykonał w 1979 r. Stefan Szubryt z Limanowej.
Poprzednie części: pierwsza, druga, trzecia
><><><><><><><><><><><><><><><
Czarny Potok, Poland St. Martin of Tours Church taken on 1 August 2018
The wall with shrines of Seven Sorrows of Mary surrounds the church - scene on the photo is the Finding of Jesus in the Temple aka Christ among the Doctors. The sculptures were made in 1979 by Stefan Szubryt from Limanowa.
Previous parts: 1st, 2nd, 3rd
20 notes · View notes
surfingkaliyuga · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media
I guess I made it as blog, I’m a cited source. Reading a random paper about the Greek influence on the German propaganda and seeing my original url was unexpected but nice. The second citation comes from a German book about Corneliu Codreanu. I couldn’t find a proper PDF, so the actual screenshot comes from the Romanian edition. Both sources:
Brzostowski Z.I., Greckie echa w propagandowej ikonografii III Rzeszy Niemieckiej – płaskorzeźby z Budowa koło Złocieńca autorstwa Willego Mellera. In Bogna Łakomska (Ed.) Kultura materialna i jej symboliczne aspekty, pp. 72-87, Gdańsk 2019
Schmitt O.J., Capitan Codreanu: Aufstieg und Fall des rumänischen Faschistenführers, Hamburg 2016
18 notes · View notes
ojciecgnateusz · 2 years
Text
Oblewamy na dwie pary (ja, mój facet,D. i jego kobieta) moje i D. dopuszczające. Na ozdobnej płaskorzeźbie w knajpie autentycznie jest chudy facet jedzący jakiś owoc z wyrazem twarzy jakby właśnie dochodził. Skojarzyło mi się z moim pierwszym i jedynym extreme hunger (po drugim nawrocie już go nie miałem). Jestem sceptykiem, ale potraktowałem to jako znak. I zamówiłem jabłecznik
10 notes · View notes
photo-snap-stories · 9 months
Text
Tumblr media
PL:
Kamienice Przybyłowskie, Kazimierz Dolny
Kamienice Przybyłowskie powstały w 1615 roku, w południowym narożu kazimierskiego rynku. Ich nazwa wzięła się od imion właścicieli, zamożnych braci Mikołaja i Krzysztofa Przybyłów, którzy przyozdobili kamieniczki wizerunkami swoich świętych patronów. Zrośnięte ze sobą domy mają identyczny układ fasad: przyziemie z podcieniami o trzech arkadach i piętro z trzema oknami. Fasady są bogato przyozdobione płaskorzeźbami przedstawiającymi ludzi, zwierzęta, ornamenty roślinne i linearne, chrześcijańskie i mitologiczne, średniowieczne fantazje i renesansowe groteski. Wszystko to przeplatane obficie łacińskimi sentencjami filozoficznymi. Obydwie kamieniczki były ponoć polichromowane, o czym mogą świadczyć widoczne do dzisiaj ślady.
Starsza z kamienic, „Pod Świętym Mikołajem” nosi nazwę od płaskorzeźby św. Mikołaja umieszczonej pomiędzy oknami pierwszego piętra. Na ozdobnych pilastrach w narożach budynku widnieją płaskorzeźby św. Jakuba i św. Tomasza. Po 1772 r. budynek pełnił rolę ratusza.
Kamienica „Pod Świętym Krzysztofem”, wzięła nazwę od gigantycznej płaskorzeźby pośrodku fasady, ukazującej św. Krzysztofa, przenoszącego przez wodę małego Jezusa, który siedzi mu na ramieniu. Na pilastrach w narożach budynku widnieje postać Judyty i Salome. Dach budynku zachował się w pierwotnej formie, tzn. jest wklęsły.
Obecnie w Kamienicach Przybyłowskich znajdują się pomieszczenia Urzędu Miasta oraz Banku.
EN:
Przybyłowski Tenement Houses, Kazimierz Dolny, Poland
The Przybyłowski tenement houses were built in 1615, in the southern corner of the Kazimierz market square. Their name comes from the names of the owners, wealthy brothers Mikołaj and Krzysztof Przybyła, who decorated the tenement houses with images of their patron saints. The adjacent houses have an identical arrangement of facades: a ground floor with arcades and a first floor with three windows. The facades are richly decorated with bas-reliefs depicting people, animals, plant and linear ornaments, Christian and mythological, medieval fantasies and Renaissance grotesques. All this is interwoven with Latin philosophical maxims. Both tenement houses were apparently polychrome, as evidenced by the traces still visible today.
The older tenement house, "Under Saint Nicholas", is named after the bas-relief of Saint Nicholas placed between the first floor windows. The decorative pilasters in the corners of the building feature bas-reliefs of Saint James and Saint Thomas. After 1772, the building served as the town hall.
The tenement house "Under Saint Krzysztof" took its name from the gigantic bas-relief in the center of the facade, showing Saint Christopher, carrying little Jesus through the water, sitting on his shoulder. The figures of Judith and Salome appear on the pilasters in the corners of the building. The roof of the building has been preserved in its original form, i.e. it is concave.
Currently, the Przybyłowski Tenement Houses house the City Hall and the Bank.
1 note · View note
lamanie-litera · 11 months
Text
Chodź, chodź!
Zabrała mnie do hotelu Terasse, by zrobić ze mnie swą kurwę. Byłem naćpany testosteronem, na kompletnym haju. Czułem, jak moje ciało doświadcza otwierania się nowych komórkowych ośrodków recepcji i pobudzenia, agresji, siły. Ten stan nie trwał jednak długo. W każdej chwili mogła mną owładnąć słabość: znów mogłem zaznać zakochania, poczucia kruchości, z niezachwianą somatyczną pewnością, bez potrzeby samooszukiwania. Ledwie przekroczyliśmy próg hotelu, udała się prosto do recepcji, podając im pseudonim, otworzyła swą wielkopańską torebkę marki Chanel, wyjęła z niej kartę kredytową i zapłaciła za wszystko z góry, łącznie z dwoma colami i dwoma batonami Toblerone z minibaru, które mieliśmy zjeść po wszystkim. Nie wykonałem najmniejszego gestu, który mógłby świadczyć o chęci zapłacenia. Na to opiewała nasza umowa: ona płaci, ja pierdolę.
Weszliśmy po schodach na czwarte piętro. Na klatce schodowej oświadczyła: „Chcę móc cię tutaj, natychmiast, wylizać”. Rozebrała się bez słowa. Pieściła swe sutki, jęcząc. Tatuaże na jej alabastrowej skórze przypominały wykonane tuszem płaskorzeźby. „Chodź, chodź!”. Byliśmy w hotelu Terasse, w XVIII dzielnicy, gdzie wraz z CTT kręciła scenę z filmu Baise-Moi, w której Karen tańczy z Raffaëllą. Wcześniej, na plaży, z morzem w tle i samochodem na piasku, Manu mówi do Nadine: „Myślę, że powinnyśmy być razem”. Ich tańcowi towarzyszą powtarzające się w kółko słowa: „Ujrzeć, co chcę zobaczyć, poczuć, co czuć pragnę”. Ta rozkosz nie przypominała żadnej innej, nawet tej, jaką czerpie się z masturbowania się przed telewizorem czy z palenia papierosów. Była to rozkosz płynąca z przekonania, że zostaną ze sobą bez względu na wszystko. Następnie udały się do miasta, by ukraść karty kredytowe, napadłszy jakąś dziewczynę przy bankomacie. W drodze powrotnej namierzają dwóch facetów, idą z nimi do pokoju – tego, w którym właśnie pieprzyłam się z V – i przyglądają się sobie z łóżek, dzieląc przyjemność bycia jednocześnie penetrowanymi.
Tego dnia, w tym samym pokoju, do którego trafiły Karen z Raff, po raz pierwszy rżnęliśmy się nago. Sklejeni miednicami, z połączonymi ze sobą kroczami, z organami gryzącymi się nawzajem niczym pyski dwóch psów, które się rozpoznają. Gdy tak się rżnęliśmy, czułam, jak cała moja polityczna historia, wszystkie lata, które upłynęły na feminizmie, kierują się teraz wprost do wnętrza jej ciała i do niego wnikają, jak gdyby jej skóra stanowiła dla nich jedyne dogodne schronienie. Gdy szczytowałem, Wittig i Davies, Woolf i Solanas, La Pasionaria, Kate Bornstein i Annie Sprinkle buzowały wraz ze mną. Mój feminizm pokrywał ją niczym przejrzyste nasienie, pióropusz politycznych iskier.
Gdy obudziłem się już po wszystkim, jej dłoń tkwiła we mnie. Całe jej ciało stało się moim kutasem, wyłaniało się z moich lędźwi. Żyły na jej ramionach miały jednak znacznie więcej klasy aniżeli żyły biokutasa. Objąłem jej ramię obiema dłońmi i masowałem je z góry do dołu niczym w trakcie jakiegoś seansu kontrseksualnej masturbacji. Następnie przeszedłem całą drogę z powrotem do jej prawego barku, szyi i wetknąłem jej w usta dwa palce. Ssała je, nie wyjmując ręki z mego ciała. Z tego stosunku sił, z tej hierarchii funkcji, której trwałość z konieczności była czymś jedynie tymczasowym, płynęła cała rozkosz. Trwałyśmy w tym układzie, póki nie doszedłem w jej dłoni, póki moja dłoń nie doszła w jej ustach.
Opuściliśmy hotel. Piekły mnie łokcie. Pieprzenie jej było cięższe niż praca w fabryce, trudniejsze niż prowadzenie tira wyładowanego nitrogliceryną w jakimś westernie. Ona obdziera mnie ze skóry, za każdym razem.
Paul B. Preciado, Testo ćpun. Seks, narkotyki i polityka w epoce farmakopornografii, tłum. Sławomir Królak, Warszawa 2021.
0 notes
maksimlustiger · 11 months
Text
Gastryka
Mówili coś o Rawioli, prostytutce, co puszczała bąki......Raczej kłopotliwy temat, albo przypadłość rodem z piekła.
Ponoć wybitny rycerz Średniowiecza Zawisza Czarny cierpiał na udręczający Go nadmiar gazów, co w konsekwencji kończyło się wręcz nieludzkimi salwami pierdów.
Ową dolegliwość uśmierzano dodawanym do potraw kminkiem , majerankiem lub naparem z kopru włoskiego.
Osoby parające się Parapsychologią twierdzą ,że nadmiar gazów w organizmie wynika z emocjonalnych napięć , co przekłada się na zaburzoną pracę wątroby. Medycyna chińska również to potwierdza.
Temat raczej gastrycznie niełatwy.
Cała terminologia związana z pracą układu trawiennego oraz połączonego z nim układu wydalniczego jest łacińsko obca. Potocznie jednak ubogie słownictwo wprawia w zakłopotanie.
Ktoś powie : " -Żenująca kwestia".
Ale od perystaltyki własnej nie da się uciec.Nawet jeśli oscylujemy pomiędzy Sferą Sacrum a Profanum.
Jelita to jelita . I kropka. Ruch ustawicznie robaczkowy , ułatwiający za pomocą drobnych włosków wewnątrz jelit przesuwanie mas pokarmu.
Finalny stolec, również bywa przyprawiony męką( nie użyję słowa "pańską", by nie profanować) zaprzęgniętych do pracy mięśni okrężnicy , odbytnicy oraz napiętych mięśni twarzoczaszki( wraz z wyodrębnionymi żyłami na skroniach i lekkim potem na twarzy).
Niemal apokaliptyczno - fekalistyczny spektakl napięć mięśniowych oraz naturalnego fizjologicznego ruchu kurczących się i rozkurczających jelit. Ich długość to około 7 metrów lekko pełzających zwojów wewnątrz jamy brzusznej.
Egzystencjaliści Francuscy również zajmowali się tematyką procesów fizjologicznych. Jean Paul Sartre w swoim opowiadaniu " Intymność" snuje opowieść o miłości kobiety do mężczyzny , której elementem jest pełna akceptacja wszystkich elementów ciała mężczyzny, również jego wszystkich organów wewnętrznych: jelit, wątroby etc.
Niestety , choć współczesna Farmakologia wychodzi na przeciw osobom udręczonym przez własną gastrykę i nadmiar gazów ,wypuszczając na rynek co raz to nowe specyfiki, Stoperan, Espumisan, Ulgix , to i tak problem wzdęcia oraz kłopotliwych wiatrów pozostaje internacjonalnym tabu .
Temat w Średniowieczu wyśmiewany. Chętnie wykorzystywany w ikonografii pod postacią diabła z wypiętą pupą wypuszczającego bezceremonialnie gazy ( Hieronim Bosch " Sąd Ostateczny"-prawe skrzydło przedstawiające Piekło, płaskorzeźby na drewnianych biskupich ławach w kościołach całej Europy - Kościół Świętego Jana w Gdańsku).
I zapomniałabym wspomnieć o apokaliptycznej scenie przedstawiającej stos rozrzuconych ciał, wraz z wyodrębnionymi jelitami, fekaliami oraz kopulującymi na nim ludźmi, w lęku przed ostatecznym spazmem miłości i .......śmierci właśnie .
To szokująco dosadny, a może już chory w osobistej chęci doznawania świata wszystkimi zmysłami Markiz de Sade w "120 dniach Sodomy".
0 notes
sztukateriadom · 1 year
Text
Sztukateria elewacyjna - czy warto zainwestować w dekorację zewnętrzną?
Tumblr media
Sztukateria elewacyjna to ozdoba fasady budynku, która może nadać mu wyjątkowego charakteru i elegancji. Warto zastanowić się nad zainwestowaniem w taką dekorację zewnętrzną, ponieważ może ona znacznie podnieść estetykę budynku oraz zwiększyć jego wartość rynkową.
Co to jest sztukateria elewacyjna?
Sztukateria elewacyjna to dekoracyjne elementy, które są montowane na zewnętrznej części budynku. Mogą to być rzeźby, ornamenty, gzymsy, kolumny, pilastry, fryzy, rozety czy też płaskorzeźby. Sztukateria elewacyjna może być wykonana z różnych materiałów, takich jak beton, gips, kamień czy też tworzywa sztuczne.
Zalety sztukaterii elewacyjnej
Jedną z największych zalet sztukaterii elewacyjnej jest jej estetyka. Dekoracyjne elementy na elewacji budynku nadają mu wyjątkowego charakteru i elegancji. Sztukateria elewacyjna może być również elementem wyróżniającym budynek na tle innych, co może przyciągnąć uwagę potencjalnych klientów czy też inwestorów.
Kolejną zaletą sztukaterii elewacyjnej jest jej trwałość. Dekoracyjne elementy są wykonane z materiałów odpornych na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne (więcej informacji). Dzięki temu sztukateria elewacyjna może służyć przez wiele lat bez potrzeby remontów czy konserwacji.
Sztukateria elewacyjna może również zwiększyć wartość rynkową budynku. Ozdoba na elewacji może przyciągnąć uwagę potencjalnych klientów, którzy będą skłonni zapłacić więcej za budynek z taką dekoracją zewnętrzną.
Wady sztukaterii elewacyjnej
Jedną z największych wad sztukaterii elewacyjnej jest jej cena. Dekoracyjne elementy są zazwyczaj droższe niż standardowe materiały budowlane, co może zwiększyć koszt budowy lub remontu budynku. Dodatkowo, montaż sztukaterii elewacyjnej wymaga specjalistycznej wiedzy i doświadczenia, co również może zwiększyć koszty.
Kolejną wadą sztukaterii elewacyjnej jest konieczność konserwacji. Choć dekoracyjne elementy są trwałe i odporne na uszkodzenia, to wymagają regularnej konserwacji, aby zachować swój wygląd i funkcjonalność. Konserwacja sztukaterii elewacyjnej może być kosztowna i czasochłonna.
Podsumowanie
Sztukateria elewacyjna to ozdoba fasady budynku, która może nadać mu wyjątkowego charakteru i elegancji. Warto zainwestować w taką dekorację zewnętrzną, ponieważ może ona znacznie podnieść estetykę budynku oraz zwiększyć jego wartość rynkową. Jednak należy pamiętać, że sztukateria elewacyjna jest droższa niż standardowe materiały budowlane i wymaga regularnej konserwacji.
0 notes
posnaniart · 3 years
Photo
Tumblr media
Mieszanka secesji i baroku, czyli dawny dom handlowy Haase & Co. Podziwiać go można przy Placu Wolności 4. Na elewacji zauważyć można rzeźby dzieci trzymających tkaniny, oblicze Merkurego czy liczne płaskorzeźby nawiązujące do tematyki handlu. Eklektyczna kamienica była budowana w latach 1908-1909 na podstawie projektu Hermanna Röhde, który połączył handlowe przeznaczenie budynku z mieszkalnym - parter i I piętro poświęcono sprzedaży, a na tych wyższych zaaranżowano apartamenty. Sprzedawano tu głównie tkaniny, bieliznę oraz akcesoria dla kobiet i mężczyzn. W czasach PRL-u było to słynne miejsce, w którym Poznaniacy mogli kupić mniej spotykane towary. Kapitalną renowację budynku w latach 1990-1992 przeprowadził Bank Handlowy, który mieści się tam nadal pod zmienioną nazwą.
2 notes · View notes
arekmiodek · 1 year
Text
Tumblr media
Ruiny średniowiecznego miasta, które kryją wspaniałe zabytki architektury kościelnej i obronnej. Ani to dawna stolica królestwa armeńskiego (Arkadiusz Miodek)
1 note · View note
Photo
Tumblr media Tumblr media
Kraków Katedra śś. Stanisława i Wacława na Wawelu, XI-XIX w. Kaplica Zygmuntowska - mauzoleum Jagiellonów, 1519-1526 architekt: Bartolommeo Berrecci foto z 18 listopada 2017
Okna pierwotnie miały tafle szkła weneckiego, spod ręki mistrza witreatora Stanisława. W 1893 r. nowe wstawił szklarz Teodor Zajdzikowski. Symbole na reliefach glifu okiennego prezentują militarną dominację i opiekę (m.in. panoplia z tarcz) oraz władzę królewską (słońce) dynastii Jagiellonów. Te i pozostałe płaskorzeźby tamburu kopuły odtworzono również w 1893 r. z piaskowca szydłowieckiego. Zwietrzałe pozostałości oryginalnych rzeźb złożono w magazynie planowanego Muzeum Narodowego - pół wieku później wszystkie zostały zmielone na żwir użyty do budowy garażu, decyzją władz hitlerowskich. Świadkiem tego był przedwojenny kierownik konserwacji Wawelu, Adolf Szyszko-Bohusz, który bezskutecznie protestował przeciw zniszczeniu i zanotował opis wydarzeń w dzienniku opublikowanym po wojnie.
To samo okno na fotografiach dokumentujących stan oryginalnych elewacji przed renowacją, wykonanych w 1891 r. przez Ignacego Kriegera.
Tumblr media
Fragmenty rysunków Stanisława Odrzywolskiego, naczelnego architekta i konserwatora renowacji 1891-1894. Okno z fotografii jest tu widoczne w centrum (rysunek górny - elewacji zewnętrznej) i po lewej, ukazane w przekroju (rysunek dolny - widok od wewnątrz).
Tumblr media
><><><><><><><><><><><><><><><
Kraków, Poland The Wawel Cathedral of SS Stanislaus and Wenceslaus, 11-19th c. Sigismund's Chapel - the royal mausoleum, 1519-1526 architect: Bartolommeo Berrecci taken on 18 November 2017
The windows originally held sheets of Venetian glass, a master Stanisław's work. In 1893 they were replaced by a glazier Teodor Zajdzikowski. The carved symbols on the window splay allude to the military domination and protection (e.g. shield panoplias) and the royal authority (sun face) of the Jagiellonian dynasty. Together with other decorative carvings of the tholobate they, too, were reconstrued in 1893 out of the Szydłowiec sandstone. The weathered remains of the original sculptures were stored for the future National Museum - in 1940 all got crushed for gravel used to build a garage, by decision of the Nazi occupants. The witness of that was the pre-war director of conservation of the Wawel Hill, Adolf Szyszko-Bohusz, who protested the devastation in vain and described the course of events in his diary published after the war.
Below the text is the same window on photographs documenting the condition of the original facade between the renovation, taken in 1891 by Ignacy Krieger.
On the bottom, fragments of drawings by Stanisław Odrzywolski, the leading architect and restorer in the 1891-1894 renovation. The window from the photos here is shown as the central one (upper drawing - the exterior) and as the far left in the cross-section view (lower drawing - the interior).
38 notes · View notes
Text
I
Tumblr media
   Rodzina Twardowskich od pokoleń mieszkała pod numerem czternastym przy ulicy Jeżyckiej. Wśród sąsiadów uchodziła za co najmniej osobliwą; Twardowscy, „Ci niegościnni” mieszkańcy domu o pruskim murze, za dnia „bezczelnie ukrywali się” przed wzrokiem zatroskanych sąsiadów, a pod osłoną nocy wychodzili na długie przechadzki po szemranych zakątkach Poznania. Okoliczne stateczne rodziny z nieukrywanym obrzydzeniem spoglądały na szpetny, nieodnowiony budynek. Stare okiennice i odrapane drzwi przywodziły na myśl wizję najgorszego elementu egzystującego wewnątrz. Nagromadzona przez lata niechęć w końcu uśmierciła zainteresowanie podejrzaną rodziną spod czternastki.
   Twardowscy skrzętnie korzystali z obojętności jeżyckiej społeczności. Nie poczuwali się do konieczności ukrywania podejrzanych zakupów, nie przejmowali się hałasem, czy nawet odgłosami wybuchów, dochodzącymi z ich mieszkania, i bez żadnego wstydu przyjmowali podejrzane typy pod dach.
   Krótko po godzinie dwudziestej pod szkaradne drzwi niesławnego domostwa przydreptał wyczekiwany gość. Mops chrapliwie zaszczekał pięć razy, każdorazowo rozkosznie podskakując.
   Z okna na pierwszym piętrze wychynęła ciemnowłosa głowa dziesięcioletniej dziewczynki. Piesek radośnie szczeknął jeszcze raz, niemalże stając na tylnych nóżkach z ekscytacji. Na widok zwierzęcia twarz dziewczynki się rozpromieniła, po czym zniknęła wewnątrz.
   Drzwi do domu otworzył smukły mężczyzna o poważnej minie. Piesek triumfalnym krokiem przekroczył próg. Na tak uroczy widok poważna mina mężczyzny rozpogodziła się.
   Krótkie łapki mopsa nie były w stanie pokonać wysokich schodów starego budynku. Mężczyzna chwycił go pod pachę i wszedł niespiesznie na piętro.
   Gdy zwierzę wyczuło bliskość swojej ukochanej właścicielki zaczęło wyginać się na wszystkie strony w próbie oswobodzenia. Mężczyzna z trudem doniósł pasażera do mieszkania, niemalże upuszczając go po drodze.
-  Hermesik!
   Dziewczynka uklęknęła na podłodze wyciągając ręce ku pupilowi. Zwierzę podbiegło merdając małym zawiniętym ogonkiem. Przytulała oraz głaskała je radośnie, pozwoliła nawet polizać się po policzku.
-  Sara - mężczyzna zawiesił na córce wzrok. - Poprzytulasz się do niego później. Widzisz, że przyniósł wiadomość.
   U obroży mopsa dyndał flakonik o płynnej zawartości. Sara posłusznie zdjęła zawieszkę, po czym opróżniła ją do metalowej miski. Właściciele cierpliwie czekali aż Hermes zakończy popisy, by wychłeptać ciecz do ostatniej kropli.
-  Hau! Hau! Hau! - piesek uradowany coraz podnosił głos i zataczał kolejne kręgi wokół właścicielki, z przystankiem na pieszczoty. – Hau! Łał! Jestem taki ważny! Hau! Łał! Hau!
   Sarze oraz jej ojcu stężały rysy, w skupieniu nasłuchiwali kolejnych słów.
-  No, jaką wiadomość przyniosłeś Hermesiku – Sara pogodnie zachęcała psiaka.
-  Hau! Ha! Hau! Wiem gdzie Zlot! Hau! Łał! Ha! Taki ważny! Hau! Łał! Jestem ważny? Hau! Hau!
   Euforyczne podrygi nie miały końca. Radość ze skumulowania wokół siebie (tak niespotykanej) uwagi przekraczała skalę radości pieska. Kręcił łebkiem, stąpał z łapki na łapkę. Słowa wypływały z małego pyszczka z odczuwalną trudnością.
-  Hau! Przy Wieży hau! Hau! Ab... hau! Ab... hau! … sorp... hau! Łał! … cji! Hau! Łał! Hau! Hau!
-  Wieża Absorpcji!? Ależ ty jesteś mądry pieseczek! - Sara tarmosiła pupila za fałdki skóry. - A od jakiej strony wejście Hermesiku?
-  Ha! Łał! Hau! Od Reja! Łał! Hau! Hau! Taki ważny! Jeść! Taki łał! Hau! Ważny! Hau! Łał! Jeść!
   Sara podała mu garść smakołyków. Ojciec dziewczynki energicznie zerwał się do wieszaka, przy drzwiach wejściowych chwycił  brązowy płaszcz.  
-  Tata! Dlaczego wychodzisz sam!? Obiecałeś mi! Że ja też będę mogła iść! Cały rok się przygotowywałam! - Sara z wyrzutem rzuciła w stronę wychodzącego ojca.
   Ten westchnął.
-  No to na co jeszcze czekasz? Ubieraj się.
   Mężczyzna stał z ręką na klamce, nerwowo przebierając nogami.
-  Hermesik, masz kolejne zadanie! - dziewczynka zwróciła się pospiesznie do rozradowanego zwierzęcia.
-  Hau! Łał! Tak! Łał! Hau! Hau!
-  Przypilnuj mamy!
-  Hau! Tak! Hau!
   Zwierzę nabrało przysmaku w pyszczek i odmaszerowało do drugiego pomieszczenia.
   Ojciec z córką żwawo zeszli po skrzypiących stopniach skacząc przez ostatnie. Z impetem opuścili klatkę schodową i pewnym krokiem przemierzyli jezdnię. Ojciec Sary nie zwalniał tempa; energiczny ruch unosił poły jego brązowego płaszcza. Pompon czapki dziewczynki podskakiwał wściekle na jej głowie gdy próbowała zrównać chód z rodzicem.
   W milczącym pośpiechu pięli się w górę ulicy Mylnej, przechodzącej w Strzałkowskiego. Wilgotny, nieprzyjemny wiatr smagał buzie obojga. Jasny księżyc odbijał się od mokrej nawierzchni, oświetlał noc lepiej niż latarnie.
   Sara opatulona szalami z trudem kręciła głową, mimo to rozglądała się na wszystkie strony. Z ciekawością chłonęła obraz zaciemnionych kamienic oraz smętnych blokowisk.
   Sztuczne światło lamp zanikało szybko, gdy brakowało powierzchni, od której mogłoby się odbić. Przerwy między zabudowaniami wydawały się jeszcze ciemniejsze. Sara ostentacyjnie zatapiała każdorazowo wzrok w czerń, w próbie udowodnienia odwagi samej sobie.
   Gdy obserwowała ruinę kamienicy ukrytą w mroku za blaszanym ogrodzeniem parkingu, uchwyciła niepokojąco szybki ruch. Poruszenie było jak mignięcie, natychmiastowo zamarło. Po chwili badania kształtów zdewastowanego budynku w nocy rozbrzmiał jazgot. Dźwięk zmroził Sarze krew w żyłach. Przypominał wrzaski bezpańskich kotów podczas marcowania. Nabrała powietrza w płuca. Jakby zahipnotyzowana, bezwiednie zbliżyła się ku dziwnemu zjawisku.
   Stanowcze kroki ojca zatrzymały się obok niej.
-  Dlaczego zbaczasz z drogi? Tak chciałaś iść ...
   Sara nie odpowiedziała nic. Wskazała palcem nierówne mury zniszczonej kamienicy, skrytej za blachą ogrodzenia.
   Powoli weszli na nieoświetlony parking, minęli linię światła, by móc dojrzeć skryte w ciemności ruiny. Upiorny dźwięk nie ustawał, teraz słyszalny dla obojga. W skupieniu badali oblane bladym światłem księżyca pozostałości drugiego piętra.
   Przez dziurę w ścianie niespiesznie wyjrzały dwa pokrzywione kształty. Błysnęły czerwienią ich ślepia.
   Ojciec syknął i zacisnął dłoń na nadgarstku córki. Zerwał się z miejsca.
   Sara nie opierała się mocnemu szarpnięciu. Świecące czerwienią punkty oszołomiły ją.
   Jarzące się oczy stworków błyskały kolejno w coraz bliższych punktach osaczając ruinę. Obserwowały Sarę i jej ojca z miejsca, gdzie brakowało sporego kawałka ściany, zza hałdy cegieł. Później wychynęły z okna na pierwszym piętrze. Gdy czerwone kropki zaświeciły niebezpiecznie blisko, bo tuż nad blaszanym ogrodzeniem parkingu, mężczyzna uciekał już z córką ku kręgowi światła ulicznych latarni.
   Ojciec potrząsnął energicznie ramionami córki.  Przytłumionym głosem wydyszał:
-  To były Gałgany. Lepiej szybciutko stąd uciekajmy.
  Sara wzdrygnęła się na hasło „Gałgany”, ocucona nim jak za pstryknięciem palców.
-  Osz w cząber parzony - jęknęła niewyraźnie.
-  Nie przeklinaj – ojciec automatycznie skarcił córkę i szarpnął w górę ulicy.
   Sara speszona uwagą rodzica grzecznie podążyła za nim. Po paru metrach z oburzeniem podjęła jednak przerwaną myśl:
-  Jak to możliwe, że te wstrętne niedorozwinięte Chowańce zamieszkały tak blisko nas? I tak blisko Paczepu? Myślałam, że hodowanie tych demonów jest nielegalne.
-  Same Chowańce mogą być hodowane, są pozytywnymi stworkami, pomagają w zarządzaniu gospodarstwem – wtrącił ojciec łagodnym, ale konspiracyjnym tonem.
-  Wiem, ale …
-  Z resztą żadna władza nie byłaby w stanie upilnować, żeby ludzie nie wkładali sobie jajek pod pachę i nie robili, tego co tam jeszcze się robi, żeby powstał Chowaniec – dodał ciszej: - nie myli się, nie modlili... - po chwili zamyślenia dodał słyszalnym już dla córki głosem: - Byśmy musieli być szpiegowani przez całą dobę, moja droga. A tego żaden alchemik by nie przetrwał. Oj nie! Nie ze swoją podejrzliwością.
-  No ale Gałgany tak łatwo powstają, wystarczy spartaczyć rytuał. Poza tym one są niebezpieczne, a jak dorwą się do alkoholu to już w ogóle.  Przecież Cześnik powinien coś zrobić za posiadanie tak agresywnych kreatur. Czy on w ogóle o tym wie? Czy on coś robi? Czy tylko chroni swój stołek?
-  Błagam Cię Saro, ciszej! Zapewne już całe Jeżyce wiedzą o czym rozmawiamy. Nie czas i nie miejsce dziecko.
   Dla pewności mężczyzna obejrzał się wokół siebie.
   Z kamienicy po drugiej stronie ulicy, na styku Strzałkowskiego z Dąbrowskiego, dobył się niski, chrapliwy głos.
-  Coś taki płochliwy Panie Poważny? Masz coś na sumieniu, że tak się lękasz o  życie? - Zaryczał rozweselony.
-  Prowadzę córkę późną nocą. Nie chciałbym, by czyjeś potworki wykończyły nas w drodze do ... celu – odparował ojciec Sary.
   Zwolnili tempa i wpatrywali się w zdobioną ścianę kamienicy na rogu ulicy. Trzy płaskorzeźby lwich głów urozmaicały kremową biel. Zwierzęcy ornament na wysokości pierwszego piętra poruszał się w rytm chrapliwych słów.
-  Spokojna twoja uczesana, nikt za wami nie idzie. Puściutko jakby siała spustoszenie dżuma. - Zaryczała rozweselona rzeźba.
-  Dzięki Simba.
   Ojciec z Sarą ruszyli żwawszym krokiem. Na twarzy mężczyzny zagościł złośliwy uśmieszek zadowolenia z poczynionej przyjacielskiej uszczypliwości.
-  Jak jeszcze raz mnie tak nazwiesz to koniec z uprzejmościami! - lew zaryczał.
   Donośna riposta rozbudziła jeszcze inne lwie głowy zamieszkujące pobliskie ściany. Po chwili grzmiały już nie tylko elewacje kamienic na ulica Strzałkowskiego, ale na wezwanie króla odpowiedziały wszystkie zwierzęta żyjące w okolicy.
   Ojciec z Sarą skręcili w Dąbrowskiego. Ruch uliczny huczał w uszach, jakby przekroczyli niewidzialną bramę do innego świata; samochody podskakiwały na wertepach kocich łbów, ludzie niemalże w biegu trącali innym przechodniom ramiona, rowerzyści wciskali się między pieszych, nie chcąc obić sobie tyłka na tradycyjnej jezdni. Tramwaje przypominały o swojej obecności irytującym dzwonkiem, który ledwo wybijał się ponad dźwięki kołomyi.
   Dotarli do Rynku Jeżyckiego. Zegar na słupie wskazywał dziewiątą.
   Minęli zaciemniony, podejrzany przybytek drugą stroną uliczki. Sara lustrowała osłonięty blaszanymi daszkami teren nieczynnego targowiska. Między stoiskami dojrzała przemykające, zakapturzone kształty.
   W ciemnej uliczce rozbłysł niebiesko-czerwony kogut policyjnego radiowozu.
   Od kamienic okalających Rynek odbił się dźwięk przewracanych szklanych butelek. Zakapturzone postacie puściły się biegiem w ulicę Dąbrowskiego.
   Kogut wydał ogłuszający ryk. Sara wraz z ojcem odruchowo zakryli uszy.
   Samochód przyspieszył, by pogonić potencjalnych meneli. Wytoczył się z wąskiej uliczki i włączył do ruchu symulując pościg.
   Sara wraz z ojcem z ulgą opuścili dłonie z uszu i skręcili w Słowackiego.
   Na tle czarnego nieba, w przestrzeni u wierzchołka ulicy, ukazała się podświetlona wieża zegarowa Zamku Cesarskiego, dumnie obserwująca Jeżyce.
   Z rytmicznego kroku Sarę wyrwał ból ramienia.
  Wrzasnęła. Z oburzeniem wymalowanym na styku brwi i nosa szukała sprawcy niespodziewanego bólu.
   Na chodniku przed Sarą leżał orzech.
-  Saro, nie pora teraz na szukanie skarbów z podróży.
   Ojciec również przystanął krok dalej.
-  Nie szukam skarbów! - zaperzyła się Sara, bliska płaczu.
   Nie zdążyła jednak wytłumaczyć postoju. Usłyszała uderzenie twardego przedmiotu o kość. Co zostało skomentowane znaczącym westchnięciem rodzica.
   Oboje w popłochu rozejrzeli się po ulicy.
   Kolejny orzech rozbił się o płytki chodnika tuż obok Sary.
   Gdzieś wysoko głośno zarechotał jędzowaty śmiech.
   Kolejny orzech trafił ojca Sary w brzuch.
   Skrzekliwy głos zawył ponad ich głowami:
-  Zdradzieckie Mole Niezrzeszone! Podłe pasożyty! Wychowani na księgach Cechu, gardzę wami!
   Przesączony złowróżbnym jadem głos należał do staruszki przechylonej przez ramę wąskiego okna. Pozycja napastnika mieściła się w wieżyczce zwieńczającej róg kamienicy przy ulicy Słowackiego i Placu Asnyka.
   Echo jej wrzasków wzbudziło lęk i szczekanie psa. Właściciel zwierzęcia wydawał się nieporuszony całym zajściem, jakby tylko Sara wraz z ojcem (no i ten pies) słyszeli jędzowaty głos.
-  Spijacie pot i krwawicę Ojców Założycieli! Hołota! Pewnie znów się skradacie do nas! Parszywe szczury! Gałgany niewdzięczne!
   Starucha bez wytchnienia wypluwała kolejne przekleństwa niczym nieprzerwana seria z karabinu. Kolejny orzech poszybował w odbiorców obelg. Trafił ojca Sary w udo.
   Mężczyzna pospiesznie wyciągnął z kieszeni małe szkiełko okolone metalową płytką z wygrawerowanymi napisami i przyłożył je do oka. Skierował na domniemane źródło ataku.
   Siwe włosy kobiety rozwiał wiatr, oczy szalały w furii. Wychylała się z mieszkania gdzie okna uzupełniono dyktą, a balkon przypominał pospiesznie złożony przerośnięty karmnik. Ściany budynku już dawno poczerniały od spalin i wołały o odnowienie odstraszającej elewacji.
   Mimo złego stanu mieszkania staruchy, ojciec Sary rozpoznał w niej matkę  dobrze sytuowanego karczmarza Paczepu, jego dobrego kolegi.
-  Chodź – kiwnął głową na córkę.
   Sara nie zareagowała od razu, wryta w ziemię. Obserwowała rodzica.
   Ten rozpoczął kompilację sprawnych ruchów przy pierścieniu, spoczywającym na jego kciuku. Zamknął oczy i szeptał coś pod nosem.
   W powietrzu świsnął kolejny pocisk napędzony dodatkową porcją szydzącego śmiechu.
   Z pierścienia mężczyzny wystrzelił przeźroczysty parasol.
   Orzech odbił się od wyczarowanego przedmiotu prosto w niewysoki, łysy żywopłot, który odgradzał błotnisty skrawek terenu pod murem kamienicy.
-  No rusz się dziecko. Nie będziemy walczyć z matką Dmidzbana. Ona jest pomylona.
  Złapał córkę pod ramię, jednocześnie ochraniając oboje przejrzystą tarczą. Przyspieszył kroku do truchtu. Obronna pozycja uniemożliwiała szybszy bieg.
  Zza pleców słyszeli jadowite krzyki:
-  Stójcie przebrzydłe pijawki! Niech no dostanę wasze parszywe gęby w swoje ręce! Powydłubuję mózgi wychowane na naszych pergaminach! Barachło plugawe!
   Przekleństwa odbijały się echem od budynków skupionych wokół pustego placu zabaw.
-  Czyli można usunąć kolejną ulicę z „bezpiecznych przejść” naszej mapy miasta? - Zauważyła Sara smutno, skulona pod ramieniem ojca.
   Mężczyzna zerknął jedynie na córkę; ojcowską buzię znaczyła nie tylko troska, ale też jakaś zaciętość, jakby wewnętrznie zmagał się nie tylko z ograniczonym miejscem do poruszania się w mieście.
   Przed Domem Tramwajarza weszli w ulicę Reja. Ojciec Sary przystanął i złożył parasol, który zniknął na powrót w pierścieniu.
   Dziewczynka zbadała wzrokiem drogę wiodącą ku Paczepowi. Przechodniów witały zabrudzone kamienice i chybotliwy chodnik, jakby płytki tylko czyhały na nieuważnych pieszych. Okna budynków ziały czarną pustką. Na domiar złego uliczne latarnie dogorywały nikłym, migotliwym światłem.
   Nabrała głęboki wdech.
-  Jesteśmy już blisko, prawda?
-  Zgadza się – odparł dziarsko rodzic.
-  Ulica wygląda na bezludną ...
   Zerknęła na zaniedbane ogródki; powyginane, łyse witki zapuszczonych krzaków przepełniały niepokojem.
-  ... zupełnie jakby przechodziła tędy Cicha.
   Sara skrzywiła się na wspomnienie słowiańskiego demona, którym niegdyś straszyła ją babcia Twardowska.
-  To pewnie straszak na Nieurokliwych. Oni będą się bali tędy przejść, a my będziemy mogli spokojnie wejść do Paczepu i wykonać nasze zadanie. Właściwie, to jest głównie TWOJE zadanie, moja droga.
   Ojciec dobrotliwie uśmiechnął się do córki, choć ta wyglądała jakby zobaczyła ducha.
-  Nie przypominaj mi – odburknęła.
   Pod numerem pierwszym przy Reja znajdowały się dwie pary drzwi. Te po prawo prowadziły do mieszkań lokatorów kamienicy.
   Drzwi z lewej strony, niepozorne, mniejsze, wiodły przez opuszczone mieszkanie do baszty jednego z największych (znanych) podziemnych zamków Europy. Największe zamki, w skali światowej, ukryto w podziemiach najstarszych metropolii Bliskiego Wschodu i Azji.
   Zamek Cześnika nie był jednak w całości ukryty pod ziemią. Na powierzchnię wystawały bowiem dwie baszty, dach sali balowej gdzie odbędzie się Zlot oraz gabinet Cześnika. Jedna baszta, zwana Wieżą Absorpcji, górowała na rogu ulicy Reja i Sienkiewicza; nic w niej nadzwyczajnego, poza jej wysokością liczoną od podstawy ukrytej pod ziemią. Druga wznosiła się między ulicami Jackowskiego i Wawrzyniaka.
   Miejsce Zlotu przebudowano całkiem niedawno, siedem lat temu, gdy zamknięto Zajezdnię na Gajowej. Po remoncie ogromny hangar, będący w latach świetności głównym magazynem Zajezdni, teraz sprawował funkcję imponującego, wysokiego stropu sali goszczącej najwspanialszą imprezę w naszym kraju, coroczny Karnawałowy Zlot.
   Sara wraz z ojcem podeszli bliżej drzwi prowadzących do Wieży Absorpcji, nieświadomie zwalniając kroku. Suterena, która miała stanowić przejście, sprawiała wrażenie równie bezludnej co ulica, przy której się znajdowała. Okna bez zasłonek ukazywały ciemny pokój.
-  Tato, a może spóźniliśmy się? Przejście na tak wielką imprezę raczej nie powinno zalatywać grobową ciszą, prawda? - Sara przerwała napięcie niepewnym szeptem.
   Ojciec pokiwał przecząco głową.
-  Żebyśmy nie zdążyli na otwarty portal do Zamku, Hermes musiałby zagubić się w akcji na przynajmniej dwie godziny. Co nie jest niemożliwe, jednak dopóki nie narysuję klucza, nie będę krytykował jego zdolności posłanniczych. Daj mi chwilę moja droga. A najlepiej, jakbyś stanęła na czatach z łaski swojej.
   Mężczyzna przystanął centymetry przed niepozornymi, małymi drzwiami. Wyciągnął wskazujący palec z długim paznokciem, który był na końcówce groteskowo zawinięty. Zamknął oczy. Chwilę mruczał, po czym narysował na drzwiach skomplikowany symbol, szepcząc coś pod nosem. Obleśny paznokieć błysnął w ciemnościach.
   Pokraczne drewniane drzwi ustąpiły ze skrzypnięciem i załamały się do wewnątrz.
   Sara przestała zwracać uwagę na ulicę, przykuła wzrok do ciemnej wnęki za plecami ojca. Bez zaproszenia, stanęła obok niego. Ten bezszelestnie ruszył z miejsca. Ostrożnie przekroczyli próg, niczym intruzi badając bacznie przestrzeń.
   W sieni sutereny nie było zbyt wielkiego pola manewru. Pomieszczenie wyglądało jak ciasna zabudowa dla paru schodków, które rozgałęziały się na dwa kolejne wnętrza. Jedno pomieszczenie zapraszało pustą futryną, drugie łypało lekko uchylonymi drzwiami.
   Mężczyzna ostrożnie pchnął butem drzwi do pokoju z widokiem na chodnik. Jego wnętrze było oświetlone światłem ulicznych latarni. Wydawało się być dawno opuszczone, prawdopodobnie w pośpiechu. Zdewastowana kanapa ponuro spoglądała z naprzeciwka. Zakurzony i pokancerowany stół zalegał pod ścianą, z oknem vis-a-vis.
   Ojciec wskazał ręką na zatęchły, ciemny pokój. Pusta rama odkrywała niepokojące ciemności. Przeszedł przez nią z wyciągniętym palcem wskazującym (tym z zakrzywionym paznokciem). Rodzic rozejrzał się w obie strony i ruszył jeszcze głębiej.
   Sara zalękniona podążyła za ojcem.
   Niemalże wrzasnęła gdy drzwi frontowe zatrzasnęły się z hukiem za jej plecami.
   Powstrzymała odruch zatykając usta obiema dłońmi.
   Wejściowe drzwi odcięły dopływ pomocnego światła z ulicy. Wokół zaległy egipskie ciemności, do których wzrok Sary musiał się jak najszybciej przyzwyczaić. Ledwo dostrzegła, że rodzic poruszył się o kolejne ostrożne kroki.
   Jego sylwetkę, na początku niezauważalnie, oświetlał promień wątłego światła. Poświata dochodziła z głębi mieszkania, jakby zza rogu kolejnego pokoju.
   Powolnie przekroczyli następny próg.
   Ojciec nerwowo pogrzebał w kieszeniach płaszcza.
   W najciemniejszy mrok pokoju rzucił kosteczkę. Ta rozpadła się bezgłośnie, a z drobnych cząsteczek jej pyłu uniosła się mgła dająca delikatne światło. Jasna chmura odkryła ścianę stojącą w głębi pomieszczenia oraz ukazała drugą parę drzwi.
   Ojciec pokazał córce, by pilnowała tyłów. Podszedł do owych drzwi. Były zamknięte.
   Z drugiej strony pokoju również znajdowały się drzwi. Te były uchylone. Za nimi znajdowało się źródło nikłej poświaty, a także coraz głośniejszy szum basowych głosów.
   Ojciec Sary zakradł się bliżej nich, zerknął ostrożnie przez szparę.
   Pomachał przyzywająco na córkę, po czym wszedł do jasnego pomieszczenia.
   W ścianie pokoju ziała dziura wysoka na dwa metry. Za nią, jak gdyby nigdy nic, stała kamienna klatka schodowa, oświetlona pochodniami. Zejście osłaniała półprzeźroczysta błona, która dygocząc sprawiała, że ciepłe światło pochodni cały czas tańczyło na ścianach.
   Wesołe światło niestety nie ocieplało wizerunku dwóch gadzich strażników. Istoty bardzo postawne, o szarawej chropowatej fakturze ciała, stały nieruchomo. Zupełnie nie zaszczyciły reakcją skradających się przybyszy. Od szyi do połowy ud stwory okrywała kuta z ciemnej blachy zbroja. Jaszczurowate odnóża spoczywały gołe na zakurzonej wykładzinie. Oba przygarbione stwory trzymały włócznie i strzegły przejścia do mieniącego się rumianymi kolorami portalu.
   Ojciec i Sara podeszli bliżej. Strażnicy otaksowali przybyszy.
-  Cech? – Wychrypiał sapliwym głosem jaszczurowaty w zbroi.
   Sara stanęła obok ojca, powstrzymywała ręce, by nie chwycić za poły jego płaszcza.
   Zatrzymała wzrok na grocie broni strażnika, dumnie wisiał przy nim proporczyk prywatnej Gwardii Cześnika. Na przekór lękowi zmierzyła szkarady od czubka włóczni przez poobijany pysk, okute zbroją łuskowate cielsko po jaszczurowate pazury.
-  Niezrzeszony – odparł ojciec Sary.
-  W takim razie powiedz klucz – zarechotał Gwardzista nieprzyjemnie szczerząc igiełkowate zęby.
Ojciec Sary nabrał zatęchłego powietrza w płuca, wyprostował się dumnie i odpowiedział łamiącymi język słowami, których Sara nie była w stanie zrozumieć.
Obaj Gwardziści mlasnęli z przekąsem ustami bez warg, spojrzeli na przybyszy pogardliwie, po czym jednocześnie wskazali na portal zapraszająco.
5 notes · View notes
pogubionywladca · 4 years
Text
"Dwadzieścia osiem lat, się czuję jak Terencjusz
Trochę przeszedłem i coraz więcej wiem już
Nic co ludzkie mnie nie ominęło
A scenariusz do życia to istne arcydzieło
Patrzę na ten świat i to jak stworzyli
Jestem tylko rad jak Skłodowska-Curie
Nic bez powodu, wszystko co za nami
Ale ciężko iść do przodu odwróconym plecami
Patrzę na niebo i widzę płaskorzeźby
Upaja mnie sam widok i staję się nietrzeźwy
To wszystko tylko da mi siłę
Każde doświadczenie o które nie prosiłem
Niebo płakało gdy musiałem polec
Ale życie daje lekcje, życie to mój college
Cóż opisuje to każdym swoim wersem
Bo życie to Avi a baśnie to Andersen"
1 note · View note
kasperowiczpiotr · 6 years
Photo
Tumblr media
Bas-relief with a bird. / Płaskorzeźba z ptakiem. #basrelief #relief #płaskorzeźby #ptak #bird #jakitoptak #whatkindofbirdisthis #whatabird #whatabirdie #architecture #cracowarchitecture #architektura #bwpic #artinachitecture #artandarchitecture #bw_addiction #blackandwhite #bwf https://www.instagram.com/p/BqcCOsfhXQi/?utm_source=ig_tumblr_share&igshid=1kal11d1696dy
0 notes
dzismis · 2 years
Text
Szklane serduszko. O życiu i tekstach Stefanii Baczyńskiej
Szklane serduszko. O życiu i tekstach Stefanii Baczyńskiej
Stefania Baczyńska z psem Danem, ok. 1936-1937. Fot. Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza Była matką poety i strażniczką pamięci o nim, zniknęła w jego cieniu. A sama przecież – o czym dzisiaj niewielu pamięta – również pisała, tłumaczyła, tworzyła podręczniki dla dzieci. Kamienica, w której urodził się Krzysztof Baczyński, podobałaby się moim dzieciom. Zwłaszcza płaskorzeźby w kształcie…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
zyciestolicy · 2 years
Text
Polscy badacze odkryli grób urzędnika odpowiedzialnego za tajne dokumenty faraona
Polscy badacze odkryli grób urzędnika odpowiedzialnego za tajne dokumenty faraona
Grób urzędnika odpowiedzialnego za tajne dokumenty w królewskiej kancelarii w czasach panowania jednego z pierwszych faraonów VI dynastii odkryli polscy archeolodzy w Sakkarze, obok najstarszej piramidy świata. Pochodzi sprzed 4,3 tys. lat. Do tej pory badacze dotarli do kaplicy, czyli części naziemnej grobowca, na której widoczne są płaskorzeźby. Egiptologom udało się wyczytać z wykutych na jego…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes