Tumgik
#taki ask nie mógł zostać bez odpowiedzi
yooo-lets-go · 15 days
Note
Kościuszko
Potrzebuje więcej kościuszko
Blagam powiedz że masz więcej kościuszko pls twój art jest zajebisty i szczeże wciągnął mnie spowrotem w cod. Podziwiam to co robisz
Jesteś najlepszx byku trzymaj tak dalej❤️❤️❤️
Tumblr media Tumblr media
Polska górą 🔥🔥🔥🇵🇱🇵🇱🇵🇱
869 notes · View notes
Text
Porcelanowe Opowieści cz. I
13.02.2019 r.
Są takie miejsca na świecie, które przyciągają ludzi. Nie wiadomo dlaczego, emanują specyficzną aurą. I tylko nieliczni odnajdują na swym sercu mapę, która pokazuje drogę do celu.
Nawet jeśli to wiekowa kawiarenka wciśnięta pomiędzy zaniedbany antykwariat a kolorowy sklep wędkarski w niewielkim polskim miasteczku. Jeśli ktoś słyszał nazwę miejscowości, kojarzył je z słynnej porcelany.
"Kawiarenka Requiem powstała w 1946 roku z inicjatywy Emilii Śniadeckiej i Jana Janickiego. Przeszła wiele kryzysów zupełnie jak jej właściciele, których łączyło głębokie uczucie, czasem nawet silniejsze od miłości..."
Walenty prychnął cicho, odwracając wzrok od tablicy informacyjnej zawieszonej nad stolikiem, przy którym siedział. Wokół niej umieszczone były liczne zdjęcia przedstawiające budynek zmieniający się na przestrzeni lat. Sepia i czarno–białe panoramy były wykonane przez dobrego fotografa, to musiał przyznać. A mimo wszystko ciekawsze było bawienie się białą serwetką, zamiast oglądanie ich. Zakręcił ją na kształt papierosa. Kiedyś wyczytał, że bardziej człowiek się uzależnia od trzymania czegoś w dłoni, niż od samej nikotyny... Fascynujące. To byłoby opłacalne. Przynajmniej nie wydawałby pieniędzy na najtańsze fajki, które śmierdziały tak bardzo, że ich smród pojawiał się wcześniej, niż sam Walenty i przyprawiał nauczycieli o ból głowy.
Albo mógłby tak na przykład o! wypić sobie coś lepszego niż zwykłą kawę. Na którą notabene czekał już dłuższą chwilę, ale najwidoczniej młoda kobieta za barem średnio się spieszyła, by ją przygotować. Ale chłopakowi nigdzie się nie spieszyło. Było już po zajęciach, do domu nie miał po co wracać. Spokojnie porównywał sobie dziewczynę z kobietą na zdjęciu. Były do siebie bardzo podobne. Może to jej wnuczka?
Uśmiechnął się pod nosem na tę myśl. Rodzina.
Nagle do wnętrza ciepłej kawiarenki wpadł podmuch mroźnego powietrza, aż chłopak się wzdrygnął.
– Przepraszam za spóźnienie, Różo!
Właściciel nieco zachrypniętego, ale wesołego głosu prócz zimna wniósł ze sobą jeszcze coś. Jakąś wyczuwalną zmianę w atmosferze zamkniętej między beżowymi ścianami.
Walenty aż uchylił usta ze zdziwienia. Chyba jeszcze nigdy nie widział tak pięknych oczu, których spojrzenie udało mu się przelotnie złapać. Nieznajomy chłopak otrzepał z jasnych włosów drobinki śniegu i podszedł do baru.
Dziewczyna, która za nim siedziała, postawiła przed chłopakiem filiżankę. Uśmiechnęła się zawadiacko, mówiąc coś do spóźnialskiego, jednak gość nie był w stanie tego usłyszeć, choć bez przerwy pochłaniał drugiego chłopaka wzrokiem. Opamiętał się, dopiero gdy Róża niedyskretnie wskazała go palcem.
Blondyn szybko zdjął kurtkę i rzucił ją na wysoki stołek przy barze. Zaprezentował tym zwykłą koszulkę z zespołem Asking Alexandria i wytatuowaną na przedramieniu czerwoną różę oplecioną cierniami.
Ostrożnie chwycił filiżankę w dłonie, podtrzymując spodeczek.
– Czarna kawa bez czarnego chleba – zapowiedział swoje przybycie do stolika Walentego, który zdążył już podrzeć kolejną serwetkę.
– Dzięki. – Uśmiechnął się blado, zerkając na chwilę w przyjazne, fiołkowe oczy. Dopiero z bliska zauważył, że chłopak ma mały kolczyk w brwi, który dopełniał wyglądu niegrzecznego chłopca.
– Jakby chciał pan jeszcze coś zamówić, proszę mnie wołać.
Walenty uniósł brew na dźwięk słowa "pan". Spóźnialski kelner wyglądał na starszego niż on. Spuścił wzrok na stojący przy nodze futerał na skrzypce. Glany blondyna lekko trąciły cenny instrument. Miał nadzieję, że przypadkowo.
– Grasz? – Zafascynowanie błysnęło w jasnych oczach.
Walenty skinął głową oszczędnie. Nie miał ochoty na wdawanie się w dyskusję. Pochylił się nad filiżanką i wziął do ręki skromne menu, udając wielkie zainteresowanie. Liczył, że chłopak się zniechęci i sobie pójdzie.
Jego plany jednak zostały szybko pogrzebane, gdy krzesło zostało odsunięte przez spóźnialskiego. Natychmiast po zajęciu miejsca oparł łokcie na stole.
– Chodzisz do szkoły muzycznej? 
– Tak... – mruknął Walenty, choć już i tak wyszedł na gbura, więc równie dobrze mógłby nie udzielić odpowiedzi.
Jednak jego towarzysz nadal uśmiechał się szczerze, kompletnie niezrażony chłodem.
– Ja też gram.
– Na nerwach? – wymsknęło się Walentemu. Natychmiast spuścił wzrok, zaciskając wargi. Idiota.
Zamiast jednak zostać obdarowany jakimś mało pochlebnym określeniem, w uszach rozbrzmiał mu ciepły śmiech.
– Często to słyszę. Dymitr jestem.
Blada dłoń wysunęła się w jego stronę. Szybko obrzucił ją spojrzeniem. Miał nieco dłuższe paznokcie niż przeciętny chłopak.
– Mogę zobaczyć twoją drugą rękę? – mruknął skrzypek.
Zamiast uścisnąć dłoń na powitanie, Walenty zaczął dokładnie oglądać skórę Dymitra. Zmieszany blondyn rzucił dziewczynie za barem niepewne spojrzenie, ale na szczęście na nich nie patrzyła. Dopiero by mu nie dała wtedy spokoju.
Powoli położył rękę na stole, i ją pozwalając obejrzeć ze wszystkich stron. Opuszki palców miał pokryte małymi odciskami.
– Gitara – stwierdził w końcu Walenty, szybko tracąc zainteresowanie. Skrupulatnie omijał fiołkowe spojrzenie. – Przeciętne.
– A ty? Skrzypce? Też nie jakoś szczególnie oryginalnie. – Uniósł brew z kolczykiem. Można było cisnąć po całym Dymitrze, ale nie po jego ukochanym instrumencie.
– Bardziej niż gitara.
– I bardziej niż granie na nerwach?
– Dokładnie.
– Dobrze. Więc panu nie przeszkadzam. – Dymitr podniósł się z krzesła i błyskawicznie odszedł od stołu.
Walenty chciał go powstrzymać, ale ostatecznie się rozmyślił. Na pewno znów powiedziałby coś nieodpowiedniego i obraził chłopaka. Nie umiał w kontakty międzyludzkie. Powrócił więc do bawienia się serwetką i popijania kawy. Skrzywił się jednak na jej gorzki smak. Chociaż filiżanka miała ładny kolor.
Dymitry podszedł do Róży i znów oparł łokcie o bar.
– Wiesz, że rzadko mi się zdarza nie móc się dogadać z człowiekiem, nie? – zagadnął, wbijając wzrok w profil chłopaka. Miał delikatny trądzik na policzkach, a kasztanowe loki były w kompletnym nieładzie, ale błyszczały szlachetnie w słońcu, które zaglądało do kawiarni przez duże okna.
– Hm? – Dziewczyna podniosła wzrok znad czytanej książki, poprawiając grzywkę, która opadła jej na oczy. – Chodzi o tego tu? – Znów wskazała na skrzypka niedyskretnie.
– Nie machaj mi tym paluchem! – prychnął. – Obraził moją Annę.
– Oho, Dymitriś się wkurzył – zachichotała, posuwając w jego stronę maślane ciasteczka. – Jedz.
Chłopak jednak nie słuchał Róży. Przygryzł kciuk w nietypowym dla niego zamyśleniu, po czym mruknął coś pod nosem. Na zapleczu zniknął, nim dziewczyna zdążyła zareagować. Westchnęła, obrzuciła grupkę nowych klientów niechętnym spojrzeniem i wsunęła ręcznej roboty zakładkę między strony starej książki. Viktor Hugo i ciastka muszą zaczekać.
Zebrała zamówienia od żywo rozmawiających przyjaciół i powróciła za bar.
– Dymitr? – Zerknęła na tył sklepu, znów poprawiając grzywkę.
– Idę!
Zadowolony z siebie chłopak wyszedł z zaplecza, dzierżąc w dłoni czerwoną, lakierowaną gitarę. Na ustach błąkał się ten sam charakterystyczny uśmiech, ale w oczach lśniła stanowczość. Róża aż westchnęła. Uwielbiała, kiedy jej przyjaciel grał. Miał niesamowity talent i charyzmę, które niestety marnowały się w tym miasteczku. Jemu to jednak nie przeszkadzało. Kochał grać i kochał Annę. Nic więcej mu do życia potrzebne nie było.
Dymitr zgrabnie wskoczył na stół, prawie przewracając cukierniczkę i porcelanowy wazonik. Nogą głośno odsunął krzesło, które szurnęło nieprzyjemnie o kafelki, zwracając uwagę wszystkich obecnych klientów. Łącznie z Walentym, który skrzywił się, gdy zadrżała mu ręka i prawie oblał się kawą. Podrapał się delikatnie po podrażnionym policzku i mimowolnie zaciekawiony, zawiesił spojrzenie na gitarzyście. Blondyn oparł stopę o krzesło, by łatwiej było mu trzymać instrument. Pogłaskał gryf gitary czule, jakby była prawdziwą dziewczyną, po czym gwałtownie szarpnął struny, aż Walentym wstrząsnął dreszcz. Nie spodziewał się tego.
Otworzył szeroko oczy, podczas gdy grajek zamknął swoje. Dobrze... Przynajmniej mógł mu się dobrze przyjrzeć. Dopóki nie rozproszył go głos chłopaka. O Boże.
– Ile jestem ci winien? Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń?
Walenty oblizał wargi, obserwując podrygującą nogę chłopaka, samemu zaczynając wystukiwać palcami rytm na drewnianym blacie. Znał tę piosenkę. "Ale zanim pójdę... Ale zanim pójdę... Chciałbym powiedzieć ci, że... "
Dymitr grał walentynkowy klasyk, chociaż święto dopiero jutro. Hah, święto. I imieniny Walentego, który i tak ich nie obchodził. A mimo to w plecaku, między stronami zeszytu od polskiego, wciśnięta była piękna kartka. Wrażliwy na piękno skrzypek nie mógł się powstrzymać i wszedł do maleńkiego sklepiku z dewocjonaliami. Tam wybrał walentynkową kartkę, która zamiast zawierać w sobie kolejne kiczowate życzenia, cytowała słowa Juliusza Słowackiego.
„Jest serce, co się kryjąc w zakrwawionym łonie,
W nocy tylko oddycha, w nocy we łzach tonie,
A w dzień pilnie ukrywa głębokie cierpienia.”
Chłopak wyjął ją z plecaka i położył na stole przed sobą. Odsunął filiżankę, zerknął na zdjęcia, tablicę informacyjną, na Dymitra. Uśmiechnął się lekko. Chłopak bardzo przeżywał to, co śpiewa. Piękne.
Skrzypek potarł palcem brokat na wierzchu kartki, po czym z bocznej kieszonki plecaka wyjął czarny długopis. Napisał coś pod cytatem, nie przestając się tajemniczo uśmiechać. Nim Dymitr skończył śpiewać, Walenty dopił kawę i podniósł się z krzesła. Włożył płaszcz i niepostrzeżenie opuścił Requiem. Uwaga wszystkich skupiona była na gitarzyście. Za sobą usłyszał gromkie brawa i pogwizdywanie. Z kieszeni czarnego stroju wydobył żółtą zapalniczkę i zgniecioną paczkę papierosów. Ponownie chwycił rączkę futerału i ruszył w kierunku Placu Kopernika.
W kawiarence zaś , kiedy tylko Dymitr skończył odpowiadać na liczne pytania grupki przyjaciół, którzy także okazali się muzykami (przecież mówiłam, że kawiarenka przyciąga wyjątkowe osoby), zszedł ze stołu i zbliżył się do miejsca, które zajmował skrzypek.
Zaklął pod nosem. Przecież zagrał dla niego, nie dla tych małolatów. No i dla Róży, która jak zwykle biła brawo najbardziej entuzjastycznie.
Postukał parę razy długimi paznokciami w blat stołu. Obrzucił spojrzeniem słoneczne wnętrze, po czym podniósł kartkę, po chwili wahania zaglądając do środka. Chciał jeszcze przez chwilę poczuć obecność tajemniczego chłopaka. Przecież nie mógł go odstraszyć. Bo niby czym? 
Przygryzł wargę.
Podpis na walentynce był krótki.
"Do Pana D."
1 note · View note