Tumgik
#więc bardzo miło mi cię poznać!
suburbanlegnd · 2 years
Note
How does it feel to be my first and only polish mutual(affectionate) ???
No way, I'm your first and only polish mutual?! I think I have just 2 or 3 mutuals who are also from Poland, but I'm not sure anymore. Most of my mutuals are also from America, so my dash is incredibly boring sometimes. So it's always nice to meet someone here who's also from Poland!
5 notes · View notes
szukamznajomego · 1 month
Note
Cześć wszystkim!
Tak właściwie nie mam pojęcia czego szukam. Chyba bratniej duszy? Czy to w postaci przyjaciółki czy drugiej połówki. Ciężko stwierdzić gdzie obecnie mieszkam, bo często moje plany się zmieniają. Obecnie raczej idą na kierunek wyjazdu za granicę(na krótki okres). Jestem osobą dosyć spokojną i na początku małomówną, ale po czasie otwieram się! Uwielbiam próbować nowych rzeczy, nawet jeśli zajawka na coś trwa jeden dzień. Jeśli nie lubisz dostawać głosówek to ciężko będzie nam się dogadać, bo jak coś się wydarzy bądź mam jakąś rozkmine to wysyłam je w ilościach hurtowych. Jestem dosyć bardzo otwarta na świat i ludzi, czasem mam wrażenie, że za bardzo. Lubię rozmawiać o pierdołach, narzekać, czasem poplotkować, ale też pogadać na głębokie tematy. Cenię sobie kontakt na żywo więc jeśli chcesz skończyć tylko na pisaniu i rozmowach to proszę, nie marnuj mojego i swojego czasu. Nienawidzę też pisania raz na tydzień bądź wymiany dwóch wiadomości dziennie i na tym koniec. Chce cię poznać, a do tego potrzeba czasu więc miło byłoby jakbyś też był zaangażowany. Kocham robić zmiany w swoim wyglądzie i piec różne słodkości bliskim mi osobom. Więc jeśli szukasz czegoś podobnego i masz max 31 lat, zgłoś się. Chętnie cię poznam!/K21
4800.
26 notes · View notes
nehte · 7 days
Text
Witajcie motylki🎀
To mój pierwszy post i miło mi cię poznać <3
Nazwałam się Ninquë Nehte, z Quenyi (język elficki stworzony przez Tolkiena) znaczy to biały-wąski. 🤍
Ninquë - Biały reprezentuje mój umysł, moje wartości, delikatność i piękno.
Nehte - Wąski, bo to mój cel. Od lat walcze ze swoim ciałem, ćwiczę od kilku lat, w ED już siedziałam, miałam nadwagę, miałam niedowagę a jednak cały czas mam te grube szerokie barki i ramiona. Nienawidzę ich, przez nie nie ubieram sukienek i ubrań jakie mi sie podobają, przez nie czuję się brzydka i brudna. Koniec z tym. Czas to zmienić. Czas zmienić to na mój atut. Genetyki nie zmienie i to zrozumiałam przez te lata. Ale zmienię to co mogę. Zmniejsze tkanke tłuszczową, przez co to co było dla mnie obrzydliwe, będzie czymś pięknym, delikatnym i atrakcyjnym. To mnie motywuje najbardziej. Bycie nehte. Mieć w końcu nehte ramiona. Nehte ciało. Może to brzmieć głupio, ale to mój cel i moja motywacja.
Już schudłam 4 kilo, lecz dopiero teraz startuję z tym blogiem. Chcę dostać od was wsparcie i wam je dawać. Chcę znaleźć moje miejsce. Moich ludzi. Damy radę. Wszystkie motylki jesteście niesamowite. W głebi duszy piękne i wierze, że dzięki nam, Anie i naszej kontroli damy radę mieć również tak samo piękne ciałka. Już trochę osiągnełam, przez kilka lat pracy nad sobą. Załączam moje zdjęcia. Chce być waszą thinspo, dajcie mi szansę. Z miesiąca na miesiąc będę mniejsza, bo wiem czego chce i po to tu jestem. Najważniejszą moją wartością jest samokontrola, w tym jestem już trochę dobra, chce pokazać wam moje sposoby, mój styl życia i poznać wasz. Czasami lecę ostro, więc prosze jeśli jesteś bardzo wrażliwa na ostre komentarze, to lepiej nie śledź mojego bloga. Czasami trzeba pewne rzeczy poświęcić, zmienić myślenie, przecierpieć ale za to są efekty. To jest moja metoda, 100% kontroli i stawianie siebie przeciw sobie. Tak samo działa Ana, to ona mówi że masz nie jeść. Jednak ja zawsze wolałam słuchać się siebie. Więc jedna moja strona mówi że chce zjeść, a druga mówi że jak zjem to będę gruba, brudna i obrzydliwa. Oczywiście mam też wiele innych metod i chcę się z nimi podzielić i też poznać wasze. Chce znaleźć ludzi takich jak ja. Dążących do perfekcji i nie poddających się.
Razem damy radę 💖
Tumblr media Tumblr media
Ps. Wiem że na razie jest przeciętnie, ale po to tu jestem, by to zmienić 🫶
A tu polecajka ode mnie!!
21 notes · View notes
tanie-slowa · 4 months
Text
Z wiadomości których nigdy nie wyślę #1
Cześć M.
Bardzo miło było Cię poznać. Nawet nie wiesz ile dobra wniosłeś do mojego życia przez ten krótki czas. Lubiłam z Tobą przebywać; byłeś taki... niewinny. Taki nieskażony, świat nie zdążył Cię jeszcze zepsuć.
Nie to co mnie.
Myślę, że po prostu to nie miałoby sensu i jestem więcej niż pewna, że ja to wszystko zepsułam. Bo tak już mam, że szukam dziury w całym, dzielę włos na czworo. Wszystko wynika ze strachu - bo może i na zewnątrz kreuję się na kogoś kto (prawie) niczego się nie boi, to wewnątrz jestem małą przestraszoną dziewczynką, która kompletnie nie wie co ma robić i jak się uspokoić.
Próbowałam sama siebie oszukać, uwierzyć że może jednak nie muszę się niczego bać. Nie wyszło.
Bo widzisz, jestem więźniem swoich własnych myśli, swoich własnych kompleksów. Postrzegam Cię jako kogoś lepszego od siebie, a zatem kogoś nie dla mnie.
Jesteśmy z dwóch różnych światów, sam zresztą przyznałeś mi rację. Ale nie byłeś zrażony, chciałeś mnie dalej poznawać, nie bałeś się zadawać niewygodnych pytań. Więc co zrobiłam? Zaczęłam pokazywać swoją najgorszą stronę, to całe zło które siedzi we mnie zaczęło wypływać na powierzchnię.
Nie dziwię się. Nie jestem zaskoczona. Może trochę rozczarowana, choć nie powinnam bo to przecież JA testowałam Twoją wytrzymałość, Twoje granice. Ile jeszcze możesz znieść. I łudziłam się, że wytrzymasz. Zawsze to robię. Niepotrzebnie.
"Sama siebie sabotujesz" - wszyscy mi to powtarzają a więc musi coś w tym być. Problem tkwi w tym, że nie umiem inaczej.
Niedawno rozmawiałam z matką. Opowiadałam jej o Tobie i o obawach związanych z tą relacją, że chyba nie jestem kimś z kim byłbyś szczęśliwy. Powiedziałam: to chyba za wysokie progi na moje nogi. Przyznała mi rację.
Dzięki mamo, zawsze ostra i brutalna prawda bez względu na wszystko. A tak nam dobrze szło, mogłyśmy się jeszcze przez chwilę pooszukiwać.
Możliwe, że po prostu jestem zjebana i muszę znaleźć sobie kogoś jeszcze bardziej zjebanego ode mnie. Choć w zasadzie najrozsądniej byłoby nie wikłać się w żadne związki.
Pamiętasz co Ci powiedziałam na samym początku? Nie mam czasu na dramaty. Okazuje się, że sama takim jestem, jebanym melodramatem. Cóż za hipokryzja z mojej strony.
Mogłabym Cię przepraszać za to wszystko, ale przecież to i tak niczego nie zmieni. Nie jestem w stanie Ci tego zadośćuczynić inaczej jak dystansując się. Bo przecież zawsze uciekam kiedy sobie nie radzę. Spierdalam aż się kurzy.
Jeszcze parę dni temu J mówiła: "nie rób tak bo naprawdę się Ciebie przestraszy. Wystraszy się Ciebie. Chcesz żeby uciekł? "
To było jedyne wyjście.
4 notes · View notes
nogenderbee · 2 years
Text
Colorful Stage Harem: Penguin Cafe / Pingwinia Kawiarnia
🇬🇧English version🇬🇧
You didn't wanted to go to home yet so you decided to go to penguin cafe since you heard a lot of classmates recommend it
You were in the middle of the way when some brown haired girl stopped you
"Excuse me, do you know where penguin cafe is?"
"I think so... I'm going there right now if you want to know..."
"That's great! Mind if I'd go with you?"
"Feel free to do so! But just know that I'm not really sure where to go either..."
"Hahah! No need to worry! I'm Minori!"
"YN, nice to meet you!"
You talked with Minori for the rest of the way and you had to admit that she was really fun person! But of course in one moment you didn't knew where to go...
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Minori Hanasato
Opinion: 13/40 -> 15/40 - neutral
Love language: ?
Type: ?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
"Minori! We're here!"
Tall blue haired girl started to call for Minori
"Oh hey girls! Am I very late?"
"No, we all just got here, did you came with your friend?"
"Oh yeah, this is YN! They helped me get here!"
"Mhm... Well thank you so much for taking care of Minori. I'm Haruka!"
"And I'm Shizuku! Also Minori we're still waiting for Airi so there's still some time left! So it would be fantastic if we could all get to know each other better with your friend!"
"That's actually pretty good idea! Oh, YN do you want to join us?"
🐧What will you do?🐧
Stay with others
Go to cafe alone
Go somewhere else: (please specify)
home
music shop
mall
museum
Votes closed!!
🇵🇱Polska wersja🇵🇱
Nadal nie chciałxś wracać do domu więc zdecydowałxś się iść do pingwiniej kawiarni ponieważ słyszałxś jak twoi rówieśnicy ją polecali
Byłxś w połowie drogi kiedy brązowo włosa dziewczyna cię zatrzymała
"Przepraszam, wiesz jak dojść do pingwiniej kawiarni?"
"Tak mi się wydaje... Właśnie tam idę jeśli chcesz wiedzieć..."
"To świetnie! Mogę iść z tobą?"
"Jeżeli chcesz to proszę bardzo! Ale wiedz że samx nie jestem pewnx gdzie iść..."
"Hahah! Nie ma problemu! Jestem Minori!"
"YN, miło cię poznać!"
Rozmawiałxś z Minori przez resztę drogi i musiałxś przyznać że jest naprawdę zabawna! Ale oczywiście w pewnym momencie nie byłyście pewne gdzie iść...
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Minori Hanasato
Opinia: 13/40 -> 15/40 - neutralna
Język miłości: ?
Typ: ?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
"Minori! Jesteśmy tutaj!"
Wysoka niebiesko włosa dziewczyna zaczęła wołać Minori
"Oh hej dziewczyny! Bardzo się spóźniłam?"
"Nie, dopiero tu przyszliśmy, przyszłaś z przyjacielem?"
"Oh tak, to jest YN! Pomogli mi w mojej drodze tu!"
"Mhm... Cóż dziękuję że zajxłxś się Minori! Jestem Haruka!"
"I ja jestem Shizuku! I tak właściwie to nadal czekamy na Airi więc zostało nam jeszcze trochę czasu! Więc by było świetnie gdybyśmy mogli się lepiej zapoznać z twoim przyjacielem!"
"To bardzo dobry pomysł! Oh, YN chcesz do nas dołączyć?"
🐧Co zrobisz?🐧
Zostań z resztą
Idź do kawiarni samx
Idź gdzieś indziej: (proszę podaj dokładnie)
dom
sklep muzyczny
galeria handlowa
muzeum
Głosowanie zamknięte!!
9 notes · View notes
holytwst · 5 months
Text
Tumblr media
Prolog ~ 9
Tumblr media
Spotkanie Pierwszorocznych!
[DROGA GŁÓWNA]
Grim: Wow, czyli to jest ta Droga Główna, huh? Jest niesamowita!
Grim: Wczoraj nie udało mi się dużo zobaczyć. W ogóle to co chodzi z tymi siedmioma statuami? Ich twarze wyglądają dość przerażająco.
Grim: Na przykład, ta pani tutaj wygląda jakby miała poważne problemy z temperamentem.
???: Nigdy nie słyszałeś o Królowej Kier?
Grim: Królowa Kier? To ktoś istotny?
???: Dawno dawno temu była królową żyjącą w ogrodzie pełnym róż przypominających labirynt.
???: Była surową kobietą, która nade wszystko ceniła zasady. Nie tolerowała róż w złym kolorze, albo niezdyscyplinowanych karcianych żołnierzy.
??? W skrócie to panowała nad królestwem szaleństwa, ale nikt nigdy nie śmiał się jej przeciwstawić.
???: Wiesz dlaczego? Bo za jedno “veto” przeciw jej słowu od razu ścinano ci głowę!
Grim: Wah! To naprawdę szalone!
???: Fajna historyjka, nie? Jestem jej ogromnym fanem.
???: Jakby, kto służyłby królowej, która byłaby tylko dobra i miła?
Grim: Tak, masz rację. Liderzy muszą być silni.
Grim: A tak z innej beczki… Kim ty w ogóle jesteś?
Ace: Jestem Ace, pierwszoroczniak… od dzisiaj! Miło was poznać! ♪
Grim: Ja jestem Grim! Czyli geniusz, który będzie najpotężniejszym magiem jakiego świat jeszcze nie widział.
Grim: A ten tutaj mniej osobliwy gość to mój pomocnik. Yuu.
Ace: “Yuu”? Huh. Niespotykane imię.
Miło cię poznać.
Nie jestem niczyim pomocnikiem.
Grim: A więc tak, Ace. Czy ten lew z blizną na oku był równie sławnym władcą?
Ace: Oczywiście!
Ace: To Król Bestia, który sprawował władzę nad sawanną.
Ace: Nie urodził się od razu z władzą - musiał ją zdobyć dzięki ciężkiej pracy i skomplikowanym planowaniu.
Ace: Kiedy został królem, pozwolił znienawidzonym hienom na życie bez dyskryminacji.
Grim: Brzmi jak wspaniały gość! Nie pozwolił by jego status go ograniczał. 
Grim: A kim jest ta pani z ośmiorniczymi mackami?
Ace: To Wiedźma Morska, która mieszkała w podwodnej grocie.
Ace: Poświęciła swoje życie by pomagać strudzonym mieszkańcom oceanu.
Ace: Jeżeli byli gotowi zapłacić cenę, pomagała im zmienić swój wygląd, znaleźć miłość, cokolwiek!
Ace: Mówi się, że była tak dobra, że mogła spełnić każde twoje życzenie. Cena jednak była wysoka.
Ace: No ale spełniała życzenia! Jasna rzecz, że będzie oczekiwać zapłaty!
Grim: Myaha! Czyli mówisz, że kiedy zostanę wielkim magiem, wzbogacanie się na zwykłych ludziach będzie pestką?! 
Grim: Och, och~! A teraz powiedz o gościu z tą wielgachną czapką!
Ace: To Piaskowy Czarnoksiężnik.
Ace: Był doradcą sułtana, który był zwykłym głąbem, doradca jednak wykazał się ogromną inteligencją. Naprawdę zaradny gość.
Ace: Zdemaskował raz pewnego oszusta, który podawał się za księcia by oszukać księżniczkę!
Ace: Po tym, otrzymał magiczną lampę i został największym czarnoksiężnikiem na świecie.
Ace: A potem użył tej magii by stać się sułtanem!
Grim: Wow! Czyli dobry mag musi mieć dobre oko do innych, huh?
Grim: A o co chodzi z tą pięknością tutaj?
Ace: Była królową, która była uważana za najpiękniejszą chodzącą po ziemi.
Ace: Codziennie używała swojego magicznego lustra, aby mieć co do tego pewność!
Ace: Jeżeli ktoś zagrażał jej pozycji, była w stanie zrobić wszystko by nadal pozostać najpiękniejszą na świecie.
Ace: Czy potrafisz sobie wyobrazić jak bardzo zdeterminowana musiała być by utrzymać tak wysokie miejsce w rankingu?
Ace: O i jeszcze, mówi się, że była mistrzynią preparowania trucizn!
Grim: Ach. Jest ładna, ale to brzmi trochę strasznie.
Ace: Tak myślisz? Trzeba szanować jej upór!
Grim: N-na pewno… Wygląda że mocno walczyła o to, w co wierzyła i nigdy się nie poddała!
Grim: A tutaj ten, z płonącą głową? Ten to dopiero wygląda strasznie!
Ace: To Król Podziemi!
Ace: Samodzielnie rządził królestwem wypełnionym nieposłusznymi duszami - ten to musiał być odpowiedzialny!
Ace: Może wyglądać strasznie, ale był niesamowitym gościem, który sumiennie pracował na pozycji, o którą nigdy nie prosił.
Ace: Spójrz, to gość, który kazał Cerberowi, Hydrze i Tytanom walczyć dla niego.
Grim: Hmm. To jest coś! Mieć tyle mocy i nie dać sobie temu strzelić do głowy!
Grim: A ta ostatnia tutaj, ta z rogami?
Ace: To Cierniowa Wróżka, która żyła na mistycznej górze.
Ace: Była wytworna i elegancka, a także była mistrzynią magii i klątw - nawet patrząc przez pryzmat umiejętności tej siódemki!
Ace: Kierowała burzami, zakryła całe królestwo cierniami… Panowała nad niesamowitą ilością magii!
Ace: Potrafiła nawet zmienić się w gigantycznego smoka.
Grim: Ooch, w smoka! Każdy potwór chciałby być smokiem!
Ace: Brzmi superancko, huh?
Ace: Nie tak jak pewien błahy szop~
Tumblr media
𐃘 [Prolog ~ 10]
Tumblr media
0 notes
rozyczkabee · 1 year
Text
‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿୨♡୧‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿
Tumblr media
ᴺᴼᵂ ᴾᴸᴬᵞᴵᴺᴳ : "Klasowe SEKAI" - Leo/Need
0:33 ───ㅇ───────────────────── 6:26
???
Saki: Co-?! Nie rozpoznaję tej szkoły! Jak się tu znalazłyśmy? Przecież przed chwilą byłyśmy na podwórku naszej szkoły!
Ichika: Nie wiem... i jest tu strasznie pusto.
Słyszałaś to? Cykady. Zazwyczaj nie słychać ich o tej porze roku, prawda?
Saki: Słyszałam też coś innego. Ktoś gra na gitarze i... śpiewa?
Ichika: Może mi się wydaje ale to brzmi jak Miku.
Saki: Masz na myśli, że ktoś gra piosenkę Miku?
Ichika: Tak mi się wydaje. Zobaczmy o co chodzi.
Saki: Chyba hałas dochodził z tamtąd.
Honami: Oh!
Shiho: !!
Saki: Hona i Shiho?!
Shiho: Saki... Ichika... Co wy tu robicie?
Ichika: My... nie wiemy jak się tu dostałyśmy.
Shiho: Rozumiem. Wzdech. Będę spóźniona do pracy...
Honami: Um, również się tu nagle znalazłam.
A potem natrafiłam Shiho.
Nie wiemy co się tu dzieje ale usłyszałyśmy jak ktoś śpiewa i zdecydowałyśmy to sprawdzić.
Saki: Miałyśmy ten sam zamiar!
Chodźmy razem.
Honami: Śpiew dochodzi z tamtej klasy.
Saki: H-Hej? Ktoś tu jest?
Ichika: (Ta klasa wydaje się znajoma, jakbym już tu kiedyś była.
Ah, racja. Śniłam, że spotkałam tu Miku.)
???: I o to chodziło!
Musiałam sporo na was czekać.
Ichika: Co?!
Miku: Witajcie.
Saki: M-Miku?!
Shiho: Co to ma znaczyć?
Honami: Czy to prawdziwa Miku? Nie, to musi być z projektora, prawda?
Miku: Chcesz dotknąć dłoni aby zobaczyć, że jestem prawdziwa? Proszę.
Ichika: Mogę... twoją dłoń?
Miku: Miło cię wreszcie poznać, Ichika.
Ichika: Czuję twoją dłoń! Jesteś prawdziwa!
Widziałam ciebie w śnie i wyglądałaś dokładnie tak samo!
Mam tyle pytań!
Shiho: Ja też. Po pierwsze, co to za miejsce?
Miku: To jest SEKAI, inny świat.
Ichika: Huh?
Miku: Witaj w swoim SEKAI!
Ichika: Co masz na myśli?
Miku: To świat stworzony z waszych uczuć.
Honami: Jak to możliwe?
Miku: SEKAi jest stworzony z ludzkich serc. Wasze uczucia będą również tworzyć tu piosenki.
Jestem pewna, że niektóre rzeczy które zobaczycie mogą wydawać się wam znajome.
Shiho: Nie rozumiem.
To musi być jakiś żart...
Czekaj. Dlaczego jest tu moja gitara?
Nie wyciągałam jej z pokrowca...
Ichika: Moja gitara też tu jest!
Powinna być w moim pokoju...
Saki: Zobaczcie, mój keyboard i perkusja też tu są!
Jakby ktoś ustawił to wszystko na praktyki zespołu.
A skoro już o tym mówimy, BARDZO bym chciała znów razem zagrać!
Miku: Czemu nie? Nie bójcie się używać instrumentów.
Ichika: Co?
Miku: Czy też tego nie chciałaś, Ichika?
By grać jako zespół?
Saki: Serio możemy tu zagrać?
To świetne! Zróbmy to!
Honami: A-Ale... obiecałam przyjaciółce, że spotkam się z nią po szkole.
Shiho: A ja mam prace. Tak czy siak, nie ma piosenki którą byśmy znali wszyscy na tyle dobrze by ją grać.
Saki: Jest jedna! Ta piosenka którą ćwiczyłyśmy lata temu!
Shiho: ....
Honami: Prawda... pamiętam ją...
Saki: Więc ją zagrajmy! Wszystkie ją znamy i nie jest ona trudna!
Plus, to jedna z piosenek Miku, więc jest ona odpowiednia!
Miku: Oh, to coś co ja śpiewałam?
Z chęcią ją usłyszę.
Saki: Słyszycie? Jak możecie odmówić?
Ichi, ty też jesteś za?
Ichika: Cóż... ja...
Chciałabym spróbować. Fajnie by było zagrać coś znów razem.
Saki: Widzicie? Ichi też chce zagrać!
Shiho, Hona, nie sprawiajcie abym was błagała!
Shiho: Nie, wychodzę. Jak się stąd wydostać?
Miku, wiesz?
Miku: Tak, oczywiście. Ale powiem wam dopiero po zagraniu piosenki.
Shiho: Co.
Miku: Hehe. Jestem ciekawa i chcę usłyszeć jak gracie.
Shiho: *Wzdech* Skoro to jedna piosenka.
Honami: ....
To było dawno temu, więc mogę nie grać zbyt dobrze.
Saki: Yay! Dziękuję!
Ichika: (Nie wierzę, że to się dzieje.
Naprawdę razem zagramy.)
(A gdyby to nie było niesamowite samo w sobie, zrobimy to przed Miku.)
Miku: No więc usłyszmy wasz talent.
‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿
0 notes
linkemon · 3 years
Text
Hasegawa Langa x Reader x Kyan Reki
Tumblr media
[Reader] nienawidziła deskorolki z całej siły. Dopiero Langa i Reki uświadamiają jej, że kawałek drewna na kółkach to coś więcej...
Praca znajduje się również na Wattpadzie (pod tym samym nickiem). Beta: Dusigrosz
Dodatkowe informacje: 1. Zdecydowałam się na romanizację jak chodzi o imiona i nazwiska bohaterów zamiast angielskiej wersji, bo tego się trzymam przy wszystkich shotach (stąd Ranga a nie Langa). W związku z tym występują tu też honoryfikaty i postacie zwracają się do siebie nazwiskami a nie imionami. 2. Kickflip, Grind i Benihana to nazwy trików deskorolkowych.
Ranga rozpędził się i wyskoczył w górę. Deska pomknęła razem z nim. Przez moment miał wrażenie, jakby znowu przemierzał kanadyjskie śniegi.
Nad głową miał czyste niebo. Wciągnął haust zimnego, górskiego powietrza. Gdy pędził, chłostały go ciemnozielone gałęzie. Nawet ich nie omijał. Trochę otarł sobie policzek, ale to nic. Na mrozie ból nie dawał o sobie znać. Zajmie się tym później. Z nieba spadał gęsty, biały puch. Zalegał na czapce i szaliku. Odgarniał go po każdym powrocie na górę, ale przemoczył kurtkę. Mama zdążyła go za to zbesztać zanim poszła na obiad. Powinien dołączyć do niej i taty, ale wciąż miał ochotę jeździć. Za każdym razem powtarzał sobie, że to ostatni raz. Nie był głodny. W brzuchu wciąż jeszcze czuł przyjemne ciepło po niedawno wypitej gorącej czekoladzie. Była ciemnobrązowa, aromatyczna i przyprawiona cynamonem. Do tego dostał podwójną ilość pianek. Pani z kawiarni od zawsze uważała go za swojego stałego klienta. Ulubiony napój czynił to popołudnie jeszcze lepszym. Stanął w kolejce do wyciągu. Wyciągnął rękę, by złapać płatek śniegu. Podobno były niepowtarzalne. Wytężył wzrok, próbując dojrzeć, czy ten, którego złapał, naprawdę jest wyjątkowy. Na tle granatowej rękawiczki dojrzał sześć ramion. Nie potrafił ocenić...
— Hasegawa-kun!
Upadł na beton. Wspomnienie skończyło się w ułamku sekundy. Był w Japonii. Deska miała kółka. Nie mknęła gładko po śniegu. To nie snowboard.
— Wszystko gra? — Kyan podał mu rękę.
— Nic mi nie jest.
Kickflip nie wyszedł. Kolejny raz źle dobrał ilość siły. Rotacja powinna wynieść pełny obrót, tymczasem on wykonał zaledwie trzy czwarte.
Prawa noga pulsowała bólem. Na niej oparł cały ciężar ciała, kiedy się przewrócił. Z pewnością weekend rozpocznie z okazałym siniakiem.
— Jesteś dzisiaj okropnie rozkojarzony. Stary, co się z tobą dzieje?
Chłopak nie wiedział, co odpowiedzieć. Przyjaciel miał rację. Przez całe popołudnie myślał o wszystkim, tylko nie o przygotowaniach do wyścigu. Powinien się starać, aby dorównać Adamowi. Tego właśnie pragnął przez cały poprzedni tydzień, ale dzisiaj coś skutecznie odciągało go od myśli o S.
Mimowolnie zwrócił głowę w stronę oddalonej ławki. Przechodził obok niej codziennie. Nie zachęcała wyglądem. Nie wątpił, że mogła się na niej kryć niejedna drzazga. Farba miała paskudny, ciemnożółty kolor. Odłaziła płatami. Do tego chore drzewo, nieustannie zrzucające liście, i stada kruków. Nikt nie chciał przesiadywać w takiej scenerii. Poza tym okolica była opuszczona. Dawne bloki mieszkalne zburzono. Teraz znajdowały się tu jedynie magazyny i stary skatepark. Deski, rolki i wrotki przejęły ten teren dawno temu. Tak mu kiedyś powiedział Joe.
Dlatego tak bardzo dziwił się dziewczynie czytającej książkę. Odkąd przyjechał do miasta, nie widział ani jednej osoby w tym miejscu. Czuł się zaintrygowany.
Nie umknęło to uwadze Rekiego.
— Już widzę, jak się sprawy mają — oznajmił z miną znawcy. — Dziewczyna wpadła ci w oko.
— Wcale nie! — Ranga odwrócił głowę. — Nawet jej nie znam.
Złapał za deskę i wrócił do treningu. Miał nadzieję, że tym samym odwróci uwagę przyjaciela od tematu. Poczuł gorąco na twarzy. Od dzieciństwa się rumienił. Niektórzy uważali to za urocze. On jednak nie lubił tego, jak bardzo własne ciało potrafiło go zdradzać.
— Możesz poznać — droczył się Kyan. — Nazywa się [Reader]-san. Przychodzi tu czasami. Zawsze siada w tym samym miejscu i ma ze sobą książkę. Nie dziwię się, że jeszcze jej nie widziałeś. Ostatni raz była tu jeszcze przed twoim przyjazdem. — Objął go ramieniem. — Zapoznałem się z nią, ale zawsze, kiedy chciałem dłużej pogadać, mówiła, że musi już iść...
Ranga wiedział, jak bardzo natarczywy potrafi być chłopak. Jego upór przekraczał zdrowe granice.
— Ile razy próbowałeś?
— Sześć albo coś koło tego. — Podrapał się po głowie.
— Nic dziwnego, że nie było jej tu prawie dwa miesiące. — Hasegawa roześmiał się.
To był błąd. Na twarzy Rekiego pojawił się dobrze znany uśmiech. Zwiastował kłopoty.
—Dzisiaj będzie siódmy. Szczęśliwe liczby nie kłamią. A poza tym pójdziemy tam razem.
Przyjaciel wzmocnił uścisk wokół szyi. Tym samym zmusił go do podążenia za sobą. Na nic zdały się protesty i błagania. Nie udało mu się wyrwać.
— Cześć!
Na dźwięk znajomego głosu [Reader] zamknęła książkę.
— Hej! — odparła niezbyt entuzjastycznie.
— Dawno się nie widzieliśmy. Przyszedłem ci przedstawić mojego nowego przyjaciela. Niedawno się tu przeprowadził. [Reader]-san, to Hasegawa Ranga. Hasegawa-kun, to [Reader].
Chłopak ukłonił się. Czuł zażenowanie. Przeszkodzili dziewczynie w czytaniu. Nie wyglądała na zirytowaną, ale zdecydowanie się zmieszała. Pewnie tak ja on nie przepadała za poznawaniem nowych ludzi.
— Też czytałem „Północny wiatr" — powiedział, chcąc przerwać ciszę. — Podobało mi się, w jaki sposób porusza trudne tematy. W ogóle nie spodziewałem się zakończenia.
Okładka w niebieskich odcieniach rzucała się w oczy. Rozpoznał ją od razu.
— To dosyć niszowy tytuł. — Spojrzała na niego ze zdumieniem.
— Jestem z Kanady.
Autorka książki również z niej pochodziła. Umieściła akcję w jego ojczystym kraju. W związku z tym w Kraju Klonowego Liścia sprzedaż była fenomenalna.
Kupił książkę kilka miesięcy temu. Nie przepadał za taką rozrywką, ale potrzebował czegoś, by zająć myśli. Po stracie ojca zdarzało mu się szwendać bez celu po domu. Nie potrafił usiedzieć w miejscu. Nie chciał, żeby mama się martwiła, więc postanowił spróbować sił w czytaniu. Nie pochłaniał stron w zastraszającym tempie, ale fabuła mocno go wciągnęła. Zupełnie nie spodziewał się tajemnic, jakie skrywała główna bohaterka, i to go najbardziej fascynowało.
— Kurczę, Shadow przyjechał. Powinniśmy się zbierać. — Kyan wydawał się naprawdę zawiedziony.
Najwidoczniej zrozumiał już, że kolejna szansa na pogłębienie znajomości przepadła.
Tej nocy odbywał się kolejny wyścig. Higa obiecał, że zabierze ich ze sobą. Musieli go błagać, żeby w ogóle pozwolił im usiąść w swoim aucie. Dbał o nie bardziej niż o deskorolkę, mimo że było starym rzęchem. Dobiegały z niego dziwne dźwięki, świadczące o tym, że najwyższa pora na wizytę u mechanika. Raz nawet nie chciało odpalić. O mało co nie spóźnili się wtedy na S. Kiedyś próbowali w nim otworzyć po cichu paczkę chipsów na tylnym siedzeniu. Hiromi dostał szału i kazał im poodkurzać wszystko co do okruszka. Zmarnowali całe popołudnie.
— [Reader]-san, powinnaś kiedyś wpaść, żeby zobaczyć, jak jeździmy.
— Chłopaki, ile mam na was czekać? — W głosie kierowcy było czuć zniecierpliwienie.
Reki ruszył przodem, próbując uspokoić Shadowa.
— Przepraszam, jeśli się narzuciliśmy — słowa same wyrwały się z ust Langi — i za mojego przyjaciela. Czasem bywa natarczywy, ale chce jak najlepiej.
— Naprawdę tak myśleliście? — Zamrugała z niedowierzaniem. — Że nie chcę z wami rozmawiać?
Teraz naprawdę poczuł się głupio. Założył, że tak właśnie było. W zasadzie nie miał nic, żeby to udowodnić. Po prostu wydawało mu się to najlogiczniejsze. Szczególnie po tym, co wcześniej słyszał. W końcu sześć razy to wystarczająco dużo, by dać do zrozumienia, że nie chce się kogoś widzieć.
— Wiem, że to dziwnie wygląda, ale naprawdę coś mi przeszkadzało za każdym razem, kiedy próbowałam pogadać z Kyanem-kun. Nie bardzo mogę to wytłumaczyć, ale mam nadzieję, że nie ma mi tego złe...
— Oczywiście, że nie. — Próbował wyratować sytuację. — Bardzo by się ucieszył, gdybyś przyszła do skateparku.
— Tylko, że... ummm... On bardzo lubi jeździć a ja... nie umiem. Tak właściwie to bardzo nie lubię deskorolek... — Wbiła oczy w ziemię.
— Możemy cię nauczyć. A nawet jeśli nie, to po prostu przyjdź poczytać na ławce obok. Mamy lepsze światło niż pod tym drzewem. — Uśmiechnął się zachęcająco.
Nagle do ich uszu dobiegł głośny dźwięk klaksonu.
— Jedziesz z nami, czy popylasz sam?! — wydarł się kumpel.
— Już idę! — odkrzyknął. — Powinienem się zbierać. Miło było cię poznać. — Odwrócił się z zamiarem odejścia.
Kiedy już postawił krok, zatrzymało go ciche pytanie:
— Hasegawa-kun, kochasz deskorolkę?
Zwrócił się w jej stronę i pokiwał głową.
— Dlaczego? — Mocno ścisnęła książkę.
Chłopakowi przyszło na myśl to dziwne, tajemnicze uczucie, którego doznawał za każdym razem, gdy zabierał się do jazdy. Nie potrafił go opisać słowami. To nie była tylko drewniana deska z kółkami. Chodziło o coś więcej.
— Byłem trochę jak bohaterka „Północnego wiatru"... Samotny i zagubiony. Myślałem, że najlepsze jest daleko za mną... ale skateboarding pokazał mi, że to nieprawda. Wyciągnął mnie z czarnej dziury, gdy myślałem, że nie ma dla mnie ratunku. Dał mi przyjaciela, dobre wspomnienia i nowy cel. To więcej, niż kiedykolwiek mogłem chcieć.
Kolejny głośny sygnał z auta Higi dał znać, że przeciąga strunę.
— Do zobaczenia! — rzucił i pobiegł w stronę samochodu.
Nie widział tego, ale dziewczyna wpatrywała się w skatepark jeszcze przez długi czas po jego odejściu.
***
Reki mocno się zdziwił, widząc [Reader] na ławce przy torze do jazdy.
— Przyszłaś zobaczyć, jak śmigamy? — zapytał entuzjastycznie.
— Hasegawa-kun mówił, że tu jest lepsze światło do czytania. Wpadłam zobaczyć, czy to prawda. — Uciekła wzrokiem.
Coś go leciutko ukłuło. Znał to uczucie. To była zazdrość. Nikła i niepozorna, ale jednak. W głębi ducha mówił sobie, że ma do niej prawo. Próbował nawiązać kontakt z dziewczyną wielokrotnie. Zapraszał ją kilka razy, ale nigdy nie przyszła. A teraz wystarczyło, że pojawił się jego kumpel, i od razu się udało. Jakby tego było mało, prześcigał go w ulubionej dyscyplinie. Jeszcze dwa miesiące temu był nowicjuszem. Totalnym żółtodziobem. Nie potrafił nawet utrzymać równowagi na desce. Kyan stał się nauczycielem nieporadnego znajomego. Jednak teraz uczeń przerósł mistrza. Nie zostało już nic nowego, co mógłby mu pokazać.
— To my idziemy poćwiczyć. — Uśmiechnął się Ranga.
Zrobił to naturalnie. Jakby wcale nie musiał się zastanawiać nad tą reakcją.
— Zerkaj na nas czasem! — rzucił Reki.
Jego uśmiech był inny. Przyklejony do twarzy. Wymuszony.
Zaczął się zastanawiać, kiedy zamienili się rolami. W którym momencie przestał być tym pogodnym gościem, zawsze gotowym kogoś rozweselić?
Ścisnął mocno deskę — ten od lat wyjeżdżony kawałek drewna, który przynosił mu tyle radości. Sam zamontował specjalne kółka. Spojrzał na pociągniętą kolorowymi sprayami powierzchnię. Niedawno razem ją odnawiali. Kumpel pomógł mu wybrać kolory i wzory. Spędzili razem zabawne popołudnie w garażu.
Odepchnął się mocno lewą nogą. Znał tylko jeden sposób na radzenie sobie z problemami — jazdę. Jego Grindy potrzebowały dopracowania. Postanowił, że skupi się na nich, ale niechciane myśli wciąż pchały mu się do głowy.
Nie chciał się złościć na przyjaciela. Obwinianie go o coś, na co nie miał wpływu, byłoby chamskie. Szczególnie że przez długi czas dobrze się z Hasegawą bawił. Razem chodzili do szkoły, spędzali czas i rozmawiali o wspólnej pasji. W dodatku łączyły ich nielegalne wyścigi. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz w jego życiu działo się tyle dziwnych, ale dobrych rzeczy.
Dopiero od niedawna zatruwały go myśli o tym, że jest gorszy. Próbował sobie tłumaczyć, że tylko w tym jednym aspekcie. W końcu nie mógł pokonać czyjegoś talentu samą ciężką pracą. Nieważne, jak bardzo by się nie starał, stało się jasne, że w skateboardingu Hasegawa będzie o krok przed nim.
Teraz jednak wyglądało na to, że zabrana zostaje kolejna rzecz, na której mu zależało.
Szybko zganił się za te słowa. Przedmiotowe myślenie o dziewczynach było niewłaściwe. Poczuł się przez to jeszcze gorzej.
Kolejny raz spróbował powtórzyć Benihanę. Palce ześlizgnęły się z krawędzi deski. Rozpaczliwie próbował zdążyć, ale przez to noga zamiast stabilnej powierzchni napotkała powietrze. Wydawało mu się, że wszystko wokół na moment zamarło. Jakby na ułamek sekundy czas się zatrzymał. Zaraz potem upadł na twardy beton.
— Cholera — mruknął cicho.
— Wszystko w porządku? — krzyknął Ranga.
— Jest git!
[Reader] odłożyła książkę na ławkę, zabrała torbę i podeszła do niego.
— Bardzo boli? — Kucnęła.
— To nic takiego. Skater bez siniaków jest jak żołnierz bez karabinu.
Parsknęła cicho, próbując ukryć to dłonią.
Nie był to pierwszy i nie ostatni raz, kiedy zrobił sobie krzywdę. Sport wiązał się z kontuzjami. Już od małego przyzwyczajał go do zadrapań i ran.
Z całej siły wykręcił do tyłu głowę, próbując zobaczyć, w jakim stanie jest prawa ręka. Trochę krwi i brudu, ale poza tym wydawało się, że wszystko jest w porządku.
— Mogę to opatrzyć, jeśli chcesz. — Złapała za torbę.
— Nie wolisz oglądać, jak jeździ Hasegawa-kun? — Zgryźliwy komentarz opuścił jego usta zanim zdążył się powstrzymać.
[Reader] zamrugała parę razy.
Zrobiło mu się głupio. Co się z nim ostatnio działo? Miał dosyć samego siebie.
— Przepraszam. Zapomnij, że cokolwiek mówiłem.
— Nic nie szkodzi. — Wyciągnęła buteleczkę, gazę i bandaż.
— Masz w środku całą apteczkę? — Spojrzał na to wszystko wielkimi oczami.
Widział czasami, jak dziewczyny nosiły ze sobą plastry. Zazwyczaj na wypadek obtarcia nóg po wysokich butach. Zastanawiał się, po co sobie to robią. Może i wyglądały ładnie, ale nie zamieniłby wygodnych, znoszonych trampek na szpilki.
To jednak było o wiele więcej niż przeciętna zawartość torebki.
— To dlatego, że... jestem niezdarna. No wiesz... często się wywracam i takie tam — powiedziała cicho.
— Dlatego nawet latem nosisz długie rękawy?
Przedtem nawet nie zdawał sobie sprawy, że to zauważył. Zdecydowanie za często patrzył w jej stronę przez ostatnich kilka miesięcy.
— Tak. Mniejsza o to — ucięła.
Nasączyła gazę. Delikatnie złapała go za rękę i zaczęła przemywać czerwone miejsce.
— Auauaua! — Wyrwał się.
— Musi trochę poszczypać.
— To boli. Myślałem, że masz Octenisept albo coś takiego. Może jednak zostawimy to, jak jest? — zaproponował, czując łzy wzbierające w kącikach oczu.
Popatrzyła na niego karcąco. Poczuł się jak małe dziecko.
— Woda utleniona jest tańsza. Po co niepotrzebnie wydawać pieniądze? — Wzruszyła ramionami. — Daj mi to dokończyć, bo jeszcze wda się zakażenie.
Zniósł więc nieprzyjemne uczucie. Nie syknął ani razu. Nie chciał wyjść na okropnego mięczaka.
[Reader] sprawnie uwinęła się z opatrunkiem. Musiała mieć spore doświadczenie.
— Muszę wracać, bo się spóźnię. — Nerwowo spojrzała na zegarek.
Kyan zauważył, że wygląda na całkiem stary. Model był zdecydowanie sprzed ostatniej dekady. Zaintrygowało go to. Czyżby podążała za dziwną modą? Ale nigdy dotąd nie widział jej jakoś szczególnie ubranej. Zazwyczaj miała na sobie szkolny mundurek albo wygodną bluzę i spodnie. Stwierdził więc, że pewnie przedmiot ma jakąś wartość sentymentalną.
— Co do tego wcześniejszego pytania... — Zawahała się, jakby nie do końca była pewna, czy powinna odpowiedzieć. — Hasegawa-kun dobrze jeździ, ale wydaje mi się, że ty czerpiesz z tego większą frajdę. Chciałam się przekonać, czy deska rzeczywiście może komuś sprawiać radość. Kiedy patrzę na ciebie, myślę, że to naprawdę możliwe.
Zostawiła go z tymi słowami i zabandażowanym ramieniem. Od tamtego momentu aż do wieczora, każdy trik wychodził perfekcyjnie.
***
— Powinnaś spróbować! — nalegał Reki.
Nadal nie wiedział, jak do końca powinien się czuć ze swoim skateboardingiem. To jednak nie oznaczało, że przestanie namawiać innych do próbowania. Szczególnie że [Reader] nie wyglądała na aż tak mocną konkurencję, by jeszcze bardziej podkopać jego poczucie własnej wartości.
— Sama nie wiem...
Dziewczyna niepewnie zerknęła na deskę. Tyle razy obiecywała sobie, że będzie się trzymać z daleka od znienawidzonego sportu. Ten jednak znalazł ją, choć przez całe życie chciała się przed nim ukryć.
— Będę cię trzymał za rękę przez cały czas, jeśli się boisz. — Wyszczerzył się.
— Może lepiej będzie — podkreślił Hasegawa — jeśli to ja będę ją trzymał za rękę. Kiedy się uczyłem, też mi obiecywał, że będzie bezpiecznie. Zgadnij, co się potem stało...
— Puścił cię i zaliczyłeś glebę?
— Dokładnie. — Spojrzał karcąco w stronę nauczyciela.
— Jej bym nie puścił — odparował Kyan. — Zresztą nieważne. Zawsze mogę asekurować.
Wzmianka o tym, jak dopomógł odwadze przyjaciela nieco go zawstydziła. Tak już miał, że pod wpływem chwili przychodziły mu do głowy różne pomysły. Prawdą było, że trochę za szybko planował usamodzielnić ucznia, ale nie chciał jego krzywdy. Trochę straconej krwi jeszcze nikogo nie zabiło. Nie przewidział, że kiedykolwiek wrócą do tego tematu, a już szczególnie teraz.
Ostatecznie [Reader] dała się przekonać. Z początku lekko się chybotała, ale dość szybko okazało się, że ani dłoń, ani zabezpieczanie pleców nie są potrzebne. Nie upadła ani razu. Ranga nie zobaczył w tym nic dziwnego. W końcu pomimo talentu zajmował się tematem od niedawna. Co innego Reki.
— Nigdy wcześniej nie jeździłaś? — zapytał.
Dziewczyna uciekła wzrokiem i zeszła z deski.
— Może kiedyś, w dzieciństwie. Nie pamiętam — wymamrotała.
Czuł, że to nie jest pełna odpowiedź. Nie do końca kłamstwo, ale też nie całkowita szczerość. Kim jednak był, aby żądać całej prawdy?
— Na dzisiaj chyba wystarczy — stwierdził, chcąc uciąć temat. — Piękne dziewczyny nie powinny mieć zakwasów...
Poczuł się jak idiota. Miał wrażenie, że mózg na moment przestał mu pracować. Albo jeszcze gorzej — zniknął. Takie teksty serwowało się w filmach, nie na żywo. Nawet jeśli uważał, że jest śliczna. A co, jeśli pomyśli sobie, że jest natarczywy? Albo że widzi w niej tylko urodę? I już nie będzie chciała przychodzić do skateparku... Jak się przeprasza za takie rzeczy? Czy to możliwe, że zaraz zejdzie na zawał?
Miał wrażenie, że myśli przelatują mu przez głowę z prędkością rozpędzonej deskorolki. Nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa. Teraz był już pewny, że zamienił się rolami z Hasegawą. W końcu zawsze dotąd wiedział, co powiedzieć. Nieważne, czy to był nauczyciel w szkole, gdzie nielegalnie jeździł, czy Adam podczas wyścigu. A teraz go zamurowało.
Mrugnęła trzy razy zanim dotarło do niej, co powiedział. Wiedział, bo liczył. Chwila zdawała się niemiłosiernie dłużyć.
— Jeszcze nikt... nigdy...
Chciał się zapaść pod ziemię. Rozważał nawet zabranie deskorolki i zwianie na niej w najbliższą ulicę.
— ...nie powiedział mi, że pięknie wyglądam. Dzięki, Kyan-kun. — Uśmiechnęła się nieśmiało.
Radość i ulga po tych słowach były porównywalne do wygrania w S.
***
Ranga mijał czerwone, pomarańczowe i żółte drzewa posadzone wzdłuż chodnika. Słońce leniwie wstawało w chłodnym, rześkim powietrzu. Poranek zapowiadał się zimno. Na szczęście zabrał z domu marynarkę. Spojrzał w bok. Sąsiedzi sprzątali trawniki. To przypomniało mu, że obiecał pomóc mamie po powrocie do domu. Jesień w Japonii wyglądała pięknie, ale nic samo się nie uprzątnie. Kilka samotnych, zeschniętych liści przeleciało tuż obok jego głowy.
Jechał do szkoły, czytając książkę. Z jednej strony obawiał się mandatu, ale z drugiej tak się wciągnął, że nie mógł przestać. Miał nadzieję, że uda mu się skończyć rozdział na lekcji. Nauczyciel był nierozgarnięty. Może jak schowa powieść za okładką podręcznika, to jakoś mu się uda. [Reader] podsunęła mu tę radę. W końcu to dzięki niej znalazł przyjemność w nowym zajęciu. Miał ochotę wyjść z nią gdzieś po południu. Miał jednak świadomość, że wypadałoby zaprosić Rekiego. Zazwyczaj spędzali czas we trójkę i jakoś tak się przyjęło, że prawie nigdy nie widywali się w innym składzie. Ostatnio zaczęły go nachodzić myśli o tym, jak by to wyglądało, gdyby zobaczył się z dziewczyną sam na sam. Czy to byłoby jak zdrada przyjaciela? Nie był na tyle ślepy, aby nie widzieć zainteresowania, jakie okazywał jej Kyan. Coś wisiało w powietrzu. Tylko dlaczego miałby rezygnować z potencjalnej szansy? W końcu nie padło żadne oficjalne oświadczenie z żadnej strony. Równie dobrze [Reader] mogła nie być zainteresowana jego przyjacielem w taki sposób.
Ziewnął przeciągle. Na japońskim z pewnością będzie żywym trupem. Miał tylko nadzieję, że nie zaśnie. Wczoraj do późna pomagał przygotowywać prezent urodzinowy.
Znalazł w pożyczonej od dziewczyny książce dedykację. Z daty jasno wynikało, że święto wypada dzisiaj. Nie mieli zbyt wiele czasu. Tak więc razem z przyjacielem zakasali rękawy i postanowili zrobić dla niej deskę. Nie chciała kupić własnej, bo mówiła, że szkoda jej pieniędzy. Pożyczanie też nie było idealnym rozwiązaniem, bo ktoś zawsze musiał siedzieć. Do jazdy we trójkę potrzebowali czegoś więcej. Tak więc Reki zebrał całą techniczną wiedzę do kupy i z radością zaczął składać elementy zamówione w Internecie i kupione w Dope Sketch. Wybłagali u Oke-sana zniżkę. Dał ją, choć z bólem serca. Hasegawa nie mógł pomóc w kwestii budowania, więc zajął się ozdabianiem. Zaprojektował wzór na kartce, a potem w ruch poszły spraye i naklejki. Nawet udało mu się znaleźć kilka motywów związanych z książkami, o których mu opowiadała. Miał nadzieję, że dzięki temu poczuje bardziej, że deska należy do niej. W końcu indywidualizm stanowił ważną część skateboardingu.
Na koniec znaleźli w garażu nieużywane pudełko i wpakowali dzieło do środka. Kiedy owijali je papierem, była już trzecia w nocy. Rankiem Rangę ratować musiała kawa do spółki z energetykiem, ale nie żałował. Miał nadzieję, że praca się opłaci i wkrótce zobaczy zadowoloną solenizantkę.
***
Hasegawa trzymał pod pachą prezent i zastanawiał się, czy wygląda dziwnie, jadąc z nim na desce. Głównie dlatego, że ludzie patrzyli na niego z zainteresowaniem. Bardziej prawdopodobne było jednak, że to jego nietypowa uroda przyciągała uwagę. Często brano go za turystę. Nierzadko również zakładano, że nie potrafi mówić po japońsku.
Przyjaciel śmigał tuż obok niego. Co jakiś czas wykonywał triki. Nie dziwił mu się. Sama jazda dosyć szybko się nudziła. Poza tym Kyana rozpierała energia. Widział, jak bardzo nie może się doczekać ujawnienia niespodzianki. Nadmierna ekscytacja udzieliła się też jemu. Niestety zamiast wręczać paczkę, kręcili się po nieznanej okolicy
[Reader] napisała, że nie da rady dzisiaj przyjść do skateparku. Stwierdzili więc, że wpadną do niej do domu. Dopiero potem uświadomili sobie, że nie znają dokładnego adresu. Dziewczyna nie odpisywała na żadne wiadomości, więc wzięli sprawy w swoje ręce (albo raczej nogi). Skierowali się w stronę osiedla, o którym kiedyś wspominała. Wypytywali ludzi w okolicy, mając nadzieję, że ktoś wskaże im odpowiednie mieszkanie.
Szczęście przyniósł im mleczarz. Staruszek miał już najlepsze lata życia za sobą. Siwy, brodaty i pomarszczony niestrudzenie brnął przed siebie. Zgarbione plecy pokazywały, od jak wielu lat jeździł rowerem z przyczepką. Zrównali się z nim.
— [Reader]? Znam ją. Nigdy ode mnie nie kupuje — mruknął. — Mieszka w tamtą stronę, dwie przecznice stąd. Dosyć duży dom, na pewno nie przegapicie.
Podziękowali serdecznie. Mieli już dosyć błądzenia po nieznanym terenie. W ramach wdzięczności każdy z nich kupił po butelce białego, jeszcze chłodnego napoju.
Napisali sms-a do [Reader], że niedługo wpadną. Liczyli na to, że go odczyta i wyjdzie im na spotkanie.
Podążyli zgodnie z otrzymanymi wskazówkami. Mężczyzna miał rację. Nie dało się pomylić budynków. Co prawda dom był mały, ale wyróżniał się na tle innych. Brama była bogato zdobiona. W ogrodzie rosły krzewy uformowane w przedziwne kształty. Nawet chodnikowa kostka wyglądała na niemało kosztującą mozaikę. Na drzwiach zawieszono ozdobny wianek z kolorowych kwiatów. Zamiast dzwonka znaleźli staromodną kołatkę. Niewiele myśląc, złapali deski pod pachy i zastukali.
— Ej, śpiewamy sto lat? — szepnął Ranga.
Nie zdążył otrzymać odpowiedzi.
W drzwiach pojawiła się wysoka i szczupła kobieta. Ciemne włosy upięła w dystyngowany kok. Elegancka, fioletowa sukienka powiewała za nią, gdy do korytarza wtargnęło jesienne powietrze. Wygląd psuł jedynie orli nos, nadający jej twarzy surowy wyraz. Spojrzała na nich podejrzliwym wzrokiem.
— Dzień dobry. Pani [Reader]? — upewnił się Reki.
— Zgadza się — przytaknęła. — Ale nie chcę od was niczego kupować — burknęła, omiatając wzrokiem pudełko. — Mam już garnki, odkurzacze, sokowirówkę... — zaczęła wymieniać.
— Źle nas pani zrozumiała. Szukamy naszej znajomej — [Reader].
Opisał jej wygląd w nadziei, że to pomoże.
— Mojej bratanicy? — Ton głosu od razu się zmienił. Stał się jeszcze zimniejszy niż na początku. — Wysłała was po pieniądze? — Zaśmiała się histerycznie. — Możecie powiedzieć jej i mojemu bratu, że nie dostaną ode mnie złamanego grosza! Na wszystko sobie zasłużył. Nie musiał się rozpijać. Zawsze mu mówiłam, że ten jego cholerny sport nic mu nie da, ale po co słuchać starszej siostry? Zniszczył sobie życie i rozwalił rodzinę...
Nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Byli pewni, że chodzi o ich przyjaciółkę. Tylko o czym dokładnie mówiła ta kobieta? Nie wypadało jej przerywać. Nie mogli też odejść, wplątawszy się w tę dziwną sytuację. Stali więc, słuchając tyrady.
Hasegawa czuł, że wcale nie powinni się tu teraz znajdować. Wszystko brzmiało jak afera rodzinna, a oni nie byli jej częścią. Już chciał się pożegnać, gdy za jego plecami pojawiła się [Reader]. Widocznie w końcu odczytała wiadomość. Wybiegła z jednego z sąsiednich domów. W porównaniu z rezydencją, przed którą stali, budynek wyglądał odpychająco.
— Co wy tu robicie? — W jej oczach widać było przerażenie.
Łzy błyszczały w kącikach oczu. Nieudolnie próbowała je wytrzeć rękawem starego, znoszonego swetra.
Przybiegła w nadziei, że jakoś uda się jej wyprowadzić chłopaków z okolicy. Jednak było już za późno. Ciotka powiedziała, co chciała. Prawda wyszła na jaw. Nie dało się nic zatuszować. Szczególnie że na policzku wciąż widoczny był czerwony ślad po uderzeniu. Historyjki o upadku ze schodów czy potknięciu na drodze nic nie dadzą.
— Wracaj tu! — Krzyk pana [Reader] niósł się echem po osiedlu.
Zataczał się. W dłoni trzymał tanie wino. Resztki czerwonej cieczy tańczyły w butelce przy każdy chwiejnym kroku.
Widok ten nie stanowił nic nowego. Najbardziej żałowała, że znajomi muszą na to patrzeć. Nie bez powodu trzymała się z daleka od ludzi. Z powodu ojca nikt nie miał ochoty zadawać się z kimś takim, jak ona.
Ranga na moment osłupiał. Czuł się, jakby oglądał film. Trudno było mu uwierzyć, że jest świadkiem całej tej sytuacji. Miał świadomość, że ludziom przytrafiają się takie rzeczy. Jednak cała idea był odrealniona, bo nigdy tego nie doświadczył. A teraz okazało się, że ktoś z jego otoczenia jest ofiarą, i to wywróciło wszystko, co do tej pory wiedział, do góry nogami.
Każdy siniak i rana nabrały znaczenia. Noszenie przy sobie apteczki na nagłe wypadki stanowiło konieczność. Zrozumiał, dlaczego dziewczyna tyle czasu spędzała poza domem. Ucieczka w świat książek była jedynym wyjściem. Dotarło też do niego, że nigdy nie widział jej w towarzystwie koleżanek ani znajomych. Nagłe odwoływanie spotkań z dziwnych powodów nareszcie miało sens. Antypatia do deski też nie pojawiła się znikąd.
Kiedy zrozumiał, że ojciec zamierza podnieść rękę na córkę, stanął mu na drodze. Poczuł skok adrenaliny. Jego ciało ruszyło się pod wpływem impulsu. Kyan zrobił dokładnie to samo. Uderzenie przyjęło na siebie prezentowe pudełko. Potem pamiętał tylko mieszaninę krzyków, szarpaninę i telefon na policję. Kiedy funkcjonariusz przyjechał, wciąż był w szoku, ale odetchnął z ulgą.
***
— To zabawne — stwierdziła [Reader]. — Porażka w skateboardingu zniszczyła mojego ojca, dlatego nauczyłam się go nienawidzić. A teraz uratowała mnie deskorolka.
Spojrzała na kawałek drewna na kółkach pod stopami. Wyglądało na to, że jednak polubi ten sport tak mocno, jak czytanie.
— Jesteś pewna, że chcesz zostać u ciotki? Jak znam moją mamę, to nie miałaby nic przeciwko, żebyś u nas na trochę zamieszkała. — Hasegawa poprawił jej ustawienie nóg.
— Nie wiem, co dokładnie ją poruszyło. Może zwyczajnie zrobiło jej się głupio, że bronili mnie obcy ludzie, a rodzina nic nie zrobiła. Zresztą nieważne... — Spróbowała podskoczyć, zachowując balans. — Długo rozmawiałyśmy o wszystkim. Mogę tam zostać. Teraz, kiedy założyli mi niebieską kartę, powinno już być spokojniej.
— Już my tego dopilnujemy — stwierdził Ranga.
— Na rozmawiajmy o tym na razie. Dzisiaj mam ochotę tylko pojeździć.
Jutro czekała ją wizyta u psychologa. Nie dało się na to przygotować. Bała się jej, ale też pokładała w niej nadzieję.
Nabrała w płuca chłodnego powietrza. Świat wyglądał zupełnie inaczej w pędzie. Kolory rozmazywały się w jej oczach. Chciała choć na chwilę zapomnieć o wszystkim. Nie musieć się przejmować przeszłością. Gdzieś z tyłu głowy czaiły się stare myśli. O tym, że w domu może zastać wielką niewiadomą — pozorny ład albo dziki szał. Należało więc potulnie schodzić ludziom z drogi. Na wszelki wypadek. Teraz problemy finansowe w końcu przestały spoczywać na jej barkach i czuła się z tym dziwnie. Nie musiała się zastanawiać, jak zapłaci czynsz za kolejny miesiąc. Dostała nawet kieszonkowe. Wciąż obawiała się je wydać, jakby miało za chwilę stać się potrzebne. Sen stał się dziwnie spokojny. Tak bardzo, że aż czasami nie potrafiła się położyć do łóżka. Nie chodziła już spać w akompaniamencie krzyków na zmianę z przeprosinami i fałszywymi obietnicami lepszego jutra. Wiedziała, że teraźniejszość była normalna, ale wciąż nie umiała do końca tego zaakceptować. Nie dało się nagle wymazać lat pełnych przemocy, alkoholu i bólu. Jednak zamierzała spróbować.
Spojrzała na chłopaków jadących obok niej. Wierzyła, że z nimi wszystko się uda.
8 notes · View notes
hiena-chan · 4 years
Text
Diabolik Lovers Haunted Dark Bridal Kanato Prolog PL
Tumblr media
Salon
Tumblr media
Yui: Uhm… Kanato-kun, jesteś tu?
Yui: Ah… Zimno
Yui: Ah… Firanka jest odsłonięta. Jaka ulewa na zewnątrz.
Yui: Powinnam zamknąć okno. W pokoju jest już wystarczająco chłodno.
Yui: I tak nikogo tu nie ma. Opuszczę lepiej zasłonę…
Kanato: Nie powinnaś się do tego zbliżać.
Kanato: Ah…Widzę, że cieszysz się, mogąc sprawić nam kilka problemów. Nie dobrze.
Yui: Ka-kanato-kun… Nie zauważyłam cię. Było za ciemno, by cokolwiek zobaczyć.
Kanato: Ja potrafię dobrze widzieć w ciemności, za to nie najlepiej przy jasnym świetle.
Yui: Właśnie widzę… To pewnie problematyczne dla wampirów.
Kanato: Proszę, nie traktuj nas, jakbyśmy byli gorsi od ludzi.
Yui: … Przepraszam.
Yui: Ale… Um… Wiem, że może to być dla ciebie niewygodne, ale mogę zaświecić światło?
Kanato: Mogłabyś, gdyby chodziło o inny pokój.
Yui: No a poza tym… Jeśli nie zamkniemy okien to będzie naprawdę zimno.
Kanato: Po prostu wcześniej przez nie wyglądałem.  A jeśli zaciągniemy zasłony to będzie nieelegancko wyglądać, nie sądzisz?
Yui: Eh, w sumie racja. Lubisz deszcz?
Kanato: …
Kanato: Proszę, pośpiesz się i wyjdź stąd, jeśli nie masz po co zostawać. Jesteś strasznie irytująca.
Yui: ( Tylko zadałam pytanie…)
Yui: Um… Mam powód, by tu być.
Kanato: Cóż, skoro nie będziesz zadawać mi niepotrzebnych pytań, to co cię tu trzyma?
Yui: Um, w porządku.
Yui: Um, gdy się obudziłam, zauważyłam w pokoju jakiś szkolny mundurek . Wiesz coś na ten temat?
Kanato: Czy wiem… Od jutra zaczniesz chodzić z nami do szkoły. Jeśli nie miałabyś uniformu, to byłby kłopot.
Yui: ….Eh?
Kanato: Shuu właśnie załatwił wszystkie formalności.
Kanato: Ponieważ wszyscy jedziemy jednym samochodem, postaraj się nie sprawiać problemów.
Kanato: Ponadto musimy uczęszczać do szkoły nocnej, więc miej to na względzie, gdy już się zbudzimy.
Yui: Hm?… Szkoła… Nocna?
Kanato: Dokładnie. Tak jak powiedziałem.
Yui: N-nigdy o czymś takim nie słyszałam!
Kanato: No i? Więc słyszysz teraz, chyba w porządku?
Yui: ( Ehhhh…….?! Czy to przypadkiem nie jest nieco natrętne?!)
Kanato: Co jest?
Yui: Um….. Nic.
Yui: ( Ah, więc… Przypuszczam, że będę się tam uczyć do samego końca. Niezbyt pocieszające…)
Yui: ( Mimo że najbliższe miasto jest tuż obok szkoły, to nie wydaje mi się….)
Kanato: Jeśli już skończyłaś, to proszę, pośpiesz się i wyjdź stąd.
Yui: To strasznie przykre. Nie możemy chociaż troszkę porozmawiać?
Kanato: Porozmawiać?
Yui: Tak, myślę, że miło byłoby cię poznać i pogadać, Kanato-kun.
Kanato: … O czym?
Yui: Na przykład, dlaczego ten miś jest dla ciebie taki ważny.
Yui: Możemy pogadać o twoim zainteresowaniu pluszakami, o ludziach których lubisz i za którymi nie przepadasz.
Kanato: …..Hm…. Okey.
Yui: Masz naprawdę uroczego misia. Jak ma na imię?
Kanato: …. Teddy.
Yui: W porządku! Miło cię poznać, Teddy!
Kanato: Czy powiedziałem ci, że możesz z nim rozmawiać?
Kanato: Teddy rozmawia tylko ze mną….. Prawda, Teddy?
Yui: Oh…. Dobrze.
Yui: ( Teddy naprawdę tyle dla niego znaczy…..?)
Kanato: Więc, to wszystko? Proszę, pośpiesz się i zostaw mnie w spokoju.
Yui: Ah... Chciałam powiedzieć... Ah, już wiem. Kanato-kun, nie sądzisz, że naprawdę tu lodowato?
Kanato: I co w związku z tym?
Yui: Nie jest Ci trochę za zimno? Wiesz, mogłabym zaparzyć filiżankę herbaty, tylko poczekaj tu na mnie, dobrze?
Kanato: Co za utrapienie...
*Wychodzimy. Po chwili wracamy do salonu.  Jest dużo jaśniej*
Tumblr media
Yui: Dziękuję, że zaczekałeś!..... Ah, huh? Zaświeciłeś światło?
Kanato: Zdałem sobie z czegoś sprawę, a tym czymś był fakt, że nie widzisz za dobrze w ciemności.
Yui: Nie sądzę, żebym mogła być aż taką niezdarą... Ale dziękuję.
Yui: Dobrze więc, proszę, Kanato-kun. Tylko uważaj, jest gorąca.
Kanato: Bardzo Ci dziękuję.
Yui: ( Byłam ograniczona jedynie do gorącej bądź zimnej herbaty imbirowej.)
Kanato:....
Yui: (Jest dobrze,  Kanato-kun popija herbatę.)
Kanato:.....Hej.
Yui: Hm?
Kanato: Wypiłem, ale wcale mi nie smakowała.
*Kanato oblewa nas herbatą*
Yui:.........?!  Kyyyaaa! Aahh, gorąca!!!
Yui: (H-herbata, herbata którą mu dałam! ...... Dlaczego to zrobił....??! )
Kanato: Proszę pójść to naprawić.
Yui:...... Ah, eh.... ?
Kanato: Ty, to ty mnie wybrałaś, czyż nie? Czy nie powinnaś zatem spytać mnie wcześniej, co właściwie lubię?
Yui : Co Kanato-kun lubi......?
Kanato: Tak. A ja lubię słodkie rzeczy.
Kanato: Natomiast herbata imbirowa jest dla mnie zbyt gorzka i naprawdę jej nie znoszę. Zrozumiałaś?       
Yui: Um, tak.....
Yui: Ale.....  To.....  Dlaczego ją na mnie wylałeś....
Kanato: Ehh. Do mnie mówisz? Ty nędzny człowieku, naprawdę tego chcesz? Chcesz mi coś powiedzieć?
Yui: Ah......
Yui: ( No nie......  Jest źle.....  Kanato-kun mnie przeraża..... )
Yui ( C-coś czuję, że nie powinnam więcej do niego podchodzić....  ale dlaczego miałby..... )
Kanato: Zrób znowu herbatę i przynieś mi ją, dobrze?
Yui:..... D-dobrze......
Kanato:*śmieje się* Haha, jesteś grzeczną dziewczynką, nieprawdaż?
*Kanato się przybliża*
Yui: Kyaaaa!!!
Yui: (Ouh.....Chwycił mnie naprawdę mocno....... )
Kanato: To była moja herbata, czyż nie? I co, gorąca? Biedna.....  *Kanato zaczyna nas lizać* nhm......
Yui: Ah.....?!
Kanato: *uśmiecha się* Hej.
Kanato: Przecież wybrałaś mnie właśnie po to, abym mógł Ci robić tego typu rzeczy. Zgadza się ?
Yui:...eh......
Kanato: *Śmieje się* Hehe. Jeśli sama nie chcesz tego przyjąć, to co powiesz na to,  abym Cię nauczył?
Yui: ( Nie....  To przerażające....! )
Kanato: To ciało.... Należy do mnie, i będę korzystał z niego kawałek po kawałku....
KONIEC PROLOGU
5 notes · View notes
podziemia-nixenit · 4 years
Text
𝕴𝕴
 Chcąc nie chcąc, Leon został u młodszego i postanowili razem poszukać możliwości wyjścia z krainy. Tego dnia co starszy chłopak obudził się w obcym mu miejscu, nie wydarzyło się za wiele, nie rozmawiał zbytnio z Felixem, ani nie wychodził z pokoju, pozostał sam ze swoimi myślami.
 Następnego dnia z rana, Felix miał wolne od pracy, więc chciał pokazać, swojemu gościowi, miasto i ciekawe miejsca w okolicy.
 Szli razem w ciszy przez niewielki las, w którym znajdowała się posiadłość chłopca, parę chwil minęło, zanim doszli na miejsce. Felix czuł się niekomfortowo z powodu, iż nie mógł wymyślić tematu rozmowy z nowym znajomym. Leon za to, lubił cisze, uspokajała go, mimo iż w tej chwili nie czuł się zbytnio przyjemnie.
 Przekraczali niewielki most, który prowadził do jednej z mniej ruchliwych dzielnic. Mijali różnego rodzaju stworzenia, które nie zwracały na nich uwagi, za to czarnowłosy nie mógł oderwać od nich oczu, obawiał się ich, ale również je podziwiał, wszyscy byli inni, byli według niego piękni.
 Swoją uwagę skierował na masywnego mężczyznę przypominającego Minotaura, miał on dwa metry wysokości i ogromne rogi, którymi mogłby zabić. Owa postać opierała się o ścianę jednego z budynków. Stara budowla za bohaterem, miała ściany zbudowane z brudnej, czerwonej cegły, tak jak większość budynków w tej okolicy. Po chwili minotaur zauważył wzrok Leona na sobie i posłał mu wrogie spojrzenie. Ich wpatrywania przerwał głos młodszego.
- Jesteś może głody?
 Leon nie zdążył odpowiedzieć, kiedy to Felix złapał go za ramie i pociągnął w stronę jakiejś knajpy. W środku była niewielka, ogniste światło z kinkietów nadawało pomieszczeniu ciepłej atmosfery, poza oświetleniem na ścianie wisiało parę obrazów. Na ciemnej drewnianej podłodze stało kilka okrągłych stołów, większość z nich była pusta. Od razu jak się wchodziło był barek ze stołkami, a za nim drobna kobieta o elfich uszach. Jej długie czekoladowe włosy opadały na delikatną twarz ozdobioną masą piegów, tęczówki również miała w odcieniu brązu. Ubrana była zaś skromnie, lecz dziewczęco. Po lekko ubrudzonych ubraniach, rzec można było, iż ciężko pracowała w owym lokalu.
Chłopcy zasiedli przy ladzie, młodszy machnął ręką w stronę barmanki, która posłała mu uśmiech i kazała mu chwile poczekać. Wycierała w tym momencie jedna ze szklanek, po tej czynności podeszła do znajomego.
- Cześć Mercy! - Uśmiechnął się szeroko na widok dziewczyny. - Jak ci mija dzień?
- Nawet dobrze, ale mamy z bratem coraz mniej klientów, martwi mnie to, wiem, że Matta tak samo. - Można było wyczuć smutek w jej glosie po tym jak wspomniała o swoim bracie. Bardzo go kochała, on ją także, ale był za bardzo zapracowany, by to okazywać. Martwiła się o starszego, gdyż się przepracowywał. Poza pracą tu, zajmował się stolarstwem.
- Aj, nie sądziłem, że dojdzie do momentu, że będzie aż tak źle. - Mercy kiwnęła tylko głową na słowa młodszego, mając nadal przygnębioną minę.
- A co u ciebie? To twój nowy znajomy?
- Jestem Leon. - Przedstawił się, zanim zrobił to Felix. Wstał i podał kobiecie dłoń, którą po chwili uścisnęła.
- Miło mi cię poznać, jak mogłeś usłyszeć, nazywam się Mercy. Skąd jesteś? Nigdy cię wcześniej nie widziałam.
- To długa historia. - Przerwał młodszy. - Opowiem ci ją kiedy indziej. Zmieniając temat, jesteśmy głodni i chcielibyśmy coś zjeść, co nam zaproponujesz?
- Hmm, co powiesz na...
 Elfka zaproponowała gościom posiłek, na który się od razu zgodzili. Nie zwlekając dłużej, zabrała się za robotę. Po paru chwilach można było wyczuć w powietrzu smakowite aromaty ziół oraz mięsa, które pogłębiły głód chłopców, między którymi nadal panowała niekomfortowa cisza. Młodszy w końcu spróbował ją przerwać.
- Tak więc... Jak tam twoja głowa?
- Już tak bardzo nie boli. - Złapał się za wspomniane miejsce.
- To dobrze. Powiedz, jest jakieś miejsce, jakie chciałbyś odwiedzić? Mogę ci pokazać wszystko, co będziesz chciał. - Uśmiechnął się ciepło Felix, zależało mu, żeby Leon czuł się dobrze, gdyż w końcu jest on pod jego opieką.
- Nie wiem w sumie, każde miejsce jest w porządku... - Mówił obojętnie, nie dlatego, że nie odpowiadało mu coś, był po prostu zszokowany ostatnimi wydarzeniami. Myślał, że to wszystko to jeden wielki sen, że zaraz się obudzi i to będzie już koniec. Ten ból głowy trzymał go w niepewności, tak samo, jak ten zapach jedzenia. Czy ludzie czują takie rzeczy podczas snu? Niemożliwe, ale przecież to nie mogło być naprawdę. Minotaury, hybrydy, elfy i inne stworzenia przecież nie istnieją, racja? Ból głowy się nasilał z każdą myślą o tym wszystkim.
 Jego rozmyślanie przerwał widok talerza podsuniętego pod nos. Jeśli poczuje smak posiłku, to znaczy, że to jawa, tak? Leon nie wiedział, czy się modlić, żeby to był sen, czy wręcz przeciwnie, w końcu mogło coś się ciekawego wydarzyć w jego nudnym ostatnio życiu.
 Bał się tego miejsca, tych stworzeń, ale przecież on kochał nieznane, intrygowało go. Skosztował jedzenia, było dobre, nie mógł określić, co to było, ale było naprawdę bardzo dobre. Spojrzał na zajadającego się Felixa,. Uśmiechnął się, gdyż młodszy przypominał mu Bena. Właśnie, Ben... Ciekawe co on by myślał o tym miejscu, pewnie by mu się bardzo spodobało.
- Jesz to? - Zapytał z wypchaną jedzeniem buzią i wskazał na porcje Leona.
- Smacznego. - Podsunął mu swój talerz, na co zielonooki uśmiechnął się szeroko i pożarł porcje kolegi. Starszy chłopak patrzył jak Felix zajada się posiłkiem, a z tyłu głowy ciągle miał obraz Bena, jakby to on tu siedział i zjadał tę potrawę.
 Może jednak nie muszę opuszczać tego miejsca...
1 note · View note
ryuuseikarada-blog · 6 years
Text
Gelato Fiori | Hanahaki
Tumblr media
Strelicje. Nie wiedziała, co w nich widziała. Po prostu wstawiła je do każdego wazonu w swoim domu - a miała ich całkiem sporo - i nie wymieniała ich na żadne inne kwiaty. W ogrodzie także je zasadziła, ale nie była pewna, czy zdołają przeżyć w takim klimacie.
Czuła się, jakby miała na ich punkcie obsesję. Ona tylko miała nadzieję, że pomogą. Dadzą ulgę.
Myliła się.
Pustka w piersi pożerała ją bardziej, niż choroba, którą w niej miała.
Codziennie czuła, jak ubywa z niej pewnych elementów, które niegdyś były jej głównymi częściami.
Powoli stawała się pustą skorupą, pozostałością tego, czym kiedyś była.
Cierpiała, ale jakby nie zwracała na to uwagi.
Nadal wychodziła z domu i normalnie funkcjonowała.
Nadal widywała się z nim, choć cierpiała jeszcze bardziej.
Nie pamiętała, kiedy się zaczęło. Chyba na jakiejś imprezie, kiedy zobaczyła go ze swoją znajomą, jak obściskiwali się w jednym z ciemnych kątów pubu. Wbiegła wtedy do toalety, gdzie wypluła do zlewu wściekle pomarańczowe płatki, a potem przez pięć minut dusiła się, próbując złapać oddech. Aksamitne cząstki kwiatów kolorem przypominały makijaż tamtej dziewczyny.
Ten widok wyrył się w jej pamięci i zostawił głęboką szramę na sercu. Zapoczątkował też chorobę, która, zaczynając od płuc, wyżerała ją od środka już ponad dwa miesiące.
To wszystko obserwowała jedna, niepozorna osoba. Przez przypadek była świadkiem niewypowiedziany słów, niewymienionych, stęsknionych spojrzeń i jednostronnego, zachłannego dotyku. Czuła się nie na miejscu, więc nie ingerowała. To nie była jej sprawa, nie jej tragedia i nie jej choroba. To nawet nie byli ludzie bliscy jej sercu w najmniejszym stopniu. Wolała więc milczeć, chociaż to milczenie coraz bardziej rozjuszało sumienie.
Był zimny, styczniowy poranek, zapowiedź mroźnych ferii zimowych. Kilkanaście paczek chusteczek wypychało jej plecak i kieszenie. Rano zwymiotowała kilka razy, przez co teraz bolało ją gardło. Nie pomagały nawet ziołowe tabletki.
Wszystkie strelicje w jej domu zostały wyrzucone do kosza. Były już podwiędnięte, bowiem specjalnie nie wymieniała ich na nowe. Owe ferie miała spędzić poza domem, wspólnie ze znajomymi jeżdżąc na nartach w małej, górskiej miejscowości.
Śnieg skrzypiał pod jej kozakami, kiedy dochodziła do przystanku autobusowego, gdzie miała czekać na swoich znajomych. Rano odebrała wiadomość, że jednak ma przyjść wcześniej, niż było zaplanowane. Nie przeszkadzało jej to - najpewniej przyszłaby o wiele za wcześnie, niezależnie od wszystkiego.
Zatrzymała się, zerkając na ośnieżoną, żółtą tablicę z rozkładem jazdy. Bus, którym mieli jechać, kursował jedynie dwa razy dziennie - wcześnie rano i wieczorem - dlatego ważne było, żeby się nie spóźnić.
Ręce bez rękawiczek zapiekły ją od chłodu. Miała niezwykle bladą skórę. Ostatnimi czasy nie żywiła się zbyt dobrze.
Już miała usiąść na ławce, kiedy usłyszała kroki i rozmowy. Spojrzała w stronę, z której dochodziły i poczuła ścisk w gardle. Gwałtowny kaszel wstrząsnął jej ciałem. W mgnieniu oka wyciągnęła chusteczkę, by ukryć w niej zniszczone, pomarańczowe kwiatki.
- Hej, Hania! Nic Ci nie jest? - dobiegł ją znajomy głos. Zbyt znajomy.
- Ugh, cześć. Nie, nic się nie stało. Zakrztusiłam się tylko. - odparła, próbując ukryć fałszerstwo. Schowała chusteczkę do kieszeni i spróbowała się uśmiechnąć. Zrobiło jej się trochę słabo.
- To dobre. Pamiętasz Anię? - spytał. Dziewczyna, która cały czas stała za nim, zrobiła krok do przodu, promiennie się uśmiechając. Jej szare oczy podkreślał delikatny, pomarańczowy cień.
- Och. - zdołała wydusić, spoglądając na osobę przed sobą.
- Chciałem powiedzieć tobie pierwszej, bo w końcu jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - zaśmiał się, zmieszany drapiąc się w tył głowy - A więc, to jest Ania, moja dziewczyna. Aniu, poznaj Hanię. Haniu, to jest Ania. - powiedział. W jego błękitnych oczach zatańczyły iskry.
- Hej, miło mi Cię poznać. Mów mi po imieniu. - powiedziała istota, odrzucając do tyłu długie, brązowe włosy i podając jej rękę.
Hania zawahała się. W końcu wyciągnęła swoją dłoń, która niebezpiecznie zadrgała. Poszerzyła uśmiech, starając się to ukryć, i w końcu uścisnęła Ani rękę. Dziewczyna wydawała jej się taka delikatna, piękna oraz pełna szczęścia. Zapewne byłą miła, uczynna, troskliwa i można by tak wymieniać w nieskończoność, patrząc na jej rozpromienioną twarz.
Kaszel ponownie wyrwał jej się z gardła, jednak udało jej się go powstrzymać.
Łukasz szedł obok niej, robiąc dziwne miny i wściekle gestykulując przy opowiadaniu jakiejś historii. Był specyficzny, ale Karolina lubiła go mimo wszystko. Takiego przyjaciela nie oddałaby za nic w świecie.
Towarzyszyli grupie znajomych, których spotkali na zakręcie. Wszyscy szli w jedną stronę - do przystanku autobusowego, z którego mieli wyjechać w góry. Połowy osób jeszcze nie znała, ale Łukasz mówił, że na sto procent będzie jej się podobało. Tak więc postanowiła dołączyć.
Kiedy historia jej przyjaciela powoli dobiegała końca, dojrzała trójkę osób stojących przy przystanku. Jak się domyślała, byli to organizatorzy całego wyjazdu. Wojciecha i Annę już znała - Łukasz zapoznał ich, by mogła jechać z nimi w góry. Trzecią osobę także kojarzyła, jednak nigdy z nią nie rozmawiała. Widziała na tyle dużo, żeby zmartwić się jej marnym wyglądem.
Droga do Małe Ciche minęła jej niesamowicie szybko i odciągnęła od złych myśli. Poznała już prawie wszystkich, zniosła śpiącego na niej Łukasza oraz przeprosiła kierowcę za hałas. Następnie zabrała swoje i czyjeś bagaże, które dostały jej się w pakiecie. Przejście do hotelu zajęło im trochę czasu, ponieważ grupa była zbyt rozbawiona, by się zorganizować.
Kiedy w końcu usiadła w fotelu w swoim pokoju, odetchnęła z ulgą. Wraz z nią spały tu jeszcze trzy osoby, w tym Łukasz, który był w trakcie zwiedzania ich miejsca zakwaterowania. Pozostałe osoby Karolina znała dopiero od dzisiaj, jednak zdawały się ze sobą dogadywać.
Całkiem zapomniała o niezdrowo bladej, ubranej w kilka warstw ubrań blondynce, którą zobaczyła na przystanku wraz z roześmianą parą. Dopiero przed zaśnięciem zobaczyła jej twarz, towarzyszącą jej potem w snach.
Ośla łączka pełna była dzieci wraz z instruktorami, przez co panował tam mały hałas. Mimo to Hania powoli zjeżdżała w dół, ćwicząc hamowanie i skręcanie, by zaraz wrócić na górę i zacząć wszystko od nowa. Rano zwymiotowała tylko raz, dzięki czemu gardło mniej bolało, a śniadanie pozostało w żołądku.
Reszta grupy poszła zjeżdżać ze stoku, jednak ona wolała jeszcze poćwiczyć, zanim zjedzie z jakiejkolwiek dłuższej niż ośla łączka, trasy.
Po raz dziesiąty wspięła się na górę, kiedy zauważyła szatynkę siłującą się z zakładaniem nart. Przypomniała sobie, że była to dziewczyna, która jechała wraz z nimi w góry. Przyjaźniła się z Łukaszem, znajomym Hani ze studiów.
Najwyraźniej zapatrzyła się na nią za bardzo, ponieważ chwilę potem szatynka z bordową, śmieszną czapką na czubku głowy, stanęła przed nią.
- Cześć. Przyjechałaś tu z nami, prawda? - spytała, uśmiechając się, trochę niepewnie. Blondynka jedynie skinęła głową, nie będąc w stanie wykrztusić siebie ani słowa. Czuła, jak drapie ją w gardle - Jesteś chyba jedyną osobą, której nie znam, więc wypadałoby, żebym się przedstawiła. Karolina jestem, miło mi cię poznać.
Odchrząknęła. Poczuła w ustach nieprzyjemny, gorzki smak.
- Ach, tak, wzajemnie. Nazywam się Hania.
Pod językiem poczuła nieprzyjemny, twardy korzeń.
Tumblr media
(Zdjęcia użyte do kolaży nie należą do mnie)
6 notes · View notes
virginia92 · 6 years
Text
Asperger-Człowiek   - rozdział dwudziesty trzeci
Tumblr media
[...]w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, gdy otwiera się nad nim okno. Gdy staje wobec czegoś wielkiego. To okno później zawsze się zamyka. I albo wykorzysta się tę chwilę, albo nie.*
Lato w tym roku było upalne i parne. Burze odwiedzały Anglię częściej niż deszcz, co było zaskoczeniem dla wszystkich mieszkańców wyspy. Poranki rozpoczynały się wcześniej niż było to konieczne, a słońce wdzierało się przez otwarte okna, budząc śpiących domowników. Noce były gorące, a powietrze ciężkie, lipiec nie przyniósł wyczekiwanej ulgi, więc jedyna nadzieja pozostała w sierpniu, na który trzeba było jeszcze poczekać.
Louis był zaskoczony, gdy pewnego dnia na wyświetlaczu swojego telefonu zauważył numer mamy. Nie oczekiwał, że to ona pierwsza wyciągnie w jego stronę dłoń, ale miło się zaskoczył. Jednak jego mama nie byłaby sobą, gdyby nie  zarzuciła go czymś dużo cięższym. Nie pytając o zgodę, zwyczajnie oznajmiła mu, że ma zamiar go w końcu odwiedzić i chce tylko ustalić jakiś dogodny termin. Nie miał nic przeciwko, tęsknił za swoją rodziną nawet jeśli mama ostatnio zawiodła go tak bardzo. Z chęcią zobaczyłby wszystkie najważniejsze osoby w swoim życiu, razem, w tym miłym otoczeniu. Był przekonany, że Anne i jego mama od razu przypadłyby sobie do gustu. To byłaby miła wizyta. Musiał tylko porozmawiać z mamą Harry’ego, która od jakiegoś czasu dziwnie na niego patrzyła i wyglądała jakby chciała z nim o czymś porozmawiać, ale nie miała na to odwagi.
- Anne – zagadnął kobietę, gdy ta ubrana w letnią sukienkę z sekatorem w ręce wychodziła do ogrodu – mam do ciebie sprawę.
- Nie Louis, od razu mówię, że nie kupimy basenu do ogrodu, możesz przekazać mojej córce, że ma chore pomysły i że jeśli chce basen to musi wybudować sobie dom razem z tym swoim Darrenem i wtedy proszę bardzo może mieć nawet basen.
- Co? – skrzywił się nie wiedząc o czym mową – nie chciałem rozmawiać o Gemmie.
- Och, dzięki Bogu – kobieta wyszła z domu, zostawiając otwarte drzwi prowadzące na taras i ogród – mam już dość wysłuchiwania o tym jakie mamy upalne lato w tym roku i jak bardzo przydałby się nam basen – to o czym chciałeś w takim razie porozmawiać jeśli nie o szalonych pomysłach mojej córki?
- Dzwoniła moja mama i wspomniała, że chciałaby tutaj przyjechać, wiesz odwiedzić mnie, dlatego chciałem zapytać, czy nie miałabyś nic przeciwko.
- Dlaczego miałabym mieć coś przeciwko? Louis naprawdę myślałam, że w końcu do ciebie dotarło, że traktujemy cię jak członka rodziny – Anne przewróciła oczami, uśmiechając się do niego czule – oczywiście, że twoja mama może przyjechać, będę bardziej niż szczęśliwa mogąc w końcu poznać twoich bliskich.
- Poważnie? To nie będzie kłopot?
- Żaden i przestań się tak stresować Louis. Oddzwoń do mamy i powiedz jej, że jest u nas mile widziana i niech wpada, kiedy tylko chce.
- Dzięki, naprawdę to doceniam Anne – nie powstrzymał się i podszedł do kobiety przytulając ją mocno – dziękuję.
- Dobrze już dobrze – brunetka oddała uścisk, ale odsunęła go po chwili – a teraz nie powinieneś zająć się czymś pożytecznym?
- Mam wakacje – odparł krótko i od razu na myśl przyszły mu te wakacyjne dni jeszcze z czasów, gdy był nieznośnym dzieciakiem, a jego mama starała się zagnać go do jakiejś pracy. Zawsze jego odpowiedź brzmiała tak jak ta, której teraz udzielił Anne.
- Faktycznie zapomniałam, że mam teraz w domu trójkę małych dzieciaków – kobieta pokręciła tylko głową i zabrała się za podcinanie jakiś krzewów, których Louis nie potrafił nazwać.
- Kochasz nas – zawołał na odchodne, znikając w domu. Nim zamknął drzwi zdążył jeszcze usłyszeć jej głośny śmiech.
Nie myślał, że pójdzie tak łatwo, ale z drugiej strony czego mógł się spodziewać po kimś tak miłym jak Anne. Nie wyobrażał sobie, by kobieta zabroniła mu odwiedzin mamy, to byłoby całkowicie nie w jej stylu. Teraz bardziej zaczynała go stresować sama wizyta rodziny. Wiedział, że jego mama jest przeciwna Harry’emu i mógł mieć tylko nadzieję, że powstrzyma się i nie będzie go otwarcie krytykowała. Zresztą nie potrafił wyobrazić sobie swojej matki, która jest złośliwa i okrutna w stosunku do loczka. Jay taka nie była, to właśnie po niej Louis odziedziczył najlepsze cechy, zawsze mówiono mu, że jest taki jak ona pełen ciepła, współczucia i troski, jego chorobliwa opiekuńczość to już druga strona medalu, którą również zawdzięczał swojej mamie. Wierzył, że mimo wszystko będzie w porządku, jego mama pokocha Harry’ego, a loczek zaakceptuje ją i będzie w stanie przebywać w jej towarzystwie. O nic więcej nie prosił, więc jego prośby nie były chyba wygórowane, a może były?
***
Zayn wszystko sobie przemyślał i już jakiś czas temu wpadł na pewien pomysł. Liam powoli wracał do bycia dawnym sobą i chyba kilka kłótni, które przeszli dało mu do myślenia, ponieważ szatyn wrócił do pracy i ponownie zaczął angażować się w ich życie rodzinne. Oczywiście Mia nie musiała wiedzieć, że jeden z jej ojców prawie każdego dnia przed pójściem spać płacze, ale to niedługo musiało się skończyć. Inaczej ktoś w tej rodzinie zwariuje i to na pewno będzie właśnie on, nikt inny.
Jeszcze raz spojrzał na dokumenty, które trzymał w dłoni i postanowił, że to będzie odpowiedni moment, lepszego nie znajdzie przez długi czas. Byli w domu sami, ponieważ Mia poprosiła o spędzenie czasu z Niallem. To było zaskakujące, ponieważ ich córka odkryła jakąś tajemniczą wieź, która łączyła ją z Horanem, ale dopóki ich przyjaciel nie narzekał na to, że musi spędzać czas z pięciolatką, cóż mieli zamiar korzystać z darmowej niani tak długo jak to będzie możliwe. Wszedł do salonu w którym siedział Liam zajęty jakimiś papierami, które przyniósł z pracy do domu. Odchrząknął i zbierając się na odwagę usiadł naprzeciwko męża, zajmując jeden z foteli ustawionych po przeciwnej stronie.
- Chciałem z tobą o czymś porozmawiać – jak na zawołanie, szatyn przerwał pracę i podniósł swoją głowę znad stosu kartek.
- O czym? – podenerwowanie było widoczne w całej postawie mężczyzny, który kręcił się nerwowo na sofie, unikając ciemnych oczu Zayna, a gdy dostrzegł dokumenty w jego dłoniach zamarł – co to jest? Błagam Zayn, nie mów, że chcesz się rozwieść. Wiem, że między nami nie było teraz dobrze, że zawaliłem i zawiodłem ciebie i naszą córkę, ale proszę cię daj mi jeszcze jedną szansę, naprawię wszystko, obiecuję tylko…
- Liam – brunet przerwał mu zanim ten zapędził się z obietnicami i błaganiami – uspokój się. To nie są papiery rozwodowe, jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że chciałbym się z tobą rozwieść? Kocham cię i nigdy nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, że moglibyśmy się rozwieść.
- Przepraszam – wyszeptał drżącym głosem szatyn – przepraszam.
- Przestań, możemy już o tym wszystkim zapomnieć? Naprawdę nie chcę wracać pamięcią do tego co było – poprosił i przesiadł się, tak by siedzieć obok męża. Miał już dość tej przestrzeni pomiędzy nimi, która tylko wszystko utrudniała i wystarczająco już namieszała.
- Dobrze, to w takim razie co to za dokumenty? – Liam przetarł mokre policzki, starając doprowadzić się do względnego porządku.
- Wiem, że marzyłeś o drugim dziecku, chciałeś by nasza rodzina powiększyła się i byliśmy tak blisko tego wszystkiego, a później… sam wiesz co się wydarzyło. I pomyślałem, że przecież możemy mieć dziecko Liam, po prostu nie czekajmy na noworodka, który spadnie nam z nieba, nie błagajmy jakiejś kobiety, by oddała nam swoje dziecko – spojrzał na dokumenty, które ściskał mocno w dłoniach – dajmy szczęście jakiemuś dziecku, które gdzieś tam na nas czeka – podsunął mu kartki, mając nadzieję, że za moment nie rozpęta się piekło. – Czy kiedyś kochaliśmy naszą córkę mniej przez to, że nie była z nami od pierwszego dnia narodzin? Ona była nasza Liam, od zawsze była nasza i nic tego nie zmieni.
- Dobrze – szatyn odezwał się niespodziewanie, podnosząc wzrok znad dokumentów.
- Dobrze? – Zaynowi wydawało się, że źle coś usłyszał, bo przecież jego mąż nie mógł zgodzić się od tak, bez słowa protestu.
- Tak, wiem że masz rację Zayn i zgadzam się. To świetny pomysł i to prawda, Mia jest naszą córką, zawsze nią była i będzie, a ja zawaliłem i wiem, że minie dużo czasu nim mi wybaczy. Muszę ją przeprosić i mieć nadzieję, że uda mi się wszystko naprawić.
- Naprawdę zgadzasz się na adopcję Liam? – nie chciał łapać się złudnej nadziei, a później odczuwać tylko zawód.
- Tak, nie brałem tego wcześniej pod uwagę, ale jak zawsze sprowadziłeś mnie na ziemię. Kocham cię Zayn, ciebie i naszą rodzinę. Przepraszam za wszystko – szatyn ze złością przetarł oczy, które ponownie zaczęły łzawić.
- Nie przepraszaj głupku, tylko nie rób nam tego więcej, nie odsuwaj nas – objął go, mocno do siebie przytulając. Wciągnął znajomy zapach swojego męża i wiedział, że teraz wszystko się ułoży, nie mogło być inaczej, ponieważ znowu byli po tej samej stronie, nie walczyli ze sobą, nie byli przeciwnikami, a zgranym zespołem, tak samo jak w ciągu ostatnich lat – i też cię kocham – dodał po chwili milczenia i napawania się znajomym ciepłem drugiego ciała.
- Już myślałem, że tego nie powiesz – parsknął Liam, śmiejąc się cicho, a z jego ramion został zdjęty wielki ciężar, który chciał przygwoździć go do ziemi.
***
Louis leżał na leżaku i wmawiał sobie, że wytrzyma jeszcze pół godziny smażenia się na słońcu, ale musiał z bólem przyznać, że opalanie nie było dla niego. Czuł się wynudzony i zmęczony, marzył tylko o chłodnym prysznicu, zimnym napoju i wylegiwaniu się w swoim pokoju, gdzie promienie słońca nie przedzierały się przez ciemne i grube zasłony. Jęknął niezadowolony, czując jak mocno przykleił się do oparcia leżaka, a przecież był tutaj może niecałą godzinkę. Jego marudzenie najwidoczniej zwróciło uwagę Harry’ego, który usadowiony w cieniu z kubkiem herbaty, czytał jakąś książkę, ale teraz patrzył na niego uważnie.
- Skończyłeś już leżeć bez celu? – zapytał młodszy, wpatrując się w niego nieprzerwanie. Odkąd Harry przełamał strach przed otwartym wgapianiem się w Louisa, teraz korzystał z tego jak mógł i nie krępując się wlepiał w niego swoje zielone tęczówki.
- Opalałem się, wcale nie leżałem bez celu – zaprotestował, ponieważ opalanie się było męczące, stokroć bardziej wolałby chociażby sprzątać, to zmęczyłoby go dużo mniej.
-Nieważne, skończyłeś już się opalać tak? – zapytał Harry, zamykając książkę i dokładając ją na trawę.
- Tak – specjalnie nie zapytał, czy Harry czegoś od niego chce, pozwolił chłopakowi pomęczyć się trochę i w końcu zmusić się do zadania pytania. Wstał i przeciągnął się z westchnięciem.
- W ogóle się nie odzywałeś, kiedy tak leżałeś bez celu i się opalałeś – powiedział loczek, przyglądając mu się z grymasem niezadowolenia na twarzy.
- Prawie tam przysypiałem Hazz, to dlatego – wzruszył ramionami i usiadł obok bruneta, wzdychając z ulgą na uczucie cienia i lekkiego chłodu – nie ignorowałem cię celowo – dodał szybko, widząc kątem oka jak jakaś emocja pojawia się na buzi chłopaka. Chwycił jego kubek i upił łyk, krzywiąc się na ciepłą herbatę – dlaczego nie pijesz czegoś zimnego? – jęknął z niezadowoleniem – mamy jakieś czterdzieści stopni, a ty pijesz gorącą herbatę.
- Mówiłem ci, że nie lubię zimnych napojów, są niedobre i wywołują coś nieprzyjemnego w moim żołądku – wyjaśnił krótko loczek, wpatrując się w swój kubek z którego przed chwilą swobodnie pił szatyn. Nie mógł uwierzyć, że Louis po prostu się napił i oddał mu kubek, co on miał z tym teraz zrobić, pójść i włożyć go do zmywarki, czy może umyć samodzielnie? Nie wiedział czy mężczyzna zrobił to celowo, złośliwie, czy po prostu taki już był. Chciał coś powiedzieć, ale Lou odezwał się pierwszy.
- A właśnie, chciałem ci coś powiedzieć, rozmawiałem z moją mamą i postanowiła wpaść z odwiedzinami. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko i że się polubicie – uśmiechał się radośnie, ale był zestresowany na samą myśl o tym, że Harry może być zły i nie chcieć poznać jego najbliższych.
- Twoja mama przyjeżdża? – oczy chłopaka powoli otwierały się coraz szerzej.
- To właśnie powiedziałem. Coś nie tak?
- Wszystko w porządku, może sobie przyjeżdżać, jeżeli tylko nie będzie dotykać mojego kubka tak jak ty – podniósł się ze złością i wbiegł do domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
Louis wpatrywał się w kubek z którego przed chwilą pił i po chwili gdy dotarło do niego co zrobił, chciał uderzyć się z całej siły w twarz. Czasami naprawdę zapominał z kim ma do czynienia i robił takie głupstwa. Teraz będzie go czekał cały dzień przepraszania i chodzenia za Harrym ze spuszczoną głową. Nie miał pojęcia co ten chłopak z nim zrobił, ale czuł się jak pantoflarz, a co gorsza nawet mu to nie przeszkadzało.
***
Niall robił wszystko byleby na nią nie patrzeć. Rozmawiał z Mią, siedzącą na krześle, które sama sobie przysunęła, by być bliżej, czyścił blat, chociaż ten lśnił czystością, wycierał filiżanki równo ustawione w rzędach. Starał się znaleźć sobie jakieś zajęcie, by nie mieć czasu na rozmowę, spojrzenie i myślenie. Niestety to ostatnie towarzyszyło mu nawet podczas pracy. Odpowiadał Mii i zajmował się jakimiś pozornie ważnymi czynnościami, ale cały czas rozmyślał o Gemmie i o tym, dlaczego siedzi tutaj i patrzy się na niego przez cały czas. Przecież w tym czasie mogła znajdować się wszędzie, robić dużo ekscytujących rzeczy jak na przykład chodzenie na randki z Darrenem czy jak tam miał na imię ten wielkomiejski buc. Westchnął zwracając uwagę Mii, która rysowała jakiś obrazek w skupieniu wytykając język. Przewrócił oczami na uroczą pięciolatkę i wrócił do pracy, ale przerwał mu dziecięcy głos.
- Wujku, myślę, że te talerzyki są już wystarczająco czyste, wycierałeś je już chyba jakieś pięćdziesiąt razy.
- Pięćdziesiąt razy? To chyba naprawdę muszą być już czyste – powiedział poważnie i odłożył ścierkę na bok.
- Czyli nareszcie przestałeś udawać, że sprzątasz i jesteś taaaaki zajęty? – zapytała z nadzieją Mia, przerywając tworzenie rysunku, który był chyba jakąś całkowitą abstrakcją, bo Niall nie potrafił dostrzec tam żadnych postaci ani kształtów.
- Skąd pomysł, że udawałem? Jestem w pracy, więc pracuję – wzruszył ramionami i chciał obrócić się i zająć układaniem pudełek z herbatami, gdy dziewczynka przywołała go ruchem palca wskazującego i kazała się zbliżyć – tak, jakiś sekret?
- Nie, ale nie chcę cię ośmieszyć wujku. Posłuchaj udajesz, że sprzątasz, a prawie cały czas gapisz się na ciocię i o niej myślisz.
- Nie możesz wiedzieć o czym myślę – powiedział obronnie, zaplatając ramiona na piersi.
- Każdy, by to zauważył nawet niewidomy. Myślisz o cioci i gapisz się na nią caaaaaalutki czas. – Teraz nie była już cicho, a mówiła głośno i w dodatku przeciągała ostatnie słowa w ten irytujący sposób.
- Jezu, cicho Mia – przysunął się bliżej niej i zasłonił jej usta dłonią – nie musisz być tak głośno prawda? Możemy sobie rozmawiać szeptem zgoda? – Gdy skinęła głową, odsunął rękę – Szpetem – przypomniał, gdy blondynka otworzyła usta, by coś powiedzieć.
- Wyluzuj wujku, wiem co to dyskrecja – podparła brodę na dłoni i wpatrywała się w Nialla w skupieniu, jakby analizując coś, ale to było dziecko, więc nie mogła niczego analizować, bo nie miała pojęcia o większości spraw prawda? Prawda? – Pewnie zastanawiasz się co ciocia Gemms tutaj robi i dlaczego nie randkuje z tym facetem, którego nie lubimy z zasady.
- Nie można kogoś nie lubić z zasady – starał się być kulturalny i uprzejmy, ale mądrości Mii wyprowadzały go z równowagi.
- Jasne chyba, że mowa o chłopaku Gemmy – wyśpiewała z uśmiechem dziewczynka, najwidoczniej bardzo z siebie zadowolona.
- Dobra, przestań – przerwał, zanim jej śpiewanie przyciągnęłoby do nich Gemms – nie powinnaś tego wszystkiego wiedzieć, masz tylko cholerne pięć lat dzieciaku – może trochę warknął w jej stronę, ale na swoje usprawiedliwienie miał to, że dziewczynka uwielbiała naciskać na niego aż doprowadzała go na skraj psychicznej wytrzymałości. Nie wiedział gdzie się tego nauczyła, ale działało, przynajmniej na niego. Czuł się jak ofiara.
- Jeżeli w grę wchodzą uczucia to wiek się nie liczy, wszyscy czujemy tak samo wujku. Zajęcia z psychologiem w pierwszej klasie, ominąłeś je czy co?
- Nie będę z tobą rozmawiać o uczuciach. Nie skończyłaś jeszcze sześciu lat i nie potrafisz nawet samodzielnie zawiązać sobie sznurowadeł, więc…
- Wypraszam sobie – przerwała mu ze złością – potrafię zawiązać sobie buty już od dawna, ale jeżeli będziesz dla mnie taki niemiły to mam zamiar pójść do cioci Gemmy i wziąć jej stronę w tej całej… w tej całej farsie – wyglądała jak naburmuszone, grymaszące dziecko, ale wypowiadała się jak prawie dorosła osoba i Niall czuł się teraz zbesztany.
Musiał porozmawiać z Zaynem na temat wychowania Mii, bo coś było zdecydowanie nie tak, dzieci powinny być dziećmi, czy coś w tym stylu. Theo na przykład  w życiu nie zabierałby się za jakieś doradzanie, a już na pewno omijałby szerokim łukiem wszelkie rozmowy o uczuciach. Takie powinny być dzieci.
- Lepiej zostań po stronie, którą wybrałaś – zaproponował ugodowo i posłał jej słaby uśmiech – jeśli chcesz mogę ci powiedzieć o czym myślę.
- Tylko mnie nie okłamuj, bo wyczuję to od razu – ostrzegła z zadowolonym uśmiechem – a teraz mów dopóki ciocia nadal się gapi i nie zdecydowała się czy do nas podejść.
- Po prostu – podrapał się po karku czując jak gorąco uderza w jego policzki, które musiały zrobić się czerwone. Czuł się jak ostatni idiota, ale jeśli powiedział a musiał to skończyć – po prostu zastanawiam się, dlaczego Gemma tak na mnie patrzy, dlaczego nie spędza czasu ze swoim chłopakiem. I boję się, że ona chce się pożegnać, bo jaki inny powód byłby tak ważny, by tu przyjść. Czuję, że to coś istotnego, coś jak informacja o wyjeździe, przeprowadzce do Londynu albo ślub. I jestem przerażony na samą myśl, że on ją zabierze i nie będziemy się już widywać. Gemm zasłużyła na kogoś lepszego niż Darren, na kogoś kto będzie ją kochał, szanował jej zdanie, uwielbiał jej rodzinę i przyjaciół, kogoś kto będzie zawsze obok, ze wsparciem, dobrym słowem, kubkiem ulubionej herbaty i filmem, który oglądała już setki razy, ale nadal kocha go tak samo. Zasłużyła na kogoś lepszego, zasłużyła na…
- Na ciebie wujku Ni – Mia wtrąciła się i sprawiła, że zamarł. – Taka jest prawda, ty i ciocia jesteście dla siebie stworzeni, tak jak moi tatusiowie, jak ciocia Anne i wujek Robin, jak Dama i Harry. Takie osoby po prostu rodzą się dla siebie rozumiesz? Tak jak w bajkach, zaczynamy oglądać i od początku wiemy, że na przykład Arielka jest stworzona dla księcia Eryka nawet jeżeli jeszcze się nie spotkali. A później pojawia się Urszula, która udaje piękną, zdolną i kochaną, a wszyscy zdają sobie sprawę, że ona jest tylko tymczasowa, na chwilę, pojawia się, by zniszczyć coś co jest nie do zniszczenia. Rozumiesz wujku? Na koniec zawsze mamy szczęśliwe zakończenie, syrenka staje się człowiekiem i chociaż musi coś stracić to zyskuje coś o wiele piękniejszego i ważniejszego. Ma Eryka i jest szczęśliwa. Nic nie rozumiesz prawda? – Mia westchnęła, widząc zmieszany wyraz twarzy Nialla – Darren jest jak Urszula, jest zły, głupi i irytujący, ale musiał się pojawić, żebyście w końcu zrozumieli, jak ważni dla siebie jesteście i że musicie być razem, bo tylko wtedy będziecie szczęśliwi. Ciocia Gemma to Arielka, a ty to książę Eryk, więc skończycie razem, bo nie ma innej opcji. Dotarło to do ciebie?
- Tak, chyba tak – mruknął, nadal nie wiedząc, czy ta cała sytuacja tylko mu się śni, czy może ma miejsce naprawdę.
- Świetnie, teraz to musi jeszcze dotrzeć do cioci i będziecie mieli swoje szczęśliwe zakończenie. A na weselu nie zapomnijcie mi podziękować podczas przemowy.
- Na jakim weselu?
- Na waszym oczywiście! – wykrzyknęła zadowolona i szczęśliwa, uśmiechając się i zeskakując z krzesła – przestań się smucić wujku, na dziś koniec rozmów. Możesz włączyć radio głośniej? To piosenka, którą bardzo lubię!
Wpatrywał się w dziewczynkę, która tańczyła radośnie po całej sali, wpadając od czasu do czasu na krzesła chichocząc przy tym głośno. Teraz zachowywała się jak pięciolatka, którą w końcu była. Nadal czuł na sobie wzrok Gemmy i ten jeden jedyny raz w ciągu tego dnia odważył się podnieść oczy i utkwić je prosto w dziewczynie. Nie miał pojęcia czy bełkot Mii miał coś wspólnego z prawdą, może jego myśli były prawdziwe i zgodne z rzeczywistością, może właśnie teraz blondynka zastanawiała się jak powiedzieć mu, że wyjeżdża i bierze ślub, ale postanowił odepchnąć to wszystko na bok i zrobił jedną rzecz, która wydawała mu się właściwa, gdy ich oczy spotkały się na kilka sekund. Jego twarz rozjaśnił uśmiech, który dotarł prosto do błękitnych tęczówek i ku jego zaskoczeniu, został odwzajemniony.
***
Anne cieszyła się, że w końcu pozna rodzinę Louisa. Kiedy teraz o tym myślała to wszystko wydawało się jej dziwne, jak ich dzieci mogły znać się tyle lat, a one nie spotkały się nawet raz. Martwiła się jedynie tym, jak to wszystko odbierze Harry. Nie od dziś było wiadomo, że jej syn nie przepada za gośćmi i obcymi ludźmi w domu. Teraz, kiedy wszystko było już uzgodnione, a termin dogadany musiała porozmawiać z nastolatkiem, by oszczędzić mu niepotrzebnych nerwów i stresu. Obserwowała jak chłopak leży na kanapie i głaszcze swojego kota. To był idealny moment na rozmowę, nareszcie Louisa nie było obok.
- Harry – zaczęła, wchodząc do salonu, gdzie jej syn spędzał swój wolny czas – chciałam z tobą porozmawiać.
- Ty też? – jęknął nastolatek – dlaczego wszyscy chcą ciągle rozmawiać?
- Nie wiem, czy wiesz, ale odwiedzi nas rodzina Louisa – powiedziała otwarcie, nie chcąc dłużej ukrywać prawdy.
- Wiem – mruknął chłopak, nie zwracając na nią uwagi.
- Wiesz?
- Tak, Louis powiedział mi to pięć dni temu – chłopak wpatrywał się w kota, który mruczał z zadowoleniem i raczej nie miał zamiaru podnieść się i tym samym pozwolić mu na jakikolwiek ruch.
- Och – Anne nie wiedziała co powiedzieć, była zaskoczona. Nie sądziła, że Louis uprzedzi ją i poinformuje Harry’ego. Tym bardziej, że nie zauważyła jakiejś zmiany w zachowaniu syna. Oczekiwała niezadowolenia, jakiegoś marudzenia przez kilka dni, warczenia na wszystkich, a okazało się, że niczego takiego nie było, Harry zareagował bezproblemowo. – I co o tym sądzisz?  
- O czym? – spojrzenie pełne dezorientacji zostało posłane w jej stronę, gdy postanowiła dopytać o uczucia syna.
- O przyjeździe rodziny Louisa.
- Nie obchodzi mnie to, przecież to nie moja rodzina – powiedział automatycznie, ale po chwili było widać jakieś zawahanie na jego twarzy i okazało się, że loczek ma jeszcze coś do dodania – ale Louis wydaje się szczęśliwy, więc myślę, że… że to może być miłe spotkanie.
- Jestem z ciebie taka dumna Harry – pogłaskała go po włosach, chociaż wiedziała, że chłopak nie przepada za tym gestem i dotykiem.
- Dlaczego? Przecież nic nie zrobiłem, tylko tutaj leżę – patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami i niezrozumieniem, ale postanowiła mu nie odpowiadać.
Wyszła z salonu i zaczęła krążyć po kuchni, przygotowując sobie kawę. Wiedziała, że Harry nawet nie zdaje sobie sprawy z tego co przed chwilą zrobił. Zachował się zupełnie inaczej niż zwykle, zauważył uczucia kogoś innego, zainteresował się i przestał być obojętny. To było niczym krok milowy i miała ochotę zadzwonić do terapeutki i opowiedzieć jej o wszystkim, tak samo jak wtedy, gdy Harry jako ośmiolatek nauczył się jeździć na rowerze. To były ich małe, wielkie momenty, których nie zrozumiałby nikt inny. Coś co uszczęśliwiało ją najbardziej na świecie. Ludzie nie wiedzieli co jest tak wyjątkowego w chwili, gdy dziecko uśmiecha się do matki, ale nie wiedzieli też, że to dziecko zazwyczaj jest w swoim świecie i uśmiecha się tylko do swoich myśli ukrytych głęboko w głowie. Nie potrafili zrozumieć tak wiele, a ona postanowiła przestać im to wyjaśniać. Martwiło ją tylko jedno, Harry zmieniał się pod wpływem Louisa. I nie wiedziała co to może oznaczać.
***
 Rodzina Louisa postanowiła nas odwiedzić. A może postanowili odwiedzić tylko Louisa. Nie jestem tego pewny, ale wiem, że wszyscy wydają się podekscytowani i podenerwowani w tym samym czasie.
Louis jest szczęśliwy, to widać kiedy tylko zaczyna mówić o swojej mamie. Myślę, że za nią tęsknił, ale nikomu o tym nie mówił.
Mama najwyraźniej sądziła, że będę zły albo wystraszony, gdy usłyszę, że ktoś obcy pojawi się w domu. Sam nie wiem co czuję.
Z jednej strony boję się, co jeżeli mama Louisa nie będzie miła tak jak on, nie będzie starała się mnie zrozumieć i zacznie zachowywać tak jak ludzie w szkole. To byłoby straszne, wtedy na pewno bym jej nie polubił, a przecież Lou ją kocha, bo jest jego mamą. Ja kocham moją, więc on pewnie czuje to samo w stosunku do swojej.
Z drugiej strony czuję jakieś zaciekawienie i może to jest radość, nie mam pojęcia. Jestem ciekawy jak oni wyglądają, czy Louis jest do nich podobny, czy okaże się, że mnie polubią i będą chcieli ze mną rozmawiać. To byłoby niezwykłe i miłe.
Postanowiłem, że dam im szansę lub przynajmniej spróbuję nie uciekać przed nimi i nie być całkowicie szczery nawet jeśli zrobią coś okropnie głupiego. Postaram się być uprzejmy i miły.
Miłe osoby są lubiane.
  *Szymon Hołownia
19 notes · View notes
nataliao29 · 6 years
Photo
Tumblr media Tumblr media
'Tylko Ty' #ziam
 Rozdział 9
Liam
  - Teraz niech twoja dłoń wyląduje na jego ramieniu. Potem zacznij ją przesuwać w dół i zatrzymaj na jego pasku od spodni, wtedy ty Liam swoją rękę położysz na jego. Pamiętaj abyś nie zasłonił mu całej, ok? – spytał Bryn.
- Dobrze. Rozumiem. Mam nadzieję, że zrozumiałem jak to ma wyglądać – rzekłem.
- Nie martw się postaram się, aby moja dłoń nie dotykała cię zbyt nachalnie – oznajmił model stojący za mną i przysuwający swoje ciało do mojego. – Co my w ogóle reklamujemy?
- Męska odzież dla gejów – odpowiedział fotograf.
- Nie wiedziałem, że jest różnica w męskich ubraniach i dzielą się one na męskie dla mężczyzn i męskie dla innej orientacji – rzekł model.
- To nie tak. Nasz nowy projektant jestem gejem i ma różne wizje ciuszków, ale chciałby podkreślić, że tworzy nie tylko dla mężczyzn, ale i dla chłopaków, którzy chcieliby wyrazić siebie poprzez jakieś dodatki, które znajdują się na odzieży. Ty masz wszystko w stylu męskim, a Liam nosi bluzę z napisem ‘Love is Love’ na dodatek na całej długości rękawa znajduję się tęcza symbol wolności uczuć – powiedział Bryn i uśmiechnął się do mnie, a następnie do chłopaka.
- Nie myślałem, że w dzisiejszych czasach przypisuje się ludziom łatki – rzekłem, a chłopak stojący za mną zerknął na mnie.
- Jesteś gejem? – spytał.
- To będzie ciekawe – oznajmiła Maria, a ja spojrzałem na modela, który odsunął się ode mnie.
- Nie – odpowiedziałem, ale po chwili wydusiłem to z siebie. – Chyba tak. Nie wiem jak to powiedzieć, ale nigdy mi się nie podobali mężczyźni. Jednak poznałem chłopaka, który wzbudził we mnie takie uczucia, że spojrzałem na dziewczyny i mężczyzn w inny sposób. Wiem, że nie ważna jest płeć, a najważniejsze są emocje, które towarzyszą ci, gdy jesteś z tą osobą.
- Rozumiem – rzekł chłopak. – Nie jest łatwo odkrywać siebie przed innymi, a co dopiero przed samym sobą, ale to dobrze, że bardziej poczułeś niż patrzysz według schematów – oznajmił. – Powiem ci szczerze trudno jest być gejem, ale gejem w show biznesie jest cholernie niekomfortowo. To jeszcze trudniejsze.
- Chyba rozumiem, co chcesz powiedzieć. Bycie gejem dla samych siebie jest łatwiejsze, ale dla świata powinniśmy być tacy, jakich nas sobie wyobrażają, a kiedy nikt nie będzie patrzył możemy się stać tym, kim chcemy być. Ludźmi, którzy po prostu jak inni kochają się – powiedziałem, a Bryn zaczął klaskać. Spojrzałem na niego.
- Piękne powiedziane chłopcze. To pięknie smutne – rzekł.
- Wracajmy do zajęć – wydusiła Maria, a Zoye, która jej pomagała pospieszyła fotografa i podała mu kolejny aparat.
- Jestem Sam – rzekł model wyciągając do mnie rękę.
- Liam – powiedziałem. – Miło mi cię poznać. – Uścisnąłem mu dłoń, a następnie wróciliśmy do pracy.
Przyznaję, że na początku krępowało mnie jego spojrzenie czy dotyk, ale z każdą chwilą było coraz lepiej. Pozwolił mi na komfort i przede wszystkim nie był w stosunku do mnie nachalny. Po skończonej sesji Sam zaproponował mi wieczorne wyjście do klubu w towarzystwie swoim i jego partnera. Zaproponował, abym przyszedł w towarzystwie swojego przyjaciela.
- Chciałbym abyśmy byli wolni – wydusiłem, gdy Sam żegnał się ze mną mocnym uściskiem dłoń, a następnie przygarnął mnie do siebie. Był wysokim, dobrze zbudowanym opiekuńczym mężczyzną może, dlatego poczułem się trochę jak dzieciak tulący się do ‘wujka’, a może mentora lub nauczyciela. – Dziękuję za zaproszenie i tę chwile rozmowy.
- Nie ma, za co chłopaku. Jesteś mądrym człowiekiem, a takich nam potrzeba w tym światowym bagnie – rzekł Sam.
             Wszedłem do mieszkania Zayn’a. Dostałem tuż po sesji zdjęciowej wiadomość tekstową na telefon, że zaprasza mnie na obiad w swoim apartamencie. Nie mogłem odmówić. Chciałem zobaczyć go w innej sytuacji, w takiej domowej wersji i z innym wyrazem twarzy.
- Rozgość się Liam. Muszę dopilnować mięsa – rzekł, a ja rozsiadłem się wygodnie na kanapie znajdującej się w dużym, przestronnym białym salonie. – Jak minął dzień w pracy?
- Dość ciekawie.
- Jadłeś coś dzisiaj? – ponownie spytał.
- Tak. Rano śniadanie, ale jestem głodny – odpowiedziałem.
- To dobrze. – Zayn po chwili wszedł do salonu. Patrzyłem na niego. Zmierzyłem go wzrokiem od góry do dołu. – Ubrudziłem się gdzieś?
- Nie. Myślałem, że wyskoczysz w jakimś fartuszku – rzekłem żartobliwie.
- Rozczarowany, że nie posiadam fartuszka w motylki, zajączki i ptaszki? – spytał, a ja roześmiałem się.
- Troszkę – wydusiłem.
- Wolałabym posiadać fartuch, na którym widniałaby duża postać Batmana – oznajmił.
- Tak?
- Oczywiście, że tak. Uwielbiam postać Batmana. A ty nie, Liam?
- Też jest moją ulubioną postacią – odpowiedziałem, a Zayn podszedł i ukucnął przy mnie. Oparł ręce na moich nogach i spojrzał mi w oczy.
- Tęskniłem – szepnął.
- Przecież wczoraj mnie widziałeś, a rano napisałem ci dzień dobry i rozmawiałeś ze mną za nim wszedłem do budynku – oznajmiłem.
- Co ja na to poradzę, że tak szybko moje oczy, usta, powierzchnia ciała i moje całe ja się od ciebie uzależniło – rzekł z uśmiechem, a ja odwzajemniłem ten gest. Pochyliłem się do niego. – Ładnie pachniesz – szepnął wprost w moją twarz.
Przysunąłem się jeszcze bardziej do Zayn’a. Poczułem słodkich zapach jego perfum. Sięgnąłem dłonią do jego twarzy, a on subtelnie przesunął buzię i pocałował moją wewnętrzną stronę dłoni. Milczeliśmy wpatrzeni w siebie. Zagłębiłem się w jego brązowym spojrzeniu.
- Jesteś piękny – powiedziałem w jego stronę i ujrzałem w jego oczach kropelki.
Objąłem jego ramiona i dotknąłem ciała swoim. Czułem jak drży. Powoli zbliżyłem swoje usta do jego warg. Dotknąłem. Były ciepłe, mokre, słodkie. Subtelnie zacząłem pieścić jego usta swoimi wargami, a następnie wsunąłem język w jego wnętrze. Trochę się obawiałem, bo czułem, że się gubię w pieszczotach, dotyku, silnym, a po chwili delikatnym pocałunku. Całowałem go bardzo długo. Najprzyjemniejsze było odczuwanie jego nieziemskiego dotyku, oddawał każdą pieszczotę moich ust swoimi. Ten pocałunek był niezwykły. Na chwilę otworzyłem oczy, aby spojrzeć na niego. Widziałem długie czarne rzęsy, miał zamknięte oczy i wyglądał na rozanielonego. Był uroczy. Zamknąłem oczy i delektowałem się pogłębiającym pocałunkiem. W końcu oderwaliśmy usta, aby zaczerpnąć powietrza. Odsunąłem się od Zayn’a, ale ten bardzo szybko przysunął się do mnie. Przytulił się, a raczej wtulił we mnie i położył głowę na moim ramieniu. Wygodnie opadłem na kanapę, a ona bezpiecznie opadł na moje ciało.
- Wprowadź się do mnie – rzekł Zayn.
- Nie za szybko? – spytałem. Wzruszył ramionami. – Jutro się wprowadzę. Za tydzień ślub, a za kilka tygodni będziemy mieli rodzinę, dziecko, psa, ogród, w którym będziemy przesiadywać z kubkiem herbaty i…
- Nie za szybkie tempo nadajesz – wtrącił żartobliwie Zayn. – Nie chce, abyś pomyślał, że jestem łatwy – rzekł i odsunął się ode mnie ciągle opierając ciało o ciało. Byłem chyba ostatnio jego ulubiona powierzchnią.
- Ja nadaje? – spytałem zaskoczony.
- Żartuje sobie. Jednak nigdy nie czułem się tak z drugą osobą i po prostu. – Zamilkł. – Odczuwam paniczny strach odkąd jesteś. Boje się, że zaraz znikniesz, więc najchętniej bym cię już teraz nie wypuścił z mojego mieszkania. Jesteś jakby w moim śnie. Nie, raczej wyprosiłem i wymodliłem sobie miłość, która jest mi potrzebna, bo od dawna się dusiłem w osamotnionym świecie. Nie chce się już tak czuć.
- Zayn wierz mi nie odejdę od ciebie – szepnąłem patrząc na jego podenerwowanie. – Nie musimy się spieszyć.
- Przepraszam, jeśli narzuciłem ci siebie i jestem nie do wytrzymania i zbyt bardzo cię przytłaczam – oznajmił.
- Jesteś uroczy – oznajmiłem. – Twój niepokój mnie nie dotyczy. Wiesz odkąd jestem przy tobie czuję taki wewnętrzny spokój.
Zayn uśmiechnął się, a ja z przyjemnością odwzajemniłem tak rzadki gest z jego strony. Uwielbiam jak się uśmiecha do mnie.
- To, kiedy się wprowadzisz Liam? – spytał, a ja się roześmiałem.
1 note · View note
Text
Piękno Natury 1
Piątkowy wieczór zapowiadał się dla Klary tak jak zawsze. Paczka chipsów, laptop i odpalony chat z losowymi osobami. Spędzała tak każdy weekend odkąd wyprowadziła się z rodzinnego miasta i przeniosła do Boston Bugle - malutkiego miasteczka oddalonego o 300 kilometrów.
Zbliżała się godzina 3, a Klara czuła coraz większe zmęczenie. Pomyślała sobie, że połączy się z jeszcze jedną osobą i pójdzie spać. O tej godzinie ciężko spotkać kogoś, poza napalonymi zbokami. Wyszukiwanie rozmówcy trwało jakby w nieskończoność. Już miała kliknąć czerwony "X" w górnym prawym rogu, kiedy na ekranie pojawiły się literki.
VICTOR: witaj Aloy, jak mija Ci wieczór?
Uśmiech zagościł na jej twarzy, w końcu ktoś kto nie chce zdjęcia jej stóp... Szybko odpisała, aby chłopak się nie rozłączył.
ALOY: Właśnie miałam iść spać, ale trafiłam na Ciebie i chyba zostanę nieco dłużej ;) VICTOR: miło z Twojej strony :) o czym chciałabyś porozmawiać? ALOY: Hmmm... O tej godzinie ciężko mi się myśli, więc musisz wybaczyć moje rozkojarzenie. Czego szukasz na tym chacie? VICTOR: jakiejś ciekawej osoby, do ciekawej znajomości. I myślę, że na taką natrafiłem.
Z jakiegoś dziwnego powodu, poczuła śmieszne łaskotanie w brzuchu. Uśmiechnęła się do monitora i nim zdążyła odpisać, na ekranie pojawiła się kolejna wiadomość od Victora.
VICTOR: przepraszam, ale muszę uciekać. Zostawiam Ci swój numer, odezwij się jeśli będziesz miała ochotę :) 642-35-897 TWÓJ ROZMÓWCA ROZŁĄCZYŁ SIĘ
Przez chwilę jeszcze patrzyła na komunikat, przetarła oczy i chwyciła telefon. Zapisała numer chłopaka i rzuciła się na łóżko. Zastanawiała się, czy powinna napisać do nowego znajomego. Najwyraźniej zależało mu na dalszym kontakcie, mimo, że nie zapytał jej o wiek, miasto, zainteresowania, cokolwiek. Klara należała do podejrzliwych osób, więc wahała się. Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła.
Promienie światła padające na jej bladą twarz powoli wybudzały dziewczynę że snu. Przewróciła się na drugi bok, aby kontynuować drzemkę, ale chwilę później rozbrzmiały dzwony z pobliskiego kościoła oznaczające wybicie godziny 15. To obudziło Klarę na dobre. Chcąc nie chcąc musiała wstać i zacząć nowy dzień. Podniosła się do pozycji siedzącej, aby rozciągnąć zasypane mięśnie. Potem ruszyła w kierunku łazienki, w celu wzięcia orzeźwiającego prysznica. Zdjęła z siebie ubrania w drodze, zostawiając za sobą szlak rzeczy rozrzuconych na podłodze. Stojąc przed kabiną prysznicową rozwiązała tylko włosy i wskoczyła pod strumienie wody. Uwielbiała prysznice chwilę po przebudzeniu, bo przecież nic tak nie stawia na nogi jak woda i przyjemny zapach szamponu. Po umyciu się, kolejnym punktem początku dnia było śniadanie. Obwiązała się ręcznikiem i wyszła z łazienki kierując się wprost do lodówki. Postanowiła zrobić sobie tosty i kubek kakao. Z tak przygotowanym posiłkiem wygodnie usadowiła się w łóżku i sięgnęła po laptopa. Klara utrzymywała się sama, a jej pracą było projektowanie stron dla przedsiębiorców, aktorów i każdej innej osoby chcącej posiadać własną stronę www. Sprawdziła pocztę w poszukiwaniu nowych ofert pracy i szybko znalazła coś co jej się spodobało. Cały projekt zajął kilka godzin. Około 20 postanowiła zrobić sobie przerwę i wyjść z domu. Wskoczyła w wygodny dres i ulubioną bluzę, po czym wyszła z domu. Nie miała obranego celu, szła tam gdzie prowadziły ją nogi. Zresztą w tym miejscu nie było za bardzo dokąd się udać. Kilkanaście domów mieszkalnych, kościół, sklepy i ogromny las dookoła. Nawet najbliższa szkoła, była jakieś 20 kilometrów stąd. Wybór padł na las. Nie za często odwiedzała tamte rejony. Nie była miłośniczką siedzenia w lesie i bycia gryzionym przez robale. Spacerując sobie, zaczęła myśleć o Victorze. Tym razem ciekawość zwyciężyła i nim się zorientowała wiadomość została wysłana.
20:49
Do:Victor
Cześć, tutaj Aloy. Dalej masz ochotę na rozmowę? ;)
Na odpowiedź nie musiała czekać zbyt długo. Tak jakby on czekał aż napisze.
20:50
Od:Victor
Oczywiście, że mam Aloy :) Bałem się, że już nie napiszesz. Przestraszyłem Cię czymś?
Tego akurat się nie spodziewała. Chłopak interesował ją coraz bardziej. Mimo, że jej szósty zmysł wręcz krzyczał aby sobie odpuściła i przestała pisać z nieznajomym, to pokusa poznania tej tajemniczej osoby była silniejsza.
20:52
Do:Victor
Nie... Wszystko jest w porządku. Myślę, że powinniśmy się poznać jeśli mamy stworzyć nową ciekawą znajomość. Napisz mi coś o sobie.
20:53
Od:Victor
Victor to moje prawdziwe imię. Mam 25 lat i jestem z River City. Z zawodu jestem grafikiem komputerowym... jeśli chodzi o moje zainteresowania to jest ich tak wiele, musiałbym wymieniać całą noc. Mogę się chyba określić mianem człowieka renesansu. I nie mam tutaj na celu przechwalania się. Nie chce żebyś mnie odebrała jakoś źle :) Mam kota o imieniu Denzel i to mój słaby punkt, że tak to określę. Mam również słabość do niskich dziewczyn haha. Chcesz wiedzieć coś jeszcze? I teraz Ty powinnaś powiedzieć mi coś o sobie, Aloy :)
Sposób w jaki pisał przyprawiał ją momentami o dziwne dreszcze. Coś było w tym chłopaku. Tylko jeszcze nie potrafiła określić co. Jednocześnie postanowiła, że rozmowa na pewno się rozkręci, więc pora wracać do domu. Droga powrotna zajęła jej jakieś 20 minut. W między czasie poczuła dwa razy wibracje w plecaku oznaczające przyjście wiadomości. Kiedy weszła do mieszkania od razu rzuciła się na łózko i wyjęła telefon.
20:55
Od:Victor
Hej, jesteś tam?
21:05
Aloy, coś się dzieje?
21:15
Do:Victor
Wracałam do domu... spokojnie. Jeśli chodzi o mnie to przede wszystkim nie mam na imię Aloy. To tylko nick. Jestem Klara. Mam 19 lat, pochodzę z Boston Bugle. Zajmuje się projektowaniem stron internetowych za pieniądze. Interesuje się głównie psychologią, programowaniem i wszystkim co paranormalne, taki ze mnie świr :D Bardzo lubię, też poznawać ludzi w internecie jak i w świecie rzeczywistym. Należę do osób bardzo otwartych. Myślę, że będziesz miał okazje się o tym przekonać... to chyba tyle o mnie. Jak mija Ci ten spokojny wieczór?
21:16
Od:Victor
Teraz jestem spokojny. Klara... bardzo ładne imię. Podoba mi się. Widzę, że nasze zawody w jakiś sposób się łączą, kiedyś możemy coś razem stworzyć, co Ty na to? Właściwie to pisze tylko z Tobą, nie mam żadnych innych zajęć. No poza... obserwowaniem piękna natury ;)
21:17
Do:Victor
Jestem bardzo otwarta na współprace! Zazwyczaj nie mam z kim pracować i muszę robić to niestety sama. Ja tam swojego imienia nie lubię. Ale skoro mamusia tak mnie nazwała, to chyba musi tak już być haha.
I tak się jakoś zaczęło. Pisali codziennie, wytworzyła się między nimi silna więź. Czuli, że rozumieją się doskonale. Można powiedzieć, że Klara zaczęła się chyba zakochiwać. Był idealny. Zawsze wysłuchał, doradził. Nieważne o której by nie napisała on i tak odpisywał jej prawie natychmiast. Czułą w nim oparcie. A chłopak chyba znalazł w niej kogoś kim może się opiekować. Klara z dnia na dzień pragnęła coraz bardziej spotkać się z Victorem i zobaczyć jak wygląda, jak się zachowuje, jaki jest na prawdę...
2 notes · View notes
nogenderbee · 2 years
Text
Kamishiro Rui przedstawia cię zespołowi Wonderland x Showtime
płeć: neutralna
typ: headcanons, fluff
postacie: Rui Kamishiro (platonicznie: Emu Otori, Tsukasa Tenma, Nene Kusanagi)
Anonim: Cześć! Czy mogłabym zamówić Kamishiro Rui Headcanons? Gdzie jako twój chłopak, przedstawia cię reszcie zespołu WonderlandxShowtime? Uwielbiam gościa i bardzo mi się podoba twoje pisanie. Życzę miłego dnia/wieczoru/nocy!
Pięknie dziękuję za zamawianie u mnie <3 ogólnie to tak naprawdę wyszły headcanony poznania jego przyjaciół i trochę clingy headcanony dla Ruiego ale mimo to mam nadzieję że się spodoba ^^"
Tumblr media
Rui Kamishiro:
· tak narpawdę od dość dawna chciał zapoznać cię ze swoim zespołem ale jakoś nigdy nie było czasu więc korzystając z okazji, postanowił zabrać cię na jedne z grupowych wyjść Wonderland x Showtime (oczwyiśćie przedtem wszystko z innymi ustalił)
"Witajcie wszyscy, przepraszamy za spóźnienie ale oto jesteśmy!"
· jego przyjaciele od razu cię polubili, szczególnie że Rui już przedtem opowiadał im na twój temat wiele dobrego
· tak naprawdę wasze pierwsze spotkanie to były spacery praz zwiedzanie sklepó w galerii ale i tak wszyscy mieliście niezłą frajdę, cóż...przynajmniej ty
· tak naprawdę podczas waszego spotkania nie miałxś czasu z Ruim bo tutaj Emu cię odciągała aby pokazać ci super Wonderhoy rzecz, tu Tsukasa znalazł coś co jest kluczem do jego sławy i potrzebuje opinii, a potem Nene potrzebuje wsparcia moralnego aby porozmawiać z kasjerem
· nie zrozum mnie źle, lubiłxś tą trójkę i naprawdę dobrze się przy nich bawiłxś ale chciałxś trochę czasu z Ruim i on chciał trochę czasu z tobą ale jego próby wyglądały mniej więcej tak:
"Hej, YN, może pójdziemy do-"
"YN!!! Zobacz na to! Czy ten sklep nie wygląda tak Wonderhoy! Chodźmy!" - po czym Emu ciągnie cię do sklepu nie czekając na odpowiedź
· na szczęście wracaliście razem do domu więc mogliście nadrobić stracony czas, i powiem tyle że Rui nie zamierzał puścić twojej ręki do końca drogi
· po dotarciu do twojego domu czy coś więcej się działo? tak, Rui nalegał na sesje przytulania...decyzja należy do ciebie
Bonus (bo tak):
"Rui to jest twój partner?! Oni są tacy super duper Wonderhoy! Rui tyle mi o tobie opowiadał! Mówił że jesteś Wonderhoy~ ale ty jesteś totalnie Won-Won-WONDERHOY!"
"Moje nazwisko: Tenma, sprowadzone od pegaza podróżującego nad niebem! A moje imię: Tsukasa, sprowadzone od obowiązku prowadzenia innych! Tsukasa Tenma, najjaśniejsza gwiazda świata!"
nie wiem czy tłumaczenie jest znośne ale powiedzmy że tak
"Miło mi cię poznać, Rui dużo o tobie mówił. Jestem Nene Kusanagi."
"Mówiłem że cię polubią~"
6 notes · View notes
rozyczkabee · 1 year
Text
‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿୨♡୧‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿
Tumblr media
ᴺᴼᵂ ᴾᴸᴬᵞᴵᴺᴳ : "Opening" - Leo/Need
0:33 ───ㅇ───────────────────── 6:26
W dzieciństwie miałam paru bliskich przyjaciół.
Nasze charaktery bardzo się różniły
ale zawsze mieliśmy wiele frajdy.
Nasza czwórka dość dobrze się dogadywała.
Dlatego też wszyscy szybko się zgodzili
na mogą sugestię utworzenia zespołu.
To gwieździste niebo które widzieliśmy w drodze powrotnej
z naszej pierwszej próby były takie piękne.
Mała Saki: Phew! Jeszcze nigdy nie robiłam takich zespołowych rzeczy ale granie razem było takie fajne!
Mała Shiho: Tak. I było to dość opłacalne.
Mała Honami: Zgadzam się. Było męczące ale mieliśmy dużo frajdy, prawda?
Mała Ichika: Hej ludzie... chciałam tylko wam podziękować.
Dziękuję za zgodzenie się na moją sugestię stworzenia zespołu i grania piosenek Miku...
No i... Jeśli chcecie, możemy to powtórzyć?
Mała Saki: Oczywiście że tak!
Poćwiczymy jeszcze jutro, po jutrze i tak dalej!
Mała Ichika: Tak! Oh... czy to była właśnie spadająca gwiazda?
Mała Saki: Co? Gdzie?
Hej, idźmy na plac zabaw! Może uda nam się zobaczyć więcej!
Mała Ichika: Tam jest kolejna!
Mała Honami: Są takie piękne!
Oh racja, chyba widziałam coś na ten temat w TV tego ranka.
Mała Shiho: Serio?
Czy to oznacza, że zobaczymy więcej jeśli zaczekamy?
Mała Ichika: Deszcz meteorów... To musi być przepiękne.
Mała Saki: ..... *Wzdech*
Mała Ichika: Co się dzieje, Saki?
Mała Saki: Hehehe... właśnie zażyczyłam sobie żebyśmy zostali tak na zawsze!
Bawili się razem, rozmawiali razem,
oglądali razem spadające gwiazdy w drodze powrotnej...
Życzyłam sobie abyśmy mogli dalej to robić na zawsze!
Mała Ichika: Też sobie tego życzę.
Mała Honami: Ja również!
Mała Shiho: Podobnie.
Mała Honami: Wiecie... mam parę stereoskopów i wykresów gwiazd w domu. Pozwólcie że je przyniosę abyśmy mogły razem podziwiać gwiazdy!
Mała Shiho: Jest taka opcja? Ciekawie.
Mała Saki: Okej, więc idziemy odłożyć instrumenty do domu, a później spotykamy się tu znowu!
Mała Ichika: Dokładnie!
Myślałam że już zawsze będziemy się przyjaźnić.
Myślałam że będziemy razem na zawsze ale...
Parę lat później Szkoła dla Dziewcząt Miyamasuzaka - Klasa 1-C
Nauczyciel: Więc pojęcie zmysłu...
Ichika: .....
(Hm? Czy to Honami na podwórku?)
(Trzyma szkicownik...
w takim razie jej następna lekcja to pewnie plastyka.)
(Patrzy się w tę stronę...)
Szkoła dla Dziewcząt Miyamasuzaka - Podwórko
Honami: Ichika...
Przyjaciel z klasy Honami: Coś się dzieje, Honami?
Honami: Oh, nie... nic się nie dzieje.
Ichika: Honami...
Przejście dla pieszych
Ichika: (Czy tam jest Shiho?)
Shiho: Ichika?
Ichika: Um... Witaj, ja... uhm...
Czy to gitara basowa? Czyli udajesz się na próby?
Shiho: A co jeśli tak?
Ichika: Jakby... cóż...
Shiho: Słuchaj, muszę już iść.
Ichika: Shiho...
Ichika: (Znowu nie udało mi się z nią porozmawiać...)
(Kiedy zaczęłam czuć się tak niezręcznie wokół Honami i Shiho? I saki jest...)
Czy tak się to zakończy? Skończymy szkołę i rozstaniemy się bez odzywania siędo siebie?
???: < ♪ - ♪ - >
Ichika: Muzyka Miku...
Miku jest świetna... zawsze jest taka wolna i uniwersalna.
Może zrobić wszystko.
Nie to co ja...
Pokój Ichiki
Ichika: ... *Wzdech*
Moje opakowanie gitary jest tak zakurzone...
(Ale zgaduję, że i tak nie będę już grać...)
(Obiecaliśmy sobie że stworzymy zespół na zawsze ale teraz...)
Huh? Co to za błysk światła...
Czy to coś pochodziło z mojego telefonu?
Co to za piosenka?
Bez nazwy?
C-Co?! Nic nie widzę!
???
Ichika: Ugh... Gdzie jestem?
Klasa? Ale dosłownie stałam w moim pokoju sekundę temu...
Miku: Witaj w swoim SEKAI!
Ichika: Huh? Co? Kto?
M-Miku?
Miku: To moje imię.
Miło cię poznać, Ichika.
Ichika: To nie może być prawdą...
I jak znasz moje imię?
Luka: Bo to SEKAI zostało stworzone dzięki odczuciom twoim i twoich przyjaciół, Ichika.
Ichika: L-Luka też tu jest?! Nie mogę...
C-Co się dzieje?
Luka: Wybacz za tą niespodziankę
ale nie masz się czego obawiać. Jesteśmy tu by pomóc tobie i twoim przyjaciołom.
Ichika: Pomóc nam... w czym?
Luka: Pomożemy wam odnaleźć wasze prawdziwe odczucia w tym SEKAI.
Miku: A kiedy to zrobicie,
narodzi się nowa piosenka.
Dlatego tu jesteśmy. Chcemy abyś... nie, abyście znów znaleźli swoje prawdziwe odczucia.
Ichika: Moi przyjaciele... Nie masz na myśli...
Miku: Nie mów mi, że zapomniałaś kim są twoi przyjaciele?
Ichika: .....
Mała Saki: Bawili się razem, rozmawiali razem,
oglądali razem spadające gwiazdy w drodze powrotnej...
Życzyłam sobie abyśmy mogli dalej to robić na zawsze!
Honami: Oh, nie... nic się nie dzieje.
Shiho: Słuchaj, muszę już iść.
Ichika: Ale... my...
i Saki, ona...
Miku: Będzie dobrze, Ichika.
Wszyscy nadal czujecie się tak samo. Jestem tego pewna.
Ichika: Co?
Miku: Więc znów się ujrzycie, właśnie tutaj.
Luka: Miku i ja będziemy na was czekać, więc przyjdź następnym razem z przyjaciółmi, okej?
Ichika: Co próbujecie mi powiedzieć?
Miku! Luka!
Pokój Ichiki
Ichika: Czy ja... zasnęłam? Kiedy...
Czuję jakbym miała właśnie najdziwniejszy sen...
Musiała spać dość długo.
Na zewnątrz już jest ciemno.
Oh wow.
Niebo jest dziś czyste.
Honami: ...Huh.
Gwiazdy są dziś takie piękne...
Shiho: Hmm?
Wow. Naprawdę świecą dziś jasno.
Ja... nie patrzałam w górę, na gwiazdy od tak dawna.
Saki: Humhumhuuum ♪ Humhumhuum ♪
Jestem gotowa na jutro z moim balsamem
mający kolor tego sezonu!
Nie mogę się doczekać aby wrócić do szkoły po tak długim czasie! Ichi i reszta będą zdziwieni! Oh!
Gwiazdy są w swojej najlepszej formie dzisiaj!
Whoa! Czy to spadająca gwiazda?!
Nigdy nie zapomnę jak piękne było niebo podczas tamtego deszczu meteorów...
Kolejna spadająca gwiazda!
W takim razie mogę sobie czegoś zażyczyć!
Życzę sobie aby nasza czwórka mogła jeszcze raz zobaczyć deszcz meteorów...
‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿
0 notes