Tumgik
#wybieram tylko siebie
wszczebrzyszynie · 5 months
Note
Ogólnie to właśnie zobaczyłem twojego ostaniego posta z naklejkami i przypomniało mi się - chciałem się zapytać jak robisz te naklejki? Bo wyglądają świetnie i chętnie bym coś takiego spróbował zrobić dla siebie!
Z góry sorry jeżeli już odpowiedziałeś na takie pytanie btw
generalnie robię naklejki w moim normalnym programie (clip studio w moim przypadku) i zapisuję je bez tła jako png. Wrzucam je do photoshopa (mam spiraconego portable z mojej szkoły bo nie chcieli inwestować w adobe xd) i w stylach wybieram "obrys". Ilość pikseli i kolor zależy od widzimisię, chodzi tylko o to bym mógł je rozmieścić dobrze na pliku A4 później. Zmieniam profil na CMYK, rozdzielczość na 300dpi i rozmiar na około 5-7cm w wysokości. Tak przygotowaną naklejkę kopiuję i rozmieszczam na pliku A4 by było w miarę ekonomicznie i drukuję normalnie na papierze samoprzylepnym (kupiłem blok 50 arkuszy z allegro za chyba 15zł xd color way photo paper bodajże. Jak na cenę jest całkiem ok - trzeba się przyzwyczaić do kolorów i je wyczuć trochę (w opcjach obrazu kontrast i jasność trzeba poprawiać dużo), bo wychodzą bardzo jasne, i sam papier jest trochę... nie wiem, nie jest gładki do końca? ale jest dość odporny na wodę np. i klej trzyma dobrze. Kiedyś może zainwestuję w jakiś inny i zrobię testy) i wycinam ręcznie bo nie mam plotera. i to w sumie tyle
38 notes · View notes
polskie-zdania · 7 months
Text
Gdy odszedłeś moje sny przejęła konkurencyjna firma. Nie ogłaszałam jednak żadnego oficjalnego przetargu, bo w zasadzie było mi wszystko jedno. Nie chciałam zostawiać ich całkowicie bez opieki, ale jednocześnie ich los w najbliższym czasie malował się raczej marnie. Zajmowali się wszystkim. Projektowaniem, wdrażaniem, pisaniem scenariusza, castingiem na aktorów i statystów, a nawet efektami specjalnymi. U Ciebie ceniłam sobie to indywidualne podejście. Dobierałeś mi najpiękniejsze wschody, kolorowałeś zimową trawę na zielono i z ogromnym namaszczeniem nakładałeś detale. Tego nie miałam uzyskać już w żadnej innej firmie. Nie zrozum mnie źle - ta teraz, ona nie jest zła, ale nie mają tam czasu na podejście indywidualne. Na projekt, wizualizację, poprawki, nanoszenia w nieskończoność wszystkich zasugerowanych przeze mnie detali. Nie ma czasu na personalizację. To osobiste uczłowieczenie. Tutaj otrzymuję 3 opcje i muszę się na którąś z nich zdecydować, bez poprawek. Wybieram zatem tą o uniwersytecie morskim i wielorybach. Fajne, tak, ładne wizualnie. Zostawia mnie jednak z poczuciem niedosytu i myślą, że mój uniwersalny sen wybrać mogło przecież jeszcze tysiąc innych klientów, więc dokładnie tysiąc razy stać się mógł każdy, tylko nie mój. Sny z wcześniej przygotowanej puli również nie oddawały takiego ciepła. Po akcepcie docierały do mnie one letnie lub zupełnie zimne. Pakowali je co prawda w torby próżniowe i odsysali z nich wszystkie cząstki dnia, by nie straciły na jakości, ale ten proces niestety nie wpływał na utrzymanie pożądanej temperatury. Takie sny odhaczałam mechanicznie. One były jak szybki obiad z twojego sklepu osiedlowego - czy zdarzyło ci się zjeść go na zimno, pomimo posiadania mikrofalówki? No, no właśnie. Swoje obecne sny śniłam na zimno i dzień w dzień próbowałam przekonać siebie, że takie są zaledwie odrobinę gorsze. Twoje sny... one napędzały mnie do działania. Były tak bezczelne, że trafiały we wszystkie moje najczulsze punkty. Nigdy nie pozwalałeś mi rozespać się komfortowo w sympatycznych historiach. Zawsze miałeś dla mnie coś wyjątkowego i równie wymagającego. Mojego. Te sny nigdy nie miały stać się czyjeś. Nie były one także uniwersalne ani wielokrotnego użytku. Były dedykowane. Do oczu własnych. Do jednorazowego, prywatnego odśnienia, uszyte na miarę moich zamkniętych powiek.
- Marta Kostrzyńska
52 notes · View notes
tiredpoet7 · 10 months
Text
🎀 5.12
1100 kalorii, 9000 kroków, 35 minut ćwiczeń
aktywność spada... jednak spokojniej się czuję, kiedy mam te równe 10.000 jest jednak cholernie zimno, mam dużo nauki a jeżeli chcę sobie odpocząć to wybieram czytanie lub pisanie, a to wymaga siedzenia jednak xD celowo podwyższyłam kalorie na dziś, pierwszy raz od niepamiętnych czasów zjadłam kolację i liczę że uda się w końcu wypróżnić 🙃 brzuch mam jak w ciąży, jeszcze maksymalnie dwa dni wytrzymam i łykam coś na przeczyszczenie bo tak się nie da funkcjonować.
w szkole walka o życie w tej chłodni, myślałam, że będę ćwiczyć na wf więc założyłam tylko jedne spodnie aby się musieć się rozbierać (chodzę w dwóch parach zazwyczaj xd) ale ostatecznie było mi zbyt zimno i dwie godziny odrabiałam lekcje w szatni. chociaż tyle. jutro planuję się ulotnić z dwóch ostatnich lekcji tylko po to, aby być wcześniej w domu i się lenić 😗
dzień 5 — Your parents.
jak idealnie!
moj ojciec pije odkąd ja jestem mała i odkąd moje 10+ lat starsze rodzeństwo było małe. czyli bez przerwy. nie mam do niego ani grama szacunku, nie odzywam się, nie kłócę, traktuję jak powietrze. i gardzę.
moją mamę trudno opisać, dużo krzyczy na wszystko, jak ktoś jej się nie napatoczy to będzie drzeć się sama do siebie xd obrabia wszystkim dupe jak leci, wszystko chce wiedzieć pierwsza, plociuch krócej ujmując. kiedy któreś z mojego rodzeństwa przyjedzie na przykład na weekend to tylko pierdoli pod żeby już sobie pojechali bo ma ich dość, po czym płacze jak faktycznie wyjeżdżają xD nie jest wspierająca, ale mnie nie krytykuje, doceniam ją i kocham ale trudno przymknąć czasem oko na to co wymieniłam wyżej.
28 notes · View notes
radykalny-feminizm · 9 months
Note
jak być silniejszą? jakieś porady? zazdroszczę wam że potraficie znosić to co mężczyźni nam robią z taką siłą ponieważ ja mam ochotę popełnić samobójstwo kiedy czytam "kobiety są gorsze od mężczyzn" obejrzałam filmik "where are the feminine women" :(
Kiedy już zyska się świadomość jak bardzo naprawdę mężczyźni nienawidzą kobiet, życie już nigdy nie jest takie samo. Jest ciężko, bardzo. Znam uczucie bezsilności, strachu, beznadziei. Jednak u mnie silniejsza od tych uczuć jest złość i brak zgody na narzucaną mi pozycję w społeczeństwie.
Nie wiem czy to najlepszy sposób na radzenie sobie z tym wszystkim, ale ja walczę. Zawsze reaguję na mizoginistyczne uwagi rzucane w moim otoczeniu. W logiczny sposób odpieram argumenty mające dowodzić niższości kobiet. Nie pozwalam mężczyznom przerywać mi, kiedy mówię. Nie ustępuje im miejsca na chodniku. Otwarcie potępiam m.in pornografię i osoby kupujące usługi seksualne. No i oczywiście działam też w internecie.
Jeśli już wybiera się drogę aktywnej walki z mizoginią, bardzo ważne jest żeby zachować spokojne, chłodne podejście. Jeśli okaże się emocje, w oczach mężczyzn już się przegrało. Pozwalam sobie jednak na pewną dozę ironii i złośliwości. Lubię łapać mężczyzn za słówka i wskazywać logiczne braki w ich rozumowaniu, których jest pełno.
Trzeba pozbyć się wewnętrznego, wpojonego przez wychowanie nakazu bycia miłą i ustępliwą. Bądźmy głośne, nieprzyjemne, zajmujmy przestrzeń, nie bójmy się mówić co myślimy. Porzućmy wstyd, naszego największego wroga. Wchodzenie w polemikę z osobami, które nawet nie widzą mnie jako człowieka jest trudne i psychicznie wyczerpujące, to fakt. Ale daje mi to jakieś poczucie sprawczości, jest lepsze niż bierność.
Gdy jestem tym wszystkim przeciążona robię sobie przerwę, staram się bardziej skupić na sobie, swoich pasjach, zainteresowaniach, nauce, samorozwoju. To jest bardzo ważne, pozwala zachować higienę psychiczną. Czasem lepiej wyłączyć internet czy odciąć się od danego towarzystwa i się nie denerwować, dla własnego dobra. Dbanie o siebie to też pewien sposób na powiedzenie "nie" patriarchatowi - to stawianie siebie samej w centrum, zamiast mężczyzny.
Staram się też otaczać kobietami. Nie mam przyjaciół płci męskiej - nie wierzę w przyjaźń między przeciwnymi płciami. Gdy potrzebuję pomocy medycznej, wybieram pójście do lekarki. Generalnie gdy tylko mam możliwość takiego wyboru, zwracam się do kobiet. Dzięki temu czuję się bezpieczniej i spokojniej, polecam tak robić.
Nie mam bardziej konkretnych rad jak sobie radzić z mizoginią. Wiem tylko że nie można pozwolić jej zatruwać naszych umysłów, bo jest ona utkana w całości z kłamstw i nienawiści.
9 notes · View notes
lekkotakworld · 2 years
Text
Chciałam zapomnieć o Tumblerze. Chciałam zniknąć. Dosłownie.
Powiedziałam wczoraj o wszystkim chłopakowi. Powiedziałam o koncie tutaj, o tym, że jestem tu od dwóch lat, że jestem na forach pro @n@, że czytam to i sama też się udzielam..
I kiedy myślałam, że jak o tym powiem, że jak skasuje aplikacje, to będzie mi lżej, że zamknę w końcu ten rozdział, to nie, wcale nie jest lepiej.
W nocy oglądałam seriale, filmy i objadałam się. Tak, zaliczyłam binge i to konkretny. Chciało mi się płakać, brzuch mnie już bolał, ale nie mogłam przestać jeść...
Później myślałam o wymiotowaniu. Powstrzymałam się.
Poszłam spać o 4:30, wstałam przed 10. Było okej. Wykąpałam się, pomalowałam, wstawiłam pranie. I nagle BUM, nie miałam siły nawet przejść z krzesła na łóżko.. Kiedy już mi się udało, to leżałam i patrzyłam w okno, nie miałam siły zupełnie na nic, nawet oddychanie sprawiało mi dyskomfort.. Co czułam? Zupełnie nic. Pustka, brak uczuć, emocji.. Chciałam zasnąć i już się nie obudzić..
Po jakiejś godzinie bezczynnego leżenia udało mi się zebrać w sobie i jechać na uczelnię, musiałam oddać moje plansze do pracy dyplomowej. Byłam później jeszcze w galerii. Wróciłam i tak strasznie chciałam ciągnąć dalej głodówkę, ale czułam, że już nie mam sił że muszę zjeść..
Przed spaniem czytałam też różne blogi motylkowe.. Chyba mam jakiś comming back. Trochę mnie to przeraża, ale też czuję jak się ulałam, nie mogę już patrzeć na siebie w lustrze, nie mogę znieść tego, że chodzę tylko w jednych spodniach, bo reszta jest za ciasna... Wstydzę się pokazać nogi, założyć spódniczkę, czy sukienkę. Wybieram jak największe ubrania, żeby tylko nie pokazać swojej faktycznej figury. Jestem obrzydzona sobą i czuję że ta nienawiść cały czas wzrasta..
Nie wiem, co się będzie ze mną działo. Czas pokaże
28 notes · View notes
trudnadusza14 · 1 year
Text
28.04.2023
Znowu ciężko mi było spać. Nie wiem czy to wina tego że zbiera się mi milion pomysłów,natłok myśli i coraz większa euforia i energia
Ale o 7 już byłam zwarta i gotowa do dentysty i idziemy i miałam wyrwanie zęba
I ja myślałam że dam radę ale ujrzałam strzykawkę i zaczęłam się impulsywnie wzbraniać xD
I na całego zaczął się zabieg a ja się wyrywam
Zawołałam matkę o wsparcie i o dziwo pomogło
Ale wbrew pozorom darłam się prawie xD
Ludzie musiano mnie parę osób trzymać
Ale po zabiegu moja dentystka mówi :
"Twoja mama dziwną aure roztacza"
Później miałam ubaw z tej sytuacji jak nie wiem
A matka się śmiała że może powinna zostać bioenergoterapeutą xD
Mój pies odwalił numer już kolejny raz z rzyganiem by zwrócić na siebie uwagę
Ja naprawdę nie wiem jak ją tego oduczyć
Mama pojechała na działkę a ja usiłowałam spać bo tyle łez wylanych u dentysty że byłam zwyczajnie obolała zmęczona
Ale za chiny spać nie mogłam
O 16 wybrałam się do biblioteki bo miałam do odebrania jedną książkę
I była noc bibliotek i tłumy więc zamiast jeszcze poszperać w książkach (a może by jeszcze jedna książka i jeszcze kolejna...)
Pożyczyłam tą książkę i szybko się stamtąd urwałam bo nie przepadam za tłumami
Ale zainteresowała mnie wystawa rzeźb i kolaży.
Mimo iż wolę malarstwo i wybieram się niedługo na jedną z wystaw to zainteresował mnie ten artysta.
Tylko jak na złość zapomniałam nazwiska. Jak zwykle. Pamiętam rzeźby ale nie pamiętam autora 🙈
Zwinelam się szybko stamtąd i wybrałam się do parku
Mój znajomy ciągle pisze pisze pisze i jak ja nie odpisuje to jestem ta zła i niedobra
Czy niektórzy naprawdę życia nie mają poza internetem ?
Ale szczerze. Naprawdę ja odpoczywam na dworze,słysząc śpiew ptaków,szum drzew i dźwięki z otoczenia
I czując wszystkie bodźce
Chyba maj spędzę na dworze póki nie jest jeszcze tak gorąco a widzę że ma być ładny maj
I tu sobie poszaleje z racji tego że to jeszcze nie sezon i nie ma tłumów wszędzie jak w wakacje
Zaczynam maj wypadem na działkę i oby to wypaliło
Potem postanowiłam że zajrzę tam gdzie na terapię chodzę (nosz nie umiem bez tego miejsca wytrzymać 😂)
Pogadalam chwilę z resztą osób i rozmyślałam. Zażyczyłam miłej majówki i mnie złapała terapeutka
Pytała czy ja się dobrze czuje bo coś wyglądam na bardzo pobudzoną
Powiedziałam że tak choć siebie obserwuje. I były też pytania o lekarzy jak z badaniami itd
Powiedziałam jak jest i powiedziałam że we wtorek będę bo mają być zajęcia.
Ciekawe ile osób będzie. Oby była próba do spektaklu
Jeny ja się tak tym spektaklem jaram i innymi pozytywnymi rzeczami
To jest teraz tak że nawet jak zdarzy się coś negatywnego i ja 5 minut o tym pomyśle i wracam do pozytywnych
Jeny jestem strasznie podobna do Pinkie Pie xd
Jak wróciłam do domu znieczulenie mi zeszło i zaczęło mnie boleć po tym wyrwaniu
Więc wzięłam przeciwbólowe i zajęłam się oglądaniem Mlp.
Potem miałam dylemat czy robić na szydełku czy iść spać i iść jutro do szkoły
Książka i spać a czy do szkoły to się zobaczy czy będę mogła mówić jak nie to niedziela jest choć zapewne będę ubolewać jutro jakbym nie mogła iść
Jedyne co wzięłam dziś do ust to kawa zbożowa. Nikt mnie nie zmuszał
9 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Lipiec-lipiec i "pretensje"
Update po rozmowie z szefem.
[Nie kryję, że dziś, dzień po, 6 lipca 2023 mama zajebisty humor]
W chuja leci.
Ot i całe podsumowanie.
Zgnębionym tonem, pełnym dramatycznych westchnień i urwanych zdań (wielokropki było po prostu słychać przez telefon) wyznał mi telefonicznie, że nie rozumie maili, które napisałam do Zarządu, nie pojmuje też skąd wziął się mój pomysł odnośnie urlopu dlaczego chciałabym odbierać zaległy urlop i cytuję "skąd te moje pretensje". Kurwa, jak słyszę "pretensje" odnośnie warunków zatrudnienia i próby robienia mnie w chuja, odwracania kota ogonem, niewypłacania mi pieniędzy i unikania określenia "Umowa o Pracę" jak gorącego ziemniaka to NAGLE moja głowa i moje ciało przechodzi do trybu "WALKI O PRZETRWANIE" i do tej podwyższonej czujności, a co gorsze słowo "pretensje" niczym zaklęcie przenosi to moje już i tak bulgoczące kortyzolem i adrenaliną ciało do WSPOMNIEŃ o osobie, która używała wobec mnie przemocy psychicznej, manipulacji i umniejszała zasadności moich potrzeb, moich praw w związku. Kiedy ja mówiłam "mam prawdo do tego i tamtego, bo jestem Twoją partnerką, osobą równą i moje cele, potrzeby, marzenia również się liczą w takim samym stopniu jak Twoje" to słyszałam, że go ranię swoimi PRETENSJAMI i to w obszarze na który on nie ma wpływu - bo jego cele to okay cele, żebym wspierała, jego są ważne, a moje co? Przecież ja i tak bez niego nic nie osiągnę, po co on ma wspierać mnie skoro nic nie będzie miał tego, że będę zadowolona czy niezależna, więc lepiej będzie jeżeli obydwoje skupimy się na inwestowaniu w niego, a jak dorobię to mogę sobie iść na ten czy tamten kurs dla siebie, ale póki co myślenie o spełnianiu moich marzeń to po prostu nieinwestysyjna głupta... Lepiej kupić mu więcej ćpania i nowy telefon by "jakoś poważnie wyglądał w branży", i jebitny telewizor - żeby miał na czym grać siedząc kolejny miesiąc na L4 i zbierając siły w depresji by tą branże w końcu zawojować i osiągnąć wielki sukces. Fascynująte jest podsumowywanie tego co słyszałam w tamtym związku z faktami jak nasze życie wygladało, aż mnie to nakręca złością, jak to wspominam.
Anyway cokolwiek bym wtedy nie powiedziała, czegokolwiek nie próbowała spisać - chociażby, aby ogarnąć nasz budżet, bo pieniądze ZNIKAŁY, a ja nie wiedziałam GDZIE to słyszałam, albo, że mam ciągle "pretensje", że jestem taką marudną babką, taką niepoważną, która nie cieszy się z tego co ma tylko "pretensje" ciągle zgłasza (a ja przecież konkrety chciałam, arkuszyk w Excelu otwieramy i lecimy z wydatkami, analizujemy, gdzie kasa nam znika, czym lepiej zarządzać by kasy wystarczało), albo NAGLE wybuchała awantura o coś czego za cholerę nie rozumiałam. On miał do mnie żal, okazywało się, że coś zrobiłam - na temat inny niż pieniądze czy tabelka w Excelu - nagle EMOCJE BYŁY DRAMATYCZNE, bliskie rozstania, w głowie totalny szum, misz-masz, bo nie potrafiłam połączyć co się stało, że nagle, z próby partnerskiej rozmowy "kochanie, usiądźmy razem przy stole i przeanalizujemy nasz budżet" okazywało się, że mój partner czuje się przeze mnie niepewny siebie i tragicznie zraniony, bo 6 miesięcy temu na imprezie firmowej zatańczyłam z kolegą z innego teamu i on cały ten czas o tym myśli, że w jego głowie jak już go zostawiam, zdradzam, nie-kocham, odtrącam,
...że on czuje się znowu tak, jak wtedy, gdy jego ojciec umarł, boi się samotności, zapewniam go, że jestem tu i nigdzie się nie wybieram, żebyśmy wrócili do faktów i pomyśleli o najbliższej przyszłości. Tym czasem on od pełnego bólu płaczu i rozpaczliwych okrzyków "NIE OPUSZCZAJ MNIE", w pół zdania przechodzimy do tego, że jestem "najgorszym co go w życiu spotkało", że nikt go nie rani tak jak ja - nie potrafi powiedzieć czym dokładnie (bo ja znowu pytam o konkretny - skonfrontujmy fakty, bo może to błąd w komunikacji po prostu? Bo wiem, że nie zrobiłam nic cele na niego niekorzyść, może gdzieś się nie rozumiemy). Tym czasem on w gniewie po prostu na mnie się drze i drwi z pytań "jakim swoim zachowaniem cię ranię?" - bo nagle uważa, że każdym zachowaniem niedostatecznie go wspieram, na przykład tym, że chcę iść na studia - wyjaśnia, dobitnie uderzając ręką w stół tak, że laptop z otwartym arkuszem Excela podskakuje - że to dowód na to, że myślę tylko o sobie, że przecież nie mamy budżetu na to, a ja ciągle o tych studiach i o podróżach mówię, podczas, gdy on potrzebuje wsparcia, bo cierpi na depresje i ma dość "moich pretensji"; że pogłębiam jego depresję, że swoim "egoizmem" powoduję u niego spadek poczucia własnej wartości, że celowo tańczyłam z tym kolegą 6 mc temu by z niego zadrwić, żeby tamten koleś poczuł się lepszy od mojego partnera, bo miał mnie, a przecież "taniec to seks na sucho", wiec to dowód na jawną zdradę! Czy ja wiem, jak bardzo boli zdrada!? I to na jego oczach! Że swoim zachowaniem, bezczelnym i bolesnym po prostu zraniłam go! Że co z tego, że on ze mną nie tańczy - ja też mam nie tańczyć z nikim innym, ani sama, bo taniec solo to dowód na gotowość do zdrady! To nadwyrężenie zaufania w związku! I tu płacz! Że mnie nienawidzi! Nie kocha! - powtarza to miotajac się w złości po kuchni głuchy na moje zapewnienia, że to niedorzeczne! Że kocham go! A on przekrzykuje mnie głosem pełnym bólu, rwącym w gardle, nachylając się tuż nad moja twarzą "nie kochasz mnie!"; wyrzuca, że go ranię, że nic innego do niego nie mówię tylko sadzę "pretensję" za to, że nie umył naczyń, kiedy byłam w pracy, albo że nie ugotował obiadu, a on przecież ma depresje i musi się leczyć "śmiesznymi papierosami". Zastanawia się czy z mojej strony to w ogóle jest miłość? Czy ja go oby nie wykorzystuję? Czy poza czubkiem własnego nosa jestem w stanie myśleć o przyszłości naszego związku? Czy w ogóle jest sens, żeby on był ze mną, skoro tak bardzo go wykorzystuję i ranię? Po co ten związek, skoro nasze rozmowy ograniczają się wciąż i wciąż do moich pretensji!? Czy ja w ogóle wiem czym jest depresja? Czy ja mam empatię jakąś w ogóle... a gdy już ryczę słuchając tej głośnej (bo krzyczy), emocjonalnej tyrady, patrząc w pełne pogardy oczy osoby, którą tak mocno kocham; gdy ledwo oddycham przez łzy, gdy niedowierzam w te wszystkie bolesne słowa, które padły pod moim adresem, gdy zaczynam wątpić w to czy realizacja moich marzeń to faktycznie jest bezwzględny egoizm w tej sytuacji, gdy głowa mnie tak boli, że nie jestem w stanie stworzyć spójnej myśli... wtedy on pada na kolana, przytula się do mojej talii, tak mocno-mocno i płacze. I przeprasza za wszystko, mówi, że tak naprawdę w ogóle tak nie myśli, że nei wie co w niego wstąpiło, że mnie kocha, że prosi bym go nie opuszczała, że on potrzebuje mojej uwagi i opieki, bo ma depresje...
A ja jestem tym tym tak wykończona, tak wiele stresu, krzyku, że nie mam już na nic siły...
I tak jest jest zawsze jak próbuję poruszyć temat budżetu. Zawsze. Aż z obawy o kolejną awanturę i emocjonalne tortury przestaję poruszać temat. A pieniądze jak znikały, tak nadal znikają... I dopiero na terapii dowiedziałam się, że te sytuacje nie były ani wyjątkowe dla mojego związku, ani jakieś charakterystyczne dla depresji czy coś... To po prostu manipulacja i zachowanie typowe dla osoby uzależnionej, która jest gotowa zrobić dym o cokolwiek, byleby zachować komfort ćpania. Byleby odwrócić uwagę od tego, co mogłoby ten komfort zaburzyć.
Ja też musiałam oczywiście swoje części tej relacji przerobić, swoje zachowania poskładać i zrozumieć - w sensie, że jestem inną osobą, niż ta, która siedziała w tamtej kuchni przy Excelu i dawała się okładać temu emocjonalnemu-bokserowi. Wypracowałam nowe sposoby reakcji, zostawiłam rzeczy, które kiedyś mnie łapały (na przykład na "nie kocham cię" reagowałam po prostu rozpaczą, bólem nieporównywalnym z czymkolwiek, po prostu te słowa osuwały mi grunt spod ziemi, nie mogłam oddychać - jakbym tonęła... teraz wiem skąd to i myślę, że już tak nie zareaguję, bo uleczyłam źródło miłości, już inaczej tę sferę czuję po prostu).
Ale zaklęcie "pretensje" wypowiedziane przez Szefa w odpowiedzi na legitne oczekiwania wobec pracodawcy, negocjowanie warunków wypowiedzenia umowy, wykonywanej pracy, wywiązania się z ustaleń na które się obydwoje umówiliśmy momentalnie mnie przeniosło do tamtej kuchni. Ale nie stałam się tamtą dziewczyną. Byłam sobą-z-teraz, ale mój szef przestał był głosem w słuchawce i skojarzeniem łysego typa w koszulce hawajskiej, a nagle stał się histeryzującym brunetem o budowie niedźwiedzia, w którego głosie odbijał się to ból, to pogarda, którego czekoladowe oczy mnie przeszywały na wylot obserwując czujnie moje reakcje i zdradzając rozminę "co powiedzieć, co zadziała, aby osiągnąć zamierzony efekt i by ona się złamała do mojej woli i zapomniała o pierwotnym temacie rozmowy?".
No.
No to na swoje nomen-omen szczęście w nieszczęściu mam narzędzia do raczenia sobie z tym rodzajem rozmówcy.
Trochę dupa.
Trochę nie.
Bo okazało się, że cały Zarząd uznał, że mój e-mail to "masz do nas pretensje jakieś, których nie rozumiemy" - ja mówię, że to konkretne nawiązania do konkretnych aspektów naszej współpracy. A on znowu umęczonym głosem mi oznajmia, że ja chcę jakiś ekwiwalent za niewykorzystany urlop, chociaż dotąd o tym nie wspominałam. A ja do niego "ty też!" i przypomniałam, że to z jego inicjatywy kończymy współpracę, dlatego chcę rozwiązać wszystkie aspekty. Na co on odpowiedział, że rozumie, że przez problemy w firmie posypać się mogą moje plany urlopowe i że dotąd nie sprawdzał nawet ile ja urlopu brałam, ani tego nie liczył - powiedziałam mu, że wszystko jest na mailu, że przecież mu pisałam o każdym przedziale dat, zawsze z 3-2 miesięcznym wyprzedzeniem, że często te maile zostawały bez odzewu o ile nie napisałam mu smsa. A ona na to "no tak, ale ostatecznie zawsze miałaś urlop kiedy chciałaś, a ja nawet tych twoich dni urlopowych nie liczyłem". No i co z tego? To nie mój problem, że on tego nie liczył, ja liczyłam - ma daty w mailach, może policzyć sobie sam. Zapraszam. Na co on, że jeszcze rozumie dlaczego chcę dostać ten ekwiwalent za niewykorzystany urlop, bo jednak to ja dobrze pracuję i teraz mi się plany urlopowe i budżetowe posypały, ale dlaczego AKURAT TERAZ? Skąd te pretensje? Kiedy spółka ma problemy finansowe i jest problem z płynnością? No śmiech. Bo mi wypowiedziałeś umowę typie! Bo kończymy współpracę! Kiedy mam zamykać te tematy? Tym bardziej, że nie odbierasz telefonów ode mnie.
W ogóle przypomniałam mu, że rozmawialiśmy w piątek telefonicznie, a gdy godzinę próżniej próbowałam oddzwonić - nie odbierał. Dwie godziny później - też. W poniedziałek - również. I nie oddzwonił! Ani w piątek, ani w poniedziałek, a we wtorek zadzwonił po godzinach mojej pracy. Nie odpisuje na maile! Na smsy! JAK JA MAM SIĘ Z NIM KONTAKTOWAĆ!? W jakiej sytuacji mnie stawia, gdy chcę ustalić szczegóły związane z moim bytem do cholery!!?? Tu mowa o faktach i niepoważnym prowadzeniu biznesu! A jak już oddzwoni po 5 dniach to pyta "Skąd te pretensje?". No jak mój toksyczny były xD "No czego chcesz, typiaro? Pracuj 8h dziennie przez 5 dni w tygodniu na mój przychód, zapłacę, jak będę miał z czego, nic nie obiecuję, ale ty pracuj, dam tobie wypowiedzenie, a jak masz pytania odnośnie wypowiedzenia to poczekaj z tydzień czy dwa, jak będę miał czas to się do Ciebie odezwę i może pogadamy o tym, ale tylko jeżeli nie będziesz miała PRETENSJI."
AAAAAA...
Stanęło na tym, że zaproponował mi, żeby od przyszłego tygodnia na cały lipiec wzięła wolne! Urlop! I jestem z tym baaaaaaardzo content! O ile oczywiście nie zrobi mnie w chuja i w sierpniu nie wypłaci mi wynagrodzenia, bo "nie pracowałam"...
Will see, bo w mailach nawiązałam do sytuacji z drugiej połowy czerwca 2020 roku w której sam namawiał mnie na wzięcie 2-tygodniowego urlopu, a potem upierał się, że to nie było "wolne/urlop" tylko "nie pracowałam" - zapłacił mi jak za urlop, ale dla ZUSu firma w skutek pandemii nie przynosiła zysków i musiała zawiesić działalność na 2 tyg by dostać grant/wsparcie covidowe od Rządu. Dowiedziałam się po powrocie z urlopu i było mu chujowo.
Jeszcze a propos "pretensji" - odnosiłam się do faktów, zadawałam pytania o konkrety, przytaczałam treści naszych rozmów telefonicznych i prosiłam o pisemne potwierdzenie nich (nikt z Zarządu ich nie potwierdził ofc, nikt nie odpisywał na maile i smsy). Pisałam je napędzana złością, ale też formalnie i uważnie. Przed wysłaniem prosiłam prawniczki i przyjaciół o zweryfikowanie czy pismo/e-mail jest napisany profesjonalnie, czy właśnie nie trąci marudzeniem i niepoważnym wytykaniem głupot. Dostawałam potwierdzenie, że maile są napisane spoko, w punkt, sama esencja (co w moim przypadku nie jest łatwe - mam łatwość przeciwnie: do słowotoku i ścian tekstu) i konkrety. Odwołania do rzeczy, których nie mam na piśmie, a co do których byliśmy umówieni. Jedyny problem był taki, że jak wskazywały prawniczki i przyjaciele (oraz cały jeden dział prawny pewnej firmy - Poznań kocham Was xD), to fakt, że Zarząd nie może mi odpisać na te maile, bo KAŻDA odpowiedź byłaby jednoznaczna z przyznaniem się do łamania prawa xD i stąd już prostu do sądu i do wygranej sprawy. Na moją korzyść. Więc nie mogą odpisać.
Ale to ja mam "pretensje".
Kurde, tak się cieszę, że kończę współpracę z nimi!
Idzie coś nowego!
Ciekawe co!
Mega się cieszę na ten urlop - po prostu jak to usłyszałam, to cała jakbym... stalą się o kilkanaście kilogramów lżejsza! TAK. Chcę urlopu! Potrzebuję urlopu! TAK!
Będę tyle spać ile zechcę!
I zrealizuję te wszystkie plany, które za mną chodzą od miesiąca!
ALE SIĘ CIESZĘ!
Bardzo tego potrzebuję.
Tym bardziej teraz nie chcę mieć do czynienia z szefem, od kiedy dziś rano sprawdziłam na wynagrodzenia.pl poleconej przez @khepinger że powinnam zarabiać na obecnym stanowisku niemal dwa razy tyle ile zarabiam, że w moim regionie, na podobnym stanowisku, dla osób z podobnej grupy demograficznej zarobki się plasują w średniej 7990zł na UoPie! A widełki to 6210zł - 11 050zł (pewnie mowa o kwocie brutto, ale wciąż - ja sama siebie niedoszacowujeeeeeee aaaaaa). Jestem tak kurwesko zła!
A trzecia sprawa to kwestia pracy mojego partnera.
Go tez pracodawca robi. Ma umowę B2B - jest przedsiębiorcą. Okazało się wczoraj, że zmieniają siedzibę firmy, ale właściciel sieci oddziałów firmy nie przewiduje zatrudnienia ekipy przeprowadzonej. Nie proponuje też zaplanowania przeprowadzki w tygodniu pracującym - chociaż liczy, że pracownicy zatrudnieni do świadczenia różnych usług w firmie mają w przeprowadzce pomóc, a na swoich umowach mają jak byk wpisaną pracę od poniedziałku do piątku. Nie. Będą się przeprowadzać w jakiś wolny weekend. Oczywiście zapłaci im za ten dzień 100% - i według pracodawcy to zamyka drogę negocjacji. Nie zmienia też oczekiwań sprzedażowych dla oddziału (jedynego na województwo) - mają wyrobić plan, bo inaczej z premii nici. Dlatego - to oficjalna argumentacja - nie będą się przeprowadzać w tygodniu, żeby pracownicy mogli pracować tak jak zawsze, jak wynika to z umowy, by wyrobili plan, na którym pracodawcy zależy. Po prostu mają przyjść do pracy w jeden weekend przeprowadzkowy. Na sobotę i niedzielę.
NO SZLAG MNIE TRAFIŁ.
Ja jestem w bojowym nastroju, ostatni miesiąc mnie nastroił bardzo... nieufnie. :P Wobec pracodawcó.
Nie podoba mi się to. Ale jeszcze wczoraj O. był z tym planem okay i nie rozumiał mojego gniewu i ponaglania go by skonfrontował się z prawnikiem.
Dziś zadzwonił, by poinformować mnie, że już wie kiedy będzie ta przeprowadzka i że będzie ona w weekend w który mamy plany (jeden weekend to miała być wizyta jego kuzyna, odkładana od miesięcy, tego chłopaka, który nie pojechał z nami na rajd, z którym potem O. nie pojechał na fajny event, bo nasza sytuacja finansowa zrobiła się niepewna itp... W ten weekend o którym mowa w kontekście przeprowadzki oddziału w którym pracuje mój partner jego kuzyn miał do nas przyjechać na piątek-niedzielę i mieliśmy fajne, festiwalowe plany, bilety kupione itp). Streścił również rozmowę z przełożonym na ten temat: że chociaż nikt tego nie mówi wprost to obecność wszystkich pracowników firmy w ten dzień jest wymagana, obowiązkowa. A jak mój partner powiedział szefowi, że niestety nie wypali to - że on ma już od bardzo dawna plany na ten weekend i nie da rady po prostu tego przenieść, to szef wzniósł brwi i oznajmił "to zmień te swoje plany" i tak się zakończyła rozmowa.
JA jestem nastawiona bojowo.
O. jest w swojej pierwszej pracy i już na tym etapie rozmowa z przełożonym była dla niego trudna i wymagała masę energii, szczególnie, że szef zbył jego z trudem komunikowane "nie".
Brakuje mu narzędzi do komunikowania granic.
I chyba nie dostrzega, że zarówno szef, jak i regionalny, jak i właściciel w chuja lecą, OCZEKUJĄC, że wszyscy pracownicy będą ten oddział firmy przeprowadzać na własnych rękach, bo taki rozkaz im dano. Bez pytania czy ktoś jest w ogóle taką formą nadgodzin zainteresowany. O.O Bez pytania o chęci, czas, przestrzeń, bez negocjacji wynagrodzenia (no bo ciekawe jak oni mają wyrobić plan sprzedażowy z taką samą werwą, jak gdyby nigdy nic, siedząc non stop w pracy, z tymi samymi gębami przez 12 dni pod rząd, do tego 2 z tych 12 dni nosząc ciężkie rzeczy z jednego pomieszczenia hurtowni do drugiego pomieszczenia??? Przecież to ciężka praca fizyczna! Jak można bez regeneracji po takim wysiłku oczekiwać od pracowników potem zawrotnych lub przynajmniej "typowych" wyników w pracy, nie mówiąc o tym, że pierwszy miesiąc w nowym miejscu będzie prawdopodobnie wyzwaniem zarówno dla pracowników, jak i dla klientów? Poza tym oni są niewolnikami czy co?)
Powiedziałam jakie jest moje stanowisko.
Zaproponowałam, aby udał się jak ja do prawnika - to mu się wydaje zbyt energochłonne, zbyt wysiłkowe, bo sam jest dojechany stresem ostatnich tygodni. Wkurza mnie jego "ja mogę pomóc w przeprowadzce, młody jestem, silny, mogę w wolny weekend, nie o to chodzi" i zaraz ten smutek, że znowu się z kuzynem nie zobaczy, i że szef go tak rozczarowująco "z buta" potraktował, kiedy próbował negocjować swoje granice... Ta akceptacja i brak wkurwu mnie wkuuuuuuuurwia.
Zapytałam czy dobrze rozumiem, że brakuje mu narzędzia do zakomunikowania swoich potrzeb szefowi, aby to do szefa trafiło. Odparł z radością, że to uczucie o którym opowiada mi od kwadransu nazwałam za niego "tak! O to chodzi!". Przestawiłam mu jak to komunikować moim zdaniem, a on na to "boję się, że wtedy mnie też zwolnią i obydwoje będziemy bezrobotni". Noż cholera, byliby ostatnimi idiotami, gdyby go zwolnili, bo to on robi im zarobki. Ale okazuje się, że sposób, stawiania granic, który mu oferuję - i który wiem, że jest okay (no chyba, że jesteś kobietą i komunikujesz to mężczyźnie, wtedy to nie "fakty" tylko "pretensje" :P) - powoduje w nim duży sprzeciw i strach. I totalnie to kminię: sama to czułam i na terapii ogarniałam jak negocjować warunki zatrudnienia xD To jest trudne i można się tego nauczyć tylko i wyłącznie z praktyki niestety.
Więc aby go nie wpędzać w większy strach i stres dałam mu to do przemyślenia "na później", żeby teraz odpuścił, aby teraz pracował po prostu.
Zaproponowałam również, żeby zadzwonił do swojego taty z pytaniem o poradę. To zdolny typ. Na pewno mu pomoże. On jednak uznał, że tacie nie chce zawracać głowy, bo przecież jest na urlopie (tj. tata jest). Wyłożyłam mu, że tata jest na urlopie od swojej pracy, a nie od bycia tatem. xD Że jestem przekonana, że ma doświadczenie i potrafi feelować z trudnymi tematami, że na pewno mu dobrze doradzi.
Ma zadzwonić do mnie z relacją, po tym jak pogada z tatem.
Łatwiej doradzać w cudzych problemach...
6 notes · View notes
bycie-narcyzem-to · 1 year
Text
Wydaje mi się, że niektórzy ludzie nie wiedzą, że trudno jest się nauczyć lepszego funkcjonowania gdy masz zaburzenie osobowości. Nie tylko przez jego cechy i symptomy, brak dobrych źródeł informacji i pomocy, stygmatyzację, ale też spójność tożsamości z naszymi chorobami psychicznymi/złudzeniami. Te dwie rzeczy są tak mocno powiązane, że idea funkcjonowania inaczej niż dotychczas jet dla nas praktycznie 'usuwaniem siebie'.
Sposoby na radzenie sobie z trudnościami stają się naszym życiem, tożsamością - mówienie że to złe, jest jak mówienie, że z nami jest coś nie tak. Mówienie, że kiepsko sobie radzimy to jak mówienie, że nie jesteśmy chciani na świecie. To nielogiczna mentalność, ale od kiedy złudzenia są wynikiem działań logiki i rzeczywistości?
Jedną z najtrudniejszych części mojego rozwoju z npd było pozwolenie sobie na wybór - "Kim chcę być?" "Jak prezentować się światu?", zamiast żyć z tożsamością narzuconą mi przez niezależne ode mnie okoliczności. Bardzo przywykłem do bycia definiowanym przez to jak funkcjonuję, jak jestem postrzegany lub jakie zła ponoć wyrządzam innym, zamiast tego jak chcę się identyfikować *ja*. Nawet teraz, jako dorosła osoba, która od lat chodzi na terapię, przyłapuję się na tym, że zastanawiam się - "Kim w ogóle jestem, jeżeli nie [problemowym dzieckiem, zawodem rodziny, dzieckiem samookaleczającym się w szkolnej toalecie, płaksą, ofiarą, narcystycznym dupkiem]?"
Próby stworzenia tożsamości odciętej od mojej traumy, średniego funkcjonowania czy szufladek, do których mnie wepchnięto są dla mnie niczym usuwanie tego, kim jestem i tego kim kiedykolwiek byłem. Mam zainteresowania, mam pracę, mam wartości, mam cele, ale czuję się, jakby to wszystko nie było częścią *mnie*. Nie dostrzegam się w moich czynach i myślach - dostrzegam się przez walidacje, spostrzeżenia i opinie ludzi na mój temat. Jako ofiara przemocy, jako ktoś z problemami w relacjach, jako ktoś kto popełnił wiele błędów - automatycznie równam się jako "ten Zły". Gdy ludzie pytają kim jestem, odpowiadam: "nie jestem dobrą osobą".
Wielu terapeutów próbowało nauczyć mnie jak siebie cenić, jak poprawić samoocenę, ale do tego nie wystarczają afirmacje i pozytywność. Moja osobowość jest zaburzona. A kim jesteśmy, tak poza naszymi osobowościami? To jak ciągła walka o zmianę moich myśli, więc zazwyczaj walczę o zmiany w moich zachowaniach. Tak, wybieram dobroć. Tak, okażę współczucie, gdy tylko będę mógł. Tak, potraktuję siebie jako ulubioną postać w moim życiu. Ale w głębi duszy, zaburzenie osobowości i tak zawsze odbiera wartość moim czynom. Potrzebuję zapewnień, miłości, potwierdzenia od innych, że "robię coś dobrego" nawet gdy chodzi o mnie. "Nikt nie wybiera kim jesteś, to wybór, którego możesz dokonać ty" - mój terapeuta powtarza mi to co drugą wizytę, ale nie ważne jak często to sobie wmawiam, nie wydaje mi się to prawdziwe.
Zawsze czuję się jak nic, nikt - puste naczynie przemierzające przez koleje życia. Mimo, że wciąż dokonuję wyborów, mam relacje, mam hobby, itp. to walka z moją mentalnością jest czymś, czego dopiero muszę się nauczyć. W końcu na tym właśnie polega życie - na nauce i rozwoju (prawda?). Na ten moment po prostu udam, że wiem kim jestem i wiem, co robię.
źródło @narcjester
5 notes · View notes
Text
Zakopiańska
Postanowiłam zwlec się z łóżka i rozpocząć nazywanie rzeczy. Między innymi na tym polega terapia, więc pisanie na pewno mi pomoże. Napiszę tyle ile dam radę. Nie brałam rano pregabaliny. Wypiłam dwie kawy, jestem bez przerwy głodna i chce mi się palić. Zdecydowanie nie mam kaca. Po prostu nic mi się nie chce. Z cipki mam mielonkę. Umyłam się porządnie i posmarowałam ją żelem na otarcia, który kupiłam za czasów Kuby. Szok, że jeszcze się nie przeterminował. Dobrze, że w końcu na coś się przydał (update: jednak jest przeterminowany).
Nie podoba mi się jego bierność i brak decyzyjności. To ja zaproponowałam Wiśniewskiego, to ja pytam czy pijemy, to ja wybieram gdzie idziemy, to ja proponuję hulajnogi, to ja wybieram miejsce do picia, to ja go 'przekonuję' odnośnie pojechania do niego. Bo w sumie to nie miał posprzątane. Serio? Serio?! On zaproponował spotkanie w sobotę i zaprosił mnie do Wiśniewskiego po usłyszeniu, że to super miejsce/alkohol. A może to ja nie daje mu szansy się wykazać ani nawet pomyśleć, bo automatycznie staję w roli przewodnika i robię wszystko aby było mi jak najlepiej, przy okazji pokazując mu 'moje' rzeczy i miejsca? Na pewno mnie słucha i to miejscami aż za bardzo. Był święcie przekonany, że skoro kładę nacisk na F żeby było B, to znaczy, że najpierw musimy się poznać żebym mogła dać mu dupy. Był nawet w stanie wskazać mi, że faktycznie, napisałam to dokładnie w ten sposób. Słodkie. No nie do końca o to mi chodziło. Ja po prostu chcę być traktowana jak człowiek i dobry znajomy, a nie jak lalka do wyruchania. Takie układy mnie nie jarają. Nie spodziewałam się, że trafię na osobę, która weźmie sobie to aż tak do serca. Faceci bywają... no... głusi. Dobrze się komunikuje. Rozmawiamy wprost. To rzadkie zjawisko. Na pewno sprawia, że czuje się bezpiecznie i swobodnie. Nice guy. A najs gajowie zazwyczaj nie są zauważani... Hmmm.
On akceptuje moje dziwactwa, więc ja muszę akceptować jego. W sumie to dla wielu nawet nie są dziwactwa. Dla mnie są. Że mnie komplementuje, że się jara moim ciałem, że się jara cyckami, że podoba mu się moja otwartość seksualna. I mówi to wprost. Mówi dużo, sam z siebie. WTF. Ani nie muszę go dopytywać ani prosić ani szukać jakiejś z psiego gardła wyjętej akceptacji. On się po prostu cieszy z tego co 'dostał'. No kurwa wow. W dodatku nie boi się mojej oceny ani odrzucenia, co mnie naprawdę szokuje. To tak żyją ludzie bez zaburzeń? Czy jednak ni chuja nie wiem nic o ludziach?
Ja nie wiem, bo chyba gubię się totalnie w sytuacji braku czerwonych flag. Emocjonalnie dostępny, terminowo dostępny, wolny, otwarty, umie słuchać. Okeeeeej. Mi taka relacja jest potrzebna. Nie zabujam się, nie będę cierpieć, nie będę płakać. Będzie stabilnie, normalnie, luźno. Zaspokoję swoje potrzeby. To czemu z tyłu głowy mam olbrzymi, świecący napis NUDA? No tak, bo przecież można lecieć tylko na niegrzecznych chłopaków, a nie takich normalnych i porządnych. Mam wrażenie, że odzywają się stare mechanizmy, wzorce i zaburzenia. Moja droga, taka normalna relacja jest Ci potrzebna, a nie Kuba w wydaniu trzecim. Myślę, że ja muszę to po prostu przemielić. Zyskałam nową relacje i właśnie tego chciałam. Ja nawet to musze jeszcze przetworzyć wielokrotnie.
Moja społeczna i seksualna bateria jest absolutnie wyczerpana. No i moja cipka to mielonka chwilowo. To też musi się zagoić i potrzebuje czasu. Odkąd wróciłam do domu to nawet nie piszemy. On zapewne dlatego, że pojechał na grilla, a ja po prostu jestem rozjebana.
Jestem zadowolona z tego co działo się między nami. Naprzeciwko betonowej rolady, niedaleko kasztana za ceglanym murem... i później, w łóżku. Dostateczna ilość pocałunków i jęków oraz oczywiście alkohol skutecznie doprowadziły go do podjęcia decyzji o pójściu na tramwaj. Dostałam co chciałam. Niemal sobie wzięłam. Fakt, że on mówił wprost na pewno mi pomógł, bo nie powstrzymałam się między innymi przed skomentowaniem jak cholernie gorzka była jego sperma i czemu to tak. Licytowaliśmy się na rozstępy, klepaliśmy po pupach. Dotykałam się też przy nim, tak o, bo mogłam. Wcześniej jestem pewna, że mimo wszystko miałabym pewne opory.
Napełniam epapierosa drugi raz dzisiaj. Rano i teraz, na koniec dnia. Nie podoba mi się to, że przysysam się do niego tak bardzo. Olejek schodzi szybciej niż to sobie założyłam. Dużo szybciej, za szybko. Muszę zacząć to kontrolować.
Smutno mi, że po alkoholu tak bardzo zrobiłam się głodna. Wilczy głód, dosłownie. Zjadłam garść płatków, dwa jajka, parówkę, dwa kawałki pizzy i małą miskę czipsów. Nie da się pić i nie jeść. Smutno mi bo jestem pewna, że jednym wieczorem zmarnowałam cały tydzień deficytu.
3 notes · View notes
eatiess · 2 years
Text
chcę być piękna.
chuda.
śliczna.
idealna.
lekka.
chcę żeby osoby przez które w trzeciej klasie zaczęłam nienawidzić swoje ciało żałowały swoich słów.
żeby błagali mnie o zjedzenie czegokolwiek.
chcę wpisywać się w kanon piękna.
chcę być jak motyl.
chcę widzieć swoje kości.
gdy będę chuda więcej osób się mną zainteresuje i w końcu znajdę sobie przyjaciół.
Żeby to osiągnąć muszę być silniejsza od głodu i chęci na jedzenie. Walczę ze sobą codziennie żeby być idealna. Zadaje sobie pytanie czy to zbędne jedzenie od którego tyje, a tycie to coś czego boję się najbardziej, naprawdę jest ważniejsze od bycia piękna. Oczywiście że nie, jednak często wybieram tę błędną odpowiedź. Po jedzeniu wyglądam obrzydliwe, patrząc w lustro widzę grubą, beznadziejną i nudną osobę która naewt nie ma przyjaciół bo ludzie wolą tych piękniejszych czyli chudszych. Gdy nauczę się jak wygrywać z obzeraniem się będę stawać się ślicznym, lekkim oraz nieskazitelnym motylkiem. Właściwie to zależy tylko ode mnie, co wybiorę chudość, lekkość i piękno czy żarcie, grubość i odraza. Chcę zawsze bez względu na wszystko wybierać opcję chudości, lekkości i piękna. 🦋
Napisałam to żeby zmotywować samą siebie kochani ♡
3 notes · View notes
black-lipstic · 2 years
Text
dzisiaj zaspałem wstałem o 5:16... jestem taki na siebie zły miałem wstawać o 4 a w tym tygodniu udało mi się to 1 raz. jak ja mam być idealny skoro moje stopnie takie nie są, a wieczorem nie mam siły na nic, więc z nauki nici. poza tym to nawet dobrze zjadłem wczoraj co prawda 903 kcal, ale spaliłem 633, więc nie jest źle.
wgl chciałbym już to wszystko osiągnąć, nawet czasami mam sny o jakichś magicznych sytuacjach, które mogły by uczynić mnie perfekcyjnym, ale zawsze w nich wybieram ciężka pracę. więc skoro nawet w podświadomości tak mam to nie mogę się obijać w prawdziwym świecie! dlatego jak skończę pisać ten wpis to wracam do chemii a potem do eseju!
i jeszcze się pochwalę dostałem 2 z historii, zawsze najgorzej mi szła i w tamtym roku na niej i jeszcze matmie i informatyce lecialem na prawie samych 1,a w tym roku ta 2 to moja pierwsza ocena! jestem teraz taki zmotywany! wiem ze pewnie dla większości z was to byłby koniec świata ale ja mam ogółem mega dobre oceny tylko nie z tych 3 przedmiotów😅 więc no..
ale życzę wam mi��ego dnia motylki
trzymajcie się chudo🦋🖤🦋
Tumblr media Tumblr media
1 note · View note
lekkotakworld · 2 years
Text
Podsumowanie 2022
Ten rok był przebojowy, zaliczyłam wiele wzlotów i upadków, choć chyba więcej upadków 😅 Dostałam wiele lekcji od życia, z niektórych wyciągnęłam wnioski, z niektórych nie. Poznałam nowych ludzi, niektórych nawet bliżej, co pozwoliło stworzyć nowe przyjaźnie, choć nie każdy w tych bliskich relacjach pozostał. Bawiłam się, śmiałam, spędzałam czas ze wspaniałymi ludźmi. Ale też płakałam, trzęsłam się z emocji, myślałam o sobie bardzo źle i niekiedy miałam już dosyć życia. Gotowałam, piekłam, bawiłam się jedzeniem. Jadłam, nie jadłam. Ćwiczyłam do ostatku sił, biegałam, spacerowałam, biłam dziesiątki kilometrów na rowerze. Leżałam, opalałam się. Zarywalam nocki, a później nadrabiałam snem po 12 godzin. Spędzałam czas z rodziną, ze znajomymi, z bliskimi mi osobami, albo sama. Odwiedzałam nowe miejsca, zachwycałam się architekturą jeszcze bardziej i bardziej. Rysowałam, zbierałam inspiracje. Miałam wiele planów, część zrealizowałam, część odrzuciłam, część czeka aż nabiore odwagi. Kochałam i byłam kochana. Nienawidziłam, szczególnie siebie i swojego życia. Ale jestem tu gdzie jestem. I wcale nie jestem sama, jak często sobie zarzucam. Jestem MNĄ.
Ale zacznijmy od początku
STYCZEŃ
Po świętach spędzonych nad morzem z moim chłopakiem obiecałam rodzicom, że sylwestra spędzę z nimi. Dlatego całą noc siedzieliśmy w 4 - moi rodzice, chłopak i ja. Zrobiłam pyszne jedzenie, piliśmy, śmialiśmy się, no ogólnie było fajnie. Oczywiście tutaj tkwię już w ED, w Anie, nie mogę znieść swojej wagi.. Zarywam nocki, bo muszę skończyć projekty. Jestem wykończona, płaczę po nocach. Oblałam też jeden egzamin.
LUTY
Zaczęty oddaniem pięknych plansz z architektury krajobrazu i projektowania zieleni, pamiętam jaka byłam z nich zadowolona. Kończę już 5 semestr studiów, upijam się pewnego wieczoru w pubie ze współlokatorką i zaczynają się moje coraz gorsze zjazdy. Nienawiść do mojego ciała tylko rośnie, a ja chcę tylko mniej i mniej. Z dobrych rzeczy - organizujemy domówkę i ląduje z koleżankami w klubie, gdzie tańczymy aż do zamknięcia, już same na parkiecie XD Wracam na trochę do domu, tam poznaję malutką owieczkę - Uszatkę. Razem z dwiema koleżankami jedziemy na cały dzień do Warszawy, jejku jaki to był świetny wyjazd! Rozpoczynam nowy semestr w nowej grupie z nowymi osobami.
MARZEC
Miesiąc, w którym wróciłam definitywnie na Tumblr. To konto jest moim 6 czy 7. Zaczynam jeżdżenie na rolkach. Idę na Batmana z bratem i chłopakiem, gdzie spotykamy naszego nauczyciela z technikum. Dostaję kwiaty od lubego na dzień kobiet za pomocą poczty kwiatowej. Spotykamy się z dziewczynami i pieczemy wspólnie szarlotkę. Rozpoczynamy nowe projekty, a ja napawam się słoneczną i ciepłą wiosną. Biegam! Zaczynamy też wspólne imprezowanie, picie i grillowanie nad rzeką. Bardzo dużo spaceruje i odkrywam nowe miejsca na spacery w moim studenckim mieście. Głęboko siedzę w ED.
KWIECIEŃ
Łapie mnie jakieś choróbsko. Ciśniemy z projektami - znowu wszystko robię ze współlokatorką, czego później z lekka żałuję. Jadę do domu - Wielkanoc. Schodzę coraz niżej z wagą, choć dalej bardzo nie lubię tego jak wyglądam i chcę jeszcze mniej. Popadam w głodówki i napady, mój stan psychiczny się pogarsza. Bardzo dużo spaceruje, napawam się otaczającą mnie naturą, ale też myślę ciągle o spalaniu kalorii. Dalej okazjonalnie imprezuję nad rzeką. Trafia tutaj coraz więcej osób, które chcą mi pomóc, lecz ja jeszcze nie słucham, bo tkwię mocno w ED.
MAJ
Osiągam moją najniższą wagę 59,25 kg. alej nienawidzę, tego jak wyglądam. Dziwne? Dla mnie nie. Mam zaburzony obraz siebie. Nie mam już sił, głodzę się. Byłam na komunii najbliższego kuzyna - tam zajadam się owocami w czekoladzie. Jeszcze więcej imprezuję nad rzeką i piję coraz więcej alkoholu, a jem mało.. Robimy kolejną edycję wspólnego pieczenia ciasta - tu zagościło ciasto marchewkowe. Składam swoje portfolio i wybieram promotora. Znów zarywam nocki, bo projektów mnóstwo, a czasu coraz mniej. Zaczynam żałować projektów ze współlokatorką, bo niestety robiłam je w większości sama.. Zaczynam wykańczać się fizycznie i psychicznie. Mocno przejechały mnie migreny.
CZERWIEC
To był szalony miesiąc. Koniec semestru, egzaminy, oddania. Przytyłam, bo odpuściłam kontrolę, liczenie i ważenie. Nienawiść do samej siebie wzrosła, a ja zaliczałam coraz więcej i coraz gorsze zjazdy. Tu już pojawiały się pierwsze myśli o recovery, jednak ciągle ten pomysł wypierałam. Jestem wykończona fizycznie i psychicznie. W ciągu jednego tygodnia śpię zaledwie 12 godzin.. Spalam się na słońcu i funduje sobie pierwsze poparzenia słoneczne ramion. Zaliczam konkretną odcinę nad rzeką, duża mieszanka alkoholu, pusty żołądek, przez co na drugi dzień z koleżankami opowiadamy sobie co się działo poprzedniego wieczora. Kończymy 6 semestr, co za tym idzie - 3. już rok studiowania Architektury. Zdobywam średnią 4,73 co jest dla mnie największym osiągnięciem całych 3 lat. A z projektów jestem dumna - tym bardziej, że prawie wszystkie wykonałam sama.. Wracam na chwilę do domu i robię z bratem wycieczkę rowerową przejeżdżając ponad 70 km jednego dnia.
LIPIEC
Jakby wszystkiego było mało - plener ruralistyczny. Dobieramy się w trójkę i robimy naprawdę świetną robotę. Olewam trochę współlokatorkę, mamy małą spinę, ale spokojnie, to później mija. Zaczynam trzymać z S., wybieramy się do parku, gdzie pijemy kawę mrożoną i prawie cały dzień rozmawiamy. Moje grono znajomych zaczyna się zawężać, a ja trzymam tylko z kilkoma osobami. Spędzam z chłopakiem świetne weekendy odwiedzając bardzo ciekawe miejsca w moim studenckim mieście. Znowu zaczynam biegać. Spotykamy się ze znajomymi nad rzeką, gdzie gramy w karty i pijemy litry piwa, co kończy się moim totalnym zjazdem i napisaniem bardzo długiego "przepraszam" do moich koleżanek z paczki. Wracam do domu i zaczynam chodzić na wiśnie. Myśli o recovery są coraz silniejsze, a moje stany depresyjne coraz częstsze - pragnę terapii. Wybieramy się z chłopakiem na festiwal, który był jednym z lepszych wydarzeń tegorocznych wakacji.
SIERPIEŃ
Kończę wiśnie i jadę na wakacje do dziadka. Męczę się ze swoją wagą, która oscyluje w granicach 65 kg. Dużo rysuję. Biorę też rower i jeżdżę z chłopakiem po naszym rodzinnym mieście. Podejrzewam już dość mocno u siebie depresję, jednak dalej nic z tym nie robię. Chwilowe pogorszenie się stanu dziadka doprowadza mnie do ataku paniki, napadu i nawrotu bulimii. Rozpoczynam świadome RECOVERY. Przyjaciółka robi mi pierwsze paznokcie. Robię tort niespodziankę na urodziny mamy. Spełniam marzenie i kupuję Conversy! Walczę z demonami ED. Jadę na wycieczkę do Wrocławia, gdzie idę na basen..
WRZESIEŃ
Mocno wkręcam się w prowadzenie dziennika Bullet Journal, gdzie zapisuje wszystkie męczące mnie myśli. Czy pomagało? Myślę, że bardzo i trochę żałuję, że to zaniedbałam. Robię tort niespodziankę tacie na urodziny i jedziemy nad polskie morze. Trochę męczący wyjazd pod kątem zaburzeń odżywiania. Pierwszy raz biegam na bieżni, jest to dość dziwne, ale myślę, że zimą bardzo przydatne. Wkręcam się w pilates i rysowanie. Pod koniec zaczynam chodzić na śliwki, jednak rozkłada mnie zapalenie gardła.
PAŹDZIERNIK
Zaczyna się weselem kuzynki mojego chłopaka. Dużo obaw, jednak nie było aż tak źle, potańczyło się trochę. Wracam do studenckiego miasta po dwóch miesiącach. Rozpoczyna się semestr dyplomowy. Unikam koleżanek z grupy, z którymi przez wakacje nie zamieniłam nawet słowa. Chodzę na lumpy, bardzo dużo spaceruję, robię codziennie po minimum 10 tys. kroków. Zaczyna przerażać mnie inżynierka. Robię projekt w parze z S. co przynosi naprawdę fajne efekty. Pogłębia się mój zły stan psychiczny. Zatracam się w pracę nad projektami. Ooo i szukam pracy, której nie udaje się znaleźć. Mój stary telefon psuje się do reszty, więc rodzice się litują i prezentują mi nowy. Miewam coraz częściej napady objadania.
LISTOPAD
Wszystkich Świętych spędzam chwilowo w domu, jednak prosto z cmentarza jadę na pociąg i wracam do studenckiego miasta. Jest ze mną mega źle, jednak nikomu tego nie przyznaję. Napady objadania nasilają się, wracają też epizody bulimiczne. Jest szaro i ponuro, wychodzę na spacery w mrozie. Pada pierwszy śnieg. Spędzam mnóstwo czasu na uczelni z S. Pogłębiają się stany depresyjne. Myślę coraz częściej o terapii, bo przestaje już sobie radzić.
GRUDZIEŃ
Zaczynam dwutygodniowym ciągiem napadów objdania. Mam nawrót bulimii. Sporo stresu. Nadchodzą święta i koniec semestru. Z chłopakiem odwiedzamy jarmark bożonarodzeniowy. Zarywam nocki nad projektem z ćwiczeń oraz dyplomowym. Zaliczam egzaminy na 4,5 i 5. Oddajemy z S. projekt produkcji rowerów, co zostaje uznane przez prowadzącego za najlepszy projekt. Wracam do domu na święta. Jestem chora, zbijam gorączkę. Święta przebiegają spokojnie, bez napadu, bez płaczu, naprawdę czuję szczęście. Urodziny spędzam pisząc pracę inżynierską.
Tumblr media
Pisząc to podsumowanie zdałam sobie sprawę ile wydarzyło się przez cały miniony rok. Ja w styczniu byłabym na siebie teraz niesamowicie zła, że jak ja mogę tyle ważyć, jak ja mogę tak się objadać i w dodatku nie ćwiczyć, nie biegać. Ja z czerwca byłaby w szoku, że do tej pory nie wyszłam nigdzie ze znajomymi, że wolę spędzać czas zupełnie sama, albo na uczelni z S. Ja z sierpnia powiedziałabym sobie teraz, że przecież recovery nie jest takie trudne, wystarczy mieć zdrowe podejście do jedzenia. A ja z teraz poklepałabym siebie z każdego dnia minionego roku i powiedziałabym, że jestem naprawdę dzielna i że dokonałam naprawdę wiele. Jestem dumna sama z siebie za to, że tutaj jestem, że się nie poddałam, że chcę walczyć, mimo, że już nie mam siły. Bo waga i wystające kości to nie wszystko. Jak widać, to wszystko może być tylko chwilowe. Ale najważniejsze jest, by żyć i przeżyć ten dany nam czas tutaj jak najlepiej.
Czego sobie życzę w Nowym Roku? Jeszcze więcej wiary w siebie i swoje możliwości. Osiągnięcia wyznaczonego przez siebie celu. Oddania skończonej pracy dyplomowej i obrony na 5. Spełniania marzeń. I spokoju wewnętrznego. A przede wszystkim zadbania o siebie. Być może również z pewną pomocą.
34 notes · View notes
rozyczkabee · 6 months
Text
‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿୨♡୧‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿
ᴺᴼᵂ ᴾᴸᴬᵞᴵᴺᴳ : Do Naszej Randki - Stella Event
Tumblr media
0:33 ───ㅇ───────────────────── 6:26
Pokój Saki
Saki: Teehee ♪ Hehe ♪
Którą powinnam ubrać?
Tsukasa: Saki, mogę wejść?
Saki: Jasne ♪
Tsukasa: Chciałem tylko zapytać... Whoa, czemu twoje ubrania są wszędzie porozwalane? Zamierzasz zacząć przedstawienie mody?
Saki: Nie, tylko wybieram co ubrać na randeczkę.
Tsukasa: Na... randkę?!
R-R-Randkę?!
Nie powinno mnie to tak dziwić... już nie jesteś małą dziewczynką.
To twój wybór, masz moje wsparcie. Podążaj za głosem serca!
Saki: Co? Tsukasa, po co ta ojcowska przemowa?
Poza tym, to randeczka z moimi dziewczynami!
Tsukasa: Ah, po prostu wychodzisz ze swoim zespołem?
Saki: Chciałeś mnie o coś zapytać, no nie?
Tsukasa: Tak, chodzi o to czy masz jakieś plany na weekend. Rodzice zamierzają wyjechać.
A ja będę miał przedstawienie, więc również nie będzie mnie w domu. Nie chcę zostawiać cię samej w domu, gdyby coś się stało.
Saki: Nie masz się czym martwić, bo w sobotę idę z moją grupą.
Tsukasa: Świetnie, więc będziesz miała kogoś obok siebie.
Saki: A ty i tak się za dużo martwisz! Lekarze mówili, że już dobrze.
Tsukasa: No tak, ale...
Saki: Jest dobrze! Możesz się cieszyć swoim weekendem bez zamartwiania się o mnie.
Tsukasa: Okej, skoro jesteś taka pewna. Po prostu... pamiętaj aby spojrzeć w obie strony zanim przejdziesz przez ulicę!
Saki: Tak zrobię!
Saki: Tsukasa za bardzo się zamartwia.
Hmm... Ale to by była wielka szkoda gdybym naprawdę poczuła się źle w dniu wyjścia.
Tak bardzo jak lubię sport i moją pracę, powinnam się nie przeciążać. I dzisiaj pójdę wcześniej spać.
Po szkole Szkoła dla Dziewcząt Miyamasuzaka - Podwórko
Przewodniczący klubu tenisa: Dobra ludzie. Pora do domu!
Saki: Do zobaczenia!
Honami: Hej, Saki. Jesteś już po zajęciach tenisa?
Saki: Tak. A ty po klubie prac domowych? Zatem wróćmy razem!
Honami: Chętnie!
Miyamasuzaka
Saki: Więc koniec końców, zdecydowałam, że założę krótkie spodenki które ostatnio kupiłam i do tego...
Honami: Huh?
Twoja twarz nagle zrobiła się czerwona.
Saki: Co? Serio?
Nie czuję się jakbym miała gorączkę. Może nałożyłam za dużo różu?
Honami: Nie wydaje mi się... po prostu uważaj na siebie, i może zmierz swoją temperaturę po powrocie do domu.
Saki: Jasne, zrobię tak. Dzięki.
Ale to na pewno nic takiego! Moja normalna temperatura jest nieco wyższa niż przeciętna.
(A co jeśli mam gorączkę? Ostatnio faktycznie czułam się nieco oderwana.)
(Nie istotne. Dawka snu powinna załatwić sprawę.)
Po szkole, następnego dnia Szkoła dla Dziewcząt Miyamasuzaka - Klasa 1-C
Saki: Oof...
(Hona miała rację, miałam zawyżoną temperaturę. Powinnam wrócić do domu wcześnie i wypocząć ile mogę.)
Hmm? Od szefa? Czy ktoś mógłby pokryć zmianę?
Myślałam, że ten miesięczny grafik nie będzie problemem. Czemu szukają kogoś na zastępstwo?
Dziecko pani Yamady złapało gorączkę i musi wziąć tygodniową przerwę od pracy. Cooo?!
Proszę powiadom mnie od razu jeśli możesz pokryć jej zmianę.
Szukają kogoś na sobotę, ale to dzień w którym idę do obserwatorium.
Cóż, jestem wtedy zajęta...
D-Dzień dobry, Saki przy telefonie.
Manager: Wybacz, że dzwonię tak nagle. Widziałaś wiadomość? Pani Yamady nie będzie przez tydzień. Udałoby ci się pokryć jej zmianę w sobotę?
Saki: Przepraszam, ale w sobotę akurat nie mogę...
Manager: A dzisiaj? Mam kogoś kto może przejąć sobotę jeśli uda ci się przyjść dzisiaj.
Saki: Um...
(Pewnie nic mi się nie stanie jeśli się nie przemęczę. A oni naprawdę potrzebują mojej pomocy.)
Jasne, chyba dzisiaj mi się uda!
Manager: Serio?! Dziękuję! Ratujesz mi życie!
Saki: Już będę się zbierać!
Ichika: Hej Saki. Nie masz dzisiaj klubu sportowego, co nie? Idziesz do domu?
Saki: Wybacz Ichi! Muszę wziąć czyjąś zmianę w kawiarni. Muszę biec albo nie zdążę. Pa!
Ichika: Oh, okej...
Saki: Muszę się pospieszyć!
Shiho: Saki?
A gdzie ona tak biegnie?
Będę musiała z nią o tym porozmawiać następnym razem.
Pasy
Saki: Wzdech... Nie mam dzisiaj szczęścia. Czemu dzisiaj musiało być tyle ludzi?
I czuję jakby moja temperatura się znowu podniosła...
Może powinnam odwołać jutrzejszą próbę...
Shiho: Ale mam jedną zasadę. Nie możesz się obijać podczas prób przez tą wycieczkę.
Jeśli zauważę, że się lenisz, wychodzę. Jasne?
Saki: Ale jeśli nie pójdę, nasza wycieczka do obserwatorium może zostać odwołana...
Muszę zagryźć zęby i jakoś wytrzymać do soboty.
‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿
0 notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Dziś lepiej - więcej przestrzeni w głowie. Chociaż w pracy w pracy i w związku się wczoraj wysypało... Ale od razu podniosłam(w pracy)/podnieśliśmy(w związku) temat i wszystko od razu zostało wyjaśnione, wyprostowane.
W skrócie: mój chłopak nie czaił, że mam AŻ TAK rozładowane baterie, że potrzebowałam możliwe prędko w poniedziałek (jego urodziny) zaszyć się w zupełnej ciemności w sypialni, ze słuchawkami na uszach i chłonąć. Myślał, że focha miałam. Chociaż mu to komunikowałam wcześnie nie potrafił sobie wyobrazić, że po tych kuuuurewsko intensywnych dwóch tygodniach po prostu jestem bliska wyłączenia się/ histerii. No i jak mi zarzucił (bez złości, bardziej czując się moim zachowaniem zraniony i chcąc zrozumieć co się dzieje), że fochałam i cytuję “odbębniłam torta, prezent i sobie poszłam” to się kurwa przelało i się poryczałam. Nie chciałam, żeby tak to odebrał! Chciałam z nim możliwie najlepiej spędzić czas! Byliśmy przecież w teatrze w niedzielę właśnie z okazji jego urodzin i z okazji jego urodzin gościliśmy w ostatni (i będziemy w kolejny) weekend bliskich! Byliśmy na festiwalu planszówek, graliśmy w jego ulubione planszówki, jedliśmy pyszne papu itp itd Mówiłam mu, że w podziałek po tak intensywnym weekendzie po prostu potrzebuję zwolnić i pytałam czy to okay - stwierdził, że okay, ale dopiero rozmawiając wczoraj uznał, że dobrym sposobem na “odstresowanie” i “zwolnienie” będzie planowanie kolejnej podróży (nieeeeee... chcę posiedzieć na dupie w domu i się odstresować, mówiłam mu to, ale zapalony do pomysłu nie mógł się oderwać od tej myśli i mnie zarzucał podsumowaniem wydatków i możliwymi atrakcjami) oraz np: granie w kolejną planszówkę xD (niieeeeee... nie miałam siły rozkminiać, chcę zrobić coś dla relaksu). I po zjedzeniu z nim tortu i zapytaniu na co ma ochotę (i zaproponowanie mu zalegnięcia na kanapie i oglądaniu filmu/serialu na co miałam ochotę - odparł, że on w ogóle, ech, no ale ok, jego urodziny więc spędzamy czas po jego myśli :P, jestem gotowała na to i wybieram sprawić mu przyjemność) okazało się, że na planowanie strategii na urlop. Kurwa xD. Jego analityczny mózg nigdy nie odpoczywa! xD Hahaha (uwielbiam tę cechę w nim, ale w tym momencie nie miałam siły na dotrzymywanie mu kroku dłużej, jechałam na oparach energii). Więc chociaż byłam zmęczona wykrzesałam w sobie siły i z entuzjazmem przez 3h czytałam, planowałam, podsyłałam, wymieniałam się uwagami i możliwościami, aż po 20:00 mój mózg po prostu jednym uchem wpuszczał, a drugim wypuszczał. Byłam done. Byłam jak tępo patrzące w przestrzeń zombie. I poszłam leżeć w zupełnej ciemności w sypialni... Fakt. Jak mi we wtorek rano wyznał, że z powodu mojego zachowania w jego wieczór urodziny było mu przykro - a ja przecież TAK SIĘ STARAŁAM by tego nie odczuł - po prostu... łzy same zaczęły płynąć z jakiejś takiej bezsilności. Bo przecież mu komunikowałam, że jestem przeciążona, przebodźcowana, że chcę w końcu pobyć TU i TERAZ. To wszystko wiedział już w niedzielę, a jakoś nie rozumiał, że to nie tylko figura stylistyczna lecz naprawdę poziom bliski szaleństwu. I wyjaśniliśmy sobie wszystko, ale obydwoje zapłakani. Chociaż mówiliśmy spokojnie, chociaż byliśmy pełni zrozumienia i chęci zrozumienia, zrewidowania swoich odczuć itp to po tej spokojnej rozmowie głowa mi pulsowała jak po jakiejś WIELKIEJ i GŁOŚNEJ kłótni. Po prostu to przelało szalę i mam wrażenie, że organizm wyrzucił z siebie te wszystkie emocje, które gromadził i które miałam zamiar spokojnie przeżyć i dopuścić do świadomości w najbliższych dniach będąc TU i TERAZ.
A w pracy: odebrałam wczoraj pismo do zarządu z którego wynikało, że w konsekwencji mogę nie otrzymać wypłaty przez zajęcie komornicze. No nie... Nie zrobimy tak. Musiałam zadzwonić do szefa i go srogo opierdolić. 
W domu: mam kochanego, słodkiego, radosnego szczeniaczka o ile dostaje leki przeciwbólowe. Musiało ją OKROPECZNIE boleć, kiedy była w zeszłym tygodniu tym gremlinem. 
3 notes · View notes
mariolamarina28 · 8 months
Text
Zrozumiałem, że czasem trzeba zrezygnować z niektórych osób i sytuacji. Nie każdy zasługuje na moją uwagę i czas. Teraz kieruję się głównie własnym spokojem, odchodząc od tego, co przynosi mi tylko stres, konflikty i dramaty. Staram się być dobrym człowiekiem, ale nauczyłem się, że czasami najlepszą rzeczą, jaką mogę zrobić dla siebie, jest postawienie granic i powiedzenie "dość".
Zdałem sobie sprawę, że nie można zadowolić wszystkich. Żyję według własnych zasad. Bez konieczności tłumaczenia się innym. Bez wyrzutów sumienia. Wybrałem życie na własnych warunkach i dobrze mi z tym. Z daleka od ludzi i sytuacji, które okazały się toksyczne.
Wybieram świadomie, z kim spędzam czas i na co poświęcam swoją energię. Nie brnę już więcej w jednostronne relacje i nie gonię ludzi, którzy sami nie robią niczego, żeby być w moim życiu. Unikam sytuacji, które niepotrzebnie wywołują jedynie stres.
Teraz, kiedy patrzę na swoje życie, widzę mniej chaosu i więcej spokoju. Jestem bardziej skoncentrowany na swoim szczęściu i osobach, na których mi zależy. Zrozumiałem, że życie jest zbyt krótkie, by marnować je na niekończące się kompromisy i próby zadowolenia innych kosztem siebie.
Teraz, żyjąc na własnych warunkach, czuję się bardziej spełniony i szczęśliwy. To jest dla mnie prawdziwa wolność – wolność bycia sobą, bez presji i oczekiwań z zewnątrz.
0 notes
ilovemolly97 · 1 year
Text
🌿💛Powoli uczę się, że nie muszę reagować na nic, co mnie niepokoi.💚
Powoli uczę się, że energia potrzebna do reagowania na każdą złą rzecz, która mi się przytrafia, wyczerpuje mnie i uniemożliwia zobaczenie innych dobrych rzeczy w życiu.💫
Powoli uczę się, że nie będę dla wszystkich pociechą i że nie mogę sprawić, by wszyscy traktowali mnie tak, jak ja chcę być traktowana i to jest w porządku.❤
Powoli uczę się, że tak usilne próby „wygrania” z kimkolwiek to tylko strata czasu i energii, a to tylko wypełnia mnie pustką.
Powoli uczę się, że brak reakcji nie oznacza, że nie mam nic przeciwko, ale oznacza po prostu wzniesienie się ponad to.💛✨
🌿Postanawiam nauczyć się lekcji, której miałam się nauczyć i uczyć się z niej. Postanawiam być kimś ponad tym.💫✨
Wybieram spokój, bo tego naprawdę potrzebuję.
Nie potrzebuję więcej dramatu.
Nie potrzebuję ludzi, którzy sprawią, że poczuję się niewystarczająco dobra.
Nie potrzebuję walk, kłótni i fałszywych połączeń.🍂
Powoli uczę się, że czasami milczenie mówi wszystko.
Powoli uczę się, że reagowanie na rzeczy, które mnie niepokoją, dają komuś innemu władzę nad moimi emocjami.💛
Nie mogę kontrolować tego, co robią inni ludzie, ale mogę kontrolować, jak reaguję, jak sobie z tym radzę, jak to postrzegam i ile chcę z tego wziąć do siebie.🌹
Powoli uczę się, że w większości przypadków te sytuacje nie mówią nic o mnie, a wiele mówią o drugiej osobie.🌿👌
Powoli uczę się, że być może wszystkie te oszustwa są po to, aby nauczyć nas kochać się nawzajem, ponieważ będzie to tarcza, której potrzebujemy przed ludźmi próbującymi nas pokonać.🌿
Uratują nas, gdy ludzie będą próbowali podważyć naszą pewność siebie lub gdy będą próbowali sprawić, abyśmy poczuli, że jesteśmy bezwartościowi.🍃
Powoli uczę się, że nawet jeśli zareaguję, to nic nie zmieni, nie sprawi, że ludzie nagle mnie pokochają i uszanują, nie zmienią przecież w magiczny sposób ich zdania.💚
Czasami lepiej jest po prostu odpuścić, pozwolić ludziom odejść, nie walczyć o zamknięcie, nie prosić o wyjaśnienia, nie biegać za odpowiedziami i oczekiwać, że ludzie zrozumieją, skąd pochodzisz.💫💛✨
Powoli uczę się, że najlepiej jest żyć, gdy nie skupiasz się na tym, co dzieje się wokół ciebie, a zamiast tego skupiasz się na tym, co dzieje się w tobie.♥
Pracuj nad sobą i swoim wewnętrznym spokojem, a zdasz sobie sprawę, że brak reakcji na każdy drobiazg, który Ci przeszkadza, jest pierwszym składnikiem szczęśliwego i zdrowego życia.♥😘
Rania Naim 🌿💛
0 notes