Tumgik
#zabiegana
tlustaniunia · 2 months
Text
Dzien dobry motylki, wstajemy!! 🦋
Chcialabym was przperosic ze nie bylo mnie tutaj przez chyba dwa dni ale bylam strasznie zabiegana bo albo wyszlam na dwor, pojechalam do pryzjaciolki na noc to pozniej jak wroculam do domu to znowu wyszlam. No powiem wam ze troche zabuegama bylam. Ale oczywiscie wstawie dzisiaj kilka postow i jak miwilam w poprzednim to od jutra zaczynamy ten kalendarz na sierpien.
Dzisiaj poogarniam sobie moze jakis pilates i cwiczenia na sierpien zeby bylo mi latwiej wzzysfko ogarnac!!
Chudego dnia motylki 🦋
6 notes · View notes
kimbi-posts-blog · 2 months
Text
Dużo pracy teraz, zabiegana jestem na maksa. Czasami bardzo wczesne ranne godziny, co jest szokiem dla "sowy" Wcale prawie nie piszę o problemach w życiu, bo dla mnie to wyzwania i rozwiązuje je na bieżąco. Jeżeli nie mam wpływu na sytuację zostawiam to czasowi, nie zamartwiam się na zapas.
Ostatnio robiąc zakupy w Ochniku. Dziewczyny tam pracujące były bardzo nie pomocne. Lekko pyszałkowate, wizualnie ubrane i uczesane jak takie "miotły". Bardzo słabo jak na poziom salonu z galanteria skórzaną. Koleżanka stwierdziła że zrobi im foto szczególnie takiej "pyskatej". Zauważyła to pyskata i straszyła że wezwie ochronę galerii, pewnie wystraszyła się gdzie znajdzie się jej foto. Wyszłyśmy śmiejąc się i zostawiłyśmy ich pewność przekonania o sobie zachwianą.
4 notes · View notes
skinnyr4t · 3 months
Text
wybaczcie, że ostatnio nie wstawiam bilansów, ale jestem nieco zabiegana. Tak czy siak na razie moje jedzenie wygląda tak że jednego dnia jem około 1200-1300 kcal a na następny robie fasta i niski limit, dużo się ruszam, więc jest okej. Aktualnie mija waga pokazuje 48,1, może coś sie zmieni w następnym tygodniu i uda mi się pomimo jedzenia zejść na 47 już na dobre:)
6 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Trochę przypał, trochę niedogadanie...?
Jestem rozładowana po wczorajszym... Pojechałam z dziewczynami i moim O. na lumpy. I z jednej strony było spoko.. Ech, było tak: przyjaciółka przyjechała ze swoim mężem dając nam na wspólnym chatcie znać, że są w mieście do naszej dyspozycji w ttakie-a-takie dni, między takimi-a-takimi godzinami chętnie się z nami spotka, zaś jej typ ma zamiar weekend spędzić po swojemu, że ma swoje plany towarzyskie i mamy mu dać przestrzeń. On generalnie lubi sobie pochillować sam, bardzo docenia samotne eksploracje szczególnie kawiarni. Partner mojej drugiej kumpeli nie znosi tłumów ani w ogóle kupowania odzieży, więc nawet nie dopytywałam co on ma w planach. Po prostu upewniłam się czy to okay w takim razie by do sklepów z nami poszła moja osobista nornica O. - dziewczyny dały zielone światło.
Ustaliłyśmy, że potem pójdziemy na wspólny obiad w czwórkę, a potem mój chłopak oddali się dając nam przestrzeń do pogadania. 
Mój O. był w to planowanie tego weekendu bardzo zaangażowany: specjalnie szukał restauracji, która serwuje jedzenie dla osób na diecie keto i wegańskie (bo każda z lasek ma inne preferencje żywieniowe). No i oczywiście, aby było smaczne! Jak to on - z entuzjazmem wyszukał wszystko, podesłał mojej kumpeli menu, aby sama oceniła czy wszystko pasuje do jej wytycznych na keto i czy ma w ogóle ona na coś z tej karty ochotę - robił to tydzień wcześniej przed spotkaniem. B. mojemu chłopakowi tylko na te przesłane menu odpisała “to chyba pomyłka”, ale on do niej zadzwonił upewnić się, że to nie pomyłka tylko obiecane menu do obadania knajpy do której mamy iść wspólnie na obiad - a na naszym chatcie pisałam jej, że on prześle jej menu - założyliśmy, że po prostu przeoczyła wiadomość, dlatego zadzwonił rozwiać wątpliwości, ale odpowiedziała mu tylko “aha, okay, sprawdzę” (potem okazało się, że nie sprawdziła... a raczej rzuciła okiem i zinterpretowała po swojemu - ser paneer uznała za żółty ser na gorąco w panierce, którego nie może jeść i była tym zirytowana. Dopiero w knajpie mój już-nie-keto chłopak objaśniał jej dania, które ona, jako osoba od 5mc na keto może jeść z tej karty - fajnie, że on ma wiedze w tym zakresie, ale masę irytacji i niepewności po jej stronie, która się jednak pozostałym udzielała można było nam zaoszczędzić, gdyby obadała to menu tydzień wcześniej, gdy mój chłopak jej podesłał menu restauracji do której zabieraliśmy przyjezdnych gości i gdyby przez telefon z nim przegadała to wszystko co przegadała zirytowana i tak przy stole... Nie wiem czemu się to tak potoczyło? Może po prostu ona ma jakieś schematy przyczynowo-skutkowe inne po prostu i nie jest dla niej oczywiste obczajanie menu z wyprzedzeniem? Albo była zabiegana? W ogóle mam wrażenie, że O. na tym keto sobie o wiele lepiej radził od niej, chodzi pewnie o podejście takie ogólne do życia i do radzenia sobie z problemami. Nie ma też sensu porównywać, głupio to ujęłam. Po prostu z obserwacji widzę różnicę: on szukał możliwości: patrzył na skład dania i robił tetris i z uśmiechem ten wymieniony skład zamawiał, a moja kumpela szuka co w daniu przeszkadza by było zgodne z jej dietą, wzdycha i zaczyna zamawianie u kelnera od “no to teraz sie zacznie bycie upierdliwą, niech mi pan powie...” - no i trochę to mnie dziwi, bo w zadawaniu pytań u kelnera nie ma upierdliwości. Masz zamówić usługę i produkt, więc o niego dopytujesz i możesz zaakceptować jaką w danym miejscu mają politykę lub nie. I chyba tyle: w jednej restauracji wymienią składniki dania, a w innej nie ma takiej możliwości. Spoko. Chyba, że robisz to faktycznie z pobudek związanych z chęcią bycia upierdliwym - to kelner faktycznie może czuć się źle... Ech.)
Słowem - ja przedstawiłam swój plan na wspólne spędzanie czasu, druga z kumpel przedstawiła swój plan (i przystała na mój), a trzecia tylko zaakceptowała. 
 Założyłam, że gdyby chciała coś dodać lub zmienić to też dałaby znać na grupowym chacie kiedy kilka dni temu najpierw kreśliłam możliwości zaplanowania drogi na lumpki, obiadu, kawy i potem znowu lumpkowania w mojej szafie pośród rzeczy, które zamierzam wystawić na vinted. Wspólnie ustaliśmy, że bierzemy pod uwagę różne scenariusze w zależności od tego jak będziemy się czuć - bez ciśnienia na nic.
Już raniutko w drodze do pierwszego olbrzymiego dyskontu z odzieżą używaną “trzecia z dziewczyn”, B., zapytała “ej, a po tej kawce dołączymy wszyscy do chłopaków, żeby się z nimi przywitać, nie?”. Mnie i mojego chłopaka trochę zatkało. Moja przyjaciółka tj. “druga”, J., w tym czasie w roztargnieniu przyznała, że generalnie spoko, ale po prostu nie chce chłopakom przeszkadzać podczas wspólnego tworzenia, więc może jak zdecydujemy, że się wyczerpałyśmy w naszym wspólnym gronie wieczorem to postanówmy po prostu wtedy co zrobimy i też zadzwonimy do chłopaków zapytać czy taki rozwój wypadków byłby im po drodze. 
Dla mnie trochę szok... bo “mój mąż ma swoje plany towarzyskie” jak się okazało nie ograniczały się do spotkań ze współpracownikami z mojego miasta podzielającymi jego zainteresowania tylko do spotkania z moim przyjacielem, a zarazem partnerem B. w ich mieszkaniu - okazało się, że panowie siedzą sobie razem, zajmują się wspólnym hobby manualnym. No spoko, fajnie. Bardzo fajnie dla nich. Po prostu pierwsze słyszę o takich planach, a przecież tak luźno na chatcie kilka dni wcześniej naszkicowałyśmy plan w którym wieczorem idziemy do mnie... Hymmm... Też się czułam z tym na tyle swobodnie by spokojnie zmienić plany, ale zarazem czułam, że to bardzo nie fair wobec mojego partnera - bo on tu z nami na lumpki skacze, a potem daje nam przestrzeń na kawkę i pogaduchy tym czasem ten czas dla nas samych nagle się skurcza, bo mamy lecieć na spotkanie z moimi znajomymi o czym do tej pory nie słyszałam (w zasadzie to dostałam info, że J. się z nami spotyka, a V., jej mąż, woli spotkać się przy innej okazji bo ma inne plany towarzyskie)? I co? Wtedy kiedy spotykamy się z innymi chłopakami, że tak to ujmę “w parach”, mój O. będzie już gdzieś indziej (bo też sobie zaplanował weekend - wiedział, że będę zajęta z dziewczynami, więc zorganizował sobie wieczór) - bo też w planowaniu uczestniczył, też się zaangażował w to, aby z dziewczynami się spotkać i żeby czuły się podczas spotkania dobrze, pomagał nam logistycznie rozplanować czas, rezerwować stoliki w knajpie, a podczas wypadu na lumpy pomagał dziewczyną mierzyć ciuchy, które wybrały dla swoich facetów, a jednak zarówno on i ja nie zostaliśmy w plan lepiej/dokładniej wprowadzeni? 
Oczywiście wtedy, rano, w drodze do ciucholandu, od razu zaznaczyłam, że nie wiedziałam o takich planach, przestawiłam jakie info zostało mi przekazane i że teraz czuję się nie okay, bo jednak wychodzi na to, że pojawiają się plany, o których nie mieliśmy prawa wiedzieć, a które jednocześnie zmieniają dla mnie wstępne ustalenia na temat tego jak ten dzień miał wyglądać, a w dodatku O. ma już plany na wieczór i ZNOWU, po ponad 9 miesiącach ZNOWU jestem w sytuacji, gdy nie bierze się pod uwagę zaproszenia i wzięcia pod uwagę czasu mojego partnera. B. wzrok się rozbiegał i zdziwiona zapytała J. czy mi nie mówiła, że ich partnerzy się spotykają - na co J. z prostotą odparła, że nie, czemu by miała? Ze gdyby jej partner miał ochotę o tym mnie informować to by to powiedział (zajebiście lubię to jak ona zaznacza odrębność i indywidualność swojego partnera), że przecież umawiał się z kumplem, nie ze mną. B. zaczęła natychmiast O. zapewniać, że też jest mile widziany u niej w domu - a on tylko na luzie oparł, że nie ma się czym przejmować, że on już ma plany na wieczór, że on o siebie zadba i nie ma się czym przejmować. Mnie tez zapewnił, że nie chowa urazy - a byłam ZŁA, bo po to robimy te kuźwa ustalenia na grupce, żeby potem takie kwiatki wystakiwały... Ale stres, masę spraw na głowie - usprawiedliwienia potrafię napisać.
[Spoiler ALERT: jak tego dnia wróciłam do domu po tej kawie, spacerze i nieplanowanych odwiedzinach u przyjaciół w domu przyznał, że było mu przykro jak się dowiedział, że rzeczywiście spotkaliśmy się potem w piątkę bez niego - znowu wykluczony jak w styczniu, kiedy miałam się z dziewczynami spotkać tylko na kawie...]
No i byliśmy na lumpkach.
Mój chłopak obłowił się od stóp do głów - 2 koszule, 1 para skórzanych butów, 1 kurtka, 1 spodnie, 1 sweter i jeszcze odłożył na wieszak masę swetrów z wełny o składzie jak marzenie (z różnych powodów odłożył - a to za duże, a to mole zjadły, a to kolor jak sraka), koszuli i kurtek TUZINY (bo po co mu kolejna... ech). Nie bez przyczyny nazywam go “nornica” - znikał na chwilę w alejce i przybiegał z pełnym koszykiem świetnych ciuchów. :P 
Dziewczyny narzekały na swoich chłopaków, że oni tylko nudne koszule noszą, ze muszą zrezygnować z wyborów “bardziej odważnych” które wyszukały na wieszakach, a ja sobie milczałam i tylko oglądałam, jak te odwieszane koszule zauważał mój facet i się zachwycał, że TAKIE PIĘKNE! Że on i partner jego siostry by nosili (do wyobrażenia sobie ich dwóch w tych koszulach się uśmiecham, bo TOTALNIE by nosili xD serio) - jedną kupił. Wygląda jakby była pobrudzona farbą - taki ma print. :P Potem służył B. za manekina - on ubierał i recenzował wygodę koszul znalezionych przez B. dla jej faceta. Spoko. 
Sama znalazłam dwa swetry dla mamy: jeden z wełny 50% bardzo klasyczny i ładny, a drugi to 100% kaszmir, stan jak nowy, jasno-żółty. Śliczny i mięciusi. Kupiłam też sobie buty - takie “spoko”, bez szału. Za to J. w rezultacie kupiła coś dopiero u projektantów podczas naszego spaceru po mieście po obiedzie - nie mogła znaleźć nic co by ją interesowało w ciuchu. B. kupiła koszule dla swojego typa i jakąś bluzkę dla siebie. 
Po wszystkim wróciliśmy do centrum, do restauracji - wegańskie opcje smakowały, ale ta keto opcja była w odczuciu B. nieakceptowalna. Uznała, że ten ser jest za ostry - sera próbowała J. i O., zgodnie uznali, że to nawet blisko ostrego nie leżało. Hymm... no może jakoś kubki smakowe się odzwyczajają na keto? Nie wiem. Po prostu jej nie smakowało. Szkoda, jest pierwszą osobą, która nie jest zachwycona tą restauracją do której ją zabraliśmy. Musiał być ten pierwszy raz. 
Potem O. pożegał się i poszedł do domu, a my na spacer i na kawę. 
Podczas kawy też się podziały rzeczy trochę dziwne i też chodziło o zachowanie tej koleżanki, która od rana mi na odcisk naciskala. W skrócie: nie mogła pojąć jak będąc osobą po terapii mogę być tak silnie poruszona, jak byłam po odwiedzinach kuzynki i jednocześnie jak mogłam poczuć taki emocjonalny regres jaki poczułam. Że ona tego nie czai. A raczej nie czaiła do momentu gdy sama przezyła coś podobnego. I tu mnie troche wzięło niedowierzanie, bo... terapia pomaga ogarnąć szkodliwe zachowania, ale trzeba mieć szansę je wyrobić... z moją kuzynką nie miałam kontaktu podczas całej terapii - nie byłam świadoma, że tak mocno mi na psychice siadła. I to normalne robić regres - to NORMALNE i to też wiem z terapii, aby dac sobie szansę na przebaczenie, na zachowanie się “po staremu” itp. 
Dziewczyny też nie czaiły jak... ech. Może to opisze jutro.
Bo clue jest takie, że około 17, podczas naszych rozmów przy kawie do J. napisał jej mąż z propozycją spotkania o ile ona jest już gotowa i wygadana z nami. Tylko, że typ też nie znał planów swojego gospodarza (bo był pisząc te wiadomości w domu B. i Best Frienda) i naszej koleżanki: zaanonsował, że on już swój plastyczny projekcik skończył i chętnie spotka się z żoną na jakimś naparze na mieście, pochangoutują razem, kolację zjedzą. 
W rezultacie B. upierała się, że to my trzy do nich przyjedziemy...
Aż J. musiała zadzwonić do swojego typa, a ten przez telefon dowiedział się, że Best Friend i B. od początku mieli taki plan... I dopiero po tym telefonie BF potwierdził i wprowadził V. w ten plan...
Ech... dupowaty plan. Totalne niedogadanie.
I poszliśmy tam. Byłam kosmicznie zmęczona, bo do ciucha rano wyszliśmy o 8, a już wybijała 20, więc od 12h byłam non stop z ludźmi i w dodatku NAGLE atmosfera u nich w domu zrobiła się taka, że nożem można było kroić...
I jak oznajmiłam, że jestem bardzo zmęczona i się zawijam do domu (bo pomimo kawy atmosfera była senna) okazało się, że gospodarz pieknie tak jak tylko on pięknie mówić potrafi (jego sposób mówienia to niemal 100% jego uroku osobistego) poprosił abym poczekała chwilę bo muszą nam coś ogłosić - i obydwoje z uśmiechami od ucha do ucha oznajmili, że miesiąc temu się zaręczyli i chcieli nam to powiedzieć, jeżeli spotykamy się tu WSZYSCY (spotkał moje spojrzenie - tylko przymróżyłam oczy wkurwiona, bo to “wszyscy” to chyba znowu nie zakłada mojego partnera i kurde przykro mi... Wiem, że to pewnie nie jest po to robione by czynić mi przykrość, tylko z przyzwyczajenia, ale kurde, przykro mi okropnie... Mój kumpel zająknął się i dodał, że “Nie wszyscy, ale w tak szerokim, świetnym i ważnym gronie”).
No i co? Pogratulowałam. Fajnie. Cieszę się totalnie. Wow - to duży krok po jego stronie, 3 lata się zbierał by z B. zamieszkać, a teraz JUŻ ledwie po kilku miesiącach zaręczyli się. SUPER. To jest świetna nowina, cieszę się dla nich, ale po całym dniu mam wrażenie takiego... nieumyślnego zlekceważenia tego, by do dzielenia się szcześciem zapraszać ludzi na komfortowych warunkach.
Najwyraźniej atmosfera była wcześniej tak ciężka, bo chcieli się podzielić tą tajemnicą, tą ich bombą - a wszyscy zareagowaliśmy takim po prostu “spoko, fajnie”, bo to ich szczeście, ich święto. Chodzi mi o to, że po ich stronie było takie napięcie jakby odkorkowali szampana, a po naszej jakby para, którą znamy od lat oznajmiła, że robią kolejny krok po zamieszkaniu razem. Super. Jak są szczęśliwi to tym bardziej super. 
No i jak tyko mogłam wróciłam do domu czując się z jakiegoś powodu źle... J. i V. poszli na miasto zjeśc kolację i pospacerować razem, a ja ruszyłam do domu (swoją droga straszne to było: cała drogę tam gdzie szłam uliczkami małymi wysiadały latarnie uliczne jak w horrorze - rozmawiałam z O. przez telefon całą drogę, ale i tak te awarie bardzo plastycznie działały na wyobraźnie... i to jeszcze w zestawieniu ich z jesienią po prostu bardzo spooky rzecz) trochę jestem rozczarowana, że znowu w takich ważnych sytuacjach dla bliskich mi osób jestem SAMA. Czuję to tak, jakby woleli mnie samotną, jakby nie wspierali tego, że jestem w związku. Przykro mi było.
A potem już w domu jeszcze O. dopytał, czy potem wszyscy moi przyjaciele spotkali się w parach, a ja z nimi... podczas, gdy on mimo wszystko został sam, chociaż przecież od tygodnia starał się być obecny i bardziej niż chętny do współuczestniczenia we wspólnym spotkaniu.
Niom.
Bardzo jakoś tak... gorzko...
Czuję to tak: pomimo moich chęci zostałam postawiona w sytuacji w której zawiodłam mojego partnera (jest mi wstyd i mam poczucie winy) i jednocześnie poczułam się zawiedziona przez moich przyjaciół (mam żal).
I dziś jestem bardzo nie w sosie i od rana rozładowana na polu socjalnym. Wolę przede wszystkim wiedzieć jaki jest plan, to daje mi poczucie bezpieczeństwa. 
Okazało się, że O. zrobił coś co było mi potrzebne a o czym nie wiedziałam - zabrał mnie dziś na spacer w lesie. I do schroniska - aby się dowiedzieć co musimy zrobić przed adopcją psa... Nie mogliśmy się dziś z nikim i tak spotkać, ale wzięliśmy ulotki.
Jestem wdzięczna - chodzenie kilometrami po lesie i brak konieczności odzywania się do kogokolwiek to jest to co daje mi ulgę. Taki apap.
27 notes · View notes
aggll · 1 year
Text
Padał śnieg. Był wszędzie. Bałam się, że nie zdążę do pracy. Odśnieżałam samochód w nieskończoność, dlatego postanowiłam, że pomoże mi w tym osoba druga. Ale pobudka chłopaka, by pomógł ci odśnieżać samochód o 6 rano to nie najlepszy pomysł. Było nerwowo, i w ogóle było mi smutno. Szanse na to, że zdążę do pracy były wysokie. Ale na ulicy jest tak ślizgo, że wymuszam pierwszeństwo. Na szczęście nie było stłuczki.
Pracuję. Siostra pisze do mnie, o której kończę. Normalne pytanie- mówię, że do 15. Wracam do domu i dzwonię do mamy. Mama mówi, że nie może rozmawiać- jak to mama. Mama często jest zabiegana i szybko się rozprasza, więc mówię, że zadzwonię później. Po drodze widzę bałwana. Jest mi ciepło na sercu. Robię zdjęcie. 4 luty.
Wracam do domu. Mam zamiar powiedzieć chłopakowi, że jak na mnie nakrzyczał o szóstej rano to było mi najzwyczajniej w świecie przykro. Ale powstrzymuję się- dopiero co wróciłam. Więc biorę się do składania prania. Dzwoni mama. Cieszę się, że mogę z nią porozmawiać. Mama mówi, że nie ma dla mnie dobrych wiadomości. Robię się nerwowa- pierwsze o czym myślę, to śmierć psa. Ale on jeszcze nie ma nawet ośmiu lat. To by było za wcześnie.
I nigdy nie zapomnę tego momentu. Gdy przypomnę sobie ton głosu mamy, to jak on zadrża��, jak zatrzymał się, by znowu kontynuować wypowiedź- rozpierdala mnie do dziś. Minęło pół roku.
Agnieszko....
Tata nie żyje.
Tata. Nie ojciec, nie Marian. Tata. Tata zabrzmiał wtedy bardziej czule, niż zazwyczaj. Zabrzmiał bardzo ciepło i kochanie. Uklękłam. Potem umarłam razem z nim i razem z tą wiadomością. Razem z mamą, której właśnie złamało się serce. Razem z kobietą, która spędziła połowę swojego życia z moim tatą. Kochała go. Ja też go kocham.
Relacje był spierdolone. Albo wstydziłam się ojca i próbowałam przedstawić naszą relację jako luźną i miłą wśród znajomych, albo go nienawidziłam i otwarcie o tym mówiłam.
Moje serce było rozdzielone na pół. Miłość i nienawiść. Pragnęłam, żeby mnie docenił. Rwałam się do gadki o samochodach, tablicach rejestracyjnych, a kiedy dostałam samochód- zawsze chciałam zmieniać z nim koła. Chciałam, żeby zobaczył zaradną dziewczynę, żeby zobaczył córkę.
Sam na wszystko zapracował. Ale to wszystko tak męczy. Czasem czuję, że byłam z tym sama. Mama się odcięła, ale nie do końca. Mama próbowała żyć na nowo. A ja wiedziałam- że to skończy się źle.
W listopadzie byłam tego pewna. W grudniu jechałam do apteki, bo on sam nie potrafił o siebie zadbać. Masz tu lek, żebyś nie zwrócił obiadu. Proszę, idź się zbadaj. W grudniu szpital. Aga, przywieź mi cytryny. I jeszcze krople do nosa. I jeszcze...
Ale czułam, że ta pomoc, ta obecność to mój obowiązek. i przyjemność poniekąd. Byłam potrzebna.
W sylwestra myślałam, ze umarł. Jego tata umarł w sylwestra. Nie odbierał ode mnie telefonu, a ja chciałam złożyć mu życzenia z okazji Nowego Roku. Co prawda, nie umarł jak jego ojciec. Umarł jak jego matka- Czwartego lutego.
I zdjęcie tego bałwana w galerii z tego dnia, zawsze będzie kojarzyć mi się ze śmiercią taty.
I może to tata czuwał nade mną, gdy było ślizgo na drodze?
Ale wciąż czuję się sama.
3 notes · View notes
anderea · 2 years
Text
01.02
zjedzone : ok 900-1000
Dzisiaj był dobry dzień zjadłam pół batonika ( kocham częstować przyjaciół tylko po to żeby zjeść mniej <333), 2 kawałki ptasiego mleczka a po powrocie do domu już około 19 zjadłam zupkę krem z ziemniaków i kalafiora. Uwielbiam zupy nie dość że są gorące ( jeśli są z ziemniakami lub makaronem zapychają ) przez co je się powoli to jeszcze są mało kaloryczne. Nie liczyłam dzisiaj dokładnie kalorii tylko orientacyjnie bo strasznie się stresuje i ostatnio o niczym nie pamiętam, jestem tak zabiegana że nawet nie pamiętam żeby coś zjeść a to akurat wspaniale.
Planuje do marca zlecieć 10 kg i zrobię to na spokojnie. Za niedługo ruszam z siłownia nie wiem czy będę robiła jakieś treningi siłowe ale cardio przewiduje jak najbardziej. Tym razem mi się uda i osiągnę swój cel. Ana jesteś jedyną moją własnością, jedyną sprawą której jestem pewna, wiem że nie znikniesz, wiem że chcesz dla mnie jak najlepiej i wiem że potrafię. Po co mam jeść wystarczająco dużo już wpierdalalam. Miło było się objadać ? to teraz miło będzie czuć głód.
Trzymajcie się motylki koxhane oby kazdx z nas osiągnął swój cel !!!!
2 notes · View notes
justthereflection · 2 years
Text
15/02/23
zjedzone:
3 czekoladki i kawa - 150 kcal
makaron z warzywami - 290 kcal
skyr z granolą - 177 kcal
pączek z czekoladą - 100 kcal
razem: 717 kcal
spalone: 798 kcal
bilans: -81 kcal
Tumblr media
myślałam, że dzisiaj zjem więcej, ale byłam strasznie zabiegana. pocwiczyłam jeszcze od rana więc jestem zadowolona. dziasiaj waga pokazała 68.95 więc jest już jakiś progres, wiem że to nadal dużo,ale wiem, że kiedyś uda mi się do 45 dojść.
jutro jest jeszcze tłusty czwartek, ale za to upiekłam sobie je w wersji zdrowszej i ewentualnie jak będę mieć ochotę to zjem jakiegoś zwykłego.
0 notes
zabiegana · 5 years
Photo
Tumblr media
#zabiegana #bieganiejestfajne #bieganizm #polskabiega #biegambolubie #zbieganiemmidotwarzy #biegacze #biegam #bieg #biegaczka #czasnabieganie #running #kochambiegać #myrunning #healthyrunning #zabieganapl #biegamy #mamabiega #biegającamama #healthy #instabiegaczka #instabiega #instabiegacze #instabiegacz #rungirl #rungirlrun #runwomen #morze #bieganiebrzegiemmorza #bieganiepoplaży https://www.instagram.com/p/B1qNzrgI20z/?igshid=1r0d4zwqa4wwt
1 note · View note
butterflyyskinny · 3 years
Text
06.10.2021
Dzisiejszy dzień był dla mnie ciezki. Psychicznie. Limit wyszedł okej bo zjadłam około 1100 kcal ale chuj wyszlo z jedzenia cały tydzień 800 kcal. Dzisiaj mialam bilans. Krótko mówiąc masakra. Ważenie w środku dnia i w ubraniach XD. Na koniec pielęgniarka powiedziala mi: No bmi masz minimalnie za wysokie:))) Zajebiscie. Później cały dzień o tym myslalam. Wgl jeszcze mój przyjaciel zaczął mnie w szkole ostatnio strasznie namawiać do jedzenia, nie wiem nawet czemu
PS. Wiem że strasznie ostatnio malo się tutaj odzywam w porównaniu do wakacji, przez co nawet aktywność trochę spadła. Postaram się to nadrobić ale jestem ostatnio strasznie zabiegana
29 notes · View notes
patkakasp · 5 years
Text
Cały dzień zabiegana. 21.12.2019r.(Sobota)
Tumblr media
1 note · View note
codzienlepiej-blog · 5 years
Text
Wyniki
Przepraszam, że opóźnienione, ale jestem teraz strasznie zabiegana i totalnie o tym zapomniałam😶
Wygrywają:
@xfit-and-skinnyx
@p03zj4
@hellis-here
Gratuluję wam❤️ wasze blogi najbardziej mi się podobały, właśnie takich szukałam 😁 Trzymajcie tak dalej!❤️
8 notes · View notes
bowlosmaswojglos · 8 years
Photo
Tumblr media
Błogosławieństwo od Eveline Cosmetics 💅 Idealny lakier-odzywka dla zabieganych kobiet 👏💓💓💓 Więcej o niej na blogu 😉 #nowypost #zblogowani @zblogowani #eveline #evelinecosmetics #lakier #paznokcie #nailpolish #polishblogger #testujemy #kosmetyki #cosmetics #poznan #poznanmiastodoznan #zabiegana #inrush (w: Poznan, Poland)
0 notes
smimon · 5 years
Text
Kiedy dużo się dzieje, kiedy jestem zabiegana i zdenerwowana, mam bardzo dużo pomysłów na rysunki i fabuły.
Kiedy się już uspokoi i mam czas wolny, to brakuje motywacji, żeby to wszystko zrealizować.
Obłęd!
2 notes · View notes
zanikanie · 6 years
Text
wczoraj myślałem o Tobie, myślałem o tym się wydarzyło, wspominałem nasze wcześniejsze dni i to, co razem przeszliśmy.
dzisiaj? też myślę o Tobie, myślę jak się czujesz, jak się masz i czy może uśmiechasz się tym cudownym uśmiechem, gdy nie ma mnie przy Tobie, myślę, co teraz robisz i czy może tak jak ja, leżysz i rozmyślasz czy może znów jesteś zabiegana za czymś.
a jutro? pewnie też będę myślał o Tobie.
zawsze zaprzątasz mi głowę, choćby na kilka chwil, gdy coś robię.
1K notes · View notes
wiadomosciprasowe · 3 years
Text
Piknik "Odważ się być zdrowym!" z Ewą Chodakowską na PGE Narodowym w Warszawie!
Na dzisiaj https://www.ziolowe.pl/piknik-odwaz-sie-byc-zdrowym-z-ewa-chodakowska-na-pge-narodowym-w-warszawie/
Piknik "Odważ się być zdrowym!" z Ewą Chodakowską na PGE Narodowym w Warszawie!
Tumblr media
Kolejna, siódma już edycja pikniku rodzinnego „Odważ się być zdrowym!”, odbędzie się 19 września 2021 roku na PGE Narodowym. Słynna trenerka Ewa Chodakowska została ambasadorką tegorocznego biegu „Zabiegana Mama!” i pobiegnie razem z biegaczkami i biegaczami!
#Aktualności, #LIFESTYLE, #Zdrowie
0 notes
permanentna · 6 years
Note
Jak mija dzień?
strasznie zabiegana jestem coś, nie wiem w co ręce włożyć, miałam się uczyć do egzaminu, ale wyszłam na spacer i mnie przelało :(
2 notes · View notes