Tumgik
#czym jest kierunek studiów
myslodsiewniav · 23 days
Text
28.08.2024
Jestem bardzo napięta i sfrustrowana. Głównie przez konieczność OCZEKIWANIA.
Uczelnia nadal nie podpisała tej umowy - najpierw muszą podpisać oni, potem my, potem dostaniemy grant i dopiero wtedy możemy kupić kursy, które musimy ukończyć. W tej kolejności. Ech.
Kolejna sprawa - istnieją naprawdę spore szanse, że dostaniemy (tak, "my") stypendia ministra. Jeżeli dostaniemy to w sumie nie wiem czy nadal można dostać stypendia rektora? Mam nadzieję, że to nie będzie problemem... Mój chłopak jakoś zimą zdobył pierwsze miejsce w e-sporcie. Na szczeblu ogólnoświatowym. O stypendia sportowe można się ubiegać tylko jeżeli kierunek studiów jest zgodny z dyscypliną sportową, a tak się składa, że mój chłopak nie studiuje dosłownie TEGO w czym wygrał, ale uczy się jak robić technologię w której sport się odbywa (jak robić to, co pozwala mu uczestniczyć w e-sporcie). Więc... zobaczymy :P Jakiś urzędnik będzie musiał zweryfikować osiągnięcie i jego poziom...
Nie wygrałam nagrody w konkursie międzynarodowym (czekałam na ogłoszenie wyników pół roku - jak ja się cieszę, że to jest za mną, taka ulga, w końcu odeszło to napięcie), zostałam jedną z 8 osób, których prace przeszły do ścisłego finału, które są laureatami konkursu i spośród których wyłonioną tylko jedną zdobywczynie nagrody głównej. Wedle regulaminu moja praca będzie tak czy owak jeździć wraz z resztą prac konkursowych przez dwa lata po różnych muzeach. Fajna inicjatywa, nie? Problem w tym, ze moja praca nie widnieje na żadnych dostępnych zdjęciach z galerii wernisażowej, więc nie wiem czy jest prezentowana (a wernisaż pokonkursowy jest daleko, więc sobie tam nie pójdę sprawdzić). Powinna być. Regulamin mi to gwarantował xD. Anyway tak czy owak mam dwie podstawy by się ubiegać o stypendium ministra: po pierwsze właśnie wystawa o zasięgu międzynarodowym, a po drugie:
Tumblr media
Tylko, kurde, jak mi to napiszą na zaświadczeniu? "Wyróżnienie" to wykluczenie do stypendium - tylko nagrody. I w zasadzie w ramach tej ich eliminacji całej, wieloetapowej zostałam wybrana do tej ostatniej 8-semki spośród setki osób. Ale per se nagrody nie przyznali (w ogóle ta laska, która wygrała dostała statuetkę i tyle, bardziej o to przyznanie tytułu wszyscy walczyli chyba). Albo jakąś erratę zrobią? Nie wiem.
Przynajmniej jako jedna z finałowej ósemki powinnam dostać zaświadczenie, ze moja praca bierze udział w wystawie i samo to powinno mi zapewnić stypendium... Ale organizatorzy konkursu MILCZĄ..... Jak mnie frustruje to czekanie...
Poza tym... jestem zmęczona. Chcę zarazem odpocząć i robić już coś. To zawieszenie mnie męczy.
7 notes · View notes
lekkotakworld · 7 months
Note
Czym jest dla ciebie szczęście? Czy jesteś szczęśliwa?
Szczęściem dla mnie na ten moment jest wolność i spokój wewnętrzny. Pragnę czuć się wolna, od myśli, złych nawyków, stresu, nienawiści (szczególnie do siebie samej).
Czy jestem szczęśliwa? Myślę, że tak. Nie w pełni, ale jestem szczęśliwa.
Jestem szczęśliwa, bo mam wspaniałą rodzinę, chłopaka, przyjaciół, znajomych. Jestem szczęśliwa, bo kończę mój wymarzony przez lata kierunek studiów i już niedługo będę mogła w pełni pracować i robić to, co kocham. Jestem szczęśliwa, bo uwolniłam się od złych nawyków żywieniowych, mogę jeść co chce i kiedy chce i nie mam wyrzutów (oczywiście czasami się pojawiają, ale bardzo rzadko). Jestem szczęśliwa, bo mam wspaniałe zdrowie, które pozwala mi robić to, co chce i co kocham.
Jestem szczęśliwa, bo jestem szczęśliwa haha
17 notes · View notes
wiadomosciprasowe · 3 years
Text
Najpopularniejsze kierunki studiów. Jak pandemia zmieniła zapotrzebowanie na nowe kwalifikacje i zawody.
Zobacz https://www.guwernantka.pl/najpopularniejsze-kierunki-studiow-jak-pandemia-zmienila-zapotrzebowanie-na-nowe-kwalifikacje-i-zawody/
Najpopularniejsze kierunki studiów. Jak pandemia zmieniła zapotrzebowanie na nowe kwalifikacje i zawody.
Tumblr media
Katowice, XX sierpnia 2021 Informacja prasowa
Najpopularniejsze kierunki studiów. Jak pandemia zmieniła zapotrzebowanie na nowe kwalifikacje i zawody.
Do najbardziej obleganych kierunków studiów od lat z miejsca pierwszego nie schodzi informatyka Najbardziej popularne są uczelnie ekonomiczne.
olskie szkoły wyższe cieszą się również dużym zainteresowaniem wśród obcokrajowców, którzy najczęściej wybierają kierunki lekarskie oraz zarządzanie. Poziom polskiego kształcenia jest na bardzo wysokim poziomie, a oferta edukacyjna z roku na rok poszerzana jest o nowe interesujące kierunki, adekwatne do dynamicznie zmieniającego się rynku pracy.
Pandemia, a studia Dane Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego za ostatnie trzy lata pokazują, że zainteresowanie studiami w naszym kraju wrasta. Statystyki Uniwersytetu Śląskiego dot. tegorocznej rekrutacji pokazały, że w wyborze kierunku prym wiodła psychologia (1715 osób), prawo (1278 osób) oraz informatyka (545 osób). Najwięcej kandydatów na jedno miejsce, bo aż 19 zarejestrowano na kierunku realizacja obrazu filmowego, telewizyjnego i fotografia, 14,3 na psychologii, a 12,4 na reżyserii. Z kolei Uniwersytet Ekonomiczny w Katowicach odnotował największe zainteresowanie na kierunku finanse i rachunkowość (ok. 700 osób), zaś na kolejnych miejscach znalazły się informatyka i zarządzanie z ponad 350 aplikacjami każde. Kandydatów na jedno miejsce statystycznie ubiegało się 2,42 na finansach i zarzadzaniu, 2,37 na informatyce i 2,24 na analityce gospodarczej. Katowicki AWF zaś pokazuje, że najwięcej chętnych zgłosiło się na kierunek fizjoterapia (842 osoby), sport (152 osoby) oraz zarządzanie sportem (126 osób). Ilość kandydatów na jedno miejsce w przypadku fizjoterapii to 7 osób, sportu 1,58 a zarządzania sportem 1,31.
Pandemia, a nowe kwalifikacje zawodowe. Doświadczana przez ludzi na całym świecie pandemia nie pozostała bez wpływu na rynek pracy. BHP, IT, e-commerce, elektromobilność, analityka oraz energia odnawialna to w chwili obecnej najbardziej pożądane specjalności na rynku pracy. Młodzi trzymają rękę na pulsie, wśród najczęściej wymienianych przez nich kompetencji przyszłości znajdują się: otwartość i szybka adaptacja do zmian (19,4%), łączenie różnych umiejętności (17,8%), szybkie uczenie się nowych rzeczy (13,5%) oraz umiejętności z zakresu IT i znajomość języków programowania (11,2%). Oczekiwania pracodawców względem potencjalnych pracowników w znacznej mierze się z nimi pokrywają, oni również najwyżej cenią sobie kompetencje technologiczne, umiejętności miękkie oraz społeczne.
Co i gdzie studiować? Znając potrzeby rynku pracy, ale nie zapominając o własnych predyspozycjach do wykonywania danego zawodu dużo łatwiej jest podjąć decyzję jakie studia wybrać. Poszukując ciekawych studiów warto czasem spojrzeć szerzej i poznać zupełnie nowe możliwości, których wiele można odnaleźć w uczelniach na terenie GZM. Uniwersytet Ekonomiczny w Katowicach oferuje możliwość studiowania na unikatowym w skali kraju kierunku Gospodarka cyfrowa, który jest odpowiedzią na wyzwania stawiane przez coraz szybciej rozwijający się świat cyfrowy, daje możliwość rozwijania kompetencji cyfrowych, a także możliwość nawiązania kontaktów biznesowych, wizyty studyjne oraz wykłady praktyków biznesu. Politechnika Śląska w Gliwicach zaś zachęca jedynym w Polsce kierunkiem studiów jakim jest Inżynieria ogólna. Powstał w odpowiedzi na zapotrzebowanie współczesnego przemysłu na absolwentów posiadających ogólną wiedzę inżynierską w różnych dyscyplinach. Na uwagę zasługuje również Szkoła Filmowa im. Krzysztofa Kieślowskiego, Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. O jej popularności świadczy chociażby fakt, że o jedno miejsce ubiega się tu nawet 13 osób, a przyszłych filmowców kształci m.in. Krzysztof Zanussi, Filip Bajon czy Maciej Pieprzyca.
Ostatni rok akademicki był nie lada wyzwaniem tak dla studentów jak i wykładowców. Pandemia wymusiła przejście na tryb zdalnego nauczania i całkowite przeorganizowanie sposobu nauki jaki znaliśmy do tej pory. W nowej rzeczywistości kształcenia online wyzwania takie jak stworzenie dobrej platformy do pracy zdalnej czy utrzymanie wysokiej jakości nauczania mimo braku kontaktu bezpośredniego na linii wykładowca student niejednokrotnie potraktowane zostały nie w kategorii problemu, a rozwoju nowych technik nauczania. Zmianom uległ również rynek pracy, pojawiło się zapotrzebowanie na nowe specjalizacje. Wiele uczelni w odpowiedzi na zaistniałą sytuację wprowadziło nowe kierunki studiów, które ułatwią absolwentom odnalezienie się na współczesnym rynku pracy.
Mimo, że wracamy do kształcenia w murach uczelni, to z pewnością wykorzystamy najlepsze doświadczenia czasu zdalnej nauki. To dobry moment by dokonać analizy i zdefiniować na nowo jaki ma być ten nowy uniwersytet po pandemii. Czas globalnej epidemii zmienił bardzo wiele w naszym życiu, zmienił się rynek pracy, zmieniły się formy kształcenia. Uniwersytet zawsze łączył w sobie dwie siły tradycji i nowoczesności. Wpisanie ich w program studiów pozwala z jednej strony na przekazanie studentowi pewnej wiedzy, swego rodzaju fundamentu konkretnej profesji, dającej poczucie bycia zawodowcem, pewności, że wykonuje swój zawód w sposób absolutnie właściwy. Z drugiej strony, dopełnieniem wykształcenia staje się wiedza i umiejętności związane z innymi dyscyplinami, których zapotrzebowanie rośnie wraz ze zmieniającym się światem – zauważa Rektor Uniwersytetu Śląskiego, prof. dr hab. Ryszard Koziołek.
0 notes
eremityzmmysli · 3 years
Text
Życie jest piękne, tylko ludzie są bierni
Wahanie. Ile razy zmąciło twój umysł? Ile straciłeś/aś na jednej decyzji? Ta miłość wyśniona, którą malowała głosem Kora nie idzie w żadną stronę? Powiedz jej/jemu co czujesz, zrób jakiś krok. Chcesz przenieść związek na inny etap? Zrób to, zanim wir życia zabierze chęć i sens. Marzysz o jakiejś pracy, może o swojej działalności? Zbieraj informacje, rozmawiaj z ludźmi, kieruj się w tą stronę jak tylko możesz. A nóż ktoś zna kogoś kto osiągnął to coś o czym marzysz i poda ci pomocną dłoń. Marzysz o podróży do danego kraju? A może do kilku? Odkładaj pieniądze, dołącz do grup podróżniczych, użyj wszelkich źródeł jakie teraz mamy. Chcesz pójść na ciekawy kierunek studiów, ale boisz się, że nie dasz sobie rady? Próbuj! W najgorszym wypadku stracisz trochę czasu i w przypadku szkół prywatnych pieniędzy, jednak możesz zyskać wiedzę na interesujące cię tematy. Nie dajesz sobie rady ze swoim zdrowiem psychicznym? Odważ się i pójdź do specjalisty, jak nie spełni twoich oczekiwań, to idź do kolejnego itd. aż znajdziesz. Jak to Krzysztof Krawczyk śpiewał "Życie jest za krótkie, żeby się nie spieszyć" więc chwytaj wiatr w żagle i nie bądź bierny/a! Wiem, że często spotykają nas różne problemy, ale tym bardziej warto osłodzić sobie życie tymi specjalnymi momentami i trzeba wykorzystywać okazje. Uczyń swoje życie pięknym i wyjątkowym.
//Myśli wydarte z plątaniny umysłu
2 notes · View notes
fajczenie · 5 years
Note
Opowiesz coś więcej o kierunku studiów? Jak studiowanie wyglada z Twojej perspektywy? Jak byś to porównała do szkoły średniej?
No więc jestem na gospodarce przestrzennej - inżynierka, więc wszystko kieruje się do zagospodarowania przestrzenią, gdzie i na jakich terenach może być coś wybudowane, albo dana powierzchnia nie może być przekształcona. Co trzeba brać pod uwagę przy tym, co dobrze wpływa na ludzi i ich potrzeby. Według mnie jest to ciekawy kierunek, ale i obszerny. Mam połączenie prawa, socjologii, nawet geodezja i kartografia się znalazła + dużo geografii..wszystkiego po trochu, a to dopiero początek. Na ćwiczeniach zaczynamy robić projekty, co jest dobre, bo kolejnych teorii bym nie wytrzymała, wystarczą mi na wykładach. Jedynym minusem jest plan, który jest tak popierdolony, dlatego zastanawiam się nad zmianą na zaoczne. 
Z początku byłam tak zestresowana tym wszystkim, że przez 2tygodnie nie mogłam nic zjeść. Teraz już jest dobrze, a jedyne czym się przejmuje to czy trafię do sali, bo uczelnia nie potrafi przygotować planu budynku...Poza nowymi twarzami, mieszkaniem poza domem z obcymi ludźmi to wydaje się być zwyczajne. Na zajęcia przychodzisz jeżeli chcesz, no chyba, że musisz bo dają listę obecności. Jak z początku zapał do nauki mieli wszyscy tak teraz 3/4 osób nie ma na wykładach. Wykładowcy tak jak i nauczyciele bywają różni. Strasznie ciężko jest mi się przyzwyczaić kiedy zwracają się do nas Pan/Pani/Państwo. 
Moja szkoła średnia była naprawdę mała. 3 klasy licealne, a reszta to gimnazjum i podstawówka była, więc tam się wszyscy znali, i z nauczycielami mieliśmy troszkę luźniejszą relację. Muszę przyznać, że lepiej się tam czułam, bo nie lubię miejsc z dużą ilością ludzi. Więc trochę mnie przytłacza teraz to wszystko na uczelni. Powoli się przyzwyczajam i mam nadzieję, że będzie lepiej. Co do studentów. Bałam się, że nie znajdę tam nikogo. Ale o dziwo, czasem do kogoś zagadam i jest spoko. 
JA PRZEPRASZAM ZE SIE TAK ROZPISALAM, nie wiedziałam, ze to az tyle mi wyjdzie……..
5 notes · View notes
inspiring · 5 years
Note
Mam depresję przez studia za które płacę i jeszcze przez to że tyle płacę, ale chyba mnie zakotwiczyli czymś bardzo dziwnym, nie tylko wiedzą tylko manipulacją, jako że bez uczelni sobie nie poradzimy w życiu. Zaczęłam w to wierzyć i nie wiem jak z tego wstać
Bez uczelni poradzimy sobie w życiu jeśli mamy na niego pomysł. Jak tak jest w twoim przypadku, masz hobby, które może zapewnić ci godne życie - nie masz się nad czym zastanawiać. Większość z nas nie ma takiego przywileju, niestety. Jeżeli zdecydowałaś się na jakiś kierunek, zakładam ze jakimś, nawet najmniejszym stopniu, dokonałaś wyboru świadomie i były ku temu jakieś przesłanki. Męczyć można się tylko do jakiegoś stopnia, jeżeli w 100% nie widzisz się w danym kierunku studiów - zmień, zrezygnuj, jeżeli jednak jest po prostu ciężko, ale masz najmniejsze zainteresowanie, to kontynuuj, warto się uczyć i rozwijać, to coś co zabierzemy ze sobą do grobu.
1 note · View note
wiadomosciprasowe · 3 years
Text
Najpopularniejsze kierunki studiów. Jak pandemia zmieniła zapotrzebowanie na nowe kwalifikacje i zawody.
Na dzisiaj https://www.telemorele.pl/de/najpopularniejsze-kierunki-studiow-jak-pandemia-zmienila-zapotrzebowanie-na-nowe-kwalifikacje-i-zawody/
Najpopularniejsze kierunki studiów. Jak pandemia zmieniła zapotrzebowanie na nowe kwalifikacje i zawody.
Tumblr media
Katowice, XX sierpnia 2021 Informacja prasowa Najpopularniejsze kierunki studiów. Jak pandemia zmieniła zapotrzebowanie na nowe kwalifikacje i zawody. Do najbardziej obleganych kierunków studiów od lat […]
#studia
0 notes
madaboutyoumatt · 3 years
Text
Omegaverse - Matt
- Niby nie, masz rację. Ale jeżeli teraz nie wybiorę studiów prawniczych to czym dalej w życiu tym będzie tylko ciężej mi się przebranżowić. Niektóre decyzje muszą być szybciej podjęte, bo potem zmiany mogą prowadzić do kolosalnych problemów. – spojrzał na Josha. – Nie to abym chciał zostać prawnikiem, to tylko taki przykład.
Przykład, który niejako go właśnie też dotykał. Był w tym momencie na farmacji. Kierunek niby dobry, opłacalny, ale i zarówno po prostu spokojny. Tylko on, laboratorium albo apteka. Tylko czy on  tego chciał? No właśnie od początku nie był pewien. Decyzja o podjęciu tego kierunku była uwarunkowana wybraniem tego uniwersytetu. Kiedy rodzice namówili go na złożenie dokumentów w to miejsce zaczął szukać czegoś co by go zainteresowało i to było najbliższe temu, ale zarazem tak bardzo dalekie. Sam sobie trochę też był winnym temu, bo wcześniej nie przykładał wielkiej uwagi do wybraniu kierunków, chociaż to się wiązało z tym, że nie wiedział co dokładnie chciał robić. Josh był dwa lata od niego młodszy i dokładnie wytyczał swoją karierę a on nie mógł zdecydować o swoim przyszył życiu.
- Hej, jak tam było w domu? – do pokoju w akademiku wparował Max ciągnąć za sobą ogromną walizkę, tak dużą, że pewnie mógłby się w niej sam schować. Jego ciężkie, czarne buty podkreślały chudość jego kostek, bo w nie miał wsadzone jeansy a krótsza, puchowa kurtka pokazywała jego biodra. Tylko czerwona twarz od dźwigania tego wszystkiego nie pasowała do całego cool looku jaki miał na sobie. – Moje mamy i siostry zwariowały pakując mi jakąś ogromną ilość jedzenia. Jakby nas tutaj nie żywili. Po dwóch dniach ciastem będziemy chyba rzygać. – uwalił się na łóżko i przez kilka długich chwil po prostu ciężko oddychał a dopiero ostatni głęboki oddech pozwolił mu opanować się, rozpiąć kurtkę, w której się gotował, i usiąść na łóżku. – Jak rodzina na twój zapach?
- Czy ja wiem, normalnie. – wzruszył ramionami zamykając książkę, bo i tak od początku kiedy Max tylko otworzył drzwi to wpatrywał się w niego. Omegi potrafiły doskonale przeciągać wzrok a Matt był pewien, że z tą walizką to długo się nie męczył, bo na pewno ktoś mu pomógł. Przecież wystarczyło aby uniósł ręce w górę a było widać cały jego nagi brzuch. – Powiedzieli, że jest… interesujący. Cokolwiek to miało znaczyć. No ale to same bety, więc nie przeszkadzało im to.
- Mówiłem ci przecież, że masz fajny zapach. Nie jest taki typowy przesłodzony jak u innych omeg. Weź mnie, owoce. Albo Sean spod trójki, który pachnie bzem. Owoce czy kwiaty są przesłodzone i totalnie już niemodne. – naburmuszył się jakby miał jakikolwiek wpływ na to czy może zmienić swój zapach czy nie. Zrzucił też buty i podnosząc głowę spojrzał z błyskiem w oku na współlokatora. – A co na to Josh?
Tylko ślepy i niedomyślny – kim okazuje się być Matt – mógł nie zauważyć jak młody zachowuje się względem tego niepozornego okularnika. Jako dominujący mógł już swoją omegę wcześniej wyczuwać, podobno to było przyciąganie nie zależne nawet od zapachu, który tylko wszystko wzmacniał. Evans ciągle powtarzał, że to dziecinne zaloty, że Brand taki jest to wszystkich itd., ale Max totalnie wiedział, że to nie jest prawda. Tylko ten uparciuch nie chciał go słuchać, tłumacząc, że on lepiej wie, bo zna go dłużej. Litości!
- No przyszedł z zaskoczenia, więc było mu ciężko u mnie w pokoju, ale to normalne dla alf. Co prawda jest jeszcze przed przemianą, no ale już wiemy wszystko, więc nie ma co się oszukiwać.
- O matko, ale ty jesteś uparty. – wstał kręcąc oczami i rozkładając walizkę na łóżku, która prawdę w połowie była wypchana jedzeniem a druga połowa to zapewne były prezenty, które dostał od rodziny. – Alfa czy omega, przez rują jest niczym beta. Może mu być przyjemnie kiedy czuje przeciwną płeć, ale nie będzie wariował. Chyba, że wyczuwa swoją omegę.
0 notes
wschodusmiechu · 4 years
Text
beathée vince sempere
                    Urodziła się w Barcelonie, w sto piętnastą rocznicę śmierci Van Gogha — 29 lipca 1995 roku. I to właśnie temu twórcy zawdzięcza swoje drugie imię, Vince. Od zawsze chciała podróżować po świecie — chodzić otumaniona zapachem indyjskich przypraw, czuć na policzkach chłodną bryzę oceanu sięgającego norweskich fiordów, tańczyć w amazońskim deszczu. Nie od zawsze jednak mogła sobie na to pozwolić.
          Jej rodzice prowadzili małą barcelońską księgarnię Sempere i synowie, po części będącą także antykwariatem. Bywały czasy lepsze i gorsze, choć tych drugich było zdecydowanie więcej. Cóż, kto normalny w erze czytników kupuje papierowe książki? Dopiero wtedy, gdy za namową przyjaciół rodzice przekształcili ogród na tyłach domu w kawiarenkę, coś zaczęło się dziać. Nie bez powodu na Tripadvisorze zdobywali maksymalne noty za najlepsze mleko z cynamonem w mieście. I gdy w końcu pojawiło się światełko w tunelu, szansa na lepszą przyszłość i wyjście z finansowych problemów — pojawił się wysłannik miejskiego urzędu z pismem o tym, że mają miesiąc, by opuścić teren, który został oddany we władanie pro-turystycznym deweloperom. Próbowali wraz z całym sąsiedztwem walczyć, jednak sromotnie przegrali. Barceloneta zostanie ich domem tylko w odległych wspomnieniach. Rzucili wszystko na jedną kartę, spakowali się i przenieśli swoje życia na odległy kontynent, do Nowego Jorku, gdzie dekadę wcześniej rozsiadł się wygodnie brat jej taty.
          Do Barcelony wróciła na okres studiów, skończyła kierunek Sztuk Pięknych na Uniwersytecie Barcelońskim, a po nim zdobyła się na magisterkę w dziedzinie Designu, po części realizowaną na Politechnice Katalońskiej. Pełen pakiet korzyści zaowocował przed dwoma laty stażem w dziale projektowym szwajcarskiej marki zegarkowej Swatch, a później również i stałą posadą. Ten ruch już na dobre dodał jej skrzydeł, połączył marzenia z wykształceniem i odpowiednim wyczuciem estetyki i nowych trendów. Zwiedzała najbardziej skryte zakątki świata, szukając inspiracji, zbierała kontakty. Choć i tak głównym zadaniem było wyłapywanie tego, czym żyje Nowy Jork i amerykańscy fani plastikowych, kolorowych zegarków, oraz współpraca z nowojorskim Museum of Modern Art. 
          Jaka jest? Ambitna, choć momentami cicha i skromna, potrafiąca dopiąć swego i błysnąć, gdy wymagają tego okoliczności. Wieczory spędza na przytulnym poddaszu jednej z kamieniczek na Brooklynie - jest to ten zakątek Nowego Jorku, który najbardziej przypomina jej rodzinną Barcelonę i przepełnioną śmiechem Ramblę. Obiecuje sobie, że gdy jej życie zwolni, przygarnie czarnego jak noc kota i nazwie go Szczerbatek. Teraz? Teraz biegnie i chwyta wiatr w żagle.
0 notes
Photo
Tumblr media
Gabriela to studentka drugiego roku edytorstwa, której ulubionym zajęciem jest śpiew. Swój kierunek charakteryzuje jako mieszankę studiów pedagogicznych i technicznych. „Był to wybór przypadkowy, mimo tego jestem bardzo zadowolona ze studiów. Bardzo dobrze przyswajam języki obce, sporo się uczę i czytam.” 
Co Ci dały studia? 
Przede wszystkim poszerzyło się moje myślenie o świecie. Ludzie których tutaj spotkałam należą do bardzo zróżnicowanych grup społecznych. Tak na prawdę, nigdzie poza studiami nie mogłabym prosperować wśród tak wielu różnych ludzi.
Czy śpiewanie jest dla Ciebie? Czy chodzisz na jakieś zajęcia? 
To jest dla mnie, ale nigdy nie chodziłam na zajęcia śpiewu. Bardzo lubię śpiewać i często robię to, nawet idąc ulicą. Wprawiam tym, niektóre osoby idące ze mną, w zakłopotanie. Kilka razy śpiewałam w szkole na przedstawieniach, ale nie jest to dla mnie nic zobowiązującego. Uważam, że wszystko co związane z muzyką jest bardzo piękne, otwiera na świat i na ludzi. Śpiewanie, to dla mnie czysta przyjemność i robię to tylko dla siebie. 
  Czy po przyjeździe do Krakowa poznanie nowych ludzi coś zmieniło w Tobie, w Twojej osobowości, w tym jak postrzegasz świat? Zawsze mnie to zastanawiało, w jakim stopniu ludzie są podatni na wpływ środowiska.’
Tak, zmieniło. Ja pochodzę z małego miasteczka - Iłża, położonego na Mazowszu, pod Radomiem. Tam środowisko jest dosyć hermetyczne. Rodzisz się i dorastasz w nim, a potem długo nie zdajesz sobie sprawy, że można żyć inaczej. Jesteś pod wpływem różnych ludzi, nie zawsze złych - po prostu nie uświadomionych w pewnych kwestiach. Środowiska wielkomiejskie nie są mi obce, bo gdy byłam dzieckiem to mieszkałam w takowych za granicą. Teraz jestem już dorosła i niezależna, w pewien sposób, od rodziny. Mogę podejmować wybory bez względu na to, co mnie determinuje z mojego pochodzenia. Daje mi to więcej pewności siebie, otwartości oraz akceptacji swoich zachowań, których wcześniej bałam się być świadoma.
Czy masz jakieś marzenia? 
Każdy ma! Na ten moment najważniejszym celem jest skończenie tych studiów i dostanie dobrej pracy. Lecz czy to jest marzenie... Dla mnie marzenia są troszeczkę w sferze abstrakcji- na przykład, żeby śpiewaniem zarabiać na życie. Jednak nie jest to coś na czym się skupiam w tym momencie.
4 notes · View notes
Text
A-levels i IB - programy oferowane przez szkoły współpracujące z Towarzystwem
IB (International Baccalaureate) 
W ramach programu matury międzynarodowej (IB) realizujemy 6 przedmiotów, trzy z nich na poziomie rozszerzonym, trzy na podstawowym ( kursy „Higher Level” różnią się poziomem trudności i ilością pokrytego materiału od „Standard Level” ). Program obejmuje też lekcje „Theory of Knowledge” (teorii wiedzy), podczas których zdobywamy umiejętność krytycznego myślenia oraz uczymy się czym jest nasza wiedza, jak ją zdobywamy oraz skąd wiemy, że ją posiadamy. Dodatkowymi wymogami otrzymania dyplomu IB jest napisanie tzw. „Extended Essay”, czyli pracy o objętości 4000 słów na wybrany przez ucznia temat związany z jednym z przedmiotów nauczanych w ramach IB oraz zaliczenie przynajmniej 150 godzin CASu czyli wybranych przez ucznia zajęć pozalekcyjnych rozwijających kreatywność („Creativity”), sprawność fizyczną („Action”) oraz będących działalnością społeczną („Service”). 
Dlaczego IB? Program ten znacznie różni się od innych, ma jednak wiele plusów. Jednym z nich jest fakt, że nie ogranicza rozwoju w żadnej z dziedzin nauki, jest multidyscyplinarny, gdyż każdy z wybranych przez ucznia kursów jest częścią jednej z sześciu grup przedmiotowych (język podstawowy, drugi język, nauki społeczne, nauki doświadczalne, nauki matematyczne, sztuka). IB jest uznawane przez większość uniwersytetów na całym świecie. Dodatkowo, realizując program IB najprawdopodobniej będziemy uczyć się w grupie bardziej międzynarodowej. Misją IB jest przygotowanie młodych ludzi do działania mającego na celu zmianę świata na lepszy oraz umożliwienie zrozumienia innych kultur. Program IB uznawany jest za prestiżowy, jest też świetnym przygotowaniem do edukacji wyższej. 
A Level (Advanced Level)
System matury brytyjskiej “A level” to dwuletni program kształcenia. Uczeń wybiera od 3 do 5 przedmiotów (zazwyczaj są to 4), którymi się interesuje. Oferowane przedmioty różnią się w zależności od szkoły, są to między innymi:
-przedmioty ścisłe: fizyka, chemia, biologia, matematyka, rozszerzona matematyka, informatyka
-przedmioty humanistyczne: historia, literatura angielska
-nauki społeczne: geografia, psychologia, ekonomia, polityka
-przedmioty artystyczne: sztuka, muzyka, projektowanie, teatr
-języki: hiszpański, francuski, niemiecki, włoski, łacina, starożytna greka oraz wiele, wiele innych.
Przedmioty z różnych grup często można łączyć i stworzyć idealną dla siebie kombinację. Czasami nie jest możliwe (lub jest odradzane) połączenie ze sobą niektórych przedmiotów, ale zależy to od szkoły. Przy ich wyborze trzeba przemyśleć różne aspekty: czy nas one interesują, czy dobrze sobie z nimi poradzimy, czy matury z nich umożliwią nam wstęp na wymarzony kierunek studiów.
Osoby aspirujące na medycynę powinny wybrać chemię (jest wymagana przez wszystkie uniwersytety w Wielkiej Brytanii), a także zazwyczaj dwa inne przedmioty ścisłe (biologię, matematykę czy fizykę - nie oznacza to jednak, że trzeba uczyć się ich wszystkich, każda uczelnia ma swoje wymogi). Są to przedmioty rekomendowane, przydają się przy egzaminach wstępnych i podczas dalszej edukacji w tym kierunku. 
Większość uniwersytetów określa, jakie przedmioty są potrzebne, aby aplikować na dany kierunek studiów. Są też kierunki, na które nie są wymagane konkretne przedmioty, ale dobrze, żeby większość z nich była powiązana z tym, co chcemy studiować. Większość uniwersytetów wymaga jedynie trzech przedmiotów, dlatego warto wybrać jako czwarty coś, co pozwoli nam rozwijać nasze zainteresowania, niekoniecznie musi być to związane z wymarzonym kierunkiem studiów. Wręcz przeciwnie - przedmiot z innej dziedziny pokaże naszą wszechstronność. Jako piąty przedmiot można wybrać język polski, do którego przygotowujemy się we własnym zakresie.
Lekcje prowadzone są w małych grupach (ilość osób zależy od tego, ile zdecyduje się na dany przedmiot, jednak grupy nie przekraczają 10 osób, a zdarza się też, że zajęcia są indywidualne), co umożliwia efektywniejszą pracę. Lekcje są interesujące i różnią się od tych w Polsce, między innymi dużą ilością zajęć praktycznych na chemii i biologii. Ich zaliczenie jest wymagane przed przystąpieniem do części pisemnej matury. Na niektórych przedmiotach są też egzaminy praktyczne, między innymi na sztuce czy projektowaniu, a z języków są egzaminy ustne. 
Często jednego przedmiotu uczy dwóch, a nawet trzech nauczycieli. Są to z reguły pasjonaci, ludzie z dużym doświadczeniem, niektórzy z nich ukończyli Oxbridge. Jeśli chodzi o naukę języków, często są to osoby, których pierwszym językiem jest język, którego uczą, tzw. “native speakers”. Lekcje nie są stresujące, a wręcz przeciwnie - przychodzimy na nie z ochotą, ciekawi tego, czego nowego się nauczymy. Nie ma kartkówek, odpowiedzi ustnych, są za to prezentacje i quizy (Kahoot!). 
Na początku dwuletniego kursu dla ucznia są ustalane przewidywane oceny matur, które ma on obiektywne szanse otrzymać i do których powinien aspirować - brane są pod uwagę predyspozycje ucznia. Indywidualne podejście jest bardzo ważne w brytyjskich szkołach.
Poza lekcjami mamy możliwość uczestniczenia w różnych kołach akademickich, które dodatkowo poszerzają zainteresowanie wybranymi przedmiotami, np. “Science Society”, czy międzyszkolne sympozja chemiczne. W Leweston dodatkowo odbywa się tzw. "Community Service", czyli wolontariat - można wybrać między innymi pomoc w nauce młodszym dzieciom czy pracę ze starszymi osobami. 
W Anglii jest kilka platform egzaminacyjnych, m.in. AQA, OCR, Edexcel. Zakres materiału lekko różni się dla każdej z nich. Platformę wybiera szkoła. Po napisaniu matury brytyjskiej uczniowie mają możliwość kontynuacji nauki w UK, ale mogą też próbować aplikować do innych krajów w Europie i na świecie.
Poniżej przygotowałyśmy listę szkół według realizowanych programów maturalnych.
Tylko A-Levels:
Chigwell School
Clifton College
Downside School
Dulwich College
Leweston School
Rugby School
Tylko IB:
Danube International School
A-Levels oraz IB:
Stonyhurst College
Worth School
Olivia i Marta
0 notes
natalicekravitz · 5 years
Text
Kiedy ktoś cię źle ocenia i niszczy marzenia. Czy na pewno tak właśnie jest?
Sprawa wygląda tak. Chciałam zmienić kierunek studiów, ponieważ w tym roku otwiera się filmoznawstwo. Byłam bardzo podekscytowana i po raz pierwszy w życiu czegoś pewna. Musiałam tylko zdać egzamin wstępny. Przygotowałam się celująco. Jednak nie wszystko poszło po mojej myśli…
Tumblr media
Zaczęłam się przygotowywać do egzaminu jakieś 2-3 tygodnie wcześniej. Jak na bycie studentką jest to bardzo długi okres czasu. Co więcej, wyrwałam potrzebne notatki z zeszytów i całą stertę wiozłam do ponad 400 km dalej. Nie chciałam nie uczyć się w trakcie pobytu u przyjaciółki. Bardzo mi zależało.
Dzień przed egzaminem nadal nie czułam się zbyt pewnie. Miałam wrażenie, że wszystko wiem (egzamin miał być z podstaw filmoznawstwa i medioznawstwa), ale jest to totalnie niepoukładane w mojej głowie. Trafiłam na youtubie na świetną serię o historii filmu. I tak z chaosu narodził się porządek, a ja czułam się nauczona.
Następnego dnia niesamowicie się denerwowałam. W końcu, gdybym dostała się na te studia mogłabym nareszcie profesjonalnie analizować filmy, uczyć się kreatywnego pisania i poznać pracę na planie. Wszystko o czym marzyłam było w zasięgu mojej ręki. Bo przecież co mogło pójść nie tak, prawda?
Siedziałam pod salą, a mój poziom zdenerwowania dawno już osiągnął poziom krytyczny. Dziewczyna, która właśnie wyszła powiedziała, że egzaminatorzy w ogóle nie pytali o wiedzę, ale o to kim się jest i dlaczego chce się przyjść na te studia. Zaczęłam się uspokajać. Pomyślałam sobie, że komisja musi podchodzić na luzie i pewnie chcą jedynie poznać kandydatów. W końcu szczegółowa wiedza o filmie nie musi determinować twoich zdolności.
Weszłam na egzamin. Zadano mi tylko kilka pytań i wszystkie dotyczyły tego, dlaczego chcę przyjść na te studia, co robię w życiu, czy mam jakieś doświadczenie z filmem i jaki filmy lubię oglądać. Pytania bardzo luźne, więc stwierdziłam, że nie mam się o co martwić. Przecież na podstawie takiej wiedzy nie można oceniać, czy ktoś się nadaje na ten kierunek, czy nie. W końcu, jakie znaczenie ma, jakie filmy lubię oglądać? Tym bardziej, że żaden z egzaminatorów nie pytał, dlaczego lubię dane filmy. Przy żadnym z pytań nie wdawali się w szczegóły.
Za dwa dni miała pojawić lista kandydatów na kierunek, co oznacza, że jeszcze nie jest to lista tych, którzy się dostali, ale tych, którzy zdali egzamin i mogą brać dalszy udział w rekrutacji. I tutaj wszystko się zaczyna.
Okazało się, że komisja oceniła mnie na 10 punktów. Nie, nie 10/10, ale 10 na… 50. Byłam w szoku. Okazało się, że jestem ostatnia na liście. Innym poszczęściło się bardziej, a ja nie dość, że jestem ostatnia, to mam najmniejszą ilość łącznych punktów (w połączeniu z oceną na dyplomie). Moja średnia o wiele przewyższa średnie niektórych osób, ale oni widocznie bardziej spodobali się komisji. Właśnie, spodobali. Czy właśnie tak ma wyglądać przyjmowanie na studia? Na podstawie powierzchownego oceniania kandydata?
Tumblr media
„(…) Nie chciałbym, żeby oceniała mnie za to, jaki byłem w przeszłości”. Film „Charlie”.
Cała sytuacja bardzo mnie załamała. Mam świadomość tego, że nie robię najlepszego dobrego wrażenia na większości osób. Ludzie mają mnie raczej za dziwną, ale jakoś w ostatnim czasie nauczyłam się z tym żyć. Ta sytuacja dobiła mnie bardziej, bo oceniali mnie nie przypadkowi ludzie, ale ponoć kompetentni. Tacy, którzy powinni profesjonalnie weryfikować kandydatów, a nie zdawać się na własne subiektywne osądy.
I kiedy już w mojej głowie zaczynała się pętla pytań z kategorii „I co teraz?”, na ratunek przyszła moja mama. Przypomniała mi o tym, w co obie wierzymy. Że widocznie tak miało być. Po prostu. Być może Wszechświat ma dla mnie inny plan, a planów mam wiele. Może niektóre z nich muszą iść po prostu na odstrzał.
Istnieje jeszcze jeden aspekt. To rzecz, którą poruszyła Elisabeth Gilbert w swojej „Wielkiej magii”. Pisała, że młodym ludzi są przekonani, że muszą skończyć dane studia, aby móc się czymś zajmować. Nigdy nie czują się wystarczająco kompetentni. Dochodzi też celowe odkładanie jakiegoś zadania. Znacie to uczucie, kiedy musicie uporządkować szafę, a zamiast tego przekonujecie samych siebie, że musicie znaleźć w internecie jeszcze jeden poradnik na temat segregowania skarpet? Albo wieczne odkładanie pisania pracy licencjackiej bądź magisterskiej.
Dlatego postanowiłam czuć się zawsze kompetentna. Skoro coś kocham i zdobywam na ten temat wiedzę, mogę jednocześnie się tym zajmować. Nie muszę czekać pięciu lat, aż skończę studia.
A co z pochopnym ocenianiem przez innych ludzi? Na początku twierdziłam, że egzaminatorzy zniszczyli mi marzenia. Teraz twierdzę, że zmotywowali mnie do tego, żeby filmem zajmować się na własną rękę i nie czekać, aż zapatrzona w siebie komisja da mi zielone światło. Chcę już zawsze czuć się twórcą. Nadal dojrzewam do tego stwierdzenia, ale pamiętanie o nim pomaga mi w robieniu zdjęć, pisaniu wierszy czy tworzeniu bloga. Nie muszę naśladować innych, żeby się podobać. Nie potrzebuję też niczyjego pozwolenia.
Jestem pewna, że też nie jeden raz byliście w podobnej sytuacji. Jak sobie wtedy poradziliście? A jeśli uważasz, że ten post jest przydatny, udostępnij go proszę na swoim facebooku. Dziękuję!
0 notes
daltonharron · 6 years
Text
14.03.2019
Człowiek się zabił. Rano zabrałem się do życia najszybciej, jak tylko potrafiłem (obolały jestem od czegoś... niedospania, niedojadania, niedoodpoczynku... jakby mnie pobito). Z kanapką na drogę od P.A. ruszam na bój. Tramwaj dojeżdża do skrzyżowania -ich z -ego i staje. Miasto w chaosie. Sznur składów, jeden tramwaj za drugim ciągnie się jak okiem sięgnąć. Sygnalizacja świetlna nie działa, samochody mrówią się bezładnie po skrzyżowaniach. Docieram do pracy na pieszo; moja współpracowniczka dociera z godzinnym opóźnieniem - też musiała iść. Niedługo potem wybieram się do dziekanatu. Po drodze szukam punktu ksero, zakładając zawczasu, że będę musiał dodrukować jeszcze jedną kopię pracy dyplomowej, bo coś przecież na pewno nie będzie się zgadzać. Wszędzie albo zamknięte, albo nie ma jak ściągnąć pliku z neta, albo kolejka za długa, albo nie ma kartonu do oprawy w takim dokładnie kolorze, jakiego wymaga Wydział. - Zwariuję od tych formalności - mówię do M., u którego zatrzymuję się w międzyczasie, żeby chwycić kawę na wynos i przy okazji uregulować ostatni zakup “na zeszyt”. - Bo wie pan, jak to u nas jest. My jesteśmy miastem multikulturowym, tzw. tyglem. Ale jednocześnie jest tak, że W. budowali Niemcy, a wie pan, co u nich muss sein. Przy okazji tej wizyty powitałem go stwierdzeniem, że nie spodziewałem się go na posterunku, na zewnątrz swojej księgarenko-kawiarenki, gdzie conajmniej od pół roku wystaje - z elektrycznym grzejnikiem u boku, za wózkiem, na którym stoi ekspres i stos papierowych kubków i kilka jeszcze akcesoriów z repertuaru baristy-księgarza-intelaktualisty, otoczony drewnianymi skrzyniami pokrytymi politurą, jednymi na książki, drugimi pod tyłek, chroniony tylko przez lichą markizę i dwie prowizoryczne ścianki z foli, niezmiennie z bandaną na głowie, o porze dnia z butelką rumu pod ręką (który to specyfik doleje do kawy każdemu chętnemu klientowi), we wszystkie dni z dobrym słowem na ustach - że nie spodziewałem się go widzieć tutaj dziś, kiedy wieje tak mocno i nieprzyjemnie, że aż... dziś, w taką psią pogodę, że mimo generalnej awarii świateł policjanci nie stają na skrzyżowaniach, żeby jak za dawnych czasów pokierować ruchem. I tak od słowa do słowa doszło do tego, że M. opowiedział - już nie mi, a nam, bo jakiś kolejny klient dostawił się do kramu - o tym facecie, który wszedł na słup i nie chce zejść, aż miasto od tego stanęło, elektrycy odcięli prąd, policja odcięła elektryków, negocjator policję, i że tak to trwa już od jakiegoś czasu. Nie było czasu, żeby się więcej dowiedzieć.
- Idę zrobić ostatni krok z tym licencjatem. - Niezależnie od tego, jaki krok będzie pan stawiał, proszę pamiętać o tym, żeby kroczyć z godnością. - Zapamiętam. Więc poszedłem do dziekanatu.
- Kto tu na filologię? - Wszyscy. - Ale na polską? - Chyba najpierw w jednej kolejce, potem się rozdzielamy.
Dochodzą, dochodzą.
- Kto czeka na rusycystykę? - Ja - ktoś mówi, i nic, niewiele z tego wynika.
Dochodzą, dochodzą.
- Ktoś tu stoi do tej pani po prawej?
Milczenie, bo jak odpowiedzieć na takie pytanie.
- Ja z X, stoję do pani Y. - Aha. Ale po prawej?
Skąd mam, kurwa, wiedzieć, czy po prawej?
- To ja idę na front - mówi ot tak, że niby sobie a muzom, niby do koleżanki, ale dość głośno, żeby wszyscy słyszeli - Ja nie mam całego dnia, żeby tu stać. Nikt tu nie wie, do kogo stoi.
Szlag mnie trafia i od razu wychodzi ze mnie w tych słowach:
- Nikt tu nie przyszedł dla rozrywki. A wygląda na to, że ty najmniej wiesz, do kogo tu przyszłaś. - No przecież pytałam, czy ktoś stoi w kolejce do biurka po prawej. - No ale z biurkiem chyba nie chcesz niczego załatwiać. Jakieś nazwisko? Albo kierunek studiów chociaż? - Do pani Z - odpowiada, z irytacją, która raduje me serce. - No to już wiesz, że ja i ty nie stoimy w tych samych kolejkach.
Wreszcie w środku. Pani K. w biurku za biurkiem po lewej. Od razy mnie rozpoznaje i się uśmiecha. - O! Kogo ja widzę! Dawno pana nie było! - Kopę lat! Już się stęskniłem. - No chyba bez przesady. Dwa lata? Mniej. No i w ogóle śmiechu było co niemiara, bo w moich dokumentach nie zgadzało się nic i brakowało wszystkiego. A więc  a) wykonałem jeszcze cztery zdjęcia, cztery na sześć i pół cm, czarno-białe  b) wydrukowałem dyplom raz jeszcze, tym razem dołączając doń oświadczenie o autorskim jej wykonaniu, które dostałem w dwóch kopiach na miejscu, bo ta wersja, którą miałem była nieodpowiednia; zleciłem oprawienie pracy w jasnoniebieski karton a także  c) zgranie na płytę pliku .pdf z prawomocną, tzn. przetrawioną przez system APD i ściągniętą zeń pracą; i jeszcze jedną jej kopię w formacie .txt w kodowaniu UTF-8  d) wypełniłem i podpisałem podanie do dziekana o wznowienie studiów w celu obrony  e) wróciłem do pracy, szukałem przez kwadrans numeru konta bankowego Wydziału, co trwało tak długo gdyż system USOS był chwilowo niedostępny, przelałem na to konto 60 zł, ściągnąłem i wydrukowałem potwierdzenie transakcji i dołączyłem do reszty dokumentów  f) wypaliłem ze trzy papierosy  e) dziesięć razy próbowałem nawiązać połączenie z P.A., w końcu skutecznie, po czym poprosiłem ją, żeby zajrzała do listu, który dostałem z uczelni, żeby powiedziała, którego dokładnie dnia zostałem skreślony z listy studentów, co w końcu udało się, a na dalszym jeszcze końcu okazało się niepotrzebne, gdyż K. z dziekanatu podała mi tę datę ledwie otworzyłem usta (zakładając, że o to chcę spytać), gdyż jest ona jednakowa dla wszystkich skreślanych (w standardowej procedurze) studentów, zmienia się tylko rok. No właśnie, jestem znów w dziekanacie. Kolejka. - Skoczył - mówi studentka znad smartfona. - I co? - pyta student. - Rozłożyli mu skokochron. Materac taki jakby. Ale trafił w krzaki. - To pewnie tylko nogi połamał - snuje domysł ktoś inny. - Co mnie to obchodzi. - Wariat jakiś. - Na wykład się przez debila spóźniłam. - Chcą się zabijać, to niech to robią, ale w domu, a nie całe miasto paraliżują. - Musi się taki pokazać. - Pewnie pijany był. - Ktoś tu na filologię germańską? Dokumenty złożyłem. Uścisnąłem dłoń pani K. i podziękowałem jej za nieocenioną pomoc na wietrznej i kamienistej drodze do uzyskania wyższego wykształcenia. Zjadłem pierogi. W biurze: - Umarł. - Kto? - Ten facet ze słupa? - pytam. - Tak. - O czym wy mówicie? - Facet wszedł na słup. - Samobójca. - Wszystkie służby się wokół niego zebrały. - Odcięli prąd, żeby go nie poraził. - No właśnie miałam was pytać, czy u was też prądu nie było... I co z nim? - Nie żyje. Próbowali go reanimować ale się nie udało. - Czego się dzisiaj o nim już nasłuchałem w dziekanacie, to już samo to jest ujmą dla człowieczeństwa. - A co mówili. Opowiadam. - Chryste. - Masakra. - Ludzie mówią: wariat, wariat. A przecież to był czyjś syn, brat. - No. - O kim wy mówicie? - Samobójca. Ze słupa. Na K-ej.
0 notes
mllebanshee · 5 years
Text
“Roszada”: Prolog + Rozdział 1
PROLOG
Nowosybirsk, Rosja
Samochód zatrzymał się na poboczu drogi, tuż obok kremowego fiata. Po chwili wysiadł z niego młody mężczyzna, ciasno owijając się płaszczem i krzywiąc się, podczas gdy wściekle lodowate podmuchy omiatały mu twarz.
Ukryty wśród ośnieżonych drzew strzelec doskonale go rozumiał. On również nie cierpiał zimy. Większą nienawiścią darzył tylko zimowe zlecenia plenerowe i choć do niedawna myślał, że nic nie będzie w stanie wzbudzić jego większej niechęci, teraz wiedział, że był w błędzie. Aktualnie na szczycie jego czarnej listy znajdowały się zimowe zlecenia plenerowe na Syberii.
Mężczyzna w płaszczu podszedł do stojącej przy drodze kobiety, spoglądającej w zamyśleniu na śnieżno-lodowy krajobraz. Jakby było co podziwiać, burknął w myślach zabójca, naciągając na głowę biały jak reszta jego stroju maskującego kaptur i obserwując, jak znajomi nawiązują rozmowę. Poprawił pozycję, przeklinając pod nosem śnieg, na którym zmuszony był leżeć, szczypiący w twarz mróz i mocne smagnięcia wiatru, od którego oczy zachodziły mu łzami. W końcu jednak zastygł w całkowitym bezruchu i położył palec na spuście.
Czekał.
Był profesjonalistą. Do obiektu wielkości człowieka, przy sprzyjających warunkach, trafiał bez problemu z odległości blisko trzech kilometrów. Nic nie mogło przeszkodzić mu w wykonaniu tego zadania, nawet warunki atmosferyczne z piekła rodem; tym bardziej, że cel miał niemal idealnie przed sobą a dystans ich dzielący nie należał do największych. Był jednak zarazem na tyle duży, by umożliwić mu swobodną ucieczkę.
Technicznie rzecz biorąc, kobieta była już martwa.
Strzelec wstrzymał oddech i nacisnął spust.
 ROZDZIAŁ 1: SZACH
Otworzyłam oczy, czując silny, tępy ból w okolicach obojczyka. Moje powieki sklejała ropa, więc nie należało to do łatwych zadań; w końcu udało mi się jednak rozejrzeć wokół siebie. Znajdowałam się w pogrążonym w półmroku pokoju, którego nie rozpoznawałam. Mrugając gwałtownie, by polepszyć ostrość widzenia, spróbowałam usiąść, lecz zdołałam unieść się raptem na kilka centymetrów, po czym bezsilnie opadłam na łóżko. Z moich ust wydobył się zduszony jęk. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, ani co się stało. Wiedziałam tylko, że jestem ranna. Ranna i niezdolna do zrobienia czegokolwiek produktywnego.
O walce i ucieczce nawet nie wspominając.
Ostrożnie zajrzałam pod bluzkę i zobaczyłam gęsto oplatające moją klatkę piersiową bandaże, skrywające właściwy opatrunek. Wyglądały na czyste, zmienione niedawno; ktoś więc musiał przy mnie czuwać. Kto, Patrick? Co właściwie się wydarzyło? Zacisnęłam powieki, usiłując przywołać z odmętów pamięci swoje ostatnie wspomnienia.
Strzał. Ktoś do nas strzelał, tego byłam pewna.
A potem nie było nic, jedynie ciemność.
Prawą ręką niezdarnie odwinęłam kilka warstw bandaża, chcąc się upewnić co do skali odniesionych obrażeń. Może nie był to najszczęśliwszy pomysł, ale musiałam się dowiedzieć jak bardzo mam przesrane, zanim podejmę decyzję w kwestii dalszego postępowania. Przy okazji ponuro odnotowałam, że żadne z ubrań, które miałam aktualnie na sobie nie należało do mnie.
– Na twoim miejscu nie robiłabym tego – ostrzegła mnie dziewczyna, która nie wiadomo kiedy wsunęła się do pokoju i przyglądała mi się z uwagą – Chyba że chcesz, żeby zaczęło się paprać.
Zamarłam z końcówką bandaża w dłoni. Na moje usta cisnęło się tyle pytań, a żadnego z nich nie byłam w stanie wyartykułować. W dodatku nagle zrobiło mi się cholernie słabo.
– Daj, pomogę ci z tym – nieznajoma usiadła przy mnie na brzegu łóżka, po czym sprawnie poprawiła opatrunek – Nie powinnaś się zbyt gwałtownie ruszać, wiesz? Minie jeszcze trochę czasu zanim powrócisz do formy.
– Kim jesteś? – wychrypiałam głosem godnym starej alkoholiczki. Mój język był tak wyschnięty, że przypominał bardziej kawałek drewnianej deski włożony do ust niż żywy fragment ciała.
– Nazywam się Julia. Julia Mitkowa. Nie musisz się mnie obawiać, jesteś tu bezpieczna.
– Tu, czyli gdzie?
– W moim domu – wyjaśniła zdawkowo.
– To świetnie, że tak mówisz, ale nie zamierzam wierzyć ci na słowo.
– Biorąc pod uwagę twoją sytuację, to byłaby głupota z twojej strony. A z tego, co o tobie wiem, masz raczej dość wysoki iloraz inteligencji. Przyniosę ci wody.
Podniosła się, lecz stanowczo chwyciłam ją za rękę. Może mój stan fizyczny był opłakany, ale psychikę i mentalność miałam nie do zdarcia. To one stanowiły moją największą siłę.
– A co takiego niby o mnie wiesz? – zapytałam chłodno, wbijając w Julię ostre spojrzenie. Ta jednak nie odwróciła wzroku. Wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się.
– Całkiem sporo ciekawych rzeczy – odparła spokojnie, uwalniając dłoń z uścisku – Nina, zdaję sobie sprawę z tego, że masz wiele pytań i obiecuję, że dostaniesz odpowiedzi, których tak pragniesz. A przynajmniej część z nich... Jeśli tylko trochę zaczekasz. Teraz najważniejsze jest byś wróciła do pełni sił, a żeby stało się to jak najszybciej, musisz odpoczywać. Pójdę po tę wodę, zjemy obiad, a później porozmawiamy. Okej?
Zagryzłam usta walcząc z irytacją, po czym niechętnie skinęłam głową. Głównie dlatego, że burczało mi w brzuchu, a z doświadczenia wiedziałam, że poważne dyskusje lepiej było prowadzić z pełnym żołądkiem.
– Byle tylko to później nastąpiło jak najszybciej – mruknęłam, poprawiając polarowy koc, którym byłam okryta – Nie należę do zbyt cierpliwych jednostek, ale tego też jesteś pewnie świadoma.
– Owszem – przyznała, wzdychając ciężko. Wyglądała na zmęczoną – Myślę jednak, że twoja cierpliwość czy też jej brak nie ma tu nic do rzeczy. Nie jesteś w stanie podnieść się z łóżka, więc przez kilka kolejnych dni na pewno stąd nie zwiejesz; co, jak zakładam, masz w planach. Skoro przed nami jeszcze wiele wspólnie spędzonych godzin, chyba przyznasz mi rację odnośnie do tego, że porozmawiać zdążymy i to bez większego pośpiechu. To z kolei prowadzi do wniosku, że w tym momencie możesz skupić się wyłącznie na spokojnym zjedzeniu zupy.
Prychnęłam pod nosem, nie zamierzając szerzej komentować sarkastycznej wypowiedzi swojej opiekunki.
– Zależy, jaką ugotowałaś – burknęłam, starając się ignorować ściskający mi gardło głód.
– Borowikową – oznajmiła z zagadkowym błyskiem w oku.
– Co za świetne wyczucie. Tak się składa, że to moja ulubiona zupa – stwierdziłam z nieskrywanym zdumieniem. Moje podejrzenia względem Julii wykroczyły właśnie poza akceptowalną skalę. Gdybym była sprawna, natychmiast przesłuchałabym ją w odpowiedni sposób. Taki, który uwzględniałby lufę przy jej skroni w ramach zachęty do pogawędki. Ale do sprawności było mi niestety daleko.
– Wiem – mrugnęła do mnie zawadiacko, zupełnie jakby zgadywała o czym myślę, po czym wyszła z pokoju.
 *
 Choć początkowo miałam opory przed jedzeniem i piciem tego, co podawała mi Julia, dotkliwe pragnienie i głód szybko wzięły górę nad ostrożnością. Próbowałam tłumaczyć sobie w myślach, że gdyby dziewczyna chciała mnie otruć, pewnie dawno już by to zrobiła, nie tracąc sił i czasu na opatrywanie mnie. Chyba że istniały określone, ale nieznane mi powody, dla których trzymała mnie przy życiu.
– Dokładkę? – spytała uczynnie, gdy rozprawiłam się z drugą porcją obiadu.
Pokręciłam głową.
– Nie, dzięki. Zupa jest pyszna, ale sądzę że nie powinnam się za bardzo przejadać – odparłam, opierając się plecami o ścianę. Podniesienie się do pozycji siedzącej zajęło mi dwadzieścia minut, lecz uparłam się, by zrobić to samodzielnie. Na szczęście Julia nie próbowała się ze mną kłócić.
– Racja – odłożyła mój talerz na stolik i usiadła obok, zwrócona twarzą w moją stronę – Przejedzenie nie jest wskazane w twoim przypadku. Skoro nie burczy ci już w brzuchu, porozmawiajmy. Z daleka widzę twoją nieufność i myślę, że najwyższy czas się jej pozbyć. Pytaj, proszę.
– Skąd tyle o mnie wiesz? Nie znamy się, jestem tego pewna – zmrużyłam oczy, sondując wzrokiem jej twarz w poszukiwaniu ewentualnych oznak kłamstwa.
– I tym razem się nie mylisz – uśmiechnęła się cierpko i zajęła wygodniejszą pozycję, siadając po turecku – Nie miałyśmy dotąd okazji się poznać, wątpię też, żebyś kiedykolwiek o mnie słyszała. Ja za to wiem o tobie naprawdę wiele, i to z dobrego źródła. Jestem znajomą Igora.
Zamrugałam z zaskoczeniem. Tego stwierdzenia nie spodziewałam się usłyszeć z ust dziewczyny, choć wzięłam pod uwagę masę możliwych scenariuszy.
– Nigdy o tobie nie wspominał – przyznałam, wzmacniając czujność. Równie dobrze mogła kłamać, wycierając sobie gębę imieniem zmarłego, który w żaden sposób nie mógł potwierdzić jej słów, ani im zaprzeczyć.
– Tak przypuszczałam. Nie byliśmy ze sobą szczególnie blisko, łączyły nas jedynie sprawy zawodowe. Raczej nie miał powodu, by ci o mnie opowiadać.
– Też jesteś hakerem?
– Owszem, choć nie na pełen etat. Traktuję to jako dodatkowe zajęcie, hobby. Na co dzień pracuję jako pielęgniarka anestezjologiczna – wyjaśniła – Tylko dlatego wiedziałam, jak cię poskładać. Zanim zmieniłam kierunek studiów, krótko szkoliłam się na lekarza, chirurga. Zawsze dobrze się uczyłam, w szkole przeskoczyłam kilka klas, dzięki czemu dość wcześnie zdałam maturę... Ale mniejsza z tym. Igora spotkałam w kafejce w której pracował, około czterech lat przed jego śmiercią. Znałam już wtedy podstawy hakerstwa, lecz to on nauczył mnie profesjonalnych sztuczek. Wiele razy pomagałam mu przy zleceniach. W przerwach sporo rozmawialiśmy, często mówił też o tobie, swojej współlokatorce.
– Jak dużo ci opowiedział? – zapytałam, czując jak napina się we mnie jakaś dziwna struna. Działo się to wyłącznie wtedy, gdy czułam się zagrożona.
– Nic istotnego, przynajmniej do pewnego momentu. Wiesz, że był w tobie zakochany? Niestety, fakt że byłaś jego jedyną przyjaciółką sprawiał, że nie miał komu się wygadać. Wysłuchiwanie go nie stanowiło dla mnie jednak żadnego problemu, bywało nawet zabawnie. W ten sposób dowiedziałam się między innymi tego, jaka jest twoja ulubiona zupa i że świetnie gotujesz – zaśmiała się, ale po chwili wyraźnie spochmurniała – Lecz, jak wspomniałam, wesoło było tylko do pewnego momentu. Po jego śmierci dostałam na skrzynkę mailową pewien filmik. Zaplanował jego wysłanie kilka dni wcześniej. W nagraniu wyznał mi czym się zajmujesz, Nina, ale nie wnikał w szczegóły, nie martw się. Ograniczył się do stwierdzenia, że jesteś płatną morderczynią i dlatego martwi się, że kiedyś ściągniesz sobie na kark coś, z czym nie będziesz potrafiła się samodzielnie uporać. Wiedział, że cię nie wydam, ufał mi. Poprosił, żebym miała na ciebie oko i w razie kłopotów... Pomogła ci. Wiele mu zawdzięczam, więc zdecydowałam się spełnić jego życzenie, choć szczerze mówiąc łudziłam się, że nigdy nie będę musiała się z tym ujawniać. Nadzieja matką głupich, co nie?
Myśl o przyjacielu sprawiła, że pustka w moim sercu zakłuła boleśnie, jednak nie byłam w stanie wściec się za to, że wyjawił prawdę na mój temat zupełnie obcej dla mnie osobie. Jak by na to nie spojrzeć, w ten sposób kolejny raz uratował mi życie. Gdyby nie Julia, nie siedziałabym tu teraz, czułam to podświadomie. A gdyby Igor nie wysłał jej tej wiadomości, nigdy by nie interweniowała.
Cokolwiek sprawiło, że w ogóle musiała interweniować.
– Wiedziałaś, że jest chory? – odpowiedź wyczytałam z jej twarzy szybciej, niż ją usłyszałam. Potwierdziła też moje przypuszczenie.
– Tak. To ja załatwiałam mu leki przeciwbólowe, dzięki którym tak długo w miarę normalnie funkcjonował.
Zacisnęłam powieki, nie mając pojęcia co powiedzieć.
– Dziękuję – rzekłam w końcu – Za pomoc Igorowi; za to, że nie wydałaś mnie policji i za uratowanie mi tyłka.
– Nie dziękuj, ja tylko spłacam swój dług.
– Wcale mnie nie znasz, a jednak mi pomogłaś. Gdybyś po prostu zignorowała prośbę Igora, nikt by cię nie rozliczył z twojego długu. Nieważne, jak nie był by wielki.
– To prawda. Ale sumienie nie dałoby mi spokoju, wiem to – westchnęła, pocierając skroń – Zdaję sobie z tego, że nie jestem święta, lecz nadal je mam. Poza tym, chociaż regularnie łamię prawo, lubię pomagać. Jestem dobrą kryminalistką, choć językoznawcy uznaliby to pewnie za oksymoron. Czasem się zastanawiam, które z moich uczynków przeważają szalę: dobre czy złe? Możliwe, że nigdy się nie dowiem. Faktem jest natomiast, że uratowałam ci tyłek nie tylko z powodu życzenia Igora, ale przede wszystkim dlatego, że chciałam.
– Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie jestem dobrą kryminalistką – uniosłam brwi z drwiącym uśmiechem – Nie przeszkadza ci to?
– Nie byłaś, zgadza się. Jednak ostatnio jakby się nawróciłaś – wzruszyła ramionami nonszalancko – W moich oczach zasłużyłaś więc na drugą szansę.
Mimo że wciąż zamierzałam stosować wobec niej zasadę ograniczonego zaufania, atmosfera między nami znacząco się rozluźniła. Biorąc pod uwagę fakt, że w chwili obecnej byłam zdana na jej łaskę, było to więcej niż pożądane.
– Skoro już wiem, kim jesteś i skąd masz tak dokładne informacje na mój temat, powiedz mi coś więcej o moich obrażeniach – zerknęłam przelotnie na obojczyk i zacisnęłam zęby. Czułam, że prawda o tym co mnie spotkało nie przypadnie mi do gustu, ale nie było sensu odwlekać zapoznania się z nią.
– Masz ranę postrzałową w okolicach prawego obojczyka – ton głosu Julii mimowolnie stał się bardziej profesjonalny – Na szczęście kula ominęła główne tętnice i ważniejsze naczynia krwionośne. Tylko dzięki temu nie wykrwawiłaś się, zanim się tobą zajęłam. Kiedy tu dotarłaś usunęłam kulę, zahamowałam krwawienie i zaszyłam ranę; w dużym skrócie. Poza tym i ogólnym osłabieniem najpewniej nic ci nie jest.
– A kiedy właściwie tu dotarłam? – przełknęłam ślinę, odruchowo zaciskając pięść.
– Dwa tygodnie temu. Dziś Sylwester – poinformowała mnie dziewczyna, z lekkim wahaniem śledząc moją reakcję – Przez większość czasu spałaś, trochę gorączkowałaś. Bałam się, że coś zepsułam, albo że wdała się infekcja i trzeba będzie przewieźć cię do szpitala, ale na szczęście wszystko ustąpiło. Udało mi się przemycić tu kroplówkę, więc najważniejsze leki i odżywki podawałam ci dożylnie.
– Zorganizowałaś polową klinikę w swoim mieszkaniu – pokiwałam głową ze szczerym uznaniem. Dwa tygodnie. Dwa cholerne tygodnie w kompletnej nieświadomości – Nie zapytam, dlaczego nie zabrałaś mnie po prostu na ostry dyżur, bo zakładam, że gdyby takie rozwiązanie wchodziło w grę, skorzystałabyś z niego. Zanim jednak opowiesz mi szczegóły... Jakim cudem zdołałaś pracować i jednocześnie doglądać mnie tutaj?
– To całkiem proste. Jestem na urlopie, którego nie brałam od wieków; za dwa dni się kończy. Tym bardziej więc się cieszę, że wreszcie odzyskałaś przytomność. Nie mogłabym cię zostawić samej, a nie chciałabym też kłopotów w pracy.
– Ja też nie chcę, żebyś miała przeze mnie problemy – zapewniłam, po czym spojrzałam na nią twardo – Okej, skoro jestem już świadoma ile mnie ominęło, wypadałoby chyba poruszyć najważniejszą kwestię... Jak i dlaczego tu trafiłam? Co wydarzyło się nad Zbiornikiem?
Julia wzięła głęboki wdech, najwyraźniej szykując się do oznajmienia mi złych wieści, lecz to nie ona odezwała się pierwsza.
– Już myślałem, że nigdy nie zapytasz – rzekł z drwiącym uśmiechem mężczyzna, który w tym momencie wyjrzał zza uchylonych drzwi.
Dosłownie mnie zamurowało. Spodziewałabym się bowiem zobaczyć wiele osób, ale jego akurat nie.
– Sebastian? – wydusiłam z niedowierzaniem.
– Cześć, siostrzyczko. Niestety, obawiam się, że odpowiedzi na twoje pytania nie będą równie optymistyczne jak fakt, że wciąż oddychasz.
 *
 – Ja cię tu przywiozłem – powiedział, spoglądając na mnie z powagą i z wdzięcznością przyjął od Julii kubek gorącej, świeżo zaparzonej kawy.
– Miło z twojej strony – prychnęłam, zaciskając usta – To jednak sprawia, że nasuwają mi się na myśl bardzo istotne sprawy do wyjaśnienia. Co robisz w Nowosybirsku? Skąd znasz Julię? Skąd wiedziałeś...?
Sebastian uniósł rękę, przerywając mi bezceremonialnie.
– Zaraz wyjaśnię, ale lepiej, żebym zachował logiczną kolejność, nie sądzisz?
Przytaknęłam niechętnie, mierząc go ponurym wzrokiem. Biorąc pod uwagę naszą przeszłość, nie mogłam się zdobyć na nic więcej niż bardzo ograniczone zaufanie w stosunku do jego słów. Jednak w tym momencie był praktycznie jedyną osobą, która mogła i chciała oświecić mnie odnośnie do tego, co się wydarzyło; postanowiłam więc w miarę możliwości trzymać język za zębami i wysłuchać tego, co miał do powiedzenia. Później, gdy nadarzy się ku temu okazja, miałam zamiar zweryfikować jego wersję. Każde jej słowo, sylaba po sylabie, jeżeli okaże się to konieczne.
– Przyjechałem do Nowosybirska nieco ponad miesiąc temu. Skontaktowała się ze mną Julia, była zaniepokojona. Miała powody by przypuszczać, że grozi ci niebezpieczeństwo.
– Jakie powody? – spytałam, przenosząc spojrzenie na dziewczynę.
– Twój dom był pod obserwacją – odparła – Jakiś czas temu podpięłam się do systemu monitorującego twoją najbliższą okolicę i raz na tydzień sprawdzałam, czy nie działo się coś niezwykłego.
– W ramach długu zaciągniętego u Igora?
– Tak.
– I co takiego zobaczyłaś?
– Podejrzane samochody na fałszywych numerach, kilku obcych gości przechadzających się twoją ulicą i ukradkiem zerkających na dom... Nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych.
– I nie przyszło ci do głowy, żeby mnie w tej kwestii uświadomić, zamiast wciągać w sprawę Sebastiana? – uniosłam brwi.
– Przyszło, ale uznałam, że może to nic takiego i nie warto cię niepotrzebnie niepokoić. Może to głupie, lecz wiedziałam, co spotkało cię w ostatnich miesiącach i...
– ...nie chciałaś mi dokładać zmartwień w obawie o moją kruchą psychikę? – zakpiłam, nie mogąc się pohamować.
– ...i dlatego napisałam do twojego brata, agenta FBI, z prośbą o sprawdzenie w ich bazie kilku typów, którzy kręcili się wokół twojego domu. Na własną rękę nie udało mi się niczego znaleźć, mimo że zdjęcia tych podejrzanych były dobrej jakości – wyjaśniła, całkiem ignorując moje złośliwe wtrącenie.
– Moje poszukiwania były równie bezowocne, zapewne dlatego że obserwatorzy umiejętnie się zakamuflowali. Niemniej sam fakt, że cię nadzorują, zaniepokoił mnie na tyle, że zdecydowałem się przyjrzeć temu wszystkiemu z bliska. Wspólnie z Julią analizowaliśmy nagrania z kamer, a gdy ona była w pracy ja patrolowałem twoją dzielnicę. Przy okazji straciłem sporo kasy na zimową odzież, bo ta, którą spakowałem, okazała się nieadekwatna do tutejszych temperatur.
– I przez cały ten czas żadne z was nie zdecydowało się ze mną porozmawiać.
– Zbieraliśmy się do tego, ale w pewnym momencie wiele wyjaśniło się samo. Tydzień po mnie do miasta zawitał bowiem... Patrick – Sebastian uważnie przyglądał się mojej reakcji na wzmiankę o znacząco nieobecnym narzeczonym, jednak zachowałam kamienną twarz. Zapadła kłopotliwa cisza, na szczęście krótka – Zastanawia mnie, dlaczego do tej pory o niego nie zapytałaś.
– Niby czemu miałabym pytać o to, co oczywiste? – odrzekłam, zaciskając pięści. Paznokcie wbiły się we wnętrze moich dłoni, poczułam ból – Skoro go tu nie ma, to albo nie żyje, albo znowu mnie oszukał. Nawiasem mówiąc, wolałabym pierwszą opcję, lecz twoja mina ewidentnie wskazuje na drugą.
– Nie oszukał cię – zaprzeczył Sebastian, kręcąc ponuro głową. I zadał ostateczny cios – On cię wystawił, Nina. Przynajmniej wszystko na to wskazuje.
Z moich ust wydobył się wściekły syk. Nie byłam jednak zaskoczona. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, nieważne jak bardzo chcielibyśmy w to wierzyć.
– Mogłam się tego spodziewać. Od początku jego motywy wydawały mi się podejrzane. Ale skoro stwierdzasz to z takim przekonaniem, mam nadzieję, że masz jakiś solidny dowód?
– Owszem. I pokażę ci go, kiedy skończę opowieść. Patrick kilka razy spotkał się z osobami, które cię obserwowały. Wyglądało to na zdawanie raportów, więc przypuszczamy, że to on je wynajął. Niestety nie zaryzykowałem zbliżenia się na tyle, żeby podsłuchać którąś z rozmów. Morrison mnie zna, więc gdyby zobaczył że kręcę się w pobliżu, miałby się na baczności. Wolałem, by pozostał na tyle nieostrożny na ile to było możliwe i ograniczyłem się do prowadzenia śledztwa z dystansu. Nadal wspomagała mnie Julia, po godzinach sprawdzając zapisy kamer. Nie działo się jednak wiele, przynajmniej aż do niedzieli dwa tygodnie temu.
– Dnia, w którym mnie postrzelono – mruknęłam, marszcząc czoło.
– Dokładnie. Tego dnia Julia miała wolne, a ja zwyczajowo obserwowałem Patricka. Piłem kawę w samochodzie niedaleko domu twojego ojca, gdy zauważyłem że odjeżdżasz. Dwie minuty później Morrison poszedł w twoje ślady, lecz zrobił krótki postój w centrum i zabrał na pokład pasażera. Ubranego od stóp do głów na biało, trzymającego podłużny futerał w ręku. Wysadził go na poboczu w bliskiej odległości od miejsca, z którego do ciebie strzelano, a potem ruszył nad Zbiornik, gdzie się spotkaliście. Minąłem was i zatrzymałem się kilkaset metrów dalej, ale tak, żebyście tego nie zauważyli. Wtedy jeszcze nie docierało do mnie, że facet którego Patrick podwiózł to snajper. Gdybym prędzej się zorientował...
– To nie twoja wina – powiedziałam stanowczo.
– Uważam, że jednak trochę moja.
– I moja – dodała Julia – Wiedzieliśmy, że coś się święci, powinniśmy być przygotowani na coś takiego. I dyskretnie dać ci znać, żebyś była ostrożna.
– Zgubiła mnie naiwność. Myślałem, że cokolwiek zaplanował, nie zrobi ci krzywdy. Pamiętam, jak na ciebie patrzył... – westchnął ciężko, zerkając na mnie przepraszająco – Dopóki mnie nie oświeciło zakładałem, że wynajął tych gości dla twojego dobra, żeby cię chronili czy coś w tym stylu. Wiesz, przed kolegami po fachu, na przykład. Zastanawiałem się, czy znowu ktoś cię nie ściga.
– Jedyne, co mnie ściga, to moje błędy – stwierdziłam z goryczą – Ale twój tok rozumowania wcale mnie nie dziwi, braciszku.
– Kiedy śledziłem wasze poczynania przez lornetkę, w pewnym momencie dostrzegłem błysk wśród drzew, a potem niewielki ruch. I nagle pojąłem, co się święci – Sebastian przełknął ślinę – Wybiegłem z samochodu i pognałem w tamtą stronę. Podkradłem się najciszej jak tylko się dało i rzuciłem się na strzelca; niemal dokładnie w chwili, gdy nacisnął spust. Szamotaliśmy się, aż przyłożył mi bronią w potylicę. To wystarczyło, by uciekł; wykorzystał te parę sekund, na które mnie zamroczyło. Nie goniłem go, musiałem sprawdzić co z tobą. Leżałaś na poboczu, nieprzytomna i cała we krwi. Auto Patricka znikało już za zakrętem. Zostawił cię na śmierć.
Przez kilka minut zgodnie milczeliśmy, przetrawiając bolesną prawdę. Nie zamierzałam jednak się nad sobą użalać.
– Co było dalej? – dałam Sebastianowi znak, by kontynuował opowieść.
– Pobiegłem po swoje auto i przywiozłem cię tu, do Julii. Podczas jazdy zadzwoniłem do niej, więc była przygotowana na to, co musiała zrobić.
– Na tyle, na ile pozwalał mi szok – mruknęła dziewczyna – Niezależnie od tego, Sebastian we właściwym momencie rzucił się na zabójcę, czym prawdopodobnie uratował ci życie.
– Oboje mnie uratowaliście – uśmiechnęłam się blado – Dziękuję. Mam u was dług.
– Nie u mnie – zaoponowała Julia – Znasz moje powody.
– Jeśli chodzi o mnie, potraktuj to jako ratę – dodał mój brat, patrząc na mnie znacząco – Pierwszą z wielu, w ramach zadośćuczynienia za krzywdy z przeszłości.
Zagryzłam usta i potarłam skroń, czując jak narasta we mnie frustracja. Zdawałam sobie sprawę, że moja sytuacja nie wygląda za ciekawie, ale dopiero w tej chwili zrozumiałam, że pomimo moich starań, by zostawić za sobą przeszłość i rozpocząć nowe życie, stare demony powróciły – i to o wiele silniejsze. A żeby z nimi walczyć, musiałam ponownie stać się tym, kim nie chciałam być. Nie podobała mi się ta perspektywa. Dawne życie przywodziło mi na myśl czarną dziurę, z której cudem udało mi się wydostać. Jeżeli na powrót stałabym się jego częścią, mogłam zostać wessana tak głęboko, że już nigdy nie wystawiłabym nosa poza horyzont zdarzeń, nie mówiąc o ucieczce. Wiedziałam jednak doskonale, że muszę raz na zawsze uporać się ze sprawą Patricka. Metodycznie, krok po kroku, zaczynając od poznania motywacji jego czynów. Lecz przed rzuceniem się w wir tornada, należało poruszyć jeszcze jedną, bardzo ważną dla mnie kwestię.
– Okej – powoli pokiwałam głową, wysilając się na tyle, by krótko i zwięźle podsumować usłyszane rewelacje – Patrick niespodziewanie przyjeżdża do Nowosybirska, po raz kolejny udaje, że mu na mnie zależy, odstawia teatrzyk z oświadczynami i w końcu wystawia mnie mordercy a ja ledwo uchodzę z życiem. Jego motywacje zostawmy na później. Czy któreś z was kontaktowało się z moim ojcem lub Tatianą? Na pewno zastanawiają się, gdzie przepadłam na tyle dni.
Sebastian i Julia wymienili zakłopotane spojrzenia.
– Ty jej powiedz – westchnął mój brat, nerwowo przeczesując palcami włosy. Unikał moich oczu i nagle dotarło do mnie, że to jeszcze nie koniec złych wieści. To był zaledwie ich początek, pierwsze kamyczki zwiastujące lawinę.
– O czym? – warknęłam, prostując się gwałtownie i natychmiast tego pożałowałam. Stłumiłam syk bólu i zacisnęłam zęby, piorunując ich wzrokiem – Tylko nie mówcie, że coś im się stało, bo...
– Żyją i mają się dobrze – Julia uniosła rękę w uspokajającym geście – Przynajmniej na razie.
– Wobec tego daj mi telefon, muszę z nimi porozmawiać.
– Myślę, że to nie jest najrozsądniejszy pomysł – rzekła dziewczyna, a w jej oczach zobaczyłam szczery żal.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – byłam już nieco skołowana.
Julia zerknęła na Sebastiana, a ten krótko skinął głową.
– Najlepiej będzie, jeśli sama zobaczysz. W każdym razie, jeśli ciągle się nad tym zastanawiasz, zaraz zrozumiesz czemu nie zabraliśmy cię do szpitala, jak przecież nakazywałby zdrowy rozsądek. Morrison miał przygotowany plan awaryjny, tak byś w razie niepowodzenia strzelca nie mogła nikogo poprosić o pomoc – oznajmiła, sięgając po laptop. Przez krótką chwilę czegoś szukała, po czym podała mi komputer. Na jego ekranie widoczne było jedno okno, z uruchomionym plikiem wideo. Z duszą na ramieniu, nie czekając na dodatkowe zachęty, wcisnęłam przycisk rozpoczynający odtwarzanie.
I momentalnie mnie zmroziło.
Na tle rządowego loga stali mój ojciec, Tatiana, Patrick oraz miejscowy pułkownik policji. Wszyscy troje byli bladzi i wyglądali na strapionych, ale zdecydowanie najgorzej prezentował się Aleksandr. Sprawiał wrażenie, jakby na kark nagle spadło mu kolejnych dwadzieścia lat. Tatiana zdawała się być na skraju załamania nerwowego, a twarz Patricka przypominała nieprzeniknioną maskę. Jeszcze jedną z jego bogatego repertuaru.
– Jak państwo wiedzą, wczoraj nad Zbiornikiem Nowosybirskim doszło do strasznego zdarzenia – odezwał się pułkownik wypranym z emocji głosem – Ze względu na dobro prowadzonego śledztwa nie mogę ujawnić żadnych ważnych szczegółów, więc proszę o niezadawanie pytań, na które nie dostaną państwo odpowiedzi. Wszystko co istotne dla mediów zostanie podane w niniejszym oświadczeniu – odchrząknął kilka razy, po czym kontynuował – Najważniejsza informacja dotyczy tego, że doszło do strzelaniny, w wyniku której ranna została Nina Konstantinowa, mieszkanka naszego miasta. Skala obrażeń odniesionych przez panią Konstantinową jest nieznana, podobnie jak jej aktualne miejsce pobytu. Mamy uzasadnione powody by przypuszczać, że doszło do jej porwania, dlatego niezwłocznie przystępujemy do akcji poszukiwawczej. Ktokolwiek posiada najmniejszą nawet poszlakę, która mogłaby pomóc policji w odnalezieniu zaginionej, proszony jest o jak najszybsze powiadomienie o tym fakcie służb – na ekranie wyświetliło się moje zdjęcie i numer telefonu kontaktowego – Jednocześnie uprasza się wszystkich o zachowanie ostrożności. Strzelec, który mierzył do pani Konstantinowej nie został do tej pory ujęty i nie wiadomo, jakimi motywami się kierował. Może więc stanowić bezpośrednie zagrożenie również dla reszty mieszkańców Nowosybirska. Ostrożność zalecana jest także w przypadku spotkania samej pani Konstantinowej. Na tym etapie sprawy jest to z reguły niewskazane, jednak ze względu na jej wyjątkowy charakter zostałem upoważniony do przekazania państwu informacji o tym, że istnieją liczne przesłanki ku temu by sądzić, że poszukiwana może być zamieszana w działania terrorystyczne. Ponawiam więc apel o zachowanie wzmożonej czujności i natychmiastowy kontakt z policją w przypadku posiadania wiedzy na temat pani Konstantinowej oraz osoby odpowiedzialnej za strzelaninę. O postępach w śledztwie będziemy informować na bieżąco.
Nagranie dobiegło końca, ale nie potrafiłam oderwać zszokowanego wzroku od ekranu komputera. To się nie mogło dziać naprawdę. Najwyraźniej moje koszmary senne postanowiły w pewnym sensie przeniknąć do rzeczywistości, tylko w zmienionej postaci. A już zaczynałam naiwnie sądzić, że się od nich uwolniłam.
– Okazało się, że Patrick oddalił się z miejsca strzelaniny i niezwłocznie zadzwonił na policję. Przedstawił własną, kłamliwą wersję wydarzeń; zapewne wiarygodną, skoro go nie zamknęli. Kiedy dowiedział się, że nigdzie nie ma twojego ciała, podsunął teorię o porwaniu i terroryzmie... Chcieliśmy jak najszybciej zabrać cię do szpitala, ale gdybyśmy to zrobili, pewnie już wkrótce siedziałabyś w więzieniu, o ile Morrison nie dokończyłby roboty własnoręcznie odwiedziwszy cię na oddziale... Nina? – Sebastian spoglądał na mnie z niepokojem.
– Tak? – ocknęłam się z zamyślenia.
– Powiedz coś. Masz taką minę, że zaczynam się bać.
– Nie masz powodu. Uważam, że postąpiliście słusznie, decydując się zaryzykować. Jestem przekonana, że nie przeżyłabym pobytu w szpitalu; nie muszę znać motywacji działań Patricka by to stwierdzić. Tu, w ukryciu, paradoksalnie miałam większe szanse – posłałam mu słaby uśmiech.
– Może trochę za wcześnie na to pytanie, ale... Co zamierzasz zrobić?
– Wszystko zależy od tego, jak toczy się ich śledztwo – zamknęłam laptop, starając się powstrzymać grymas wściekłości – I czy dla opinii publicznej przestałam już być potencjalną terrorystką.
– Według naszych informacji, nic się nie zmieniło. Nadal jesteś poszukiwana, a po strzelcu słuch zaginął. Kłopot w tym, że robi się z tego sprawa na szerszą skalę; ostatnio regularnie wspominają o tobie także w dzienniku ogólnokrajowym – odparła Julia – Nie obraź się, lecz moim zdaniem sytuacja wygląda beznadziejnie.
– Wiem – przyznałam, gorączkowo analizując swoje położenie – Nie mogę wrócić do domu, ani skontaktować się z rodziną. Nie chodzi nawet o policję, tylko o Patricka. Te podejrzenia o terroryzm to jego sprawka, chce mnie osaczyć i sprawić, żebym pod presją zaczęła popełniać błędy. Odciął mnie od najbliższych oraz miejsca, w którym miałam praktycznie wszystko, co potrzebne do ewentualnej ucieczki z kraju. Dzwoniąc do ojca lub Tatiany jedynie bym ich naraziła, choć z drugiej strony jego obecność w ich pobliżu, w dodatku niemających pojęcia o jego prawdziwych zamiarach, przeraża mnie jeszcze bardziej. To, że pokazał się na tym wideo, również było celowe.
– W ten sposób pośrednio ci grozi – mruknął Sebastian – Przesyła wiadomość: wracaj, albo ich zabiję. Są na jego łasce, nieświadomi zagrożenia. W każdej chwili może zadać ostateczny cios.
– Analiza godna agenta FBI – pochwaliłam z bladym uśmiechem.
– Byłego agenta – poprawił – Zgadzam się też, że nie powinnaś się z nikim kontaktować ani wracać do domu. To zbyt ryzykowne.
– Zastanawia mnie jedno – wtrąciła się Julia – Dlaczego zakładacie, że Patrick zdaje sobie sprawę z faktu, że Nina wie o tym, jaki był jego udział w wydarzeniach przy Zbiorniku? Gdyby znalazł ją ktoś inny niż my i z jakiegoś powodu także nie zabrał jej do lekarza, obecnie leżałaby w domu nieznajomego, który nie powiedziałby jej przecież o tym, że Patrick podwiózł strzelca oraz że uciekł i zostawił ją na śmierć... W takim wypadku chciałaby wrócić do domu, do rodziny i narzeczonego, nie zważając na podejrzenia o terroryzm.
– Ale do tej pory nie wróciłam – stwierdziłam spokojnie – Co każe mu przypuszczać, że a) nie przeżyłam strzału, ale ktoś zabrał moje ciało; b) przeżyłam, bo rana nie była poważna i teraz ukrywam się na własną rękę, przy czym mam sporo czasu na rozważania i domyślam się już prawdy; c) uratował mnie ktoś znajomy, być może świadomy tego co zaszło, tak więc znam przebieg wydarzeń, ukrywam się i w dodatku mam pomoc. Gdyby, jak mówisz, znalazł mnie obcy człowiek i z sobie znanych powodów nie zawiózł do szpitala tylko leczył w domu, zapewne zadzwoniłby na policję w odpowiedzi na apel poszukiwawczy. Chyba że trafiłby się jakiś psychopata, który chciałby mnie więzić w piwnicy do końca życia, lecz to mało prawdopodobne. Jeśli ten nieznajomy jednak nie powiadomiłby policji, to rzeczywiście, pewnie chciałabym wrócić do rodziny. Nie zrobiłam tego, więc Patrick wie, że coś mnie powstrzymuje i doskonale zdaje sobie sprawę, że są to podejrzenia wobec niego; wywnioskowane na własną rękę lub z czyjąś pomocą. Nic nie jest bowiem w stanie wytłumaczyć faktu, że zostawił mnie poważnie ranną, podczas gdy parę minut wcześniej mi się oświadczał. Gdyby był niewinny, byłby teraz przy mnie. Ma świadomość, że jeśli przeżyłam stracił moje zaufanie już na zawsze, więc nie musi się dłużej kryć ze swoimi zamiarami. Dlatego też przyczepił się do ojca i Tatiany, grając załamanego narzeczonego. Sebastian ma rację, to wiadomość. Patrick sądzi, że trzyma mnie w garści i prędzej czy później się poddam.
– W pewnym sensie ma cię w szachu – zauważyła dziewczyna – Jak sama mówisz, odciął cię od bliskich i domu, nie masz dokumentów ani pieniędzy, by spokojnie móc się gdzieś zaszyć i obmyślić zemstę. Na dodatek szuka cię policja, jako domniemaną terrorystkę pięć razy intensywniej niż w zwykłym przypadku.
– O tak, to na pewno – uśmiechnęłam się lekko – I owszem, Patrick ma mnie w szachu. Lecz do mata jeszcze bardzo daleko.
– To znaczy, że masz plan? – uniosła brwi – Musi być naprawdę hardkorowy.
– I taki jest, mówiąc bez zbędnej skromności – poprawiłam się w łóżku, posykując cicho przy gwałtowniejszych ruchach – Morrison jest przebiegły, ale ma jedną wielką wadę: pychę. Ostrzegałam, że kiedyś go to zgubi, jednak widocznie nie za bardzo się tym przejął. Zamierzam to wykorzystać. Poza tym, uważa że zna mnie na wylot. Że wie o mnie wszystko. Niestety dla niego, jest w błędzie. Ja zawsze zostawiam sobie drogę odwrotu, tylne wyjście na specjalne okazje takie jak ta – zmrużyłam oczy – Użyję jej by go zniszczyć, tym razem na dobre.
– Przypominam że musisz się wyleczyć, a to jeszcze trochę potrwa – powiedziała Julia stanowczo. Widać, że była pod wrażeniem, chociaż nie rozumiałam czego. Mimo że udawałam opanowaną, wewnątrz wszystko się we mnie gotowało, fizycznie byłam w dość opłakanym stanie, a mojej tylnej furtki nie mogłam uważać za pewnik. Była jednak ostatnim, co mi pozostało.
– Wiem. Dlatego wykorzystam czas rekonwalescencji najlepiej, jak się da. Plan działania musi być doskonały, więc trzeba go dobrze przemyśleć. Nie mam już marginesu błędu; to co mogło, posypało się. Na szczęście zostały mi jeszcze fundamenty.
– Chcesz opuścić Nowosybirsk? – zapytał Sebastian, czujnie mrużąc oczy.
– Tak, niestety to konieczne. Lecz tymczasowe.
– A dokumenty? Pieniądze? Ubrania?
– To akurat żaden problem. Najwięcej kłopotu przysporzy mi opuszczenie miasta. Dworce i lotniska są monitorowane, więc pozostaje mi liczyć na waszą pomoc. Któreś z was będzie musiało mnie stąd wywieźć, potem dam już sobie radę.
– Zawsze podziwiałem twoją pewność siebie – pokręcił głową mój brat, ale lekko się uśmiechnął – Pozwól, że raz jeszcze cię poprawię: nas.
– Co: nas?
– Julia będzie musiała nas stąd wywieźć – oznajmił, a widząc moje zaskoczenie dodał – Nie zamierzam zostawić cię z tym zupełnie samej. Niezależnie od twojego superplanu, przyda ci się pomoc kogoś, kto umie obchodzić się z bronią.
Zawahałam się. Mimo wszystko, ciągle nie ufałam Sebastianowi i Julii. Jednak brat miał rację, mógł mi się przydać. Jego użyteczność ostatecznie przeważyła szalę i postanowiłam dać mu mały kredyt zaufania. Nie pełnego, nie ślepego. Tymczasowo nieodzownego.
– Okej, niech będzie – przytaknęłam niechętnie – Twój udział nieco zmodyfikuje plan, ale myślę, że przyniesie więcej pożytku niż strat. Musimy jednak ustalić kilka rzeczy.
– Jasne.
– Patrick pewnie dotarł już do informacji o twoim przylocie do Nowosybirska. Jeżeli podejrzewa że ktoś mi pomaga, prześwietlił każdego kto tylko przyszedł mu na myśl. W tym prawdopodobnie i ciebie.
– Punkt dla niego.
– Czy używałeś kart płatniczych w okolicy? Czegoś, dzięki czemu...
– ...można namierzyć dom Julii? Nie, Nina. Za wszystko płacę gotówką, od momentu przylotu.
– A wypożyczony samochód, którym mnie tu przywiozłeś?
– Gotówka.
– Ale na prawdziwe nazwisko?
– Tak. Jednak nigdy nie parkowałem w pobliżu, poza dniem w którym cię tu przywiozłem. Auto już zwróciłem, nawiasem mówiąc.
– W porządku. Nie jest idealnie, lecz raczej nas nie znajdą, choć w wypożyczalni mógł być monitoring... – przygryzłam usta – Patrick pewnie to sprawdzi.
– Wiedza o tym, jaki samochód wynająłem, nie doprowadzi go tutaj. Byłem ostrożny. A kamery są praktycznie wszędzie: w sklepach, na rogach niektórych ulic... Mimo to, w okolicy żadnej nie zauważyłem, Julia też nie.
– Potwierdzam – uśmiechnęła się dziewczyna – Nikt was tu nie namierzy, o ile sami go tu nie sprowadzicie.
– A ślady krwi w aucie? – drążyłam, nie mogąc się powstrzymać – Jeszcze tego brakuje, żeby oskarżyli któreś z was o porwanie mnie.
– Zajęłam się tym, nic nie znajdą. Samochód jest czysty jak łza. To znaczy był, gdy Sebastian go oddawał, nie wiem jak teraz – Julia wydawała się powoli odzyskiwać dobry humor.
– No to czas na...
– ...odpoczynek – przerwała mi brutalnie – Za dużo emocji naraz nie przyspieszy twojego zdrowienia. Zdążycie wszystko zaplanować i to kilka razy. Teraz powinnaś trochę poleżeć.
Jak na zawołanie poczułam ogarniającą moje ciało falę zmęczenia. Ziewnęłam, ignorując wymowne spojrzenie swojej opiekunki, ale wyjątkowo nie zamierzałam się kłócić. Nie miałam na to siły.
– Racja – mruknęłam, ostrożnie się kładąc – Tylko nie pozwólcie mi spać zbyt długo. Chcę jak najszybciej wrócić do normalności, a wielogodzinne leżenie nigdy mi nie służyło.
 *
 Półtora tygodnia później, dziesiątego stycznia, Julia wywiozła nas z Nowosybirska. Aż do granicy miasta dla bezpieczeństwa zmuszona byłam leżeć na podłodze między przednimi i tylnymi siedzeniami, jednak moje rany były już zagojone na tyle dobrze, że mogłam poruszać się bez krzywienia się i jęków. Pozycja nie należała do zbyt komfortowych, ale ważniejsze było to, że zapewniała osłonę przed wzrokiem osób postronnych. Mimo wszystko, miałam na sobie rudą perukę i okulary, które Julia znalazła w jednej ze swoich szaf – na wszelki wypadek. Życie nauczyło mnie już, że zaplanowane działania nigdy nie toczą się w pełni według ustalonego schematu. Gdybyśmy musieli z jakiegoś powodu opuścić auto, mogłam to zrobić bez większych obaw. Na szczęście nic podobnego nie miało miejsca i parę minut po czternastej minęliśmy znak informujący o końcu zabudowań miejskich.
Tak jak mówiłam swoim wspólnikom, pieniądze nie stanowiły problemu. Posiadałam kilka kont bankowych w różnych krajach, po których w moim domowym sejfie nie było żadnego śladu. Kwintesencja sformułowania ściśle tajne; Patrick nie miał szans dobrać się do tych pieniędzy, nawet gdyby przewrócił budynek do góry nogami. Do wydania odpowiednich dyspozycji użyłam doskonale zabezpieczonego komputera Julii i już po kilkunastu minutach wielostopniowego uwierzytelniania na jej rachunek wpłynęła pokaźna kwota, za której część kupiliśmy najpotrzebniejsze rzeczy – w moim przypadku dotyczyło to zwłaszcza szeroko rozumianych przedmiotów codziennego użytku, których skompletowanie zajęło dużo więcej czasu niż początkowo zakładałam.
Wysiedliśmy z auta na poboczu drogi. Znajdowaliśmy się we wsi Mocziszcze, położonej dwadzieścia kilometrów na północny wschód od centrum Nowosybirska. Założyłam pokaźnych rozmiarów plecak a Sebastian poszedł w moje ślady, podczas gdy Julia wręczyła nam bilety do Tajszetu.
– To co zamierzacie zrobić jest szalone – oznajmiła – Ale życzę wam powodzenia.
– Będziemy go potrzebować – przyznałam, spoglądając na pokryte śniegiem brzozy ciągnące się wzdłuż szosy.
Julia nie znała prawdziwego celu naszej podróży, podobnie jak Sebastian, którego zamierzałam niejako postawić przed faktem dokonanym. Wiązało się to z zamiarem zminimalizowania ryzyka, że ktoś nas wytropi. Na szczęście mój brat rozumiał to i nie protestował, przynajmniej nie otwarcie. Wierzył w to, że wiem co robię. Tak bardzo chciałam podzielać tę wiarę.
– No cóż – dziewczyna przestąpiła z lewej nogi na prawą, czując się nieco niezręcznie – Zbierajcie się, bo zamarzniecie na kość.
– Dziękuję za wszystko – zerknęłam na nią i lekko się uśmiechnęłam – Mam nadzieję, że kiedy ten szajs się skończy, spotkamy się na kawie.
– Oby jak najprędzej – skinęła głową i krótko się uścisnęłyśmy.
– Do zobaczenia – westchnął Sebastian – Dbaj o siebie.
– Jasne – zasalutowała mu w kpiącym geście – Do zobaczenia, nie dajcie się zabić. Już dość znajomych straciłam.
– Zrobimy co w naszej mocy – zapewniłam i po chwili razem z bratem machaliśmy do znikającego w oddali samochodu. Kiedy zostaliśmy sami, wymieniliśmy ponure, lecz zdecydowane spojrzenia.
– Ruszajmy, siostro – Sebastian starał się o zachęcający ton, ale dotkliwy mróz wydawał się doszczętnie niszczyć jego entuzjazm.
Wskakiwanie do pędzącego pociągu zakrawało na czyste szaleństwo, jednak nie mieliśmy innego wyjścia. Mimo przebrań byliśmy zgodni co do tego, że musimy unikać dworców na tyle, na ile okaże się to możliwe. Dotyczyło to zwłaszcza tych położonych w pobliżu Nowosybirska, które mogły być pod obserwacją. Przedarliśmy się więc przez rząd drzew i stanęliśmy przy torach.
– Niedaleko jest stacja i przejazd. Powinien nieco zwolnić, nie sądzisz?
– Normalnie nie liczyłabym na to. Maszyniści miewają swoje odchyły, a na przejeździe to auta mają uważać. Fakt że jest tu stacja absolutnie nic nie znaczy, transsib nie zatrzymuje się w takich wioskach. Ale mamy szczęście; kawałek stąd są aktualnie prowadzone prace naprawcze torowiska. Na tym odcinku pociąg musi wytracić część prędkości, więc będzie jechał jakieś trzydzieści kilometrów na godzinę.
– Cholera. Mam złe przeczucia. Gdyby był tu jeszcze jakiś wiadukt, z którego można by było zeskoczyć na dach wagonu...
– Już widzę, jak byś skakał – wywróciłam oczami – Uwierz, to o wiele lepsze wyjście. Mniejsze ryzyko śmierci. Lecz jeśli aż tak bardzo chcesz się zabrać za to niekonwencjonalnie, zawsze możemy użyć brzozy jako katapulty.
– Bardzo śmieszne. Tak jakby istniał jakiś konwencjonalny sposób wskakiwania do pociągów – zerknął na mnie podejrzliwie – Robiłaś to już kiedyś?
– Nie, nigdy nie było takiej konieczności. Jednak kiedyś musi być ten pierwszy raz – wzruszyłam ramionami – Lepiej zróbmy rozgrzewkę.
Gdy usłyszeliśmy odległy szum zwiastujący nadjeżdżający pociąg, wymieniliśmy długie spojrzenia, zupełnie takie, jakbyśmy gotowali się na rychły zgon.
– Raz kozie śmierć – stwierdził Sebastian i pochyleni puściliśmy się biegiem wzdłuż torów.
Gwizd narastał, aż w końcu pierwsze wagony zaczęły nas mijać. Ku mojemu zaskoczeniu, mieliśmy większy fart niż zakładałam – skład jechał na tyle wolno, że bez jakiegoś heroicznego wysiłku udało nam się złapać poręczy i wciągnąć na wąskie schodki; góra dwadzieścia kilometrów na godzinę. Prace torowe musiały być więc trochę poważniejsze niż sądziłam, ale najwyraźniej była to pozytywna pomyłka – miła odmiana, jeśli wziąć pod uwagę moje życie.
Przy pomocy noża udało mi się odblokować i otworzyć wejście do wagonu. Nie wahając się ani sekundy wskoczyłam do środka, a za mną wylądował Sebastian, przytomnie zasuwając za sobą drzwi. Przez chwilę po prostu siedzieliśmy, by wyrównać oddech. W końcu jednak stanęliśmy na nogi i ruszyliśmy na poszukiwanie czteromiejscowego przedziału, który wykupiliśmy tylko dla siebie. Kolejnym szczęśliwym trafem było to, że korytarze praktycznie świeciły pustkami. Nasze przybycie zauważył jedynie jakiś wychudzony dzieciak, wpatrujący się w nas szeroko otwartymi z przerażenia (lub podziwu; trudno było to jednoznacznie stwierdzić) oczami. Zignorowaliśmy go i po około minucie z ulgą wsunęliśmy się do przedziału i zamknęliśmy za sobą drzwi.
– Jak twoja ręka? – zapytał Sebastian, zdejmując puchową kurtkę.
– Trochę boli, ale wytrzymam. Najgorsze już za nami i jeśli dobrze pójdzie, w najbliższym czasie nie będę już musiała jej nadwyrężać – odparłam, opadając na swoje miejsce.
Po dwóch minutach powolnej jazdy pociąg gwałtownie przyspieszył, powracając do swojej normalnej prędkości. Milczeliśmy, podziwiając zimowy krajobraz szybko przesuwający się za oknem. Czekało nas blisko dziewiętnaście godzin jazdy.
– Dlaczego Tajszet? – mój brat zdecydował się przerwać ciszę, choć z jego miny mogłam łatwo wywnioskować, że nie spodziewa się rozbudowanej odpowiedzi. Zaskoczyłam go.
– Ze względów praktycznych – rzekłam, utkwiwszy w nim wzrok – To dość specyficzne miejsce, ważne dla strategii. Z linią transsyberyjską, którą obecnie podążamy, łączy się w Tajszecie kolej bajkalsko-amurska. Mając na uwadze to rozwidlenie tras, uznałam że właśnie tam będzie nasz węzeł przesiadkowy.
– Którą drogą się udamy? – podrapał się po nosie.
– Powiedzmy, że przez jakiś czas będziesz miał okazję podziwiać Bajkał przez okno – uśmiechnęłam się nieznacznie.
– Super, czyli zimniejsza opcja. Zaczynam rozumieć, dlaczego nalegałaś na spakowanie takiej liczby termoaktywnej odzieży – przez moment przyglądał mi się z namysłem – Przypuszczam, że ustalając trasę miałaś na celu zdezorientowanie ewentualnego pościgu?
– Dokładnie. Jeśli ktoś jakimś cudem dotrze do Julii...
– ...zdoła z niej wyciągnąć tylko informację o Tajszecie, która w sumie niewiele daje, bo możemy już wtedy być w dowolnym miejscu Syberii – dokończył, kiwając głową – Świetnie. Tyle, że raczej nie uda nam się przez cały czas unikać dworców. Mogą nas namierzyć. Nie mam na myśli samego Patricka, ale jeśli zaangażuje w pościg policję, bez problemu uzyskają dostęp do monitoringu.
– Unikanie dworców nie jest w sumie takie trudne – prychnęłam – Ze zwalniającego pociągu łatwo wyskoczyć i w ten sposób ominąć stację, lecz przyciąga to uwagę współpasażerów. Jednak lepsze chyba to, niż niepożądane uwiecznienie przez kamery. Poza tym mamy przebrania i fałszywe papiery; nie każdy dworzec wyposażony jest też w prawdziwy monitoring. Zachowajmy ostrożność i nie rzucajmy się w oczy, a wszystko się uda.
Wyjęłam z kieszonki plecaka zdobyty przez Julię plik dokumentów, które przez lata spoczywały w mojej skrytce wykupionej na fałszywe nazwisko i czekały na moment, w którym okażą się przydatne. Połowę z nich podałam Sebastianowi.
– Aleksiej Wołkow – przyjrzał się swojemu paszportowi, do którego zaledwie wczoraj wkleiliśmy zrobione w domowy sposób zdjęcie – Szkoda, że nie znam rosyjskiego. To może być trochę podejrzane, Rosjanin nie potrafiący wydusić słowa w ojczystym języku.
– Przed nami łącznie tydzień podróży – roześmiałam się – Sporo czasu na parę podstawowych lekcji, choć zawsze możesz udawać niemowę.
Sebastian jęknął z niedowierzaniem i chyba zbierał się do gwałtownego protestu, ale nie pozwoliłam mu na jego wygłoszenie.
– Masz lepszy pomysł na rozrywkę w pociągu? – zamrugałam niewinnie – Jestem pewna, że to będzie całkiem zabawne.
– Och, jasne – zadrwił – Może dla ciebie. Nie jestem wirtuozem językowym, uprzedzam. Jeśli zaczniesz ze mnie pokpiwać, przyłożę ci – pogroził mi palcem.
– To nie będzie konieczne. Twoja edukacja językowa jest dość istotna, jeżeli chodzi o naszą przykrywkę, więc postaram się być profesjonalistką.
Kilkanaście kolejnych minut spędziliśmy w ciszy, przeglądając nowe dokumenty i zapamiętując podstawowe dane.
– Wiem, że nadal mi nie ufasz i dlatego trzymasz mnie na dystans – odezwał się w pewnym momencie mój brat. Siedział z założonymi rękoma i spoglądał przez okno – Ale sądzę, że mimo to powinnaś mi powiedzieć dokąd zmierzamy. Zdaję sobię sprawę z tego, że obawiasz się że cię zdradzę i spalę twoją ostatnią deskę ratunku. Na twoim miejscu też byłbym ostrożny, więc to rozumiem. Wszyscy bliscy ludzie zawsze cię oszukiwali, zdradzali, a ja sam próbowałem cię zabić. Niewiele różnię się od Patricka. Nie ma racjonalnego powodu, dla którego miałabyś wyjawić mi co dokładnie planujesz, dopóki nie będziesz musiała. Poza jednym – przeniósł na mnie wzrok – Co, jeśli w drodze coś ci się stanie? Nie znam rosyjskiego, nie znam Syberii. Do Nowosybirska nie wrócimy, więc powinienem wiedzieć, gdzie udać się po pomoc w razie czegoś nieprzewidzianego, nie uważasz?
Zagryzłam usta, bijąc się z myślami.
– Masz rację – stwierdziłam, wzdychając ciężko – Nie ufam ci. Nie chcę, żebyś wiedział dokąd jedziemy, dopóki nie będziemy u celu. Ale twój argument jest rozsądny, więc po raz ostatni zaryzykuję. Jeśli jednak mnie zdradzisz lub wzbudzisz moje podejrzenia, poderżnę ci gardło bez mrugnięcia okiem. Bez szansy na wyjaśnienia z twojej strony. Jasne?
– Jak słońce. Lecz powtórzę jeszcze raz: nie mam zamiaru cię zdradzić.
– Wspaniale – wstałam i otworzyłam drzwi na korytarz, by sprawdzić czy nikt nie kręci się w pobliżu. Po chwili je zamknęłam i na powrót zajęłam swoje miejsce – Czeka nas jeszcze kilka przesiadek. W Tajszecie złapiemy pociąg do Skoworodina, stamtąd zaś udamy się do Tommotu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będziemy tam szesnastego stycznia, za niecały tydzień.
– Co takiego jest w Tommocie?
– Wypożyczalnia samochodowa – wyjaśniłam cierpliwie – Należy do mojego znajomego; można nawet powiedzieć, że przyszywanego kuzyna.
Sebastian zmarszczył czoło.
– Chwileczkę. Przecież poza ojcem nie masz żadnej żyjącej rodziny. Zanim przystąpiłem do realizacji swojego niecnego planu, prześwietliłem ciebie i twoich bliskich.
– Nie łączą nas więzy krwi. Ujmijmy to tak: posiadam niespokrewnioną rodzinę, daleko na Syberii. Wszystko wyjaśni się później, na razie nie zagłębiajmy się w szczegóły. Wróćmy do naszej trasy.
– W porządku. Rozumiem więc, że w Tommocie załatwimy sobie auto. I co potem?
– Potem... – spojrzałam na niego ponuro i ponownie zacisnęłam wargi – Potem pojedziemy tam, gdzie spodziewam się otrzymać pomoc, a gdzie obcokrajowcom nie uśmiecha się przyjeżdżać podczas zimy... Chyba że są mniej lub bardziej szaleni. W jedyne miejsce, do którego przysięgałam nigdy nie wracać – widząc pytanie w jego oczach, dodałam grobowym tonem – Do Jakucka.
0 notes
kosakovsky · 6 years
Text
Żyjemy w czasach, w których ludzie nie umieją się ze sobą komunikować (wywiad).
Jak o sobie mówi - staruszek w ciele młodego mężczyzny. Na kilka tygodni przed premierą debiutanckiego mini-albumu rozmawiamy z KOSAKOVSKY’m o muzyce, dzisiejszym pokoleniu oraz o… miłości.
A: Wydajesz swój debiutancki materiał. Jakie to uczucie?
K: Prawdę mówiąc, wydawanie muzyki to coś zupełnie nierealnego. Sam proces tworzenia jest doznaniem kompletnie kosmicznym. Każdy z nas doświadczył tego procesu głównie w szkole, jednakże wtedy raczej jest to wypadkowa, np. tego co nauczyciel nam podpowie. Im stajemy się starsi i bardziej doświadczeni, tworząc odczuwamy większe emocje. Jest to swojego rodzaju retrospekcja. Muzyka jest moją ucieczką, terapią od tego wszystkiego czego doświadczyłem.
A: Na swoim facebookowym profilu opisujesz się słowami "człowiek, który lubi pisać smutne piosenki". Twoje piosenki są bardzo rytmiczne, wręcz można przy nich tańczyć. Skąd takie określenie?
K: Faktycznie tak jest. Moje niektóre kawałki są bardzo taneczne, jednakże mało która osoba zwraca uwagę na słowa. A one praktycznie stanowią trzon utworu. Większośc współczesnych dyskotekowych piosenek nie ma żadnego przekazu. Żyjemy w czasach fast-foodowej muzyki, gdzie słowo nic nie znaczy. Zawsze chciałem pisać piosenki, które są oryginalne. Nie chcę tworzyć czegoś, co będzie zapomniane po trzech minutach. Nie chce i nie będę pisał piosenek o niczym (śmiech). Muzyka powinna być podyktowana emocjami, doświadczeniem. Wtedy jest prawdziwa.
A: Do pracy nad krążkiem zaprosiłeś Michała Wasilewskiego - producenta odpowiedzialnego za brzmienie zespołu XXANAXX.
K: Tak, Michał jest fantastycznym producentem. Wspólnie pracowaliśmy nad jednym utworem. Konkretnie wiedzieliśmy co chcemy stworzyć. Przyszedłem z muzyką, Michał to zaaranżował, wyprodukował. Jestem wielkim fanem XXANAXXu, zatem musiałem wykorzystać tę okazję.
A: Jak u Ciebie wygląda proces twórczy? Ile trwa napisanie jednej piosenki?
K: Kreacja to proces, który jest zwykłą zagadką. Nie wiesz kiedy się pojawi, nie wiesz co Cię zainspiruje. Czasem zwyczajny przypadek zadecyduje o czymś, z czego powstanie utwór. Wielokrotnie miewałem sytuacje, w których np. dźwięk sygnalizacji świetlnej idealnie współgrał z dźwiękiem gazującego motoru. Czasem jest tak, że ta melodia utkwi Ci w głowie, czasem gdzieś wylatuje i zapominam o niej. To samo tyczy się słów.
A: Jakie dałbyś rady początkującym muzykom?
K: W sumie ja jestem debiutantem, ale pewnie masz na myśli osoby, które myślą o związaniu się z muzyką (uśmiech). W obecnych czasach najbardziej razi mnie brak konsekwencji przy wykonywanych przez nas czynnościach. Jesteśmy nastawieni na natychmiastowy sukces, który zwyczajnie może nigdy nie nadejść. Brak konsekwencji objawia się tym, że szybko zmieniamy dziedziny. Jeśli chcemy być aktorami, to próbujmy. Obecnie to wygląda tak, że brak szybkiej kariery w danej dziedzinie skutkuje zmianą jej na inną. Pamiętajmy, że sława jest wypadkową tego co robimy (jeśli jest to dobre). Wiele osób pragnie sławy, a nie o to chodzi. Nie można zbudować kariery czy też autorytetu na krótkim epizodzie, o którym wszyscy zapomną. Szybciej niż nam się wydaje. Gdzieś kiedyś usłyszałem, że dobrą piosenkę napiszemy dopiero po stu napisanych przez nas utworach. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to prawda. Muzyka także potrzebuje warsztatu, z czasem nabieramy większej świadomości słowa. Stajemy się artystami bardziej dla siebie krytycznymi. Każda początkująca osoba pierwszą swoją piosenkę chce nagrać w studiu, najlepiej ze świetnym producentem. Rzeczywistość jest inna. Zanim coś damy ludziom zapytajmy się sami siebie "czy ja bym to kupił? czy ludziom się to spodoba?".
A: Co sądzisz o "szybkich karierach" w show biznesie?
K: Coś co szybko spodoba się ludziom, równie szybko się im znudzi. Świetnie jest być osobą, w którą ktoś tak bardzo wierzy oraz inwestuje. Szybka kariera nie jest czymś co mnie interesuje. Goniący dziennikarze też nie są czymś o co chciałbym zabiegać. Ja zwyczajnie skupiony jestem na muzyce. Największą przyjemność sprawia mi na tę chwilę tworzenie. Doskonale wiem co chcę grać, jestem świadomy tego co chcę przekazać. Do pewnego etapu trzeba dojrzeć. Mając szesnaście lat także myślałem, że jestem już ukształtowaną osobą. A dziś łąpię się na tym jakie brednie wygadywałem dwa lata temu (śmiech). Zazwyczaj szybkie kariery dotyczą osób bardzo młodych, które wątpię by wiedziały co chcą zakomunikować. Treści poruszane w piosenkach dotyczą kwestii, których nigdy nie przeżyły.
A: Na co dzień pracujesz w dużej agencji reklamowej. Korporacyjna praca to coś, czego artyści unikają. Jak godzisz te dwie różne dziedziny?
K: Zdaję sobie z tego sprawę, że korporacyjny model pracy stanowi całkowite przeciwieństwo idei artyzmu. W dużych firmach liczy się coś takiego jak procedury, czas. Elementy te praktycznie nie istnieją w życiu artysty, ponieważ ograniczają wolność artystyczną. Nie ma nic gorszego niż presja czasu. Ja znalazłem w sobie coś, co ze sobą idealnie współgra, taka moja krzywa Gaussa. Z jednej strony mam tę korporacyjną, a z drugiej artystyczną prostą. Przecinające się proste, to coś co w sobie wypracowałem.
A: Czy nie boisz się, że kiedyś przestaniesz tworzyć? Czy nie boisz się, że kiedyś nie będziesz miał o czym pisać?
K: Szczerze, to tego się zupełnie nie boję. Lęki takie pojawiają się zawsze po tym jak wydajemy, np. swój debiut i zadajemy sobie pytanie "i o czym teraz ja mam tworzyć?". Doświadczenie życiowe nauczyło mnie, że młodzieńcze zakochania, które były głównym motorem do napisania moich utworów minęły. Już nie zakochuję się jak nastolatek. Ba! Już zwyczajnie się nie zakochuję od pierwszego wejrzenia. Ku zdziwieniu niektórych osób! (uśmiech) Śmiało mogę stwierdzić, że jeśli ktoś ma obawy przed tym, że skończyła się jego inspiracja, bo przyszło ustatkowanie, to jest w błędzie. Jestem w stanie rozbudzić w sobie takie same odczucia przeżywając sztukę. Oczywiście coś o czym z Tobą rozmawiam, może być dla kogoś totalnym kosmosem, to ja zwyczajnie to sobie poukładałem. Odpowiadając na Twoje pytanie, to nie obawiam się tego, że kiedyś nie będę miał o czym pisać. Zapewne będą to bardziej dojrzałe i świadome dzieła.
A: Skoro poruszyłeś temat inspiracji, to powiedz nam o swoich inspiracjach. Może ktoś Cię zainspirował?
K: Nie piszę utworów, w których kontempluje swój szczęśliwy stan. Zwyczajnie dobrze mi się pisze wtedy kiedy jest mi źle. Piszę wtedy szybko i intensywnie. Negatywne doświadczenia są czymś przykrym w naszym życiu, ale dla mnie stanowią element inspiracji, bądź też terapii. Tak sobie układam na nowo życie. Moje pierwsze sto utworów dotyczy jednej osoby, potem ten bilans malał. Teraz nie jestem w stanie powiedzieć czy pisze o kimkolwiek. Raczej gdybam nad tym, co by było. Inspiruje mnie życie, ludzie oraz ich historie. O nich najlepiej mi się pisze.
A: Zatem jesteś singlem?
K: Patrząc na obecne czasy, jest to chyba najlepszy wybór. Żyjemy w czasach, w których ludzie nie umieją się ze sobą komunikować. Obecnie lepiej założyć kolejny profil niż zwyczajnie być z kimś szczerym. Wśród znajomych w moim wieku nie ma kilkuletnich związków.  Oczekujemy od kogoś mnóstwa rzeczy, samemu prezentując sobą niewiele. Na pierwszy rzut oka nie jestem może najprzyjemniejszą osobą (uśmiech). Bije ode mnie chłód, sprawiam wrażenie samotnika. A jak dobrze wiemy, samotność jest towarzyszką wewnętrznej siły człowieka, która przyciąga i zniewala otoczenie. Kiedy przychodzi bliższe poznanie, ludzie widzą, że jestem osobą pełną najróżniejszych emocji.
A: Wolisz jak się do Ciebie ktoś zwraca Piotr czy KOSAKOVSKY?
K: Piotr to moje imię, które bardzo lubię. KOSAKOVSKY, to moje alter ego. Postać, która jest częścią mnie. Nierozerwalnie. Różnicy nie ma, bo zareaguje na każde (śmiech).
A: Kto jest Twoim ulubionym artystą?
K: Jestem wielkim fanem Grimes. Mimo wielkich niedoskonałości wokalnych jest genialną artystką. Ostatnio robi się bardziej komercyjna, ale zawsze będę ją cenił. Płyta "Visions" jest genialna. Jeśli pytasz o kogoś znanego, to bardzo lubię płytę "The Fame" Lady Gagi. Uważam, że wprowadziła sporo świeżości do muzyki, mimo tego, że mocno nawiązuje do lat 80'. Często wracam też do płyty "Racine Carre" Stromae.
A: Podobno twórcy zwracają sporą uwagę na elementy, których ludzie nawet nie zauważają. Czy u Ciebie wygląda to tak samo?  
K: Dokładnie jest tak jak mówisz, ale nie dotyczy to jedynie twórców. Jeśli ktoś jest rzemieślnikiem, zauważa mankamenty, bądź walory cudzej pracy. Stolarz, kierowca, artysta - tę samą cechę posiada każdy z nas.
A: Swoją mini-płytę nazwałeś "Jaded". Skąd pomysł na taki tytuł?
K: Długo szukałem słowa, które mogłoby przedstawić mój obecny stan. Wyraz "Jaded" czyli w dosłownym tłumaczeniu oznacza "zmęczenie od ciągłego próbowania" opisuje mój obecny stan. Tyczy się to dosłownie każdego aspektu mojego życia. Młodość wiąże się z ciągłym próbowaniem, popełnianiem błędów. Dziś, mając prawie trzydziestkę na karku zwyczajnie nie chce mi się (śmiech). Gdybym miał możliwość cofnięcia czasu, to zapewne bym to zrobił. Na pewno nie wszedłbym w pewne relacje, wybrał może inny kierunek studiów, zaprzyjaźnił się z innymi ludźmi. Prosta sprawa. To chyba ten etap w moim życiu, w którym albo zwariuje, albo całkowicie je zmienię (śmiech).
A: Sporo uwagi poświęcasz swojemu duchowemu życiu.
K: Oczywiście. Być może coś co chce zakomunikować jest dla wielu osób niezrozumiałe, ale taki już jestem. Nie lubię prostych komunikatów. Zmuszam ludzi do myślenia, analizowania pewnych zjawisk. Nie jest to świadectwo mojej pyszności, bądź zarozumiałości. Przedstawiam trochę inny punkt widzenia.
A: Grałeś kiedyś w szybkie strzały?
K: Nie, zróbmy to!
A: Kawa czy herbata?
K: Kawa!
A: Wschód czy zachód słońca?
K: Wschód!
A: Horror czy komedia?
K: Horror!
A: Poezja czy proza?
K: To i to!
A: Kolacja we dwójkę czy intensywny poranek?
K: Intensywny poranek!
A: Spiderman czy Batman?
K: Spiderman!
A: Randka w kinie czy spacer?
K: Spacer!
A: Rower czy autobus?
K: Rower!
A: OK, mamy to za sobą! Powiedz mi czy zaczynając myślałeś, że nagrasz płytę?
K: Zaczynając wszystko wydawało mi się takie nierealne. Patrząc z perspektywy czasu widzę jak byłem uroczo naiwny. Jednak nie czekałem na to, że ktoś mnie zauważy. Sam ciężko pracowałem. Do tej pory pamiętam swoje pierwsze piosenki. Nucąc je, sam się do siebie uśmiecham, bo wiem jaki progres zrobiłem, jak się rozwinąłem. Wydaje mi się, że mój upór zwyczajnie się opłacił. Śpiewać umie wiele osób, pisać muzykę już nie. Młodzi ludzie mimo wielkich talentów nic z nimi nie robią. Nie rozumiem tego, że ludzie czekają na swoją kolej, a nic ku temu nie robią. To nie jest tak, że wytwórnie na nas czekają. Mamy teraz takie czasy, że śpiew to nie wszystko. Dziś musisz mieć pomysł na siebie, musisz mieć świetny materiał i charyzmę. Paradoks prawda? Można zrobić globalną karierę w muzyce nie umiejąc śpiewać (uśmiech).
A: No właśnie, zaczynałeś jako tekściarz, a dziś piszesz dla siebie.
K: Moje pierwsze piosenki lądowały na youtubie i w ten sposób mogłem sprzedawać swoje dzieła. Przez jakiś czas współpracowałem z nowojorskim artystą. Potem to umarło.  Wydaje mi się, że tak jest lepiej. Pisząc sam dla siebie nie czuje presji. Nic nie zaburza mojej kreatywności. Nie słyszę "napisz mi piosenkę o tym", piszę o czym chce.
A: Jaka jest idea Twojej muzyki?
K: Idea, to podniosłe słowo (uśmiech). Chciałbym, aby moja muzyka pomagała ludziom wyjść z sytuacji, w których sobie nie radzą. Chciałbym zakomunikować, że faktycznie teraz jest słabo, ale to minie.
A: Nie czujesz się odpowiedzialny za cudze łzy?
K: Taka moja rola (uśmiech). Poruszane kwestie nie towarzyszą nam w najlepszym okresie naszego życia. Kiedy jesteś szczęśliwą osobą to słuchasz muzyki, a jak jest Ci przykro, to słuchasz słów. Ktoś się może identyfikować z tym, o czym piszę, albo i nie. Dla mnie, jako twórcy tworzenie ma sens, nawet jeśli moim odbiorcą będzie jedna osoba.
A: Czy masz już wizję kolejnego albumu?
K: Należę do osób, które nic nie planują. Nie wiem jeszcze jak on będzie brzmiał, bo nie wiem co przyniesie życie. Chciałbym, aby kolejny album był lepszy (uśmiech).
A: Dziękuję bardzo za rozmowę!
K: Również dziękuję!
0 notes