Królowe rządzą w Warszawie
"Six" Teatr Syrena
Premiera: Warszawa, 9 września 2023
Reżyseria i choreografia: Ewelina Adamska-Porczyk
Scenariusz i muzyka: Toby Marlow i Lucy Moss
Tłumaczenie: Jacek Mikołajczyk
Kostiumy: Krystian Szymczak
Występują: Olga Szomańska, Izabela Pawletko, Marta Burdynowicz, Małgorzata Chruściel, Anna Terpiłowska, Natalia Kujawa, Agnieszka Rose, Marta Skrzypczyńska, Aleksandra Gotowicka
Zespół muzyczny: Agnieszka Szczepaniak, Marta Sobczak, Joanna Dudkowska-Urbaniak, Martyna Sołtysik, Magdalena Czwojda, Katarzyna Garncarek, Monika „Mariliss" Konecka, Joanna Purzycka, Justyna Mikrut, Anita Zawadzka
Zdjęcia: oficjalne materiały promocyjne musicalu "Six" są własnością Teatru Syrena w Warszawie
Tekst pisany na podstawie spektaklu z 10 września 2023 i wywiadu z twórcami z 15 września 2023
Stało się. We wrześniu miała miejsce chyba najbardziej wyczekiwana premiera sezonu (potwierdzone sondażem na Instagramie musicalna.pl) i do Teatru Syrena w Warszawie zawitało sześć angielskich królowych. To pierwsza premiera tego musicalu w kontynentalnej Europie, ogromne osiągnięcie dla polskiej sceny musicalowej i teatru, który jeszcze dziesięć lat temu wcale z musicalów nie słynął.
Ale zacznijmy od początku. „Six” to spektakl o sześciu żonach Henryka VIII, które spotykają się na scenie, by konkurować o tytuł tej, którą ich wspólny mąż najbardziej skrzywdził. Każda z nich wykonuje po jednej piosence, opowiadając o swoim życiu i próbując przekonać koleżanki, że to ona powinny wygrać. Utwory bazują na twórczości najsłynniejszych piosenkarek ostatnich dekad, włączając w to:
Beyoncé (Katarzyna Aragońska),
Avril Lavigne i Lily Allen (Anna Boleyn),
Adele i Sia (Jane Seymour),
Nicki Minaj i Rihanna (Anna z Kleve),
Ariana Grande, Miley Cyrus i Britney Spears (Katarzyna Howard),
Alicia Keys i Emeli Sandé (Katarzyna Parr)
Poza tym panie śpiewają trzy piosenki razem, jedną na początku, jedną w środku i jedną na koniec spektaklu.
Mimo takiego punktu wyjścia, spektakl ma bardzo feministyczny wydźwięk i skupia się na kobiecej solidarności i przepisaniu historii (czy raczej herstorii), tak by odzwierciedlała punkt widzenia królowych, a nie mężczyzny, który je skrzywdził. Jak to panie zastanawiają w pewnym momencie, czy to one są znane z bycia żonami Henryka, czy Henryk z tego, że miał sześć żon?
A co to były żony! Spektakl przedstawia nam sześć wspaniałych, silnych kobiet, które zagrać mogą tylko wspaniałe aktorki. Każda rola wymaga innego stylu śpiewania, a wszystkie panie radzą sobie z nimi brawurowo.
Rozwiedziona: Katarzyna Aragońska (Agnieszka Rose) to hiszpańska księżniczka, pierwsza żona Henryka, którą mąż porzucił po dwudziestu czterech latach małżeństwa. Aragon w wykonaniu Rose aż kipi ze złości, że śmiano ją tak potraktować. Od początku do końca uważa się za jedyną i prawowitą królową i jest w tym wprost wspaniała. Dumna, pewna siebie i królewska, rozstawia swoje rywalki po kątach, ale potrafi też wejść z nimi w przepychanki. Jest przy tym matką i kilka razy w ciągu spektaklu wspomina swoją córkę Marię.
Stracona: Aleksandra Gotowicka powala jako Anna Boleyn, kobieta dla której Henryk się rozwiódł. Jest pełna energii, trochę wulgarna, wkurzona na Henryka, a jednocześnie nieświadoma konsekwencji swoich czynów. Używa swojego ścięcia jako argumentu w każdej kłótni co prowadzi do bardzo zabawnych sytuacji. Boleyn Gotowickiej bawi sposobem bycia i mrocznym poczuciem humoru, ale jest w niej też coś tragicznego, gdy podczas swojej piosenki dociera do niej, że znalazła się w sytuacji bez wyjścia, a przecież chciała się tylko zabawić.
Zgon: Jane Seymour (Marta Burdynowicz), trzecia żona Henryka, która dała mu upragnionego syna i wkrótce potem zmarła. Burdynowicz gra ją jako miłą, ciepłą dziewczynę, która się zakochała i była kochana, a jej tragedia polega na tym, że odeszła w chwili największego szczęścia, co w kółko podkreśla. Potrafi też jednak dogryźć koleżankom, punktując, że Henryk po prawdzie pozbył się niektórych z nich, ale on też nie miał z nimi lekko. Tylko ona dostrzega jego dobre cechy, choć w jej interpretacji można się dopatrzyć drugiego dna, wmawiania sobie, że Henryk to dobry człowiek, byle tylko nie zasłużyć na jego gniew.
Rozwiedziona: Anna z Kleve (Marta Skrzypczyńska) to czwarta żona Henryka, z którą monarcha rozwiódł się, gdy tylko ją zobaczył. Skrzypczyńska perfekcyjnie radzi sobie z zagraniem nonszalanckiej, pewnej siebie królowej, która świetnie zdaje sobie sprawę ze swojej urody i inteligencji. Już w swoim monologu z trudem ukrywa zadowolenie ze swojej sytuacji. Jak sama przyznaje w konkursie nie ma szans, bo jej życie było wspaniałe. Skrzypczyńska gra ją bardzo dziewczęco, szybko tworzy więź z widownią i w widoczny sposób bawi się swoją rolą i powstaje z tego wyzwolona postać, od której moglibyśmy się uczyć pogardy dla tego co myślą o nas inny ludzie.
Stracona: Katarzyna Howard (Anna Terpiłowska) to piąta żona, która zginęła z ręki męża w wieku 19 lat. Zaczyna swoją piosenkę jako kobieta pewna swej urody i tego jak działa na mężczyzn. Sprawia wrażenie jakby kontrolowała sytuację, ale podając swój wiek zdradza prawdę. Terpiłowska bardzo dobrze oddaje zagubienie młodej dziewczyny, która wciąż szuka tej jednej osoby, która naprawdę ją pokocha, coraz mniej wierząc, że to możliwe. Ale prawdziwe mistrzostwo osiąga pod koniec piosenki, łącząc perfekcyjny wokal z szczerym przedstawieniem zaszczutej, osaczonej kobiety, od której wszyscy mężczyźni w jej życiu chcieli tylko jednego.
Wdowa po: Rywalizację kończy (na wiele sposobów) Katarzyna Parr, ostatnia żona, ta która przeżyła Henryka. Natalia Kujawa kreuje Parr na kobietę zrezygnowaną, świadomą swojej sytuacji i braku wyboru wobec królewskich oświadczyn. Z biegiem piosenki nabiera zadziorności, szczególnie, gdy roztacza przed nami wizję tego co mogłoby się stać, gdyby odmówiła. Szybko wraca do rzeczywistości, ale nawet wtedy stara się przekonać swoje koleżanki i widownię, że to nie o Henryku powinny mówić. Śpiewa o tym czego sama dokonała, a z czym on nie miał nic wspólnego. To też pierwsza z królowych, która jest przeciwna całemu konkursowi i pociąga za sobą koleżanki, zostając ich swoistą przywódczynią.
Doceniam zamysł stojący za zaprojektowanymi przez Krystiana Szymczaka kostiumami polskich królowych. Choć są jedyne w swoim rodzaju, wykonane z błyszczących materiałów i nawiązują do mody z epoki (chociażby podczas dodanie peleryn) jednocześnie można w nich rozpoznać elementy garderoby, które ma w swojej szafie wiele współczesnych kobiet: spodnie garniturowe, kamizelki, topy czy kostiumy biznesowe. Dzięki temu postaci historyczne nie tylko przemawiają do nas współczesnym głosem, ale i wyglądają jak my. Niestety, choć bardzo dobrze przemyślane, kostiumy nie prezentują się zbyt imponująco, a już na pewno źle wypadają w porównaniu z oryginalnymi projektami z West Endu.
Królowe przebierają się tylko na „Dom Holbeina”, a ich nowe kostiumy bardzo ładnie pokazują je jako jeden zespół. Jednocześnie są dostosowane do wymogów aktorek. Każda z postaci ma też swój własny kolor. Aragon prezentuje się królewsko w złotym kostiumie godnym królowej albo prezeski wielkiej firmy. Zachwyca Boleyn i jej zielona sukienka połączona ze skórzaną kurtką. Budzi wrażenie śnieżnobiała suknia Seymour. Kleve prowokuje we wściekło czerwonym kombinezonie. Uwodzi Howard w różu, ze stylizowaną na epokę spódnicą. Lśni w czasem tylko przypominającym wdowią czerń granacie Parr.
Te same kolory zostały też zastosowane przy oświetleniu, a gdy podczas finałowej sceny świecą obok siebie, każdy na swoją królową, wrażenie jest naprawdę powalające. Jestem pod ogólnym wrażeniem całej reżyserii światła, która działa wprost perfekcyjnie, czasem nawiązując też do słynnych klipów artystek, na których twórczości bazują piosenki.
Spektakl jest wystawiany przy minimalnej scenografii, trafnie nawiązującej do wystroju studia telewizyjnego, z widocznym zespołem muzycznym, który zostaje przedstawiony jako damy dworu królowych i stanowi wsparcie zarówno muzyczne jak i mentalne dla swoich królowych.
„Six” to o tyle nietypowy musical, że jego reżyserka (Ewelina Adamska-Porczyk) jest jednocześnie jego choreografką. Każdy ruch perfekcyjnie pasuje do sytuacji, niesie w sobie ogromną energię, jest ciekawy i dokładnie przemyślany. Pomaga też pokazać Szóstkę jako zespół, mimo ciągłej rywalizacji, bo w większości utworów królowe pełnią rolę chórzystek i tancerek drugiego planu, podczas gdy ich koleżanka przeżywa swoją chwilę w blasku reflektorów. Bawią też nawiązania do niemieckiej kultury i historii podczas utworu „Dom Holbeina”.
Muszę jednak przyznać, że największe wrażenie zrobiła na mnie choreografia przy piosence Katarzyny Howard, „Wszystko czego chcesz”. Choreografia pozostaje praktycznie taka sama przy każdym refrenie, ale w miarę zmiany nastroju piosenki i podejścia królowej do opisywanej sytuacji, ruch sceniczny zaczyna wybrzmiewać zupełnie inaczej. Tancerki już nie są dla niej wsparciem, lecz osaczają ją i stają się dla niej klatką.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o tłumaczeniu. Jacek Mikołajczyk stanął przed bardzo trudnym zadaniem, bo jego przekład musicalu „Six” nie jest niestety pierwszym w polskim świecie musicalowym i porównywania po prostu nie da się uniknąć. To powiedziawszy, moim zdaniem tłumaczenie Teatru Syrena stanęło na wysokości zadania. Po pierwsze, bardzo dobrze oddaje tekst oryginału. Jest też zgrabne, płynne i zabawne, zachowując humor, nawet ten nieco bardziej pikantny. Zachwycają nawiązania do polskiej kultury (Arka Tudorów czy Ladies Pank), które zastąpiły hermetyczne lub językowe żarty. Można powątpiewać, czy w dzisiejszych czasach wszyscy widzowie kojarzą Arkę Noego, ale i brak skojarzenia nie zniszczy żartu.
Oczywiście, coś takiego jak tłumaczenie idealne po prostu nie może istnieć. W każdym muszą pojawić się jakieś zgrzyty, lub frazy, które nie każdemu się spodobają. Tak jest też i tutaj, szczególnie kłopotliwa okazała się piosenka Anny Boleyn. Zastanawia ilość anglicyzmów, które pojawiają się w tłumaczeniu i mogą utrudnić zrozumienie całości. To powiedziawszy, jak widziałam "Six" tuż po premierze i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby jeszcze pojawiły się kosmetyczne zmiany w tekście lub interpretacji.
Na koniec chciałabym się odnieść do kampanii reklamowej „Six”. Przeprowadzono ją w większości poprzez social-media, co moim zdaniem było fenomenalnym wyborem przez wzgląd na docelową widownię. Przez kilka tygodni prowadzących do premiery mogliśmy podziwiać materiały zza kulisów, poznawać bliżej obsadę i szczegóły jej pracy. Po premierze Teatr Syrena wypuścił też serię krótkich filmików, w których aktorki opowiadają o swoich królowych i przybliżają ich historię. Polskie „Six” zostało też zauważone przez światowy fandom musicalu, a niektóre aktorki tymczasowo przejmowały kontrolę nad jednym z największych fanpejdży „Six” na Instagramie. Biorąc pod uwagę odzew i fakt, że bilety są wykupione na kilka miesięcy do przodu, kampania zdaje się spełniać swoje zadanie i to bez obklejania połowy miasta plakatami.
Niesamowicie się cieszę, że Teatr Syrena podjął się trudnego zadania jakim jest przeniesienie „Six” na polską scenę i sadzę, że zrobił to w naprawdę mistrzowski sposób. Wszystkie elementy spektaklu perfekcyjnie do siebie pasują i składają się w spójną całość, dostarczając widzowi historię sześciu silnych kobiet, które jednoczą się w próbie przejęcia narracji. Wbrew wrażeniu jakie można odnieść czytając streszczenie, „Six” nie jest spektaklem historycznym, ale bardzo współczesnym, przedstawiającym bohaterki, które równie dobrze mogłyby żyć teraz. Wersja „Six” wystawiana na deskach Teatru Syrena kładzie jeszcze większy nacisk na ten aspekt, chociażby poprzez kostiumy, dzięki którym jeszcze łatwiej jest ujrzeć siebie w którejś z królowych.
Dodatkowo jest to spektakl, na którym widz po prostu świetnie się bawi w rytm chwytliwych piosenek śpiewanych przez świetne wokalistki. Jak na razie widziałam go tylko raz, ale zamierzam to jak najszybciej zmienić, bo to w tym momencie jedna z najlepszych pozycji na warszawskiej scenie musicalowej.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
2 notes
·
View notes
SIEROTKA.
— Dla czegoś, papo, tak czarno ubrany?
Na gości czekasz dziś może?
Sukienkę wdzieję nowiutką, w falbany,
I włoski w loczki ułożę. —
«O będzie, dziecię, dziś gości tu wiele,
Lecz nikt ci bajki nie powie...
Ksiądź proboszcz przyjdzie, co chrzcił cię w kościele,
I czarni przyjdą panowie...»
— Dla czegoś, papo, tak smutny i blady,
A w oku twojem łza wieczna?
Czy po mnie idą ulicą te dziady?
Ach, przecież byłam tak grzeczna! —
«Z bezsennej nocy mam bladość u czoła...
Nie płaczę, ptaszko ma droga...
Dziadki zaś idą do kruchty kościoła,
By modły zanieść do Boga...»
— Dlaczego, papo, u mamy tak ciemno
I pachnie — jakby w kaplicy?
Dlaczego ręce łamiesz wciąż nademną,
Gdy dzwon zahuczy z ulicy? —
«Tam grządki twoje w ogródku, me dziecię,
Podlewać pewnie zaczęto...
Ztąd zapach kwiatów, zwyczajnie jak w lecie...
A dzwonią dzisiaj... bo Święto...»
— Ty milczysz, papo, i służba strapiona,
A chociaż płaczę od wczora,
Wpuścić mnie nie chcą do mamy — a ona
Samotna leży i chora! —
— Więc na paluszkach pójdź ze mną powoli:
Jej bóle pewnie ustały? —
«O tak, pieszczotko... już nic Ją nie boli...
Śpi cicho... skarbie mój mały...»
«A więc Jej nie budź... Wzbronione dziś krzyki...
A za to jutro, pieszczotko,
Zawiodę ciebie, gdzie czarne krzyżyki,
Gdzie ptaszki nucą tak słodko...»
«Tam przy sosence pagórek urośnie...
A ja cię wezmę na ramie...
Zaniosę jutro... Uklękniem przy sośnie
I gwarzyć będziem — o mamie...»
8 notes
·
View notes