Tumgik
#książka dla dziecka
naukikatolickie · 2 years
Text
Przegląd wartościowych prezentów dla dzieci na święta!
Wyzwanie znalezienia właściwych podarunków szybko przeradza się w świąteczną gorączkę i tak, pod wpływem presji, kosz zakupowy wypełnia się kolorowymi zabawkami, które niestety nie wnoszą żadnych wartości do życia maluchów. Jak sobie z tym radzić?
Wielkimi krokami zbliżają się Święta. W tym czasie wielu rodziców zastanawia się nad prezentami dla najmłodszych członków rodziny. Wyzwanie znalezienia właściwych podarunków szybko przeradza się w świąteczną gorączkę i tak, pod wpływem presji, kosz zakupowy wypełnia się kolorowymi zabawkami, które niestety nie wnoszą żadnych wartości do życia maluchów. Jak sobie z tym radzić? Czy istnieje sposób…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
Która lektura jest lepsza - "Dziewczynka z parku" Barbary Kosmowskiej czy "Asiunia" Joanny Papuzińskiej?
Tumblr media
"Dziewczynka z parku" to historia Andzi, której zmarł tata. Obserwujemy, jak dziewczynka i jej mama przechodzą okres żałoby i starają się ułożyć sobie codzienne życie na nowo. Bardzo mądra książka dla dzieci, nieinfantylizująca dziecięcego odbiorcy, a przy tym operująca zrozumiałym dla niego językiem.
"Asiunia", oparta na prawdziwych wydarzeniach z życia autorki, również dotyka trudnego tematu, który zostaje przedstawiony w sposób zrozumiały dla dziecka. "Mała Asia wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszka na ulicy Mątwickiej w Warszawie. Trwa II wojna światowa, Mama Asi za pomoc chłopcom, którzy napadli na Niemców, została rozstrzelana. Dziewczynka wraz z tatą i rodzeństwem musiała opuścić dom rodzinny, starała się zrozumieć na swój sposób, dlaczego dzieje się tyle złego, dlaczego nie może cieszyć się dzieciństwem, bawić się z rodzeństwem, zasypiać w swoim łóżeczku w swojej piżamce. " (na podstawie opisu z taniaksiazka.pl)
4 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Imię dla dziecka i opinie osób, którzy nie są jego rodzicami
Chyba nie opisałam tego. A szkoda. Bo zaczęłam tekst, ale aktualizacja się włączyła i wywaliło mi tekst z tumblera :P
Obecnie mam trochę inne przemyślenia, bo miałam prawie dwa miesiące na obwąchanie tematu, kilka odważnych oświadczeń "ja nigdy bym tak nie zrobiła!", kilka przypomnień sobie, ze lata temu to jednak tak robiłam xD, ale dojrzałam i uważam to za idiotyczne, a przez to dziwi mnie, że osoby, które brałam za role-model tak robią. Więc był temat, były emocje, była szansa na weryfikację, konfrontację, było przedyskutowanie tematu z osobami o innym było zostawienie tematu.
Ale chcę o tym pamiętać, chcę by to pozostało w mojej myśloodsiewni.
Za kilka miesięcy na świat przyjdzie mój siostrzeniec i w związku z tym temat imion jest żywy na wszelkich spotkaniach rodzinnych.
I właśnie chyba bardziej sposób w jaki reaguje moja siostra i szwagier na te rozmowy, a także jak potem bliżsi i dalsi krewni temat wałkują uwypukla to, co mnie w zasadzie skłoniło do rozmowy i rozmyślań.
I co mi unaoczniło, że w zasadzie od lutego spotyka również mnie, a co właśnie: nie jest przeze mnie nawet specjalnie zauważane. Ot, ktoś coś mówi, a ja puszczam mimo uszu. Bo wiem jak jest, jak mam, mam poparcie i oparcie osób na których mi zależy.
Temat imion.
I w ogóle imiona to dla mnie od zawsze fascynujące zagadnienie. Dużo o nich, etymologii, historii wiem. Ba! Najbardziej fascynująca książka o imionach i TOŻSAMOŚCI związanej z nadanym lub odkrytym imieniem to "Ziemiomorze" Ursuli Le Guin. Przeczytałam i przepadłam, temat był dla mnie absolutnie szeroki i bezbrzeżny, a przez to ciekawy tak, że połykałam wszystko w tej tematyce - od dziecka do teraz. I uważam, że jestem całkiem ekspertką (chociaż zapaloną w ramach hobby, bez dyplomu xP) od imion - może jeszcze nie noszę w głowie leksykonu, ale dużo WIEM. A jak nie wiem, to mnie korci by się dowiedzieć. I jak nurkuję to drążę do podstaw i by nakreślić całą mapę historii, obrazów, kontekstów kulturowych, wędrówek ludów, transformacji itp. Lubię to, fascynuję się tym.
Czasami wystrzelałam z ekscytacji jakąś wiedzą w tym zakresie podczas spotkań towarzyskich i raczej zazwyczaj wywoływałam konsternację i wychodziłam na dziwaka. Bo kurwa, no, typiaro, nikt nie pytał, a ty walnęłaś doktorat ustny z "Elżbiety" do piwa przy ognisku xD [HEHEHEHE teraz to bawi. xD]
Dlatego zachowuję tę swoją fascynację dla siebie - doświadczenie nauczyło mnie, by mówić mniej niż wiem na tematy imion, bo zazwyczaj nikogo prócz mnie drobiazgowa wiedza w tym zakresie nie interesuje :P, nawet jeżeli pyta o to czy "Eliza" to może być zdrobnienie od "Elżbiety" :P
Ale też uczciwie przyznaję na przestrzeni dekad miałam różne podejście oraz różne zachowania względem tematu imion czy nazuwania nowych członków rodziny ogólem. Patrząc retrospektywnie z niektórych swoich zachowań czy opinii obecnie dumna nie jestem. :P
Temat mocnie wypłynął właśnie w drugiej połowie lutego (dwa miesiące temu), gdy moja siostra ogłosiła, że spodziewa się dziecka, a tydzień wcześniej ja zaprezentowałam swoją suczkę na chatcie rodzinnym.
Mój fizyczny dystans w stosunku do rodziny był chyba buforem, który oszczędził mi tego co moi rodzice i siostra (mający kontakt z innymi członkami rodziny i przyjaciółmi rodziny) przeżywali face to face. Bo imię mojego pieska budziło wiele emocji. Tyle, że NIKT (serio) nie zapytał mnie na rodzinnym chatcie dlaczego takie właśnie imię dla psa wybraliśmy (tutaj, na tumblerze taką rozmowę prowadziłam w komentarzu z T. i to było bardzo miłe :D, fajnie było się wymienić pomysłem i priorytetowymi czynnikami, które nad takim wyborem zaważyły). Natomiast na żywo nikt nie pamiętał, albo kaleczyli, mówili, że dziwne. I szczerze mówiąc wcale mnie to nie bolało! Miałam z tym luz absolutny! Bo faktycznie "Weles" nie jest imieniem w formie żeńskiej wg. zasad języka polskiego i mózg potrafi zrobić fikołka, jak tu zawołać do szczeniaczka-suczki imieniem męskim? No był problem! I dodatkowo nie dla wszystkich miano "Weles" kojarzy się instynktownie ze starosłowiańskim bogiem, patronem wilków - dla mnie samej końcówka na "s" jest jakaś taka budząca skojarzenia z imionami starofrankijskimi, albo z powieści Tolkiena :P Rozumiem. Noł hard filings. Kwestia przyzwyczajenia. Luz. Krótkie imię, dobre dla psa, ale dla mnie i mojego chłopaka dużo ono znaczy, ma symboliczny wymiar też w odniesieniu do historii naszych osobistych, na naszą współdzieloną opinię o ewolucji wierzeń w średniowiecznej Europie i na trochę takie romantyczne tło: bo wybraliśmy imię dla wspólnego pieska na wczesnym etapie związku, jako jedno z marzeń do spełnienia w przyszłości: psiunia w której się zakochamy od pierwszego wejrzenia, która się jeszcze nie urodziła, a która ma już dwoje ludzi, którzy bardzo ciepło o niej myślą, bez względu na to jaką będzie miała płeć będzie się nazywać Weles (ta Weles, tej Weles, z tą Weles lub ten Weles, temu Welesowi, z tym Welesem itp).
W rezultacie kuzynki zacinały się wołając pieska. Jedna dopytywała, jak pies ma na imię, poddawała się tej łamigówce językowej i kończyła wołając "szczeniaczku, chodź tutaj", a druga trochę w żarcie, trochę w kpinie wołała "potężny Welesie, chodź na smaczki". Pytały mnie kilka razy JAK SIĘ DO NIEJ ZWRACASZ. Demonstrowałam "Weles, siad", "Weles, noga!" i zdawało się, że łapały, bo uśmiechały się i widziały jak pies reaguje na swoje imię. Ale jak miały zawołać był problem. xD
Mama mówi o piesku Lesia, bo jej za długo mówić Welesia, a jedna z cioć twierdzi, że to jej imię jest tak trudne, że dla niej nasz pies nazywa się "Wenus" i kropka, nie zapamięta właściwe; to jej bardziej pasuje, przestawić się nie może. xD [oczywiście pies nie reaguje na "Wenus" xP co ciocię frustruje i w konsekwencji woła ją pierwszą sylabą xD We-we xD bo reszty nie pamięta]. Dla rodziny z Niemiec też to imię brzmi brzydko i nieintuicyjnie - dla nich to imię jest "francuskie", a ja im do fascynacji Francją nie pasuję xD, a tę krytykę przekazano moim rodzicom telefoniczne przez starszych członków rodziny (ich zwierzęta noszą imiona o źródłosłowie łacińskim, szkockim, kapońskim i koreańskim :P co odbija się w fascynacjach językowych członków rodziny). Rodzice trochę z irytacjom na nasze "wydziwianie" relacjonowali nam w Wielkanoc, że tylko rodzina z Chicago uznała, że nasz pies ma ładne, łatwe do zapamiętania imię. Ale powtarzali nam to z taką naganą w stylu "widzicie, tylko dla takich osób z innego kontynentu to jest sensowny wybór" xD Co też mnie rozbawiło, potraktowałam to jako żart sytuacyjny, bo przecież mój pies JUŻ TERAZ to imię nosi. I kropka. I to zabawne, że to imię budzi emocje osób, które prawdopodobnie tego psa nigdy nie poznają. Nie myślałam nawet o tym w kontekście irytacji "Kiedy pytałam o twoją opinię? Po co mi twoja opinia o moich wyborach? Nie musisz się z nimi zgadzać, zaakceptuj, że są moje i nie dotyczą ciebie." Ot bardziej śmiesznej anegdotki.
Po prostu ja i O. nazwaliśmy nasze zwierzątko tak, jak chcieliśmy i to jest okay. A reszta to zabawne sytuacje, jakieś emocje, które imię wzbudza, a które mnie nie dotyczą, bo to bardziej historia tych ludzi, którzy te emocje przeżywają. Coś się dzieje u nich, coś to imię w nich wywołuje. To ich kawałek do ogarnięcia. Ja odpuszczam, mam swoje żyćko do ogarniania. :D
Dla kontrastu - w rodzinie O. tylko babcia i dziadek dziwili się imieniem i nie mogli go zapamiętać. Babcię (wierzącą) wprawdzie skonsternowało wyjaśnienie, że Weles to "rogaty bóg", jeden z najważniejszych bogów pogańskiego panteonu Słowian, którego kult przez chrystianizację został zaadaptowany do panteonu Świętych (xD celowo "panteon" bo taka ta religia jest monoteistyczna, że własny panteon ma :P) w ramach przymiotów i wierzeń wokół Świętego Mikołaja. :D
I tyle.
Bo jednak to tylko piesek.
A gdy chodzi o człowieka, szczególnie malutkiego człowieka okazuje się, że temat imienia to nie jest tylko ważna sprawa dla rodziców. Po prostu KAŻDY ma coś na ten temat do dodania. I to niepytany! I KAŻDY jest w stanie już na tym - jeszcze moim zdaniem bardzo przyjemnym etapie szykowania się do rodzicielstwa - wczesnym etapie gotów udowadniać młodym rodzicom, że coś robią błędnie.
JPDL.
Nie byłam chyba tego świadoma.
Albo nie byłam na tyle dojrzała lub na tyle zaangażowana emocjonalnie by zobaczyć jak bardzo to jest BIG DEAL.
I jaki w ogóle mechanizm się AUTOMATYCZNIE w rozmowie odpala: przyszły rodzic chwali się jakie imię wybrał i wtedy tak druga strona AUTOMATYCZNIE dokonuje we własnej głowie ZWOLNIENIA BLOKADY. Kręci się koło z loterią: wypunktowania cech fizycznych, chemicznych, językowych, bahawioralnych, głębokich uprzedzeń danej jednostki do zbitek sylabowych, które przed chwilą usłyszał (nawet czasem popartych przykrym doświadczeniem z inną osobą kojarzącą się z tą zbitką sylabową), własnych przekonań i sytemu wartości, które oczekuje się, że podziela przecież całe społeczeństwo w tym samym układzie (a jak nie podziela to trzeba wyjaśnić dlaczego powinno podzielać). W końcu wskaźnik loterii zatrzymuje się na jednej z opcji i z ust rozmówcy wysypuje się krytyka lub pouczenia wobec rodzica.
OŁ maj faking gads! O.O
Patrzyłam na minę swojej siostry, gdy to się wydarzyło i wzbierała we mnie potrzeba by ją chronić. Bo po prostu... każdy wybór okazywał się być zły. A ona chce jak najlepiej dla synka! Liczyła chyba na potwierdzenie, że wybrała ładne imię, na zachwyt (?), na pogratulowanie. Ale nie na krytykę i opowieści z których wynika, że osoby noszące to imię na pewno będą złe czy wredne. Albo, że powinna przemyśleć wybór, bo w kimś to konkretne imię budzi zgorszenie i nieprzychylne skojarzenia. O.O
Noż kurde.
Przez ostatnie tygodnie przeprowadziłam z siostra kilka rozmów o treści "imię to jedna z niewielu rzeczy jakie możesz dziecku dać na całe jego życie, wokół którego zbuduje tożsamość i za które będzie ci kiedyś wdzięczny, ALE na innym etapie znienawidzi to imię i karze się nazywać Buzz Astral czy inny Zuma, a potem Krzyś - bo Krzyś to będzie taki jego dobry kolega, że chce być jak ten Krzyś z przedszkola, a potem częściej w kontekście własnego dziecka będziesz słyszeć jego ksywkę i mniej nadzieję, że to będzie coś od nazwiska, a nie piętnujący Rudy, Grubas czy Ruchacz xD, a potem utożsami się z imieniem, które było i jest wyjątkowe, które było wybieranie miesiącami przez jego rodziców, którzy czekali na niego od lat, będzie to imię którym będzie się podpisywał, którego będzie używała jego kochająca partnerka lub partner" itp itd.
I chyba siadło.
ALE bycie obecną przy tym jak siostra ogłasza imię nowego członka rodziny w obecności świeżych matek małych dzieci (każda z kuzynek ma malutkiego synka - jeden 1,5 roku drugi ponad 0,5 roku; w rodzinie Szwagra każda z jego sióstr i kuzynek ma po malutkim dziecku, mieli totalny wysyp niemowlaków nieprzerwanie od 6 lat przynajmniej jeden nowy członek rodziny na rok przybywa, częściej po dwa) i zastanawiałam się CZEMU ONE SOBIE TO ROBIĄ.
Siostra wtedy mówiła, że ona była w emocjach, ale ma wrażenie, że ja "zbyt emocjonalnie" odebrałam jej reakcję, która jak na nią była bardzo emocjonalna: od radości przed panikę, lęk, obronę i niepewność, nerwowość i wyjaśnianie w taki przepraszający sposób, że jej się to imię podoba mimo wszystko.
Jak na moją siostrę reakcja była bardzo duża.
Tak samo jak reakcja kuzynek.
I tak sobie myślę: czy tu zadział nasz system rodzinny? Np: najstarsza kuzynka chciała przekazać ważne informacje (ale krytyczne), które jej zdaniem moja siostra mogłaby brać pod uwagę planując imię dla syna. Aż wstała od stołu z emocji i pochylała się w stronę siostry mówiąc o tym, jakie ma doświadczenia z tym imieniem i jak źle to może wpłynąć na życie mojego siostrzeńca (WTF?). Średnia kuzynka w tonie żartu wystartowała z takim.... sarkastycznym monologiem. Jakoś od czasu terapii sarkazm mnie nie bawi, bo czuję, że często po prostu kryje dupę osoby która chce ci dojebać lub wbić szpilę "tylko żartowałem! Na żartach się nie znasz?" - ale co powiedziała i zasiała potem kiełkuje w myślach.
Siostry Szwagra dzwoniły do mojej siostry przez tydzień przejęte tym jak okropne imię wybrali dla ich bratanka i próbując przekonać brata i moją siostrę, żeby jednak przemyśleli zmianę imienia. Jedna nawet tak intensywnie o tym myslała, że do połowy marca wysyłała im smsy o treści "A Franek? Ładne imię, co wy na to?" itp itd.
Tak bardzo nie rozumiem.
Tak bardzo!
Wręcz wydało mi się to w tamtym momencie niewygodne, jakieś takie niekulturalne.
Bo mi ogłosili jak mały będzie się nazywał w styczniu i wtedy faktycznie zapytała dlaczego to imię wybrali, jaka rozkmina za tym stała, bo dla mnie ICH HISTORIA i ICH INTERPRETACJA jest ważna. I ciekawa. Wybrali to imię, WIĘC ono dla nich jest ważne i wyjątkowe. To jest ciekawe: co czynniki imiona wyjątkowymi dla osób, które te imiona dla swoich potomków wybierają? Jaka intencja za tym stoi? Jakie są ich najważniejsze cechy tych sylab, jakie oni mają skojarzenia z nimi. Cała reszta to sprawa ich komórki rodzinnej. To jest ich decyzja nierozerwalnie związana z powołaniem dziecka na ten świat. I chociaż ta decyzja o imieniu jest odpowiedzialna, to na skali decyzji do podjęcia związanych z przyjściem na świat człowieka wciąż uważam, że jest jedną z przyjemniejszych i bardziej intymnych aspektów JUŻ TERAZ budujących relację dziecko-rodzic.
Kim ja jestem by się w to wpierdalać i krytykować!?
OMG.
To mi się wydawało taką granicą nie do przekroczenia.
A potem rozważałam czy zawsze tak miałam. I nie miałam. Krytykowałam moją koleżankę po tym, jak mi ogłosiła, że pierwszego syna nazywa imieniem mojego ex (a byłam tuż po zerwaniu i serce mnie bolało, emocje były wielkie), a po latach - gdy okazało się nazywa drugiego na cześć tego mizoginistycznego i seksistowskiego pierdolca z Akwinu. No nie mogłam z jej zachwytu nad jego dokonaniami literackimi, bo dopiero co wróciłam z wystawy dotyczącej seksismu i nienawiści wobec kobiet reprezentowanej latami przez Kościół Katolicki, procesów o czary kilka wieki temu, gdzie na ścianach krwawo czerwoną farbą były wymalowane takie cytaty z tego "myśliciela" jak „Wartość kobiety polega na jej zdolnościach rozrodczych i możliwości wykorzystania do prac domowych” lub "Kobiety są błędem natury…" itp. Noż! I to ma być patron dla młodego chłopca wybierany przez zdolną, wykształconą, zaradną życiowo, ambitną matkę? Ech... nawet teraz jak to pisze to mnie trzęsie ze złości, a wtedy to jeszcze wyrzuciłam ciężarnej koleżance...
Pamiętam jak LATA temu najstarsza kuzynka podzieliła się ze mną informacją, że ma wybrane imię dla synka - a nawet jeszcze nie była w związku! I jak wspominam - zrobiłam jej mały wykład o historii tego imienia zafascynowana, że mogę się tym podzielić, że może to też będzie dla niej ciekawe. Nie krytykowałam jej wyboru, nie mówiłam nic o jej synu. Po prostu podzieliłam się zajarana wszystkim co mnie fascynowało w związku z tym imieniem. Ale wkurzyła ją wiedza o postacich historycznych, które dokonały rzeczy zmieniających bieg granic i losów całych ludów, które nosiły to imię. Przecież nie mówiłam o jej dziecku - nie rozumiałam czemu się denerwuje. A ona wciąż wracała do tego jakich ludzi zna, którzy noszą te imię i że właśnie taki chce by był jej syn, że to jest intencja, a nie... Ale przecież ja tego nie podważałam! :( hymmm... No i teraz rozumiem: zaprojektowała sobie wymarzone dziecko, ale nadając imię nie można zapewnić czy oczekiwania spotkają się z rzeczywistością, bo imię to SIŁA, to ZAKLĘCIE, to jak pisałam pierwsze co buduje relację rodzic-dziecko, ale również to tylko imię. Tylko. Ten mały człowiek jest wyjątkowy, bo jest sobą. Niektóre rzeczy ma zapisane w genach, niektóre w nim się wytworzą behawioralnie, niektóre będą warunkowane innymi czynnikami. Będzie dobry i zły. I żadnym z nich. Ma w sobie potencjał do bycia kimś kto zmienia losy świata na lepsze i na gorsze. Ma w sobie potencjał do bycia wszystkim tym co w nim akceptowane i nieakceptowane. Ma potencjał czerpać od rodziców ich wady i zalety.
Kilka godzin później kuzynka zadzwoniła do mnie by powiedzieć, że jak tak oo tym myśli to cholernie dużo wiem o imionach i że myśli, że mogłabym to spieniężyć: świadczyć usługę doboru imienia. Albo nagrywać o tym podcast. :P Co we mnie wciąż kiełkuje.
Ale to jakoś tak... umyka sedno tego rozemocjonowania dotyczącego imienia nowych członków rodziny?
W tej interpretacji, w tej rozmowie imię jest rozumiane jako ZAKLĘCIE, jako życzenie na przyszłość, jako coś co pieczętuje jego losy i dobre życie. Ta symboliczność znaczy czasem więcej dla niektórych członków rodziny, a dla innych mniej.
Czasem też nie chodzi o to dziecko i imię. Tylko o osobę rodzica, którzy potem przeżywa
Czasami rodzice pragną, łakną akceptacji, bo ich wewnętrzne dziecko jeszcze jej nie dostało, jeszcze nie jest skontaktowane z ja-dorosłym, jeszcze nie jest zadbane i ukochane, dlatego w sferze dzielenia się z bliskimi imieniem dziecka liczą na pochwalę, na zrozumienie ich wyboru... a są krytykowani. Gdy potrzebują zapewnienia, że "zrobiłaś coś pięknego dla siebie i swojego synka, wybrałaś mu dobre, jak ładnie" słyszał coś co w ogóle nie jest o nich.
Ani o ich dziecko.
To co słyszą to emocje i uczucia dotyczące tych ludzi, którzy je przeżywają striggerowani tematem, którzy zostali zaproszeni do współuczestnictwa w ich szczęściu.
Ciekawe, nie?
Właśnie z tym moim zdaniem też wyskoczyła druga kuzynka i siostry Szwagra. Pierwsza podzieliła się kilka lat wcześniej z wyprzedzeniem imieniem córeczki i została skrytykowana (czego nie rozumiałam, bo to było imię bardzo popularne w tym roczniku), więc z ogłoszeniem imienia dla synka czekała do porodu. W tym czasie jej córeczka zaczęła jej brzuszek nazywać imieniem postaci z bajki dla dzieci i się przyjęło. xD Do tej pory rodzice, dziadkowie, kuzynostwo jak mówi o jej synku bardzo rzadko używali imienia z dokumentów, a używamy imienia, które... No nie wiem jak to się odbije na psychice chłopca? Nie znam się. Niemniej imię w dokumentach ma "normalne", a ksywkę ma taką bardzo nie-polską i jakoś to nie budzi zgorszenia pośród społeczności z którą się wychowuje. Nikt się nie przypierdala, nikt nie robi problemów, żadne pełne kpiny "co to za Brajanek?" itp bo zaraz leci "Brajanek ma na prawdę na imię Tadeusz, siostra go tak przezywa" (ofc imiona zmyślone) i a ile wiem kontrowersji to nie budzi (ale oczywiście mogę czegoś nie wiedzieć, nie wnikałam). Niemniej kuzynka zrobiła wobec siostry wspominany sarkastyczny monolog odkrywający możliwości do potencjalnych przypierdolek do imienia jej synka, co go spotka, jakie postaci z popkultury się tak nazywały i jak potencjalnie można się do dziecka przyjebać. Po co? Ech...
Siostry Szwagra znowu mają jednoznaczne skojarzenia tego imienia z wiarą katolicką i z potencjalnym złym życzeniem dla dziecka. Poza tym omówiły to z koleżanka z pracy i te koleżanki przypomniały o książkach kryminalnych, w których jest złol, który nosi to imię. I o złej postaci z książek dla dzieci, która nosi to imię. Takim okropnym i bardzo charakterystycznym antagoniście ze znanej i lubianej serii.
Generalnie IMIĘ ZŁA.
I ryły banie bratu i bratowej przez cały okres luty-marzec, teraz też, ale siostra już ucina to. Generalnie, że chcą dziecku zniszczyć życie na wstępie.
Serio, nie dowierzałam jak tego słuchałam.
Teściowie i moi rodzice też nie są zachwyceni. Takie ich zdaniem nijakie to imię. Takie stare i polskie, ale jakoś tak nieosłuchane, nie "normalne", niezbyt oczywiste. I trochę dziwne. I mój tata już dla beki żarty robił nawiązując do postaci z popkultury (totalnie w tonie absurdalnego humoru i nie mając pojęcia, że szwagierki siostry totalnie na poważnie używają jako argumentu a zmianę wybranego imienia ich dziecka tego co tata użył jako żartu).
Siostra dzwoni do mnie prosząc o wsparcie, bardzo to przeżywa, czuje się nierozumiana.
A mnie szlag trafia, bo mi siostrę krzywdzą i tłamszą, a chociaż jest pierdolnięta i mam często ochotę ją udusić to jednak kocham ją i nie chcę by cierpiała, tym bardziej teraz, gdy spełniło się jej wielkie marzenie, dla którego podjęła się wielu wyrzeczeń przez wiele lat.
Noż kurwa!
Więc ją telefonicznie kołczowałam miesiąc temu do bezpiecznego, kulturalnego stawiania granic (bo moja siostra nie potrafi w asertywność, od razu przechodzi do agresywnego ataku i dominowania nad sytuacją, nawet kosztem pogorszenia relacji... a akurat teraz nie miała na to dość nerwów i hormonów xP). I mówienia o tym co ją krzywdzi i jakie konsekwencje rozmówca poniesie jeżeli jeszcze raz to zrobi :P
Było ciężko.
Ale z ciekawości aż zanurkowałam w temat historii imienia jej nienarodzonego dziecka. Wsiąkłam, pożarłam materiały i zrobiłam doktoracik. :P Przygotowałam jej (ech, znowu dałam się zmanipulować - powinna była sama to zrobić, ale znowu skończyło się tym, że ja w swoim wolnym czasie szukam jej ważnych info, a ona leży i pachnie, a potem pewnie zapomni o przysłudze ech) wiedze o historii imienia jej syna. O związkach imienia jej syna, jej samej i męża (bo są!). Zwróciłam jej też uwagę, że nasza mama nas nazwała imionami, które jej się podobały i wcale nie były popularne. I nie-polskie. Że inspirację czerpała z tekstów, które czytała będąc młodą dziewczyna i miała w dupie wszelkie legendy o patronkach noszących te imiona, miała w dupie czy to była gwarancja szczęśliwego życia czy jakichś cech charakteru. Dla mamy były to po prostu piękne imiona dla jej córeczek. Obydwa włoskie (tu: o łacińskim wariancie zapisie). Tak samo jak imię jej synka.
I zgooglałam skąd te powiązania z katolicką wiarą, które dla niektórych są nie do przyjęcia. Zagłębiłam się w temat no i śmiechłam. xD Bo to nawet nie jest imię z Biblii. xD To nie jest słowo hebrajskie. To słowo, które "popkultura" czy też "maine stream" (jeżeli tak można mówić o dziele przygodowo-filozoficznym z XIII w. :P ) zawłaszczyła z trzynastowiecznego fanfiction nawiązującego do Biblii. Po prostu fikcja literacka w której wykorzystano istniejące w języku słowo, które brzmiało wzniośle i "nieziemsko", a które oznaczało po prostu jedną z gwiazd na niebie - takie słowo używane przez lokalsów na trzynastowiecznej wsi w Apeninach. LOL xD Czyli skojarzenie tego słowa (teraz imienia) z wiarą chrześcijańską ma lewie trochę ponad 700 lat, miasto w którym się urodziłam niedawno obchodziło 777-lecie, państwo Polskie ma ponad 1000 lat, Kraków istnieje od 1000 lat, a Warszawa od ledwie 700 - czyli liczy sobie tyle samo co to wspomniane dzieło literackie. A dlaczego to słowo przeniknęło jako nierozłączna część panteonu bohaterów mitologii chrześcijańskiej? Proste. Na tej samej zasadzie na której Weles stał się Świętym Mikołajem: zawłaszczenie kulturowe, kurde! A na przykład Boruta (czyli duch opiekuńczy lasu) stał się diabłem! Przyszli misjonarze i lokalne zwyczaje, święta, obrzędy, bogów zamaskowali nazwami i kontekstem z Biblii.
Słowem imię mojego siostrzeńca jest stare! Jest starsze niż Jezus (czasy w których żył na Ziemi). Starsze niż Rzym (a jeżeli starsze niż Rzym to również starsze niż moje imię, które ma źródłosłów tylko trochę starszy od Wiecznego Miasta, ale pochodzi z jego serca). Na pewno młodsze od piramid w Egipcie. Być może równie stare jak cywilizacja Mykeńska. Ot, taki odpowiednik "Syriusza" w konstelacji "wielkiego psa".
I niech teraz wszystkie siostry, znajome, kuzynki się odpierdolą od mojego siostrzeńca i siostry!
Siostra po przeczytaniu doktoratu zadzwoniła bym jej to opowiedziała, bo woli słuchać.
Zarazem mam wrażenie, że to dopiero początek przypierdolki.
Całkiem sporo o tym myślę...
Ciekawi mnie co powoduje, że ludzie wybierają takie imię dla nowego członka rodziny. I chce o to pytać. A z drugiej strony im jestem starsza tym bardziej mam wrażenie, że to temat nefralgiczny i moja ciekawość może zostać odebrana jak wścipskość, albo jako krytyka.
12 notes · View notes
trudnadusza14 · 1 year
Text
31.05-02.06.2023
W środe coś się słabiej trzymałam. Chciało mi się mdleć i ledwo stałam na nogach. Ale oczywiście zgrywałam pozory że wszystko gra xD
Opowiadałam terapeutce poczynając od pozytywnych kończąc na negatywnych rzeczach
Chciałam iść na artystyczne i poszłam ale szczerze jak widziałam że jest tak mało materiałów i wszyscy mamy robić wszystko w tych samych kolorach to zdecydowałam że odpuszczę. Siedziałam i czekałam na koleżankę i poszłyśmy na spacer i na lody
A potem oglądałam anime
No a czwartek dzień dziecka miałam iść na badanie ale coś mi nie wyszło bo zaspałam
Po 11 poszliśmy z mamą do sklepu odzieżowego i kupiłam sobie zajebbistą sukienkę i strój kąpielowy
No lato idzie xD
I inne rzeczy rzecz jasna.
Między innymi inna sukienka w motyle
A potem idziemy do galerii handlowej i najpierw do dealza potem kawiarni gdzie włączył mi się jakiś mechanizm liczenia kalorii i zamówiłam smothie. Spodziewałam się że będzie gorzej smakował a zasmakowałam i pochłonełam w 2 minuty xD
Moja mama wielkie oczy xD
I dziwna sprawa. Jak niedawno mówiłam że często czuje się pełna po byle czym tak teraz jest odwrotnie. Niezależnie od tego co zjem to czuje się cały czas pusta
Zaszliśmy jeszcze do zoologicznego coś kupić zwierzakom a w domu czułam się taka dziwnie zmęczona że aż się położyłam i drzemalam
Potem jednak szybko się zerwałam i poszłam na grupowe
Rozmawialiśmy o warunkach w jakich byśmy odnaleźli spokój
I jakby się tak zastanowić to ja tego spokoju nie odnajdę chyba xD muszę ciągle coś robić żeby nie dotkneły mnie złe myśli i najlepiej by ciągle były zmiany
Później spotkałam się z przyjaciółką i poszłyśmy sobie na ciacho
A później od 18 do 2 w nocy oglądałam co ? Anime
Na poważnie polecam "Full moon" stare ale zarąbiste... I przede wszystkim wylewacz łez. (Chyba że to ze mną jest coś nie tak że często na tym ryczałam )
Czytam też teraz książkę pt
Na święta przytul psa - Lizzie Shane
Jestem w połowie ale książka jest okej. Zwłaszcza dla miłośników psów.
I mi się jakieś dziwne sny śniły. Jeden o jakimś wyjeździe gdzie zamykali nas w pokojach a drugi o szpitalu. Już nie ogarniam co tam się działo
A w piątek zadzwoniłam do kogoś kto prowadzi malarstwo i okazało się że nie tyle co dalej to aktualne co to ze to jest strasznie blisko mojego domu
Normalnie brykałam z radości i darłam się tak że jak wychodziłam z domu to sąsiedzi wyjrzeli i się patrzyli z przerażeniem xDD
Ta energiczność i optymizm mnie kiedyś zgubi chyba xD
Zajęcia były po południu więc tam poszłam i obejrzałam sale i mi się spodobało
Zajęcia malarskie będą 2 razy w tygodniu 🥰
Zobaczymy czy mi podpasuje ten typ malarstwa
Ale podoba mi się na razie
Więc baj baj 😁
6 notes · View notes
createmydreamblog · 2 years
Photo
Tumblr media
„A może to przeznaczenie, że los nas znowu połączył” Przedstawiam wam Pączusia komedie nie z tej ziemi z wątkiem romantycznym. Ta książka sprawi, że popłaczecię się że śmiechu 🤣 Kamila na codzień nie przejmuje się komentarzami innych i jest zwolenniczką nie stosowania diety. Uważa, że facet musi mieć za co złapać, więc po co się męczyć. Kocha pączki, więc randka w cukierni to marzenie 😂 Ma szaloną rodzinę i stara się jej unikać jak ognia ale niestety musi uczestniczyć w niedzielnych obiadkach, no bo mamie się nie odmawia 🤣 Jej praca to wszystko i nic, czyli parzenie kawy oraz papierki. No i ma kota, który jest wiecznie głodny jak ona 🤣 Marcin to biznesmen, który wraca do kraju z USA, by ratować filię swojej firmy i niespodziewa się, że po tylu latach spotka koleżankę z dzieciństwa pieszczotliwie nazywaną „Pączusiem” ❤️ Ma na głowie ratowanie swojego „dziecka”, którego nie chce zamykać… masę papierków do wypełnienia oraz niezrównoważoną byłą narzeczoną. Tak te babę miałam ochotę udusić i ewidentnie wymagała leczenia. Powiem wam ta książka to istna komedia pomyłek, pełna niespodzianek, która rozbawia do łez. Do tej pory boli mnie brzucho od śmiania się. Cięty język bohaterki i fakt, że czasem coś powie zanim pomyśli sprawia, że sytuacje są komiczne. Kamila co chwila pakuje się w ciekawe sytuację, a ewidentnie Marcina to bawi i jednocześnie kręci 😂 Nie mówiąc o kocie Maurycym, który wprawia nie raz właścicielkę w zakłopotanie i chyba walczy też o dominację z Marcinem xD Pytanie kto wygra, a może remis? Czy ta dwójka ma szansę na wspólne życie? Jedyny minus tej książki to czcionka, ale to taki drobny mankament 😉 Książka zachwyca fabułą, humorem i faktem, że bohaterka nie jest typowym wieszakiem, któremu się zawsze powodzi. Jest typową kobietą, ktora ma gdzieś normy społeczne i jest poprostu sobą. Żyje według własnych zasad i nie raz komuś dogada. Duet Marcin-Kamila jak i zarówno Kamila-Malwina to złoto 🤩 Ubawicie się nie raz kiedy te duety wchodzą do akcji. Jak dla mnie 10/10, lubię takie książki. A wy lubicie takie komedie romantyczne? #książkowescrabble #książkoweimpresje #book #recenzja #btzcarobooks #blog #read #humor #crazy #Pączuś #booktour (w: Torun, Poland) https://www.instagram.com/p/Cp027dCoXBu/?igshid=NGJjMDIxMWI=
2 notes · View notes
eprace · 2 years
Text
Świetna książka
Polecamt tę książkę: THE WELL-TRAINED MIND A Guide to Classical Education at Home SUSAN WISE BAUER JESSIE WISE Przewodnik po edukacji klasycznej w domu Dobrze wyszkolony umysł to poradnik dla rodziców, jak samodzielnie przeprowadzić wszechstronną edukację - edukację klasyczną. Czym jest edukacja klasyczna? Jest intensywny językowo - nie skupia się na obrazach. Wymaga od uczniów używania i rozumienia słów mówionych i pisanych, a nie komunikowania się głównie za pomocą obrazów. Ma charakter historyczny, dzięki czemu uczniowie otrzymują wszechstronny obraz działalności człowieka od początku do dziś. Uczy umysł analizowania i wyciągania wniosków. Wymaga i rozwija samodyscyplinę - zdolność do podjęcia trudnego zadania, które nie przynosi natychmiastowej nagrody, w imię przyszłych korzyści. Daje uczniom umiejętność czytania i pisania, ciekawość, inteligencję, szeroki zakres zainteresowań i zdolność do ich rozwijania. Dobrze wyćwiczony umysł to podręcznik, który pomoże ci przygotować dziecko do czytania, pisania, liczenia, myślenia i rozumienia. W Prologu przedstawimy, czym jest edukacja klasyczna i opowiemy o naszych własnych doświadczeniach z edukacją klasyczną oraz z różnymi formami szkoły w domu. Część I mówi, jak stworzyć podstawy doskonałości akademickiej od przedszkola do czwartej klasy. W części II przedstawiono program, który pozwoli ćwiczyć dojrzewający umysł dziecka w gimnazjum (klasy 5-8). Część trzecia dotyczy umiejętności zdobytych w szkole średniej. Nawet jeśli zaczynasz pracę ze starszym dzieckiem, rozważ przeczytanie wcześniejszych części, aby zrozumieć podstawowe zasady edukacji klasycznej. Każda część zawiera podsumowanie dla poszczególnych klas, dzięki czemu można szybko zorientować się, co powinien zawierać każdy rok szkolny. Postępy w nauce, które opisujemy w częściach I-III, to model - ideał. Każdy ideał musi się zmienić (często w nieoczekiwany sposób), kiedy styka się z prawdziwymi ludźmi. Koniecznie przeczytaj rozdział 37, w którym omówiono krótko trudności w nauce i wskazano dodatkowe materiały Część IV jest poświęcona zagadnieniom związanym z edukacją domową w pełnym wymiarze godzin - rozpoczynaniu nauki, socjalizacji, ocenom i prowadzeniu dokumentacji, testom standardowym, aplikacjom na studia, sportowi i innym sprawom związanym z edukacją domową. Możesz zdecydować się na usunięcie dziecka ze szkoły lub pozostawienie go na zwykłych zajęciach. Tak czy inaczej, ta książka da ci narzędzia, których potrzebujesz, by uczyć je w domu lub uzupełniać i wzmacniać to, czego uczy się w klasie. Słyszeliśmy od rodziców z całego świata, którzy decydują się na "pozaszkolną" naukę swoich dzieci - indywidualną pracę z nimi wieczorami, w weekendy i w czasie wakacji, w celu wyrównania lub wzbogacenia ich edukacji w klasie. Jeśli chcesz, by twoje dziecko pozostało w szkole, ale miało dodatkowe zajęcia z gramatyki lub matematyki, możesz skorzystać z programów i metod, które proponujemy wieczorami lub podczas przerw. Jeśli twoje dziecko chce pogłębić wiedzę z historii lub nauk ścisłych, może samodzielnie realizować programy domowe, które przedstawiamy. Słowo o zasobach. Ogromne listy materiałów są dla nas przytłaczające. Kiedy Susan miała w domu czwórkę dzieci, nie chciała przeglądać obszernej listy polecanych książek, żeby znaleźć najlepszy przewodnik dla drugoklasistów po starożytnym Egipcie - wystarczyły jej dwie lub trzy najlepsze propozycje. Z tego powodu posortowaliśmy dostępne źródła i wymieniliśmy nasze najlepsze propozycje. Istnieje wiele książek, programów i materiałów, które są zgodne z celami edukacji klasycznej i nie staraliśmy się wymienić ich tutaj wszystkich. Materiały, które znalazły się w tej książce, to te, które łączą w sobie doskonałość naukową, łatwość użycia dla rodzica, przejrzystość i (jeśli to możliwe) przystępną cenę. Inne doskonałe programy mogą nie znaleźć się na liście, ponieważ powielają materiał zawarty w programie, który wymieniliśmy, ponieważ wydają się niepotrzebnie skomplikowane, zwłaszcza dla początkujących, ponieważ trudno je znaleźć lub ponieważ są (naszym zdaniem) zbyt drogie. Możesz jednak bez obaw zastępować je wszędzie tam, gdzie są potrzebne. Wiele z naszych rekomendacji zmieniało się z edycji na edycję. W niektórych przypadkach książki i programy po prostu wyszły z druku, co zmusiło nas do znalezienia nowych tytułów na ich miejsce. Jednak w wielu przypadkach powstały nowe programy nauczania, które (naszym zdaniem) zastępują nasze wcześniejsze zalecenia. Na koniec odwiedź stronę welltrainedmind.com, na której zamieściliśmy dodatkowe strony z materiałami: programy nauczania dla dzieci, które nie pasują do tradycyjnego toku nauczania opisanego na tych stronach - ponieważ mają zaległości w nauce, borykają się z problemami w nauce lub po prostu inaczej przetwarzają informacje; stale aktualizowana lista popularnych aplikacji, internetowych gier edukacyjnych i zajęć dodatkowych; alternatywne programy nauczania, które uznaliśmy za zbyt skomplikowane, drogie, specjalistyczne lub dziwaczne, by polecać je na tych stronach, ale które cieszą się entuzjastycznym poparciem wielu doświadczonych nauczycieli domowych. Na stronie forums.welltrainedmind.com możesz dołączyć do tysięcy rodziców zajmujących się nauczaniem domowym, którzy dyskutują o wyzwaniach związanych z nauką, dzielą się swoimi odkryciami dotyczącymi programów nauczania, wymieniają się wskazówkami dotyczącymi nauczania i wiele, wiele więcej.
Jeśli potrzebujesz pomocy w pisaniu prac, to zajrzyj na stronę www.pisanieprac.edu.pl
2 notes · View notes
pop-culture-diary · 10 months
Text
Kraina baśni wreszcie jest dla wszystkich
Tumblr media
„Kraina baśni jest dla wszystkich” Różni, wyd. Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Ocena: 4 / 5
Dorosłej osobie żyjącej w dwudziestym pierwszym wieku ciężko się czyta tradycyjne baśnie. Uznajemy je za zbyt ponure, doszukujemy się w nich źródła pejoratywnego znaczenia słowa macocha czy krytykujemy księżniczki, które poświęcają wszystko dla poznanych pięć minut wcześniej książąt. A już na pewno męczy nas oklepany schemat, który napotykamy w większości z nich. Księżniczka jest piękna i wdzięczna, książę walczy ze smokami, czarownice są złe.
„Kraina baśni jest dla wszystkich” to odpowiedź na te zarzuty i nowe spojrzenie na znane baśnie i mity. Zbiór nowych historii autorstwa zarówno profesjonalistów, jak i amatorów, w postaci pięknie wydanej antologii. Wydawnictwo Krytyki Politycznej postarało się o zatrudnienie innego tłumacza do każdej baśni, co sprawia, że każda ma własny głos i styl, całkiem jak w oryginale. Zachowano też przepiękną szatę graficzną i ilustracje Lilli Bölecz, które sprawiają, że książka wygląda iście bajkowo.
Bohaterami baśni są przeróżne istoty. Trójuchy królik, jelonek bez rogów, książę który od walki na miecze woli szycie ubrań, dziewczynka, która marzy o zostaniu bohaterką, grecka piękność, którą Posejdon zamienił w mężczyznę, smok marzący o zostaniu piekarzem i wiele, wiele innych postaci, z których każda jest wspaniale niepowtarzalna. Przyjrzyjmy się kilku z nich:
Jesień
Jedna z pierwszych baśni opowiada o księżniczce imieniem Jesień, która woli polowania i spodnie od wyszywania i pięknych sukien. Niestety, choć jej zmarła matka w pełni akceptowała córkę, jej ojciec woli słuchać magicznego lustra w sprawach tego jaka powinna być jego córka, a gdy nie udaje mu się zmienić jej w perfekcyjną królewnę, postanawia ją zabić. Na szczęście współczujący łowczy puszcza dziewczynę, a ta błąkając się po lesie znajduje chatkę zamieszkałą przez siedem tkaczek. Dalsza fabuła uderzająco przypomina „Królewnę Śnieżkę”. Są próby morderstwa, królewicz i ślub. Lecz mimo tej baśniowej otoczki, to bardzo realistyczna historia o dziecku nieakceptowanym przez rodziców, które znajduje miłość, szacunek i szczęście poza rodzinnym domem.
Baśń wiedźmy
Ta mająca formę prologu do „Jasia i Małgosi” baśń zaczyna się makabrycznie, od stwierdzenia, że w rogu chatki stała kołyska, w której szczury pożarły synka głównej bohaterki. Jest przy tym najtrudniejszą opowieścią z całego zbioru i najmniej przeznaczoną dla dzieci. Pochyla się nad tym jak utrata dziecka i związana z tym trauma może doprowadzić do zaborczego zachowania i krzywdzenia innych ludzi. Główną bohaterką tej opowieści jest kobieta, która postanawia zaopiekować się parą zagubionych w lesie dzieci, a potem drży ze strachu, że spotka je taki sam los jak jej synka. Gdy jej wysiłki, by je chronić zostają źle zrozumiane, a maluchy wracają do swoich rodziców, kobieta postanawia upewnić się, że jej przepyszne wypieki zwabią do chatki inne dzieci i że już się jej nie wymkną. To smutna i nieco przerażająca historia, wpisująca się w tak ostatnio popularny nurt przepisywania złoczyńców, by zdobyć dla nich sympatię.
Margaret Pogromczyni Olbrzymów
Przyznam, że to moja ulubiona baśń z tej antologii. Opowiada o baśniarzu imieniem Simon i dziewczynie z biednego domu, imieniem Margaret, która pragnie zostać bohaterką, choć wstrzymują ją kompleksy i rany z przeszłości. Jest jednak odważna i potrafi poświęcić się w walce ze smokiem, byle tylko uratować niewinnych ludzi. Ostatecznie Margaret musi zmierzyć się ze swoimi słabościami i wszystkimi bolesnymi słowami, które kiedykolwiek usłyszała, a Simon przekonuje się, że największej odwagi wymaga nie walka z olbrzymem, lecz mówienie o swoich uczuciach.
Poroże dla sarenki
Jelonek Konor nie potrafi zrozumieć dlaczego jego mama uważa go za sarenkę, a na jego głowie nie rosną rogi jak u jego rówieśników, a gdy próbuje zachowywać się jak inne jelenie, stado się z niego śmieje. Na szczęście może liczyć na wsparcie swojego ojca i najlepszego przyjaciela Ronana i wielu leśnych zwierząt. Stara się też dobrymi uczynkami zasłużyć sobie na pomoc Wiosennej Wróżki, która gdyby tylko chciała, mogłaby sprawić, że wyrośnie mu poroże. To szczery opis przeżyć transpłciowego dziecka, które od samego początku jest świadome swojej tożsamości i rozpaczliwie nie rozumie, czemu musi zasłużyć na coś, co inni dostają od tak.
Zakręcona słomka
To kolejna współczesna baśń opowiadająca o parze dzieci, które z różnych powodów znajdują się same w mieście. Próbują odnaleźć swoją mamę i po drodze spotykają miłą staruszkę, która im pomaga, a gdy ich wysiłki spełzają na niczym, zaprasza je do siebie, kusząc je pączkami. Cały ten czas dziewczynka obawia się, że nawet u nowej przyjaciółki odnajdzie ją niedźwiedź, który ją prześladuje. „Zakręcona słomka” skutecznie obala tradycyjne schematy spotykana w baśniach. Wabiąca dzieci słodyczami wiedźma okazuje się miłą staruszką, to nie niedźwiedź lecz człowiek prześladuje dzieci, a matka walczy o swoje potomstwo. Bardzo podoba mi się to jak baśń pokazuje dziecięce spojrzenie na wydarzenia, ze szczególnym uwzględnieniem postrzegania ojczyma jako potwornego niedźwiedzia.
Calineczka wyrusza po swoje życie
To po „Baśni wiedźmy” druga historia którą spokojnie można by wkleić do klasycznej baśni. Rozpoczyna się tam, gdzie zakończyła się baśń o Calineczce, ślubem głównej bohaterki z Królem Elfów. Tyle tylko, że tu nie ma szczęśliwego zakończenia, lecz mąż który kocha podziw w oczach Calineczki, a nie ja samą i szybko się nią nudzi. Calineczka powoli traci radość życia i ponownie musi wezwać na pomoc zaufaną jaskółkę, Ta po prawdzie unosi ją z elfiego pałacu, ale zastrzega, że czas najwyższy, by Calineczka zaczęła sama sobie radzić i poszukała kogoś kto pokocha ją za to jaka jest.
W zbiorze jest jeszcze kilka baśni, o których nie wspomniałam:
Historia współczesnego Kopciuszka, który pragnie na jedną noc jak zwykła uczennica pójść na bal (Roza na balu), a nie martwić się opieką nad ojcem alkoholikiem;
Opowieść o księciu, który wyrusza zabić smoka, by wreszcie zasłużyć na dumę swoich rodziców i odnajduje swoją prawdziwą tożsamość, a także istoty, które w pełni go akceptują (Porwana księżniczka);
Poemat o księciu, któremu nie podoba się żadna kandydatka na żonę, a zakochuje się w bracie jednej z nich (Para dla Księcia);
Urocza historia o maleńkiej dziewczynce, która przekonuje się, że prawdziwą miarą wielkości jest miłość (Wielka przygoda Anulki Tyciulki);
Bazująca na „Księciu i żebraku” Dickensa opowieść o dwóch identycznych dziewczynkach, które sprawiły, że mieszkańcy miasteczka otworzyli swoje serca dla potrzebujących (Kordelia i Karola);
Dokładne odwzorowanie Kopciuszka, dziejące się w dzisiejszych czasach i z chłopcem w roli głównej (Powodzenia, Batbajanie!);
Wariacja na temat mitów gracki, w których piękna dziewczyna błaga Posejdona, by zamienił ją w mężczyznę i zostaje słynnym wojownikiem (Rubinowy ptak);
Opowieść o parze staruszków, który znajdują w lesie wymarzone dziecko, a ono odpłaca im za miłość troską i ciężką pracą (Żelazny Laci);
Historia o trójuchym króliczku, nie akceptowanym przez otoczenie, który uratował las dzięki swojemu dodatkowemu uchu (Trivadar, trójuchy królik);
Opowiadanie o chłopcu, który uczy się, że starzy ludzie są źródłem mądrości (Wielki Alfredo);
Przyznam, że bajki są nierówne, czasem lepsze, czasem gorsze. Niektóre mają perfekcyjny styl, inne wydają się nieco zbyt infantylne i urwane w połowie. Jedne aż kipią od drugiego znaczenia i emocji, innym czegoś brakuje. Nie jestem niestety pewna do kogo skierowana jest „Kraina baśni”. Z jednej strony napisano ją prostym językiem podobnym stylistycznie do klasycznych baśni dla dzieci, który może zrazić wielu dorosłych odbiorców. Z drugiej, niektóre poruszają trudne tematy, które wydają się nieco zbyt poważne, by czytać o nich kilkulatkowi przed snem. Mimo to, bardzo się cieszę, że ta książka powstała i żałuję, że dopiero teraz. Mam nadzieję, że wielu ludzi, którzy nie potrafili odnaleźć siebie w klasycznych baśniach, będzie nią zadowolonych.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
0 notes
pwk-opowiesciotwarte · 11 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Warsztaty wyjazdowe – „Książka przenika sztukę” w ramach projektu "Pola widzenia książki - opowieści otwarte".
Kierowniczka Domu Oświatowego BŚ i edukatorka Ewa Kokot, poprowadziła warsztaty dla dzieci i młodzieży w dwóch partnerskich bibliotekach w Polsce (Biblioteka Miejska w Słupsku, Biblioteka Miejska w Suwałkach). Ich idea była oparta o wystawę Katarzyny Łaty "Woda płynie dokąd chce" która została realizowana są w ramach projektu w Galerii Intymnej DOBŚ. Dzieci i młodzież na podstawie twórczości plastycznej pracowały z powiązaniem obrazów wizualnych z tekstem. Warsztaty z jednej strony promowały literackie aspekty dotyczące sztuki wizualnej z drugiej dobrane specjalnie wątki literatury akcentujące znaczenie obrazu. Zależało nam by idea projektu dała wsparcie innym placówkom w kraju i uruchomiła potencjał tego typu działań w instytucjach partnerskich. Jesteśmy wdzięczni za gościnę w instytucjach i świetną organizację spotkań.
Poniżej relacja z przeprowadzonych warsztatów w Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Dąbrowskiej w Słupsku
"Podczas warsztatów Ewa Kokot podkreśliła rolę trwałości wypracowywanych przez lata metod i narzędzi pracy, a także zachęciła dzieci do wspólnego kontaktu poprzez sztukę z własną wrażliwością. Takie zajęcia wnoszą w świat dziecka pewne wartości, nie zapomina się o nich. Efekt końcowy był zdecydowanie pozytywny, bowiem dzieci przeniosły na papier swoje odczucia i wyraziły emocje."
0 notes
patryktarachon · 11 months
Text
🤷‍♂️ Jak dogadać się z nastolatkiem?
Z punktu widzenia młodej osoby, opowiem Ci jak postrzegam bunt na zasady w domu, mówienie o swoich problemach i oczekiwaniach wobec rodziców. 🚸 W tym odcinku odpowiemy na pytania:
🔹jak tłumaczyć panujące zasady 🔹kiedy traktować młodzież jak przyjaciół 🔹w jaki sposób komunikować się z nastolatkiem
KSIĄŻKA
📙 Szukasz pomocy dla dziecka Sprawdź ,,Poradnik Dla Rodziców", ze wskazówkami i poradami od rodziców z różnych części Polski. 👉 ⁠bit.ly/jak-pomoc-dziecku⁠
Wielkie dzięki za bycie częścią społeczności! 🙂
1 note · View note
michalzdziejowski · 2 years
Photo
Tumblr media
📖 "Jest coś, na co mogłabyś zwrócić uwagę rodzicom? Taką podstawową, ale jednocześnie najtrudniejszą umiejętnością wbrew pozorom jest nauka słuchania swojego dziecka. Niewyciągania wniosków, nieumniejszania jego trudności, nieoceniania. Zadawanie otwartych pytań i bycie ciekawym swojego dziecka to podstawowe umiejętności, które pomogą zbudować bezpieczną i satysfakcjonującą relacje." Bohaterowie tej książki są wspaniałymi wrażliwymi ludźmi, którzy po latach zmagania się ze sobą doszli do ściany. Stanęli nad przepaścią. Można tu dorzucić jakiekolwiek inne określenie, ale prawda jest taka, że to, co czuje osoba w depresji, trudno ubrać w słowa. Jednak naszym rozmówcom to się udało. Szczerze i bardzo intymnie opowiedzieli o swoim życiu z depresją. Podzielili się wspomnieniami z najtrudniejszych momentów, w których choroba popchnęła ich w stronę samobójstwa. Ale zebrane w książce rozmowy to również dowód na to, że z depresji da się wyjść. Że jest nadzieja na wyzdrowienie, choć wewnątrz ledwo tli się wola życia. "Wśród wielu beznadziejnych coachingowych powiedzonek mamy jedno ulubione: "Co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Powiedzcie to, mądrale, gwałconym dzieciom, ofiarom dziecięcej przemocy, alkoholowym rodzinom, dzieciom niechcianym, niesłuchanym, nieakceptowanym. Powiedzcie ofiarom terroru psychicznego i popieprzonych rodziców, którzy zawsze wiedzą lepiej, co jest dla ich dziecka najlepsze. Chcemy, by ta książka stała się również przyczynkiem do refleksji nad tym, czego my, dorośli, dokonujemy na naszych najukochańszych pociechach. Bo to, że często gotujemy im piekło, nie ulega wątpliwości. To również książka o tym, jak trudno z niego wyjść." Małgorzata Serafin, Marek Sekielski @goskaserafin @mareksekielski @wydawnictwo_agora #JestOKToDlaczegoNieChcęŻyć #MałgorzataSerafin #Serafin #MarekSekielski #Sekielski #Sekielscy #FarbowanieŻycia #depresja #książkaodepresji #książka #ksiazka #book ____________________𝕿𝖆𝖌𝖎_____________________ #zima #winter #mykingdom #myplace #myhomeismycastle #homesweethome #mygarden #magicgarden #I❤️DZIEĆKOWICE #Dziećkowice #Mysłowice #Śląsk #Polska #UE 🇵🇱🇪🇺 #Dzieckowice #Myslowice #Silesia #Pol (w: Mysłowice) https://www.instagram.com/p/CnzbNdPowAp/?igshid=NGJjMDIxMWI=
0 notes
happyg-olucky · 2 years
Text
Tydzień patatajni i wymiękam.
Szkoła, przedszkole, lekcje, zebrania, zajęcia i tak w kółko.
Na maxa to absorbujące i dla mnie wyczerpujące psychicznie.
Dziś dodatkowo szkołą wkurzyła mnie okrutnie. We wtorek na zebraniu pitu pitu, wszystko super, Pochwała od pani wspomagającej, że  w szkoku jak dobrze liczył, bo myślała, ze tego tego materiłu nie umie. Nauczyciel wspomagający po pół roku pracy z dzieckiem nie wie co on wogołe umie z takich podstaw jak matematyka. No comment.
Ale luz, bo dziś litania zażaleń.
We dwie nauczycielki mnie dopadły. Wychowawczyni i wspomagająca, ze jakiś problem z pracą domowa, że przedwczoraj nie miał cośtam, dziś coś niedokonczone... I że to co zrobione to z błędami i proszę przypilnowa i wiecej pracy w domu.
Ja pierdole, po pierwsze jestem pewna, że miał zrobione to co miał zaznaczone, jeśli nie zrobione, nie było zaznaczone, ze zadane. W przypadku Mikołaja Panie mają obowiązek dopilnować żeby było zaznaczone, ma to w papierach.
PO drugie to z “ błędami” to jeden błąd literowy w zdaniu i brak kropki.  Bo kuźwa dziecko robiło samodzielnie. Czy to proszę dopilnować, znaczy zrób i popraw wszystko za dzieciaka???
Po kolejne kurwica mnie strzeliła, bo nasze zycie kręci się wokół tych pieprzonych lekcji, czasami mam wrazenie, ze nic wiecej w domu nie robimy, a tu komunikat, jestes chujowym rodzicem, proszę dopilnować.
Ale to nie wszystko Mikołąj dostał dziś uwagę do dziennika. W domu to czytam, jadł na lekcji, po zwróceniu uwagi walną ręką w ławkę, ok słusznie. Dostał opierdol. Druga część uwagi - bardzo wolne tempo pracy. Nosz kurwa, dziecku orzeczeniowemu wpisują uwage do dziennika o tempie pracy. JA PRDL.Pominę już fakt, że Jak młodego o to zapytałam, powiedział, ze siedział daleko i nie widział z tablicy, a to o przepisywanie właśnie chodziło.
Ja wiem, ze te nauczycielki nie mają łatwo i wogóle, ale kuźwa rodzicom, takim ja my też jest fchuj ciężko. I kuźwa rodzice nie są od besztania i jak to D. trafnie ujął to nie jest książka zażaleń. A rodzice to nie petenci w urzędzie.
Siadłam w domu i najgrzeczniej  i najtaktowniej jak umiałam napisałam im jeszcze wiadomość na dzienniku w odpowiedzi na tą rozmowę. Bo nie mogłam tego tak zostawić. Mam nadzieję, ze juz mi nie odpiszą :D
Bo Pani wychowawczyni to charakterna babka*, a ja chcę spokoju.
* Z opowieści jednej matki historyjka z ubiegłego roku - dziecko costam przeskrobało w szkole, dostało karę ( juz nie wiem o co chodziło) po czym pani zażądała od matki, zeby w DOMU dała temu dziecku jeszcze jedną karę, po czym kolejnego dnia chciała ją z tego rozliczać, ze dlaczego dziecka nie ukarała ( o wyjście na plac zabaw chodziło). Cyrk .
4 notes · View notes
wilczekczyta · 3 years
Text
,,Czy to sen?" Natalia Klewicz
Łucja to osiemnastolatka, szykująca się do matury i spędzająca beztrosko czas z przyjaciółmi. W sumie można stwierdzić, że to taka typowa normalna nastolatka... tylko że w nocy napadają na nią niezwykle realistyczne sny, które bardzo często są przyczynami silnych ataków paniki. Dziewczyna ma tak od dziecka. Już wtedy ciężko było jej odróżnić sen od rzeczywistości, co bardzo martwiło jej rodziców, którzy chcąc jej pomóc, zapisywali ją na przeróżne terapie. Jednak Łucja sądzi, że nie ma już dla niej nadziei... sytuacja jednak pogarsza się jeszcze bardziej, gdy pewnej nocy spotyka tajemniczego chłopaka, który wywraca jej życie do góry nogami.
Jak pisze wydawca: Jest to niepokojąca i mroczna opowieść o miłości, przyjaźni i niedopasowaniu. Ja jednak nie do końca się z tym zgadzam. Ujęłabym to bardziej, że jest to historia trudnej sytuacji, w której zabrakło nadziei na normalność i rzeczywistą miłość. Bo czy chłopak, którego spotkała Łucja był prawdziwy, czy był tylko wytworem jej wyobraźni? To pytanie wciąż kotłuje mi się w głowie. Tak samo zastanawia mnie to ile tego uczucia, które poczuła Łucja było prawdą a ile paskudną chorobą. Oraz ciekawi mnie co myśleli o niej jej najbliżsi przyjaciele, a zwłaszcza Alex, kiedy poznała prawdę.  Dlatego byłam naprawdę zmieszana gdy dotarłam do końca tej książki. Czułam jednocześnie strach, desperacje, zrozumienie i irytacje. Bo do tej pory nie wiem, co się finalnie stało i to mnie boli. Czy Łucja zaznała szczęścia? Czy jej rodzice zrobili to, co zamierzali? 
Nie wiem... i to naprawdę mnie boli. Jednocześnie takie zakończenie sprawiło, że sama mogę sobie wymyślić zakończenie, ale nie chcę tego robić. Tak samo jak stwierdziłam, że nie będę o to pytać autorki (Byłam gotowa napisać do niej na Insta, żeby dowiedzieć się co było potem). Pozostawię to jako jedną wielką zagadkę, która ma w sobie taką samą magię, jaką miały sny Łucji. Magię tajemnicy.
Wracając jednak do przypisu wydawcy: Tak, jest to mroczna opowieść. Tak, mamy tutaj ciężką sytuację miłosną i tak, wątek przyjaźni też się pojawia... ale nie pasuje mi on zupełnie. Naprawdę nie potrafiłam zrozumieć zachowania Łucji i Alex. Zwłaszcza tego, że Alex po jednej wiadomości odpuściła na jakiś czas i przyszła, kiedy było tylko gorzej. Jasne, widać potem jej zmartwienie i chęć pomocy... ale gdzie była wcześniej kiedy Łucja starała się ją od siebie odrzucić? Alex sama zdecydowała odpuścić i odejść. Wróciła, kiedy w moim mniemaniu było już za późno i moim zdaniem nie była prawdziwą przyjaciółką. Jasne, przyjaciele potrafią siebie zranić jak nikt inny... ale tylko prawdziwy przyjaciel będzie trwać przy kimś kto naprawdę cierpi i będzie go wspierać tak długo, jak będzie trzeba.
Myślę, że ,,Czy to sen?" to ważna książka, nad którą trzeba chwilę się zastanowić i zrozumieć.  Książce daję 7/10.
3 notes · View notes
psychostudnia · 3 years
Text
Joanna Chmielewska - Lesio
Od dziecka uwielbiałam czytać kryminały. W domu mieliśmy pokój nazywany biblioteką. Każda ściana od sufitu po podłogę była zapchana półkami z wylewającymi się z nich książkami. Ręcznie uszyte kotary starały się utrzymać chociaż częśc kurzu zdala od papierowych labiryntów wyobraźni.
Wiadomo, kiedy ma się wybór od literatury latynoamerykańskiej i europejskiej ( tu poznałam Imię Róży Eco, Grę w klasy Cortazara, Idiotę Dostojewskiego ) , bajki dla dzieci dużych i małych, kryminały, książki podróżnicze, fantystykę, małe faksymile z czasów prlu, historię po książki popularno - naukowe/naukowe, ciężko się było zdecydować.
Stałam przed tymi magicznymi ścianami, dla małego dziecka ciągnącymi się do nieba zupełnie zagubiona. Chciałam jednocześnie przeczytać wszystkie i to naraz, ale gdy tylko łapałam za pierwszą pozycję, traciłam zainteresowanie po stronie. Czy na pewno mam na tę ochotę? Może ta kolejna byłaby lepsza?
Niezdecydowana zamierałam z półotwarta buzią, nie mogąc długo podjąc decyzji. Wtedy na scenę wkraczała zwykle moja matka. Subtelnie podpowiadała mi coś, co pasowałoby moim gustom. Patrząc w perspektywnie czasu i świadomości, że posiadaliśmy tez spory zasób erotyków, były to bardzo sensowne interwencje.
Tak też zapoznałam się z pisarką, głownie znaną z komediowych kryminałów, Joanną Chmielewską.
Pochłaniałam jej książki w ilościach hurtowych, zaczynając od chyba jej najlepszej książki "Wszyscy jesteśmy podjerzani" (opinia subiektywna ).
Wszystkie książki są osadzone w czasach PRL'u, także można się zapoznać z realiami tamtych czasów. Brak telefonów komórkowych i co za tym idzie utrudniona komunikacja, plany pięcioletnie wpływające na prace przeciętnego człowieka, niekoniecznie bystra milicja, brak pewnych towarów, działalność współdzielni et cet et cet. Postacie są nietuzinowe, robią masę błędów, ale zwykle bystry umysł ratuje ich z nawet najgorszej opresji. Zwykle głową bohaterką jest alter ego autorki, kobieta silna, dowcipna i rezolutna.
Książki sie wspaniale czyta, nawet jeśli część opresji, w jakich nagle znajdują się bohaterowie, jest niedorzeczna.
W ten sposób docieramy do Lesia. Książka ta zawsze była ulubioną mojej mamy, ale aż do tej pory nigdy jej nie przeczytałam. Pewnie bym po nią nie sięgnęła, gdyby nie audiobook na platformie Storytel czytany przez Tomasza Kota. Polecam to wydanie, bo aktorska interpretacja przemyśleń i dialogów naprawdę dodaje wiele tej pozycji.
Powieść dzieli się nieformalnie na 3 części:
1. Perypetie nieudolnego Lesia, pracownika biura projektowego, który nie potrafi przyjść punktualnie do pracy nigdy. Postanawia więc zamordować personalną ( kierowniczkę działu kadr), która codziennie podaje mu znienawidzą książkę spóźnień do podpisania i podania powodu spóźnienia. To, jak bardzo sprawy wymykają się spod kontroli, może stanowić fakt, że Lesio na sposób morderstwa wybrał podanie personalnie rozmrożonych i ponownie zamrożonych lodów (chciał ja zarazić gronkowcem).
2. Perypetie zespołu Lesia, który bierze udział w konkursie architektoniczynym i aby go wybrać, postanawia napaść na pociąg. Pociąg chcą zatrzymać pudełkiem intensywnie zaklejonym taśmą z głośnym budzikiem wewnątrz.
3. Perypetnie zespołu Lesia, który robi inwentaryzacje zamku, musi wziąć udział w sztuce teatralnej napisanej przez domorosłego artystę ( ludzie z ludu pokonują ochydną arystokrację ) jednocześnie dokonać podmiany planów zamku w ratuszu miejskim i potem gubi się w podziemiach.
Niedorzeczne sytuacje, panikujący ludzie, akcja, komedia, dużo komedii. Nie ma lepszej komedii przypadków.
2 notes · View notes