Tumgik
#missnothing22shipslarry
Photo
Tumblr media
Homeless
Author: missnothing22
Fandom: One Direction
Rating: Mature
Pairing: Harry Styles/Louis Tomlinson
Word Count:  5164
Characters: Harry Styles, Louis Tomlinson
Additional Tags: Long-Term Relationship, Fluff, Fluff and Smut, Longing, Homesickness, Tour, Kisses, Cuddles, Angst.
Summary:
Meeting with fans, making people smile, sightseeing in the most beautiful places in the world – tour is every artist’s dream. But at the same time it means constant separation from loved ones. Do the love declarations and promises survive when it comes to reality?
Read on AO3 here.
Thank you @rainbowninja for being the best beta!
This is my first fic in English. I hope you like it! :)
308 notes · View notes
larrydiary · 7 years
Text
Louis Tomlinson and his pop-rock sound.
I edited his wikipedia and was ready for people to give me shit but didn’t post about it yet, and then @missnothing22shipslarry sent me this post, i read his interview where he confirms it so now i’m happy ahaha
(People still gonna be like “one song doesn’t make him rock” well okay maybe but he deserves it.) 
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
I added britpop, electropop and pop rock
PLEASE STREAM HIS SONG, GUYS!
I’m proud of my little punk louis.
I always smiled at punk edits cause I knew he was a closeted punk boy himself and was waiting for him to show us what he’s made for and he done it. Louis has done it. I can’t wait for more!
23 notes · View notes
twopoppies · 7 years
Note
My parent's grew up in the '60 and '70 so I think they're quite proud that someone is reviving aspects of that era. The 'treat people with kindness' apophthegm. The flowers,ruffles,patterns, the flared pants. He's great. It allows me to bond with my parent's more, cause they grew up with that stuff and now i'm getting a taste of it. On top of hearing my dad's discs of course. I sometimes accidentally call it 'glamboyant' @missnothing22shipslarry knows/ Anyways, cheers x
Ah, I love that!!! And "glamboyant" is a wonderful description. I think Harry would approve. 👍🏻
5 notes · View notes
Text
HOMELESS Larry One Shot
Tumblr media
Tytuł: HOMELESS
Autor: @missnothing22shipslarry
Pairing: Larry Stylinson
Ilość słów: 5296
Rodzaj: fluff/smut
Przeczytaj na Wattpad!
Opis: 
Spotkania z fanami, wywoływanie uśmiechu na cudzych twarzach, poznawanie najpiękniejszych miejsc na świecie - trasa koncertowa to spełnienie marzeń każdego artysty. Jednak równocześnie to ciągła podróż, oznaczająca rozłąkę z bliskimi. Czy deklaracje miłości i obietnice przetrwają w konfrontacji z rzeczywistością?
Wszelkie prawa zastrzeżone.
- Harry! Harry! Harry!
Rozentuzjazmowany tłum głośno skandował jego imię. Ostatnia piosenka z setlisty dobiegła końca, co oznaczało również koniec koncertu. Należało pożegnać się i zejść ze sceny, ale Harry zawsze miał problem z tą częścią wystąpień. Mógł stać przed fanami i dziękować im w nieskończoność, a nigdy nie wyraziłoby to nawet ułamka tego, co działo się w jego sercu. Do każdego z nich żywił bezgraniczną miłość i wdzięczność, bo gdyby nie oni, nie byłby tu, gdzie znajdował się w tym momencie. Bez nich nie spełniłby swoich dziecięcych marzeń. Z tego powodu stał na środku sceny, dziękując i wysyłając pocałunki w stronę fanów, którzy na ten gest skandowali jeszcze głośniej.
Po kilku dodatkowych minutach, które nie były przewidziane w czasie koncertu, w końcu musiał się przełamać i odejść ze łzami w oczach za kulisy. Parę chwil później dołączyła do niego reszta zespołu. Na ich twarzach również widniało wzruszenie i po prostu szczere, nieudawane szczęście. Clare ocierała łzę w policzka, gdy pozostali stali bez słowa z szerokimi uśmiechami na twarzach. Nawet Mitch zrzucił swoją maskę człowieka o kamiennej twarzy i jego kąciki ust uniosły się do góry, gdy Sarah spoglądała na niego z czułością. Trudno im było zrozumieć to, jak bardzo ich życie zmieniło się jedynie w ciągu niespełna roku. Harry tak jak zawsze każdemu po kolei podziękował za kolejny wspaniały wieczór, po czym otworzył ramiona do zbiorowego uścisku. Był naprawdę szczęśliwy.
***
Godzinę później był już przebrany z błyszczącego garnituru w odcieniach pudrowego różu i błękitu w wygodną bluzę z kapturem i dopasowane, czarne jeansy. Siedział w tourbusie ze wszystkimi osobami odpowiedzialnymi za jego sukces. Przestrzeń była wypełniona głośnymi rozmowami, wybuchami śmiechu i rodzinną atmosferą. Harry Lambert ze swoim chłopakiem przedrzeźniali się jak zawsze, Sarah, Mitch i Clare wspominali akcję koncertową podczas Sign of the Times, a Lou Teasdale trzymając Lux na kolanach, żartowała z Adamem. Jeff podszedł do Harry'ego i obdarzył go przyjacielskim, pełnym opiekuńczości spojrzeniem.
- Gratuluję kolejnego wspaniałego koncertu!
- Dzięki, Jeff. Zawsze dobrze jest występować w Londynie. Tylko tutaj publiczność daje tak niesamowitą energię - odparł, szeroko się uśmiechając, przez co ujawnił się jego dołeczek na lewym policzku.
- Dzisiaj w końcu masz okazję wyspać się w swoim własnym łóżku. Wykorzystaj to i dobrze odpocznij, bo jutro kolejny koncert! - Jeff pouczająco poklepał go po ramieniu.
- Dobrze, mamo. Jak tylko wrócę do domu, pójdę spać - zażartował Harry, udając dziecięcy głos.
Po tym jak pożegnał się ze wszystkimi, wsiadł do samochodu, który już na niego czekał, by odwieźć go do domu. Uprzejmie przywitał się z dobrze znanym mu kierowcą, który zagadywał go przez całą drogę.
Po kilkudziesięciu minutach był na miejscu. Odetchnął z ulgą, gdy stanął na swojej posesji. Uwielbiał życie w trasie, poznawanie nowych miejsc i ludzi. Dynamika codziennego budzenia się w innym miejscu dostarczała mu energii do działania, ale powrót do swojego domu i własnego łóżka po nocach spędzonych w hotelach zawsze był przyjemny. Żwawym krokiem ruszył w stronę wejścia i zaczął otwierać zamek. Otworzył drzwi i poczuł znajomy zapach owoców leśnych, który był wydzielany przez świeczki porozstawiane na każdym kroku. W uszach wciąż dudniła mu muzyka, gdy melodyjnym głosem zawołał:
- Louis!
Jednak nikt nie odpowiedział. Jego głos odbił się od ścian pustego domu i wrócił do nadawcy. Harry'ego uderzyła kompletna cisza.
Zrzucił torbę z ramienia i stanął w miejscu, lustrując puste pomieszczenie. Wszystkie rzeczy były na swoich miejscach - proste, ciemne meble były w nienaruszonym stanie, na stoliku kawowym leżała płyta The Rolling Stones, która najwyraźniej nie została schowana na miejsce, kiedy ostatni raz był w domu, natomiast na blacie kuchennym znalazł notes z zapiskami Louisa, w którym zawsze zapisuje teksty piosenek, gdy przyjdą mu do głowy w najmniej oczekiwanym momencie.
No właśnie. Mieszkanie wyglądało tak jak zwykle, ale Harry nie był w stanie się w nim odnaleźć. Przestrzeń była pusta, cicha i jakby bez życia. Przyzwyczajony był do przytłumionej muzyki wydobywającej się z głośników magnetofonu oraz głosu Louisa, który zagłuszał melodie. Brunet uśmiechnął się delikatnie, przesuwając opuszkami palców po czarnym notesie z zagiętymi rogami. Po chwili zauważył niewielką karteczkę, która włożona była pomiędzy zapisane strony. Wyjął ją i jego oczom ukazał się stary, odręcznie napisany liścik, mówiący jedynie “Miłego dnia, kochanie.” Harry nic nie mógł poradzić na to, że jego kąciki ust się uniosły, uwydatniając jego dołeczek w policzku. Zawsze miał słabość do takich drobiazgów, a był o tyle szczęśliwy, że Louis uwielbiał poprawiać mu nimi humor. Schował karteczkę z powrotem do notesu i odłożył go w to samo miejsce, gdzie go znalazł. Chwycił za torbę i żwawym krokiem poszedł na górę do sypialni. Jeszcze w drodze do pokoju wyjął telefon z kieszeni i wybrał połączenie do Louisa, więc gdy szybko opadł na ciemnobordową, satynową pościel, już oczekiwał usłyszeć znajomy głos w słuchawce. Jakże stopniowo uśmiech zaczął znikać mu z twarzy, gdy kolejne, jednostajne sygnały wybrzmiewały z głośnika. W końcu zgłosiła się sekretarka, którą Harry od razu odrzucił. Dziwne - pomyślał.
Przypomniał sobie ich dzisiejszą rozmowę o poranku.
- Cześć, kochanie. Jak ci w domu?
- Hm… Dobrze, ale nie za wiele jeszcze tu byłem. Dzisiaj wylądowaliśmy w środku nocy, więc nad ranem od razu poszedłem spać. Teraz się zbieram i zaraz muszę wychodzić, bo jestem umówiony z Jeffem. Potem próby i wieczorem koncert. Więc jak widzisz, nie miałem jeszcze okazji nacieszyć się naszym domem. Ale chciałbym, żebyś ty był tutaj ze mną…
- Hazz, ja też bym chciał mieć cię teraz obok, ale widzieliśmy się tydzień temu.
- Dokładnie 162 godziny temu. Wskazówka zegara zdążyła uderzyć ponad pół miliona razy, a ja wciąż cię nie widziałem. Uważasz, że to niedużo?
W słuchawce zapanowała cisza.
- Lou, jesteś tam?
- Tak, tak. Harry, kochanie, wiesz, że nie mam wpływu na niektóre rzeczy, ale w przyszłym tygodniu już się zobaczymy i wtedy nie wypuszczę cię z moich ramion przez tydzień!
- Mam taką nadzieję…
- Harry, głowa do góry. Musisz mieć dobrą energię, bo fani na ciebie liczą. Porozmawiamy wieczorem, jak wrócisz z koncertu. Obiecuję.
- Już nie mogę się doczekać.
- Hazz, kocham cię. Zawsze o tym pamiętaj.
- Ja też cię kocham, boo. A teraz idź spać, bo wyrwałem cię z łóżka w środku nocy.
- Haha, nic nie szkodzi, kochanie. Możesz do mnie dzwonić kiedy tylko chcesz.
- Dobranoc.
Harry siedział na środku łóżka, gdy otrząsnął się ze wspomnienia dzisiejszej rozmowy. Louis obiecał, że porozmawiają wieczorem. Jak Louis coś obiecuje, to to robi. Czasami z opóźnieniem, ale robi. To, że raz nie odebrał telefonu nic nie znaczy. Mógł nie usłyszeć dzwonka.
Wybrał jego numer po raz drugi, mając nadzieję, że niepotrzebnie panikuje. Jednak sytuacja była taka sama, z tym wyjątkiem, że od razu uruchomiła się sekretarka. To oznaczało, że Louis momentalnie odrzucił połączenie albo wyłączył telefon. Brunet przeczesał włosy palcami i wziął głęboki oddech. Próbował się uspokoić, powtarzając sobie, że Louis jest teraz w studiu, pracuje i może nie mieć czasu na rozmowy. To w stu procentach normalne i nie ma powodu do paniki. Harry podniósł się z łóżka i postanowił wziąć zimny prysznic, by w oczekiwaniu na telefon ochłodzić jego podrażnione nerwy. Strugi wody spływały po jego napiętych mięśniach, a o rozluźnieniu nie było mowy. Nic nie mógł poradzić na to, że nie był w stanie usunąć z jego pamięci tych przejmujących, błękitnych oczu, a na ustach wciąż miał tylko jedno imię.
Gdy wszedł znowu do sypialni, tym razem w samych bokserkach i z wilgotnymi włosami, od razu upewnił się, że nie przegapił żadnego połączenia. Niestety, zegar wskazywał godzinę 1:52, a Louis wciąż do niego nie oddzwonił. Harry nie był w stanie określić, co czuł w tym momencie. Jego obecny stan był mieszanką tęsknoty, rozdrażnienia oraz zmartwienia i nie wiedział, co bardziej przeważało. Powinien był teraz się napawać możliwością spędzenia czasu we własnym domu, powinien był być szczęśliwy, że mógł wypocząć, tymczasem siedział na łóżku i zamartwiał się, co robił Louis. Bo jaki jest sens bycia w domu samemu? To tylko cztery ściany wypełnione zbędnymi przedmiotami, które przyozdabiają pustą przestrzeń. Jednak rzeczy materialne nie zapełnią pustki w sercu. Jeśli nie ma się z kim dzielić tego miejsca, to wtedy staje się bezużyteczne jak świeca bez ognia. Nie da światła ani ciepła. Tak samo zimny, jak niezapalona świeca czuł się teraz Harry. Oddałby ten cały luksusowy apartament wypełniony kosztownościami, by mieć przy sobie tę iskrę, która sprawiła, że w jego życiu zapłonął ogień. By mieć przy sobie Louisa.
Harry nie chciał dać za wygraną, więc położył się na zimnej, satynowej pościeli i podjął kolejną próbę kontaktu. Znowu od razu usłyszał uprzejmy ton sekretarki, ale mimo tego zrobił to po raz kolejny i kolejny… W końcu powoli odłożył telefon, gdy jego oczy się zaszkliły, a na policzku pojawiła się pojedyncza, leniwie spływająca łza.
Porozmawiamy wieczorem, jak wrócisz z koncertu. Obiecuję.
Miał mętlik w głowie. A co jeśli coś mu się stało? Może miał wypadek i dlatego jego numer nie odpowiada? Chyba nie ignoruje go specjalnie? A nawet jeśli, to raczej miałby wytłumaczalny powód? Kolejne pytania napływały do jego umysłu i nie był w stanie nic na to poradzić. Łzy zaczęły wydostawać się na powierzchnię, a razem z nimi ulatniały się skumulowane emocje. Zrezygnowany przykrył się ciemnobordową pościelą i starał się odpędzić wszelkie czarne myśli. Po dłuższej chwili wilgotne strugi zaschły na jego policzkach, a oddech się wyrównał. Wyciszył się oraz uspokoił swoje ciało i na półprzytomnym głosem zaczął cicho nucić
If I could fly I’d be coming right back home to you
Minuty mijały, zabytkowy zegarek stojący na ciemnobrązowej szafce jednostajnie wybijał kolejne sekundy, a na ustach Harry'ego wciąż była ta sama melodia powtarzana po raz drugi, trzeci, czwarty…
***
Nagłe uczucie ciepłych warg przyciśniętych do jego własnych obudziło Harry'ego. Powoli uniósł ociężałe powieki, by ujrzeć migające światło świec odbite w znajomych, błękitnych tęczówkach. W półmroku udało mu się dostrzec zmarszczki wokół oczu, które uśmiechały się do niego w najbardziej szczery sposób.
- Louis…? - wyszeptał zachrypniętym głosem wciąż na granicy snu i jawy.
- Cześć, kochanie - usłyszał w odpowiedzi od sylwetki pochylającej się nad nim.
Harry próbował zorientować się czy to, co widzi nie jest czasem wytworem jego wyobraźni, jednak po tym jak przetarł twarz rękoma, tym samym pozbywając się resztek snu z jego umysłu, momentalnie otworzył szeroko oczy i poczuł nienaturalny przypływ energii.
- Louis to ty!!! - poderwał się, głośno krzycząc z podekscytowaniem.
Od razu zarzucił ramiona na szyję Louisa, który siedział tuż obok niego. Wtulił się w materiał ciepłej bluzy, dzięki czemu mógł wyczuć gwałtowne bicie serca niebieskookiego, który równie dobrze mocno go objął, równocześnie śmiejąc się słodko.
- Co ty tutaj robisz?! - zapytał brunet, ale nie dał możliwości na odpowiedź, bo od razu mocno przycisnął swoje usta do tych Louisa. Ten z takim samym zaangażowaniem oddał pocałunek, wkładając w niego całe swoje uczucia i równocześnie przejeżdżając palcami przez gęste włosy partnera. Kiedy w końcu rozładowali swoje pierwsze, agresywne emocje, Louis zaczął mówić z lekko zmieszanym głosem:
- Wiesz, ta nasza dzisiejsza rozmowa o poranku sprawiła, że… - westchnął ze zrezygnowaniem. - Kiedy powiedziałeś, że liczysz te wszystkie godziny od naszego ostatniego spotkania i tak bardzo chciałbyś spędzić razem ten czas w domu… Nic nie mogę na to poradzić, Harry, ale nie mogę znieść myśli, że siedzisz sam w domu i prawdopodobnie chodzisz od ściany do ściany ze łzami w oczach. A znam cię bardzo dobrze i wiem, że nigdy nie powiesz mi wprost, żebym rzucił wszystko i przyjechał do ciebie… więc rzuciłem wszystko i przyjechałem. Do ciebie - zakończył stanowczo, a po tym każdą kosteczkę na dłoniach Harry'ego obdarzył delikatnym pocałunkiem. Zielonooki tymczasem siedział na jego podołku zaskakująco cicho, co trochę zaczynało niepokoić Louisa.
- Kochanie, powiedz coś. Nie cieszysz się, że tu jestem? - zapytał niepewnie, bo spodziewał się innej reakcji.
W odpowiedzi jedynie zobaczył ogromne, zaszklone oczy, które przeszywająco spojrzały na niego, zanim Harry dał upust swoim emocjom i mokre strugi zaczęły płynąć po jego policzkach przy akompaniamencie cichego łkania.
- Harry… Co ci jest? Dlaczego płaczesz? Stało się coś? - Louis szybko starał się załagodzić sytuację i zaczął scałowywać łzy z jego twarzy.
Minęło parę chwil zanim Harry się uspokoił i mógł normalnie złapać oddech, aż w końcu zaczął:
- Rano obiecałeś, że porozmawiamy wieczorem i nie mogłem się tego doczekać, bo bycie samemu tutaj jest takie zimne i obce. Bez ciebie to już nie jest prawdziwy dom. - nowa porcja łez napłynęła mu do oczu - I próbowałem się do ciebie dodzwonić, a ty cały czas nie odbierałeś. Myślałem, że o mnie zapomniałeś, albo co gorsze, coś ci się stało. Ja się przez cały czas zamartwiałem, a ty wtedy leciałeś do mnie przez całe Stany i Atlantyk tylko dlatego, bo było mi smutno… - głos mu się załamał.
Louis słuchał i patrzył na niego czule, bo Harry wyglądał teraz jak zapłakane dziecko. Nie chciał pokazać, że on także był coraz bliższy uronienia łzy.
- Czym sobie zasłużyłem na ciebie, Louis? - dodał po chwili brunet i mocno się przytulił, tym samym zostawiając wilgoć na bluzie kochanka.
Louis starał się utrzymać emocje w ryzach i wziął głowę Harry'ego w swoje ręce, wymuszając tym kontakt wzrokowy.
- Harry, posłuchaj mnie. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Zasługujesz na to, byś był szczęśliwy i byś zawsze czuł się kochany. Ja jestem tutaj, by dać ci to wszystko i nasza praca i związane z nią kontrakty nigdy w tym nie przeszkodzą. Rozumiesz?
Harry wciąż miał zaszklone oczy, ale tym razem na jego twarzy malował się uśmiech. Jego jedyną odpowiedzią był delikatny pocałunek. Jego wargi słodko muskały usta Louisa, jakby były stworzone z jedwabiu. Szatyn nie mógł zaprzeczyć, że taki rodzaj odpowiedzi mu nie przeszkadzał, ale tym razem chciał, by Harry z nim rozmawiał.
- Harry, skłamałbym, gdybym powiedział, że ta odpowiedź mi się nie podoba, ale powiedz mi. Rozumiesz to, co powiedziałem? Będziesz pamiętał, że zawsze jestem cały dla ciebie i tylko ciebie?
- Tak - odpowiedział cichym, ale niezwykle głębokim głosem.
- To dobrze - zostawił całusa na jego czole - I proszę, wystarczy tych łez. Przyjechałem tu, żeby sprawić, że się uśmiechniesz, a nie po to, byś przeze mnie płakał.
Harry zaśmiał się słodko i jeszcze mocniej objął talię Louisa, zabierając trochę jego ciepła. Zamknął oczy, po czym ułożył głowę na wysokości obojczyka szatyna i wdychał jego zapach.
- Jeśli płakać przez ciebie, to tylko ze szczęścia. Wiesz, że jesteś najlepszy?
Louis zachichotał pod nosem i odpowiedział w najbardziej charakterystyczny dla niego sposób:
- Coś już na ten temat słyszałem.
- A nie będziesz miał problemów przez to, że tak nagle wyjechałeś? Miałeś przecież dzisiaj pracować w studiu…
Harry ledwo skończył zdanie, a Louis już miał gotową odpowiedź.
- Hazz, nie ma nic ważniejszego od ciebie, a kilka niespodziewanych dni wolnego chyba nigdy nie sprawiło, że ktoś był niezadowolony. Ale nie mówmy o pracy, bo teraz mamy czas tylko i wyłącznie dla siebie.
Pociągnął Harry'ego, który wciąż był w niego wtulony, w taki sposób, że opadli miękko na poduszki. Louis sięgnął po satynową pościel i przykrył nią zielonookiego aż po szyję.
- Chodźmy spać, bo jest środek nocy, a przypominam, że jutro grasz kolejny koncert! - stanowczo oznajmił przekornym tonem.
Harry wydał z siebie jęk niezadowolenia.
- Nie. Nie chcę spać - odparł, odrzucając od siebie puchowy materiał.
Na twarzy Louisa pojawił się zawadiacki uśmieszek, który mógł jedynie oznaczać to, że przewidział reakcję swojego chłopaka.
- Harry, bądź dobrym chłopcem i chodź grzecznie spać - droczył się i z powrotem okrył ich ciała pościelą.
- Nie. Muszę się tobą nacieszyć - powiedział stanowczo, wydymając wargę.
Louis westchnął i przewrócił oczami, ale jego uniesione kąciki ust zdradzały, że był daleki od zirytowania.
- To co chcesz robić o tej porze?
- Pocałuj mnie.
Błękitnooki uniósł brew do góry.
- Dopiero co cię pocałowałem.
Harry jednak postanowił wziąć sprawy w własne ręce i zaatakował usta szatyna. Dynamicznie, ale równocześnie bardzo delikatnie pracował wargami na tych Louisa, wkładając w to całe swoje uczucie. W bałaganie materiału zaczął szukać dłonią ciała swojego chłopaka, ale dostęp ograniczała mu gruba bluza. Przerwał pocałunek i powiedział przez zęby:
- Nie wiem jakim cudem masz to wszystko jeszcze na sobie. Zdejmij to do cholery.
I podciągnął do góry czarną tkaninę, równocześnie pozbywając się koszulki. Od razu zajął się również spodniami. Wyznaczył ścieżkę delikatnych pocałunków w dół klatki piersiowej i brzucha Louisa, aż dotarł do podbrzusza, gdzie delikatnie przegryzł wrażliwą skórę i pozostawił na niej niewielki ślad. Louis z szeroko otwartymi oczami i przyśpieszonym oddechem obserwował, co robił Harry, aż w końcu odezwał się.
- Hazz, co ty robisz…
Brunet tymczasem zsuwał z nóg błękitnookiego obcisłe, czarne rurki. Gdy w końcu pozbył się zbędnych ubrań, nachylił się nad leżącym pod nim Louisem i po kilkusekundowym kontakcie wzrokowym zaczął pieścić jego szyję i zostawiać na niej ciemnofioletowe ślady.
- Harry, co ty robisz? - znowu zapytał Louis, ale jego głos zdradzał, że wcale nie był tak zadowolony z obrotu spraw, jak być powinien.
- Staram ci się odwdzięczyć za to, że sprawiłeś mi taką niespodziankę - odparł miękkim głosem.
- O nie, nie - stanowczo odpowiedział Louis, przytrzymując Harry'ego w taki sposób, że po chwili on znalazł się na górze, a zielonooki był pomiędzy jego nogami. Złapał mocno za jego nadgarstki i unieruchomił je na wysokości głowy. Harry chyba nie do końca wiedział, co się działo, dlatego zmarszczył brwi w dezorientowaniu.
- Nie podobało ci się…? - zapytał zmieszanym, trochę urażonym tonem.
Na twarzy Louisa pojawił się delikatny uśmiech, bo nigdy nie mógł uwierzyć, że Harry czasami potrafił być tak bardzo niepewny siebie.
- Kochanie, to, co robiłeś było cudowne, ale to ja muszę ci się odwdzięczyć.
- Nie. Nie chcę. Ja chcę ci sprawić przyjemność - Harry wydął wargę jak nieposłuszne dziecko.
- Sprawisz mi przyjemność jak będziesz grzeczny - Louis spojrzał głęboko w szmaragdowe tęczówki, w których odbijały się wciąż migające świeczki, stojące po obu stronach łóżka. Jego ton głosu uległ teraz zmianie. Już nie był przekorny i żartobliwy, a stał się ściszony i głęboki.
Louis wiedział, że z Harrym było inaczej niż z każdym innym. Normalnie był impertynencki, spontaniczny i głośny, natomiast Harry był delikatny jak lekkie płatki róży i na tak samo delikatne traktowanie zasługiwał.
Brunet od razu zareagował na zmianę tonu swojego chłopaka, co sprawiło, że przestał się z nim siłować i poddał się poleceniom.
- Zamknij oczy - wyszeptał Louis, ale Harry wciąż się w niego wpatrywał z pociemniałymi oczami i przyspieszonym oddechem.
- Zamknij - powtórzył bardziej stanowczym, ale wciąż ściszonym głosem.
Powieki chłopaka z lokami w końcu opadły, ukazując długie rzęsy na jego policzkach. Louis nachylił się i każdą z nich spokojnie musnął ustami. Harry'emu zaschło w ustach na ten słodki gest i mimowolnie się uśmiechnął.
- Nic nie mów - dodał Louis, gdy zobaczył, że Harry już miał się odezwać.
By odwieźć go od tego pomysłu, również na jego malinowych ustach zostawił szybkiego całusa.
- Czuj - dodał na koniec, gdy przejechał nosem wzdłuż jego linii żuchwy.
Pieścił ustami jego szyję, a po chwili zaczął ssać i przegryzać wrażliwą skórę. Na uczucie mieszanki aksamitnych warg i szorstkiego zarostu Louisa Harry dostał gęsiej skórki, przez co jeszcze bardziej zaczął się pod nim poruszać i wypuścił cichy jęk.
Louis tymczasem kontynuował swoje zadanie i zaczął schodzić coraz bardziej w dół. Drażnił zębami stwardniały już sutek Harry'ego, dzięki czemu mógł doskonale wyczuć jak szybko pracowało jego serce. Gdy to samo zrobił z drugim, skupił się na tatuażu motyla na jego brzuchu. Wciąż tworzył ścieżkę pocałunków w tej strefie, ale puścił do tej pory kurczowo przytrzymywane ręce Harry'ego i zaczął badać dłońmi wszystkie zagłębienia jego ciała. Brunet cały czas się pod nim wiercił, wydając ciche westchnienia, kiedy powstrzymywał się przed tym, aby nic nie mówić. Zatopił swoje długie, odziane w pierścienie palce we włosy Louisa i masował jego skórę głowy, gdy ten pracował przy jego brzuchu. Louis gdy już był zadowolony z tego, że wszyscy będą mogli zobaczyć, że Harry należy tylko do niego, przeszedł do tuszu zaraz nad linią bokserek, który układał się w liście laurowe. Swoje palce oplótł wokół jego szczupłych ud i już miał zająć się skórą w okolicy kości biodrowej, gdy oczywiście p r z e z p r z y p a d e k zahaczył brodą o widoczną przez bieliznę erekcję Harry'ego. Na ten krótki kontakt chłopak pod nim zasyczał przez zęby i gwałtowanie wyrzucił biodra w górę.
- Louis… - odezwał się po raz pierwszy.
Tomlinson tymczasem wydawał się niewzruszony reakcją Harry'ego i przegryzał jego skórę, kilkakrotnie ocierając się o jego przyrodzenie.
- Louis, proszę… - Harry cicho wycedził, jakby był bliski płaczu.
Szatyn spojrzał w górę i zobaczył, że jego chłopak otworzył oczy, a jego usta wyglądały jak dojrzałe maliny. Krwisto czerwone i spuchnięte od przegryzania. Harry wyglądał na bardzo spragnionego, co sprawiło, że Louis chciał sobie przyznać 10 punktów za wykonane zadanie. Wszystko szło zgodnie z planem.
- Miałeś nic nie mówić i nie patrzeć - upomniał go niezadowolonym głosem, gdy jego twarz znowu znalazła się na tej samej wysokości co Harry'ego.
Harry spuścił wzrok z cichym westchnieniem jako oznaką poddania się, kiedy jego ciało nie było w stanie się uspokoić.
- Louis… Proszę… - błagał, przebiegając paznokciami po udach starszego.
- O co mnie prosisz?
- Czy możesz przejść już do rzeczy? - w końcu zapytał, równocześnie wypychając biodra do góry, by uzyskać trochę tarcia.
Louis nie mógł się powstrzymać i zawadiacki uśmieszek zagościł na jego twarzy. Jego chłopak był tak bardzo zdesperowany.
- Kochanie, nie przeleciałem przez całą Amerykę i Atlantyk tylko po to, by cię wypieprzyć. To byłoby nieprzyzwoite - odpowiedział zadziornie ze świadomością, że doprowadzi to Harry'ego do szału.
I owszem, nie mylił się, bo na to Harry przesadnie przewrócił oczami, po czym zniecierpliwiony odpowiedział:
- Nie wiem od kiedy mamy coś wspólnego z przyzwoitością, ale jeśli zaraz nie przejdziesz do konkretów, ja sam się tym zajmę - szybko powiedział rozdrażnionym głosem, równocześnie przebiegając dłońmi w górę ud Louisa do momentu aż dotarły do jego pośladków, a wtedy wsunął palce za gumkę jego bokserek.
- Panie Styles, jest pan bardzo zachłanny - uśmiechnął się Louis, kiedy Harry pomagał mu pozbyć się jego bielizny.
- Nie wiem jak można nie być zachłannym, kiedy ma się taki skarb tylko dla siebie - Harry odpowiedział bez żadnego zawahania.
Louis po usłyszeniu tych słów zastygł na kilka chwil i spojrzał na Harry'ego z nowym błyskiem w oku. Harry uważał, go za skarb. Louis nic nie mógł na to poradzić, ale łzy zebrały mu się w kącikach oczu, ale miał nadzieję, że jego chłopak tego nie zauważył, kiedy jedynym źródłem światła w pokoju była para świec przy łóżku. Nagle poczuł silną, wewnętrzną potrzebę, by podziękować mu za te słowa, które tak go uderzyły. Szybko chwycił za czarne bokserki Harry'ego i zsunął je wzdłuż jego długich nóg, po czym odrzucił na bok. Gdy w końcu pozbyli się wszelkich tekstylnych granic, które ich dzieliły, Louis z powrotem nachylił się nad brunetem, który leżał otwarty dla niego. Gdy ich biodra wreszcie się spotkały, pozwalając na kontakt wrażliwej skóry na skórze, równocześnie wypuścili głośne westchnienia. Harry oplótł nogi wokół sylwetki Louisa, który położył rękę na jego szyi, masując kciukiem zrobiony wcześniej różowofioletowy ślad. Złączyli usta w otwartym pocałunku, płynnie ocierając się językami. Louis chciał przekazać Harry'emu całą swoją miłość, jaką go obdarowywał, ale nie było takiej miary czasu, która by na to wystarczyła. Miękkie usta Harry'ego były tak bardzo nierealnie słodkie i aksamitne, że nigdy nie zdążyłby się nimi nasycić. Harry z zaangażowaniem oddawał pocałunek, kiedy w tym samym czasie błądził opuszkami palców po alabastrowych plecach Louisa. Zimne pierścienie na jego palcach potęgowały doznania przy rozpalonej skórze i Louis nie chciał, aby Harry kiedykolwiek przestał go dotykać. Mogło upłynąć kilka minut, a może cała wieczność, aż Harry, próbując złapać oddech, wyszeptał milimetry od spragnionych ust Louisa:
- Lou, chcę poczuć cię najbliżej, jak tylko się da.
- Co tylko chcesz, kochanie.
Louis pozwolił sobie jeszcze raz zasmakować ust Harry'ego, po czym w końcu odsunął się i zwrócił się w stronę szafki nocnej. W szufladach zaczął nerwowo szukać niewielkiej buteleczki, ale nie był w stanie jej znaleźć. Harry tymczasem leżał przed nim, spragniony dotyku na swojej palącej skórze i śledził wzrokiem desperackie poczynania szatyna, który zaczął cicho przeklinać pod nosem, gdy do rąk wpadało mu wszystko tylko nie lubrykant. Jedyne, czego Harry teraz pragnął, było rozładowanie budującego napięcia w podbrzuszu, a że widział, że cierpliwość Louisa zmierza ku końcowi, przewrócił oczami, podniósł się i sam sięgnął do nakastlika. Momentalnie odnalazł półprzezroczystą buteleczkę i z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy podał ją Louisowi, który wyglądał na lekko urażonego.
- Proszę bardzo - powiedział Harry z politowaniem, gdy ich palce się zetknęły.
- Co ja bym bez ciebie zrobił - Louis przyznał się do porażki, bo faktem było, że był beznadziejny w organizacji domu w przeciwieństwie do Harry'ego.
Mówiąc to, zostawił buziaka na nagim ramieniu Harry'ego, który klęczał na łóżku tyłem do niego. W końcu chwycił za poduszki i oparł na nich przedramiona, w ten sposób dając Louisowi znać, by zaczął działać. Szatyn widząc, jak bardzo niecierpliwy był Harry, sięgnął po lubrykant i nawilżył nim palce. Podążał w dół, pozostawiając ścieżkę delikatnych pocałunków wzdłuż jego kręgosłupa, kiedy jednym palcem drażnił czułe miejsce Harry'ego.
- Proszę… - desperacko błagał chłopak.
Wtedy Louis włożył jeden palec, na co Harry momentalnie zareagował, ponieważ wszystkie jego mięśnie od razu się napięły. Po paru chwilach przyzwyczaił się do tego uczucia i zaczął powoli się poruszać, prosząc o więcej. Louis stopniowo dodawał kolejne palce, upewniając się, że jego partner nie odczuwał żadnego dyskomfortu. W końcu Harry wydusił:
- Już, już jestem gotowy.
Louis nie był co do tego jeszcze przekonany, ale gdy już chciał zaprotestować, Harry ponowił swoją prośbę:
- Lou, naprawdę jest w porządku. Tak bardzo chcę już cię poczuć…
Louis nie był w stanie nic poradzić, ale nigdy nie mógł się oprzeć słowom swojego chłopaka, dlatego zostawił go na chwilę pustego i jeszcze bardziej spragnionego, gdy sam nakładał żel na swojego penisa. Już miał przejść do tego wyczekiwanego momentu, kiedy Harry powiedział cicho:
- Kochanie, chcę cię widzieć.
- Chodź tu - odpowiedział Louis bez zastanowienia, podnosząc Harry'ego, a gdy już nawiązali kontakt wzrokowy, położył się pod nim, zapraszająco rozkładając ramiona i nogi.
Błysk niepewności przebiegł przez twarz Harry'ego, gdy zorientował się, co miał na myśli jego chłopak.
- Jesteś pewny, że chcesz w ten sposób? - zawahał się - Możemy zrobić tak, byś był na górze jak zwykle…
Louis głośno westchnął, bo był tak bardzo pobudzony, że chciał w końcu przejść do rzeczy.
- Chcę widzieć twoją piękną twarz, kiedy będziesz się zatracał i w porównaniu do tego widoku, to czy będę na górze czy na dole naprawdę mnie nie interesuje. Chodź tu do cholery!
Pociągnął go za ramiona i sprawił, że Harry znalazł się tuż nad jego biodrami. Połączyli swoje palce w mocnym uścisku i kiedy z uczuciem nawzajem wpatrywali się w swoje oczy, Harry powoli zaczął opadać na penisa mężczyzny pod nim. Na to intensywne uczucie, obaj przerwali kontakt wzrokowy, bo doznanie wymusiło na nich zamknięcie oczu. Harry odrzucił głowę do tyłu i pozostał w bezruchu przez dłuższą chwilę, przyzwyczajając się do bycia wypełnionym. Kilka chwil później nachylił się do Louisa i z zaćmionym wzrokiem złączył jego mokre wargi ze swoimi. Ten ochoczo oddał pocałunek, kiedy błądził palcami po rozpalonej skórze Harry'ego. Kontynuowali swój taniec języków, gdy powoli, stopniowo zaczęli się wspólnie poruszać.
Tak, to było to, czego pragnęli najbardziej. Ich ciała połączyły się w jedno, a cały świat dookoła przestał istnieć. Harry rytmicznie się kołysał, a w tym samym czasie Louis wypychał biodra w górę, potęgując doznania. Jeszcze mocniej spletli swoje dłonie, dzięki czemu kotwica na nadgarstku Harry'ego połączyła się z liną Louisa, a kompas prowadził statek do celu. Napięcie rosło coraz gwałtowniej, co tylko mogło oznaczać, że punkt kulminacyjny był naprawdę blisko. Przyspieszając ruchy, Harry zaczął mamrotać pośród westchnieniami:
- Lou… Zaraz…
- Dalej, kochanie. Zrób to dla mnie - szybko odparł Louis głębokim od podniecenia głosem.
Wystarczyło jeszcze kilka raptownych pchnięć, by Harry stracił kontrolę i ze łzami w oczach mocno doszedł, mając przyciśniętą twarz do wilgotnego torsu jego chłopaka. Zaraz za nim dołączył do niego Louis, który z przekleństwami na ustach rozładował skumulowane w nim napięcie, zatapiając się w rozkoszy podarowanej mu przez Harry'ego.
W pokoju zapanowała cisza, przerywana jedynie odgłosem przyspieszonych oddechów. Louis i Harry leżeli nieruchomo w swoich objęciach. Ich klatki piersiowe były do siebie przyciśnięte, więc mogli nawzajem poczuć, jak szybko pracowały ich serca. Harry ułożył swoją głowę tuż nad obojczykiem Louisa, który uspokajająco masował tył jego głowy. Kilka niesfornych kosmyków włosów opadło na jego czoło, a cera przybrała amarantowego odcienia ze złotymi refleksami od tlących się świec. Róż z Narsa o nazwie Orgasm nie mógł być przypadkowy. Producenci zdecydowanie musieli czerpać inspiracje z policzków Harry'ego.
- Pięknie wyglądasz - wyszeptał cicho Louis, kiedy spojrzał na błogi uśmiech, malujący się na twarzy chłopaka w jego ramionach.
Harry miał zbyt ciężkie powieki, by zwrócić oczy ku górze, więc odpowiedział cichym mruczeniem przy skórze szatyna, tym samym podnosząc kąciki ust, co sprawiło, że na jego lewym policzku pojawił się uroczy dołeczek. Louis nie mógł się powstrzymać i chwycił ciepłą dłoń Harry'ego oraz obdarował jego knykcie słodkimi muśnięciami. Brunet, który był już na granicy snu i jawy, zdążył powiedzieć jeszcze tylko jedno zdanie:
- Dobrze być w domu.
***
Wtedy otworzył oczy. Pierwsze promienie słońca leniwie przebijały się przez zachmurzone niebo, tworząc świetliste smugi na błyszczących panelach. Świece stojące na nakastliku wypaliły się, ale mimo to w powietrzu wciąż można było wyczuć zapach owoców leśnych. Panowała przerażająca cisza i spokój, a Harry bał się odwrócić głowę w prawo, by nie potwierdzić swoich przeczuć. Po kilku głębszych oddechach w końcu odważył się i spojrzał w stronę drugiego końca łóżka, by zobaczyć, że nikogo tam nie było. Pościel była w nienaruszonym stanie, a poduszka leżała idealnie płasko. Brunet chwycił za poszewkę i zatopił w niej twarz w nadziei, że poczuje w nozdrzach zapach Louisa. Niestety, materiał pachniał rumiankowym płynem do płukania, co w tym momencie było najgorszą możliwą informacją. Harry z zaszklonymi oczami złapał za poduszkę i w nagłym przypływie emocji rzucił nią przez całą sypialnię, aż uderzyła w komodę, na której stały ramki ze zdjęciami, w wyniku czego jedna z nich przewróciła się i z hukiem spadła na drewnianą podłogę, przerywając kompletną ciszę. Harry przeczesał zmierzwione włosy palcami i usiadł na łóżku, chowając twarz w dłonie w akcie rozpaczy. Nie mógł uwierzyć, że to był tylko sen. Nie mógł uwierzyć, że jego wyobraźnia tak bardzo sobie z niego zadrwiła. Nie mógł uwierzyć, że realizacja jego pragnień prysnęła jak bańka mydlana.
Po kilku głębszych oddechach, kiedy w końcu się uspokoił, przypomniał sobie o telefonie. Chwycił za niego z nadzieją, że na wyświetlaczu pojawi się jakaś wiadomość lub chociaż nieodebrane połączenie. Niestety tak się nie stało. Louis nadal nie dał znaku życia. Harry nie wiedział, co zrobić. Zaczął rozważać zadzwonienie do Lottie, bo może ona wiedziałaby, co mogło się stać z jej bratem. To nie było normalne. Louis nigdy nie znikał bez powodu.
Wstał z łóżka, a chłodne, poranne powietrze owiało jego rozpalone ciało. Spostrzegł ramkę, która roztrzaskała się na twardych panelach. Podniósł ją i spojrzał na zdjęcie. Było zrobione w Brazylii przy basenie hotelowym. Louis obejmował Harry'ego od tyłu, całując go w policzek, kiedy ten drugi słodko się uśmiechał. Brunet spoglądał z rozrzewnieniem na fotografię, gdy postawił ją z powrotem na półce.
- Louis, gdzie jesteś? - powiedział ledwo słyszalnym głosem, przebiegając opuszkami palców po fotografii.
Zrezygnowany zszedł po schodach do salonu. Słońce coraz odważniej wznosiło się ponad horyzont, przez co w pokoju było dość jasno. Jednak wszystko pozostało nietknięte. Torba, którą rzucił wczoraj przy sofie, była wciąż w tym samym miejscu, a na stole nadal leżały rozrzucone płyty i notatnik. Harry ruszył w stronę kuchni, by napić się wody, gdy nagle usłyszał niespodziewany dźwięk.
Zamek od drzwi.
Odgłos przekręcanego klucza wydawał się niezwykle głośny w porównaniu do ciszy panującej w całym domu. Po chwili drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszła drobna sylwetka. Harry osłupiał, po czym powoli odwrócił się w stronę wejścia. Gdy zobaczył, kto stał przed nim z wyszczerzonymi zębami, jedyne co wydusił z siebie to było: - Louis!?
31 notes · View notes
Photo
Tumblr media
aesthetic larry moodboard
created for a fanfic ‘Homeless’ by @missnothing22shipslarry (in polish)
please don’t repost
17 notes · View notes
larrydiary · 7 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Damn 2012 me was aggressive @missnothing22shipslarry
Bloody hell. Everyone starts somewhere, even if they start it off being cringey af
11 notes · View notes