Tumgik
#gwieździste
black-rose-666 · 11 months
Text
Gdy zamknąłem oczy znalazłem sie w tunelu
Było ciemne i gwieździste niczym nocne niebo w zimie
Lecz na jego końcu było białe światło
Ono mnie przyciągało niczym magnes
4 notes · View notes
wiecznychaos · 6 months
Text
polećmy na bezludną wyspę
rozłóżmy namiot tylko dla Nas
rozpalmy ognisko
bądźmy razem, po prostu tylko My
patrzmy w gwieździste niebo
cieszmy się sobą
Tak bardzo bym chciała...
3 notes · View notes
rozyczkabee · 1 month
Text
‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿୨♡୧‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿
ᴺᴼᵂ ᴾᴸᴬᵞᴵᴺᴳ : Gwieździste kroki - Ichika Hoshino
Tumblr media
0:33 ───ㅇ───────────────────── 6:26
Część 1 historii:
Pokój Ichiki
Ichika: Um, o której my mamy tą próbę... Nadal mam trochę czasu.
Po prostu poćwiczę moją część. Oh...
(Na zewnątrz jest parę kałuż. To pewnie przez ten deszcz wczorajszej nocy.)
Deszcz...
(Aż mi się przypomniało o czasie gdy Saki była w szpitalu.)
(Zawsze tak smutno patrzała na okno gdy padało. Ale gdy tylko mnie zauważyła, od razu się uśmiechała.)
(Tak się cieszę, że Saki wyzdrowiała.)
Ah, ciekawe czy kwiaciarnia po drodze do szpitala jest nadal otwarta.
(Zawsze ją mijałam gdy szłam odwiedzić Saki, więc często kupowałam tam kwiaty...)
(Ale nie byłam tam odkąd Saki została przeniesiona do lepszego szpitala podczas gimnazjum.)
Skoro i tak mam trochę czasu przed rozpoczęciem próby... Może tylko skoczę zobaczyć.
Miyamasuzaka
Ichika: Mam to! Hehe... Nic się nie zmieniło.
(Może kwiaciarka też tu została...)
Kwiaciarka: Szukasz kwiatów? Proszę wejdź. Mamy wiele różnych rodzaji... Hm?
Czy to... To ty Ichika?
Ichika: Ah... pamięa mnie pani?
Kwiaciarka: Oczywiście! Ale byłaś taka mała kiedy się ostatnio widziałyśmy.
Ichika: Tak. Teraz jestem w liceum.
Kwiaciarka: Nieźle! Naprawdę wyrosłaś. Zawsze wiedziałam, że dobrze sobie radzisz.
Wracając, jak mogę ci dziś pomóc? Kupujesz kwiaty dla kolejnego szpitalu?
Ichika: Nie, dzisiaj tylko się rozglądam.
No i przyjaciółka którą odwiedzałam już wyzdrowiała, obie chodzimy do tej samej szkoły.
Kwiaciarka: To wspaniałe wieści!
Tak naprawdę się martwiłam o twoją przyjaciółkę i o to czy wydobrzeje.
Ichika: Naprawdę?
Kwiaciarka: Odwiedzałaś ją prawie codziennie, nie pamiętasz? Myślałam, że jej choroba musi być poważna.
Więc miło mi słyszeć, że już wszystko dobrze. Musiała być bardzo dzielna skoro udało jej się zwalczyć taką chorobę.
Ichika: Tak. Też tak myślę.
Przepraszam ale mogłabym dostać mały bukiecik? Taki jak kiedyś?
Kwiaciarka: Oczywiście że tak. Hehe, nawet dam ci zniżkę. Ze względu na stare czasy.
Ichika: Ale...
Kwiaciarka: Nie przejmuj się. Od dawna się nie widziałyśmy, a ja mogłam usłyszeć dobre wieści o twojej przyjaciółce. Daj mi chwilę.
Ichika: Okej. Dziękuję.
Szkolne SEKAI
Ichika: Ah... już tu jesteś, Saki.
Saki: Tak. Chciałam najpierw trochę sama poćwiczyć.
Huh? Co tam masz za torbę, Ichi?
Ichika: Hehe, wygląda znajomo?
Saki: Um, czy to kwiatek na logu? Oh! To musi być ta kwiaciarnia z której zawsze kupowałaś gdy mnie odwiedzałaś!
Ichika: Dokładnie. Kupiłam bukiecik po drodze. W końcu minęło trochę czasu.
Saki: Oh, tyle wspomnień do mnie wraca! Mogę je zobaczyć?
Ichika: Proszę. Oh, kwiaciarka również dała mi ten żółty kwiatek w gratisie.
Również poprosiła mnie bym cię kiedyś przyprowadziła do tej kwiaciarni.
Saki: Rozumiem...
Wiesz co, gdy byłam w szpitalu zawsze byłam ciekawa jakie kwiaty przyniesiesz mi następnym razem.
Zawsze były nieco inne niż te poprzednie, ale każde było przepiękne!
Ichika: Racja.
(Zawsze wybierałam te najlepsze kwiaty z kwiaciarką, aby Saki mogła się uśmiechnąć.)
Saki: Ichi, teraz naprawdę chcę odwiedzić tą kwiaciarnię!
Ichika: Jasne. Może pójdziemy kiedyś z Honami i Shiho?
Saki: Jasne!
Hej, może dasz te kwiaty tutaj jako dekorację?
Jestem pewna, że Miku i Luka będą wdzięczne!
Ichika: Masz rację. Przynieśmy wazon albo coś w czym możemy je położyć.
Saki: Robi się!
Część 2 historii:
Pasy
Saki: Wszyscy gotowi? No dobra, pora zacząć! Jesteście pewni gotowości?
Ichika: Brzmisz jakbyśmy szli na niezapomnianą wyprawę. To tylko kwiaciarnia, wiesz?
Saki: Ale tak długo czekałam na ten dzień ♪ Hona i Shiho, też byłyście tu przedtem?
Honami: Tak. Parę razy. Chociaż nie tak często jak Ichika.
Shiho: Tak. Ichika jest tu rozpoznawalna. I zawsze się zastanawiała jakie kwiaty przynieść następnym razem.
Ichika: Tak. Zazwyczaj kupowałam kwiaty które już przedtem miałam na oku...
Ale często też zawierałam kwiaty polecane przez kwiaciarkę.
Saki: Oh! Tyle razy słyszałam jak o niej opowiadasz. Musi być naprawdę miła!
Ichika: Bo jest. Też często dawała mi zniżki. Myślę, że pokazywała tym, że się o mnie martwi.
Saki: Rozumiem! Hehe, nie mogę się doczekać by ją poznać.
Miyamasuzaka
Kwiaciarka: O jejku, czy to Ichika? Przyszłaś po więcej kwiatów?
Ichika: Tak, to ja. Um, przyprowadziłam ze sobą moich przyjaciół z dzieciństwa.
Honami: Dzień dobry. Dawno się nie widziałyśmy.
Shiho: Dzień dobry...
Kwiaciarka: Jejku! Minęło tyle czasu odkąd was ostatnio widziałam!
Honami: Też nas pamiętasz?
Kwiaciarka: Oczywiście że tak. Tak wyrosłyście w tak krótkim czasie! Hm?
Saki: Oh, d-dzień dobry! Jestem Saki Tenma.
Dziękuję za te wszystkie kwiaty które otrzymałam! Jak widzisz, jestem już perfekcyjnie zdrowa ♪
Kwiaciarka: Ah, więc ty jesteś tą która otrzymywała te kwiaty! Miałam nadzieję, że kiedyś się spotkamy.
Saki: Ja też! Kwiaty które kupowała dla mnie Ichi były cudowne. Zawsze nie mogłam się doczekać następnych!
Oh, proszę spójrz na to!
To wysuszone kwiaty które otrzymałam!
Niestety nie wszystkie. Poprosiłam moją mamę aby to dla mnie zrobiła.
Kwiaciarka: O jej, o jej... mogę zobaczyć, że naprawdę cieszyłaś się z tych kwiatów. Dziękuję, Saki.
Cieszę się, że już wyzdrowiałaś. Wierzę, że nie było ci łatwo.
Byłaś naprawdę dzielna.
Saki: Hehe, dziękuję!
Oh, ale nie było tak źle!
Po prostu ciągle myślałam o fajnych rzeczach, które mogłabym zrobić z moimi przyjaciółmi jak wrócę i od razu czułam się lepiej!
Ichika: (Saki...)
Kwiaciarka: Hehe. W takim razie teraz się dobrze bawisz?
Saki: Tak! Każdy dzień jest cudowny!
Ichika: Um, proszę panią?
Gdy przyjdę następnym razem, wezmę kwiaty na urodziny i inne okazję zamiast wizyt szpitalnych.
Saki: Hej, to brzmi super! Też tak zrobię!
Kwiaciarka: Zawsze będziecie tu mile widziane.
Nawet dam wam zniżki następnym razem!
Saki: Naprawdę?! Słyszałyście to? Da nam zniżki!
Shiho: Tak, usłyszałam za pierwszym razem. Nie ekscytuj się tak.
Saki: Nie ekscytuje się za bardzo, nie!
Honami: Hehe.
Ichika: (Od teraz, będziemy kupować wiele kwiatów, Saki.)
‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿
0 notes
mnanami · 4 months
Text
Joro at home. 3 a.m. | Draken x Mikey
Trzecia nad ranem. Gęste, ciemne chmury zawisły nad Tokio. Nieprzyjazne warunki atmosferyczne zmusiły Joro do wtargnięcia przez lekko uchylone okno do pokoju śpiącego blondyna.
Znajomość mangi/anime Tokyo Revengers nie jest konieczna. Draken/Ken-chin to jedna i ta sama osoba.
~*~
Dzisiejszy dzień Joro mógł uznać za udany. Rano obudziły go promienie wschodzącego słońca, które po dość chłodnej nocy były jak remedium na jego lekko wychłodzone ciało. Śniadanie nie nastręczyło mu żadnych problemów, dosłownie materializując się tuż przed jego oczami, a posiłek w porze obiadowej zamierzał tym razem zjeść na mieście. Zapowiadało się więc, że dzień będzie zdecydowanie bardziej łaskawy niż miniona, nie w pełni przespana noc.
Korzystając z pięknej pogody, najedzony i wypoczęty po porannej drzemce, spędził większość tego pogodnego dnia na dworze. Bezchmurne, gwieździste niebo rozpościerające się nad Tokio przekonało Joro, by i tym razem spędzić noc na zewnątrz.
W końcu nic nie zapowiadało tego, co miało wydarzyć się około trzeciej nad ranem.
Ogromne krople deszczu uderzyły w ziemię. Silne podmuchy wiatru zerwały na równe nogi Joro, który niemal natychmiast powziął niezbędne kroki, by dotrzeć w suche, bezpieczne miejsce. Wykorzystując uchylone okno w jednym z parterowych mieszkań, wślizgnął się niepostrzeżenie do środka i z wyraźną ulgą odetchnął, gdy okazało się, że w pokoju panują warunki idealne dla przemarzniętego i przemoczonego „gościa”.
Jedynym źródłem światła tego stosunkowo niewielkiego pomieszczenia była lampa uliczna, której dobiegający zza lekko przybrudzonego klosza jasny strumień, rzucał przyjemną dla oczu pomarańczową poświatę, rozpraszając się na drewnianych panelach.
Joro ruszył żwawo przez pokój. Śpiąca na łóżku postać poruszyła się, zmuszając go do natychmiastowej ucieczki w najbardziej odległy kąt pomieszczenia. Tkwiąc w bezruchu czekał na kolejne wskazówki, które pomogłyby mu zdecydować o swoich dalszych działaniach.
Długie, jasne włosy rozłożyły się szerokim wachlarzem na śnieżnobiałej poduszce, gdy leżący na niej chłopak, poruszył się układając swoje ciało na plecach. Uniósłszy powoli powieki, skierował swoje zaspane spojrzenie w stronę potencjalnego źródła dźwięku i omal nie stanęło mu serce, gdy ujrzał wpatrujące się w niego lśniące, czarne niczym węgiel oczy.
Jednak nie to było najgorsze, to nie oczy wzbudzały w nim rosnącą w siłę panikę.
Zdesperowany chwycił telefon leżący na nocnej szafce i drżącą ręką uruchomił Line’a, gdzie z listy ulubionych wybrał najwłaściwszy w takiej sytuacji kontakt i niezwłocznie rozpoczął połączenie.
– Ken-chin! – zawołał szeptem, gdy tylko charakterystyczny dźwięk po drugiej stronie zasugerował odebranie połączenia.
W słuchawce usłyszał szelest jaki mógłby towarzyszyć przekręcaniu się ospałego jeszcze ciała na łóżku i niecierpliwie czekał na jakąkolwiek oznakę świadomości ze strony swojego przyjaciela.
– Co jest, Mikey? Zdajesz sobie sprawę, która godzina? – Brzmienie głosu zdradzało, że jest w pierwszej fazie powolnego wybudzania się.
– Musisz tu przyjść – odezwał się nadal szepcząc i nie odrywając oczu od nieruchomego intruza w swoim pokoju.
– Tu...? To znaczy gdzie? – usłyszał niewyraźne pytanie.
Mikey mógłby przysiąc, że Ken-chin ziewnął.
– Do mnie – odpowiedział zniecierpliwiony. – Musisz tu przyjść, Ken-chin – powtórzył raz jeszcze, niemal błagalnie wypowiadając jego imię.
– Zaczynasz mnie przerażać. Co się dzieje? – zapytał zdecydowanie bardziej świadomie.
– Nie ma czasu na tłumaczenia. Nie wiem jak długo zostanie w jednym miejscu. Co jeżeli się przemieści?
– ...Mikey...
– Po prostu przyjdź, proszę – wszedł mu w słowo, powoli tracąc panowanie nad sobą.
Liczyła się każda sekunda, a Ken-chin zdawał się w najmniejszym stopniu tego nie rozumieć. Czy to nie oczywiste, że gdyby nie potrzebował go natychmiast, zaczekałby z tym do rana?
– ...Ok, będę za 10 minut.
– Za 5 – poprawił go, nie spuszczając z oczu nadal tkwiącego w bezruchu intruza.
– Dobra, za 5.
Mikey nie miał śmiałości odwrócić wzroku. Ekran smartfona rozświetlał pomieszczenie, ukazując wyraźniej żywy powód jego zachowania, zachowania znacznie odbiegającego od tego, które znane jest wszystkim z niezłomności i nieustępliwości. Włączony telefon odłożył na szafkę i oparł się plecami o miękką poduszkę. Głowa dotknęła chłodnej ściany, nie pozwalając oczywiście, by wzrok zawędrował gdziekolwiek indziej, by odległy kąt pokoju pozostał bez nadzoru jego czujnych oczu.
Co kilka sekund zerkał nerwowo na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić czy może tym razem upływający czas zlitował się nad nim i ostatnia cyfra wskoczyła na poziom wyżej, zwiastując coraz bliższe pojawienie się Ken-china, ale niezależnie od tego jakie były wskazania, w każdym przypadku odczuwał zawód.
Tak mijały mu kolejne bardzo długie sekundy, tworząc kolejne bardzo długie minuty.
Tak więc dopóki nie usłyszał szczęku przekręcanego zamka i znajomych kroków na krótkim korytarzu, jedyne co istniało to on w stanie co najmniej bliskim histerii, intruz, który Mikey mógłby przysiąc, że swoją postawą rzucał mu wyzwanie i czas, którego upływ zdawał się przeczyć prawom fizyki.
Drzwi do pokoju otworzyły się, a tuż za nimi ukazała się wysoka postać jasnowłosego chłopaka. Włosy miał wygolone mniej więcej do połowy, a z czupryny tym razem utworzył coś na rodzaj niechlujnego koka. Był to widok dość zaskakujący, biorąc pod uwagę, że długi starannie zapleciony warkocz był jego nieodzownym elementem wyglądu.
– Spóźniłeś się – przywitał go z wyrzutem Mikey, doskonale pamiętając wskazania zegara sprzed sekundy.
– Minutę – rzucił niewzruszony, zamykając drzwi. – A teraz gadaj po co mnie tutaj ściągnąłeś – powiedział, rozglądając się podejrzliwie po pokoju.
Żadnego zagrożenia nie dostrzegał. Czyżby nie zdążył? Ale w takim razie, gdzie jest ciało?
– Masz się tego pozbyć – zażądał, wskazując miejsce po jego prawej.
Wzrok Drakena powędrował w tamtym kierunku. W tym samym momencie niczym cudownie ozdrowiały, Joro wzdrygnął się wprawiając w ruch swoje sparaliżowane do niedawna ciało. Przebierając szybko swoimi ośmioma odnóżami, umknął w bok chowając się za drewnianą szafą.
– ...Serio? – Draken spojrzał martwym wzrokiem na siedzącego na łóżku przyjaciela i westchnął przeciągle, gdy ten uparcie nie reagował.
Ruszył przez pokój wkraczając w obszar, gdzie pomarańczowa poświata rozproszyła się na ciemnym materiale jego długich spodni i zatrzymał się przy krawędzi łóżka, spoglądając na niego z góry.
Dwie pary ciemnych oczu wpatrywały się w siebie w milczeniu. To co Draken dostrzegał w tych drugich, to czego nie miał jeszcze okazji ujrzeć, to strach. Było to do niego zupełnie niepodobne, wyglądało wręcz komicznie. Dlatego gdy usłyszał jego łamiący się głos, słowa, które do niego skierował – omal nie zareagował śmiechem.
– Nie zasnę dopóki to coś będzie w moim pokoju – odezwał się, wlepiając w niego swoje duże, czarne oczy.
– Zmusiłeś mnie do opuszczenia ciepłego schronienia i przedzierania się w środku nocy przez ścianę deszczu. Jak zamierzasz odpokutować?
Poważna sytuacja, poważna reakcja. Draken był z siebie dumny.
– Najpierw... pozbądź się go. Nie potrafię się skupić, gdy wiem, że jest w pobliżu.
– I co mam niby z nim zrobić? Przecież nie wystawię go na zewnątrz w taką pogodę.
– Co? Nie oczekuję byś gdziekolwiek go wystawiał. Masz go zabić – wyrzucił z siebie, nie dowierzając, że musi mu to w ogóle tłumaczyć.
– Nie zrobię tego. Jeżeli tak bardzo chcesz mieć na sumieniu niewinne stworzenie, proszę bardzo – oznajmił, wprowadzając przyjaciela w jeszcze większy szok. – A teraz zrób mi miejsce.
Mikey odniósł wrażenie, że czas stanął w miejscu, a cały pokój wiruje skandując w zapętleniu słowa Ken-china – nie zrobię tego...nie zrobię tego...
– ...Nie... skoro go nie zabijesz, to jaki był sens sprowadzania cię tutaj?
Czuł jak panika na nowo ogarnia jego zestresowane ciało.
– Żaden – oznajmił, rozpinając spodnie.
– Ken-chin, błagam!
Próbował przekonać go w inny sposób. Miał nadzieję, że błagalny ton zmiękczy jego serce, które w tej chwili, w opinii jego nietrzeźwo pracującego umysłu, zdawało się być wykonane z kamienia. Palce zacisnął na materiale jego koszulki, a rozszerzone oczy ulokował w tych drugich, równie ciemnych, jednak nadal niewzruszonych.
– Suń się – odezwał się, w żaden sposób nie komentując jego zachowania.
– Nie – odparował, ciągnąc go za koszulkę.
Głos i zachowanie jakie prezentował Mikey przypomniało Drakenowi nieznośne dziecko mijane wczoraj na ulicy, które swoim krzykiem sterroryzowało nie jednego przechodnia. Obierając inną taktykę, chwycił go za obie dłonie i siłą ułożył na miękkim materacu, tak by ta jednoosobowa powierzchnia pomieściła również jego, pragnące snu ciało.
Zapewne nie udałoby mu się to w innych okolicznościach. Stan Mikey’ego, w którym się obecnie znajdował, działał na jego niekorzyść, pozbawiał go tej nieludzkiej wręcz siły, tej która kryła się w jego jedynie z pozoru niewinnym ciele.
– Powinienem był zadzwonić do Bajiego – mruknął pod nosem, odwracając się do niego plecami niczym obrażone dziecko.
– Ale nie zrobiłeś tego. Przełknij to i śpij – powiedział zsuwając gumkę ze swoich długich włosów i odłożywszy ją na szafkę obok, zamknął oczy.
– ...Co jeżeli tu przyjdzie? – zapytał po chwili, wywołując szeroki uśmiech na twarzy leżącego obok przyjaciela.
– W tej ostatniej chwili swojego życia pamiętaj, że byłeś moim najlepszym przyjacielem i będzie mi ciebie brakowało – odpowiedział, nadając swojej barwie głosu poważne brzmienie.
– Nie pomagasz, Ken-chin – odparł cicho, kuląc swoje ciało niczym skrzywdzone, przerażone stworzenie.
Cichy głos Mikey’ego sprawił, że spojrzenie Drakena powędrowało w kierunku jego skulonej sylwetki. Rozczulony widokiem, jakże niecodziennym i zaskakującym, poczuł potrzebę, by odezwać się w inny sposób.
– Obronię cię... Nawet cię nie dotknie – zapewnił nieodpowiedzialnie dotykając jego ramienia.
– Obiecujesz?
– Obiecuję – powiedział, z wolna poruszając ręką.
– Dziękuję – wyszeptał zaciskając palce na jego ciepłej dłoni.
– Zresztą jego kły jadowe nie są w stanie przebić skóry, poczułbyś jedynie lekkie uszczypnięcie.
Wraz z jego ostatnim słowem wyczuł jak ciało Mikey’ego napina się, a palce wzmacniają swój uścisk.
– Ken-chin... sama świadomość, że mógłby mnie w jakikolwiek sposób dotknąć, wywołuje panikę. Nawet nie chcę myśleć...
– Ok, rozumiem. Obiecałem, że nie zbliży się do ciebie.
– To w jakim celu...
– Zapomnij o tym, co mówiłem później.
Niewyraźny, zdradzający niezadowolenie pomruk był wszystkim, co Draken usłyszał w odpowiedzi. Zabrawszy rękę z jego ramienia, splótł obie dłonie tuż za swoją głową i zamknął oczy. Tak było lepiej. Nie mógł sobie pozwolić na kolejny błąd.
– Gdy tu przyszedłeś, miałeś coś dziwnego na głowie – głos Mikey’ego rozległ się w ciemnym pokoju, burząc jego nieudolne próby zapadnięcia w sen.
– Dlaczego zabrzmiało to jak wyrzut? – spytał rozbawiony, nie otwierając oczu.
– Bo nim było.
– Miałem zaledwie 5 minut, nie wybrzydzaj.
Mikey przekręcił się na drugi bok, a jego przyzwyczajony do mroku wzrok niemal natychmiast zlokalizował twarz przyjaciela. Głowa spoczywała na wspólnie dzielonej poduszce, a spokojny oddech wprowadzał go z wolna w zasłużony, choć mimo wszystko odległy sen.
Dłoń Mikey’ego nie w pełni świadomie powędrowała do jasnych, długich włosów i opuszkami palców dotknęła ich gładkiej powierzchni.
– Co robisz? – głos Ken-china był niczym uderzenie.
Spojrzenie jego oczu wwiercało się w milczącego przyjaciela, którego działanie zburzyło niedawny pozorny spokój.
– Sprawdzałem czy nadal tam jest – wyjaśnił nie wycofując swojej dłoni.
– Aż tak bardzo nie przypadł ci do gustu?
– Wyglądałeś... inaczej.
– W złym tego słowa znaczeniu?
– Jeszcze nie wiem. Mam za mało danych.
I po raz kolejny świadomy popełnianego błędu, nie potrafił stłumić w sobie tej silnej potrzeby, by również go dotknąć. Podążając śladem swojego poszukującego odpowiedzi przyjaciela, Draken przesunął rękę i zatopił swoje długie, szczupłe palce w jego miękkich włosach.
– Co robisz? – Mikey powtórzył pytanie, które jeszcze chwilę temu padło z ust Ken-china.
– Sprawdzam jak to jest – wyjaśnił dość lakonicznie.
Oczy Mikey’ego mimowolnie skryły się za delikatną skórą powiek, gdy opuszki palców zatopiły się głębiej, odważnie dotykając jego skóry.
– Czy ktoś wcześniej... dotykał twoich włosów? – zapytał Mikey nie otwierając oczu.
– Tak.
Treść odpowiedzi wzbudziła w nim nieprzyjemne emocje. Silniejsze niż spodziewał się poczuć.
– Kto?
– Sachiko.
– I niby kim jest ta cała Sachiko?
I co ważniejsze – dlaczego pozwoliłeś jej dotknąć swoich włosów?! – drugie pytanie nie wybrzmiało. Umysł Mikey’ego nie dopuścił, by dotarło do Ken-china.
– Fryzjerką, do której chodzę już od wielu lat – odpowiedział, siląc się nie powagę.
Markotny głos Mikey’ego wprowadzał go w zadziwiającej wręcz skali stan zadowolenia.
Gdy po raz kolejny, niewyraźny pomruk był jedynym, co od niego usłyszał, tym razem to on zapytał.
– Czy ktoś wcześniej dotykał twoich włosów, Mikey?
– Shin.
– ...I kim jest ten cały Shin? – ton głosu wcale nie odstawał od jego przedmówcy.
Mimo iż, domyślał się w jakich okolicznościach odbyła się cała procedura z dotykaniem, poczuł dziwną potrzebę, by zniszczyć coś w swoich zaciskających się mocno palcach prawej dłoni.
– Czy to ważne?
Draken powstrzymał się od zadawania kolejnych pytań, wiedząc że jeszcze tego samego dnia uzyska odpowiedź. Zamiast tego skierował rozmowę na nieco inny tor.
– ...Czy to znaczy, że żadna dziewczyna nie zrobiła t e g o? – zapytał przeczesując palcami jego włosy.
– Nie i nie zależy mi. – Drugą część odpowiedzi wypowiedział zdecydowanie ciszej.
– Ciekawe – przyznał równie cicho.
Czyżby jednak usłyszał?
Mikey spiął się, napinając wręcz nienaturalnie swoje mięśnie i uciekłszy od niego spojrzeniem, wycofał swoje niezaspokojone jeszcze palce. Dłoń Drakena zastygła w bezruchu pozwalając, by palce swobodnie spoczęły na głowie przyjaciela.
Nie chciał tracić z nim kontaktu. Jeszcze nie teraz. Nie tak szybko.
– Znudziło ci się? – spytał Draken, wyjątkowo ciekawy odpowiedzi.
Nieposłuszny organizm Mikey’ego sprowadził na niego kolejną falę ciepła. Jednak tym razem jej źródła nie mógł doszukiwać się w potworze na wątłych odnóżach. Źródło miało całkowicie odmienną formę, znajdowało się znacznie bliżej, niebezpiecznie blisko.
– Nie zasnąłbym w ten sposób – odpowiedział wymijająco.
Draken uśmiechnął się lekko słysząc ten wymuszony komentarz i gotowy, by uczynić to samo, jego dłoń powróciła do pierwotnej pozycji, tuż za jego głową.
Mikey doskonale rozumiał, co się dzieje. Rozumiał, a jednocześnie z całych sił starał się temu zaprzeczać. Wmawiał sobie, że gdyby nie atmosfera spowita jakąś dziwną, irracjonalną tajemniczością, mrok panujący w pokoju i ta wręcz nieznośna pomijalna odległość między nimi, jego myśli nie zawędrowałyby w tak odległe i nieznane od tej strony zakamarki umysłu. W normalnych warunkach nigdy nie pozwoliłby sobie na taki scenariusz.
Ale czy na pewno?
W końcu to nie pierwszy raz, gdy obecność Ken-china jednocześnie uspokajała go i pobudzała. Czy w takim razie jest sens temu zaprzeczać? Czy nie lepiej pogodzić się z porażką i ruszyć dalej? Czy nie lepiej zdobyć się na szczerość i zwyczajnie spróbować zapomnieć?
Świadomość, że to prawdopodobnie ostatni raz, gdy pozwala mu być tak blisko, Mikey przysunął się bliżej i chwycił w swoje palce materiał jego koszulki. Pobudzony jego intensywniejszym zapachem zamknął oczy pozwalając, by przyjemna woń wypełniła jego zmysły.
– Nie wiedziałem, że boisz się pająków – odezwał się cicho Draken.
Brzmienie jego głosu ani trochę nie zdradzało tego, co działo się w jego wn��trzu. Tego jak niespodziewany gest Mikey’ego, wpłynął na jego buntujące się już serce.
– To dla mnie nowość – dodał, ale tym razem wraz z ostatnim słowem, pozwolił sobie na coś więcej.
Uniósłszy prawą rękę, oparł ją na materacu tuż za jego plecami i wahając się jeszcze przez chwilę, ostatecznie odważył się ich dotknąć.
Ciałem Mikey’ego wstrząsnął dreszcz. Ciepło palców wyczuwalne za cienkim materiałem koszulki przenikało tę kruchą barierę i wnikało głębiej, w niesamowity sposób pobudzając receptory na jego skórze.
– Tylko ty o tym wiesz – powiedział, z trudem kontrolując barwę, głośność i szybkość wypowiadanych słów. – Jeżeli komuś powiesz, będę wiedział, że to ty.
– To byłoby nierozsądne zdradzać jedyną twoją słabość.
– Jedyną, która jest ci znana – poprawił go cicho.
– Jest ich więcej?
– Tak, ale nie pytaj jakie. I tak ci nie powiem.
– ...A gdybym obiecał ci, że pozbędę się Joro? – zapytał, przesuwając dłoń odrobinę wyżej.
Ciało Mikey’ego napięło się, co bez problemu wyczuły stykające się z nim palce Ken-china.
– ...Kogo?
– Pająka zza szafy. Choć w zasadzie w tej chwili może być już wszędzie.
– Grasz nieczysto – mruknął, nie mając śmiałości otworzyć oczu.
Nieprzeniknioną ciemność, która roztaczała się tuż przed nim, postrzegał jako bezpieczną przestrzeń, w której słowo niepowodzenie nie istniało. Pragnął wierzyć, że tuż za delikatną skórą powiek nie czeka go nic godnego podjęcia ryzyka, by otworzyć oczy i przekonać się, czy iluzoryczny świat w jego głowie naprawdę istnieje.
– Swoją drogą to wcale nie musi być pająk. – Głos Drakena rozległ się ponownie. – Wiedziałeś, że istnieje yōkai o imieniu Jorōgumo, który może przybierać postać pięknej kobiety lub dużego pająka?
Gdy żadna odpowiedź ze strony leżącego tuż obok przyjaciela nie nadeszła, a jedyną reakcją na jego słowa był silniejszy uścisk palców na bawełnianym materiale koszulki, Draken zdecydował się kontynuować.
– A wiedziałeś, że owe yōkai żywią się młodymi mężczyznami?
– Skoro tak to, czy ty również nie powinieneś czuć się zagrożony?
– Słuszna uwaga.
– ...Skoro znasz moją słabość, byłoby sprawiedliwe gdybyś ty zdradził mi swoją – stwierdził Mikey, trwając w bezpiecznej bańce własnej wyobraźni.
– Owszem, byłoby. Jednak obawiam się, że byłaby to ostatnia rzecz, którą byś ode mnie usłyszał.
Iluzoryczna bańka pękła, rozpadając się bezpowrotnie. Ciemne oczy napotkały te drugie, wpatrujące się w niego z najwyższą uwagą i swego rodzaju smutkiem.
– Nie rozumiem... – powiedział, odnosząc wrażenie, że sens jego kolejnych słów zmieni wszystko.
– Nie chcę cię stracić Mikey, dlatego lepiej będzie jeżeli nie rozwieję twoich wątpliwości.
Chaos, który zapanował w jego umyśle utrudniał skupienie, choćby na jednej z tworzących się myśli. Zapętlone, momentami absurdalne zmusiły go, by zwrócić się do Ken-china w sposób, który nie pozostawi mu wyboru, sprawi, że ugnie się i wyzna prawdę.
– Wyjaśnij mi to – zażądał, czując jak jego serce przyspiesza, osiągając nienaturalne prędkości – i pozwól zdecydować, czy zasługujesz na to, by mnie stracić.
Przez umysł Drakena przemknęła myśl, że choć szanse są niewielkie, nie są tak naprawdę zerowe, że ma prawo mieć nadzieję. Tocząc wewnętrzną walkę, nie spodziewał się, że o jej wyniku zadecyduje ten drobny z pozoru gest ze strony wpatrującego się w niego chłopaka.
Po raz kolejny dłoń Mikey’ego śmiało podążyła w kierunku twarzy Ken-china, ale tym razem zatrzymała się przechwycona przez jego silne palce.
– Zdajesz sobie sprawę, że to nie jest w stanie mnie zatrzymać, prawda? – odezwał się Mikey, nie odrywając od niego oczu.
– Tak. Chociaż nie jestem pewien, dlaczego... co próbowałeś zrobić.
– Puść mnie. Wtedy się dowiesz.
– ...Czy to nie dziwne? – spytał cicho.
Palce nadal zaciskały się mocno na jego ciepłej dłoni.
– Co takiego?
– To jak się zachowujemy.
– Cholernie dziwne – przyznał Mikey sprawiając, że cichy śmiech Ken-china dotarł do jego uszu.
– Skoro tak, to chyba zaryzykuję – powiedział, przyciskając jego dłoń do swojego ciepłego policzka.
Oczy Mikey’ego rozszerzyły się do granic możliwości, a niespokojne serce przyspieszyło pracę. Czy to właściwe, by odebrać jego zachowanie w t e n sposób? Czy to odpowiedzialne zawierzać w tej chwili własnej intuicji? Intuicji zaburzonej przez buzujące w nim emocje?
– Jesteś ode mnie silniejszy, więc zatrzymaj mnie, jeżeli przekroczę granicę – odezwał się cicho Ken-chin, dając mu czas na zrozumienie co się dzieje.
Bardzo powoli i z wyczuwalnym w jego ruchach wahaniem przysunął go jeszcze bliżej siebie i zatrzymał na tyle blisko, że czuł na swojej skórze jego ciepły, wyraźnie przyspieszony oddech.
– Czy to normalne? – usłyszał jego nacechowany emocjami głos.
– Co takiego? – spytał Draken, próbując zawierzyć własnym zmysłom, temu co widzi, słyszy i czuje.
– Że nie mam nic przeciwko...
– Nie, ale...
– Ale? – dopytał zniecierpliwiony, gdy Ken-chin długo milczał.
– Nie jestem pewien, czy chcę być normalny... czy chcę byś ty był.
– Co cię powstrzymuje?
– Trudno to wyjaśnić.
– Boisz się – rzucił Mikey, niemal oskarżycielsko.
– Tak. Boję się, że moje działanie zniszczy to, co jest między nami, a jednocześnie boję się, że jeżeli nie zaryzykuję, stracę szansę, by przekonać się na ile blisko pozwoliłbyś mi zbliżyć się do siebie.
– ...Nie jesteś tchórzem, Ken-chin. W twojej naturze leży podejmowanie ryzyka.
Sprowokowany jego słowami, ich jednoznacznym przekazem, Ken-chin zaprzestał analizowania każdego swojego potencjalnego kroku. Poluźniwszy uścisk wokół jego dłoni, poczuł jak palce Mikey’ego dopasowują się do kształtu jego policzka i powoli przesuwają się wyżej, wplatając w jego długie, luźno opadające na szyję i ramiona włosy.
Jego własna dłoń odnalazła oparcie na twarzy Mikey’ego, powoli i ostrożnie badając opuszkami palców każdy jej fragment. Zatrzymawszy się w okolicy ust, powiódł po nich palcami i rozchyliwszy je delikatnie, zbliżył się na tyle, by poczuć ich smak na swoich.
– Strasznie długo to trwało – usłyszał jego cichy szept.
– Podobno ważny jest nastrój – odparł z lekkim rozbawieniem.
– Podobno tak – zgodził się Mikey, oczekując, że to nie wszystko, co było im dane doświadczyć, że tworzące się między nimi napięcie, poprowadzi ich w jedynym słusznym kierunku.
Zgodnie z oczekiwaniami i rosnącymi w siłę potrzebami, ich usta na nowo odnalazły siebie, a niecierpliwe dłonie sprawiły, że przestrzeń między nimi przestała istnieć. Obydwoje niezależnie, a jednak w niezwykłej synchronizacji poruszyli się, napierając na siebie jeszcze bardziej, tak by wrażenie bliskości osiągnęło kolejny, wyższy poziom.
Subtelne pocałunki, które dzielili stopniowo nabierały tempa, znacząco zmieniając swój charakter. Coraz głębsze, coraz dłuższe i coraz bardziej uzależniające, nieubłaganie pozbawiały ich zdolności do świadomej kontroli, powrotu do miejsca, które w tej chwili ich rozemocjonowane umysły postrzegały jako coś nieistotnego, coś co nigdy nie istniało.
Dlatego gdy Ken-chin poruszył się, układając swoje ciało na tym drugim, tym należącym do jasnowłosego, niższego chłopaka, wpatrującego się w niego swoimi lśniącymi, czarnymi oczami, obydwoje zrozumieli, że powrót do życia sprzed tej chwili, tej która rozgrywała się dokładnie w tym momencie, jest niemożliwy.
Dobroć i niezwykłe zrozumienie otaczającego świata, którym Ken-chin niejednokrotnie zaskakiwał Mikey’ego, sprawiały, że czuł się przy nim bezpiecznie. Świadomość, że jest obok, że zawsze może na niego liczyć, dodawała mu odwagi i wiary, że jeżeli kiedykolwiek zbłądzi, on go odnajdzie. Zrobi wszystko, by sprowadzić go do siebie.
– Dotarłem do granicy? – usłyszał jego ciche pytanie, wyrywając go z chwilowego zawieszenia.
– Granicy? – powtórzył Mikey, nie rozumiejąc.
– Posunąłem się za daleko? – zapytał inaczej.
– Nie sądzę, by istniała jakakolwiek granica – odpowiedział, wprowadzając jedyny w swoim rodzaju zamęt w jego, jak i w swoim umyśle.
– To niemożliwe.
Mikey uśmiechnął się, przenosząc dłoń w miejsce, gdzie gładką skórę głowy Ken-china, tuż pod linią włosów zdobił czarny tatuaż i powiódłszy palcami wzdłuż zatopionego tuszu, ruchem zmusił, by znalazł się bliżej. Ich twarze niemal stykały się ze sobą, ich oddechy przenikały się nawzajem, a spojrzenia jednoznacznie zdradzały, to co miało za chwilę nastąpić.
– W takim razie... przekonajmy się, który z nas ma rację – wyszeptał tuż przy jego ustach.
...
„There are times when you can’t give up. Draken, Tokyo Revengers
0 notes
chrzcinyikomunie · 1 year
Text
Ranczo Targówka - chrzciny i komunie w zacisznym miejscu pod Turkiem
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Ranczo Targówka to agroturystyka położona w miejscowości Miłaczewskie Młyny. Wyróżnia nas niesamowicie cicha i spokojna okolica. Nasz raj położony jest w centrum wsi, otoczonej pięknym lasem. Idealna okazja, żeby wybrać się na przejażdżkę rowerową lub odprężyć podczas łowienia ryb w jednym z naszych stawów.
Na terenie obiektu znajduje się plac zabaw dla dzieci, atrakcje w roli trampolin i dmuchanego zamku, mini zoo ze zwierzętami (kuce, alpaki, owce, koziołki, jelenie, muflony, daniele i wiele gatunków ptaków). Nasze zwierzaki uwielbiają towarzystwo i chętnie spędzają czas ze odwiedzającymi. Dodatkowo oferujemy możliwość wykupienia godzinnego spaceru z alpaką bądź kucem oraz przejażdżkę na kucyku.
Na tle innych agroturystyk wyróżniają nas dwa domki całoroczne o bardzo wysokim standardzie. Doskonałe miejsce na weekendowy wyjazd lub chwile odpoczynku w ciągu zabieganego tygodnia. Domki są przytulne, mają łazienki, aneksy kuchenne, taras i są urządzone w naturalnym stylu. Maksymalna ilość to 8 osób przypadających na jeden domek. Za dodatkową opłatą możliwe jest również wykupienie kąpieli (także uzdrowiskowej) w naszej bali oraz pobytu w saunie.
Jeżeli w międzyczasie planujecie Państwo zorganizować imprezę okolicznościową lub firmową trafiliście doskonale! Oferujemy wynajem pięknej i wszechstronnej, klimatyzowanej sali. Teren naszego rancza jest ogrodzony, z prywatnym parkingiem. Służymy również pomocą podczas organizacji każdej uroczystości.
Gwarantujemy pełen profesjonalizm i cudowną atmosferę. Tutaj czekają na ciebie magiczne zachody i wschody słońca, gwieździste niebo, cisza, wylegiwanie się na leżakach, wieczorne ogniska, pyszna kawa o poranku i święty spokój.
Wśród pól, łąk i lasów, położone jest Ranczo Targówka– gospodarstwo agroturystyczne w miejscowości Młyny Miłaczewskie. W Ranczo Targówka czekają na Ciebie cudowne zwierzaki. Piękne, drewniane domki, magiczne zachody i wschody słońca, gwieździste niebo, cisza, wylegiwanie się na leżakach, wieczorne ogniska, pyszna kawa o poranku i święty spokój.
Nasze Ranczo położone jest 40 km od Kalisza, najstarszego miasta w Polsce, 10 km od Turku i 28 km od Term Uniejów. Z pewnością warto te miejsca odwiedzić. Ale niesamowitą atmosferę pełnego wyciszenia, relaksu, obcowania z naturą da ci tylko Ranczo Targówka. Stale się rozwijamy i wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom naszych klientów. Stąd w ostatnim czasie na naszym ranczo pojawiła się sauna i bania (również oferta kąpieli leczniczych).
Wyróżnia nas entuzjazm i chęć zmiany na lepsze. Stale się rozwijamy, poszerzamy swoją ofertę, dostosowujemy się do potrzeb Naszych klientów. Charakteryzuje nas indywidualizm w podejściu do gości, jesteśmy otwarci na ich potrzeby i oczekiwania. Zależy nam na tym, aby pobyt na Ranczo Targówka należał do niezapomnianych momentów, a nasi odwiedzający do nas wracali.
Zapraszamy do organizacji u nas imprez okolicznościowych. Przygotowaliśmy wygodną i przytulną salę, która pomieści wielu gości. Jest oczywiście utrzymana w rustykalnej stylistyce, podobnie jak całe ranczo.
Sala bankietowa
W drewnianym budynku znajduje się sala bankietowa, w której możecie spotkać się z rodziną z okazji różnych uroczystości, takich jak chrzciny Turek, komunia Turek czy rocznica ślubu Turek. Zapraszamy także firmy do organizowania spotkań integracyjnych z pracownikami.
Zapewniamy wygodne miejsca do siedzenia i biesiadowania przy drewnianych ławach. W razie konieczności można wygospodarować miejsce do tańca, a w każdej chwili, o ile pogoda dopisze, warto też wyjść na zewnątrz i odetchnąć świeżym, leśnym powietrzem.
Impreza okolicznościowa na naszym ranczu z pewnością będzie udana i zaowocuje fantastycznymi wspomnieniami. To nie tylko zabawa w pomieszczeniu, ale też możliwość spotkania z żywymi zwierzętami w mini zoo. Dlatego najlepiej takie przyjęcie zorganizować w lecie lub wiosną, ewentualnie wczesną jesienią, kiedy przyjemnie wyjść na spacer między obiadem a deserem. Szczególnie jeśli gośćmi honorowymi są dzieci – obserwowanie alpak albo strusia na pewno je ucieszy. Zimą, gdy pogoda jest korzystna, można za to podziwiać cudowne leśne krajobrazy, drzewa przyprószone śniegiem i zamarznięty staw. Zwierzęta niezbyt chętnie wychodzą wtedy na zewnątrz, ale niektóre z nich można odwiedzić w zagrodach i stajniach.
https://chrzcinyikomunie.pl/sale-bankietowe/ranczo-targowka
0 notes
onatohajs · 1 year
Text
NIEBIESKIE OCZY CO BYŁY TAK PIĘKNE JAK GWIEŹDZISTE NIEBO,NIEŚMIAŁY DOTYK CO BUDZI NAJGŁĘBSZE NADZIEJE I PIEKŁO. TE KŁÓTNIE,CIĄGLE TE KŁÓTNIE- ZABIŁY MNIE,W SUMIE TO LUBIĘ.
0 notes
hatismani · 2 years
Text
“Tej nocy Thomas wpatrywał się w gwieździste niebo, zastanawiając się, czy kiedykolwiek jeszcze odnajdzie sen.”
~”Więzień Labiryntu”, James Dashner
0 notes
skub-na · 2 years
Text
co muszę jutro zrobić
🤎 zrobić playlisty
^good wibration
^na dobranoc
^ manifestacja
🤎 przeczytać całą książkę czytam książkę mroza tytułu nie pamiętam XDd polecam każdemu tego autora cudowne książki tworzy
🤎 pobawić się z siostrą:(jestem złą siostrą dawni się z nią nie bawiłam tak naprawdę źle się z tym czuję
🤎 zaplanować co kupię na następny rok szkolny tak stricte do szkoły jak i na wyjazd bo jadę do Rzymu essa cnie wiecie z Erasmusa się dostałam i życie zajebuste
🤎 posprzątać w papierach
to chyba na tyle jest 3:35 na słuchawkach leci trust issues od Drake niebo jest gwieździste cudne lecz dni są już krótsze zbliżamy się już do jesieni wsm jesień jest fajna:)
0 notes
veil-of-shadows · 2 years
Text
6; hymn for the weekend
Notka autorki: 649 słów
Niskie obcasy botków zastukały o płytę chodnikową, kiedy młoda kobieta wysiadła z samochodu. Wyprostowała plecy i odgarnęła kilka kosmyków włosów z twarzy za uszy. Mężczyzna zamknął drzwi od strony kierowcy i wpatrywał się w swobodną postawę towarzyszki, po czym nieświadomie uniósł kąciki ust. Wzięła małą torebkę z siedzenia i również zamknęła drzwi. Po naciśnięciu odpowiedniego przycisku na pilocie, podszedł do niej i spojrzał jej w oczy. Spuściła wzrok i zaśmiała się, kiedy wiatr poprawiał jej fryzurę. Delikatny rumieniec wszedł na jej policzki.
- Uwielbiam kiedy to robisz.
- Co takiego?
- Marszczysz nos.
Nieznacznie zaśmiała się, kiedy mężczyzna położył dłoń na jej policzku, delikatnie gładząc skórę kciukiem. Podniosła wzrok i utonęła w jego spokojnych oczach. Błyszczały się bardziej niż gwieździste niebo tuż nad nimi. Uśmiechnęła się szeroko i po chwili zamknęła usta.
- Idziemy? - zapytał.
- Tak. Ale chociaż mamy pewność, że nie zastanie nas deszcz. A gdzie dokładnie idziemy?
- Nie mogę powiedzieć. To taka niespodzianka.
Ruszył naprzód, a kobieta tuż za nim. Wyszli z parkingu i skierowali się w stronę pobliskiego lasu. Mijając kilka domów, zatrzymali się przed tablicą informacyjną dotyczącą dzikich zwierząt, gdzie widniał plakat z numerami alarmowymi.
Cofnęła się o dwa kroki, po czym zrobiła jeden w bok. Mężczyzna wysunął rękę za plecami, aby ją złapać, a następnie odwrócił się przodem do niej. Kręciła głową i naciągnęła  beżowy kardigan na klatkę piersiową, lecz jej dłonie pozostawały zamknięte w pięściach.
- Nie wejdę do lasu. - zaczęła.
- Boisz się? - przytaknęła, robiąc kolejne kroki w tył - Spokojnie, nic ci nie grozi. - dogonił ją i mocno do siebie przytulił.
Wtuliła twarz w czarną kurtkę towarzysza i oplotła ręce dookoła jego klatki piersiowej. Wplótł palce prawej dłoni w jej jasne włosy i złożył delikatny pocałunek na jej skroniach.
- Ze mną jesteś bezpieczna.
Przytaknęła nieznacznie i spojrzała na niego.
- Możemy iść. - szepnęła.
Puściła go i przybliżyła się do tablicy informacyjnej. Żołądek zwinął się w kulkę, a dłonie zamknęły się.
- Jesteś pewna?
- Tak. Sam powiedziałeś, że z tobą jestem bezpieczna. - uśmiechnęła się lekko, a on chwycił jej dłoń.
Przekroczyli wejście do ciemnego lasu.
Księżyc tworzył piękne iluminacje na koronach drzew i oświetlał dróżki. Na rozwidleniu dróg skręcili w lewo, a następnie w prawo, mijając porzucony domek na drzewie. Między mieszkańcami okolicznych domów krążą legendy, że chłopczyk opuścił go, kiedy jego ojciec popełnił samobójstwo, a jego porwano i do tej pory nie odnaleziono. Według plotek rodzina miała być zamieszana w czarnorynkowe biznesy, ale policji nie udało się powiązać dwóch wątków.
Las krył więcej tajemnic niż mieszkańcom mogło się wydawać.
Przeszli przez skupiska drzew, których nazw nie byli w stanie wymienić i przystanęli przed rozległą polaną. Blask księżyca padał na całość, gdzie nie było drzew.
- Jesteśmy na miejscu.
Uśmiechnęła się szeroko i zerknęła na mężczyznę stojącego obok niej.
- Pięknie tutaj jest. - podeszła bliżej niewielkiej chatki - A co tam jest?
- Wejdź to zobaczysz. - odparł z uśmiechem.
Kobieta otworzyła drzwi i przekroczyła próg. W saloniku stała rozkładana kanapa w towarzystwie jednego fotela oraz czarnego, drewnianego stolika, na przeciwko mieścił się kominek z uzupełnionym zapasem drewna. W drugiej części mieściła się kuchnia wraz ze stołem. Obok tylnych drzwi znajdowały się schody prowadzące na piętro.
- Boże… jak ślicznie. - zachwyciła się - Naprawdę. To twoja chatka?
- Tak. Kiedyś należała do mojego dziadka, który polował na zwierzęta zanim poznał moją babcię. Przeszła na mnie, więc powoli ją odnawiam.
Zaśmiała się i rozejrzała dookoła.
- Widzę, że zapowiada się ciekawa noc.
- A i owszem. - potwierdził - Pierwszy punkt to… uwaga… - z szafki kuchennej wyjął stary notatnik, po czym zdmuchnął kurz z okładki - Będziemy gotować. - uniósł przedmiot i wyszczerzył się dumny z siebie.
- Charlie, ty myślisz, że uda nam się coś ugotować bez spalenia chatki? - wydęła usta.
- Ej, damy radę, Mavis. A teraz chodź.
Chwycił ją za rękę i delikatnie przyciągnął do kuchni, na co się zaśmiała.
- To co robimy?
Rosalie przeszła korytarzem prosto do pomieszczenia socjalnego, oświetlając sobie drogę latarką. Dłonie nieznacznie się trzęsły, a brwi były ze sobą połączone.
- Byłaś w piwnicy?
- Tak, ale nic nie udało się nic zrobić.
0 notes
Text
Ogłoszenie dla obserwujących mojego bloga i tych, którzy są gośćmi
Błagam, nie wpadajcie w samookaleczanie. Pisząc te posty nie mam w zamiarach broń boże promować zachowań autoagresywnych ani temu podobnych. Są to wyłącznie moje myśli, czasem też żale ale nie promocja. Pierwotnie założyłam owe konto, ponieważ mam potrzebę wyrzucenia z siebie bolesnych doświadczeń. Chcę was poprosić, abyście szanowali swoje ciało a także jeśli widzicie że coś nie gra, tracicie zainteresowanie względem czegoś co kiedyś sprawiało wam satysfakcję działajcie jak najszybciej, proście o pomoc, rozmawiajcie. Piszę to, bo wiem że ja już nie wyjdę z tego gówna więc jeśli ja nie mogę to przynajmniej chcę by ktoś został uratowany a ja chcę o tym słuchać i cieszyć się jego szczęściem.
Jeśli to czytasz to wiedz, że jesteś ważny. Jesteś skarbem tego świata i częścią młodego pokolenia, jesteś częścią samego siebie której stracić nie możesz, jesteś wspaniałą osobą która w pełni zasługuje na dobro i spokojne życie...nie rób sobie krzywdy, nie sięgaj po narkotyki, nie odbieraj własnego życia. Obiecaj sobie że co nie działo by się ty poprostu żyj, uwierz że czas leczy rany i chociaż teraz wydaje ci się że już nie ma ratunku ratunek ten jest tylko ty jesteś młodą osobą, samotną duszą bez wsparcia co powoduje takie myślenie, że życie już nie ma sensu- wszystko ma swój sens, wszystko dzieje się po coś, wiesz? A teraz spojrzyj w gwieździste niebo i uświadom sobie że gwiazdy nie gasną nawet najciemniejszą nocą i otaczają to ponure niebo tak, jak moje smutne oczy rozświetla szczęście widząc czyjąś radość i to jak wyraża siebie nie wstydząc się.
Dziękuję za uwagę
0 notes
8hotoke8 · 3 years
Text
"Chcę by w oczach mych zakochał się ktoś, kto mimo przykrego całokształtu mojej osoby, ujrzał w nich miliony gwiazd"
~ Hotoke 04.10.21
323 notes · View notes
n-inna-n · 5 years
Quote
- Wszyscy tkwimy w tym rynsztoku - mówi. - zaledwie garstka ma odwagę, spojrzeć w górę na gwieździste niebo, reszta dostrzega tylko pety i stłuczone butelki.
Joanna Nadin - Trafiona zatopiona
8 notes · View notes
rozyczkabee · 2 months
Text
‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿୨♡୧‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿
ᴺᴼᵂ ᴾᴸᴬᵞᴵᴺᴳ : Nasze Gwieździste Niebo - Stella Event
Tumblr media
0:33 ───ㅇ───────────────────── 6:26
Szkolne SEKAI - Dach
Shiho: Jak tam gorączka, Saki? Może nie powinnaś chodzić w pidżamach?
Saki: Racja, zapomniałam... Jeszcze nie spadła mi gorączka, więc powinnam wrócić do domu.
Ichika: Brzmi jak dobry pomysł. Przenieśmy wypad do obserwatorium na jego następne otwarcie.
Saki: Okej. Nie wydarzy się to w najbliższej przeszłości, ale będę cierpliwa.
Shiho: Mam nadzieję, że wtedy pogoda będzie lepsza.
Ichika: Gdyby tylko niebo było tak czyste u nas jak tu.
Honami: To niezły pomysł...
Dziewczyny, mam pomysł. Może zastąpi nam to nasze plany na pewien czas.
Saki: Hmm?
Parę dni później
Saki: Ichika! Zacznijmy!
Ichika: Okej, daj mi sekundę.
Teraz tylko w której torbie jest sok i kubki...
Miku: Pomóc ci z nalewaniem soku i przeniesieniem kubków?
Ichika: Oh, nie musisz! Wystarczy, że pozwalasz nam tu być.
Miku: Sama nalegałam abyście przyszły, więc daj mi pomóc.
Shiho: Rozłożyłam już koce na podłodze.
Luka: Nawet przyniosłaś poduszki. Od razu to miejsce jest przyjemniejsze.
Shiho: Uh, wybacz, że tak zagracam.
Luka: Hehe, nic nie szkodzi. To w końcu też twoje SEKAI.
Hmm, chętnie się położę. Aah, jak milutko.
Miku: Oto sok dla was! Widzę, że już się relaksujesz, Luka.
Luka: Hehe, chcesz dołączyć? Możesz się położyć tuż obok mnie.
Ichika: Wybaczcie za zwłokę! Przyniosłam ciasteczka i więcej soku. Odłożę je tutaj.
Honami: Wygląda na to, że jesteśmy gotowi.
Saki: Taaaak! Zrób swoje, Hona!
Honami: Witajcie wszyscy. Proszę cieszcie się tym wspaniałym widokiem w postaci gwieździstego nieba.
Saki: Oh tak! Będzie suuuper zabawa!
Shiho: Saki, spokojnie.
Saki: Ale jest lepiej jeśli publika jest podekscytowana, no nie?
Ichika: Nie w planetariach, nie.
Honami: Proszę, spójrzcie na północną część nieba. Możecie zobaczyć siedem gwiazd jaśniejszych od reszty...
Miku: Nie mogłyście pójść do obserwatorium, więc same zrobiłyście takie prawie planetarium.
Luka: Myślę, że to cudowny pomysł.
Miku, miałam cię spytać, przychodziłaś na dach podczas mojej rozmowy z Saki?
Miku: Zauważyłaś?
Luka: Miałam przeczucie, że ktoś nas oglądał.
Nie przeszkadzałaś nam ponieważ sama czułaś, że mogłam do niej dotrzeć, czyż nie? Dziękuję.
Miku: Huh... Nic ci nie umyka, Luka.
Honami: ...a tu mamy Regulus, największą gwiazdę.
Saki: Ngh... Zaczynam... być śpiąca...
Shiho: Nie zasypiaj tu, Saki.
Saki: Głos Hony jest taki delikatny, jak kołysanka. Nie mogę się powstrzymać...
Shiho: Serio dziewczyno...
Ichika: Może zrobimy przerwę? Honami może również jej potrzebować, w końcu ciągle gada.
Honami: Nie przeszkadza mi to, ale skoro Saki potrzebuje drzemki.
Shiho: Nie daj jej tak drzemać albo będzie spać do ranka. No dawaj Saki. Nie śpij.
Saki: Nie bądź taka Shiho!
Shiho: Nie narzekaj. Idź i przemyj sobie twarz, powinno cię to rozbudzić.
Miku: Albo możemy coś zaśpiewać. To na pewno cię rozbudzi!
Luka: Oh tak! Granie pod gwieździstym niebem jest niezastąpione!
Saki: Yay, zróbmy to! Jaką piosenkę zagramy?
Ichika: Granie z Miku i Luką? O rany...
Honami: Hehe. Saki już jest podekscytowana.
Shiho: Jeśli jest to coś czego chce, zawsze znajdzie energię.
Też nie mam nic przeciwko małemu przedstawieniu.
Saki: Zacznijmy!
Oh ale najpierw, mogę coś powiedzieć? Zanim zapomnę?
Ichika: Jasne, dawaj.
Saki: Więc, um...
To odgrywanie planetarium i granie w zespole z Miku i Luką sprawia, że naprawdę jestem szczęśliwa.
Czas spędzony z wami jest tym najlepszym.
Mam nadzieję, że dalej będziemy mogły robić to i wiele innych wspaniałych rzeczy razem.
Ichika: Takie mamy plany!
Saki: (Już wszystko będzie dobrze. Brak strachu, brak pośpiechu.)
(Poświęcę tyle czasu ile będzie potrzeba i będę cieszyć się każdym dniem, wraz z moimi przyjaciółmi.)
‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿︵‿
0 notes
mattkustrabricks · 3 years
Photo
Tumblr media
Van Gogh Starry Night paint with bricks - my brick vision. --- A gdyby się dało namalować Gwieździste Niebo Van Gogha klockami!? To wyglądało by właśnie tak 🤣🤣🤣 (w: Saint-Rémy, Saône-et-Loire) https://www.instagram.com/p/CRPbhJ0Jafm/?utm_medium=tumblr
2 notes · View notes
hous-on-fire · 3 years
Text
W zeszły piątek czułam się jakbym siedziała na dachu wierzowca, błądząc po twoich ustach jak w chmurach i patrząc w twoje oczy jakbym patrzyła na niebo pełne gwiazd. Pełna nadziei i miłości, że ktoś złapie mnie mocno i nigdy nie puści, że w końcu i dla mnie znalazła się na tym świecie odrobina prawdziwej miłości.
Lecz ty niczego nie świadomy, a może i nad zbyt, zrzuciłeś mnie z tego dachu i spadłam z wielkim impetem roztrzaskując się o betonowy chodnik.
Przeżyłam.
Połamana podniosłam się i z niegasnącą nadzieją ponownie chciałam wrócić na dach tego wierzowca, aby jeszcze raz móc spojrzeć w gwieździste niebo. Potykając sie i upadając kaleczyłam się jeszcze bardziej a nadzieja i siły gasły z każdym dniem.
W końcu usiadłam na samym dole budynku i spojrzałam w górę.
Dzisiaj już wiem, że te gwiazdy nigdy nie świeciły dla mnie, a chmury dawno rozgonił wiatr. Już nigdy nie znajdę się w twoich ramionach i nie poczuje twoich ust. I choćbym wdrapywała się tam z całych swoich sił zawsze znajdzie się coś co zrzuci mnie na sam dół.
Teraz już wiem, że coś co wzięłam za miłość znowu okazało się płonnym marzeniem, siedząc tam na dole wspominam już tylko to uczucie z tamtego piątku i wiem, że moja miłość jeszcze nie nadeszła...
2 notes · View notes
wrazliwy-ktos · 4 years
Text
“(...) Bo gdzie podziali się ludzie, którzy tyle potrafili sobie obiecać z pierwszym "kocham"? Gdzie Ci ludzie, którzy potrafili przegadać całe gwieździste niebo? Gdzie ten mężczyzna, który codziennie patrzył na Ciebie tak jak nie patrzył jeszcze nikt? Gdzie ta kobieta, której wystarczył tylko jeden jego niezdarny uśmiech, aby odpuścić wszystkie złe emocje? Gdzie te wakacje, wydrapane w inicjałach ławki i rozmowy w samochodzie? Co się z nami stało? Dlaczego zaczęliśmy być dla siebie NIEOBECNI? Przecież wystarczyłoby być - tak po prostu. (...)”
Kobus
32 notes · View notes