Tumgik
#nisza
arianiziolek · 1 month
Text
Tumblr media
<<Bhaaal's temple music continues>>
Sorry, only PL this time!
Jak ktoś chce dołączyć to niech mi pisze wiadomość, bo nisza jest zbyt specyficzna, żeby tak dawać linka do zaproszenia na dziko w publike :D ale jak sie znajduszesz na tym obrazku to pisz w ciemno. Jak jesteś degeneratem to pisz w ciemno. Jak myślisz sobie "Nie jestem scalie ale ten default Durge to ładny jest" to pisz. Jak ci sie podoba Gortash i jesteś z tego dumny to pisz, a jak sie tego wstydzisz to tym bardziej pisz.
28 notes · View notes
slavicafire · 1 year
Note
hej, widziałem twój post o interpretacji queerowych tożsamości w przeszłości w kontekście pracy nad konopnicką/włastem, może faktycznie czegoś się dowiesz z polecanych ci pozycji, ale jakby co właśnie pisze magisterkę "przedstawienia queerowych reinterpretacji w historii sztuki", którą bronię w czerwcu, co prawda jest w kontekście artystów renesansowych i nie w kwestii płciowości a seksualności, ale jest tam recap podejść do rozważań transhistorycznych w temacie queerowości w ogole. przy okazji sam jestem trans, chociaż oni wskazują raczej na doświadczenie niebinarności/płynności, które jest mi bardziej obce, ale generalnie - queerowość w przeszłości to teraz moja mała nisza, więc jeśli potrzebujesz jakiejś pomocy, to ja chętnie. mogę też podesłać fragment pracy, możesz zapoznać się z recapem o którym wspomniałem. miłego maja!
interesuje mnie mniej sam szeroki temat czy to płciowości czy orientacji w takich kontekstach historycznych a bardziej typowo i konkretnie właśnie konopnicka/włast - ale jeśli masz jakieś ciekawe pozycje do polecenia ze swojej bibliografii to chętnie się zapoznam! i powodzenia!
9 notes · View notes
Text
Wreszcie miałam szansę po raz pierwszy pomalować sobie skórę henną (jestem absolutnie początkująca, więc wybaczcie mankamenty estetyczne). W Polsce ta sztuka to nisza, ale są dostępne warsztaty, w tym dla początkujących, np. u Agaty z "Mehendi Masala", w których uczestniczyłam
Tumblr media
2 notes · View notes
Tumblr media
Telefortepian-09-B Sierpień 2024 - Powtarzalność i ulotność
Lia Kohl - Vestibule Miał to być fragment ostatniej edycji "Telefortepianu", ale z racji przemyśleń związanych z tematem, rozrosło się to do znacznie większych rozmiarów. Postanowiłem więc troszkę przeorganizować tę notatkę i wrzucić jako osobny tekst.
Muzykę charakteryzuje szeroko pojęta powtarzalność. Cytując słynne zdanie z filmu Rejs "Ja to lubię te melodie, które już raz słyszałem". Może to przybrać formę powtarzania melodii przez społeczeństwa i ich migracji. Przykładem tego może być utwór "Przybyli ułani pod okienko", którego wersję z tekstem o oraniu znalazłem na albumie pieśni ludowych Słowaków z serbskiej Wojwodiny. Podobny wymiar, choć często motywowany tylko zarobkiem, mają współczesne remaki i remiksy. Powtarzalność też znajduje się często głębiej, bo w samej strukturze utworów czy albumów. Niezależnie, czy jest to lejtmotyw z filmu, czy refren utworu pop. W końcu sami dokładamy kolejną warstwę do tego "repetycyjnego tortu". Kto nie uruchomił swojej ulubionej piosenki przynajmniej dwa razy, albo nie słyszał radia zarzynającego jakiś obecny hit, niech rzuci we mnie czym tam chce.
Temu też bardzo interesujące dla mnie są te aspekty twórczości, które zawierają fragmenty, próbujące zaprzeczyć tej prawdzie, albo ubrać ja w inny sposób. Co prawda są to najczęściej eksperymenty, w których nieprzewidywalność jest zrobiona za chaotycznie. W myślach mam takie zabawy kompozytorów klasycznych z lat 70'. Choć ich "słownictwo" samo w sobie jest ciekawe, to często na nachalność w zrywaniu z tą charakterystyką "powtórzeniową" jest zbyt nużąca. Nie wywołują u mnie raczej emocji. Jednak, jeżeli zrobione jest to dobrze, to potrafi być bardzo cennym dziełem.
Takim jest na przykład utwór Lii Kohl. Opublikowany w tym roku w składacnce "Just Cause Vol. 1", przyciągnął mnie bardzo dobrym wyważeniem obu stron medalu. Z jednej dostajemy ambientowy track, do którego łatwo odpłynąć, a z drugiej, z flow wyrwani zostajemy fragmentami losowych dźwięków środowiskowych i dwóch przecinających się audycji radiowych. Jednym jest jakiś koncert smyczkowy, a drugim jakiś wywiad po hiszpańsku. Tytuł dodatkowo przydaje symboliki, bo "Vestibule" oznacza nic innego jak przedsionek. Można więc interpretować, że jest to przedsionek jakieś filharmonii, ciche środowisko zaszumiane przez fragmenty trzasków, koncertu, rozmów. Może dla tego te jedenaście minut tego kolarzu nie nuży mi się, bo właśnie jest to jednoczesne podejście do ambientu i soundscape-u (szumów środowiska). Może to ten element glitchartu, sztuki zakłóceń, zaprzeczenia perfekcjonizmu, jest tym pociągającym mnie.
[Celeste D-Sides OST] 07: "Beyond the Cosmos ~ The Expedition that defies Logic and Reason" Albo po prostu forma kolarzu jest tą ciekawą. Niekoniecznie jako cały utwór, ale jako narzędzie kompozytorskie, które może bardzo sprawnie wzbogacić doświadczenia. Kolejną propozycją ode mnie więc będzie ostatni utwór do fanowskiego zbiorku poziomów "Monica's D-Sides" do gry Celeste. Są to rundy o niewybaczającym poziomie trudności, a ilustrowane są przez siedem utworów, autorstwa "Thegur90" - znanego w społeczności tego tytułu artysty. Oczywiście polecam przesłuchanie całości tego soundtracku, a wcześniej nawet oryginalnego OST do gry Celeste. Na potrzeby tego tekstu podlinkowałem ostatni ze zbiorku, który jest takim kolażem muzycznym. W kontekście poziomu cały ten chaos złożony z różnych cytatów poprzednich utworów i drobnych nawiązań (znalazłem jeden do gry "Furi") jest jak najbardziej uzasadniony.
awe - some music i recently made Tutaj jest najlepszy przykład tego co może dać nam technika. Bardzo mocno przetworzone sample, które pracochłonnie ułożone w warstwy dają wrażenie takiego chaotycznej melodyczności. Zaglądając w tę wilczą dziurę, znalazłem, że ta nisza ma nawet swoją nazwę "botanica" (czasem zwana jeszcze petalcore. Nie jest to przyjęta szeroko przyjęta etykieta, nawet przez twórców jak podany wyżej). Jako że jest to stosunkowo nowy nurt, bo ma dwa lata, to jest jeszcze to teren dość nieeksplorowany. Próbując przesłuchiwać znalezionych propozycji, ukrywających się pod tą nazwą, to widzę tak naprawdę dwa gatunki. Jeden to muzyczne kolaże z charakterystyczną dźwiękową fakturą, a drugi to ciepła elektronika wykorzystująca czasem te same metody inżynieryjne, a nawet wplatające te "glitchowe" fragmenty w siebie. Choć przez to może wydawać się, że są tożsame, to dla mnie ta "rozwinięta" wersja mówi zupełnie co innego swoim charakterem niż te pierwotne eksperymenty. To, co proponuję, a jest tylko jednym z narzędzi botaniki, pozwala to rozwinąć w taki "kontrolowany chaos", czy "przerywany ambient", który wywołuje skrajnie inne emocje niż to w co faktycznie rozwijany. A obecnie są to dzieła wesołe, "naturalne", dość dynamiczne, coś jakby indie-pop znalazł syntezator i zaczął tworzyć w solarpunku. Zresztą, pod tym linkiem daje parę ciekawych linków.
Kończąc ten drobny dodatek do poprzedniego tekstu, chciałbym dodać jeszcze ostatnie pięć groszy. Wspomniane utwory są niepowtarzalne, nie tylko z powodu swojej unikatowości, ale też w bezpośrednim rozumieniu tego słowa. Nie można powtórzyć tych dźwięków, jest bliskie niemożliwemu (choć dla chcącego wszystko jest możliwe) wykonanie tych utworów na żywo. Są to kompozycje istniejące tylko jako pliki muzyczne. Przez to też ulotne. Bo jak na początku skupiłem się na powtarzalności w muzyce, tak razem z nią jest ulotność. Zapis, czy nutowy, czy w formie pliku mp3, jest równie niedoskonały jak fotografia. Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale muzyka, to są fale mechaniczne, ruchy powietrza. Te są okropnie efemeryczne. Jeżeli prawdą jest, mówiąc za Heraklitem, że "nie wchodzi się do tej samej rzeki", tak można to również odnieść do tej działalności kultury "nie słyszy się dwa razy tego samego utworu". W wielu przypadkach będzie to stwierdzenie filozoficzne, dość zniuansowane. Są jednak takie, gdzie ta ulotność jest kluczem arcydzieła.
Tutaj przypomina mi się twórczość amerykańskiego kompozytora Johnego Cage'a. Najbardziej słynny jest ze swojego utworu "4'33''", gdzie zapis nutowy składa się tylko z pauz, a przez to całość dzieła to cisza. Można się z tego śmiać, ale w tej perwersji jest metoda, bo przywołuje pytanie o samą naturę muzyki. Czym ona jest? Jednak na potrzeby dzisiejszych rozważań odkopuję jego "Imaginary Landscape". W czwartym utworze z serii (z 1951 roku) 24 wykonawców bawi się dwunastoma radiami. Przez to, nawet posiadając dokładną rozpiskę dla dyrygenta, każde wykonanie jest swoim własnym utworem, oderwanym od "oryginału". Nie mogę usłyszeć tego, co Cage, te ponad 70 lat temu (chyba że jakimś cudem znajdę nagranie z premierowego występu, dlatego też nie podrzucam doń linku), rzeczy nadawane przez radio zdecydowanie różnią się od tych, które mamy dzisiaj. Ta dynamika zmian otwiera całą semantyczną puszkę Pandory, gdzie sam utwór staje się tylko drobinką kurzu, zaczynem dla fermentu całej myśli filozofii sztuki. Cała ta niepowtarzalność, w szczególności, gdy pierworodny zapis uległ zniszczeniu (albo go nigdy nie było), jest o wiele ważniejsza niż oryginalne brzmienie utworu.
Potrzebujemy i powtarzalności, która buduje naszą tożsamość kulturową. Utworów, które możemy śpiewać pod prysznicem, czy nucić idąc przez park. Piosenek i melodii, które wrzynają się w nasz mózg i stają się częścią nas, czy nawet częścią narodu. Jednak wraz z tym potrzebujemy tej ulotności, tych niereprodukowalnych wrażeń dźwiękowych. Podejścia do dźwięku, który można traktować jako ozdobnik czasu, tak samo ulotny jak on sam. Utworów, które istnieją i mogą jedynie istnieć jako pliki w komputerze, których powtarzanie polega na ich odtwarzaniu, a nie wykonywaniu. W końcu nawet swoją rolę w rozwoju kultury mają też te, których ani wykonać, ani odtworzyć już nie można. Te, których zapis wskazuje tylko, jak można rekonstruować ideę, ale nie brzmienie. Te, ocierające się, albo będące już bardziej wydarzeniem i sztuką performatywną, jednorazową, niż tradycyjnie rozumianą muzyką.
Miłego Adiabat 28.08.2024
Ciekawe Linki:
link o utworze Johnego Cage'a ze strony "My KPFA - A Historical Footnote" (sama z siebie jest interesująca, niech ktoś to zarchiwizuje): http://www.kpfahistory.info/music/cage_IL4.html
post na platformie X, gdzie użytkownik "phritz" ukuł termin "botanika": https://x.com/phritzmusic/status/1597409066795470848
playlista od phritz'a (japońskiego artysty) z utworami, które uważa, ża "botanikę" (dla mnie to co innego niż to co zaprezentowałem wyżej): https://open.spotify.com/playlist/5KgQT9YWz3EqhIN4Jh69IU
ciekawy tutorial tworzenia "botaniki": https://www.youtube.com/watch?v=Xj5Ytt2PqAs
0 notes
koval-ptaki-birds · 2 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
38) Pica pica; Sroka, sroka pospolita, Eurasian magpie (sroka eurazjatycka), common magpie (sroka zwyczajna) - gatunek średniej wielkości ptaka z rodziny krukowatych (Corvidae), zamieszkujący Eurazję. Nie jest zagrożony.
Międzynarodowy Komitet Ornitologiczny wyróżnia obecnie (2020) następujące podgatunki, zamieszkujące odpowiednio:
Pica pica fennorum – północną część Półwyspu Skandynawskiego, Finlandię, kraje bałtyckie oraz północno-zachodnią Rosję
Pica pica pica – Wyspy Brytyjskie i południową część Półwyspu Skandynawskiego na wschód po Europę Wschodnią oraz na południe po Morze Śródziemne (w tym niektóre wyspy) i Azję Mniejszą
Pica pica melanotos – Półwysep Iberyjski
Pica pica bactriana – środkową Rosję po Iran, skrajnie północne Indie i Mongolię, oraz zachodnią i południową Syberię
Pica pica leucoptera – południowo-wschodnią Syberię, Mongolię i północno-wschodnie Chiny
Pica pica camtschatica – izolowana populacja na Kamczatce.
Opisano też wiele innych podgatunków, które uznano później za formy przejściowe i traktuje się obecnie jako synonimy, np. podgatunek hemileucoptera uznano za synonim P. p. bactriana.
W starszych ujęciach systematycznych do P. pica zaliczano kilka taksonów klasyfikowanych obecnie jako odrębne gatunki:
P. mauritanica (sroka gołooka) – północno-zachodnia Afryka
P. asirensis (sroka arabska) – południowo-zachodnia Arabia Saudyjska
P. bottanensis (sroka tybetańska) – środkowy Bhutan i zachodnio-środkowe Chiny
P. serica (sroka chińska) – południowo-wschodnia Rosja i Mjanma do wschodnich Chin, Tajwanu i północnych Indochin.
Jeszcze dawniej za podgatunek sroki uznawano srokę czarnodziobą z Ameryki Północnej.
Sroka zamieszkuje całą Europę (oprócz obszarów wysokogórskich, niektórych wysp na Morzu Śródziemnym i Islandii), dużą część Azji (z wyjątkiem terenów wysuniętych najdalej na północ i południe oraz pustyń). Izolowana populacja występuje na Kamczatce w Rosji. W Polsce szeroko rozpowszechniony, jeden z najlepiej znanych ptaków, dość częsty ptak lęgowy na nizinach. Najbardziej powszechna na ziemi lubuskiej i w środkowej części Małopolski. Najrzadziej spotykana na Mazurach – tu mała liczebność srok związana jest z dużą lesistością obszarów. W górach na południu Polski, sroka dolatuje do wysokości tylko 800 m n.p.m., ale populacje srok częstsze są jedynie w Karpatach. Najwięcej srok jest w śródmieściach miast i okolicach miast, gdzie czują się bezpiecznie – w Warszawie naliczono 3500 par lęgowych (to siódmy pod względem liczebności ptak lęgowy w Warszawie). Ściśle osiadły, nie podejmuje wędrówek (tylko niektóre sroki mogą poza lęgami wędrować). Zimowiska srok ulokowane są na obszarach lęgowych. Bardzo rzadkim widokiem w Polsce są przelatujące stada srok.
Sroka pierwotnie zamieszkiwała tylko nadrzeczne zarośla, szczególnie kolczaste zakrzewienia głogu, obrzeża lasów i bardzo małe, młode drzewostany z domieszką olchy, wierzby, osiki i brzozy. Obecnie występuje często również w krajobrazie rolniczym – na polach i łąkach z kępami drzew i krzewów, w sadach i ogrodach niedaleko osiedli ludzkich, w parkach, na wsiach i w niektórych dzielnicach miast i zadrzewieniach w dolinach rzek. Coraz częściej spotykana również w dużych miastach. Sroka szuka zatem miejsc, gdzie znajdzie wystarczającą liczbę kryjówek, ale i nisko porośniętych albo całkowicie pozbawionych wyższych roślin obszarów, w tym o stepowym charakterze. Nie przeszkadza jej bezpośrednia obecność ludzi, toteż można ją zobaczyć na mało zadrzewionych ulicach w śródmieściach miast. Unika natomiast zwartych lasów, rozległych otwartych terenów bez krzewów i drzew oraz dużych wzniesień. W miastach w Polsce zaczęła się pojawiać w latach 70. XX wieku (wcześniej omijała ludzkie osiedla). Na początku gniazdowała tylko na niedostępnych i dużych drzewach. Stopniowo, gdy nisza ta ulegała wysycaniu, zaczęła swoje lęgi wyprowadzać w niskich zakrzaczeniach. Proces zasiedlania miast przez srokę postępował od zachodu Polski i kierował się ku wschodowi kraju. Wraz ze wzrostem liczby srok w miastach notuje się spadek, w niektórych miejscach w Polsce bardzo duży, srok zamieszkujących wsie. W niektórych miastach w Polsce prowadzi się zabiegi ograniczające zbyt duży rozród srok, ponieważ kradną one lęgi kosów i drozdów, które bardziej są pożądane w miejskich parkach i ogrodach.
Ptak towarzyski, poza sezonem lęgowym zbiera się na noclegowiskach w stadach liczących kilkadziesiąt lub nawet kilkaset osobników. Lot prostoliniowy, uderza skrzydłami szybko, głęboko i równo. W falistym locie widoczne rozłożone lotki pierwszorzędowe, które są białe z czarnymi lamówkami. W powietrzu wygląda jakby miała trudności z lotem, tzn. na przemian wykonuje parę gwałtownych ruchów skrzydłami, po czym parę razy uderza nimi wolniej. Gdy znajduje się na gałęzi lub ziemi, szybko podskakuje, a gdy jej ruchy są wolniejsze, głośno skrzeczy. Podobnie jak innych przedstawicieli rodziny krukowatych, srokę uważa się za jednego z inteligentniejszych ptaków. Ostatnie badania wykazały, że, wbrew powszechnej opinii, sroki nie wykazują zainteresowania przedmiotami błyszczącymi, lecz wręcz ich unikają. Jest jedynym gatunkiem spoza gromady ssaków, który zdał test lustra (wskaźnik samoświadomości). Sroka to ptak bardzo ruchliwy i hałaśliwy, chociaż zarazem ostrożny i zachowujący czujność. Wrodzony spryt pozwolił srokom znaleźć się na obszarach rolniczych silnie zmienionych przez ludzi w XX wieku. Mimo swojej wielkości sroka to ptak płochliwy i w zetknięciu z ludźmi odlatuje. Niektórzy badacze uważają nawet, że cała rodzina krukowatych na drodze swoich złych doświadczeń potrafi odróżnić zagrożenie ze strony myśliwego od człowieka bez strzelby, któremu pozwala zbliżyć się do siebie na mniejszy dystans. Na otwarte obszary sroka zapuszcza się po upewnieniu, że ludzie są dość daleko. Preferuje siadanie w miejscach osłoniętych drzewami albo krzewami.
IUCN uznaje srokę za gatunek najmniejszej troski (LC, Least Concern). W 2004 roku BirdLife International szacowało liczebność europejskiej populacji na 22,5–57 milionów osobników. Trend liczebności populacji oceniany jest jako stabilny. W Polsce objęta ochroną gatunkową częściową. Na Czerwonej liście ptaków Polski została sklasyfikowana jako gatunek najmniejszej troski (LC). Według szacunków Monitoringu Pospolitych Ptaków Lęgowych, w latach 2013–2018 krajowa populacja lęgowa sroki liczyła 390–441 tysięcy par; trend liczebności tych ptaków w latach 2007–2018 uznano za stabilny. Od lat 20. XX wieku liczebność srok w Polsce rośnie. Związane to było przede wszystkim z zaprzestaniem powszechnego wcześniej tępienia srok. Populacja srok w Polsce zmniejsza się na wsiach, co może być spowodowane wzrostem liczebności innych drapieżników: kruka, jastrzębia i kun. Natomiast coraz częściej w Polsce, sroki zasiedlają miasta i osiedla ludzkie, przesuwa się również górna granica występowania srok w górach na południu Polski (dawniej około 500 m, a obecnie od 800 do 900 metrów).
Przez wiele wieków srokę i sójkę uważano za ten sam gatunek. Arystoteles i Pliniusz Starszy określali srokę Pica varia longa cauda od końskiego ogona, a sójkę Pica varia (insignis) ze względu na barwne upierzenie. W 1758 roku Karol Linneusz nadał sroce, łacińską nazwę Corvus pica. Srokę kojarzono z gadatliwością, plotkarstwem, a przez wrodzoną ciekawość i zbieranie błyszczących przedmiotów (albo innych, które się wyróżniają) uważano ją za złodziejkę. W dodatku wiosną wypatruje jaj innych ptaków, które są jej przysmakiem. Zła opinia ludzi zostawiła swoje odbicie w nieprzychylnych powiedzeniach: „Gapić się jak sroka w kość (gnat)” albo „Wypaść sroce spod ogona”. Na zachodzie Europy, srokę uważano za zły omen, zwiastun nieszczęścia, szczególnie gdy napotka się ją samą. W Wielkiej Brytanii, sroka należała do ptaków objętych kultem i uważanych za prorocze. W Irlandii wierzono, że pukanie sroki w okno ostrzega przed zbliżającą się śmiercią. W Szkocji zabicie sroki oznaczało rychły koniec życia dla sprawcy. Na niektórych obszarach Wielkiej Brytanii krążył do XVIII wieku pogląd, że sroka przemienia się w mężczyznę. We Francji i Niemczech uważano, że ostrzega ona swych ludzkich współtowarzyszy o obecności w pobliżu lisów, wilków albo uzbrojonych złoczyńców. Na świecie są jednak kraje, gdzie sroka wzbudza dobre skojarzenia. W Chinach uważana jest za symbol pomyślności małżeńskiej i radości. Jej wizerunkiem przyozdabia się tam lustra. Wynika to z przekonania, że podczas rozstania małżonków powinni oni rozbić lustro i każde z nich winno zabrać swoją połówkę – w przypadku zdrady jedna z nich ma zamieniać się w srokę i oznajmiać to drugiemu partnerowi. W Bengalu i innych stanach Indii dotychczas panuje zakaz zabijania sroki. W operze G. Rossiniego La gazza ladra (Sroka złodziejka) przez srokę służąca zostaje oskarżona o kradzież i skazana na karę śmierci. Claude Monet na obrazie Sroka umieszcza ptaka w miejscu egzekucji. Francisco Goya na portrecie syna hrabiego Altamira przedstawia go z oswojoną sroką. W wierszu Jana Brzechwy Sroka ptak słynie z rozpowiadania rzeczy nieprawdziwych: „Siedzi sroka na żerdzi i twierdzi, że cukier jest słony, że mrówka jest większa od wrony (...) Ale nikt tego wszystkiego nie słucha, bo wiadomo, że sroka jest kłamczucha”.
0 notes
ja-figurki-i-ja · 1 year
Text
Słowem wstępu
Miała, być sława, wywiady w zakładach pracy...
Wróć.
Miał być podcast, tak jakby... Jakiś czas temu pozazdrościłem Mateo z Paints of War sławy i pomyślałem, że fajnie byłoby uszczypnąć kawałek tortu dla Siebie. Figurkowego kontentu nigdy za wiele. Czasem chciało by się z kimś polemizować, przedstawić swój punkt widzenia czy pomarudzić jak na starego piwniczniaka przystało.
Nagrywać na YouTube nie będę. Więc co?
Nasłuchałem się podcastów i tak pomyślałem, że może to byłaby czy może jest nisza dla mnie. Może np w czasie spaceru gadać sam ze sobą i to nagrywać. Chwyciłem telefon, słuchawki i na spacer... No i tego byłoby chyba na tyle bo okazało się, że dźwięk jest fatalny. Lepiej chyba jak z telefonem przy uchu bym nagrywał. Muszę spróbować może kupić jakiś mikrofon czy coś. Tak czy inaczej na chwilę ostudziło to moje ambicje w temacie podcastów.
No ale może jednak blog? Podobno jest nawet taka nisza która nazywa się bloger mobilny - która jak nie trudno się domyślić polega na blogowaniu na komórce. Wymagania sprzętowe niewielkie - jest szansa. Tylko czy na pewno?
Czy w dzisiejszych czasach, erze tiktoków, instagramów i youtubów, blogowanie ma w ogóle sens? Ktoś jeszcze coś pisze? Ktoś to czyta? Już sam pomysł nieregularnego podcastu wydawał się niszowy... Blog, o figurkach? Nisza w niszy, niszą poganiania?
0 notes
aberkaneband-blog · 6 years
Text
Tumblr media
3 singles ready for a ride! 5 days till the album.
Available through
Spotify ; iTunes ; Napster ; Amazon Music ; Google Music ; Apple Music ; Deezer ; Tidal
0 notes
arianiziolek · 1 month
Note
hejka! sorki za bycie natrętnym, ale chciałem napisać - tak na wypadek, gdyby moja wiadomość pod Twoim postem zaginęła gdzieś w odmętach notyfikacji. czy można by jeszcze otrzymać zapro do durgetashowego serwerka? <3 trzęsę się w butach odkąd się dowiedziałem że taka nisza istnieje wśród polskich fanów xD
Nie jesteś natrętny :D Sama napisałam, że poszukuje kultystów i jak coś to pisać do mnie :D Napisałam ci na priva jak sie dostać do naszego kościółka Bhaala :)
4 notes · View notes
slawojurlw646-blog · 3 years
Text
Miej Konkurencyjna nisza Korzystanie z nich Sposoby na olej cbd 5 zastosowanie
™Czekoladowy High a CBD i marihuana rzeczy które wiedzieć musisz przed zakupem
Zastanawialiście się niegdyś co wspólnego ze sobą mają sport, czekolada i marihuana? Pozornie niedużo, lecz pytanie to zaczyna nabierać znaczenia, gdy zagłębimy się nieco w świat pewnej grupy związków chemicznych.
Euforia biegacza (ang. Runner’s High) jest to stan jakiego doświadczył każdy z nas, kto ze sportem ma wspólnego nieznacznie więcej niż udział na zajęciach https://redirect.qxa.pl/4KSW5 wychowania fizycznego w-f w szkole czy zabranie Yorka córki na znienawidzony spacer. Ten kto złapał sportowego „bakcyla” dobrze rozumie stan odprężenia i podwyższonego nastroju jaki następuje po długotrwałym wysiłku fizycznym. Instrukcja przełączenia naszego organizmu w ten tryb jest trochę skomplikowana- aby tego dokonać potrzeba przynajmniej 45 min wysiłku o intensywności większej aniżeli 70% tętna maks., a 1-dną z najłatwiejszych ku temu metod jest po prostu bieg.
Ale co powoduje, że ów bieg po dobre samopoczucie właściwie działa? W świetle najświeższych badań, które zepchnęły na dalszy plan teorie o przyczynowości endogennych opioidów (endorfin), okazuje się, że za „fazę biegacza” odpowiedzialne są endogenne kannabinoidy, a szczególnie anandamid. Okazuje się być on 1 z neuroprzekaźników działających w obrębie tzw. układu endokannabinoidowego, który to odpowiedzialny jest m. in. za regulację rytmu dobowego, łaknienia czy samopoczucia. Co fascynujące związek ten nie jest produkowany jedynie w organizmach ssaków, ale znajdzie się także m. in. w ziarnach kakaowca i jest w dużej mierze odpowiedzialny za rozkosz płynącą ze jedzenia czekolady, a oraz za psychiczne uzależnienie od niej niektórych osób. Spragnionym emocji wypadałoby więc polecić czekolady gorzkie o jak największej zawartości kakao.
Co jeszcze bardziej interesujące, ale i niepokojące z punktu widzenia prawa, anandamid jak i inne endogenne kannabinoidy wywiera rezultat na komórki naszego organizmu takie jak choćby komórki nerwowe, kk. układu odpornościowego, czy komórki układu trawienia przez receotory komórkowe CB1 i CB2, czyli dokładnie przez te same receptory, które pobudzane są przez CBD (Kannabidiol) – podstawowy element nie psychoaktywny zawarty w marihuanie odpowiedzialny za jej oddziaływanie po spożyciu.
Powstaje się w takim razie pytanie czy prawo i jego zakazy dotyczące spożywania niektórych substancji nie jest przypadkiem nieco nieporadne w obliczu kompleksowości powiązań molekularnych otaczającego nas świata. Wygląda na to, że niestety tak jest.
1 note · View note
Photo
Tumblr media
Telefortepian-02: Listopad 2022 – Chiptune Edition
Pół roku minęło bez żadnych wieści ode mnie, nie tylko w ramach tej drobnej muzycznej serii, ale ogólnie na tym Tumblrowym blogu. Swój mały powrót postanowiłem rozpocząć popełniając tekst muzyczny, wskrzeszając te comiesięczne podsumowania dźwiękowe. Tym razem na warsztat biorę gatunek chiptune, który od dobrych paru lat regularnie gości na moich głośnikach. Jest to dość niszowy nurt, więc podejrzewam, że większość z was nie słyszała takiej nazwy. W bardzo wielkim skrócie jest to gatunek, który określa muzykę programowaną na starych układach dźwiękowych. Myślę o podzespołach z lat 80 i 90, urządzeń takich jak NES, czy Amiga. Przy bardzo dużych ograniczeniach twórcy potrafią tworzyć charakterystyczne i wpadające w ucho melodie. Oczywiście obecnie ta nisza muzyki elektronicznej powoli się rozmywa, będąc włączaną w instrumentarium innych gatunków, ale pierwotnie istniała bardzo silna tzw. demoscena, która zajmowała się hobbistyczną pracą na tych urządzaniach. W takiej pigułce nie jestem w stanie przekazać pełnego kompendium o tym fascynującym kawałku świata kultury, więc odsyłam do tekstu na stronie keystonekeynote.
Shirobon – Fracture: Niedawno przez przypadek powtórnie natrafiłem na krótkograja ‘Rebirth’ brytyjskiego muzyka elektronicznego. Znałem go wcześniej, ale można uznać, że ten utwór spowodował, że postanowiłem wrócić do pisania na łamach tej strony. Oryginalne imię kompozytora to Michael Cordedda, choć ciężko znaleźć cokolwiek pod jego nazwiskiem. Często w swojej twórczości wykorzystuje dźwięki chiptunowe łącząc je z innymi gatunkami. Na przykład jeden z nowszych utworów ‘Shirobon x GFOTY - Destroy U’, który powstał w ramach współpracy, jest utworem zupełnie z innej parafii. Jego najsłynniejszym albumem jest chyba ‘Back Tracking’, który oprócz paru czystych chiptunowych kompozycji ma również utwory w stylu Daft Punku. Po więcej w niemieszanym stylu z układów scalonych polecam album ‘Dimentions’, od którego zaczęła się moja przygoda z tym twórcą.
Lindsay Lowend - Silver Spring: Zdecydowanie nie low-end Antonio Mendez, znany bardziej pod pseudonimem Lindsay Lowend, tworzy świetne nostalgiczne kawałki. Stacjonuje, według jego stronie na bandcampie, w Rockville, Maryland. Dla mnie jego album ‘Nectarine’ jest jednym z tych, do których częściej wracam, gdy chcę posłuchać spokojnej i weselszych nut. W dedykacji pisze, że ten album jest hołdem dla całej demosceny oraz muzyki produkowanej w tzw. trackerach z lat 2007-2011, czyli okresu, kiedy pierwszy raz usłyszał i najbardziej słuchał tych dźwięków. Jeden z utworów ‘Skylight Promenade’ był wykonany wespół z innym bywalcem sceny Fearofdark. W tym miesiącu wydał nowy minialbum nazwany po prostu ‘Chiptunes 2022’ – również polecam go przesłuchać.  
Fearofdark – Fast City: Nie mogąc się zdecydować, który utwór z jego debiutanckiego krążka z 2012 wybrać, wybrałem taki spokojniejszy, bardziej nostalgiczny. Album ‘Motorway’, którym Brytyjczyk Stephen Hemstritch-Johnston wszedł do branży, dał mu stałe miejsce w galerii najbardziej istotnych postaci sceny. Mimo że jego dorobek nie przekracza dekady, to utwory te słucha się tak, jakby mogłyby stworze równie dobrze w latach 90. Jest pierwszym artystą, o którym myślę, gdy ktoś każe mi zdefiniować, albo zaprezentować czym tak naprawdę jest chiptune. Nie dość bowiem, że tworzy w klasycznym, oldschoolowym wręcz stylu to również na jego kanale YouTubowym można zobaczyć, jak się coś takiego tworzy. Będąc bardziej ścisłym, jest tam pokazane, jak wygląda partytura trackera (takiego programu), w którym tworzy się te barwne melodie.
Anamanaguchi – Echobo: Mimo że ostatnio ta nowojorska grupa założona 2004 roku troszkę odeszła od klasycznych dźwięków, to jednak nie można jej pominąć w takim zestawieniu. Jest to zespół, który wyniósł programowalne układy dźwiękowe na większą scenę. Można byłoby się pokusić o stwierdzenie, że byli katalizatorem do stworzenia nurtu bitpop, czyli łączącego klasyczne instrumenty jak bass, gitara, perkusja z chipami. Dla mnie jednak najbardziej się kojarzą ze swoim początkiem twórczości tworzący czysty chiptune i dopiero co inkorporujący bardziej popularne kierunki. Pierwszy utwór od nich poznałem grając w ‘Bit. Trip Runner’, gdzie muzyka tytułowa jest ich autorstwa. Album ‘Dawn Metropolis’  i troszkę mniej (bo mniej klasyczny, choć bardziej znany) ‘Endless Fantasy’ wchodzą do listy największych dzieł chiptuneowych. Ze swojej strony polecam również EP ‘Power Supply’, który zachowuje klimat epoki.
Meganeko – Computer Blues:  Tutaj będzie kontrowersyjnie, bo to bardziej nowoczesne podejście do gatunku. Mam na myśli mocniejsze brzmienia, bardziej dubstep, ale wykorzystujący amigowo-nitendową paletę barw. Czasem też zaglądnie do korzeni i stworzy coś przypominający lata 90 i początek 2000. Z narodowości Szwed, którego niestety imienia nie udało mi się znaleźć. Tutaj doceniam ten współczesny trend wypisywania zaimków osobowych, bo mogłem znaleźć chociaż to, że jest mężczyzną. W tym roku eksperymentował z remiksami utworów muzyki klasycznej, w tym Chopina. Z kolei w poprzednim współpracował ze wspomnianym już Shirobonem. Mnie jednak najbardziej się podobał album ‘Technokinesis’ i odrobinę mniej jego dwie starsze Epki ‘Robot Language’ oraz ‘Boy IRL Girl URL’.
Yerzmyey – Comet Day: Na końcu pozostawiłem sobie swojski powiew. Michał Bukowski - Polski fan ZX Spectrum i konsol Atari, komponuje najdłużej z całego zestawienia – od 1989. Z pochodzenia krakowiak, prowadził nawet wykłady na Uniwersytecie Jagielońskim. Założyciel grupy ‘AY Riders’, którego nazwa pochodzi od procesora firmy Yamaha (dokładnie General Instrument, bo gigant motocyklowo-muzyczny też miał licencję na jego produkcję). W swoim dorobku ma mnogość mniej, czy bardziej poważnych projektów, więc ciężko wybrać jeden utwór reprezentujący tę postać. Mógłbym wybrać dowolny album – od nowyszych ‘The Lady of Mars’, oraz  ‘aTTraction’; przez strasze ‘Microsongs’ i ‘Astral Combat’; aż do ‘RetroBeat’, czy ‘Strange Light Under My Bed’. Brzmi to, jakbym wymienił każdą płytę, ale jest to mniej niż połowa jego dyskografii, nawet nie licząc jego archiwalnych produkcji, dostępnych tylko na jego stronie, czy współpracy w ramach różnych grup muzycznych. Jedną dodatkową ciekawostką jest to, że bardzo szczegółowo opisuje jakiego sprzętu użył do komponowania każdego utworu.
Mógłbym jeszcze opowiadać więcej np. o innych kompozytorach – w tym Chipzel, kanałach zbierających tzw. moduły, czyli po prostu kody źródłowe utworów chiptunowych, czy na końcu w ogóle kanały i radia prezentujące takie klimaty. Ale to może następnym razem.
0 notes
michalerdmann · 4 years
Text
Zrobienie tej prostej strony to dla nowicjusza kilka godzin!
Tak! to prawda! 
Postawienie strony na tumblr opartej o darmowe szablony i połączenie jej z własną domeną to dla nowicjusza zadanie na maks kilkanaście godzin. 
Dla specjalisty to kilka godzin. 
Zalety: 
Łatwa i szybka instalacja oraz konfiguracja własnej strony www 
Bezpłatny hosting i podstawowa domena do blogowania
Bardzo duży wybór bezpłatnych szablonów 
Pisanie postów z poziomu aplikacji na telefonie 
Bezpłatne statystyki i prosta metoda połączenia z google analizy
Społeczność blogerów, fajny współpraca z interfejsem 
Wady:
Jest to jednak nisza w Polsce
Nie nadaje się do bardziej skomplikowanych projektów
Zawsze ktoś może wyłączyć Ci to narzędzie. Jak coś jest bezpłatne to zwykle nie jest gwarantowane ;-) 
Tumblr media
1 note · View note
beardofbreslau · 4 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
„Smerfne domki” – dawne osiedle dla robotników rolnych na Ołtaszynie [Wrocław].
Zapraszam na kolejny wirtualny spacer po Wrocławiu. Oderwijmy się o tej męczącej i stresującej sytuacji dla Nas wszystkich. Mam nadzieję, że zainspiruję Państwa do odwiedzenia miejsc, kiedy to się wszystko skończy.
Niedawno opisywałem osiedle dla gruźlików. Przyjrzymy się teraz innej części miasta z ciekawym założeniem architektonicznym. Osiedle o wielu nazwach to „na Błoniu”, „na Zydlu”, „Kozi Park”. Dla niektórym są tu smerfne domki J
Zaprojektowane przez arch. Ernsta Maya w 1921 r. w stowarzyszeniu opieki mieszkaniowej - Schlesische Heimstätte dla ok 150 mieszkańców – robotników rolnych i ich rodzin, rozlokowanych w 36 domach. Domostwa wzniesiono wg jednego typu - bliźniaczych budynków taniej konstrukcji - z działkami ogrodowymi. Celem wspomnianego stowarzyszenia było zapewnienie niezamożnej ludności zdrowych i funkcjonalnych mieszkań w przystępnych cenach i propagowanie budowy i wyposażenia skromnych mieszkań w domach o małej kubaturze. Dalekosiężnym planem miał być „własny dom z ogrodem” i pomieszczeniem gospodarczym. Z pragmatycznego punktu widzenia pozwoliłoby to na pewną samowystarczalność domowych gospodarstw w trudnych ekonomicznie czasach.
Centralne założenie osiedla koncentrowało się wokół zielonego placu (skweru), które stanowiło miejsce integracji mieszkańców, plac zabaw dla dzieci, małego pastwiska dla zwierząt. W kompozycji osiedla wzorowano się na angielskich przedmieściach ogrodowych.
Najbardziej charakterystyczny jest potężny krążynowy dach z nisko schodzących i zakrzywionych połaciach kryjący 2 kondygnacyjne mieszkanie. Takie rozwiązanie wynikało z poszukiwań najtańszych rozwiązań architektonicznych (oszczędzano chociażby na murowanych ścianach), a być może inspiracją stanowiły projekty innego architekta – Hansa Poleziga. Nisko spływające dachy, aż po parter przyczyniły się do tego, że bliźniacze domy, których powierzchnia mieszkalna wynosiła tylko 60 metrów kw., sprawiają przytulne i sielankowe wrażenie
Zajrzyjmy do środka. Wejście do mieszkań znajduje się w ścianach szczytowych. Ze względu na małą powierzchnię użytkową przemyślano starannie układ pomieszczeń i ich funkcję.  Mieszkania na parterze i na piętrze składały się z dużej kuchni i pokoju. Pod spadami w mieszkaniu na parterze znajdowały się: nisza kuchenna oraz pomieszczenia gospodarcze. Od strony ogrodu znajdowała się niewielka spiżarnia i obora. Domy miały studnie i odprowadzenia kanalizacyjne ze specjalnymi projektowanymi szambami
A skąd nazwa „Kozi Park”? Domy początkowo nie miały numeracji. Na wejściem, na elewacji malowano szyldy z postaciami zwierząt. Koza stała się przedstawicielką całego zwierzyńca J Autorką tych emblematów była Lotta Hartman.
Inne realizacje architekta o podobnym zamyśle powstały m.in. na Brochowie, Partynicach, Klecinie, na Złotnikach.
2 notes · View notes
aberkaneband-blog · 6 years
Text
Tumblr media
2 tygodnie do koncertu w Ciechanowie. (09.03.19)
2 weeks left to gig in Ciechanów
undefined
youtube
0 notes
wolnosczycia · 6 years
Photo
Tumblr media
#myślenie #thinking #mindset #nastawienie #inspiracja #henry #ford #decyzja #dzisiaj #kiedyś #prawda #sam #wiesz #nisza #Podkarpacie #polska Henry Ford - zwykły człowiek, pasjonata mechaniki, wyposażył swój własny warsztat, uczył się przez 3 lata jako pomocnik samochodowy w warsztacie - coś, co może każdy z nas zrobić. Dopiero później, gdy zaczął sam tworzyć zdobył sławę i jest zapamiętany do dziś. Weźmy to pod uwagę, że tak naprawdę Ci wielcy ludzie, byli na początku zwykłymi ludźmi, nie mieli super wiedzy, umiejętności lub odwagi. Zaczynali od bardzo niewielkich rzeczy. Dlatego my też mamy możliwość być zapamiętani, i co najważniejsze, my decydujemy czy potrafimy coś zrobić aby być zapamiętanym, czy przypuszczamy, że to nie dla nas i odkładamy to na bok. Henry - Polski Henryk, Steve - Polski Stefan, to takie normalne... 🤔🕵🏃
0 notes
Text
Na styku technologii oraz finansów
Na styku technologii oraz finansów
Firmy FinTech to specyficzna nisza w branży finansowej. Opierając się na internecie oraz innych nowych technologiach, oferują klientom różnego rodzaju usługi finansowe, z czego część nie ma jeszcze nawet swoich odpowiedników w ofercie tradycyjnych banków. źródło informacji: Parkiet Author:
View On WordPress
0 notes
kreatywnapl · 8 years
Photo
Tumblr media
Niewielka książka Wojciecha Grabowskiego jest spojrzeniem na wzornictwo PRL-u z perspektywy człowieka, który dorastał otoczony niezwykłymi przedmiotami. Niektóre z sympatii autora trudno byłoby zrozumieć, gdyby nie wątek osobisty, rozwijany na równi z opowieścią o dizajnie. To dzięki niemu nawet banalna skrzynka na listy staje się częścią czułego wspomnienia.
Czytaj więcej:
http://www.kreatywna.pl/kultura/ksiazki/sztuka-blisko-ludzi-wojciech-grabowski-dizajn-tamtych-czasow/
0 notes