Tumgik
#wejścia
pozartaa · 3 months
Text
17.06.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 473. Limit +/- 2100 kca1.
(Wyjazd dzień 3/powrot)
Wybrane posiłki:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Ale nas wczoraj ścięło. Zapadliśmy się w łózko i tak od 18:00 wczoraj do rana dziś. I to było ciężko wstać.
***
Już mam dość tego chaosu. Wszystko nie tak - nic nie jest na miejscu. Wewnętrznie czuję się jakby ktoś mną wytarł podłogę.
Mam dość DBLK tym bardziej, że jedzenie co popadnie odpłaca mi się fizycznie i psychicznie.
Wczorajsza pizza sprawiła, że pół nocy odbijało mi się kwasem... Nie miałam z tym problemu od 4 lat. Czuję się brudna... i mam wyrzuty sumienia nie tyle co z powodu kalori1 w jedzeniu co jakości tego jedzenia. Mój biedny organizm 🥹... Moja biedna głowa.
W pociągu musiałam w pewnym momencie iść sobie popłakać. Siedziałam sobie na schodkach do wejścia i płakałam...
Tumblr media Tumblr media
Niegdy nie byłam tak bliska "głodówk1 oczyszczającej" odkąd ogarnęłam swojego EDa jak dziś. Dawno nie czułam się taka samotna jak palec - mimo, że nie jestem przecież sama.
Uff.... deep breath. Jutro już będzie wszystko jak dawniej.
***
Po powrocie do domu położyłam się we własnym łóżku i postanowiłam już dziś nie wyłazić. Świat wydaje się takim przykrym miejscem.
S. powiedziałam, że źle się czuje. On myśli, że boli mnie brzuszek...owszem boli ale dusza trochę bardziej.
Dobrej nocy wam życzę.
43 notes · View notes
klykcielewe · 1 month
Text
Talon na zmianę imienia
Patrycja Łuczak, 15.08.2024
Na wczorajszej wieczornej konferencji prasowej wójt Kłykciów Lewych, Jarosław Kopytko, ogłosił nowy projekt realizowany w ramach Programu Rozwoju Wsi; Talon na zmianę imienia!
Każdy posiadacz Legitymacji Obywatela Kłykciów Lewych będzie mógł odebrać w radzie gminy  jeden darmowy kupon na permanentną zmianę imienia. Wójt wyjaśnił, że sam nigdy nie przepadał za swoim imieniem i że z pewnością będzie to świetny sposób na zachęcenie nowych osób do osiedlenia się w Kłykciach. Zwłaszcza, że w tym przypadku nie będą istnieć żadne ograniczenia co do wyboru nowego imienia.
Zapytany, jak dokładnie miałaby działać ta procedura i czy jest ona w ogóle legalna, wójt szybko podziękował za uwagę i zszedł ze sceny. Z nieoficjalnych źródeł (od sekretarek) wiemy, że w związku z nie najlepszą relacją wójta z kierownikiem urzędu stanu cywilnego, zmiana nie byłaby oficjalna z punktu widzenia prawa polskiego, a jedynie czymś w rodzaju nadania “specjalnego, kłykciańskiego imienia”.
Tak czy inaczej, dokładny termin wejścia w życie projektu nie został jeszcze ujawniony, jednak wielu z nas czeka na niego z niecierpliwością. Osobiście, nigdy nie przeszkadzało mi moje pierwsze imię, za to z chęcią nadałabym sobie drugie, którego normalnie bym nie mogła. Waham się pomiędzy Woltyżerką a Fotosyntezą.
17 notes · View notes
chimerqa · 3 months
Text
Odkurzyłam 1/3 mieszkania. Przy tej temperaturze to dużo jak na mnie ;] może dziś się uda odkurzyć resztę?
Podobno o 16 ma być burza, bardzo na nią liczę. To pozwoli mi posprzątać resztę mieszkania.
Tumblr media
I kot jakby chętny do pomocy;)
Ta łazienka jest obleśna, takie lata 90. Plus do tego mnóstwo debilnych rozwiązań, jakaś niezrozumiała myśl techniczna. Np toaleta na schodku prawie na środku łazienki, schodek do wanny, o który się czasem potykam, pralka prawie na środku wejścia, bo przez schodek nie da się dosunąć... No i hydraulika do wymiany. Czego się tam nie dotkne, to się pierdoli xD
38 notes · View notes
kotekzielony2 · 27 days
Text
Tumblr media
Z ŻYCIA SAMOTNIKA - wpis 15 (30.08.2024)
-> Złapałem Jelcza #4942, po latach!
Dwa wpisy temu rozpisałem się co nieco o turystycznej linii 100, czyli takiej linii, na której goszczą zabytkowe autobusy, niegdyś regularnie kursujące w moim mieście. O "setce" nie miałem wtedy zbyt pochlebnej opinii ze względu na uciążliwe wady, o których wspominałem na blogu miesiąc temu, ale muszę przyznać, że w sierpniu owa linia zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie! Zwróciłem uwagę m.in. na fakt, że spora część pojazdów, które teoretycznie mogłyby na "setce" się pojawić, się nie pojawia, a zamiast tego, co tydzień organizatorzy fundują pasażerom powtarzające się w kółko Ikarusy. Długo np. nikt nie dał szansy temu jednemu wyjątkowemu autobusowi ze zdjęcia, aż w końcu... mój ulubiony wóz wyjechał!
4 sierpnia 2024. Praktycznie od początku sezonu regularnie zaglądam na stronkę, na której można dowiedzieć się, jakie egzemplarze zagoszczą na konkretnych zabytkowych liniach. W ten weekend np., na linię 100 zaplanowano dwóch (stałych) braci - Ikarusy #6930 i #6905, oraz MAN'a NG313 #3322, co już spowodowało u mnie banana na twarzy, gdyż czekała mnie kolejna, już trzecia w tegorocznym sezonie przejażdżka jednym z moich ulubionych autobusów. W niedzielę doszło jednak do pewnej zmiany i okazało się, że zwolniono jednego z węgierskich braci na rzecz... uwaga... Jelcza Mastero #4942! Nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. Uruchomiłem sobie w głowie wzruszającą muzykę myśląc o tym co mnie dziś czeka. Nie byłbym totalnie sobą, gdybym z tej niesamowitej okazji nie skorzystał. Żeby wszystko się udało, na spokojnie zaplanowałem sobie podróż. Sytuacja tego dnia była wyjątkowo korzystna, ponieważ ten bardzo młody jak na zabytkową linię 16-letni wóz polskiej marki, znajdował się na pierwszej brygadzie, przed MAN'em #3322 na brygadzie drugiej, co oznacza, że nawet gdyby wspomniany Jelcz rozkraczył się na trasie przed moim przystankiem, musiałbym jedynie odczekać trzydzieści minut i mógłbym skorzystać z "koła ratunkowego" - NG313, także w obu przypadkach czekała mnie fascynująca przejażdżka! Mimo, że oba te autobusy obdarzam jednakowo dużą sympatią, bez chwili wahania wybrałem młodszego z nich, Mastero, myśląc, że MAN NG313 wyjedzie jeszcze nie raz, podczas gdy co Jelcza nie byłbym taki przekonany. Zdołałem wyjść wcześniej z domu, żeby na spokojnie zdążyć i cierpliwie poczekać na swojego ulubieńca. Zaczęło mi szybciej bić serce, bowiem za chwilę miałem delektować się przejażdżką Jelczem Mastero, po niespełna pięciu latach od ostatniej przejażdżki nim! W końcu przybył, podszedłem na tył autobusu, a chwilę później otworzyły się doń wejścia, aczkolwiek moje gałki oczne zaobserwowały niedokładną pracę trzecich par drzwi, więc już wiedziałem, że będzie ciekawie! Początkowo mój "rumak", z powodu korków, poruszał się w ślimaczym tempie. Wolny ruch trwał niecałe dziesięć minut i trudno jeszcze było mówić o dużych emocjach, ale gdy tylko korki ustały, Jelcz stanął na wysokości zadania i znacznie przyspieszył, tym samym realizując jedno z moich większych marzeń! Cóż za cudowne dźwięki wydawał! Bardzo za nimi tęskniłem... Tęskniłem za jego przyspieszaniem, hamowaniem, wrzucaniu kolejnych biegów, tęskniłem za oryginalnym gongiem wybrzmiewającym przy otwieraniu i zamykaniu drzwi, za lampką nad drzwiami, która miga przed i po wymianie pasażerów, za wieloma rzeczami i drobnostkami, które ten pojazd posiada, a nie ma ich w nowszych pomieszczeniach na kółkach. Wprawdzie nie była to bardzo długa podróż, bo półgodzinna, to nie ukrywam, że wzruszyłem się. Czułem się spełniony i przez te choćby pół godziny czerpałem prawdziwą radość z życia, a nawet wydaje mi się, że uroniłem jedną łzę... Po wysiadce żałowałem jedynie, że nie można było załapać się na przejazd techniczny do zajezdni, gdzie #4942 odpoczywa, ale czy nie byłoby to za piękne już? Dzięki temu przynajmniej, że podróżowałem na pierwszej brygadzie, aniżeli jak zazwyczaj drugiej, wysiadłem na końcu trasy o wcześniejszej godzinie, na tyle wczesnej, że zdołałem dodatkowo przejechać się zabytkowym tramwajem na linii 36 - złapałem wtedy wspomnianą już na blogu lubianą przeze mnie "parówkę" o nr taborowym 407 i udałem się nią w pobliże zajezdni. Czego chcieć więcej? (śmiech)
Jelcze Mastero, jako ostatnie autobusy tej marki w moim mieście, wycofano z regularnego ruchu w październiku 2019 roku i niecałe pięć lat później uzmysłowiłem sobie, jak bardzo brakuje mi ich na ulicach. Wprawdzie MZA zachowało jeden egzemplarz i jest szansa spotkania go na linii turystycznej czy też na specjalnych imprezach, aczkolwiek przejażdżka nim raz na kilka miesięcy czy nawet lat, to dla mnie o wiele za rzadko. Wrócę jeszcze jednak na chwilę do samej linii 100. "Setka" o tyle mnie pozytywnie zaskoczyła, że w długi weekend 15-18 sierpnia częściej zmieniały się pojazdy, a w niedzielę 18 sierpnia znowuż zagościł Jelcz Mastero, podczas gdy jeszcze dwa wpisy temu, w lipcu, nie wierzyłem, że ten dwunastometrowy, wspaniały wóz wyjedzie na miasto choćby raz. Dziękuję im mega!
13 notes · View notes
myslodsiewniav · 7 days
Text
19.09.2024
Nie kminię dlaczego w tym kraju jedyną opcją pomocy w obliczu kataklizmu są pożyczki. To jest błędne koło wpadania w długi, i w długi, i w długi jeszcze większe. Kurde.
Za granicą po prostu ma się budżet na pomoc. I tyle. Bez napędzania klientów bankowi jako jedyne dostępne podejście. Co jest z tym krajem!?
Druga sprawa: teorie spiskowe. Kuzyni z Opolskiego przesłali mi screeny z grupek na fejsie (grupki ich miejscowości) i sami są przychylni tym wyjaśnieniom. I ręce mi opadły...
Otóż od zeszłego tygodnia mądre głowy z Wrocławia informują, że po '97 mamy więcej rozwiązań, różne scenariusze działania i generalnie wiemy jak sobie radzić z powodziami jakby co. Ja to słyszę od tygodnia - że chociaż nic nie można obiecać na 100%, to miasto jest przygotowane na wypadek powodzi (dla udowodnienia - jeszcze do poniedziałku mówiono, że nic się nie stanie, tłumaczono jak fala powodziowa zostanie rozciągnięta i rozpłaszczona, wysoka woda będzie płynąć przez miasto dłużej, bo kilka dni, ale w ten sposób nie wedrze się do miasta; podawano po kolei jak to osiągną. Przynajmniej ja to czytałam, do takich artykułów dotarłam z łatwością. A od pon lub wt, nie pamiętam, kiedy było już wiadomo, że wody będzie więcej zaczęto mówić o konieczności działa wg. scenariusz nr 6 w razie powodzi - mnie to uspokaja, mają różne scenariusze, wiedzą co robią na ile wiedzieć mogą). Tym czasem mieszkańcy miast w Opolskim policzyli wysokość wody u nich pon-śr i nie zgadza im się, że u nich poziom wody jest ledwie o 20 cm niższy niż w 1997 roku, a we Wrocławiu o kilka metrów niższy. I nie dociera do nich (do moich kuzynów), że fala do Wrocławia jeszcze nie dotarła, że kulminacja była dziś w nocy i przewidywana jest do piątku/soboty. Teorie spiskowe głoszą, że Wrocław pozamykał jazy, aby potopić opolskie kosztem ratowania miasta Wrocław. Że to co się dzieje w opolskim to jest cofnięcie fali z powrotem do opolskiego. I nawet zamieszczają mapki z poziomem wody godzina po godzinie i ze strzałkami.
No kurcze, woda jako ciecz działa tak jak działa,, a u nich nie wylało na zabudowania mieszkalne (tj. u żadnego z moich kuzynów, tych którzy przesyłają wiadomości). Ludzie są wciąż bezpieczni. Nie wiem jak się wydłuża fale powodziowe, ale za całkiem prawdopodobne uważam przetrzymanie i zwolnienie strumienia - wtedy woda może faktycznie odbić się od progu, zahuśtać w amplitudzie, ale przecież nigdzie nie wylewa... Poza jednym miejscu we Wrocławiu...
Anyway - metodą zdartej płyty powtarzałam, że fali we Wro się spodziewamy dziś w nocy (tj wczoraj w nocy), że nikt nie bagatelizuje sytuacji, że układamy wały przeciwpowodziowe, że Wrocław nie ma wcale pewności, że wyjdzie suchy z tego co nadciąga. Wysłałam im zdjęcia miejsc odległych o kilkadziesiąt metrów od mojego domu. Wejścia do budynków zastawione workami z piaskiem, foliami itp. A! Bo jeszcze ich uruchomiło, że sama nie zabezpieczam się ucieczką na wyższe kondygnacje. Jeszcze poprzedniego dnia ich uspokajało, że jestem daleko od wody i bezpieczna, a teraz uważali to za podejrzane, bo przecież w 97 cały Wrocław pływał, a ja twierdzę, że jestem bezpieczna. Pokazałam im jak wyglądał Wro w 97 (na zdjęciach w sieci, na mapach), gdzie ja mieszkałam i że nie cały Wrocław pływał... Ech.
A kuzyn - i jeden i drugi - uważają, że jeszcze się okaże czy Wrocław nie poświęci opolszczyzny... Podesłałam im te artykuły, które czytałam w pon i które mnie uspokajały. Ale jakoś ich nie przekonało to co wyjaśniali hydrolodzy, dla nich to wciąż podejrzane, bo jednak śledczy z grupek miejskich/wiejskich operują strzałkami i cyferkami...
Ech.
Być może mi jest bezpieczniej, bo Wrocław (władze miasta, specjaliści) jednak dał znać o wiele wcześniej, że na wypadek różnych wydarzeń ma opracowany plan, różne scenariusze. Że były prowadzone konkretne badania, ulepszenia - wiadomo, coś może nie wytrzymać. Wiadomo. Ale byli świadomi jakie spustoszenia miały miejsce w 1997 i w 2010. I wiele mądrych głów latami pracowało jak zabezpieczyć miasto by to się nie powtórzyło. A walka z żywiołem to nierówna walka.
Jestem pod wrażeniem organizacji i sprawności z jaką miasto informuje mieszkańców o dynamicznie zmieniającej się sytuacji.
A z tego co wiem takiego zaopiekowania, takiej przekminy, takiej komunikacji, takich konkretów, również w sferze zarządzania nie było ani w moim rodzinnym mieście, ani w innych gminach. Nie wspominając nawet Nysy - tam było dramatycznie.
Więc z jednej strony rozumiem, że moi krewni na podstawie swoich doświadczeń z kontaktem z władzami miasta (czyli uspokajania lub jak w Nysie - bagatelizowania i wyśmiewania słusznych obaw ludzi o swoje życia) mogą uważać, że Wrocław kłamie. Oni nie śledzą komunikacji mojego miasta przecież. I oczywiście, że politycy kłamią, ale to nie tylko politycy, ale również hydrolodzy i inni specjaliści wypowiadają się w mediach, prosto z wałów, z brzegów rzeczy itp. Oni są tam, gdzie się dzieje akcja.
Ech.
Dziś i jutro fala, jest już na ten moment wysoko. Po pracy skoczę z pieskiem na spacer. Nie nad rzekę. Nie byłam w okolicach rzeki od tygodnia - kazali się nie kręcić, to się nie kręcę. Mój narzeczony jadąc do pracy przejeżdża przez kilka mostów - relacjonuje mi codziennie jak jest. Wczoraj mówił, że miejsce w którym byliśmy niedawno na spacerze jest pod wodą. Zobaczymy...
12 notes · View notes
panikea · 1 year
Text
Nikt ci nie powie, że związki rozpadają się nie z braku miłości, ale ze stresu
Tego nikt na początku nie bierze pod uwagę. Dziś pary spędzają w pracy przeciętnie tysiąc godzin rocznie więcej niż 30 lat temu. Przynosząc do domu całe zmęczenie i wkurw, jakie tam dostały. Tam nie mogą eksplodować. Muszą być poprawne, miłe, grzeczne i do wyrzygu sympatyczne. Bo w pracy trzeba być przecież profesjonalnym. Ą. Ę. Fą, fą, fą.
A później następuje wyładowanie.
Na kim można się najlepiej wyładować? Na osobie, która czeka na ciebie w domu. A zaczyna się to od wejścia do domu i frazy: “a co ty taki nie w humorze?” I trzy godzinki później obie strony są już bardzo zaawansowane w wymienianiu swoich wad, z czego jedna płacze.
Każda osoba w związku powinna mieć swój bufor.
Co to będzie?
Nie wiem. Jeden potrzebuje, aby po powrocie z pracy zamknąć się na pół godziny w pokoju, tak żeby nikt mu nie zawracał dupy. Puzzle poukładać z Disneya, na szydełku zrobić takiego kurczaczka z żółtej włóczki. Ktoś woli podnoszenie ciężarów. Ktoś inny musi wsiąść w auto i zrobić mu BDSM na obwodnicy.
Ale ludzie w związku muszą mieć swoją własną strefę dekompresji. Inaczej eksplodują. Albo zeżrą się na śmierć, jak Człowiek-pizza w “Spaceballs”.
Tyle.
-Piotr C. Pokolenie Ikea
170 notes · View notes
indira2004 · 3 months
Text
Nadal wtorek.
Rano wstałam, poszłam na śniadanie do miejscówki otwartej od szóstej rano, niestety okazało się, że o tej godzinie mogę zjeść najwyżej jajka albo sałatkę, zjadłam więc szopską, po czym pojechałam na dworzec.
Autobus miał na sobie napis VIP class, więc spodziewałam się jednak klimy albo chociaż trochę więcej miejsca na nogi, ale za to w połowie trasy umarła chłodnica i prawie półtorej godziny czekaliśmy na autobusowy zamiennik. W międzyczasie w jednej mniejszej miejscowości po drodze wybuchła awantura, bo stał się overbooking i ludzi z biletami zakupionymi w tamtejszej kasie nie wpuszczono w komplecie. Awantura kosztowała pół godziny i kilka telefonów do szefostwa; wszyscy wzajemnie kontrolowali sobie bilety, pani siedząca obok mnie również zainterpelowała w kwestii mojego prawa do przejazdu, na co kierowca ją zgasił, że gdybym nie miała biletu, to by mnie w autobusie nie było.
Dlatego właśnie nie robię zwiedzalniczych przystanków w niepoczątkowych miejscowościach.
Trzy godziny po planowanym przybyciu wsiadłam do taksówki, gdzie bardzo uprzejmy pan chciał być miły i zawiózł mnie do wejścia na stare miasto zlokalizowanego w połowie wzgórza, podczas gdy mnie była potrzebna tegoż wzgórza podstawa przy samej plaży, ale nic mu nie powiedziałam. Okazało się potem, że nie ma już wjazdu nad samo nadbrzeże od strony centrum.
Dostałam swój pokój na drugim piętrze, czyściutki i wyposażony we wszystko co trzeba, jednakże z niewiarygodnie miękkim materacem, po czym poszłam po małe zakupy i na obiad.
Knajpę wybrałam na chybił trafił, zależało mi tylko na stoliku nad samą wodą, stolik dostałam, za to porcja tłustych i smakujących niczym warzyw z kurczakiem i garsteczką frytek oraz butelka wody kosztowała mnie 62 zł.
Widać muszę dziś zrobić riserczyk cen restauracyjnych, bo tak się żywić nie będziemy.
W pokoju jest lodówka, a na piętrze ogólnodostępna kuchnia, ewentualnie więc mogę nabyć na przykład bułki i ser. Może nawet pomidora.
Może jutro.
Forsa rozchodzi się szybciej niż miałam nadzieję; dobrze, że od września wejdzie nowa wypłata.
Jakkolwiek być może z wpisu to nie wynika, to jestem szczęśliwa, że siedzę na balkonie z widokiem na jezioro i tradycyjną architekturę ochrydzką, że zapracowałam i zasłużyłam na to.
Jestem też wdzięczna, że nic nie muszę i mogę robić, co mi się podoba, na przykład nakruszyć ciastem i wybuchnąć wodę gazowaną w moim wysprzątanym pokoju 🤦
16 notes · View notes
chocholon · 1 year
Text
Moja teoria co do zakończenia "Kordiana" jest taka, że Kordian faktycznie zginął, ale nie pod koniec książki, ale trochę wcześniej, na Mont Blanc. W wysokich górach, zwłaszcza u osób niedoświadczonych pojawi się choroba wysokościowa, a brak tlenu może powodować halucynacje. Jest wiele opisanych przypadków, gdy wspinacze spotykali inną osobę, rozmawiali z nią, dzielili się jedzeniem, żeby potem dowiedzieć się, że tej osoby nigdy z nimi nie było - w takim razie rozmowa z chmurą w takim miejscu nie wydaje się aż tak nierealistyczna. Kordian wyobrażał sobie chmurę, powrót do Polski, nieudany zamach na cara, a w tym samym czasie powoli umierał z zimna i wycieńczenia; wszystkie wydarzenia od wejścia na Mont Blanc są więc przedśmiertnym majaczeniem.
28 notes · View notes
ja-doll-divine · 11 months
Text
Wchodzę do domu i nikt nie blokuje mi wejścia machając ogonem z radości.
Garnek z zupą, jak go domownicy zostawili na blacie, tak stoi. Garnek z wodą po parówkach również stoi na kuchence nie tknięty. 20 jajek, które zostawiłam na stoliku też leży jakby nigdy nic. Biośmietki nie tknięte, śmieci foliowe nie rozkopane.
Pobeczałam się. To wszystko byłoby rozjebane po całym mieszkaniu. A dzisiaj nie miał kto się tym zainteresować.
Tak bardzo mi źle. Cały czas mam nieodparte wrażenie, że byłam złą opiekunką.
Pieseczku przepraszam.
22 notes · View notes
danelamak · 1 year
Text
Tumblr media
Once again posting stuff for The Undivine Comedy by Krasiński. Guy wrote some pretty stuff in there.
Czyś zbadał wszystkie manowce Przeznaczenia — czy pod kształtem widomym stanęło Ono u wejścia namiotu twojego w nocy i olbrzymią dłonią błogosławiło tobie — lub w dzień czyś słyszał głos Jego o południu, kiedy wszyscy spali w skwarze, a tyś jeden rozmyślał — że mi tak pewno grozisz zwycięstwem, człowiecze z gliny, jako ja, niewolniku pierwszej lepszej kuli, pierwszego lepszego cięcia?
Honestly, this kinda slaps. Hope I didn't make (any more) spelling mistakes when making this, but idk. I think this piece is from the end of 2022 or earlier this year.
22 notes · View notes
pozartaa · 3 months
Text
15.06.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 471. Limit +/- 2100 kcal.
(Wyjazd dzień 1)
Wybrane posiłki:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Wstałam o 4:10. Dokładnie tak jak wstaje kiedy idę na rano do pracy. Bez budzika.
Zrobiłam sobie kanapki, które tu widzicie i przygotowałam śniadanie. Kanapki będą na cały dzień do wieczora - lunch, przekąska, kolacja. Reszta limitu zostaje na weselne poczęstunki. Oczywiście DBLK i tak przez kolejne 3 dni, więc mogę sobie tylko estymować... Ale dziś na pewno będzie to kaloryçżna nadwyżka. Cóż życie to nie tylko liczenie kca1.
***
Niestety im bliżej Białegostoku tym więcej chmurek 😑
Tumblr media Tumblr media
Ale ostatecznie trafiliśmy do apartamentu i na prawdę jest fajniutka dzupelka. Luster jest tam tyle... Że wiem właściwie po co taki apartament się wynajmuje. Dla nas była to głównie lokalizacja i cena. Wejścia pilnuje taka oto szylkretowa kicia. Nie lubi głaskania.
Tumblr media Tumblr media
No ostatecznie pogoda się ustaliła na sloneczną.
Post wstawiam wcześniej. Bo przecież o 16:00 msza w kościele i już raczej do jutra nic nie napiszę. Mam nadzieję, że będzie fajnie
Dobrej nocy wam życzę!
27 notes · View notes
Text
Dzień dobry słoneczka miłego dnia, powodzenia w szkole lub w pracy! (Spójrz od strony wejścia ładowarki) 💗
Tumblr media
8 notes · View notes
zu-zup · 1 year
Text
POLISZ PATHOLOGIC FANS!!
Przypominajka o patologicznym spotkaniu na targach fantastyki w warszawie! Proponuje 16 września, ja będe na targach już od 10:00, prawdopodobnie w cosplayu samarie z fear and hunger! Najlepiej spotkajmy się gdzieś niedaleko wejścia z biletami, ale jak będzie jakiś problem ze znalezieniem się nawzajem śmiało piszcie do mnie w dms-ach!! Do zobaczenia! I życzę miłego pathologic fest tego września!
Tumblr media
20 notes · View notes
happyg-olucky · 1 year
Text
W niedzielę poszliśmy na ostatni spacer na plażę, pogoda była niezła, sporo ludzi spacerowało. My posiedzieliśmy przy naszym wyjściu, poroblismy zdjęć i zbieraliśmy się z powrorem bo dochodziła już 21. Zrobiliśmy sobie z D. Dwa ostatnie zdjęcia, Zarzucilam torbę na ramię, patrzę nie ma Mieszka. Krzyknęłam do D. I Karelajn rozglądamy się i nie ma go. Minutę wcześniej robiłam mu zdjęcie. ( Dokładnie minutę bo potem sprawdzałam w tel. )Potem wszystko potoczyło się jak jakiś zły sen, nie wiem czy jestem w stanie to opisać. Zaczęliśmy biegać szukać wołać, nic. Każdy w inną stronę. D. Pobiegł w jedną, wrócił i nic. Ja całe wyjście z plaży, w lesie już się sciemnialo. A. minuty uciekały, pamiętam już chyba tylko przebłyski, płaczącego i krzyczącego M. , który wolał, że nie chce stracić braciszka,przerażony D. który w pewnym uwierzył, że go zmyla fala ( bo były wielkie i czerwona flaga cały dzień) i wskoczył jak stal do wody. Telefon na 112. Telefony od jakiś obcych ludzi którym K. Dawała mój numer, bo jej się rozładował tel. syrenę na znak że ratownicy strażacy ogłaszają zbiórkę. Pamiętam, że ja nie byłam w stanie spojrzeć w stronę morza, było takie ciemne i groźne. Tak minęło prawie pół godziny, prawie pół godziny niewyobrażalnego strachu i czegoś czego nawet nie potrafię opisać, jakiejś czarnej dziury. D. Był w tej wodzie, Karelajn w drugim kierunku szukała i zaangażowała do pomocy jakiś ludzi. Ja z Mikim rozpytawalam i szukałam w okolicach wyjścia i usłyszał to nadchodzący facet i mówi że chyba widział takiego chłopca przy kolejnym wyjściu ale to już ileś minut temu. Pytał czy miał łopatkę, tak miał, nie czekał na mnie I ruszył biegiem w tamtym kierunku, ja wywołałam D. I on za nim. Potem pamiętam nadbiegającego z powrotem tego człowieka w białej koszulce, który mówi że mały jest już z tatą. Dosłownie upadłam na kolana na tym piachu i zalam się łzami. Obcy człowiek mnie podnosił przytulał i pocieszał. Za chwilę D dotarł z małym , też niewiele pamiętam, tylko widok jego buźki i ulgę.
Mieszko był zdziwiony nasza paniką,popłakał się jak zobaczył ,że my płaczemy. Powiedział, że on tak specjalnie chcial pójść do temtego wejścia i wrócić, nie wiedział po co. Jak się zorientował że jest sam, podszedł do jakis kobiet i powiedział że się zgubił, powiedział jak się nazywa opisał mnie, potem ona mi powiedziała że rezolutnie podał dużo szczegółów. Ale nie pamiętal nr. telefonu. Odnalazła mnie i napisała na fejsie już jakieś 10 min wcześniej, oczywiście wtedy nie zauwazylam. Kiedy ten człowiek w białej koszulce i D. Tam pobiegli one już go odprowadzały w naszą stronę.
Ostatecznie udało się odwołać alarm zanim przyjechały służby. Właściwie to kiedy dostałam info że się znalazł to byłam na linii z jakimiś ratownikami chyba z Pucka. Potem już wiedziałam, że podjedzie jeszcze Policja i żeby z nimi porozmawiać. Sama do nich poszłam jak zobaczyłam ze podjechali. Pamiątka z tych wakacji będzie mandat za zgubienie dziecka. Ale ogolenie byli bardzo empatyczni i ok. Schodziliśmy z tej plaży zupełnie po ciemku. Pół nocy przeplakaliśmy chyba wszyscy. Wyrzutów,że na tą minutę spuscilismy go z oka nie pozbędziemy się pewnie nigdy. I tego Ze uwierzyłam, że nam takie rzeczy się nie zdarzają, że przecież jesteśmy tacy odpowiedzialni, pilnujemy, no i przecież nasze dziecko takie mądre i rezolutne i nie wpadnie na pomysł ,żeby uciec. Ja zostałam z kolejną trauma. Ale też wielką wdzięcznością, że mamy nasze słoneczko przy sobie bezpieczne. Człowieka w białej koszulce też zapamiętam na zawsze chociaż zupełnie nie pamiętam jak wyglądał.
28 notes · View notes
myslodsiewniav · 7 months
Text
Kolejny rozdział przygód opiekunki lękliwego pieska, JPDL
7 marca 2024
Wczoraj - na randeczce i po randeczce - było cudownie. Po prostu ideal! Tyle ekscytacji, dobra dla wszystkich zmysłów, a potem odprężenia, że zasnęłam o 21:30 i spałam do rana. :D
Zaskakująco dziś miałam kolejne przygody pieskowe:
1
W celu znalezienia w szmateksie odpowiednich materiałów do zamierzonego projektu kręciłam się miedzy wieszakami. Tak zajrzałam, po drodze, wracając z popołudniowej sikupy.
Byłam w ciuchlandzie do którego mogę wchodzić z małą, gdzie panie sprzedawczynie mnie znają.
NAGLE do lokalu wchodzi zamaszyście mama z dziewczynką. Dziewczynka w wieku takim zerówkowo-pierwszoklasowym. Małe, trajkoczące, pełne energii, rozbiegane i radosne, ale zarazem świętnie posługujące się językiem. Nie znam się na dzieciach, ale strzelam, że to właśnie ten przedział wiekowy.
Dziecko od wejścia mówi podniesionym, wysokim głosem coś do mamy - słyszę ten trel mimo podcastu grającego na wyciszających dźwięki zewnętrzne słuchawkach. Mój piesek ze strachu chowa się za mnie, wciska się pod wieszaki i wystawia główkę za moją łydkę by zlokalizować to niebezpieczne stworzonko, które wydaje te dziwne, wysokie dźwięki. Okay. Nawiązuję z moją suczką kontakt wzrokowy, mówię cichuto do niej to co zwykle ją uspokaja: jesteś bezpieczna, ja cię obronie, wszystko w porządku. Piesek relaksuje naprężone, zaalarmowane ciałko, ale zostaje wciśnięta w róg, miedzy wieszaki, mnie i ścianę.
Nagle dziewczynka podbiega ZA MNIE, zaczyna podnosić pluszowe zabawki z kosza na zabawki. Co znajdzie to HOP, podskakuje i woła mamę, żeby spojrzała lub kupiła, i kuca i znowu HOP i znowu krzyczy do mamy. Jej mama podchodzi bliżej mnie, cicho odpowiada dziewczynce - nie wiem co, mam słuchawki na uszach i zajmuje się przeglądaniem wieszaków i obserwacją pieska. Widzę kobietę kątem oka, więc wiem, że rusza ustami i słyszę głuche podskoki za sobą i ten dziecięcy świergot.
Na bank padło coś w stylu "O! PIESEK!", ale zasłoniłam nerwowo krążącą kółka małą psinkę sobą i ignorowałam dziecko. Tak, jak na sesjach z behawiorystką.
Tyle, że kurde, dziecko musiało z ciekawości - jak to dziecko - próbować nawiązać kontakt wzrokowy z moim pieskiem. A to jest coś czego się KATEGORYCZNIE nie robi wobec lękliwych piesków. Tylko ją spłoszyła.
Więc moja psinka co zrobiła? Bardzo wysokim - bo też jest małą dziewczynką xD - głosem wydała z siebie jedno, bardzo rozpaczliwe, bardzo głośne, ostrzegawcze, odstraszające szczeknięcie kierując je w stronę dziecka po czym czmychnęła tak daleko pod wieszaki, że mnie zgięła w pół (trzymałam w ręce jej smycz).
Cały czas mówiłam do pieska, ściszonym głosem i próbowałam ją pogłaskać i nakłonić do powrotu do mnie, więc nim ściszyłam podcast na słuchawkach trochę trwało. Odetchnęłam z ulgą - nie piszczała. Jest faktycznie lepiej. Treningi pomagają.
Byłam zła, że dziecko zaczepia mi pieska, ale też nie była to złość skierowana do dziewczynki - zachowała się jak dziecko. Pewnie w jej wieku i na jej miejscu też bym próbowała nawiązać więź z pieskiem, też byłabym ciekawa takiego słodkiego malucha. Była zła na sytuację.
Ale słyszę w tle jak dziewczynka skarży się mamie "czemu on szczeka na mnie? Przestraszyłam się", a jej mama dodaje "ja też się przestraszyłam". Na to ja "ona też się przestraszyła, dlatego tylko raz i tylko ostrzegawczo, ze strachu szczeknęła". I to zwykle u empatycznych ludzi zamyka dyskusje.
Tym czasem matka dziewczynki napadła na mnie, że SKORO MÓJ PIES PRZESTRASZYŁ JĄ I JEJ DZIECKO TO POWINNAM JE PRZEPROSIĆ, A NIE SIĘ GŁUPIO TŁUMACZYĆ. Wyjaśniłam jej - jeszcze siląc się na empatię - że nie będę jej przepraszać za to, że mój piesek ze strachu wydał z siebie dźwięk, tak jak ona nie przeprasza i nikt od niej tego nie wymaga by przepraszała za to, że jej dziecko wydaje z siebie dźwięki. A nota bene tych dźwięków przestraszył się pies. A babka - jak nakręcona - zaczęła pierdolić, że TO JEST PIES i nie powinien szczekać.
JPDL.
Skąd się ci ludzie biorą? Serio. To jest zwierzę, które ma głos, którym coś sygnalizuje. TO JEST ZWIERZE, to nie maszyna!
Babka dalej się do mnie pluła, że domaga się przeprosin, a jej córeczka próbowała mnie obejść, żeby do mojego pieska (KURWA) podejść. Włączyłam po prostu słuchawki i poszłam dalej, poza zasięg łapek i wzroku dziewczynki, a po drodze na głos pochwaliłam swojego pieska, że pięknie się zachowała - odstraszyła i uciekła, bez agresji, tylko by ratować skórę. Taki dzielny maluszek.
A ta baba dalej nadawała - przez moje wygłuszające zewnętrzne bodźce słuchawki dochodziły do mnie jakieś pomruki wysokiego ce.
Spędziłam w ciuchlandzie - bez problemu, jak zawsze, właścicielka jest ok z pieskami - jeszcze 30 min. Matka z dzieckiem była daleko, ale wychodząc... dziewczynka MUSIAŁA iść równolegle do nas w stronę drzwi, w każdej alejce próbując złapać kontakt wzrokowy ze mną lub z moim pieskiem. ZNOWU MI PSA STRASZYŁA. Szłam patrząc na nią tak, że gdy nasze spojrzenia się spotykały, to nieco zwalniała... ale zaraz podbiegała...
Matka ją powstrzymała dopiero jak niemal podeszła obok nas. A dziewczynka pisnęła "chciałam pogłaskać pieska!", no chyba kurwa, po moim trupie. A moja sunia przez cały ten proces polowania dziewczynki była napięta, ale ani razu nie szczeknęła, ani nie zjeżyła nawet futerka. Ufała mi. <3
2
Druga sytuacja, też z dzisiaj.
Wracam ze sklepu papierniczego. W jedną ręką trzymam torbę pełną zakupów widzącą mi na ramieniu, w drugiej smycz i torba z pieczywem. Podjeżdża nasz tramwaj, więc biegnę z Weles by zdążyć wsiąść. Wpadamy do środka. Tłok. Ja próbuję sprawnie wepchnąć pieczywo do płóciennej torby na drugim ramieniu by się czegoś móc złapać.
I być może robiłam to tak niezdarnie, że pan siedzący na fotelu wstaje mówiąc "niech pani usiądzie, z takim małym pieskiem lepiej siedzieć na fotelu, a pani ma jeszcze tyle zakupów". Mi głupio w opór, bo facet maks 50-60 lat właśnie mi zrobił miejsce. Ale on mnie pcha (a trochę pcha nas ruszający tramwaj) na zwolnione siedzenie. Siadam. A mój psiulek natychmiast wskakuje mi na kolana.
Widząc całą sytuację mężczyzna - maks 30-letni - siedziący przede mną podnosi się i upiera się, żeby ten pierwszy pan zajął jego miejsce. <3
Ja nadal przejęta ciągiem wydarzeń jeszcze raz dziękuję temu panu.
A pan na to, że nie ma za co, że wie, że to może być niebezpieczne by taki mały piesek jechał w środku tramwaju, że ktoś może zadepnąć jej na łapkę itp. Pyta czy może ją pogłaskać (mam taaaaaaki szacunek do wszystkich, którzy pytają) - odpowiadam, że nie, że ona się tego boi. On zaczyna pytać o jej historię.
A potem wypala "widać, że pani kocha tego malucha" - wzruszyłam się serio, bo tak miło to usłyszeć.
A potem ten pan mi opowiada, że jest emerytowanym policjantem. I opowiada mi o okropieństwach jakie widział, że ludzie sprawiają zwierzętom, i o tych zwierzątkach, które miały happy ending w kochających domach.
To była tak miła podróż i rozmowa!
Serio.
Wracałam do domu w tak dobrym nastroju...
12 notes · View notes
chimerqa · 1 year
Text
Taka bestia nam rośnie u Pana Rowera. Pilnuje wejścia z tarasu do domu.
Tumblr media Tumblr media
Znika co jakiś czas na kilka dni na wylinkę, ostatnio zżerał muchę (te mięsna). Mucha była wielkości samego żarłoka (bez odnóży) ;D
Pocieszny skurwiel! Seek mówi, ze to krzyżak ogrodowy.
Tumblr media
Trzeba przyznać, ze ornament na dupsku ma piękny!
18 notes · View notes