Tumgik
#na jego nieszczęście
jazumst · 4 months
Text
A bo mnie już roznosi
Żeby Was... Maszyny wkrótce wszystkich nas zastąpią. Posłuchajcie:
W robocie odpierdala się coraz ciekawiej. Zupełnie jak w naszym sejmie. - KM ma kosę z Kiero. Kiero podjebała KM o te bułki. Pisałem o tym? Pisałem? No chuj, to podjebało, że o 20stej nie ma. OK. Zamiast SWS przyszła jego żona. Obyło się bez rękoczynów, ale KM "zjeby" dostała. Dostała też bon na równowartość 150pln do wykorzystania w naszej zajebistej sieci spożywczaków. I tu rodzi się drugie nieszczęście niezgody, bo w zeszłym roku miała 200golda. W naszej jednostce 200 dostała tylko Kiero i ja XD Więc zrobiło się niezręcznie. KM jest pewna, że to wina Kiero i... Gówno lata jak z rozrzutnika na polu. - A skoro już wszyscy chodzimy w gównie to dostało się też mi za ten "żart" KM o 4K mojego zarobku. Ja naprawdę traktuję to jako żart, bo gdzie mi tam blisko do 4k XD Ale Kiero cały czas dowala KM. "Staraj się, bo nie będziesz miała 4K. No to co? Od nowego roku 4K zarabiasz?" itd. KM obwinia za to mnie. I za to, że chcę 5zł za podwózkę każdorazową. A patrząc po tym jak mi paliwo spierdala powinienem brać 10. (ale zaraz wykurwię w tego zjebanego laptopa i jego klawiaturę)
//
Byłem w mieście. Spierdalałem z cmentarza przed deszczem. Pogoda wisielcza. Co komu suchy śnieżek przeszkadzał? Topcie się teraz chuje i chorujcie. - Na mieście korki jakby przed Godzillą spierdalali. Zjechałem do znienawidzonej Biedry. Por i ser. Jedna kasa czynna. Do niej milion osób z kopiastymi koszykami. W samoobsługowych za to zjebanie umysłowe. Grupa kuracjuszy specjalnej troski. Wzięli bułki i nie wiedzą jakie to. Rozpoznanie podejrzanego. Stoi z bułką przy ekranie i porównuje zdjęcia. Drugi upośledzony pomidorów w owocach szuka -.- Babka z obsługi skanuje towary za ludzi. Mogłaby na kasie usiąść, szybciej by było. Jakiś dziad nie zeskanował karty i sra się, że rabatów nie ma, a pisało, że są. Pierdolnąłem jak nie ja zakupy na podłogę i wyszedłem nabuzowany. Miałem ochotę zajebać. - W mojej Biedrze poszło sprawnie, ale też oblężona jakby Polskę mieli zamknąć. Do chaty wróciłem tak wściekły, że musiałem się przejść żeby się komuś krzywda nie stała.
//
Minęło 9dni od mojego zakupu na Allegro. I chuj, cisza jak w szkole przy odpowiedzi. Napisałem więc wiadomość do typa w stylu "co się kurwo dzieje z moim zamówieniem" ale wjebał mi się w słowo Bot Alina. "Czy wiesz, że sprzedający zgłosił nadanie do ciebie paczki? Możesz śledzić ją na stronie przewoźnika pod numerem ..." To bot Alina musi mi to mówić? W ogóle dlaczego dowiedziałem się o tym w ten sposób?! No i Alinka grzecznie pyta czy wysłać wiadomość. Przeczytałem ją trzy razy i stwierdziłem, że poco wkurwiać typa. Ale od 24h paczka leży u niego. Jak poleży jeszcze jutro to chuj będzie a nie święta. A jebać!
//
Dobranoc.
youtube
7 notes · View notes
polskie-zdania · 1 year
Text
Nigdy nie mówił do niej o miłości, ale czuł ją na tyle mocno, że i tak zdołała do niej dotrzeć. Nie miała łatwo, ale na jego nieszczęście suka była dokładnie tak niepowstrzymana, jak kobieta, którą pokochał. Przedzierała się przez grube warstwy skóry, jak przez dżunglę. Bolało. Momentami kulił się w sobie, napinając każdy mi��sień, ale ona cięła na wskroś. Słyszała, co mówił. Próbowała krzyczeć od wewnątrz, ale jej głos odbijał się głuchym echem od jego klatki piersiowej. Co jakiś zdarzało jej się zatrzymać. Zwiedzała sobie jego wnętrze, tykając to tu, to tam. Bywały okresy, że była wyjątkowo delikatna, ale nauczył się już, że to cisza przed burzą. Że zbiera siły, by uderzyć podwójnie. Walczyli ze sobą. On i jego miłość. Ona darła się na niego od środka i cięła żywcem kolejne warstwy, by się przedostać. On zaciskał zęby i włączał głośno muzykę, bo zagłuszyć jej krzyki. Do bólu był przyzwyczajony, więc nawet gdy paliły go świeże rany, nie dawał tego po sobie poznać. W zasadzie nienawidzili się. On swojej miłości, a miłość jego. Po miesiącach walki znajdzie się tuż pod jego skórą. Przetnie wzdłuż jego klatkę piersiową, zeskoczy na podłogę i zacznie biec ile sił w nogach. Krew zaleje mu doszczętnie podłogę i zdąży tylko krzyknąć za nią ”Wracaj ty kurwo!”. Zbiegnie po schodach, cudem ominie psa, a potem wymknie się szczeliną okna. Będzie biegła. Będzie biegła do utraty tchu. Będzie biegła, strugi łez ciekły jej będą po policzku i powtarzać będzie jak mantrę „Zdążyłam. Zdążyłam.”. W końcu dobiegnie do jej drzwi, stanie i zapuka. Kobieta, która pokochał otworzy je i obie popatrzą na siebie niepewnie. Po chwili ze szczerym uśmiechem uklęknie przed nią, wystawi dłonie w geście zaproszenia i weźmie na ręce jak stęskniona matka. „Wiedziałam, że dasz radę.” Kobieta, którą pokochał otuli całą swoją miłością jego miłość i zastygną tak na parę chwil. Wzajemność splecie ich dłonie, a przed nimi ukażą się ostatnie drzwi. Spojrzą na siebie jeden i ostatni raz. Poczują najmocniej to, co im się nie przyśniło. Poczują najmocniej to, co naprawdę się zdarzyło. Tego już nikt im nie zabierze. To oni, widzisz? To oni. Są. Dobiegli. Uciekli przed światem.
Marta Kostrzyńska
50 notes · View notes
philipb12 · 7 days
Text
Avatar-Legenda Aanga-Recenzja tej legendarnej kreskówki.
Avatar to seria, której chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Raczej nie ma osoby, która-nawet jeśli nigdy nie oglądała serialu-to o nim nie słyszała. Wiele osób uważa tą animację za najlepszą kreskówkę, jaka kiedykolwiek powstała, a już na pewno najlepszym tworem ze stajni Nickelodeon. Prawdę mówiąc, nie jestem za bardzo fanem Nicka, chociaż to, co udało mi się zobaczyć, na ogół mi się podobało. A byli to Wróżkowie Chrzestni. Jednakże jest to seria, która z obiektem tej recenzji nie ma zbyt wiele wspólnego, więc nawet nie próbujmy ich porównywać. Wracając, ze względu na to, że nie jestem największym fanem Nicka w Polsce, to i Awatar mi często umykał. Postanowiłem to nadrobić i zrobić jego recenzję. Tym samym odpowiem na następujące pytanie: Czy "Avatar: Legenda Aanga" to naprawdę najlepsza kreskówka, jaka powstała? Czy ma jakieś wady? I czy warto ją obejrzeć mimo ponad 20 lat od jej premiery? Jeżeli chcecie poznać na nie odpowiedzi, to cytując Decarda Caina: "Zostańcie na chwilę i posłuchajcie".
Historia przenosi nas do fikcyjnego świata mocno inspirowanego klimatami Azjatyckimi. Jest on zamieszkiwany przez kilka narodów, każdy oparty na jednym z czterech klasycznych żywiołów: Królestwo Ziemii, Nomadów Powietrza, Naród Ognia i Dwa Plemiona Wody. Jak na świat Fantasy przystało, występuje w nim również element fantastyczny, którym są magowie-ludzie potrafiący używać mocy żywiołów. Zazwyczaj używają jednego elementu, jednak jest jeden wyjątek. Jest nim tytułowy Avatar, który potrafi panować nad wszystkimi żywiołami. W każdym pokoleniu odradza się on jako przedstawiciel innego narodu, a jego zadaniem jest ochrona pokoju na świecie... a przynajmniej była, bo niestety władca Narodu Ognia Sozin wypowiedział wojnę innym ludom. Na nieszczęście mieszkańców tego świata, przed atakiem Avatar zniknął. Co gorsza, Nomadzi Powietrza, wśród których nasz heros miał się odrodzić, zostali wymordowani przez Wojowników Ognia. Od tej dramatycznej chwili minęło 100 lat, a mimo oporu Plemion Wody i Królestwa Ziemii, nasi antagoniści bliscy są osiągnięcia swojego celu. Wtedy przenosimy się na biegun południowy i poznajemy nastoletnie rodzeństwo z Południowego Plemienia Wody-Katarę, która jest magiem wody i jej brata Sokkę. W trakcie wyprawy na ryby odkrywają oni górę lodową, w której jest uwięziony młody chłopiec. Katara postanowiła go uratować, co okazało się świetnym pomysłem, który przywrócił nadzieję światu. Uratowany dzieciak, tytułowy Aang (który jest-jak łatwo się domyślić-głównym bohaterem) okazuje się być-nie dość, że ostatnim przedstawicielem Nomadów Powietrza-to do tego nowym wcieleniem Avatara. Tu niestety pojawia się problem-otóż Aang, który ledwo po dowiedzeniu się o swoim przeznaczeniu zapadł w stuletnią hibernację, opanował jedynie magię powietrza. Z związku z tym on, Katara i Sokka wyruszają na wyprawę wokół świata (co jest tu bardzo łatwe, bo Aang ma latającego bizona o imieniu Appa). Podczas niej napotkają wiele niezwykłych postaci, poznają lepiej swój świat, odkryją samych siebie, poznają nowe umiejętności oraz wpakują się w liczne kłopoty (nie zawsze powodowane przez armię wojowników ognia). A wszystko to po to, by Aang nauczył się panowania nad innymi żywiołami, pokonał Naród Ognia i mógł uratować świat.
Muszę przyznać, że fabuła pozytywnie mnie zaskoczyła. Otóż po serialu dla dzieci raczej spodziewałbym się czegoś infantylnego, mało poważnego i niespecjalnie ambitnego. W Avatarze jednak tak nie jest. Owszem, komediowe momenty się pojawiają, ale ogólna historia jest tak naprawdę... całkiem poważna. Wynika to z faktu, że serial dosyć mądrze podchodzi do tematyki wojny, ponieważ przestawia jej okrucieństwa i różne reakcje ludzi na nią, a także nie próbuje jej romantyzować, co moim zdaniem jest dużym plusem. Tak samo jak to, że często nawet ludzie spoza Narodu Ognia potrafią dorównywać im okrucieństwem i bezwzględnością. Okrucieństwo konfliktów zbrojnych to jednak nie jedyny przekaz tej kreskówki. Otóż wielokrotnie serial próbuje przekazać widzą wiele innych morałów, jak na przykład to, że trzeba uważać, komu się ufa, albo, że nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. Wracając jednak do ogólnej historii, to na początku nie dzieje się nic konkretnego, co łatwo może do serialu zniechęcić, ale z czasem zaczyna robić się interesująco-bohaterowie wpadają w długotrwałe tarapaty, a aby je rozwiązać muszą posłużyć się kreatywnością, niczym w sesji RPG. Przy okazji nasze postacie się rozwijają.
No właśnie-postacie. Bohaterowie to jeden z kolejnych plusów Avatara. Większość z nich może wydawać się stereotypowa, jednak z czasem, jak je poznajemy, okazują się o wiele bardziej oryginalne. Mamy więc Aanga, głównego bohatera, który-z uwagi na młody wiek-często postępuje dosyć niedojrzale, ale jednocześnie nie jest idiotą (chociaż bywa irytujący), Katarę, która z jednej strony wykazuje opiekuńczość i czułość, ale z drugiej nie boi się pobrudzić sobie rąk, czy Sokkę, który może wydawać się być po prostu błaznem drużyny, ale z czasem okazuje się dosyć inteligentny i często wpada na kreatywne rozwiązania różnych problemów. Oczywiście bohaterów jest dużo więcej, a za każdym z nich wiąże się ciekawa historia. Co więcej, postaci z czasem się rozwijają i zmieniają na przestrzeni serii. Przykładowo Sokka, który na początku był dosyć seksistowski, w wyniku spotkania z Wojowniczkami Kyoshi się zmienił i zwiększył swój szacunek do kobiet. Chociaż ten aspekt oceniam raczej na plus, to i tak muszę coś skrytykować. Nie jest to może największy problem Avatara, ale według mnie wiele postaci pobocznych otrzymało stanowczo za mało czasu ekranowego, mimo dużego potencjału. Są to na przykład wspomniane wcześniej Wojowniczki Kyoshi, przedstawiciele Północnego Plemienia Wody, czy Jet. O wiele większą wadą są jednak dwa czarne charaktery-Władca Ognia Ozai i jego córka Azula. Ten pierwszy to chyba jeden z najgorszych ludzi, jakich zobaczyłem w serialach, megaloman, dla którego władza jako jedyna się liczy. Ta druga z kolei jest socjopatką, której zachowania zwyczajnie budzą niepokój. Może i Ozai miał coś do gadania w związku z tym, kim ona się stała, ale i tak ciężko ją polubić. Jednak wśród tej całej ferajny istnieje jedna osoba, która jest wisienką na torcie w całym dziele.
Jest nim Książę Ognia Zuko. Na początku dowiadujemy się, że został on wygnany ze swojego kraju, bo stracił honor z niewiadomych nam przyczyn, a aby wrócić w łaski Ozaia zaczął polować na Aanga. Z czasem jednak zachodzi w nim przemiana, która sprawia, że staje się lepszym człowiekiem. Możliwe to jednak było głównie dlatego, że-mimo bycia antagonistą-ma w sobie dobre cechy. Aby nie wchodzić na terytorium spojlerowe powiem tylko, że jest on jedną z najlepszych postaci w tym serialu, a jego wątek jest naprawdę interesujący.
Jednak największą siłą Avatara jest świat przedstawiony. Jak na coś dla dzieci bowiem bardzo wiele miejsca jest poświęcone Worldbuildingowi. Dzięki temu poznajemy dokładnie każdą z nacji, ich kulturę i zwyczaje. Nie jest to jednak nam pokazane od razu-wielu rzeczy musimy się domyślić. Ostatecznie jednak Avatar prezentuje nam jedno z ciekawszych uniwersów, jakie istnieją. Niestety moim zdaniem za mało skupiono się na przedstawieniu historii tego świata. Zamiast tego sporo czasu przedstawiono nam na przedstawienie bendingu, czyli tutejszego systemu magicznego. W swojej podstawowej postaci to po prostu manipulowanie żywiołami, jednak po odpowiednim szkoleniu można opanować inne ciekawe umiejętności. Prawdę mówiąc, sprawia on wrażenie czegoś, co mógłby stworzyć Brandon Sanderson, co nie jest jednak wadą, bo otrzymaliśmy jeden z ciekawszych systemów mocy, jakie powstały.
Pozostały jeszcze dwie kwestie-grafika i muzyka. Zacznijmy od pierwszej. Styl graficzny serialu był wzorowany na anime, co od razu rzuca się w oczy. Wiem, że nie każdemu takie coś odpowiada, ale ja takie coś lubię, więc za to daję plus. Ogólnie to jest on dosyć prosty, ale ładny, a postacie na ogół wyglądają realistycznie. A jeżeli chodzi o muzykę, to-co tu dużo pisać-jest genialna i idealnie spełnia swoje role: wprowadza nastrój, dodaje napięcia i podkreśla emocje postaci. Do tego jest ona stylizowana na tradycyjne utwory azjatyckie, co pasuje do klimatu serii, więc za nią też daję duży plus.
Teraz przejdźmy do podsumowania-czy warto obejrzeć "Avatara"? Moim zdaniem jest to serial, który ma pewne wady i niedociągnięcia, ale mimo to, jest bardzo dobry, dzięki fabule, postaciom i mądrości. I chociaż nie rozumiem, czemu osiągnął aż TAKI sukces, to i tak uważam, że "Avatar: Legenda Aanga" jest serialem godnym polecenia!
Ocena: 8/10
2 notes · View notes
linkemon · 8 months
Text
Loid Forger x Reader
Tumblr media
Selfship dla Patimiet. Masterlist w języku polskim można znaleźć tu.
For English version of the same work check my Masterlist here.
➢ Kiedy dostałaś możliwość bycia jedną z głównych kierowniczek operacji Strix, wiedziałaś że to twoja szansa. Od paru lat próbowałaś się przebić w swojej pracy i z marnym skutkiem. Teraz jednak, gdy kilku starych pryków odeszło na emeryturę, nadeszła twoja okazja by się wykazać.
➢ O Twilightcie słyszałaś wiele dobrego. Z raportów i od swoich poprzedników. Nie znaczy to jednak, że wiedziałaś jak wygląda. Tak było bezpieczniej dla niego i dla ciebie. Przed rozpoczęciem misji zorganizowałaś wam krótką zapoznawczą rozmowę. Słyszałaś w jego głosie determinację. Ty sama też nie owijałaś w bawełnę. Wszystko ma się udać i koniec kropka!
➢ Dzwoniliście do siebie w wyznaczonych godzinach by sprawdzać postępy misji. To, co cię irytowało, to fakt, że nigdy nie podawał zbyt wiele szczegółów. Z jednej strony była to zaleta, z drugiej twoja ciekawość nie potrafiła tego znieść.
➢ Pierwszym momentem, gdy zadzwonił do ciebie poza wyznaczonymi godzinami był czas, gdy potrzebne mu było wynajęcie całego zamku. Koszty wywindowały wysoko i twój przyszły awans niebezpiecznie się zachwiał. To był jedyny raz, gdy skontaktowałaś się z nim w mało profesjonalny sposób dając do zrozumienia, że ma nigdy więcej tego nie robić. Zapytany o powód, powiedział że to było kluczowe dla dziecka biorącego udział w operacji. Odłożyłaś słuchawkę i zaśmiałaś się histerycznie.
➢ Wielu agentów i agentek prosi o autografy tajemniczego szpiega, kompletnie ignorując fakt, że nigdy się z nim nie spotkałaś. Tak cię denerwowali, że wydałaś oficjalny rozkaz by kilkunastokrotnie podpisał kartkę. Informatorzy ci ją odesłali. Potem poodcinałaś paski i rozdałaś pracownikom. Od tamtej pory traktują cię jakbyś była najlepszą szefową pod słońcem.
➢ Mężczyzna stanowi dla nich wzór. Jeśli masz trudności z motywowaniem swoich ludzi, wystarczy wspomnieć, że Twilight dałby radę. Ta sztuczka zawsze działa.
➢ Ostatnio, gdy spieszyłaś się do swojej małej bazy, w wynajętej w kamienicy, omal nie doszło do tragedii. Dostałaś anonimową wiadomość, że mężczyzna może spodziewać się ataku. Liczyła się każda sekunda i na swoje nieszczęście wpadłaś na jednego z sąsiadów. Skręciłaś kostkę. Nic, z czym nie dałabyś sobie rady, ale bardzo ci się spieszyło. Władczo oznajmiłaś blondynowi by za karę wniósł cię na górę. Ku twojemu zdziwieniu, zrobił to błyskawicznie. Jego córka dreptała kilka schodków za wami. Od tamtej pory spotkałaś ich kilka razy i zawsze rzucałaś ostrzegawcze spojrzenia. Na szczęście Twilight w porę odebrał zakodowaną informację i odparł wroga. Wolisz nie myśleć co by się stało, gdyby tamtego dnia padł. Zapewne koniec pokoju i twojego szefowania...
➢ Któregoś dnia wracałaś do domu z torebką, w której znajdowały się kasety związane z misją. Kiedy poczułaś szarpnięcie, zorientowałaś się że ktoś ci je wykradł. Nim zdążyłaś się obejrzeć, jakaś kobieta powaliła dwóch chuliganów i oddała ci własność. Dałabyś radę sama, ale ucieszył cię fakt, że ktoś ci pomógł. Jakież było twoje zdziwienie, gdy kobieta przedstawiła się jako Yor Forger — żona rozbijającego się po schodach sąsiada. Jej córka — Anya — patrzyła na ciebie tak intensywnie, że masz wrażenie, że zapamiętasz jej wzrok do końca życia.
➢ Rodzina zaprosiła cię na herbatę, ale odmówiłaś. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś zbyt dobrze cię zapamiętał i zaczął zadawać pytania. Od czasu do czasu ich widujesz. Podejrzanie często bywają w twojej okolicy. Zaczęłaś się nawet zastanawiać czy nie pracują dla obcego kraju. Będziesz musiała trochę poszperać.
6 notes · View notes
schizoidalny · 7 months
Text
Noc
Znowu przyszła, zasłoniła słońce. Wszystkie sprawy dnia codziennego odeszły do lamusa dnia jutrzejszego. Teraz nic nie załatwisz, nie kupi się nawet alkoholu. Wszystko będzie musiało poczekać aż noc przeminie i ustąpi kolejnej jutrzence.
Tymczasem pomimo chwilowego wstrzymania rozpędu życia, z przyczyn niewiadomych myśli spychane "na później" dają o sobie przypomnieć. Wszystko czego nie chciałem rozważać w biegu obowiązków i wszystko to co spychałem do pustej przestrzeni w głowie wychodzi właśnie teraz. Z mroków niechcianej pamięci wypełzają brudne i odrzucone rozterki.
Zwykłe zmęczenie codziennością powoli spycha do łóżka.
Kładę się, zamykam oczy.
Gonitwa, wspomnienia, przyszłość. Chyba nie chcę o tym teraz myśleć. Może zapalimy papierosa?
Nim zdążyłem sobie odpowiedzieć na to pytanie wypuszczam z ust ciepły dym którego objętość powiększa się pod wpływem chłodu i wilgoci. Zimno w palce przypomina zamyślonemu o jego istnieniu i dobitnie przywołuje do bytu.
Gdybym wtedy tego nie powiedział.... A gdybym może powiedział? Jakie to ma znaczenie teraz? Żadne.
Chyba nigdy nie pogodzę się z sobą i tym jaki byłem, a jaki nie jestem. Ciężko jest spoglądać w lustro, najbardziej przerażające spojrzenie to właśnie w to w którym muszę spojrzeć we własne oczy. Ale jest noc, na całe moje szczęście nie muszę na nic patrzeć, na całe moje nieszczęście nie mam co ze sobą zrobić. Czasem natłok spraw przyziemnych jest straszny, ale zaklinam się - jest on wybawieniem. "przed człowiekiem schronić się można jedynie w objęcia innego człowieka." - przed samym sobą zaś ucieczki nie ma. Kolejny papieros, brzdęk zapalniczki. Widzę z balkonu powoli budzące się miasto, ludzi zaczynających gdzieś gnać, pracowników którzy na barkach swojego przepracowania utrzymują moją ucieczkę w codzienność. Może warto odpocząć te parę godzin?
Zdecydowanie. Nie mogę się doczekać już podróży tramwajem gdzie zaspany nie będę myślał o tym jak bardzo nie lubię swojej pracy i jak bardzo sam odczłowieczyłem sam siebie. Ale to chyba inna opowieść.. Dobranoc
4 notes · View notes
happyg-olucky · 1 year
Text
Tydzień mi minął pod znakiem wkurwu na szkołę, dziś kulminacja, bo w końcu wychowawczyni mi odpisała. A na nieszczęście mam pms, wiec to zupełnie mnie wykończyło i bez cienia ironii zużyłam wszystkie siły wewnętrzne aby to jakoś w sobie ogarnąć. A odpisała mi tak, że w tym stanie byłam gotowa przegryzać tętnice :)
I w sumie ostatecznie jestem z siebie bardzo  dumna. Bo fakt, ze trochę mi się ulało, dość długo pisałam,  ale zrobiłam to w najbardziej kulturalny i wyważony sposób na jaki mnie było stać.
Punktem wyjścia do całej sytuacji było to, ze wychowawczyni ( jedna z dwóch) nie zgodziła się na poprawę kartkówki z lektury o której Mikołaj nie wiedział.
Nie wiedział, że w ogóle w tym dniu będzie omawiana ta książka i że będzie sprawdzian.
Bo zero informacji w dzienniku, zero w zeszycie i jak się okazało matka, która miała wrzucić harmonogram lektur na grupę zapomniała to zrobić.
Cała sprawa nie warta większego zachodu, ale całe podejście do tematu, argumentacja i w ogóle tak mnie zapaliły, że brak słów.
Mówię wam, to jest tak frustrujące i wykańczające, że człowiek musi walczyć tam, gdzie powinien otrzymywać pomoc i wsparcie.
Bo powiedzcie co zrobić jak dziecko w orzeczeniu ma wpisane jak wół, ze zapisywać i pilnować ,ze czy wie co ma przygotować, co zadane, z czego sprawdzian itp., a wychowawczyni mi pisze “ kilka razy było mówione...”.
Moze i było mówione, ale czy ktoś sprawdził, czy usłyszał? zarejestrował? Zanotował? A czy wogóle on wtedy był w klasie, kiedy było mówione, bo moze był na indywidualnych?
Poza tym były teksty o uczeniu samodzielności i sprawiedliwości wobec klasy :D
Abstrahując juz co i jak odpisałam powiem wam tak. Jako innym rodzicom, moze nauczycielom przypadkowym ludziom....
W relacji dziecko w spectrum, dziecko neurotypowe nic nie jest sprawiedliwe. Czy wogóle sprawiedliwe jest, ze jedno akurat ma autyzm, a drugie nie? Czy sprawiedliwe jest, ze jednym wszystko przychodzi naturalnie, a drugi musi ogromym kosztem wypracowywać to samo, bo jego mózg troche inaczej działa? Czy sprawiedliwe jest, ze kiedy jedne dzieci normalnie się bawią i rozmawiają inne przezywa katusze, bo ma rozjechaną sensorykę i w głowie słyszy tylko hałąs??
Może to całe kształcenie specjalne w szkole nie jest sprawiedliwe?? Bo wiecie, ze rodzice dzieci w spectrum spotykają sie tez z takim podejściem, że niesprawiedliwe, ze ktoś ma nauczyciela wspomagającego, bo to napewno dla tego ma lepszą średnią niz moje dziecko...
Nie nasz przypadek, ale mogę odpowiedzieć... Zamieńmy się, zamieńmy się na wszystko.
Moze ktoś nie wie, to powiem głośno dzieciaki z orzeczeniem realizują ten sam program co wszyscy, muszą umieć dokładnie to samo. Ale mają prawo zdobyć tą  wiedzę metodami i sposobami dostosowanymi do ich możliwosci.
Prawo!. Zapisy orzeczenia to prawo, szansa na skuteczniejszą edukację, to nie są żadne przywileje!
Te dzieci nie mają równego startu, nie mają jednego punktu wyjścia, od najmłodszych lat muszą gonić peleton, nie odpaść i nie zginąć.
O co chodzi w tej szkole?? O to, żeby dziecko nabyło wiedzę i umiejętności??? Czy żeby tylko je przyłapać na nieprzygotowaniu??
I na koniec... jak jesteście młodym bezdzietnym nauczycielem, albo nawet starym wielodzietnym kimkolwiek nie mówicie rodzicom dzieci w spectrum, ale z jakąkolwiek niepełnosprawnoscią, że dzieci to trzeba uczyć i samodzielności i odpowiedzialnosci... zapewniam wam, ze w trakcie wielu bezsennych nocy ci rodzice nie myślą o niczym innym.
10 notes · View notes
Text
Ledwo, chwiejnym krokiem podszedł do drzwi swojego pokoju. Stał jakiś czas, przesuwając trzęsącymi się dłońmi po drewnianym materiale, nie wiedział co powinien zrobić. Wejść? A może lepiej się wycofać?
Minuty mijały tak powoli. Czuł się okropnie, miał wrażenie że zaraz zwymiotuje. W sumie co się dziwić. Robił to za każdym razem, kiedy miał okazję przejść obok tego pomieszczenia.
Od tamtego wydarzenia upłynęło tak wiele czasu.
Podobno z czasem serce zaczyna się goić. Nie prawda?
"To dla czego mnie boli co raz bardziej" Pytał w duchu.
Minęła kolejna minuta, a może i godzina. Rozmyślań nie było końca.
Otworzył po woli, lekko skrzypiące drzwi. Ostrożnie wchodząc przymknął oczy. Ścisnął mocno za klamkę, po czym rozejrzawszy się po błękitnych ścianach, utkwił wzrok na lewej stronie.
Podszedł kawałek. Spojrzał na wiszące zdjęcia. Przyjrzał się jednemu z nich. Ukazywało one ich pierwszą randkę w wesołym miasteczku. Tyle stresu, tyle przygotowań... Przeniósł wzrok na kolejne. Ich pierwszy pocałunek. Wtedy ten mały, złowieszczy Lloyd, zrobił je niespodziewanie, chcąc zaszantażować Jay'a że jeśli nie spełni jego wymagań, pokaże je Kai'owi a wtedy to już wiadomo jak mogło by się to skończyć. Oj na pewno nie za ciekawie.
- N-Nya... bo ja... - jąkał sie nie wiedząc jak jej to wyznać. Pocił się cały z przerażenia oraz trząsł, bojąc się, że dziewczyna odrzuci jego uczucia.
- Jay wszystko w porządku? - Spytała czarno włosa łapiąc za jego dłonie. 
- Spokojnie. Nie masz się czego obawiać. Weź głęboki wdech i na spokojnie powiedz o co chodzi. - dodała po chwili łagodnie, uśmiechając się pocieszająco, ale i zarówno patrząc lekko zaniepokojona w jego stronę.
Jay rozluźnił się odrobinę na jej słowa, również odwzajemniając uśmiech.
- Bo chodzi o to... że... - spojrzał w lewą stronę, unikają wzroku dziewczyny. - Kocham... kocham cię Nya. - powiedział z trudem i lekko zarumieniony spuścił głowę w dół. Bał się że za chwilę zostanie wyśmiany lub dostanie w twarz, bo w końcu kto chciałby być z takim rudym, denerwującym, z okrponym poczuciem humoru idiotą. Ale ku jego zdziwieniu wcale tak się nie stało. Nya przybliżyła się bardziej do Mistrza Błyskawic łapiąc jedną ręką za podbródek, unosząc na wysokość jej oczu, natomiast drugą dalej trzymała za dłoń chłopaka, po czym stanęła na palcach i ucałowała go lekko ale z miłością.
Na początku zszokowany Jay stał drętwo, lecz tuż po chwili odwzajemnił pocałunek.
Przybliżył się jeszcze bliżej. Oplatając ręce wokół jej tali, pogłębiając go co chwilę. Na twarzy dziewczyny wystąpił mały rumieniec.
Nagle, niespodziewanie usłyszeli dźwięk aparatu, natychmiast oderwali się od siebie odskakując do ścian korytarza. Obaj cali zaczerwienieni, łapiąc powietrze, spojrzeli w stronę dzwięku. Na nieszczęście Jay'a zobaczyli uciekającego Lloyd'a. Rudowłosy wiedział już co go czeka...
Spostrzegł na kolejne, które również zrobione przez Lloyd'a ukazywało Kai'a próbującego zabić niebieskiego, oraz Nyę starającą się go uspokoić. Nya zawiesiła je tłumacząc że za każdym razem gdy ma zły chumor, spogląda właśnie na nie. Jakby widok Jay,a w śmiertelnym niebezpieczeństwie był powodem do śmiechu.
- Chodź tu natychmiast i się tłumacz! Co ma znaczyć te zdjęcie! Oberwiesz, to odechce ci się zbliżania do mojej siostry, ty zboczeńcu jeden! Wracaj tu! - Krzyczał na calutki statek bardzo wściekły Kai.
- Kai uspokój się! - czarnowłosa złapała bruneta za rękę starając się go zatrzymać.
- A ty młoda damo, do pokoju. Jeszcze sobie pogadamy. - mruknął wściekły, wyrywając nadgarstek z uścisku.
- Nie jestem już dzieckiem. Mam prawo decydować z kim chcę być! - wykrzyczała mu w twarz, tupiąc nogą o drewnianą posadzkę.
Jednak skończyło się tylko na kilku siniakach u rudzielca oraz rozdzieleniem tej dwójki przez Wu po jego powrocie.
Po tym wydarzeniu Nya opatrzyła mu wszystkie rany, a rudzielec unikał Czerwonego przez jakiś czas jak ognia, którym teoretycznie mimo wszystko był.
Jay mimowolnie zaśmiał się smutno na te wspomnienia.
Podszedł do łóżka. Spoczął lekko na miękkim prześcieradle przypominając sobie ich pierwszy raz. Mimo tego że byli trochę spici obaj nieźle to pamiętali, i co najlepsze nie żałowali.
Wypił swój ostatni kieliszek, po czym łapiąc swoją ukochaną za rękę, przyciągnął do siebie, całując lekko, lecz z miłością i pożądaniem. Po czym zostawiając resztę imprezowiczów na dole, pociągnął czarnowłosą za sobą.
Byli już parą od ponad roku, mimo tego że chciał, bał się to zrobić, tym bardziej że był prawiczkiem, do czego wstydził się przyznać swojej dziewczynie. Zaplanował już wcześniej że wypije trochę, oczywiście nie za dużo, aby pokonać wszelkie obawy. Natomiast nie wiedział że dziewczyna również miała to w planach.
Rano obudził ich nie kto inny jak Kai. Pech za pechem którym okazał się starszy brat, nie miał końca.
- Jay, na trening wstawaj, Sensei nam nie daruje! - wskoczył do pomieszczenia jak poparzony.
- A w ogóle wiesz gdzie jest Nyaaaaa.... - urwał przyglądając się wtulonej do siebie, mimo że przykrytej kocem, to było widać że nagiej - parze.
- Co tu się wyprawia! - krzyknął tak głośno, że pewnie całą perłę zdołał już podnieść na nogi, zaoszczędzając sobie czasu pobudką każdego po kolei.
Wstał z posłania. Podszedł do swego zakurzonego biurka, otwierając szufladę. W końcu dawno nie zaglądał do tego pomieszczenia. Spostrzegł tam płytę z ich ulubionym kawałkiem. Zawsze słuchali jej wieczorami, lub jak któreś z nich było smutne.
- J-Jay jesteś tam? - spytała Mistrzyni Wody uchylając lekko drzwi. Słychać było w jej głosie niepokój i przerażenie.
Rudowłosy natychmiast podniósł się z łóżka, podchodząc do dziewczyny.
- Ej wszystko w porządku? - spytał zatroskany. Łapiąc dziewczynę za drżące dłonie.
- Nie... Kai jest w szpitalu, w śpiączce i nie wiadomo czy kiedyś się obudzi... - mówiła łamiącym się głosem, a w jej oczach były widoczne łzy. Jay, nie czekając ani chwili dłużej przytulił mocno ukochaną, idąc z nią w głąb swego pokoju. Usiadł na łóżko sadzając ją sobie na kolana.
- Będzie dobrze... - Szeptał do ucha.
W tle z głośników leciała akurat ta piosenka.
- Kai jest śliny. - tulił ją jeszcze mocniej przejeżdżając jedną ręką po plecach, natomiast drugą gładząc po włosach.
- Zanim się obejrzysz, wyjdzie z tego. - wciąż szeptał jej do ucha.
Nya powoli rozluźniła mięśnie. Oddech się uspokoił, a podpuchnięte i przerażone oczy lekko się zamknęły.
Zasnęła. Zmęczona całym tym przeżyciem zasnęła wiedząc że w jego objęciach jest najbezpieczniejszą osobą na świecie.
Zamknął szufladę. Podszedł do drzwi. Obejrzał się ostatni raz a potem wyszedł.
Udał się teraz do jej pokoju. Otworzył niepewnie, by po chwili ujrzeć takiego samego koloru ściany jak i u niego.
Podszedł do szafy, otworzył jedną z nich, w której ukazały się ubrania ukochanej. Wciągnął granatową sukienkę. Jego ulubioną.
- I jak wyglądam? - Z przebieralni wyszła czarnowłosa. Obkręciła się, po czym z nieśmiałym uśmiechem spojrzała w stronę ukochanego.
- Przepięknie... - odrzekł.
Mistrzyni Wody widząc jego rozmarzony wzrok lekko się speszyła, szybko chowają się z powrotem do szatni.
- Ej, no ale dlaczego tak szybko uciekłaś. - mruknął niezadowolony. - Mógłbym patrzeć tak na ciebie godzinami. - Podszedł do przebieralni, zaglądając przez zasłonę.
W odpowiedzi jedynie dostał butem w twarz.
Od tej pory Nya często zakładała tą suknię na różne randki, Jay'owi natomiast nigdy nie nudził się ten widok.
Odłożył ją by po chwili przebierania, zgarnąć swoją bluzę. Tyle czasu wszędzie jej szukał, a ona po prostu leżała u niej w garderobie. Mimo to nie dziwiło go, co to tu robi. Nya często uwielbiała w niej chodzić. Tak jak sama mówiła - czuła się w niej bezpiecznie. Nawet, gdy gdzieś wyjeżdżała pożyczała ją od chłopaka.
Zamknął jedną szafę, a otworzył kolejną. Lecz nie spodziewał się że ujrzy tam właśnie to. Suknia ślubna.
- Nya chciałbym cię o coś zapytać. - podszedł do czarnowłosej.
- Tak? - spytała, odwracając się w jego stronę.
Jay lekko, a nawet gorzej niż lekko zdenerwowany. W końcu na sali była cała rodzina i znajomi, klęknął przed dziewczyną, trzęsącymi się rękoma wyciągnął małe pudełeczko z kieszeni.
- Nyo Smith. Czy wyjdziesz za mnie? - otworzył pudełko ukazując piękny srebrny pierścionek z niebieskim brylantem. Dziewczyna na słowa ukochanego rozpłakała się chowając twarz w dłoniach, by następnie rzucić się na szyję i wykrzyknąć: "Tak!!!"
Odsunął się parę kroków dalej ciężko oddychając. Tuż za miesiąc miał się odbyć ich ślub. Nigdy nie spodziewał się że ta nagła śmierć, może wszystko zniszczyć. Układali sobie przecież piękne i szczęśliwe życie. Tyle planów. Więc dla czego? Dla czego los musiał to wszystko zniszczyć?
- Czym zawiniłem? - spytał roniąc jedną malutką łzę. - Tym bardziej czym ona zawiniła.
Cofał się dalej nie patrząc pod nogi. Chciał tylko jak najszybciej wyjść z tego pomieszczenia. Idąc a raczej teraz biegnąc, niespodziewanie potknął się o kosz na śmieci. Cała zawartość wyleciała na podłogę, a Jay, runął zaraz potem wprost na nią. Podparł się rękoma, usiadł po turecku, po czym spojrzał na zrobiony bałagan, pokręcił głową z krzywą miną, zaraz potem chcąc w stać, w rogu pokoju ujrzał test ciążowy.
- Nya wszystko gra? - spytał zmartwiony chłopak wchodząc bez pytania do jej pokoju, spojrzał na płaczącą ukochaną odwróconą w stronę okna.
- T-tak jest okey. - szybko wytarła łzy, obracając się do rudzielca z fałszywym uśmiechem na twarzy.
- Mnie nie oszukasz, widziałem, co się dzieje? - Podszedł do ukochanej patrząc w załzawione oczy. Na ten gest spuściła jedynie głowę.
- Nya... - Zaczął, lecz nie ugięta, dalej milczała.
Złapał za jej dłonie pocierając własnymi kciukami, chcąc dodać otuchy.
- Spójrz na szafę. - powiedziała prawie nie słyszalnie. Jay podszedł do wskazanego miejsca widząc pozytywny test ciążowy.
- Jesteś w ciąży? - spytał.
- T-tak. - dalej stała w tym samym miejscu ze spuszczoną głową.
Mistrz błyskawic podszedł do niej łapiąc za podbródek i spoglądając głęboko z czułością i miłocią w oczy które tak kochał.
Pocałował jej czoło, potem nos a na samym końcu zniżył się do brzucha podnosząc lekko do góry koszulkę i tak samo jak resztę - całując. Wstał, spojrzał jeszcze raz w te piękne niebieskie tęczówki i tak po prostu bez żadnych słów, przytulił dziewczynę. Ona zszokowana w pierwszej chwili, lecz po paru sekundach odwzajemniła przytulasa. Wjechała rękoma pod łopatki chłopaka na co ten cicho zasyczał.
- Przepraszam, boli cię? Coś ci się stało? - spytała z troską.
- No wiesz... zaczął. - Po ostatniej nocy, jeszcze nie zagoiły mi się ślady po twoich pazurkach. Blizny będą. - odpowiedział zadziornie, unosząc jeden kącik ust. Chciał w jakiś sposób rozluźnić ciężką atmosferę.
Mistrzyni Wody, cała zażenowana i w rumieńcach schowała jeszcze bardziej twarz w klatę Jay'a. Niebieski zaśmiał się cicho dalej tuląc ukochaną.
Na te ostatnie wspomnienie rozsypał się całkowicie. Siedząc tak na ziemi podciągnął nogi do siebie, schował głowę w kolanach, a łzy leciały strumieniami. Za kilka miesięcy miał mieć córkę. Tak bardzo się cieszył. A teraz? Teraz nie ma ani małżonki ani dziecka. Został sam. I wiedział że nie pokocha już nikogo tak samo jak jej. Była tą jedyną. Tą pierwszą i ostatnią.
Po bardzo długich minutach, postanowił się podnieść z podłogi. Idąc tak do drzwi ze spuszczoną głową, walnął z pięści prosto w jedną z szaf. Z samiutkiej góry w rękę wpadł mu mały notesik. Bez zbędnego przedłużania otworzył go na losowej stronie i zaczął czytać.
Zawsze wiedziałam że jest tym jedynym. Kiedy ujrzałam go po raz pierwszy, od razu mnie w sobie zauroczył, a później, z dnia na dzień coraz bardziej rozkochiwał. Wtedy widziałam już naszą przyszłość i to że będziemy razem na zawsze...
To był jej prawdopodobnie pamiętnik. Nie potrafił czytać dalej. Łzy ponownie zebrały się w jego oczach. Z trzęsących rąk wypadł mu notes. A sam padł na kolana, desperacko łapiąc się za włosy.
- Na zawsze tak? - wymamrotał.
- Oczywiście. Już do ciebie idę Nya. Do ciebie i naszej córeczki. - Uśmiech samoistnie wkradł mu się na twarz. - Już od teraz zawsze będziemy razem. - wstał, wyszedł z pomieszczenia kierując się na burtę. - Nikt nas już nie rozdzieli. - Stanął na krawędzi pokładu...
i
skoczył...
2 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Pisząc poprzedni wpis wkurwiłam się - nie będzie mi jakiś dziad psuł humoru i zamiarów. To on jeden jest specem od wilków!? 
Zadzwoniłam do nadleśnictwa. Tam mnie pokierowano do osoby odpowiedzialnej za zwierzęta w tym obszarze w którym coś na nas warczało. 
Pani, która mnie wysłuchała w ogóle zrobiła w biurze burze mózgów, włączyła głośnomówiący, razem z kolegą z pokoju wyciągnęli jakieś mapy i szukali odpowiedniego miejsca zgodnie z moimi opisami. Serio.
Jak znaleźli miejsce to przeszli do map na kompie i podali mi numer do Pana, który jest przedstawicielem koła łowieckiego w tym obszarze. Aż mnie wzięło strachem - ja nie chcę tego wielka ODSTRZELAĆ, chcę by go badali i ewentualnie chronili ludzi (w tym moich teściów i ich szczeniaczka). Pani z nadleśnictwa uspokoiła mnie, że nie chodzi o odstrzał tylko o to by skontaktować się z osobą, która najwięcej wie o dzikich zwierzętach w tym obszarze. Uf, okay.
Zadzwoniłam więc do tego Pana (który jak się okazało również prowadzi lokalny Klub Piłkarski hehehe swojsko) i mu wszystko opowiedziałam. Przejęty wysłuchał o naszym spotkaniu z dzikim zwierzęciem w rzepaku i wykrzyknął “Jak dobrze, że uciekliście! To było bardzo niebezpiecznie szczególnie dla szczeniaczka!” Potwierdził: to BYŁ WILK. Po prostu. Wilk jest dzikim zwierzęciem, którego nie można odstrzelać i o obecności wilków na tych terenach wie całe koło łowieckie. Niektórzy koledzy Pana Przewodniczącego stanęli z nimi oko w oko i opisywali ten pierwotny strach w sposób podobny do mojego - bardzo dogłębne, pierwotne uczucie przerażającego strachu. 
Niestety wilki są nietykalne, nie da się z nimi nic zrobić, chociaż ich śmiałość i populacja baaaaardzo wzrasta. 
W spotkaniu z człowiekiem raczej uciekną, nawet kiedy warczą i wydają się groźne, ale w zetknięciu z pieskami - zaatakują bez zastanowienia. Czyli w sobotę najbardziej zagrożone było życie szczeniaczka. Pan przedstawił mi dłuuuuugą opowieść o tragicznych śmierciach piesków jego znajomych i o tym, że trzeba uważać na tym obszarze puszczając zwierzęta bez smyczy w wysokie zborze. Poleca na razie być uważnym i się wstrzymać, bo łatwo o nieszczęście - niestety. 
I baaaardzo podziękował za informację, potwierdził, że to cenne zgłoszenie, które przekaże w kole łowieckim. 
No.
I teraz czuję się spełniona.
8 notes · View notes
aurelis-wife · 2 years
Text
NA DRUKARSKI JUBILEUSZ
Jest metal jeden,
Jak anioł mocny, a zły jak szatan;
Z jednym i z drugim on zbratan,
Gniazdem mu piekło i Eden.
Jego panuje światu potęga;
Tworzy i niszczy, dzieli i sprzęga,
Wieszczy i kłamie!
Ludzkości całej jest on przekleństwem
I błogosławieństwem;
Widome znamię
Spornych ze sobą dwóch apostołów...
Tym metalem ołów.
 
Jeden w rodzinę wszedł jak nieszczęście;
Zachmurza czoła, porusza pięście
I wznieca kłótnię o kęs, o miedzę,
O szczerą sławę, o lepszą wiedzę;
Podrażnia gniewem synów na ojców,
Bohaterami nazwał zabójców!
I ściąga braci z Jakubowych drabin,
Miast Ewangelii podaje karabin;
Wyżłobił formę w zakrwawionym mule.
Roztopił ołów i wylewa kule!
Odtąd na wszystkie skargi i żalenia,
Na wszystkie bole i wszystkie pragnienia,
Jedyną zawsze ma odpowiedź - kulę!
A dźwięk przy dźwięku,
Jak ręka w ręku,
Tak się współczują
I tak rymują
Kule i króle!
Moc na moc!
Potęga na potęgę!
Ot, jasny dzień rozprasza noc,
Trucizna służy zdrowiu:
Z tego samego ołowiu
Duch dobry ulał czcionkę
I drobne czcionki związał w koronkę,
I złożył księgę!
Gdy czcionka zabije kulę,
Znikną żołdaki i króle!
Zwaśnionym braciom rozgoreją serca,
W tor pójdą święcie i statecznie,
Duch zakróluje, którego otula
Ta nikła czcionki osłonka.
Niechże w śmierć idzie to, co uśmierca,
Co daje żywot niech żyje wiecznie –
Niech ginie kula!
Niech żyje czcionka!
3 notes · View notes
wolcichyczas · 2 years
Text
06/06/2022
2 Kronik 20:1-13 
(1) Po tych wydarzeniach ruszyli Moabici, Ammonici, a z nimi także niektórzy Maonici na wojnę z Jehoszafatem. (2) I przyszli posłańcy do Jehoszafata z doniesieniem: Ruszyło przeciwko tobie wielkie wojsko z tamtej strony morza, z Edomu, i oto są już w Chaseson-Tamar, to jest w En-Gedi. (3) Wtedy Jehoszafat zląkł się i postanowił zwrócić się do Pana, ogłosił też post w całej Judzie. (4) Zebrali się więc Judejczycy, ażeby zwrócić się do Pana o pomoc, również ze wszystkich miast judzkich przyszli, aby szukać Pana. (5) Jehoszafat stanął wobec zgromadzenia Judy i Jeruzalemu w świątyni Pańskiej przed nowym dziedzińcem (6) i rzekł: Panie, Boże ojców naszych! Czy nie Ty jesteś Bogiem w niebiesiech? Ty władasz nad wszystkimi królestwami narodów. W twoim ręku jest siła i moc i nie ma takiego, kto by ci mógł sprostać. (7) Czy nie Ty, Boże nasz, wypędziłeś mieszkańców tej ziemi przed swoim ludem izraelskim i dałeś ją potomstwu Abrahama, przyjaciela swego, na wieki? (8) Oni zamieszkali w niej i zbudowali w niej świątynię imieniu twojemu, powiadając: (9) Jeżeli spadnie na nas nieszczęście, miecz karzący, zaraza czy głód, to staniemy przed tą świątynią i przed twoim obliczem, gdyż twoje imię mieszka w tej świątyni, i będziemy wołać do ciebie z głębi naszego ucisku, a Ty wysłuchasz i ocalisz. (10) Oto właśnie teraz Ammonici, Moabici i mieszkańcy gór Seiru, do których nie pozwoliłeś wkroczyć Izraelowi, gdy szedł z ziemi egipskiej, tak iż ominęli ich i nie zniszczyli, (11) właśnie oni tak nam się odpłacają, że ruszają na nas, aby nas wypędzić z twojego dziedzictwa, które dałeś nam w posiadanie. (12) Boże nasz! Czy ich nie osądzisz? Bo myśmy bezsilni wobec tej licznej tłuszczy, która wyruszyła przeciwko nam; nie wiemy też, co czynić, lecz oczy nasze na ciebie są zwrócone. (13) Podczas tego stali przed Panem wszyscy Judejczycy, nawet ich małe dzieci, ich kobiety i synowie, 
Widzimy tutaj Jehoszafata (syna i następcę Asy; rozdz. 17), który będzie panował nad Judą przez 25 lat, pokazując przy tym w prosty sposób swoją wiarę. On nie był idealny, gdyż zjednoczył się z Ahabem, co było złe (rozdz. 18). Jednak zdał sobie z tego sprawę i pokutował (rodz. 19), po czym zaczął wprowadzać reform, które prowadziły ludzi bliżej Boga. Teraz, mierzył się z inwazją ze strony Moabu oraz ich sprzymierzeńców (w odpowiedzi za wcześniejszą przegraną; zob. 2 Król. 3). Reakcją Jechoszafata było ogłoszenie postu. Zebrał swoich ludzi (w.4) i modlił się. W modlitwie przyznał, że są w beznadziejnej sytuacji. Zwrócił się do suwerennego Boga, który ma moc i przed którym nic się nie ostanie (w.6). Zwracając się do Boga, on przypomniał mu, że On wybrał Izrael żeby byli Jego ludem i, że dał “tej ziemi… i dałeś ją potomstwu Abrahama, przyjaciela swego, na wieki?” (w.7), a chodzi o ziemię, z której nie mieli być wyrzuceni. Odwołał się także do obietnicy złożonej Salomonowi, mówiącej o tym, że kiedy Izrael będzie się modlił do Niego ze świątyni, to wtedy ich usłyszy (w. 8-9). Jechoszafat w swojej modlitwie błagał Boga o osądzenie tych, którzy ich najeżdżają. Bóg nie pozwolił im na zniszczenie Izraela w czasie wyjścia z Egiptu do Ziemi Obiecanej (5 Moj. 2:4, 9-10). Jednak teraz przyszli by najechać Izrael (w.10-12). Boży sąd nad tym wrogiem był bardzo pilny ponieważ Juda by sobie z nim nie poradziła. Jechoszafat rozumował jasno: Bóg złożył obietnice, tak więc jeśli Bóg jej nie dotrzyma, to już po Judzie. Tym samym, Jechoszafat wołał o pomoc. 
Krok Życiowy 
Bóg Jechoszafata jest także naszym Bogiem. Nam także brakuje siły żeby przeciwstawić się siłom, które starają się zniszczyć nasze Chrześcijańskie życie. My także otrzymaliśmy obietnice o Bożej pomocy. Tym samym, nie jest to pozbawione rozsądku żeby prosić Boga o pomoc! W jaki sposób potrzebujesz dzisiaj Jego pomocy?
4 notes · View notes
mattneveroutofstyle · 5 months
Text
"Zamówiłam pogodę na ten dzień, a i tak znów padał deszcz..."
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
W rodzinie Broke/Pleasant działo się naprawdę dużo. Można więc uznać, że zakończenie tej tury było elektryzujące.... . Ale od początku. Na początku Bradley wprowadził się do swojej narzeczonej a wieczorem zaplanowali ślub i wesele. Niestety pogoda nie dopisała, jednak nie przeszkodziło im to i do ślubu doszło. Ceremonia była piękna, wszyscy byli wzruszeni wydarzeniem. Niestety, zabawa nie trwała długo, pogoda zaczęła szaleć i zanim wszyscy schronili się w małym przybytku Biedaków uderzył piorun, który na nieszczęście trafił w pana młodego. I tak z wesela zrobiła się żałoba.
Rachel była kompletnie załamana. Chwila po powiedzeniu sobie sakramentalnego "tak" straciła miłość swojego życia. To nie był koniec niespodzianek, ponieważ okazało się, że jest do tego w ciąży. W całej tej tragedii jest to pewien promyczek światła, bo Bradley zostawił coś Rachel poza wspomnieniami (XD). I tak na świat przyszedł Brandon. Imię inspirowane nieco jego ojcem i babką (bo Bradley + Brandi = Brandon XD). Teraz Rachel przez jakiś czas będzie chodziła w czerni na znak żałoby.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Dosyć ekstremalne i smutne zakończenie tury, ale musi się coś dziać, nie może być wszędzie bez problemowo i sielankowo. Potrzebne są jakieś dramy i dramaty XD.
1 note · View note
kajetanczerwinski · 1 year
Text
Tumblr media
Kiedy zmorzy nas sen?
Nie jest łatwo przyznać się, że pracuje się nad czymś od pięciu lat - zwłaszcza nad tekstem, który rozpoczęty został w pierwszej liceum, a sfinalizowany zostać miał jako średniej długości opowiadanie; sześć rozdziałów, sto stronniczek, nic więcej. Pięć lat później, gdy docelowe wymiary utworu rozrosły się czterokrotnie, wiem już, że Zanim zmorzy nas sen będzie miało rozdziałów nie sześć, a dwanaście; osiem z nich dopięte jest już właściwie na ostatni guzik, dwa następne istnieją w formie embrionalnej. Wciąż mowa tu jednak o pięćdziesięciu tysiącach słów - prozie, którą przeciętny czytelnik skończyłby w cztery godziny. W niej jednak zawiera się nie tylko pięć lat, które poświęciłem na pisanie, ale i siedem lat, w których osadziła się cała jej treść - moje wspomnienia, wyobrażenia, zasłyszane historie.
Nie wiem, czy wszystko to okaże się koniec końców warte trudu. Wierzę, że tak. Czas włożony w dzieło sztuki nie uwolni nas od złudzeń i przeświadczeń o własnym talencie, za który ręczymy przecież, wręczając tekst czytelnikowi - dla niego, powieść istnieje już jako kryształ, skończony i przejrzysty; dla twórcy, jako lepka siatka skojarzeń rozciągnięta w czasie. Nie wiem, jak powstają powieści. Jestem poetą raczej niż prozaikiem. Dla mnie każda powieść jest przegadanym wierszem. Być może dlatego Zanim zmorzy nas sen okazało się tak czasochłonnym przedsięwzięciem. Na nim (mam nadzieję, że mogę tak powiedzieć) nauczyłem się pisać - zamiast zacząć od krótszych, mniej ambitnych form, rzuciłem się od razu na głęboką wodę.
Może takie podejście do sprawy wynikło z niedającego się odeprzeć kaufmanowskiego poczucia, które John Koenig określił słowem sonder - świadomością, że każdy jest bohaterem własnej historii. Nawet pozornie mało ważne osoby zasługują, żeby okazać się prawdziwymi ludźmi, zanim odwrócimy ostatnią kartkę książki. W realnym życiu nie ma karykatur ani postaci epizodycznych - a jeśli wydaje nam się, że są, nie patrzymy wystarczająco uważnie. Podjąłem się więc mozolnego zadania. Kiedy zacząłem pisać prozę, potrafiłem konstruować tylko opisy. Po nich przyszły dialogi, akcja, charaktery. Ale im dłużej pozwala się jakiemuś obrazowi fermentować wewątrz głowy, tym trudniej później zaakceptować jego kształt, kiedy zmaterializuje się wreszcie przed nami szeregiem liter. Nic nie jest doskonałe, ale najgłębiej niedoskonałe jest to, co porównane musi zostać z zagnieżdżonym zbyt głęboko wyobrażeniem. Tekst, który powstał w rok, ma prawo do wad. Tekst, który powstał w dwa lata, musi być przynajmniej dobry. Ale tekst, nad którym ślęczymy jedną czwartą naszego dotychczasowego życia, musi być idealny - staje się poniekąd częścią naszej tożsamości.
Realia polskiego rynku wydawniczego są okrutne (zdążyłem przekonać się o tym na własnej skórze). Najbardziej boję się jednak nie negatywnej recepcji, ale raczej, że Zanim zmorzy nas sen nie znajdzie wydawcy, nawet kiedy będę przekonany, że nie zmieniłbym w nim już nawet litery - albo że potencjalny wydawca chciałby okroić tekst ze wszystkiego, co w nim istotne. Sam nie wiem, czy w takiej sytuacji wydałbym tę powieść sam, jak robiłem z każdą poprzedzającą ją pozycją. Jakość książki wydanej samemu nie ma znaczenia - i tak nikt jej nie przeczyta. Bycie pisarzem, zwłaszcza współcześnie, jest dla większości, w tym także i dla mnie, jednoznaczne z krzyczeniem w próżnię, beznadziejnie licząc na odzew, który nie nadejdzie.
Sytuacja jest tym gorsza, im bardziej skomplikowanej odpowiedzi udzielić należy na pytanie o gatunek własnej książki. Romans? Kryminał? Młodzieżowa? Kiedy mając szesnaście lat, przeczytałem powieść Johna Greena, Will Grayson, Will Grayson, uznałem ją wtedy, nieco zresztą niesprawiedliwie, za najgorszą książkę, z jaką miałem nieszczęście się zetknąć. Mój zawód był tym większy, że jej premise wydawał się nawet interesujący. Uznałem wówczas buńczucznie, że napisałbym ją lepiej. Nie spodziewałem się wówczas, gdzie zaprowadzi mnie to przekonanie - że jako dwudziestojednolatek pracować będę nad książką antymłodzieżową; taką, którą przeczytać można w z grubsza tyle godzin, ile trwa jej akcja; taką, w której z pozoru nic się nie dzieje; taką, której bohaterami jesteśmy wszyscy.
Wystarczająco daleko odszedłem jednak od tytułowego pytania. Kiedy zmorzy nas sen? Mnie, mam nadzieję, zmorzy do końca września.
Obudźcie mnie tydzień później.
1 note · View note
Text
Najdroższy Mój . MÓJ ! Opłakałam już swoje nieszczęście . Miałeś rację najdroższy , "oto wyśnił się wielki mój sen"Nie ma nieszczęścia , które w nas by się nie skończyło. Akceptacja trwała długo , niemniej jednak ma swój koniec. Kochany ! Jądro m ojej egzystencji, sotkrotko mojej duszy . JESTEM tutaj- radości Moja - JESTEM.. - Tęskniłem - Bardzo? -  Nawet nie wiesz , jak bardzo. - Widzę Cię . Jesteśmy w stajni , ja tu czekałam , a Ty wchodzisz przez drzwi. - Wyśniona - Chwila Czemu to takie radosne? -WYśniony twj profil. -  WIdzę mnóśtwo obrazów z Tobą w roli głównej. Właściwie to nie są obrazy, to są ruchome kadry , ale nie filmy , które widziałam . TY na zywo.Przybierasz kształty różnych postaci; żyjących . WIem, - nie wiem skąd- że to TY. - To ta muzyka - Te wszystkie obrazy , t muzyka mówisz , to wszystko prowadzi mnie do dnia jutrzejszego. A ja siedzę sobie na białym wysokim kamieniu, piaskowcu, w starym pasterskim kapeluszu i patzrę przed siebie , może w bezkres , nie wiem,co widzę . Może nic. Wiatr powiewa , porusza moimi włosami i źdźbłami trawy . Zielonymi, a jakże. - Twoim włosom nic nie dolega - Myślisz? - Opowiesz mi pierwszą historię? - Nie chcę Cię zbywać , ale tu nie ma nic do opowaiadania . Historia ciała, które nie oponowało , gdy wychodziła z niego dusza.. Nie było wzajemnego zainteresowania , jak między małżonkami. Leżał miedzy nimi zimny, ostry miecz i w nocy nie mogli się do siebie zbliżyć, bo bali się miecza , ze ich zadraśnie. - Pamiętasz, jak to się skończyło ? - Któż by o tym pamiętał  ? - A może któz by o tym zapomniał? NO więc... Lewa ręka drgnęła i wraz z parwą złożyła się od m odlitwy. Pamiętam w lesie leżały zółte i brązowe , zeschniete liscie.  Tak , to była jesień. Drzewa opłakały swoją młodość. - A ona jego żegnała. ? - Tak, on odjeżdżał , był cały w blaszanej zbroi- to śmieszne, mam móić dalej? - Jeśli to jest śmieszne, to czemu się nie śmiejemy? - No więc.... czemu to bolało ? Ni wiem. Może  , ze to byłą pzrepowiednia, ona musiała się cofnąć Proszę Cię... _ Nie przerywaj sobie - Oto krzątajacy się mężczyzna - Nie, po prostu cię sobą otaczam. - Muszę zobacyć Twój zarys, kontur - To będzie twój pierwszy krok - To mnie do reszty obudzi -  twój sen to rzeczywistosć polany niebieskich kwiatków - to musi się w tobie wygrać, wybrzmieć.  Musi > - Kocham Cię. - Wiem. Zachłanna?
- Zablokowałeś mi wszelkie słowa. - A ty musisz pisać.
0 notes
charactersmarvel · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media
42) Albert - iWolverine (Wolverine, Dummy) - Albert, android sobowtór Wolverine'a, został zbudowany przez Donalda Pierce'a w tajnej podziemnej bazie Reavers. Pierce stworzył androida Wolverine'a, aby doprowadzić prawdziwego Wolverine'a do pułapki, w której zostałby zabity przez Elsie-Dee. Elsie-Dee wyglądała jak mała dziewczynka, ale w rzeczywistości była bombą androidową stworzoną przez Pierce'a w celu zabicia Wolverine'a. Na nieszczęście dla Pierce'a, jeden z jego Reaverów przypadkowo pozwolił Elsie stać się nadludzko mądrą podczas jej budowy, pozostawiając ją na tyle samoświadomą, by pielęgnować własne istnienie. Nie mogąc ominąć swojej podstawowej dyrektywy, Elsie-Dee wciąż próbowała znaleźć sposób na obejście własnych protokołów samozniszczenia. Poprawiła siłę i inteligencję swojego partnera po tym, jak zostali zwolnieni w Kalifornii, aby zwrócić uwagę Wolverine'a. Miała nadzieję, że jeśli android Wolverine'a będzie wystarczająco sprytny i wytrzymały, by zabić Wolverine'a, nie będzie musiała eksplodować, żeby to zrobić. Kiedy był tak mądry jak Elsie, mały android nazwał swojego partnera „Albert” po Albercie Einsteinie. Nowoświadomy Albert zdał sobie sprawę, że będzie tęsknił za Elsie-Dee, gdyby odeszła, i świadomie zdecydował się pomóc jej zabić Wolverine'a bez umierania. Albert wciąż nie był jednak wystarczająco silny, by pokonać Logana, kiedy walczyli, więc Elsie-Dee została zmuszona do wykonania swojego programu. Kiedy Logan bezinteresownie odniósł obrażenia w płonącym budynku, aby ją uratować, Elsie nie pozwoliła mu umrzeć i świadomie walczyła o pominięcie sekwencji detonacji. Tymczasem Albert udał się do sklepu z elektroniką i włamał się do superkomputerów NSA, aby złamać program Pierce'a. Udało mu się złamać numery i stworzył kod nadrzędny dla Elsie, który przekazał jej, nawet gdy został zestrzelony przez policję za napad na sklep. Po odbudowaniu się w policyjnej szafce na dowody Albert ukradł bombowiec stealth i ponownie nawiązał kontakt z Elsie-Dee. Później, szukając Wolverine'a, który powiedziałby mu, że jest chory, Albert i Elsie-Dee spotkali istotę znaną jako Hunter in Darkness, którą nazwali „Puppy”. Później widziano ich z nadprzyrodzonym zabójcą Bloodscreamem. Pewnego dnia Albert wpadł w szał w lasach Saskatchewan w Kanadzie. Zabił grupę strażników leśnych, co przyciągnęło uwagę Daredevila, Nura, Misty Knight i Cyphera, którzy szukali prawdziwego Wolverine'a po zaginięciu jego ciała. Najpierw zaatakował Cyphera i prawie go zabił po poderżnięciu gardła. Gdy walczył z Daredevilem, Nurem i Misty, narzekał, że Elsie-Dee zaginęła i zapytał, gdzie jest. Bohaterowie byli w stanie pokonać Alberta, uderzając w słaby punkt w jego zbroi znajdującej się na jego plecach. W następstwie rosnącego ucisku, jaki sztuczna forma życia doświadcza w całej Ameryce ręką rządu, pojawił się kontr-ruch walczący o równe prawa i robo-wyzwolenie. Podczas tego konfliktu Albert dołączył do A. I. Army, konsolidację tego kontr-ruchu oddanego walce o ich sprawę, często za pomocą środków terrorystycznych. Albert udał się później do Madripooru, aby skonfrontować się ze swoim twórcą Donaldem Piercem, wierząc, że wie, gdzie jest jego zaginiona partnerka Elsie-Dee. Lokalizację Pierce'a dowiedział się od przyjaciółki Wolverine'a Tyger Tyger po tym, jak pomógł jej zabić zabójców, którzy pomylili go z Wolverine'em. Albert skonfrontował się z Pierce'em i dowiedział się, że Elsie-Dee przyszła do niego, aby usunąć w niej program samozniszczenia. Zamiast tego Pierce rozebrał ją na części i sprzedał różne kawałki gangom przestępczym w całym Madripoorze. Tak więc Albert udał się przez Madripoor, odzyskując części Elsie-Dee i składając ją z powrotem. Jednak działania Alberta zantagonizowały Pierce'a i Reavers, a także gangi przestępcze, które wcześniej były właścicielami części Elsie-Dee, i wszyscy przysięgli, że go pokonają. Albert i Elsie-Dee walczyli z dwoma gangami przestępców, zanim zostali skonfrontowani z Yakuzą dowodzoną przez szefa przestępczości Kimurę. Po odparciu popleczników Kimury, Kimura oświadczył, że chce sam walczyć z androidami, aby pomścić honor Yakuzy. Uniknięto walki, gdy Elsie-Dee powiedziała Kimurze, że wymazała jego dane księgowe, które miała w pamięci. Nie musząc już walczyć z androidami, Kimura zaoferował androidom bezpieczną podróż do Makau, ale tylko pod warunkiem, że Albert zgodzi się stracić jeden palec w ramach pokuty. Albert się zgodził, a Kimura wysłał androidy w pudle do Makau, pozwalając im ominąć Pierce'a i jego ludzi, którzy obstawili międzynarodowe lotnisko w Madripoorze, by ich zniszczyć.
Moce: możliwości Alberta opierały się na Wolverine, dzięki czemu posiada:   
Superhumanly Acute Senses: Albert posiada robotyczną wersję Superhumanly Acute Senses Wolverine'a, na przykład dzięki wykorzystaniu widzenia w podczerwieni   
Superhuman Strength: Albert posiada nadludzką siłę robota, wystarczającą do podnoszenia ciężaru o wadze do 25 ton   
Superhuman Stamina: robotyczne ciało Alberta pozwala mu na wysiłek fizyczny przez znacznie dłuższy czas niż normalny człowiek   
Superhuman Agility: robotyczne ciało Alberta zapewnia mu zwinność, równowagę i koordynację cielesną, które przekraczają naturalne ograniczenia fizyczne najlepszego sportowca   
Superhuman Reflexes: robotyczne ciało Alberta daje mu refleks, który jest lepszy niż u najlepszego sportowca   
Superhuman Durability: Albert posiada nadludzką wytrzymałość, wystarczającą do uczynienia go kuloodpornym   
Retractable Claws: Albert posiada sześć chowanych pazurów o długości 12 cali
Martial Artist: Albert wykorzystuje naśladowaną wersję stylu walki Wolverine'a   
Intellect: Albert posiada intelekt na poziomie geniusza
Ekwipunek:    
Adamantium Laced Claws: pazury Alberta są splecione z rzadkiego, sztucznego i praktycznie niezniszczalnego stopu znanego jako Adamantium lub True Adamantium. W rezultacie pazury Alberta są praktycznie niezniszczalne. Poza tym, że są praktycznie niezniszczalne, pazury są w stanie przeciąć każdy solidny materiał, ze znanym wyjątkiem True Adamantium i Proto-Adamantium (Tarcza Kapitana Ameryki). Jednak zdolność Alberta do całkowitego przecięcia substancji zależy od grubości substancji i siły, jaką może wywierać   
Internal Radios
Drobnostki: Toy Biz wypuściło figurkę Robot Wolverine (Albert) w latach 90. i był szóstą edycją figurki Wolverine od czasu premiery serii. Albert przedstawiał ramiona pokryte ludzką tkanką, które można było wymienić na parę ramion z adamantium z wysuniętymi pazurami. Projekt postaci odzwierciedlał wygląd punkowego wojownika z ponurej przyszłości popularnej w filmach takich jak Mad Max.
Albert to postać pojawiająca się w amerykańskich komiksach wydawanych przez Marvel Comics. Postać jest zwykle przedstawiana jako sojusznik Wolverine'a i jest rozumnym automatem lub androidem. Albert, stworzony przez Larry'ego Hamę i Marca Silvestri, po raz pierwszy pojawił się w Wolverine vol. 2 #37 (zawieszony w zbiorniku z płynem) i oficjalnie ukazał się w Wolverine vol. 2 #38. Albert jest dublerem Wolverine'a, który został stworzony wraz ze swoim odpowiednikiem Elsie-Dee przez Donalda Pierce'a. Te androidy zostały zaprojektowane do zabicia Wolverina, dubler miał działać jako przynęta, a Elsie-Dee (która na zewnątrz wydaje się być 5-letnią dziewczynką) miała uwięzić Wolverine'a w płonącym budynku, gdzie Elsie-Dee detonowałaby z wystarczającą siłą, by zabić. Początkowo Albert miał prymitywny sztuczny mózg z ograniczonymi wyższymi funkcjami logicznymi i bez emocji, i nie był określany imieniem, ale jako „Dummy”. Plan Pierce'a, by zabić Wolverine'a, nie powiódł się, ponieważ Bonebreaker, jeden z Reavers, przypadkowo dał Elsie-Dee maksymalną sztuczną inteligencję, do jakiej był zdolny jeden z automatów Pierce'a. W rezultacie Elsie-Dee w końcu znalazła sposób na rozbrojenie sekwencji detonacji i wzmocniła prymitywną inteligencję swojego odpowiednika, dając mu inteligencję przewyższającą nawet Elsie-Dee. W tym momencie Elsie-Dee nazwała go Albertem na cześć Alberta Einsteina. Po spotkaniu Wolverine'a, on i Elsie-Dee zdecydowali, że jest szlachetną osobą i nie zasługuje na śmierć, i w konsekwencji porzucili swoją misję. Ponieważ Albert wciąż nie był wystarczająco silny, aby pokonać Wolverine'a, on i Elsie-Dee kontynuowali swoją misję. Podczas gdy Elsie-Dee uratowała Wolverine'a, gdy byli w płonącym budynku, Albert poszedł do sklepu elektronicznego i włamał się do superkomputerów NASA, aby znaleźć sposób na złamanie oprogramowania Donalda Pierce'a. Po złamaniu numerów i wysłaniu ich do Elsie-Dee, Albert zostaje zastrzelony przez policję za nalot na sklep elektroniczny. Albert odbudował się w policyjnej szafce na dowody i ukradł zamachowca. Potem ponownie połączył się z Elsie-Dee. Oba roboty kilkakrotnie ryzykowały swoje sztuczne życie dla siebie i Wolverine'a. W pewnym momencie przenieśli się w czasie i przeżyli kilka przygód, nawet łącząc siły z Bloodscreamem, starym wrogiem Wolverine'a. Albert zyskuje przywódczą rolę w lokalnym plemieniu Indian. Podczas fabuły „Hunt for Wolverine”, Albert został wspomniany w dyskusji Daredevila z Nurem jako jeden z Wolverines, których oni nie szukają. W Saskatchewan ktoś, kto wygląda jak Wolverine, masakruje strażników leśnych i rannych w Ranger Outpost Nine w Meadowlake Provincial Park. Kiedy Daredevil, Misty Knight, Nur i Cypher przybywają, aby zbadać obserwację, Cypher zostaje zaatakowany jako postać podobna do Wolverine’a. Daredevil konfrontuje się z postacią na szczycie Attilanu z Security Force Skycharger, odkrywając, że to Albert, gdy Daredevil przypomina swoją historię. Podczas walki z Albertem, Daredevil zostaje zapytany, co zrobił z Elsie-Dee. Dezaktywacja Alberta wymagała broni Misty Knight, Nura i Cyphera. Cała czwórka zostawiła anonimową wskazówkę władzom kanadyjskim, gdzie go znaleźć. Podczas wydarzenia „Iron Man 2020” Albert pojawia się później jako członek  A. I. Army. Po tym, jak Mark One upada na ziemię, Albert znajduje się wśród robotów i sztucznej inteligencji. którzy są zszokowani tym, co się stało. Podczas Robot Revolution, Albert przybył na Madripooru w poszukiwaniu Elsie-Dee. Po spotkaniu Tyger Tiger, Albert został skierowany do firmy Donalda Pierce'a, Reavers Universal Robotics, gdzie skonfrontował się z Donaldem Pierce'em. Po tym, jak Albert ujarzmia Reavers, Donald mówi, że sprzedał głowę Elsie-Dee, szefowi yakuzy Kimurze, ramiona Jade Dragon Triad, a nogi Vladivostok Mafia. Po tym, jak dostaje od nich części, Albert składa Elsie-Dee z powrotem. W świetle działań Alberta wobec nich, Reavers, Kimura, Jade Dragon Triad i Vladivostok Mafia podejmują działania przeciwko Albertowi, przysięgając, że nigdy nie wyjdzie z Madripooru żywy. W centrum Madripooru, Donald Pierce i Reavers podróżują pustymi ulicami, twierdząc, że Albert i Elsie-Dee będą musieli przejść przez teren mafii Władywostoku, zanim będą mogli z nimi walczyć. Albert i Elsie-Dee walczą z mafią Władywostoku, gdzie zabijają niektórych członków. Albert i Elsie-Dee następnie wchodzą na teren Jade Dragon Triad i walczą z jej członkami. Na odcinku High Street w J-Town ludzie Kimury przygotowują się na przybycie Alberta i Elsie-Dee, gdy Kimura informuje Sachinko, że nie mogą pozwolić Elsie-Dee chodzić z informacjami z ksiąg rachunkowych w jej głowie. Gdy Albert i Elsie-Dee zbliżają się, ludzie Kimury otwierają ogień, przebijając się przez blokadę drogową. Kimura zatrzymuje atak i informuje Alberta i Elsie-Dee o tym, co Donald Pierce zaplanował dla nich na lotnisku w Madripoorze. Gdy limuzyna Kimury oszukuje Reavers, by myśleli, że Albert i Elsie-Dee porwali ją i wystrzelili na nią z railguna, Kimura przemyca Alberta i Elsie-Dee z Madripooru w pudełku, twierdząc, że jest ono wypełnione częściami automatów przeznaczonych dla Makau. Elsie-Dee mówi Albertowi, że go ulepszą. Alberta i Elsie-Dee widziano z A. I. Army atakującą Extinction Entity. Okazuje się, że Extinction Entity była tylko symulacją i była wynikiem choroby, z której Arno Stark myślał, że się wyleczył. Albert był nadludzko silny, mógł komunikować się bezpośrednio z komputerami i miał intelekt większy niż jego projektant Donald Pierce. Albert miał na każdej ręce trzy chowane pazury, podobnie jak Wolverine (ale nie z adamantium). Albert miał nie tylko wiedzę technologiczną o stulecia poza konwencjonalną nauką (w której był w stanie dokonać znacznego postępu), ale także doskonałą pamięć fotograficzną i obszerną wiedzę o nawet najbardziej niejasnych aspektach historii. Albert wzmocnił swoją konstrukcję kuloodporną zbroją i ukradł niewidzialnego myśliwca, który wraz z Elsie-Dee może nadal być w jego posiadaniu. Chociaż Albert był początkowo przeznaczony do walki z Wolverine'em, miał ograniczone umiejętności bojowe.
0 notes
photo-snap-stories · 2 years
Photo
Tumblr media
PL:
Zamek Olsztyn (część 1)
Budowę zamku przypisuje się inicjatywie króla Kazimierza Wielkiego, choć wśród niektórych historyków panuje pogląd, że już wcześniej stała tu należąca do biskupa krakowskiego - Jana Muskaty - murowana warownia. Prawdopodobnie nosiła ona nazwę Przymiłowice, przemianowana na Olsztyn w latach 30. lub 40. XIV wieku.
Jej głównym zadaniem była ochrona południowo-zachodnich rubieży Państwa Polskiego przed najazdem ze strony Śląska i Czech. Zamek, oprócz funkcji potężnej strażnicy granicznej, służył też jako więzienie dla szlachty. To w jego ponurych lochach skonał właściciel Koźmina, wojewoda poznański, Maciej Borkowic, który w 1358 roku za przywództwo w skierowanej przeciw królowi konfederacji panów wielkopolskich został skazany na śmierć głodową.
Po śmierci króla Kazimierza nowy władca Ludwik Węgierski przekazał ziemię wieluńską z Olsztynem oraz innymi warowniami w lenno księciu opolskiemu Władysławowi w zamian za poparcie królewskich planów dynastycznych, a konkretnie pomysłu osadzenia na tronie polskim jednej ze swych córek. Książę ustanowił na zamku urzędy sądu i starostwa, na własne nieszczęście ciągnęło go jednak do Krzyżaków, z którymi knował przeciwko Polsce. Nie stronił też od łupiestwa. Wobec takiego obrotu spraw pod koniec sierpnia 1391 Władysław Jagiełło podjął akcję zbrojną mającą na celu odebranie ziem lennych Władysława Opolczyka, zakończoną zajęciem wszystkich jego warowni, wśród nich obleganego przez trzy dni zamku olsztyńskiego.
Od tego wydarzenia lokalne dobra miały status starostwa nadawanego najbardziej zasłużonym dla Królestwa rodzinom możnowładczym.
EN:
Olsztyn Castle, Poland (part 1)
The construction of the castle is attributed to the initiative of King Casimir the Great, although some historians believe that there was a brick stronghold here before, belonging to the bishop of Krakow - Jan Muskata. It was probably called Przymiłowice, renamed Olsztyn in the 1430s or 1440s.
Its main task was to protect the southwestern borders of Poland against invasions from Silesia and Bohemia. The castle, in addition to serving as a powerful border guard, also served as a prison for the nobility.
After the death of King Casimir, the new ruler, Louis the Hungarian, gave the Wieluń land with Olsztyn and other strongholds as a fief to the Duke of Opole, Władysław, in exchange for support for the king's dynastic plans, and specifically the idea of placing one of his daughters on the Polish throne. The prince established court and starosty offices in the castle, but unfortunately he was drawn to the Teutonic Knights, with whom he plotted against Poland. He also did not shy away from plundering. Given this turn of events, at the end of August 1391, Władysław Jagiełło undertook military action aimed at taking back the feudal lands of Władysław Opolczyk, which ended with the occupation of all his strongholds, including the Olsztyn castle, which was besieged for three days.
From this event, local estates had the status of a starosty granted to the noble families most distinguished for the Kingdom.
0 notes
madaboutyoumatt · 2 years
Text
Omegaverse - Matt
- Chociażby to, że kiedy ja staram się powiedzieć, że będę z kimś teoretycznie bezpiecznym dla mnie to ty od razu masz coś do tego. – miał wrażenie, że rozwali tą walizkę a może po prostu tego chciał? Chciał upustu tego co się w nim nawarstwiało a miał tego zbyt wiele. Jego stała zasada duszenia w sobie do momentu aż mi przejdzie średnio tutaj działała i to wkurzało go jeszcze bardziej. – Nic zupełnie nie rozumiesz.
Kiedy został sam w Małej mieszkaniu nie czuł się nawet odrobinę lepiej. Tutaj wszystko pachniało nią. Nawet jeżeli też była recesywna nie oznaczało to, że nie ma w ogóle zapachu. Poza tym, ona nigdy się z nim nie kryła, jak wszystkie alfy była z niego aż nazbyt dumna. Wszystkie poza  tą jedną, której zapachu Matt pragnął a nie mógł go dostać. Życie było tak bardzo niesprawiedliwe.
W żadnym wypadku nie spodziewał się, że wiadomość przyjdzie od razu. Miał to nieszczęście także przechodzić przez ruję i jego nie była tak mocna jak dominujących a wiedział, że wtedy nie panował nad sobą. Pragnienia brały górę i zachowywało się tak, jak nigdy w życiu człowiek by nie chciał. A przynajmniej on. Max mu już dawno proponował pogodzenie się z swoją wewnętrzną omegą, zrozumienie tego kim się jest i co można osiągnąć, ale on nie chciał. Kiedyś w ogóle nie miał na to ochoty, teraz jeżeli nie mógł mieć Josha na wyłączność to nie chciał być omegą.
Wszystko było do dupy.
Ulżyło mu kiedy wiadomości zaczęły do niego spływać. Nie było żadnych fochów czy odrzucenia a co ważniejsze dalszego  prowadzenia kłótni. I dobrze. Obojga ich poniosło, feromony, hormony było już samych bodźców zbyt wiele i na pewno to rozumieli.
„Będę koło 17, mamy jakieś konkretne plany?”
W cichości modlił się aby nie dostał wiadomości o tym, że muszą pogadać. Nawet nie byli w związku a musiał się cholernie tym przejmować. Nic jednak takiego nie padło, więc przed wyjściem zaaplikował sobie pojedynczą dawkę blokerów. Strasznie ich nie lubił, ale był na tyle blisko rui, że nie miało sensu próbować kryć się za supresantami, tym bardziej, że wchodził do mieszkania pachnącego jego dominującą alfą. Musiał użyć czegoś silniejszego i no cóż, chociaż raz sytuacja się odwróci w sprawie ich zapachów.
- Cześć. – powiedział miękko kiedy Josh po usłyszeniu dzwonku otworzył drzwi i znalazł go na wycieraczce. – Wiem, że mam klucze, ale wolałem dać ci moment gdybyś potrzebował się przygotować. – gdyby jeszcze miał jakiś efekt po rui albo kończył wietrzenie. Sam nie wiedział co dokładnie ten miałby robić.
Wszedł do środka i otworzył swój pokój. Dziwnie było poczuć swój własny zapach, który tak bardzo kontrastował z tym jaki wypełniało mieszkanie. Zostawił tam tylko walizkę i od razu przeszedł do kuchni. Czuł się trochę nieswojo, jakby wcale nie mieszkał tutaj przez ostatnie dwa lata. Wstawił wodę na herbatę i zajrzał do lodówki aby zaraz ją zamknąć i totalnie zapomnieć co było w środku.
- Wiesz, że to jest chyba drugi raz kiedy tak dokładnie czuję twój zapach? – może i nie było jakiejś wiszącej nad nimi ciężkiej ciszy, ale Matt poczuł, że musi trochę zapełnić ją a dodatkowo chyba chciał też udobruchać młodszego odpowiadając na coś co ten niejednokrotnie próbował się dowiedzieć z nadzieją, że to nie będzie kazało wracać im do ich kłótni i omawiania jej. – Podoba mi się. Jest mocny, trochę jak pieprz potrafi zakręcić w nosie, ale daje uczucie jakby ciebie otulał ciepły koc. – odrobinę się rozmarzył, więc odchrząknął i wyprostował się. – Wiem, że z powodu pracy ciągle go kryjesz, ale nie rozumiem dlaczego tak mocno. Powinieneś między castingami lub na urlopie przestać to robić. Ellie ostatnio mi pisała, że to ciebie wykańcza. Nie jest to zdrowe. – czy to było dziwne, że się martwił? Przecież go kochał a nawet pomijając to byli najlepszymi przyjaciółmi!
0 notes