Tumgik
#w rysowanie tego
amechankawa11 · 24 days
Text
ProTip:
Jak poradzić sobie z binge?
Długi ale bardzo dokładny poradnik.
Ja osobiście dziele binge na dzie części:
1. Kiedy mam ochotę coś zjeść ale nie mam tego w domu i mam jescze szansę przemyśleć swoje działania i ich konsekwencje.
2. Kiedy już mam jedzenie ( ktoś przyniósł do domu, dostałam w prezencie, jestem na imprezie, sama kupiłam pod wpływem impulsu ) i nie mogę sie powstrzymać.
Jeśli jesteście na etapie 1. że dopiero myślicie:
- kurcze ale mam ochotę na batona.
- jejku jak dawno tego nie jadłam.
- na tym muckbangu są takie pyszne rzeczy.
Polecam skorzystać z najbardziej standardowych metod, dość często postowanych na tumbrl:
• zajmijcie się czymś żeby odciągnąć myśli. ( najbardziej skuteczne jest oglądanie seriali, rysowanie czy coś w co się wciągniecie. Ja np: nie przepadam się uczyć ani sprzątać wiec rozpraszanie się tymi aktywnościami mi nie pomaga )
• oglądajcie thin1nsp0 i swoje zdjęcia przed i po, gdzie widać wasz progres. ( uświadomcie sobie że ochota na jedzenie minie, że możecie być chudsze. Pomyślcie o tym ile czasu wam zajęło schudnięcie tych X kg. Czy jedzenie tych kalorycznych rzeczy nie cofnie progresu? Przytyjecie i będziecie nadęte od wszystkich tłuszczy, cukrów i nadmiernych kalorii )
• wypijcie dużo wody. ( jest szansa że jesteście odwodnione lub głodne fizycznie. Jeśli czujecie że zbliża się binge zaplanujcie na kolejny dzień 100-300kcal większy limit, ale nie jedzcie żadnych śmieci. Zjedzcie więcej białka, sycących i wartościowych rzeczy. Uzupełnijcie braki witamin i minerałów )
Jeśli niestety jesteście na etapie 2 i dostałyście np: kawałek tortu i wiecie że nie jesteście się już w stanie opanować i go zjecie to:
• przygotujcie sobie picie. ( gazowane typu cola będzie idealne. Przy jedzeniu słodkiego i popijaniu słodkim wasz mózg będzie myślał że przyswoiłyście wiecej cukru. Oprócz tego gazowane napije was nasycą i fizycznie będziecie miały mniej miejsca na upchanie jedzenia )
• jeśli macie możliwość, nagrywajcie cały wasz binge. (Pewnie kojażycie Chiare z tiktoka, instagrama, twitera. Ona też nagrywa swoje napady co pozwala jej zjeść mniej i robić to rzadziej. Nagrywajcie jak odpakowywujecie, kroicie i jecie jedzenie. Nie musicie tego udostępniać ale zachowajcie te filmiki. To pozwoli wam uświadomić sobie jak bardzo absurdalne jest obrzeranie się )
• pokrójcie wszystko co będziecie jeść i rozłóżcie chaotycznie po całym talerzu tak jak puzle, żebyście nie wiedziały która część była gdzie. ( pozwoli wam to zobaczyć ile rzeczy macie tak naprawdę zjeść. -jeszcze tylko ten baton do końca i nie jem więcej. Jeśli będzie pokrojony ja 10 części łatwiej wam będzie przestać )
• policzcie kalorie. ( jeśli wiecie ile ma, lub może mieć dany produkt policzcie jego kalorie, policzcie ile w sumie macie zjeść. Popatrzcie ile w sumie zjadłyście przez ostatni tydzień, liczba jest podobna albo mniejsza od tego co chcecie zjeść teraz na raz prawda? Policzcie ile razem waży to co planujecie zjeść. Tyle to chiałybyście schudnąć a nie przytyć. )
• jedzcie bez tła. ( nie właczajcie serialu ani muzyki, to macie być wy, jedzenie i wasze myśli )
Te czynności pozwolą wam na świadome przejadanie. Będziecie wiedzieć co robicie kiedy i dlaczego się to zaczęło oraz jakich produktów powinnyście unikać. W najlepszym wypadku pozwoli wam to zjeść mnej niż planowałyście.
Tym razem grzecznie prozę o reposty. Myślenie że takiego postu jeszczę nie było i warto rozpowszechnić nowe możliwości bo mogą komuś bardzo pomóc.
AME☆彡
196 notes · View notes
mikoo00 · 7 months
Text
Popierdoli mnie zaras
SŁUCHAJCIE TEGO
Tw s..
Moja terapeutka uważa że moje rysowanie na terapi grupowej to nalogowe regulowanie emocji... Twierdzi że się nie skupiam
A jak jej powiedziałem że dzięki temu lepiej jest mi się skupić bo mnie to uspokaja to ona była like no a teraz pokazujesz mechanizm zaprzeczania
A to wszystko dlatego że dziś nie odpowiedziałem jaki mechanizm jest zaras po nałogowym regulowania emocji Długo się zastanawiałem już miałem mówić i ona mi przerwała no to się zaczolem zastanawiać nad innym
Stresowałem się dziś przed nią balem się znowu wykłucac z nią i dyskutować więc siedziałem sluchalem co ma do powiedzenia i czułem się jak na odpowiedzi
Twierdziła że pewnie nie rozumiem o czym mówimy na zajęciach a ja już nie chcąc jej podpaść myslalem sobie ze wbrew przeciwnie nudzę się bo wszystko to ja rozumiem XD
No to dobrze będę się na grupowej wgapial w ścianę ulegal deralizacji a jak by mnie emocje ponosił to będę w ukryty sposób się samo... Dziś żeby się powstrzymać od placu wbijałem sobie palce w skórę mocno Czasami tak robię długopisem
A po terapi bylem załamany ze mój najzdrowszy sposób radzenia sobie z emocjami jest uważany za pijane myslenie podrapałem się do krwi Bo co innego mam robić Moje emocje zmieniają się szybciej i mocniej niż u innych
Żeby się skupić potrzebuje dodatkowej stymulacji XD
Ale chce ZALICZYĆ ten semestr na terapi a później wyjebane w nią
Nie wszystkie zachowania są mechanizmami uzależnienia Nie pilem na tyle długo by wgl takyslec wiele moich zachowań wynika z wad charakteru i tego że przez lata nie radziłem sobie ze stresem Nie tylko jak pilem uciekałem od nauki chociażby
W podstawówce miałem pozwolenie od nauczycielek na rysowanie bo im wyjaśniłem że dzięki temu lepiej jest mi się skupić widziały też że częściej się udzielam Dlaczego bo odreagowywalem lęk przed oceną Rozumialy że każdy jest inny ja jako że kocham rysowac w taki sposób postępował A ta jeszcze mi pierdoli że grupę to też wkurwia A co ktoś jej powiedział o tym? Z kad kurwa to wie?
Teraz mogę powiedzieć że uległem mechanizmom bo się samo.... Co jest nałogowym regulowaniem emocji bo to jest kurwa uzależnienie behawioralne w przeciwieństwie do rysowania
83 notes · View notes
Text
Głód🔽
Gumy do żucia
Kawa
Herbata
Woda
Erytrol jeśli ktoś bardzo chce jeść XDD
Jakieś tabletki na gardło
Lodowe cukierki
Napoje zero cukru
Kartka papieru💀
Może jakaś tabletka na apetyt
Lizaki
Zajęcie na głód
Gry logiczne typu wykreślanki, rebusy itd.
Spanie
Długi spacer i muzyka
Może czytanie książek jak ktoś lubi
Oglądanie ciekawych filmów ( najlepiej przy tym coś pic aby przy „stresującej scenie” mieć pod ręka coś do picia niekaloryczmego niz tuczące jedzenie
NIE SIEDŹ CZĘSTO PRZY BIURKU, TO SPRAWIA ZE MÓZG OCZEKUJE NA JEDZENIE PODANE NA STÓŁ PRZEZ CO BARDZIEJ MYSLIMY O JEDZENIU
Robienie makijażu
Gra komputerowa
Rozmowa z kimś przez telefon na kamerkę
Sprzątanie ( szafek, pokoju, łazienki itd. )
Rysowanie czy tworzenie jakiś artystycznych „dzieł”
Nauka🤧
Intensywny trening
Leżenie i oglądanie tiktoka😃
Zakupy (najlepiej nie w supermarkecie ale np do galeri, lumpy, pepco czy inne takie sklepy. Nawet jeśli nie macie pieniedzy to aby popatrzec.)
Co aby jeść mniej?
Nie kupuj na zapas
Jedz dużo ale z mniejszymi kaloriami
Dużo białka
Jedz powoli to nie wyścigi
Mów sobie ze jedząc mniej szybciej osiągniesz to co chcesz
Pij dużo herbaty/kawy
Staraj wyznaczać pory jedzenia
Nie dawaj sobie dużych przerw między kolejnymi posiłkami
Nie rób często głodówek
Powoli obcinaj kalorie
Nocne przejadanie ( jak uniknąć?)
po pierwsze, daj se czas na pierwszy raz wiadomo ze nie wyjdzie ci najlepiej musisz w praktyce powoli przyzwyczajać sie żyć bez tego nawyku. Napisze ci pare porad które mogą ci pomoc w usunięciu złego nocnego jedzenia
Nie zanudzaj sie (oglądaj film, czytaj książkę coś aby odwrócić uwagę, tak naprawdę jesz z nudów w większości przypadkach)
Jedz później lekka kolacje
Wypij bezkofeinowa kawę
Zrób zimna kąpiel przed kolacja ( zimna kąpiel sprawia ze chce nam sie bardziej spać )
Nie trzymaj słodyczy w szafkach
Staraj sie więcej pic np napoje zero czy herbaty
Wcześniej zasypiaj
Wmawiaj sobie ze zjesz „te jedzenie” jutro na śniadanie
Jeśli jesz bo czujesz smutek czy inna zła emocje, usiądź przy biurku zrób ulubiony napój ( nie musi być bez kalori ale najlepiej jakby nie zawierał ich za dużo ) i zacznij rysować to co siedzi ci w głowie PAMIĘTAJ ZŁE EMOCJE NIE ZNIKNĄ JAK ZACZNIESZ JEŚĆ,
Jesli będziesz chciała akurat zjeść weź gumę lub lizaka aby robiąc np coś na telefonie twój mózg myślał ze czymś sobie przekąsasz
Postaraj się nie siedzieć przy stole ani nie myśleć o jedzeniu
Jak nie jeść słodyczy? Lub jak je ograniczyć.
Znajdź alternatywne zdrowsze zamienniki no chipsy= chipsy bananowe jabłkowe, wafle czekoladowe=wafle ryżowe itd mogą tez być chrupki kukurydziane zamiast chrupek chetosy
Jak każdy mówi słodycze zamień na owoce ale nie u każdego jest to łatwa sprawa wiec TAK zamień słodycze na owoc ale rób to powoli czyli wybieraj słodycze z najmniejsza ilością cukru i dodawaj do diety więcej owoców i może i warzyw ( możesz tez słodycze w formie zdrowej, jak to napislaam wcześniej chipsy jaki chipsy bananowe itd. )
Używaj erytrotylu zamiast cukru z kaloriami
Nie kupuj ich na zapas
Nie chodz często na regał ze słodyczami w sklepie
Nie usuwaj ich odrazu ze swojego życia, stawiaj sobie limity lub jedz w nagrodę
SŁODYCZE TO CHWILA PRZYJEMNOŚCI A KALORIE LECĄ W GÓRĘ PAMIĘTAJ!!!!
Tez wiedz ze jak zjesz raz lub dwa 2000/2500kcal to nie przytyjesz, to sól która została w organizmie przez słodycze. Nie obwiniaj siebie każdemu się zdarza kolejny dzień kolejna kartka musisz dać z siebie wszystko, czasami lepiej jest zrobić se dwa dni od przerwy zjeść bardzo dużo tych kalori a następnego dnia zjeść polowe mniej i szybciej chudnąc
92 notes · View notes
expiredmascara · 1 year
Text
Co robię aby nie myśleć o jedzeniu- a thread 🦋
1. Rysowanie
Mimo, ze jestem w tym slaba to zawsze poswiecam na to 100% mojej uwagi, najchetniej rysuje cos zwiazanego z ana, np. motylki.
2. Granie w Simsy
Bardzo lubie grac swoim simem po osiagnieciu ugw, tworze mu idealne zycie, w idealnym domu, z idealna sylwetka.
3. Granie w Papa's
Totalnie gry dziecinstwa!! Niedawno przypomnialam sobie o ich istnieniu i jestem zakochana na nowo, tak skupiam sie na robieniu tych potraw, zdobywaniu nowych przepisow i ozdabiabia swojego lokalu, ze sama nie mysle o tym co ja mam zjesc.
4. Robienie diet
Kazda dieta to moja kolejna osobowosc, dieta na kazda okazje, po prostu kocham.
5. Robienie playlist na spotify
Jak powyzej- kazda playlista to moja kolejna osobowosc, mam 1000 playlist i mimo, ze duzo piosenek powtarza sie w kazdej to sprawia mi to ogromna radoche. Odkrywam nowe fajne piosenki i to chyba moj ulubiony sposob.
6. Robienie estetycznych notatek/uczenie sie
Niby kazdy zna ten sposob ale dla mnie super dziala, robie jakies dowalone notatki, na tym sie skupiam i jeszcze pozniej dostaje dobra ocene.
7. Tanczenie
To dla mnie tak naturalne, czasem po prostu odpalam tik-toka leci jakis trend a ja wywijam piruety.
8. Spacer
Biore sluchawki, ubieram wygodne buty i swiat znika. Koniecznie wez ze soba wode!
9. Sen
Czy ja musze cos dodawac?
10. Gra na instrumentach
Nie umiesz? Idealna pora zeby sie nauczyc! Ja kocham grac na gitarze.
11. Wolontariat
Zawsze robisz cos dobrego dla drugiej osoby, nie myslisz o jedzeniu.
12. Work out
Czy jest cos lepszego niz porzadne cwiczenia na pusty zoladek? Pamietaj tylko o nawodnieniu i o tym, zeby nie robic go zbyt intensywnego, pozniej poczujesz tego efekty.
13. Make up
To zawsze sprawia mi taka frajde, po prostu zrob sobie makijaz bez okazji, poszalej z cieniami, zmieszaj kilka szminek, zrob jakies ogromne i wymyslne kreski, co tylko chcesz!
14. Picie wody/napojow zero
Napoje zero staly sie moim zyciem, po nich nie czuje takiego glodu a wciaz nic nie jem.
15. Zakupy
Ofc nie spozywcze! Chodzi mi tu o takie typowo ubraniowe/kosmetyczne. Wole wydac na to pieniadze niz na jedzenie.
16. Rozmawianie ze znajomymi
Nie jestem duza fanka tego sposobu, ale rowniez korzystam. Powyglupiajcie sie, poobgadujcie wszystkich na okolo, ale staraj sie unikac tematu jedzenia!
17. Sprzatanie
Najlepiej do dobrej muzyki, robisz cos pozytecznego.
18. Skincare
Kocham robic skincare! Nie zawsze mam na to czas ale jak mam to jest takie dowalone, ze hit. Pozniej moja cera jest taka cudowna.
19. Fotografia
Zrob zdjecie ciekawemu drzewu za oknem, pieknemu sloncu, a moze roslince w twoim pokoju? A moze sobie? Kocham sie przebierac i robic sobie sesyjki, jesli moi znajomi mnie poprosza to tez zawsze im robie.
20. Manifestacja
Lubie manifestowac np. swoja sylwetke roznymi metodami, pamiegaj, ze to nie odwali za ciebie calej roboty!
21. Przegladanie pinteresta
Zrob sobie estetyczny profil, daj ciekawe nazwy folderom, pododawaj zdjecia do ktorych bedziesz wracac.
22. Ogladanie przyrody
To laczy sie ze spacerami, po prostu pojdz do parku i sie rozejrzyj, te drzwa, te kwiaty. Czesto nie zwracamy uwagi na to jak piekne jest nasze otoczenie, wiec ty teraz zwroc.
23. Ogladanie serialow/bajek
Kocham ogladac seriale, szczegolnie takie wciagajace. Bajki przypominaja mi o dziecinstwie, to bardzo super uczucie!
24. Silownia
Co tu wiecej mowic, spal te niepotrzebne kalorie!
25. Czytanie ksiazek
Moga byc nawet te z wattpada, polecam do tego aplikacje: goodreads, mozna zapisywac ppstep itp. Ja majbardziej lubie czytac ksiadzki siedzac przy oknie, kiedy pada deszcz. 🫶
26. Przegladanie thinsp0/b0nesp0
To bedziesz ty jesli przestaniesz jesc!
27. Robienie swiec/mydelek
Serio bardzo odprezajace i zajmujace, kocham.
28. Zabawa ze zwierzakiem
Ja niestety nie mam, ale jesli masz to zawsze mozesz wyjsc nim na spacer, poprzytulac sie :3
29. Social media
Po prostu przescrolluj sobie wszystko, zawsze kiedy odpalam np. tiktoka to czas leci tak szybko, ze hit.
30. Pisanie piosenek/wierszy
Moze to tandetne, ale to pokochalam. Nikt na poczatku nikt nie jest w tym wybitny wiec sie nie przejmuj, pocwicz a pozniej zoabczysz jakie piekne teksty piszesz.
To by bylo na tyle motylki, jesli ktos ma jakis superancki sposob do podzielenia sie, to zapraszam do dyskusji. Trzymajcie sie lekko! 🦋
40 notes · View notes
myslodsiewniav · 5 months
Text
MAMA...
27 listopada 2023
Ciekawa rzecz.
To nie jest coś co odkryłam wczoraj. Bynajmniej.
JEDNAK od wczoraj silnie to we mnie buzuje, pracuje. Jakby wbrew faktom, wbrew racjonalnemu zestawieniu feedbacku jaki zebrałam.
Wczoraj, tym razem na wykładzie z historii sztuki dobrnęliśmy chronologicznie do renesansu. Renesans narodził się we Włoszech, a przed majową wycieczką do Włoch przecież POŻERAŁAM literaturę dotyczącą historii sztuki. A dokładnie tydzień wcześniej w końcu w komfortowych warunkach mogłam tego renesansu doświadczyć. Dotknąć. Zachwycić się nim. Obejrzeć. Obrać z mitu, legendy i zobaczyć takim jakim NAPRAWDĘ jest. Moje świeże i żywe doświadczenia dotknięcia sztuki, estetyki, wieków designu zostało na wykładzie usystematyzowane, ułożone w kontekście wiedzy akademickiej, przedmiotu rozważań.
NIGDY wcześniej tak bardzo nie przeżywałam zajęć z historii sztuki. A to nie są moje pierwsze zajęcia z historii sztuki.
Na poprzednich studiach również miałam takie zajęcia i to nawet miałam ich więcej (już nie wchodząc w porównanie ile materiału mogłam przerobić w trybie dziennym kiedyś, a ile w zaocznym obecnie): materiał, który przerabiałam dekadę temu dzielił się na historię sztuki oraz historię architektury (obecnie mam podział na historię sztuki, w tym architektury i na historię mediów, a na tych drugich przerabiam to czego mi brakowało: FILMY, MUZYKĘ, PRASĘ - KOCHAM!!!). I chociaż poprzednia prelegentka z poprzednich studiów miała w sobie masę pasji, masę energii, ekspresji, to bardziej wkurwiała swoim stand upem na katedrze niż przekazywała wiedzę. Pamiętam z tych wykładów głównie STRACH i niepewność czy znowu nie wyskoczy nagłymi zadaniami "przerwa w wykładzie, teraz rysujecie na ocenę rzeźbę ze slajdu, a ja ocenię na tej podstawie waszą wiedzę z tego wykładu, ocena będzie miała wpływ na ocenę z egzaminu" i dupa, przechlapane, jeżeli tego dnia nie czujesz się specjalnie na rysowanie, nie masz swojego ołówka, dobrego papieru, ani blatu pod kątem czy twardego zeszytu/lapka jako podkładki (bo szłaś na wykład, a nie na zajęcia z rysunku do cholery) - to ostatnie jest ważne w kontekście łapania właściwych proporcji, czego od nas wymagała. Musisz rysować, a ona jeszcze przypieprza się, że mało estetycznie, że niechlujna ta moja kartka w kratkę wyrwana z zeszytu zamiast "odpowiedniego papieru" i że widać linie pomocnicze i to nie takie, jakich ona by użyła itp itd. Wykłady z historii architektury to były akurat moje ulubione wykłady, więc na tym polu nie mam zastrzeżeń, cieszę się, że obecnie dzięki nim wiem więcej i nie mam potrzeby wkuwania tego co mam w lutym na zaliczenie na pamięć, bo już to w moim RAMie jest i ma się dobrze, regularnie odświeżane i uzupełniane.
Natomiast moja obecna wykładowczyni ma pasję do tematu, który wykłada, ale mam wrażenie, że niekoniecznie do odpowiadania na pytania, do kontaktu ze studentami. I - o dziwo - mi to jakoś nie przeszkadza. Po prostu spokojnie, równym rytmem - ale nie monotonnie! - opowiada o sztuce. I ma takie zrywy zachwytu np: żeby uzupełnić jakiś temat NAGLE sięga do plecaka i czyta nam jak w swoich pamiętnikach opisywali wrażenia w zetknięciu się z jakimś dziełem sztuki inny artyści - wyciąga całkiem zaskakujące biografie z tego plecaka: muzyków współczesnych, pisarzy z poprzedniego stulecia, ale też zupełnie mi nie znane książki/wspomnienia autorstwa postaci historycznych sprzed 3-4 wieków. Te wykłady bardziej przypominają oglądanie filmu przyrodniczego z Krystyną Czubówną jako lektorką: nie ma opcji, że Czubówna nie zdobędzie Twojej uważności! Ale też niekoniecznie będzie oczekiwała, że ktokolwiek na z widzów filmu wejdzie z nią w interakcję. :D :D :D
Zaczęliśmy wczoraj renesans - jak wspominałam. Dla ulżenia swojej uważności i przeciążonemu mózgowi ZNOWU usiadłam z przodu sali. Żeby nie widzieć ludzi, żeby się nie rozpraszać. No i właśnie...
W ogóle refleksja taka: WOLĘ wykłady na sali, bo mam wrażenie silniejszej imersji w temat, ale zauważyłam, że jestem 5 razy bardziej zmęczona po dniu zjazdowym liczącym sobie 11 godzin wydestylowanej wiedzy z różnych zagadnień przekazywanym fizycznie na uczelni, w salach wykładowych, na audytorium, niż po podobnie intensywnym w nowe materiały i wiedzę dniu nauki zdalnej. Po prostu ludzie GADAJĄ. Cały czas na sali jest szum, jak w ulu. Niby szepty, ale ciągłe szmery, tłumiony śmiech, stukanie butów, długopisów - im jestem bardziej zmęczona i im bardziej leki na ADHD przestają działać tym silniej słyszę ten hałas, jestem rozproszona i MĘCZĘ się strasznie próbując utrzymać uwagę na wykładowcy, na słuchaniu tylko jednego głosu, a te głosy ludzi z tyłu niczym magnes - przyciągają moją uwagę. STRASZNIE mnie to męczy. Czuję się jak na rodeo: jakbym ujeżdżała byka wierzgających informacji i z całej siły próbowała się utrzymać na grzbiecie, bo po tu przyszłam, za to płacę.
Wczoraj, właśnie podczas wykładu z historii sztuki siedzący niezbyt blisko, ale też nie daleko chłopak gadał z dziewczyną. Nie był BARDZO głośny, ale słyszałam wszystko - mówił o historii sztuki nota bene i to było bardzo ciekawe, ale nie mogłam słuchać jednocześnie go i wykładowczyni. Miał jeszcze niski głos, więc docierały do mnie głównie wybuchające sylaby z "b", z "p", z "d". To tak, jakbym miałam gitarę basową brzdąkającą obok ucha. Wykminiłam, że będę notować (w sensie, że nie tylko słuchać aktywnie wykładowczyni, ale też zaangażuję ręce i ciało do aktywnego słuchania - więcej mojej uważności pójdzie w wykład i dzięki temu "wyłączę" inne szumy na sali), ale łapałam się na tym..... że początek zdania to słowa wykładowczyni, a nie wiadomo kiedy zaczęłam notować słowa wypowiadane przez tego chłopaka siedzącego za mną. Ech. No łeb mi pękał! Mam słuchawki wygłuszające szumy, dźwięki (mój kochany chłopak mi kupił <3 dla osób z ADHD) dla osób wrażliwych sensorycznie. Włożyłam je - słyszałam prowadzącą, nieco stłumioną, ale słyszałam, czułam też presję na bębenkach. To nie jest idealne rozwiązane na 9h zajęć. Ale typ wtedy, jakby już niczym nie powstrzymywany przestał szeptać tylko mówił bez skrępowania. No i siedziałam z rękami przytkanymi do uszu w których miałam słuchawki próbując te hałasy zagłuszyć. Czułam się jak w opresji. Ech... I nie wiedziałam co zrobić. Nie jestem pępkiem świata przecież. Ewidentnie nikomu poza mną jego paplanie nie przeszkadzało, większość ludzi na sali peplała, było głośno jak w ulu. Dzwięki i poczucie opresji we mnie rozło i rosło, myślałam, że to od tego hałasu i rodeo (próby wychwycenia słów wykładowczyni i zrozumienia ich) zaraz zwariuję! W końcu wstałam (tak, podczas wykładu), wyszłam z rzędu, podeszłam na audytorium te kilka rzędów w górę, do gadającego chłopaka i poprosiłam go o zciszenie głosu, bo absolutnie nie mogę się skupić.
Typ zachował się jak zganiony uczniak. Jakbym go przyłapała na czymś i ganiła. Nie jak koleżanka z roku, a jak "baba z matmy". :( Uśmiech mu zrzedł, jego koleżanka też nagle utkwiła wzrok w zeszycie - tak jak pamiętam, że reagowałam będąc nastolatką, gdy "facetka" się przypieprzała. Ech. Nie wiem, może to jest tylko wina różnicy wieku? Anyway - jego zachowanie wywołało we mnie poczucie winy. :( I poczucie alienacji. I zawstydzenie.
Przecież jesteśmy na równych zasadach, na tym samym roku!
To chyba okay powiedziec tak do kolegi i noł big deal?
Nie jestem tu szeryfem i nie chcę być szeryfem :(.
Potem typ i typiara na następnym wykładzie się przesiedli jeszcze wyżej, z daleka ode mnie i katedry. A jak wracałam z przerwy na swoje miejsce z kawą to mnie obserwowali z takim... no znowu zamarli, znowu poczułam się jak nauczycielka, która się do nich przyczepiła, która obserwowali z uśmieszkami, z półprzymkniętymi powiekami. Przykro mi było po prostu. Nie chciałam przecież dbając o swój komfort gasić ich radości (chłopak ewidentnie był zajarany historią sztuki, naprawdę, mogłabym z nim o tym pogadać po wykładzie czerpiąc z tego radość, ale NAGLE poczułam przepaść miedzy nami). Więc pod wpływem impulsu, z tą kawą w ręce, czując, że nie chcę być facetką i osobą musztrującą i to nie był nigdy mój cel podeszłam do niego. A on widząc, że idę w jego stronę nagle się wyprostował, uśmieszek mu zrzedł, jego koleżanki zrobiły wielkie oczy zapanowało poruszenie, a chłopak poprawił fryzurę i ręce złożył w koszyczek. [Tak, dzięki tej sytuacji nadal czułam się jak "facetka" co się przypieprza]. Wyjaśniłam mu, że mam nadzieję, że nie ma miedzy nami "żadnych hard feelings", że to co mówił słyszałam, że było na temat, że super ma wiedze i podzielam jego pasję do historii sztuki, że po prostu miałam problem by skupić się na wykładzie przez akustykę sali. A typ od razu - bardzo sympatycznie, bardzo przepraszająco - zaczął zapewniać mnie, że "no co Ty!" i że on zrozumiał, że mówił za głośno, że to jego odpowiedzialność, że wie, że nie powinien aż tak głośno, że on mnie przeprasza i że nie ma sprawy.
Uśmiechnął się do mnie - tym razem naprawdę sympatycznie, ze spokojem, odprężony i zdawał się być serdeczny, ale otaczające go dziewczyny wstrzymały oddech i wybuchły śmiechem (pewnie trochę w celu regulacji napięcia, a trochę z nastoletniej szydery).
Zobaczymy czy nie będzie sprawy.
No w sumie to była dla mnie jedna z trudniejszych wczoraj sytuacji. Mała i nie znacząca dużo tak ogólnie, ale przeżywałam w związku z nią wiele emocji i głównie poczucia opresji.
Wracając do historii sztuki xD - dotarliśmy do Renesansu.
I znowu się poryczałam. xD Na wykładzie.
Ze wzruszenia.
Chyba dotarło do mnie tak głębiej co mnie tak mocno porusza na tych studiach, dlaczego regularnie RYCZĘ.
Jedna sprawa to fakt już wspomniany wielokrotnie: cieszy mnie i porusza fakt, że uczę się rzeczy, które mnie interesują.
ALE tym razem buzuje we mnie przekonanie, że CHCĘ to robić. Pomysły JAK wiedzę wykorzystać, zastosować w życiu, w tym też w sferze profesjonalnej. Pojawiają się pytania pełne ciekawości "jak to zastosować w hipotetycznym takim-a-takim przypadku?" - i ta CIEKAWOŚĆ, to, że w mojej głowie wraz z pytaniem pojawiają się potencjalne odpowiedzi! Używając metafory: jakbym NAGLE TERAZ próbowała ułożyć budowlę z rozsypanych kloców LEGO (sam fun! Sama zabawa, tyle możliwości!) albo ugotować obiad z tego co mam w lodówce. Jest obecna ekscytacja, jest analiza możliwych połączeń, kolejności, szukania optymalnych ścieżek, powiązań, rozwiązań, zależności, zabawy. Są iskry pytań "jak to zrobić lepiej? Czego mi brakuje by to zrobić dobrze? Czy kolejność jest istotna!?". To jest TAKIE FAJNE uczucie! Takie pobudzenie zmysłu kreatywnego!
Tym czasem na moich poprzednich studiach, na architekturze pytanie "jak to zastosować w hipotetycznym takim-a-takim przypadku?" budziło najczęściej panikę, WSTYD, poczucie winy, że nie wiem, że nie chcę wiedzieć, że nie znam, że nie rozumiem. Czułam chyba, że to nie dla mnie. Pewnie nie pomagało to, że nie miałam przestrzeni na kreatywność - kreatywność obumiera, gdy walczy się o przetrwanie, przeżycie, o utrzymanie siebie, siostry i mamy w kryzysie...
A teraz to czuję.
Kolejny element - ja uwielbiam historię sztuki. Czytam o tym sama z siebie, ciekawi mnie to, ale w mojej głowie było to zagadnienie z szufladki "nie możesz tego studiować, bo po tym nie ma pracy na rynku". Tak mi mówiono. Mama nie mówiła wprost, że woli bym nie szła na ASP. Mówiła, że martwi ją, że zostanę artystką przymierającą głodem. Upierała się, że powinnam poszukać czegoś "praktycznego" - stąd architektura, ech, dużo o sztuce, o rysunku, rzeźbie, designie, ale też maaaaaasę budownictwa, matematyki, fizyki. Kierunek dla osób ze zmysłem estetycznym, ale wciąż wystarczająco inżynierski by był "praktyczny", bym mogła się utrzymać po jego ukończeniu. Wciąż taki, jaki akceptowała moja mama. Nie wiedziałam, że to przekonanie to W ISTOCIE jest hamulec blokujący mnie przed rozwijaniem tego co mnie kręci. :/ Nie myślę o tym po raz pierwszy w życiu - zauważyłam to już lata temu. Ale wczoraj mnie walnęło, że dlatego między innymi co zjazd ryczę: studiuję DLA SIEBIE, nie dla mamy. Jestem na takim etapie życia, że wyszłam poza te przekonania i chęć zaspokojenia oczekiwań (wynikających z troski) rodziców.
Rozwijam swoją pasję! Jestem tu, na tych studiach, a w moim wnętrzu wszystko śpiewa.
Kolejny element - zawsze dotąd mnie nie było stać na podróże. Uczyłam sie o historii, ciekawiła mnie ona, bo to był dla mnie substytut podróżowania: nie mogłam fizycznie, ale mogłam intelektualnie, mogłam poznając historię, dźwięki, obrazy, jedzenie, historię, kulturę i jej kontekst.
Tym czasem wczoraj... 26 listopada 2023 r siedziałam na wykładzie na Uczelni Wyższej, jako studentka kierunku artystycznego (który przecież wpajano mi, że zapewni mi niebyt, a który innym ludziom, których znam zapewnia jednak dochód i byt - empirycznie doświadczyłam, że to było błędne przekonanie, wynikające z cudzych doświadczeń i ukształtowane w innych czasach!!!) uczę się na większości przedmiotów tego co mnie jara (poza jednym: jestem POSRANA ZE STRACHU na każdych zajęciach z kultury języka, bo przy mojej dysleksji to jak tortury wymagać bym to zdała na warunkach proponowanych przez panią wykładowczynię). Jestem szczęśliwa i szczerze zaciekawiona każdym poruszanym tematem. Wręcz budzi się we mnie głód wiedzy i z fascynacją szukam polecanych książek. Czuję, że jestem we właściwym czasie i we właściwym miejscu. Że wszystko co przez całe życie robiłam prowadziło mnie do tego miejsca, na te studia by pogłębiać i usystematyzować wiedzę, którą w dużej mierze zdobyłam z czystej ciekawości i fascynacji światem.
I do tego wczoraj, 26 listopada 2023 r. oglądałam zdjęcia odległych miejsc, kiedyś dla mnie kultowych, ale zupełnie niedostępnych organoleptycznie. Miejsc, dzieł sztuki, rzeźb, architektury, która miała wpływ na rozwój cywilizacji, kulturę i kształtowanie świadomości społecznej - takich, które znamy GLOBALNIE. A które całe dotychczasowe życie były dla mnie nieosiągalne w innej formie niż na zdjęciach, w intrenecie, w książkach. A tym czasem TERAZ jestem w takim miejscu czasu, życia, doświadczeń, że parząc wczoraj na wyświetlający się slajd katedry Santa Maria del Fiore we Florencji MOGĘ przywołać z pamięci jak te marmury fasady odbijają światło, jak biel fasady jest złudna - tam jest MASĘ kolorów w kruszcu, ale w szerszej perspektywie wydaje się biały. Jak te "czarne" na zdjęciach ornamenty na fasadzie są w istocie zielone i to w odcieniu zieleni malachitu! Tego nie widać na zdjęciach. Mogę przywołać zapachy spod tego placu. Mogę przywołać czas, jaki był mi potrzebny by przejść od frontu Katedry do absydy. Mogę przywołać zaskakująco wysoką temperaturę powietrza pomimo listopadowego ziąbu, gdy oglądałam tydzień wcześniej ten budynek zadzierając nos by spojrzeć na katedrę. I od razu myślę o tym, jak biegałam po tym placu w majówkę, w deszczu z moim radosnym szczeniaczkiem chcącym złapać wszystkie gołębie pod Duomo (oczywiście nie ma mowy, żebym pozwoliła jej na to, ale pozwoliłam się psiecku pobawić, biegałam razem z nią na smyczy - od wejścia na campanillę do transeptu i z powrotem, a gołębie się zrywały do lotu). Myślę o panini które jadłam już drugi raz kupione od tego samego pana, tego, który w maju mnie zaskoczył, gdy miałam error mózgowia i nie potrafiłam ze stresu zamówić nic po angielsku - a on zaczął do mnie mówić po polsku. Wróciliśmy do niego w zeszłym tygodniu. Rozmawialiśmy po angielsku, było wesoło, było fajnie, było aromatycznie i smacznie. A potem jedliśmy PYSZNE, chrupkie, ciepłe panini siedząc przed katedrą (tą, którą na wykładzie wyświetlała moja wykładowczyni opowiadajac o tym jak łączy gotyk z renesansem w całej swojej bryle) - siedząc przed katedrą, na drewnianych stołeczkach, przy krawężniku chodnika i rozmawiając o Bruneleschim i architekturze Toskańskich miasteczek, o tym, że - przełykając pyszną szynkę w panini - ta kopuła to faktycznie jest zachwycająca, tak ogólnie i pomimo tego, że jest dziełem sztuki, po prostu jest niesamowita i tyle.
Tumblr media
No i te wszystkie składowe... to, że jestem na tak fajnym kierunku studiów, że się odważyłam, że robię to co kocham, co we mnie śpiewa, że do tego moje życie TERAZ tak wygląda, że miejsca, które były dla mnie nieosiągalne NAGLE w mojej świadomości ożyły, nabrały smaków, zapachów, kolorów - i tym wszystkim uzupełniłam podręcznikową wiedzę jaką na ich temat mam. To wszystko i fakt, że moje życie jest lepsze od kiedy podjęłam decyzję by pójść na terapię, a potem by zrobić coś szalonego tj. zapisać się na zajęcia pracy z ciałem, która dla mnie zawsze była trudna, a która miała w ramach tych zajęć przekroczyć kolejnym poziom - bo być zwieńczona występami na teatralnej scenie. A potem by otworzyć się na to na czas podróży z konieczności, do Gdyni, zgodzić się by towarzyszył mi jeden typ z tych warsztatów z ciałem, jeden którego dotyk mi nie przeszkadzał... który okazał się być w podróży również kompatybilnym towarzyszem (w sferze potrzeb i dziwactw - mamy podobne), a który zaproponował bym jeszcze bardziej się na niego otworzyła. Który teraz mnie wspiera, zachęca do rozwoju, kibicuje mi i udowadnia mi, że niegdyś niemożliwe rzeczy mogą być możliwe.
No i jak poskładałam tą głęboką świadomość, że jestem gdzie jestem, bo pomimo strachu, pomimo braku zasobów różnych, pomimo przeszkód podejmowałam DECYZJE... Pracowałam. Z uporem wygrzebywałam się z klatki własnych przekonań, norm, cudzych oczekiwań itp itp
I teraz prowadzę życie o jakim marzyłam... no i wczoraj siedziałam w tym pierwszym rzędzie na wykładzie historii sztuki i nie tylko ocierałam łzy, co po prostu cała trzęsłam się od szlochu i wzruszenia.
Nie potrafię powiedzieć i oddać słowami JAK WIELE TO DLA MNIE ZNACZY.
I nie wiem czy byłabym w stanie to wyjaśnić, gdyby - patrząca na mnie ze zdumieniem pani wykładowczyni - zapytała dlaczego płaczę.
TYLE PIĘKNYCH, WOLNYCH, RADOSNYCH uczuć we mnie było.
No i właśnie: podzieliłam się tym - bo miałam silną potrzebę podzielić się tym szczęściem, którego miałam wrażenie, że było za dużo jak na mnie jedną - z bliskimi.
Przyjaciele - rodzina z wyboru - odpisali, poczuli to co chciałam im przekazać, że czuję. Czułam się utulona, wsparta, czułam się zainspirowana i czułam, że inspiruję.
Tylko mama odczytała i nie napisała nic. Ostatnio tak często robi.
Zadzwoniłam do niej na przerwie - pytając co u niej. Wiem, że jest zajęta, opiekuje się wnukiem. Chciałam z nią porozmawiać, po prostu. I rozmawiałyśmy! O jej zajęciach na Uniwersecie Trzeciego Wieku, o mojej siostrze i przygodach jakie mama miła z sis, o tym co słychać u wnuczka, o tym, że złożona przeze mnie 2 dni wcześniej pozytywka działa i się kręci... Miło i cieplutko na sercu się zrobiło. Naprawdę.
Jak zapytałam mamy czy widziała wiadomość ode mnie, czy miała okazję przeczytać treść, bo bardzo chcę się z nią o tym podzielić mama przyznała - wzdychając - że czytała. I z niechęcią (a może raczej "siląc się na takt pomimo irytacji" coś w tym stylu) wyjaśniła, że totalnie nie rozumie moic uczuć. Nie może jakoś przyswoić, że tak silnie przeżywam wybór i tematykę studiów. Że to jakoś takie "nieodpowiednie".
Wyjaśniłam jej, że mnie samą również to zaskakuje. Że przecież te łzy płyną i piszę o nich do niej nie dlatego, że coś odgrywam, tylko, że dla mnie to też jest zaskakujące, że tak silnie i niespodziewanie emocjonalnie reaguję na tak banalne rzeczy jak dzieła sztuki z epoki renesansu czy scenę w której Dorotka śpiewa "Somewhere over the rainbow". Dlatego w ogóle uważam za istotne by o tym do niej napisać - że ku mojemu własnemu zaskoczeniu czuję takie szczęście z powodu tego wyboru, tych studiów, tego kierunku.
Na to mama chwilę milczała i w końcu niechętnie powiedziała "córciu, no nie wiem. Rozumiem, żeby taka reakcja mogła się pojawić u zaczynającej studia 19-latki, ale nie u kobiety takiej jak ty, która już pewną wiedzę ma, która swoje przeżyła. To jakieś takie nieodpowiednie i niedojrzałe, że tak egzaltujesz nad tymi studiami. Kobieta w twoim wieku to już powinna być z tym wszystkim zaznajomiona, powinna być po studiach i czerpać przyjemność z pracy w której wkorzystuje wiedzę ze studiów. O! A nie się wzruszać z faktu nauki o czymś co ją interesuje."
Gdy mama to powiedziała to po 1 - walnęła w moje insecurities (że jak zwykle robię rzeczy później niż moi rówieśnicy, że nie pasuję, że nie ma dla mnie miejsca; że jestem dziwna tym że odstaję od grupy i zarazem odstaję od gruby bo jestem dziwna, bo coś robię inaczej, bardziej, mniej... ech), po 2 - poczułam się nierozumiana, niewspierana, niekochana. :(
Było mi okropnie przykro.
Wiem, racjonalnie, że nie potrzebuję aprobaty mamy by się cieszyć z własnych wyborów, ale jednak... chyba gdzieś tego chciałam... tyle lat miałam poczucie winy, że ją zawiodłam, że "taka inteligentna", że "mądra, odczytana, a zaprzepaściła szansę"... I tyle roboty wykonałam by się od tego odkleić, a jednak mój obecny wybór to jest coś co przecież wpisuje się w jej wytyczne, w jej satysfakcję z wykształconej jak ona sama córki.
Ech. 5 wdechów wzięłam, poskromiłam żal i poczucie odrzucenia - to nie jest fakt przecież, to moja interpretacja. To nie jest i nie była nigdy prawda o mnie. Zrobiłam wszystko co mogłam i każda decyzja jaką w życiu podjęłam zaprowadziła mnie do miejsca w którym obecnie jestem: kiedy wzruszam się ze szcześcia.
Spokojnie mamie odpowiedziałam że przedtem przecież nie mogłam i nie miałam możliwości realizować studiów, które by tak mocno mi się podobały, które dawałyby mi takie szczęście. Na to mama, ograniczając się w słowach i poskramiając (świadomie) żal jaki w niej wywołuje myśl o tym, że te 10 lat temu po jej wylewie nie skończyłam podjętych na nowo studiów, bo chorowałam na depresję (której ona nie uważa za chorobę w kontekście swoim i moim - każdy inny człowiek, który ma depresję w oczach mamy JEST chory i cierpi, jest pełna empatii, ale wobec mnie i siebie ma inne standardy: trzeba zagryźć zęby i robić, a nie LENIĆ SIĘ i użalać nad sobą, a ja miałam być przecież architektką). Wyjaśniała bardzo formalnie, tak przepraszająco jak ona tę sytuację widzi: że zaprzepaściłam swoją szansę (na zdobycie wyższego wykształcenia, na zdobycie zawodu, statusu społecznego i jeszcze pewnie CZEGOŚ co się kryje dla niej pod hasłem "szansa" ) wtedy, te lata temu na architekturze i nie powinnam teraz się cieszyć, że dopiero mając 30-kilka lat się kształcę. Że kobieta w moim wieku to powinna chyba mieć pewną świadomość o świeci i nie wzruszać się z byle czego... a potem przerwała ugodowo wyjaśniając, że nie wie co mi odpisać na takie radosne wiadomości, bo ich nie rozumie. Z czego tu się wzruszać? Że oglądam filmy, które znam? Że uczę się o Duomo we Florencji, bo dopiero co w nim byłam.
I tyle.
I jestem od wczoraj bardzo poruszona tym, a moje myśli są bardzo zaabsorbowane - zaskakująco - jak bardzo czuję się zraniona ignorancją mamy. I na ile to opowieść o moich uczuciach i zawiedzionych oczekiwaniach (no jednak spodziewałam się, że sprawię jej przyjemność tym, że podjęłam studia), a na ile jeszcze jakiś wątek do przepracowania na polu relacji matka-corka, a na ile to jest raczej coś co mama musi przepracować i lepiej zakomunikować mi.
Zastanawiam się na którym etapie komunikacja się sypie, gdzie jest brak zrozumienia.
7 notes · View notes
trudnadusza14 · 7 months
Text
14-15.10.2023
Jak co weekend daje podsumowanie weekendu.
W sobotę miałam wolne więc przespałam cały dzień
A jak się obudziłam to z okropnym bólem głowy
Nie mogłam wstać. Obudziłam się o 17 prawie
I dzień tak zleciał na spacerze i serialach
Coś jeszcze czytałam o zaburzeniach osobowości na zagranicznych forach
I ludzie. Trafiłam też na forum gdzie się wymieniali sposobami na śmierć. Choć te to akurat nic niesamowitego bo większość sposóbów znam
W nocy zamiast spać wzięło mnie na rysowanie
Płacz i rysowanie
Tumblr media
Znowu rysuje jak się czuje. I szczerze trudno to opisać
Bo czuję jakbym była najbliżej sukcesu ale też najbliżej śmierci
I jednocześnie czuje się jak w jakimś punkcie bez wyjścia
Wyszłam z tej ciemnej nory bo zauważyłam te budowle na którą postanowiłam się wspiąć
Jednocześnie im dłużej stoję na tej budowli tym bardziej ona się łamie
Chce iść wyżej ale nie wiem jak i stoję czując jak pode mną się coś rozpada
Aż w końcu sama spadnę z powrotem do dziury i się z niej nie uwolnie bo budowla zaklinuje wyjścia
I umrę w ciemnościach
Żeby nie było. Ten obraz pojawił mi się tak o w głowie i to co widzę w umyśle ostatnio odwzorowuje na papierze
Ale nie szukam znaczenia co to może znaczyć co mam w głowie. Dopiero później jak dzieło jest skończone
I po dłuższym zastanowieniu widzisz że to bardzo pasuje
I jeszcze inna perspektywa. Im wyżej tym więcej kolorów,im niżej tym cienkiej i szarzej. Mania i depresja
Mam takie odczucie że moja psychika próbuje mi w ten sposób coś przekazać
Co ja nie umiem słowami
I te klocki wyglądają trochę jak Tetris
I szczerze powiem że tam gdzie stoi ta dziewczyna to nie tyle że sytuacja bez wyjścia ale też podobny stan
Bo mimo iż mam te myśli samobójcze dosyć silne,płaczliwość,brak sił to idzie to w parze z chęcią tworzenia
Serio. Przez ostatnio pół roku nie zrobiłam tylu rzeczy co w ciągu tego tygodnia
I ja aż myślałam że może to rysunek i malarstwo surrealistyczne to była tylko faza która minęła
A jednak nie. Nie umiem słowami to mam obrazy w głowie które przerysowuje.
Po rysowaniu jeszcze będąc przed szkołą to postanowiłam oglądać tiktoki myśląc że może jakoś podciagne sobie humor
A zamiast tego wyskoczyły mi właśnie odnośnie depresji i samobójstw. Super xD
Co gorsza ja wybuchłam płaczem gdy tam coś mówili że jaki byłeś zanim zachorowałeś. Nie pamiętasz jaki byłeś szczęśliwy kiedy jeszcze nie było depresji ? Była beztroska,dzieciństwo
A wybuchłam bo nie miałam szczęśliwego dzieciństwa
No ba. Rzadko,bardzo rzadko pamiętam coś z tego okresu przed chorobą. Bo ja już chorowałam jako 7 latka. 7 czy 8 latka już zaliczyłam próbę samobójczą.
To co ja mam wspominać ? Wcześniej były szpitale,choroby,brak emocji,strach przed wszystkim i gdzie tu miejsce na radość ? Nie wspominając już o tych wydarzeniach w szkole w domu
Ten filmik mnie tylko bardziej utwierdził w przekonaniu że nie mam czego szukać na tym świecie
Wyszłam potem z domu cała blada prosto do szkoły
I nawet szkoła nie pomogła
Był język angielski z którego w miarę jestem dobra
Dziś jakoś czułam się wyjątkowo samotna wyobcowana,że nie pasuje nigdzie,tylko ciężarem jestem i że nie powinno mnie tu być
Chciało mi się płakać jak diabli
Więc postanowiłam się odciąć i to albo coś rysowałam albo grałam
Tak na lekcji. Robiłam tak parę lat temu kiedy byłam bliska płaczu
Często dostawałam opieprz ale lepszy opieprz niż żeby wybuchnąć płaczem i zwiać z klasy i niektórzy albo się śmieją albo pytają co się stało
Dla mnie to trochę szukanie uwagi a tego nie chce
I wgl na lekcji miałam tak silne te myśli że zaczęłam się zastanawiać nad pogrzebem,testamentem. I uświadomiłam sobie jedno. Przez to że czuje się ciężarem nie chciałabym ani pogrzebu,pochówka,grobu z tej racji iż nie chce zajmować miejsca na cmentarzu.
Innym się należy a nie mnie. Nie chcę istnieć i wolałabym zostać zapomniana po śmierci
Z perspektywy zdrowej osoby to jest chyba nie do pomyślenia że czujesz się takim ciężarem że nawet jeśli skończysz żywot to nie chcesz zajmować miejsca na cmentarzu
I powiem że jakoś się dziwnie czułam rozmawiając z innymi. Im więcej słyszałam tym więcej chciało mi się płakać
W związku z tym jestem ciekawa co będzie jutro na terapi skoro trudno mi cokolwiek powiedzieć bez wylania łez
Dostałam informację że zaraz mają być praktyki. Jak wyszłam ze szkoły to sobie pomyślałam : kurwa nie dam rady,czemu musiało mnie tak pierdolnąć teraz a nie rok temu kiedy była tylko teoretyka
A rok temu nie mogłam się doczekać praktyk
A teraz nie mam siły mimo iż rok na nie czekałam
Czuje że nie jestem w stanie
Realne że te praktyki bym miała w psychiatryku
Bo mimo iż koleżanka mi proponowała to jednak ona od lat pracuje z seniorami a ja nie czuje się jakoś w tym żeby pracować z seniorami. Bardziej z dorosłymi,dziećmi albo właśnie po prostu chorymi psychicznie.
Mam nadzieję że jednak może się uda załatwić w psychiatryku te praktyki
Nie ma to jak kwalifikować się samemu do przyjęcia na odział całodobowy a wiesz że możesz tam też zaraz prowadzić zajęcia
Jeszcze ciekawiej by było gdybym faktycznie tam zaraz trafiła i jednocześnie mogła mieć tam praktyki xd
Tumblr media
A to jeszcze na lekcji stworzyłam
To było na szybko trochę bo mimo wszystko bałam się że dostanę jakąs uwagę za nie słuchanie na lekcji
Mimo iż jestem w szkole dla dorosłych a nie liceum,gimnazjum czy podstawówce.
Z tęczowej buźki zaczęły opadać kolory. Uśmiech został ale jest odkrywane coraz więcej bólu i szarości
Jedyne co moja głowa teraz świruje to właśnie z tymi pracami xdd
Jestem cicha jak mysz pod miotłą ale na sztukę ostatnio mam dużo siły
Byłam też na wyborach i te tłumy mnie przytłoczyły do tego stopnia że jak wróciłam to znów wybuchłam płaczem
Potem drzemałam i śnił mi się całkiem ładny sen
Że namalowałam jakiś ogromny obraz w którym namalowałam całe swoje życie i on był wystawiony w jakieś zagranicznej ogromnej galeri sztuki i był wart prawie milion dolarów
Fajna perspektywa tylko czy realna ?
Był potem mecz i mieliśmy remis ! ✨
Coraz lepiej grają ostatnio 😁
I znów mam kolejny obraz w głowie który chyba przed terapią będę rysować
Jeszcze z coraz większą ilością ludzi zrywam kontakt
Uczucie bycia ciężarem jest naprawdę przytłaczające
Jak się zaraz nie rozrycze znowu to może będzie ok
Jeszcze muszę chyba dietetyk dorwać
Bo mój apetyt praktycznie nie istnieje i gdyby nie seriale to bym nie tknęła nic od paru dni bo nie potrafię się za Chiny "delektować" jedzeniem bo nie sprawia mi ono totalnie przyjemności
Jak mam bez jakiegoś dodatkowego czynnika jeść np bez tych seriali to potrafię parę godzin patrzeć z niechęcią na to jedzenie mimo że rzekomo może to być coś co kocham
A moim faworytem zawsze były żelki galaretki
I wgl odnośnie jedzenia to ostatnio uruchomił mi się w głowie taki schemat gdzie uważam że dzień w którym zjadłam więcej tłuszczu niz białka to dzień stracony
Przez co dodatkowo siebie katuje wyzwiskami
Muszę chyba z nią o tym pogadać
Bo nie wiem czy to też w skutek depresji czy jednak to jest taka "cisza przed burzą" bo było dokładnie to samo na parę miesięcy zanim miałam ostry pierwszy anorektyczny epizod
Mówię tu o takiej niechęci do jedzenia
To muszę z nią chyba porozmawiać
Trzymajcie się kochani do zobaczenia 💜
12 notes · View notes
mmoottyyll3k23 · 2 months
Text
Hej wiem że wiele osób z was wiele motylków również ja ma bingę i to jest no dosyć normalne w naszym społeczności w naszej społeczności myślę że nie jest to dla nas dobre bo no obżeramy się przez co nie możemy schudnąć i tylko wiecie kalorii nam się dokładają więc chciałam przygotowanie dla was listę kilku rzeczy które można zrobić zamiast myślenie cały czas o jedzeniu lub jedzeniu cały czas więc no co no nie wiem przeczytajcie sobie dobra po pierwsze spacery spacerujcie jakby spacerowanie jest takie super po pierwsze nie jedź jest nie jecie po drugie spalacie kalorie bo no możecie sobie pisać muzyki zrelaksować wyciszyć pomyśleć o sobie przeglądnąć tumblera i jak chcecie żeby to zadziałało to najlepiej nie bierzcie z domu pieniędzy albo jak macie konto to sobie przelejcie na oszczędności czy coś żeby po prostu nie wydać tego wszystkiego na jedzenie po drodze. Dalej drugim takim sposobem myślę że są takie aktywności wszelkie fizyczne tylko nie wiem jakieś bieganie tańczenie skakanie happy horse jednak hobby horse może nie ale po prostu tak aktywność fizyczna jak w którym możecie spalić kalorie możecie się dobrze poczuć bo się zapomnieć o kładzie i tak. Dalej w trzecim punktem będą takie rysowanie malowanie czytanie po prostu musicie się skupić na czymś innym na czymś co jakby skopiować myśli zamiast jedzenia myślę więc że rysowanie jest super malowanie również dziś prac plastyczne nie wiem ja na przykład bardzo lubię czytać więc możecie też spróbować poczytać trochę. Czwartym punktem myślę że będzie takie jak minę przede wszystkim myślę że bingujemy i jak jesteśmy sami w domu więc starajcie się spędzać czas w domu z waszymi rodzicami czy z siostrą czy rodzeństwem może po prostu wiecie dzięki nim przecież tacy głupio będzie mi cały czas chodzić do kuchni i jeść nie wiem. Myślę że to by było na tyle mam nadzieję że chociaż trochę wam to pomogło piszcie czy chcecie coś takiego podobnego typu na przykład pięć sposobów jak nie jeść albo jakąś jedzenia z rodzicami albo no coś w tym stylu więc pa pa i chudego dnia moje motylki ^^
2 notes · View notes
informatyka2gr · 5 months
Text
Komputerowe gry dla dwóch osób
Wiele nastolatków spędza swoje dni w osamotnieniu... gra w gry i marnuje swoją młodość. Skutkiem tego jest samotność i poczucie odrzucenia. Osoby takie popadają w depresje i poważnie opuszczają się w życiu z powodu braku kontaktu z rówieśnikami.
Na szczęście twórcy gier wymyślili rozwiązanie tego problemu. Gry dla dwóch osób! Problem związany z brakiem życia społecznego został w ten sposób rozwiązany i nie trzeba rezygnować z naszych ukochanych gier!
Przykłady takich gier
Tumblr media
Kółko i krzyżyk to bardzo ikoniczna gra, w którą grali nawet nasi dziadkowie. Zawsze problematycznym było rysowanie nowych pól, jednak teraz wystarczy odpalić komputer i znaleźć kompana do gry.
Może być ona jednak trochę nużąca, a na przeciw temu wychodzi gra gigant tic tac toe!
Tumblr media
2. Ogień i woda jest to bardzo bliska gra dla młodych ludzi. Może ich łączyć lub rozdzielać. Gra ta ma wiele różnych wersji w której cel ten sam jedynie zmienia się teren. Obie postacie musza w jak najkrótszym czasie dotrzeć do drzwi odpowiednio im przypisanym. Znajduje się na wielu stronach z grami online
Tumblr media
3. Bomb it jest to gra mająca na celu atakowanie przeciwników przez podkładanie bomb i pozostanie ostatnim na polu. Gra posiada postacie, które można ubierać w inne przedmioty. Jest wiele różnych map, a przy samej rozgrywce można zdobyć magiczne przedmioty pomagające graczowi.
Tumblr media
4. Bubble struggle gra polegająca na wzajemnej rywalizacji dwóch graczy, których zadaniem jest rozbijanie baniek. Wcielający się w diabły gracze mają ograniczona ilość czasu, wzbudzającą presję. Istnieję również opcja single player, jednak nie zalecamy korzystania z niej, jeżeli pragniecie posiadać rozwinięte życie społeczne.
Tumblr media
5. Bad ice cream w tej grze natomiast zadaniem graczy wcielających się w lody jest połączenie swoich sił i pokonanie licznych, kolorowych przeciwników. Muszą oni również zbierać owoce w celu uzyskanie większej ilości punktów. Mimo wzajemnej współpracy zauważyć tu można również elementy rywalizacji, takie jak wcześniej wspomniane punkty. Całość okraszona jest nastrojową grafiką i charakterystyczną muzyką prowadzącą graczy.
Tumblr media
2 notes · View notes
lekkotakworld · 2 years
Text
Chciałam do września zobaczyć te 63 z przodu i powiem wam, że leżę właśnie ze łzami w oczach i boję się, że to się nie uda.. Ja nie wiem co robić, mam dosyć wszystkiego, mam dosyć jedzenia, ciągłego myślenia o nim, ciągłego liczenia.. Ja doszłam do momentu, w którym boję się przebywać nawet u najbliższych, bo nie wiem co będzie do jedzenia, nie będę w stanie tego wyliczyć, boję się, że znów stracę kontrolę i będę jeść aż do porzygu.. To jest straszne, ja nie chce tak, ale czuję, że utknęłam.
Naprawdę jestem w miejscu, w którym nie mogę już patrzeć na odbicie w lustrze, popadam w coraz gorszy nastrój, ja już nawet rzadko kiedy się uśmiecham.. Wszystko zaczęło mnie denerwować, jakaś nerwica natręctw czy coś w tym rodzaju, denerwują mnie takie drobnostki, potrafi mnie wyprowadzić z równowagi to, że komuś kapie z loda, bo się rozpuścił..
Każdy pyta, czy wszystko okej, co taka bez humoru jestem, a ja zawsze zwalam na pogodę, albo niewyspanie, że wszystko jest w porządku.. A później i tak uciekam od ludzi, zamykam się w pokoju, bądź w łazience.. Późnymi wieczorami wycieram łzy w poduszkę, łzy, które już same lecą i których nie kontroluje. Czuję niesamowity smutek, bez kontretnego powodu. Nie odczuwam radości, jakbym zapomniała już, co to w ogóle jest radość..
I z chęcią powiedziałabym komuś o tym, ale cały czas wypiera to myśl, że i tak nikt tego nie rozumie. Każdy powie, żebym po prostu się czymś zajęła, żeby nie myśleć, że może powinnam zacząć jeść normalnie, powinnam się uśmiechać i w ogóle. Żeby to było takie proste..
I nie wiem dlaczego to pisze... Mam mega zły dzień. Mega złe dni. Pragnę zaszyc się w domu, we własnym pokoju, wychodzić tylko, by zjeść obiad, a resztę czasu przeznaczyć na książki, malowanie, rysowanie. Pragnę zagłuszyć myśli. Mogłabym spać całymi dniami i nocami, na zmianę z czytaniem, rysowaniem. Posłuchałabym jakiejś spokojnej muzyki, albo szumu padającego deszczu..
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
37 notes · View notes
taliamarzeniem · 1 year
Text
Hej.
Wiem że dużo z was tego potrzebuje kochane dlatego przychodzę z pomocą.
Podam wam dobre sposoby na tłumienie głodu (i te wam pewnie znane i trochę inne) które mi pomagają+powiem jak uniknąć napadu (na moim przykładzie)
Zacznijmy od unikania poczucia głodu:
1. Znane wszystkim gumy. Jedna miętowa guma ma 2 kcal. Ale pamiętajcie że to bez różnicy czy będziemy żuć jedna gumę czy pol-tlumi głód tak samo. Więc od was zależy czy przyjmiecie do organizmu aż 2 kcal czy tylko 1.
2. Woda. Woda nie ma kalorii więc bez obaw możecie jej pić ile chcecie. Przy okazji przepięknym uczuciem jest czucie zimnej wody w pustym żołądku 😜
3. Herbaty. Oczywiście bez cukru. Mało kalorii a pomaga bardzo. Ociepla żołądek i wspomaga trawienie.
4. Papierosy. Mają mało kalorii (zależy jakie ale przeciętny ok 2-3 kcal) są smaczne hahah i przede wszystkim nie tluczace.
5. Epy. Tak samo jak w 4.
6. Kawa czarna (lub z naprawdę bardzo małą ilością mleka). Nie dość że tłumi głód i nie zawiera zbyt dużo kalorii, jeszcze poprawia nastrój i daje energię do czegokolwiek.
7. Warzywa. Mają mało kalorii (na pewno nie przekroczysz nimi limitu), są bardzo zdrowe i przede wszystkim nie tluczace. Najesz się a nie przytyjesz-wspaniale czyż nie???
8. Ćwiczenia. Wydzielają endorfiny, początkowo będziesz zmęczona, ale uwierz mi z czasem będziesz mieć więcej energii. Nie dość że tłumią myśli o głodzie, jeszcze spalają twój okropny tłuszcz! Niesamowite prawda??
Teraz powiem wam jak skutecznie uniknąć napadu.
1. Zajmij głowę w 100% czymś innym. Czy to będzie rysowanie/malowanie czy śpiewanie, oglądanie filmu, cokolwiek! Byle byś nie myślała o jedzeniu.
2. Obejrzyj co jest w lodówce i weź coś najmniej kalorycznego/coś na co masz najbardziej ochotę. Pamiętaj żeby nie stracić kontroli! Lepiej przekroczyć limit o 500 kcal niż 2000 kcal lub i więcej nieprawdaż?
3. Pomyśl ile to wszystko ma kalorii, ile przytyjesz jedząc to co chcesz. Nie wstyd ci będzie?? Przecież chcesz schudnąć.
4. Będziesz mieć okropne wyrzuty sumienia i prawdopodobnie skończysz płacząc nad kiblem. Po co ryzykować?
To tyle z mojej strony. Trzymajcie się chudo motylki!!!
10 notes · View notes
jakubzakrzewski · 6 months
Text
Piszę lepiej, kiedy robię zdjęcia
Zazdroszczę osobom, które mają pasję. Czasami nawet nie rozumiem tego oddania się jednej rzeczy i po prostu robienia jej przez każdą wolną chwilę. Nie potrafię zrozumieć bardziej tego, że naprawdę da się wybrać jedną rzecz. W końcu jest tyle ciekawych dyscyplin sztuki, tematów do czytania. Jak tu wybrać tylko jeden?
Moją fascynację wieloma wątkami naraz traktowałem raczej jako wadę. Bo za nim wkręciłem się w coś na dobre, już to porzucałem. Albo było ich tyle, że przytłaczała mnie świadomość: gdybyś zebrał cały ten czas, który poświęcasz na X i robił tylko Y — byłbyś najlepszy.
Kiedy jednak zacząłem poznawać cechy różnych form ekspresji, zrozumiałem, jak sztuka się przenika. Dlatego próbowanie nowych rzeczy nie jest wcale wadą. To najlepsze, co możesz zrobić dla swojej twórczości.
Wszystko tak naprawdę zależy od Twojej interpretacji i emocji, jakie wywołuje w Tobie tworzenie czegoś. Co czujesz, kiedy na przykład grasz na instrumencie, co czujesz, gdy widzisz szybującego ptaka na niebie, gdy robisz mu zdjęcie — te elementy możesz przekuć na swoją sztukę. Zauważysz, też, jak każda sztuka jest zbudowana.
Gdy interesowałem się rzeźbą i lepiłem coś w glinie, zrozumiałem, że jest to proces nadawania formy, tworzenia całości. Z kolei, kiedy robię zdjęcie, wyobrażam sobie, że jest to ważny element pewnej historii. W tym momencie poświęcam całą uwagę jednej chwili. A jaki będzie miała wpływ na resztę opowiadania? Tego nie wiem. Myślę, co się dzieje teraz. Natomiast rysowanie jest dla mnie wyobrażeniem zdarzenia, takim, jakimi chcę, by było lub takim jak je postrzegam.
Cały proces tworzenia to możliwość pokazywania rzeczy takimi, jakimi są, jakimi były lub jakimi będą.
W tym wszystkim pisanie postrzegam jako fundament mojej sztuki. Pisanie pozwala mi tworzyć. W pisaniu czuję się najlepiej. Pozostałe elementy konstrukcji budują informacje, jakie pozyskuje ze zrozumienia i interpretacji innych form twórczości.
Ciekawość nie pozwala mi zamknąć się tylko na jeden temat. Ta sama emocja pokazana w różnych formach sztuki może odkryć przede mną inne uczucia.
A ja chcę poznać je wszystkie.
2 notes · View notes
mikoo00 · 3 months
Text
Wczoraj byłem odwiedzić przyjaciółkę A. i jej chłopaka w nowym mieszkanku ☺️Mega się cieszę Nie widzieliśmy się od grudnia Tylko ja byłem u nich nobo jeszcze się nie rozpakowali i znajomi by nie mieli gdzie siedzieć xd
Zajebiście było Oglądaliśmy sobje filmiki na yt rozmawialiśmy Przy niej się czuje bardzo komfortowo Nie musimy rozmawiać ze sobą jak nm się nie chce Ta cisza nie jest straszna. Ona tam próbowała się zabrać za naukę na egzaminy a ja rysowalem
Tak rysowalem na tablecie 🥰 B. Pożyczył od siostry jej tabletka graficznego z ekranem wyświetlanym Huion kamvas 13 pro Jeju jak przyjemnie się na nim rysowało. Nie spodziewałem się tego Patrzyłem na takie które najbardziej będą mi przypominać rysowanie tradycyjnie na papierze Jednak i ten sprawiał takie wrażenie Jedyny jego minus to to że nie da się zumowac palcami tylko trzeba kombinować Ale świetny jest w użyciu
18 notes · View notes
thatweirdoworld · 7 months
Text
Rzeczy które możesz robić zamiast jedzenia:
Umyć włosy
Weź prysznic
Zimna kąpiel
Obejrzyj ten film/przeczytaj tą książkę które są na twojej liście od dawna
Poszukaj prezentu dla bliskiej osoby lub zrób go samx
Wynieś śmieci z pokoju
Posprzątaj porozrzucane ubrania
Wytrzyj kurze z półek
Wyczyść galerię w telefonie
Poodbieraj zaległe maile/napisz jakiś do kogoś
Odłóż rzeczy których już nie używasz, możesz je oddać do szkoły/przedszkola lub do specjalnych pojemników
Zacznij nowe hobby (propozycje:pisanie fotografia,journaling, jakiś nowy rodzaj sportu, rośliny, nauka języka, rysowanie, wyszywanie, szydełkowanie itp. tego jest dużo jestem pewnx że znajdziesz coś dla siebie)
Zrób playlistę
Przeorganizuj pokój/zrób przemeblowanie
Posprzątaj w domu
Idź na spacer
Ugotuj coś niskokalorycznego np.na drugie śniadanie
Masz stare świeczki zrób nowe np .zmień kolor albo zrób nowe
Poćwicz
Naucz się na ten sprawdzian który masz w tym /przyszłym tygodniu
Będę jeszcze aktualizować
Jak widzisz jest dużo rzeczy jakie możesz zrobić które poprawiają twoje życie a nie jak to obrzydliwe jedzenie które tylko daje ci wyrzuty sumienia.
5 notes · View notes
mothylarka · 8 months
Text
Dzisiaj jest, tak jakby, pierwszy dzień mojego urlopu. Wyjechaliśmy na działkę w piątek po mojej pracy, ale ze wolny weekend to nie jest aż takie novum, to liczę dopiero dzisiejszy dzień jako urlop faktyczny i rzeczywisty. Co oczywiście nie zmienia faktu, że w sobotę w południe dostałam SMS-a od mojego bossa, a w nim listę rzeczy, które mam sprawdzić. 25 minut potem wysłał SMS-a, że a, ok, ty na urlopie, nieważne. Kilka dni wcześniej mieliśmy identyczna sytuację gdy polecił mi coś zrobić zakładając, że jestem w pracy cały dzień, a nie jak ustalaliśmy wcześniej, na rano, odpisałam więc "przekażę" i trochę się zmieszał, bo napisał, że zapomniał, że mnie tam nie ma.
Dzisiaj obudziłam się do smsa koleżanki pytającego mnie gdzie leży część zamówienia klienta, która mi powierzono. No leży tam, gdzie ją robiłam, poszukiwania zajęłyby kilkanaście sekund, ale nie ma sensu się wysuczać, odpisałam gdzie. Do tego wysyłała mi jeszcze zdjęcie do konsultacji i pytała czy myślę, że w sobotę może wyjść wcześniej, bo przez roboty drogowe może spóźnić się do dentysty. Odpowiedziałam, że tak, ale niech zapyta szefa tak chociaż kurtuazyjnie.
Ej, ludziska. Oni się komunikują ze mną zamiast komunikować się ze sobą. Odruchem ludzi kiedy coś idzie nie po mysli jest panika i pisanie do mnie. A ja tam nawet etatu nie robię.
A tak poza tym to ja chyba nie czuję jeszcze tej urlopowosci. W ciągu najbliższego miesiąca będę tam przyjeżdżać jeszcze 3 razy, za to niejako w ramach rewanżu dostałam więcej wolnego niż się spodziewałam.
Od marca chyba rozpisywałam się o mojej planowanej garderobie działkowej. Dupa tam, ledwie mi się udaje coś kleić z tych ciuchów, które tu zabrałam. Nie jest może fatalnie, ostatnie dni były bardzo gorące, więc chodziłam w sukienkach, ale już wiem, że brakuje mi przynajmniej jednej pary czegoś, co mogłabym nosić na trekkingi czy w ogóle chłodniejsze dni. Zamówiłam też na vinted jeszcze jedna dżinsową spódnicę, ktora nie jest za duża, nie jest za krótka i pasuje do prawie każdej góry. Już i tak mam wrażenie, że na wsi łatwiej przychodzi mi przepuszczać hajs. Jako że wciąż próbuję wyrabiać kroki, a łażę w balerinkach i sandałach, to trzymam się głównie chodników, a to oznacza, że robię sobie spacery ku cywilizacji, tj Biedronce lub Lewiatanowi. Ba, założyłam już kartę stałego klienta sieci lewiatan.
BTW. To jednak były hormonalne fiki miki i już 2-3 dni po ostatnim wpisie waga pokazała o kilogram mniej. Muszę przywieźć sobie swój hulahop na wieś (na śmierć zapomniałam). Mój N. po miesiącu wmawiania mi, że na pewno się głodzę stracił trochę na wadze i oświadczył, że on teraz też chce być trochę bardziej fit. No i dobrze.
Dzisiaj robiłam pulpeciki w sosie chrzanowym, jutro rano wstaję, by smażyć racuszki jabłkowe. Z sanatorium przyjeżdża mama N.-a i od dawna wymyśliłam, że kupimy jej owoce i jakieś drobiazgi śniadaniowe oraz przygotujemy obiad do podgrzania, bo w lodówce niż nie będzie miała. Okazało się, że jest bardziej przedsiębiorcza niż zakładałam i wysłała mu listę zakupów dla niej przed swoim przyjazdem. Dopisaliśmy do tego jeszcze jajka (zgodzicie się, że lepiej mieć niż nie mieć), a ja dodam jej po dużej porcji wyzej wspomnianych dań, startą marchew (do obiadu), malutkie dżemiki oraz trochę owoców z działki.
Jedyny dzień, gdy nie mam już ścisłych planów to środa. Może wtedy będę się relaksować i nadrobię rysowanie. I pewnie będę prać.
5 notes · View notes
myslodsiewniav · 10 months
Text
Trochę o szkoleniach, trochę o rozkminkach po ostatnich szkoleniach, trochę obserwacji bieżących, trochę o życiu po prostu
21 czerwca 2023 r.
Środa
Przed wczoraj byłam na świetnych warsztatach dotyczących kreatywności, dziś planuję jeszcze jedno szkolenie certyfikowane, a kolejne będzie w piątek. Na obydwa się bardzo, bardzo, bardzo cieszę. Bardzo mnie jara podnoszenie kwalifikacji, nauka. Cieszę się, że to robię, że się odważam. Podoba mi się jak te szkolenia łączą wszystkie moje sfery zainteresowań:
1
To dotyczące kreatywności skupiało się W TEORII na malarstwie i pracy artystycznej twórczej, szczególnie w kontekście pozwalania sobie na relaks i przerabianie emocji, takich bardzo przyziemnych rzeczy poprzez sztukę. Prowadząca przedstawiła, że tworzenie nie ma być celem samym w sobie, a skutkiem ubocznym pracy z emocjami. Że samo to, że siadam z pędzlem jest aktem twórczym, nawet jeżeli spod moich rąk wychodzi guano (jak w poniedziałek, miałam fun z malowania, ale wyszło totalne gówno xP). Dla mnie to bardzo rewolucyjne podejście, chociaż mam wrażenie, że nie pierwszy raz je odkrywam, ale z jakiegoś powodu łatwo mi o tym zapomina się i wpada w stare myślenie, w koleiny pełnej presji perfekcyjność (ofc w wersji "osoba z ADHD" teraz to wiem i teraz w końcu rozumiem to co czuję, potrafię to nazwać, wow) i skupienie na CELU końcowym, na pracy malarskiej/ceramicznej/tkackiej, na tym co wyjdzie spod moich rąk jako produkt końcowy, jako owocu mojej pracy od którego zależy moja opinia o mnie samej... Tym czasem sztuka powinna być towarzyszką, pontonem w którym pomagam samej sobie się utrzymać na fali emocji i nie utonąć. Bezpiecznym miejscem z którego mogę poobserwować co się we mnie dzieje, z uważnością na swoje potrzeby i na moje otoczenie. Gdy w poniedziałek nauczycielka to mówiła to mnie NAGLE olśniło - bo właśnie TYM dla mnie były farby i tusz, kiedy byłam dzieckiem. Nie potrafiłam tego co czułam nazwać, ani opisać, ani często okazać. To wszystko kotłowało się wewnątrz mnie i jedyną formą ekspresji jaka mogła POMIESCIĆ moje uczucia (zalewający mnie strumień wielu bodźców - wynikający z ADHD, teraz to wiem :(, bardziej czułam i nie potrafiłam wyłapać, które informacje są istotniejsze, więc musiałam je przetworzyć, stworzyć okazję do spojrzenia z odległości) było malowanie i rysowanie. Odpływałam przy tym, świat znikał, kolory i kształty mnie pochłaniały zupełnie! Mama miała spokój ze mną i do tego malowałam tak dobrze (dzięki wprawie), że wygrywałam konkursy i zdobywałam nagrody. Potem do zestawu narzędzi ekspresji dołączył aparat fotograficzny. Ech. Zaś w poniedziałek na wykładzie/warsztacie zdałam sobie sprawę, że jakoś, dość wcześnie, tę rolę, tego nośnika moich emocji, pontonu, który pozwalał unosić się na fali emocji, odsiewać myśli, dostrzec co jest istotne, a co nie - tym stało się dla mnie pisanie. Tak jak teraz, strumień myśli, jeszcze nie wyraźnych, które w momencie CZUCIA zamieniały się w słowa, gdy tylko palcami dotknęłam klawiatury. Często piszę tzw. "strumieniem myśli" - nie mam planu, przemyśleń ubranych w słowa, mam po prostu uczucia, którymi muszę się wyrzygać, bo jest ich tak dużo, że jest mi od nich niedobrze. Tak jakoś wyszło, że w poniedziałek odkryłam, że to nie jest tak, że nie jestem beznadziejna, bo za rzadko siadam do farb. Nie jest tak, że moje marzenie o sztuce to marzenie dziewczynki, z którego wyrosłam - jak na pewnym etapie sugerowała moja terapeutka - to na 200% marzenie aktualne. Po prostu życie się mi zmieniło min. dzięki terapii. NAGLE zrozumiałam, że zamieniłam farby na słowa. I poniekąd jest to zasługa wieloletniej pracy na terapii: rozpoznawanie i nazywanie emocji, wypracowanie nowych nawyków itp. Pisanie pomaga mi. Nie bez przyczyny nazywam to miejsce swoją myślodsiewnią.Kiedyś tym dla mnie było malarstwo. Teraz malarstwo/ceramika/grafika dla mnie to przede wszystkim taka forma witania się na nowo z bardzo, bardzo, bardzo głęboką i PRAWDZIWĄ, WOLNĄ i DELIKATNĄ częścią mnie (mojej psychiki, mojego ja, może być, że "duszy"), poznawanej od początku po długim nie widzeniu. Oswajanie się z własnym potencjałem, z najwcześniejszą formą wyrażania uczuć, jaka była mi świadomie dostępna. To trochę jak oswajanie zlęknionego, schowanego głęboko na lata zwierzątka. A trochę to łatwe: bo mam do tego potencjał! Mam do tego większy i bardziej naturalny potencjał niż do pisania - A PISZĘ (i pisanie to też sztuka, i, o ironio, ostatnio dzięki swojemu pisaniu wygrałam w konkursie hahaha xD)! Po prostu potrzebuję przestrzeni na zaakceptowanie potknięć w tej odbudowywanej relacji. <3
2)
Zarządzanie, bo nota bene robię to naturalnie od kiedy pamiętam. I od kiedy pamiętam czuję się tym przytłoczona, bo z całą moją wrażliwością (i nadwrażliwością - spisuję to podkreślając wciąż sobie, że ta zaleta w niektórych przypadkach bywa wadą) uważam, że TEORETYCZNIE nie nadaję się na lidera. Przynajmniej wedłóg moich wyobrażeń o tym, jakie cechy powinien mieć lider. Mam przekonanie, że nie jestem zamordystką, jak moja siostra - a na pewno taka kategoryczna stanowczość jest cechą lidera. Ja dyskutuje i upieram się na demokratyczne wybory, a pracownikom szybciej przypomnę o ich prawach, niż o obowiązkach, a pracodawcy przeciwnie: o obowiązkach, a potem prawach :P Nie jestem osobą, która będzie tańczyć w pierwszym rzędzie, która przepada za wystąpieniami publicznymi. Ba! Jestem tą osobą, która sztywnieje, jak ma tańczyć w parze z nową osobą! A może byłam tą osobą (i już nie jestem)? Bo w ciągu ostatnich lat tak wiele się zmieniło (i nie mogę przestać w takich momentach myśleć z wdzięcznością o mojej terapeutce i swojej ciężkiej pracy na terapii)...
A jednak od kiedy pamiętam liderem mnie wybierano - wśród kuzynek, kuzynów, dzieci, na koloniach, na studiach, w pracy. Taki ogarniach do zadań specjalnych. Po prostu wydaje mi, że wśród moich przyjaciół przeważają introwertycy, który nazywają mnie "ekstrawertyczką" i przewracają oczyma, a na tle mojej rodziny, rodziny mojego partnera, przyjaciółek mojej siostry i wielu, wielu innych, bardzo rozrywkowych grup jakie znam uchodzę za osobę "spokojną, wyciszoną, zrównoważoną, introwertyczną" itp. To bardzo rozbieżny feedback na własny temat zbierałam i zawsze miałam z tym problem, bo w sumie nie wiedziałam, jaki mam wizerunek. Ani czy on mi się podoba? Czy jest zgodny ze mną? A po terapii coraz rzadziej w ogóle myślę o tym w tych kategoriach: jestem jaka jestem, na cudzą opinię i tak nie mam wpływu, więc lepiej robić to co robię dobrze (w zgodzie ze sobą i z prawem), traktować ludzi tak, jak sama chcę być traktowana, w trudnych emocjach szukać najpierw zarzewia bólu dupy w swoich historiach, a nie w zachowaniu innych, a jeżeli zachowanie innych jednak jest nie okay - kulturalnie i asertywnie stawiać granice... Mam wyobrażenie, że obecnie dzięki terapii udaje mi się z tą postawą być konsekwentna, dzięki czemu czuję się zwykle okay.
Jednak teraz, szukając pracy siłą rzeczy ZNOWU zaczęłam to rozkminiać, tj. zewnętrzy punkt widzenia na mój wizerunek. I sama nie wiem. No i poza własnym doświadczeniem życiowym i dzierżonymi stanowiskami w poprzednich pracach (na stanowisku kierowniczym jest od 7 lat) nie mam poparcia w postaci papierka, że na zarządzaniu się znam. Trochę dupa. A trochę może moje "na czuja" i poleganie na systemie zarządzania nauczonym jeszcze w dzieciństwie, a potem przenoszonym i dostosowywanym (a za tym szła nauka przepisów ofc) na kolejne grunty relacji (kolonie, szkoła, studia, praca, głowa rodziny itp) nie są przecież jedynymi i nie muszą być najbardziej pożądanymi sposobami zarządzania na polu zawodowym, jakie pozwolą mi na znalezienie dobrej, satysfakcjonującej pracy. Czy moje doświadczenie będzie wystarczające dla potencjalnego pracodawcy? Dlatego inwestuję w siebie i robię kursy, certyfikowane, aby mieć na to "papierek" i żeby się czegoś ciekawego nauczyć! W końcu to mój cel jakby nie patrzeć! :D Jak długo nie będą to nudy tak długo będę szczęśliwa! Ekscytuje mnie perspektywa dzisiejszego szkolenia. Też mnie ciekawi jacy ludzie przyjdą na nie. Z ludźmi z poniedziałkowego szkolenia bardzo rezonowałam. A z tymi? Nie wiem. To nowa i zarazem nie-nowa branża, na pewno ta mniej bliska mojemu serduchu (bo generująca stres i przebodźcowanie od najmłodszych lat, ale też dająca OGROMNĄ satysfakcję, kiedy udaje mi się dowieźć projekt do końca :D). I sama nie wiem co o tym myśleć: z jednej strony to po prostu poparcie dla mojego doświadczenia zawodowego, a z drugiej strony, po moich odkryciach względem tego co mnie ciągnie zawodowo z zeszłego roku - czuję dużo sprzeczności. Bo to jest ten obszar w którym jestem rybą, która nauczyła się żyć w koronie drzewa, wijąc gniazdo jak ptaki i tylko okazyjnie odwiedzając jeziora. :/ Nie przychodzi mi to łatwo, jak sztuka. Nie jest tak, że siadam i WIDZĘ co będzie dalej, że pod skóra uruchamia się instynkt. Nie. Muszę się naprawdę wystarać pracując jako koordynator.
Teraz wiem, że nie tylko mi się wydaje, że jest to bardzo wyczerpująca praca (w domyśle takie przekonanie mam: bo zawsze jest to bardzo wyczerpujący rodzaj pracy, a jest ze mną coś nie tak, jeżeli umykają mi czasem rzeczy, więc, żeby pracować normalnie, jak inni muszę się starać bardziej. I dopiero jak się wystaram bardziej i mi wyjdzie to będę mogła być zadowolona z pracy - a zwykle wychodzi, więc jestem wyczerpana, ale mogę być z siebie dumna), ale po prostu dla mnie, osoby z ADHD to jest praca wymagająca zdwojonych nakładów uważności, których ze względu na budowę mózgu nie mam "w pakiecie". Więc tak, bardziej się męczę, ale coś sobie udowadniam... Ech...
Tylko nie wiem czy dalej potrzebuję coś (normalność) sobie udowadniać, czy raczej szukać pracy pod swoje supermoce multitaskingu i pozornego chaosu (który tak naprawdę jest, lol, pedantyzmem - xD nadal mnie ta świadomość bawi)? Wolałabym połączyć w pracy sztukę i zarządzanie - a to całe szczęście jest już możliwe na rynku, jest na to przestrzeń, więc MOŻE...
3)
Zarządzanie marką. Nie wiem czego się po tym szkoleniu spodziewać, ale mam wyobrażenie, że daje dokładnie takie kompetencje, które są fuzją moich punktów 1 i 2. Prowadzącej też nie znam i nie wiem czego się spodziewać. Zobaczymy. Bardzo duże ZOBACZYMY.
----
Wracając do dzisiejszego dnia...
Po południu miałam iść na bardzo słowiańsko-świętojański spontaniczny event, ale może się nie odbyć jeżeli - zgodnie z prognozą - będzie padało (a zapowiada się ostra burza z piorunami). Więc może zrobię sobie jakąś sesję z olejkami eterycznymi? I z jogą?
Powietrze jest tak gęste, że mam wrażenie, że stoi w pokoju, jak tłum w tramwaju w godzinach szczytu - ciasno tu, trudno oddychać, chociaż w domu jestem niby sama. :P
Słowem deszcz wisi w powietrzu i puszy włosy.
Wczoraj zapomniałam (ale też uważam, że to po prostu zwyczajnie jest dla mnie trudne i wygodnie mi o tym nie pamiętać) zostawić szefowi wezwania do zapłaty (bo pełnego wynagrodzenia nadal nie mam na koncie). Muszę to dziś zrobić. Muszę również dzisiaj zapłacić w OKE za wydanie duplikatu świadectwa maturalnego (nie mam pojęcia, gdzie mogą być moje świadectwa... może na uczelniach? Byłam na jednej z moich poprzednich uczelni, ale kazali mi pisać maila do archiwum, jeszcze nie dostałam odpowiedzi, więc nie wiem czy mają moje dokumenty. Nie pamiętam czy kiedykolwiek odbierałam swoje dokumenty z uczelni - to są przykre aspekty przeżywania załamania nerwowego, a potem depresji - kilka lat życia jest jedną, wielką, białą plamą i nie wiem co się wtedy działo i co robiłam oprócz tego, że walczyłam z sobą by w ogóle mieć siły by istnieć... ).
Przyszła też TŁUSTA koperta ze spółdzielni mieszkaniowej do właścicieli wynajmowanego nam mieszkania. Muszę ją dziś do nich nadać (mieszkają bardzo daleko, łatwiej im wysłać polecony). W pierwszym momencie pomyślałam o tym, co dosłownie chwilę później na głos wypowiedział mój chłopak wyciągając ten list ze skrzynki: skarga na nas za szczekanie naszego psa. To co odwaliła w dwa wieczory dwa tygodnie temu przed Bożym Ciałem to... Omajgad, nie zdziwiłabym się, jakby wspólnota mieszkaniowa złożyła na nas donos do spółdzielni. :/ No nic. Zobaczymy - jeżeli właścicielka mieszkania odezwie się w tej sprawie to będziemy myśleć. Oczywiście jest jeszcze większa i bardziej oczywista możliwość, że koperta zawiera jakieś plany uchwał (związane z budową zamykanych koszy na śmieci z możliwością segregacji, bo w tej sferze jest dramat pod blokiem) lub zestawienia prognoz podwyżek za media na 2023/2024. Ale naszą pierwszą myślą i tak była ta o skardze na nas (i naszego szczeniaka) i konsekwencjach skargi: że jeszcze tylko tego nam brakuje w czerwcu, by właściciele wypowiedzieli nam umowę i żebyśmy zostali bez dachu nad głową, z widmem kolejnej przeprowadzki. Jajks. No, bo zgodnie z prawem Murpgy'ego "Jeżeli przewidziałeś cztery możliwe awarie i zabezpieczyłeś się przed nimi, to natychmiast wydarzy się piąta, na która nie byłeś przygotowany." (tak, wiem, Murphy nie miał racji, znacznie częściej złe rzeczy się nie przydarzają, ale nieszczęścia lubią chodzić parami... ech).
Ale to nie koniec... mój O. wczoraj dostał info, że będą mieli wizytację prezesa. Zaczęło się od tego, że coś-tam w firmie od dłuższego czasu zgrzytało. Nie finansowo, tylko w kwestii najmu lokalu jego biura, kwestii formalnych itp. Dlatego od dłuższego czasu trwają poszukiwania nowej siedziby i rozwiązań prawnych (tak, by nie odbiły się na klientach i pracownikach) - i to mimo wszystko go stresuje, bo nie wiadomo jak daleko teraz będzie miał do pracy. Takie zawieszenie po prostu. Niebawem się może okazać, że droga do pracy będzie mu zajmować np: 1,5h w jedną stronę, a to niezbyt mu będzie odpowiadało. Co zrozumiałe. Może się też okazać, że do pracy będzie miał kwadrans i to piechotą. Niestety nie wiadomo na ten moment nic w tej sprawie, a termin zwolnienia najmowanego lokalu zbliża się prędko, dupsko się pali, a osoby decyzyjne miały w tej sprawie przyjechać do naszego regionu w tym tygodniu. Ale nie było mowy o Prezesie. Tym czasem wczoraj wieczorem okazało się, że Prezes przyjedzie na ponad tydzień (!!!) żeby zająć się oczywiście tymi formalnościami, ale również po to, by spędzić kilka godzin z każdym pracownikiem "towarzysząc mu" (tj. moim zdaniem adekwatniejsze określenie to "obserwując" i "oceniając" :P ) w codziennych służbowych obowiązkach. Mój chłopak ma dzień z szefem jutro. Stresuje się bardzo - bo zarówno moją sytuacją w pracy jest zestresowany, a teraz jeszcze swoją. Tylko tego brakuje, żebyśmy obydwoje wylądowali na bezrobociu z końcem miesiąca... W teorii nie ma powodów czy podstaw do zwolnienia O., ale cholera wie co kolejnemu pracodawcy do głowy uderzy? Więc i ja się stresuję... bo kurcze, no, nie jest to idealna sytuacja... Dzisiaj O. pojechał do pracy w koszuli, którą nosi tylko na takie okazje jak "wypad do muzeum" i "Wigilia" :P Więc jest poważnie...
W ogóle odnotuję, bo to nieczęsta sytuacja: O. przyznał, że "nie wiem dlaczego, ale jestem ostatnio bardzo zmęczony, jakbym był czymś bardzo zestresowany bez przerwy" xD Noł Shit Sherlock! Wymieniłam mu lawinę czerwcowych powodów do stresu i się uśmiechnął przepraszająco...
Mnie natomiast od wczorajszego wieczora bardzo nęci zagadnienie zagadnienie zarządzania budżetem. Nikt mnie tego nie nauczył, nie w sposób efektywny. Ale słuchałam podcastu o zarządzaniu hajsami, szczególnie o momencie kiedy się wpada w totalne bagno finansowe. I kurcze, ja w takim bagnie byłam. Na lata. Prowadząca mówi o sytuacjach różnych: doinwestowanie własnego biznesu, który nie pyknął, rozwód, nieruchomości, które nie powstały, a także sytuacja mi dobrze znana: gdy osoba partnerska zostawia nas z długami, a sama odchodzi twierdząc, że to nie jej sprawa, zostawiając nas bez dachu nad głową itp bo jednak wspólny budżet pozwalał na utrzymanie się na innym standardzie życia, niż solo i to z długami, które były brane z myślą o wspólnocie i budowaniu wspólnego życia. No byłam tam. Fakt. I spłaciłam wszystko. I nie byłam szczęśliwa z życia, jakie przez przymus tej sytuacji musiałam wieźć. Najczęstsze, co słyszałam we własnej głowie w dorosłym życiu to "nie jest mnie stać". Na wakacje, na mieszkanie, na naukę, na ciuchy, na lekarza. Wciąż był niedostatek. A teraz jest inaczej - jest mnie stać na niektóre rzeczy, ALE nadal nie jest to poziom zapewniający bezpieczeństwo, bo gdyby O. nie było to niestety znowu nie byłoby mnie stać... A w obecnej sytuacji (bez części zarobionego dochodu i z wizją rychłego bezrobocia) byłabym posrana dwa razy bardziej, gdybym była solo. Całe szczęście mamy z O. oszczędności, zaczęłam odkładać (miesiąc temu xD), więc póki co nie boję się lipca (sierpnia już owszem). Póki co jest ok.
Ale zastanawiam się nad udaniem się do specjalistki by nauczyła mnie prawidłowego planowania budżetu. I wyborów - bo w tym podcaście mówiła o mojej sytuacji: gdy tracisz pracę i z jednej strony za mało zarabiałaś by w ogóle myśleć o inwestowaniu i oszczędzaniu, a z drugiej strony przez brak inwestycji znikasz z rynku... Muszę sobie to dobrze rozpisać, bo rzeczy się dzieją. Jeżeli nadal, tak jak teraz, będę w rozkroku i nie będę wiedziała co robić dalej to się umówię... jak poznam ceny...
No i muszę ogarnąć nowe CV (pod bardziej artsy rzeczy), ująć w nim ostatnie kursy i czekać na info od kumpeli (być może będę miała pracę od lipca - tak próbujemy z koleżanką się "zamienić" na stanowiskach, ona ma swój nowy projekt od lipca, a ja bym miała grafiki i komunikację wizualną w jej poprzednim miejscu pracy, może jej szefowe będą chciały mnie wybrać, will see, czekam na info).
Wczoraj wieczorem z O. oglądaliśmy zdjęcia naszego szczeniaczka z lutego - wzruszyliśmy się, bez kitu! Ona tak wyrosła! Jest taka duża, a była taką puchatą kaczuszką...
4 notes · View notes
trudnadusza14 · 7 months
Text
13.10.2023
W nocy lunatywałam i zwaliłam sporo rzeczy w pokoju. W tym wylałam sok i wywaliłam wszystkie ciuchy z szuflad xd
I coś mi się śniło że spotkałam jakiegoś typa dziwnego na ulicy i umówiłam się a on mnie zgwałcił. Nie wiem skąd taki sen
Jak się obudziłam zastanawiałam się czy zostać w domu czy wybrać się na zajęcia
Jak równo o 16 byłam jeszcze w domu to moja Kiara zaczęła tak miauczeć jakby tu była rzeźnia jakaś
I ja się zastanawiam czego ona chce. Jeść ? Bawić się ? Pieszczot ?
Ani to ani to. Ona podeszła do mnie i zsuneła mi rękaw z ręki i pokazuje mordką na bandaż i krzyczy "Miaaaauuu"
Coś jakby "co ty sobie zrobiłaś ?!"
I lizała mi rękę. Ale potem dalej się drze
I ona pokazuje na zegarek i ja się jej pytam :
-no ale co związku z tym że 16?
Kot prychnal i podeszła do obrazów i pokazuje na obrazy. I ja już skumałam o co chodzi. Kot mnie wygania na zajęcia 😆
Ale że pamiętała że zwykle w piątki miałam malarstwo ? To już w ogóle dziwne 😂
I jak powiedziałam że no dobra idę to ona się uspokoiła i poszła spać to idę do łazienki i myślę że jednak idę
I wychodzę z domu i w połowie drogi czuje jakieś ruchy w plecaku i myślę : co jest do jasnej ciasnej
Jak byłam przy jakieś ławce to postawiłam plecak otwieram a tu kto ? Kiara 😆
I ja się jej pytam co tu do cholery robi
Ona tymi swoimi słodkimi oczami patrzy i :miaau 😆
I zaczęłam się zastanawiać czy się wracać i ją odstawić do domu bo nie miałabym zawahania gdyby nie fakt że nie uzgodniłam to z terapeutką że będę a po drugie kiedy przyniosę kota. To postanowiłam się wrócic a potem znów ruszyć na zajęcia
Na zajęciach jako że malarstwo przeniesiono na wtorek to dziś był dzień filmowy/gry planszowe
Najpierw seriale i spodobał mi się jeden serial na TVN. Jakiś o jakiś wróżkach czy coś. Nie pamiętam tytułu ale w tytule było "w gwiazdach" wyczytane? Zapisane w gwiazdach ? Cholera nie pamiętam
Nie miałam siły coś rozmawiać ale zero lęku
I potem przyszła terapeutka i gadała z nami i ucieszyła się że jednak się pojawiłam
I powiedziała że jest zaniepokojona tym że ostatnio nie mam ochoty na malarstwo i że tu przychodzić
A ja dziś nie miałam siły by powiedzieć co jest grane
Coś mnie blokowało
Choć zaczynam ostatnio powoli wracać w rysowanie. Oby to się utrzymało
Zaczął się temat że w następnym tygodniu będzie tu impreza
I nawet pojawiło się propo imprezy halloweenowej
W sumie chyba wchodzę w to. Chce postraszyć 😆
Wracając do domu znowu spotkałam tego typa co mnie zaczepił w weekend
I szczerze od początku mam jakieś złe przeczucia do niego
Nie rozumiem niektórych ludzi. Chce się poznać ok rozumiem to dlaczego nie możemy jakoś np podać sobie numerów i normalnie jak ludzie się umówić tylko no tak dziwnie
Ostatnio zaczął rozmową o tym żeby tyłek odsłonić bo to modne
Dziś tak bez wahania jak trochę zignorowałam go bo byłam nieco zamyślona to mnie szturchnal i też na ulicy zaczął zadawać pytania
Nie wiem o co temu człowiekowi chodzi
No i jak powiedziałam wyżej. Lepiej podać sobie numer i ewentualnie się zastanowić niż zaczepiać kogoś w randomowych momentach
I ten dziwny sen z dziś o tym gwałcie sprawił że byłam chłodniejsza niż ostatnio
Aczkolwiek wiem że wiadomo że nie każdy facet to gwałciciel czy zboczeniec to jednak trochę dziwny zbieg okoliczności
Ostatnio przez to złe przeczucie podziękowałam wymówce że muszę się uczyć a dziś podziękowałam swojej depresji z powodu tej samej osoby
I jak wróciłam zaczęłam się zastanawiać co ja bym teraz zrobiła gdyby ktoś się do mnie przystawiał
W obecnym stanie raczej nie zrobiłabym wiele i byłabym uległa. Ale gdybym była w tym stanie co byłam jakiś czas temu to umiałabym wyznaczać granice jakiekolwiek
Wróciłam i znowu seriale i książka
Od rana mam straszny ból z tyłu głowy który się nasila od prawie dwóch tygodni
A te bóle są w ogóle odkąd jakiś czas temu przez atak padaczki walnelam się właśnie w tył głowy
Nie wiem czy to skutek tego urazu bo od urazu minęły prawie 2 miesiące
Mam nadzieję że za 3 tygodnie coś się dowiem co jest
Choć mam nadzieję że to np migrena aniżeli np kolejny guz 🙄
A od wieczora nasilają mi się myśli samobójcze. Boże czemu na weekendy ostatnio są najsilniejsze
Mam nadzieję że mnie nie natknie by w weekend zrobić sobie krzywdę
Jedyne co dziś zrobiłam przez te myśli to z żyletką
Ale płytko i o dziwo mnie strasznie bolało
To dziwne żeby robiąc rany głębokie jesteś odcięty i nic przez to cię nie boli plus to wszystko dzieje się za szybko jakby a będąc świadomą każda fizyczna rana boli 3x tyle
W sobotę mogę spać cały dzień bo wolne więc to mnie cieszy
Jadłam dziś ogólnie mało bardzo i więcej się ruszałam
Leki to zamiast mi dać apetyt go zabierają
Jedyne na co miałam w ogóle ochotę to listek czekolady. Zjadłam go i już potem nic
A zaraz spanko. Mam nadzieję że nic nie odwale przez sen 🙈
Trzymajcie się kochani 💜
8 notes · View notes