Tumgik
#lata 90.
warszawskiemozaiki · 11 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Warszawa, osiedle rządowe ul. Grzesiuka.
17 notes · View notes
lovelaughsimp · 3 months
Text
It's me, the moon and this song against the world
Tumblr media Tumblr media
When Lata Mangeshkar said "he did a mistake. He brought me flowers. Go tell him to bring me moon" she was raising our standards.
I can't believe this relatable delulu masterpiece was made when I wasn't even born.
8 notes · View notes
puppy--jam · 10 months
Text
Favourite series: 007
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Prev || Next
directed by Maciej Wojtyszko, Maciej Strzembosz, Agnieszka Glińska, Wojciech Adamczyk, Rafał Sabara and Marcin Sosnowski (1998-2003)
14 notes · View notes
Text
Mood rn for real. 💫
5 notes · View notes
kalkikarma · 1 year
Text
Have you ever slept listening to old Bollywood music on?
Like kishore kumar or burman or md.rafi or Lataji or alka yagnik or ashaji or the og old Bollywood singers stuff?
It feels like you are in literal heaven and those are some magnificent drugs you are on.
btw.That's actual music 🎶.
6 notes · View notes
Audio
Raimundos – Boca de lata
3 notes · View notes
suryanshukedar · 2 years
Text
Idk girl, maybe you'd like to sit with me under a tree in the woods and we share wired earphones and listen to 'Lag jaa gale' while i make flower crown for you.
4 notes · View notes
youtube
0 notes
gabsskkk · 3 months
Text
movie ending sucked, sound track goes hard.
0 notes
bollywoodproduct · 2 years
Text
Lyrics Mujhe Allah Ki Kasam
Lyrics Mujhe Allah Ki Kasam
Mujhe Allah Ki Kasam-Song contents: Lyrics in English Hindi Lyrics YouTube Video Song Trivia More Lyrics in English | Mujhe Allah Ki Kasam | Sanam Bewafa (1991) | Salman Khan, Chandni | Lata Mangeshkar Mujhe Allah Ki KasamAllah Allah Ki KasamTum Se Pyar Ho GayaMujhe Allah Ki KasamAllah Allah Ki KasamTum Se Pyar Ho Gaya Bina Eid Ke HiChaand Ka Deedar Ho GayaBina Eid Ke HiChaand Ka Deedar…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
Text
Udit Narayan - Bholi Si Surat 1997
Tumblr media
Dil To Pagal Hai (The Heart Is Crazy) is a 1997 Indian Hindi-language musical romance film directed by Yash Chopra. The film stars Shah Rukh Khan, Madhuri Dixit, Karisma Kapoor and Akshay Kumar. It was the third film to feature Shah Rukh Khan opposite Madhuri Dixit, with two more to come, including the international hit Devdas (2002).
Made on a budget of ₹90 million (US$2.48 million), which includes print and advertising costs, Dil To Pagal Hai grossed over ₹710 million (US$19.55 million) worldwide, becoming the highest-grossing film of the year. (But tbh, personally I think it's only watchable because of its soundtrack.)
The soundtrack of Dil To Pagal Hai includes 10 songs. The songs for the film were composed by Uttam Singh, while the lyrics were written by Anand Bakshi. Most of the songs were sung by Lata Mangeshkar and Udit Narayan. The music was a major hit among the audience, with the album becoming the best-selling Bollywood soundtrack of the year and second-most of the 1990s decade, with 12.5 million soundtrack album sales. In 2008, Chopra launched an unreleased song from the soundtrack, titled "Chanda Ki Chandni (Kitni Hai Bekarar Yeh)" sung by Lata Mangeshkar & Kumar Sanu.
"Bholi Si Surat" received a total of 71% yes votes!
youtube
874 notes · View notes
latinotiktok · 1 year
Text
Tumblr media Tumblr media
Propaganda:
Jake el perro
- Jake el perro, porque YO APRENDÍ JERGA MEXICANA CON ÉL que se joda quien sea que mandó a cambiar su dialecto
- El perro de hora de aventura pq Ñ ay mamacita ahora estudia derecho
Jake The Dog because there's no way he's not a latino and his name isn't João/Juan. He's even a vira lata caramelo
Jake de Hora de Aventura, el doblaje en latino de las temp. 1-4 >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Jake el Perro, latinizo tan alto que los gringos le quitaron su acento hijos de perra alv
-Jake el perro porque es mexicano. Yo lo sé
Tortugas Ninja
-Miguel Ángel la tortuga ninja versión 2003 / es argentino pq yo lo digo (m identifico mucho con él es irreal) (also hizo una canción en español)
-April O'Neil de Rise of the TMNT es brasilera. ME CANSE DE QUE LOS GRINGOS TENGAN TODAS LAS TORTUGAS DENME A ALGUIEN. PONDRIA A CASEY PERO CREO QUE APRIL ES MAS "REALISTA"
-Leonardo Hamato (si, la tortuga ninja) ESPECÍFICAMENTE de la serie de 2012 mi evidencia es que se llama leo como messi y es la tortuga azul boludo obviamente es argentino es LA TORTUGA AZUL aparte ese insano tiene banda de cuchillos escondidos eso es re argentino a mi parecer, aparte es gay (delusion mia) y tiene psicosis (sorprendentemente canon, alucina a su viejo muerto a veces) aparte tiene 15 y mide 1.54 lol esta chiquito
-Michelangelo the ninja turtle. (any iteration tbh) SPECIFICALLY THE 2012 ONE THO. HE IS PERUVIAN. HE JUST IS
-Miguel Ángel, de las tortugas ninjas 2012. Ese pana es peruano.
-Las tortugas Ninja pero la nueva pelicula Mutant Mayhem pq hacen referencias a shakira y pura pendejada y media, tambien usan frases mexicanas te amo tanto toblaje de las tortugas ninja, tambien le dicen rafita a rafa MWAH
-Las tortugas ninja, son Japoneses y tambien son Latinos. Acaso necesito decir más???
-Las tortugas ninja. Porque si probaran la pizza de acá en comparación con la de NYC emigrarían de inmediato
-Casey Jones. Ya fue. Cual? El que parezca mas latino(EhemehemARGENTOehem), busquen en sus corazones... el de 2012 ya es mexicano asi que no cuenta pero necesito mas personajes de tmnt latinos
-Yo digo las tortugas ninja, que aunque yo preferiría que sean los 4 porque son gemelos/hermanos. Ya que la gente dicen específicamente a Miguel Ángel yo digo Leonardo porque si, y también porque en la nueva película "Caos Mutante" el actor de voz de el en el doblaje original, tiene raíces Mexicanas.
-eu también pongamos a raphael la tortuga ninja (serie 2003 y 2012) / es argento (<- proyectando). m da risa mi headcanon d q si se enoja t lanza 90 insultos como el meme ese "escuchame una cosa hijo d remil-" (no sé cómo era pero le habían hecho mod d friday night funkin AJDHIAAJAJ)
516 notes · View notes
chimerqa · 3 months
Text
Odkurzyłam 1/3 mieszkania. Przy tej temperaturze to dużo jak na mnie ;] może dziś się uda odkurzyć resztę?
Podobno o 16 ma być burza, bardzo na nią liczę. To pozwoli mi posprzątać resztę mieszkania.
Tumblr media
I kot jakby chętny do pomocy;)
Ta łazienka jest obleśna, takie lata 90. Plus do tego mnóstwo debilnych rozwiązań, jakaś niezrozumiała myśl techniczna. Np toaleta na schodku prawie na środku łazienki, schodek do wanny, o który się czasem potykam, pralka prawie na środku wejścia, bo przez schodek nie da się dosunąć... No i hydraulika do wymiany. Czego się tam nie dotkne, to się pierdoli xD
38 notes · View notes
plonaca · 11 days
Text
Sobota
Obudziłam się przed 8 i dzień zaczął się całkiem spokojnie. Poza tym, że drugi dzień cateringu i przywieźli mi o jedno pudełko za mało.
Zabrzmi to okrutnie, ale jak pojawiały się jakieś wybuchy to... wobec Młodego. I wiem, wiem, że jestem okropną "macochą", ale trochę nawet mnie to cieszyło, bo dotyczyły głównie trzymania tutaj porządku.
Chłopaki wyjechali koło 10:30, a ja miałam dzisiaj dużo w planach. Chociaż należał też do nich odpoczynek. :D
Na pewno muszę złożyć pranie (ew. zrobić kolejne), poodkurzać i zmienić pościel. Chciałam też odpowietrzyć kaloryfery, ale fajnie byłoby mieć to zrobione zgodnie ze sztuką, a nie jestem pewna kolejności. No i po na pewno będę musiała dobić ciśnienia w piecyku, a tego to już się trochę boję. Ogólnie tematów związanych z gazem. Więc pomyślę jeszcze, czy nie zadzwonić po hydraulika. Chociaż i tak będę potrzebowała kominiarza, żeby mi sprawdził drożność kominka i piecyka przy okazji też, więc kosztów nie widać końca. Serwisu piecyka nie robię, pierdolę. Poprzednie dwa lata z rzędu był robiony, czyszczony itp.
Udało mi się odpowietrzyć kaloryfery (profesjonalnie, zgodnie z kolejnością!, które w sumie nie były zapowietrzone) i próbowałam dopuścić wodę, żeby zwiększyć ciśnienie na piecu, ale coś nie szło. Niby jest absolutnie minimum, ale chciałam, żeby było lepiej. No, ale podobno
Lepsze jest wrogiem dobrego.
Więc na razie to zostawię. Jak spadnie na za niskie to wywali błąd wtedy będę się martwić. Albo wtedy może zadziała.
Wszystko więc wskazuje na to, że wysokie rachunki za gaz w zeszłą zimę i kiepskie grzanie było spowodowane:
Złą temperaturą na piecu (no, nie była aż tak całkiem zła, ale można było ustawić to lepiej.
Przede wszystkim - złą regulacją zaworów wejściowych przy kaloryferach.
Czekam więc jeszcze na informacje od kolegi, jak najlepiej to ustawić i będę walczyć. Niestety mam je na imbusa, przez co będzie to trzeba robić na wyczucie (jak jest zwykła śrubka to jej położenie wskazuje zamknięte/otwarte), ale dam radę!
Zbierałam się na spacer, jak On akurat przyjechał popracować godzinkę z domu. Wróciłam, zaczęłam sobie grzać jedzenie i akurat się zbierał. Na początku coś tam się spiął, ale to dlatego, że była 14, a On nie jadł jeszcze śniadania i na szczęście miał tego świadomość.
Po jedzeniu szybkie odkurzanie, zmiana pościeli i umycie prysznica, bo już nie mogę na niego patrzeć. Poszło bardzo dobrze. Jak skończyłam poszłam pod prysznic i chwilkę sobie pograłam, aż zadzwonił kumpel z instrukcjami odnośnie tych zaworów.
On przyjechał koło 18, ale nie pogadaliśmy, bo ja akurat byłam z kumplem na telefonie i robiłam z kaloryferami. Wszystko szło dobrze, poza tym, że uciekło przy tym trochę wody. Skończyłam szczęśliwa, ale jak można było się spodziewać spadło przez to ciśnienie wody na piecu i wywaliło błąd. Super, to teraz nie mam ani ogrzewania, ani ciepłej wody.
Trochę się wkurwiłam, ale miałam nadzieję, że teraz uda się tą wodę dobić. Nic bardziej mylnego. Najprawdopodobniej ten zawór jest zepsuty (zadzwoniłam do gościa od piecyków, powiedział, że za tydzień) i oczywiście jego wymiana delikatnie rzecz ujmując tania nie jest. Nie moja wina, przynajmniej odkryłam, że piecyk nie jest do końca sprawny, no ale problem jest. Kręciłam tym zaworem na różne strony, kumpel zadzwonił do znajomego hydraulika zapytać czy ma jakiś pomysł jak to zrobić. Ni chuja.
Popłakałam się, bo wiedziałam, że On jak się dowie, że teoretycznie "chcąc oszczędzić" jeszcze zjebałam i teraz nawet nie ma się jak umyć, to będzie przejebane. I nie myliłam się, jak mu o tym powiedziałam, stwierdził że
Jutro się wyprowadzam, bo dzisiaj mi się już nie chce.
Boże, jakie to żałosne. Coś tam jeszcze w międzyczasie dogadał, żebym nie beczała, to wyrzygałam mu, że jak jak się tak zachowuje i mówi takie rzeczy, że On się wielce wyprowadza, a ja żebym se radziła itd. Więc nasłuchałam się, że taka jest cena, jak chciałam zaoszczędzić (chuj, że kaloryfery samemu odpowietrza 90% ludzi, a te zawory były mega chujowo ustawione, więc dlatego płaciłam po 1000zł/mies za gaz w zeszłą zimę, a nie byłam w stanie nagrzać powyżej 22st. mimo dobrego ocieplenia domu), że to tak samo jak mi szkoda na mikrofalówkę (bo jego zdaniem można ten catering odgrzewać tylko w mikrofalówce, a nie rozumie, że mogę to też robić np. na patelni) i takie tam.
W końcu tak nakręciłam, że aż to pokrętło odpadło i wpadło w miejsce, z którego nie jestem w stanie go wyciągnąć. Próbowałam jeszcze kombinerkami to ruszyć, ale nie szło. W końcu odpuściłam. Jutro koło południa ma przyjechać dziadek i On jeszcze popróbować, ale nie widzę za bardzo szans.
Ewentualnie będę błagać tego hydraulika od kumpla, czy nie dałby rady podjechać i jakoś "manualnie", z węża, dopompować mi tej wody do pieca, bo teoretycznie powinno się tak dać. A palce mnie tak bolą, że nie do wiary. I wszystko jakoś w sumie.
Jeszcze świeża pościel, a ja nawet nie miałam się jak umyć cała ujebana tą wodą z kaloryferów. Eh... Planowałam wieczorem odpoczywać dumna z siebie, że zrobiłam wszystko, co planowałam, a walczyłam z tym do 21 i nie wiadomo, kiedy będę miała choćby ciepłą wodę.
Ale między Nami potem już było normalnie.
Bilans:
Neo (papierosy): ⬇️ 7+, w nerwach już nie liczyłam, a paliłam dużo
Dbanie o siebie: ↔️ odpuściłam mycie włosów kosztem innych obowiązków, wieczór w biegu, ale bez tragedii
Jedzenie: ⬆️ jest ok, chociaż na śniadanie wjechała pizza z wczorajszego dnia
Związek: ↔️ nie obyło się bez spin, ale nie jest źle
Choroba: ↔️
Praca: -
Inne obowiązki: ⬆️ poza zjebaniem pieca zrobiłam wszystko, co planowałam i jeszcze więcej, więc mogłabym być dumna i szczęśliwa
Samopoczucie: ⬆️/⬇️ łamaniec, bo byłam bardzo dumna, spokojna i szczęśliwa, że wszystko zrobiłam, ale potem załamka...
8 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 months
Text
6-08-2024
Mam jakiś taki ciąg refleksji nad tym czym jest sukces i czy sława w ogóle jest jednym z wariantów sukcesu.
Skrajnie? Hitler był sławny...
Oglądam dokument o III Rzeszy, taki, który pokazuje mechanizmy socjo-kulturowe, które pozwoliły Hitlerowi dojść do władzy oraz w którym jest przedstawiane, że obecnie obserwuje się bardzo podobne mechanizmy socjio-kulturowe i polaryzację.
Niepokoi mnie to.
Oglądałam też dokument o Nicku i Aaronie Carterach - dla mnie byli włożeni w szufladkę "lata 90-te i dzieciństwo" i z tej szufladki ich nie wyciągałam, aż kilka tygodni temu wykończył mi dokument "Upadli idole". I kurde, nie mogę przestać o tym myśleć. Tym bardziej, że Aaron Carter nie żyje. Nie dociera to do mnie. To znaczy dociera, ale to było słodkie dziecko na które crashowałam jako 8-latka.
Tumblr media
Potem oglądałam historię powstania Backstreet Boys i N'sync (to mi wyjaśniło dlaczego dla mojej wychowywanej w Niemczech kuzynki te zespoły to było takie big deal - ja nie rozumiałam tego, mogłam posłuchać muzyki, pewnie, crashowałam Aarona, ale taki true-crush to miałam na postaci z bajek, nie na prawdziwych ludzi). Masakra. Ten dokument to masakra. I odkryłam, że znam jeszcze inne grupy muzyczne założone przez Lou Pearla. xD Pewnie z radia albo przez kuzynkę, bo mam wrażenie, że pierwszy raz w życiu podczas oglądania tego dokumentu usłyszałam nazwę "O-Town" xD
Smutek taki, że myślałam, że to dziewczyny w popie były robione (w chuja), a wychodzi na to, że w chuja byli robieni wszyscy młodzi artyści i przy okazji wiele innych osób.
Tumblr media
Wczoraj byłam w kinie na Deadpool i Wolverine, gdzie początkowa scena to nota bene choreografia (gore xD) do piosenki N'sync. Słyszałam tą piosenkę chyba pierwszy raz od lat, nie wiem czy była puszczana w tym dokumencie Netflixa o Lou Pearlmanie. Anyway - poczułam nostalgię i euforię - chociaż po seansie musieliśmy googlać co to było: Backstreet Boys czy N'sync. xD bo ta pop-papka brzmi jednakowo.
youtube
Mam takie pomieszanie z poplątaniem w emocjach i jeszcze chyba nie wiem co dokładnie chcę powiedzieć, co mi się rodzi w głowie, bo mam wrażenie, że dużo wniosków mi się rodzi pod kopułą - tego co jest widoczne i ciemnych, szemranych pleców wszystkiego co się wydarza w niedomówieniu lub poza oczami widowni.
I nie chodzi mi o Wolverina i Deadpoola - chodzi mi o sytuację na świecie i znalezienie jakiejś drogi, która zapewni bezpieczne życie.
11 notes · View notes
kasja93 · 1 year
Text
Moja historia czyli:
ED nie ma wieku i rozmiaru!
Przygotujcie sobie wygodną pozycje, coś do picia bo będzie sporo czytania. Opisze Wam tu moją historie z ED. Podzielę ją na dwie długie części i trzecią jako podsumowanie. Przed Wami part 1: o BED…
Kiedy zaczęła się moja choroba? Nie mam pojęcia. Jak może wiecie (albo i nie) mam aktualnie 29 lat.
Jako dziecko lat 90 wychowane przez rodziców żyjących za czasów komuny miałam więcej wszystkiego, niż oni. Nie byliśmy ani bogaci, ani biedni. Jako jedynaczka wszystko było dla mnie. Zaś małe pulchne dzieci budziły raczej wtedy ciepłe uczucia. W końcu takie to zdrowe a z nadmiarowego tłuszczyku dziecko wyrośnie! Tata pracował, mama zaś zajmowała się mną i domem. W domu nie brakowało jedzenia. Nikt najwyraźniej nie poinformował mojej mamy, że porcje jedzenia należy dostosować do wieku dziecka. W tamtych czasach nie było internetu ani żadnych poradników (a przynajmniej nie na tyle by były popularne takie publikacje).
Zatem na mój talerz lądowała taka sama porcja jaką jadła moja mama. I oczywiście jak nie zjadłam wszystkiego to była awantura i padały słowa w stylu „dzieci inne głodują”, „tata ciężko pracował na to jedzenie”, „to po co ja wam gotuje skoro nie jecie?” I wiele, wiele innych. Co by nie pojawiło się w domu do jedzenia musiało być zjedzone. Nie było przebacz. I tak lata leciały.
Ja byłam zaś chorowitym dzieckiem. Wieczne zapalenia płuc a na dodatek łamliwość kości. Wystarczył upadek bym zaliczyła złamanie. Nie zliczę miesięcy jakie spędziłam w gipsie. Przez osteoporozę (na szczęście szybko zdiagnozowaną z wdrążonym dobrym leczeniem została ona zahamowana) miałam permanentne zwolnienie z WFu. Niby fajnie, ale przy praktycznym braku ruchu, sporą ilością spożywanych kalorii z pulchnego dziecka zmieniłam się w ponadgabarytową nastolatkę. Żadne diety itp nie wchodziły w grę. W końcu jedzenie w domu było typowo polskie (dużo mięsa, węglowodanów etc).
Może i byłam większa od innych rówieśników nikt się nade mną nie znęcał. Nie mieli odwagi po tym jak jednego chłopaka co mnie zaczepiał znokautowałam. Nikt się tym zbytnio nie przejął z osób dorosłych. To było normalne, że dzieciaki załatwiały takie rzeczy miedzy sobą. Największym wstydem wtedy było nakablować do starych by interweniowali. Zawsze byłam samotnikiem zatem bliższe więzi zawiązałam dopiero w gimnazjum. Znalazłam sobie grupkę, której się trzymałam. Oceny miałam średnie, ale nie było ze mną problemów wychowawczych. Byłam wygadaną i pewną siebie nastolatką. Samotniczką, która tolerowała kilka osób obok siebie a jednocześnie „klejem” naszej ekipy. Jak nie było mnie w szkole grupa rozpadała się na mniejsze frakcje.
Mimo, że jako nastolatka chodziłam już w rozmiarach dla dorosłych kobiet byłam zawsze ładnie ubrana. Dbałam by ZAWSZE mieć czyste włosy, malowałam twarz tak by się nie świecić i starałam się mieć zawsze ładnie zrobione paznokcie. Koszulki nosiłam z reguły czarne by nie było widać potu pod pachami, aż odkryłam patent na przyklejanie sobie wkładek higienicznych pod pachy. Dzięki temu w technikum zawitały kolory do mojego życia.
Jak wspomniałam nikt nigdy mi nie dokuczał. Miałam chłopaka, któremu się podobałam. Sama siebie też lubiłam. Znałam swoją wartość i byłam zadowolona z tego jakim jestem człowiekiem. A że jadłam za dwóch dorosłych chłopów? To się nie liczyło.
To, że na śniadanie zjadałam trzy bułki z masłem, wędliną i żółtym serem. Wjeżdżało też dwa jajka na miękko i często kiełbasa na ciepło. Później szłam do szkoły. Tam jakiś sok, dwie bułki. Po szkole nie rzadko jakieś piwko. W domu talerz pełen po brzegi. Następnie jakaś przekąska. Ciasto albo jogurt. Następnie kolacja czyli powtórka menu ze śniadania. Naprawdę nie wiem gdzie mi się to mieściło… Najgorsze, że nie widziałam w tym żadnego problemu. Moi rodzice również. Chłopak miał ponad dwa metry wzrostu i był z niego kawał faceta. Nie był gruby po prostu był dobrze zbudowany. Ja zaś byłam kochana i wiedziałam, że jestem super taka jaka jestem.
Pomimo swojego rozmiaru XL miałam całkiem dobrą kondycję. Bez problemu nadążałam za innymi podczas wycieczek w góry. Nie przeszkadzało mi, że koleżanki najadały się kromką chleba i jajecznicą z dwóch jajek, gdy ja zjadałam 3x tyle. W końcu byłam większa od nich co nie? To normalne!
Lata leciały. Trzymałam średnio cały czas rozmiar 46/48 bo byłam dosyć aktywna zawodowo. Zaczęłam jeździć zawodowo i mojego ego wyjebało poza skale. W 2016 roku mało było kobiet za kołkiem i byłam rozchwytywana. Czułam się trochę jak celebrytka bo każdy chciał ze mną pogadać, wiele słyszałam słów podziwu. Zaczęłam jeździć na dalekie trasy i dobrze zarabiać. Mogłam sobie pozwolić by kupić fast foody nawet za granicą. Nie ograniczałam się w myśl zasady „zjem dziś pączka bo jutro mogę już nie żyć”. Mój zawód jest wysokiego ryzyka a na jednym pączku się nie kończyło. Zaczęłam odczuwać wstyd. Coraz większe ilości jedzenia zamawiane były na wynos… No bo jak? Gruba tyle żre… Tłumaczyłam się sama przed sobą, że w końcu ciężko pracuje.
Zdałam sobie sprawę, że mam problem, gdy pewnego dnia o 6 rano ugotowałam garnek spagethii na dwa dni i zjadłam całą zawartość w pół godziny… następnie poprawiłam zupką chińską i czekoladą. Potrafiłam nic nie jeść dzień bądź dwa a później zjeść na raz 30 skrzydełek z KFC, burgera, frytki i poprawić szejkiem. I nadal chcieć coś zjeść.
Byłam świadoma bycia workiem bez dna przez 5 lat. Zdawałam sobie sprawę, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałam co to BED. Przytyłam więcej. Zaczęłam mieć problem kupić ubrania robocze. Nie mogłam już kupić ubrań w typowych sieciówkach chyba, że był tam dział SIZE PLUS. Zaczęłam głównie chodzić w męskich koszulkach rozmiar 2XL. Chciałam coś zmienić bo coraz częściej miałam wysokie ciśnienie, zatykały mi się uszy, zaczęłam sapać jak parowóz a po większym wysiłku zaczynało mi się robić ciemno przed oczami. Jedzenie na trzy tygodniową trasę przestawało mi się mieścić w bagażniku, gdy jechałam do pracy… Samo przepakowywanie go z osobówki do ciężarówki zajmowało mi prawie godzinę… Przez pół roku żywiłam się niemal wyłącznie Huel’em. Wpadało dziennie mniej więcej 1800 kalorii, co dwa trzy dni miałam napady gdzie wpadałam na stacje paliw bądź baru i brałam tyle ile zdołałam unieść po czym pożerałam wszystko w kilkadziesiąt minut. Udało mi się jednak schudnąć z rozmiaru 52 do 48. Jednak, gdy rzuciłam Huel bo miałam go już dość wróciłam do wcześniejszego rozmiaru w dwa miesiące choć zmieniłam prace na bardziej wysiłkową. Byłam jak w tym żarcie. Jestem na kilku dietach bo jedną się nie najadam.
Wtedy w moim życiu pojawiła się pani doktor z POZ, która po pół godzinnym wywiadzie skierowała mnie na badania. Wykryto u mnie stan przedcukrzycowy, insulinoodporność oraz BED. Wtedy po raz pierwszy o tym usłyszałam.
Zaburzenia odżywania dla mnie to była tylko anoreksja oraz bulimia. A jak wiadomo „anorektyczki są chude a bulimiczki rzygają” a ja nie należałam do żadnej grupy… O ile dwie pierwsze choroby udało się ustabilizować lekami i pomóc nieco dzięki temu z BED. Jednak farmakologia to nie było wszystko. Potrzebna była zmiana myślenia, przyzwyczajeń, nawyków, stylu życia. Obsesyjne myślenie o jedzeniu, kupowania go nadmiar, wyrzucanie go, wyciąganie go z kosza na śmieci i dojadanie… Wyrzuty sumienia… Chodzenie po sklepie i robienie czterech okrążeń z wózkiem pełnym zakupów by wytłumaczyć sobie, że nie jest mi ono potrzebne. Ucieczki ze sklepu, płacz w aucie… Odinstalowywanie i instalowanie ponownie aplikacji z dowodem jedzenia. Wtedy odkryłam lodówki społeczne. Potrafiłam rano przynieść mnóstwo produktów spożywczych, gotowych dań by przez cały dzień walczyć by tego nie zjeść, płakać i wpadać w histerie a później wieczorem wszystko pakować i rozhisteryzowanym zostawiać to w lodówkach społecznych na drugim końcu miasta. Po powrocie do domu wypijałam alkohol by nie móc wsiąść do samochodu (jazda po pijaku to coś czego bym w życiu nie zrobiła).
Zapowiedź cukrzycy odeszła. Tak samo insulinooporność. Przestałam brać stopniowo insulinę. Pojawiło się uczucie głodu i pełności. Zdałam sobie sprawę, że chyba nigdy wcześniej nie odczuwałam sytości. Wcześniej nigdy nie czułam się najedzona. Pojawiały się wciąż napady jednak nauczyłam się gryźć i wypluwać to co zjadałam… potrafiłam zapełnić tak worek na śmieci nawet 4 kg przeżutym jedzeniem nim poczułam się psychicznie najedzona… Obrzydlistwo, wiem…
Mijały kolejne miesiące. Pojawił się jadłowstręt i strach przed jedzeniem. Strach przed zakupami. Obsesyjne liczenie kalorii, odmawianie sobie wszystkiego. Jadłam tylko wtedy, gdy musiałam ze względu na swoją prace choć i tak szykowałam sobie za wiele. Jednak było to i tak mało względem tego co było wcześnie… limity po 1000 czy 1500 kalorii podczas napadu to było nic w porównaniu do wcześniejszych lat.
Tak we wrześniu 2021 roku uświadomiłam sobie, że zachorowałam na anoreksję z wagą 133 kg…
Ciąg dalszy w następnym poście.
83 notes · View notes