Tumgik
#media społecznościowe
dariusz-art · 3 months
Text
Wojny na Ukrainie, w Gazie, Sudanie i Innych Konfliktach Zbrojnych: Tragedia Dzieci i Ich Rodzin
Sztuka jako Protest Przeciw Wojnie Continue reading Wojny na Ukrainie, w Gazie, Sudanie i Innych Konfliktach Zbrojnych: Tragedia Dzieci i Ich Rodzin
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
Text
Wojny na Ukrainie, w Gazie, Sudanie i Innych Konfliktach Zbrojnych: Tragedia Dzieci i Ich Rodzin
Sztuka jako Protest Przeciw Wojnie Continue reading Wojny na Ukrainie, w Gazie, Sudanie i Innych Konfliktach Zbrojnych: Tragedia Dzieci i Ich Rodzin
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
annamboland · 10 months
Text
Ciemna strona
Ponieważ nie mogę przestać myśleć o Instagramie (słownik na moim laptopie nie zna tego słowa, a raczej tej odmiany i podpowiada mi „pentagramie”, „metagramie”- to mnie śmieszy, bo w sumie chyba powinien się tak nazywać, oraz „maintstreamie”), choć minęło już dziewiętnaście dni (nie, nie liczę, sprawdziłam przed chwilą), pomyślałam, że może powinniśmy porozmawiać o mediach społecznościowych w…
Tumblr media
View On WordPress
1 note · View note
kolegaliterat · 11 months
Text
Literat przegląda Internet nr 165
Będzie dzisiaj mały powrót do gamedevu. Tak delikatnie, myślę, że materiał, który mam do zaproponowania, to raczej historia elektroniki, niż samych cyfrowych światów. W mojej kolekcji artefaktów z innego czasu jest Commodore 64, ale wiem, że u niektórych leży Amiga. Co jeszcze dzisiaj będzie? Tekst na temat alternatywy dla Twittera, czy tam X. Nie tylko PCty Dzisiaj to oczywiste! Giereczki to…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
humor-rozrywka · 7 months
Link
0 notes
porelaindoll34 · 17 days
Text
Te współczesne "motylki" coś nie motylkują XDDD
(Poza tym co bulimiczki robią na blogach pro 4n4 i czemu wstawiacie swoje rzygi na media społecznościowe wezcie sie xd)
172 notes · View notes
chichotka · 2 months
Text
To prawda lubię serfować na internecie, czy jak to się tam teraz mówi, zwłaszcza IG. Na FB wchodzę tylko raz dziennie z ciekawości, bo czasem jakąś cenną informację nabędę 😉 Zaglądam też na vinted albo pinterest, reszta czyli tiktoki, snapy to nie dla mnie...
Jednak gdy spędzam czas z rodziną/koleżankami to telefon odkładam i odbieram tylko pilne połączenia. W pracy jest podobnie, dla mnie przebywanie na spotkaniu i korzystanie z telefonu to oznaka braku szacunku. Sorry, taka już jestem - starej daty. Nie wyobrażam sobie umówić się z kimś i nagrywać relacje, robić foty i od razu wrzucać je na media społecznościowe, np. jak byłam ostatnio na imprezce urodzinowej to taka jedna najpierw zaszczyciła nas wywodem "jak my się dawno nie widzieliśmy, mamy tyle do nadrobienia" po czym nadrabiała, ale na pewno nie rozmowę i zabawę z nami...
13 notes · View notes
wiwienka · 7 days
Text
Rodzinna miejscowość zalana, rodzice na szczęście poza terenem zalewowym, a zasuwa burzowa spisała się na medal (u sąsiadów, którzy pożałowali po 2010 roku 500 zł, wielkie suszenie piwnic).
U nas w okolicy pozamykane drogi, M. przetykał spust i studzienki, żeby woda choć trochę opadła, bo wpływała do sasiadów. Ja o drugiej w nocy wodę z piwnicy wybierałam, powtórka o 7. Parę wiader, nic w porównaniu z kolegą, który dzwonił po pomoc, bo zalało mu cały parter. Meble do wyrzucenia, podłogi do zrywania, ściany do suszenia, tagedia po prostu. Tyle mu zostało, co wyniósł wyżej.
A jak ktoś nie zdążył? Od wczoraj śledzę media społecznościowe, materiały na Onecie i X. Widziałam jak woda porwała most tymczasowy w Głuchołazach czy zburzyła dom po zerwaniu tamy. Po prostu żywioł. W 1997 byłam średnio świadoma, w 2010 już bardziej, bo nas wtedy zalało, a parę dni później jechalam pociągiem na uczelnię przez zalane tereny. Mam wrażenie, zresztą nie tylko ja, że jest gorzej niż wtedy było 😔
7 notes · View notes
myslodsiewniav · 5 months
Text
12-04-2024
Drogi pamiętniczu... dostałam okres, yey! Super. To jest ulga, gdy jednak się zaczyna, gdy nie spóźnia się o miesiące i gdy to spóźnienie nie budzi innych ponurych pytań czy wizji. Fakt. Jednak zawsze zaskakuje jak bardzo okres może być wyczerpujący dla organizmu. Ale czuję się wyczerpana - jak to na okresie. Mam wrażenie, że lunatykuję, oczy mnie pieką jakbym albo nie spała tej nocy wcale (nieprawda, spałam ponad 8h, z koszmarami, fakt, ale sen był i to twardy), albo jakbym ledwo chwilę temu się przebudziła (też nie prawda - wstałam o 6:30, po ponad 8h snu i powinnam czuć się zaopiekowana, zatroszczona, wypoczęta, a wcale się tak nie czuję). Ciało mówi "boli, idź spać". A rozum mówi "miałaś dzisiaj wziąć się za robotę, bo wczoraj czułaś się źle i już wczoraj nie odpoczywałaś". Ech.
Potrzebuję urlopu.
Zrobiłam dla mamy rozpiskę opieki nad pieskiem.
Widziałam się z przyjacielem.
Byłam na mani i pedi i CZUJĘ SIĘ ZAJEBIŚCIE PIĘKNA I SEXI! Po prostu coś takiego przestawia się w głowie, jak patrzy się na ten lakier na paznokciach! No po prostu zachwyt.
I chyba się zaprzyjaźniłam z panią manikjużystką. Tak wyszło. Planowałam podczas pedi pisać prace zaliczeniowe, ale podczas mani musiałyśmy rozmawiać albo milczeć. Wybrałyśmy rozmowę... i okazało się, że pani chce chodzić na jakieś kursy, poznawać ludzi, a nie ma gdzie i nie wie gdzie, bo cale dnie siedzi w pracy i po prostu nawet nie wie, gdzie takich rzeczy szukać. Podpowiedziałam jej co i jak, obiecałam, że podczas pedi jej podeślę to co polecałam przez media społecznościowe. No i od słowa do słowa doszłyśmy do tego, że dałam jej pomysł na biznes, a ona powiedziała, że mam taką wiedzę o tym mieście, jego historii i wydarzeniach kulturalnych, że powinnam to sprzedawać, jako e-booki. Opowiedziała o swojej klientce, która tylko na takich e-bookach zarabia kokosy. I tak od słowa do słowa... i mamy obydwie zwroty możliwości rozwoju, a przy okazji jesteśmy ustawione na przyszły semestr (bo w tym już wiem, że nie dam rady) na organizację akcji społecznej naszego osiedla z wnioskowaniem o grant. Ona zna jeszcze 2 osoby prowadzące małe usługi niedaleko, ja znam kilka innych... i ja wiem, jak to zrobić. Bo byłam na szkoleniach, tyle, że nie miałam rok temu pisać tych planów - zresztą tylko ja jedna miałam być wtedy odpowiedzialna za ten plan. A teraz nagle mamy opcję zorganizowania czegoś kolektywnie w 3-4 osoby, które mają to, czego nie mam ja tj. lokal. WOW. No i... Wracałam tak pozytywnie naładowana emocjami.
Zaczęłam się po prostu spontanicznie dzielić tym co wiem, co mnie jara i o czym dotąd nie myślałam o tym, jak o moim kapitale za który ktoś mógłby mi płacić. A tu dostałam zwrot, że nie dość, że jestem chodzącą komediom wiedzy o mieście to jeszcze podobno opowiadam o tym zajebiście, aż chce się w tym uczestniczyć i powinnam ten swój spontaniczny zapał faktycznie spieniężyć, bo to TO JEST mój kapitał.
HAHA! Opowiedziałam o tym - zdziwiona/zaskoczona tym feedbackiem, jaki mi dano i zajarana perspektywą możliwości działania w zespole z lokalnymi przedsiębiorczyniami - mojemu chłopakowi. A on na to, że "I nie zaproponowała Tobie zniżki na pedi za te wszystkie linki, które jej wysłałaś?" xD Nie pomyślałam nawet! Ha ha ha.
WOW!
Czułam się piękna! Z nowymi paznokciami! Nie miałam czasu szukać inspiracji, więc zapytałam panią "a co jej w tym sezonie modne? Zaproponuje mi Pani coś?" - no i zrobiła mi jasnoróżowe paznokcie z biało-złotym zdobieniem. Delikatne. Bardzo eleganckie. Trochę czuję się, jak w biżuterii na specjalną okazję - nie do końca do mojego typowego, dziennego stylu to pasuje. Ale podobają mi się bardzo. Mam nadzieję, że przetrwają do końca przyszłego tygodnia xD (ja kompulsywnie zdzieram hybryty i inne emalie z paznokci u rąk, tak mam, łapię się na tym dopiero jak szkody już są).
A na stopach pani chciała też mi zrobić coś delikatnego, ale tam miałam już wizję. Nie chcę nic delikatnego na pedi! Chcę konkretny, intensywny kolor. W ciepłym zabarwieniu. Pani od razu pojechała w "To niebieski? Albo czarny ze zdobieniem indygo?". Eeee. Nie wiem dlaczego, ale niebieski kolor to nie jest kolor mojego wewnętrznego Power Ranger. xD Lubię czasem nosić niebieskie ciuchy, ale to nie jest moja ulubiona paleta szafowa (chociaż zauważyłam, że na przestrzeni tego roku w dni, kiedy faktycznie pamiętałam, że zrobić sobie zdjęcie, albo gdy ktoś zrobił mi zdjęcie okazywało się, że tego dnia byłam ubrana w odcienie błękitu - nie planowałam tego, jestem zbyt wyczerpana, żeby myśleć nad ubiorem, po prostu sięgam po pierwszą-lepszą rzecz i wychodzę, dla mnie samej zaskoczeniem jest fakt, że ciuch jest niebieski xD). Więc mówię "a może ombre pomarańczowo-czerwone?", a Pani w szoku. Chyba jej nie pasowałam do tych barw (może faktycznie mam "niebieski" okres życia?). Zaproponowała mi pomarańczowy-neonowy. NA to ja, że "nah, to bez pomarańczowego, tylko z żółtym, ale takim ciepłym, w kolorze kukurydzy lub miodu, albo musztardy miodowej! Na to Pani znowu w szoku i pokazuje mi jakie żółte odcienie ma - kanarki, cytrynki. No totalnie, nie to. Więc wybieram czerwony, klasycznie, jak ostatnio. Pani pokazuje mi chłodny odcień, czerwień wina, głęboka, trochę krwawa wręcz. Pięknie będzie wyglądał na osobie o urodzie zimy lub lata. A ja jej wyciągam z próbnika taką w kolorze maków lub pomidorów. O taką czerwień chcę, na ciepło. I wtedy pani dopiero sapnęła "Aha! O to pani chodzi mówiąc o ciepłym kolorze!"
No i mam czerwone pedi i czuję się super sexy w moim dresie, skarpetach w jednorożce i sportowych butach - niesamowite jak poczucie "bycia sexy" nie zależy od tego co widać, a od tego o czym się wie. <3
Spotkałam się z moim przyjacielem wczoraj - masakra jak wiele o sobie wzajemnie nie wiedzieliśmy, bo nie mamy czasu na spotkania. Mieliśmy TYYYYYYLE do nadrobienia. I to było tak fajne! Mega się bawiłam.
A dziś... a nie, jeszcze wczoraj. Ech. Mam z rodzicami utrudnioną komunikację, wczoraj niemal się poryczałam. Mama nie mogła rozmawiać cały dzień. Odrzucała połączenia, albo informowała, że jest zajęta i oddzwoni, a potem ofc nie oddzwaniała. W końcu o 21 odebrała i mogła rozmawiać.
To była cholernie ciężka rozmowa. Mama jest tak rozkojarzona i tak zmieniała tematy, że nie wiedziałam o czym rozmawiamy, czy ona w ogóle mnie słucha, ani czy my coś w ogóle ustalimy. Po prostu chaos. Mój chłopak powiedział, że ewidentnie moja mama ma to samo co i my: przebodźcowanie tematami wymagającymi uwagi. Fakt. Tak może być.
W skrócie: napisałam jej kiedy mamy studia, żeby wiedzieli, kiedy prosimy ich o opiekę nad małą, a kiedy zajmiemy się sami naszym psieckiem. Uważam, że to uczciwe, tak jak uczciwe będzie jeżeli mamie coś wyskoczy i zadzwoni z info, że nie ma opcji, nie będzie mogła zająć się pieskiem. No trudno. Doceniamy pomoc, ale też rozumiemy, że nic na siłę. No. Ale co innego kiedy wchodzi w grę opieka nad pieskiem podczas naszego urlopu. Tutaj nie poradzimy sobie ot tak, to nie jeden dzień, to tydzień, który musi być dobrze zaplanowany i musimy dostać zielone światło na to czy mama zaopiekuje się pieskiem czy może nie może - wtedy musimy organizować opiekę pieskowi inaczej. A mama miała coś tam ustalić i potwierdzić czy zajmie się pieskiem. Nie potwierdzała, dawała mi sprzeczne info, obiecywała, że coś tam jeszcze musi zrobić i wtedy powie czy tak, cyz nie. No i od dwóch dni nie odbiera ode mnie telefonów, bo jest zajęta. Ech. Aż w końcu mówi, że spoko, że zajmie się pieskiem, że możemy młodą przywieźć NAWET JUŻ W PONIEDZIAŁEK. Zatkało mnie. Tłumaczyłam jej, że mamy w weekend zjazd i chcemy młodą odstawić dwa dni wcześniej... Chciałam w zasadzie zapytać o której dziś (w piątek) będzie w domu, by zastać mamę w domu i móc małą przywieźć na weekend, a przy okazji dowiedzieć się czy młoda zostaje u bapsi na psiakajki w trakcie naszego urlopu. A tu nagle mam wyskakuje, że nie wchodzi w gre weekend, ale zajmie się pieskiem w nasz urlop. I ja w szoku. Zdzwiona "mamo, mogłaś mi powiedzieć, że nie możesz w ten weekend, po to daję Tobie te daty zjazdów, żebyś wiedziała czy Tobie pasuje obecność psiej wnuczki... Teraz musimy coś zorganizować i to na ostatnią chwilę..." i mama płynnie weszła w obronę, bardzo agresywnie, że my (w sensie, że ja i moja siostra) ciągle ją zarzucamy jakimiś obowiązkami i naszymi zobowiązaniami. Okazało się, że mojej siostrze wypadła śmierć w rodzinie szwagra, jadą na pogrzeb i podrzucają Lucynkę co rodziców. A mama nie pamiętała o tym, że w ten weekend miała zająć się Welesią. I tu nakręcona warczała do słuchawki czy ona ma sobie żyły wypruć czy co, ona zostaje z problemem, a chce każdej z nas pomóc i jak to pogodzić!? Wyjaśniłam jej, że nie biorę jej pomocy w opiece nad psem za pewnik - że absolutnie rozumiem, że może nie chcieć lub nie móc tego dla mnie zrobić, jestem wdzięczna za każdą opiekę nad małą, ALE potrzebuję wiedzieć z wyprzedzeniem, jeżeli nie może się zająć małą, bo też muszę to jakoś ogarnąć, zmienić plany itp. Ech na to mama "a nie, wiesz co, faktycznie, obydwie dziewczynki siebie lubią, mogę się nimi obydwiema zająć, okay, przywieź ją jutro". Odetchęłam po tym wybuchu i poczuciu niezrozumienia, a mama nagle weszła w gawędziarskie "A wiesz co teraz robię?" i nagle wchodzi entuzjastyczna opowieść o tym, jak wydobyła z piwnicy mój stary domek dla lalek.
Ech, ten domek to jest taka spuścizna rodzinna - jakiś pan krewny, którego nigdy nie miałam okazji poznać (a którego imię myślę, że warto by wydobyć od tych, którzy go pamiętają), który był stolarzem jak był na emeryturze lub rencie, u schyłku życia zrobił dwa drewniane domki dla lalek. Nie są to te domki z amerykańskich filmów, te z otwieranymi jak drzwiczki ścianami i okiennicami będącymi popisem snycerki. To zdecydowanie bardziej drewniane odpowiedniki tych plastikowych domków dla Barbie, które wtedy, gdy ten pan (wujek?) je robił (przełom lat 70/80) były dostępne w Niemczech, a w Polsce był głęboki PRL i dzieci nie miały szans na takie domki.
Nie wiem dlaczego ten pan (wujek) zrobił tylko dwa domki i dla akurat tych dzieci braci mojego taty (?). Bo robił je - z tego co wiem - dla dziecka najstarszego i najmłodszego brata (jeden ze średnich braci miał wtedy też dzieci, a mój tata jeszcze nawet nie miał mnie w planach :P). Mam takie mgliste skojarzenie, że ten Pan (wujek?) jakoś był bliżej spokrewniony z rodziną żony najstarszego brata mojego taty, a to górale, szlachcie herbowi z Zakopca, ale nie jestem pewna, musiałabym popytać.
Niemniej.
Pan zrobił dwa domki. Piękne, proste, drewniane. Domki w formie były niemal jednakowe. Pierwszy miał jednolite obramowanie balkonu, a zwieńczenie dachu i zdobienie u szczytu więźby dachowej (tj. ozdoba markująca, że w tym domku jakaś więźba jest) była pełna kątów prostych i prostokątnych elementów. W tym domku - dla kontrastu chyba? - okna w pokojach by powycinane w kształt z łukiem. Półokrągłe - takie jakie mieliśmy w mieszkaniu w którym się wychowałam. Drugi domek miał okna prostokątne, bez łuków, ale za to balkon i zdobienie strychu i dachu było pełne półkoli i falbanek, półokręgów.
Pierwszy domek trafił do najstarszego brata mojego taty, do kuzynki, która jest po kądzieli potomkinią zakopiańskiej szlachty :P. A drugi domek pojechał do Niemiec, do dziecka najmłodszego brata mojego taty, do kuzyna tylko o 2,5 roku młodszego od mieszkającej w Polsce kuzynki. Oczywiście zrobił w nim garaż na resoraki. :P
Minęło ponad 10 lat, w międzyczasie twórca domków (wujek?) zmarł. Domek z Polski przeszedł do młodszego brata kuzynki (tez potomka zakopiańskiej szlachty :P), które też w nim zrobił garaż dla resoraków i półkę na kasety VHS z bajkami Hannah Babera. Aż jego rodzice zdecydowali się przekazać domek dla mnie... A po mnie oczywiście domek trafił do mojej siostry. Oczywiście w nim mieszkały lalki, w nim realizowałyśmy pierwsze projekty meblarskie, często z klocków LEGO, montowałyśmy w nim zjeżdżalnie dla naszych chomików...
W tym czasie domek z Niemiec został przekazany do dziecka najmłodszej (i jedynej) siostry mojego taty i jego braci: czyli kuzynki równolatki. A po kilku latach domek trafił do jej młodszego braciszka. Teraz w sumie nie wiem gdzie jest ten domek z "falbanami na barierce na balkonie"? Możliwe, że wrócił do swojego pierwotnego właściciela, kuzyna, który malutką córeczkę.
Ale wczoraj dowiedziałam się, że domek z "prostym" balkonem był w naszej piwnicy, ale mama postanowiła go wydobyć, odświeżyć i podarować póki co... córeczce kuzynki. I sama nie wiem. Bo kuzynka pochodzi z tej gałęzi, która jako jedyna nie miała tych domków w swoich domach - ciekawe czy ten wujek-twórca nie lubił się z wujkiem-bratem-taty? Bo tylko dla jego dzieci nie było domków... Nie wiem... Niemniej rodzice postanowili kontynuować tradycję i przekazać kolejnemu dziecku w rodzinie drewniany domek dla lalek, aby za kilka lat - tak rodzice mają nadzieję - ten domek wrócił do ich wnuka.
Hymmm... fajna tradycja. Fajnie mi się mamy słuchało, gdy wspominała jak jej dziewczynki miały frajdę z tego domku, jakie kreatywne rzeczy w nim ustawiały - piękne wspomnienia. Serducho rośnie. Mam cholerne szczęście mając tak kochających rodziców. Ewidentnie podczas rozmowy mama myła domek, sapała z wysiłku. Wyjaśniała, że tata ma zamiar zreperować zabawkę, bo przez lata się trochę rozklekotał, są jakieś drzazgi, ścianka gdzieś odchodzi, ale impregnowanie drewna i pokrywanie domku lakierem zostawi już bratu - niech dziadzio się wykaże dla wnusi! Ha! Tata w tle się rechotał i fantazjował na głos, jak tym tekstem wejdzie na ambicję najbardziej nerwowemu i drażliwemu spośród swoich braci. Tatę mega cieszyło, że go wkurzy. Bardzo to tatę bawiło xD (w formie tato, w formie, złośliwy chochlik).
I nagle mama wypala "to przywieź moją malutką psinkę w podziałek!" i próbuje ze mną skończyć rozmowę. Ja na to, ze nie rozumie,, dopiero co mówiła, że mogę przywieźć na weekend, dosłownie chwilę temu. Że nie rozumiem teraz nic. To jak się ustawiamy? A na to mama, że w takim razie mogę im przywieźć psa w sobotę późnym wieczorem lub w niedzielę rano. JA jej na to "mamuś, my mamy zajęcia stacjonarnie na uczelni od 8-9 do 20-21... nie damy rady w weekend". I mama znowu wybuchła złością, że my (ja i sis) ją zarzucamy oczekiwaniami, którym ona nie może sprostać! Darła się na mnie. Znowu musiałam jej wyjaśnić, że nie robie jej wyrzutów, tylko sama nie wiem na co się ustawiłyśmy! Nie rozumiem! Niech mi powie czy możemy przywieźć psa w piątek, czy mamy jej szukać opieki na weekend. I mama znowu z jakąś taką ulgą, jakby dopiero po zapewnieniu, że nie jestem na nią zła i nie mam zamiaru robić jej awantury, że zrozumiem, jeżeli nie może się zająć psem tylko MUSZE TO WIEDZIEĆ, dopiero wtedy ZNOWU (w trakcie jednej rozmow) uspokajała się kojącym głosem "A nie, luz, przecież dziewczynki się lubią, nie mam się czego obawiać, obydwie są kochane, możesz mi przywieźć maluszka jutro, córcia".
JA PIERDOLE... na bezdechu, trochę w szoku od tej huśtawki emocji musiałam policzyć do 10, bo byłam bliska łez nieadekwatnych do sytuacji, jestem zmęczona ogarnianiem własnego życia, jest gęsto jakbym grała w Tetris, a tu jeszcze mamine rozchwianie. Spokojnie mówię tylko "okay, a o której godzinie wolisz, żebym ją przywiozła? Rano czy popołudniu?", a mama zdzwiona, że pytam. Że ona przecież jest na emeryturze, że ma tyle czasu, żebym po prostu przywiozła. Przypomniałam jej, że to, że jest na emeryturze nie oznacza, że nie ma planów i ja doskonale wiem, jako osoba, która próbuje ją notorycznie łapać telefonicznie, a która słyszy, że mama jest zajęta i zaangażowana w jakieś spotkania, zajęcia, wystawy, kluby książkowe itp. Bardzo mnie to cieszy i chce wiedzieć czy ma przestrzeń na spotkanie ze mną, bo nie chce jej mieszać planów.
Na to mama "a co ty gadasz! Ja nic nie robię. Nie mam nic zaplanowanego! Przywieź mojego małego misia! A propos misiów, wiesz, że mój słodziutki wnuczek powiedział pierwsze słowo? Baba! Jestem pierwsza! Yes, yes, yes! On jest taki kochany!"
I zaczyna mi opowiadać o siostrzeńcu. Oczywiście to najbardziej genialne dziecko na świecie, bo istnieje. :D Tyle w mamy głowie jest wzruszenia i miłości jak o nim mówi. Mega się cieszę tym, jak ona jest (oni obydwoje są) zakochaani we wnuczku. Coś się w ludziach zmieniło przez to małe, urocze życie. <3 Streszczała mi co się wydarzyło na odbicie życia jej wnusia w tym tygodniu - o większości wiem, bo siostra mi relacjonowała.
Opowiedziała mi o tym co odwalił tata i za co dostał bana na zabieranie młodego na spacerki (zostawił wózek z młodym pod sklepem, a sam wszedł do piekarni kupić sobie rogalika. Pomijając, że to było debilne posunięcie i należy mu się za to opierdol miał tato pecha wyjątkowego, bo akurat matka tegoż pozostawionego samotnie w wózku na chodniku dziecka jechała na rowerze obok tej piekarni - chyba sis na jogę miała iść podczas, gdy dziadzio zabrał dzidzię na spacer. Moja siostra się nie pierdoli w tańcu, a jak się wkurwi to bardziej niż potrzeba. Tak epicko opierdoliła ojca, tak była rozgoryczona, zawiedziona i ZŁA, że do ojca się nie odzywa i dekretem "królewskim" pozbawiła tatę przywileju zabierania jej synka na jakiekolwiek spacerki dopóki nie zrozumie czym jest odpowiedzialność.)
Tą opowieścią byłam poruszona. Bardzo. ALE NAGLE mama pyta na ile my jedziemy na wakacje i jak ona ma sobie poradzić tyle czasu sama z naszym psem. Znowu wybuchła tym trybem obronnej, podszytej złością paniki. Znowu mnie wzięła z zaskoczenia. Znowu ją sprowadziłąm na ziemię zapewniając, że to jej WYBÓR, jak wybierze inaczej to załatwimy inną opiekę dla naszego pieska. Ale tym razem już nie wytrzymałam i sama jej rzuciłam "co tobie odwala!? Mamo, ogarnij dupę!" - to ostatnie tak ją zakoczyło, że zaczęła się śmiać i przeprosiła.
Wróciłam do sedna - mamo, mam przyjechać rano czy wieczorem.
Na to mama, że i tak jest cały dzień w domu na emeryturze i mam po prostu przyjechać.
Okay.
Rozłączyłam się wykończona psychicznie, padłam na kanapę jęcząc. Mój chłopak pyta "co się stało? Coś nie tak?"
Chciałam mu opwoiedzieć, ale akurat dzwoniła mama. Więc odebrałam. A mama mówi, że jednak lepiej by było, żebym przyjechała rano, bo właśnie sobie przypomniała, że wieczorem idzie z koleżankami z Uniwersytetu Trzeciego Wieku na wernisaż. Oczywiście zaprasza nas do muzeum, bo wernisaż ciekawy, ale nie może zagwarantować, że będzie miała dla nas przestrzeń, bo była już wcześniej umówiona z jakaś Basią, Kasią i Halinką na pogaduchy (ofc imiona wymyślam, ale tak szczerze MEGA się cieszę, że w końcu moja mama ma koleżanki). Wzdycham do słuchawki, trochę zirytowana, a trochę z ciepłem, bo takiego żyćka mamie zawsze życzyłam: "A nie mówiłam, że masz napięty grafik, mami?". A na to mama, żebym już nie przesadzała, po prostu ot wernisaż, życie emerytki. Zbywa to, jakby to nie było nic istotnego (gdyby sobie sprzed 10 lat powiedziała, że tak będzie wyglądać jej życie, to pewnie ta mama sprzed 10 lat byłaby przerażona skąd ona weźmie tyle odwagi by robić te wszytskie rzeczy <3). Zostawiam temat i pytam o której mogę przyjechać, czy lepiej o 9 czy o 10?
Mi odpowiadają te godziny by ominąć tłok na dworcu.
A to mamę zaskakuje. Pyta ostrożnie "a mogłabyś przyjechać trochę później?", ja już zestresowana, bo chcę bez tłoku, im później w piątek tym więcej tłoku na dworcu głównym, więcej bodźców, a nie mam w głowie na to przestrzeni, więc pytam "Mogłabym, ale wolałabym nie. A dlaczego?", a na to mama "A tak pytam, bo wolałabym, żebyś była tak około 15...".
Ja milczę... trawię, że pakuję się w to co mnie i mojego psa stresuje, ale w końcu mała będzie miała dobrą opiekę...
Negocjuję i proponuję: "A może o 12?", na co mama "A, 12 byłaby okay! Dobrze, to ustawmy się tak, może zdążę wrócić do 12" xD No myślałam, że jebnę! Ze śmiechem już pytam tej "siedzącej non stop w domu emerytki" gdzie będzie do tej 12 w południe. A ona z dumą mi wyjaśnia, że może być z wnusiem na spacerku. I wtajemnicza mnie w grafik obowiązków babci. Bo gdy mały wstaje między 6-7, to jej babciny spacer wypada miedzy 10-12, a jeżeli wstaje między 7-8, to spędzają razem czas od 11-13. A wiadomo, że wnusio jest najważniejszy - tłumaczy mi przepraszająco mama.
xD
No nie mogę.
Dobra, ze śmiechem zgadzam się na ta 12, najwyżej dołączę wraz z pieskiem do jej spacerku z wnuczkiem. Luz. Miło będzie. xD
Mama mnie przeprasza, że tak wyszło, a ja jej przypomniam, że WIEM, że tak wygląda jej życie i się z tego powodu cieszę, szanuję jej wybory i dlatego w ogóle dzwoniłam przecież pytając o te godziny.
Mama powiedziała, że nas kocha i kazała iść spać.
Skończyłam rozmowę i opowiedziałam O. co się odjebało podczas tych kilku minut rozmowy. Mój chłopak westchnął i stwierdził, że mama ewidentnie też jest przebodźcowana i jej sposób komunikacji to przecież jest niemal 1:1 to jak my obydwoje teraz jesteśmy przeciążeni i zestresowani. Że łatwiej to zrozumieć, bo obydwoje też balansujemy na granicach wytrzymałości.
Mam nadzieję, że to jest to... Ech...
A dziś zgłosiłam się do konkursu... okazało się, że napisanie swojego bio jest prostrze niż myślałam. Ech.
10 notes · View notes
kotekzielony2 · 4 months
Text
Tumblr media
Z ŻYCIA SAMOTNIKA - wpis 8 (15.05.2024)
-> Najszybsze moje zlecenie ever!
Zastosowałem pewną zmianę w swoim pamiętniku. Od teraz każdy mój wpis ma swój tytuł! Jeszcze nie wiem czy zmiana jest tylko tymczasowa czy na stałe, ale myślałem o niej, żeby łatwiej się można zorientować (bez czytania wpisu) o czym dany wpis jest.
Jak wiemy, życie pisze przeróżne scenariusze. Czasami coś bardzo mile nas zaskakuje, innym razem wręcz przeciwnie. Temat planów filmowych poruszyłem już kilkukrotnie w swoich esejach i generalnie samo uczestniczenie na nich wiąże się nieraz z dużym ryzykiem. Nigdy nie wiadomo co się na planie wydarzy, o której godzinie usłyszymy słowa potwierdzające fajrant, choć w większości przypadków jest możliwe przynajmniej przybliżone ustalenie godziny końca pracy. Na tej podstawie zdecydowałem się na dość odważny krok by przyjąć, jak się okazało, najkrótszy plan w całej mojej 6-letniej historii!
10 maja 2024. Dzień nie zapowiadał się na zbyt wyjątkowy. Przed sobą miałem jedynie króciutką, wieczorną, dwugodzinną pracę na ochronie, do której zacząłem uczęszczać na początku maja. Około południa przeglądałem media społecznościowe w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego dla siebie planu filmowego. Zgłosiłem się na kilka planów, aczkolwiek nie spodziewałem się wielkiego zainteresowania moją osobą. Wśród ofert znalazł się jeden plan, na który błyskawicznie zareagowałem, bo zaledwie kilka minut po ukazaniu się ogłoszenia. Ku mojemu zaskoczeniu, niedługo później otrzymałem zaproszenie na ten plan (!), na 16:30. Problem jedynie zrodził się w mojej głowie kiedy uświadomiłem sobie, że tego samego dnia idę na ochronę, na 20:30 i żeby wszystko się udało, musiałbym opuścić plan nie później niż chwilę przed 20:00. Dowiedziałem się, że całość ma potrwać między godzinę a półtorej maksymalnie, a przy tym scenariuszu spokojnie dałbym radę zjawić się w drugiej pracy. Zaryzykowałem więc i pojechałem na plan. Po przybyciu na miejsce szybko uzmysłowiłem sobie jak duże musiałem mieć szczęście, że na tym planie się znalazłem, albowiem oprócz mnie zapisały się zaledwie... trzy osoby. Nie spotkałem też nawet innych statystów Polaków, więc byłem jedynym przedstawicielem ojczystego kraju! Wypełniłem umowę i w międzyczasie słyszałem jak ekipa szykuje się do realizacji sceny - wydawało mi się wtedy, że nasza kolej (mieliśmy jedynie poddać się małej sesji rekwizytorskiej) nadejdzie dopiero po zrealizowanej scenie. Lekko zdenerwowany zerkałem na zegar, ponieważ musiałem skończyć do wpół do 20:00, a minęła prawie siedemnasta i czas nieubłaganie leciał. Szczęśliwie, lekka trema, która mi towarzyszyła, dość szybko zeszła, bo w pewnej chwili zaproszono nas w liczbie czterech osób do pokoju, gdzie miała odbyć się sesja, tym samym byłem już niemal pewien, że ryzyko, które podjąłem, się opłaciło. I rzeczywiście! Wszystko co nam zrobiono to kilka śmiesznie prostych zdjęć, spojrzałem na czas i okazało się, że zaliczyłem właśnie najkrótszy plan począwszy od 2018r! Od godziny zbiórki do fajrantu minęły zaledwie... 44 minuty! Jeszcze nigdy nie postawiłem swej pracowitej stopy na tak krótko! Dla porównania mój poprzedni rekordowo krótki plan trwał 51 minut i odbył on się w lipcu 2023. Po odebraniu pieniędzy zostało już tylko wrócić do domu, chwilę odpocząć i ruszyć na drugie zlecenie, choć obawiałem się, że powrót będzie dłuższy kiedy moje gałki oczne zarejestrowały ten korek ze zdjęcia. Ostatecznie jednak udało się spokojnie wrócić do siebie w czasie i do końca dnia niczym nie musiałem się już przejmować.
Oczywiście na planach zdjęciowych nie zawsze jest tak bajkowo i kolorowo. Zwykle ekipy filmowe pracują po 12 godzin a to oznacza też, że statyści, epizodyści czy aktorzy również mogą spędzić na planie mniej więcej tyle czasu. Należy także uwzględnić ewentualne garderoby, make-up + dojazdy, a to wszystko pochłania jeszcze więcej czasu. O ile tamten piątek okazał się bardzo miły i radosny, to tuż po tym dniu uczestniczyłem przez trzy dni z rzędu na jednym z najcięższych moich planów filmowych w historii... I choć to już opowieść na inny raz, to chcę tylko słowem pożegnania zwrócić uwagę, że na początku maja wystartował sezon turystyczny (podczas którego zyskujemy w każdy weekend i święta możliwość przejechania się unikalnymi, zabytkowymi pojazdami), a przez ostatni weekend, wtedy kiedy solidnie męczyłem się na planie, na linię 100 wyjechał jeden z moich ulubionych autobusów (MAN NG313 #3322) i niestety nie miałem zupełnie kiedy nim pojeździć... Egzemplarz ten nie pojawia się szczególnie często i jestem niemal pewny, że następna okazja do przejechania się fajnym MAN'em z 2002 roku szybko nie nadejdzie. #3322, jeszcze cię dorwę!
8 notes · View notes
wszczebrzyszynie · 5 months
Note
l Czy masz jakieś media społecznościowe inne niż tumblr?
z artystycznych to mam tylko instagrama ale zapominam na nim postować więc mnie nie lubi
12 notes · View notes
niechciaana · 9 months
Text
Media społecznościowe są stworzone w taki sposób, żebyś myślał, że powinieneś być w innym miejscu, robiąc coś innego, podróżując gdzieś indziej, nie z tymi osobami. Ale myśląc że szczęście zawsze jest gdzieś indziej nigdy nie będzie tam, gdzie jesteś teraz.
11 notes · View notes
mikoo00 · 1 year
Text
Generalnie wczoraj spoko było w pracy nie wkurzali się że się spóźniłem 1.5h Ale ja to cały dzień przeżywałem każdy bląd to odrazu w glowie myśl ze mnie wywalą Znów bylem na serwisie i dołowało mnie ze nie mogę tak szybko pakować jak kierowniczka zmiany Potem poszedlem na lobby za taką jedną bo już szła do domu i wsm chujowo sobie radziła i liderka musiała za nią robic Bylem psychicznie wykończony i sie rozpłakałem nie mogłem się wgl uspokoić szedłem sprzątałem i ryczalem
Ale pracownicy zauważyli ze cos jest nie tak mi było wstyd ze sobie nie radzę i jeszcze bardziej się nakrecalem Pytali czy coś się stało a ja ze nie ze jestem zmęczony po prostu
To liderka mowila żebym zwolnił i nie gonił tak Ciężko było mi nie zapierniczać pomimo zemeczenia dosłownie nie potrafiłem ale po czasie się uspokoiłem Kierowniczka mi pozwoliła chwilę odpocząć się napić coli i posiedzieć chwilę i ze ta druga ma mi pomagać a jak nie to jej powie ze nic jej tu nie trzyma bo wgl się nie stara
No tamtą chodzi obrażona pewnie czuje ze zlw hierarchia jest niżej i zła ze teraz ja jestem na serwisie i musi ona sprzątać
Ale ja się nie dziwię ze mnie tam ćwiczą zamiast niej Jak z nią rozmawiam to się zastanawiam czy ona czasem na benzo nie jest bo tak strasznie zamula zawsze a nie tak ze raz na jakiś czas mi też się zdaza ale dalej jestem komunikatywny i zapierniczam
Więc jakoś poczułem że jestem doceniany mimo tego złego dnia i nie potrzebnie się nakręcam
Jeszcze jak tamtą liderka poszla na przerwe wszedł ten jeden co on co chwilę do mnie lata żeby coś zrobić a ja wiem zawsze co trzeba zrobić i i tak mialem to ogarnąć ale dobra xd Ta mi powiedziała że mam przetrzeć tacki i powili robic a tamten zaraz przyszedł ze trzeba pozamiatać to tamtą wzięła go na rozmowę i powiedziała żeby mnie nie cisnol dzis Nie wiem miło mi się zrobiło ze dbają o pracowników i są wyrozumiali
Ale pierwszy raz tak poczułem że ze mną jest chyba nie tak Normalna osoba by faktycznie zwolniła tempo a mi było ciezko
Dziś na terapi mi powiedziała terapeutka ze w ten sposób reguluje emocje i ze moze byc to objaw głodu poczucie ze musze robic napięcie jakies takie Robota pozwala mi nie myśleć tyle dlatego tak latam pomimo załamań nerwowych generalnie się dowiedziałem że nie potrafię odpoczywać lol dziwnie mi z tym Pamietam jak na dtp kuba o tym mowil ze tez ma z tym problem ze nie może po prostu siąść odpocząć psychicznie tylko co chwilę robi coś i sie wykończył psychicznie
Terapeutka mi mowila tez żebym znalazł sposób jakis na to żeby nie myśleć o problemach itp i ze nie żebym uciekał w media społecznościowe bo to nie jest odpoczynek
Znów mi się przypomniało co na dtp mowili ze faktycznie konsumując media internet i wgl człowiek jest przebodzcowany więc jakis taki chwilowy detoks od internetu ma sens
Tylko problem w tym ze ja nie wiem co miałbym robic
Spacer nie chce mi się
Moze jak kupie strój kompie łowy to soe sam bez znajomych wybiorę nad rzekę i w ten sposób się zrelaksuje
Jestem w chuj przemęczony i to się zaczyna robić niebezpieczne Czuje ze powoli tracę kontrolę nad życiem i mogę stracić to nad czym pracowałem przez parę miesięcy a to już pierwsze kroki do zapicia No w każdym razie głody alkoholowe wywołuje
Pojebane
11 notes · View notes
s0ullessboy13 · 1 year
Note
Można się spotkać z dużą ilością twierdzeń, że to nasze pokolenie tak bardzo zniszczyło miłość, ale to nie jest do końca prawda. Tak naprawdę miłość niszczyli nasi rodzice, dziadkowie. To przecież oni zawsze byli dla nas wzorcami w każdej chwili, to oni pokazywali nam pewne zachowania, które teraz wiele osob powiela. Nasze pokolenie widziało jak nasi bliscy traktują "milosc", jak się zachowują w pewnych sytuacjach i chcąc albo i nie, pokazali nam co dla Nich to znaczy. Więc nie mogą twierdzić że to nasze pokolenie tak bardzo ją zniszczyło skoro sami nie potrafili tej miłości okazać wobec siebie.
Mam wrażenie, że kiedyś nie było widoczne to jak bardzo ludzie, którzy jeszcze wczoraj się kochali, dziś tak naprawdę są wrogami. Dawnej potrafili to ukryć w ścianach swojego domu, teraz wręcz przeciwnie.
Dziś ludzie szybko zakładają rodziny, wchodzą w nowe związki, zaręczają się. Dla mnie to jest wielki błąd.
Dawnej ludzie przez bardzo długi okres czasu okazywali sobie miłość poprzez gesty, zanim zdecydowali się powiedzieć komuś "Kocham Cie", bo dawnej te słowa miały ogromną wartość, teraz to dwa zwykle wyrazy, zlepione z kilku liter.
Dziś nie ma już tego co było kiedyś. Dawniej ludziom nie było potrzebne drogie auto, zajebisty telefon i ktoś "wyjściowy" u boku, kukła która ma się dobrze prezentować. Dawniej wystarczyło wyjście do kina na głupi film albo wypad na małą imprezę, gdzie można było naprawdę mile spędzić czas z drugą osobą. Nie było tego pośpiechu, ludzie poznawali się powoli, długimi miesiącami, zanim zdecydowali się zrobić poważniejszy krok.
Teraz patrząc na ludzi i ich zachowania względem siebie można być nie tylko załamanym ale i przerażonym. Bo skoro nasze pokolenie tak bardzo zepsuło również miłość i traktuje to jak nic niewarty śmieć, to co będzie za 10 lat? Jak inne pokolenia będą ta miłość okazywać, skoro teraz okazanie miłości objawia się przez rzeczy materialne a nie czyny, drobne gesty czy czułe słowa.
Teraz miłość to media społecznościowe. Dawanie serduszek - im więcej tym bardziej cię kochają. Ludzie TERAZ mają w chuj zakrzywioną rzeczywistość. Jak rozmawiam z ludźmi na jakieś tematy aż dziwi mnie, że na coś tak patrzą przez to co widzą w internecie. Większość jest teraz uzależniona od tego co jest w sieci. Wszyscy uciekają tam gdzie nie trzeba się wysilać, gdzie można wszystko mieć od ręki. Dlatego też ludzie aktualnie szybko wchodzą w związki jak i z nich rezygnują. Tutaj nie ma walki o cokolwiek. Tutaj każdy chce mieć wszystko na wyciągnięcie ręki a tym samym oceniać innych przez pryzmat internetu. Ludzie są zagubieni. A co dopiero żeby wchodzili w związek. To pojebane. Teraz już nie chodzi o rozmowy, kompromisy i wieczną miłość a chwilę zabawy, przyjemności i pójście dalej po następną, tą "idealną" bo mój partner "za głośno oddychał" czy "nie umiał chodzić prosto". Xd
3 notes · View notes
madduck44 · 1 year
Text
07.09.2023
Podsumowanie dnia trzeciego hehe
CO JEST ZE MNA NIE TAK??? chyba zacznę sobie robić limity o 100 kcal niższe niż zamierzam zjeść to wtedy zjem odpowiednią ilość. Wczoraj było to samo! Zjadłam 507 kcal (ale przynajmniej nie było napadu i nie jestem głodna bo się zapchałam teraz waflem, pieczywem chrupkim i barszczykiem. Kupię sobie jakieś z Dino bo widziałam w jakimś poście że są takie, co mają ok 37 kcal w opakowaniu.Jedzenie na przestrzeni dnia? Rano zjadłam śniadanie co było błędem. 168 kcal. Później do godziny 13 nic oprócz kawy rozpuszczalnej i to było super. Później widziałam się ze znajomymi i udaliśmy się na kebaba gdzie ja oczywiście powiedziałam że nie mam kasy i że chodzę na obiady w szkole (ale jestem aktorką, nie?). Na spotkaniu wypiłam granitę 250 ml i wbilam tak jak jest na Yazio, dzika grape i wyzulam dwie gumy orbit bez cukru.Wróciłam do domu i nagadalam mamie że jadłam na mieście, zjadłam skyra i przeglądałam media społecznościowe. Poszłam z psem na spacer i teraz mnie chwycił trochę głód to zjadlam i no trochę mi głupio. Cieszę się przynajmniej że nie było napadu. Już aż tak mi nie burczy w brzuchu i jedyny problem to że znowu czasami mi słabo ale pije wtedy kawę/wodę i mi lepiej. Mało pije i to jest problem no i muszę się z tym w chuj pilnować. Widziałam mojego crusha z podstawówki 💀 idk co ja w nim widziałam to było tyle lat temu i byłam wtedy gruba, idiotyczna, głupia i z pryszczatym ryjem. Pokażę chujowi. Uśmiechał się w moją stronę ale wydaje mi się że raczej śmiał się do znajomych. Na mój widok ludzie tylko się śmieją.Jutro trzymam się dalej tych 300/400 kcal (może wpisze 300 to zrobię te 400???) Do końca tygodnia będę jeść do MAKSYMALNIE 800 kcal (Wiem niestety jak mogą wyglądać weekendy i raczej jeden posiłek będę musiała zjeść z rodzicami i rodzeństwem)A w poniedziałek może zacznę ta zabawe co zreblogowałam i w niedzielę ustalę limity. Może znajdę jakąś gotowa dietę? Idk. Dzień u tak zakończony w miarę sukcesem skoro nie było napadu bo rano czułam jakbym mogła zjeść całą lodówkę. Oby weekend pod tym względem był spokojny. Planuje wtedy iść na rower (10km) i jadę na zakupy do większego miasta
4 notes · View notes
rememberdonteat · 1 year
Text
Idę właśnie przez pole i żeby szybciej mi zleciał czas to opiszę wam mój dzień wakacji, w którym udaje mi się uniknąć spotkania z kimkolwiek.
9:00 budzik (do 9:30 leżę w łóżku i siedzę na telefonie)
do godziny 10:00 jem śniadanie (300-900kcal)
liczę kalorie ze śniadania na Fitatu
10:30-11:30 idę siedzieć do wanny pełnej gorącej wody, golę się, myję ciało i włosy
do 12:00 suszę włosy, robię makijaż
po 12:00 wychodzę z domu i idę do miasta obok się przejść, potem wracam do mojego miasta polami
przychodzę około 15:00 do domu i myję się pod pachami, ogarniam tak w miarę po spacerze
15.20 mama przychodzi do domu
do 16:30 siedzę w pokoju zamknięta i piszę wiersze albo rysuję słuchając podcastów albo muzyki
16:30 mama najczęściej prosi mnie o wyniesienie śmieci, jako że daje mi czasem pieniądze to idę na drugi koniec osiedla do żabki po dwa energole po 10kcal (po drodze wypijam jednego)
17:00 jestem w domu i pomagam mamie w obowiązkach domowych
przed 19:00 robię sobie ćwiczenia w domu (skupiam się na rozciągających i wzmacniających mięśnie)
wieczorna toaleta, w tym skincare
około 19:00 mam wolny czas to idę czytać książkę albo siedzieć na telefonie pijąc energola
robię sobie herbatkę odchudzającą, którą popijam do wieczora
21:00 podliczam sobie spożyte kalorie jeszcze raz na Fitatu, aby zobaczyć czy się nie pomyliłam, ale też spalone z całego dnia dodając te ze StepsApp oraz treningu, wyliczam bilans
potem siedzę na Tumblr pisząc dla was posty
media społecznościowe przeglądam, na zmianę piszę ze znajomymi tak do godziny 00:00
po północy idę spać
Także tak wygląda przeważnie mój dzień🩶
Chudego dnia kochani!!^^🫶🏼🦋
4 notes · View notes