Tumgik
#do klatki
lwieserce · 6 months
Text
caluje nam slonce karkiiiiiiiiiiiii dwa tysiace siedem morze oplukuje klapki ...
6 notes · View notes
whisperofthewaves · 1 year
Text
krew mnie kurwa zalewa, bo po akcji w poznaniu znowu zaczyna się dyskusja o dostępności do broni palnej i mam ochotę ludziom łby ukręcać za ich opinie.
“a cO jAk jA ChCE TylKO dO PaPierOwYcH CelÓW sObiE sTrZeLaĆ???”
“a aUtA tO WiĘcEj wYpAdkÓw rObiĄ i cO” i gówno, głupoty ludzkiej nie zmienisz, ale jasne świetnym pomysłem jest im podstawiać pod nos narzędzia natychmiastowego zabójstwa, które dosłownie żadnej innej funkcji nie mają i potem kończy się, że jakiś jebany frajer w środku dnia w centrum miasta strzela sobie i innemu typowi w łeb bo go kobieta nie kocha czy chuj wie co.
4 notes · View notes
mpregspn · 1 year
Text
men love to sit on a bench or stairs
1 note · View note
kreskabitch · 3 months
Text
Nerwica po starych, od melanży i od kawki. Pamięć klatkuje, kurwa jaki był kod do klatki?
14 notes · View notes
myloveislh · 5 months
Text
Przeczytałam, że moje serce może pękać nieskończoną ilość razy do momentu aż kocham.
I oh, jak bardzo się z tym utożsamiam.
Mam ochotę wyrwać je sobie z klatki piersiowej i rzucić nas w niepamięć.
Bo chociaż tyle pięknych wspomnień mam z Tobą, bolało by mnie mniej.
//myloveislh
14 notes · View notes
kasja93 · 2 years
Text
Witam. Bilans z dziś:
Zjedzone 0
Spalone aktywnie 765
Tumblr media
Dziś był okej dzień. Fizycznie nadal jestem zmęczona po ostatnich atakach woreczka żółciowego, ale dochodzę do siebie. Psychicznie czułam się dziś bardzo dobrze. Żartowałam, śmieszkowałam i generalnie było spoko. Rano odwiedziłam rodziców. Mamę zawiozłam na komendę, była wezwana jako świadek w sprawie pomówień sąsiedzkich. Drama w klatce moich rodziców jest niesamowita. Starzy lokatorzy, którzy są na emeryturze dłużej, niż ja stąpam po ziemii plują na nowych mieszkańców. Nie pytajcie o szczegóły nawet JA tego nie ogarniam. Pieprzona łódzka telenowela xD później pojechałam z tatą blaszakiem na budowę zabrać narzędzia z jednej budowy na drugą. Dwa razy bo zapomniał wiertarki z mieszalnikiem xDD czemu ja a nie jakiś jego pracownik? „Bo te głąby się tam zawsze zakopują… kupa sprzętu brak talentu a ja nie mam czasu i siły patrzeć jak po raz setny nie mogą wyjechać! Ty wjedziesz i wyjedziesz bez problemu jeszcze będziesz to robić z uśmiechem bo cię znam!”. Bo i faktycznie tak było xD OFF ROAD Fiatem Ducato przywołał mi ogromnego banana na twarz xD
Tumblr media Tumblr media
Żodyn nie wie, że jestem niszczycielem światów! Żodyn! XD rudzik przechodzi samą siebie. W nocy musiałam o 1 nad ranem ją wrzucić do klatki bo biedny królik zgłodniał tak bardzo, że chciał zjeść rogówkę xD zapaliłam światło, patrze na nią a ona wgryziona w łóżko. Pytam ją „Co ty odpierdalasz Pasztecie???” I złapałam ją za dupkę a ta jak jakiś cholerny Amstaf uczepiona wyrka. No psychopata. A jaki króliś był oburzony! Rzucała przez pół godziny wszystkim co miała w klatce (a sporo ma tam zabawek i dwie miski). Z rana zaś była obrażona. Dopiero teraz przyszła na buziaczki. Szalony uszak.
Jak mogliście już zauważyć zrobiłam sobie nowy manicure hybrydowy :) idzie mi już całkiem szybko bo pół godzinki i mam zdjęty i zrobiony nowy. Kiedyś muszę zacząć bawić się w zdobienia poza pyłkiem, który czasem używam. Może w wakacje? Pożyjemy zobaczymy.
Dziś nic nie jadłam. Brakowało mi czasu bo wróciłam do domu o 14 i byłam bardzo zmęczona. Ucięłam sobie drzemkę a po przebudzeniu już nie miałam ochoty nic jeść. Nieśmiało zrobiłam dziś jogę i kroki. Nie jestem jeszcze w pełni sił. Nadal jestem osłabiona.
Przeczytałam już wszystkie komiksy jakie mam z Witch. Bawiłam się świetnie! Mimo lat jakie mam na karku nie czułam się znudzona czy zmęczona mocno nastoletnim „paczeniem na świat” bohaterek. Czekam, aż w maju wyjdzie kolejny tom :)
Tumblr media
Ćwiczenia:
7485 kroków
45 min jogi
67 notes · View notes
myslodsiewniav · 5 months
Text
SPOTKANIE xD 5-05-02024
Wczoraj wróciliśmy z wyjazdu - to jest taka, hymm, powiedzmy, że wyjazd takie 7/10. Mogło być lepiej, ale możliwe, że ze względu na konieczność realizacji wielu zadań tak dobrze, jakbym chciała po prostu być nie mogło.
Anyway - wczoraj dzień zjazdowy i dziś dzień zjazdowy.
Nadal jestem chora (jutro umawiam się na USG brzucha, wciąż mam gorączkę), a skończyły mi się leki przeciwbólowe. Korzystając z przerwy między jednym a drugim wykładem poszłam do Żabki.
No. Wychodzę na ulicę ze swojej klatki, ręce w kieszeniach nowych spodni (mam takie słodziutkie, nowe spodnie: bawełna, pomarańcz w czerwone różyczki), na głowie węzeł włosów, na górze cropp-top w kolorze żółtym. Ciepło, miło, odhaczam w myślach elementy projektów na zaliczenie. Relaks.
I wszystko dzieje się w przeciągu kilku sekund, nawet ułamków sekund!
Schodzę po schodach, sięgam wzrokiem do odległej Żabki - jest kolejka czy nie ma? Tuż pod moim nosem przejeżdżają rowerzyści, spacerują piesi z pieskami na smyczach, pchając wózki z dziećmi, starsze osoby idą z młodszymi oparte pod łokieć. Słońce jarzy, więc mrużę oczy. Gdy tak patrzę ku Żabce NAGLE moje spojrzenie przecina się ze spojrzeniem dziewczyny jadącej na rowerze, która wjechała mi w pole widzenia. Przez ułamek sekundy patrzymy na siebie. Dziewczyna pierwsza ucieka spojrzeniem i jedzie dalej, a ja idę spokojnie ku Żabce.
W pierwszej chwili coś mi w głowie miga, fakt, ale ignoruję to, bo myśli mam zaprzątnięte pracą kreatywną nad projektem i tą Żabką (bo jak kolejka jest to nie zdążę na początek wykładu, a szkoda, bo fajny wykłada właśnie trwa, gdy to piszę xD). W drugiej chwili trafia mnie bardziej świadomie, że przez chwilą wymieniałam spojrzenia z kimś znajomym: ten kształt oczu, łuki brwiowe, ten czekoladowy kolor spojrzenia, to osadzenie szerokiego nosa oddzielającego gałki oczne - TO jest coś co mi się co jakiś czas śni. W koszmarach zwykle.
Ale nim zdążyłam połączyć kropki moją uwagę zwróciło gwałtowne, piskliwe hamowanie pierwszego roweru, który mnie minął. Ludzie na ulicy się też odwracają za tym dźwiękiem. To było jakieś takie alarmujące. Kobieta prowadząca pierwszy rower zatrzymała się nagle, dziko trzęsąc się na siodełku i nerwowym spojrzeniem wodziła od naszego (mojego i mojego partnera) zabytkowego samochodu zaparkowanego tuż obok miejsca, gdzie stanęła, a to do mnie, a to do jadącej za nią dziewczyny.
Wyglądała jakby zobaczyła ducha!
A ja szłam dalej do Żabki, z rękami w kieszeniach pomarańczowych spodni, zaskoczona jak to spotkanie NIC mi nie zrobiło, żadnego stresu czy skrętu żołądka nie poczułam, a jak to dużo w niej (nich?) zrobiło to spotkanie i jakie to było w gruncie rzeczy śmieszne. Patrzyła w moją stronę, ale jakoś tak, jakby zarazem chciała się upewnić, że to NAPEWNO ja, ale jednocześnie nie zwrócić na siebie mojej uwagi (co było trudne, bo szłyśmy w przeciwnych kierunkach xD), ani nie powiedzieć zwykłego "dzień dobry", masę roztrzęsienia w tym było, paniki i szoku.
Hehehe. No i luz.
Mama i siostra byłego mego faceta.
Młoda mnie poznała szybciej niż ja ją i zdecydowała odwrócić wzrok, bez "cześć", a do starszej fakt minięcia mnie trafił dopiero po czasie. Ale nie mogła się zdecydować co jest dla niej bardziej ciekawe: zabytkowy samochód czy niedoszła synowa. xD (Przy czym jeszcze śmieszne było to, że na 99,99% ona nie ma pojęcia, że ten samochód od którego nie mogła odkleić spojrzenia jest mój xD).
I machnęłam jej głową na "dzień dobry" - stała ZMROŻONA obok mojego samochodu xD, trzymając kierownicę swojego roweru. I nie odpowiedziała. Była była bardziej przejęta tym, że ją poznałam. Odwróciła się tylko do córki i coś tak omawiały. No cóż, ich wybór.
Nie rozumiem ich. Nigdy nie zrobiłam nic złego im, byłam pomocna, opiekuńcza, mogły na mnie liczyć - czy to z odprowadzaniem małej do szkoły, na wycieczki, czy z pilnowaniem jednego z mieszkań, pomocy w remontach, przy skręcaniu mebli itd itp. Ale to dziwna rodzina, więc pewnie tam były cenione wartości, których nie rozumiem...
Wracałam potem z Żabki z lekami przeciwbólowymi tak dumna z siebie, że nie czuję NIC w związku z tym. Że ta rodzina i przeszłość nie mają na mnie już takiego wpływu, jak miały kiedyś.
Jak fajnie, że ruszyłam.
7 notes · View notes
odrodzony-fenix · 19 days
Text
Zbudził się, czuł strach przed otworzeniem oczu
Co jeśli to znów był sen? Co jeśli to wszystko sobie wyobraziłem?
Powolnie przesunął rękę na prawo, czuł strach czy znów poczuje zimną pościel?
Nagle jego dłoń dotknęła ręki innej osoby, pospiesznie otworzył oczy i obrócił głowę
Siedziała tu...wpatrywała się w niego swoimi fiołkowymi oczami
Black...
Wychrypiał jej imię, głos miał przesiąknięty ulgą
Jakby właśnie, ktoś z jego klatki ściągnął olbrzymi głaz
Dzień dobry Maks, w końcu się wybudziłeś
Całą siłą jaką posiadał, pociągnął ją do siebie i wziął w ramiona
To nie był sen...Już nie jesteś snem
Położyła palec na jego ustach i powoli poprawiła jego grzywkę
Nigdy już nie będę snem, zakończyłam to w końcu...
Wypuścił głośno powietrze z płuc i wplatał palce w jej włosy
Jesteśmy wolni...w końcu wolni
6 notes · View notes
imoxydone · 7 months
Text
[*]
nie ma już ze mną taty. powiesił się, zostawiając mnie z ogromnym bólem. żalem kurwa, bo to on wyciągał mnie z największych dołków, z psychiatryków. odwiedzał mnie na odwyku, gdzie jedyną myślą było uciec i zajebać złoty strzał. Kurwaaaaaaa. i co teraz mam sobie żyć tak jak żyłam??!! miał jeszcze do wychowania mojego małego brata. miał jeszcze być dziadkiem, miał jeszcze chillować ze mną w kinie 7D ( tylko ty tato wiesz o co chodzi). nie mogę sie ogarnąć. Przed oczami mam tylko ten hak na którym to zrobił i jego ciało. Dlaczego tato, dlaczego kurwa..
Boli mnie dusza, boli gdzieś głeboko i nie wiem kiedy ten ciężar z mojej klatki piersiowej zniknie. Boli tato, nie umiem pojąć, że dzwoniąc do ciebie już nie odbierzesz..
8 notes · View notes
tburghesblog · 6 months
Text
Opowiem Ci, czym jest późna miłość.
Ten moment, kiedy znów uważasz, że przegapiłeś chwile w całym kosmosie, gdy Ona cały czas istniała i czekała. Inna ta jedna też. 
Motylki nie potrafią już latać, są zblazowanymi trzmielami. Ale jeszcze się ruszają bezładnie i chcą chować się w jakichś dziurach aż do poranka.
Doświadczeniem wzajemnego uzupełniania się. Świadomego, z całą mocą i znanym ryzykiem. Tak pysznym. 
Moment, gdy piszesz pięćsetną dziś wiadomość na whats i chcesz jeszcze, ale Twoja nowa Kometa ma znów trudną rozmowę z mężem. Głównie znów o tym, że nie będzie z nim, bo kolejny rok właśnie zaplanowała na jutro rozpoczęcie nowego życia. On martwi się znów, albo pije.
No chciałbyś ją tam mieć i na odwrót, ale nie można. Może dobry ten chłop, ona rzeczywiście dziwna. Tyle lat w końcu wytrzymali.
Ta późna miłość jest kolejnym hajem, którego szczątki budzą się jednak wolno. Ale się budzą. Wstają potem szersze i mocniejsze niż kiedyś, chociaż jest ich mniej. 
Że nie zauważasz nawet, jak budujesz sobie właśnie projekcję zbudowaną ze swoich braków. Ta miłość nie jest frontalnym, obezwładniającym uderzeniem z romansów, tylko powolnym dopasowywaniem do brakującego obrazu. Iluzją na własne, doświadczone życzenie. Jeśli wiesz o czym mówię.
Ona na pewno jest świetną kochanką i w trakcie nie chce szczekać albo być dominą. Ten jej przez lata chciał czegoś podobnego, dlatego go nie kocha. Dzieci nie chce zabrać, bo ojca muszą mieć. A ona życia szuka. No.
Ty ją chcesz zabrać. Być w godzinę po nią i pomóc wynieść kartony. Tylko akurat Twoje dzieci muszą być u matki, albo dla odmiany u Ciebie kolej, więc może nie dziś.
Sama chce się zabrać, ale w sumie woli wieczorami pić wino i siedzieć w bezruchu właśnie na whatsie. Albo Vinted. 
Dojrzała miłość w życiowych koleinach. Późna miłość jest obijaniem się o pręty klatki. 
6 notes · View notes
klykcielewe · 1 year
Text
UCIECZKA PAPUG Z MANUFAKTURY PASZTETÓW
Patrycja Łuczak, 05.10.2023
Informacja z ostatniej chwili: dziś rano z lokalnej manufaktury pasztetów G.Z. PADALECKI & CO SP. ZO.O. uciekło małe stadko papug przeznaczonych jako składniki pasztetu.
Jak tłumaczy właściciel manufaktury Gwidon Padalecki (brak pokrewieństwa z aktorem, pytałam): “ONE NIE MOGŁY SOBIE TAK SAME UCIEC NASZE KLATKI SĄ PORZĄDNE NIC Z NICH NIGDY NIE UCIEKA TO MUSIAŁ BYĆ SABOTAŻ KTOŚ JE WYPUŚCIŁ WŁAMAŁ SIĘ I WYPUŚCIŁ ALBO CO MÓWIĘ WAM TO JEST JAKIŚ SPISEK PRZECIWKO MNIE”
Dotychczasowa liczba rannych i zabitych nie jest jeszcze znana, wiadomo jednak, że ptaki są niebezpieczne, uzbrojone i w bardzo mściwych nastrojach. Władze lokalne dokładają wszelkich starań, aby odnaleźć i ująć zbiegów. Póki zagrożenie nie minie, zalecane jest pozostanie w domach lub przydomowych bunkrach i pozatykanie kominów oraz innych potencjalnych sposobów na dostanie się rozjuszonych papug do wnętrza.
11 notes · View notes
perfectlif3 · 1 month
Text
Nocne ścieżki
W październikowym chłodzie, pod rozgwieżdżonym niebem, Wędrowali uliczkami, gdzie cisza była ich jedynym świadkiem. W parku, otuleni liśćmi szeleszczącymi pod stopami, Każdy pocałunek był chwilą zawieszoną w mroku.
Słowa, ciepłe jak letni powiew, Wypełniały przestrzeń między nimi. On mówił, że jest piękna, A ona, nie wierząc w prawdziwość jego słów, Błagała o jeden ostatni pocałunek.
Noc płynęła, a każdy gest był jak wiersz nieczytelny, Powrót do rzeczywistości wydawał się nieuchronny. W ostatnich chwilach, przy wejściu do klatki, Ona prosiła, by ich dotyk pozostał, Jakby każda sekunda była ostatnim oddechem.
Ostatni pocałunek był jak cichy żal, Zatrzymany w chwilach, które miały minąć. Nostalgia za tym, co było, Pozostawiła tylko echo, które wciąż szumi w październikowej ciszy, Jak niemy świadek chwili, która nigdy nie miała się powtórzyć.
4 notes · View notes
kasja93 · 2 years
Text
Hej. Dzisiejszy bilans:
Zjedzone 0
Spalone aktywnie 1116
Tumblr media
Nie wiem co napisać… dzień rozpoczął się miło dzięki Wam. Czytelnikom tego bloga. Padło wiele miłych i ciepłych słów dodających mi otuchy. Naprawdę jestem z nich szczęśliwa i dziękuje Wam za nie.
Później jednak zaczęłam świrować za sprawą listu z Niemiec. Przyszły papiery do wypełnienia. Mój poziom niemieckiego jest na takim samym poziomie co szacunek do tej nacji. Zatem niemal zerowy. Po angielsku bądź francusku mogę tym chujkom odpisywać, ale życzą sobie mieć papiery w swoim języku. Oczywiście Polska infolinia oddziału mojej kasy chorych dziś wzięła sobie wolne i nie było żadnego polaczka z którym bym mogła pogadać. Wypisałam te cholerne papiery używając translatora i chłopskiego rozumu. Jak okaże się, że nie będzie nic do poprawki to otworze szampana choć nie pije… I jak te wszystkie flash backi z wojny na Wietnamie moja psychika zaczęła sprawiać mi problemy. Trzęsły mi się tak ręce podczas wypisywania, że kilka razy wypadł mi długopis z rąk. Później płakałam dobre pół godziny po napisaniu maila do mojej pani doktor. Bo te dzieci diabła i motopompy życzą sobie opis mojej choroby, rokowania, kartę medyczną i odpowiedzi jak do tego doszło (nie wiem). Tak mnie to wszystko dobiło, że nie mogłam nic przełknąć. Czuje się podle i wiem, że świruje. Zdaje sobie sprawę, że NIC SIĘ NIE DZIEJE a mimo to reaguje tak jak nie inaczej… coś okropnego, te lęki i czarne myśli bo wiem doskonale, że przeżywam to niewspółmiernie do sytuacji. A rano było tak przyjemnie i miło.
Skończyłam czytać książkę „Obcy: wyjście z cienia”. Ogólnie polecam. Jak na to uniwersum i horror sci fi daje mocne 7/10. Nadal jednak podtrzymuje, że Elen Ripley wcale nie musiała się w niej pojawić. Nie chodzi o to, że jest bezużyteczna czy coś. O to to nie… lecz równie dobrze mogłaby ta postać nazywać się po prostu inaczej. W niczym by to nie umniejszyło dzieła a według mnie nawet by je ulepszając by uniknąć efektu posmaku „odgrzewanego kotleta”. Ten kotlet i tak był bardzo fajny i serdecznie książkę polecam dla fanów tego typu czytadeł. I choć przysnęło mi się dwa razy podczas czytania to nie dlatego, że jest nudna czy słaba 😅
Tumblr media
Ruda się dziś oburzyła, że ćwiczę i ją ignoruje. Wypadła na mnie zza rowerku i przyprawiła o zawał tupiąc głośno i robiąc takie oburzone „Uuuuu” 😂 musiałam przerwać ćwiczenia i się z nią pobawić w ganianego po mieszkaniu co uwielbia. Ona zaś dziś też przeżyła swój mikro zawał. Leżała sobie wyluzowana w klatce i skubała sianko jak za oknem na tarasie pojawił się kot. Jak go zobaczyła tak się wystraszyła, że wypadła z klatki jak poparzona i zaczęła spierdzielać za fotel. Kot również był w szoku i się tego wystraszył. Ahhh te strachajły… Kot mieszka dwa domki dalej i patroluje okolice. Śmieje się, że to nasza straż sąsiedzka.
Tumblr media
Ćwiczenia:
9873 kroki
30 min jogi
45 min z hula hop
62 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Jestem bardzo niewyspana, nieprzytomna. Głowa mi pulsuje od bólu.
Szwagier napisał o 21, że mały się urodził i kontakt się urwał. Nie odbierał telefonów. Bałam się co to oznacza. I już pal licho - zostawiam siostrę i dziecko pod opieką lekarzy, ale umawialiśmy, że Szwagier w razie czego śpi u nas, bo młody rodził się we Wro. Mam dla niego przygotowaną szczoteczkę do zębów, ręcznik, ubraną w zeszłym tygodniu pościel... A nie odbierał.
W ogóle... ech.
Mój chłopak poszedł na spacerek wieczorny z psiunią. Ja w tym czasie zajmowałam swój przygnębiony umysł jaraniem się malarstwem Botticelliego: chciałam znaleźć reprezentatywny przykład tego, jak fantastycznie typ łączył kolory, a paleta jaką wybrał na "Narodziny Venus" to w zasadzie CAŁA PALETA zastosowanych barw jest inspirująca i niezwykle harmonijna (przynajmniej ja te zgaszone, a jednak płomienne barwy na nowo odkrywam). Wtedy dostałam wiadomość od Szwagra, kilka zdań i zdjęcie, i po prostu WALNĘŁO mnie mieszanką ulgi, niepokoju, radości. Pod skórą jakby musowały mi bąbelki - jakbym pierwszy raz od stycznia prawdziwie rozluźniła mięśnie, jakby pamięć mięśniowa z trudem sobie przypominała, że zna stan bez trybu "walcz lub uciekaj". Do tego ten szloch... Inhalowałam tak, jakbym każdym oddechem walczyła o życie, jakbym po miesiącach napięcia i skurczonej, skulonej klatki piersiowej NAGLE mogła nabrać tchu. Jakby było więcej w moim ciele miejsca na swobodny oddech. I te sensacyjne odczucia z ciała SPADŁY TAK NAGLE... Łzy leciały, jakby odkorkowane i wstrzymywane miesiącami.
Usłyszałam dzwięk domofonu, więc wyszłam do przedpokoju. Nie byłam w stanie mówić, ale chciałam, żeby O. wiedział. Jak zobaczył mnie zaryczaną i zdjęcie siostry - oczy zmęczone, twarz łagodnie uśmiechnięta, chociaż bezsprzecznie wyczerpana, a ręką (nakłutą wenflonami :( ) przygarnia do piersi opatulonego tkaniną rozwrzeszczanego ziemniaka. Twarz sina, paluszki jak serdelki, gęste włosy mokre i dziwnie falujące (będzie gen loczkowy podany dalej?), trudno powiedzieć czy są ciemne czy jasne. A taki wykręcony w grymasie, w płaczu, MOMENTALNIE uwypukla rysy płaczącej i grymaszącej dziewczynki, którą pamiętam z dzieciństwa. Niesamowite, ale nawet u ziemniaka widać podobieństwo O.O Pierwszy raz to widzę, być może dlatego, że siostry rysy znam od kiedy sama byłam dzieckiem? A może tylko mi się wydaje? Może mózg próbuje coś dopasować, coś czego tam nie ma...?
Miałam ochotę powiedzieć wszystkim! Że oni żyją i są cali. I jednocześnie potrzebowałam prysznica, by spłukać z siebie napięcie i stres, które powodowały, że moje ciało drżało. :( I zarazem miałam ochotę biegać po ścianach - bo tyle emocji czułam!
Moja mała siostrzyczka urodziła człowieka - nie pojmuję tego, nagle zaczęło mi się to zdawać niemal magiczne! Spełniła swoje marzenie.
O. nie pojmował co się ze mną dzieje. "To tylko dziecko" itp. A ja cała drżałam. Nie chciałam by mnie dotykał, ale chciałabym by współdzielił ze mną radość i ulgę. Bo udało się, przeżyli obydwoje.
Zadzwoniłam do mamy... ale nie wiedziałam, czy rodzice wiedzą już i czy sis i Szwagier życzą sobie bym to ja przekazywała tak ważne wieści. Więc zapytałam ostrożnie czy mama zaglądała na komunikator. Mama na to, że nie i nie ma czasu teraz, bo musi iść z pieskiem. Mówiła mi wczoraj rano, że opiekuje się Lucynką (bo Szwagier wyjechał do pracy na pół dnia, żeby moja siostra nie musiała wychodzić z pieskiem do szpitala), że ma przywieźć mojej siostrze nową turę ogórków kiszonych, które robiła wczoraj rano. Wspominała też, że coś jej się z komunikatorem stało i nie łączy się z internetem. Pamiętałam o tym, więc wieczorem zanim mnie zbyła "bo muszę iść z Lucynką na spacerek" poprosiłam, aby KONIECZNIE rzuciła okiem na telefonie taty czy nie mają wiadomości od zięcia.
Mama się przestraszyła. Bardzo. I zamiast - cholera! xD - ruszyć po komórkę mojego ojca zaczęła mnie pełna niepokoju wypytywać czy coś wiem, czy coś się stało z moją siostrą, czy mała (tj. jej najmłodsze dziecko, czyli moja siostra) ma się dobrze? Nagle weszła w ten ton przesłuchującej, zaniepokojonej mamy. Ech. Nie wiem, jak to przechodzi, że ONA NIE SŁYSZY tego po mnie, bo byłam cała zaryczana, szczęśliwa, pełna ulgi, z zatkanym nosem i urywanym oddechem, co chwilę ścierająca podczas tej rozmowy łzy z twarzy - JAKIMŚ CUDEM przeszło kłamstwo "nie, dlaczego miałoby coś być nie tak?". A mama na to, że "uf" i że pewnie siostra się na nią wkurzy, bo obiecała, że nikomu nic nie powie, ale musi mi powiedzieć w takim razie, że mój Szwagier to jednak wcale nie był przypadkiem cały dzień poza domem. Że jednak już w nocy 31.07.2023 lekarz i położna kazali mojej siostrze jechać do szpitala na podtrzymanie. Więc - mama wyznała zmartwiona bardzo - dlatego Lucynka jest u niej. Obiecywano jeszcze w nocy, że na obiad, po badaniach moja sis wróci do własnego domu - dlatego umówiła się z mamą na zwrot pieska i karmienie ogórkami. Ale niestety, mama nie miała kontaktu wczoraj w ogóle z córką, nie zawiozła jej tych słoików, bo lekarze po tamtej nocy nie wypuścili jej ze szpitala. Że mama się bardzo martwi...
No to najpierw jej powiedziałam, zgodnie z prawdą, że rozmawiałam dziś z siostrą i było okay (ale menda nie wspomniała, że odbierała telefon ze szpitala!!!!), a potem dobitnie kazałam "obadaj natychmiast komórkę taty! Wiadomości od Szwagra!" - zanim nakręci się na niepozytywne myśli. I się rozłączyłam.
O. mnie przytulał, głaskał, pomagał się uspokoić.
Co się ze mną działo!?
Po prostu taka ULGA... Całe ciało W TAKIEJ ULDZE.
A potem O.... nie wiem, poczułam się nierozumiana i opuszczona, bo on jak w zwykly dzień poszedł się po prostu umyć. Jakby nic się nie stało. A tu przecież jakaś galaktyka we mnie wybucha! Nie wiem sama i wtedy też nie wiedziałam czego oczekiwałam: nie chciałam być sama, ale też nie mogłam się uspokoić. Kozłowalo we mnie z emocji. Potrzebowałam głębokiego współodczuwania...
Chwilę później dzwoni mama - radość w głosie, szczęście TAKIE! - i krzyczy, że młody się urodził! Że mała urodziła! Pytam jej czy sprawdziła komórkę taty, ale okazuje się, że nie zdążyła! Że zadzwoniła do niej teściowa siostry, mama Szwagra, żeby powiedzieć jej, że wnuczek urodził się TERAZ, dosłownie 6 minut temu! Że jego świeże zdjęcie "hula na fejsbuku"! Takie z pierwszej minuty na tym świecie, prosto z objęć własnej mamy! I babeczki sobie wzajemnie gratulowały! Żartowały. Szczęście, szczęście, szczęście, euforia.
Mama nie dopuszcza mnie do głosu. Domaga się, abym jej odnalazła gdzie na fejsa zięć wrzucił zdjęcie, bo ona nie może znaleźć! Jest taka ciekawa i sfrustrowana, że swatowała już widziała, a ona wciąż nie wie jak wnuczek wygląda. Wzdycham. Powtarzam, żeby obadała komórkę taty, bo musiała coś naklikać w ustawieniach i jej komunikator nie łączy się z siecią (bo na komunikatorze nie dostaje nowych wiadomości od 2 dni, a jakoś fejsa sprawdza) - że Szwagier przysłał nam zdjęcia, jak obiecał. I nie odbiera telefonu! Próbowała się do niego dodzwonić, ale nic z tego. Mama na to: TO TY WIEDZIAŁAŚ!? I NIC NIE POWIEDZIAŁAŚ!!!!??? Przełykając łzy, ale rozbawiona tym oburzeniem rzuciłam "Mamo, to nie moja rola przekazać tą informację tylko siostry i jej męża. Przecież od razu zadzwoniłam do ciebie i kazałam obadać komórkę taty!". Dotarło. Nagle usłyszałam tylko pospieszny szum w słuchawce - pewnie ruszyła biegiem do taty, a po chwili obydwoje już do mnie mówili na głośniku xD pewnie pochyleni nad drugą komórką. Obydwoje narzekali, że "NIC NIE MA! NIC NIE WYSŁAŁ!" oraz na "A SWOIM RODZICOM WYSŁAŁ, TO NIE FAIR!". Przypomniałam o faktach - pewnie wysłał mamie, a nie odebrała, bo coś z komórką/pamięcią nie działa. I tyle. Nic straconego. Żadne złe intencje. I od razu podczas tej rozmowy przekazałam zdjęcie od Szwagra we wiadomości do taty. Słyszę "MAM!! MAM!!". I obydwoje słyszę, że rozpłakali się ze wzruszenia. Tylko okrzyki zachwytu. I zanim cokolwiek o wnuczku powiedzieli to obydwoje zmartwili się "Jaka ona jest zmęczona... Jakie ma zmęczone oczy... Jaka dzielna dziewczynka..." - słuchałam i ryczałam tym razem nie wiem czy tylko poruszona ich rodzicielką troską czy czym.... Po prostu emocje przepełniały, a łzy ciekły bez przerwy co chwlę z innych powodów. Tak się o tą cholernicę martwiłam. Tak się cieszę, że już po wszytskim.
Mama pytała jak ona się czuję - nie wiem.
I zaraz tata zauważa "Ale on ma dużo włosów! Jak małpka!", a mama rozpływa się nad malutkimi paluszkami. Zapewniali, że piękne dziecko. Jak dla mnie z wyglądu pospolity ziemniak tj. noworodek. Ale oczywiście jest wyjątkową osobą <3
I potem dalej ryczałam.
A mój chłopak dał znać swojej rodzinie, a potem poszedł jak w każdy zwyczajny dzień się położyć i spać... Co jakiś czas, słysząc mój szloch pytał "co się dzieje?" - a ja mu odpwiadałam, że nie wiem, że jestem zalana uczuciami, że wrażeń z ciała mam tyle i tak są sprzeczne, że nie wiem co ze sobą zrobić. Że się cieszę i czuję ulgę. I dziwię się, że TYLE NAPIĘCIA w związku z porodem siostry w sobie nosiłam... :(
Nie mogłam się uspokoić, chodziłam w kółko. Napisałam do siostry - gratulowałam. Wysłałam jej zdjęcie... Bo po pierwsze PEŁNIA księżyca przypadała wczoraj 1.08.2023 na godzinę 20:30 - po tej kulminacji był odpływ. Dosłownie. On się wtedy urodził. A wtedy też niebo nad moim miastem w końcu uniosło się mimo brzemienia gęstych burzowych chmur - po deszczowym, chłodnym caleńkim dniu, gdy było przysłonięte chmurami, a deszcz obficie bryzgał po oknach, akurat na zachód słońca rozpromieniło się od jasnego, ciepłego pomarańczu promieni słonecznych i odetchęło WIELKĄ tęczą, podwójną. :D Której zdjęciami spamował cały instagram - po paskudnym dniu tak spektakularny pokaz barw. Chłopak urodził się w okolicznościach przyrody jak z bajki...
Ryczę...
O. pytał mnie kilka razy czy Szwagier odpisał czy zamierza u nas nocować - bo od tego zależało jakie ubranie do snu wybierze. Nie odpisał. Nie oddzwaniał. Zaczynałam się martwić.
I całą noc... nie mogłam spać. Bo nie wiem co z siostrą. Wiadomo, logika podpowiada, że jest w najlepszym miejscu, że w razie konieczności niesienia pomocy - natychmiast ją dostanie. ALE żadne z nich nie pisało.
Natomiast chat mojego kuzynostwa się rozpisał - gratulowali narodzin nowego członka rodziny.
Szwagier milczał.
Za oknem jacyś huligani hałasowali - obudzili mnie dwa razy, ale chyba głównie dlatego, że mój piesek z przestrachu zaczął warczeć w stronę okna. Potem ktoś, gdzieś na zewnątrz robił krzywdę psu. Piesek skomlał. To też obudziło mojego pieska. Szczekała, ale nie głośniej i nie bardziej niż wszystkie psy w okolicy (suczka sąsiadów z góry ujadała do okien jak szalona i dwa kundelki z kilku kamiennic od nas włączyły wściekłe ujadanie - po głosie je poznaję). Jakiś piesek cierpiał krzywdzony przez człowieka i o 4 nad ranem w jego obronie stanęły inne psy, obudzone w swoich domach. Niesamowite. Po prostu niosła się ulicą pełna strachu i niezgody psia pieśń! Chciałam dzwonić na policję, ale jak wstałam do okna by zlokalizować, gdzie są napastnik i ofiara (oczywiście trzymając na rękach swoją buńczuczną psinkę, która wtulona w moje ramię kaszlała oburzonymi warknięciami) zobaczyłam na balkonach i w oknach masę ludzi, część z nich ze zwierzętami na rękach, a większość z komórkami przy uchu. Wszyscy zaspani, w piżamach lub z nagimi torsami tak samo jak ja szukający pośród trawnika, skwerku i gąszczu drzew na dużym placu zabaw źródła zamieszania/zbrodni. Więc nie dzwoniłam. Teraz nie wiem czy to dobrze...
Każdorazowo budząc się moim pierwszym odruchem było chwycenie za komórkę by sprawdzić czy są wieści od Szwagra i/lub siostry. Nie było.
Rósł we mnie niepokój. W końcu zasnęłam wtulona w śpiącego O. (który może przebudził się kilka razy, ale tylko burknął karcąco do warczącego szczeniaka, przewrócił się na drugi bok i natychmiast uderzył w kimę)...
Obudziłam się o 7, chwyciłam za telefon i widząc ikonkę wiadomości od Szwagra nacisnęłam z taką mocą, jak się tylko dało (jakby to coś zmieniło...). Napisał dziś o 6 rano, że dziękuje za propozycję, ale z uwagi na to, że nie wpuszczą go dziś na oddział przed godziną 15 po prostu zdecydował się wczoraj w nocy pojechać do własnego domu i wyspać.
Napisał, że poród był bardzo ciężki i moja siostra ma założone szwy. Lekarze mówią, że będzie dobrze - więc będzie dobrze.
(no ja nie ufałabym aż tak.... to tylko ludzie... mam nadzieję, że komplikacji nie było).
Ale jak to odczytałam to łzy znowu zaczęły płynąć... i tak od 7... z małymi przerwami płyną... a jak odkrywam, że mogę zupełnie swobodnie oddchać i chyba ostatnie pół roku o tym nie pamiętałam....
Szwagier nie chciał lub nie mógł opisać nic więcej, szanuję, to prywatna sprawa. Zapytam siostry jak będzie gotowa na kontakt.
Za to wysłał mi więcej zdjęć i filmików z Króliczkiem. Jak przestał być siny to jeszcze bardziej wygląda jak kartofel. A włosy ma jak z tej "gofrownicy" do włosów, takie ślaczki-zygzaczki. <3
Ponowiłam zaproszenie na noc - odparł, że on chyba dziś zostanie w domu i zrobi sobie "pępkowe" (aka opije z kumplami). Na pytanie czy rozmawiał z siostrą - nie. Nie odpisuje na jego wiadomości. Sam nic nie wie. Ale on się cieszy.
Ech...
Też się cieszę, że moja siostra spełniła swoje marzenie, że obydwoje są szczęśliwi. Ale szczęście czuję mniejsze niż ULGĘ.
Przez wychowanie (i sporą rolę jaką w nim odegrał Kościół Katolicki w kontekście kształtowana socjo-kulturowej), przez politykę partii rządzącej i reszty prawicy, przez wyrok TK, przez wszystkie kobiety, które umarły przy porodzie po tym wyroku i w dziesiątkach wieków wcześniej - nie potrafię inaczej patrzeć na ciążę niż na olbrzymie, nie proporcjonalne do korzyści zagrożenie życia. Tak, pewnie, to niesamowite, że organizm kobiety może TWORZYĆ przez 9 mc człowieka! Ale... ponosi koszty, które nie są prawnie, ani finansowo, ani systemowo wynagradzane w sposób zadowalający.
Jestem też ciekawa jak duży na moje uczucia wpływ ma to, co słyszałam: dziewczyny do 18 roku życia (jak wierzące to "do ślubu") słyszą, że muszą być wstrzemięźliwe seksualnie, mają negować potrzeby ciała, które jest "grzeszne". Najgorsze co może "złamać życie" i czym te kobiety "zamykają sobie drogę" to ciąża. Wtedy ciąża jest potepiana, jest wyrokiem, jest "krzyżem, który trzeba nieść" itp. Dziewczyny słyszą, że nie mogą zajść w ciąże (która jest konsekwencją złamania innego społęcznego tabu, którego też nie powinny naruszać jeżeli chcą być "dobre" i nagrodzone społeczną akceptacją) - że to najgorsze co je może spotkać. A nagle te kobiety, które kończą 18 lat lub wychodzą za mąż już słyszą, że MUSZĄ zajść w ciąże, że to ich powinność, że w imię prokreacji powinny wałsne potrzeby i marzenia, a także chęci odepchnąć na dalszy plan. A jak nie rodzą dzieci, to cytując Kaczyńskiego "dają sobie w szyję" bo są "zdegenrowanymi" kobietami. Kurwa. NIKOMU nie łączy się w głowie, że laska karmiona od ZAWSZE informacją, że zajście w ciążę to KONIEC ŚWIATA, że czeka ją ostracyzm, że ciąża ściągnie wstyd na nią, potomka i rodzinę, że nie ukończy studiów, że nie da rady ekonomicznie itp itp - że wlaśnie TA KOBIETA NAGLE NIE POCZUJE SIĘ UWIEDZIONA ATRAKCYJNOŚCIĄ POSIADANIA POTOMSTWA? Bo zaszczepiono w nas lęk. Bo zaszczepiono w nas wstyd. Bo nie nauczono nas naszych ciał i praw. Bo nie chcemy wraz z osiągnieciem niezależności oddawać uwagi, wolności i poświęcać swojej każdej myśli temu nowemu człowiekowi - bo same nie wiemy jeszcze kim jesteśmy. Ale widziałyśmy już jak jest ciężko naszym matką, jak ten system jest nierówny i niesprawiedliwy. Zupełnie nie dopasowany do ograniczeń jakie pojawiają się wraz z małym człowiekiem na świecie. Ale słyszymy, że masę ludzi, nie chce żebyśmy wiedziały kim jesteśmy, żebyśmy czuły się bezpieczne, kochane. Chcą, żebyśmy akceptowały to jak jest i po prostu się wpasowały i rodziły - bez wstydu, bo w małżeństwie. To są sprzeczne komunikaty. Dlatego politycy tego nie rozumieją? Dlaczego tego nie widzą?
Jeszcze większy fikołek: 15-letnia Maryja w ciąży jest super, najlepsza. Współczesna 15-letnia nastolatka w ciąży to rozwiązła dziewucha, gdzie byli rodzice? Czemu wchodziła temu chłopakowi do łóżka? Co ona w głowie miała!? - ona, bo to dziewczynka dla niektórych będzie tą "winną" sytuacji, a nie system edukacji, świadomość w obszarze medycznym, dostęp do antykoncepcji, odczarowywanie tabu, nie rodzice, nie ojciec płodu. :/ Wiem, że tutaj mowa o innych realiach, kulturze, normach społecznych, prawach, że tych sytuacji nie da się porównać - a jednak pierwsi, którzy obwinią dziewczynę to ci sami, którzy deklarują oddawanie głosów na Konfederację czy PIS. I ofc w każdej grupie jaka na Ziemi istnieje są zjeby i absolutnie spoko ludzie. Pewnie. Nie chodzi o uogólnianie tylko empatię: o poszerzanie świadomości społecznej, wiedzy, o dostęp do antykoncepcji, in vitro, aborcji, mieszkań, przedszkoli, egzekwowania alimentów, refundowanych badań, leków i innych potrzebnych świadczeń, które kobietą pozwolą czuć się godnie planując wydanie na świat nowego człowieka...
Takie luźne spostrzeżenie...
Głowa mi nadal pulsuje, a łzy lecą...
15 notes · View notes
pisarkanaspektrum · 2 months
Text
Autystka vs rezonans
Lekarz dał mi skierowanie na rezonans. Na co moją pierwszą reakcją była „Aha, czyli koniec mojego leczenia, bo żadna siła mnie nie zmusi do wejścia do dudniącej rury grozy”. Dlaczego?
– ciasne przestrzenie nie należą do moich ulubionych. Nie powiedziałabym, że mam klaustrofobię, ale wąskie korytarze, kręcone klatki schodowe, jaskinie i ogólnie małe przestrzenie wywołują we mnie nieprzyjemne uczucia;
– dźwięki. Nienawidzę dźwięków;
– trzeba zdjąć okulary. Noszę okulary od rana do nocy od czasów podstawówki. Nic bez nich nie widzę (i dodatkowo nie słyszę, lol). Zdjęcie ich choćby na chwilę wywołuje we mnie głęboki dyskomfort;
– trzeba szukać, gdzie to badanie zrobić, dzwonić, potem pojechać w kompletnie obce miejsce i zrobić kompetnie obcą, nową rzecz. Nienawidzę robić nowych rzeczy w obcych miejscach.
Długo walczyłam sama z sobą, żeby przekonać się, że warto i że mi to pomoże. Zeszło mi na to półtora miesiąca. W międzyczasie różni ludzie przekonywali mnie, że będzie dobrze, że hałas wcale nie jest taki straszny, że trochę jak muzyka, że można się wychillować i nawet przysnąć.
I wiecie co się okazało…?
ŻE TO NIEPRAWDA.
Badanie było dokładnie tak okropne, jak się spodziewałam. Pan założył mi krzywo słuchawki, więc cały czas jedno ucho było gniecione inaczej niż drugie. Cały czas to czułam i o tym myślałam. A jak przełykałam, to się przesuwały. I jeszcze albo bardzo słabo wygłuszały, albo bez nich maszyna brzmi jak odrzutowiec. Było więc głośno.
A same dźwięki… TO DUDNIENIE SIĘ ZMIENIA. I jeszcze są przerwy. Więc moje badanie wyglądało tak: przerażające dudnienie – chwila ciszy – modlitwa, żeby to już był koniec – przerażające piszczenie – chwila ciszy – modlitwa, żeby to już był koniec – przerażające brzęczenie… Ok, fajnie, że inni sobie w tej maszynie muszą przysnąć, ale ja jestem wrażliwa na dźwięki i to był hałas kompletnie przeciwny czemukolwiek dla mnie relaksującemu.
Pan kazał mi oddychać spokojnie, więc oczywiście pierwsze co zrobiłam, to zaczęłam oddychać bardzo ciężko i spędziłam większość czasu starając się odzyskać kontrolę nad oddechem i się nie zapowietrzyć.
Leżenie bez ruchu — moje ciało nie rozumie takiej idei. W związku z czym musiałam sobie co chwilę powtarzać w głowie "nie ruszaj się, nie ruszaj się", bo albo mogę tego aktywnie i uważnie pilnować, albo zacznę się ruszać. Zresztą mam wrażenie, że w którymś momencie zaczęłam się trząść, ale może to były wibracje od maszyny? Pod koniec okropnie bolały mnie już nogi i biodra, pewnie od stresu i napinania się, żeby utrzymać pozycję.
Z badania wyszłam cała roztrzęsiona i słaba, ręce mi tak latały, że miałam problem stanik zapiąć. -_- Na szczęście w poczekalni było pusto, więc mogłam sobie usiąść i zacząć kiwać się w przód i w tył, na uspokojenie, jak na stereotypowe autystyczne dziecko przystało.
Także nie polecam. I lepiej, żeby coś z tego badania wyszło i lekarz jakoś je wykorzystał w leczeniu, bo jak się okaże, że zmusiłam się do tego koszmaru na darmo, sięgnę po przemoc. Jeszcze nie wiem względem kogo lub czego, ale przemoc.
2 notes · View notes
trudnadusza14 · 1 year
Text
13.09.2023
Dziś rano pakowałam się do szpitala
Bawiłam się też z moją kotką i jak byłam spakowana pojechałyśmy do szpitala taksówką.
Zbadano mnie,zważono i zmierzono
I wiecie co mnie zaskoczyło ? Mam 21 lat a urosłam parę cm 😆
I do tego schudłam
No ja nie wierzyłam w to co słyszę
Zrobili mi też usg klatki piersiowej,badanie serca pobrania krwi
Na tym usg coś niby widział bo dużo zdjęć robił ale to się jutro chyba okaże
I jak tu byłam o 12 to mówili że do kolacji nie będzie jedzenia
I moja chora głowa mówiła : jupii nic nie jemy głodówka
😆 nie no dalej się ta chora strona odzywa
Potem jednak coś dano mnie i mojej koleżance
Ludzie. Kolejny raz bez problemu gadam z ludźmi
To akurat mi się udało
Jednocześnie jakoś chce o wszystkim zapomnieć
Wymazać wszystko z głowy
I tak jakby odżyć
Bo odczuwam jakbym była psychicznie totalnie zmęczona
I w dodatku takie dziwne uczucie
Kojarzycie że np wstajecie za szybko i macie mroczki przed oczami?
To tak właśnie czuje się też mentalnie
Zaczęłam ostatnio oglądać "Klub północny" na netflixie
Całkiem spoko serial
O nastolatkach które są w jakby nawiedzonym hospicjum
I zaczęłam czytać książkę pt :
Dzieciaki - Dawid Karpiuk
Nawet spoko książka
Opowiada o problemach nastolatków w tych czasach
Jak ja lubię "ciężkie" książki jak to terapeutka powiedziała xD
Ciekawe czy szybko zasnę
Wiecie co. Mam odczucie że mimo wszystko powinnam też zjawić się w psychiatryku
Ambiwalencja mnie nie opuszcza
Myśli samobójcze jednocześnie czując radość też
No i wgl mam dietę bezmięsna. Nie mieli o to problemu jak miesiąc temu w innym szpitalu
Ciekawe czy jutro będzie już coś wiadomo
Chyba pójdę spać zaraz
Trzymajcie się. Do zobaczenia 💜
11 notes · View notes