Tumgik
#sukienka na co dzień
rilia-ana · 21 days
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
ZASADY NA WRZESIEN
+ gra na punkty
Codziennie rano zapisuje wage
Codzienne bilanse + foodbooki
Ćwiczę 6 razy w tyg w niedzielę rest
Pilnuje nawodnienia i suplementacji
Regularnie uczę się i dam o wygląd
Gra na punkty:
Za każde cyferki w dół na wadze otrzymuje 1pkt
Za każdy wykonany trening dostaje 0,5pkt
Za każdy spacer dostaje 0,5pkt
Za udany limit kalorii 1pkt
Za każdy 1kg w górę tracę 2pkt
Za każdy dzień bez aktywności poza niedziela tracę 1pkt
Za każdy binge tracę 3pkt
Za każdy nieudany limit (powyżej 200) tracę 1pkt
Gra polega na tym że rozpoczynam ją z 20pkt na start. Założyłam że w tym miesiącu chce schudnąć do 65kg co oznacza że potrzebuję -7kg zatem nagroda będzie za 107pkt. Jak są nagrody to i są kary i już je przedstawiam:
Za 90-106pkt muszę pójść na 4h spacer bez przerwy w weekend.
Za 73-89pkt muszę zrobić hit cardio 40min + 2h spacer bez przerwy.
Za 55-72pkt muszę zrobić cardio 1h i pójść na 2h spacer
Poniżej 55pkt muszę zrobić 2 dniowy post z 4h spacerem.
Wyzwanie rozpoczęto już od 02.09.24 i potrwa do 30.09.24
72-71-70-69-68-67-66-65
Trzymajcie się motylki w tym nowym roku szkolnym!🦋🫂
Ps nagroda będzie dla mnie sukienka i lepsze ciało na wesele kuzynki :)
288 notes · View notes
dawkacynizmu · 1 month
Text
czwartek 15/08
☪︎ podsumowanie
zjedzone — 1150 kcal
naruszylam trochę swoją rutynę snu i chodzę za wcześnie spać xdd przez co mam wrażenie że dni są jakieś krótsze, mimo że wstaję o tej samej porze. ostatnio bardzo wysypało mi twarz dlatego rano uznałam że muszę się pomalować, to mi zawsze pomaga. gdy nie widzę wyprysków to ich nie dotykam, inaczej cały dzień siedzę i macam je brudnym paluchem i potem jest tylko gorzej. zrobiłam sobie krótką listę rzeczy do zrobienia, pilates i po południu pojechałam z mamą do naszej cioci gdzie do kawy zjadłam pieguska, akurat miałam "wolne" kalorie więc sobie pozwoliłam. chyba kwadrans zastanawiałam się czy wziąć to ciastko czy kawałeczek babki cytrynowej która tak ślicznie pachniała...ale miłość do czekolady zwyciężyła.
Tumblr media
czułam się dziś zaskakująco dobrze z moim ciałem, od rana miałam wrażenie, że koszulka która kiedyś była ciasna w rękawach ma w nich zaskakująco dużo miejsca — ramiona to mój OGROMNY kompleks. od cioci usłyszałam że ładnie wyglądam na samo powitanie, a ona raczej nie jest z tych co rzuca komplementy od tak, to bardzo szczera osoba więc dodatkowo mi skoczyła samoocena na krótką chwilę. co do mojego kompleksu rąk, wyprałam sweterek z lumpa za 3 zł. myślałam że będzie pasować do tej sukienki której nigdy nie noszę właśnie przez swoje łapska ale na zdjęciu jakoś średnio to wygląda, chociaż gdy przeglądałam się w lustrze to mi się podobało. zaraz po kupieniu ubrałam go na chwilę z białym topem i jeansami i chyba prezentowało się lepiej. ale stylizację z sukienka możliwe że wykorzystam bo ponownie możliwe, będę jechać na festyn w następnym tygodniu ale to nic pewnego.
Tumblr media
chwilę poleżałam na zewnątrz czytając lalkę, zrobiłam porządek w szafie i zjadłam kanapki na kolację. pochwalę się że jutro mijają dwa tygodnie odkąd nie miałam napadu 💅 owszem zdarzały się dni gdzie jadłam więcej, zazwyczaj raz w tygodniu. raz 1800 i raz 1600 ale to nie są złe liczby jak się walczy z objadaniem i potrafi na raz skonsumować 3000+ kalorii. za moment planuję iść na spacer z psem, prawdopodobnie znowu będę musiała pomoc mojemu bratu z wożeniem drzewa, jak usłyszycie dziś wieczorem w wiadomościach że nastolatka ujebała bratu głowę siekierą to yep, that's me.
Tumblr media Tumblr media
bardzo zdjęciowy wpis, lubię mieć wam coś do pokazania 🫶 takie puste podsumowanie aż smutno się wstawia.
29 notes · View notes
pozartaa · 27 days
Text
26.08.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 543. Limit +/- 2100 kca1.
Wybrane posiłki:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Nie liczę kalori1 od: 49 dni
Hej, wczorajsza sesja AD&D była świetna jak zawsze - kupa śmiechu. Szkoda, że we wrześniu nie będzie mojego S. Choc był pomysł żeby grał z nami jako głową na ekranie przez internet.
***
Rano byłam u kosmetyczki. Zrobiłam sobie paznokcie i brwi.
No i zakupy na szmateksie. Wszystko co tu widzicie kupiłam "z kosza" po 3 zł ( tak - dwie bluzki i sukienka) tak to ja mogę robić zakupy 😁
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Dziś więc dzień kręcenia się po mieście i po domu.
Dodatkowo okres czai się za rogiem.
Tak, już zauważyłam, że jestem wtedy nieco bardziej głodna - wkurza mnie to bo wcale nie ograniczyłam żarcia odkąd nie liczę i jem normalnie - czyli tyle by się najeść a nie nażreć, a organizm mówi "deeeJ wiNceeeJ" ale to tylko "takie gadanie" 😆.
Na szczęście nie jestem z tych, co puchną podczas całego wydarzenia. Lekko nabieram podczas owulacji. Widać to troszkę po twarzy i brzuchu, ale to wszystko. Biorę też antykoncepcję - nigdy bezpośrednio od tego nie tyłam. Cóż tyje się od żarcia...
***
Poza tym nic ciekawego się nie działo. Troszkę porysowałam, ale pokaże wam jak już skończę.
Może jeszcze pogramy w karty z S. Bo jutro to na pewno robimy wypad do naszego sklepiku z grami na turniej.
Dobrej nocy Wam życzę!
27 notes · View notes
kostucha00 · 4 months
Text
31 Maja 2024, Piątek🌻:
🍓: 800 kcal
💤: 6 h
📖: 1 h
Ciężko mi uwierzyć że już jutro czerwiec. Na dwóch uczelniach zaczyna się rekrutacja. Nie wiem czemu, ale okropnie się tym stresuję. Wiem że niby muszę tylko założyć konto, uzupełnić dane osobowe i kontaktowe i złożyć wniosek o przyjęcie na studia i o przydzielenie miejsca w akademiku (jak teraz to sobie rozpisałam to jednak nie jest tego tak mało, to nie takie "tylko". Z drugiej strony jak to sobie rozpisałam i wiem co muszę zrobić, to trochę się uspokoiłam). Ogarnę to. Chociaż mam opory, strasznie głupie jak o tym pomyśę. Mam wrażenie że to jakaś inicjacja xD. Chrzanić maturę, aplikacja na studia to dopiero wyzwanie!
Dzisiaj cały dzień czuję się trochę dziwnie. Vydura trzymała mnie tak do południa, potem migrena rozkręciła się na nowo, tylko nie aż tak jak wcześniej. Byłoby do zniesienia gdyby nie okres. Zawsze podczas okresu czuję się po prostu ohydnie, chciałabym brać prysznic co godzinę, ale rodzice by mnie zabili. O bólu nawet nie będę się rozpisywać, wystarczy powiedzieć tylko że nie mogę chodzić, ani nawet się wyprostować. Ketonal miałam pod ręką, ale nie wzięłam go ani razu. Niezbyt dużo jadłam, bo apetyt średnio mi dopisywał, poza tym zawsze jak coś jem podczas okresu, to czuję się jak słoń — szczególnie jeśli jest to coś słodkiego. A ochotę na słodkie miałam, więc przez cały dzień podjadałam sobie gorzką czekoladę. Lepiej się czuję psychicznie jedząc taką, niż mleczną, może dlatego że nie jest taka dobra. Cały dzień mnie nosiło, ale z okresem i migreną nie miałam siły nic robić, więc zaczęłam hurtowo zamawiać rzeczy na OLXie (dobrze chociaż że tylko te, które miałam wcześniej dodane do ulubionych). Łącznie było to 6 książek, sukienka, koszulka z szopem praczem i 3 flanelowe koszule, każda w innym kolorze. Ledwo powstrzymałam się przed kupieniem całej Akademii Dobra i Zła (chociaż muszę przyznać że 150 zł za kompletną serię to dobra cena. Bardziej chodzi o to, że nie mam już miejsca na półkach). To też był kolejny powód dla którego nie wzięłam niczego przeciwbólowego; pomyślałam że ból trochę mnie wyciszy, rozjaśni mi w głowie. Nie wiem czy pomogło, ale dla dobra mojego żołądka wolę myśleć, że tak. Godzinę temu stwierdziłam że mam to gdzieś, zjadłam morelę i łyknęłam pyralginę; oczywiście nie pomogła ani na migrenę, ani na okres. Może jutro będzie lepiej. Może zrobię sobie pseudo- pizzę z tortilli na sosie śmietanowym (bo nie mogę pomidorowego). Jako dodatki sama mozzarella (przy okazji wypróbowałabym ser) i pieczarki. Innych albo nie mogę, albo nie mam. Chociaż pasowałby jeszcze szpinak, ale po dzisiejszym dniu raczej nie będzie mi się chciało wychodzić na zieleninowe łowy.
21 notes · View notes
indira2004 · 10 months
Text
17.11.2023 piątek
1. Nie ekscytuję się piąteczkiem; jutro rano jadę na daleką północ na urodzinowy obiad rodziców. Powiedzieć, że mi się nie chce to za mało. Wracam w niedzielę.
Nadal nie zdecydowałam, w co się ubrać, chociaż wiem już, że sukienka nie.
2. Zepsuła się szczoteczka do zębów.
3. Koleś nadal jest słodki. I ładnie pachnie.
4. Czy vinted przestało automatycznie anulować zamówienia? Mija chyba siódmy dzień roboczy od nienadania przesyłki, a zamówienie nadal widnieje jako aktywne.
5. Mam okrutną ochotę na maka.
6. Zabrakło mi książek do religii na drugiej klasy, trzy dziewczynki były smutne, że muszą czekać, więc nasza siostra zakonna przyszła do mnie z rozwiązaniem. Otusz jej koleżanka z sąsiedniej szkoły przyniosła te trzy brakujące egzemplarze, żebyśmy mogły dać dziewczynkom, a ja kiedy je odkupię, to dam siostrze, żeby oddała koleżance.
Różne chachmęty czyniłam, ale ten to nowość 🙈
7. Trochę mi smutno i dziwnie, i jakoś tak nijako.
13 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
O rodzinie, o związku, o Barbie, o pracy, o
18 sierpnia 2023r
Wczoraj był baaaaaardzo stresujący dzień. I zarazem kojąco-spokojny dzień.
I obfity w napięcia, które z perspektywy mogły by być zupełnie wyeliminowane. A które zamiast się rozmyć - wylały się na mnie wtedy, kiedy w końcu chciałam doświadczać i się odprężyć.
Jednocześnie ROZUMIEM i widzę to, co przedstawia O., jak on sytuację widzi i zarazem... jest mi przykro i trudno, bo chociaż WSZYSTKO ogarnęłam, dowiozłam, dopięłam na guzik ostatni i wszystko wyszło super pomimo stresu i wyścigu z czasem to jednak miał do mnie pretensje.
Wiem, że jesteśmy w związku i że oczekuje ode mnie bym priorytetetyzowła go. Ale w tym wypadku chodziło o mnie i o moje emocje z którymi próbuję sobie poradzić, priorytetem dla mnie było zaspokojenie swoich potrzeb - on ma prawo być zły, że tak wybrałam. Ja po prostu nie mam teraz w sobie przestrzeni na jego złość czy pretensje, bo sama się w swoich uczuciach gubię... :/
.
Wczoraj rano poszłam z pieskiem na spacer, potem do pracy, z pracy, potem zrobiłam lekki makijaż w którym czułam się WRESZCIE sexy, lekka. Nie pamiętam kiedy robiłam makijaż w którym czułam się dobrze. W sensie taki, który oddawał to, co mam w środku - nie taki, który był "barwami bojowymi" przed mierzeniem się z życiem, taką częścią ubrania, dopełniającym strój elementem jak buty. Tak noszę makijaż. Albo jak nie czuję to nie noszę. Zdarza mi się też nosić dla funu - tym czasem od dawna nie czułam się w żadnym inaczej niż "dobrze" (bo we własnej skórze nie czułam się dobrze) . Aż wczoraj zrobiłam make up totalnie skupiony na naturalności plus wyraziste usta. I patrzyłam na siebie w lustrze z myślą "wow, ale fajnie, jak ci to pasuje!".
Do tego sukienka, którą muszę sprzedać, bo nie jest to najlepszy krój dla mnie, ale jednak leży okay (chciałabym coś podobnego, ale lepiej uszytego, bardziej pasującego do mojej sylwetki, tym czasem ta sukienka tnie sylwetkę poziomo, na kwadraty). Z bawełny takiej "koszulowej", w kolorze pastelowo-niebieskim. Osobna część stanikowa, osobno spódnica, zszyte ze sobą dłuższymi fragmentami materiału na bokach. Cieniutkie ramiączka. Było tak ciepło, że ściągnęłam stanik i zapięłam górę sukienki na gołe ciało. I czułam się z tym wczoraj totalnie okay. Znowu wróciła myśl, że mam zajebisty biust i generalnie ciało jest super! :D
I tak ubrana poszłam najpierw z pieskiem na spacer, a potem spakowałam wszystkie wypieki, sałatki i inne produkty do torby (wielkiej i ciężkiej) i pognałam na dworzec.
Kilka razy po drodze zaczepiali mnie mężczyźni, jeden za mną trąbnął (ja stałam na czerwonym i on stał na czerwonym, jak wraz z innymi zdzwionymi ludźmi czekającymi przed przejściem dla pieszych się odwróciliśmy w stronę tego trąbiącego auta to facet się do mnie zaczął szczerzyć zalotnie i prężyć łapy na kierownicy... Dopiero z perspektywy dzisiejszej, po wczorajszym filmie obejrzanym w kinie i wczorajszej rozmowie po seansie mam w ogóle jakieś uczucia wobec tej sytuacji. Wtedy śpieszyłam się na pociąg, po prostu zignorowałam troglodytę i przeszłam na zielonym.)
Zapomniałam, że ciężej się podróżuje w upale, że rozkopano nam jeden z węzłów komunikacyjnych przez co tramwaje nie jeżdżą jak trzeba 0.0 i że w zasadzie szybciej będzie dojść na piechotę. Dotarłam na czas, ale pociąg miał opóźnienie.
Pojechałam innym - też miał opóźnienie, ale mniejsze.
Miły pan konduktor pomógł mi zwrócić bilet i sprzedał mi aktualny bilet bez prowizji <3
Dzwoniłam do siostry - Szwagier odebrał zapewniając mnie, że to okay, że się spóźnię, bo położna (która miała u nich być w godzinach mojej pracy) też się do nich na wizytę spóźniła, więc nawet lepiej wyjdzie.
Z dworca odebrał mnie tata, zawiózł mnie do siostry...
W domu była położna, która dokonywała jakiś badań i pomiarów.
W tym czasie siostra poprosiła, abym poczekała na nich i uspokoiła pieska w sypialni (bo Króliczek dopiero co zasnął, a Lusia swoimi serenadami miłości odśpiewanymi od drzwi pod moim adresem mogła go obudzić). Lucynka oczywiście była przeszczęśliwa - jak mnie zobaczyła od wejścia to o mało nie zgubiła ogonka. Wielki, puchaty, przyjazny niedźwiadek <3 Chciała się przytulać, wskakiwała mi na kolana, domagała głaskania. Nawet potem pobiegła do okna, oglądała uważnie podjazd z parapetu, jakby nie pewna, czy tylko ja przyszłam, czy przypadkiem zaraz za mną nie wejdzie reszta mojego stada w tym mój szczeniaczek <3 Słodki psiaczek. Kochana Lucysia. Zamknęłyśmy się w sypialni, pobawiłyśmy się chwilę szarpakiem, potem obydwie leżałyśmy na zimnych panelach, bo ZA GORĄCO na skakanie bez przerwy :P
... no i jakoś tak... Czekałam na wyjście położnej 45 minut. To trochę marnowanie mojego czasu... z drugiej strony widzę, że oni nie ogarniają, że tracą ogar w tej sytuacji i że miało być inaczej i nie mieli wyboru w kwestii położnej
Pod koniec wizyty Szwagier wykonywał ćwiczenia zalecone przez specjalistkę z synkiem w ramionach (i w rezultacie obydwoje byli tak szczęśliwi, że mały zasnął, że nie dali mi go ponosić, bo by znowu się rozdarł :P nie narzekam, doceniam brak hałasu, wrażeń mam dość przez ostatnie miesiące). Siostra poprosiła położną o sprawdzenie szwów - w sypialni. Ja w tym czasie wzięłam się za rozpakowywanie przywiezionego jedzenia w kuchni (która jest połączona z salonem w którym obecnie od narodzin toczy się życie całej rodziny) i przygotowywanie tego, co miałam i tak zamiar zrobić na miejscu (ser feta w cieście z miodem oraz sobę na zimno - tego drugiego nie zażyłam, jednak rozmawianie i poruszanie się po nieswojej kuchni mocno wydłuża proces przygotowywania jedzenia ^^').
Słyszałam gotując, jak położna informuje ich, że sposób w jaki dziecko płacze, szczególnie po karmieniu to jest oznaka czegoś niepokojącego. Że to nie jest "normalne" by mały darł się tak rozpaczliwie. Że to nie są kolki - bo jeszcze jedzenie nie trafia do jelit, że to się dzieje od razu (bo tam jest jeszcze jeden problem: jak dziecko zasypia to nie da się go dobudzić nawet na pory karmienia. Śpi snem tak twardym, że aż przerażającym momentami - nie dają rady go zbudzić. Stają na głowie, budzenie trwa bardzo długo. A znowu jak już go obudzą to nie chce zasnąć dłuuuugie godziny cały czas rozpaczliwie płacząc - więc na raz mają dwa problemy, a trzeci rozwiązany dopiero co dzień wcześniej: Króliczek tracił na wadze, bo nie mógł ssać, więc musieli podciąć wędzidełko i między innymi dlatego była u nich położna, która przy mnie chwaliła z jaką mocą mały już ssie, że to jak tego smoczka maltretuje momentami to jest coś co u niego widzą oni wszyscy pierwszy raz - zachwyceni wszyscy, dlatego też Szwagier momentami się z małym mocował na smoczka by wyćwiczyć mięsień i udruch... Ech...)
Mówiła też na odchodne, że życzy mojej siostrze cierpliwości (buhahaha) i zdaje sobie sprawę jak to jest wyczerpujące dla matki mieć tak wymagające i ruchliwe dziecko, a wszystko wskazuje na to, że mały będzie bardzo absorbujący i bardzo ruchliwy.
Nastraszyła ją.
Potem mówiła o napięciach - to też temat, który wracał w każdym aspekcie, jaki poruszała położna w mojej obecności... No i nie mogę o tym nie myśleć w kontekście ADHD... NO BO PRZECIEŻ i ja, i tata odczuwamy wielkie napięcie. Przez to napięcie krwawiłam wewnętrznie przez lata. Nawet nie wiemy jak duże to jest napięcie w stosunku do neuronormatywnych. A najnowsze (z czerwca bodaj tego roku, ostatnio o nich czytałam na profilu poświęconym ADHD) badania wskazują, że Króliczek ma całkiem spore szanse mieć ADHD. Ale nie wiem czy w wieku niemowlęcym to może być przyczyna! Nie znam się na dzieciach! Ani tym bardziej czy i czym można go leczyć pod tym kątem... Po prostu WIEM, że wzmożone napiecie w ciele jest związane z ADHD. Moja siostra na wspomnienie o ADHD reaguje wściekłością - i ma do tego prawo. Ja nie mam prawa jej diagnozować, a wygląda na to, że tak odczytuje moje wypowiedzi, kiedy zajarana opowiadam o swoich obserwacjach, badaniach i zakładam z góry, że ona może (słowo kluczowe - MOŻE) mieć też ADHD, ale nie musi borykać się z objawami ADHD (bo ja mam i to z dużym natężeniem objawów, a to jest zaburzenie GENETYCZNE, a ona i ja współdzielimy te samą pulę genów, więc wg. najnowszych badań moja siostra w 70% może również mieć atypową budowę mózgu i neuroprzekaźników!) A wcale nie musi... Po prostu położna mówiąca o konieczności obserwacji zachowania niemowlęcia i tych napięć skojarzyła mi się z tym aspektem. I tyle.
[Dla jasności o co chodzi: dla mnie to jest fascynująca wiedza, zgłębianie tematu traktuję jako jedną z wielu dróg do samozrozumienia, a fascynuje mnie dowiadywania się o skali prawdopodobnego oszacowania osób wymagających innych lub zmodyfikowanych sposobów poruszania się w społeczeństwa poparte badaniami, od razu z gotowymi już rozwiązanymi, podpowiedziami i w ogóle wow! A dla niej -mojej sis- to jest po prostu włożenie siebie do jakiejś szufladki, która niezbyt jej pasuje i niezbyt ją obchodzi - i to jest luz. Ma do tego prawo. Problem widzę w tym, że przez swój sprzeciw wobec akcpetacji tematu nie jest w stanie zobaczyć powodów dla których ja się tym fascynuję - to jest jak dwa hasła "zamknięcie w szufladce, pod etykietką w ramach której teraz będę musiała się poruszać, ogranicza mi świat możliwości" vs "jedna z tysięcy odpowiedzi kojących niepokój budzący się w wielu obszarach, która NIC nie definiuje i nie zamraża, a daje punkt wyjścia do kolejnych dróg i pytań, otwiera świat możliwości". Nie mam prawa jej diagnozować, nie mam wykształcenia i narzędzi by to robić. I nie roszczę sobie tego. Kropka. To jest zrozumiałe. Ale jak mówię o sobie ona się odpada uznając, że moja opowieść o mnie to jest narzucanie jej diagnozy takiej samej jak moja... Ech... Analogiczna sytuacja: słyszysz, że twoja matka miała raka piersi. I jej matka, a twoja babcia też. I Twoja siostra tez ma raka piersi. I teraz słyszysz o badaniach na temat raka piersi, o skorelowaniu występowania z pokrewieństwem, a siostra (ta co też miała raka piersi) słysząc o objawach jakie ma twoja córka np: ból w piersi, które sama miała przed diagnozą mówi "może warto to zbadać też pod kątem raka piersi? Tez tak miałam. Ale nie nakręcaj się, to może być też zwykły PMS, to nie musi być rak". Bo to nie oznacza, że też musisz mieć raka piersi do cholery! Oznacza to tylko tyle, że dzieląc geny/pulę genową jest większe prawdopodobieństwo występowania podobnych schorzeń. Tylko i aż tyle. Jedna z dróg, o których wiesz, że warto profilaktycznie sprawdzić czy przyczyna nie jest taka jak u krewnych... Żeby łatwiej i szybciej pomóc w zaleczeniu przyczyn i objawów. Ale ja nawet nie wiem czy MOŻNA jakoś pomóc dziecku tak małemu nie odczuwać napięcia w ciele, jeżeli faktycznie przyczyną napięcia jest ADHD... Po prostu rzuciłam to co sama wiem, że mi się z napięcia w ciele robiło. I jak przestało. Ech. Mało wiem o dzieciach)
Dobra, mniejsza o to, bo to wcale nie było tematem wczoraj, temat się urwał, jak siostra nie chciała nic na ten temat słuchać i luz. Po prostu mi przykro, bo czuję się bezsilna nawet wtedy, gdy wydaje mi się, ze coś co mogłby się przydać wiem... A potem się okazuje, ze nie wiem...
No i tak...
Położna w końcu wyszła, dochodziła 15, miałam wracać o 16... czyli zostało mi 30 minut u nich. Zaczęłam się uwijać z jedzeniem.
W tym czasie opowiedzieli mi jak było. W zasadzie walnęli - "no wiesz, jak było, nic poza tym się nie dzieje, mało śpimy, on ciągle krzyczy, a my płaczemy razem z nim", a ja na to przytoczyłam to, co mi powiedzieli dotąd i zaskoczeni obydwoje aż się wyprostowali zaczynając nerwowo nadrabiać z info. Bo zdziwili się, że tak dużo nie wiem.
Zaskoczyło ich "jak do mnie nie zadzwonicie i nie opowiecie to JA NIE BĘDĘ WIEDZIAŁA" - to było jak sole trzeźwiące.
Moja siostra wyjadła podczas tej rozmowy od tak, całe jedno opakowanie babeczek xD (które miało być na śniadanie - drugie opakowanie miało być śniadaniem na kolejny dzień). Co drugą babeczką karmiła męża (który chodził po mieszkaniu lulając dzidziusia w ramionach). Więc opowieść była trochę dramatyczna, trochę śmieszna, bo tak zmęczeni byli i zaaferowani wracając do emocji jakie w ciągu ostatnich dwóch tygodniu czuli, a co chwilę bełkotali z pełnymi ustami. Czasem z zachętę zmieniali temat na smaki i mruczenie zadowolenia, gdy odkrywali, że upieczone przeze mnie babeczki różnią nie nie tylko kolorem, ale też smakami i wypełnieniem <3 (jednak czekoladowo-jagodowe zabarwione niebieskim barwnikiem wszystkim najbardziej smakują, O. też tak twierdzi).
Zganiłam siostrę "to miało być śniadanie! Za 20 minut bedzie obiad, poczekaj!" na co ona, z pełnymi ustami wybełkotała, że to JEST jej śniadanie, bo od rana tyle się działo, że nie miała czasu jeść, że ostatni raz jadła wczoraj wieczorem, a teraz umiera z głodu...
Eeee... No więc dostali jedzenie DOKŁADNIE tak, jak zaplanowałam: na wczorajszy, dzisiejsze i sobotnie śniadanie xD
O 16 zadzwonił mój chłopak pytając o której wrócę - bo wczoraj zastanawialiśmy czy uda mi się wrócić na obiad, a przez te wszystkie przygody o 16:20 podawałam obiad mojej siostrze i Szwagrowi. O. pozdrowił wszystkich i zapytał czy ma zjęśc obiad sam - poprosiłam by zjadł sam, zresztą w lodówce czekała na niego też niespodzianka, którą dla niego przygotowałam na obiad (serio - myślałam, ze w razie, gdyby wizyta u siostry się przeciągnęła to coś miłego tak czy woak mój chłopak znajdzie w lodówce, dobre jedzonko w dużej ilości, już ubrane na talerzu). Powiedziałam - śpiesząc się z zawijaniem ciasta - że o 17 jakoś będę w domu. Mając na myśli, że pewnie będę po 17, tak, abyśmy zdążyli wyjść przez 18 do kina na Barbie, jak byliśmy umówieni. Po prostu w pośpiechu mówiąc o "17" miałam na myśli całe 59 minut między 17:00, a 17:59...
Okazało się to być nieroztropnym posunięciem - dla niego "o 17" znaczy 17:00 lub w najgorszym wypadku maksymalnie 17:15. Co myślę, że jest totalnie zrozumiałe, ale w tamtym momencie, kiedy widziałam wykończoną siostrę i Szwagra, po tym całym zasypaniu ich niepokojącymi w sumie zwrotami od położnej, myślałam tylko o tym, jak bardzo się cieszę, że ich widzę i jak bardzo się cieszę, że wieczorem idę z moim chłopakiem do kina. Że taki pełen ulgi dzień! Że pomimo przeciwności wszystko co zaplanowałam udaje mi się zrealizować. Zresztą po pracy, z dworca pisałam mojemu partnerowi gdzie jestem, jak to było z tramwajami, że pociąg miał opóźnienie itp itd Wiedział, ze wszystko się przesuwa w czasie... Traktowałam go jak "mój team". Zresztą wracając też mu pisałam "jestem w pociagu" itp.
Chyba liczyłam na większą empatię, tym czasem kiedy weszłam do domu o 17:50 był na mnie wkurzony i nasłuchałam się, że on liczył, że będę dużo wcześniej, że nie byłby zestresowany jadąc przez rozkopane miasto (w obawie czy się spóźnimy na seans), gdybym jednak z tym jedzeniem pojechała dzień wcześniej, tak jak planowałam przed telefonem siostry itp itd. Zwróciłam mu uwagę, że jeszcze wczoraj miasto rozkopane w tym miejscu nie było, że nie mogłam wiedzieć, że będzie i że to nie moja wina, że nawigacja poprowadziła nas przez gardziel czyniąc drogę zajmujacą 12 minut drogą zajmującą 25 minut. Wini mnie za wykopki? Czy za to, że to on sam się wjebał na tą drogę, do korka, pomimo, że nawigacja nam wskazywała inną drogę? Cała ta fala nagłych pretensji wydawała mi się tak zaskakująco nielogiczna, początkowo byłam zwyczajnie zaskoczona jego zachowaniem (u mnie w emocjach była radość, spokój, przyjemność, że go widzę, że wszystko tego dnia udało mi się zrealizować - miałam nadzieję, że jak wrócę do domu to będą buziaki i przytulasy, a był sztywny ze złości hermes działający na przyspieszeniu). A on na to, że gdybyśmy wyjechali wcześniej, to takie wypadki jak ten by nie miały wpływu na nasze spóźnienie czy stres! W emocjach przyciskał gaz i hamulec "paląc gumę" czy jak to się tam nazywa, gdy staliśmy na czerownym. Nie poznawałam go. Stwierdziłam, że mam to w dupie... jego agresja, jego sprawa, jego shit do ogarnięcia, nie miałam siły. Ryczeć mi się chciało. Wszystko na co miałam wpływ ogarnęłam tak by być wszędzie na czas... a mimo to ktoś miał pretensje. Wkurza mnie to, zamiast poczuć się sprawcza po dniu z pasmem sukcesów czułam się jak guano nietoperza.
Potem wpadł w drama queen mode - bo okazało się, że dla niego takim rytuałem (chociaż tak tego nie nazywa: wiem, że tak robi, ale do wczoraj nei miałam pojęcia, że dla niego to jest AŻ TAK WAŻNE i związane z otoczką, tworzeniem nastroju towarzyszącego chodzeniu do kina - wczoraj mi to wyjaśnił) przed seansem jest wejście do sklepu spożywczego i wybranie jakiegoś fajnego napoju, jakichś przekąsek. To jest dla niego coś co nastraja na fajnie spędzony czas w kinie, co daje ekscytację i wprowadza nastrój (dla mnie te uczucia odpalają się, kiedy wchodzę na salę kinową, nie muszę mieć nic do jedzenia by czuć ciary i ekscytację, ale ja ropatruję film jako dzieło popkultury, a on jako rozyrywkę - różni ludzie, różne podejścia). Teraz już wiem jak to jest dla niego ważne. Jednocześnie był zły, że przyjechaliśmy na styk do kina, że wejdziemy do sali kinowej podczas reklam (a on NIENAWIDZI się spóźniać, ma wysypkę jak się spóźnia) i że nie ma tego swojego rytuału zakupów. Zaproponowałam, że w takim razie, żeby nie spóźnić się na film per se i jednocześnie zapewnić mu komfort postawię nam napoje i przekąski w kinowym barze. No trudno, będzie drogo, ale to wynagrodzi niewygodę. Zgodził się, ale ledwo weszliśmy wkurzony/zirytowany dramatycznie okręcił się na pięcie i wyszedł z kina, a potem pognał pognał do windy (przytrzymał ją dla mnie) i oznajmił, że jedziemy do spożywczego. Ledwo za nim nadążyłam - zapytałam go "dlaczego?", a on na to, że nie będzie płacił 41zł za małe napoje i tackę nachosów. I powtarzał jak zapętlony, że właśnie dlatego woli wszędzie być wcześniej... Byłam tak przybita i zrezygnowana. Tak bardzoo chciałam miło spędzić czas.... Próbowałam wejść w rozmowę taką, która dałaby wyjaśnienie - że nie robiłam nic po to by go zranić, że teraz on swoim zachowaniem rani mnie, że może warto porozmawiać o emocjach, ale jego nastawienie i zachowanie królowej dramatu zwiastowało, że to będzie dłuuuuga i ciężka rozmowa, by nakreślić, jak sytuacja wygląda z każdej ze stron i że chodzi tak w zasadzie o złą komunikację (co dla mnie jest oczywiste po wysłuchaniu tego co mówił). Dla mnie było wczoraj jasne, że przy jak najlepszych intencjach wyszło źle - on poczuł się źle potraktowany, wywalił to co prawda niedojrzale, a ja chociaż to widzę (zarówno to, gdzie i ja i on się źle zachowaliśmy/żle skomunikowaliśmy) to NIE MAM SIŁY po prostu... Nie mam siły. Jest mi przykro, ale nie daję rady, nie mam siły. Chciałam spędzić miły, spokojny wieczór celebrując wyjście do kina z moim partnerem. Podładować baterie. Nie wyszło - bo jego (uzasadnione i nieuzasadnione) emocje/pretensje wprowadziły mnie w stres. Nie mam siły by podjąć ten stres, unieść, przefiltrować, sprawdzić co jest u mnie w emocjach, by wyartykułować swoje argumenty, by ogarąć jak ja w tej sytuacji się ustawiam... Po prostu to już na wczoraj było ZA DUŻO. Zakrokowałam się, oklapłam, czułam się okropnie. Nie miałam siły. Chciało mi się ryczeć. I jednocześnie widziałam, że on odwala dramat, czuje się potraktowany niesprawiedliwie i w zasadzie to ma powody by mieć pretensje wobec mnie. A ja nie mam siły na radzenie sobie z tym. I nie mam siły przepraszać. I akurat w tej sytuacji nie uważam, że mam za co przepraszać.
Po prostu kupiliśmy napoje i żelki, wróciliśmy na górę, do kina, zajęliśmy miejsca (byliśmy spóźnieni o 17 minut, a wciąż leciał blok reklamowy) i przez pierwszą godzinę filmu ignorowałam go, odsunęłam się od niego, bo mam dość burzy we własnych emocjach, bo nie mam przestrzeni, jestem zrezygnowana, przebodźcowana, czuję się pokonana, czuję, że nawet jak mi coś wychodzi (w tym przypadku czasowy i logistyczny tetris), czuję się samotna i nierozumiana - i jestem zła na to, że w tym wypadku O. nie wykazał się zrozumieniem i empatią. A z drugiej sam był przy swoich emocjach i to też jest okay. Niech dba o siebie.
Po jakimś czasie chyba załapał, że... że w sumie nei wiem co. Miał prawo być zły i czuć się źle. Ja też miałam prawo czuć się źle i czuć się przytłoczona. I chyba czuć się niesprawiedliwie potraktowana. Chyba załapał, że wylał na mnie frustrację po prostu. A ja nie miałam siły - tak emocjonalnie - na ogarnianie tego, na wyjaśnianie jak się czuję, na empatyczne stawianie się na jego miejscu, na kreślenie granic. Powiedziałam mu tylko (gdy zapytał potem, w trakcie seansu, skruszony, łagodny czy może mnie złapać za rękę, czy się okay czuję), że jestem zmęczona i nie chcę o tym wszystkim co wcześniej mówił teraz rozmawiać. Że chętnie wrócę do tematu, ale później, bo nie mam już dziś na to przestrzeni. Że chcę oglądać film... Powtórzył mi dwa razy, że mnie kocha, trzymał za rękę. Ja też go kocham, ale nie czułam by w tamtej byłoby to fair wobec moich uczuć, by oferować mu wyznania czy pocieszenie, podczas, gdy czułam się tak bardzo źle... Chciałam po prostu obejrzeć Barbie.
Myślę, że film byłby o wiele zabawniejszy, gdybym miała mniej ponury humor i była mniej wydrenowana z energii. Nie miałam siły się śmieć. I boję się tego co czuję teraz, bo to przypomina mi jak się czułam mając depresję - NIE MAM depresji, ale w emocjach u mnie jest coraz więcej przygnębienia.
Po filmie było fajnie. Fajną rozmowę przeprowadziliśmy. Na temat filmu.
Nie mam teraz siły i czasu by o tym pisać, więc skopuję co napisałam @temperance-04 w komentarzu:
Wiesz co? Też wczoraj byłam na tym filmie. Tyle, że nie nastrajałam się na to, że jest to coś rewolucyjnego. To był po prostu miły do obejrzenia film. Ot. Więcej ciekawych rzeczy - jak wszystkie filmy reżyserii Grety - robi ten film widzowi, który jest mężczyzną i przywykł do oglądania popkultury z punktu widzenia i doświadczenia męskiego. My - kobiety - znamy opresyjność systemu i dlatego fabułę Barbie traktujemy ze wzruszeniem ramion i tyle. A dla widza męskiego w zależności od jego osobistych przekonań, wartości czy doświadczeń ten film może poruszać bardzo wiele, aż do bardzo niewiele. Pełne spectrum. Tj. oczywiście też ważne jest nastawienie, poziom empatii itp. Nie wiem czy słyszałaś, że tydzień temu jakiś polski polityk grzmiał w trwodze, że Barbie na koniec filmu idzie zrobić aborcję i dlatego filmu trzeba zakazać. xD Typ żyje w takim świecie w którym do ginekologa kobiety nie chodzą dla zwyczajnej profilaktyki - tylko w sprawie ciąży lub aborcji. To dla mnie było wstrząsające! @.@ I po prawej stronie wśród polityków debata na temat Barbie przybrała właśnie kierunek ideologiczny. Kiedy to szalone! Bo jeżeli ten film ma pozytywne przesłanie to jest to właśnie "kobiety, dbajcie o swój dobrostan! Badajcie się!" - profilaktyka zdrowia wśród kobiet to inspirujące przesłanie! Tym czasem okazuje się, że o ile dla nas, polskich kobiet w XXIw. to tylko wywołuje wzrusz ramion, bo to przecież "normalna sprawa" raz w roku badać się. Nikt tu Ameryki nie odkrył, o tyle wród pewnej grupy młodych i dojrzałych Polaków żyjących w XXIw ginekolog kojarzy się z tylki dwiema opcjami - ciążą lub aborcją xD, a jeżeli film mówi o samostanowieniu o sobie kobiet, a więc przejawianiu "lewicowych" bo "feministycznych" (to fascynujące jak to się niektórym skleja) poglądów to ukazanie w filmie wizyty u ginekologa w ramach percepcji jaką owi mężczyźni obierają doświadczając życia na tym padole Ziemskim może oznaczać tylko jedno: aborcję xD. To jest taki fikołek, by to wzajemne wynikanie przyczyny i wniosku połączyć, że trudno potem nie pozostać w stuporze i nie powiedzieć "WOW", bo to naprawdę gruby temat. I pokazuje jak BARDZO potrzebne jest nauczanie o seksualności w Polskim społeczeństwie!
To jest tak, jakby na informację "W ostatniej scenie filmu o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, którego większa część akcji toczy się w czarodziejskim świecie, ostatecznie główny bohater w realnym świecie idzie na coroczne przegląd zdrowia uzębienia do gabinetu stomatologa", ktoś z polityków zinterpretowałby tę informację, przepuścił przez swoje filtry, swoją wiedzę i zagrzmiał z wnioskiem "musimy zakazać tego filmu! Jest szkodliwy społecznie, bo namawia ludzi do leczenia kanałowego!" xD No to jest absurd!
Ten przykład dotyczący publicznej dyskusji o filmie Barbie jest dla mnie świetnym punktem wyjścia do refleksji - że my, kobiety w Polsce mamy zupełnie inną świadomość i mniej rzeczy nas bulwersuje niż olbrzymią część mężczyzn z tego samego pokolenia, którzy chociaż mieli dostęp do tych samych źródeł wiedzy i wzorców, a którzy wybrali inaczej z różnych powodów (min. przez normy narzucone przez patriarchat - mężczyźni też tracę przez patriarchat) i ostatecznie są obrani z tak podstawowej wiedzy o człowieku. Szkoda.
Wyszłam z tego filmu z moim chłopakiem, który jednocześnie ma stereotypowo męskie hobby (momentami na filmie różni Kenowie mówili tak, jak potrafi mówić O. przez co parsknęłam śmiechem xD, poklepywałam go po ręce - oczywiście kontekst czynił tamte zachowania w filmie toksycznymi i dupkowatymi, a mój chłopak nie ma w zwyczaju prężyć się testosteronem, ale teksty szły 1:1 i widziałam jak O. się skręcał na fotelu z krindżu słuchając tego xD), ale zarazem jest fantastycznie otwartym człowiekiem, rozumiejącym potrzeby kobiet, mniejszości itp. Zawsze mi się wydaje, że ta jego otwartość i płynność między tym co w nim kobiece, a tym co w nim męskie i taka bezrefleksyjna akceptacja tego, że jest jaki jest pozwala mu bardzo łatwo przyjmować percepcję kobiet. A tym czasem w drodze powrotnej do domu okazało się, że on był wstrząśnięty odczuciami Barbie. I miał potrzebę o tym rozmawiać! Bardzo taktownie i z ostrożnością, z szacunkiem wyznał, że bardzo mu utkwiła w głowie ta scena, w której Barbie kiedy jechała na rolkach z Kenem w prawdziwym świecie: w tej scenie pada wiele uwag będących oczywistym doświadczeniem kobiet na całym świecie. Dla mnie to był taki "no, tak jest, zgadzam się, takie uczucia na uliczy czują kobiety, norma", a dla mojego chłopaka to było wstrząsające. I to poprowadziło nas do baaaardzo ciekawej rozmowy (nota bene takiej, jakiej potrzebowałam by naładować baterie, takiej z jaką chciałam spędzić tamten wieczór).
Pytał mnie czy na potrzeby filmu ten dialog Barbie i Kena był wyolbrzymiony czy przeciwnie: właśnie tak się czujemy jako kobiety w sytuacjach społecznych, na ulicy. Czy faktycznie jesteśmy umniejszane i uprzedmiotowywane zupełnie ot tak, bez powodu - bo istniejemy... Czy faktycznie czujemy takie spojrzenia na sobie. Z tego wywiązała się naprawdę ciekawa rozmowa o tym, jak faktycznie w naszym świecie trudniej jest być człowiekiem, który jest płci żeńskiej. Przez tą jedną cechę musimy na nowo i wciąż udowadniać swoją kompetencję, mierzyć się z seksualizacją, z nierównościami itp itd
To jest głębsze niż się wydaje - W TEORII o tym się mówi. A dopiero takie okazje jak film Grety Gerwig pozwolił to O. odczuć. W teorii wiedział. W praktyce to go walnęło w tej scenie.
Tym bardziej, że odczucia Barbie kontrastowały z tym, jakie odczucia W TYM SAMYM CZASIE miał Ken.
Dlatego O. wracał do różnych sytuacji, których wspólnie doświadczyliśmy, gdy na przykład mówiłam mu, że jakiś facet się na mnie gabi w obleśny spoób i dlatego chcę odejść. W teorii WIEDZIAŁ i rozumiał. Ale ZOBACZENIE tego z punktu widzenia Barbie wprawiło go w złość nad tą niesprawiedliwością.
Opowiedziałam mu o innych sytuacjach - które są NORMALNE i które łączą doświadczeniami prawdopodobnie wszystkie kobiety na świecie, a które przypomniały mi się pod wpływem sceny w której Ken obserwuje świat realny. Na przykład jak 3 lata temu mieliśmy kontrolę w jednym z działów firmy. Wiedziałam, że do jednego z biur przyjedzie komisja urzędników, wszyscy byli poruszeni, w tym Zarząd i mój cudowny Szef. Zapytałam wtedy mojego zwierzchnika, który przejął ode mnie kontakt z komisją, który był odpowiedzialny za organizację tamtego spotkania czy jak przyjedzie tamten zewnętrzny zespół to czy mam coś przygotować. Przypomnę: zajmuję się przepływem informacji między działami firmy, między klientami indywidualnymi, między instytucjami i między pracownikami. Zajmuję się zarazem administracją, egzekwowaniem milestonsów w projektach, prowadzę przetargi w jednym z działów firmy, prowadzę również projekty i przygotowuję projekty do konkursów. Zajmuję się też archiwizacją poczty, umów komercyjnych, ofert wygranych, przegranych itp itd. Generalnie mam dużo papierów i teczek w dużej ilości szaf i szuflad, a większość z nich opiewa na konkretne sumy. Jestem kompetentną osobą, zajmuję się zarządzaniem i administracją. Takie mam stanowisko pracy. Dlatego naturalnie spodziewałam się, że kontrola (która dotyczyła innego, będącego poza mną działu firmy) może również dotyczyć jakiegoś przedziału czasu lub rodzaju przetargów/klientów w moim dziale firmy - a co za tym idzie mogłabym przygotować wcześniej odpowiednie zestawy dokumentów dla zespołu urzędników. Dlatego za uzasadnione uważałam by zapytać Szefa czy mam coś przygotować, kiedy goście z urzędu już do nas dotrą. A Szef krzątając się przy swoich sejfach odparł w roztargnieniu, że tak, pewnie, że mogę im zaparzyć kawę i przynieść ciasteczka. I mogłabym poodkurzać, żeby było ładniej. -_-" Serio. Zatkało mnie. Z wrażenia nie byłam w stanie nic powiedzieć. Nie zrobiłam kawusi i ciasteczek. Szef robił. Jak biegał z filiżankami z mojego biura do swojego to ponowiłam pytanie, tyle, że precyzyjniej: czy mam przygotować dokumenty do kontroli, a jeżeli tak to z jakiego zakresu. Warknął, że "nie" przyciskając brodą do klatki piersiowej świeżo zakupione opakowanie Delicji i łokciem próbując otworzyć drzwi.
Nie o to chodzi, że korona by mi spadła z głowy, gdybym kawę urzędnikom zaparzyła. Ani z powodu spacerku do Żabki po ciasteczka. Chodzi o to, że nie jest to w zakresie moich zawodowych kompetencji na tym stanowisku. Mogłabym to zrobić prywatnie, gdyby mnie poprosił o to, też prywatnie. Nie poprosił. Tym czasem ten łoś w sytuacji zawodowej zlewa zupełnie cechę "kobieta" z "osoba parząca kawę i przynosząca ciasteczka" podczas, gdy zarządzam jego firmą za chujowe pieniądze!
Też przez 4 lata pracy z tym zespołem, kiedy zgłaszałam Zarządowi problem techniczny z działaniem produktu/strony (prowadząc zespoły informatyków) oni zaczynali od tego by najpierw ustalić czy wiem jak działają programy. Np: zahakowane skrzynki e-mail. Dzwonię, podaję info, a oni mi tłumaczą, że na pewno wszystko dobrze działa i tłumaczą mi jak wyglada interface, gdzie mam "okienko" i gdzie i co powinnam wpisać. Cedzę przez telefon, że WIEM jak wyszukiwać maile na skrzynce i problemem nie jest to, że nie potrafię znaleźć maila, tylko, że skrzynka jest shakowana: dopiero jak wysyłam zdjęcie/screen pulpitu słyszę "faktycznie, jest shakowana. Wiesz, myślałem, że ty jak kobieta, gubisz się przy komputerze", i ZA KAZDYM RAZEM musiałam tym głąbom przypominać, że pracowałam w photoshopie, w CADach, w 3Dmaxach i innych Blenderach, że od dziecka ciełam w Duke Nukem, WOWa i Wieśka, żeby przestali do mnie mówić jak do nooba skończonego, tylko rozmawiali jak z kompetentną osobą, która zatrudnili do cholery... ALE KURWA OD PISANIA TEGO SZLAG MNIE TRAFIA NIE CHCĘ TU PRACOWAĆ. MIZOGINIA I CWANIACTWO CHCĘ NA UOP. Musze zawijać bo to tragedia.
W nocy, na światłach (jak wracaliśmy z kina do domu) O. zaparło dech. Nie wyobrażał sobie, że tak to wygląda... no i znowu mnie trafia jak nawet mój mocno otwarty chłopak ma inne doświadczenia, jak jego świat jets bezpieczny i sprzyjający i jak wiele doświadczeń nigdy nie będzie jego udziałem, bo jest silnym, młodym, barczystym i mierzącym coś tam ponad 180cm wzrostu facetem...
Jak może tylko sobie wyobrażać, że podczas, gdy idziemy razem, kochamy się i szanujemy się, to ja mogę doświadczać od tlumu zupełnie innych emocji/vibe'u niż on. Różnica to gender i płeć biologiczna - dwa czynniki, które tak mocno definują komfort życia w społeczeństwie :(
I najlepsze jest to, że po wyjściu z innego filmu Grety - z "Małych kobietek" - wraz z moimi kolegami, też bardzo otwartymi facetami, którzy znali poprzednie adaptacje NAGLE wywiązała się pełna emocji i niezgody rozmowa o fabule. Dla mnie ten film był zwyczajnie "fajny", okay, śledziłam znaną historię, skupiałam się na warstwie wizualnej filmu i wyszłam zadowolona, nic (poza monologiem Saorse Ronan - ryczałam) mnie nie zaskoczyło. A moi koledzy wyszli z zupełnie innym doświadczeniem- byli wstrząśnięci jak bardzo "nie ważny" Laurie był w tym filmie. Że był tylko "dodatkiem" do drogi Joe. Serio: totalną irytację wywołało w facetach to, do czego przywykli, a czego w filmie Grety nie zobaczyli - że męski bohater, nawet jedyny w fabule musi być tak samo ważny, jak główna bohaterka. A tak było w poprzednich adaptacjach! Tym czasem u Grety to nie opowieść o nieszczęśliwej miłości Joe i Lauriego, tylko o drodze Joe oraz na drugim planie jej sióstr i sąsiada.
Jestem spompowana... straszny chaos...
Uciekłam od tematu siostry, aby zająć się swoim - sis obiecała, że częściej będzie dawać znać. Wyszła podczas mojego uwijania się w kuchni na pierwszy króciutki SAMOTNY spacer z psem od 17 dni xP mówi, że super przeżycie. xP W tym czasie Szwagier lulał synka i pytał mnie o pracę... ja mu relacjonowałam jak u mnie w tmeacie poszukiwań pracy siekając świeże warzywa na sałatkę, jednocześnie opowiadając o tym tak lekko, bo wciąż byłam w radosnym stanie niedowierzania, że KRÓLICZEK naprawdę istnieje w ramionach mojego Szwagra(dalej mi się wydaje to być koncepcją fantastyczną - nie dowierzam, że moja siostra wydała na świat człowieka @.@) i im więcej mówiłam o pracy, o swojej sytuacji, o dochodzie, o tym, że bardzo niepewnie się czuję, ze od tylu lat żyję od 1 do 1 dnia miesiąca i że jestem wdzięczna za obecność O., ale też sfrustrowana, bo nie wiem co robię źle! A zarazem czuję się przybita, przytłoczona.... i NAGLE ogarnął mnie taki smutek - po prostu z tej radości poleciałam w taki LĘK i SMUTEK, zapikowałam tak szybko, że zadławiłam się nagłym szlochem i się poryczałam. @.@ Znowu płynęły łzy, ale już nie ulgi, tylko takiego strachu i bezradności.... a zarazem przy szwagrze czułam się bezpiecznie to wszystko okazując, a zarazem kurde, to mój shit do ogarnięcia, on ma swój ma nową rolę w życiu, nie mogę go tym obarczać! Poczułam się tak głupio... I tak sprzecznie! Tyle emocji na raz!
Po prostu mam taki rollercoaster w emocjach, że nie wyrabiam...
Szwagier milczał, jak ocierałam łzy. Chciałam się ogarnąć zanim siostra wróci. Jak wróciła zadzwoniła mama pytając czy może podjechać zobaczyć córki, wnuka i odwieźć mnie potem na dworzec. W tym czasie okazało się, że Szwagier sprawdzał jak tam u niego w pracy z ewentualnymi ofertami zatrudnienia, projektami wsparcia dla kobiet w IT (o tym mi mówił wcześniej - że to może być dla mnie szansa, bo teraz nie ma zatrudnień ludzi "z zewnątrz") i przy okazji nie powstrzymał się przed obadaniem swojej zawodowej skrzynki mailowej (on teraz jest na urlopie i miał się nienakręcać pracą - którą lubi i którą lubi się nakręcać) - w rezultacie moja siostra na niego nakrzyczała, ratowałam go wyjaśnieniem, że to dla mnie robi, z mojego powodu. A potem wpadli rodzice. Wytulali mnie - czułam się kochana, ale też zakorkowana, bo na moje lęki teraz ZNOWU w tym środowisku nie ma przestrzeni, ani czasu by zostać wypowiedziane, utulane. Czuję się taka... smotna. Miałam pociąg jeden o 16:15 - nie było szans, że na niego zdążę, bo jeszcze gotowałam. Ale jak podałam już im obiad (siostra zjadła tak szybko i tak głośno jęcząc, że SMACZNE, że miło było patrzeć <3 cieszę się), przywitałam się z rodzicami, a na zewnątrz walnęła burza z piorunami, wtedy o 16:30 tata odwiózł mnie na dworzec, a 10 minut później już byłam w pociągu. Udało się, wszystko na czas.Potem problem z tramwajami był, więc ostatecznie do mojego mieszkania weszłam o 17:50 absolutnie szcześliwa, że teraz jestem w bezpiecznym, swoim miejscu, z moim bezpiecznym, swoim człowiekiem, przed którym moge się odkryć z uczuciami.
No i wyszło jak wyszło...
Musze z nim o tym porozmawiać dzisiaj...
Nie wiem co się ze mną dzieje... jestem teraz tak rozchwiana, w jakimś momencie przemian... nie mam siły.
A dziś rano, podczas spaceru z pieskiem ratowałam przewróconą staruszkę. Skończyło się na pogotowiu - krucha starsza Pani sobie szła z warzywami w siatkach, chodnikiem i bum... i nie wyglądało groźnie, przewróciła się, potoczyły się z siatek brzoskwinie, kapusta, cebula. Miała problem by wstać z ziemi, zdawała się zdezorientowana. Naprawdę nei wyglądało to groźnie, ale ma zdartą skórę WSZĘDZIE (obydwa kolana, łydki, łokcie, przedramiona, wnętrza rąk i czoło), masę krwi :(. Pobiegłam do niej - mój piesek razem ze mną. Pomogli mi pracownicy zieleni miejskiej - zawieźliśmy razem ich wozem Panią do przychodni, a stamtąd na pogotowie. Byłam z pieskiem - przypomnę: mój szczeniaczek BOI się ludzi, wpada w panikę w obecności ludzi, ostrzegawczo i ropaczliwie szczeka nadrabiając, że niby jest taka "groźna" - więc pomoc starszej pani teraz odchorowuje mój szczeniaczek, który schodził podczas całego procesu na zawał (jak pomagałam Pani wstać i zbierać zakupy z ziemi przypięłam małą do ogrodzenia pobliskiego drzewa, a potem wiozłam na kolanach).
Nie chcę mi się nic.
Nie mam siły.
Czuję dużo sprzeczności i mam wrażenie, że łatwo by było uznać, że jestem "ofiarą sytuacji" to oddaje odpowiedzialność z moich barków. Ale ja jestem jedyną osobą, która może tą sytuację poprawić - i tej myśli się trzymam. Nie zmienia to faktu, że jest mi tak cieżko...
13 notes · View notes
Text
Weselny koszmar
Wesele śniło mi się dziś
Wszystko było jak z bajki
Czerwona sukienka, mały dworek
I jezioro błyskające w słońcu
Byłam kimś istotnym, lecz nie panną młodą
Siedziałam w pierwszej ławce z rodziną
Czekałam na ten wielki dzień
Gdy on powie "tak" i weźmie jej dłoń
Lecz co to znaczy, co to oznacza
Czy to pragnienie czy obawa
Czy to nadzieja czy tęsknota
Czy to miłość czy samotność
Może to tylko sen, może to tylko gra
Może to tylko chwila, może to tylko fraza
Może to tylko wesele, może to tylko zabawa
Może to tylko ja, może to tylko ty
4 notes · View notes
uderzamobeton · 8 months
Text
Dzień 6 z 20 do studniówki
Zjedzone: 994 kalorie
Spalone: 705 kalorie
Płyny: 3,1 l
Podsumowanie:
Wstałam o 5 i pierwsze co zobaczyłam to padający śnieg. Musiałam się szybko ubrać i odgarnąć podjazd, bo nie mogłabym wyjechać autem. Chwilę mi to zajęło, ale wkońcu skończyłam. Potem zrobiłam sobie na śniadanie dużą porcję zupy (170 kalorii) z makaronem kojac (12 kalorii) I pieczarkami (45 kalorii). Trochę poparzyłam sobie język, bo się śpieszyłam, ale dość mocno mnie nasyciła. W szkole były same nudy. Ostatnio strasznie ją zawalam i mnie męczą wyrzuty sumienia przez co zawalam ją jeszcze bardziej... gdy wróciłam to na obiad zjadłam jogurt jogobella panna cotta (143 kalorie). Zaraz potem pojechaliśmy na zakupy I kupiłam sobie nareszcie sukienkę i biżuterię na studniówkę. Są cudne, mówię wam. Sukienka czarna, brokatowa, rozmiar 34 ( !!!! Najniższy jaki kiedykolwiek nosiłam !!!! ), a kolczyki i naszyjnik srebrne z krwiście czerwonymi kamieniami i cyrkoniami. Jestem z nich naprawdę dumna. Trochę pochodziliśmy i wstyd mi, ale bardzo zgłodniałam. Na kolację zjadłam dwie kromki chleba (233 kalorie) z kajmakiem (391 kalorii). Trochę zjebałam z tą kolacją, ale przynajmniej miałam sporo energii żeby poćwiczyć i to wykorzystałam. Pisałam też z chłopakiem, który mi się podoba. Hm... chyba muszę mu tu dać ksywkę haha. Od teraz będzie misiem grizli 🐻 haha. Dobra, teraz na szybko zrobiłam podsumowanie i idę spać.
4 notes · View notes
annpositivitylife · 2 years
Text
Brzuch
Coś, nad czym chciałabym popracować.
Od zawsze go mialam. Nawet jak byłam najszczuplejsza ever. Oczywiście, w mojej głowie urósł on do olbrzymich rozmiarów. Związek, jedna z niewielu dobrych rzeczy, jakie mi po nim zostały, pomógł mi go zaakceptować.
Lubię siebie i w miarę się sobie podobam. Po prostu mam ochotę pokazać sobie, że POTRAFIĘ zadziałać i zrobić coś ze swoim ciałem. Bo mam wrażenie że jestem taka skinny fat.
Muszę jednak uważać. Powiem szczerze, że w sumie nigdy nie miałam jakichś wielkich problemów ze swoim żywieniem, dietą itp., żadnych toxic motylkowych momentów. Dopiero na tumblr dowiedziałam się, że fani pr0ana i tym podobnych istnieją, dotychczas myślałam że w modzie są grubsze sylwetki, serio..
Czasem jednak mam jakieś toksyczne myśli czy pomysły w stylu : nie wezmę śniadania do szkoły, po co mi. A jednak mózg się męczy i potrzebuje kalorii, nawet jak siedzę na dupie 😅. Zresztą, takie omijanie zdrowych posiłków skutkuje u mnie objadaniem się przekąskami.
Perfekcyjność nie oznacza szczęścia ani radości.. to prawda. Trochę przytłacza mnie aura nowego roku, przynajmniej dzisiaj. Dlatego piszę to o północy, już niszcząc swoje postanowienia xD. Zrobiłam wszystko z mojej dzisiejszej listy, oprócz zdrowego czasu snu, bo tego nie zapisałam xd. Zmiany są powolne. Małymi kroczkami. Taka jest prawda. Ale to że jednego dnia się nie uda, nie oznacza porażki xD. Wiem jak było w 2022. To rok udany mimo niedociągnięć, nie popadajmy w obsesje.
Trochę zgorzkniały ten wpis, widzę xD. Choć to był naprawdę fajny dzień. Zauważyłam, że jak jestem sama ze sobą, nie jestem w jakiejś rutynie jak np. szkoła, dziewczyny, to czasem mi odwala i mam za dużo overthinkingu.
Tumblr media
Co myślicie o makijażu do takiej sukienki? Zaszaleć, czy raczej stonowany? No i mam strasznie opadającą powiekę i blond włosy mysie
Sukienka mojej siostry, mam nadzieję, że mi pożyczy na 18, bo nie mam nic innego 🙈
8 notes · View notes
trudnadusza14 · 1 year
Text
31.05-02.06.2023
W środe coś się słabiej trzymałam. Chciało mi się mdleć i ledwo stałam na nogach. Ale oczywiście zgrywałam pozory że wszystko gra xD
Opowiadałam terapeutce poczynając od pozytywnych kończąc na negatywnych rzeczach
Chciałam iść na artystyczne i poszłam ale szczerze jak widziałam że jest tak mało materiałów i wszyscy mamy robić wszystko w tych samych kolorach to zdecydowałam że odpuszczę. Siedziałam i czekałam na koleżankę i poszłyśmy na spacer i na lody
A potem oglądałam anime
No a czwartek dzień dziecka miałam iść na badanie ale coś mi nie wyszło bo zaspałam
Po 11 poszliśmy z mamą do sklepu odzieżowego i kupiłam sobie zajebbistą sukienkę i strój kąpielowy
No lato idzie xD
I inne rzeczy rzecz jasna.
Między innymi inna sukienka w motyle
A potem idziemy do galerii handlowej i najpierw do dealza potem kawiarni gdzie włączył mi się jakiś mechanizm liczenia kalorii i zamówiłam smothie. Spodziewałam się że będzie gorzej smakował a zasmakowałam i pochłonełam w 2 minuty xD
Moja mama wielkie oczy xD
I dziwna sprawa. Jak niedawno mówiłam że często czuje się pełna po byle czym tak teraz jest odwrotnie. Niezależnie od tego co zjem to czuje się cały czas pusta
Zaszliśmy jeszcze do zoologicznego coś kupić zwierzakom a w domu czułam się taka dziwnie zmęczona że aż się położyłam i drzemalam
Potem jednak szybko się zerwałam i poszłam na grupowe
Rozmawialiśmy o warunkach w jakich byśmy odnaleźli spokój
I jakby się tak zastanowić to ja tego spokoju nie odnajdę chyba xD muszę ciągle coś robić żeby nie dotkneły mnie złe myśli i najlepiej by ciągle były zmiany
Później spotkałam się z przyjaciółką i poszłyśmy sobie na ciacho
A później od 18 do 2 w nocy oglądałam co ? Anime
Na poważnie polecam "Full moon" stare ale zarąbiste... I przede wszystkim wylewacz łez. (Chyba że to ze mną jest coś nie tak że często na tym ryczałam )
Czytam też teraz książkę pt
Na święta przytul psa - Lizzie Shane
Jestem w połowie ale książka jest okej. Zwłaszcza dla miłośników psów.
I mi się jakieś dziwne sny śniły. Jeden o jakimś wyjeździe gdzie zamykali nas w pokojach a drugi o szpitalu. Już nie ogarniam co tam się działo
A w piątek zadzwoniłam do kogoś kto prowadzi malarstwo i okazało się że nie tyle co dalej to aktualne co to ze to jest strasznie blisko mojego domu
Normalnie brykałam z radości i darłam się tak że jak wychodziłam z domu to sąsiedzi wyjrzeli i się patrzyli z przerażeniem xDD
Ta energiczność i optymizm mnie kiedyś zgubi chyba xD
Zajęcia były po południu więc tam poszłam i obejrzałam sale i mi się spodobało
Zajęcia malarskie będą 2 razy w tygodniu 🥰
Zobaczymy czy mi podpasuje ten typ malarstwa
Ale podoba mi się na razie
Więc baj baj 😁
6 notes · View notes
pozartaa · 4 months
Text
25.05.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 450. Limit +/-2100 kcal.
Wybrane posiłki.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Hej już tylko weekend został i w poniedziałek powrót do pracy. Dziś gotuję gar obiadowy. Nienawidzę babrać się z surowym mięsem... Ostatnio ciągle są gotowce (a to sushi, a to jakieś pierożki). Dziś ostatnia porcja fasolki po bretoński od jutra kurczak curry z ananasem. Jedno z moich powtarzających się dań jednogarnkowych
Tumblr media
***
"Małż" wymyślił sprzątanie piwnicy Boszeee, litości nie ma 🥹. (Ale dobra wiadomość - sam stwierdził, że dziś nie jest na to dzień. No ba - dopóki razem nie mieszkaliśmy, to miałam tam pusto 😄. Teraz się wejść nie da).
Wiecie co zawsze zostaje w naszej piwnicy, nawet jak ja wysprzątamy na cacy? - Piwo Desperados.
Za czasów kiedy mieliśmy problem z alko, kitraliśmy tam przed sobą browary i inne nalewki. (Szczególnie S.) Ta jedna butelka Desperadosa stoi w tej piwnicy od 4 lat jako pomnik naszej wygranej z uzależnieniem. Wszystko wywalamy, a ona zostaje... nie mamy jakoś serca by się jej pozbyć 😉. Tylko ją przestawiamy i patrzymy na nią machając głowami "Ale byliśmy głupi"
***
Poza tym dziś kupiłam buty i torebkę i mój strój na wesele jest już kompletny.
Tumblr media
Jestem zadowolona z tego zestawu a najważniejsze że ZA WSZYSTKO nie przekroczyłam 250 zł 😆. (Buty, sukienka, torebka, rajstopy).
Dajcie spokój, teraz do koperty trzeba min 500- 700 zł wrzucić, a jeszcze hotel i dojazd. Stwierdziliśmy, że na jedną okazję nie ma co przepłacać za stroje. Tym bardziej że pod koniec imprezy zawsze to wszystko wygląda jak kupa 😆.
***
Poza tym dziś wpada do nas mój wiele lat nie widziany kolega. Poznaliśmy się grając Pokemon Go ( jeśli was to dziwi to powiem, że sporo ludzi poznałam przez Pokemony bo średnia wieku gracza teraz to około 30stki, a gra istnieje od 2016 roku i ma się bardzo dobrze)
Zawodowo jest testerem gier ( jeśli ktoś myśli, że to najfajniejsza praca na świecie to się myli...trochę mi o tym opowiadał Jake to żmudne i wkurwiające na dłuższą metę). Chciałam odnowić znajomość ze względu na S. i jego ostatnie poczynania związane z programowaniem... Ale ciiiii 😋. Niech sobie chłopaki pogadają... Nie zaszkodzi znać kogoś, kto zna kogoś... Wiecie 😅.
Dobrej nocy wam życzę!
42 notes · View notes
sukienki-shop · 3 months
Text
0 notes
mokomokimo · 5 months
Text
Cześć,
Zamieszczam post ze swoim doświadczeniem po mastektomii w LuxMedzie u Lubomira Lembasa. Mam nadzieję, że komuś przyda się takie sprawozdanie gdy będzie szukał swojego chirurga.
Zapis na operację poszedł mi dość szybko, bo pisałem do Pani Marty Batorowicz drogą mailową pod koniec stycznia, a termin operacji miałem już na 19 lutego. Wymagane na początku było bym podesłał opinię o transpłciowości, skan dowodu osobistego (jestem przed sądową zmianą danych) oraz zdjęcia potwierdzające moje BMI (bez twarzy). Dostałem rozpiskę kosztów, zaklepanie terminu wiązało się oczywiście z wysłaniem zaliczki.
Tutaj rozpiska kosztów:
Zabieg 20 000,00 zł
Znieczulenie 2 700,00 zł
Hospitalizacja 1 800,00 zł
Pakiet kwalifikacyjny (badania laboratoryjne + konsultacja anestezjologa) 550,00 zł*
Materiały medyczne 484,00 zł
Konsultacja u dr Lembasa 360,00 zł
Grupa krwi 130,00 zł
RAZEM: 26 024,00 zł
Przed operacją miałem dwa spotkania - jedno z anestezjologiem, a drugie już trzy dni przed operacją, u Pana Lubomira Lembasa. To był ten moment że rysował po mnie flamastrem oraz pokazywał do tego wiele zdjęć poprzednich pacjentów, i znalazł takiego który był fizycznie do mnie zbliżony, żebym zorientował się jakiego efektu końcowego mam się spodziewać. Wystawił mi zwolnienie na 3 tygodnie, chociaż pracę mam siedzącą - słyszałem że niektórym wystawia na 2 tygodnie jeśli praca nie jest wymagająca. Byłem wtedy już w trakcie terapii hormonalnej, jednej pompce Androtopu dziennie, i musiałem przed operacją odpuścić 3 dawki, a po operacji od razu wróciłem do przyjmowania testosteronu.
Operację miałem na godzinę 9, ale zgłosić się miałem na czczo o godzinie 7. W tym czasie zostałem zaprowadzony do własnego pokoiku z wydzieloną łazienką. Miałem do podpisu zestaw dokumentów, pobranie wymazu z nosa, mierzenie ciśnienia. Potem zostało mi umycie się specjalnym mydełkiem i przebranie się w ubranko operacyjne - typowa, papierowa "sukienka". Idąc i kładąc się na stole operacyjnym odchodziłem od zmysłów ze stresu, ale nie wiedząc kiedy - odleciałem. Operacja w moim wypadku trwała nieco dłużej niż standardowa, ponieważ miałem wyjątkowo pokaźny balast.
Obudziłem się koło godziny 16 na sali wybudzeń, i coś tam jęczałem, więc zostałem odwieziony do swojego pokoiku. Wtedy też mogłem przyjąć odwiedzających, chociaż po narkozie co chwila przysypiałem i czułem się ciężki. Miałem też pod skórą dreny oraz cewnik, więc byłem przykuty do łóżka na 24 h. Dużo piłem i mało jadłem, bo ponoć za dużo nie powinienem. Dostałem późnym wieczorem wodnisty, jak to pielęgniarka ujęła, "Lembasowy" kisiel i już normalne śniadanie na następny dzień. Rzeczywiście odłączanie mnie wspominam najgorzej, bo dreny byly bardzo nieprzyjemne. Lembas mnie jeszcze obejrzał, i puścił do domu, spędziłem w szpitalu lekko ponad dzień.
Rekonwalescencję wspominam nienajgorzej, ale przeklinam ubranko uciskowe do teraz, głównie ze względu na to jak ciężko było mi utrzymać w nim higienę. Pare dni utrzymywała się senność, czy to w pokłosiu narkozy czy po prostu wycieńczenia po operacji. Miałem również zalecane spacery od razu po powrocie, więc starałem się spacerować przynajmniej godzinę dziennie. Umówione miałem jeszcze dwie wizyty kontrolne po operacji - tydzień oraz dwa tygodnie po. Na pierwszym spotkaniu zdjęliśmy większość bandaży spod ubranka uciskowego, a na następnym zostały mi zdjęte szwy. Jednak wystąpiły niewielkie powikłania takie jak zbierające się pod skórą płyny, a po zdjęciu szwów - otwieranie się blizny, więc musiałem przyjść jeszcze dodatkowe dwa razy w kolejnym miesiącu- ale wizyty kontrolne po operacji nie były na szczęście dodatkowo płatne, dostałem też na nie dodatkowe L4.
Ubranko uciskowe mialem nosić przez 3 tygodnie, ale po tygodniu mogłem je już zdjąć na parę chwil, przeprać i wyprysznicować się porządnie bez niego - oczywiście wciąż uważając by nie zalewać świeżej blizny.
Z efektu końcowego byłem bardzo zadowolony. Przeważnie po operacji u tego chirurga wychodzi się z bliznami po dwóch cięciach, za to u mnie specyfika balastu sprawiła, że mam jedną i bardzo długą.
Po czterech tygodniach zacząłem wracać dopiero na siłownię, małymi kroczkami. Dopiero dd niedawna wróciłem do obciążania rąk i treningu klatki piersiowej, ponieważ nosiłem szwy nieco dłużej niż standardowo. Załączam zdjęcia i mam nadzieję, że post przyda się osobom przed operacją. Można też podbijać na priv lub w komentarzach jeśli ktoś ma jakieś pytania co do mojego doświadczenia. Życzę wszystkim tak udanych topek jak moja :3
0 notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Pozytywniej
Ostatnio głowę zaprząta masę ciężkich, trudnych i stresujących rzeczy i spraw, ALE są też przyjemności dla równowagi.
Czuję się zachwycona i poruszona uroczym jestestwem pieska, który ze mną mieszka już 5 dzień i cokolwiek by nie zrobiła wzbudza zachwyt tymi uszkami, rozmerdanym ogonkiem, bursztynowymi uszkami i przytulaśnym jęzorem. Czasem mając głowę skupiną na pracy idę nalać sobie wody i zauważam JĄ kątem oka: rozwaloną na kanapie, wszystkimi łapkami w stronę sufitu, z wywalonym brzuszkiem, ulokowaną między dwoma kocykami, posapującą przez sen to NIE MOGĘ. No po prostu rozpuszczam się nad nią. Jest taka słodka, że uśmiech mi mimo całego stresu rośnie na twarzy. :D Wdzięczność za PJESKI.
Drugi aspekt to mój O. i jedzonko, którym mnie karmi. 
Zacznę od tego, że KOCHAM figi. W sezonie na figi nie przepuszczam okazji na wszelkiego rodzaju sałatki i kanapki z figami. Figi rules! Ale kilka dni temu mój facet mnie powalił na kolana, a potem przyprawił o odlot na skrzydłach: przyszedł do domu oświadczając, że obiad dzisiaj robi ON i mam nie wchodzić do kuchni, bo to będzie niespodzianka. Spoko. Miałam tyle na głowie, że nawet nie miałam czasu na odwiedziny w kuchni. A potem zawołał mnie na obiad i przyniósł... świeżo wyciągniętą z piekarnika i przełożoną na deskę strawę. PIECZONY SER BRIE z PIECZONYMI FIGAMI serwowany w towarzystwie szynki schwartzwaldzkiej (moja ulubiona) i prażonych pistacji (jego ulubione). Do tego świerze, chrupiące pieczywo z mąką żytnią... Odciął “pokrywkę” z parującego gorącem sera i jedliśmy: maczaliśmy chleb w gorącym, ciągnącym się serze, zagryzaliśmy soczystymi figami, szynką i orzeszkami. Wszystko palcami - ta bliskość z jedzeniem. WARIOWAŁAM ze szczęścia! I z eksplozji smaków! I z tego, że kuuuurde, to było w jakiś sposób (perwersyjnie zaspokający moje gusta) po prostu sexy, bo niespodzianka żywieniowa była naprawdę-naprawdę skrojona pode mnie. Prosty posiłek, ALE JAK ON TO WYMYŚLIŁ i zaserowował. No palce lizać! Gdyby nie infekcja intymna to z ekscytacji skończyłabym ten obiad w łóżku (albo przy stole), przysięgam xD I tak kończyliśmy namiętnymi pocałunkami, ale naprawdę-naprawdę karmiący mnie facet to najbardziej HOT facet - najlepsza gra wstępna (nie wiem co to o mnie mówi, ale na pewno coś mówi). I on to wie! No jak to wspominam to mam banan na twarzy i dreszcze z ekscytacji! :D :D :D  TAKA MIESZANKA RADOŚCI, APETYTU NA ŻYCIE, SMAKÓW I PODNIECENIA. I miłości. Wow! 
Udało mi się również nadać paczkę do kuzyna O. - pożyczył od nas książki. Miałam to zrobić w zeszłym miesiącu, ale wciąż cierpiałam na brak czasu i tak to się skończyło. Ech. Dobrze, że słowa udało się dotrzymać (chociaż nadal się źle czuję z tym, że pożyczyłam komuś 27 tomów mojej ukochanej mangi, jedynej jaką chcę mieć w domu... Wiem, że typ dba o książki, ale boje się o moje mangi po prostu).
Powolutku też kompletuje rzeczy na wyjazd i chyba mi to dobrze idzie (chociaż tej sukienki, którą chce mieć nie mam wciąż - wczoraj DOKŁADNIE taka sukienka, jaką sobie wymarzyłam wyświetliła mi się w reklamach google: dostępna niestety w Stanach i kosztująca prawie 1k xD więc podziękuję, wolę iść na lumpy, może mi się trafi coś fajnego). 
Teraz
9 notes · View notes
modamugenipl · 7 months
Text
Elegancki styl z balerinami - modele, o których marzysz
Baleriny damskie - wygodne i modne modele do wielu stylizacji. Wybierz klasyczne baleriny skórzane na codzienne wyjścia, a na lato postaw na modele odkrywające palce lub meliski z nowoczesnych materiałów. Jeśli szukasz balerinek, które będą pasować do zróżnicowanego, kolorowego stylu, polecamy czarne buty, które są bardzo uniwersalne.Skąd pochodzą balerinki dla kobiet? Inspiracja czerpana z tańca
Geneza balerin sięga tańca. Pierwsze baleriny wyprodukowane przez domy mody były inspirowane baletkami - obuwiem do tańca. Dzisiejsze baleriny damskie, które zakrywają część stopy, stanowią inspirację do tworzenia stylizacji dla kobiet na całym świecie. Te popularne buty połączono cechy, które zdobyły uznanie w branży mody. Na rynku znajdują się sportowe i miejskie warianty płaskich oraz bardziej kobiecych balerin na koturnach. Ważne jest, że te buty są wygodne. Wybierz baleriny damskie z szerokiej oferty na Suzana.pl, które będą wyrażać twoją osobowość i pasować do twoich ulubionych ubrań.Baleriny dla kobiet na każdą okazję - noszone w codziennych stylizacjach i na imprezowe outfity
Zaprojektowany, aby podkreślić Twoje krągłości i zwiększyć pewność siebie, ten czarny komplet bielizny z pewnością sprawi, że poczujesz się jak najlepsza bogini. Biustonosz posiada fiszbiny i regulowane ramiączka, zapewniając doskonałe wsparcie i idealne dopasowanie. Dopasowane majtki są również wykonane z taką samą dbałością o szczegóły, oferując pochlebny i wygodny design.Kobiece baleriny na każdą okazję - wykorzystaj je w codziennym stylu i imprezowych outfitach
Balerinki damskie są odpowiednie na każdą okazję. Możemy wybierać spośród różnych modeli, takich jak klasyczne buty na niskiej podeszwie, baleriny na koturnie, ażurowe lub ze skóry naturalnej. Doskonale sprawdzą się zarówno na co dzień, jak i na imprezy czy gorące dni. Balerinki są wygodne i mogą być noszone z różnymi stylizacjami, takimi jak sportowe ubrania, szorty czy spódniczki. Zakupy butów powinny być przyjemnością dla każdej kobiety. Zastanów się, jaki rodzaj obuwia pasuje do twojego stylu i preferencji.Co ubrać do białych balerinek? 7 stylizacji, które zachwycą każdego!
Białe baletki ponownie pochodzą - doskonałe pojawienie się z rodzaju dżinsów i czarnych spodni materiałowych o krótkiej długości (np. ¾ lub ⅞). Białe baletki są również dobrze dostępne do wyposażenia all white, czyli całości w kolorze białym, a także dostępne do klimatów boho i hippie. Białe baletki to także dobre buty na komunię lub jako alternatywa dla panny młodej, jeśli jej stopy są zmęczone po wielu godzinach w szpilkach.Ciasne baleriny. Jak rozciągnąć baletki - 5 skutecznych sposobów na zwiększenie elastyczności
Baleriny, jeśli są zbyt wąskie lub obcisłe, można je rozciągnąć za pomocą specjalnych środków zapobiegawczych. Innym sposobem jest jedzenie i używanie prawidełka. Buty można również rozciągnąć u szewca. Zwykle także domowe systemy, ale lepiej ich nie stosować do modeli stosowania ze skórą krytyczną.Brudne baleriny. Jak wyczyścić zamszowe balerinki i przywrócić im blask?
Baleriny z zamszu być czyszczone na sucho lub przy zastosowaniu wody. Nie należy stosować ani przemaczać zamszu, ponieważ może to być wydanie. Do czyszczenia zamszu najlepiej przeznaczonego do stosowania specjalnego szczotek lub gumek, które usuwają plamy.Czy baleriny i sukienka pasują? Odkryj, jak twórczo łączyć elegancję i wygodę
Oczywiście, że tak! Sukienki z lekką koronką, w stylu boho, hippie lub w pastelowych kolorach, będą idealne pasować. Balerinki świetnie wyglądają zarówno ze zwiewnymi, gładkimi sukienkami, jak i ze strojami maxi. Co z mini? Nie ma problemu, można je również umieścić z tym modelem balerinek.Znaczenie połączenia elegancji i wygody w modzie. Błędne przekonanie, że baleriny i sukienki nie pasują do siebie. Odkrywanie wszechstronności balerin. Style sukienek, które dobrze komponują się z balerinami. Wskazówki dotyczące dodatków do balerin i sukienek. Jak uzyskać wygodny, ale elegancki wygląd z balerinami i sukienkami. Przykłady stylowych strojów z balerinami i sukienkami. Osoby mające wpływ na modę, które z powodzeniem łączą elegancję i wygodę. Gdzie kupić baleriny i sukienki. Podsumowanie: Uznanie własnego stylu i znalezienie idealnej równowagi między elegancją a wygodą.Jakie baleriny może załorzyć kobieta, która ma szerokie stopy? Polecane modele dla miłośniczek baleriny z szeroką stopą.
Warto poszukiwać balerinek o określonej szerokości. Szerokość, inaczej zwana tęgością, może być różna: standardowa, poszerzona, szeroka lub bardzo szeroka. Inne rozwiązanie wyboru modeli wkładek z materiałów, takich jak naturalna skóra lub elastyczne tkaniny obuwnicze.Nie tylko biała sukienka: Jakie ubrania pasują do złotych balerinek?
Złote baleriny są modnym i wygodnym rozwiązaniem na różne okazje. Można je nosić na co dzień do dżinsów, ale także do eleganckich sukienek i spódnic. Złote baleriny doskonale dostępne do bieli, czerni i złota. Ciekawym i modnym połączeniem jest zestawienie złota i srebra - można uzyskać korzyści ze złotych balerin, na przykład, do srebrnej spódnicy. Stylizacja „all black”, czyli w całości w czerni z wyłączeniem złotych butów, również jest pomysłem na udany i nowoczesny wygląd.Wybór idealnych ballerin do małej czarnej lub czarnej sukienki.
Jakie baleriny będą pasować do czarnych sukienek? Idealnym rozwiązaniem do czarnych sukienek są baleriny w kolorze czarnym. Jeśli szukasz bardziej zaawansowanego uwagi, możesz zgłosić się na metaliczne buty, na przykład złoty lub srebrny. Obecnie bardzo popularne są także baleriny w stylu Mary Jane, czyli z płaskim noskiem, spodem i paskami lub paskami przy palcach. Innym modnym rozwiązaniem i ciekawym kontrastem do czarnych sukienek są białe baleriny.Czerwone baleriny do czego założyć
Czerwone baletki są dostępne do prostych, rozkładów z rozkładami i legginsami. Pasują również do innych czerwonych urządzeń, a także do palety podgrzewanych barw, na przykład żółtego czy pomarańczowego. Biel i czern są również zawsze dobrym pomysłem, podobnie jak granatowy. Można też używać modnego total look z czerwonymi baletkami, czyli ubrać się od stóp do głów w jednym kolorze - w tym czerwonym.
0 notes
nareesklep · 1 year
Text
Sukienki damskie na różne okazje — co założyć na wesele, imprezę, czy do pracy?
Sukienki to esencja kobiecości, a ich fasony i wzory są tak różnorodne, że czasem trudno zdecydować, która jest odpowiednia na daną okazję. W tym artykule podpowiadamy, co założyć na wesele, imprezę, czy do pracy. Wybierając sukienki damskie na różne okazje, warto kierować się przede wszystkim zasadą umiaru i proporcji. Dobrze dobrana sukienka podkreśli atuty sylwetki i nada nam pewności siebie.
Tumblr media
Sukienka na wesele i imprezę
Na weselu warto postawić na elegancki, ale nieprzesadnie odświętny look. Idealnym wyborem będzie sukienka w kolorze pastelowym lub pudrowym, najlepiej z długim rękawem, aksamitnymi dodatkami lub koronkowym wykończeniem. W przypadku wesela warto pokusić się także o cekiny, ale pamiętajmy, że nie mogą być zbyt krzykliwe. Sukienki damskie na imprezę mogą być bardziej zmysłowe i odważne. Warto postawić na czerń, czerwień, granat, lub fiolet. Sukienki wieczorowe z głębokim dekoltem lub odsłaniające plecy z pewnością przyciągną uwagę, ale pamiętajmy o tym, żeby nie przesadzić z odważnym wizerunkiem.
Tumblr media
Sukienki damskie do pracy
Na co dzień warto postawić na wygodę i elegancję. Dobrze sprawdzą się sukienki w klasycznych kolorach, takich jak granat, czarny czy szary. Można postawić także na kwieciste lub geometryczne wzory. W przypadku pracy warto wybrać sukienki damskie z dłuższym rękawem i długością za kolano lub maxi, aby uniknąć zbyt wieczorowego looku.
0 notes