Tumgik
#analizuje
wiosennarosa · 1 year
Text
nienawidzę tego jak się wszystkim stresuje, jak bardzo analizuje każdy aspekt swojego zycia, ciagle o czymś mysle, ciagle się czymś martwię, ciagle się czymś przejmuje mam głowę pełna obaw, lęków i emocji o których nie mogę nikomu powiedzieć a moja jedyna ucieczka jest spanie
967 notes · View notes
harmony-and-peace · 3 months
Text
„(...) ten kto nie analizuje dawnych błędów, prędzej czy później je powtórzy”
- Jordan Belford
129 notes · View notes
twojatragedia · 15 days
Text
ZĘBY
-kiedy ostatanio myłaś zęby? Dzis... czkeja dzisiaj albo nie wczoraj. Pomyślam na pewno jakos tak a moze nie.
Czekaj kto to sie spytał Wróć, dzisiaj rano(przeciesz klamiesz) nie mycie zębów jest obrzydliwe ale ja ich nie myłam może jeden dzien, dwa a może tydzien, miesiac, rok.
Czekaj Wróć -czemu nie myjesz zębów wiesz ze to obrzydliwe No powiedziała to przed chwila przecież!!! Oszalałam znowu gadam do siebie.
Czekaj a własnie zęby (Spojrzałam w lustro) Brudne żółte pognite zęby. Połowa z nich to juz wypadła.
Na serio aż tak dawno ich nie myłam nie mozliwe Czekaj który mamy rok? Jaki dzień tygodnia Którą godzine?
Patrze w lustro analizuje kazdy szczegół swojej twarzy nie rozpoznajej tej istoty w lustrz.
Jej.. jej oczy powieki opadnięte mocne since pod nimi. Oczy oczy tej istoty są takie puste bez żadnego wyrazu jakby nie żyła.
Skóra biała jak papier, policzki bardziej zapadniete niz kiedyś jej twarz nie jest juz taka pulchna.
Włosy dlugie a za razem rzadkie i zniszczone czarny kolor niczym smoła opadają na jej porcelanową twarz jak u laleczki.
Widok obrzydliwy a za razem taki hiptotyzujący widzisz dziewczyne a może troche laleczke wydaje sie taka nie realna taka pusta.
Jej wzrok jest taki pusty jakby od dawna w niej zycia nie było cała wydaje się pusta w środku ale ale jej zęby całe pognite to pewnie przez wate,wate cukrową ktorą jadła na potęgę.
A może to wina wymiotów w sumie nie raz łapała się na wymiotach po posiłku jak nikogo w domu nie było.
Jej cały widok przyprawia o dreszcze. Ciało tej dziewczyny całe sine blade pokryte siniakami, ranami, bliznami i tłuszczem.
Z tej iluzji wyrwało mnie pytanie -kiedy ostatnio myłaś zęby? Nie..nie wiem nie pamiętam.
-pamiętasz co kolwiek coś z ostatniego tygodnia? o poprzednich latach miesiącach nawet nie wspomne.
Znowu zamarłam nagłe uczucie pustki powiększyło się Jak jak ja mam na imie wyszeptałam
KIM JA DO CHOLERY JESTEM
-Twoja Tragedia
30 notes · View notes
xvcxc · 10 days
Text
chyba stracilam okres. od zawsze pojawial sie punktualnie jak w aplikacji i zawsze z rana. jest 16.44 i dalej nic. jest super lecz strasznie boje sie ze moja mama zorientuje sie ze go stracilam bo praktycznie odrazu po zemdleniu pytala sie mnie czy z nikim sie nie ruchalam xd. po prostu strasznie boje sie tego ze bedzie zagladac mi w podpaski (oczywiscie czyste by nie wzbudzac podejrzen) ktore wyrzuce do kosza. moze za duzo mysle i analizuje ale jestem przerazona faktem ze takie cos moglo by miec miejsce. co mam robic??
edit: jak wroce do domu sprobuje pobrudzic podpaske jedna pomadka z nivea ktora ma dosc intensywny czerwony kolor. chyba nie bedzie tego wachac, prawda..?
27 notes · View notes
drifftingg · 4 months
Text
Ej wiecie dałem z 5-10 QUALITY postów w nocy ale bez trakcji (logiczne ale still słabe)
Wiec zachęcam was do wejścia w profil i przeczytania, No chyba ze tego nie zrobicie to w ciągu dnia może pomysle czy to wrzucić znowu.
W każdym razie!
O co wam chodzi z burczenie w brzuchu????
Czytałem na tumblerku lekko 30 postów o tym ze wam burczy na lekcji i jaka to nie jest kompromitacja wstyd i tragedia i ja tego przyznam nie kumam nawet w 1%!
Czego konkretnie? Już nawet nie tego ze to jest naturalny dźwięk organizmu i normalni ludzie na takie rzeczy nie zwracają uwagi i choc wiem ze w szkołach nie ma normalnych ludzi to myśle ze znów robicie połączenie „burczy w brzuchu = wiedza ze się glodze” które jest tylko założeniem takim samym jak „nie zjem w maku tego co reszta = będą podejrzewać mnie o bycie pro” mimo ze obie te rzeczy maja prostszą interpretacje (burczenie =głód, „brak zamówienia w maku/nie zjedzenie pizzy na dniu pizzy gdzie każdy i tak ma tylko jeden kawałek czy dwa = brak głodu)
Ale najbardziej tego nie kumam bo burczenie s brzuchu to nie jest dźwięk tylko odczucie fizyczne. Jest możliwym pewne sensacje żołądkowe było słuchać (ale częściej to jest jakieś bulgotanie jak coś nam tam przepływa i każdemu się to zdarza - to ten sam powód dlaczego nie mamy cringu ze srania - każdy to robi)
Gdy burczy wam brzuch czuje to na podobnej zasadzie co dotyk czy ból - jest to pewne doświadczenie dostępne wam w waszej świadomości - nie jest to dźwięk w 95% burczenie w brzuchu. A te 5% to znowu w 95% będzie tak ciche ze nie usłyszy tego nikt.
Wiec procent procenta usłyszy ktoś, z tego mikro procent zwróci uwagę, a jeszcze musi ta osoba mieć pewność ze to wy, być na tyle zainteresowana tym dźwiękiem żeby go analizować w głowie a nie zajmować się czymkolwiek innym na lekcji (kręcenie tyłkiem na tiktoku, liczenie zadania, słuchanie nauczycielki itd).
I jeszcze musi to być osoba która nie dość ze to jedno na 20 burczenie które słuchać, z czego 1 na 20 słyszy ktoś poza wami, musi przypisać do was, dać o to jebanie, przypisać do burczenie w brzuchu czyli czynności biologicznej coś negatywnego, przypisać to do was i myśleć o tym dłużej niż ułamek sekundy. I to jest minimum żeby faktycznie mieć argument do przejmowania sie który i tak uważam ze warto porzucić bo takie osoby nie są warte przejmowania sie.
Także ja totalnie tego nie rozumiem a chodziłem głodny na lekcje wiele lat liceum i na uczelnie na studia. Naprawdę sie zastanówcie nad tym
Ofc wiadomo ze cześć osób daje takiego posta na zasadzie flex ze chodzi czesto głodnym do szkoły i tyle ale zakładam ze jednak musi być ileś osób które sie przejmuje czymś takim -nie dość ze nie macie powodu, ze to pierdoła to po prostu ten problem praktycznie nie istnieje (tego ze ktoś faktycznie to słyszy wie czuje to burczenie, analizuje ten dźwięk i dodatkowo ma stosunek do takich rzeczy na tyle dziwny aby was ocenić i to zapamiętać dłużej niż tyle ile trwa dźwięk)
30 notes · View notes
presleyowa · 7 months
Text
Sobota.....
Wczoraj moja matka byla w dobrym nastroju, wiec podzielilam sie z nia nowina na temat zmiany pracy. Po czym odkrylam, dlaczego mam taki zryty beret.
"Zmieniasz prace? Ale jak to? Ale tak daleko? A nie ma nic blizej domu? Bardzo duzo bedziesz wydawac na paliwo i dojazdy. A poradzisz sobie? A umiesz wszystko? A bedziesz sie tam uczyc nowych rzeczy? A pozwola ci sie uczyc nowych rzeczy? A jesli nie pozwola?"
Wydawaloby sie, zwykle proste pytania, a ja juz sie triggeruje. Od 8 lat nie jestem w stanie wytlumaczyc rodzicom, ze w kraju, w ktorym mieszkam, ludzie dojezdzaja daleko do pracy. Oni nadal zyja faktem, ze 8 lat temu zarabialam mniej niz minimalna krajowa w obozie pracy po drugiej stronie mojej malutkiej miejscowosci. Ale chociaz nie wydawalam na dojazdy! 4 lata pracy w domu i praktycznie zero wydatkow na paliwo, ale nie, to sie nie liczy. Najlepiej by bylo, gdybym mieszkala blisko pracy. I tak sie co dwa lata przeprowadzala. Mowia mi to ludzie, ktorzy 40 lat mieszkaja w tym samym mieszkaniu.
Ojciec to mnie w ogole rozlozyl na lopatki, bo stwierdzil, ze znowu bede musiala sie uczyc nowych rzeczy. ZNOWU.
Przeprowadzilam sie do innego kraju. ZNOWU nauka jezyka od podstaw. Po co mi, skoro juz jeden znam. Zmiany w Microsoft Office? ZNOWU. Kolejny kurs? ZNOWU. Nigdy nie powiedzial, ze ZNOWU sobie z czyms poradzilam. Rany, ale moj ojciec jest ciezkim czlowiekiem.
Pracowalam w wielu branzach, w wielu pracach. Zawsze powtarzam, ze zagranica pieniadze leza na ulicy, tylko trzeba sie ciezko po nie schylic. Z tym podejsciem nadal pracowalabym za mniej niz minimalna krajowa. Obcy mi ludzie bardziej sie ciesza z moich osiagniec, niz wlasna rodzina.
Rozumiem, ze jest im ciezko, przez to wszystko, co przeszli, ale dobija mnie to. Nic dziwnego, ze kazda sytuacje analizuje do bolu i widze tylko ciemne strony i problemy. Ze sie wiecznie boje. Ze jest mi ciezko wyjsc ze slynnej strefy komfortu. Wiem, ze jestem dorosla i sobie poradze bez ich wsparcia czy akceptacji, ale to mi siadlo na banie i tak sobie siedzi. Nerwica za nerwica. Chyba zapytam sie terapeutki, czy takie relacje maja sens. Czuje sie przybita.
Zaloze sie, ze jutro wspomne o tym tesciom i oni doslownie otworza szampana. Moze moj maz byl inaczej wychowany, a moze w Polsce inaczej sie wychowuje mezczyzn i kobiety. Widze ta przepasc miedzy nami, ale pracuje nad nia. ZNOWU.
Na dodatek my, geniusze roku, od 2 miesiecy myslimy, ze nasz nowy zlew jest kompozytowy. Dzis, nie wiadomo dlaczego, spojrzalam w papiery, a on jest granitowy 🙈Nie to, ze szpanuje, chodzi o czyszczenie.
Harry Potter na pocieszke. Mimo, ze ksiazek i kosmetykow pelno, przydalyby sie zakupy. O szafie nie wspominam, mam 3 miesiace na wygladanie jak czlowiek.
Tumblr media
23 notes · View notes
niechciaana · 8 months
Text
Rzeczy o mnie, o których mało osób wie:
Boje się ludzi pod wpływem substancji
Moim językiem miłości m. in. jest dotyk
Gdy dzieje się coś negatywnego, nagle znikam.
Potrzebuję osoby, która motywuje mnie i szczerze we mnie wierzy.
Lubię być sama ale nie samotna.
trudno sprawić bym czuła się przy kimś komfortowo i się otworzyła.
Przesadnie analizuje wszystko np. zachowanie, słowa, gesty, wydarzenia.
26 notes · View notes
deathissolution · 7 months
Text
Ode mnie proszę się odwrócić plecami i odejść. Niszczę. Nie wiem o co mi chodzi. Plącze się w życiu. Nie znam umiaru i przesadzam. Wyolbrzymiam. Nadmiernie analizuje. Psuje a potem chce naprawiać. Zjadają mnie wyrzuty sumienia. Chcąc naprawić przeszłość rozpierdalam teraźniejszość. Obwiniam siebie a potem innych. Chce wyjaśnić, a nigdy nie jestem zrozumiany. I choćbym miał rację, to tracę sens. Nie idę z duchem czasu, zamykam się w tym co było. Reaguje gniewem, mam ochotę się rozjebac, albo żeby pierdolnal mnie samochod. Wiec ktokolwiek pomyśli o tym aby mnie poznać, niech się zastanowi, chocby i sto razy.
27 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 month
Text
Wrażenia z wakacji, część 2, podróż, hotel i koteczki <3
26 kwietnia 2024
Tutaj wrażeń z wakacji część 1: https://www.tumblr.com/myslodsiewniav/748760356337352704/szcz%C4%99%C5%9Bliwam-i-z-na%C5%82adowanymi-bateriami?source=share
Życzyłabym sobie mieć przestrzeń na chronologiczne uchwycenie momentów, ale jednak wróciłam do żyćka w którym mam prackę, pieska do wychowania i dwa kierunki studiów do ogarnięcia, więc, chcę zaspokoić swoje potrzeby - spisania myśli i wspomnień ulotnych - oraz nie zaniedbać swoich dość ambitnych zobowiązań.
Pomyślałam, że tak to zrobię - MUSZĘ priorytetyzować swoje pisanko, bo jak nie piszę, to robi mi się jeszcze większy bałagan w uczuciach. Pisanie w moim przypadku to podobnie jak siłownia, zdrowe odżywianie się, to dobry nawyk do utrzymaniu higieny i równowagi emocjonalnej. Lubię to robić, WIEM, że mi pomaga ogarnąć co się dzieje w moim życiu: czasami czuję, że muszę RZYGNĄĆ TEKSTEM, ale nie wiem co z tego ostatecznie wyjdzie, co się urodzi. Ba! Często nawet nie wiem co czuję, jakie emocje we mnie buzują, że na tak silny rzyg się zbiera! xD A po przeczytaniu tych kilkunastu zdań (zazwyczaj, chociaż zbyt często jest ich więcej niż potrzeba xD Chciałabym potrafić pisać krócej o tym, co mnie porusza, bardziej w obrębie esencji niż mętnego roztworu z którego wyłapuję dopiero źródło "smaku" dominującego) wiem co czuję, zaczynam to WIDZIEĆ, rozróżniać, zauważać. I wtedy mogę zrobić coś by sobie samej pomóc, by szukać odpowiednich pytań i odpowiedzi.
Czytałam - w samolocie, w artykule w wypożyczonych z uniwersyteckiej biblioteki Charakterach - że osoby wysokowrażliwe o rysie analitycznym to świetni liderzy, dobrzy pracodawcy... którzy jednak szybko się wypalają, bo KAŻDY problem ANALIZUJĄ pod względem wszystkich możliwych aspektów, tak aby znaleźć optymalne wyjście dla projektu, poszczególnych tasków, zdolności pracowników i interesu pracodawcy. To jest super zdolność! Ale kosztuje taką osobę olbrzymi wysiłek by wszystko tak przefiltrować. No i to brzmi jak ja, z tym moim ADHD: jak komputer kwantowy, który jednocześnie analizuje wszystkie dostępne rozwiązania, ale w przeciwieństwie do komputera kwantowego, który przez taki wzmożony, multitaskowy proces jest bardziej wydajny - mózg osoby z ADHD nie jest wydajniejszy, a przebodźcowany i przeładowany (parafraza z naukowczyni, fizyczki kwantowej z ADHD udzielającej wywiadu na temat bycia osobą z ADHD).
Ech. składa mi się to.
Do sedna, do wakacji!
1 Linie lotnicze.
Muszę o tym wspomnieć - chociaż liczę, że o tym akurat prędziutko zapomnę, zniknie jak sen złoty i przy następnej okazji latania nie będę o tym pamiętać ni troszeńki. Otóż chodzi o lęk. O taki lęk, że byłam chyba bliska ataku paniki - zaczynałam hiperwentylować, a po wylądowaniu w Turcji dostałam ostatecznie autentycznie migrenowego bólu głowy: z mroczkami przed oczami, z zawrotami i wymiotami. [Taki ból głowy miałam dotąd tylko podczas przechodzenia COVIDu, pulsował, osłabiał zmysły, otumaniał, budził strach]. Aż z bólu w uszach szumiało, pod powiekami wybuchały jaskrawe fajerwerki. Czas jakby się rozciągał zamiast kurczyć. Myślę, że to ze stresu... A z drugiej strony to MOGŁA być wypadkowa wszystkiego: chronicznego stresu, przeżytego niedawno wstrząsu mózgu, i bardzo stresującej sytuacji w której miałam zerową kontrolę nad biegiem wydarzeń?
Mieliśmy lecieć tureckimi liniami lotniczymi. Ech. Przed wylotem się wydarzyły się rzeczy, które osobno być może opiszę, a być może nie będzie mi się chciało znowu pogrążać w nieważnych dla mnie, ale bardzo gorących uczuciach obcych ludzi? W skrócie: statystyczny Seba i Karyna na wakacjach. I statystyczny lekarz/architekt/prawnik/sędzia/polityk/osoba wykonująca inny zawód, który historycznie lub współcześnie wiąże się z estymą, a którego przedstawiciele (ofc - to kwestia branżowa i osobnicza, zespół indywidualnych cech rosnących na podatnym gruncie; generalizuję, bo tych rzeczy chcąc nie chcąc się nasłuchałam na lotnisku) domagają się specjalnego traktowania i są zdziwieni, że traktuje się jak wszystkich innych pasażerów, demokratycznie, mimo wypominania, że "ale ja jestem doktorem!". Słoma z butów po prostu.
Niemniej wylecieliśmy z ponad godzinnym opóźnieniem. A na pokładzie powitały nas stewardessy mówiące po ukraińsku. Komunikaty od pilota, instrukcja bezpieczeństwa (kamizelka, pasy itp) były podawane w dwóch językach: ukraińskim i angielskim. I dla wielu osób to był problem, byli wrogo nastawieni. Zaczepiali załogę (bo tego nie da się inaczej nazwać - to były prostackie zaczepki Sebiksów (tych true i tych z dyplomami), którzy szukali okazji do rozpętania awantury w imię obrony czystości polskiego języka) domagając się wyjaśnień dlaczego mówią po ukraińsku SKORO JESTEŚMY W POLSCE. Stewardessy piękną angielszczyzną wyjaśniały, że są zatrudnione w Turcji, w tureckiej flocie i nie mają obowiązku znać języka polskiego. A Polacy i tak z przyjebką "Jesteśmy w Polsce, mów po polsku!", na co mój chłopak - rozwalił mnie - baaaaardzo głośnym, markowanym "szeptem" zapytał mnie z niewinną ciekawością "Ciekawe, kochanie, jak sądzisz czy jak wylądujemy na terenie Turcji to ten pan będzie mówił po turecku?" xD - hahaha xD Na Sebiksów to nie podziałało, stewardessy nie dały po sobie poznać czy zrozumiały. A całą podróż trwały pielgrzymki kolegów (ojców z małymi dziećmi) do kolegów by wypijać małpki (kitrali się pod siedzeniami, wychylali głowy i wypijali całym haustem całą buteleczkę - a mieli tego pełen, brzęczący szkłem plecak... ble...alkoholizm to choroba narodowa. To naprawdę smutne było...). Gdy żony im zwracały uwagę, że mieli przecież pilnować biegające w przejściu samolotu dzieci (takie co to chodzą, ale jeszcze robią w pieluszki, przewracają się i wybuchają bezradnym płaczem - tak, takie sobie biegały, sztuk łącznie 4) to coś tam odkrzykiwali jako bezczelną wymówkę, jak nastolatkowie przyłapani przez facetkę podczas wycieczki szkolonej. I się wszyscy rechotali zadwoleni z siebie, bawili się świetnie. A żony wstawały i szły odławiać zapłakane lub wciskające się nie tam gdzie trzeba dzieci...
Potem, gdy ci mężczyźni (jeden typ z plecakiem pełnym szklanych małpek siedział przed nami, widzieliśmy cały proces z bliska) byli pijani i obrażali żony drąc japy na cały samolot. Wyciągając jakieś prywatne brudy, ośmieszając te dziewczyny (to były pary w przedziale wiekowym 30-50). Bardzo to było żałosne i niesmaczne, niekomfortowe. Seniorzy się dobrze bawili, śmiali się z tych "monodramów", ale dla nas to było żenujące (rozbawienie seniorów w tej sytuacji również było żenujące).
A w innej części samolotu wybuchła awantura: dwóch siedzących obok siebie przyjaciół rozmawiało o wyborach samorządowych (u nas, lokalnie, nie było rozstrzygnięcie w poprzedni weekend, a w drugiej turze ze względu na wakacje pasażerowie nie będą mogli głosować). Ich rozmowa (cicha i kulturalna, mili panowie, miałam okazję potem wielokrotnie stać obok nich w kolejkach) podrażniła uszy pana siedzącego kilka rzędów przed nimi, który najwidoczniej słuchał gotując się i gotując, aż w końcu wstał i ryknął na cały samolot "TO SĄ WAKACJE! NIE ROZMAWIAJMY O POLITYCE! CZY MOŻEMY NIE ROZMAWIAĆ O POLITYCE, NA BOGA! PO CO SIĘ KŁUCIĆ!?" - najwidoczniej dla pana temat polityki to trigger, który kolarzy się z kłótnią (zaznaczam: chłopaki po prostu wymieniali się opiniami - nie sprzeczali się, nie próbowali się wzajemnie do niczego przekonać. Po prostu poszerzali swoją wiedzę - serio, kulturalna dyskusja). No i sam tą kłótnię rozpoczął, bo o ile najpierw CAŁY samolot zamilkł w osłupieniu, to zaraz całe otoczenie tego pana zaczęło na faceta ryczeć równie głośno, by walnął się w czoło i pomyślał następnym razem dwa razy zanim się odezwie, żeby się nie wtrącał ludziom w życie, w rozmowy, w światopogląd, żeby poczytał książkę, posłuchał muzyki czy coś innego zrobił dla siebie; że chyba brak mu jednej klepki, bo jedyną osobą, która wprowadza nerwową atmosferę jest on sam. Ale też obudził innych striggerowanych mężczyzn, którym temat polityki uwalnia jakieś mechanizmy i tak od "Nie rozmawiamy o polityce!" sprowokowały okrzyki zarówno "Zamknij się, lewaku!", jak i "Stul pysk, ty korwinisto jeden!". No i wybuchła awantura, brzęczało jak w ulu. Nikt nie wstał z miejsc, bo stewardessy ich zatrzymały, ale wrogość i agresja buzowały jak w klatce szympansów podczas pory karmienia. Mogłoby to być tragikomedią, gdyby nie to, że byliśmy zamknięci całą grupą na kilka godzin w ciasnej maszynie kilkaset kilometrów nad ziemią. Nie dało się po prostu wyjść i nie uczestniczyć w tym cyrku. A nawet moje wytłumiające dźwięki słuchawki tego hałasu nie wygłuszały...
I to nie wszystko, bo jeszcze była akcja ze starszymi paniami (nie chce mi się opisywać, ale też uszy więdły - jedna z sytuacji to np: najpierw chciały nam wyperswadować, że zajęliśmy ich miejsca, zachowywały jakbyśmy je co najmniej obrażali wyjaśniać, że to chyba pomyłka i pokazując nasze bilety i oznaczenia miejsc w samolocie, które były zgodne; panie generalnie próbowały z nas zrobić głupków i to jeszcze próbując powoływać się na "ustępowanie starszym" i na to, że możemy im zaufać, bo dłużej żyją na tym świecie - haha, opowiedziałam, że "nie" i dla mnie to był koniec dyskusji, a wtedy panie zaczęły próbować manipulować wchodząc na nasze poczucie empatii, wywołać poczucie winy. Mój chłopak zwątpił, ja się wkurwiłam - "nie" i koniec, nie znaczy "nie", a takie manipulacje to jeszcze silniej upewniają mnie w tym "nie". To dopiero bezczelność! Wtedy jedna z tych pań spojrzała na ich bilety i przyznała, że mieliśmy rację xD, że one mają miejsca w rzędzie za nami, że faktycznie dobrze im wyjaśniliśmy. A ta najbardziej manipulująca seniorka zaczęła ją uciszać, że przecież wie, ale "Ci, ja wiem! Popatrz tylko jaki tam jest dostęp do okien! W tym rzędzie z przodu będzie lepszy widok! Cicho bądź, Ela! Ja nam załatwię to zaraz!" - no i wtedy stwierdziłam, że chuj, odcinam się od tych toksycznych kwok, wymieniliśmy z O. spojrzenia i TOTALNIE ignorując te gdaczące panie zaczęliśmy rozmawiać o tym co każde z nas ma nadzieję na miejscu zjeść jako pierwsze. Totalna ignorka na babki, traktowaliśmy je jako szum jakiś w tle. Podziałało i poszły jęczeć do innych młodych ludzi z dobrym dostępem do okien xD; i to jedna z wielu nieprzyjemnych sytuacji z tą grupą seniorek - ofc były inne grupy seniorek, bardzo miłe panie, to nie kwestia grupy wiekowej tylko chujowości ludzi), z grupą młodych dziewczyn (bo weszły w dyskusje ze starszymi paniami i chociaż miały rację, to nie podołały z dowiezieniem argumentów, a jak zaczęły przegrywać potyczkę słowną to pojechały taką głupotą i fochem, że głowa boli), z rodziną parchworkową (ona około 33-39 lat, on najwyżej 25 lat, ona z synkiem około 6-10 lat, a on ze swoją młodszą siostrzyczką około 11-14 lat - rodzina była spoko, bardzo mili towarzysze podróży, dbający o te dzieciaki i o siebie wzajemnie - chociaż chłopiec z ekscytacji darł się co chwilę, ale zarówno mama i przyszywany tata go potrafili stonować i zaangażować w robienie czegoś zajmującego - jednak ta różnica wieku między dorosłą parą była przedmiotem wieeeeeelu uwag, rozmów pełnych oburzenia, pogardy, zdziwienia, zagadywania ich o to przez te starsze panie itp. Niezręczne to było, bo co komu do tego? Ech. W takich momentach cieszę się, że między mną i moim partnerem najwyraźniej ta różnica wieku nie jest na tyle widoczna wizualnie, żeby obce człowieki w samolocie/autokarze robiły z nas przedmiot sensacji, ech) i z tymi nabzdryngolonymi ojcami na wakacjach (ale nie chce mi się opowiadać) i ich żonami, i ich dziećmi. No, oni męczyli samym swoim istnieniem w przestrzeni...
A! Bym zapomniała! Był jeszcze nafurany w opór mój kolega z klasy z podstawówki! Jako pasażer spoko, nie naprzykrzał się i nie uczestniczył w żadnych głupich aferkach. W ogóle chyba ani on mnie, ani ja go początkowo nie poznałam i też nie zapytałam czy on jest tą osobą, którą myślę, że jest. Jechałam odpocząć, a nie odświeżać znajomości. Ale jako zjawisko na lotnisku, na kontroli paszportowej, na przystanku autobusowym, w autokarze - po prostu cudak, ale taki budzący poczucie niepokoju. Mój chłopak go zobaczył czekając na bagaż, wskazał mi głową w bok na typa stojącego z dala od ludzi i boksującego powietrze. Nerwowo przeskakującego z nogi na nogę, na puszkach palców obskakującego własną walizkę, wyrzucającego przed siebie zaciśnięte pięści, rąbiącego nerwowe, szybkie uniki głową o zaczerwienionym, spoconym czole. I pociągającego nosem. Serio - ja mam ADHD i trudno mi wytrzymać w kolejkach, ale to co robił ten mężczyzna wskazywało na odmienny stan świadomości. Zresztą raz - o tej 4 nad ranem, w ciemnym autobusie wiozącym nas na lotnisko - widziałam jak wciągał "jakiś proszek". Nafuranie było ewidentne. Zastanawialiśmy się jak on w ogóle przeszedł kontrolę...
Ale nie ludzie byli najgorsi - chociaż mogliby być, gdyby nie coś bardziej dla mnie strasznego.
Mieliśmy turbulencje.
TAKIE turbulencje, że magazyn wyleciał mi z rąk, smartphone z zamkniętej torebki, a z kieszeni spodni chusteczki, drobne, pomadka nawilżająca i gumy do żucia.
Nie bałam się tak od czasu mojego pierwszego lotu w życiu, do Londynu, w burzy.
Świadomość tego, że nie ma wyjścia, że jak spadniemy to śmierć, że nie ma nic co mogłabym robić by zapewnić sobie względne bezpieczeństwo przyspieszała mi krew w żyłach, utrudniała oddychanie.
I to wyczekiwanie: czy już koniec? Czy już wylecieliśmy z obszaru powodującego turbulencje? Czy jest okay? Czy jesteśmy bezpieczni? Czy może powinnam CZEKAĆ w czujności na kolejne wstrząsy? Czy uda mi się myśleć o czymkolwiek innym? Mój organizm bez kitu walczył tam o życie. Każda sekunda trwałą wieki. Czujność wymaksowana. Nogi mi się trzęsły - być może dlatego, że odezwał się stary lęk i zarezonował z moim stanem chronicznego stresu i zmęczenia? Nie wiem. Ale uczucia były realne, bardzo. Hiperwentylowałam.
No. I myślałam, że lęk przed tym brakiem kontroli w samolocie, chyba bardziej lęk będący mieszanką świadomości własnej kruchości, zupełnego braku kontroli w tej sytuacji, zdania się na umiejętności pilota i zarazem uruchomienia awaryjnego trybu "wymyśl dziewczyno jakieś wyjście z tej sytuacji" był bliski (chyba) już wspomnianego ataku paniki. A agresja innych pasażerów wobec siebie też nie pomagała. Wielu z nich miało w dupie te turbulencje, latali z dziećmi i za dziećmi po korytarzu wstępując na "małpkę" do kumpli. Wielu innych - POMIMO zapalonych lampek o tym, że turbulencje i należy ZAPIĄĆ PASY i POZOSTAĆ NA SWOICH MIEJSCACH - ustawiło się w wieeeeelkiej i długiej kolejce do kibla. Więc miałam poczucie zagrożenia i strach ze względu na brak poczytalności współpasażerów, którzy zachowywali się nieadekwatnie do sytuacji.
Myślałam, że lęk przed spadnięciem samolotu zostawiłam lata temu za sobą... ale wróciło wszystko.
Myślałam, że podczas lotu powrotnego samej sobie udowodnię, że to TYLKO TURBULENCJE i nie ma się czego bać. Siedzieliśmy w innym miejscu samolotu (przy skrzydłach), tak jak 6 miesięcy temu podczas lotów do Toskanii i z powrotem (kiedy nie bałam się ani trochę! Gdy nawet nie myślałam o tym, że lot może być straszny, bo jednak jestem zamknięta w maszynie kilometry nad ziemią! Gdy zafascynowana nagrywałam wszystkie zmiany kąta padania światła w kabinie pasażerskiej...). Okazało się, że jednak NIE. To nie pomaga. Turbulencje były delikatniejsze, ale lęk i napięcie towarzyszyło mi całą podróż. Samolot podskakiwał, trząsł się. Straszne.
I w ten sposób postanowiłam, że NEVER AGAIN loty ukraińskimi liniami (Turcja w ramach pomocy Ukrainie zatrudnia ich flotę). NEVER!
Wracam do Węgierskich, Niemieckich i Irlandzkich przewoźników. Tam nie trzęsie z byle powodu... a przynajmniej mi było bezpieczniej u nich. Ech.
Wracałam trochę zmartwiona: bo lęk podczas tych lotów był obezwładniający, nieracjonalnie silny. Boję się i zarazem wkurzam się, że ZNOWU przede mną jest przekonywanie samej siebie, że to było być może wprawdzie przeżycie traumatyczne, ale nie tak nieodwracalnie niebezpieczne, żeby unikać latania zupełnie.
Już raz to przechodziłam. Teraz znowu muszę.
W dzień przylotu, po tym opóźnionym locie, a potem po turbulencjach, po LUDZIACH, czekała nas opóźniona podróż autokarem. A potem okazało się, że planowana na 45 min podróż będzie trwać jednak 2h. Siedzieliśmy na końcu autokaru - trzęsło. Znowu trzęsło. I nie wiem czy chodzi tylko o to, że wytrząsało mnie znowu tuż po tym, jak mój organizm wyszedł z trwania od kilku godzin w trybie WALCZ-O-ŻYCIE (tak się czułam podczas turbulencji) - jakby przedłużając bodźce powodujące stres; czy może chodzi o to wszystko plus o fakt, że dopiero co dochodzę do siebie po wstrząsie mózgu? I generalnie nie najlepszy pomysłem jest trząść moim ciałem? Ech. I włączyła mi się po tym wszystkim choroba lokomocyjna w autokarze... I wszedł taki ból głowy, że to chyba pełnoprawna migrena: przed oczami wybuchały plamy bieli, było mi niedobrze, kark bolał itp.
Ostatecznie do hotelu odstawiono nas nie w planowane "5 godzin zakładając z rezerwą na opóźnienia i odprawę", a w ponad 10 godzin (!!!). Mieliśmy być w hotelu najpóźniej o 15:30-16:30. Byliśmy o 21. Dokładnie na 10 minut przed zamknięciem bufetu allinclusive. I to z takim przebodźcowaniem i bólem głowy, że nie wiedziałam czy nie zwrócę wszystkiego co zjadłam. Od razu poszłam spać... Ech. No, ciężki był to lot. I mimo wszystko jako NAJSTRASZNIEJSZE wspominam turbulencje.
Nie wiem czy są jakieś metody oswajania lęku przed turbulencjami/tym, że samolot spadnie i umrę?
Nie wiem.
A bardzo mi zależy, by nad tym się pochylić, bo nie chcę okupować latania takim stresem.
Anyway, drugi, najlepszy i dający NAJWIĘKSZĄ ULGĘ plus po wylądowaniu (w sensie, że pierwszy to właśnie wylądowanie bezpiecznie na ziemi tureckiej xD) - okazało się, że NIKT spośród polskich współpasażerów lotu, nikt z towarzyszy tej 10-cio godzinnej podróży, nie wysiada z nami na check in w naszym hotelu. ULGA kosmiczna! Nawet jedynie rozbawiły mnie starsze panie, które gderały z oburzeniem, że "I to tyle? Tylko oni? Zatrzymaliśmy się tylko po to by wysiadły te dwie osoby!? To nie lepiej najpierw odwieść nas do naszego hotelu? Przecież nas jest więcej, a to tylko dwoje ludzi! W dodatku młodych! Mogli poczekać na swoją kolej, na koniec! Najpierw szacunek dla starszych!" xD HAHAHAHA! Sayonara, wredna małpo! Cudownie było wysiąść na świeże, ciepłe powietrze, złapać mojego partnera za rękę i w CISZY spotkać się z konsjerżem, który rozmawiał z nami spokojnym, kojącym i CICHYM głosem. Po prostu wtedy zaczął się prawdziwy urlop...
2 Hotel <3
OMG. Co za fantastyczne miejsce.
Po tej pierwszej kolacji, po podróży, wymęczeni, z bólem głowy wracaliśmy do naszego domku zachwycając się ciszą.
Ciszą.
Taką głuszą kojącą nerwy.
Mąconą odległym dźwiękiem szumiącego morza, szeleszczeniem liści.
Mrrrr...
To było jak kąpiel dla duszy.
Ale hotel! Hotel!
Był idealny! Idealny dla nas i naszych potrzeb na ten wyjazd!
Kameralny, mały, cichy i spokojny.
Wszystko tu było dyskretne, wygodne, bliskie i łatwe. I takie jak lubimy.
Co do wyglądu i vibe jaki to miejsce nam dawało od pierwszego wieczoru... miałam momentalnie skojarzenie z tą scena z "Narzeczonej dla kota" od Studia Ghibli:
Tumblr media
Hotel zaczynał się recepcją - z ciemnego drewna, z pięknymi meblami ogrodowymi na tarasie, z fotelami w stylu kolonialnym w środku (na fotelach kotki - ale o tym zaraz <3). A po recepcji wchodziło się w długą lejkę oświetloną lampkami, takimi sięgającymi pasa. Po obydwu stronach alejki pyszniła się zieleń ogrodu, rabatek, grządek, drzewek owocowych, palm i piennych winorośli. Ogród był tak bujny i gęsty, że nie widziało się tarasów domków przycupniętych po obydwu stronach alejki. Daleko-daleko ta zielona alejka zamykała się basenem (z brodzikiem dla dzieci), barem dla gości, a z baru wchodziło się do restauracji. Restauracja (przeszklona, słoneczka i minimalistyczna, łatwa to utrzymania) dzieliła się na część zadaszoną i na wielki, szeroki taras. Z tarasu można było zejść prosto na główny deptak miasta, przemierzyć go i wejść na prywatną hotelową plażę. Pierwszy raz mieszkałam w hotelu, w którym już podczas śniadania zaczynałam opalanie nad brzegiem morza, w którym od razu po śniadaniu, w mniej niż w 5 sekund czułam pod stopami mokry piasek i obmywające mnie fale. Takie szczęście! <3
Ale! Wrócę do skojarzenia z onirycznym światem z filmu Studia Ghibli! Bo gdy wracaliśmy po pierwszym posiłku przez tą zieloną alejkę, podziwiając co rusz kwiaty i rosnące owoce (takie-takie maleńkie cytrynki <3 pierwszy raz oglądałam tak wczesną wiosnę na tak odległym południu) na drogę oświetloną lampkami wychodziły nam kotki. Jak to koty - z leniwym majestatem i od niechcenia, ale jednak przecinały drogę to tu, to tam. Ich oczka błyskały z tarasów domków hotelowych, z pomiędzy gałęzi drzew, zza lamp przy alejce. I te kotki były tak różne! Taką rasową różnorodność "zwykłych dachowców osiedlowych" widziałam tylko w Holandii - by "bezpańskimi" dachowcami-kotami zostawały ewidentne Main Coony, Ragdolle lub kotki wykazujące cechy różnych ras. Coś fascynującego! Jakby ze snu. Położył mnie na łopatki kot "dachowiec" z umaszczeniem kota bengalskiego. Mniejszy niż bengal i łepek miał "pospolity", ale plamki bengala są nie do podrobienia. Zobaczyłam taki grzbiet jak na zdjęciu poniżej i mnie wmurowało:
Tumblr media
Moja przyjaciółka wysyłając nas do tego hotelu mówiła, że Turcy kochają kotki, ale nie wiedziałam, że aż tak bardzo. Żandarmi co wieczór rozsypywali karmę dla "bezpańskich kotków" <3, co kilkanaście metrów na deptaku były poidełka dla kotków i piesków, a zarówno w naszym wewnętrznym ogrodzie, a terenach ogrodów innych hoteli i nawet w parkach miejskich stały konstrukcje, które początkowo brałam za kurniki (?). Zastanawiałam się po co stawiać takie wielkie kurniki w eksponowanych miejscach np: przy fancy basenach czy wielkich łóżkach z baldachimami? A to nie były kurniki tylko kilkupiętrowe "hotele" dla miejskich, hotelowych generalnie "bezpańskich" kotków. Wow. Muszę poczytać więcej o polityce tureckiej względem zwierząt. Jestem ciekawa skąd to się wzięło i jak to zrobili, że dbanie o zwierzęta zdaje się tak ważną częścią kultury (być może tylko powierzchowne dbanie - dach nad głową i pełne brzuszki, ciekawe czy są szczepione i leczone, jeżeli leczenia wymagają, czy są sterylizowane?). Tutaj ma sen ta teoria spiskowa, że koty chcą opanować świat xD Mój chłopak mówił "lokalsi mają do kotów stosunek iście Starożytnie Egipski", bo takie mieliśmy wrażenie. Jakby obywatelami kraju względem ważności byli najpierw mężczyźni, potem długo nie ma nikogo, potem kobiety, potem kobiety, a potem być może mniejszości niebinarne lub identyfikujące się jeszcze inaczej. Naprawdę ciekawa rzecz z rodzaju różnic kulturowych... Muszę o tym więcej się dowiedzieć.
Ech.
Wracając do hotelu: te spotkania z futerkowymi mieszkańcami były w jakiś sposób magiczne. Dosłownie, jak z Kodamami z "Księżniczki Mononokę" - takie "dobre duchy hotelu".
Potem, z czasem, zaczęliśmy nadawać imiona kotką, a króla z recepcji to wpadałam osobiście odwiedzać budząc chyba ostatecznie sympatię konsierża. To też dodatkowy temat na anegdotę: "król recepcji" czyli prążkowany, rudy kocur Tommy (pracownicy hotelu o nim mówili "The king" xD) i pan konsierż odgrywali chyba przez cały sezon walkę. Takie trochę Tom&Jerry, trochę Flip&Flap. Jednocześnie próbują sobie robić na złość i się na siebie wkurzają, przeganiają się z miejsc i syczą na siebie, a zarazem w chwilach rezygnacji kończą na przytulanku, głaskanku, przynoszeniu sobie wzajemnie najlepszych kąsków i moszczeniu się na kolankach (serio, konsierż dla Tommy'ego nosił resztki kurczaka po kolacji - w jednorazowych kubeczkach - i uważam to za super cute, tym bardziej, że zaraz po jedzonku ganiał się z tym kotem, bo na fotelach nie wolno leżeć! Ani gościom na kolanka wchodzić! Ale też nie wolno być brudnym kotkiem, trzeba się wyczesać! Stój spokojnie na ladzie na recepcji, jak czeszę! Wtedy Tommy skakał od "poliżę cię czulę po policzku mój ulubiony niewolniku" do "przyjebię ci pazurem w tętnicę jak jeszcze raz na mnie krzykniesz, że nie mogę na fotelu!" xD - to była relacja jak z kreskówki).
Tommy już drugiego dnia sobie mnie wybrał na swoją głaskarkę. Najpierw się przylepił do mojego chłopaka, ale coś mu nie pasowało i ostatecznie władował mi się na kolana. A wiadomo, że jak kotek sam z siebie na kolanka siądzie to zaszczyt kopnął, trzeba głaskać, nie wolno wstawać, trzeba się zachwycać <3. No to się zachwycałam, a O. obfotografowywał śmiejąc się, że "zdradzam nasze psiecko z kotkiem!" xD, aż do hallu recepcji wszedł nieobecny dotąd Konsierż, zamarł w przestrachu, oczyma rozbieganymi sprawdził nasze reakcje i zrezygnowany sapnął z naganą "Tommy!". Kot podniósł główkę, zmrużonymi oczyma zmierzył Konsjerża, zniesmaczony odwrócił się do pracownika hotelu tyłem i nadal domagał się głasków ode mnie. Mruczał jak traktorek xD. No bezczelny i charakterny model! No bo rudy! xD Razem z moim partnerem wybuchliśmy śmiechem, tym głośniejszym na widok miny doprowadzonego niemal do rozpaczy konsjerża xD. Zapytałam go czy kotu tak nie wolno, na kolanka. Facet ewidentnie kalkulował czy i co nam może odpowiedzieć, dalej spetryfikowany niepewnością i strachem, aż w końcu przyznał, że faktycznie, nie wolno, ani być wewnątrz recepcji, ani tym bardziej zaczepić sam z siebie gości hotelowych. Nie wolno. Wyznałam, że mi to nie przeszkadza. A to chyba przełamało lody i od tej pory pan Konsjerż traktował mnie jak człowieka (zaraz opiszę, jak było na początku) - opowiadał anegdotki o Tommym, pokazywał nam filmiki na których uwieczniał niedorzecznie słodkie odpały kocura. xD I chyba się w ogóle polubiliśmy. Ja przynajmniej pana bardzo polubiłam - jak i innych pracowników hotelu - i od niego czułam też sympatię, traktowanie z szacunkiem i nieignorowanie tego co mówię, wiem, uważam. I bardzo to doceniam. Odzyskałam wtedy poczucie normalności, podmiotowości.
Konsjerż też mnie ignorował od początku, próbował mi patronizować, traktował mnie z góry, uspokajał. I to gdy byłam spokojna - przyszłam o coś zapytać, na luzie, radosna, a on na to "calm down, say it again. Slowly, then I'll explaint it to you. Do you understand? Do you feel calmer now? Can we start talking again?", a ja na to najpierw zdziwiona, bo przecież byłam spokojna, po prostu radosna, nawet szybko nie mówiłam. Z moim chłopakiem wymieniałam zdziwione spojrzenia, on też nie uważał, żebym była w tamtym momencie zdenerwowana czy nerwowa - potem o tym rozmawialiśmy. Wzrusz ramion, cóż, może powiedziałam coś z polskim akcentem? Albo zrobiłam kalkę językową? A może po prostu znowu kody kulturowe się starły, może kobiety tu nie mówią tak swobodnie jak mówiłam ja? A może to jednak to pan konsjerż się zdenerwował i mnie nie rozumiał, ale projektował na mnie swoje własne zdenerwowanie? Więc bez bólu dupy, z sympatią powtarzałam, że po 1 - jestem spokojna, po prostu tak mówię, 2 - pytałam o to i o to. A pan konsjerż wysłuchał, zastanowił się, odwrócił się do mojego chłopaka i mu udzielił odpowiedzi na moje pytanie. Potem to go dopytał czy dobrze zrozumiał, że interesuje nas wiedza na taki i owaki temat. Mnie ignorował, moje słowa do niego nie docierały, chyba, że mój partner (też w poczuciu niezręczności okropnej - jesteśmy partnerami w związku! Ta sytuacja jest dla nas obojga trudna!) mówił coś w stylu "As my girlflend said moment ago, bla bla bla" i wtedy okazywało się, że pan słyszał co mówiłam, ale i tak odpowiadał mojemu chłopakowi, jakby mnie tam nie było. No i to mnie już wkurzyło, bo to nie jest rodzaj sytuacji społecznej w której kiedykolwiek dotąd traciłam podmiotowość. Zadałam rzeczowe pytanie do osoby, która jest usługodawcą. To na moje nazwisko była cała rezerwacja hotelowa, z mojego konta opłacono pobyt, cały wyjazd. Ja byłam głównym płatnikiem, a i tak z moim facetem rozmawiali - i o ile normalnie dla mnie nie miałby znaczenia nawet kto jest główną osobą do kontaktu, kto jest płatnikiem o tyle w tej konkretnej sytuacji to podkreślam, bo o ile facet nas nie znał i nie wiedział jakie panują zasady w naszym związku, to jako wykonawca usługi powinien się chyba zwracać do osoby, która usługę wykupiła? Ech... No i doceniam teraz tym bardziej dziesięciolecia powolnego wyrywania praw dla kobiet przez feministki.
Niemniej - koty przełamywały obyczaje. :D
Inne koty, którym nadaliśmy imiona to Rigus Mortis (z łaciny: stężenie pośmiertne), po przez pierwsze dni urlopu widzieliśmy go wyciągniętego na rabatkach i zawsze znieruchomiałego zupełnie w różnych miejscach ogrodu. Potem okazało się, że żyje xD i że nawet potrafił truchtać! Była też Ślicznotka, była Nocna Furia, Ospa, Mr Twice, Predator itp.
Fajna zabawa z tymi kotkami.
No i chyba najważniejsza rzecz: głównymi gośćmi hotelu byli... Niemieccy emeryci. Cuuuuudowne. Zero ochlejusów, pijących na umór bo allinclusive "zobowiązuje". Cisza, sposkój. Jeżeli byli tam niemili starsi ludzie - nie rozumieliśmy co szprechają, żyliśmy w cudownej niewiedzy. <3 Trafił się jeden pan z Polski, kilkoro ludzi z Czech, trochę Rosjan i pewnie Niderlandczycy, ale też emeryci i pewnie mówiący po niemiecku. :D NIC w hotelu nie było opisane po polsku - komunikacja tylko w niemieckim, angielskim, holenderskim, rosyjskim i czeskim. Piękny reset od bodźców, piękna podróż, piękne oderwanie od codziennego świata. Meeeeega odpoczynek.
Dziękowaliśmy za wybór tego hotelu mojej przyjaciółce wielokrotnie!
I miało to też swoje efekty uboczne.
Nawet będąc nie raz w Niemczech nie słyszałam na raz tyle języka niemieckiego w użyciu co teraz, będąc w Turcji. To język będący tu podstawą komunikacji i pewnie jedną z podstaw napędzających gospodarkę. Znam historię Niemiec, chodziłam z dziećmi tureckiego pochodzenia do przedszkola w Niemczech. Wiem jak jest w kwestii Tureckiej mniejszości na terenie Niemiec. Dłuższy temat.
Niemniej to bardzo ciekawe z punktu widzenia językowego i etnologii.
Ale o tym też muszę poczytać.
xD
A teraz lecę odebrać mojego pieska! Tak się stęskniłam! <3
11 notes · View notes
singularitatems · 2 months
Note
Cześć bardzo spodobał mi się twój wiersz, opowiesz coś o sobie więcej ? Kim jesteś ?
Zycze miłego dnia
Cześć:)
Bardzo dziękuję, miło mi. Nie wiem dokładniej co mogłabym powiedzieć o sobie, ale postaram się pokrótce coś napisać. Zatem, piszę różne myśli, wiersze czy teksty (korzystny wstęp) od końca 2017 roku. Jestem dość delikatną i wrażliwą osobą, która wiele analizuje i myśli. Dlatego też często mam różne spostrzeżenia na świat oraz interpretacje. Stąd tak zróżnicowane teksty, o ile można byłoby tak to ująć. Wydaje mi się, że jestem w pewnym sensie artystką, która dalej szuka własnej drogi. Artystką, która jest zamiłowana w sztuce, chociaż nie widać tego prywatnie na pierwszy rzut oka. Uwielbiam widzieć, ale nie patrzeć.
Mam nadzieję, że tyle starczy. Nie chciałabym ujawniać jakoś bardzo prywatnych informacji.
Dziękuję i życzę również miłego dnia:)
8 notes · View notes
borntodie523 · 3 months
Text
Sory ze pisze o tym tyle postów, to już nudne ale nic nie poradze na to ze o tym myśle i to analizuje i muszę gdzieś napisacxd
Myślałam sobie czy nadal go kocham po tym miesiącu. I na to ciężko mi znaleźć odpowiedz. Ale chyba coś powoli znika bo jeszcze 3 tygodnie temu bez wahania przyznawalam się w głowie ze tak a teraz jednak muszę się nad tym głębiej zastanawiac. To doprowadziło mnie do myslenia czy za nim tesknie. I zauważyłam mój problem. Już nawet nie chodzi tylko o związki ale ogolnie. Pamietam ze od zawsze miałam taką potrzebę posiadania ulubionej osoby. Chciałam oczywiście tez być czyjaś ulubiona osoba ale jednak większą potrzebą było u mnie to żeby mieć swoją ulubioną osobę. Nieraz w wieku 10 lat zastanawiałam się która przyjaciółka jest moją ulubioną. I nie mogłam przestać o tym myśleć dopóki tego sobie nie ustaliłam w głowie. Wtedy skupiałam na tej osobie całą swoją uwagę i uzależniłam swój humor i życie od niej ale to tez mi sprawiało jakiegoś rodzaju satysfakcję no bo przecież miałam ulubiona osobę. Czułam trochę tak jakbym bez tego w ogóle nie miała osobowości. Później jakoś tak oddaliłam się od wszystkich, całe wakacje w samotnosci, przyszło rozpoczęcie roku szkolnego i pamietam ze najbardziej w tamtym momencie bolało mnie to ze nikogo nie mam. Mam nawet wpisy w pamiętniku z tego okresu gdzie pisałam ze każdy kogoś ma a ja nie mam nikogo. I to mnie chyba najbardziej bolało, ze nie mam swojej ulubionej osoby. Gdy taka osoba jakoś pojawiała się w moim życiu znowu uzależniłam swoje życie od niej ale wtedy czułam tylko euforię no bo wychodziłam w końcu z tego smutnego stanu, w którym byłam wcześniej nie mając nikogo. Później jakoś wyszło ze znowu zostałam sama, szybko wpadłam w panikę i odrazu znalazłam kogoś na kim mogłam skupić uwagę, czułam potrzebę żeby znaleźć jak najwiecej ludzi. Nie było źle bo miałam kogoś wokół siebie ale i tak było słabo bo wciąż nie miałam tej swojej osoby. Później taka się pojawiła i przez jakiś czas znowu było okej. Sprawiało mi to dużo satysfakcji ze mogę poświęcać się dla tej osoby i skupiać na niej cała swoją uwagę. Z czasem oddaliliśmy się od siebie i wtedy nastał najgorszy okres mojego życia. Później zeszłam się z moim byłym i znowu na pierwszy rzut oka było okej ale wtedy to już w ogóle uzależniłam swoje życie od drugiej osoby. Nieraz płakałam przez najmniejsze głupoty ale myślałam ze warto bo w końcu go mam. Tydzień po rozstaniu gdy patrzyłam na innych popłakałam się. Ale to nie dlatego ze tęskniłam za nim jako osobą a dlatego ze każdy miał swoją osobę a ja zostałam sama. Pamietam ze w głowie powtarzało mi się to ze nie mam swojej ulubionej osoby. Ze nie mam o kogo się troszczyć. Tak jakbym bez kogoś innego straciła wartosc. I chyba to mnie cały czas tak męczy. Nie tesknie za nim, nie pozwolę mu wrócić, nie chce żeby wrócił ale tesknie za posiadaniem swojej ulubionej osoby, tesknie za pokazywaniem komuś jak mi zależy. I cieszę się ze w końcu to zauważyłam bo teraz mogę nad tym pracować, być na to wyczulona i przerwać ten schemat i mam nadzieje ze mi się uda
11 notes · View notes
1ntrus1v3thoughts · 4 months
Text
vent?
traktuje to konto jak swoj pamietnik, a jako ze nie mam sie tym z kim podzielic i dusze to w sobie to napisze to tutaj.
szczerze mowiac, mam dosc bycia "ta przecietna". nigdy najgorsza, ale tez nie najlepsza. jestem po prostu zwykla, niczym sie nie wyrozniam. w niczym nie jestem jakas bardzo dobra, tylko czasem cos mi wyjdzie, ale nigdy nie przekracza to tej granicy "przecietnosci". nie jestem dla nikogo najwazniejsza, jestem pewna ze nikt nie uwaza mnie za swoja ulubiona osobe, nie mam rzeczy, w ktorej bylabym naprawde dobra, tak samo nie mam wielu przyjaciol, oceny rowniez mam takie "normalne". nikt nie wie, jak bardzo wyniszczona w srodku jestem. glodze sie, tne sie, mam mysli samobojcze, podejrzewam u siebie kilka chorob psychicznych i robie niemal wszystko, by jak najbardziej sobie zaszkodzic. czasem mysle, ze w ogole sobie to wszystko wymyslam i wcale nie jestem chora, po prostu mi sie nudzi. juz sama nie wiem co jest prawdziwe, a co nie. ostatnio mam prawie ciagle zly humor, a teraz weszlam w kolejny zwiazek (jesli mozna to w ogole tak nazwac, to wszystko jest dosc skomplikowane) i boje sie, ze bedzie tak jak zawsze. ze moja dziewczyna dowie sie o mnie wiecej, zrozumie, jak bardzo spierdolona i toksyczna jestem i ze mnie zostawi. w taki sposob zrobilaby przynajmniej cos dobrego dla siebie, bo znajomosc ze mna przynosi same niedogodnosci. jestem zazdrosna, wszystko za bardzo analizuje, dramatyzuje, potrzebuje atencji bardzo czesto ale wstydze sie o nia prosic, dodatkowo jestem zakompleksiona, a nawet nie wiem czy to wszystko jest prawdziwe i czy nie wykreowalam sobie tego sama by miec "ciekawsze" zycie. jednym slowem jestem zjebana. naprawde chcialabym sie ktoregos dnia zabic, ale wiem, ze nie moge ze wzgledu na moja rodzine. niewazne, jak bardzo nie znosze swojej matki, nie moglabym jej tego zrobic. nie boje sie smierci, ale jest wiele czynnikow, ktore powstryzmuja mnie przed zrobieniem sobie czegos powazniejszego niz pociecie skory na udach. czuje, ze marnuje swoje nastoletnie lata na siedzenie w domu i chodzenie zdolowana bez przerwy, ale nie potrafie inaczej. mysle, ze celowo dokladam sobie problemow, bo znalazlam w smutku pewien komfort. to naprawde dziwne i zdaje sobie sprawe, jak to brzmi, ale lubie byc smutna. przywyklam juz do tego, ze zawsze predzej czy pozniej zostaje sama, martwie sie, ze z ta dziewczyna bedzie identycznie. juz wiele razy mialam takie sytuacje, a jak dowie sie o moim ed i sh to na pewno mnie kurwa zostawi XD nie chce jej o tym mowic bo bedzie sie tylko niepotrzebnie martwic albo urwie kontakt, a ja nie chce ani tego ani tego. nie chce pomocy, chce po prostu byc wysluchana
9 notes · View notes
twojatragedia · 14 days
Text
SUFIT
Leżę wpatrując się w sufit, analizuje każdy jego szczegół.
Jak wygląda jego kolor, strukturę a nawet jakbym smakował.
Wpatrując się w niego tracę poczucie czasu nie wiem czy minęło kilak minut a może znowu przeleżała cała noc bez ruchu wpatrujac się w niego.
Czekam
-na co czekasz? (Kto to powiedział) pomyślam jednocześnie nerwowo oderwałam wzrok.
Znowu mi odbija super powiedziałam z lekko podenerwowanym tonem.
Nikogo tu nie ma. Wróciłam to wpatrywania się.
Zawsze jak patrzę na sufit mam taką cichą nadzieję w tyle głowy, że na mnie spadnie. Czekam na to.
Czekam na ten moment jak sufit zawali mi się na głowę i w końcu zaznam spokoju.
-Twoja Tragedia
11 notes · View notes
black-angel-heart · 5 months
Text
Ból głowy rozsadza mi czaszkę... Za dużo myślę, za dużo analizuje, za dużo wyobrażam...
7 notes · View notes
mikoo00 · 7 months
Text
Tw sxh (nic sobie nie zrobilem jak coś)
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Przed wczoraj psychicznie nie wyrabiałem nerwy mi puszczały a doliwy do ognia dolał jeden typ w pracy i myśleniem o tej sytuacji rozjebałem sobie nastrój na cały dzień
A mianowicie Przywitaliśmy się Ja poszedłem po klucz do magazynu on stał w chłodni Spytał się jak zawsze jak tam u mnie ja odpowiedziałem, że nie za dobrze Bylem już wykończony wycieczkami On odpowiedział że u niego też źle Wszystko spoko
Tyle, że nie bo na dowód tego jak chujowo z nim jest Pokazał mi swoje świeże rany po sh
Jakby trigger w chuj bo ja sam próbuje pierwszy raz od kilku lat nie robić tego zwłaszcza o tej porze roku
Nigdy nie rozumiałem po co ludzie tak pokazują co sobie robią czy to wrzucają zdj
Miałem w wieku 16 lat sytuację gdzie moja przyjaciółka na dowód tego ze czuje się źle i ja jej nie rozumiem (mimo że sam zmagalem się z obsesyjnymi myślami o s... I się sh) odrazu mi się to przypomnialo
Wkurwiony i przerażony tylko krzyknąłem,, kurwa jeszcze ty będziesz mnie wkurwiac" miałem wyrzuty sumienia że tak jak ostatnio dość obojętnie zareagowałem jak mi pokazywał swoje rany
Zapisałem sobje w swoim dzienniczku uczuć cała tą sytuację Szczerze odpowiada mi ta forma bo mogę sobie usystematyzowac swoje emocje z czego wynikają i z jakich myśli To mi pomogło W sumie zauważyłem że sam podkręcam swoje emocje bo w różnych sytuacjach ciężkich przypominam sobie traumatyczne zdarzenia że swojej przeszłości jak wtedy zareagowałem co powinienem był zrobić teraz i miele sytuacje Analizuje dogłębnie jak się da Zamiast po prostu się zatrzymać i zaakceptować to że już się stało i nie mam wpływu
Wczoraj już się nie odzywaliśmy do siebie Wolałbym się od niego odciąć bo i tak ma mnie w dupie tak naprawdę
14 notes · View notes
trudnadusza14 · 6 months
Text
15.12.2023
Ja normalnie nie wierzę że tak szybko zasnęłam
Jak byłam w łazience w związku z toaletą przed snem to tak przysypiałam
I poszłam do łóżka i automatycznie zasnełam
Miałam sen ze popełniłam samobójstwo
Ten sen mnie nie uspokoił tylko miałam silniejszą chęć to zrobić
Aczkolwiek co wstawałam to na nowo kładłam się spać
Ostatecznie o 13 wstałam
Coś oglądałam poczytałam
A przed 16 wybrałam się na zajęcia
Było wyjątkowo mało osób
Bo tylko 2 + ja
Koleżanki grały w szachy a mi się zachciało porysować
Głowiłam się jak namalować jedna rzecz
Coś tam powoli wychodzi
Ale szczerze powiem że nawet dla mnie ten rysunek jest nieco przerażający
Dlatego jak pani chciała zobaczyć to ja się cholernie bałam pokazać
Aczkolwiek wiem że muszę to namalować bo to głębia mnie
Coś jakbym szkicowała własny umysł
W sumie taki za jakiś czas mam plan
Naszkicować a później na ogromnym płótnie namalować
I to nie będzie ze tylko pozytywne rzeczy jak na takim jednym tylko też widoczne traumy,ból. Wraz z widoczną radością,pasją
Też będą na tym uczucia nijakie
Wiem że w ten sposób czasem wołam o pomoc ale coś mi się zdaje że tej terapeutce pokaże to we wtorek
Na razie mam pewną koncepcję i zamierzam to na dużym formacie też naszkicować. Bo na mniejszym mi się nie zmieści to wszystko
Dziwne. Nie wchodziło mi do głowy pewna szczególna kwestia a spróbowałam narysować to co widzę jak się czuje to zaczyna mi się rozjaśniać umysł
Kiedyś nawet mi się śniło że byłam psychologiem czy psychoterapeutą i zawsze jak kończyłam z pacjentem współpracę to malowałam dla niego obraz jak myślę że wygląda jego umysł na podstawie tego co o nim wiem
Ludzie a jeśli to prorok ? Xd
Przecież chyba byłabym do tego zdolna skoro umiem tak umiejętnie takie znaczące obrazy malować
Typu np jeden o chorobie dwubiegunowej,drugi o poczuciu bycia odmiennym
Ogólnie więcej rysunków z tego co pamiętam
Ale niedługo będzie więcej takich obrazów tego typu. Tymbardziej skoro kiedyś były tylko rysunki o takiej tematyce to teraz obrazy
Ktoś mi nawet dziś powiedział że ja na podstawie tego co słyszę to widzę to jakby obrazowo co się w tej głowie dzieje i tak analizuje że jak czasem coś mądrego palnelam to wszystkich zatykało xd
A później ogólnie graliśmy w grę "Dooble" i oglądaliśmy śmieszne filmiki. Popytalam się później pani jak to jest z następnym tygodniem z zajęciami no i ok
Dowiedziałam się też że ta terapeutka z którą się kłóciłam o dziwo w tym tygodniu musiała być cały tydzień w innej pracy. No podejrzane 🤣😆
Wracam potem do domu i oglądałam swój ulubiony serial a później miałam film "Obecność"
I Kiara oglądała ze mną horror i zdarzyło się coś że była straszna scena a Kiara jak to zobaczyła to krzyknęła z charakterystycznym kocim grzbietem i spieprzyła z pokoju 🤣
Nie ma to jak kot bojący się horrorów
Mnie ten horror nie ruszał aczkolwiek uwielbiam horrory
Po horrorze miałam swój serial szpital a teraz wiem że muszę jeszcze coś odrobić
Ale o dziwo mam straszną niechęć i przemęczenie jak myślę o szkole
Nie wiem czemu
Może potrzebuje teraz bardzo dużo snu.
Wyśpię się jak wrócę
Albo to też sprawka tych myśli samobójczych co mnie dobijają
Coś mi się jednak zdaje że wytrwam tam do 11 i wrócę do domu i prześpię dużo dużo czasu
Także do tyle.
Do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
7 notes · View notes