Tumgik
#babeczka
enfinizatics · 7 months
Text
uuuu ale jestem na zajebistym wykładzie, etnologwistyka is bussing, jak jeszcze wezme swoj medikinet na następnych zajeciach to juz w ogole bedzie hyperfocus
2 notes · View notes
appalachy · 1 year
Text
Tumblr media
How i sleep after coming back from my 12 hrs shift at work after just standing there not being able to hold a simple convo and not talking to anybody anyway nc no one there likes me 😍
2 notes · View notes
luxlius · 2 months
Text
na uś można... można brać IOS jeśli zajęcia kolidują z pracą... o boże... o kurwa O KURWA MAĆ
1 note · View note
vinidra · 2 months
Text
youtube
0 notes
pozartaa · 22 days
Text
03.09.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 551. Limit +/- 2100 kcal.
Wybrane posiłki:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Nie liczę kalori1 od: 57 dni
Hej wczoraj na kartach było fajnie ale była jedna drama. Kolega - Mistrz Gry miał załamanie nerwowe. Można pominąć ten akapit jeśli kogoś nie interesuje Magicowa drama↓
W naszej mini grupce mamy takiego chlopaczka - już o nim wspominałam, który ma 17 lat ale jest nad wiek dojrzały mentalnie (nazwijmy go Baby Face, bo twarz na jak 10-latek) a przy okazji jest bardzo inteligentny i trochę taki klown... Ale gra w MTG od 11 roku życia - co daje mi 6 lat przewagi nad nami. No... i zawsze nas równo rozjeżdża. Dla mnie to nie jest akurat problem. To tak jakby się złościć na ładną osobę, że jest ładna bo wygrała w genetycznej loterii.
Zdjęcie poglądowe
Tumblr media
W pewnym momencie kolega Mistrz Gry pierdolnął w stoł i rzucił kartami krzycząc, że ma tego dość : " Kur***, wydaje na te karty w CH***, składam decki, czytam i inwestuje ten czas i ciągle dostaje w pizdę!" Ja się na prawdę przerazilam, bo to był prawdziwy rage...
(Chciałam powiedzieć, że mata za 400 zł nie zrobi z niego lepszego gracza...ale się powstrzymałam ) Kurde, mimo wszystkoja go rozumiem - bo sama nie raz się podłamałamałam do łez.
Przecież też ciągle przegrywam ale dostać w pizde od dobrych graczy to nigdy nie jest wstyd... Tym bardziej, że Baby Face nie jest "sapaczem" i nie ma z tego jakiejś strasznej frajdy - po prostu jest od nas lepszy.
Później Baby Face mnie odprowadził do domu i sobie trochę pogadaliśmy. Wiecie, ja się cieszę, że przez tą karciane poznałam tylu fajnych ludzi.
Powiedział mi, że za jakiś czas będę wymiatać bo jest postęp i mam "ciekawe pomysly", a o moim S., że gdyby grał więcej to zawsze byłby w czołówce (No to akurat wiem, bo mój "małż" ma łeb stworzony do takich gier)
***
A dziś nadal wolne. Ale tradycyjnie przygotowywałam sobie posiłki na dwa dni. Zrobiłam też mały spacerek przy okazji załatwiłam pare sprawunków. Mam wrażenie, że bez S. w domu mam jakby więcej czasu... "Małż" zadowolony z pracy (Firma serwisująca sklepy Kaufland).
Wysyła mi zdjęcia obiadów, które gotuje jeden z ich kolegów dla wszystkich - mejn gott - porcje jak dla górnika 😆
Tumblr media Tumblr media
Ale mój "małż" jest z tych co jedzą w stylu "raz a dobrze". Ja mam styl jedzenia "mało i często".
Strasznie smali mam nadzieję, że to ostatnie podrygi lata 😝. Dziś idę też grać ale na 18:00 do sklepiku czyli competitive. Koleżanka ( jedyna babeczka poza mną, która gra - bardzo fajna) też postanowiła złożyć deck na jaszczurkach... No gra lepiej ode mnie, więc będę mogła zobaczyć jak mi dopierdziela "moim własnym pomysłem"... Trochę mnie to zmartwiło.... Ale Baby Face powiedział - miej wyjebane - to mam (na tyle na ile mogę).
Dziś więc post znowu wcześniej. A jutro - ponieważ będę w robocie i nic ciekawego się pewnie nie będzie działo - napiszę o czymś na co pomysł podsuną mi wczorajszy post @anjinho-sem-pes0 .
Dobrej nocy wam życzę!
24 notes · View notes
tr3445sf · 1 month
Text
🥨26.08
zjedzone — 637kcal
spalone — 1138kcal
bilans — -501kcal
taniec 1h 7min - 274kcal
kroki 20 102 + kroki które zrobiłam na treningu ale ich tu nie licze - z fitness 374kcal, z krokomierza 754kcal, więc taka średnia wychodzi 564kcal
trening biegowy - ok. 300kcal (nie wiem ile dokładnie bo nie noszę na treningu żadnego zegarka, ale wydaje mi się że i tak zaniżam spalone kalorie)
dzisiaj o 16 zjadłam naleśniki szpinakowe z twarożkiem + u cioci zjadłam jedną babeczkę czekoladową, nie wiem ile miała kcal ale na internecie pisze, że 179 więc tak wliczam.
zadania z mojego "wyzwania" wszystkie wykonane, jadę dzisiaj na noc do cioci więc rano raczej nie będę miała możliwośći na trening więc po prostu jak wrócę do domu to poćwiczę sobie 2/3h.
tutaj wstawiam makro naleśników
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
teraz wiem, że ta babeczka była tak w chuj nie potrzebna ale już czasu nie cofne żałuje.
30 notes · View notes
fvckthatwitch · 2 months
Text
Przychodzę z przepisem dla osóbek które nie umieją przeżyć bez słodyczy 🎀
Do babeczek czekoladowych potrzebujecie:
- 30g mąki
- białka z 2 jajek
- 2 łyżeczki kakao ciemnego
- 25g cukru (lub słodzika)
- szczypta proszku do pieczenia
Zacznijcie od ubicia białek z cukrem, musi powstać sztywna piana. Następnie wsypcie resztę składników i wymieszajcie delikatnie łyźką. Na końcu przełóżcie masę do 6 foremek i pieczcie w 180°C przez 20 minut.
Cały przepis ma 290 kcal, więc jedna babeczka ma 48 kcal. Pamiętajcie, żeby się nimi nie objadać jak świnki! 🐷🎀
19 notes · View notes
luvanacatt · 4 months
Text
Hii butterfly’s
Ogl to jednak się nie poddaje z pójściem do plastyka bo moja nauczycielka od rysunku mnie namówiła bo ponoć pokazała tam kilka moich prac o coś tam wygrałam idk co(pewnie jakąś książkę hdhdhd) ale dobra i właśnie będę za noedlugo robić sobie małą sesję zd xd(aparatem z tel :”) bo będę rysować siebie i ogl będę rysować golutkie ciałka bo babeczka od rysunku mówi mi że bardzo dobrze mi to idzie.
I teraz pytanko do was czy chcielibyście może małego b0dych3cka ze zd które zrobię???
24 notes · View notes
lekkotakworld · 6 months
Text
Szykuje się mega wyjazdowy czas!
Ale od początku. W piątek po zajęciach wracam do domu i jedziemy do Grudziądza. Lubię to miasto. Wrócimy w sobotę. Później kilka dni w domu i jadę w góry z ludźmi z tej samej pracowni badawczej. Oczywiście jedzie też babeczka co prowadzi tą pracownię, tylko my jedziemy na własną rękę. No i ja robię za kierowcę. Będzie ciekawie. Ale będzie też fajnie. Jedziemy tam na 4 dni. Później powrót chyba do domu, bo muszę auto odstawić i znów pociągiem już do Poznania. Jestem podekscytowana.
Dzisiejszy dzień jest dość dziwny. Byłam dwie godziny na uczelni. Byłam też w galerii, musiałam wejść do Hebe. A teraz siedzę przed kompem i robię prezentacje na jutro. Odbudowa zniszczonego miasta po wojnie. Nic więcej nie mówię haha
Jutro S. ma urodziny, myślałam, żeby coś jej kupić, ale dziś już tego nie zrobiłam, może namyśle się i rano podskocze jeszcze do galerii. Myślę o jakiejś bransoletce. Ja dostałam od niej naszyjnik i kurcze głupio mi nic jej nie dać. Tym bardziej, że to ostatnie miesiące i później się rozjedziemy.
A szukając czegoś na Pintereście natrafiłam na te zdjęcia i kusi mnie, żeby sobie coś takiego zrobić przy swoich conversach, co myślicie? 😂
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
To tyle przemyśleń ja dziś, wracam do prezentacji.
Dobrego wieczoru 🫶
27 notes · View notes
fluttershycloud · 1 year
Text
Czy moja matka może zrozumieć, że dzielenie się, a raczej wpychanie komuś połówki różnego jedzenia, bo inaczej rzuciła by się na odłożoną połówkę nie jest dobrym sposobem na odchudzanie? Nie liczy kalorii tylko stosuję tą głupią zasadę i jeszcze nie je po 18. Nie miałabym do tego nic - jej problem, że nie chudnie, ale dziś chciała dać pół małej babeczki które upiekła moja siostra psu XD No spoko, ale one są z czekoladą. Mówiłam jej, że ma tego nie robić. Nie dość, że to szkodliwe dla psów to tylko go tuczy, już jest otyły i szybko sie męczy. To wrzuciła mu do miski jak nie patrzyłam. Kurde ta babeczka była małokaloryczna, moja siostra użyła ksylitolu, a nie cukru, a tamta nie zniesie zjedzenia całej, była tak na jeden gryz. No nie wytrzymam
69 notes · View notes
jazumst · 6 months
Text
Jazu ratunkowy
Żeby Was... Praca w niedzielę jest nieprzewidywalna. Posłuchajcie:
Zaczęło się standardowo. Pierwszy bum po świeży chlebek którego nigdy nie było i nie będzie na otwarcie. No i piwo na chorobę wspomnienia dnia poprzedniego. Później był luz. Zacząłem robić zamówienie. - Do 13 zeszło szybko. O 13 przyszła Ola. Korzystając z dobrodziejstwa osoby dodatkowej, pojechałem na inny sklep po rolki do terminala, bo dziś już by nie mieli. Tak SWS, kurwa, o nas dba. Nie ważne. - Akurat jak wróciłem jebiący fajkami, przyjechał SWS z żoną. Że otwymał zamówienie na chemię (w tym rolki) potwierdził. Dlaczego nie przyjechały przednio udawał że nie słyszy pytania.
I teraz wpis właściwy. Przyszła babeczka po chleb i pasztet XD Kupiła poszła. Nic nadzwyczajnego. Układam karmy dla kotów i widzę jak zdenerwowana coś gestykuluje i krzyczy w telefon. Potem myślałem, że coś do mnie. Idę więc do niej i widzę jak odchodzi od samochodu. Na wycieraczce leży pasztet z chlebem XD Mówię jej, żeby tak tego nie zostawiała, bo jej zajebią a ona odpowiada wkurwiona, że nie może samochodu otworzyć, a w środku jest jej piesek, który się denerwuje jak jest sam. Czy był zdenerwowany, nie wiem. Nigdy nie miałem psa. Stał na tylnych łapach i merdał do niej ogonem. Manualnie faktycznie nie otwiera. Kluczyk stary model, taki jak mój. Chujowo się go otwiera. Idę z nim do sklepu. Otworzyłem. Kurwa, akurat nie mam baterii 32. Już nawet w swej głupocie i naiwności miałem wsadzić swoją, ale weszła babka panikując o psie. W swej niewyparzonej gębie powiedziałem - Spokojnie, zaraz otworzymy pimpka. - Niestety to nie był pimpek, za co mi się dostało. Ach, pierdoleni psiarze. Kij w dupie twardy jak psi stolec na chodniku po zimie. Jakoś tak wyszło, że wysłałem ją 50m dalej do Żabola. Teleportowała się chyba jebana, bo po mniej niż minucie wpadła z baterią. Otworzyłem. - Wycałowała niePimpka, wyściskała mnie. Pojechała. - Po godzinie dzwoni Balbina. Wie, że nie chcę z nią gadać, ale dzwoniła do niej znajoma, że jej znajoma dopiero ochłonęła i zrozumiała co się stało. Szuka do mnie kontaktu i czy może jej dać do mnie numer. ZABRONIŁEM! Powiedziałem, że naprawdę nic się nie stało, sama przecież ogarnęła baterię. Ja tylko zmieniłem. Jest git, cieszę się, że jej i niePimpkowi nic nie jest. Balbina cośtam nagadała jaka ta pani jest mi wdzięczna, że odwdzięczyć itd. LOL O.O
Koniec.
23 notes · View notes
blazenek · 7 months
Text
pierdolca dostane, musze isc jutro do zasranej zajebanej apteki bo mi sie leki koncza (doslownie została mi 1 tabletka)
ale ja pierdole farmaceuci tam sa tak kurwa wredni ze XDD nieironicznie biorę ze sobą obstawę (koleżankę), jak znowu na mnie babeczka sie wydrze że za wolno kod recepty czytam, albo zacznie komentować moje lekarstwa to wybuchnę na milion kawałków. to nie jest kurwa normalne ze odwlekam pojscie tam do ostatniego mozliwego momentu, bo ci ludzie to az takie skurwysyny. nastepna recepte bede wykupywac gdzie indziej, chuj wam w dupe najbliższa apteko, nalezy wam sie te 1.7 gwiazdek na googlu zwyrole
20 notes · View notes
fly-underwater · 6 days
Text
19.09
Waga:
Tumblr media
🤡
Tutaj przydałby się ten stary trend z TikToka "can we skip to the good part".
Zapowiada się kolejne podsumowanie miesiąca z małą różnicą kg...
Bilans:
Tumblr media
Odkąd jem omlety na śniadanie te bilanse mają takie ładne makro 🤌
Byłam na ryneczku po warzywka na obiad i przetwory.
Na obiad wleciała fasolka szparagowa (mniam 🤤) i zupka pomidorowa z samych pomidorów (totalna polecajka, jeśli do tej pory jedliście pomidorową na rosole to nie wiecie co tracicie).
Byłam też w sklepie żeby naszykować lodówkę na jutrzejsze wyrywanie ósemki 🥲 Kupiłam skyr waniliowy z Piątnicy (wiem, wiem, ostatnio na niego narzekałam) ale ma 450g! Gdzie jest takie duże opakowanie z Fruvity ja się pytam?
Pewnie po jutrzejszym jedzeniu waga spadnie, a potem znowu zobaczę blisko 57 kg ...
Wysłałam też paczkę do Finlandii. Matko tyle papierkowej roboty to jeszcze nie miałam nigdy. Nawet babeczka, która kupiła była zdziwiona, że w Polsce to tak biurokratycznie działa.
7 notes · View notes
pozartaa · 4 months
Text
29.05.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 454. Limit +/- 2100 kcal.
Wybrane posiłki:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Hej dziś wolne.
Wiecie ja myślałam, że nic mnie nie triggeruje. Jakby na ogół wszystkie "spo" mam gdzieś i nie ruszają mnie.
Ale mi się przewinął filmik taki z tiktoka (nie mam tiktoka, ale teraz te filmiki są wszędzie) - Babeczka robi bc i jest podpisane 177cm/50 kg. Nooo była taka jak makaron - bardzo cienka - wyglądała jak modelka z wybiegu.
Ale ja też mam 177 cm i przy mojej najniższej w@dze 52 kg wyglądałam jak gówno. Jakaś byłam krzywa, zielono-fioletowa, zmęczona, zgarbiona, obwisła... Ale striggerowałam się mimo wszystko. "Ja nie mogę? Pewnie, że mogę!" dojebał mi z głębi ED-dupy dawno nie słyszany głos.
Tragedia! Ogarnij się kobieto!
Oczywiście się ogarniam. O to się nie martwcie.
Trochę mi się taka kwestia przypomniała - jak często jesteśmy zawiedzeni tym co widzimy w lustrze nawet jak się komuś uda dojść do tego swojego strasznego ugw, to nigdy nie jest dobrze.
Myślisz sobie, że kolejne stracone kilogramy coś pomogą. Mówisz sobie, że to pewnie dlatego że jeszcze jesteś za gruba. Ale z ręką na sercu nikt kto już schvdł do jakiegoś ekstremum nie widzi w lustrze 200- kilowego grubasa. Nie tak działa dysmorfia.
Ty wiesz, że jesteś chuda jak złamana, sucha tyczka - ale i tak to nie to, co chciałaś zobaczyć - więc pewnie nadal jesteś za gruba... Błędne koło. 🙁
No i taki 3D-vent mi trochę wyszedł. Nie chciałam zasmucać ani pouczać. Po prostu takie są fakty. Niestety nic nowego pod słońcem jeśli chodzi o zaburz3nia odżyw1ania...
I widzicie jak jest. Można mieć to niby za sobą, niby słuchać tej swojej racjonalnej strony... A i tak to ED potrafi wystawić paskudny ryj ze swego bagna.
***
A tak poza tym nic ciekawego. Umówiliśmy się w parku z "małżem" żeby zajść do sklepiku po kocie żarcie i żebym ja mogła zostawić kartkę z prośba o receptę u ginekologa. (Wszystko w okolicy parku) Złapał nas deszcz. Ja schowałam się w sklepiku, a S. stał pod jakaś wiatą. Musieliśmy przeczekać - ja tu on tam.
"Małż" ma teraz długi weekend, a ja do pracy w piątek. W piątek też mamy kolejną sesję AD&D. Teraz jak nasz Mistrz Gry będzie ze mną pracował to pewnie niewiele mu czasu starczy na te nasze sesję. I dobrze i źle 🥲 Ale dziś wolne. Powiedziałam troszkę nad kursem grafiki wektorowej. Nic nie robiłam tylko sobie parę rzeczy przećwiczyłam. Jutro ostatni DBLK w maju i nowy kalendarz na czerwiec wkrótce. Chyba zrobimy 10 Dni Bez Liczenia Kalor1i. Jestem gotowa!
Hej a na koniec Cynamon. Nie dość że głupio śpi, to teraz jeszcze zaczął głupio siedzieć. Dzban, nie kot! 😹
Tumblr media Tumblr media
Dobrej nocy wam życzę.
40 notes · View notes
indira2004 · 3 months
Text
16.06.2024 niedziela
1. Klątwa pralnicza trwa: ciemne pranie musiałam zrobić drugi raz, bo mi jakieś białe plamy zostały.
2. Po aqua jedna babeczka namówiła mnie na jacuzzi. Wszystko byłoby spoko, gdyby nie to, że instruktor pływania w tymże jacuzzi zostawił nastoletniego chłopca z bardzo wyraźną dysfunkcją rozwojową, który w tej mikrej wannie w obecności trzech dorosłych kobiet, a jednocześnie bez formalnego nadzoru uparcie nurkował.
Niekomfortowo.
3. W swój weekend muszę wkomponować drzemkę, żebym nie była zaskoczona, kiedy mgnienie oka trwa dwie godziny.
4. Wytężonej pracy jeszcze 3 tygodnie, ale z dziećmi już tylko jeden.
11 notes · View notes
myslodsiewniav · 5 months
Text
29-04-2024
Dzień dobry, pamiętniczku. Uczcijmy minutą ciszy mój raz-do-roku-manikjur. Ciiii~~~~~~sza. Wczoraj bezwiednie, tworząc projekt, odgryzłam całą emalię z paznokci (z jednego całkiem, z kilku częściowo). Ech. Ale na wakacjach miałam piękne pazy i czułam się jak dorosła, zadbana kobieta. xD
Dziś źle spałam - chyba jednak, cóż, jestem chora. Zanim dostanę leki na ten pęcherz mam czekać na wyniki posiewu - w lepszym scenariuszu będą dziś wieczorem, w gorszym jutro wieczorem. Ech. Jadę na lekach przeciwbólowych, clotrimazolum i akceptacji zbyt częstych wizyt w WC (a przez to słabego snu).
Wczoraj byłam tak przebodźcowana, że nie uszyłam tego projektu. Ech. Wpadałam z jednej króliczej nory w drugą, rozkojarzenie maksymalne, ale o tym zaraz.
Wczoraj na zajęciach, przez te 8h, mieliśmy zarazem pierwsze i przedostatnie spotkanie z prowadzącą jeden z przedmiotów. MEGA babeczka. Imponuje widzą, imponuje doświadczeniem, budzi zaufanie tym, że w życiu od 20 lat zarabia na tym czego nas naucza (kolejna nauczycielka, która zaczyna znajomość z grupą od "drodzy państwo, jestem wciąż szkolącym się praktykiem." i to tak bardzo czuć, tak bardzo różnią się te zajęcia praktyków od pracowników stricte akademickich, ech, bardzo mnie to cieszy, bo czuję vibe w jakim ona na co dzień pracuje, jaki sama znam z pracy czy z rozmów z pracującymi znajomymi). Imponuje również sposobem przekazywania wiedzy i takim brakiem nadęcia: totalnie bez problemu odzyskuje naszą pełną uwagę, gdy ma coś ważnego do powiedzenia, ale też z przyjemnością pozwala nam na burze mózgów do której się włącza z humorem, podrzucając pomysły, zadając trudne pytania czy pozwalając na dygresje. I z tych dygresji też potrafi wyciągnąć wnioski i włączyć je jako przykłady do prezentowanego tematu. Mi imponuje jeszcze jedną rzeczą: to był nasz pierwszy 8h blok ćwiczeniowy i zarazem przedostatni (za miesiąc kolejne 8h), bo zbierając zgody na indywidualny tryb nauczania itp dowiedziałam się, że ta Pani poza byciem znakomitą profesjonalistką w swojej dziedzinie i mamą (jej dwa główne zawody, szacun, że tak fajnie o tym mówi <3) jest również nomadką. Od stycznia do teraz jej bazą była południowa Azja (dlatego miałam problem, by się z nią złapać :P). OMG marzę o takim żyćku i podziwiam osoby, którym się udaje tak żyć. Jednak fakt, że pani NIC nam o tym nie powiedziała prezentując się też dał mi ogląd na jej profesjonalizm w temacie. Świetna babeczka.
Jednak mimo wszystko intensywna dawka wiedzy, praca kreatywna, przez 8h, z trzema przerwami dała się we znaki. Byłam bardzo zmęczona. Ale - co fajne - znowu uparłam się, żeby wynieść z tych zajęć jak najwięcej się da, czynnie uczestniczyłam w burzy mózgów i to znowu się opłaciło. Po zajęciach pani prowadząca powiedziała, że tym kilku aktywnie uczestniczącym w zajęciach osobą daje 5. Dostałam 5! I jeszcze przegadałam z nią kwestię zaliczenia przedmiotu - nie muszę zaliczać sama, mogę skorzystać z tego co wypracowałyśmy na zajęciach w grupach maksymalnie 3 osobowych. Rzecz w tym, aby to później merytorycznie zaprezentować - jeżeli będę mogła to będę prezentować, a jeżeli nie będzie mnie to biorę na siebie graficzne sklejanie prezentacji. I na razie to tyle, ale na pewno wrócę do tematu tego przedmiotu, bo widzę go bardzo "moim", czuję to, to Project Management, ale też dotykamy bardzo nowego, dopiero od 2 lat akademicko nauczanego, badanego i wyodrębniającego się zagadnienia Employer branding.
Ciekawi mnie to. Zobaczymy jak to zagadnienie (i badania nad nim, kierunek w jakim pójdzie eksploracja tematu) będzie stało za 2 lata, ale póki co przykleiłam sobie do notatnika jarzeniowo-żółtą karteczkę w miejscu tych zajęć. Na kartce napisałam "Pomysł na pracę dyplomową: EB + AI" - zobaczymy, brzmi spoko, wymaga skonsultowania i sprawdzenia czy za te 2 lata temat nie umrze, a mi zajaranie nie zwietrzeje.
To zaskakujące jak inaczej jest studiować mając te 30 lat na karku i wiedząc co się lubi, gdzie są mocne strony itp. Wszędzie widzę dla siebie szanse, albo dość szybko rezygnuje z tematów, które wiem, że mnie nie jarają. Gdybym miała taką samoświadomość i wiedzę, doświadczenie mając 19 lat... Kurde, tyle nerwów bym zaoszczędziła!
ANYWAY - na ćwiczeniach pracowałyśmy w grupie nad Case Study. Mogła to być firma (mała, duża, średnia; istniejąca, upadła albo taka, którą chcemy założyć; o zasięgu międzynarodowym lub krajowym itp), organizacja pozarządowa (NIC o mechanizmach takich organizacji nie wiem, więc nawet nie wiedziałabym od czego zacząć, jak szukać plusów i minusów - ten temat wymagałaby researchu w tym obszarze od absolutnych podstawowych definicji i konstrukcji) albo inne przedsięwzięcie... i tu mi wskoczył pomysł, zapytałam na forum "A czy może to być event?" - za pytanie dostałam pochwalę i propozycję by ze swoim projektem iść w tę stronę, bo takich projektów jeszcze nie było na tej uczelni na zaliczenie tego przedmiotu (i oczywiście temat podłapało kilka osób z grupy, więc mamy kilka grup, każda opowiada o evencie).
Ech. Potem był etap eliminacji tematu, który chcemy omawiać (ja miałam dwa pomysły na eventy, potem doszedł trzeci, ale wolałabym, abyśmy zadecydowali demokratycznie w grupie i zrobiły burzę mózgów). Trochę to trwało. W końcu doszłyśmy do zgody, omawiamy jeden, coroczny festiwal i jego problem. Podzieliłyśmy się pracą, ale co godzinę zajęciową okazywało się, że prowadząca wprowadza nowe zagadnienie, nowy aspekt względem którego oczekuje, że poddamy analizie naszą wybraną firmę/organizację/event. I znowu trzeba było dzielić się pracą i szukać.
Ech. Szukanie było spoko. Rozmowy o projekcie były spoko, tylko ten szum, głośność i wiele rozmów przy wielu stolikach doprowadził mnie do bólu głowy. No i do tego nasza grupowe koło wzajemnej adoracji "cool kids" z ostatniej ławki (bo ze mną studiują bardzo młodzi ludzie, a niektórzy z nich nie ogarniają, że studia to nie liceum i próbują przemycić szkolne standardy np: siadanie w ostatniej ławce by się kitrać przed facetkom i gadać wtedy, gdy facetka "nie zauważy" czyli wtedy, kiedy sama zaczyna coś mówić - to cholernie przeszkadza, takie buczenie z pogłosem, a na pytania "drodzy państwo, coś chcieliście dodać? Przeszkadzacie mi w prowadzeniu zajęć, a nie wiem czy czekacie, aż oddam wam głos czy po prostu chcecie wyjść, omówić coś prywatnego? Czy robimy przerwę?" - oni też tego nie kminią, nie widzą w tym partnerskiej, uczciwej propozycji, a jedynie reprymendę. Zachowują się jak przyłapani szkolniacy, prostują się w krzesłach, ręce chowają pod blatem stołu i wypalają "my nic nie mamy dodania, nic się takiego nie dzieje", ech i za raz buczą dalej, gówniarzerskie to strasznie).
Ech. U "cool kids" co zjazd od jakiegoś czasu dzieje się coś, co łatwo wyczuć, bo napięcie furkocze pod sufitem. Jest to czytelnie nie tylko dla mnie, ale już słyszałam o tym od innych osób. Więc chyba tak, jak mi się wydawało, oglądamy coś bardzo młodzieńczego, co dla kogoś może mieć finał piękny, a dla kogoś innego tragiczny. Otóż dwie laski rywalizują o względy jednego chłopaka - tego, który podczas pierwszego zjazdu spontanicznie usiadł ze mną w ławce (przede wszystkim jest BARDZO przystojny, a tamtego dnia dał się poznać jako bardzo miły, pomocny, czarujący, chociaż też bez skrępowania arogancki i pyszny - miałam flashbacki do swojego pierwszego dnia studiów architektury, gdy NAGLE wybrał mnie z tłumu najpiękniejszy chłopak na roku, siedział ze mną, z nikim innym nie rozmawiał poza mną, a budził zainteresowanie absolutnie wszystkich... no i skończyło się to bardzo skomplikowaną i ostatecznie niezbyt miłą relacją, która jednak miała na moje życie olbrzymi wypływ). Pomyślałam wtedy, że luz, podobny schemat, ale inni ludzie, inny czas, nowe rozdanie, nie ma co się nastawiać źle. Ale jeszcze tego samego dnia, po 10h zajęć, podczas ostatniego bloku ćwiczeniowego, chłopak potem mi nieco podpadł (stereotypowe myślenie o ambicjach i rolach płci w społeczeństwie min. kobieta nie powinna zarabiać, ani marnować czasu na naukę, ani w ogóle nie powinna robić nic co "niemoralne", lepiej, aby dbała o dom, porządek, gotowanie i wychowanie dzieci - OŁ NOŁ, weszłam z nim w polemikę na forum grupy, bo to były jego wnioski na temat wspólnie oglądanego na zajęciach filmu. Zupełnie inne wnioski wyciągnęłam z prezentowanego na ekranie życia bohaterki, która najpierw pracowała ponad siły w domu publicznym, która została pobita i wyrzucona z pracy za zajście w ciążę z klientem, a która znalazła dla siebie i dziecka bezpieczne miejsce do życia, pracę, wsparcie; która zarabiała codziennie na utrzymanie siebie i dziecka swoim talentem, która miała frajdę z wykonywanej pracy, która była wspierana przez patchworkową rodzinę i która dawała innym członkom tej rodziny wsparcie min. podczas jednej sceny rozlewając zupę do misek - a podczas wielu innych scen widzieliśmy ją podczas tańca, który dawał jej frajdę) i który - zaskoczenie - ostatecznie chyba będzie moim współpracownikiem (Chyba o tym pisałam, 2 tygodnie temu wstępnie weszłam z nim w negocjacje względem biznesu, który planuję rozkręcić, bo okazał się być bardzo kompetentny w obszarze, którego ja nie czuję; Oddzwonił do mnie, uprzejmie odpowiedział na masę pytań, tak zawodowo i pracowo zdaje się być bardzo dobrym współpracownikiem - nie wiem w sumie jakie jest jego stanowisko wobec mnie i czy o tym co ze mną omówił w ogóle powiedział swojej grupce przyjaciół? Wcześniej nad tym nie rozmyślałam, nie wiem jak jest, teraz o tym pomyślałam... ale w sumie jeżeli te dziewczyny wiedzą o naszych ustaleniach, to może to poniekąd tłumaczyć ich zachowanie wobec mnie. Takie trochę wrogie? Takie z rezerwą? A może po prostu tu już jest ta przepaść wieku odczuwalna i zwyczajnie mnie nie lubią, tak charakterologicznie? Nie wiem. Trudne to mimo wszystko jest dostawać ostracyzmem w grupie, ech, a od nich to czuję...).
No więc są dwie dziewczyny i ten chłopak. Chłopak piękny i kompetentny. Do tego markowo i modnie ubrany zawsze. Każda z dziewczyn ma inny styl ubioru, inny typ sylwetki (skrajnie różne), inny vibe i inne kompetencje. Jedna jest na tych studiach, bo w sumie nie wie co chce studiować i czy chce studiować. Skończyła szkołę średnią i poszła jak resztą rówieśników na studia do dużego miasta. Dla niej ważniejsze niż wiedza jest możliwość spotkania rówieśników (wiem, bo o tym mówiła na zajęciach). Druga dziewczyna jest troszkę starsza (i bardzo lubi o tym przypominać), to jej drugie studia, bardzo ambitna i bardzo wygadana. Dobrze zarabia, pracuje na odpowiedzialnym stanowisku w korpo. WIE po co przyszła na te studia.
Miałam okazję współpracować w poprzednik semestrze z każdą z nich. Pierwszej trzeba było wyjaśniać jak pracować, streszczać jeszcze raz clue tematu zajęć, wyjaśniać o czym dotąd były zajęcia, dokładnie wyjaśniać czego się od niej oczekuje, a z drugą robota szła jak burza. Migiem. Porozumiewałyśmy się hasłami, celnie realizując zagadnienia. Naprawdę czułam, że ona akurat zarządza sobą i ludźmi w grupie świetnie. Do tego zupełnie nie ma tremy przed wystąpieniami publicznymi, błyskotliwie myśli, pytania wykładowców traktuje jak zaproszenie do dyskusji, nie traktuje ich jak nagan (jak ta pierwsza - ta pierwsza to taki przestraszony króliczek, który nie rozumie co robi, po co to robi, czego ktoś od niej chce. Też się z nią utożsamiam, bo pamiętam jak taka byłam podczas pierwszego roku studiów ever). Proponowałam nawet, żeby została starościną, bo moim zdaniem ma wszystkie kompetencje ku temu, ale... ech. Ona nie chce. I nadal xD nie mamy starosty/starościny, hahaha, anarchiczna grupa na uczelni.
O ile przez pierwszy semestr jeszcze ludki wybadywały grunt i ludzi, każdy był niepewny i bardziej zajmował się swoim interesem, o tyle teraz już wjechał aspekt akceptacji w grupie, przez to ta błyskotliwa dziewczyna jakby... straciła błyskotliwość. Dostosowała się do tej pierwszej. Przedtem na głos dyskutowała (min. ze mną) pomysły, dawała hipotezy, wysuwała bardzo celne wnioski. A teraz dostosowała się do cichego szeptania z "cool kids" podczas ćwiczeń w ostatnich ławkach. Teraz nie wyciąga już wniosków, tylko prostuje się gwałtownie na krześle z dłońmi na udach i daje durne wymówki jak wykładowca zwróci uwagę, że gada.
Trochę to przykre...?
Trochę szkoda?
Bo to trochę tłamszenie własnego potencjału...
Bo kolejna sprawa - właśnie ten chłopak. ZAWSZE te dwie dziewczyny siedzą po jego dwóch stronach i trajkoczą szeptem. Do niego. xD Go nigdy nie słyszę, ale one napieprzają na zmianę jak najęte, a ten ich szept jest coraz bardziej wysoki i nerwowy. Zabawne (i wkurzające też) jest to, że on ledwo co mówi. A wywołany do odpowiedzi jest tak cholernie kulturalny, grzeczny, czarujący i grający na zwłokę (ale dzięki temu zawsze wyratowuje się z sytuacji), że od kilku zjazdów, kiedy tylko gość się odzywa zauważyłam, że inne osoby, spoza grupy "cool kids" przewracają oczami. xD Serio, on otwiera budzie mówiąc jak bardzo powoli i bardzo grzeczne, bardzo okrągło, bardzo wręcz książkowo, jak jakiś Pan Darcy z czasów regencji "Rozumiem, że chce pani, abym zreferował w podpunktach zagadnienie XXX? Jak najbardziej mogę to zrobić. Zacznę, jeżeli pani pozwoli, od aspektu, który najbardziej przykuł moją uwagę i który wymaga głębszego zastanowienia według mnie..." - a połowa sali wywraca oczami, albo ledwie powstrzymuje uśmiech. Wydaje mi się, że to nie jest mimo wszystko szydera, że to bardziej taki próg zwalniający tej naszej dyskusji. Coś takiego, że wszyscy wiedzą, że coś jest INACZEJ. Robi się nagle poważniej, przesadnie grzecznie i wolniej, a napięcie rośnie, bo chodziło przecież o kilka haseł, jedno zdanie, a dostajemy ich w nadmiarze. Niemniej, biorąc pod uwagę moją ostatnią rozmowę telefoniczną z nim (merytoryczną i naprawdę w porządku) mam teraz wobec niego o wiele więcej ciepłych uczuć - może jest po prostu na spectrum Aspergera? Bo to jak on mówi to na 100% nie jest fałsz, ani trolling. To jego styl wypowiedzi. Potrafi szybciej i mniej "w stylu okresu regencji", ale tak naprawdę trudno mieć do kogoś pretensje, że używa poprawnej polszczyzny i mówi pełnymi zdaniami.
Jestem na chłopaka bardziej otwarta teraz - okaże się jak ta znajomość się potoczy.
Anyway - wydaje się, że chłopak jest bardziej zainteresowany tą "błyskotliwą", można powiedzieć, że wczoraj widzieliśmy, że obydwoje są zainteresowani tą relacją. Chichranie, spojrzenia itp. Ale czuć przez to jeszcze mocniej napięcie i wzmarza się buczenie ze strony ten pierwszej dziewczyny i zaangażowanie w imbienie całego grona "cool kids".
[Jak zaproponowałam tą błyskotliwą na stanowisko Starościny, ona od razu wyznała, że mogłaby być zastępcą, że lepiej, aby Starostą został ten "przystojny" chłopak... i być może koleś ma kompetencje, nie wiem niestety, nie miałam okazji z nim współpracować, po prostu nie wykazał się do tej pory ani inicjatywą, ani działaniem w obszarze kontaktu z wykładowcami czy dziekanatem. On sam nie odpowiedział nic na tę wysuniętą kandydaturę, potem na niego głosowała cała grupka "cool kids" i tyle...]
To taka grupka, co patrzy na resztę z wyższością, daje znać, że dużo fajnych rzeczy wspólnie robi po zajęciach i wokół której skupia się reszta trochę biernie obserwując ich animusz. Ech. Czuć taką szkolność.
Ja zostaję więc outcasterem, mam swoje sympatyczne koleżanki. On też nie czują się zaimponowane opowieściami kto i ile wypił czego, a jedna - ta moja ulubiona gotka <3 - sama z siebie zauważyła, że kurcze, nie rozumie dlaczego ta "bystra" dziewczyna z nimi trzyma, że przecież taka fajna była, takie ma doświadczenie, tak była odważna (gotka ją za tą odwagę i szybkie, merytoryczne riposty podziwiała - sama jest posrana z tremy jak ma się odezwać) a teraz jakby cofnęła się w rozwoju, jakby stłamsiła swoje najlepsze cechy.
No. Jak wczoraj opowiedziałam mojemu chłopakowi, że na zajęciach było głośno, ale ciekawie, to tylko się uśmiechnął "Niech zgadnę, fan club tego chłopaka?". xD No, chyba jednak narzekałam na ich buczenie podczas zjazdów częściej niż myślałam.
Poza tym... Wracając.
Nie mieliśmy z kim zostawić pieska na weekend. Też dłuższa historia - miała być u moich rodziców do dziś. Ale moja siostra potrzebowała opieki nad swoim pieskiem, bo robili test górski: zabrali swojego 8-mio miesięcznego synka na pierwszą wyprawę w góry by sprawdzić czy w ogóle planowanie wyjść/tęsknienie za górami w najbliższym czasie ma sens. Bardzo za tym tęsknili obydwoje (od jakiegoś czasu to ich wielka pasja). Oczywiście marzyli o tym, żeby zabierać misia na szlak, ale wiadomo, nic na siłe, rzeczywistość zweryfikuje czy to możliwe. Bo dotąd młody sypiał i im dawał spać tylko w domu. Kiedy wyjeżdżali do dziadków (ze strony Szwagra) noce były nieprzespane dla całej trójki. A dziecko w ciągu dnia było bardziej nerwowe, wymagało więcej uwagi, co budziło więcej stresu i tak dalej. Więc po co sobie i młodemu fundować stres? Ech. Dlatego chcieli sprawdzić jak im wyjdzie... I dla tego zakładali najgorszy scenariusz: młody ryczy, wierci się, trzeba się zmieniać w noszeniu go, oni zmęczeni w opór i do tego piesek ciągnie i wymaga uwagi. Dlatego potrzebowali oddać pieska moim rodzicom pod opiekę. A moi rodzice sami z dwoma psami na spacerku to zły pomysł, nie mówiąc o tym, że pieski mogą zacząć walczyć o dominację itp. Ech... Postanowili, że jadą w góry, opłacili hotel, wszystko zaplanowali, rodziców poinformowali, że jadą i że ich piesek zostaje u bapsi i psiadka na weekend... Nie mówiąc tego nam - myśleli, że wrócimy z wakacji i weźmiemy psa, bo oni ciągle jakoś nie przyswajają, że nasze studia zaoczne to najczęściej 12h i 12h w dwa jedyne wolne dni, często na uczelni stacjonarnie (w tym semestrze). Że nasza sunia po prostu nie ma z kim wtedy wyjść na spacer i z tęsknoty może zacząć szczekać, co może odpalić znowu sąsiada z dołu... i zgotować nam więcej problemów do zmartwień, stresu i zburzenia poczucia bezpieczeństwa.
Eh... No ale kminię. Rozumiem, że oni też potrzebują tego wypadu w naturę - inaczej zwariują, dla nich góry to paliwo do żyćka, rozumiem to. Dlatego w piątek jechałam po psa do rodziców (a nie jak planowałam przed wyjazdem na urlop - odebrać ją dziś, w poniedziałek, po zjazdowym weekendzie, po pracy). Tęskniłam za małą - to fakt, wykochałam ją bardzo, cudowna kruszynka <3 (w ogóle zobaczenie jej po tylu tygodniach i takie trzeźwe spojrzenie na tego malucha było ciekawe: jest większa niż mi się wydaje być, a jej futerko jest znacznie bardziej mięciutkie niż można zkładać - wydaje się mieć bardziej szorstką sierść, a wciąż jest puszysta i aksamitnie gładka), fanie było się spotkać z rodzicami, ale wróciłam też zmęczona...
Nie udało się nam załatwić opieki żadnego chętnego psio-wujka czy psioci na weekend, więc nasza sunia cały weekend była z nami na uczelni. xD To wymagało zaskakująco sporo Tetrisa. Było trudno, ale daliśmy radę. Niestety to też było stresujące dla pieska... A to najgorsze, mam nadzieję, że takie sytuacje awaryjne nie wypadną już. Fajnie, że dało się jednak wszystko rozwiązać kompromisem i że władze uczelni nie miały z tym problemu.
ALE co fajniejsze: siostra cały weekend relacjonowała mi ich wypad w Karkonosze - młody czuł się wspaniale, miał warunki jak pączuś w maśle. Pogoda dopisała. Dzieciak całą drogę na szczyt przespał wtulony w tatusia (xD kwiczałam xD siostra też - co za sytuacja, najcięższa część podróży przespana), a w drodze na dół sobie słodko, dziecięco gadał. Po prostu coś tam "ga-ga-ga-ga!" z różną intonacją patrząc to na tatę, to na mamę i się chichrając, marszcząc, oburzając, zachwycając i w ogóle przeżywając. Nie wiadomo co przeżywał, może to, że jest wytrzęsiony, może, że fajne widoki, albo inne powietrze. Wszystkich nas cieszył jego gawędziarski entuzjazm (siostra przesyłała mi filmiki: Szwagier pyta "Co jeszcze powiesz mamie?", a młody patrzy w obiektyw telefonu siostry i "gagagaga-GA!" xD no urocze to, trudno się nie uśmiechnąć, tym bardziej, że zachęcany "no co ty, na prawdę?" robił miny i gaworzył jakieś pełne oburzenia potwierdzenie xD). Wiadomo było, że wygadany był, chętny do interakcji i zupełnie niezainteresowany płakaniem ze zmęczenia czy stresu. Nockę też przespał. Pierwszy szczyt i pieczątka ze schroniska zaliczona. Można skrzata zabierać w górki! Sis i Szwagier w niebo wzięci ze szczęścia, głowy wywietrzone, tęsknoty częściowo zaspokojone.
Jedyna wykończona osoba z ich rodzinki po tym weekendzie to Szwagier, który nie chciał się zamieniać z żoną nosidełkiem, tym bardziej podczas tej drogi na szczyt, gdy młody spał wtulony w tatusia. No i tatuś opłacił to kolejnego dnia poczuciem zmordowania i bólem (pleców, barków, bioder, nóg - wszystkiego). Więc wrócili trochę wcześniej niż planowali, aby tatuś mógł się położyć wcześniej we własnym łóżku.
No, ale wracając, bo ja to piszę po to, by napisać to co pisać będę dopiero teraz! O matko, jak dużo się dzieje, a doba jest zbyt krótka!
Zadeklarowałam, że zrobię opracowanie graficzne case study - tej pracy na zaliczenie tych zajęć wczorajszych. Część mamy już odwalone na ćwiczeniach i chciałam to prędziutko spisać, póki jestem na świeżo, póki pamiętam cały poczyniony research. No i przepadłam. Serio - przepadłam. Im głębiej w temat tym więcej niuansów. No i tej event, który opracowujemy, jego strona tegoroczna... miałam tylko pozapisywać informację, ale przepadłam czytając program...
Będzie 1 - koncert ulubionego zespołu mojego chłopaka (z Polski), 2 - będzie spotkanie autorskie z ulubionym pisarzem mojego chłopaka (takim ever-ulubionym, takim, którego czyta, kupuje wszystko co wyszło spod ręki tego typa - a wyszły rzeczy w różnych dziedzinach i kategoriach; taki typ, którego twórczość mój chłopak wspiera na patronite i który czasem pisze z nim, albo pisze ze mną xD o moim partnerze - SERIO, zaskakująco zabawny, fajny i nienapuszony typ, chociaż ma powody by unosić się dumą, ale tego wybiera nie robić), 3 - zajęcia prowadzone przez typów robiących rzeczy, które mój chłopak studiuje, które dają u frajdę i których się uczy.
No i gdzie ja znajdę inną imprezę, która ma JEDNOCZEŚNIE te wszystkie trzy rzeczy, które jarają mojego faceta? No gdzie? Koncert, warsztaty i spotkanie autorskie? Ech. Skończyłam na planowaniu budżetu by kupić bilety xD - ALE tego dnia mamy weekend zjazdowy, stacjonarnie, więc nic z tego, nie wyjdzie.
I co? I nic wczoraj nie zrobiłam, nie przygotowałam prezentacji i zarazem jestem do tyłu o wykonanie pracy z zajęć z których się urwałam.
Ech...
Jak wydłużyć dobę?
JEstem taka zmęczona...
9 notes · View notes