Tumgik
#dobre myśli
mojemysliplacza · 2 years
Text
,,Masz wielkie serce, dlatego dostaje wiele ciosów."
Moje myśli płaczą
430 notes · View notes
nieujawniona-istota · 1 month
Text
Proces uczenia się wymaga niebywałej cierpliwości. Nierzadko zdarza się tak, że coś zaczyna nam już pięknie wychodzić, a kolejnym razem czujemy, jakbyśmy dopiero zaczynali.
12 notes · View notes
1nd3p3nd3nt · 4 months
Text
Wiem, że ma ciężki okres i się życiowo zaciął ale to przyjaciel po kres i nie pozwole na to.
- Ziomek wiem, że jest ciężko. Wiem, że Cię życie łamie też przechodziłem przez to i to nie jest rozwiązanie!
Spróbuj jeszcze raz poukładać to w głowie, a ja obiecuje że będę przy Tobie!
2 notes · View notes
8hotoke8 · 1 year
Text
METAL
Długie lata walczyłam o siebie. Wyciągałam z pleców nóż po nożu, zszywałam rane po ranie. W końcu blizn i sączących ran było zanadto. Byłam bliska końca. Nie potrafiłam usunąć w kąt serca. Wciąż kochało i krwawiło. Miłość stała się zimna i bolesna. Motyle zamieniły się w ostre kolce. Nagle zaczęłam palić bolesne mosty by już nigdy do nich nie wrócić. Zamazywałam ślady bym sama po ich zapachu nie wracała tam gdzie doznałam krzywdy. Spojrzałam w lustro. Palcami gładziłam każdą z blizn. Umysł prowadził mnie przez wąskie korytarze. Nagle usłyszałam trzask i pojęłam, że serce zalewa złość, nienawiść i żal. Ogarnął mnie motywujący, ciepły mrok. Wtedy pojęłam, że została mi już tylko jedna droga. Skrupulatnie siedziałam nocami przy zapalonej lampce składając coś wielkiego i przełomowego. Tak tworzyłam siebie na nowo. Stalowa zbroja była nie wystarczająca, pora wymienić części na metalowe. W końcu zaczęłam błyszczeć, ale wciąż jedna część była niezmienna, serce. Długi czas spędziłam nad jego stworzeniem. Często przekładałam projekt, bo jeszcze to stare, poranione serce próbowało namówić silny i dominujący w tamtym momencie umysł, że to nie jest właściwa droga. W końcu skończyłam projekt. Bez wahania zamontowałam martwe, zimne, metaliczne serce, które tylko z początku było dobre. Do dnia dzisiejszego bije we mnie metaliczny lód i czuję tego konsekwencje. Dlaczego? Bo to co wydawało mi się nie istnieć przyszło do mnie w najmniej oczekiwanym momencie. To co było powodem, że stałam się maszyną.
~Hotoke 13.01.2023
8 notes · View notes
slowacki06 · 11 months
Text
Nigdy nie byłeś niedoceniony, poprostu pominięty dlaczego?
Ludzie boją się silnych ludzi i możesz mi nie wierzyć w porządku zrozumiem to ale właśnie taki jesteś silny i wspaniały zaufaj mi mimo że się nie znany
2 notes · View notes
nudeornaked · 3 months
Text
Mam dużo przemyśleń związanych z obchodzeniem świąt o przeróżnym charakterze, kilka przemieszanych skojarzeń związanych z okolicą 14.02, a na dodatek przekonałam się, że bez jakichkolwiek predatowanych okazji ciężko się nastawiać na coś, na co warto czekać, ale w tym roku jeden konkretny marketing prawie mnie przekabacił:
"Weź swojego ulubionego człowieka do XYZ! Mamy dla Was w promce UVW!"
Co oznacza, że gdybym lubiła szejki, to nawet bym może poszła...
0 notes
Photo
Tumblr media
Dobre myśli w dbaniu o siebie.
1 note · View note
q44444xia · 6 months
Text
Part 1 serii pt.
Co robić by nie rzucić sie na jedzenie jak ostatnia świnia
W tej serii przedstawie moje metody na ominięcie napadu, rzeczy które robię żeby nie sięgnąć niepotrzebnie po jedzenie i ogolnie takie pierdołki. Moze przydadzą się poczatkujacym lub nawet "Zaawansowanym"
Jak ominąć napad/jak pożegnać chęć na jedzenie
°Przede wszystkim NAPOJE, może to być nawet 1 litr wody, byle by napełnić żołądek czymś płynnym niskokalorycznym. Bardzo lubię wodę z cytryną i z kostkami lodu i herbatki. Herbata może być zwykła, z cytryną, zielona, zielona jakas tam smakowa itp. Ogólnie do takich gorących napoji dodaje słodzik w "tabletkach", jedna taka mała tableteczka ma 0,02kcal, więc 3 dziennie praktycznie nic nie zmienią. Polecam wam też z całego serca napoje zero czy to cola czy jakiś energetyk, ważne ze jest i mozemy poczuć slodkie w ustach
°Kolejny mój sposób to poprostu odwracanie uwagi od jedzenia co prawda może być to trudne zwłaszcza gdy jesteśmy osobą która ciągle o tym myśli, o zjedzonych kaloriach i co by się zjadlo i tym podobne. Osobiście by odwrócić uwagę to oglądam jakiś serial, uczę się, gram lub poprostu przeglądam sociale.
°Ćwiczenia - bardzo dobry sposób by odechciało się jedzenia. Najlepiej zrobić bardzo intensywny trening a potem uwalić się na łóżko z wycięczenia. Ani nie będzie ci się potem chciało wstać i iść do kuchni, ani nie będziesz miał ochoty przez to ze twój brzuch bedzie miał takie mini zakwasiki po treningu. Również dobre cwiczenia mogą cie zmotywować do np. fasta, bo przecież się tyle na męczyłaś to po co to puść.
°Przelewanie swoich myśli na kartkę ; możesz założyć sobie pamiętnik/zeszycik i pisać wszystko co aktualnie czujesz. Masz ochotę na kinder bueno? Napisz jak bardzo nie chcesz przytyc, jak to jedzenie zniszczy ci twój postęp, obrzydź sobie ten słodycz, napisz motywacyjne cytaty i obraź samą siebie w pamiętniku ze jesteś grubą ulaną pyzą
° To dużo osobą pomaga. A mianowicie Meanspo, sweetspo, thinspo, fatspo, czasem wystarczy wyświetlić 200 kilogramowe cialo dziewczyny i wyobrazić sobie że to będziesz ty jak dalej bedziesz wpierdalać
°Spanie, tak, poprostu idz spac. Prześpij się z tym
°Ostatnia moja rada na to jak sobie radzić z jedzeniem to poprostu zobaczenie się w lustrze lub zważenie się Widząc w lusterku drugi podbródek, zakryte obojczyki przez tłuszcz i fałdy na brzuchu powinno odechcieć ci się jeść. A jak nie to upij się 2 litrami wody i wejdz na wage. Zobaczysz większe liczby i też nie będzie ci się chciało jeść
Mam nadzieję ze chociaz trochę pomogłam i następnym razem jak będzie się zbliżała chęć na jedzenie to przypomnisz sobie mój post i zawalczysz to uczucie. Trzymaj się!
678 notes · View notes
polskie-zdania · 2 months
Text
Nie przeszkadzaj kobietom, na które nie jesteś gotowy, słyszysz? Nie zawracaj im głowy. Nie zawracaj im dupy. Nie dotykaj. Nie zbliżaj się. Zostaw je w spokoju. Odejdź.
Jak to się zaczyna?
Oto zjawia się ona. Już na pierwszym spotkaniu wzbudza twoje zainteresowanie. Ma w sobie coś, co wyróżnia ją z tłumu. Lubisz jej słuchać, bo mówi jakoś tak inaczej. Rozmawiacie, godzinami. Jesteście w stanie porozmawiać na każdy temat. Wasze dyskusje stają się momentami tak zażarte, że w całym ciele czujesz ekscytację. Ma genialne poczucie humoru. Wciągająco opowiada o sobie i uważnie słucha, gdy przychodzi kolej na ciebie. Imponuje ci. Nie pamiętasz, by jakaś kobieta tak ci imponowała i bardzo cię to stresuje. Poprzeczka jest wyżej, niż zwykle. Przecież taką właśnie chciałeś. Taką na jej poziomie. Mądra, piękna inteligentna... No i ta jej empatia, ta prawda, te szczere intencje. Czujesz, że zasługuje na najlepsze, więc zarzekasz się w sobie, że dasz radę jej to dać. Mówisz jej, że czekałeś na kogoś takiego, jak ona. Już za chwilę będziesz szczęśliwy.
Jak to się toczy?
Już wiesz, że masz przed sobą kobietę marzeń. Poziom stresu zaczyna być coraz większy. Im więcej zalet w niej dostrzegasz, tym więcej wad widzisz w sobie. Czujesz, że tutaj musiałbyś zrobić dużo więcej niż zwykle. Być lepszy niż jesteś. Coraz częściej myślisz, że może jednak zasługuje na coś lepszego niż ty. Zaczynasz wątpić, że podołasz. Myśl o niej zaczyna powodować nieprzyjemny dyskomfort. Przebywając z nią zaczynasz myśleć o własnych niedociągnięciach, więc nie jesteś w stanie zachowywać się jak wcześniej. Ona to widzi, pyta. I choć czujesz, że mógłbyś powiedzieć jej prawdę, to jednak myśl o przyznaniu się do słabości kompletnie cię paraliżuje. Przekonujesz siebie, że zasługuje na więcej, niż taki miękki typ jak ty. Stopniowo rzadziej się odzywasz, choć bardzo tego nie chcesz. Udajesz, że tracisz zainteresowanie. Tak będzie lepiej. Tak będzie lepiej.
Jak to się kończy?
Ona. Zdezorientowana odpuszcza i odchodzi, bo jest z tych, które wiedzą, że o miłość nie należy prosić. Pisze ostatnią wiadomość dziękując mu w niej za wszystkie dobre emocje i życzy powodzenia. Zagubiona będzie jeszcze przez kilka miesięcy. Włoży mnóstwo pracy w kontrolowanie swoich myśli, bo te nie będą dawać jej spokoju. Będzie miała żal. Będzie miała żal, bo o nic z tego nie prosiła. Będzie zła, bo nie wymagała deklaracji, które ktoś wielokrotnie postanowił jej dać. Będzie mielić miesiącami wszystkie jego słowa i prosić siebie, by w końcu odpoczęła, bo i tak nie dowie się, co się tutaj tak naprawdę stało. Nie będzie umiała przypisać mu złych intencji i będzie miała do siebie o to pretensje. Przecież jak facet chce, to jest. Przecież to proste... To proste, prawda?
Nie zbliżaj się do kobiet, na które nie jesteś gotowy, słyszysz? Nie dotykaj ich. Nie oswajaj. Nie karm słowami, które odbierane będą jako deklaracje. Nie obiecuj. Nie przytulaj. Nie ocieraj łez. Nie pozwalaj jej się u siebie rozpaść, jeśli nie planujesz później pozbierać jej kawałków. Nie powtarzaj, że jest wyjątkowa, jeśli nie jesteś w stanie tak właśnie jej traktować. Jeśli nie jesteś w stanie zapewnić prawdy - odejdź.
- Marta Kostrzyńska
219 notes · View notes
mojemysliplacza · 2 years
Text
,,Przez to co przeszłaś myślisz, że ktoś żartuje gdy okazuje Ci dobre serce."
Moje myśli płaczą
652 notes · View notes
zakochana-w-cytatach · 7 months
Text
"Głęboko we mnie siedzi coś, czego nie potrafię zrozumieć. Nie potrafię tego wypowiedzieć. Nie potrafię tego nazwać. Mam różne stany, emocje, uczucia. Bywa, że nie potrafię znaleźć ani jednej pozytywnej myśli. Nie dociera do mnie, że może być lepiej, że to tylko gorszy dzień. To nie jest zwykły smutek. Czuję rozpacz, wszystko jest dla mnie nijakie. Ja jestem nijaka. Pusta. Słaba. Nie zasługuję na nic. Czuję, jak przez całe moje ciało przechodzi ból i dociera w najczulszy punkt. W moją psychikę. W takich sytuacjach czuję się najbeznadziejniej na świecie. Myślę, że dla mnie dobre może okazać się tylko jedno rozwiązanie (...)"
- Małgorzata Gołota, "Żyletkę zawsze noszę przy sobie"
188 notes · View notes
niketas-ed · 12 days
Text
ŁATWE I SZYBKIE CHUDNIĘCIE
Pewnie czesto sie zastanawialiscie, czemu niektórzy mają piekne figury bez zadnego wysiłku, jedzac fast foody i nigdy sie nie odchudzajac
Dlatego dzisiaj wam powiem, dlaczego tak się dzieje i czemu sama mam nieco mniej pracy niż czesc motylków 🦋
[i uwierzcie mi, bardzo podziwiam osoby z wagą powyzej 50kg które schudly, serio -- gratuluje z całego serduszka 💚]
1. Genetyka
Najbardziej oczywisty podpunkt, ale jednak niewiele osob o tym myśli. Jesli wasi rodzice jako dzieciaki byli szczupli badz wychudzeni, wy macie wieksze szanse na to samo niż gdyby mieli nadwagę. Tendencje do tycia -- tez sie to dziedziczy. U mnie w rodzinie wszyscy byli zawsze szczupli, wiec dostalam dobre geny [ale pamietajcie, każdą sytuację da sie uratowac - za pomocą ciężkiej pracy]
2. Dieta od najmłodszych lat
Osobiście dostalam całą mase alergii wziewnych i pokarmowych po rodzicach. Dzieki temu juz jako trzy letnie dziecko musialam przejść na specjalną diete. I wlasnie dlatego ze nie mogłam jesc wiekszosci wysokokalorycznych, tłustych i bogatych w cukry produktów, łatwiej jest mi teraz sie przyzwyczaić do rygorystycznych diet. Poza tym musze schudnąć nieco mniej niż niektorzy, bo zawsze mialam niedowagę [doslownie znajde kartkę od pielęgniarki, tam jest dowód że nigdy nie bylam w normie wagowej].
3. Styl życia
Pomijając to, że dawniej nie lubilam jeść i niezbyt też moglam, dosyc czesto uprawialam sport -- pływam od 4 roku zycia, jezdzilam na rowerze, wychodziłam na spacery i biegalam.
Zwykłe aktywności mogą czynić cuda
ALE PAMIĘTAJCIE KOCHANI
To, że ktoś nie jest tak wyposażony genetycznie, nie znaczy że nie uda mu się schudnąć. To ogromny wysiłek, ale wiedzcie że was wszystkich podziwiam, niezależnie czy schudliscie 1kg, 12kg czy 0.2kg Liczy się to ze dzialacie i pozostajecie wierni Anie.
WIERZĘ W WAS MOTYLKI 🦋
Chudego dzionka <3
43 notes · View notes
starvinpoet · 24 days
Text
krótki życiowy update bo trochę mnie tu nie było 🩶
niewiele się wydarzyło ale fajnie byłoby wspomnieć
— dalej okresy głodówek przeplatane z objadaniem się przez kilka dni pod rząd
— chyba uzależniłam się od dulco
— nie pamiętam co działo się w marcu prócz tego że chodziłam spizgana jak szpadel
— pozytywniej: zaczęłam pisać książkę dla siebie i...jakoś tak wyszło, że mam już 300 stron. 300 sensownych stron. piszę codziennie nawet po kilka godzin (rekord to 6 — dupsko i oczy bolały niemiłosiernie), odciąga mnie to od wielu złych myśli, dało sens życiu i jakoś tak wszystko wydaje się lepsze kiedy mam gdzieś ten fikcyjny świat do którego mogę odejść w pizdu
— szybki powrót do sh
— wróciłam do gimnastyki którą trenowałam jak byłam młodsza. wcześniej powtarzałam sobie, że rozciąganie spala za mało kalorii, muszę robić ciągle trening interwałowe, najlepiej codzienne po godzinę. te spokojniejsze traktowałam jak marnowanie czasu. od tego tygodnia ćwiczę sobie z przyjemnością. moje małe cele to mostek na przedramionach i stanie na przedramionach. z tym drugim mi zupełnie nie idzie ale małe kroczki...
— mój brat się wyprowadził za granicę i teraz jestem jedynym dzieckiem w domu z ojcem alkoholikiem i matką z depresją.
— doszłam do wniosku że jestem tragiczną przyjaciółka, córką, siostrą i usiłuję stać się odrobinę lepszą oczach innych...
— moja samoocena lekko poszła w górę. więcej wagi przywiązuje do wyglądu, to chyba powód. z tym bywa różnie. w jednej chwili czuję się ładna, po czym spotykam się z moimi ślicznymi znajomymi i mam ochotę wyjść, a wewnątrz krzyczę za każdym razem, kiedy chcą zrobić wspólne zdjęcie. kolega stworzył mi kompleks na punkcie nosa, nad czym wcześniej się nie zastanawiałam, myślę też bezustannie o swoich krzywych zębach do tego stopnia, że nie mogę znieść tego, jak ludzie się na mnie patrzą. ale zapuściłam dosyć nieźle włosy więc chociaż mogę się za nimi schować.
— pewna bliska mi osoba adoptowała królika i teraz też chcę ale mama się nie zgadza, żal
— stałam się trochę swifciarą, wcześniej też czasem słuchałam Taylor ale teraz już od ponad miesiąca katuje folklore (and it's hard to be at a party when i feel like an open wound...)
— od alkoholu i zioła (plus po używkach zawsze chce mi się bardzo bardzo papierosów) moja cera to jakiś chory żart, pryszcz na pryszczu i aż ciężko mi na to patrzeć (ogółem ciężko mi na siebie patrzeć) więc PRÓBUJĘ wrócić na jakieś dobre nawyki, woda, detox, surowe warzywa, wiecie jak to jest
i od razu mówię to nie tak że wracam tutaj rach ciach limit 200 kcal, chudnę 2000 kg do wakacji...po prostu wracam aby czasem napisać co u mnie się dzieje i zobaczyć, co dzieje się u was. mam mały cel schudnięcia, staram się. szło mi nieźle, powoli, ale znowu pojawił się mroczny świąteczny okres i chyba znowu wróciłam do punktu wyjścia. jak minie mi okres zamierzam zrobić sobie pomiary ciała — nie wiem ile chcę zgubić, ani ile będę jeść, ile ćwiczyć. po prostu zamierzam robić to co zawsze, trzymać się zajętą, aby zapobiec objadaniu i kontrolować, jak spadają wymiary.
24 notes · View notes
tearsincoffe · 1 month
Text
Dobry wieczór moje miłe Motylki! 🦋
[24.03.2024]
Dobre złego początki. Nie chwalę sobie niezawodnej intuicji ale jedno pozostaje zawsze pewne - po górkach przychodzą dołki. Moje żałośnie słabe ciało radzi sobie dzisiaj szczególnie źle. Problemy z oddechem, mroczki, ból - w konsekwencji przypominają mi po co to robię. Właściwie gdyby nie widmo szkoły przyjęłabym ów stan rzeczy niby starego przyjaciela. Prawdziwe wyzwanie objawiło się w postaci wanny. Oglądanie znienawidzonego nagiego ciała w pełnej krasie, brak sił aby ustać oraz nieuzasadniony spadek nastroju przybyły równie szybko co niespodziewanie. Mimo łez i potoku nienawistnych słów wobec własnej osoby dokonałam rzeczy normalnej dla innych, dla mnie nie zawsze oczywistej. Resztkami motywacji chciałam odrobić polski, przedmiot z którego nauczycielka ma do mniej więcej cierpliwości niż realnie na to zasługuję. Ale wtedy pojawiła się ona - konkurencja, niedościgniony wzór, koleżanka - ktoś kogo przy ludziach zwę mamą. Śmieszny mnie jak mocno sprzeczałam się ze słowami psycholog zaledwie wczoraj oraz jak szybko dostałam ich namacalne dowody. Koleżanka-mama chodzi wściekła niczym osa. Wszystko z winy telefonów ojca kompletnie nieporadnego życiowo. Spytacie czemu więc odbiera? Albo chociażby słusznych nerwów nie wyładuje na ich zapalników? Również pytałam więc zdradzę Wam odpowiedź. Przeze mnie. Zawsze wiedziałam, że całe zło jakie oglądam jest z mojej przyczyny, na tym tle miałam pierwsze myśli samobójcze jako smarkacz z dwoma kitkami i w bluzce z wizerunkiem Hanny Montany. Jestem problemem od chwili stwierdzenia mojej płci (ojciec wraz z jego familią chorobliwe pragnęli chłopca). Zawodziłam nim jeszcze zdążyłam w pełni ukształcić się na istotę ludzką. Wróćmy do chwili teraźniejszej, poszło o zupełny trywializm. Obiecałam dopełnić obowiązku jutro gdyż czułam jak słaniam się na nogach. Błąd. Kto mający chociaż odrobinę empati odmawia własnej matce która poświęciła dla Ciebie najlepsze lata życia a na dodatek zmaga się z nowotworem złośliwym? Uległam. Powtarzając naprzemiennie w głowie usłyszane za ścianami gabinetu słowa o "stawianiu granic" oraz tym jak odpychająca moralnie jestem. Ona wie, że nie mam siły. Przyzwala na moje głodówki sama zachwalając, iż ona nie jadła chorując. Ciekawi mnie gdy czytam Wasze posty z zapytaniami "jak unikać jedzenia przy rodzicach" szczególnie podczas zbliżających się nieuchronnie świąt. Dla mnie to zupełnie obcy świat ponieważ zaplanowana na ten czas pięciodniowa głodówka spotkała się z zupełnym brakiem rekacji. Ale może to dobrze? Czemu chora matka miałaby nadszarpywać swego powolnie wracającego zdrowia dla moich widzi-mi-się? Nie mogę jedynie wyrzucić z głowy jej wszystkich wspomnieć które dumnie rozgłaszała jak łatwo przychodziło manipulowanie znajomymi. Tylko mi by tego nie robiła... prawda? Mam dość porównywania się z nią odkąd tylko jestem świadoma przekazywanych mi historii. Męczy mnie ciągłe przegrywanie z własną rodzicielką. Mam prawie dziewiętnaście lat a ona zawsze potrafi sprawić, że czuję się jak nieposłuszny bachor bez jedynek i ubrudzony błotem. Nawet wypłakać tego nie mogę, czuję, że złościłaby się gdyby mnie usłyszała. Zawsze wpajano mi łzy jako coś złego, oznakę ułomności. Chciałabym jutro nie otworzyć powiek. Tylko pisanie tego bloga daje mi spokój, głodówki kontrolę. Poza tym nie mam nic.
SPOŻYTE: Okcal/0kcal
SPALONE: 314kcal
BILANS: -314
Spokojnej nocy, Wam wszystkim.
24 notes · View notes
kasja93 · 5 months
Text
Hej
Tumblr media
Zjedzone: kawa z mlekiem, 2x śliwka Nałęczowska, 5x domowy knedel ze śliwką
Spalone: ?
❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️
Budzik zadzwonił, odpaliłam klamota i pojechałam na załadunek do Wrocławia. Tam posiedziałam godzinkę i poczytałam.
Po załadunku pojechałam na stację paliw i po zatankowaniu dostałam kawę oraz śliwki w czekoladzie, gdyż odmówiłam posiłku (gratis do zatankowania). Popijając kawę, jadąc do Niemiec zjadłam domowe knedle - jedzenie w czasie jazdy to nawyk, który powinnam zacząć eliminować… Nie chodzi mi tu o bezpieczeństwo czy inne BHP a fakt, że nie celebruję porządnie posiłku…
Pogadałam chwilę z kolegą i nim się obejrzałam zajechałam na parking pod Berlinem gdzie zamieniłam się naczepą z całkiem miłym kierowcą. Gość był naprawdę spoko. Dostałam zlecenie na załadunek. Jutro na południe ładuje i wieczorem przekazuje naczepę dalej. Takie tam sztafety w tym tygodniu robię. Tragedii nie ma zatem nie narzekam
❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️
Rozmawiałam dziś z @pozartaa na temat depresji i generalnie problemów psychicznych. Jak to my starzy ludzie (XD) mam w zwyczaju wspominać stare (niekoniecznie) dobre czasy. Pomyślałam, że może warto by było „publicznie” nieco opowiedzieć o tym skąd, dokąd, dlaczego i tak dalej.
Otóż pierwsze objawy depresji zauważyłam u siebie jakieś 3 lata temu. Zaczęło się od chronicznego zmęczenia, wykonywaniu obowiązków mechanicznie i permanentnym zirytowaniem.
Bo musicie wiedzieć, że ja nigdy, ale to przenigdy nie dopuszczałam do siebie myśli w stylu „nie dam rady”, „ktoś musi mi pomóc”, „niech mi współczują”. To ja byłam dla każdego oparciem, ostoją dobrej rady, rycerzem na białym koniu nie zaś osobą, której trzeba podać pomocną dłoń. Najbardziej ze wszystkiego bałam się, że będę od kogoś uzależniona oraz byciem ciężarem dla innych a zwłaszcza bliskim. Do perfekcji opanowałam grę aktorską i nikt nie wiedział, że mam problem umyć włosy, pójść do sklepu, obejrzeć film i tak dalej. Gra pozorów, pewność siebie, poczucie własnej wartości. Bo widzicie. Ja nigdy nie czułam się jak gówno. Czułam się zmęczona, ale zawsze znałam swoją wartość i szłam z podniesioną głową.
Po półtora roku dość kijowej pracy. Zaczęłam wynajdywać i odliczać każdy element w kabinie ciężarówki na którym mogłabym się powiesić. Wbrew pozorom jest ich trochę… Gdy umycie włosów w trasie przy pomocy miski i wody z bańki zajmowało mi ponad dwie godziny bo po każdej czynności typu wyjęcie miski ze schowka, naszykowanie szamponu, ręcznika etc musiałam robić przerwy kilkunastominutowe stwierdziłam - odchodzę. Idę gdzieś indziej. Zaczęłam wtedy jeździć dla bezpieczeństwa z przyjaciółką w podwójnej obsadzie. Myślałam, że jest lepiej póki któregoś dnia moja zmienniczka postanowiła na 30h pojechać do domu, gdy stałyśmy we Wrocławiu na parkingu. Niemal nie wychodziłam z kabiny i miałam problem wstać z łóżka - nie miałam dla kogo stwarzać pozorów.
Pracowałyśmy tak coś koło 8 miesięcy. Firma dla której jeździłyśmy straciła kontrakt i były masowe zwolnienia.
Ja zaś będąc znów sama paradoksalnie odetchnęłam od przebywania ciągle w czyimś towarzystwie. Depresja chwilowo odpuściła. To była totalnie cisza przed burzą bo niecały rok później dostałam załamania nerwowego. Coś w końcu we mnie pękło. Presja w pracy, presja na zarabianie pieniędzy, presja kupna domu oraz remontu w najbliższej przyszłości, wypadek przyjaciółki w pracy oraz to jak została potraktowana i na koniec słowa mojej szefowej „nie obchodzi mnie jak się czujesz. Widzę cię tego i tego na bazie”.
Umówiłam się do psychiatry prywatnie bo potrzebowałam zwolnienia lekarskiego tu i teraz. Wiedziałam, że jak pojadę do pracy dobrze się to nie skończy bo znów wtedy ostatnimi czasy zaczęłam liczyć punkty w kabinie, na których mogłabym zawisnąć. Choć tak naprawdę głównie napędzała mnie wściekłość na szefową i chęć ujebania suki oraz postawienia na swoim. Poszłam po L4 nie po leczenie bo ja naprawdę nie zdawałam sobie wtedy sprawy jak poważny jest mój stan. Ciągle go bagatelizowałam.
Weszłam do gabinetu. Usiadłam naprzeciw mojej pani doktor a ona zapytała „Dzień dobry, niech pani powie co panią do mnie sprowadza”. A ja, ta twarda, niesamowita babka co przyszła z myślą o wytępieniu L4 rozpłakałam się dukając przez szloch „Nie mam już siły”.
Opowiedziałam wszystko. Począwszy od tego jaki zawód wykonuje, poprzez wypadek przyjaciółki na podejściu mojej szefowej do mnie. Wylało się ze mnie to wszystko co tłamsiłam. Pozwoliłam sobie na „słabość” bo to lekarz i de facto obcą mi osoba przed którą nie musiałam udawać.
Wyszłam z gabinetu ze zwolnieniem lekarskim oraz receptą na leki. I wiecie co? Z pierwszej chwili nie chciałam ich nawet wykupić! Pomyślałam, że dostałam co chciałam czyli L4 i leki nie są mi potrzebne. Wykupiłam je jednak i zaczęłam brać tak po prostu… Bez refleksji.
W międzyczasie zaczęła się nagonka w firmie poprzez czat służbowy i choć nie padło moje imię wprost to wiem, że wywody szefowej o łamaniu danego słowa, zdradzie etc były skierowane do mnie. Potwierdził to mój przyjaciel, który śmiał się z szefowej podczas wspólnych rozmów telefonicznych. Zaczęłam się spodziewać zemsty po powrocie do pracy bo planowałam być na zwolnieniu 2 tygodnie - po takim czasie miałam wyznaczoną kolejną wizytę. Zaczęła się bezsenność. Spałam po 4 godziny na dobę, budziłam się o 2/3 nad ranem, chodziłam w te i nazad po mieszkaniu a natłok myśli był okropny.
Na kolejnej wizycie opowiedziałam jak się czuję, jak wygląda sytuacja w pracy. Byłam już spokojniejsza i nie wpadam w taką histerię jak na pierwszej wizycie. Zwiększono mi dawkę leków przeciwlękowych a ja zaczęłam silniej odczuwać chęć zaprzestania egzystencji. Wcześniej w ryzach trzymała mnie praca i poczucie obowiązku.
Przez przypadek trafiłam w zoologicznym na Rudą, która była do adopcji bo ktoś ją oddał. Gdy wskoczyła mi w ramiona rozpalałam się i zabrałam Zdzisławę ze sobą do domu. Znów miałam powód by wstawać z łóżka, miałam kim się zająć. Z perspektywy czasu wiem, że ten długouchy królik uratował mi życie. W sumie to obie sobie pomogłyśmy.
Mijały kolejne tygodnie. Mój stan nie polepszał się. Miałam problem by wejść do kuchni bo były tam noże. Gdy chodziłam na spacery miałam myśli by rzucić się pod przejeżdżające samochody. Moi rodzice z którymi nie mieszkałam nie wiedzieli o tym. Myśleli, że siedzę w domu bo nie chce pracować.
Nastąpiła zmiana leków. Znów mogłam spać dzięki farmakologii choć nadal dręczyły mnie koszmary związane z pracą. Czułam, że zawodzę bo zamiast pracować i zarabiać siedzę w domu. W końcu poruszyłam ten temat w rodzinnym domu i powiedziałam jak się z tym czuje. Dostałam dużo wsparcia.
Około kwietnia odważyłam się przyznać przed bliskimi, że mam depresję, myśli samobójcze. Bardzo to dotknęło moich rodziców bo zwyczajnie o tym nie wiedzieli i nie rozumieli dlaczego. Ja sama nie wiedziałam dlaczego. Jedyne co wiedziałam, że chce żyć i nie chce umierać choć takie myśli wracały.
Nastała wiosna, do domu przygarnęłam Jerrego i coraz śmielej planowaliśmy wraz z rodzicami zakup domu.
W końcu 10 czerwca udało się zrealizować marzenie i zaczęliśmy z tatą remontować nasz wspólny dom. Ja zaś czułam się lepiej. Myśli samobójcze przeszły w myśli rezygnacyjne i nie pojawiły się codziennie. Były dni gdzie czułam się w miarę, były takie, gdy cały dzień nic nie robiłam bo nie byłam w stanie. Myśli krążyły mi wokół pieniędzy, które z mojej zaoszczędzonej kupki znikały w zatrważającym tempie.
Pani doktor zaleciła mi pójście na terapię… Bałam się terapii, bałam się, że po niej będzie mi gorzej przez wywleczenie kolejnej osobie tego jak słaba jestem… No i pieniądze. W lipcu zdecydowałam się znaleźć pracę. Było to zdecydowanie za wcześnie. Lęki wróciły, depresja również jednak brałam to na klatę dla pieniędzy. Codziennie płakałam i tego nie ukrywałam. Czułam się okropnie.
Pod koniec sierpnia poszłam na terapię. Co dwa tygodnie spotykałam się z naprawdę miłym psychoterapeutą online. Depresja się nasiliła przez rozgrzebywanie tego co mnie bolało. Przez mówienie o lękach i złych momentach. Jednak już po drugiej wizycie zaczęłam czuć się lepiej.
Pod koniec września zaczęłam budzić się z letargu, październik był jak wahadło. Raz czułam się świetnie wręcz nierealnie by następnego pojawiał się spadek. Co śmieszne dopiero w październiku dotarło do mnie jak w nienaturalnie euforycznym stanie się znajdywałam a owy „spadek nastroju” był po prostu stabilizacją i próbą złapania wewnętrznej równowagi.
Od tamtej pory do dziś minęły prawie 3 miesiące. Czuję się dobrze. Nie jest idealnie bo są dni gdzie nie chce mi się nic, ale to NORMALNE! To normalne, że nie codziennie człowiek jest w skowronkach. Nie mam złych myśli, głównie myślę pozytywnie. Nabrałam ogromnego dystansu do siebie, pracy i wszystkiego co mnie otacza. Nie muszę sobie ani nikomu udowadniać, że jestem super i sobie ze wszystkim radzę.
Złapałam wewnętrzną równowagę. Depresja jest w odwrocie. Nadal biorę leki bo według mojej pani doktor jak ten stan się utrzyma pół roku zaczniemy schodzić z dawek.
Nigdy nie czułam się tak dobrze jak teraz. Nigdy nie byłam tak pełna życia, nadziei i spokoju jak teraz. Podchodzę do życia zdroworozsądkowo, mierze siły na zamiary i nie podchodzę do wszystkiego jak do sprintu a maratonu i to dodatek takiego co się robi niespiesznym krokiem.
Czuję, że żyję i choć mam jeszcze trochę demonów ukrytych w głowie - w końcu nadal obawiam się powrotu do BED a ANA szepcze mi do ucha zbyt często. Jednak powoli małymi kroczkami do przodu.
Wiecie, że ja nigdy nie rozumiałam jak można chcieć się zabić? W pale mi się to nie mieściło. Tak jak bagatelizowałam depresję bo takie jest życie i tyle. Uważam się za silną psychicznie do czasu, aż znalazłam się w ciemnym miejscu swego umysłu gdzie nie docierało do mnie światło a jedynym wyjściem była chęć zniknięcia.
Dopiero podczas leczenia zrozumiałam czym jest depresja i jak strasznie można myśleć o sobie i życiu. Tylko ja cały czas miałam w sobie cichy głos mówiący „chce być zdrowa, chce żyć i być szczęśliwa” i on mnie motywował do leczenia. Poczucie, że nie mogę się poddać mnie napędzał do brania leków, chodzenia na wizyty i mówienia jak jest w gabinecie lekarskim. Teraz przeraża mnie, że byłam tak blisko krawędzi i nigdy, przenigdy nie chciałabym znów się na niej znaleźć i patrzeć w mrok, który mnie do siebie wołał
28 notes · View notes
lekkotakworld · 11 months
Text
Tw: bodycheck, ed, chudość
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Ostatnio sporo myślę. Dziś natrafiłam na jakieś zdjęcia sprzed dwóch lat, moja twarz bardzo wyszczuplona, widoczne wszystko kości jakie się da na dekolcie, wystające i bardzo wyraźne obojczyki i kości ramion. Tęsknie za tym.. A jednocześnie zastanawiam się jak działa moja głowa, bo ja wtedy dalej czułam się strasznie grubo, chciałam jeszcze schudnąć. Te zdjęcia to jedne z tych, które są dużo niżej na moim blogu. Są one sprzed roku. Ważyłam 59-61 kg. Dalej tego pragnę, chce znów tyle ważyć i tak wyglądać. Tylko czy wtedy też zobaczę to, co dostrzegam w tym momencie patrząc na te zdjęcia? Ze tak mi się podoba i bardziej chudnąć bym już nie chciała? Nie ma gwarancji..
Tumblr media Tumblr media
Czy 10 kg więcej dało mi radość? Nie. Czy waga 60 kg dawała mi szczęście? Również nie. Waga nie jest wyznacznikiem szczęścia. Ciężko to pojąć, ale taka jest prawda. Dla porównania dam swoje zdjęcia z teraz.
Tumblr media Tumblr media
Na ten moment wyglądam tak, jak wygadałam 6 lat temu. Waga prawie ta sama. Tylko ja starsza. Teoretycznie mądrzejsza. A praktycznie jeszcze bardziej zniszczona psychicznie i wykończona przez ED. Czasami się zastanawiam, czy to co robiłam już zahaczalo o anor3ksje czy jeszcze nie. Jadłam przeraźliwie małe ilości, ćwiczyłam po 3 godziny dziennie, płakałam bo dalej wydawało mi się że robię za mało, a jem za dużo. Czy miałam bulimi3? Myślę, że ten etap też zaliczyłam. Gdzie jestem teraz? Prawdę mówiąc nie wiem. Zajadam emocje, staram się nie myśleć o wymiotowaniu po tym, staram się nie głodzić na siłę. Przestałam ćwiczyć, spaceru urządzam sporadycznie. Nie liczę kalorii, choć fitatu dalej mam.
I wiecie co widzę w lustrze? Zmęczoną 24-latke, która uśmiecha się tylko przy ludziach, jak siedzi sama zatraca się w swoich myślach, płacze, trzęsie się, myśli o samych najgorszych scenariuszach. Widzę dziewczynę, która przeszła niesamowicie wiele i nie pozwoliła sobie nigdy pomóc, bo zawsze jej się wydawało, że da rade sama. Widzę zagubioną dziewczynkę, która pogubiła się strasznie i nie może znaleźć prawidłowej drogi powrotnej.
Jestem w martwym punkcie. Zupełnie nie wiem co ze sobą zrobić, co powinnam zrobić, żeby było choć trochę dobrze. Ubieranie maski jest już męczące. Udawanie, że jest w porządku, że uwielbiam robić to, co robię, że to sprawia mi przyjemność. Zaczęłam marzyć o spokojnym życiu, wypierając z głowy myśli, gdzie mnie już na tym świecie nie ma. Nie boje się przyznać, że miewam myśli s. Szczególnie jak nałoży się dużo stresujących sytuacji. Z bezsilności i bezradności myślę o zakończeniu tego wszystkiego. Ile już razy sprawdzałam, które leki da się przedawkować, że można je połączyć z alkoholem, a może wskoczyć do rzeki, albo położyć się na torach. Sama nie wiem po co to piszę. Poczułam jakąś wewnętrzną potrzebę "wyspowiadania się".
Pewnie pojawią się komentarze o terapii, o psychiatrze i innych formach leczenia. Ja to wszystko wiem. I obiecuje Wam, że to zrobię. Zacznę się leczyć. Ale nie pójdę na NFZ nigdzie, co oznacza, że pierwsze co muszę ogarnąć to pracę. Później się za siebie wezmę. Póki co trzymam się. Wiem, że mam w swoim bliskim otoczeniu osoby, które wiedzą jak się czuje i mnie wspierają. Mam też Was, za co bardzo Wam dziękuję. Szczególnie @pozarta bo chyba od Ciebie "usłyszałam" najwięcej słów wsparcia, troski i usilnej próby pomocy. Jestem Ci za to niesamowicie wdzięczna. Jest też dużo innych osób, które zawsze zostawią dobre słowo. Jesteście wspaniali.
Już kończę, bo się rozklejam haha
Czuję, że mi troszkę lżej. Zostawiam ten wpis jako przestroga. Jeżeli to czytasz i jesteś dopiero na początku tej "wspaniałej przygody" to zawróć. Nie warto. Jedyne co zyskałam "dzięki" ED to smutek, nienawiść do siebie, swojego ciała i życia, stany depresyjne, różne inne złe myśli i zachowania, ale przede wszystkim starcilam radość. Radość z życia, jedzenia, czasu spędzonego z cudownymi ludźmi. Straciłam pasje i zamiłowanie do tego, co robię. Rozwaliłam sobie zdrowie psychiczne, fizyczne trochę też. Przemyśl to. Póki nie jest za późno.
Słyszymy się wieczorem. Ściskam ❤️🫶
73 notes · View notes