Tumgik
#młodzi ludzie
andley · 7 months
Text
- Pamiętasz, jak spytałeś się mnie dzisiaj rano, jak się czuję?
- Josh, to było dwie minuty temu.
- Czuję się, jakby świat się kończył.
- Wszyscy byliśmy za młodzi, Maria Lichoń
33 notes · View notes
ogurek42 · 6 months
Text
Tumblr media
Polishcore huncwoci #2
Syriusz Czarny (pseudonim Kundel) on/ono/ona
Uciekł z domu
Główne źródło szlugów
Daje dupy Romkowi
Co 2 dni bierze 3 godzinną kąpiel
I tak śmierdzi bo spędza za dużo czasu z Romkiem
Ludzie mylą go z lesbijką
Sam obcina sobie włosy
Razem z Kubą bullyngują gimbusów i wywołują myśli samobójcze u ludzi w internecie
Przestało go obchodzić to że jego brat niezdrowo interesuje się skibidi toilet
Ma gust muzyczny twojego starego
Przechodzi totalną metamorfozę średnio co 3 miesiące
Fan taniego wina
16 notes · View notes
kolegaliterat · 2 years
Text
Literat przegląda Internet nr 141
#Przegląd: Tym razem o tych, że samochód nie zawsze powinien być jedynym słusznym rozwiązaniem #auto #komunikacja
Jest to jeden z tych zdecydowanie cięższych tygodni. Sporo rzeczy na głowie, lista zadań mi spuchła, dopiero od rana nadrabiam, to co mi ostatnio wpadło. Na dodatek pogoda nie rozpieszcza, nawet mój pies, który zazwyczaj jest wystarczająco odporny na warunki atmosferyczne, niechętnie wyłazi z klatki. Co pozostało? Zerknąć na przeczytane teksty, odpalić “Hogwart’s Legacy” albo “Blood Bowl 3” i…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
dawkacynizmu · 3 days
Text
Tumblr media
środa 18.09
۶ৎ podsumowanie dnia
zjedzone — binge
hej
wstałam o 2:39 na siku (czemu mój mózg zapamiętuje te godziny??) i drugie pytanie czy mogłabym choć raz przespać całą noc bez szczania? ja nawet nie piję aż tyle na noc. wracając, obudziłam się niepokojąco wyspana, w autobusie mimo to chciałam lekko się zdrzemnąć ale laska z którą siedziałam zaczęła mi coś opowiadałać. rzadko kiedy mam tak dobry nastrój z rana więc gadałyśmy całą drogę, potem do szkoły i minęło zajebiście szybko. na angielskim robiliśmy zadania z podręcznika które okazało się że zrobiłam z nudów w wakacje więc tak sobie siedziałam półgodzinki nic nie robiąc xD potem speaking, pytała nas czy znamy jakieś historie o duchach lub klątwach, przypomniałam sobie o klątwie tutenchamona i o tym opowiedziałam ( po tych trzech tygodniach szkoły mój angielski nareszcie się rozgrzał). potem było zadanie z czytaniem i uzupełnianiem luk w tekście, który dziwnym trafem był akurat o tej samej histori.
skończyłam lekcje o 14:25 i czekałam do 15:30 na koleżankę by pójść z nią do hebe. tutaj zaczyna się seria dziwnych interakcji społecznych XD pierw zaczepiło nas czterech meneli mówiąc "mordeczki, kupicie nam coś do jedzenia?" byli tacy młodzi jak na meneli no i na głodnych na wyglądali...plus trochę dziwne ze siedząc w centrum gdzie mija ich taka ilość ludzi zaczepiają akurat dwie młode dziewczyny, w każdym razie trochę nas ścięło, nie wiedzieliśmy co odpowiedzieć, ona się nie odzywa, oni się patrzą, nagle wyrwało mi się takie proste "nie". chciałam coś dodać że nie mamy czasu (serio nam się spieszyło) ale koleżanka pociągnęła mnie do przodu. potem bałam się wyjść z galerii że będą tam dalej siedzieć i może nas zaczepiać przez to. szczerze taka dziwna sytuacja, niby powinno się pomagać ale nie wiadomo nigdy jak się inna osoba zachowa, może zaciągnęli by nas do sklepu i próbowali naciągnąć na jak najwięcej produktów. trochę sobie myślę o tym teraz że w sumie po bułkę mogłyśmy im wejść, trudno, może ktoś inny im coś kupił. jak moja koleżanka kupiła co musiała to ruszyliśmy na przystanek specjalnie okrężną drogą żeby na nich się nie natknąć, wstyd mi było. wtedy z kolei zaczepiła nas jakąś starsza pani dziergająca na drutach opaski na włosy i pytająca czy chcemy kupić. zrobiło mi się jej szkoda, żadna z nas nie miała przy sobie jednak gotówki. zapytałam czy sprzedaje to tam codziennie i czy uda nam się trafić na nią jutro. przyznam bez bicia trochę z grzeczności o to zapytałam 😐 mam trochę wydatków na głowie, zeszyty ćwiczeń do szkoły, książki do olimpiady z polskiego zamówiłam, szybkę na telefonie chciałam założyć...zobaczę ile pójdzie na te ćwiczenia i jak zostanie mi trochę kasy to pójdę poszukać tej pani, widziałam że w tobie oprócz opasek ma też dziergane lalki i w sumie bardziej zainteresowały mnie niż opaski (były urocze ale takich nie noszę). kolejna nietypowa interakcja to zaszłyśmy przypadkiem drogę dwóm chłopakom (taka sytuacja gdy zachodzisz oboje chcecie się odsunąć robiąc krok np. w lewo i tym samym jeszcze raz zachodzicie sobie drogę). każdy normalny człowiek uśmiechnąłby się w tej sytuacji, tymczasem jeden z tych chłopaków próbował mnie popchnąć mówiąc "naucz się kurwo chodzić" XDD BRO? skąd ta agresja rozumiem że masz 16 lat hormony buzują zwal sobie konia do metan fox z transformers dla rozładowania napięcia a nie unosisz się na obcych ludzi na ulicy. ktoś mi kiedyś powiedział że przyciągam odklejeńców to trochę prawda, wczoraj na przykład jak wracałam do domu dołączył do mnie facet z wiochy idący w tym samym kierunku, notorycznie mówił na mnie imieniem mojej siostry i opowiadał życiową historie.
jedzeniowo miałam napad niemal do porzygu nie mogę się ruszyć z bólu żołądka jutro chyba nie jem
24 notes · View notes
h1eliianthus · 4 months
Text
wiecie co mnie najbardziej wkurwia?
gdy motylki na tiktoku wstawiają ss z aplikacji i zamazuja tumblra, to po 1, bo jak zamaze to oczywiste ze ktos będzie chcial wiedziec fo tam jest, a jeszcze bardziej mnie wkurza to, ze inni pisza ,,szanuje za zamazanie” ,,nie zlamalas zasady” ,,jestes dobrym motylkiem”, wtedy ludzie jeszcze bardziej chca się dowiedzieć o vo z tym chodzi, w oni dopisują im ze to zamknieta społeczność, ze nie wolno, ze ktos jest za mlody, ze tumblr jest tylko dla niektorych osob itp. wiecie ze ludzi ciagnie do takich ,,zakazanych” rzeczy? wiecie ile dzieci/nastolatkow chce ogladac np. p☺️rnografie, albo jakis g☺️re czy cos, bo przeciez ,,nie mozna”, to wtedy jest fajniej? gdybyscie pisali pod takim filmem ,,to taka aplikacja gdzie sa blogi” ,,ludzie tam pisza o swoim zyciu albo o czyms co lubią ” ,,to dla różnych fandonow” , wiecie ile mniej osob by sie tym zainteresowalo? bo ,,po co mi drugi ig” a ,,chce zobaczyc co oni tam ukrywają i czemu to takie zakazane” to co innego. tumblr nie jest aplikacja tylko dla nas, a nasze społeczenstwo nie jest zamknietez poniewax kazdy ktono tym sie dowie, ściąga aplikacje, zaklada konto i tu wchodzi. uszanujmy to, ze inni tez korzystaja z tego, a piszac takie relzwczy typu ,,zlamales zasade” lub ,,to aplikacja tylko dla nas” to bardziej zachecamy ludzi i zaciekawiamy ich do obczajenia co tu robimy. czy to takie trudne do zrozumienia? pomyslcie, co was bardziej zaciekawia, ,,wyszukaj motylki na tumblerze” czy ,,NIGDY nie wyszukuj motylki na tumblerze”. no wlasnie. jak piszmwy takie rzeczy w komentarzach to ludzi automatyxnie to interesuje i chca sie dowirdziev wiecej, wiec zachecam aby zamiast pisac ludziom ze sa za młodzi by wiedzuec akbo ze to zamknieta społeczność czy ze to zakazane vy tam wchodzix, wytluamczcie im ze przeciez to taka aplikacja dla blogow i pisania ludziom co robimy w zyciu albo co lubimy. może i sciagnie tu kogos, ale napewno mniej osób niz gdybysmy pisali ze nie moga tu bo to tylko dla nas jest. pozdrawiam cieplutko
Tumblr media
37 notes · View notes
Text
01.08.2024r.
Kartka z pamiętnika
tazapomnianaprzezwszystkichdziewczyna
Tak sobie dziś spacerowałam i zaczęłam myśleć o fałszywości ludzi . Ile razy ja się nabrałam na ich kłamstwa , ile razy dawałam kolejne szanse a później dostawałam kolejne rany . Często byłam tak ślepo zapatrzona, że nie widziałam prawdy . Z moją rodziną jest to samo , niby ja wiedziałam , że to są psychiczni ludzie ale wszyscy wokoło to mnie robili tą złą i w końcu ja sama uwierzyłam , że to ja jestem ta najgorsza , ale gdy w końcu ktoś podzieli moje zdanie i powiedział masz rację , oni są psychiczni . Ludzie zadali mi wiele ran a ja nadal ciągnąłam do tych ludzi … zastanawiam sie dlaczego ? Może przez to , że tak mydlili mi oczy , że wybaczałam im kolejny raz . Z biegiem czasu bardzo się cieszę, że udało mi się odejść od tych ludzi . Lecz niestety rany , nieprzerobione wydarzenia ciągną się za mną do dnia dzisiejszego . Tak po prostu chyba nie mam odwagi tego ruszyć , w pewnym sensie dobrze mi tak w tej otoczce którą sobie utworzyłam . Zastanawiam się też czy Ci ludzie którzy zadali mi rany oni wiedząc co mi zrobili ? Jak bardzo mnie to zabolało ? W tych czasach ( jejku ale to brzmi staro hahah , tak mi się wydaje , że tak to brzmi ahhaha ) to niestety bardzo ciężko o prawdziwie wartości , ludzie są okropnie fałszywi , tak ciężko o lojalną osobę , przyjaciela czy przyjaciółkę , bratnią duszę . Zastanawiam się kiedy ludzkość stała się taka okropna … niestety mam wrażenie, że jest coraz gorzej . Ludzie nie reagują na krzywdę innych , udają , że nie widzą . A może nie chcą widzieć ? Są tacy , że jak komuś się dzieje coś złego to musi to sfilmować i wrzucić w internet bo like , bo wyświetlenia tym nabije . Ludzie teraz nie mają szacunku do siebie , obce osoby podejdą do kogoś i zwyzywaj od najgorszych… „pożalę” się rodzinie / bliskim to często usłyszymy „ nie wymyślaj , jak będziesz miała / miała dom , rodzinę to zrozumiesz co znaczy mieć problemy” ale my młodzi też mamy problemy !! I każdy problem jest tak samo ważny , każdy z Nas tak samo zasługę na wysłuchanie , wsparcie czy pomoc .
Tak dodam jeszcze spacerując widziałam
Kilkanaście osób każdy z tych ludzi to oddzielna historia … każdy z tych ludzi ma / miał problemy , miał chwilę wątpliwości ale zalazł / lub szuka nadal rozwiązania .
Takie moje przemyślenia o wszystkim i o niczym…
Jeśli przeczytałaś / przeczytałeś to jeśli mogę Cię prosić to zostaw coś po sobie .
Trzymacie się !
tazapomnianaprzezwszystkichdziewczyna
17 notes · View notes
panikea · 1 year
Text
Patrzę na swoją piękną córkę i dochodzę do wniosku, że ktoś to pięknie wymyślił. Że młodzi ludzie obserwują starych, aby nauczyć się, jak się umiera. I że starzy ludzie obserwują swoje dzieci i widzą w nich jeszcze raz swoją młodość.
Piotr C. z powieści #To o nas
138 notes · View notes
jazumst · 3 months
Text
Prasa codzienna
Żeby Was... Czytam do śniadania portale nibyinformacyjne. Posłuchajcie:
Za te tytuły powinni iść siedzieć. Nic tylko straszą ludzi. Jeszcze jak ktoś ma swój rozum albo ma to w dupie to ok. Ale jak ktoś łyka wszystko jak prostytutka za 100zł to już przejebane. Najfajniej w ogóle to jak ma się dwa przeciwstawne "artykuły" obok siebie. Na ten przykład - "Ukraina wygrywa wojnę!" i "Nowa broń Rosjan! Teraz wygrają wojnę!" - I właściwie w obu to samo. No żeby ich pokarało. Przecież to powinno być zabronione. Mniejsza.
//
Czytałem na dwój różnych portalach o tym piłkarzu z Sosnowca co to pobili na śmierć 16latkowie. Rozumiecie, że tam się niektórzy nad nimi spuszczają? Że młodzi jeszcze, że życie przed nimi, że nie można ich skreślać... W szkole już mają kierunek życia wybierać, studia, zawód, a nie rozumieją, że kopiąc po głowie mogą zabić? Osobiście sądziłbym ich jak dorosłych. Musieli sobie zdawać sprawę co robią. I żadne ich marzenia i przyszłość ich nie bronią.
//
Chyba mnie to tak ruszyło, bo zaraz mi przećpany staje przed oczami. Obecnie król życia. Od małego wyciągany z każdego gówna które zrobił. Jak ktoś uważnie czytał to wie. Naodpierdalał różnego kalibru i zawsze był broniony. Bo właśnie młody, bo przyszłość przed nim, bo się zdemoralizuje w ośrodkach. No i się zdemoralizował. We własnej rodzinie. Dziadkowie musieli przez niego się wyprowadzić, matka ciągle na kredytach, bo trzeba na jego zachcianki, do żadnej roboty nie pójdzie, cały czas odpierdala i czuje się bezkarny.
//
Zażenowany jakością innych wiadomości szykuję się do pracy. Jutro wyjeżdża Drugi!!! XD
13 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 months
Text
Retrospekcja lub bycie dorosłą... A! I odkrycia nowych oznak ADHD :D
22 lipca 2024
Czasami - jak dziś - muszę sobie przypomnieć, że pisanie pomaga. Mi pomaga ułożyć myśli.
Chyba jestem w jakimś okresie catharsis: robiąc teraz, po 30stce, studia wracam do doświadczenia bycia studentką sprzed lat, gdy byłam ledwo 20-stolatką.
Z jednej strony po prostu pracuję i na takim najpłytszym poziomie odkrywam, że kurcze, naprawdę to lubię, że to nie jest tak straszne i przytłaczające tak bardzo jak pamiętałam. Że spokój w życiu osobistym zupełnie zmienia to doświadczenie, jego odbiór. Że wiedza jaką mam o sobie samej zupełnie inaczej pomaga zadbać o komfort nauki i zdobywania wiedzy.
A na głębszym poziomie teraz, gdy już mogę odetchnąć, bo chociaż wciąż jest problem z wpisami do indeksu to jednak mam teraz lżejszą głowę, oddałam wszystko co oddać miałam, zaliczyłam co było do zaliczenia, ewentualne braki chcę uzupełniać by dostać 5 z tych ostatnich 3 przedmiotów z których wpisu nie mam (z dwóch wiem, że dostanę 5, z trzeciego to nie wiem nic i nie wiadomo czy nie skończy się u rektora... Nie miałam ochoty o tym pisać w zeszłym tygodniu, ale DZIAŁO się, byłam tak mocno w to zaangażowana i zarazem tym przejęta, że nie mogłam się uspokoić na tyle by to spisać tak dla siebie, do pamiętnika, wszystko opisywałam w mailach do dziekanatu i wygadałam się w rozmowie z chłopakiem, który ma taką samą sytuację jak ja w związku z zaliczeniem tego przedmiotu... A teraz trochę żałuję, bo jak piszę tu, do pamiętnika, to ta rozkminka więcej spokoju mi daje).
Wrażenie mam pogłębione względem swojemu wpisowi sprzed tygodnia: jestem starsza, doroślejsza i też uczę się z kolejną generacją (studiuję w dużej mierze z Gen-Z), która bardzo jest uważna na emocje, na granice drugiego człowieka, na szacunek względem nich. Wśród tych młodych ludzi czuję się bardziej "u siebie" w kwestii tworzenia relacji społecznych i zarazem wiem, że do nich, moich osób z roku, też nie pasuję: jestem klockiem z innego zestawu, od innego producenta xD. Bo chociaż Gen-Z ogarnięte mają relacje i granice, to nie mają ogarniętych masę innych rzeczy (to nie zarzut z mojej strony, ani jakieś lekceważące patrzenie z góry - po prostu widzę, że to młodzi ludzie, którzy jeszcze popełnią masę błędów i nauczą się masy fajnych rzeczy o sobie i innych, żeby za 10 lat podobnie jak ja mieć świadomość, że są dojrzalsi, po prostu). Więc siłą rzeczy - znowu odstaję, znowu nie pasuję do grupy. I chociaż wiem - i to daję otuchy - że to bolesne uczucie niedopasowania, a przez to samotności, to też wynik ADHD, konsekwencja budowy mojego mózgu, faktu, że nie ogarniam płytszych relacji, bo dla mnie przyjaźń to zaufanie i pokazanie swoich brzydkich i bolesnych stron, a bez gotowości na tą otwartość po prostu nazwę relację "byciem znajomymi" - dla mnie między przyjaźnią, a koleżeństwem jest olbrzymi różnica, dla niektórych nie do ogarnięcia jak duża i jak dużą wagę przykładam do rozróżnienia tych nazw dla relacji.
W ostatnim półroczu (a teraz, gdy właśnie zrobiło się miejsce na oddech, bo już nie myślę gorączkowo o konieczności oddania prac zaliczeniowych) coraz mocniej dotyka mnie świadomość, że przez swoją traumę u progu dorosłości, przez lawinę wydarzeń następujących krótko po sobie, z których każde mogło być urazem do pracy na psychoterapii przez lata (i było), musiałam zamarznąć.
"Zamarznąć" w sensie metaforycznym oczywiście. Musiałam wysiąść z pociągu zwanego życiem - tak to sobie wyobrażałam zawsze, że życie to pociąg, który pędzi, jest w nim tłoczno, każdy mówi o swoich planach na życie, czuję ścisk, czuję ciśnienie, czuję psesję by też mówić o swoich planowanych stacjach przesiadkowych, osiągnieciach, a zarazem walczę o życie, a bodźców jest tak dużo, że jestem bliska krzyczenia z paniki, aż spontanicznie wysiadam na stacji, takiej ja ta ze Spirited Away:
Tumblr media
Cicho. Bezludno. Spokojnie. Tylko szum wody i żadnej drogi, którą trzebaby podążać, żadnych oczekiwań czy presji. Po prostu możliwość wyjścia na tą bezludną przestrzeń i uwalniająca perspektywa braku potrzeby planów. Wystarczy być. Chociażby tam siedzieć tylko i cieszyć się brakiem hałasu, ludzi, ścisku... przy jednoczesnym poczuciu FOMO: że wszyscy pojechali dalej, beze mnie, że jestem sama i nie mam nikogo i nikt nie zauważy braku mnie.
OMG. Ile ja poczucia winy w sobie miałam - że nie daję rady jak wszyscy.
OMG, ile ja spraw wtedy "dawałam radę" dźwignąć, których ani moi rówieśnicy nie musieli wtedy, ani większość ludzi na świecie nie musi dźwigać. Przynajmniej nie w pojedynkę i nie jednocześnie... Ale tego nie dostrzegałam wtedy - wtedy miałam do samej siebie (i ofc do świata) żal, że nie daję rady, a inni ludzie ewidentnie dają radę! "Co jest ze mną nie tak!?" I tym tropem dochodziłam do szukania problemu w sobie: że faktycznie jestem do niczego, że jestem gorsza, że mniej zdolna, że nie dość mądra (a to była cecha, którą w sobie zawsze ceniłam - urody pewna nie byłam, ale uważałam, że mądra jestem, w tym, że masy rzeczy nie wiem i chcę się ich nauczyć), zła - fundamentalnie zła i skazana na to by po prostu za karę, "w pokucie" za to bycie złą osobą, po prostu mieć takie życie (dziękuję kulturo oparta na wartościach katolickich, super).
A teraz, w 2024 roku, WYRAŹNIE widzę i wiem, wyciągam wnioski z przeczytanych badań, z tego co wiem o sobie dzięki terapii, z tego jak teraz żyję, że... wysiadłam z tego pociągu i zastygłam w czasie by przeżyć. Że inną opcją było niewysiadanie z tego pociągu w którym od hałasu i presji PĘKAŁAM od środka, a to prowadziłoby do tego, że dziś by mnie tutaj nie było. Prawdopodobnie. Ale myślę, że tak by się to skończyło - ba! W tamtym okresie miałam próbę pożegnania się z życiem. I tak zbyt długo jechałam tym pociągiem, którego atmosfera mi nie sprzyjała. Zbyt długo narażałam się na ból i dyskomfort - powinnam była wysiąść wcześniej. Teraz to wiem, dzisiaj to wiem. Ech. Tak mi miło i tak kojąco wyobrazić sobie ten pociąg i stację, którą kiedyś sobie wyobrażałam, ale tym razem zmienić tą fabułę: tym razem, jako 35 letnia kobieta wyciągnąć dłonie do tej 21-24 latki, która siedzi sama, która nie ma pojęcia, tak siadomie, że uratowała sobie życie ostatkiem sił, a która zamiast być z siebie dumna, albo pozwolić sobie na słabość i na odpoczynek w ciszy, to czuje wewnętrzną złość i przełyka łzy goryczy wyrzucając sobie, że jest inna, gorsza, że nie potrafi znowu być "jak wszyscy", że chociaż chciała nadążyć to nie potrafi. Chciałabym usiąść obok niej, przykryć ją kocem i posiedzieć w ciszy, żeby nie czuła się tak samotna.
To niesamowite jak dużo dała mi i wciąż daje terapia. Jestem niewypowiedzianie wdzięczna Ani za tą jedną sesję, w której użyła innej techniki terapii niż zazwyczaj - gdy po omówieniu wspomnienia, problemu, kazała mi zamknąć oczy i świadomie poczuć siebie, tą z tamtego dnia, tą z gabinetu terapeutycznego, a potem w wyobraźni miałam się znaleźć w tym miejscu o którym tamtego dnia rozmawiałyśmy na sesji. I miałam zobaczyć tamtą siebie - tą, która wtedy cierpiała, i ją przytulić. I dać jej to, co mam w kieszeni, by nigdy nie czuła się sama. Byłam przerażona widząc to dziecko (bo wtedy omawialiśmy okres mojej komunii - we wspomnieniu znalazłam się na podwórkach za moim domem rodzinnym, w majowe popołudnie, kiedy wydarzyło się coś paskudnego ze strony mojej kuzynki - a gdy zobaczyłam siebie samą, NAGLE, tą 9-10 letnią mnie,na trawniku w tej czarno-białej sukience na ramiączkach w kwiatki, której nie lubiłam, a która była najbardziej 90' ciuchem ever), ale potem po prostu się rozczuliłam - myślałam, że nie lubiłam tego dziecka! A tym czasem, tamtego dnia, jakby przeniesiona wehikułem czasu do przeszłości, widząc samą siebie, wiedząc co się dzieje w głowie tej dziewczynki się totalnie rozczuliłam, przygarnęłam tego maluch i przytuliłam tak, jak wiedziałam, że tego dnia nikt jej nie przytuli. A ona przytuliła mnie. OFC na kozetce u psychoterautki się poryczałam ze wzruszenia - wiem, że to banalne i symboliczne nawiązywanie więzi z sobą, leczenie wewnętrznego dziecka, że to tylko taka gra wyobraźni, a jednak to była najbardziej prawdziwa podróż, której potrzebowałam bardziej niż sądziłam. I jak w mojej kieszeni pojawił się przedmiot - jak to mówiła psycholożka - to od razu wiedziałam co to jest. I oczywiście od razu podałam ten przedmiot dziewczynce, powiedziałam jej, żeby się nie martwiła, bo teraz ja zatroszczę się o jej bezpieczeństwo i zdrowie, a jeżeli będzie potrzebowała się ze mną skontaktować to... i podałam jej przedmiot z kieszeni. Gdy moja terapeutka pozwoliła mi wyjść z tego transu, tego ćwiczenia wyobraźni "zamknij oczy i podążaj za moim głosem", to poryczana jak bóbr i szczęśliwa, spokojna, krzyknęłam radośnie "dałam jej telefon!". Tak się cieszyłam, że ona może od tego momentu do mnie zadzwonić! A moja Ania wtedy się śmiała mówiąc "wiem, tak myślałam, że to będzie telefon, to całkiem oczywiste było". Ech.
No, piękne doświadczenie to było i zarazem niezwykłe. Od tamtego czasu lubię sobie przypominać, że te dziewczynki i dziewczyny i kobiety z przeszłości to JA. I że ta ja-z-teraz mogę do nich dostrzec i im pomóc.
Traktuję to jak ćwiczenie wyobraźni i jednocześnie narzędzie terapeutyczne: ja-z-teraz mam przestrzeń i możliwości unieść to co przygniotło mnie-z-kiedyś, więc mogę zajrzeć tam, gdzie ja-z-kiedyś w tamtym czasie nie potrafiła lub bała się zaglądać.
Piszę o tym, aby lepiej uchwycić to o czym mówię, kiedy dopada mnie raz po raz refleksja na temat okresu studiowania i w ogóle bycia studentką.
Teraz czuję się kochana, zadbana, bezpieczna. Owszem, są problemy, ale nie takie, których nie mogę rozwiązać lub chociażby pojąć ich struktury, oszacować gdzie szukać pomocy w ich rozwiązaniu.
Tak, budzi mnie czasem strach, gdy myślę o tym, że nie mam mieszkania i raczej mieszkania mieć nie będę - marzenie o swoim kawałku przestrzeni z każdym rokiem robi się coraz bardziej odległe. Ale teraz przestaję to widzieć jako swoją życiową porażkę: ja nie miałam nigdy możliwości i szans by mieć mieszkanie. Nie miałam wiedzy i świadomości, nie miałam wsparcia, ani bezpieczeństwa. A obecne problemy to pogłębiające się problemy systemowe - to nie moja wina. Chcę coś z tym zrobić, ale najpierw muszę zadbać o swoje bezpieczeństwo finansowe, a aby to zrobić muszę zadbać o edukację i utrzymanie work-life-balance. A to trudniejsze niż brzmi.
Dzięki mojemu chłopakowi/narzeczonemu (mam z tym problem - to fajne, że jest narzeczonym, ale czy narzeczony już nie jest chłopakiem? Dla niego to big deal, a dla mnie synonimy. Ze względu na niego staram się pilnować by nazywać go "narzeczonym", ale i tak czasem wymsknie mi się czasem per "chłopak" i zawsze słyszę w żarcie, że go degraduję. xD A jeżeli narzeczony nie jest chłopakiem to mam rozumieć, że to nazewnictwo jest tożsame z levelem postaci? Zaczynasz jako akolita, potem jesteś giermkiem, a potem możesz zostać krzyżowcem lub mnichem? W ten sam sposób mamy chłopaka/dziewczynę, narzeczonego/narzeczoną i męża/żonę? Bo w sumie teoretycznie w obydwu przypadkach powinno chodzić o zdobyty exp xD) czuję bezpieczeństwo. Przewidywalność - nie mylić z nudą! - w związku to coś pięknego! Coś fantastycznego! Dzięki temu mam tyle przestrzeni na rokminy i na projekty twórcze.
No i właśnie...
Dzięki życiu jakie tworzę z moim narzeczonym, którego nie mogłby być, gdybym nie trafiła na terapię, nie zdiagnozowała w międzyczasie ADHD, nie przeżyła tylu trudności w rodzinie, bez tego co jest teraz w życiu prywatnym i w partnerstwie nie byłoby przestrzeni na zaczęcie tych studiów.
A bez tych studiów nie przerabiałabym tego co przerabiam teraz.
A przerabiam BARDZO WYRAŹNE dostrzeganie tego, że nigdy nie chodziło o to, że byłam zbyt zła, zbyt głupia, zbyt mało zaradna. Że różne zawalane przeze mnie rzeczy to faktycznie był wynik mieszanki młodego wieku, pierwszych błędów, nieleczonej depresji, ADHD i NADMIARU obowiązków. Te wszystkie czynniki, plus brak fundamentalnego bezpieczeństwa (finansowego, emocjonalnego) to było jak.... ech, to było tak, jakbym próbowała (i moli bliscy próbowali) wydestylować moich kilka cech: zaradność-ponad-wiek, kreatywność, mądrość wynikającą z ciekawości. I zupełnie przy tym zasłaniali sobie wszystko co niewygodne: jeżeli jestem mądra i ciekawa, mogę z zapałem gadać godzinami o tym czego się nauczyłam ucząc się do sprawdzianu, ale do domu z tego sprawdzianu przynoszę 2 to ewidentnie oznacza, że kłamię, że się uczyłam i zawodzę oczekiwania, więc muszę uczyć się więcej - zamiast szukać innego rozwiązania tej sytuacji i to w przyczynach o których zresztą mówiłam: że gdy mam odpowiadać stresuję się tak bardzo, że mam pustkę w głowie (a potem piszę sprawdziany za siebie i nienauczone koleżanki - ja dostaję 2, a one 5 i nikt w tym nie widzi problemu oprócz mnie, nauczyciele nie wierzą, że mój brak regularności w nauce może owocować pracą na 5, o co jestem call outowana na lekacjach - "skąd to przepisałaś?" słyszę od polonistki, która oceniała pracę, którą bardzo fajnie mi się pisało, bo to był w zasadzie fanfic do "Dziadów cz. II" i miałam z tego fun... Każe mi wymieniać na forum milczącej klasy jakie książki prywatnie czytam, bo ona nie wierzy, że mogłam sama z siebie czytać Mickiewicza, mam pustkę w głowie, ale wymieniam... Czuję się zawstydzona i wyszydzona, celem tej sytuacji było "obnarzenie" faktu, że zdaniem polonistki nie czytam wcale, bo popełniam błędy ortograficzne i fleksyjne, których ona nie uznaje za objawy dysortografii... Gdy wymieniam co ostatnio czytałam pani psor zaczyna się śmiać kpiąco, a razem z nią niektóre osoby z klasy - bo czytałam, zgodnie z prawdą, "Park Jurajski III", co być może brzmi niedorzecznie, jakbym udawała, że film jest książką, ale dostałam serio taką książkę w prezencie na urodziny od mojej koleżanki z ławki... całe szczęście ona się nie śmieje, ale też nie staje w mojej obronie potwierdzając, że tą książkę sama mi dała... Przychodzę do domu i opowiadam o tym mamie, która wcześniej sprawdzała tą moją pracę, której autorstwo zostało wzięte w wątpliwość, która wie, że nie da sie mnie odlepić od książek... i mama robi co może: ta akcja sprowokowała mamę by wybrać się ze mną do poradni po opinię. Polonistka nie chciała dać mi skierowania, bo upierała się, że akurat moje błędy wynikają z lenistwa... skierowała inne osoby z klasy, oni wrócili z negatywną opinią, a ja przyniosłam papier z opinią pozytywną... )
Tumblr media
Ech...@pantokratorka mówiła mi, że teraz w szkole takie akcje jak ta z polonistką by nie przeszły.
Jakby nie było: byłoby łatwiej żyć wiedząc to, co wiem dzisiaj. Że błędy popełniam i będę popełniać, nie ważne jak będę się starała. Po prostu mój mózg nie uznaje takich "błahostek" jak ortografia za istotne i już. I zarazem ten sam atypowy mózg ma silne poczucie sprawiedliwości tj. skówka może być skuwką, ale też skófkom lub skufką i zupełnie tego nie dostrzegę jeszcze przez tydzień (no jak chcesz zrozumieć co napisałam to zrozumiesz, nie? - tak myśli mój mózg, close enough) o tyle wystawienie 5 osobie, która ściągała i 5 osobie, która nie ściągała jest dla mnie jak obraza, naruszenie norm społecznych i nie mogę tego przeżyć. ADHD.
Kolejna rzecz? I to taka o której nie wiedziałam, że jest big deal - po prostu myślałam, że raczej WSZYSCY, WIĘKSZOŚĆ SPOŁECZEŃSTWA ma jak ja w tej kwestii i odchyłem od normy jest właśnie inne podejście. Otóż czytałam ostatnio wątek rozmowy o tym, że osoby z ADHD i na spectrum autyzmu mają "problem z szanowaniem autorytetów" - samo wyrażenie dla mnie brzmi, jak jakiś klasistowsko-konfucjański zarzut ideologiczny. Co to znaczy? Ja faktycznie: nie uważam, żeby moim "autorytetem" miał być np: człowiek będący rasistą lub seksistą, nawet jeżeli ma bogaty dorobek akademicki lub inne cechy, które mogły by go stawiać na piedestale. Ale szanuję autorytety. Swoje, zgodne z moimi poglądami i wartościami. Co więcej jestem przeciwna tej dawnej idei, że z marszu na wyjątkowy szacunek zasługują ludzie starsi wiekiem, wobec których ten szacunek miałaby wyrażać poprzez służalczość. To mnie bardzo wkurza i jestem gorącą przeciwniczką takiego podejścia.
Niemniej moim zdaniem na szacunek ZASŁUGUJE każdy człowiek. Nie ważne czy jest autorytetem czy nie.
I dlatego mam problem z frazą, że objawem ADHD oraz spectrum autyzmu jest "problem z szanowaniem autorytetów". Bo to brzmi, jakbyśmy byli jakimiś rebeliantami, którzy nie szanują nikogo, sex, drugs and rock'n'roll. A tu właśnie chodzi o to, że mamy problem, gdy ktokolwiek NIE SZANUJE innych ludzi lub oczekuje okazywania tego szacunku tylko wobec wybranych ludzi.
Ha!
I co się okazało? Że to właśnie ADHD&Autysm thing: nie tyle jest to "problem z szanowaniem autorytetów" - tak to jest postrzegane przez niektórych neurotypowych. Mózgi atypowych nie uznają idei tego, że mieliby istnieć równi i równiejsi: wszyscy jesteśmy wartościowi, a idea traktowania kogoś "lepiej" tylko dlatego, że wg. społeczeństwa jest autorytetem w swojej dziedzinie jest dla nas o tyle zaskakująca, co nosząca znamiona niesprawidliwości: bo człowiek bardziej lub mniej uprzywilejowanych, o większych czy mniejszych możliwościach po prostu podjął inną decyzje lub szereg decyzji, ma wiedzę czy inne cechy, które mu/jej dodają autorytetu, co oczywiście doceniamy i czego nie negujemy. Po prostu fundamentalnie nie zgadzamy się z pomysłem, że takiej osobie miałby się należeć "większy" szacunek lub podziw niż innym ludziom. Ot co. Takie decyzje moga być też dyktowane naszymi subiektywnymi wartościami (tj. tym co cenimy w innych ludziach, w życiu), ale nie ogarniamy hierarchi "szacunku wobec ludzi" dla samego szacunku, gdy ktoś po prostu wyraża się o innych ludziać z brakiem szacunku. Mam nadzieję, że to dobrze ujęłam.
Mega ciekawe, że to kolejny raz cecha ADHD i że wcale nie jest to domyślny sposób postrzegania świata większości ludzkości (atypowych jest 40% na świecie) - nie wiedziałam, że ludzie mają inaczej. Tj. wiedziałam, ale bardziej kojarzyłam to z ideą konfucjonizmu lub patriarchatu na zachodzie. A tu się okazuje, że to myślenie dla 60% ludzkości jest po prostu "domyślne", w "ustawieniach fabrycznych", a dla mnie samej jest oznaką braku postępowości i opresji.
---
W zeszłym tygodniu byłam na spotkaniu. Takim w sprawie możliwości rozwoju. Byłam jedyną osobą fizyczną na spotkaniu zorganizowanym dla zaciekawionych programem wsparcia osób w moim województwie. Reszta osób to reprezentanci organizacji pozarządowych: stowarzyszeń, fundacji i innych inicjatyw obywatelskich, a także urzędów, uczelni wyższych, szkół, instytucji szkolących, obiektów kultury, muzeów.
Poszłam tam w myśl "nie wiem, ale się dowiem" - miało być wprowadzenie do tematu wsparcia, nakreślenie jakie są możliwości, co zrobić by dofinansowanie dostać. Chciałam się po prostu dowiedzieć czy mam szanse na coś w ogóle. Podczas przerwy kawowej dałam znać swojej przyszłej wspólniczce xD - więc na drugiej części spotkania już byłyśmy we dwie, jako jedyne przedstawicielki osób fizycznych na sali wykładowej. Wtedy już przeszliśmy do praktycznych ćwiczeń z tworzenia projektów. Jakieś 2h pracy.
Bawiłam się świetnie. Dużo się dowiedziałam.
Ale zaskoczyło mnie to, jako feedback dostałam. Otóż zdaniem uczestników szkolenia, a więc doświadczonych organizatorów wielkich festiwali, artystów, aktorów... ich zdaniem byłam najbardziej kreatywną osobą na sali i upierali się, że daleko zajdę. Serio. Mi tam pikawa niemal wyskakiwała z piersi, bo czułam się jak... osoba, która nie miała latami nic oprócz przekonania, że jest mądra i zaradna, ale która w życiu akademiskim miała porażkę za porażką. A teraz wykładowcy z ASP mi mówią, że są w szoku, że nie jestem absolwentką ASP, albo, że nie pracuję kreatywnie.
I po przetrawieniu tego całego ogroma ciepła i komplementów (ale też merytorycznej krytyki) WIDZĘ, że mając te dwadzieściakilka lat, mając depresję, będąc obciążona wręcz lawinowo traumatycznymi doświadczeniami, tak się spaliłam, sparzyłam, tak straciłam wiarę w to, że moja sztuka jest wystarczająca, że sama ją opuściłam - bo to było ZBYT MOJE i ZBYT BLISKIE, ZBYT UKOCHANE by znowu się na tym polu zawieść (a w tamtym czasie się wciąż i wciąż zawodziłam), by złamać sobie serce ten najgłębszej i najszczęśliwszej części mnie, jaką było tworzenie: malarstwo, fotografia, media. To było chronione miejsce "nie ruszaj, nie patrz tutaj, nie uderzaj w to, bo zbyt dużo dla mnie znaczy bym mogła przyjąć zniszczenie i tego kawałka siebie, nawet tu nie patrz, bo boję się, że jak tobie tą część pokażę to niespodziewanie w nią uderzysz, a to jestem tak bardzo JA, że po prostu się załamię". Wolałam odejść od tego dla bezpieczeństwa. Zresztą, musiałam najleprw posklejać swoją zgruchotaną psychikę by móc w ogóle mieć przestrzeń na coś twórczego.
Trwało to dekadę.
A teraz wracam i widzę, i słyszę, że to nie było tak, że sobie wymyśliłam, że jestem dobra. Ja jestem dobra. Bardzo. I to widać.
Po tym spotkaniu po 1 - prowadząca na zakończenie nagrodziła mnie brawami, jako najbardziej kreatywną osobę na warsztatach. Dostałam owacje.
Po 2 - na sali była przedstawicielka mojej uczelni. Gdy pracowaliśmy grupowo sama doszła do wniosku, na forum grupy, że ona jest dobra w drobiazgowych rzeczach, w zapewnianiu zajebistej papierologii, ale jest słaba w kreatywnym myśleniu - przez co widzi, że jej uni traci kasę, bo ona nie ma pomysłu jak można by o coś zawnioskować. Wtedy rzuciłam, że polecam się (jeszcze na długo przed tymi feedbackami i oklaskami - po prostu spontanicznie się odezwałam), że studiuję u niej na uczelni i obecnie szukam pracy. To był trochę spontan, trochę żart, trochę wykorzystana przeze mnie okazja do autoreklamy w gronie osób, które pracują tak, jakbym ja chciała pracować. Dlatego totalnie mnie przyprawiło o atak serca, gdy po zakończonym spotkaniu ta pani podeszła do mnie, przeprowadziła na szybko rozmowę kwalifikacyjną, poprosiła o mój e-mail, o telefon, obiecała, że porozmawia z rektorem i się do mnie odezwie z propozycją pracy.
Po 3 - potem podeszły do mnie jeszcze dwie panie. Wychodząc z budynku dostałam zapewnienie chęci współpracy, gdy już założę działalność, a także... propozycję pracy-marzenia. Wnętrzarstwo. I zarazem nowe media. I zarazem sztudia audiowizualna. I zarazem wszystko miałoby być wystawiane w jednym z najpiękniejszych zabytków w Polsce. Myślałam, że zacznę piszczeć ze szczęścia, bo MARZĘ o takiej pracy! MARZĘ! Nie wiem czy to wypali. Nie wiem. Ale znaczy dla mnie to TYLE, że po zajęciach po prostu do mnie podeszła osoba reprezentująca ten obiekt kultury i złożyła tę propozycję nie mają pojęcia w zasadzie, że ja wiem jak w architekturę, bo na tym spotkaniu nawet się nie zająknęłam na ten temat. No po prostu... SZOK. Serio, razem z tą "zleceniodawczynią" (bardzo entuzjastyczna osoba, bardzo spontaniczna) niemal zaczęłyśmy skakać na korytarzu ze szczęścia, że znalazłyśmy właściwe osoby. Od razu kresliłyśmy w wyobraźni co zrobić i gdzie zrobić! Tak bardzo chcę to robić, że nie zważałam na cenę. Dzięki borowi za moją przyszłą-wspólniczkę, która rzeczowo ochłodziła moje zapędy i od razu przeszła do konkretów: kiedy? Za ile? Jaka powierzchnia? Ile mebli? Jaki materiał? Jaki styl? No i zaczęły się negocjacje :D Nie mogę się doczekać aż ta pani zadzwoni. <3
I wracałam do domu myśląc o tym, jakie to niesamowite - gdyby nie to, że zaczęłam studia bym w ŻYCIU nie poszła na to spotkanie, myśląc, że żadna ze mnie artystka i że nie należę po prostu do tej grupy, nie mam uprawnień, praw, wiedzy, pomysłów, kapitału kulturowego.
Tym czasem ja się inkupowałam jakby całe życie, by być na tych studiach i by pracować tak, jak pracują osoby, które były ze mną na spotkaniu.
Wzrusz.
Nie wiedziałam.
Nie wiedziałam, że to mam. To znaczy wiedziałam tak na poziomie świadomym, że potrafię i jestem spoko jako osoba dowożąca organizację rzeczy, że jestem odważna, że mam wiedzę, ale gdzieś w środku czułam, że nie spełniłam społecznych norm, reguł, rytuałów przejścia by móc tam należeć. By móc uczestniczyć w takich spotkaniach lub pracować w ten sposób. Wiem, że to tylko papierek i tylko symbol. Ale studia i wykładowcy mnie upewnili, że to co mam, ta wiedza, jest wystarczająca by móc chcieć się starać o taką pracę.
Ech.
Jeszcze raz: dumna z siebie jestem w opór. I wzruszona.
Ale bardzo takie spotkania mnie męczą
---
Mój tata miał urodziny. Oznacza to, że kolejny weekend spotkałam się z moimi krewnymi i jeszcze przez tydzień trawiłam tę sytuację z babcią... Ech... Opiszę to później bo to też wpływa na to, jak teraz postrzegam ten moment w życiu
9 notes · View notes
indira2004 · 2 months
Text
11.07.2024 czwartek
Wstałam rano, zjadłam śniadanie, spakowałam się na każdą ewentualność, i poszłam na miejsce odbioru. Podjechał bus, nie musieli mnie nawet kusić cukierkami, wsiadłam bez dyskusji, bus zgarnął jeszcze kilka osób i pojechaliśmy do sąsiedniej miejscowości, gdzie wsiedliśmy na przyjemną łódeczkę i pomknęliśmy przez jezioro. W pierwszej miejscowości (zaliczając jeszcze Bay of bones bez wysiadania) zatrzymaliśmy się na coś do picia, przy okazji zobaczyliśmy węża wodnego, który aż głowę z wody wystawił, żeby pokazać mi język. Dalej był klasztor świętego Nauma, przy czym lepsze wrażenie zrobiła na mnie atrakcja dodatkowo płatna, ale po cenie super zniżkowej, bo po znajomości, mianowicie krótka wycieczka łódką wiosłową po jeziorku, w którym pod wodą bije źródło rzeki Crn Drim - tak podają tambylcy i tak jest na mapach Google, chociaż wg Wiki źródło tej rzeki jest dokładnie po drugiej stronie jeziora. Głębszy risercz zrobić należy, a fakty, jakie by nie były, nic nie zmienią - bajorko jest piękne, piasek bąbelkuje, woda jest zimna i absurdalnie czysta, można pić, a na końcu bajorka niespodzianka - kościółek dostępny tylko od strony wody.
Z samym monastyrem jest tak, że co prawda jest oryginalny sprzed wieków i jest tam grób jego fundatora, ale jak się widziało jedną macedońską cerkiew, to widziało się wszystkie.
Swoją drogą, strasznie fajni są macedońscy młodzi ludzie.
No a potem dobiliśmy do brzegu, gdzie jest kolejny malutki kościółek dostępny tylko od strony wody, przy którym to kościółku stoi wypasiony grill i urządzone jest rekreacyjne miejsce do jedzenia, tylko trzeba po sobie posprzątać.
Przy brzegu, bo można się kąpać, płytko jest przez kilka kroków, potem do jakichś 10 metrów widać dno, taka jest czysta woda, a potem natychmiast jest uskok i głębia 60 metrów.
Sąsiedzi biesiadnicy pożyczyli piłkę i godzinę z jednym ze współwycieczkowiczów grałam w coś jakby siatkówkę, bawiłam się świetnie, on też, oraz trochę się przypiekłam.
Potem nastąpił obiad w cenie wycieczki, grillowane mięsko, ser, surówka, nic wykwintnego, a nie pamiętam, kiedy ostatnio coś mi tak bardzo smakowało.
Napoje też były w cenie i ukradkowe gapienie się na przewodnika bez koszulki też.
W drodze powrotnej włączyli muzykę, atmosfera zrobiła się senna, bo nie wiem czemu uparli się na reggae, dopiero na dwie minuty przed końcem przypadkiem poszedł jakiś kawałek rodem z Eski, to nastrój momentalnie zmarchwiwstał.
Ta muzyka w ogóle nie była potrzebna, jestem przeciwniczką brudzenia rzeczywistości hałasem.
190 zł łącznie z fakultatywnym bajorkiem.
Jedyne co, to byli sami Holendrzy i jakkolwiek starali się pamiętać, że nie mówię po ichniemu, to jednak czułam się kapkę wykluczona.
Na szczęście przewodnik też nie mówił po holendersku.
W drodze powrotnej zaszłam do sklepu po coś z aloesem, a potem po tę samą pizzę co wczoraj. Lokal pusty, więcej pracowników niż klientów, a dziewczyna mi powiedziała, że 20 minut będzie trzeba czekać. Czekania wyszło trochę więcej, bo pani kelnerka nie mogła mnie w lokalu znaleźć celem wręczenia mi zamówienia; szukała nawet na dworze, a ja złośliwie siedziałam przy stoliku przy samej kasie 🤦
Solitude low. Spending time alone required.
11 notes · View notes
ahosia3 · 1 year
Text
Zdaje się, że tylko starzy ludzie potrafią siedzieć obok siebie, milczeć i nie czuć się niezręcznie. Młodzi, popędliwi, niespokojni, zawsze muszą przerwać ciszę. Wielka szkoda, cisza bowiem jest czysta. Cisza jest święta. Zbliża ludzi, gdyż tylko Ci, którzy się dobrze, że sobą czują, mogą siedzieć w milczeniu. O to wielki paradoks.".
~Nicholas Sparks:"Pamiętnik"
60 notes · View notes
jamnickowa · 4 months
Text
Niepokojące odgłosy w bramie.
Wracałam z warsztatów przed godziną dziewiętnastą. Byłam w samym centrum Wrocławia, w Rynku. Masa ludzi, jasno. Usłyszałam dziwne okrzyki w zaciemnionej bramie. Ludzie przechodzili, nikt nawet w tamtą stronę nie spojrzał. Przynajmniej ja nie zauważyłam, by tak było. Zatrzymałam się. Słuchałam przez chwilę. Po czym zaczęłam iść w kierunku bramy. Na szczęście nikt nikogo nie bił, nie gwałcił, nie chciał zamordować. Jacyś młodzi ludzie z butelkami alku w rękach coś pokrzykiwali, widziałam, że się "dobrze" bawią. Poszłam dalej. A gdyby było inaczej? 😧
6 notes · View notes
skrzynka · 1 year
Note
kurwa przerażające że okno overtona się tak przesunęło że młodzi ludzie uważają że agresywny antysemityzm jest społecznie akceptowalnym tematem do rozmowy z przypadkowymi ludźmi. zejść z rozpaczy można
jeszcze kurwa w tym kraju polaczki wielce umęczeni przez niemca jebac tuska bo cos tam cos tam niemcy ale losowej typiarze powiem o tym ze powinni zydow wybic (potem powiem ze haha zartowalem ale i tak glosuje na konfe)
10 notes · View notes
chaos-i-inne-pietra · 8 months
Text
" Miał zwyczaj: codziennie robił mi herbatę. Usiądź, wypijemy razem. To było takie hasło. Wezwanie właściwie. Jakby mnie każdego dnia wzywał do prawdziwego życia we dwoje. Młodzi ludzie często myślą, że w związku ważne są namiętności, a na końcu się okazuje, że najważniejsza ze wszystkiego jest herbata. I że potem brak jej najbardziej."
Tumblr media
4 notes · View notes
davidbutterfly · 1 year
Text
Widziałem gdzieś wśród moich followowanych kont osobę, która dała post o treści, w której zadała sobie pytanie od kiedy motylki to tylko ćpuny, dzieci i osoby które nie dają radę głodować się mniej niż dzień i uznałem, że w sumie ciekawie się wypowiedzieć na ten temat bez zamiaru hateowania na osobę prowadzącą tamtego bloga oraz kogokolwiek z powyżej wymienionych grup.
Jako motylek z dosyć długim stażem myślę, że pojawianie się dzieci (mówię tu o osobach do około 11 roku życia) między motylkami nie jest czymś nowym, zauważmy że wielu z nas również zaczynało w dosyć młodym wieku naszą przygodę lub już gdzieś to słyszało. Dzieciaki zwyczajnie są dosyć ciekawe i też trzeba przyznać, że w obecnych czasach dorastają zwyczajnie zbyt szybko przez co presja społeczna przychodzi do nich zdecydowanie szybciej niż do nas kilka lat temu pomimo tego że ona pojawiła się również dość wcześnie biorąc pod uwagę, że wiele motylków jakie spotykam to młodzi dorośli z wieloletnim stażem co znaczy że zaczęli przynajmniej już w okresie nastoletnim. Szczerze pomimo że sam zacząłem jako młody nastolatek ciężko mi się patrzy na to że tak młode osoby wpadają w to i nie cieszy mnie szczerze fakt że tak dużo osób pcha się w to do tej pory bo z tego gówna za nic się nie da wyjść już po takim czasie i ta presja tylko narasta. Jeśli jesteś młodą osobą i zaczynasz dopiero podróż z aną szczerze nie polecam ci tego nawet jak jestem osobą która nie ma zamiaru kiedykolwiek mieć recovery, naprawdę dzieci i młodzi nastolatkowie nie pchajcie się w to.
Kolejne dwie grupy omówię troszkę krócej bo nie mam w tym temacie tyle do powiedzenia co o młodszych osobach. Myślę, że określanie że większość motylków jest ćpunami jest dość błędne biorąc pod uwagę to ile tak naprawdę równie zdrowych ludzi ćpa w tych czasach. Może się wydawać, że wiele motylków teraz jest narkomanami ale nie uważam, że dobrym określeniem jest "większość", lepiej to zjawisko można określić jako powiększenie się narkomanii wśród ogólnego społeczeństwa.
Jako ostatni temat mamy do omówienia głodówki. Myślę, że osobami które nie wytrzymują cały dzień na głodówce są osoby dopiero zaczynające przygodę z aną, a zauważam wchodząc na tumblra, że owych ostatnio trochę przyszło i myślę, że nie powinno im się przez to obniżać jeśli rzeczywiście wybrały same sobie tą drogę. Z czasem będą pewnie w stanie wytrzymywać coraz dłużej, organizm w niektórych przypadkach potrzebuje małych kroczków aby się przyzwyczaić do obecnego stanu tym bardziej jeśli dopiero przeszło się z normalnego funkcjonowania na anę czy jak ma się jakieś problemy zdrowotne które utrudniają diety motylkowe.
Ktokolwiek przeczytał to do tego momentu niech weźmie pod uwagę, że to jedynie moje zdanie i każdy może mieć inne! Bardzo chcę podziękować @wspolczesnana za napisanie tego krótkiego wpisu na swoim blogu, który zainspirował mnie aby wypowiedzieć się na ten temat troszkę głębiej z mojego pola widzenia i życzę tobie jak i reszcie motylków które to czytają lekkiego dnia!
Tumblr media
19 notes · View notes
deathissolution · 1 year
Text
Czasy robią się coraz gorsze. Ilu wielkich twórców odeszło niedawno. Kora. Zbigniew Wodecki. Krzysztof Krawczyk. Wisława Szymborska. Dawno temu odszedł Riedel. Zmarło wielu innych poetów, pisarzy i innych utalentowanych ludzi. Znak czasów, gdy kończy się to co dobre i przyjemne, a zamienia się w cierpienie i niepewność.
W dodatku jako społeczeństwo upadamy, człowiek wciąż nie szanuje człowieka, i to robi się coraz gorsze. Odbierane są prawa kobiet. Jeśli tak dalej pójdzie stracą one władzę nad własnymi ciałami, możliwość wyboru. Co dalej? Szerzącą się wojna na tle rasowym, poglądowym oraz z powodu nienawiści?
Mimo minionych lat wciąż panuje nietolerancja dla inności. Młodzi ludzie jak my, muszą pracować i nie mieć nic, albo są zmuszeni wyjechać z kraju, który rządzony jest przez ludzi wiodących do zguby, aby samemu mieć dobrze. Jaki sens niszczyć kraj, aby mieć władzę? To egoizm w najczystszej, najgorszej jego postaci.
A to wszystko to tylko procent tego co jest nie tak. Wymieniać możnaby bez końca.
I są momenty, że patrzy się na to bezsilnie, a czasem z uczuciem gniewu. W takich chwilach dociera do mnie jak mało może sama jednostka. A mało kto chce się łączyć, aby razem coś osiągnąć.
8 notes · View notes