Tumgik
#do ławki
motylekjulaa · 21 days
Text
03.09.2024
Zjedzone : 690 kcal
Spalone : 270 kcal
Waga : ?? Kg
Nie zważyłam się ,bo zapomniałam tak bardzo byłam zestresowana nową szkołą.Wstałam ubrałam się ,pomalowałam i wyprostowałam włosy ,nie mogę dosłownie na siebie w lustrze patrzeć .Obrzydza mnie swój widok ,jestem brzydka i ulana, ale jak schudnę to to się zmieni i będę miała takie dojebane outfity.Gdy wyszłam z domu musiałam iść do mamy pracy ,chciała mi dać śniadanie (i tak nie zjadłam w szkole ) oraz kawę (kawę wypiłam po drodze bo musiałam mieć trochę energii).W szkole weszłam i nie mogłam znalesc sali ,naszczęście pan mnie zaprowadził, ale się spóźniłam ;-; ta jedną dziewczyna z którą wczoraj gadałam wybrała język francuski a ja niemiecki więc nie było jej w klasie ze mną.Gdy była przerwa czekałam na nią ,przyszła ze swoją inną koleżanka z naszej klasy i powiedziała do mnie "No to my idziemy do sklepu a ty możesz tu zostać" i se odrazu poszły.Myślałam ,że się popłaczę na środku korytarza ,myślałam ,że na dłuższą metę będziemy trzymać się razem i będę miała z kim gadać oraz siedzieć w ławce a jednak zostałam sama.Byłam szczerze zagubiona,czułam wzrok wszystkich na sobie.Na przerwach stałam sama ,na lekcjach usiadłam raz obok dziewczyny ,na kolejnej obok chłopaka a jeszcze kolejnej spytała mnie jedna dziewczyna czy może usiąść obok mnie bo jej przyjaciółki są za nami.Każdy w klasie ma swoją przyjaciółkę albo przyjaciela a ja jako jedyna nikogo nie mam.W szkole oczywiście ,że nic nie zjadłam i w dodatku zaczęło mi burczeć w brzuchu na lekcji...myślałam ,że się spale ze wstydu.Nadeszła ostatnia lekcja,były złączone ławki tak jakby w grupach i usiadłam sama,siedze sobie i siedzę aż nagle jedna dziewczyna zapytała czy chce z nimi usiąść bo ciągle tak sama siedzę.Myślałam ,że się popłaczę ze szczęścia naprawdę.Usiadłam do nich i się poznaliśmy.Po lekcjach przytuliłam się z jedną z nich.W dodatku dodały mnie na snapa 🥰 Były takie miłe i kochane.Mam nadzieję ,że się zaprzyjaźnimy i nie będę wtedy sama.Po szkole zjadłam mleczną kanapkę,bułkę i wypiłam całą butelkę coli zero.Nie ćwiczyłam ale spaliłam kcal krokami bo mam daleko do szkoły.Jestem z siebie nawet dumna bo zjadłam mało patrząc na to ile jadłam przedtem podczas binge.Ogólnie strasznie mi się język plącze i mi wstyd cokolwiek mówić .Mam nadzieję ,że jutro sama w szkole nie będę tylko z tymi dziewczynami.Jutro się już napewno zważe.
Chudej nocy motylki 🦋
Tumblr media
20 notes · View notes
dawkacynizmu · 2 months
Text
czwartek 18/07
୨ৎ podsumowanie
zjedzone — niepoliczone
szykujcie się na 1000 słów mojej kurwicy ale to potem pierw zacznę od początku dnia i jedzenia.
miałam dziś jechać nad jezioro z siostrą, cóż, do ostatniej chwili myślałam że tak będzie, ale powiedziała że pierw musimy zajechać do hebe, a jak wróciłyśmy to przypomniała sobie o paznokciach więc bez jeziora, a szkoda. była dzisiaj w lumpie i znalazła nową śliczną spódniczkę z Zary i mimo że to nie jej rozmiar (XS) to ją wzięła, nazywając "motywacją do schudnięcia". nagle jednak wstała i uznała "chuj wejdę w nią choćby nie wiem co" owszem weszła, ale rozjebała zamek a potem musiałam z asystą naszej mamy ją z niej ściągać XD moja mama w trakcie powiedziała że chyba trzeba jakiegoś chłopa zawołać i przewróciłam się ze śmiechu na tę wizję i ściągały ją z niej już we dwójkę. uwaga, zdjęły, powiedziała do mnie, a weź ty przymierz. w sumie to zdziwiłam się, że przeszła mi przez dupe bez problemu. spojrzała na mnie z miną 😐 po czym zaczęła się śmiać i powiedziała żebym ją sobie wzięła jak uda mi się naprawić zamek. tak bez zawiści czy zazdrości, nawet takiej skrywanej. ja w takiej sytuacji pewnie poczułabym potężne ukłucie w klatce piersiowej i zaczynałabym fasta czy nową dietę, ale po niej to po prostu spłynęło, to dobrze. nagrała nawet snapa z procesu ściągania z niej spódniczki na którym ja już siedzę na podłodze, ona się śmieje a matka krzyczy na nią "I PO CHUJ TO ZAKŁADAŁAŚ" jednocześnie próbując zsunąć to z jej bioder.
Tumblr media
pod wieczór mama kazała mi skosić trawę i tu zaczyna się moja wspomniana wcześniej kurwica. powiedziałam że wolę zrobić to jutro rano, ale powiedziała że mam to zrobić teraz na pół z moją siostrą bo będzie szybciej, a ja sama będę robiła przerwy i kosiła cały dzień. a więc zgodziłam się, zaczelam...a moja siostra sobie w międzyczasie pojechała więc i tak musiałam kosić całe podwórko. bardzo duże podwórko. zajęło mi to 4 godziny a może byłoby szybkiej gdyby ktoś łaskawie... no nie wiem, przestawił stół, donice z kwiatami, ławki i krzesła ogrodowe? pozbierał zabawki psa? matka sobie jeszcze wymyśliła ze trawę mam ładować do jakiejś kurwa beczki z otworem tak małym oraz tak wysokiej że nie byłam w stanie jej tam wsypać. wypadł mi z rąk kosz od kosiarki i jakąś cześć się odłamała. dostałam zjebe od najgorszych trwająca przez pierw godzin zanim matka nie zorientowała się że tą część się odczepia i wcale niczego nie urwałam XD dalej kwestia mojego brata. nie wiem, zawsze jak coś robię to on zachowuje się jakby to była dla mnie najcięższa z kar, gdzie mi się kosi trawę lub grabi liście całkiem przyjemnie kiedy mam podcast lub muzykę na słuchawkach. chodził za mną jednak i wyśmiewał się "haha zapierdalaj" "do roboty". gdy kosiłam ciągle coś co mnie mówił mówił i machał rękami, musiałam ściągać słuchawki i wyłączać kosiarkę i akurat jak to robiłam to już nie miał niczego do powiedzenia 😸 beczka na trawę w pewnym momencie się zapełniła, była zbyt ciężka abym ją wyniosła, powiedzialam zresztą już wcześniej że ją pierdole i będę rzucać trawę gdzie indziej. gdy mama kazała mu ja opróżnić powiedział że plecy go bolą i patrzył jak sama lewo próbuje ją wytargać. a myślałam że przejadą mu kosiarką po tej parszywej mordzie jak rozsiadl się na krzesełku na środku trawnika i siedział aż nie podjechałam aż po jego stopy. powiedziałam żeby się przesunął to wstał i ostentacyjnie zostawił to krzesło 🤡 musiałam więc wyłączyć kosiarkę i je wynieść. nie wiem z czego wynika to jego chamstwo, on chodzi i robi kurwa wszystkim na złość. zawsze najmądrzejszy, najdoskonalszy, nieomylny a w rzeczywistości po prostu wkurwiający wszystkich dookoła.
tu fragment skoszonego trawnika slalom niezły mi się zajebał XD pewnie mnie brat mnie za to zwyzywa jak zobaczy
Tumblr media
kalorie niezliczone, bo zjadłam za dużo, ale nie był to binge. myślę że byłam nawet pod moim zapotrzebowaniem, sporo też zapewne spaliłam kosząc tę trawę więc nie tak źle. niektóre rzeczy nie wiem jak policzyć, lody z lodziarni to moja zmora. niby są grafiki w internecie ale tam są basic smaki wanilia czekolada a chuj wie ile ma gałka mlecznego kokosa z dodatkiem wiśni. dodatkowo te gałki się bardzo od siebie różnią. mam ulubiona lodziarnie i jak byłam ostatnio to dostałam tak ogromną że mi prawie wypadła z rożka, tym razem o połowę co najmniej mniejszą. podjadałam dużo suchego chleba i wafli ryżowych, zjadłam trochę obiadu, suchą bułkę (nie oceniajcie) i jabłko. nie jakieś szczególne kaloryczne rzeczy, podliczyłam to zresztą na oko i nie powinno być nadwyżki. nie uznaje tego za metabolism day ewentualnie lekkie własnowolne obżarstwo day xD dla zadowolenia kubków smakowych o chęci wpierdalania a nie przyspieszania metabolizmu, nie wierzę nawet aby jeden dzień jedzenia więcej był w stanie coś takiego zrobić, jutro nie będę czuła pewnie nawet różnicy.
Tumblr media Tumblr media
23 notes · View notes
linkemon · 6 months
Text
Haku x Reader
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
Tumblr media
ʙʏ ʀᴀᴛᴏᴡᴀᴄ́ ғɪɴᴀɴsᴏᴡᴏ śᴡɪᴀ̨ᴛʏɴɪᴇ̨, [ʀᴇᴀᴅᴇʀ] ᴢᴏsᴛᴀᴊᴇ ᴘʀᴢʏᴅᴢɪᴇʟᴏɴᴀ ᴅᴏ ᴘʀᴀᴄʏ ᴡ ᴌᴀᴢ́ɴɪ. ɴɪᴇ ᴡɪᴇ ᴊᴇsᴢᴄᴢᴇ, ᴢ̇ᴇ ᴊᴇᴊ ᴘʀᴀᴄᴏᴅᴀᴡᴄᴢʏɴɪᴀ̨ ᴢᴏsᴛᴀɴɪᴇ ᴘʀᴀᴡᴅᴢɪᴡᴀ ᴡɪᴇᴅᴢ́ᴍᴀ. ᴏᴅ ᴢᴀᴌᴀᴍᴀɴɪᴀ ʀᴀᴛᴜᴊᴇ ᴊᴀ̨ ʜᴀᴋᴜ. ᴄʜᴌᴏᴘᴀᴋ, ᴋᴛᴏ́ʀʏ ɴɪᴇ ᴘᴀᴍɪᴇ̨ᴛᴀ ᴋɪᴍ ᴊᴇsᴛ ɪ ᴢᴀ ᴡsᴢᴇʟᴋᴀ̨ ᴄᴇɴᴇ̨ ᴘʀᴀɢɴɪᴇ ʙʏ ᴜɴɪᴋɴᴇ̨ᴌᴀ ᴛᴇɢᴏ sᴀᴍᴇɢᴏ ʟᴏsᴜ.
[Reader] ostatni raz rzuciła spojrzenie w stronę chramu. Czarny dach pokryty mchem. Czerwona brama tori wybijająca się na tle zieleni. Kilka sióstr zmierzających na jeden z rytuałów. Wszystko jak zawsze, poza człowiekiem stojącym na szczycie schodów. Wyłaniał się z wieczornej mgły, patrząc gdzieś w dal. W zamyśleniu głaskał długą brodę.  
Obecny kannushi był tak stary, że dziewczyna widziała go tylko kilka razy przy najważniejszych uroczystościach. Ledwo dawał sobie radę ze swoją pracą. Nikt z młodych ludzi nie chciał go zastąpić. Nie posiadał też dzieci. Całą nadzieję pokładał w sierotach, takich jak ona. Od kilku lat jednak nie znalazł się ani jeden chłopiec w odpowiednim do nauki wieku. Kilku odeszło zanim podupadł na zdrowiu, a jedyny, jaki został, miał tylko trzy lata. Fakt, że kapłan wyszedł ją pożegnać, uznała za dziwnie podejrzany.  
Poprawiła torbę, próbując zrozumieć, co właściwie zaszło wczorajszego wieczoru. Zaraz po kolacji mężczyzna wezwał ją do siebie. Niewiele mówił. Głównie Annaisha-san wyjaśniała jej sytuację. [Reader] od zawsze respektowała najstarszą miko. Nie mogła jednak powstrzymać słów złości i frustracji wydobywających się z głębi swojego serca. Dlaczego miała stąd odejść? I to jako jedyna? Cała reszta zostanie tu sobie w spokoju i będzie mogła robić to, co dawniej. Tymczasem ona miała zmienić całe swoje dotychczasowe życie, by pracować w jakiejś łaźni, u kobiety, o której nigdy wcześniej nie słyszała. Nie to miała na myśli, gdy mówiła, że pragnie przygód.  
— Jak długo tam zostanę? — spytała dziewczyna, wlokąc się za Annaishą.  
— Tyle, ile będzie trzeba — odrzekła kobieta. Nie odwróciła się w jej stronę ani razu. — Spakowałaś wszystko, o co cię prosiłam?  
— Tak. — [Reader] wróciła myślami do śmierdzącej kulki spoczywającej w torbie. Czyżby jej pracodawczyni miała problem z molami? Powiedziano jej jedynie, że ma odpowiednio pachnieć i kazano wrzucić jeszcze drugą sztukę dla pewności.  
Morze zieleni ustąpiło piaskowej ścieżce. Drobne ziarenka wciąż były lekko mokre od wilgoci. Wiele razy przebywała w tej okolicy, ale odnosiła wrażenie, że jeszcze nigdy nie widziała tego miejsca. Przed nią rysował się tunel, z którego wyzierała ciemność. Statua pomniejszego bożka zdawała się wwiercać w nią przenikliwy wzrok.  
— Posłuchaj. — Miko wreszcie przystanęła i złapała ją delikatnie za ramiona. — Wiem, że jest ci ciężko, ale to jedyna nadzieja, by uratować nasz dom. Nie znam moich rodziców, tak samo jak ty. To miejsce było moją przystanią przez całe życie i wierzę, że czujesz podobnie, dlatego w imieniu wszystkich proszę cię o pomoc. Kiedy byłaś mała, mówiłaś, jak bardzo chcesz podróżować. Potraktuj to jak szansę na poznanie czegoś nowego. Jestem pewna, że twoja praca pomoże nam wszystkim stanąć na nogi i niedługo znów będziesz z nami.  
[Reader] nie wiedziała, co odpowiedzieć. Objęła starszą kobietę, mocno pragnąc, by wcale nie musiała jej puszczać. Ta w ciszy pogłaskała ją po głowie, po czym poprowadziła w głąb tunelu.  
Po drugiej stronie przywitało ją coś w rodzaju stacji kolejowej. Zdawało jej się, że słyszy pociąg, ale nigdzie nie udało jej się zobaczyć torów. W pośpiechu minęła ławki pokryte kurzem i czterokolorowe szyby. Na zewnątrz czekało na nią najczystsze niebo, jakie kiedykolwiek widziała. Było to lekko dziwne, biorąc pod uwagę, że południe już dawno minęło. Niebieski królował nad jej głową, gdy przemierzała połacie zielonej trawy. Musiała przyznać, że pełne kwiatów i poprzecinane maleńkimi strumyczkami miejsce zapierało dech w piersiach.  
— To skansen? — zaciekawiona zadała pytanie, widząc w oddali szereg budowli.  
— Coś w tym rodzaju. — Odpowiedź miko była cicha.  
[Reader] mijała opuszczone budynki, czując narastający niepokój. Rozglądała się dookoła, próbując znaleźć kogokolwiek, kto sprzedawałby bilety, albo turystów, ale nie dopatrzyła się nikogo. Może interes upadł? Jeśli jednak by tak było, to dlaczego na jednym ze straganów widziała jeszcze parujące przysmaki?  
— Niczego nie dotykaj! — ostrzegła ją kobieta, gdy zobaczyła, jak podchodzi w stronę szaszłyków. — Po to kazałam ci zabrać nasze onigiri. — Z niepokojem spojrzała w kierunku, z którego przyszły. — Robi się późno. Posłuchaj mnie uważnie. W tamtym kierunku — wskazała — znajduje się łaźnia. To tylko kilka budynków stąd. Zaczekaj, aż się ściemni. Potem zjedz cokolwiek. Owoc, liść, trawę, nieistotne. Pamiętaj tylko, żeby nie jeść niczego ze straganów. Potem od razu wchodź do budynku. Szukaj Yubaby. To ona ma cię zatrudnić.  
— Nie możesz mnie odprowadzić? — Dziewczyna czuła, jak ogarnia ją strach.  
— Nie. To… taka tradycja — zakończyła niezgrabnie Annaisha. Z tymi słowami odwróciła się i szybkim krokiem zaczęła zmierzać w drogę powrotną.  
[Reader], sama, na wielkim placu, rozejrzała się niepewnie. Może tylko jej się wydawało, ale robiło się coraz chłodniej. Słońce zdawało się zachodzić niezwykle szybko, gdy szukała swojego przyszłego miejsca pracy. Objęła się ramionami, próbując odpędzić choć część zimna. Kiedy zapadł zmrok, ogarnęła ją panika. Lampy powoli się zapalały, a ona wciąż nie wiedziała, gdzie jest. Na szczęście chwilę później odetchnęła z ulgą na widok drewnianej tabliczki zwiastującej, że trafiła w dobre miejsce. Pochyliła się nad jednym z wyrastających spod betonu ziół i zerwała maleńki listek. Nie było smaczne, więc przełknęła je szybko. Kiedy jednak podniosła głowę, w gardle zamarł jej krzyk. Odruchowo cofnęła się, przylegając do murowanej ściany. Kilka metrów od niej, w bladym świetle, poruszał się potwór. Kreatura była czarna. Zdawała się pełznąć po kamieniach. Zaraz za nią wędrował zaś cały rządek czegoś, co wyglądało jak zjawy. Przezroczyste ciała sunęły nad ziemią. Podążały w kolejce do łaźni, do której miała zamiar wejść. Przerażona chciała wrócić. Gdy jednak spojrzała na miejsce, z którego przyszła, zauważyła, że pokrywa je woda. Pokręciła głową. Musiała się uszczypnąć. To na pewno był tylko sen. Nieważne jednak, ile razy mrugała, obraz pozostawał ten sam. Schody kończyły się czymś w rodzaju szerokiej rzeki. W oddali, po drugiej stronie, jaśniało coś, co wyglądało jak opuszczona stacja kolejowa, którą wcześniej mijała. Nagle zdenerwowanie Annaishy zaczęło mieć sens. Czyżby wiedziała, że coś takiego się stanie? Czy właśnie dlatego zostawiła ją w pośpiechu samą?  
— Co tu robisz? — Cichy, lecz stanowczy głos wydawał się szczerze zdziwiony jej obecnością.  
Przerażona chciała krzyknąć, ale czyjaś dłoń ją powstrzymała. Jej oczom ukazał się chłopak, na oko w jej wieku. Miał na sobie robocze ubrania. Ku jej uldze, jego postać była całkowicie ludzka. Widząc, że się uspokoiła, odjął rękę od jej ust.  
— Nie powinno cię tu być. — Przyjrzał się jej dokładnie. Ubrania powiedziały mu częściowo, z kim mógł mieć do czynienia. Dla pewności podążył za dziwnym zapachem. Sięgnął do torby, wyjmując ziołową kulkę. Tak jak się spodziewał. — Jesteś ze świątyni? — zadał pytanie, chcąc ostatecznie potwierdzić swoje domysły.  
Pokiwała głową, bojąc się odezwać.  
— Tu nie jest bezpiecznie. Chodź ze mną. — Wstał i wyciągnął dłoń.  
Niespokojnie rozejrzał się po okolicy. Nie zwracał jednak uwagi na duchy. Wpatrywał się w ciemniejące coraz bardziej niebo.  
— Czym są… Kim są…? — Dziewczyna nie wiedziała, jak zapytać o dziwne stwory. Jej rozmówca zrozumiał jednak w mgnieniu oka.  
— Nie powiedzieli ci w świątyni, gdzie cię wysyłają? Gościmy bogów, duchy, demony i wielu innych. Ludzi, takich jak ty, prawie się tu nie spotyka.  
— Szukam Yubaby. Podobno prowadzi tę łaźnię. — [Reader] miała wrażenie, że jej głos brzmi obco.  
— Pracuję dla niej. Trafiłaś w dobre miejsce, ale w nienajlepszym czasie…  
Cokolwiek chciał powiedzieć pracownik, nie zdążył. Czarna sylwetka przechodząca nieopodal zwróciła w jego stronę dziwną głowę. Ten w odpowiedzi dmuchnął w jej kierunku. W powietrzu uniósł się przepiękny zapach płatków wiśni. Róż na moment przesłonił świat. Tajemniczy nieznajomy czym prędzej pociągnął [Reader] za sobą i zniknął w następnej ciemnej uliczce. Dziewczyna mogła przysiąc, że jeszcze nigdy w życiu nie biegła tak szybko. Nie wiedziała nawet, że jest w stanie rozwinąć taką prędkość. Zupełnie jakby ścigała się z wiatrem.  
— Kupiłem nam tylko trochę czasu. Na razie nikt nie może cię znaleźć. Dopóki nie załatwimy ci pracy. Rzucę na ciebie zaklęcie i staniesz się niewidzialna. Jedynym miejscem, gdzie musisz uważać, jest most. Kiedy na niego wejdziesz, weźmiesz głęboki wdech i nie oddychaj, dopóki nie zejdziesz. Spotykamy się po drugiej stronie. Wszystko jasne?  
— A możesz to powtó… — Nie zdążyła spytać. Kolejna fala drobnych kwiatów przesłoniła jej pole widzenia.  
Kiedy otworzyła oczy, stała tylko kilka kroków od ogromnego, czerwonego mostu prowadzącego do łaźni. Kiedy w ogóle przebyła ten dystans?  
Jej przewodnik już wkroczył na drewniane deski, lawirując między różnymi postaciami. Miała ochotę się rozpłakać, ale powstrzymała łzy. Nie miała teraz na to czasu. Nabrała powietrza i pognała za nim. Nie oglądała się za siebie. Jakaś żaba głośno konwersowała z wchodzącymi. Już chciała ją minąć, gdy wyrósł przed nią olbrzym. Czymkolwiek był, miał kilka metrów. Rdzawe cielsko przypominało bezkształtną masę z otworami na oczy. Usadowił się na środku, zapełniając całą przestrzeń. Kreatury zaczęły coś do niego mówić w dziwnych językach, który nie rozumiała. Płuca zdawały się ją palić do żywego, gdy bezskutecznie próbowała się przecisnąć obok. Musiała coś zrobić i to szybko. Gorączkowo rozejrzała się dookoła. Niedaleko leżała gałąź. Musiała spaść z jednego z nielicznych drzew. Podniosła ją, modląc się, by coś przed nią nie okazało się bogiem. Nie chciała mu się narazić. Wbiła patyk w czerwoną masę. Coś zabulgotało i skurczyło się, jakby z bólu. Popędziła przed siebie, odnajdując czarną czuprynę.  
— Udało ci się. — Wyszeptał. — Chodź za mną.  
Wbrew pozorom nie weszli do środka. Poprowadził ją maleńką ścieżką obok. Później zaczęli schodzić po schodach. W przeciwieństwie do przepychu, który ją przywitał od frontu, tu było znacznie bardziej obskurnie. Mijali maszynerię. Ciąg rur, który zapewne doprowadzał wodę. Niektóre z nich syczały, inne lekko przeciekały. Znów wyszli na zewnątrz. Tym razem kierowali się w górę. W pewnym momencie zatrzymała się i spojrzała w dół. To był błąd. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wysoko się znajduje. Przycupnęła na wąziutkim schodku z głową między kolanami. Tego było za wiele.  
— Wszystko w porządku? — Ciepła dłoń spoczęła na jej ramieniu.  
— Niezbyt. Co ja tu w ogóle robię? Jestem kilkaset metrów nad ziemią. O ile nie wyżej. O ile na dole w ogóle jest ziemia! A przecież dopiero co wyszliśmy. Jak to jest w ogóle możliwe? Dookoła są rzeczy, o których czyta się tylko w bajkach. Potrafisz czarować. A miałam tylko pracować u miłej staruszki. Wszystko jest nie tak! — Łzy płynęły gęsto, znikając gdzieś w dziwnej przestrzeni pod jej stopami.  
— No już, już... — Objął ją i pogłaskał po głowie. — Na początku zawsze jest trudno. Kiedy ja tu trafiłem, też niewiele wiedziałem i byłem sam. A ty masz mnie. — Posłał jej krzepiący uśmiech.  
— Ale… ja cię nie znam — wydukała, próbując się uspokoić.  
— Mów mi… mów mi Haku.  
— [Reader]. — Otarła łzy rękawem szaty.  
Pociągając nosem, ruszyła za nowym znajomym, który nie puścił jej ręki ani razu przez resztę drogi. Była mu za to wdzięczna. Nie była pewna, czy w którymś momencie nie zaczęłaby po prostu biec z powrotem do wejścia, by chociaż popatrzeć na miejsce, z którego przyszła.  
Powinna być przygotowana na to, że znajomy Haku będzie równie dziwny, jak reszta magicznego świata, ale z jakiegoś powodu oczekiwała postaci podobnej do niego. Dlatego gdy z oparów ciepłego powietrza wyłoniło się coś na kształt ogromnego pająka, schowała się za plecami chłopaka. Osiem ramion pracowało w nadludzkiej symbiozie, dokładając węgla do pieca.   
— [Reader], poznaj Kamajīego. On znajdzie ci pracę…  
***  
[Reader] złapała ciepłą bułeczkę i włożyła ją całą do buzi. Resztę zapakowała niedbale w białą chustę. Jej szef — wielki szczur — dołożył do tego swój najnowszy wypiek, po czym poszedł na przerwę. Pokazał niezbyt czyste zęby w czymś co, jak zakładała, było uśmiechem. Chyba był zadowolony z jej dzisiejszych potraw. Kiwnęła głową kilku pracownikom i pobiegła w dół. Nie rozumiała żadnego z kucharzy. Oni prawdopodobnie też nie potrafili załapać żadnego słowa, jakie wypowiadała. Byli zbieraniną różnych gatunków. Z początku było trudno, ale jakoś udało im się współpracować. Im dłużej się zastanawiała, tym mniej potrafiła określić, ile już tu razem przebywali. Czas zdawał się tu płynąć inaczej. Miała wrażenie, że pracuje długo, choć dni też jakby się dłużyły.  
Trudniejsze od samej pracy było jej zdobycie. Na samą myśl o pierwszych dniach w tym świecie przechodziły ją ciarki. Spotkanie z szefową łaźni było czymś, o czym chciała zapomnieć. Nigdy w życiu nie miała zamiaru się jej narazić. Yubaba była wiedźmą. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Ogromna głowa i wielkie oczy, jakby wpatrujące się w jej duszę. Za nic nie chciała jej zatrudnić.  
W dawnych czasach, kiedy jeszcze zakładała swój biznes, potrzebowała pracowników bardziej niż kiedykolwiek. Ludzie obyci ze światem duchów, bardziej od innych, trafiali na jej przybytek. Część chramów czy świątyń celowo wysyłała tam swoje miko, by w zamian otrzymywać zapłaty lub błogosławieństwa. Z czasem jednak wszystko się rozrosło. A właścicielka została ze swoją obietnicą, by dać pracę każdemu, kto o nią poprosi. Teraz jednak czyniła to niechętnie. Tak więc starała się na wszelkie sposoby odstraszyć zainteresowanych.  
[Reader] nie mogła tak po prostu odejść, skąd przyszła. Właściwie nie miała dokąd wracać. Yubaba zapowiedziała, że i tak nie zapłaci jej chramowi, co równało się ruinie jej domu. Nie chciała też spojrzeć w twarze ludzi, którzy pokładali w niej wielkie nadzieje tylko po to, by doznać zawodu. Nawet jeśli była wściekła na Annaishę, to wciąż miała na względzie lata, kiedy się nią opiekowała. Poza tym przygotowała ją najlepiej jak potrafiła, choć skłamała. Dała jej kule, które zamaskowały ludzki zapach wśród mieszkańców tej rzeczywistości. Przygotowała też drewnianą tabliczkę. Na niej w kanji wyryła jej imię. Jak się potem okazało, tak ważne.  
Tak więc z denerwującym uporem przez cały wieczór błagała o swoją posadę. Bogaty gabinet szefowej dostarczał wielu okazji, by pokazała, jak silna jest. Wiedźma czarowała z uporem, by pozbyć się młodej dziewczyny. Zaczęła od rzucenia jej stosem papierów w twarz, kończąc na dziwnych składanych ptakach, które chciały ją zadziobać. Potem poprawiła palącym ogniem z kominka i trzema głowami, które nieustannie skakały po kolorowym, frędzlowatym dywanie. Wreszcie zirytowana zagroziła, że zamieni ją w świnię. To sprawiło, że [Reader] zwróciła głowę w stronę Haku. Chłopak ostrzegł ją, że muszą się zachowywać jak nieznajomi. Nie sądziła jednak, że będzie aż tak oschły. Zdawał się kompletną odwrotnością osoby, jaką poznała wcześniej. Nawet nie mrugnął, kiedy krzyknęła, widząc świński ogon wystający z tyłu szaty. W akompaniamencie piskliwego śmiechu wrzasnęła, że potrzebuje pracy. To sprawiło, że Yubaba zamknęła swoje potężne usta, wzdychając głośno. Machnęła ręką, a ogonek zniknął. Poddała się i ze znudzeniem wręczyła jej kontrakt, narzekając przy tym na niewychowaną młodzież. Pomoc w kuchni w zamian za mieszkanie i wyżywienie. Nie miała większego wyboru. Kiedy tylko imię dziewczyny spoczęło na papierze, zmieniła je. Kilka znaków uleciało w powietrze, zostawiając ją z nową tożsamością. Chłopak ostrzegał [Reader], że tak się stanie. Właśnie dlatego tabliczka, którą ze sobą przyniosła, była szalenie cenna. Od tego czasu wypisała stare imię w regularnie odwiedzanych przez siebie miejscach. By mogła sobie o nim przypominać. Wiedźma zyskiwała władzę nad pracownikami, bo kradła ich imiona. Z czasem zapominali, kim są, by już na zawsze pozostać i pracować tak długo, jak byli w stanie. Tak jak Haku.  
— Jak zawsze szybciej ode mnie. Czy ty w ogóle sypiasz?  
— Czasami. — Haku uśmiechnął się tajemniczo.  
Nigdy nie widziała, by spał albo drzemał. Miał jednak dużo obowiązków. Jego posada należała do najbardziej odpowiedzialnych w całej łaźni. Zawsze był na nogach od bladego świtu aż do nocy.  
Schował się w ich ulubionym miejscu, pośrodku kwiatowego labiryntu. Azalie i oleandry tworzyły mozaikę różu i pomarańczu. Wstające dopiero słońce barwiło białe kamelie, na których wciąż gościła rosa. Chłopak właśnie kończył podlewać rośliny. Nie była to część jego obowiązków. Po prostu lubił to robić. Odkąd dowiedziała się, że bywa tu zawsze o tej porze, przychodziła go odwiedzać. Oparła się o ciemny żywopłot. Na moment zamknęła oczy, by rozkoszować się chłodnym powietrzem.  
— Co dzisiaj na śniadanie? — spytał, zaglądając do koszyka.  
— Dla bogów magiczna breja, dla demonów magiczna breja, a dla duchów…  
— Też magiczna breja? — dokończył za nią Haku. — Dobrze, że jedyne, co tu widzę, to bułki. — To mówiąc, wgryzł się w jedną z nich.  
Jedzenie dla istot tego świata prawie nigdy nie wyglądało smacznie. Zwykle były to papki albo zupy. Miały smaki i wiele z nich przypominało [Reader] składniki, które znała, ale to, co wkładała do ogromnych garnków, wyglądało nieznajomo. Dopiero magia zmieniała ciecze w dania, które przypominały domowe jedzenie. Wciąż się jej uczyła. Nie była to nieosiągalna umiejętność, ale wymagała czasu i skupienia. Czyli czegoś, czego w kuchni brakowało w porze wydawanie posiłków, kiedy mogła ją ćwiczyć. Haku, jako uczeń Yubaby, sporo jej pomógł. Na szczurzego szefa nie miała co liczyć. Pokazywał jej gesty łapami i to, jak powinien wyglądać efekt końcowy, ale nie był w stanie tłumaczyć słowami, co powinna robić.  
— I jak? — Oparła się o ramię Haku.  
— Bardzo dobre. Jesteś coraz lepsza. — Sięgnął po kolejną sztukę.  
— Myślę, że niedługo awansuję. — [Reader] rozmarzyła się.  
Szef ją lubił. Magia szła coraz lepiej. Do tego wokół miała przyjaciół. Kiedy pierwszy raz znalazła się w tym świecie, była przerażona. Teraz zaś poukładała sobie życie.  
— Zrobiłem dla ciebie nową tabliczkę. — Haku wyciągnął z szaty kawałek drewna.  
Starannie wyryte znaki kanji. Piękna kaligrafia. Tak perfekcyjna, że aż za bardzo.  
— Kolejna? Mówiłam, żebyś dał sobie z tym spokój.  
Chłopak cały czas upierał się, by powtarzała swoje dawne imię. Denerwowało ją to. Wystarczało, że robiła to raz dziennie. A on produkował tego rodzaju przypomnienia i zostawiał je w różnych miejscach, by miała z nimi styczność jak najczęściej. Zostawiła sierociniec i świątynię za sobą. W tamtym świecie była praktycznie nikim. Tutaj miała szansę być kimś. Dla kogoś naprawdę się liczyła. Nie potrzebowała nieustannie myśleć o przeszłości.  
— To ważne. Kiedyś się stąd wyrwiesz, a wtedy…   
Nie dała mu dokończyć. Gwałtownie podniosła się do pionu, zdenerwowana.  
— A ty znowu swoje! Już to przerabialiśmy. Stąd nie da się uciec. Yubaba wie o wszystkim, co się tu dzieje. Istnieje mizerna szansa i nie zamierzam jej podjąć. Wiem, że cierpisz, bo nie pamiętasz, kim jesteś, ale ja nie jestem tobą!  
Cień urazy przemknął po jego ciepłym obliczu. Ledwo zauważalny, ale jednak. Poczuła wyrzuty sumienia. Wiedziała jednak, że ma też trochę racji. Przerzucał na nią część swoich żali. Dawno temu podjął decyzję, której teraz żałował. Nie znał samego siebie i od lat zjadało go to od środka. Kim był? Co lubił robić? Gdzie był jego dom?  
— To prawda. Żałuję, że zostałem uczniem Yubaby. Właśnie dlatego chcę cię uratować przed tym, od czego sam nigdy nie ucieknę. Co się stało z twoimi marzeniami? Kiedy cię poznałem, mówiłaś, że chcesz zwiedzać świat. Zamierzasz się poddać? — Haku złapał ją delikatnie za ramiona, jakby chciał przemówić jej do rozsądku.  
— Marzenia się zmieniają. Mam teraz nowe życie. Ty jesteś jednym z powodów, dla których nie chcę stąd odejść. Powinieneś się cieszyć. — [Reader] strąciła jego dłoń.  
— Ja? — Na twarzy Haku odmalował się szok.  
— To takie dziwne, że cię kocham? — Dziewczyna jakby nie od razu zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. Kiedy jednak się zorientowała, nie zamierzała już cofać swoich słów.  
Chłopak nic nie odpowiedział. Po prostu mocno ją objął. To nie tak, że nie widział, jak ich relacja zaczęła wykraczać poza przyjaźń. Stało się to już dawno temu. Subtelne uśmiechy. Trzymanie za ręce. Spędzanie razem każdej wolnej chwili. Myśli o niej, które nawiedzały go w trakcie pracy. Już dawno połączył fragmenty tej układanki. Jednak usłyszenie tych słów od niej samej zdawało się ostatecznie pieczętować to, co między nimi było. Nie mógł tego tak po prostu zostawić…  
***  
Haku pożegnał Yubabę z kamienną twarzą. Wiedźma przyoblekła się w czarne jak smoła pióra. Przyjrzała mu się dłużej niż zwykle, ale wytrzymał jej przeszywające na wskroś spojrzenie. Czyżby się domyśliła?  
— Zostawiam interes w twoich rękach. Dopilnuj wszystkiego. — Po tych słowach wzbiła się w powietrze i wyleciała przez otwarte okno.  
Wypuścił długo wstrzymywany oddech. Festiwal nie stanowił problemu. Wszystko było właściwie gotowe. Bogaty klient wręcz spadł im z nieba. Odkąd zażyczył sobie wielkiego wydarzenia, cała łaźnia starała się mu takowe przygotować. Yubaba najchętniej sama poganiałaby pracowników przez cały wieczór, ale z nieznanych powodów w pośpiechu opuściła dom.  
Haku wyszedł przed budynek. Zwykle puste budki zapełniały się wciąż nowymi gośćmi. Obsługa kąpieli dopiero zaczynała swoją zmianę, pędząc między zebranymi w kolejce. Na szczęście [Reader] już kończyła. Stała obok szefa, podjadając wystawione jedzenie. Pomachał im na powitanie. Potem bez słowa złapał za rękę dziewczyny i skierował się w stronę kamiennych schodów.  
— Dokąd idziemy? — Była wyraźnie zadowolona, pogryzając magiczny szaszłyk.  
— Do jednego z moich ulubionych miejsc. Prawie zawsze jest zalane, ale dzisiaj poziom wody jest wystarczająco niski. — To mówiąc, poprowadził ją przez tłum duchów.  
Miał nadzieję, że pracownicy poradzą sobie bez niego przez jakiś czas. Ulice roiły się od kapryśnych bogów.  
Przemierzali ukwieconą łąkę. Pąki zamknęły się z braku słońca. Cienie wydawały się gęstnieć wokół budynków pozbawionych światła. Haku poczuł mocniejszy uścisk na swojej dłoni.  
— Jesteś pewny, że możemy tak daleko odejść? — [Reader] niepewnie rozejrzała się po okolicy.  
— Nic nam nie będzie. Yubaba wyjechała i nie zapowiada się, by miała szybko wrócić.  
Im dalej szli, tym bardziej oddalali się od łaźni. Mijała miejsca, które już dawno zatarły się w jej pamięci. Tędy szła, gdy po raz pierwszy przybyła do tej krainy. Gdy wytężała wzrok, była nawet w stanie dostrzec opuszczoną stację kolejową. Tę, przez którą przeszła dawno temu.  
Dopiero gdy ujrzała światełka, zrozumiała, dokąd zmierzają. Pośrodku łąk znajdowało się drzewo otoczone przez tysiące świetlików. Było ogromne. Jego rozłożyste gałęzie sięgały wysoko w górę. Zdążyło całkowicie wyschnąć. Wciąż dała radę dostrzec puste koryto niegdyś płynącej tędy rzeki. Ptaki, które kiedyś tu mieszkały, zostawiły po sobie jedynie puste gniazda. Widok ten mógł wydawać się upiorny, jednak jej przywodził na myśl jedynie smutek.  
Haku z jakiegoś powodu czuł się z związany z tym drzewem. Nie pamiętał go. Miał jednak wrażenie, że widział je w poprzednim życiu. Widok jego śmierci napawał go żalem, choć nie potrafił sobie wyobrazić, jak mogło wyglądać za życia. [Reader] nie przerywała mu opowieści. Położyła głowę na jego kolanach, co czyniła od dawna, po czym pozwoliła, by snuł domysły. Historie o tym, jak wyobrażał sobie siebie wcześniej. Co mogło go kiedyś spotkać. Chłodny wiatr o zapachu kwiatów wiśni niósł jego historie po łące. Ulatywały w stronę ciemnego nieba w otoczeniu blasku świetlików.  
Będzie mu brakowało tych chwil. Tego spokoju, który przynosiła mu jej obecność. Wierzył jednak, że wybiera słuszne rozwiązanie. Miał nadzieję, że nie będzie na niego wściekła. Przynajmniej nie na tyle, by całkowicie usunąć go z pamięci. Czy w ogóle będzie go pamiętać, gdy opuści ten świat? Jak bardzo złe było, że po tym, co zamierzał zrobić, nadal samolubnie pragnął, by go kochała? 
Chciał odwiedzić z nią to miejsce w innych okolicznościach, bo w pewien sposób stanowiło część jego samego. Nawet jeśli nie wiedział w jaki. To było jak podzielenie się fragmentem przeszłości. Jeśli on zapomni, ona wciąż będzie wiedzieć. Żałował, że nie mieli więcej czasu.  
Modlił się do bogów by Yubaba nie dowiedziała się, że to on. Jeśli odkryje prawdę, prawdopodobnie pożegna się z życiem. Była to jednak uczciwa cena za ryzyko. Jedno życie w zamian za inne.  
— Kocham cię, [Reader] — wyszeptał ostatni raz.  
[Reader]. No tak. To było jej prawdziwe imię zanim tu przybyła. Słowa dochodziły do niej powoli. Nawet nie zauważyła momentu, gdy powieki zrobiły się cięższe. Na czole spoczęło coś, co zapewne było pocałunkiem. Poczuła miłe ciepło. Chciała powiedzieć to samo, ale nie miała siły. Zasnęła.  
***  
— [Reader], [Reader], [Reader]! — Yumeka radośnie skakała wokół niej. — Musisz koniecznie zobaczyć rzekę.  
Kobieta poprawiła kapelusz, uśmiechając się. Podała małej rękę. Cieszyło ją, ile dobra udało jej się zdziałać. To był przykład szczęśliwego dziecka. Sierociniec, który założyła, miał się dobrze. W przeciwieństwie do świątyni, gdzie się wychowała, nikt nie zmuszał maluchów, by podążali jedną drogą. Znalazła ludzi gotowych wspierać ich w wyborze kariery, gdy nadejdzie czas.  
[Reader] chciała odpłacić się za szczęście, którego doznała. Para, która znalazła ją w lesie kilka lat temu, dała jej dom. Lekarze uznali, że jako młoda dziewczyna, doznała częściowej amnezji. Ilekroć próbowała im tłumaczyć, że wychowała się w świątyni, mówili, że to niemożliwe. Przybrani rodzice zabrali ją na miejsce, by mogła zobaczyć, że została opuszczona. Dopiero po kilku latach pracy, gdy otrzymała tytuł znakomitego szefa kuchni, udało jej się nawiązać wystarczające znajomości, by zajrzeć do strzeżonych dokumentów. Część osób, z którymi się wychowywała, wciąż żyła. Kiedy pytała ich o swoje zniknięcie, odpowiadali jakoby któregoś dnia zwyczajnie odeszła. Podobno z powodu znalezienia rodziców gotowych ją adoptować. To, co się jednak nie zgadzało, to jak bardzo starsza wydawała się w stosunku do nich. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale czuła się, jakby w jej życiu była wyrwa. Znacznie dłuższa niż każdy wokół sugerował.  
Z czasem poddała się w grzebaniu w przeszłości. Niewiele mogła zrobić i nikt nie znał odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Postawiła więc sobie nowy cel. Zwiedzała świat. Gotowała dla wielu różnych osobistości, ale także dla zwykłych osób. Okrzyknięto ją magiczną kucharką. Goście utrzymywali, że potrafiła czarować. Dania, które przyrządzała, według krytyków zdawały się mieć smak czegoś, czego nigdy u nikogo innego nie byli w stanie poczuć. Gdy rodzice zaczęli niedołężnieć, [Reader] wróciła w rodzinne strony. Tam wpadła na pomysł, by założyć sierociniec. Tyle że lepszy niż ten, który sama znała. Wychowywana na przyszłą miko, nie czuła szczęścia. Zależało jej na tym, by dzieciaki same wybierały swoje życiowe ścieżki. Po śmierci mamy i taty zaczęła coraz częściej zaglądać do budynku. Więź, która nawiązała się między nią a dziećmi, była czymś wyjątkowym. One jedyne nie śmiały się, gdy opowiadała coś, na co dorośli jedynie kręcili głowami. Że od lat śniła jej się odległa kraina. A w niej kolorowa łaźnia i magiczne istoty. Nad wszystkim przerażająca wiedźma. Częściej jednak chłopiec o łagodnym uśmiechu i zielonych oczach. Pewnego dnia jednak przestał się tam pojawiać i za nic nie chciał wrócić.  
— Mówisz, że nagle znikąd zaczęła tu płynąć rzeka? — [Reader] przyjrzała się ciekawie leniwie biegnącej wodzie.  
— Tak. Moja przyjaciółka Chihiro mówiła, że któregoś dnia tak po prostu się tu pojawiła. Przyjechała tu niedawno z rodzicami i odkryli ją jako pierwsi. Potem przyszli sąsiedzi. Wszyscy byli zdziwieni.  
Pokiwała głową, wpatrując się w przezroczystą taflę. Z jakiegoś powodu wydawała się znajoma. Jakby już kiedyś ją widziała, ale nie było to przecież możliwe, skoro źródło pojawiło się kilka tygodni temu.  
Zdjęła sandały i zanurzyła nogi w chłodnym prądzie. Świat zdawał się na moment zatrzymać. Otoczyła ją cisza. Nozdrza wypełnił zapach kwiatów wiśni. Stała pod kwitnącym, rozłożystym drzewem w otoczeniu świetlików.  
— Jesteś tak głupi, Haku! — Dziewczyna zacisnęła pięść.  
Bezradnie popatrzyła w stronę wody, która teraz zalewała cały teren. Odgrodził ją. Odgrodził ją od tamtego świata. Miał czelność przenieść ją pod samą stację i zniknąć, kiedy spała. Po drugiej stronie. Gdy się obudziła, był już poranek. Zostawił po sobie jedynie list, który drżącą ręką otworzyła.  
Droga [Reader],  
wiem, że jesteś wściekła. Masz do tego pełne prawo. Mam świadomość, że to, co zrobię, bardzo cię zaboli. Nie mogę jednak pozwolić, byś spędziła tu resztę życia i tak jak ja zapomniała, kim jesteś. Z czasem zacznie cię to uwierać, tak jak mnie. Zaczniesz zapominać o ludziach, miejscach i marzeniach, które miałaś. Świadomość, że to ja jestem główną przyczyną, dla której nie chcesz próbować stąd uciec, jest jedną z najgorszych myśli, jakie mnie spotkały. Gdybym nic nie zrobił, poczucie winy zjadłoby mnie od środka. Jak cię znam, to pewnie zastanawiasz się, czy da się tu zaczekać i zawrócić do łaźni. Odpowiem na twoje pytanie. To niemożliwe. Nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Masz tylko jedną drogę i prowadzi ona do domu. Kocham cię. To nigdy się nie zmieni. Właśnie dlatego samolubnie proszę cię o ostatnią przysługę. Przejdź przez tunel. Nie oglądaj się za siebie. Zrób każdą rzecz, której zawsze pragnęłaś. Mam nadzieję, że któregoś dnia będzie dane nam się znów spotkać. Nawet jeśli miałyby być to tylko sny.  
Na zawsze twój x͕̪̙͓̟ͯ͒́̕x̵̛̯̭̒̆̿͘x̴̡̬͇̼̙͋̀̂̋ͮx̷̬̙̍̉͊́̕x̷̨̫̹͉ͤ͒̔̓͋͞x̶̫ͦ̇̽̎  
Wydawało jej się, że widzi kanji tworzące podpis, ale zdawało się rozlewać i tańczyć przed oczami. Kohaku? Nie… Poprawnie byłoby…  
— Nigihayami Kohakunushi. — Słowa jakby same wyrwały jej się z ust.  
— [Reader], wszystko w porządku? Na chwilę totalnie się wyłączyłaś. — Yumeka pomachała jej ręką przed oczami. — Skąd wiesz, jak nazwaliśmy rzekę? Mówiłaś, że pierwszy raz o niej słyszysz.  
— To nic takiego. Zamyśliłam się. Pewnie któryś z sąsiadów mi powiedział i dopiero teraz sobie przypomniałam. — Rzuciła ostatnie, przeciągłe spojrzenie na rzekę. — Chodźmy na obiad. Miałam jeszcze trochę zaczekać, ale właściwie to przyjechałam przekazać ci dobre wieści. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to niedługo będę mogła rozpocząć procedury adopcyjne. Co ty na to?  
— Naprawdę?
— Naprawdę. — Uśmiechnęła się, złapała ją za rękę i razem odeszły znad brzegu. W powietrzu nadal tańczyły płatki wiśni.  
23 notes · View notes
uwiklana-blog · 2 months
Text
Dziś byłam pierwszy raz na dworze po 7 dniowym leżeniu w łóżku. Byłam w rosmanie gdy wychodziłam miałam ciemnice przed oczami, szybko doszłam do ławki i usiadłam i wzięłam leki na duszności. Zaczepiła mnie babka pytając czy dobrze się czuję. Skłamałam. Powiedziałam że bolą mnie plecy. Potem pojechałam do Kaufland mamie po pieprz cayenne, sobie zapas kiśli i picie. Gdy szlam pod górkę musiałam 2 razy usiąść bo mi się zrobiło słabo. Zabrałam koteła do domu. Nigdy się mnie nie słucha a dziś odrazu grzecznie weszła 😻. Kolejną część dnia spędziłam na piciu herbaty i ćwiczeniu 6 weidera. Nawet udany dzień. Wczoraj o 23 miałam atak głodowy nie mogę powiedzieć że to napad bo ka,dy by mnie wyśmiał. Opedzlowalam pół batonika, 2 galaretki konjac i troszkę borówek. Po tym byłam już pełna i poszłam spać. Mimo tego moje modlitwy zostały wysłuchane- nie przytyłam a schudłam 0.3 kg. Ważę się dopiero po godzinie 10 bo wcześniej Waga pokazuje Nawet o 0.7 więcej. Chcę pociągnąć tego fasta do jutra mam nadzieję że się uda.
Chudej nocy
Przepraszam to co wcześniej napisałam to było wredne , czuje się znowu jak w gimnazjum ta wysmiewana i najgorsza.
16 notes · View notes
kasja93 · 2 months
Text
Siemanko
Tumblr media
01.08:
Zjedzone: 222 kalorie
Spalone aktywnie: 196 kalorie
Tumblr media Tumblr media
Wstałam rano, nakarmiłam uszaki oraz koty i wyszłam na spacer z Gryziem. Po powrocie wypiłam kawę i zabrałam się za pakowanie do auta ostatnich gratów typu kosmetyki czy jedzenie z lodówki.
Pomiziałam jeszcze każdego zwierzaka nim pojechałam do roboty (nie licząc kur bo im musiało wystarczyć, że je wypuściłam z kurnika).
Nie spieszyło mi się zbytnio, więc jechałam tempem widokowym czyli 10/15 mniej, niż dopuszczalna poza terenem zabudowanym. Wbiłam do biura - na szczęście Domestosa (spedytora) nie było. Dziewczynom jakoś nie mam ochoty przegryźć tętnic. Są całkiem miłe i urocze.
Przepakowałam się do służbowego Passata i dwie godziny później byłam w Poznaniu, gdzie czekała już na mnie częściowo rozładowana ciężarówka oraz kierowca, którego zmieniałam. Niczym w sztafecie dla upośledzonych przybiliśmy sobie piątkę wymieniając się kluczykami i każdy pojechał w swoją stronę. Michałek do Kalisza zdać swoją teczkę, ja zaś po wpakowaniu się do Mercedesa do Wrocławia.
A tak swoją drogą to wczoraj Michałkowi zdechła klimatyzacja i jutro będę jechała na serwis - oczywiście po załadunku i odprawie celnej w Łodzi.
Zajechałam do Wrocławia i musiałam poczekać półtorej godzinki bo była zmiana ekipy magazynowej. Stara miała mnie gdzieś zaś Nowa… również xDDDD ale luzik - mi też się nigdzie nie spieszyło bo kolejny rozładunek w Katowicach planowany była na dzień jutrzejszy o 4 rano.
Tumblr media
Od samego wyjazdu z Wrocławia do Katowic nie było ani jednego miejsca parkingowego. Powiedziałabym nawet, że parkingi były zajęte w 120% 😆 jakaś zmiana turnusów czy co? Nie mając wyjścia przyjechałam na rozładunek w Katowicach prawie 10h za wcześnie.
Wbiłam na magazyn i zaczęłam kręcić bajerę jak to ja. Uwielbiam lać wodę z uśmiechem na ustach. Zaowocowało to tym, że po 15 minutach do mnie zadzwonili bym uderzyła pod rampę rozładunkową :)))
Tumblr media
Z Katowic do Częstochowy też parkingi zawalone. Stanęłam jak widły w gnoju 12 minut przed końcem czasu jazdy zatem mogę przybić piątkę z samą sobą - tak zajebista jestem 🤣
Z resztą, jak na załączonym obrazku, inspiruje innych XDD Gdy inni zobaczyli w jak zajebisty sposób stanęli z tyłu oraz boku robiąc za obstawę 😂
Tumblr media
Generalnie dzień był w miarę okej, gdyby nie brak klimatyzacji zaryzykowałabym stwierdzenie, że było spoczko.
Jedzeniowo wjechała dziś kawa z mlekiem i słodzikiem, garstka zielonej fasolki szparagowej, dwa pomidory oraz 4 ogórki gruntowe.
Jestem zmęczona. Głównie upałem oraz układaniem po półkach rzeczy w ciężarówce. Najchętniej jebłabym byle jak te wszystkie rzeczory, ale mam system, który serio optymalizuje miejsce oraz sprawia, że mogę bez zapalenia światła po ciemku znaleźć konkretną rzecz.
Jako, iż odpadł mi jutrzejszy rozładunek w Katowicach to piątek będzie pod znakiem załadunku w Strykowie, odprawy celnej w Łodzi i serwisu w Ostrowie wielkopolskim. W ogóle będę ładować akumulatory do Wielkiej Brytanii. Cieszę się bo mój kolega „ze szkolnej ławki” mieszka w UK i w maju jak byłam to dwie noce przegadaliśmy siedząc u mnie w kabinie (specjalnie wziął wolne w pracy) i teraz szykuje się podobnie :) No i dostawa w Anglii jest dopiero na środę, więc coś czuję, że jak zajadę na serwis to po naprawie klimatyzacji pojadę na bazę a weekend spędzę w domu… Ale kto wie?
Narazie jestem zmęczona i idę spać :) co ma być to będzie
15 notes · View notes
geminipdf · 5 months
Text
ej w ogole bylam w parku dzisiaj z kolegą i spotkaliśmy dwa dziki jeden nam podszedł do ławki a drugi szedł obok ścieżki normalnie centrum miasta a tam knury szaleją. #effervescent
14 notes · View notes
jazumst · 3 months
Text
Perfekcyjny Jazu domu
Żeby Was... Popychadło swojej rodziny. Posłuchajcie:
Coś mi odjebało. Od tych upałów chyba. Wziąłem się i poszedłem do ogrodu.
//
Pod bujaną ławą wylazły chwasty. Świętej pamięci Korzonek nawiozła z Lbk jaskółczego ziela, bo jej na odciski pomogło, i z jednego krzaczka od kurwy teraz wszędzie tego rośnie. A w tym kurestwie żyją takie małe białe ćmy. Rwiesz i powodujesz białą chmurę. Ble!
//
Pan Ojciec wyciął wiosną winogrono. Wyrosło jak pojebane, ale nikt go nie prowadził. Rok i dwa temu ja to robiłem, ale w sumie liczyłem, że zdechnie. Nie zdechło. Ani bujać się na ławie, bo wszędzie winorośl i jaskółcze ziele bije po dupie. Powycinałem i powyrywałem.
//
Mur sąsiadów zasłania zdziczały bez. Dosłownie kijki i na górze korona z liści. Pod murem mój pan Ojciec najebał złomu i gruzu, więc odrosty bzu poszły wprzód. Krzaki wchłonęły ławki, jasne winogrono i róże. Wszędzie gdzie inne rośliny stykają się z bzami, chorują. - W tych bzach wszystko zło tego świata. Pająki, robaki, ślimaki, jakieś chuje muje. Wyciąłem w chuj. Pan Ojciec już miał dramę kręcić, ale jak mu pokazałem, że to trzeba zagęścić, bo co jest w środku... OK. Zrobił wielkie oczy i poszedł.
//
Taki już prowadzony przeze mnie krzak bzu uformowałem, przyciąłem jaśmin i wiśnię, bo niebawem zmieniła by się w wiśnię płaczącą. Pani Matka tyle siedzi w tym ogrodzie, tyle o nim pierdoli, a robota stoi nieruszona jak rzymskie ruiny.
//
Wziąłem się za impregnowanie ławek. W tym momencie Piąty spierdolił. Cóż. Całe życie jestem na siebie dany. Jutro położę kolor. Jak Bóg da to dwa razy. - Do swojego garażu nawet się nie zbliżyłem. - Śmierdzący, swędzący i zaimpregnowany polazłem się kąpać. Jak to dobrze, że ściąłem włosy, bo czort wie co w tych chaszczach mnie oblazło O.O - Jestem z siebie zadowolony. Na 60%.
7 notes · View notes
pop-culture-diary · 3 months
Text
Jeszcze wszystko przed nami
Tumblr media
„Heartstopper: Tom 5” Alice Oseman, wyd. Jaguar 
Ocena: 5 / 5 
Choć Alice Oseman zadebiutowała już w 2014 roku powieścią “Solitaire”, to dopiero seria “Heartstopper” przyniosła jej światowy rozgłos. Nie bez powodu, to urocze komiksy o nastoletniej miłości, od których czytelnikowi robi się ciepło na sercu. A piąty tom utrzymuje świetny poziom ustalony przez swoich poprzedników. 
“Heartstopper” opowiada o dwóch nastolatkach, Nicku i Charliem, którzy przez przypadek trafiają do jednej ławki. Między Nickiem, gwiazdą szkolnej drużyny rugby i artystycznie ukierunkowanym Charliem rodzi się uczucie. Razem ze swoimi przyjaciółmi Tao, Elle, Tarą, Darcy, Aledem i Sahar mierzą się ze zwykłymi nastoletnimi problemami takimi jak konflikt z rodzicami, czy szkolne egzaminy. Autorka jednak nie boi się poruszać poważnych tematów jak zaburzenia odżywiania czy depresja. 
Tom piąty, choć znacznie lżejszy od swojego poprzednika, skupia się na problemach dotyczących większości nastolatków. Odkrywaniu siebie, poszukiwaniu swojej drogi i planowaniu przyszłości. Tym razem głównym bohaterem jest Nick. Nieuchronnie bowiem zbliża się dzień, gdy skończy szkołę i będzie musiał podjąć decyzję dotyczącą uczelni. Na szczęście nie mierzy się z tym wyborem sam, Tara i Elle znajdują się w podobnej sytuacji. 
Na przykładzie trojga bohaterów Alice Oseman pokazuje trzy możliwe podejścia do tego problemu. Elle ma całkowitą pewność co do wymarzonej uczelni, Tara wie jaką drogą chciałaby pójść, ale nie jest pewna czy warto, a Nick czuje się zagubiony. Nie chce wyprowadzać się z miasta i zostawiać swojej mamy i Charliego, ale odległa uczelnia najbardziej mu pasuje. Wstydzi się też, że nie do końca wie kim jest, szczególnie bez swojego chłopaka. Ustami Tary i Elle autorka przekonuje Nicka, że takie wątpliwości to norma, nie powinno się podporządkować całego życia licealnej miłości, a związki na odległość istnieją. 
Oseman kontynuuje też wątek zaburzeń odżywiania, z którymi zmaga się Charlie. Choć sytuacja wydaje się opanowana, a chłopiec chciałby żyć jak zwykły nastolatek, jego rodzice wciąż się o niego niepokoją. Czytelnik szybko zdaje sobie sprawę, że nie obserwuje procesu leczenia, lecz uczenia się jak żyć z chorobą, która może nigdy nie zniknąć. Warto też wspomnieć jak Oseman sprawnie używa stroju Charliego, by pokazać jego obecny stan psychiczny. Za strony na stronę Charlie powoli wychodzi ze skorupy co zostaje odzwierciedlone w tym jak się ubiera. 
Pojawia się też wątek traumy pokoleniowej i walki, by ją przełamać poruszony na przykładzie mamy Charliego. Oseman tłumaczy, że zachowania dorosłych, choćby nie wiem jak irytujące, nie biorą się znikąd, ale to od nich samych zależy, czy powtórzą błędy swoich rodziców. 
Poza tym autorka pochyla się też nad tak prozaicznym tematem jak lekcja wychowania seksualnego, pokazując realistyczne reakcje uczniów na tak krępujący temat, ale i poświęcając czas by zderzyć wyobrażenia jakie bohaterowie mają o swoich rówieśnikach, z rzeczywistością. Popularny chłopak będący w związku wcale nie musi mieć za sobą pierwszego razu ani łatwości by o tym mówić. 
Jedną z większych zalet całej serii jest wsparcie jakie bohaterowie otrzymują od swoich bliskich, czy to rodziny czy przyjaciół. Choć niepozbawieni wad, dorośli starają się pomagać swoim dzieciom, wysłuchiwać ich i jasno komunikować swoje obawy i pragnienia. Nastoletni bohaterowie pomagają też sobie nawzajem. W tym tomie błyszczą szczególnie Tara i Elle, które nie boją się powiedzieć Nickowi prawdy, choćby bolesnej. Pod tym kątem można uznać komiks za aż wyidealizowany. 
Mimo to, Alice Oseman unika błędów wielu pisarzy, którzy za bohaterów odbierają sobie nastolatki i przedstawia ich życie realistycznie. Z rodzicami i rodzeństwem, którzy przeszkadzają im w spędzaniu czasu tylko we dwoje czy koniecznością spytania o zgodę, gdy się chce pójść na noc do chłopaka. Autorka z łatwością pisze postaci prawdziwe i bardzo ludzkie. Jej nastolatki realistycznie się ubierają i zachowują. Nie są przerysowane ani na plus, ani na minus. To dobre dzieciaki, które jednak potrafią pokłócić się z rodzicami i wybiec z domu, by szukać pocieszenia u chłopaka. Każde zdanie wypowiadanie przez postaci brzmi bardzo naturalnie, w komiksie znajdziemy sporo slangu i anglicyzmów. Spokojnie można uwierzyć, że mogłyby wyjść z ust prawdziwego nastolatka. Realizm bije też z finału, który w odróżnieniu od wielu książek dla nastolatków, wcale nie jest cukierkowy.  
Oseman używa bardzo charakterystycznej kreski i stylistyki. Każdy kadr jest przemyślany i niezbędny do opowiedzenia historii. Każda z postaci ma swój własny, niepowtarzalny styl, co odróżnia “Heartstoppera” od wielu znanych tytułów, które używają tylko dwóch modeli postaci. Warto też wspomnieć, że Nick, choć jest szkolną gwiazdą rugby, ma realistycznie narysowane ciało. 
„Heartstopper” to komiks niesamowicie ciepły, który jednocześnie nie boi się poruszać bardzo poważnych tematów w spokojny, inteligentny sposób. Rozgrywa się we wspaniałym świecie, w którym ludzie ze sobą rozmawiają i potrafią rozwiązać większość problemów bez typowych klisz rodem z komedii romantycznych, a rodzice są naprawdę pomocni. Żałuję tylko, że nie trafiłam na niego, gdy sama byłam nastolatką. 
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.  
6 notes · View notes
myslodsiewniav · 8 months
Text
10.02.2024
Po egzaminie. Nie wiem czy zdam xD - nie ufam sobie. Totalnie nie ufam sobie.
Oczywiście teksty do "podkreślenia błędów ortograficznych" były zabawne, bo Pani wykładowczyni jest osobą pełną humoru <3, ale pomimo dużej ilości czasu i wydrukowanych materiałów pomocniczych miałam duży problem by rozpoznać czy coś jest napisane poprawne czy nie - czy tylko mi się wydaje, bo utrwaliłam sobie przez swoje skłonności do ignorancji zapisu ten "niepoprawny" sposób zapisu? Cholernie to trudne dla mnie.
Cieszy mnie, że całe szczęście było trudne dla wszystkich.
NIE WIEM czy zaliczę. Nie jestem pewna czy na cokolwiek odpowiedziałam poprawnie. No dobra, kminię, że niektóre zapisy były ok, ale to tak 15 odpowiedzi z ponad 50 zawartych w teście. Do zaliczenia trzeba uzyskać 50% i mam wątpliwości czy to uzyskam, ale mam nadzieję, że to moje zgłaszanie się do odpowiedzi przez cały semestr było warte podciągnięcia oceny xD
Druga sprawa - zaliczyłyśmy projekt. Wyszedł zajebiście. Świetna robota, świetny film. Naprawdę praca się opłaciła. Profesor był pod wrażeniem - docenił, że przygotowałyśmy film ze ścinkami scen, który uzupełnimy omówieniem merytorycznym, ale nie spodziewał się, że NAGRAMY DŹWIĘK do prezentacji (by nie musieć tego mówić przed całą grupą) i bardzo się tym zajarał. Wyszedł taki krótkometrażowy film dokumentalny.
Nie wiemy na jaką ocenę zaliczyłyśmy, ale zaliczyłyśmy bez dwóch zdań.
Zaskoczyło mnie, że dziś najpierw dwie osoby na osobności skomplementowały moją prezentację z poprzedniego tygodnia "Naprawdę była świetna, graficznie świetna. Podniosłaś nam poprzeczkę. Serio, bardzo mi się podobała.", a potem podbijały inne osoby, które po tym filmie zaliczeniowym (bo ja wstałam z ławki by go włączyć na komputerze, przygotowałam projektor itp. Moja koleżanka była sparaliżowana strachem, że to ona by musiała to zrobić - więc wzięłam to na siebie) chciały dać mi feedback, że "świetna była ta Twoja praca". A ja czułam się idiotycznie, bo przecież nie robiłam jej sama xD - więc od razu zaznaczałam, że za CAŁĄ animację i montaż jest odpowiedzialna ta oto tutaj dziewczyna obok mnie (a ona nagle sztywniała z presji); że ja byłam od merytorycznego przygotowania tematu zaliczenia, researchu naukowego, szukania źródeł, odpowiadam za większą część scenariusza, oraz za przygotowanie wyciętych scen dla niektórych omawianych przykładów (tj. wyciętych z omawianego w dokumencie filmu aktorskiego) i oczywiście nagrałam swój głos do połowy prezentowanego materiału, ale CAŁĄ ANIMACJĘ poskładała i przygotowała moja współpracowniczka. I jakoś dopiero wtedy do ludzi trafiało, że laury należą się jej również. I fajne to było. Bo jakoś taka ciekawość się budziła "ooo! Czyli nie robiłaś tego sama? Czyli da się coś tak fajnego zrobić w grupie?" - coś w tym stylu. Miłe to było. Bo koleżanka odmrażała się z tego zastygnięcia, przyjmowała pochwałę. Naprawdę kawał świetnej roboty zrobiłyśmy razem.
Profesor zresztą potem mnie chwalił po zajęciach "podobno 1 minuta animacji to 1 godzina pracy, a Pani prezentacja trwała, aż 16 minut", na to odsłoniłam kryjącą się za mną koleżankę i uczciwie powiedziałam, że to jej należą się pochwały, bo jest odpowiedzialna za animację i montaż. Profesor pochwalił ją jeszcze raz, nerwowo wyznała, że to zajęło jej faktycznie sporo godzin... a potem puściła buraka. Ale chyba była zadowolona.
Potem we dwie pisałyśmy egzamin - każda kurwa coś innego xD
Ciekawe czy to zaliczę.
A teraz muszę robić zaliczenie na jutro. xD
10 notes · View notes
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Tarnów Kościół OO. Misjonarzy p.w. Świętej Rodziny, 1904-1906 architekt: Jan Sas-Zubrzycki główny budowniczy: Augustyn Tarkowski foto z 12 czerwca i 18 lipca 2017 oraz 23 czerwca 2018
Frontowe wieże wznoszą się na 67 metrów. Zegar dostarczyła w 1907 r. firma Michała Mięsowicza z Krosna. Ceramikę nad portalem wykonał Bolesław Książek według projektu Anatola Drwala. Witraże z lat 1907-1909 zaprojektował Stefan Matejko.
Ponad stulecie temu kościół był powodem burzliwych sporów zanim jeszcze położono pierwszą cegłę.
O miejsce pod budowę tego drugiego kościoła parafialnego w Tarnowie długie toczyły sie narady; (...). Niestety ś.p. Eustachy ks. Sanguszko odmówił prośbie obywateli m. Tarnowa o darowiznę [gruntu] (...) [Po jego śmierci] czego nie dało się uzyskać u ś.p. księcia Eustachego, uzyskano od wielkodusznej jego małżonki, Konstancyi ks. Sanguszkowej, która wspaniałym tym darem rzewny pomnik pamięci męża swego postawiła. tarnowski tygodnik Pogoń. 1908, nr 41 (11 października)
Książę Eustachy i księżna Konstancja z Zamoyskich Sanguszkowa z synem Romanem w 1901 r. Fotografia ze zbiorów Muzeum Pałacu Zamoyskich w Kozłówce.
Tumblr media
Mniej entuzjastyczna była prasa z sąsiedzkiego miasta: Na posiedzeniu w grudniu z[eszłego] r[oku] uchwaliła Rada miasta [Tarnowa] na budowę kościoła OO. Misyonarzy 30 tysięcy kor., chociaż magistrat proponował wcale pokaźną sumę 12 tysięcy kor. Nie mielibyśmy nic przeciw temu, gdyby gmina miała bodaj skromne oszczędności, ale (...) w gminie nie ma zdrowej wody, brak chodników, (...) brak kanalizacyi, choroby grasują nagminnie, ale za to większość klerykalno-kahalnej Rady rzuca hojną ręką tysiączkami na sute obiady namiestnikowskie i inne nie produktywne cele. nowosądecki dwutygodnik Mieszczanin. 1905, nr 4 (15 lutego)
Ostatecznie grunta jednak otrzymano, budowę uchwalono i wydatek poniesiono, w wyniku czego architekt Jan Sas-Zubrzycki mógł opisać zamysł swego projektu: Kościół Księży Misyonarzy w Tarnowie na przedmieściu Strusina, blisko dworca kolei, stanąć mający - opiera się w pomyśle na architekturze ceglanej, bez najmniejszego zastosowania ciosu, a to dla zmniejszenia kosztów, (gdyż ciosu w bezpośredniej bliskości Tarnowa niema), tudzież dla nawiązania się do kierunku architektury szeroko rozwiniętej w północnych krajach, w kamień ubogich. Architekt. 1905, nr 2
Rysunki projektowe z 1905 r.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Materiał zakupiono w cegielni, której właścielką była księżna Sanguszkowa. Po zakończeniu budowy inny warsztat należący do niej dostarczył za sumę 3000 koron dębowe ławki do głównej nawy. Także wezwanie kościoła - Świętej Rodziny - nadano zgodnie z życzeniem księżnej.
Konsekracja świątyni w niedzielę 4 października 1908 r. była hucznym całodniowym świętem: ...odbyła się po mieście wspaniała procesya, na której wystąpiły znów wszystkie Stowarzyszenia tarnowskie, i w której do 25.000 ludzi brało udział. Ulice, któremi procesya przechodziła, były iluminowane, a domy pięknie przystrojone. Wieczorem wróciła procesya do kościoła księży Missyonarzy, w którym płonęło już całe morze światła na cześć uroczystości. Następnego dnia odprawiono nabożeństwa na intencyę wszystkich fundatorów kościoła (...). Pogoń. 1908, nr 41 (11 października)
Kilkanaście lat później miejscowa prasa z oburzeniem doniosła o nieco mniejszej sensacji: W ubiegły poniedziałek po Mszy św. pasterskiej w kościele X.X. Misjonarzy wracali tak pobożni, jak i faryzeusze do domów. Wziął się do pracy djablik złośliwości. Ktoś nalał do naczynia z wodą święconą atramentu, który potem krasił oblicza żegnających się wodą święconą. Nowiny Tarnowskie „Smok”. 1922, nr 1 (31 grudnia)
Czerwono-złoto-błękitny witraż z wizerunkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej zdobi bramę w głębi sieni łączącej kościół z domem parafialnym, do którego prowadzą drewniane drzwi zwieńczone krzyżem na kamiennym łuku wygiętym w ośli grzbiet. W latach 1940-1945 mieściła się tam kwatera główna sztabu Wehrmachtu.
><><><><><><><><><><><><><><><
Tarnów, Poland Holy Family Church of the Congregation of the Mission, 1904-1906 architect: Jan Sas-Zubrzycki construction manager: Augustyn Tarkowski taken on 12 June and 18 July 2017, and 23 June 2018
Both main towers are 67 m (~220 ft) tall. The tower clock was made in 1907 by Michał Mięsowicz factory from Krosno. The ceramic relief above the main portal was designed by Anatol Drwal and made by Bolesław Książek. Stefan Matejko designed the stained glass windows in 1907-1909.
Over a century ago the church was a cause of heated disputes before even the first brick was laid.
Deliberations concerning the site of the second parochial church in Tarnów had been carried for long time. ... Alas, late Duke Eustachy Sanguszko had refused the plea of the citizens of the town of Tarnów for donating [land] ... [After his death] what couldn't have been gained from late Duke Eustachy was gained from his generous wife, Duchesse Konstancya Sanguszko, who erected a poignant monument for her husband's memory with this gift. Tarnów weekly Pogoń, 11 October 1908
[Ducal couple Eustachy and Konstancja Sanguszko née Zamoyska with their son Roman in 1901. Archival photo from the collection of Zamoyski Palace Museum in Kozłówka]
Press from a neighbor town was not nearly so effusive: In last December the City Council of Tarnów has decided about committing 30 thousand Crowns to build a Congregation of the Mission church, though the Municipal Office had offered quite an impressive sum of 12 thousand. We'd have nothing against it if the Municipality had even meagre savings, but ... it lacks clean water and walkways ... lacks a sewage system and diseases run freely, but instead the majority of clerical and kahal minded Council generously throws thousands for copious banquets and other non-productive purposes. Nowy Sącz biweekly Mieszczanin, 15 February 1905
Eventually, the land was gained, the construction agreed on, and the expense incurred, which allowed the architect Jan Sas-Zubrzycki to describe his vision: The church of the Congregation of the Mission that is to be build in Strusina, a suburb of Tarnów near the railway station, is based on the idea of the brick architecture, with no use of stone at all, for reducing the cost (because there's no stone in close vicinity of Tarnów) and also to fit the architectural trend that has developed widely in the northern countries, deficient in stone.
[design drawings published together with the quote, 1905]
The material was bought from a brickyard owned by Duchesse Sanguszko. After finishing the construction another workshop belonging to her delivered oaken stalls for the church's main nave, for 3000 Crowns. Also the church's name - the Holy Family - was assigned in accordance to the Duchesse's wish.
The church's consecration on Sunday, 4 October 1908 was a festive all-day ceremony: ...a great procession took place in the town. All associations of Tarnów and up to 25 thousand people attended it. The streets it moved along were illuminated and houses beautifully decorated. By the evening the procession came back to the Missionaries' Church where a whole sea of light was already burning in honor of the ceremony. Next day services for all the church's founders have been had... Pogoń, 11 October 1908
A dozen and some years later the local press indignantly reported on a somewhat smaller affair: On last Monday, after the Pasterka Mass in the Missionaries' Church, both the devouts and pharisees were heading back home, when some malicious inspiration was at work. Someone poured into the holy water font ink that stained faces of those crossing themselves with holy water. weekly Nowiny Tarnowskie "Smok", 31 December 1922
Red-goldish-blue stained glass depicting Our Lady of the Gate of Dawn adorns the gate under the vaulted passage joining the church and the parish house, to which lead the wooden door crowned with a cross above the stone ogee arch. The hedquarter of Wehrmacht occupying Tarnów was located here in 1940-1945.
54 notes · View notes
weirdd-kiddo · 10 months
Text
Poczułam się dziś jak gówno XDDD mieliśmy na polskim coś o zmiękczaniu słów czy chuj wie i pani dała przykład że np gruby, to ładniej pulchny i koleżanka z ławki "dla beki" powiedziała mi że jestem pulchna XDDDD i ktoś się zaśmiał, potem powiedziała że "nie no żart" no w chuj śmieszny żart teraz schudne 10kg w miesiąc, do ferii będę ważyć 47kg i zobaczymy kto się będzie śmiał.
10 notes · View notes
nasze-zd · 2 months
Text
Ławeczki
Długo zbierałem zdjęcia do tego artykułu, wskutek czego rozproszyły się one pomiędzy różne telefony i aparaty i nie od razu byłem je w stanie odnaleźć.
Dopiero co pisałem o jednej ławce ze wzgórza Hana's Hill. Mogliście się zdumieć oryginalnym sposobem upamiętnienia tamtej osoby, ale nie jest to bynajmniej wyjątek. Niemal każda ławka w przestrzeni publicznej ma jakiegoś patrona, przypomina o konkretnej osobie, grupie osób lub o idei.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Najczęściej widzi się epitafia. Każde inne, nie ograniczające się do utartych formułek nagrobnych, jak "Ś.P.", "R.I.P.", "Pokój jej duszy", ale osobiste, zawierające miłe wspomnienie zmarłego lub zmarłej. Na ogół też tabliczki informują, w jaki sposób on czy ona byli związani z tym miejscem.
Tumblr media
Jako że ławki stoją często w lokalizacjach bardzo widokowych, można pozazdościć takiego miejsca pamięci, jakże odległego od depresyjnego spleenu cmentarnego.
Rzadziej tabliczki odnoszą się do idei lub ogólnie określonej grupy ludzi; w takich wypadkach zazwyczaj dotyczą czerpania przyjemności z bycia w górach, w buszu, w bliskości z naturą.
Tumblr media Tumblr media
Spoiwem łączącym wszystkie te dedykacje jest bliskość. Bliskość osób kochanych, a odeszłych. Bliskość czyimś sercom wydarzeń, które kiedyś przyspieszały ich bicie. Bliskość idei, które napędzały życie konkretnych ludzi. Próżno szukać ławek poświęconych dętym frazesom w rodzaju: Obrońców Narodu, XXX-lecia Polski Ludowej, Rycerzy Niepokalanej czy Równości i Tolerancji — zapewne dlatego, że fundowały je osoby prywatne, a nie lokalni politycy.
2 notes · View notes
panikea · 2 years
Text
Urzeka mnie ta wiara, że pieniądze załatwią wszystkie nasze deficyty.  Że będziemy szczęśliwymi ludźmi, jeśli w dzieciństwie pójdziemy na określoną ilość zajęć dodatkowych. Albo jeśli będziemy mieli markowe buty, czy wyjedziemy x razy za granicę.  
Dorosłe dzieci są spieprzone, bo rodzice zamiast dawać im czas, dawali im kompetencje do pracy w korpo i zaciągania kredytu hipotecznego. Nie przekazali, że od sprzedawania burgerów w McDonaldzie, owszem, można się nabawić odcisków i oparzeń na rękach, ale proste prace wykonywane w młodości uczą życia. Nie przekazali, bo uważali że byłby przypał przed znajomymi, gdyby posłali dziecko do takiej roboty. Przecież taka harówa jest dla miernot. A poza tym, lepiej żeby dziecko w tym czasie się uczyło, prawda?
Nie mówili: „Nie wszystkie związki, które cię czekają, będą udane. Być może twoje małżeństwo będzie pomyłką. Będzie nudne.” Nie przekazali zdrowego poczucia własnej wartości, dzięki któremu, można w takich sytuacjach zacząć od początku. I kolejny związek zbudować już lepszy. Chronili je, przez co dzieci te nie nauczyły się jak smakuje porażka. I ile sił kosztuje zwycięstwo. Nie powiedzieli, że niekoniecznie będą milionerami, ale mogą być zadowoleni z życia.  
Co powtarzali? „Jeśli będziesz się dobrze uczył, to osiągniesz sukces.” Ale sukces przynosi nie szkoła, nie milion dwieście tysięcy kursów, tylko pasja. Samo jej odkrycie jest życiowym sukcesem.
 Sukces bierze się z ambicji.
Z buntu.
Z innego myślenia. 
Z drążenia jednej dziedziny. 
Z tego wszystkiego, co szkoła tępi.
Z bycia nieszablonowym. Niepokornym wobec autorytetów. A szkoła od czasów Bismarcka, kiedy wsadzono dzieci za ławki ceni pokorę. Ceni grzeczne dzieci, które notują wszystko w zeszytach. 
Jedną z najważniejszych rzeczy, jaką rodzice mogą dać dzieciom, jest akceptacja. 
Że praca w sklepie jest ok, pod warunkiem, że czują się szczęśliwi. Bo ktoś musi pracować w sklepie i nie każdy musi mieć gigantyczne ambicje. Że jest to ich życie i nie mogą dać sobie wmówić, jak mają żyć.  
Nie popełniajcie błędów swoich rodziców.
Piotr C. pokolenieikea.com
72 notes · View notes
opoana · 7 months
Text
rozdizal 2
W szkole unikałam chłopaków. Nie chodziliśmy do tej samej klasy, więc musiałam się wystrzegać tylko przerw. Chodziłam wtedy do toalety i tam siedziałam. Puszczałam sobie jakieś piosenki na słuchawkach tak głośno, że zapomniałam, gdzie naprawdę jestem. Musiałam ustawiać budzik na minutę przed dzwonkiem na zajęcia, aby się nie spóźnić, bo nie słyszałam, gdy dzwonił.
Kończyłam później niż on, więc myślałam, że się nie spotkamy, jednak czekał na mnie przed budynkiem. Żałowałam, że nie wyszłam przez parking.
– Hej, maleńka – przywitał mnie z uśmiechem, ale ja go nie odwzajemniłam. – Co się dzieje? – Natychmiast spoważniał.
– Źle się czuję, to wszystko – powiedziałam. Miałam ochotę sobie westchnąć, ale powstrzymałam się.
– Dlaczego? Co jest, powiedz mi, proszę.
Wtedy naprawdę westchnęłam. Wcale nie miałam ochoty się mu zwierzać.
– Zrobiłem coś nie tak? – męczył mnie pytaniami. – Powiedz mi! – Stanął przede mną i złapał mnie za ramiona, abym nie mogła iść i dalej go ignorować.
Zazwyczaj unikałam kontaktów fizycznych i Misiek nie miał wielu sposobności, aby mnie dotknąć, ale wtedy to zrobił, a ja miałam na sobie tylko jedną bluzę, bo było dość ciepło, więc wyczuł moje kościste ciało. Widać było, że się zmieszał i zatroskał.
– Ofelio… Dlaczego… – szukał słów, ale nigdy ich nie znalazł.
Wyrwałam się mu i ze łzami w oczach pobiegłam przed siebie. Ciężki plecak dodawał mi kilogramów, a moje biedne, zmęczone ciało ledwo dawało radę. Z WF-u już dawno byłam zwolniona przez przekochaną panią doktor z pobliskiej przychodni, której od lat wciskałam kit, że boję się grać w gry z piłką, bo kiedyś dostałam w łeb i miałam powikłania.
Biegnąc tak przez pusty park, kiedy popołudniowe słońce prażyło mi związane w kucyka włosy, poczułam się prawdziwie wolna i spętana jednocześnie. Chciało mi się wyć zarówno z bezsilności, jak i ze szczęścia. I wcale nie wiedziałam, co się dzieje.
Nie miałam już sił biec, dyszałam i słaniałam się na nogach. Na szczęście obok była ławka. Zrzuciłam z siebie plecak i sięgnęłam po butelkę z wodą. Nie zostało mi jej dużo po całym dniu w szkole. Zawsze zabierałam ze sobą półtoralitrową butlę i zazwyczaj całą wypijałam, szczególnie w gorące dni lub gdy byłam bardziej głodna.
Kiedy chciałam się napić, moja ręka jakoś niefortunnie straciła siłę i wylałam na siebie tę wodę. Poczułam się strasznie ciężka, jakbym uderzyła o coś głową. Dzwoniło mi w uszach, a przed oczami zobaczyłam czarne plamy, które wciąż się powiększały i powiększały, aż w końcu zapełniły cały mój obraz świata, a ja stoczyłam się z ławki i zasnęłam.
– Nie jest zbyt późno. – Jej głos powoli przebijał się do mej świadomości, ale wciąż nie otwierałam oczu. Na co nie jest zbyt późno? Dajcie mi leżeć w spokoju. – Kochanie, słyszysz mnie?
Czułam, jak ktoś mnie dotyka. Otworzyli mi na siłę oczy i zobaczyłam błysk. Od razu je zamknęłam i chciałam zasłonić się rękami, ale nie miałam sił.
– Odzyskaliśmy ją – powiedział ktoś. Chyba ta pani, która wcześniej mnie budziła. Co właściwie się stało? – Hej, jak się nazywasz, skarbie?
Chciałam odpowiedzieć, ale nie miałam sił otworzyć ust. Moje gardło było takie suche, wysuszone jak pustynia, i nie mogłam już mówić.
Poczułam, że mnie podnoszą, a później kładą. Chciałam protestować, ale moje mięśnie nie reagowały. Jęknęłam cicho, chcąc wyrazić swój protest.
– Spokojnie, kochanie, wszystko już jest dobrze. Zabieramy cię do szpitala, czy mamy kogoś powiadomić? – Miła pani, którą teraz widziałam przez wpół zamknięte oczy, miała krótkie, rude włosy i patrzyła na mnie z życzliwością. Pokręciłam powoli głową. Nie chciałam nikogo przy sobie. Niech się wszyscy odpierdolą. – Niedługo poczujesz się lepiej.
Pierwszy raz jechałam karetką. Rozejrzałam się w poszukiwaniu plecaka, bo miałam nadzieję, że nie zostawili go w parku. Na szczęście był gdzieś w kącie pojazdu.
Obok mnie siedziała miła pani i podała mi tlen przez maskę. Poczułam przyjemną lekkość w oddychaniu i zapragnęłam móc oddychać tak zawsze.
W szpitalu, po szybkiej obdukcji, trafiłam na obserwację. Leżałam w podłużnej sali z paroma innymi osobami. Łóżka przedzielone były zielonymi parawanami, więc nie mogłam im się przyjrzeć.
– Pani Ofelia, tak? – Lekarz wziął mnie z zaskoczenia, wychodząc zza parawanu. – Sprawdziliśmy dane w pani dowodzie z portfela w plecaku. Czy chciałaby pani kogoś zawiadomić? – zapytał, pisząc coś w karcie.
– Nie, dziękuję – powiedziałam słabym głosem.
– Wygląda na to, że zasłabła pani. Podamy płyny i zostawimy na obserwacji. Zaraz podejdzie pielęgniarka. – Mężczyzna w białym kitlu, z siwymi, rzadkimi włosami, nawet na mnie nie patrzył. – Miłego dnia.
Zastanawiałam się, kto wezwał karetkę, kiedy przyszła pani w niebieskim uniformie. Uśmiechała się, więc też to zrobiłam, chociaż byłam słaba.
– Pomogę się pani przebrać – powiedziała, a ja zamarłam.
– Przebrać? – spytałam, a głos mi się załamał.
– Tak, w szpitalną piżamę. Zasłonię panią parawanem, nic nie będzie widać – uspokoiła mnie pani.
– Nie, nie chcę się przebrać – odparłam stanowczo, próbując się podnieść, jednak pielęgniarka złapała mnie za ramiona i popchnęła delikatnie na łóżko.
– To tylko piżama, później założymy wenflon i podamy płyny – wyjaśniła. – Proszę pozwolić się sobą zaopiekować.
Była taka miła i zatroskana, że nie mogłam się nie zgodzić. Powoli zdjęłam bluzę przez głowę, a ona mi pomogła. Zostałam w samym staniku. Bez słowa podała mi śmieszną szpitalną koszulę, potem zdjęłam spodnie pod kołdrą. Podałam jej ubrania i pozwoliłam założyć kaniulę. Na wieszaku koło łóżka powieszono wielki worek z przezroczystym płynem i kazano mi leżeć.
I tak leżałam, rozmyślając.
4 notes · View notes
tanczysz-z-demonem · 1 year
Text
Kiedyś przyjdzie taki dzień, wszyscy wrócimy do parków na ławki. Kiedyś przyjdzie taki dzień i znowu nie będziemy się martwić. Kiedyś przyjdzie taki dzień a wtedy będziemy szczęśliwi lub martwi.
16 notes · View notes
malditomundo · 6 months
Text
MVP
Mam wrażenie, że częściej mówi się o fryzurze Tomasza Fornala niż o jego grze, a wg mnie gra fantastycznie! Być może to dlatego, że chwalić by go trzeba było w każdym meczu; wiadomo, że to jeden z najlepszych siatkarzy świata i chwalić nie wypada, bo po prostu wymaga się od niego najlepszej gry. W każdym razie mam wrażenie, że jego gra do tej pory była niedoceniana.
W statystykach rundy zasadniczej zaś:
w przyjęciu wypada nie gorzej niż libero, a przyjmuje więcej,
w ataku lepiej od atakującego, a atakuje więcej,
idzie łeb w łeb w zagrywce z Huberem, ale zagrywa najwięcej, co oznacza, że drużyna przy jego zagrywce zdobywa najwięcej punktów,
w bloku na drugim miejscu, za Huberem oczywiście,
ogólnie - najlepiej punktujący drużyny.
Nawet kiedy bierze się za wystawę, robi to znakomicie. Widzi wszystko, czyta grę przeciwnika, a wachlarz jego zagrań jest przeogromny.
W statystykach jednak nie zobaczymy tego, co najważniejsze w siatkówce. Kto kończy najtrudniejsze piłki, ostatnie piłki, kto przyjmuje najmocniejsze zagrywki, kto serwuje asy w końcówkach i kto trzyma drużynę w słabszych momentach. Tak, to Fornal.
Ostatnio bardzo bacznie mu się przyglądam w lidze, bo w reprezentacji jednak zapamiętałam go jako świetnego zmiennika, który wchodzi z ławki i przyjmuje bomby w punkt. Przyglądam mu się nawet kiedy nie uczestniczy bezpośrednio w akcji, bo to czysta przyjemność :)
Uwielbiam, kiedy przed zagrywką kolegów niemalże zawsze jest odwrócony do zagrywającego, zagrzewa oklaskami razem z kibicami i obserwuje całą zagrywkę. W trakcie akcji jest ciągle w ruchu, zmienia, poprawia pozycję w zależności od przebiegu akcji. To pewnie dlatego broni tak wiele piłek. W każdej akcji jest go pełno na boisku, jego zaangażowanie jest nie do przecenienia.
Równie ważna jest postawa Fornala po akcjach, szczególnie w tych słabszych momentach. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek rozkładał ręce w geście pretensji, żeby w jakikolwiek sposób wyrażał niezadowolenie z gry swoich kolegów. Wręcz przeciwnie - uspokaja drużynę, nierzadko zbiera ją w kółeczko i zagrzewa do walki. Nie boi się brać odpowiedzialności za niepowodzenia na siebie i za wszelkie błędy przeprasza kolegów. To wszystko oczywiście to stałe elementy gry siatkarskiej i zachowania większości klasowych zawodników. Jednak w trudnych momentach wszystkim potrafią puścić nerwy, opaść ręce i zwiesić się głowy. U Tomasza widać niezmiennie tylko skupienie i zaangażowanie.
Wg mnie jest obecnie najbardziej wartościowym, wszechstronnym zawodnikiem polskiej ligi, liderem Jastrzębia i mam nadzieję, że będzie też liderem reprezentacji, oby tylko w zdrowie dopisało.
2 notes · View notes