Tumgik
#wolne panie
motylekjulaa · 1 month
Text
19.04.2024
Zjedzone : 400 kcal
Spalone : 400 kcal
Waga : 56,8 kg
Zjedzone : (skyr truskawkowy,trzy widelce makaronu z sosem,truskawki 350 gram i kawa z mlekiem 0,5%)
Dzień nie był za fajny ale pod zględem zjedzonych kcal i to co zjadłam jestem mega z siebie dumna i oby tak dalej ❤️ Wstałam o 7 tak jak zawsze,po toalecie odrazu poszłam na wagę i niestety ale była taka sama sytuacja jak wczoraj bo pokazywał mi się ten znaczek zamiast wagi ale na sekundę waga pokazała 56,8 kg ale i tak nie ufam,naszczęście mama miała dzisiaj kupić baterie więc jutro będę na 100% wiedzieć ile waże dokładnie ^^.W szkole było nawet spoko,nasza szkoła obchodziła dzień autyzmu i pani włączyła nam filmik z youtuba nazywał się chyba Autyzm i NIEBIESKIE MOTYLKI,odrazu mi się to skojarzyło z aną.Na sali gimnastycznej robiliśmy różne ćwiczenia i czułam się tam najgrubiej ze wszystkich wokół.Jak wróciłam ze szkoły to mama się szykowała do pracy a po chwili wyszła,a ja mogłam spokojnie poćwiczyć itd.Zrobilam wszystkie ćwiczenia jakie miałam w planach więc git (6x na brzuch,2x na ramiona,2x na twarz i 20 minut jeżdżenie na rowerku stacjonarnym).Oprócz tego piłam trzy herbaty ziołowe.Ogólnie czułam trochę głód ale był do zniesienia.Jutro mama ma wolne co wiąże się z tym,że będę musiała jakoś wyrzucić obiad.Mam nadzieję,że jutro waga pokaże dużo mniej niż była dzisiaj chociaż nie wiem czy dzisiejsza waga jest prawidłowa,zobaczy się jutro i mam nadzieję,że mama mi kupiła te baterie bo jak nie to zwariuje.
Chudej nocy motylki 🦋
Tumblr media
24 notes · View notes
pozartaa · 2 months
Text
07.03.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 371. Limit +/-2100 kc@l
DZIEŃ BEZ LICZENIA K@LOR11 2/8 w marcu.
Wybrane posiłki:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Hej, dziś kolejny DBLK w kalendarzu. Wolny dzień. Odpuszczam dziś ćwiczenia bo mi się nie chce ale to tak mega. Cały ranek poświęciłam na wygładzenie posta specjalnego o ĚD w życiu dorosłym. Nie czuje bym ujęła tam wszystko to, co chciałam i jak chciałam, ale inaczej było by to coś na miarę objętości "Quo Vadis" 😁. W każdym razie - dziękuję wszystkim, którzy poświęcili swój czas i przebrnęli całość 💖
***
Dziś nic ciekawego. Poza staniem w kuchni i szybkim wypadem do gina po wynik cytologii (profilaktyka - rzecz ważna, dziewczęta i panie ☝️) Pani ginekolog była zachwycona wynikiem. Zresztą na całe szczęście podwozie mam w dobrym stanie brak i rodzinnych skłonności do tego rodzaju problemów.
Poza tym po prostu dzień wolny.
Wypadało by posprzątać w domu, ale ostatnio mam bunt, bo o ile ugotować sobie powinnam, to pucowanie w każde wolne, to chyba przesada. Tylko zamiotlam trochę i z większego poukładałam "ogólne wrażenie" 😅.
Tumblr media
No i znów mnie pogoda zdradziła. To słoneczko to żadnego ciepła dziś nie daje 🙁.
***
Na kolację ugotowałam sobie zupę z cukinii z kurczakiem. Lubię gotować zupy w DBLK. Wiem, że to nie będzie żadna ka\orycza abominacja, a liczyć nie muszę i mogę sklecić coś z tego, co zalega w lodówce 🫶☝️
Tumblr media
Oczywiście wszystko to miele na papkę bo nie ma to jak zupa krem - jedyna stan skupienia zupy jaki uznaję to taka, ktarą można smarować na kanapki 😆. Zjem z jakimś tostem albo coś.
Dobrej nocy wam życzę. Jutro do pracy na dniówkę, więc pobodka z samego rana.
23 notes · View notes
mikoo00 · 3 months
Text
Bylem u lekarza medycyny pracy Nie musiałem pokazywać badań sanepidowskich Był szybki wywiad w zasadzie dwa pytania mi lekarka zadała,, Piapierosy? "-Tak,, Jakieś inne choroby?" - Nieee... 🫣 zaburzenia psychiczne też tam zaznaczają, ustalając zdolność do pracy no i uzależnienia Ale po co to komu xd Nie mam schizofreni czy tam kolejnego epizod depresji
Ulżyło mi Jedna rzecz z głowy
Zadzwoniła do mnie pani z poradni zdrowia psychicznego z zapytaniem, czy jestem nadal zainteresowany pomocą psychologiczną do czasu wizyty u psychiatry 1.03 mam u niej wizyte 🥰 kolejna rzecz ogarnieta
Zostało mi pogadać z kierowniczką o moim grafiku na marzec Chce sobie wymienić wt wolne na poniedziałki bym mógł uczestniczyć w całym meetingu
22 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 months
Text
25-03-2024
Co za maraton... serio...
Ech. W piątek zrobiłam tour do Poznania i z powrotem (Poznaniu, jesteś taki piękny! Nawet rozkopany!)
Byłam w chuuuuuj zmęczona.
Spotkałam się z przyjaciółką i kupiłam ważny materia do pracy, ale mimo wszystko jestem w chuj zmęczona. Podróż do Poznania jest przyjemniejsza i krótsza niż z centrum Wro na Psie Pole (tam jedziesz nawet 2h, a do Poznania ledwo 1:23h), jednak ten tłum, deszcz, gwar... zmęczenie po prostu.
Wróciłam do domu jakoś jeszcze tak, by mieć przestrzeń na odpoczynek - mój chłopak miał tego dnia wolne, więc... pokazał mi projekt nad którym spontanicznie zdecydował, że będzie pracował w dzień wolny. xD Pół dnia podobno hałasował sprzętem kaletniczym, ale wykonał boską rzecz!
Obydwoje byliśmy zmęczeni i mieliśmy iść spać...
Ale jeszcze obejrzeliśmy "tylko jeden odcinek" serialu na Netflixie. Nie no, serio jeden, ale zamiast się wyłączyć przy nim, zrelasować, odprężyć, to się uruchomiliśmy z rozkminą podczas oglądania, a po oglądaniu wsiąknęliśmy w internet, w rozmowy o interpretacji tego co przeczytaliśmy, a potem w rezultacie zadzwoniliśmy do mojej teściowej - fizyczki z wykształcenia - by nam rozwiała wszystkie wątpliwości xD Okazało się, że ona średnio interesowała się tą astrofizyką, więc kolejną godzinę kminiliśmy już w trójkę, z teściową na głośniku o co chodzi w astrofizyce. Padliśmy po tym wszyscy wykończeni i dotąd smsujemy wymieniając się artykułami. O co chodzi? O "problem trzech ciał". xD Myślałam, że to będzie fabularnie chodziło o problem z trzema trupami, ale nie! To problem trzech ciał w rozumieniu fizyki czy tam astrofizyki, takich jak w "O ruchach ciał niebieskich" xD. Mój chłopak oglądając serial widział rzeczy, których ja nie dostrzegałam - dla niego to budziło pytania, a jak wracaliśmy do tych scen to faktycznie weryfikowaliśmy, okazywało się, że on miał rację - a to coś niewyśrodkowane, a to coś jeszcze innego itp. To przykład na to, że aby uczestniczyć w kulturze TRZEBA mieć kod. Super. No i okazało się, że nauka potrafi opisać współdziałanie układu dwóch ciał (system binarny), ale pomimo licznych prób niestety zawodzi nas próba usystematyzowania układu trzech ciał. Ech. No i próbowaliśmy zrozumieć o co kaman (teraz, po drugim odcinku, widzę, że serial próbuje empirycznie POKAZAĆ widzom jak ta teoria wygląda, na czym polega, ale naprawdę piątkowe rozkminy to było dla mnie jak odkrywanie Ameryki na nowo - fascynujące!). Nadal próbujemy. Zmęczyliśmy się tym w piątek i posnęliśmy.
Potem miałam masę planów na sobotę, zrealizowałam jeden: byłam z koleżanką z roku na dniach otwartych ASP. Obmacałyśmy wszystko co się dało xD, wzięłyśmy udział w warsztatach artystycznych, wlazłyśmy gdzie tylko chciałyśmy. Najlepiej zorganizowane były pracownie renowacji - trochę wiem o renowacji (moim przyjaciele to renowatorzy, mojego BF cała rodzina to renowatorzy o różnych specjalizacjach), więc wydaje mi się, że w połączeniu z bardzo sympatycznymi dziewczynami z pracowni tym więcej z tych zajęć wyciągnęłyśmy.
Zachwyciła mnie - ale tak TOTALNIE zachwyciła mnie - pracownia pokazująca realizacje i osiągnięcia pracowni Nowych Mediów. W zasadzie obecnie realizuję z nazwy tożsamy kierunek, ale to czego się uczą na ASP to kurde, kosmos!!! Chociaż czy naprawdę się tego uczą? Czy to nie jest odstawienie szopki na dni otwarte? No nie wiem. Niemniej Pani, która nas oprowadzała fajnie zdefiniowała swoją pracownię "Zajmujemy się wszystkimi rodzajami projektowania, które trwają w czasie, jak muzyka, wizualizacje, film, światło". MEGA! Kwiaty podłączone do czegoś, czego nazwy nie pamiętam, a co jest też w bebechach naszych telefonów komórkowych - przy dotknięciu płatków kwiatów rozlega się dźwięk. Wow! Wizualizacje - te, które robi się na koncertach - z całą konsolą! Coś FANTASTYCZNEGO! OMG jak ja chcę to robić. Poza tym metody pracy! Malutka roślinka obstawiona dziesiątkami kamer, które robią jej zdjęcia na wielkim przybliżeniu - RUCH rośliny, światło w ruchu, coś FASCYNUJĄCEGO. Nagrywanie najróżniejszych, najczarowniejszych biologicznych obserwacji pod mikroskopem (!) i wykorzystywanie ich w wizualizacji na koncertach. Nasza pani przewodniczka - jak się okazało pracuje z tkaninami. Marzenie, bo my też z tkaninami obecnie pracujemy. OMG. To było fascynujące. Serio. Oglądałyśmy tkaniny pod mikroskopem (lniana koszula: na wcale nie największym przybliżeniu, z widoczną wyraźne siatką tkania, z rozpoznawalnością materiału "tak, to jest len" pod mikroskopem pozwalała na zaobserwowanie gołym okiem KOMÓREK włókien lnianych - jądro komórkowe itp - OMG ja tam schodziłam w spazmach z entuzjazmu). Oglądałyśmy pod mikroskopem - a potem od razu na rzutniku wielkości ekranu w sali kinowej - poliester, cekiny, najróżniejsze włókna. I oświetlałyśmy je różnym światłem, pod różnym kontem (jak leżały pod mikroskopem, tak). Potem na tej konsoli do wizualizacji koncertowych (podobno studenci jeżdżą na koncerty by robić wizualizacje zaliczeniowe dla różnych artystów) miksowałyśmy nagrania materiału z dźwiękiem. No właśnie, do tego dźwięk! OMG! Cudo. Grałam na urządzeniu (instrumencie), którego nazwy nie pamiętam, a które składa się z drewnianego pudła i dwóch wystających metalowych prętów. Nigdy wcześniej i prawdopodobnie już nigdy później nie czułam się tak bardzo czarodziejsko! Tego instrumentu się nie dotyka! Przybliża się jedynie dłonie do prętów, a urządzenie (podłączone do głośników) wydaje z siebie dźwięki jak z filmów SFi z ubiegłego stulecia. Odrealnione i przeszywające dźwięki, idealne na rejwa. Magia, magia, magia. Świat mikro, makro, dźwięki, światło, elektronika i wszystko po to by zaprojektować DOZNANIE ESTETYCZNE. OMG! TAK! Chcę to robić!
Jeżeli faktycznie tak te studia wyglądają i jeżeli będzie mnie na to stać, to może zrobię tam magisterkę. Może. Bo póki co potrzebuję dochodu.
Potem poszłyśmy obadać pracownie scenografii - w tym maszyny hafciarskie i dziewiarskie. Jaram się tym. No i właśnie po drodze się wyjebałam na chodnik, chodziłam po tym świecie projektantów mody z zakrwawioną chusteczką przytkniętą do brody... a po powrocie do nich właśnie wszystkie inne plany poszły się walić, bo zaczęło się wymiotowanie i zawroty głowy, a resztę dnia spędziłam na SORze, na tomografii itp.
Byłam tak zmęczone, że w niedzielę, gdy się obudziłam nie wiedziałam gdzie jestem i jak się nazywam. Serio. I najlepsze, że właśnie o to zapytał mnie mój chłopak (wcześniej poinstruowany przez mojego lekarza - doktor zwolnił mnie do domu właśnie dlatego, że widział, że jestem w poczekalni z facetem i psem. Ech... Wdzięczna jestem na maksa. Zarówno mojemu upartemu chłopakowi i lekarzowi za to, że jednak nie trzymał mnie w szpitalu) - nie potrafiłam mu początkowo odpowiedzieć bo byłam tak zdezorientowana, a on zagroził, że w takim razie wstaje i zaczyna mnie pakować do szpitala - wtedy mi się przypomniało kim jestem i gdzie jestem xD
W niedzielę uczestniczyłam w zajęciach zdalnych. OMG, jak cudownie było. To znaczy tam, gdzie było cudownie, tam było cudownie. Ale o tym zaraz.
Najpierw mieliśmy zajęcia z czegoś co nazywa się dziwnie, a chodzi o projektowanie stron www i aplikacji. Bardzo temat mnie ciekawił. Okazało się, że mamy te zajęcia ze świetną babeczką, baaaaardzo fajnie tłumaczącą wszystko. Okazało się, że mamy nauczyć się programować. I jara mnie to!!! Ale to nie koniec! Będziemy się uczyć UI i UX i w końcu wiem o co w tym chodzi. W końcu ktoś to przedstawił zrozumiale i z jajem. MEGA się jaram. W dodatku okazało się, że prowadząca też ma ADHD więc sobie o tym pogadałyśmy. Dała nam (mi) olbrzymią ilość informacji, kierunków do pozyskiwania wiedzy. No cudowne to było. Zadania ćwiczeniowe były zajebiste. Babeczka odpowiadała na wszystkie pytania, była pomocna, dbała o to, abyśmy wiedzieli WSZYSTKO i by nikt nie bał się udzielania odpowiedzi. Już na ten moment wiem, że chcę się uczyć UX oraz CSS jak najwięcej, bo JARA MNIE TO!
A potem mieliśmy mieć zdalnie grafikę komputerową... Nie chce mi się znowu wkurwiać. Jedynie nakreślę - pani nie wiedziała jak prowadzić zajęcia zdalne. To były nasze pierwsze zajęcia z nią, a ona bez jakiegoś przywitania, bez nakreślenia jakie ma wymagania, z czego będziemy się uczyć, jaki jest zakres programowy - bez tego wszystkiego po CAŁEJ GODZINIE spóźnienia (ewidentnie miała problem z podłączeniem zajęć zdalnych, a potem, jak jej się włączał mikrofon i kamerka na momenty okazywało się, że jest w galerii handlowej - podobno, ja tego nie widziałam) napisała nam, żebyśmy narysowali coś, cokolwiek, w 30 minut i jej wysłali na maila prywatnego, bo musi sprawdzić jaki mamy zakres kompetencji i czego może nas nauczać. Napisała to po 1h, dzisiaj, chociaż od miesiąca wie, że ma z nami zajęcia, a na to właśnie przeznaczyła 4 z 16h zajęć jakie z nami ma prowadzić w tym semestrze.
No kurwa.
Ja za to płacę niemałe pieniądze - i nie tylko ja się wkurzyła, cała grupa złorzeczyła. Szlag wszystkich trafił. Ani info o tym z jakiego programu mamy korzystać, ani o rozdzielczości, ani w zasadzie NIC. Mamy iść rysować na drugim semestrze grafiki. Niektórzy ledwie 4 narzędzia w photoshopie opanowali. Zadałam jej pytania podstawowe: co rysować, jakie są wytyczne, co mamy wykazać, jakiego programu użyć, przypomniałam jej, że zakres dydaktyczny przez nas opanowany wysłałam jej mailem... Ale ona już wtedy się wyłączyła xD Hahaha - grupa pisała do mnie "ej, zadałaś najważniejsze pytania, ale bez sensu, ona cię nie słucha". Kurwa. Ludzie z grupy pisali i nagrywali głosówki "to kpina! I ja za to płacę!?". Nie wiedzieliśmy co i w czym rysować i tak bez tematu, bez jakiejś wskazówki po co i na co... więc zaproponowałam, abyśmy wysłali pakiet prac z poprzedniego semestru po prostu.
Pani wróciła chciała wiedzieć kto z nas pracuje jako grafik. Zgodnie z prawdą - nikt. Znowu ktoś powtórzył, że my początkujący jesteśmy, na I roku i chcemy się czegoś nauczyć. Na to ona, że nie ma od nas wszystkich maili, ale to nic, musimy szybko przejść do robienia plakatu i ulotki. Wszyscy w popłochu, bo JAKIEGO PLAKATU I ULOTKI!? A ona na to, że przed chwilą miała zajęcia z inną grupą i oni zdążyli zrobić plakat i ulotkę (i mówi nam to z pretensją, jakbyśmy byli z tą inną grupą, która wcześniej miała z nią ćwiczenia i która dostała jakieś wprowadzenie do tematu), ale my przez to, że mamy zajęcia zdalne (to był jej zarzut wobec nas - jakbyśmy sami te zajęcia zdalne zorganizowali jej na złość - szok, jak się jej słuchało) i były te problemy ze sprzętem nie wie czy zdążymy. I kontynuuje pośpieszanie nas w kwestii plakatu dając NA CHATCIE wytyczne typowo dotyczące składu poligraficznego (w sensie, że podała bardzo zaawansowane wytyczne i informacje do użycia, które akurat ja wiem jak odczytać, bo studiowałam już kierunek na którym musieliśmy przygotowywać projekty odpowiednio złożone, ale mam wątpliwości czy dla kogokolwiek z mojej grupy to co ona powiedziała brzmiało jak język polski, raczej jak totalny bełkot - nikt z nami nie przerabiał jeszcze na tych studiach takich kwestii jak ustawienie spadów, przestrzeń kolorystyczna itp - my ledwo raczkujemy). Przerwałam jej - wkurwiona już - mówiąc, że prosimy o jakieś wprowadzenie. Teraz mnie babka pogania, pospiesza, podaje zirytowana dane, które dla nas są czarną magią. Powiedziałam jej, że minęło już 1,5h z 4h dzisiejszych zajęć, że NAGLE dowiadujemy się o plakacie i ulotce, a jeszcze nie mieliśmy wprowadzenia, informacji o tym, jak zaliczyć semestr, jej wytycznych i oczekiwań wobec nas. Ponad to, to zadanie z narysowaniem czegokolwiek to jest coś co powinno było być przeprowadzone tyg temu - mailowo. Teraz my jesteśmy stratni i nie wiemy i nie możemy wiedzieć jakie zadania miała inną grupa przed nami, więc prosimy o wprowadzenie nas do dzisiejszych zajęć, o wyjaśnienie jak ustawić to, czego od nas oczekuje. O plakacie dowiedzieliśmy się sekundę temu, a my nie wiemy jak zrobić plakat! Na to babka płaczliwie mówi, że wiedzielibyśmy wszystko, gdybyśmy nie mieli zajęć zdalnych. xD
Wzdycha i uznaje "no dobrze, to proszę otworzyć programy. Dziś pracujemy w Photoshopie, jeżeli ktoś pracuje w innym programie to trudno, będzie stratny na zajęciach, ale pracę oceni." My w stuporze - mnie zatkało. Ale chat mojej grupy wybuchł od "KURWA CO?". Bo my nie mamy photoshopa xD i dotąd nie pracowaliśmy na photoshopie zdalnie tylko na darmowej photopea, bo uczyliśmy się absolutnie podstawowych narzędzi. xD Photoshopa mamy na uczelni i z tego co wiem, mamy też dostęp do wersji studenckich, ale do tego też jest jakaś procedura do logowania, której nie pamiętam, bo nie korzystaliśmy. xD Więc znowu się włączam, informuję Panią, że proszę o przypomnienie jak się logować do wersji studenckich. A ona zirytowana, że nie wie. I że jak to nie mamy photoshopa? A inne programy? No i szok. Ktoś z grupy wypalił, że - jeszcze raz - korzystaliśmy z darmowych programów, albo dostawaliśmy dostęp od prowadzących. Na to ona, że mamy w takim razie zainstalować sobie wersje próbne photoshopa xD A ja do niej, że luz, to już konkret, proszę o linka - a ona na wkurwie, że mamy sobie sami wygooglować. Ja już się wyłączyłam, bo miałam ochotę krzyczeć. A inna studentka w grupie spokojnie wyjaśniła, że wszyscy wykładowcy zawsze nam udostępniają linki z programem ze sprawdzonych źródeł, abyśmy nie zainstalowali niebezpiecznego oprogramowania i nas przeprowadzają przez etapy rejestracji i służą pomocą. Podała nam linki z łaski swojej, a tam to, co wiedziałam, że będzie - wersja próbna z obowiązkiem podania danych karty. No nie. Ja zapomnę zrezygnować, tak mam. No nie. Na chatcie studenckim w tym czasie kurwowanie leciało, "ja za to płacę!?" i tak dalej. Ludzie przerażeni, bo niektórzy już wykorzystali wersje próbne photoshopa i ta sytuacja ich po prostu naraża na dodatkowe koszta (a te studia kosztują niemało). Jak to ogarnialiśmy to było jakieś 2-3h tych zajęć xD. Niektórzy się zarejestrowali. Większość przestała się odzywać do Pani, która w nas widziała winę za niepowodzenie w tych zajęciach.
Jak zaproponowałam czy możemy uznać te zajęcia za niebyłe i odrobić je w innym terminie, bo to jednak jest nasz czas i my za to płacimy - uznała, że okay. Ale na żywo. I dodała głosem pełnym napięcia, że musi nam wyznać, że to jej trzecie zajęcia, jakie prowadzi na tej uczelni, ale jeszcze jej się nie przytrafiło, żeby studenci przyszli na zajęcia nieprzygotowani. xD Więc my jesteśmy winni! No to już się wyłączyłam. Wylogowałam się, bo niedojrzała babka jest, wszyscy są winni tylko nie ona - może przy zatrudnieniu i wdrażaniu czegoś nie kminiła, ktoś jej w coś nie wdrożył. To jest jej kwestia komunikacji z zarządem. My jesteśmy klientami, którym treści zakupionych wykładów i wiedzy nie dowiozła, przeciwnie, jeszcze w nas widziała wrogów od początku, obwiniała nas za swoją niekompetencję.
Zrobiłam prinscreeny całej tej rozmowy z nią (bo nim wykminiła jak włączać mikrofon to najpierw z nami pisała) i napiszemy jako grupa petycje do dziekana - bo jednak WSZYSCY chcemy się czegoś nauczyć do cholery!
No, miałam nie opisywać, a opisałam xD
Lol.
A potem były zajęcia z kreatywnego pisania z tym starczym panem, który wygląda jak Dumbledore z fajką - jejkujej, jaki ten pan jest cudowny! Mód dla duszy by go słuchać.
Znowu mi wstawił piątki i znowu nie wiem kiedy te zajęcia przeminęły. Świetny człowiek.
A dziś... wysyłka paczek, wybranie się do lekarza na kontrolę (boli mnie głowa okropecznie i cała lewa strona ciała, bardzo) i próba zorganizowana pracy na konkurs. Ech.
10 notes · View notes
jazumst · 1 month
Text
Na trasie
Żeby Was... Słońce zgasło. Od razu widać, że mam wolne :P Posłuchajcie:
Pani Matka zgubiła odgrzybiacz. Oznajmiłem, więc że ich problem. Jak mają burdel to nie moja wina. W wyniku tego impregnowanie kibla na działce stoi. Czy mi z tym źle? Prawdę mówiąc wyjebane mam na to. Po prostu miałbym to już skończone.
//
Powinienem ruszyć dupę do miasta, ale przeciągam to ze wzgląd na wypłatę, którą mam dziś odebrać. SWS nie zawsze zostawia nieobecnym, więc kazałem reszcie przekazać, że ma zostawić. No i szkoda mi, że nie będzie mnie osobiście, bo bym sobie na 10 i 20 pozamieniał od razu :P To jedyny moment jak czuję, że mam w kurwę hajsu. Bo za tydzień dentysta, urodziny dla ludzi zwanych moją rodziną i chuj. Z kasy nie zostanie za wiele.
//
KM nie unika XD Wie, że donoszę Kierowniczce. Żeby tylko do niej dotarło dlaczego wolę trzymać z Kiero a nie z nią... Naprawdę jak miłosierny ojciec i matka w jednym jej to tłumaczyłem. Jak chujem w płot. Jałowa ziemia. Ona nie rozumie. Jak ukry. - Wczoraj czytała sobie katalogi marketów na komórce. Spojrzałem się na nią tak wymownie, a ona do mnie - No co? - Nie mam siły. Normalnie nie mam siły. Dobra, już mi się o niej nie chce, bo mnie krew zalewa.
//
Bezradność Kiero budzi w niej załamanie. Ona po prostu nie godzi się z tym, że nie szanujemy jej jako Kierowniczki. Nawet nie nie szanujemy, a nie słuchamy. No ale dobra, jebać pracę.
//
Wczoraj posz.... Dzisiaj poszedłem spać o 1szej, bo aklimatyzowałem krewetki. Chyba żyją. Czy są wszystkie nie wiem. Nie chciało mi się ich liczyć. Nie powiem, odjebałem trochę nieprawidłowo, ale co ich nie zabije to je wzmocni. Ale za to jest jedna malutka rybka. Mogli już dorzucić dwie. Tak pływa samotna jak ja. - Mech z worka zatkał już filtr -.- Mógłby się przykleić do korzenia a nie od razu w filtr. Śmieszne stworzonka z tych krewetek. Dziś 45minut się na nie bezmyślni gapiłem.
7 notes · View notes
kasja93 · 1 year
Text
Hej. Dzisiejszy bilans:
Zjedzone 0
Spalone aktywnie 1116
Tumblr media
Nie wiem co napisać… dzień rozpoczął się miło dzięki Wam. Czytelnikom tego bloga. Padło wiele miłych i ciepłych słów dodających mi otuchy. Naprawdę jestem z nich szczęśliwa i dziękuje Wam za nie.
Później jednak zaczęłam świrować za sprawą listu z Niemiec. Przyszły papiery do wypełnienia. Mój poziom niemieckiego jest na takim samym poziomie co szacunek do tej nacji. Zatem niemal zerowy. Po angielsku bądź francusku mogę tym chujkom odpisywać, ale życzą sobie mieć papiery w swoim języku. Oczywiście Polska infolinia oddziału mojej kasy chorych dziś wzięła sobie wolne i nie było żadnego polaczka z którym bym mogła pogadać. Wypisałam te cholerne papiery używając translatora i chłopskiego rozumu. Jak okaże się, że nie będzie nic do poprawki to otworze szampana choć nie pije… I jak te wszystkie flash backi z wojny na Wietnamie moja psychika zaczęła sprawiać mi problemy. Trzęsły mi się tak ręce podczas wypisywania, że kilka razy wypadł mi długopis z rąk. Później płakałam dobre pół godziny po napisaniu maila do mojej pani doktor. Bo te dzieci diabła i motopompy życzą sobie opis mojej choroby, rokowania, kartę medyczną i odpowiedzi jak do tego doszło (nie wiem). Tak mnie to wszystko dobiło, że nie mogłam nic przełknąć. Czuje się podle i wiem, że świruje. Zdaje sobie sprawę, że NIC SIĘ NIE DZIEJE a mimo to reaguje tak jak nie inaczej… coś okropnego, te lęki i czarne myśli bo wiem doskonale, że przeżywam to niewspółmiernie do sytuacji. A rano było tak przyjemnie i miło.
Skończyłam czytać książkę „Obcy: wyjście z cienia”. Ogólnie polecam. Jak na to uniwersum i horror sci fi daje mocne 7/10. Nadal jednak podtrzymuje, że Elen Ripley wcale nie musiała się w niej pojawić. Nie chodzi o to, że jest bezużyteczna czy coś. O to to nie… lecz równie dobrze mogłaby ta postać nazywać się po prostu inaczej. W niczym by to nie umniejszyło dzieła a według mnie nawet by je ulepszając by uniknąć efektu posmaku „odgrzewanego kotleta”. Ten kotlet i tak był bardzo fajny i serdecznie książkę polecam dla fanów tego typu czytadeł. I choć przysnęło mi się dwa razy podczas czytania to nie dlatego, że jest nudna czy słaba 😅
Tumblr media
Ruda się dziś oburzyła, że ćwiczę i ją ignoruje. Wypadła na mnie zza rowerku i przyprawiła o zawał tupiąc głośno i robiąc takie oburzone „Uuuuu” 😂 musiałam przerwać ćwiczenia i się z nią pobawić w ganianego po mieszkaniu co uwielbia. Ona zaś dziś też przeżyła swój mikro zawał. Leżała sobie wyluzowana w klatce i skubała sianko jak za oknem na tarasie pojawił się kot. Jak go zobaczyła tak się wystraszyła, że wypadła z klatki jak poparzona i zaczęła spierdzielać za fotel. Kot również był w szoku i się tego wystraszył. Ahhh te strachajły… Kot mieszka dwa domki dalej i patroluje okolice. Śmieje się, że to nasza straż sąsiedzka.
Tumblr media
Ćwiczenia:
9873 kroki
30 min jogi
45 min z hula hop
62 notes · View notes
kosiorek00 · 2 months
Text
7 marca 2024
Polska służba zdrowia rozwala mnie na łopatki. Lekarz prowadzący mamę wziął wolne, została bez zwolnienia lekarskiego. Dostalam informacje,ze z takimi rzeczami to do lekarza rodzinnego. Ale pani doktor rodzinna, do ktorej chodziny ponad 20 lat, nas niechetnie zapisała na wizytę, a potem sobie przypomniała dzień przed końcem poprzedniego chorobowego, że jej to w czwartek i piątek nie ma, więc nie wypisze.
Jakimś cudem udalo sie dostać do innego chirurga,który wypisał 2 tygodnie zwolnienia,a potem z szyderczym uśmiechem na twarzy stwierdził,że po tym czasie mama moze iść do pracy. "Przecież nie ma problemów z nogami tylko z brzuchem". Teraz siedzę i myślę,skąd wziąć L4 na kolejne 2 tygodnie żeby dotrwać do wizyty u naszego lekarza.
Mama prędzej się zwolni niż pójdzie do tej swojej pracy,jest to ciezka fizyczna harowa. Ale Nie chcialybysmy tego bo jest tuż przed emeryturą.
Jestem w szoku, jeden lekarz mówi,żeby na siebie uważać,trzymać dietę,nie dźwigać,nie forsować się, zleca badania, a drugi każe iść do pracy. Nie badając,nie chcąc spojrzeć nawet na wyniki,byle się pozbyć, jeszcze z miną srającego kota. Z całym szacunkiem bardziej wierzę lekarzowi, który od początku zna historię mamy. Chyba trafił nam się jeden normalny z całego tego dziwnego towarzystwa.
Strasznie mi źle ostatnio.
W nowym domu, zaczynają nam szpachlować ściany. Jak szukalismy ekipy to też były przeboje, każdy mówił co innego, rozrzut stawek też duży,najlepsi są Ci którzy w nowym domu narzekają na wszystko,to tynki nie takie, to coś krzywe, to się nie da, metrów dużo (od kiedy dla nich to problem,skoro biorą kasę od metra wykonanej pracy xd). Co w takim razie mowią gdy przyjdzie robić remont w starym domu ? No hity. Jeden się zachowywał jakby chciał do siebie jak najbardziej zniechęcić, w takim razie po co się ogłasza,że coś zrobi? Kolejnego polecala jego dziewczyna, a potem nagabywala mojego męża pytaniami czy już dzwonił, czy już się spotkali, czy coś z tego będzie? Oczywiście żadne się nie przyznało że są razem, majster stwierdził,że kobieta która go polecala to pewnie jego klientka,której robił cały dom xd nie znając nawet nazwiska,bo nie podalismy, kto go polecał. Od razu mi się to wydało podejrzane,ale jak zobaczylam na jej zdjęciu profilowym faceta z którym rozmawialiśmy wszystko było jasne. No nie powiem,mogl jej robic dom,ale nie wzbudzili naszego zaufania. Nie ogarniam ludzi 🤡
Tak poza tym, czytam serię z Chyłką Remigiusza Mroza, wciągnęłam się. Był też spacer po naszym przyszłym miejscu zamieszkania. Cieszę się, że jest gdzie tam wyjść,dużo natury,lasów,stawy. Będzie gdzie spacerować:)
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
9 notes · View notes
chlodnedlonie666 · 10 months
Text
Witam wszystkie motylki
Od zawsze od samego urodzenia byłam chuda i to bardzo i zawsze podobało mi się to ze inni mówili mi ze jestem taka malutka chudziutka ze wyglądam wtedy słodko jako dziecko
Kiedy stawałam się starsza nadal byłam chuda i tez lubiłam jak ludzie mówią mi ze ja mogę jeść wszystko i nadal jestem taka drobniutka i chudziutka, lubiłam to jak ludzie mówią mi ze jestem chuda
Od gimnazjum leczyłam się psychicznie i brałam leki, potrafiłam nawet sama sobie załatwiać leki żeby je ćpać i brać żeby czuć się lepiej i wtedy brałam wszystkie jakie tylko miałam pod ręka
Przez to trafiłam do szpitala psychiatrycznego gdzie ważyłam około 45 kg i było mi z tym dobrze
Ale lekarze i pielęgniarki twierdziły ze jestem anorektyczka lub jestem na coś chora bo jestem za chuda, ale ja im powtarzałam ze ja jestem taka od zawsze moi rodzice powiedzieli im to samo ze u mnie zawsze był ten problem, a moja mama tez w młodości była taka chuda jak ja
Ale pani psychiatra stwierdziła ze zapisze mi specjalne leki żebym przytyła
Jak ja zobaczyłam ze tyje to wtedy dopiero zaczęłam się głodzić
Po wyjściu z psychiatryka od razu przestałam je brać, ale niestety przytyłam i ważyłam potem 55 kg
Załamałam się tym i zaczęłam stosować głodówki i liczenie kalorii i codziennie zaczęłam się ważyć
Zaczęłam pracować, to jwst praca fizyczna i zaczęłam chudnąc
To jest praca po 12 h i co 2 weekend mam wolne i w pracy nic nie jem czasem po pracy coś zjem ale niw za dużo i nic co ma dużo kalorii
Ludzie zaczęli mi mówić ze wyglądam niezdrowo chuda, ze jestem wychudzona, ze wyglądam jak szkielet, ze jestem sama akurat i kości, cieszy mnie to bardzo ze ludzie mi tak mówią bo widzę ze to co robię działa i chudnę i czuje się ładna
I bardzo soe cieszę bo wazę już 47 kg i zbliżam się do mojej docelowej wagi 45 albo może i nawet 40 kg
I jestem szczęśliwa i dumna z tego ze chudnę i zbliżam się do mojej wagi z przed szpitala psychiatrycznego
Chciałam się z wami podzielić moja historia bo nie mam osoby której mogłabym to powiedzieć
Dlatego dziele się nią z wami motylki 🦋❤️
Chudego dnia 🦋❤️
10 notes · View notes
paulinpaulinpaulin · 1 year
Text
Martynka jest jedną z najlepszych osób w klasie. Jestem z niej mega dumna, bo szczerze mówiąc byłam nastawiona że będzie przeciętniakiem (tak usłyszałam w poradni w maju). Tymczasem jest w siódemce najlepiej czytających osób (czyta już prawie płynnie), czyta sama lektury. Matma - zero problemów, zaczyna mnożyć 🙈 W ogóle nie używa liczydła. W pisaniu kulfony, nie widzi, ale wczoraj mieli "sprawdzian", pani dyktowała litery do napisania, Martyna napisała najlepiej (najmniej błędów). Ma bardzo dużą wiedzę ogólną, świetną pamięć, bogate słownictwo. No cudna jest! Wiem, że to nieskromne, ale ciągle w szkole słyszę same superlatywy, normalnie łzy w oczach, naprawdę.
Jedyne co, dość wolne tempo pracy, ale okuliści zaznaczyli w papierach, że wzrok może mieć na to wpływ. Poza tym - charakterek po tatusiu ;) Te typy tak mają haha ❤️
Tymczasem kupuję jej ekran-lupę, żeby mogła czytać normalną czcionkę...
24 notes · View notes
klykcielewe · 1 year
Text
Zaginięcie dziecka w Jaskini Licznych Stopni
Patrycja Łuczak, 09.06.2023
Uwaga, mieszkańcy Kłykci Lewych, wiadomość z ostatniej chwili (w zasadzie to z wczoraj, ale było święto, więc redakcja miała wolne). 8 czerwca po południu Karolina i Lambert Sójka zgłosili zaginięcie swojego najmłodszego syna Eryka Sójki. Eryk ma 4 lata, włosy w kolorze nijako-sraczkowato-błotnym i około połowę zębów. Był widziany po raz ostatni 8 czerwca około południa wchodząc do Jaskini Licznych Stopni i oglądając Cocomelon na tablecie. Na pytanie, dlaczego Pani Basia; jedyny świadek zdarzenia nie powstrzymała czterolatka wchodzącego samemu do jaskini, odpowiedziała: “Te Sójki to dziwna rodzina. Grotołazy wszyscy, co do jednego. A ten gówniarz od padalców to najgorszy z nich wszystkich!”  Żaden z obecnych reporterów nie zadał pytań uzupełniających do tego stwierdzenia. Ekipa ratunkowa w postaci starszych braci Eryka już wyruszyła, a że nikt poza nimi w zasadzie nie zna planu Kłykciańskiego systemu jaskiń, to nie będę nawoływać do pomocy w poszukiwaniach. Zachęcam natomiast do wspierania rodziny Sójków w tym trudnym dla nich czasie oraz gorliwego modlenia się o bezpieczeństwo zaginionego chłopca.
2 notes · View notes
pozartaa · 5 months
Text
01.01.24 UTRZYMANIE WAGI dzień 306 limit +/-2100 kcal
Wybrane posiłki:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Słodko gorzki powrót
Hej pierwszy wpis w nowym roku! Nowa forma bloga i powrót do liczenia kalorii. Ależ mi tego brakowało - to taka słodko gorzka radość.
Jak rano wstałam to miałam takie - " Co by tu zacząć realizować z moich wielkich projektów" Obudzenie się w nowym roku z nową energią chyba bardzo dobrze wróży.
Pierwszym niedokończonym projektem będzie "pokemonowa kurtka". Coś, co rzuciłam w kąt prawie dwa lata temu, a pamiętam to, bo jeszcze @pani-kitka prowadziła swojego bloga jako @letycja. Na wiosnę będzie jak znalazł.
Tumblr media Tumblr media
Projekt dłuższy bo wymaga czekania aż farba wyschnie przy nakładaniu kolejnych warstw - świetny by sprawdzić się w nowym postanowieniu by nie porzucać pracy przez nudne szczegóły. Motyw przewodni - elektryczne pokemony. A korzystając z czasu złożyłam sobie Espeona z klocków.
***
Poza tym zrobiłam kalendarz do posta przypiętego dalej są dwa Cheat Day-e i 7 Dni Bez Liczenia Kal0rii (DBLK) Po tym całym świętowaniu i 8 dniowej przerwie to mogłabym teraz liczyć kal0r1e do końca świata i jeden dzień dłużej i przede wszystkim zapewne nie dobijać do tych 2100 (ale postaram się!)
***
Wnioski i spostrzeżenia z prowadzenia bloga w nowej formie:
*Do godziny 13:00 miałam wszystko obliczone i właściwie mogłam już umieszczać wpis.
* Zrobienie zdjęć tylko wybranym posiłkom na prawdę oszczędza mi czas! Aż dziwnie było!
* Zupełnie inaczej patrzyło mi się na kaloryczność klepiąc do Fitatu na cały dzień. Kiedyś martwiłam się że jakiś posiłek ma za dużo albo za mało kc@l a teraz patrzę tylko na ten pasek w apce i na luzie dodaję bez większej spiny.
* Tak działają sztuczki mentalne - co zrobić żeby się nie bać k@lor1? Bo ja się boję jak jakiś posiłek ma już powyżej 400 to zaczyna się sieczka we łbie - "to za dużo" i przez to dwa razy bardziej zastanawiam się czy sobie na to pozwolić.
*Licząc niby wszystko nie przejmuje się jednostkowy posiłkiem, za to już widzę, że będzie problem z dobiciem w całości.
***
Dziś mam w ogóle na noc i to będzie dość pracowita nocka bo początek miesiąca. Ale zdążyłyśmy trochę sobie przygotować rzeczy z koleżanką. Jutro w końcu wolne. Co ja z tym całym czasem zrobię? 😁
Tumblr media
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko pierwszy raz w nowym roku pozdrowić wszystkich nocnych stróżów i nocną zmianę na Tmblerze 😁!
50 notes · View notes
chimerqa · 2 years
Text
Kiedy Twoja mama próbuje w kulinaria ale ma tytuł Chujowej Pani Domu...
Tumblr media Tumblr media
Moja mama miała kiedyś w zwyczaju zapisywać przepisy na czym popadnie oraz czym popadnie. Pisała na wydartych skrawkach kartek, z drugiej strony ważnych notatek księgowych itp. pisała długopisem, flamastrem, kredką, nieważne.
Moja mama nauczyła się gotować mając 47 lat. Od tego czasu gotuje świetnie! Jej notatki także osiągnęły wyższy poziom estetyki i wolne są od chaosu i plam ; D
Edycja: mama w przepisach nadal ma taki pierdolnik, a na dokładkę tamte, które Wam pokazałam, nigdy nie zostały sprawdzone xD
16 notes · View notes
myslodsiewniav · 6 months
Text
Stres, zgubiony pantofelek, tetris, plany złożone, relacje trudne i łatwe, stres, stres, stres. Ciężko u mnie...
25 listopada 2023
Wczoraj było... przygodowo.
Wczoraj już od początku dnia było wręcz letargowo: źle spałam w nocy z czwartku na piątek (dziś mamy sobotę) ze stresu - budziłam się co moment by sprawdzić czy coś ktoś napisał w związku z aplikacjami. Po prostu zrywałam się ze snu i łapałam po omacku za telefon by sprawdzić maile czy dostałam w międzyczasie odpowiedź na aplikacje - teraz to śmieszne, ale w nocy bałam się, że prześpię okazję!. A potem miałam plan na szybki i prosty dzień pełen pracy i zarazem z przestrzenią na odpoczynek.
Miałam rano spakować wieczorem świeżo wypraną, a nocą schnącą nową sukienkę dla mamy, wełniane swetry dla Szwagra nr 1, zabawki dla siostrzeńca. Poza tym zrobić dla siebie oraz mojego partnera śniadanie do pracy. O 9 rano pamiętać, aby dopakować do plecaka (do tych ciuchów, które miały już być spakowane i do już wieczorem spakowanych rzeczy dla mojej psórci na weekend) przygotowane wieczorem jedzonko dla pieska: teraz na śniadanko moja psinka dostaje potrawkę z gotowanych podrobów (wątróbki i żołądki kurze, mięsko z kurzych nóżek), kaszy pęczak, marchewki, pietruszki (korzenia i natki), dyni i buraczka. Wszystko gotowane na bulionie na udkach kurzych (kości młoda nie dostaje, wiadomiks). Od kiedy dostaje takie specjały nie ma już rozwolnienia. :D Cieszę się, że o nią tak zadbaliśmy.
Wracając: plan dotyczył spakowania wcześniej wypranych rzeczy by nie zapomnieć, by nie zepsuło się, wysłanie sprzedanej paczki do kupującej z Vinted, ruszenie z wyprzedzeniem na dworzec, by kupić bilet dla psa (nie mogę online ani w automatach kupić biletu kolejowego dla pieska). I potem: odwiedziny u rodziców, zgarniecie wraz z mamą siostry z jakiejś szkoły / grupy wsparcia dla młodych mam i dzidziusiów (nie ogarniam o co tam chodzi i nie było czasu/okazji by nie wyjaśniła co to za zajęcia - anyway, istotne jest, że Szwagier 2 tygodnie temu wrócił z tacierzyńskiego do pracy, siostrze odpierdalało z tej samotności, zaczęła rozumieć na co narzekają inne mamy, które nie miały wsparcia taty dziecka, więc zaczęła szukać możliwości społecznych dla młodych mam i malutkich dzieci, super, że to ogarnęła tak prędziutko), spacer z mamą, siostrą, moim pieskiem i siostrzeńcem, potem zostawienie u rodziców pieska na weekend i powrót do domu. Potem robienie zdjęć kolejnej partii ciuchów na najbliższy tydzień, potem mycie lodówki, obiad, powrót O. z pracy i wspólne planowanie listy zakupów, zakupy w Lidlu, rozpakowywanie zakupów i CAŁE POPOŁUDNIE WOLNE.
I odpoczynek!
Odprężenie!
Jedzenie mandarynek, kocykowanie, przytulanie i oglądanie filmów przyrodniczych w które się wspólnie wkręciliśmy!
Oczywiście nic tego nie wyszło xD
Nie chcę mi się opisywać dokładnie. :D
Jestem zmęczona, jak o tym myślę...
Swetry nie wyschły (wiozłam mokre, ale złapało mnie po drodze gradobicie i chlapa, wiec wszystko co miałam w plecaku i tak przemokło), więc jeszcze nie wiem czy Szwagier kupuje ode mnie swetry czy nie... Nie czuję, że to jest "zakończony" punkt na mojej liście. I to mnie wkurza.
Mama nie czuje się dobrze w tej sukience - leży na niej cuuuuuuudownie, ale mama nie jest przekonana do nowego "odważnego" (wcale nie) kroju. Fakt: mama nie nosiła dotąd takich sukienek, ale we Włoszech widziała masę starszych pań w takich sukienkach (ba! Sama bym nosiła, po prostu starsze panie wyglądają w tym stylowo). Więc zabieram do domu piękną, w kilku procentach jedwabną sukienkę, która od pierwszego wejrzenia dla mnie była oznaczona etykietą "powstała dla mojej mamy, jej kolory, będzie idealna!" - chciałam jej sprawić przyjemność, ale nie wyszło. Rozumiem i akceptuję, że ona nie chce i nie czuje się w tej kiecce, ale też się nakręciła słuchając przez tel "że coś fajnego dla niej mam" i też była rozczarowana.
Na dworcu były takie cyrki z kupieniem biletu (normalnego dla osoby dorosłej i dla psa), że opisanie tego i oddanie stresu i wyścigu z czasem i ABSURDU i ROZJEBKI INFORMACYJNEJ miedzy Intercity-REGIO-TLK-KD, że to po prostu byłoby świetną komedią pomyłek, gdybym nie zapłaciła potrójnie za dwa bilety dla siebie i psa w jedną stronę, ponosząc koszt na który obecnie mnie nie stać, a którą przez ich indolencje nawet nie wiedzą czy mogą mi zwrócić. Było nawet grożenie mi mandatem za wsiadanie do pociągu na który mam bilet, bo "jest przeładowany" - i było totalne zdziwienie, kiedy zobaczyli, że mam na ten przejazd bilet z miejscem. No cholera! A na koniec, tuż przed przyjazdem do miejsca docelowego jeszcze konduktor mi wyjaśnił, że niektóre bilety, które kupiłam na dworcu są na przejazd innymi liniami, za pośrednictwem innego przewoźnika (co jest jeszcze zabawniejsze, bo kupiłam je stojąc po raz trzeci w trzeciej kolejce, do trzeciego okienka przewoźnika Intercity, który sprzedał mi bez informowania mnie o tym xD bilet na REGIO, podczas, gdy Pani z pierwszej kolejki w której stałam - z lękliwym psem na smyczy i bagażami po przybyciu z wyprzedzeniem godzinnym na dworzec - ta Pani z pierwszego okienka do którego się nastałam, Pani z REGIO, informowała mnie, ze nie może mi sprzedać biletu na interesujący mnie przejazd Intercity, bo obsługuje tylko REGIO, że bilet na INTERCITY sprzeda mi tylko Pan z okienka INTERCITY, który ostatecznie sprzedał mi z groźbami i info, że biletów na ten pociąg intercity który mnie interesował nie jest już dostępny, że na kolejny Intercity też już w całości wykupione są bilety, że dopiero na TRZECI intercity są bilety - i sprzedał mi bilet na TRZECIE POŁĄCZENIE INTERCITY jak twierdził, a konduktor wyjaśnił, że skunks sprzedał mi na REGIO xD... A potem, wiedząc, że mam przejazd dopiero za 3,5 godziny, więc wzięłam pieska na spacer i z ciekawości wyszukałam biletu w automacie - bo pamiętam, że jeszcze rano, przed wyjściem z domu było dostępnych online pełno miejsc na ten najbliższy czasowo przejazd intercity... I co? I kupiłam bez problemu bilet na przejazd najbliższym Intercity. Z miejscem. Przy oknie. Nie za 3,5 godziny tylko odjeżdzający za kwadrans od tamtego momentu. xD Serio... Podchodzę do konduktora na peronie próbując to wyjaśnić i spytać czy u niego mogę dokupić bilet dla pieska, a facet mnie nawet nie słucha tylko gromi mnie, że nie sprzeda mi pod żadnym pozorem biletu, bo pociąg przeładowany, że jeżeli wsiądę do środka to mi wlepi karę za mnie i psa. I tak pierdoli i pierdoli nie pozwalając mi dojść do głosu. Wkurwiłam się, więc mu podstawiłam pod nos bilet NA TEN POCIĄG, z miejscem, przy oknie i pozostałe bilety, w tym dla psa, które kupiłam w okienku xD i typa zatkało. I od tego momentu starał się być miły. Ale ciężko było po tej połajance od której zaczął, wiec było niezręcznie w chuuuuuuuj i miałam go dość, bo typ pomimo moich wielokrotnych protestów ODPROWADZIŁ mnie do miejsca w przedziale i pomógł z bagażem xD no ja jebie)
Ech.
Miałam tego nie opisywać.
A opisałam. Ech.
Mam nadzieję, że przynajmniej zabawnie było to czytać. xD
Mają w usługach kolejowych totalny rozpierdol. xD
Nie wiem o co tam chodzi, ale dzieje się źle.
Potem z rodzicami była zaburzona komunikacja telefonicznie. I z małej rzeczy WYBUCHŁA pierdoła. Nie chce mi się tego opowiadać - też mama i tata coś obiecali za co jestem wdzięczna i czego od nich nie oczekiwałam. ALE w międzyczasie xD obiecali coś mojej siostrze xD i zapomnieli (w ogóle nie pomyśleli o tym, że ja nie wiem o tym co oni zdecydowali i nie wiem co mam robić w związku z tym, czego ode mnie oczekują) poinformować mnie o tym. Bardzo się zestresowałam. Na domiar złego nie wzięli ze sobą telefonów. Więc nie wiedziałam czy na nich czekać w tym gradobiciu czy iść dalej, czy łapać taksówkę. Ile i co im zajmie. No totalna degrengolada.
Nikt - mam na myśli moich rodziców oraz moją siostrę, która odbierała ich telefony pokrzykując na mnie, że jestem "nienormalna", że tak wydzwaniam i oczekuję, aby mnie informowano o zmianach (że przecież mogę poczekać!? Co za problem! Znowu robię problem!). Kurde, trak mnie osłabia to, że szacunek dla mnie i dla komunikacji ze mną ZAWSZE, CIĄGLE i myślę, że już NA ZAWSZE jest czymś co muszę bronić w gronie mojej rodziny jak atakowanego bastionu. Ech. Męczy mnie to. Akurat w tym tygodniu nie mam na to siły. Naprawdę rozumiem, że coś tak po drodze musieli zrobić i nie mam z tym problemu. Problem mam z tym, że nie dali znać, że będę musiała czekać i nie wzięli pod uwagę, że możliwe, że wybiorę nie czekać na nich - nie dali mi tego WYBORU, wiedząc, że nie dowiozą warunków, na które się umawialiśmy.
Brak przewidywalności to brak poczucia bezpieczeństwa.
A obecnie mam dosyć poczucia braku przewidywalności i bezpieczeństwa na wszystkich innych polach życia by sobie do tego dokładać stres związany z naprawdę małą sytuacją, ale powodującą dyskomfort (i ja i piesek mokliśmy w gradobiciu i chlapie).
I o ile jak im to zakomunikowałam to tata miał reakcję "A! Faktycznie! Nie pomyślałem zupełnie o tym! Sorka córka, chodź idziemy razem do domu. Następnym razem postaram się pamiętać!" - i to było skala tego jak ja czułam i reakcja adekwatna do tego co sama czułam. Noł big deal (bardziej przykrość mi zrobiła gderająca przez telefon siostra niż zachowanie rodziców, bo WIERZĘ, że chcieli dobrze, po prostu im coś jeszcze wypadło). O tyle mama odpaliła protokół awantura - że ona się stara każdej z nas pomóc, a my mamy tylko pretensje. I rzuciła NAGLE na mnie taką agresją słowną, że na tylnym siedzeniu samochodu po prostu się poryczałam. Zastygłam w trybie walki. Nie mam siły na takie konfrontacje. Było mi w chuj przykro. Wleciał szantaż, pretensje i twierdzenie, że ona się broni przed moją agresją i pretensjami, że to ja ją wyzywam, podnoszę na nią głos, że ja jej ubliżam. A tata próbował ją przekrzyczeć "Uspokój się! Ona nie podniosła na nas głosu ani razu! Ona prosiła nas bardzo grzecznie o lepszą komunikację! Ona nie wyzywa cię! Córcia zachowuje się spoko, to ty krzyczysz! Ona po prostu nie wiedziała co ma robić - czekać na nas czy iść dalej! Weź jej wysłuchaj, staruszka!"
Mama sie w końcu uspokoiła przekonana przez tatę.
Nie przeprosiła mnie.
Udawała, że nic się nie stało.
Siostra też stwierdziła, że wprowadzam bez przyczyny nerwową atmosferę.
W rezultacie w mieszkaniu tylko tata mnie przywitał przytulasem.
Bardzo mi gorzko nawet o tym wspominać. Tęskniłam z nimi, a od razu miałam takie poczucie... warunkowości akceptacji mojej osoby.
Mama wzięła się za okazywanie troski odgrzewając dla mnie krokiety i barszcz. Siostra przeszła do prezentowania swojego słodkiego synka. I było miło. Ale jednak trochę niesmacznie.
Ech.
Siostra próbowała nakarmić małego - mogłam przy tym go trochę ponosić na rękach. Nadal nie jestem fanką niemowląt, boje sie nosić je na rękach (boję się, że zepsuję). Mój piesek był o małego zazdrosny (albo o jego grzechotkę - trudno powiedzieć xD). Nie mogę się doczekać, aż typ będzie starszy! Będę fajną ciocią!
Tatę namówiłam, aby uciszyć młodego w rytm grania na gitarze. I pomogło. Młody tańczył z butlą w buzi na rękach siostry patrząc na dziadka, który zrobił mu mini-koncert. :D Tata w tym czasie grał, śpiewał... Pięknie.
Bardzo mnie cieszy, jak dużą frajdę czerpią moi rodzice z odkrywania siebie samych w roli dziadków. Widać, że są zachwyceni (hahah tata do mnie ostatnio dzwonił ze stadionu sportowego - zabiera młodego w wózku na stadion, przebiera się w ciuchy sportowe i codziennie robi dwa okrążenia na stadionie. Nie wiem ile to łącznie kilometrów. 10 km? Nie wiem. Musiałabym sprawdzić. Biega szczęśliwy z wnuczkiem. UWIELBIAM tą cechę w ojcu - jego bezproblemowość w wykonywaniu ćwiczeń fizycznych bez względu na warunki pogodowe. Wiem, że to jest efekt uboczny jego ADHD, totalnie to rozumiem, ale życzę sobie i innym ludziom, aby w wieku 67 lat być w stanie CODZIENNIE biegać i ćwiczyć. Pod tym względem tata to prawdziwa inspiracja!).
Jak się przejaśniło poszłyśmy tak jak planowałyśmy na spacer: z wózkiem z młodym i z moim szczeniaczkiem na smyczy. Jesień w parku była fantastyczna. Piękna, kolorowa. Chociaż było zimno, to tak fajnie było móc się z dziewczynami przejść, pogadać. Mama karmiła karczki specjalną karmą fantazjując, że będzie tam niedługo zabierać swojego wnuczka. Siostra wojowała z moją suczką "dlaczego ona tak ciągnie!?" xD - odparłam, że to dlatego, że jest uczącym się chodzić na smyczy, bojaźliwym szczeniaczkiem xP. Sis stwierdziła, ze totalnie zapomniała, ze młode psy są tak chaotyczne, pełne energii i rozbrykane. :P No cóż, może to przypomni jej, że ja nie zmyślam mówiąc, że wychowywanie mojej suczki to sporo roboty :D... :P Wszystkie stwierdziły, że młoda jest kochana.
Ja w tym czasie prowadziłam wózek z moim królewiczem, siostrzeńcem malutkim i królisiem szumisiem (miło widzieć, że ten króliś ode mnie to faktycznie jest jeden z najważniejszych przyborów do opieki nad maluszkiem. Cieszę się, że taki wkład miałam w ciotkowanie młodemu).
Siostra coś tam narzekała na modę "młodych ludzi" czym spowodowała u mnie prawdziwy mindfuck bo czym jest "moda młodych ludzi"? Na pewno jakiś kod ubiorowy odpowiedni do wieku, klasy społecznej, subkultury, popkultury, szerokości geograficznej itp JEST, istnieje. Ale nie miałam pojęcia o co jej chodzi. A już jak wjechała, że mój chłopak to na bank wie jak się moi ubierają to można z nim o tym rozmawiać to mnie zupełnie zatkało, bo mój chłopak MA swój styl. To niezaprzeczalne. To FAKT. Ale czy to jest jego styl czy styl "młodych ludzi" to już nie wiem. Mam wrażenie, że od kilku lat, od kiedy sama rozkminiam swój styl i od kiedy rozmawiam z przyjaciółmi, znajomymi o ubiorze i wyrażaniu się poprzez ubiór - zwracając ŚWIADOMIE na to uwagę - to nie potrafię chyba znaleźć stylu ubioru osób w wieku "16-30", bardziej styl osób otwartych i eksperymentujących z poszukiwaniem czegoś swojego. I każdy to robi po swojemu. A czasem szukając siebie w popkulturze czy subkulturowych wzorcach.
Odebrałam to tak, że moja sis widzi, że mój chłopak ma jakiś styl, który dla mnie nie jest wyraźnie widoczny, bo widuję go na codzień i dla mnie jest pełen niuansów, a być może moja siostra widując O. z horyzontu dostrzega pewne akcenty, które są dla niej bardzo wyraźne. Więc dopytywałam co ma na myśl.
Okazało się, czego znowu nie kminię O.O, że w mojej siostrze budzi się wkurw na młodych ludzi, szczególnie tych w wieku szkolnym/licealnym/studenckim za to, że są tak bardzo bodypositiv, że szczytem "odjebania się na lasiarsko" jest założenie przez laskę wygodnych, szerokich dresów (!), do tego crop topa i rozpiętej kurtki puchowej przy tym z minimalnym makeupem.
...
Zatkało mnie.
Bo co tu powinno budzić zdziwienie? Raczej podziw! Okay, zawsze będzie budzić w dorosłych/starszych osobach SZOK to, ze nastolatki biegają z jakimiś częściami ciała gołymi w środek zimy i temperaturami na minusie. To się akurat nie zmienia xD W czasie naszej nastoletniości modne były biodrówki i kuse kurdeczki i KAZDA z nas się nasłuchała gderania rodziców i babć na temat rychłego przeziębienia nerek i innych konsekwencjach bieganiu z dupą na wierzchu w przymrozku. xD Teraz Gen Z słucha o szkodliwości chodzenia z rozpiętymi kurtkami, pępkami na wierzchu i dekoltami do pachwin, które rychle zwiastują ciężkie zapalenie płuc. xD Okay - rzecz niezmienna, starsi się troszczą i straszą, a młodzież chce być fancy, uczy się swoich zmieniających, dojrzewających ciał i - TO WAŻNE - ma dużo też wspólnego z rzeczą o której pamięć zaciera się z wiekiem: MŁODZI LUDZIE MAJĄ WYŻSZĄ TERMEPERATURĘ CIAŁA i próg odczuwania zimna przez buzujące w nich hormony. Tyle. Kropka. Nic więcej. A tłumaczy wszystko. Za 10 lat sami będą czuć ciary zimna patrząc na nowe zimowy wybryki obecnego pokolenia Alfa (chyba alfa, nie? Czy jakoś inaczej się nazywają generacja obecnych niemowlaków?).
Anyway - ja żałuję, że nie dojrzewałam w pokoleniu, które było bodypositiv i uważało za szczyt mody WYGODNYCH ciuchów. Serio. Wiedząc o sobie to co wiem, wiedząc, że mam ADHD i nadwrażliwość sensoryczną, wiedząc o tym, ze teraz wymieniam całą szafę na kaszmirowe spodnie dresowe, ciepłe getry z merino, obszerne sweterki z wełenki i przylegające topy z blendu bawełny, jedwabiu i modalu, które są gładziutkie i przyjemne w dotyku to PODZIWIAM modę Gen Z i kibicuję, aby to nadal szło w tym kierunku.
Ja się w tej modzie czuję dobrze. To jest moja moda - nie okreslałabym jej jako "moda młodych" - te czapeczki typu beanie, te płytkie takie, to bardzo modzieżowy trent, który mi się nie podoba i w tej kwestii jestem milenialsem. Ale nie mam zamiaru tego kwestionować.
Nie wiem co w tym przeszkadza mojej siostrze.
Nie chciała wyjaśnić.
A potem nie było czasu dopytać, bo...
Niespodziewanie znowu runął z nieba grad. Temperatura w kilka chwil spadła tak, że mroziła ręce do braku czucia. Grad padał na ziemie i zmieniał się w błoto, które rozpluskiwało się pod stopami. Mój piesek chociaż był w przeciwdeszczonym kubraczku - przemókł. Nie dało się otworzyć oczu tak siekło tym białym gównem z nieba (nienawidzę zimy!). Zaczęłyśmy wszystkie trzy uciekać z parku. Mama o kulach, ja z trzęsącą się z zimną psinką, a siostra pchając wózek.
No ale dalej - kiedy miałam się zbierać do domu (tj. zostawiając psa, biorąc tą sukienkę, ktra na mamę nie pasowała i lecąc na dworzec), by czyścić lodówkę (bo wiedziałam, ze obsuwę czasową mam taką, że nie zdążę już robić zdjęć na Vinted) to okazało się, że pod naszą nieobecność tata zaczął robić swoje popisowe danie: placki ziemniaczane! Był już w połowie. Dla mnie i dla mojego partnera (oraz dla siostry i Szwagra). Bardzo chciał, abym zabrała je do siebie do domu, dla mojego chłopaka. No i zamiast lecieć do mycia lodówki, do swojego domu, czyli w pierwszej kolejności na dworzec PKP xD zaczęłam - na prośbę mamy - składać to takie ustrojstwo co się ma kręcić dzidziusiowi nad głową jak leży w łóżeczku. Mama coś takiego kupiła dla wnusia do łóżeczka (bo moi rodzice sukcesywnie kupują z drugiej ręki, z takich komisów dzieciowych mebelki z myślą o odwiedzinach wnuczka - mają łóżeczko, materacyki, krzesełko do karmienia [na przyszłość], chodzik [też na przyszłość], nosidełko itp, aby moja siostra nie musiała tego ze sobą do nich wozić, gdy jedzie do nich w odwiedziny). Poskładałam dla nich to - to ma pozytywkę, pluszowe misie, jakieś opcje projektora gwiazd na suficie, ale nie pamiętam jak takie coś się nazywa. Ale jest to urocze.
Tata mnie nakarmił, spakował porcję dla mojego chłopaka, ja się pożegnałam z moim psiaczkiem (młoda bardzo płacze, myślę, że nie rozumie czemu je to robimy - muszę o tym pogadać z behawiorystką w przyszłym tygodniu), tata odwiózł mnie na dworzec i... okazało się, że mój pociąg ma opóźnienie. A potem znowu był cyrk z biletami.
Ręce opadają.
Dojechałam z godzinnym opóźnieniem.
W domu byłam jeszcze później, czując się przeziębiona (zimno-ciepło-zimno-ciepło, przemoczone ciuchy-schnące ciuchy - znowu przemoczone ciuchy - znowu schnące ciuchy - znowu przemoczone ciuchy - znowu schnące ciuchy itp). O. zjadł obiad i mieliśmy lecieć na zakupy do Lidla - już decydując, że nie robię mycia lodówki. ALE znowu się okazało, że trzeba przed wyjściem zrobić kilka rzeczy w domu. MASAKRA. Wyszliśmy bardzo późno, wcześniej walcząc z bankiem, telefonami do helpdesku i płatnościami - nie chce mi się tego opisywać, po prostu dużo stresu chcąc zapłacić za to za co mieliśmy zapłacić.
W Lidlu byłam już tak nieprzytomna, że pewnie kupiłam nie to co powinnam była xD - chyba wszystko z listy, ale też pod wpływem chwili i stresu rzeczy, których wcale nie potrzebowałam.
Jeszcze w drodze z Lidla z O. się posprzeczaliśmy o GŁUPOTĘ ze zmęczenia - serio, nie usłyszeliśmy tego co mówi drugie, śpieszyliśmy się na przesiadki tramwajowe, popędzaliśmy się, do tego było zimno, nieśliśmy ciężkie siatki, chcieliśmy jak najszybciej wrócić do domu, ale też usłyszeć jak minął dzień temu drugiemu i w tym wszystkim wyszło rozdrażnienie. I warczeliśmy na siebie o pierdoły. Jak sie na tym złapaliśmy to poszło "przepraszam" i decyzja, że teraz wchodzi w grę TYLKO odpoczynek. Zjedliśmy lody (min ta rzecz, której nie mieliśmy kupować) i prawie zasnęłam już na poczatku filmu przyrodniczego... ale chciałam wysłać jeszcze CV i nieco ogarnąć mieszkanie, bo dziś mamy zjazd... (piszę to w przerwach między wykładami). Dlatego oglądałam film siedząc na podłodze - bo na kanapie, pod kocykiem bylo tak wygodnie, że usypiałam na siedząco. Serio.
Byłam tak zmęczona, tak kuuuurewsko senna, tak bardzo stopy mnie bolały, ale też tak zdeterminowana by chociaż poskładać pranie, ogarnąć wypakowanie zakupów, odłożyć rzeczy na właściwe miejsca, by jutro wejść do czystego pokoju bez rozpraszaczy, że zaczęłam krzątać się po mieszkaniu jak na autopilocie.
Dziś O. mi streszczał co mówiłam do niego wczoraj wieczorem i baaaaaardzo się z tego śmialiśmy - byłam tak zmęczona, ze robiłam skróty myślowe zdań np: pokazałam mu zdjęcie przysłane przez mamę. Na zdjęciu widać WYŁĄCZNIE nasze psiecko wtulone w kocyk w salonie moich rodziców i komentuję to do niego tekstem "Patrz jak mój tata wykorzystała okazję!" xD hahaha O. mówił, że szok go wziął, bo na zdjeciu był piesek, a nie mój tata, ale nie mówił mi tego tylko zamiast tego grzmiał "idź w tej chwili spać, lecisz z nóg!". Teraz to śmieszne! Bo wiem co miałam wtedy na myśli xD Miałam na myśli "Patrz, jak mój tata wyszedł na trening piłki nożnej młoda wykorzystała okazję i go podsiadła na jego miejscu na kocyku!" xD i wiele wiele winnych.
Niestety w tym chaotycznym i letargowym krzątaniu, podczas odkładania rzeczy na miejsce NAGLE zgubiłam jeden z prezentów mojego pieska pod choinkę. Kupiłam dla niej w okazji na vinted buty dla piesków, takie antypoślizgowe do chodzenia po górach. Były wypróbowane i dwa buciki trzeba było wymyć. Schły na kaloryferze. Sprzątając przeniosłam je na stolik, razem z praniem. Pamietam jak już je brałam by schować je do reszty zestawu, ALE zobaczyłam, że pod stołem leżą przeoczone przez mojego chłopaka dwie skórki pomelo do wyrzucenia. PAMIĘTAM, że mam te buciki psie w rękach i biorę skórki pomelo i idę do kosza... A potem zapomniałam o butach, wzięłam się za wstępną segregację prania, kolorowe już wrzuciłam do pralki i wracam do dziennego pokoju przypominając sobie, że przecież miałam schować dwa psie butki do zestawu psich butków, a potem do szuflady z pieskowymi akcesoriami i idę do stołu na którym przecież NA PEWNO je zostawiałam i... Jest jeden. Nie ma drugiego.
Razem z O. (wyciągniętym z łóżka, bo nie mogłam znaleźć sama i nie miałam już siły, ani uważności na szukanie) zaczęliśmy przekopywać DOSŁOWNIE całe szukanie, nawet worki ze śmieciami, szukając tego bucika.
Nie wiem.
Nie ma go.
Nie wiem, gdzie go znajdę.
Nie wiem czy go znajdę.
Wczoraj był.
Nie pamiętam, gdzie go dałam.
Mam nadzieję, ze się odnajdzie, bo będzie straszna szkoda, jeżeli przepadł.
A teraz mam zjazd. Wykłady.
I znowu jestem wzruszona, bo miałam dziś wykłady z historii kina amerykańskiego. Mieliśmy oglądać i analizować sceny z filmów i się poryczałam ze wzruszenia. Znowu. Jestem taka szczęśliwa, że studiuję.
Ale jestem w takim niedoczasie, że na to nie ma słów.
Na razie spisałam to takimi faktami, jeszcze brakuje mi przestrzeni na opisanie wszytskiego co w zaiwązku z tym czuję. Głównie czuję się wyczerpana i zrezygnowana.
I wzruszona - te studia mi przypominają, że chociaż jest teraz trudno, to jednak zrobiłam wszytsko aby być we właściwym miejscu z właściwymi ludźmi.
5 notes · View notes
jazumst · 6 months
Text
Polegli
Żeby Was... Zapamiętajcie ten dzień - wziąłem wolne zdrowotne. Posłuchajcie:
To miał być naprawdę udany weekend. W sobotę urodziny króla R., w niedzielę Pierwszego. Miałem przepalić Paska, zrobić małe zakupy na mikołajki... I CHUJ!!!
W nocy z piątku na sobotę dostałem drgawek. Napierdalałem na mot udarowy. Nic rozgrzać mnie nie mogło. Cała noc w pizdę. Jakoś po północy zajebałem Gripex, bo myślałem, że się wykończę.
Nie było odwrotu. Ranna zmiana i miałem klucze. Biedna Kiero była jedynie na siebie zdana. Dosłownie leżałem na ladzie. Napierdalały mnie wszystkie mięśnie, głowa, oczy i resztki sumienia. Musiałem serio tragicznie wyglądać, bo ani Kiero nic nie powiedziała, ani SWS na temat tego, że śpię na ladzie. Dodatkowo klienci sami z siebie zaczęli mnie reanimować. Ilość farmakologii jaką dostałem przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Dostałem też "nalewkę na grypę", chociaż "nalewka" jest nazwą niezwykle nietrafioną. Kurwa mać i wszystkie nieszczęścia tego świata! Kurwi i smakuje, że brak mi porównania. Na szczęście znalazłem patent - trzeba zakąsić plastrem cytryny. Jak tequilę XD Czy działa? Nie wiem. Rozgrzewa za to jak najbardziej bezpruderyjne niewiasty. Borę to jeszcze tylko dzisiaj, bo nie dam rady dłużej.
Wczoraj dalej mnie sponiewierało, więc zadzwoniłem do Żony SWS. No są rzeczy których nie przeskoczysz. Dobrze wiedzą, że w chuja nie lecę. No to posiedzę jeszcze w domu.
U lekarza za to bez zmian. Tak profilaktycznie podejść chciałem. Panie! Gdzie tam! Wolne terminy w przyszłym tygodniu. No to się pierdolcie.
Napisałbym Wam coś więcej, ale nadal czuję się jak królik na zwykłych bateriach. Idę się położyć. Nara.
17 notes · View notes
happyg-olucky · 2 years
Text
Tydzień patatajni i wymiękam.
Szkoła, przedszkole, lekcje, zebrania, zajęcia i tak w kółko.
Na maxa to absorbujące i dla mnie wyczerpujące psychicznie.
Dziś dodatkowo szkołą wkurzyła mnie okrutnie. We wtorek na zebraniu pitu pitu, wszystko super, Pochwała od pani wspomagającej, że  w szkoku jak dobrze liczył, bo myślała, ze tego tego materiłu nie umie. Nauczyciel wspomagający po pół roku pracy z dzieckiem nie wie co on wogołe umie z takich podstaw jak matematyka. No comment.
Ale luz, bo dziś litania zażaleń.
We dwie nauczycielki mnie dopadły. Wychowawczyni i wspomagająca, ze jakiś problem z pracą domowa, że przedwczoraj nie miał cośtam, dziś coś niedokonczone... I że to co zrobione to z błędami i proszę przypilnowa i wiecej pracy w domu.
Ja pierdole, po pierwsze jestem pewna, że miał zrobione to co miał zaznaczone, jeśli nie zrobione, nie było zaznaczone, ze zadane. W przypadku Mikołaja Panie mają obowiązek dopilnować żeby było zaznaczone, ma to w papierach.
PO drugie to z “ błędami” to jeden błąd literowy w zdaniu i brak kropki.  Bo kuźwa dziecko robiło samodzielnie. Czy to proszę dopilnować, znaczy zrób i popraw wszystko za dzieciaka???
Po kolejne kurwica mnie strzeliła, bo nasze zycie kręci się wokół tych pieprzonych lekcji, czasami mam wrazenie, ze nic wiecej w domu nie robimy, a tu komunikat, jestes chujowym rodzicem, proszę dopilnować.
Ale to nie wszystko Mikołąj dostał dziś uwagę do dziennika. W domu to czytam, jadł na lekcji, po zwróceniu uwagi walną ręką w ławkę, ok słusznie. Dostał opierdol. Druga część uwagi - bardzo wolne tempo pracy. Nosz kurwa, dziecku orzeczeniowemu wpisują uwage do dziennika o tempie pracy. JA PRDL.Pominę już fakt, że Jak młodego o to zapytałam, powiedział, ze siedział daleko i nie widział z tablicy, a to o przepisywanie właśnie chodziło.
Ja wiem, ze te nauczycielki nie mają łatwo i wogóle, ale kuźwa rodzicom, takim ja my też jest fchuj ciężko. I kuźwa rodzice nie są od besztania i jak to D. trafnie ujął to nie jest książka zażaleń. A rodzice to nie petenci w urzędzie.
Siadłam w domu i najgrzeczniej  i najtaktowniej jak umiałam napisałam im jeszcze wiadomość na dzienniku w odpowiedzi na tą rozmowę. Bo nie mogłam tego tak zostawić. Mam nadzieję, ze juz mi nie odpiszą :D
Bo Pani wychowawczyni to charakterna babka*, a ja chcę spokoju.
* Z opowieści jednej matki historyjka z ubiegłego roku - dziecko costam przeskrobało w szkole, dostało karę ( juz nie wiem o co chodziło) po czym pani zażądała od matki, zeby w DOMU dała temu dziecku jeszcze jedną karę, po czym kolejnego dnia chciała ją z tego rozliczać, ze dlaczego dziecka nie ukarała ( o wyjście na plac zabaw chodziło). Cyrk .
4 notes · View notes
kasja93 · 3 months
Text
Siemka
Tumblr media
Średnio spałam. Obudziłam się jakoś po północy bo obok mnie zaparkował kolega z włączonym agregatem chłodniczym. A ja zdecydowanie wolę jazz od dubstepu 🤷🏼‍♀️ napiłam się wody i próbowałam zasnąć z dosyć marnym skutkiem. Budziłam się co pół godzinki myśląc, że już trzeba wstać
Tumblr media
Wjechała kawa z mlekiem roślinnym, po szybkiej przebieżce wokół zestawu odkryłam, że nikt mnie nie okradł z towaru ani paliwa. Nie znalazł się również żaden żartowniś co by mi chciał zrobić psikusa.
Droga była całkiem przyjemna - w końcu to Francja. Dobrze się tu jeździ bo autostrady są drogie dzięki czemu jest stosunkowo pusto. Zatrzymałam się na przerwę by zatankować i przy okazji kupiłam sobie gotowe kanapki z serem i szynką. Wyjątkowo je lubię i raz na jakiś czas pozwalam sobie na taki luksus gotowca
Tumblr media
O 15:30 zajechałam na firmę w Belgii dobę przed wyznaczonym terminem rozładunku xDD
Pani Katarzyna vel Nostradamus za długo już siedzi w tym zawodzie by wiedzieć, że mnie by rozładowali, jednak pracuje w myśl zasady „Wal w chuja kiedy się tylko da a jeśli już musisz coś zrobić rób tylko tyle by nikt się nie dojebał”. Zatem jak spedzio chciał poszłam się przywitać i odesłali mnie z kwitkiem :))) Normalnie złamali mi serce z tego powodu xDDDD Nowy spedytorek wydał rozkaz do ataku na 9 rano jutro :) zatem mam wolne. Może mi żaden opalony lekarz kardiolog nie włamie się na naczepę skoro wyrzucili mnie z firmy na ulicę?
Tumblr media
Poza tym dzień jak najbardziej przyjemny. Przyszła glebogryzarka do domu i tata już spulchnia ziemię pod uprawy 💪🏻😃 chciałam się pochwalić jak dobrze mu idzie, ale Facebook oraz Messenger mi nie działa. Wywala błąd z logowaniem. Zatem nici ze zdjęć. Podzielę się za to tym, że jak sąsiadka zobaczyła naszą nową zabaweczkę to kij ją strzelił a jak tata poszedł do domu na obiad to doszła do „płota” i robiła zdjęcia xDDDD zatem już cała gmina i pół Polski wie, że oramy sobie podwórko. A może nawet i pół Niemiec (jej córka mieszka w Niemczech).
Od innej sąsiadki dostaliśmy drzewko ozdobne, orzecha włoskiego i krzaki malin. To było bardzo miłe :)
W skali od 1 do 10 to na jakieś 15 bym najchętniej już pojechała do domu, ale swoje trzeba w robocie odbębnić 🥴
Troszkę dziś narzekam, ale bez kitu jestem zmęczona. Odwaliłam dziś ponad 700 km, mało spałam i ogólnie męczy mnie strasznie nadgorliwość osobników biurowych, którzy wiedzą lepiej ode mnie a później i tak staje na moim.
8 notes · View notes