Tumgik
#przygotowywać
enfinizatics · 7 months
Text
Tumblr media Tumblr media
jak ja kocham dawać korki!!!!! robię to już siedem lat!!!!! uwielbiam, że wzajemnie szanujemy swój czas!!!!!
3 notes · View notes
fly-underwater · 3 months
Text
Chciałabym się wam przedstawić..
Lub ponownie przywitać tych, którzy jakimś cudem mnie pamiętają pod starym nickiem.
Mam 21 lat.
Zaczynałam gdy miałam 13 lat, po filmiku Nanami Chan o jej historii. Sporo obecnych motylków zainteresowało się wówczas światem idealnych, wychudzonych ludzi, zaczęli doceniać piękno wystających kości. Ja byłam inna. Nie pociągała mnie chudość (wtedy byłam naturalnie wychudzona wg BMI, takie geny 🤷🏻‍♀️), a atencja jaką dostała Olga od rodziców. To, że zawieźli ją do ośrodka, że zainteresowali się nią.
‼️‼️TW: DA ‼️‼️
Od kiedy skończyłam 8 lat byłam ofiarą przemocy domowej. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, byłam popychadłem, służącą, którą bito, podduszano, na której testowano czy nóż jest wystarczająco ostry.
‼️‼️koniec TW‼️‼️
Mówiłam o tym wielu osobom, wielu dorosłym z rodziny, nauczycielkom. Nikt nie zareagował.
Dlatego właśnie filmik Nanami był dla mnie taki fascynujący. Stwierdziłam, że jeśli ktoś może zwrócić na mnie uwagę, kiedy będę jeszcze chudsza, to co stoi na przeszkodzie?
Tak się zaczęło.
Początkowo niewinnie, po mału, bez angażowania się w platformy społecznościowe.
Jak się pewnie domyślacie, nic to nie dało - mimo, że chudłam, nikt się mną nie interesował.
Dlatego po kilku miesiącach przestałam. Zaczęłam jeść normalnie, przytyłam, zapomniałam.
Drugie podejście było bardziej radykalne, ponownie za sprawą Nanami. Miałam 16 lat, w teorii powinnam była przygotowywać się do egzaminu gimnazjalisty. Ale jedzenie pochłaniało moje myśli.
Postowałam na Instagramie, czytałam tumblera, byłam bardzo aktywna. Doradzałam innym jak szybko schudnąć. Byłam wychwalana za moje szybkie rezultaty (rekordowo w miesiąc zeszłam z 60 kg do 51, wówczas moją ugw było 45 kg, przy 16X wzroście, nie pamiętam dokładnie). Dalej nikt z mojego otoczenia się mną nie interesował, ale zyskałam aprobatę motylków, i to mi wystarczało.
Nieco później zostałam "złapana" przez moją mamę (o dziwo). Czy czułam się z tym dobrze? W końcu o to mi chodziło.. Wiecie jakie to było wspaniałe uczucie, po raz pierwszy pokazała że ją obchodzę. Kazała mi zjeść coś, "bo widzi że od miesiąca nic tylko chudnę". I tyle. Koniec z jej strony. Ale mi wystarczyło. Mój przyjaciel zaczął się martwić mniej więcej w tym samym czasie. Można powiedzieć, że mi pomógł, bo się zainteresował. Pamiętam byliśmy na zielonej szkole i mieliśmy jeść kolację. Siedziałam z nim i kilkoma znajomymi przy stole, patrzyłam się nieobecna w talerz. Ugryzłam bułkę i żułam ją z takim obrzydzeniem, że koleżanka obok powiedziała, że mogę to przecież wypluć. A on mi nie pozwolił. Pociągnął mnie za sobą i wyszliśmy z budynku. Musiałam wszystko powiedzieć. Więc przestałam. Na kilka miesięcy.
Od tamtego czasu miałam mnóstwo podejść. Mniej lub bardziej skutecznych, jednak nigdy na długo. Zawsze brakowało mi motywacji.
Od 4 lat stoję z tą samą wagą 62 kg (mierzone komisyjnie co roku, 1 stycznia).
I wiecie co?
Wcale mi się to nie podoba.
Gdzie jest to dziecko, które było jednym z najszczuplejszych w klasie? To dziecko z nogami jak patyczki? Wiecie jak obrzydliwie się patrzy w lustro ze świadomością, że kiedyś się było PIĘKNYM? I te obrzydliwe komentarze rodziny - "oo chyba przytyłaś". Technicznie rzecz biorąc nie mają racji, mówiąc to ok. 4 lata, ale faktycznie przytyłam sporo od moich świetlanych czasów.
Tęsknię za wklęsłym brzuchem.
Tęsknię za dużo bardziej widocznymi kośćmi biodrowymi.
Tęsknię za wiecznym zimnem.
Tęsknię za pochwałami od motylków.
Tęsknię za opieprzaniem kiedy miałam binge.
Tęsknię za tym, co mnie kiedyś zniszczy.
Dlatego wracam. Tym razem oficjalnie, na tumblerze, z zamiarem osiągnięcia celu. Już nie dla atencji rodziców, nauczycieli. Już nie ma mnie od czego bronić. Teraz jestem tu tylko dla tego pięknego ciała, które sama zniszczyłam.
Mam 176 cm.
BĘDĘ WAŻYĆ 52 KG,
a później BĘDĘ WAŻYĆ 49 KG.
Liczę, że to community, którego posty ukradkiem przeglądam od kilku dni ponownie mnie przyjmie i opieprzy za każde potknięcie tak, że nawet nie spojrzę na jedzenie.
MAM SIE STAĆ NAJLEPSZĄ WERSJĄ SIEBIE KURVA.
Disclaimer:
Obecnie nie wiem, ile ważę, podejrzewam >63 kg. Nie mam nawet jak tego sprawdzić, jestem w szpitalu. Pompują we mnie jedzenie nie tylko tą tradycyjną drogą.
Ale jutro wieczorem wychodzę, dowiem się, jaka przerażająca liczba mnie definiuje. Wstawię ją tu, na dobry opieprz.
I ostatecznie od 11.07 rozpoczynam walkę z samą sobą.
Wiem już jak reaguję na niskie limity, więc zaczynam oszczędnie, od <1500. Trzeba się przestawić mentalnie po tak długim obżarstwie.
Postaram się codziennie wstawiać moją wagę i bilans, więc jeżeli jesteście zainteresowani, zostańcie ze mną 🤍
Chciałabym jeszcze zaznaczyć, że nigdy nie zdiagnozowano u mnie ED, nie zasięgnęłam pomocy specjalistów w tym temacie, a już na pewno nie jestem motylkiem. Jestem kurva tłustym ogromnym głazem, który ktoś powinien vjebac do rzeki żeby vtonął i nie zawadzał innym.
Tak na zachętę do opieprzu dzisiejszy body ch3ck, od pasa w górę, w warunkach polowych:
Tumblr media
86 notes · View notes
blveberrx · 6 months
Text
Lepiej zacznij się już przygotowywać do kwietnia, bo już kolejny miesiąc miał być "Twój"...
135 notes · View notes
kasja93 · 1 month
Text
Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci
czyli możesz wyjść ze szkoły, ale szkoła z ciebie nie wyjdzie.
Tumblr media
Parafrazując cytat z gry Wiedźmin 3 mogę stwierdzić, że ostatnimi czasy żyje jak stonka - siedzę cicho, nie rzucam się w oczy i wpierdalam kartofle. Mimo, iż żyje pod mentalnym kamieniem to nawet do mnie dociera, iż zaraz zacznie się Szkoła. I nie mam tu na myśli tego beznadziejnego paradokumentu. Dlatego zapraszam serdecznie na garść moich dinozaurzych przemyśleń oraz wniosków. Rozsiądźcie się wygodnie, naszykujcie sobie kawę, herbatę, napój zero tudzież innego energola i rozkoszujcie się moimi intelektualnymi wynurzeniami. A ze względu na długość zapewne wyrobicie normę w czytaniu za całe wakacje xD
Tumblr media
Obowiązkową edukację zakończyłam w 2013 roku zatem kilka ładnych lat temu. Zwieńczeniem ostatniego czteroletniego etapu było uzyskania tytułu Technika Ekonomisty, który przydał mi się w życiu do… Absolutnie niczego 😂 W sensie po praktykach zawodowych udało mi się załapać na ciepłą posadkę w Urzędzie Skarbowym, jednakowoż w zasadzie dzięki mojej charyzmie i miłym usposobieniu.
Owego dyplomu, tak jak i zaświadczeń o ukończeniach kursorów uzupełniających, nikt nie chciał w sumie oglądać. Tak samo jak wyników matur, na które szłam na totalnej wyjebce. Nie dlatego, że byłam pewna swej wiedzy, chociaż to też, lecz dlatego: studiować może każdy, lecz studia nie są dla każdego. Nie widziałam sensu iść na studia bo dla mnie studiowanie wiąże się ze zgłębianiem jakiegoś tematu/zagadnienia/profesji a mnie zwyczajnie nic nie interesowało na tyle by poświęcić te 3/5/10 lat. Z resztą, aby pójść na niektóre kierunki należy zacząć się do tego przygotowywać już na początku szkoły średniej i chyba tylko jednostki wybitne, do których z pewnością się nie zaliczam, byłyby wstanie w pół roku ogarnąć materiał z całej szkoły średniej i napisać przyzwoicie maturę z wybranego przedmiotu. Swoją drogą, naprawdę te wszystkie maturki, egzaminy 8 klasisty to taki bezsens. Jest pewna mądrość ludowa mówiąca, że jeśli coś jest do wszystkiego to jest do niczego. Analogicznie można powiedzieć o ogólnopolskich egzaminach, które piszą wszyscy uczniowie, w tym samym momencie, z tego samego. Jeszcze sam fakt baboli na maturach w arkuszach mnie mierzi a jestem przecież laikiem w dziedzinie pedagogiki, szkolnictwa i całej tej szopki. Dla mnie jedyna słuszna odpowiedź jaką mogłabym w tym momencie zakreślić to (x)D
Poza despotycznymi rodzicami, nic innego nie niszczy dziecka bardziej, niż szkoła. Zarówno psychicznie jak i fizycznie. Szkoła w cudowny sposób zabija kreatywność, abstrakcyjne myślenie i indywidualność. Bo nie jest ważne, że wykonasz zadanie z matematyki a wynik będzie prawidłowy skoro użyłeś „złego” wzoru. Nie ważne, że nikt poza autorem wiersza nie wie tak naprawdę o co w nim chodzi i jeśli nie zinterpretujesz go tak jak jest zapisane w podstawie programowej, to przykro mi bardzo, ale dostaniesz 0 punktów. Szkoła upycha na siłę do pudełka o określonym kształcie. Jak wystajesz z pudełka to ci przytną skrzydła byś się zmieścił. Jeśli zaś w owym pudełku masz za dużo miejsca to będą cię mentalnie tłuc, aż spuchniesz by pasować idealnie.
Przykład? 8 letnia Kasia, której mama nie pracowała zawodowo i mała czas dla dziecka. Mała Kasia, gdy poszła do pierwszej klasy potrafiła czytać, pisać i liczyć do 100. Wybitne dziecko? No nie… po prostu moja mama spędzała ze mną czas, ucząc mnie poprzez zabawę. Na tym czego mnie nauczyła bawiąc się ze mną przeleciałam do 4 klasy podstawowej. I zaczął się spadek, zaczęły się problemy z nauką bo ja zwyczajnie nie byłam w stanie siedzieć nad książką. Bo byłam przyzwyczajona do poznawania świata w sposób imersyjny a nie kucia na blachę! Do kombinowania by coś zrobić bo mama nie dawała mi gotowych odpowiedzi tylko naprowadzała.
Do tej pory jak mam się czegoś dowiedzieć, nauczyć potrzebuje stymulacji poprzez muzykę, rozmowę etc bo nic nie zapamiętam. Bo moja pamięć jest niczym sito i odcedza rzeczy dla mnie nieistotne. Póki się nie zanurzę w dane zagadnienie, przykładowo podczas czytania książki i nie przestanę zwracać uwagę na to, iż czytam a nie jestem świadkiem przedstawionej historii to nic nie zapamiętuje. Robię rzeczy mechanicznie, jeśli naprawdę się nie wkręcę. Dla mnie 8 godzin lekcyjnych w ciągu dnia było bez sensu bo zapamiętałam z takiego dnia może 30 minut? Łącznie, na cały dzień… Pewnego dnia moją mamę wezwała nauczycielka matematyki w podstawówce. Poskarżyła się mojej mamie, że nie jestem skupiona na lekcji i że nie rozumiem co się do mnie mówi. Kwitując swój wywód, że mama musi się mną mocniej zajmować w domu. Moja rodzicielka spytała, czy tylko Kasia ma problem z matematyką? Nauczycielka stwierdziła, że nie. Większość klasy ma problem. Mama zgasiła panią matematyczkę niczym peta kwitując wizytę słowami „W takim razie to nie jest problem mojego dziecka i innych. Widocznie to z panią są problemy skoro większość ma trudności”. Miałam szczęście, że moi rodzice byli zadowoleni z tego, że myślę inaczej, że mój mózg działa inaczej.
Wszyscy do jednego, miernego poziomu. Wszyscy sprowadzeni do słuchacza jedynej objawionej prawdy jaką głosi nauczyciel, z którym się nie dyskutuje. Bo jak się odezwiesz to zostaniesz oceniony. Przez owego nauczyciela, przez kolegów z klasy. Może wyśmiany? Może ośmieszony? Może, więc lepiej się nie odzywać? I później z dziecka wyrasta dorosły, który w pracy boi się odezwać bo lepiej się nie wychylać i nie narażać się na ocenianie, albo nie daj Boże, jeszcze naciśniemy komuś nad nami na odcisk i ta osoba będzie się mścić. I tak oto po szkole pięknie rośnie grono osób, które ma tak wypracowane odruchy, że mobbing w pracy „jest normalny”. Normalizujemy później te wszystkie toksyczne sytuacje robiąc sobie krzywdę.
Permanentny stres w wieku dziecięcym i nastoletnim odbija się na zdrowiu. Mamy pokolenie „młodych staruszków”, którzy na początku swojej dorosłej drogi czują wypalenie i bezsens egzystencjonalny. O przepracowaniu nawet nie wspomnę, bo jak nastolatek ma nie być zmęczony, skoro często w szkole siedzi dłużej, niż pracownik w fabryce. Sama pamiętam, jak w klasie maturalnej, w czwartki, lekcje zaczynały mi się o 7:10 a kończyły (wraz z obowiązkowymi, w tamtych czasach, fakultetami) jakoś po godzinie 17 🙃 cieszę się, że do szkoły miałam raptem 2 kilometry, dokładnie to 1,7 kilometra, a nie tak jak niektóre moje koleżanki/koledzy z klasy prawie trzydzieści.
I żeby mnie źle nie zrozumieć. Nie jestem przeciwna kształceniu się, zdobywaniu wiedzy czyli szeroko rozumianej nauce. Po prostu dla mnie absurdem jest to do czego zmusza się ludzi, słynne: zakuj, zdaj, zapomnij.
Bo każdy z nas jest inny, owszem, ludzie dzielą wspólne cechy, jednak ściąganie w obecnych czasach o pogańskiej godzinie dzieci oraz młodzieży, zmuszanie do wchłaniania wiedzy przez tyle godzin z książeczek, zeszycików, ćwiczonek, słuchając nauczyciela co to od X lat prowadzi te lekcje i nie potrafi robić tego w sposób ciekawy. Jeden, tak jak chociażby ja, swój rytm dobowy będzie zaczynał od 5 rano i kończył średnio koło 22 czując się zdolnym do czegokolwiek z samego rana. Jednak wiem, że osoby, których rytm dobowy zaczyna się o 11 i nienależny mówić takiej osobie „ile można spać! Ja to już tyle zrobiłam a Ty się lenisz!”. Najczęściej ktoś kto zaczyna swój dzień o godzinie 11 nie kończy go o 22 a o 3/4 rano. Kiedy ja śpię są osoby, które pracują, uczą się, tworzą czy grają bo taki jest ich rytm dnia. I nie żyjemy w przeszłości gdzie trzeba było wstawać skoro świt tzw Wstawać i chodzić spać z kurami. A wiecie dlaczego? Bo mam do cholery dostęp do energii elektrycznej. Mamy internet i wcale a wcale nie potrzeba siedzieć osiem, dziewięć czy dziesięć godzin w szkole, marnować czasu na dojazdy skoro pandemia pokazała, że praca tudzież nauka zdalna jest możliwa. Skoro w szkole nie uczy się ludzi w sposób kreatywny, poprzez zabawę, nie daje się narzędzi, odkrywania własnych sposobów na rozwiązywania problemów i nie ma polu do dyskusji to podręcznik przepisywać można w domu.
Dobrze, że chociaż zlikwidowali prace domowe. Zawsze miałam takie wielkie WTF, gdy tylko słyszałam argument w stylu „taaak! To teraz te dzieci to już WOGÓLE nic nie będą robić!”. 10 godzin w szkole, dwie godziny dojazdów na dobę i jeszcze zadanka? XDDD To tak jakby człowiek pracował w fabryce i tłukł coś młotkiem przez 9 godzin dziennie a na koniec dnia pracy przełożony dałby mu jeszcze do zrobienia zadanko. Niech uderza tym młotkiem w domu jeszcze tak, powiedzmy, trzy godzinki, aby utrwalił sobie uderzenia rzeczonym młotkiem. By przypadkiem, nie zapomniał jak do owym narzędziem posługiwać xDDD albo niech tłucze jeszcze z dwie by przygotować się na młotkowanie następnego dnia.
Uwielbiam jak od małego zaszczepiają w nas kulturę zapierdolu. „Nic nie robisz cały dzień!” Kto tego nie słyszał niech pierwszy rzuci kamieniem. Bo jak człowiek potrzebuje odpoczynku, by się zregenerować to już jest leń. A później mamy pracoholików i wypalenie zawodowe w wieku 30 lat, ponieważ nie potrafimy odpoczywać. Sama wpadłam w spiralę pracy, tego „jeśli nie będę ciężko pracować to niczego nie osiągnę”, „jak nie wezmę nadgodzin to mnie jeszcze zwolnią”, „co mi szkodzi, popracuję więcej w końcu może ktoś mnie w firmie doceni”. Spojler alert! Dla nikogo twoje oceny, ilość pracy włożonej w zadanie, nie ma znaczenia - chyba, że coś ci nie wyjdzie. Wtedy to wszyscy się zlecą jak te kruki i zaczną dziobać 😉
Podczas edukacji szkolnej - tyraj! Na uczelni - tyraj! W pracy - tyraj! W życiu prywatnym? Tyraj! Bo ty musisz brać udział w wyścigu szczurów. Kto lepiej, kto więcej, kto bardziej. Tylko jest jeden mały problem. Nie da się wygrać wyścigu szczurów, nie ma opcji by być najlepszym w ciągłych rywalizacjach i nie da się być cały czas produktywnym. To jest zwyczajnie niemożliwe, i nie mówię tego bo „ahahaha jej się nie udało! Dlatego tak mówi! Pracuje jak ten robol i mieszka na zadupiu wszechświata! Będzie tak gadać by ciągnąć innych w dół bo sama nie pójdzie w górę!”. To ciągłe porównywanie się do innych jest zakorzenione w nas tak silnie, że przeglądanie mediów społecznościowych może doprowadzić do depresji. Bo inni tyle przeżywają, mają tak fajnie (a przynajmniej tylko tak to wygląda i wcale a wcale nie musi to być rzeczywistość) a ja? A ja nic…
No, no nie XD mówię tak bo, według mnie, tak właśnie wygląda świat jak się zacznie nad tym człowiek zastanawiać. Gdy zacznie przyglądać się światu, ludziom zaczyna dostrzegać pewne wzory. Dochodzi do pewnych wniosków. Może się zgadzać, bądź, nie zgadzać z pewnymi zagadnieniami. I możecie powiedzieć, że bredzę. I może faktycznie za godzinę, dzień, tydzień, miesiąc, rok czy lat pięć, dojdę do wniosku: tyyyy. Faktycznie ta osoba z internetu co mi kiedyś napisała „Kaśka, bredzisz!” Miała rację!
Albo i nie. Tylko widzicie, ja nie biorę tego typu słów do siebie. Nie traktuje takich tekstów jak słów nauczyciela, czyli nomen omen, niczym prawdy objawionej. To tylko opinia. Co mnie obchodzi opinia jakiegoś typa, kogoś kto nie jest dla mnie ważny? Co mnie interesuje co o mnie myśli koleżanka z pracy, nauczyciel, pan w banku, czy nawet znajomy, który za dwa dni może zniknąć z mojego życia? Bo tak, ludzie znikają z twojego życia i jest to normalne - czasem nawet i mnie wyjątkowo zaboli taka wyprowadzka z mojego życia. Jednak, gdy ktoś ci powie „ale ty jesteś zjebany/a” to niech was to nie gryzie. Bo cobyście nie robili nie da się sprawić, że każdy człowiek na ziemi będzie was lubił. To niemożliwe. I jeśli ktoś mówi „jesteś zjebany/a” to nie jest wasz problem, tylko jego. Możecie wskazać conajwyżej takiej osobie w którym kierunku znajdzie drzwi. Bo wszyscy wszystkich oceniają. Jak okrutne oraz złe by to nie było, też oceniam innych. Sama jestem oceniana. I póki mi, przykładowo, kilkadziesiąt osób nie powie „ty weź się ogarnij bo gadasz głupoty” to wierzcie mi, nawet nie będę się zastanawiała, czy to co mi napisał/powiedział jakiś random na mój temat jest warte roztrząsania. Ktoś może zapytać „ale co to ma wspólnego z tematem ogólno szkolnym? Nie odleciałaś za bardzo?”. I tu was zaskoczę - otóż nie! Nie odleciałam w przestworza dygresji, aby lać wodę. Bo takie przejmowanie się opinią innych, zaczyna się już w szkole. Boimy się odezwać podczas lekcji bo co jeśli powiemy źle i zrobimy z siebie durnia? Ktoś mógłby powiedzieć: nie przesadzaj. Tylko ja ostatnio byłam na kursie wśród kilkudziesięciu dorosłych chłopa. I bali się odezwać jak instruktor zadawał pytanie! Czuć było zapach strachu i choć pan prowadzący zajęcia próbował rozładować atmosferę szło mu to mizernie. Kurs za który samemu płacisz i idziesz z własnej woli (albo tak jak ja - szefostwo mnie tam wysłało), kurs który ma poszerzyć twoją wiedzę tudzież kompetencje. A ty zamiast dyskutować z prowadzącym i chłonąć wiedzę boisz się odezwać bo może tych kilkunastu chłopa za tobą będzie się śmiać z twojej ewentualne pomyłki. Coś wykurwiście wspaniałego, czyż nie?
A jak pięknie ze mnie wyszło to zaprogramowane ocenianie innych przez system edukacji. Jak ja się dobrze czułam, gdy jako pierwsza oddałam egzamin i jeszcze usłyszałam od komisji, że zdałam nie robiąc przy tym żadnego błędu. Ohohoho! Byłam pierwsza! I najlepsza! A te debile z którymi na kursie byłam dzień wcześniej dłużej rozwiązywali zadania i robili błędy! Mega zmroziło mnie, gdy zaczęłam analizować swoje myśli. Bo w czym ja niby byłam lepsza? Bo nie mam problemu z rozwiązywaniem zadań na czas? Mnie nie przeszkadza, iż mam określony ramy czasowe. Mój tata zaś nie potrafi skupić się na zadaniu, jeśli ktoś karzę mu zrobić coś w godzinę czy pół. Bo istotniejsze dla jego głowy są uciekające minutki. W czym byłam lepsza od tych gości z kursu? Bo oddałam jako pierwsza egzamin? Czy ważne jest to czy zadanie wykonasz szybko, czy wolniej, jeśli rezultat jest taki sam? Czy szybciej znaczy lepiej? Przy ratowaniu czyjegoś życia: tak. Przy wykonywaniu pracy: nie. Bo jak już wspomniałam nie jesteśmy tacy sami. Różnie reagujemy, różne metody nauki na nas działają i presja czasu tudzież wykonanie czegoś szybciej lub wolniej to indywidualna sprawa każdego człowieka.
System edukacji krzywdzi całe społeczeństwo. I to nie są żarty. Widuję to w zachowaniach ludzi, których spotykam, których obserwuję i jako ćwiczonko intelektualne analizuje. Najlepsze, że zapewne za kilka lat jedyne co pozostanie po czasach szkolnych to traumy oraz poczucie, iż to wszystko było bez sensu. Bo godziny, które poświęciłam na matematykę, aby zdać maturę sprawiły tylko, że byłam zmęczona, zestresowana i znerwicowana. A mogłam obejrzeć jakiś film, posłuchać podcastu czy po prostu odpocząć - co wyszło by mi na zdrowie.
Lubię oglądać bądź słuchać osoby, które popularyzują naukę. I wiele, wiele tematów twórczości owych ludzi zapewne były w szkole. Przedstawione w sposób nijaki, nużący, nieatrakcyjny. Tematy do których mnie poniekąd zmuszano przez to nie polubiłam się z danym zagadnieniem. Jako osoba dorosła czytam średnio dwie książki miesięcznie, liczyłam sobie to dziś, żeby nie było. Maturę z polskiego napisałam na 78 %, ustną zaliczyłam na 86% (co za absurd, ale do % jeszcze wrócę). Wiecie ile lektur szkolnych przeczytałam? Ani jednej xDD i nie pisze tego by się pochwalić, tylko po to by pokazać, iż oceny (na koniec szkoły średniej miałam 3 z polskiego) nie stanowią o wiedzy, zaś ilość przeczytanego materiału nie sprawia, iż cokolwiek w was z tego zostało. Bo ja jechałam całą szkole na opracowaniach lektur i potrafiłam sprawniej opowiadać o danej książce, niż ktoś kto ją przeczytał. Bo z dajmy 300 stron lektury zapamiętasz może łącznie z 30%. I nie zapamiętasz jakiego koloru była kamienica Łęckiej z Lalki. Ten kolor będziesz mieć zaś w opracowaniu. W moich opracowaniach dosłownie miałam całe tematy lekcji i wystarczyło sobie przeczytać, przepisać do zeszyciku i było super. Oczywiście z racji 3 na koniec roku może już doszliście do konkluzji, że nawet owo przepisanie do zeszytu, było dla mnie tak bez sensu, iż tego nie robiłam XD
A propo tych procencików na maturze. Co one oznaczają? Że opanowałam materiał na tyle, że zdałam to wiadomo bo przekroczyłam magiczne 30%. Ale co oznacza 87% a co 73%? Co oznacza ocena 4 a co trójka? Że coś tam dzwoni, ale nie wiesz w którym kościele? Strasznie to wbrew pozorom nieczytelne i nie daje żadnej odpowiedzi. A uczniowie potrafią wymiotować, nie spać, obgryzać paznokcie bo dziś jest sprawdzian i ocena taka a taka nie będzie satysfakcjonująca. Dla nich bądź rodziców, którzy przeżyli ową indoktrynację nie wyciągając jakichkolwiek wniosków na temat edukacji poza „moje dziecko jest lepsze/gorsze od innych” bądź „Ty to jesteś zdolny/a tylko leniwy/a”. Nawet nie zdając sobie sprawy jak takie słowa potrafią obrzydzić chęć zdobywania wiedzy na całe lata.
A nikt nie będzie w przyszłości pytał co mieliście z biologi w tej albo tamtej klasie. Czy był czerwony pasek a jak już to kiedy…. Będą pytać was o umiejętności nie wnikając gdzie się ich nauczyliście. Nikogo nie obchodzi czy angielskiego nauczyliście się z gier, filmów, serialów, wyjazdu za granicę czy może jakimś cudem uczenie się słówek w szkole dało jakieś wyniki. Jedyne co to możecie się uczyć dla siebie, ale nie w banalnym słów tego znaczeniu. Uczyć się tego co was interesuje bo prędzej nauczycie się grać na gitarze bo was to jara, niż gdy zmuszać was do tego będzie nauczycielka muzyki/sztuki czy jak tam ten przedmiot się teraz nazywa.
Nie powinniście się przejmować ocenami innych bo ci ludzie są nieistotni. Prędzej czy później znikną z waszego życia zapominając i was. A wy dalej nie będziecie mogli spać po nocach przypominając sobie ich słowa.
Szukajcie własnych sposobów na optymalne przyswajanie i poszukiwanie wiedzy. Nie musicie robić tego jak w szkole: w określonym czasie, określonej pozycji, bez muzyki, dźwięków, obrazów, jedzenia, picia i pełnym pęcherzem. Może dla was lepsze jest chodzenie podczas nauki? Może usypiać was będzie jakiś ambient do nauki zaś play lista energicznych piosenek sprawi, że lepiej będzie wam obcować z uczeniem się. Jak nie idzie was czytanie lektur czytajcie opracowania, jak to też nie dla was włączcie sobie na youtubie bądź Spotify podcast na temat owej pozycji.
Myślcie kreatywnie choć ja niemal zawsze w szkole była za to ganiona. Tylko zgadnijcie do kogo znajomi dzwonią i zapytaniem, jak ugryźć dany temat bo „ty zawsze coś wymyślisz na co nikt normalnie by nie wpadł”. Nie uczycie się na pamięć suchych danych a zrozumcie kontekst - to jest ważniejsze.
I przede wszystkim nie dajcie sobie wmówić, że jesteście gorsi od innych. Słynne „ryby i dzieci głody nie mają” wygłaszane przez osoby wyżej w hierarchii niczym prawdy objawione. Nikt w dorosłym życiu nie każe wam nic robić z pamięci. W pracy jak nawali jakaś maszyna serwisant sprawdzi w książce schematy a nie zacznie próbować przywołać z pamięci dany układ. Lekarz nie przepisze ci leku z pamięci tylko sprawdzi czy, aby na pewno o ten mu chodziło bo nazwę ma podobną do innego. Pan hydraulik czy elektryk spojrzy w plany techniczne, niż w budynku zacznie ryć ściany w myśl zasady „pamiętam, że dwa budynki temu tak było”. Kierowca (nie mylić z posiadaczem prawa jazdy) będzie patrzył na znaki a nie jechał na pamięć.
Jak już się uczyć to po to by zrozumieć a nie by wyrecytować :)
36 notes · View notes
plonaca · 19 days
Text
Środa
Dzień zaczął się całkiem nieźle, mimo że chyba całą noc bolał mnie brzuch. Jak się przebudzałam to przytulał mnie przez sen.
Jak już się obudził telefon znów był pierwszy, ale potem jeszcze, zanim wstał, na chwilę mnie przytulił. Poprosiłam Go, żeby w wolnej chwili pomyślał i potwierdził mi datę tych Mazur lub zaproponował alternatywną, bo muszę się już zająć organizacją. Brzuch mnie bolał dalej, ale poza tym humor miałam już zdecydowanie lepszy, niż wieczorem.
Oglądnęliśmy nawet chwilę razem YouTube’a, aż musiałam wejść na spotkanie w pracy, a On w tym czasie też zaczął przygotowywać sobie firmowe rozliczenie. Zwykle siada przy stole obok mnie, ale potrzebuje do tego ciszy, więc poszedł do kuchni. Po spotkaniu postanowiłam wreszcie coś zjeść. Wiedziałam, żeby mu nie przeszkadzać, ale chciałam być blisko, więc usiadłam przy tym samym stole. Ledwo zaczęłam jeść, jak przez chwilę patrzył na mnie z wkurwieniem:
Przyszedłem tutaj, żeby mieć ciszę. Umiesz jeść nie gadając, stukając, mlaskając, w ciszy?
Trochę mnie zamurowało. Może nie krzyczał, ale ton był mocno pretensjonalny. Problemem prawdopodobnie było to jak przed chwilą mieszałam jogurt. Od jakiegoś czasu już się tak łatwo jak kiedyś nie rozklejałam, ale aktualnie sytuacja nie jest zbyt fajna, więc od razu łzy napłynęły mi do oczu. Powiedziałam tylko, że przecież nic nie mówię, wstałam i poszłam do biurka, ale niestety płacz spowodował też katar. Po dłuższej chwili mnie zawołał
- Co Ci się dzieje?
- Jem, o co Ci chodzi.
Nie było jasne, że przykro mi było, że znów się przypierdala, w dodatku o to, że tylko chciałam być blisko?
Poszłam jeść do auta. Opcją był jeszcze taras, ale był zbyt blisko kuchni, poza tym mógł mnie widzieć sąsiad, a nie miałam ochoty na dyskusje z nim. Zjadłam i wróciłam do domu po glo. Wczoraj dużo wypaliłam i wieczorem mówiłam sobie, że od jutra nie będę. No, ale to nie takie łatwe, szczególnie w stresie.
Potem siadłam przy biurku i kończyłam drugą część wczorajszej kartki z pamiętnika. Zdążyłam skończyć, jak On już się zbierał. Jak ogarnął te rzeczy „pracowe” już w miarę zachowywał się normalnie. Ciekawe, czy będzie dzwonił normalnie, będzie myślał, czy może jednak już to wszystko pierdoli. No, ale póki co zostawił wszystkie swoje rzeczy. Miał być dzisiaj dopiero około 19:30.
Przy okazji zaczęłam też dzisiejszą. I znów poszłam zapalić.
I nawet nie wiem kiedy zrobiła się 12. Miałam dwie godziny żeby skończyć dużą, mega ważną rzecz w pracy, bo potem musiałam wyjść z psami i jechać na rzęsy. Bardzo miałam ochotę, ale najgorsze co mogłabym teraz zrobić to zaniedbywać - siebie czy obowiązki. Napisałam jeszcze maila do mojej Pani Doktor, bo przecież do wyników = wizyty, wybuchnę z nerwów, od tego miliarda niewiadomych.
Zeszło mi trochę za długo, ale udało mi się skończyć pierwszy etap dużego, pilnego projektu. Na ile byłam w stanie, bo czekam jeszcze na uwagi, będę musiała wprowadzić poprawki (ale to już pewnie jutro) i opublikować, żebym mogła zamknąć temat. W „nagrodę” zapaliłam. Ale i tak jestem dumna, bo chciałam już w międzyczasie to zrobić.
Oczywiście nie dzwonił. Ciekawe czy coś wymyślił. Wchodząc na rzęsy napisałam Mu co robię i że będę tam do 17:30. Nigdy tak nie postępuję, ale zawsze mówię Mu wcześniej (to że nigdy nie pamięta i zwykle dzwoni w międzyczasie to już inna sprawa), a tym razem mi uciekło, poza tym chciałam zapytać jak było u dentysty, a wtedy pewnie by zadzwonił, jeśli miałby czas. Na wszystko odpisał tylko
Ok.
Nie wiem czego się to tyczyło, no ale ok. Później jeszcze wysłał mi jakiegoś mema, na temat z którego się niedawno śmialiśmy. Myślałam że jeszcze w drodze powrotnej zadzwoni, bo do 18 powinien mieć możliwość rozmawiać, ale nic z tego. Jadąc w jedną i drugą stronę paliłam. Już niedługo, ciekawe czy odbędzie się jakaś rozmowa…
Zadzwonił, że już jedzie, przed 19. Nawet wydawało się wszystko ok, chociaż przyczepił się o jedno moje pytanie. Ale powiedział też, że się nie odzywał, bo długo trzymało Go znieczulenie i był przez to wkurwiony.
Pograliśmy w gry jak przyjechał. Tzn. On pograł, ja jakoś nie miałam weny i tak się miotałam. Na szczęście zanim wrócił udało mi się jeszcze domknąć temat tego projektu w pracy. Na ile było to możliwe. Mam nadzieję, że jutro już definitywnie skończę.
Za wiele apropo jego dnia się nie dowiedziałam, ale chuj. Okazało się, że dzisiaj robił rozliczenie z pracownikiem i dużo rzeczy się nie zgadzało, co oznaczało, że mimo że da mi kartkę z informacjami będę potrzebowała dużo wyjaśnień. Dał mi ją i powiedział, że mogę pytać po czym… wyszedł z psami. Więc ja w tym czasie się ogarnęłam i dopiero zaczęłam zajmować tym rozliczeniem. Chciałam je skończyć, a dopiero potem zapytać, w sumie tylko o jedną rzecz, która się nie zgadzała w żaden sposób, więc na pewno tego nie sprawdził. Był już w łóżku.
Nie wiem, jestem już wyłączony, jutro Ci powiem, nie pamiętam.
Powtórzył kilka razy. Ja nawet nie chciałam, żeby nad czymś rozkminiał, tylko potwierdził (lub nie) to co sama wymyśliłam. Byłam zła, bo chciałam mieć to już z głowy. Problem potęgował fakt, że te słowa znaczyły brak szans na jakąkolwiek rozmowę jeszcze dzisiaj.
Musiałam więc zaczepić o to, że mieliśmy porozmawiać:
- Nie chcę nic mówić, ale obiecałeś, że dzisiaj ze mną porozmawiasz.
Na początku udawał, że nie wie o co chodzi.
- O czym?
- Dobrze wiesz o czym.
- Już będę miał to w głowie, porozmawiamy jutro.
Eeeeheeeee. Może powinnam powiedzieć konkretnie, bo jutro, jeśli w ogóle, wyskoczy pewnie nie z tym co trzeba i powie, że nie wiedział co co mi chodziło.
Nawet mnie przytulał cały serial. To było aż dziwne, tym bardziej że zwykle obejmuje mnie w pasie przez chwilę, a potem trzyma rękę na moim ramieniu lub za swoją głową. Teraz praktycznie przez całe oglądanie miał ją na mojej talii, a nawet niżej, na pośladku. Może dotarło, że teraz wyjątkowo potrzebuję wsparcia. Bo na nic innego bym nie liczyła.
Rozmowa którą obiecał (a do których nigdy nie dochodzi) męczyła mnie przez dwa odcinki serialu i dopiero po odważyłam się powiedzieć:
Jak jest jakiś ważny temat, na który mówisz, że pomyślisz i porozmawiamy to wypadałoby, żebyś sam zaczął taką rozmowę. I to rozmowę, a nie, że powiesz co masz do powiedzenia i każesz mi się zamknąć. Po drugie potrzebuje, żebyś mi potwierdził ten termin wyjazdu, naaajpóźniej do końca tygodnia. Najlepiej roboczego.
Co ciekawe wywiązała się z tego dyskusja, na koniec której oczywiście podniósł mi ciśnienie. Najpierw stwierdził, że muszę mu powiedzieć więcej na temat tego wyjazdu (yyy, nie? Przecież wie co ma wiedzieć), a potem ze zanim datę to trzeba potwierdzić najpierw wyjazd.
Próbowałam mu powiedzieć, że sam wyjazd potwierdził mi już ze 2tygodnie temu. Pytałam o to wprost, bo jako że nie byłoby mnie stać na wyjazd + porządny prezent materialny potrzebowałam wiedzieć, czy na pewno pasuje mu jechać, bo jeśli nie to na zorganizowanie odpowiedniego prezentu w tym momencie miałabym już za mało czasu.
No, ale oczywiście stwierdził, żebym do Niego nie mówiła, bo On już śpi.
Bilans:
Neo (papierosy): ↔️ 8; zostawiam równowagę, bo lepiej niż wczoraj, ale gorzej niż planowałam
Samopoczucie: ↔️/⬆️ odrobinę lepiej niż wczoraj, ale dalej chujowo
Dbanie o siebie: ⬇️/↔️ brak chęci, ale udaje się
Związek: ↔️ może nie aż tak źle jak wczoraj wieczorem, ale dalej kiepsko
Choroba: ⬇️/↔️ oczekiwanie na wynik, więc bez zmian
Praca: ⬇️/↔️ brak motywacji, ale udało się uporać (wstępnie) z największym/najpilniejszym projektem - zostały tylko poprawki (jak dostanę uwagi) i publikacja, wisi jednak sporo zaległości
Inne obowiązki: ⬇️ z braku czasu
Legenda:
⬆️ - poprawa
⬇️ - spadek
↔️ - w normie/bez zmian
18 notes · View notes
vivianarxseee · 4 months
Note
Co robisz żeby schudnąć? I co tego blizcy na to
ja zazwyczaj stosuje głodówki albo omad czyli jeden posiłek dziennie. nwm ja się czuje z tym jakoś najlepiej ale są dni kiedy jem przez cały dzień kilka posiłków ale staram się nie przekroczyć jakiegoś wyznaczonego limitu. ostatnio też zaczęłam ćwiczyć ale narazie testuje sobie różne ćwiczenia by znaleść te które przynoszą najlepsze efekty i które dobrze mi się robi.
a moi bliscy to w sumie coś podejrzewają i ja to wiem bo widzę jak czasem reagują jak zobaczą że nie zjadłam obiadu czy coś ale ja cały czas ich zapewniam że jem po prostu tyle ile mi trzeba i jest wszystko git. zwłaszcza że jeśli już coś jem to staram się albo tylko przygotowywać to przy nich, tak by widzieli że robię sobie coś do jedzenia albo jak zdecyduje się zjeść np obiad to jem z nimi.
16 notes · View notes
softkillerz · 9 months
Text
10 stycznia 2024 (dzień 5)
Od rana łapią mnie skurcze mięśni - to znaczy albo PMS albo jestem chora, ewentualnie z zimna. No i to dobry reminder żeby brać witaminki. Mimo, że ubrana jak prawdziwa polska cebula - 2 pary spodni, 2 koszulki termiczne i duża bluza (+ oczywiście kurtka i cały zimowy pakiet) to za mało na pogodę -5°C. Powinni nas wysłać na zdalne nauczanie a nie kazać czekać na autobus w wypizdowiu gdzie nigdy nie masz pewności czy nie zrobił salta i czy przyjedzie. Nienawidzę mieszkać na wsi, nie cierpię!!! Dobrze się żyje tylko, gdy jest lato. No tak, nie może być zbyt łatwo i w lato trzeba przygotowywać drewno na zimę - rąbać układać i suszyć, potem znów układać, wrzucać do piwnicy i znów układać... Dobrze że nie muszę narazie się tym przejmować.
Kolejny mało produktywny dzień, pograłam trochę w kąkuter i obejrzałam film ze znajomymi, ale to chyba jedyny powód dla którego nie idę w kimę po przyjściu do domu, bardzo cierpię w taką pogodę. Meteopaci łączmy się w bólu 💗.
Nareszcie dorwałam mochi w biedronce i to o smaku pistacji!! Uwielbiam wszystko co jest o tym smaku, najbardziej lody! Nie mogłam się powstrzymać. Dziś nadgoniłam kalorie i jest g.
☀️1600 💧2L 🥚122g
Śniadanie: -
Lunch: kawa z mlekiem
Obiad: kotlety siekane z piersi, makaron ze szpinakiem
Kolacja: tost z jajkiem na mozzarelli i pomidorach x2, pycha!
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
☀️☀️☀️
11 notes · View notes
painted--smile · 6 months
Text
🦋 𝑪𝒛𝒆𝒔́𝒄́ 𝑴𝒐𝒕𝒚𝒍𝒌𝒊 𝒊 𝑮𝒂̨𝒔𝒊𝒆𝒏𝒊𝒄𝒛𝒌𝒊 🦋
Dzisiaj rano weszłam na wagę i okazało się że jestem już tylko o 0.1kg od swojego gw (ważę teraz 65.1kg) więc jestem mega szczęśliwa bo w dwa dni spadłam ponad kilogram. Wiem że to na 99% woda ale i tak czuję się zajebiście bo odzyskałam kontrolę nad sobą i swoją wagą.
Jednocześnie wpadłam na coś tak banalnego a jednocześnie mega genialnego. Otóż zaczęłam przygotowywać jedzenie, którego nie lubię i tylko na takie sobie pozwalam. W ten sposób jem z obrzydzeniem i nie mam ochoty nawet kończyć porcji. Przy okazji karcę od razu swój organizm za to że robi mi się słabo bo nie jem.
Mam też pewien problem ale nie mam pojęcia czy powinnam się tym dzielić z kimkolwiek czy po prostu poczekać na rozwój sytuacji.
🦋 𝑻𝒓𝒛𝒚𝒎𝒂𝒋𝒄𝒊𝒆 𝒔𝒊𝒆̨ 𝒄𝒉𝒖𝒅𝒐🦋
19 notes · View notes
magazynkulinarny · 3 months
Text
Sałatka z bobu i papryczek Padrón z czosnkiem, chili i Parmezanem
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Trafił mi się wyjątkowo delikatny bób. Po ugotowaniu i próbie wyłuskania go z łupin kruszył się w dłoniach. Ewidentnie nie chciał wychodzić ze swojej strefy komfortu.
Miałam dwa wyjścia. Zamęczać siebie i jego skubaniem, obdzieraniem ze skórek i marnowaniem czasu na oczyszczanie lub pozostawienie go w całości, w jego naturalnym - może niezbyt apetycznym, ale zdrowym i doskonale czyszczącym jelita - ubranku.
Jako, że nie lubię rozwiązań siłowych i jałowych, wartość odnajdując nawet w łupinach bobu, sałatkę przygotowałam z całych nasion. Przy okazji dowiedziałam się z sieci, że otoczka zawiera dużo więcej substancji odżywczych oraz błonnika niż wnętrze, można ją też upiec w przyprawach uzyskując pyszne chipsy (oczywiście, że zrobię!), przygotowywać pasty do pieczywa i wege kotlety.
Do zielonego bobu dorzuciłam równie, a może nawet bardziej zielone papryczki Padrón. Lubię je tak samo, choć zupełnie inaczej niż bób. Mimo, że dziwnie razem wyglądają, tworzą całkiem udane połączenie: on okrąglutki i ziemniaczano-orzechowy w smaku, trochę gruboskórny, ona - wbrew wyobrażeniom - wcale nie ostra lecz przypominająca dużą zieloną paprykę, słodka z lekką nutką goryczy.
Od czasu do czasu można trafić na pikantny egzemplarz, ale na tyle rzadko, że można ją jeść hurtem! Hiszpanie smażą ją w głębokim oleju (czytaj: oliwie), obsypują grubą solą i podają jako tapas.
Całość połączyłam i zaostrzyłam czosnkiem, papryczką chili i Parmezanem, dodając sporo oliwy z oliwek ze smażenia.
Składniki:
300 g bobu 250 g papryczek Padrón 2-3 ząbki czosnku 1/2 cebuli czerwona długa papryczka chili 3 gałązki naci pietruszki łyżka octu jabłkowego łyżka drobnych kaparów pół szklanki tartego Parmezanu sól i czarny pieprz do smaku
Wykonanie:
Cebulę obrać i pokroić w drobniutką kosteczkę. Czosnek obrać, zmiażdżyć płaską stroną noża i maksymalnie rozdrobnić. Papryczkę pozbawić ogonka z szypułką i drobno posiekać. Ser zetrzeć na tarce o drobnych oczkach. Natkę drobno posiekać.
W średniej wielkości garnku zagotować wodę. Osolić. Wrzucić bób i gotować do miękkości (sprawdzić czy doszedł po ok. 6 min.). Odcedzić na durszlaku.
Na dużą patelnię wlać porządny chlust oliwy i podgrzać, aż będzie skwierczała po kapnięciu kropli wody. Wrzucić cebulę, a gdy się zeszkli chili. Mieszać co chwilę.
Wrzucić opłukane i osuszone (koniecznie, bo tłuszcz będzie strzelał!) papryczki oraz czosnek i po minucie przykryć pokrywką. Smażyć do momentu pojawienia się na papryczkach ciemnych plam, mieszając kilkakrotnie, aby równomiernie dochodziły. Nie wystraszyć się łuszczącej się, białoprzezroczystej skórki, to naturalny efekt smażenia papryki w wysokiej temperaturze.
Pod koniec smażenia papryczek dorzucić bób, kapary, nać, sól, pieprz, skropić octem i obsypać większością sera. Delikatnie wymieszać i poczekać tylko tyle, by bób się ogrzał.
Wykładać na talerze o obsypać resztą sera.
3 notes · View notes
polstoria · 2 months
Text
Imagine że jesteś swiftie i mieszkasz w Warszawie ale nie mogłaś iść na koncert bo masz pracę. I meldujesz się na swoją drugą zmianę w hotelu nieszczęsna i niezadowolona bo Taylor jest tak blisko ale też tak daleko i każą ci myć jakieś naczynia czy coś bo to drogi hotel i zmywarka jest poniżej ich poziomu wszystko jest handmade. I nagle szefowa ci mówi że ich gość Taylor Swift we własnej osobie zażyczyła sobie na podwieczorek po powrocie z koncertu donuty z Dunkin donuts i masz pójść na miasto i przynieść jej takie jakie chce. I to jest dla ciebie spełnienie marzeń bo jako swiftie dokładnie weisz jakie są jej ulubione ale jednocześnie zdajesz sobie sprawę że w Polsce nie ma żadnego lokalu Dunkin donuts. I wchodzisz na jakieś najbardziej podejrzane reddity żeby dowiedzieć się jaka jest ich tajna receptura i je odtworzyć w hotelowej kuchni. Udaje ci się osiągnąć pewien sukces i układasz je ładnie na talerzu w odpowiedniej kolejności*. Potem zanosisz je do pokoju Taylor Swift myśląc że zdążysz zanim wróci, ale w stresie zapominasz że przecież ona lata prywatnym odrzutowcem i zdążyła już wrócic z koncertu. Wchodzisz do jej apartamentu i kładziesz donuty na stole ale nagle ona przychodzi z innego pokoju i stajesz oniemiała bo to twoja idolka. Ona najpierw cię nie zauważa i bierze donuta. W końcu dukasz do niej 'hi' a ona odpowiada 'czesc'. Wciąż w szoku zaczynasz pytać czy możesz sobie zrobić z nią zdjęcie. Ona mówi że jasne i w ogóle to dobre te donuty. Nerwowo odblokowujesz telefon, a ona patrzy przez twoje ramie na ekran blokady (jest na nim twój edit z cytatem z jej piosenki) i mówi że nigdy jeszcze nie widziała żeby ktoś zinterpretował go poprawnie ale tobie się to udało. Zamiast zdjęcia całą noc przegadujecie o jej piosenkach. Ona mówi że nikt nigdy nie zrozumiał jej tak jak ty. Taylor rozważa kupienie domku i jeziora na Mazurach. Nigdy nie byłyście szczęśliwsze. W końcu Taylor zauważa że za oknem robi się już jasno a ona przecież wieczorem ma koncert i mówi że musicie pójść po kawę bo ona powinna zaraz wstawać i przygotowywać się do występu i nie wierzy że zachowała się tak nieprofesjonalnie. Wtedy ty jej mówisz że o tej porze wszystkie kawiarnie będą zamknięte, pozostaje jedynie kawa z żabki**. Ona na to, kiedy już wytłumaczysz jej co to żabka, patrzy na ciebie zimnym, pustym wzrokiem. Widzisz i rozumiesz, że to oznacza że porozumienie jakie powstało między wami tej nocy zniknęło na zawsze. Wycofujesz się.
Rok później Taylor wydaje najbardziej incomprehensible album w całej swojej historii. Nikt oprócz najbardziej zaprawionych w boju gaylors nie może pojąć co miała na myśli pisząc o fake donuts. Kilka z nich ląduje w szpitalach.
*Swiftie będą wiedzieć o co chodzi***
**Kasia Babis relacjonowała dramę na tik toku gdzie Amerykanie strasznie oburzali się że w Europie kawiarnie otwierają się za późno i nie mieliby kiedy wypić kawy np. przed pracą
***ja nie wiem
2 notes · View notes
annpositivitylife · 1 year
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Zdjęcia z ostatnich, normalnych dni🥺
Mam częściej jazdy, ale szok, bo prawo jazdy jest o wiele trudniejsze od matury. Wolałabym pisać znowu maturę niż to robić xD. Dopiero na 10 godzinie ogarnęłam płynne ruszanie (najpierw gaz, potem puszczam sprzęgło..). Źle jakoś kręcę kierownicą i czasem mnie wypierdala pod prąd jak skręcam xD Pizłabym to chętnie.🙈 Ale dostałam pieniądze od dziadków na to i mi głupio xD a poza tym ciągle w siebie wierzę, że może coś się odmieni.
Czuję się lepiej z jesienią. Obkupiłam się na studia, znalazłam parę fajnych rzeczy w lumpach, w action. Jak na złość, pokończyły mi się wszystkie kosmetyki, płyny do mycia, kremy do golenia, więc tak, to są moje zakupy przed studiami xD. 😅
Podobam się sobie 👉👈 nie czuję potrzeby tycia czy chudnięcia. Nawet nie wiem ile ważę. Ale się sobie podobam. Kropka 😅 nie wiem co więcej pisać. Cieszę się sobą, jedzeniem, tym, że mogę się ubierać jak chcę, bo coś odkodowało mi się w głowie. Ale spokojnie, brzuszek nadal mam🤣 i go lubię🥺
Tumblr media
No i, żeby w ogl zacząć przygotowywać się do studiów, musiałam mieć to diamond painting z krowami. Mega mi się podoba.
Pisałam na stronie uczelni test. Wzięłam poziom B2, bo w sumie tak długo się uczyłam na to. i miałam 53/60. Nie jest źle.
Zrobiłam pierwszy post, taki trochę psychologiczny na insta!!! Oprócz konta z tarotem. staram się nie wywierać na sobie presji, bo to ma być w ramach pasji. Dla mnie. Niesamowite, mam 20 lat (prawie, ale jak mówię takie rzeczy to lepiej brzmi xD) i uczę się robić coś dla siebie. Szok.
Związek okej. Staram się nie zapominać o sobie, rozmawiam jak mam jakieś mental breakdowny (najczęściej związane z Pms), cieszę się. Ostatnio triggeruje mnie jedynie myśl, że to zakochanie i to się skończy. Bo tak było w poprzedniej relacji, że potem nie mogłam patrzeć na gościa. Ale no właśnie- tam potem nie było miłości. Nie chcę mieć całe życie wątpliwości co do siebie i do relacji. Najpiękniejsze chwile z M. mam wtedy, gdy jestem TU i TERAZ, skupiam się na życiu, przyjemności, lekkości. Bo to nie chodzi o zewnętrzne okoliczności, tylko mindset. Bo mogę mieć dzieci z facetem i się zastanawiać i być niezadowolona i się martwić, mogę być w zakochaniu i tak mieć i równie dobrze mogę brać ślub i tak myśleć xD. Nie chcę żeby te etapy mi przeleciały.
mam pewnie o wiele więcej przemyśleń na ten temat niż inni ludzie ale jestem wysoko wrażliwa i jestem Panna wedyjską, więc muszę sobie zanalizować i wytłumaczyć 🙈
19 notes · View notes
kasja93 · 1 year
Text
Siemanko
Tumblr media
Obudziły mnie uszaki. Postanowiły urządzić sobie RAID po pokoju. Wstałam, nakarmiłam, posprzątałam i zjadłam śniadanie
Tumblr media
Chałka z dżemem kiwi. Dobrą robią tu chałkę to trzeba przyznać. Po śniadaniu pojechałam na targ i kupiłam ogórki oraz kalafiora :) zaczynam przygotowywać się na zimę z własnymi słoikami!
Tumblr media Tumblr media
Zaczęłam kisić kalafiora (uwielbiam!) oraz zrobiłam czternaście słoików ogórków konserwowych. W przyszłym tygodniu będę robić sałatkę szwedzką, kompoty z wiśni i może wino?
Tumblr media
Zlałam do gąsiora wino z czereśni i porzeczek. Wjechała degustacja. Tata stwierdził, że wyszło dobre. Mi również smakowało i już znam patent na to zimno, które odczuwam. Kieliszek taki mały wina xD zrobiło mi się tak gorąco, że zdwojoną siłą zabrałam się za SZOROWANIE okien w moim docelowym pokoju
Tumblr media
Widzicie to żółte wokół klamki? To kurwa całe okna takie były 🤯🤮
W moim pokoju mieszkała palaczka, która za cel życia wzięła sobie picie, palenie, branie zasiłku i użalanie się nad sobą.
Pierdolone brudasy, ha tfu! Nie jestem jakaś perfekcyjna pani domu vel Małgorzata Rozenek, ale czegoś takiego nie jestem w stanie pojąć. Syf w chuj!
Tumblr media
Na obiad wjechał barszcz ukraiński bez śmietany zaś na kolacje dobiłam się arbuzem… To chyba pierwszy dzień od dawna jak zjadłam trzy posiłki… źle mi z tym
Tumblr media
Generalnie dziś padało czy raczej mżyło. Mimo to poszłam na spacer by zrobić kroki. Od dawna nie chodziłam tylko po to by spalać kalorie. To jakiś plus 🤷🏼‍♀️
Tumblr media
Ogólnie dzień był dobry choć śniła mi się robota. Oczywiście byłam wkurwiona po przebudzenia tak mi przez sen Gebelsy nerwy napsuły. Poza tym było okej. Znów mi dnia brakło by poczytać. Może jutro skoro nie mam nic do zrobienia? Oby.
Jedzeniowo było zbyt wiele i czuje się przepełniona do tego stopnia, że mi niedobrze. Wypije sobie ziołową herbatkę na trawienie i pójdę spać. Narazie delektuje się gorącą wodą w wannie i solami kąpielowymi
23 notes · View notes
truskafka0 · 5 months
Text
mama się mnie spytała czy już osiągnąłem swoją wymarzoną wagę, ja się zaczynam bać że ona zaraz zacznie mnie ważyć i sama mi przygotowywać jedzenie
2 notes · View notes
pushthebutton2 · 1 year
Text
Bal udany :) wszystko się spięło :) dzieciaki posunęły się nawet do opinii, że było super!
Ja tez sobie popląsałam troszeczkę, troszeczkę by nie przeginać, bo to w końcu not my party ;)
Jedyną lipę odwalili nauczyciele. Od początku przygotowań był zgrzyt, gdy się okazało że nauczyciele to siedzą w pokoju nauczycielskim i tam mamy im stół przygotować. No dobra. Chujowo, ale tak zrobimy. Przygotowałyśmy. Z napojami, przekąskami, w sensie zimnymi elementami cateringu, owocami i ciastami. No ale ciepłe dania w bemarach stały na stołówce, tam gdzie jadły dzieciaki. I oburz, że jak to nauczyciele maja chodzić po jedzenie, tak z dziećmi… żeby coś im przynieść, powiedziałam że no way, nie damy im całego bemara, nie przedłożymy do niczego, przecież to ma być ciepłe. Zagotowałam się i nie byłam gotowa na żaden kompromis. No bo kurna. Bal Ósmoklasisty - oni powinni z tymi dzieciakami być na ostatniej wspólnej imprezie. Po chuj w ogóle przychodzili ma ten bal, skoro chcą siedzieć zamknięci w pokoju nauczycielskim. Sorry ale prywatnej imprezy to naprawdę nie mam ochoty im fundować i przygotowywać! Tak mnie zagotowali!
Na szczęście wychowawcy klas ósmych bawili się z dziećmi, nie bali się wychodzić ;) byli do samego końca ❤️
Impreza do 23, dzieciaki poprosiły by mogły po 22 poleciec piosenki z ich playlisty - wiecie te wszystkie patopiosenki ;) wiadomix - po 22 to już mogli :)
W ogóle fajne te dzieciaki :) takie kontaktowe, wygadana, ale jednocześnie właśnie do dogadania. Szkoda, że nauczyciele się odcięli.
No i zajebiście wyglądali - elegancko, dziewczyny na obcasach, z makijażem, fryzurami - ale wszystko właśnie z klasą i eleganckie :)
Poloneza mieli z takim wyrafinowanym układem! Respect, że to ogarnęli - 8,5 minuty!
A Frr „tak się wzruszyłem patrząc na tego poloneza” ;)
15 notes · View notes
nothing-but-tears · 8 months
Text
o kur ząb mnie boli 😃 no superr
Btw wymyśliłam sobie na ferie takie coś że albo będą fasty, albo będę sobie przygotowywać na cały dzień jeden objętościowy fancy posiłek poniżej 250 kcal i ten posiłek podzielę na 2-3 porcje, które będę jeść w ramach 2-3 posiłków. Więc wyjdzie mi dziennie poniżej 250 kcal a będę usatysfakcjonowana, wiec myślę że fajnie tak będzie...
Trzymacie się ❤️‍🩹
6 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Jestem tak zmęczona, że dziś przypadkiem wyszło mi bycie na luzie.
Miałam zrobić ten graficzny plan tego tygodnia, ALE wolałam o godzinę dłużej spać, tylko pracować, tylko wyprowadzić dwa razy psa, tylko zrobić i rozwiesić dwa prania, a także tylko podlać rośliny, tylko zrobić obiad. I tylko w końcu rozpakować walizkę z wakacji i załadować pralkę z rzeczami do prania, które puszczę jutro.
Szlag mnie trafił nieproporcjonalnie do sytuacji, kiedy mój partner wlazł do kuchni, gdy przygotowywałam nam obiad niespodziankę. Prosiłam, aby tego nie robił. Prosiłam. A wlazł. Coś tam sprawdzał, ile żarcia dla psa mamy na półce, widział do połowy przybrane talerze, widział pokrojone składniki na deskach, pierogi kaszubskie na patelni i sobie wyszedł. I to mnie wybiło totalnie, inna gęstość weszła po prostu. Coś we mnie wybuchło nieproporcjonalnie do sytuacji. Prosiłam by nie wchodził. Chciałam na swoich warunkach zrobić mu i sobie niespodziankę, wyjątkowy posiłek, zjeść obiad z całym wachlarzem smaków, z różnymi produktami, sałateczkami z różnych części świata, z tymi cholernymi pierogami po kaszubsku, które jedliśmy rok temu w tamtej knapie na drugim krańcu kraju... Chciałam to ładnie ubrać, podać... a on wlazł i wylazł, zero zainteresowania.
To po chuj ja się staram...?
I wybuchnęłam. To znacyz nie krzykiem, ale w srodku... Z pretensja zapytałam czemu wchodził i poinformowałam go, ze jest mi przykro.
"Nie wiedziałem, że robisz niespodziankę. Nie zarejestrowałem, że mówiłaś, żebym nie wchodził!"
No wiadomo, że nie wiedział, bo na tym polegają niespodzianki... Na to odpowiedzi nie miał.
I nie miałam ani chęci, ani zapału by przygotowywać to... ubierać, wycinać ksiatki z ogórka itp.
Po chuj.
Nie wiem co czuję - bo mam wrażenie, że wybuchłam z powodu pierdoły, a chodzi o coś jeszcze głębszego.
7 notes · View notes